Kobieta wiejska 1939 3

background image

O płata pocztow a uiszczona ryczałtem

MARKOWA — CZERWIEC 1939

NR 3

ROK 1

YLASTIMIL H O F F M A N

G d y Najświęłsza Panienka po świecie chodziła,

sw ojego S ynocka

z a

rqckę w odziła...

(ze slarych pieśni)

background image

St r. 2

K O B I E T A W I E J S K A

Budujmy

Ź le jest ze zdrow iem chłopów w

Polsce.

N iedożyw ianie,

m arne

w arunkt

m ieszkaniow e, b rak uśw iadom ienia,
są przyczyna chorób,

k tó re gnębi.]

wieś.

A le najw iększe żniw o śmierci zbie

ra rokrocznie gruźlica. Sa okolice,
gdzie ilość gruźlików dochodzi do
40% , a na 100 dzieci 50 — 70 w y k a ­

zuje zakażenie gruźlica.

N a słow a „chory na suchoty" lek

ogarnia każdego, lek

i bezradność.

B o człow ieka takiego uw aża sie za

skazanego zgóry na śmierć.

Z boleścią p atrzy żona, m atka, w

oczy sw ych najbliższych, naznaczo*
nych ta straszna choroba. A ileż m a5
tek i ojców w kwiecie w ieku osiera!
ca swe dzieci. D ziesiątki tysięcy tra*
gedii rozg ry w a się corocznie p o d da*
chami chłopskich chałup.

G ruźlica to choroba soołeczna.

g dyż k ry je w sobie niebezpieyzeńtw o
dla przyszłości chłopów i całego na*
ro d u , p ow o d u jąc osłabienie iego sit
i zw yrodnienie. N a w et człow iek zdro

w y, ale pochodzący z ro d zin \ gruźb*

czej, jest słaby fizycznie i bardziej
sk ło n n y d o zachorow ań.

M u sim y w ypow iedzieć w alkę gryź

licy. W a lk a ta m usi być prowadzi.*

n a na k ilk u fro ntach rów nocześnie

T rzeb a szerzyć uśw iadom ienie, jak

chronić sw oje zdrow ie; jak zvć. aby
nie zachorow ać; jak m a postępow ać
członek chory, aby me zarażał swe*
go otoczenia.

W y p ra c o w y w a ć i walczyć r,.p o p ra­

w ę by to w an ia m as chłopskich. Także

często sp o ty k a się w przych o d n i le
karskiej chorych, k tó ry m lekarz ka-

że się d obrze odżyw iać, pić dużo
m leka, jeść m ięso, m asło itp . A tu
p ó ł m orga pola, niem a k ro w y . ale za*

to jest k ilk o ro ludzi w jednej ciasnej
izbie.

D lateg o spraw a reform gespodar*

czych, a szczególnie reform y rolnej

jest palaca.

G ruźlica

jest chorobą zaraźliwą.

W a żn e jest, ab y żywe ogniska zara*
zy, jakim i sa chorzy

w ypły w ający

przy kaszlu m iliony zarazków ,

od*

dzielić o d zdrow ych. Także częste są

p rzy p ad k i, że chory ojciec lub mąt*
ka. zdaw na niew innie kaszlacv d zia­
d ek lu b b abka, nie zachow ujący żad ­
nych śro d k ó w ostrożności, rrzew az

nie nieśw iadom i

niebezpieczeństw a

swej choroby, są źródłem zakażenia
całej rodziny.

Źle jest.

A le sk ąd brać na leczenie G ru źln

sanatoria

ca to choroba ko sztow na, leczyć ją

trzeba długo, a na w si ta k ciężko o

k ażd y grosz. W ięc się czeka. Dopie*
ro k ie d y chorob a tak sie rozw inie, że
chory zupełnie z sił opadn ie i robić
już nie może, szuka się ratu n k u u le*

karzy. T rzeba jechać do sanatorium ,
gdzie k o szt w ynosi 7— 10 zł. dzień**
nie. N ieliczni m ogą sobie na ro poz*

wolić, w iększość olbrzym ia z rezyg*

nacją przyjm uje w y ro k nieubłagane*

go losu.

W m iejscow ościach o w y b itny ch

w arun kach zdrow otnych , ;ak góry,

lasy, p o b u d o w a n o liczne san atoria

dla gruźlików . K orzystać z nich m o ­

gą ty lk o ludzie bogaci albo ubezpie*

czeni w kasach chorych.

N iek tó re organizacje zaw odow e.

abv udostępn ić sw oim członkom ta*

nie leczenie, p o b u d o w a ły sw oje wła*

sne sanatoria.

P o b u d o w ał

sa n a to ­

rium Z w iązek

N auczycielstw a po!**

skiego,

liczący ok o ło 60 tysięcy

członków , zbu d o w ały sw oje sanąto*
ria w o jsko , policja, kolejarze itd.

N ie m ają ty lk o sw oich sanatoriów

chłopi, choć chłopów jest w Polsce
najw ięcej. Istnieją w praw dzie sana*
topią pryw atne, ale te dla nas za dro*

gie. D latego też m im o, że r a ws-
jest tysiące potrzebujących jęczeń a

sanatoryjnego, w sanatoriach ich nie
ujrzycie.

C zem u nie przyjdzie nam z pom o­

cą państw o, przecież płacim y p o d a t­
k i? C óż kied y zaństw o m a tyle ró ż ­

norakich potrzeb, że nie jest w sta n :e
dziś i w najbliższej przyszłości z a p e ­

wnić w si opieki sanato ryjn ej.

R ozw iązanie

tej

potrzeb y m us'

wieś wziąć na sw oje barki.

P ob u d o w aliśm y już w łasnym i siła­

mi tysiące kościołów , szkół, domóv,T
ludow ych, m leczarni, zaczynam y b u ­

dow ać sw oje chłopskie uniw ersytety,
spółdzielnie zdrow ia itp. C oraz wię*
cej potrzeb uczym y się

zaspakajać

w spólnie, zbiorow ym w ysiłkiem .

Teśli jedna parafia może w ystaw ić

k ościół za kilkaset tysięcy zł., jedna
g rom ada w y b u d u ie szkołę czv dom
społeczny, — m uszą chłopi zdobyć
się na to, aby p obud ow ać sobie

sw oje chłopskie sanatoria.

W ie ś w y daje na leczenie g ru źlic/

kilka m ilionów zł. rocznie, a m ogła­
by je w ydać bardziej skutecznie i ce­

low o, lecząc się w sw oich sanatoriach
p rzysto sow an ych d o m ożliw ości fi*
nansow ych chłopa.

S anatoria te b y ły b y pom yśiane ja*

k o d om y pracy, oczywiście pracy,

chłopskie

k tó ra chorem u nie zaszkodzi, pracy
lekkiej daw kow anej przez specjalistę

lekarza. O gro dn ictw o, zab aw k arstw .

koszy karstw o , opiekę budow li i t. p.

urozm aica chorym p o b y t, że nie będą

tak dotkliw ie odczuw ać swei choro­

by, a jednocześnie dając pew ien do
chód i pozw olą na obniżenie kosz
tów utrzym ania.

Takie są m ożliw ości realizacji tego

p ro je k tu ? M am y dziś w Polsce:

G ro m ad w iejskich okołr. 40.000
G m in w iejskich

3.120

R ad P ow iatow ych

240

R óżnych spółdz. około J 8.000
O rganizacji ośw iat, i k u lt 50.000

Razem przeszło 100 tysięcy o rg a n r

zacyj w iejskich, m ogących dać w ięk ­
sze lub m niejsze udziały na budow ę.

Przypuśćm y, że każda z nich da tv b

ko 10 zł. rocznie, to zbierze się sum a

1 m iliona w ciągu roku . W ciągu 10

lat m ożnaby w ystaw ić kilka sanato*

riów w różnych okolicach kraju. Pe*

wnie, że yriele organizacyj tej kw oty
nie wpłaci, ale zato różne spółdziel­
nie. rad y gm inne i pow iatow e mog.i
bez uszczerbku dla sw oich b u dżetów

sumę tę zw ielokrotnić. G d y b y no.
ty lk o rad y pow iatow e dały p o lOCó
zł. b y ło b y już ćwierć m iliona zł. Tąk
sam o wiele

zam ożnych spółdziel

ni. które przeznaczają tysiące zł. na
cele k u lturalno ośw iatow e, m oże o-
fiarow ać na ten ceł większe kw oty.

W p ra w d zie sk ro m n y jest ten p r o ­

jekt i skrom ne fundusze w oorównn*

niu z potrzebam i wsi i budżetem
P aństw a, skrom ny, ale zato realny.

Z acznijm y o tym radzić.

N ajvńęcej boleje, najm ocniej odczu

w a stratę czy ciężką chorobę sw oich

u k o chanych kobieta. T c tez my
szczególnie m usim y wziąć sobie tę

spraw ę d o serca i gorąco ją poprzeć.
T u taj w idzim y jak kobieta koniecz­

nie po trzeb n a jest w sam orządzie, o r­

ganizacjach społecznych i spółdziel

czych,

poprzez

k tóre

w yw arłaby

w pływ na m ężczyzn. D la niektórych
rzucony tu p ro je k t w y d a się niemoż*
liw y do zrealizow ania,

jesteśm y na

ten zarzut przygotow ane. A le warun*
ki w jakich znajduje się dziś wies

i P o lsk a takie ty lk o w sk azu ją nam
rozw iązanie.

N ie cząs dziś czekać i narzekać.

C hłopi w Polsce są już na tyle doi*

rzali, aby zrozum ieli, że zdrow ie <ch
rodzin jest najw iększym bogactw em .

T o też tę piekącą spraw ę, któ ra

krzyczy, w oła w ięlkim głosem, pow in

ni poprzeć w szyscy bez w zględu na
p rzekonania polityczne.

background image

k o b i e t a

w i e j s k a

Śt r. 3

WOJCIECH JANCZAK

Gdańsk sprawą światową

Przed miesiącem pisaliśm y na tyn.

m iejscu o rozw o ju w y p ad k ó w m ię­
dzynaro d o w ych, które w b ły sk aw i­
cznym tem pie p row adziły nas nie­
uchronnie w odm ęty krw aw e) k a ta ­
strofy. Pisaliśm y, że gw ałty państw
tzw. „faszystow skich",

a zwłaszcza

Niemiec, dosięgały coraz to innych

ziem i narodów . M ów iliśm y także,

że zaborczość niem iecka sięgęęla wre­
szcie po G d a ń sk i tutaj o parła się o
zdecydow ana postaw ę n aro d u pols*
kiego.

O d tej chwili oczy całego

św iata skierow ały się na to m iasto i

z najw yższym napięciem p atiza

na

rozgryw ające się tam w yp ad ki. W ró g

bow iem , k tó ry do tej p o ry szedł i

zdobyw ał, brał w niew olę

bez w y ­

strzału i ujarzm iał, tutaj n ap o tk ał na
zdecydow any opór, nie skło n ny d o

najm niejszych

ustępstw .

M usi

więc zachłanność niem iecka odejść z
p o d G d a ń sk a z kw itkiem , albo też
zdecyduje się na św iatow a

pożogę

w ojenna. Trzeciego bow iem wyjścia
niema. N ic więc dziw nego, że sp ra ­
w a G d a ń sk a stała sie dziś spraw a
św iatow a. Stad bow iem przyjdzie a l­
bo uczucie ulgi, że burza m meła, al
bo pad n ie iskra na nagrom adzone
hen! po świecie prochy.

D laczego G d a ń sk stał się tak waż*

n y ? G d a ń sk jest dziś dużym m ia­
stem porto w y m , położonym,

u w y ­

brzeży m orza Bałtyckiego, w m iejscu

gdzie W is ła w p ad a do m orza. Mia*

sto to iest b ard zo stare i natęży do
najstarszych m iast polskich. D zięki

sw ojem u położeniu u ujścia W isły

dość już wcześnie

rozw inął się

G d a ń sk na duże m iasto p o ito w e i o-

g nisko m iędzynarodow ego handlu.

Przez G d a ń sk i W isłę szło w d a w ­

nych czasach zboże z Polski do in*
nych

k rajó w

europejskich.

Przez

G d a ń sk przychodziły do nas zagra
niczne tow ary. G d a ń sk b ył więc n a­

szym w yjściem na św iat, na szerokie
m orza i lady. Jednocześnie Gdańsz*
czanie na h a n d lu zagranicznym P o l­
ski z innym i krajam i ogrom nie się
bogacili. P o b u d o w an o w spaniałe k o ­
ścioły, pałace i t. p. Łatw ość szybkie?
go zrobienia m ajątku

ściagała d o

G d a ń sk a m asy łudzi, zwłaszcza k u p ­
ców i przem ysłow ców niemieckich.

P o n a d to w pływ y niemieckie zaczę

ły w G d a ń sk u się rozszerzać o d chwi

li, k ied y za plecami G d a ń sk a na zie*

m iach ta k zw anych P rus w schodnich

osiedlił się zakon niem iecki — Krzv-
żaków . W 1308 ro k u K rzyzacy zajęli

1 G d a ń sk . O d

1466 — 1793 ro k u

G d a ń sk należał znów do P olski i na
te lata p rzy p a d a najw iększy jego
ro zk w it i w ierna służba Polsce. Z
chwila, g d y P o lsk a uległa rozbiorom

G d a ń s k znalazł się w granicach p a ń ­

stw a pruskiego.

P o w ojnie św iatow ej w 1919 roku ,

G d a ń sk został odłączony od

Nie-

, _.iec i stw o rzo n o zeń tak zwane

1 „wolne m iasto" p o d opieka P olski i

Ligi N a ro d ó w . Poisce, na m ocy tra k

tatu w ersalskiego z 1919 ro k u , zo sta­
ły przyznane w G d a ń sk u d aleko id ą ­

ce upraw nienia i przyw ileje.

M iędzy innym i P o lsk a otrzym ała

w szystkie sp raw y celne w G dańsku,

zarząd w szystkim i kolejam i, prow a

dzenie w szystk ich sp raw zagranicz­

nych G d ań sk a, połow ę mieisc w Ra*

dzie P o rtu , pocztę i t. p. Spraw am i

P olsk i na terenie W o ln eg o M iasta

G d a ń sk a zarządza G eneralny Korni

sarz R zeczypospolitej Polskiej. Z ra ­
m ienia Ligi N a ro d ó w

w G d a ń sk u

urzęduje delegat, k tó ry sie nazyw a

W y so k im K om isarzem

Ligi N aro.

/. O d czasów i.ednak w o in y św ia­

tow ej a zwłaszcza od chlwili, g d y rzą>

, d y w G d a ń sk u objęli hitlerow cy

(1933 r.) czynił G d a ń sk Poisce naj ■

rozm aitsze trudności,

chcąc pozbyć

sie polskiej opieki. P o d b u rz o n a przez
ag itato rów z Berlina ludność G d a ń ­
ska zaczyna coraz śmielej w y stęp o ­
wać przeciw Polsce. T e w y p ad k i skłe
niły m iędzy innym i Polskę do budo*

v czysto polskiego p o rtu na Bałty-

i ku t. j. G d y n i. G dynia, m im o że

jest dziś jednym r najw iększych p o r­

ów na B ałtyku, nie zm niejsza jed*

a a k wcale znaczenia G d a ń sk a

dla

olski i do dziś dnia połow a nasze

go

h a n d lu

m orskiego idzie przez

G d ań sk .

G d a ń sk , bow iem jako leżąry u u j­

ścia W isły , stanow i naturalne zakon,
czepie w ielkiego szlaku handlow ego

jakim jest W isła z dopływ am i. Bez

G d a ń sk a w artość W isły , jako drogi
kom unikacyjnej b y łaby b ardzo m a­

ła. Z drugiej strony, usadow ienie sie

kogoś obcego w G d a ń sk u sparaliżo­
w ałoby nam w ogóle w yjście na m o­
rze. u tru d n iło b y nam handel a tym
sam ym pozbaw iło nas w szelkich moź

liwości rozw ojow ych i tych ogrom ­

nych korzyści, jakie płyn ą z m orza.

G d a ń sk m a więc dla nas pierw szo­

rzędne znaczenie i jest p o p ro jtu s p ra ­
w ą życia i śmierci

dla nas w szy st­

kich.

N ic więc dziw nego, że gdy N iem ­

cy zażądali o d d a n ia

im

G d ańska

spotkali się z kategoryczna odm ow ą
i ze zdecydow ana p ostaw ą całego
społeczeństw a polskiego.

H itler zażadał G d a ń sk a nie

dla­

tego, żeby m u b y ł potrzebny. N iem

cv mają dosyć sw oich wielki, h p o r­

tów , któ re już dzis nie m ają co robić.
N ie zażądał także dlatego, że m u
chodziło o los „biednych N iem ców

gdańskich".

Przez

odebranie nam

G d ań sk a chciały N iem cy nas p o zb a­

wić w yjścia na morze, a w ten

sposób osłabić, aby potem „bez w y ­
strzału" ow ładnąć całą P olska i p o d ­
dać ja p o d sw oja kom endę. T ak ie są
cele po lity ki niem ieckiej.

Z aw iedli

sie jed nak grubo.

M y rozum iem y

doskonale

czem

jest dla nas G d a ń sk , a z nami razem

rozum ieją tak sam o w ielkie i potęż*

ne m ocarstw a zachodnie jak Francja,

i A nglia, k tóre ośw iadczyły, że na
p a d na G d a ń sk uważać becla za na-

oad na Polskę i pospiesza nam z p o ­

mocą.

W ściek li hitlerow cy, że im sie nie

udało za jednym zamachem, organi-

iu ja dziś w G d a ń sk u różnego ro d za­

ju w ystąpienia przeciw Polsce. N ie ­

ma dnia, żeby nie urządzili nap ad u
na jakiś polski urząd, czy p o lsk a rp-

dzinę. C hcą w ten sposób w yczerpać

naszą cierpliwość i zmusić nas

do

kapitulacji. Z aw io dą sie bardzo.

M y nie zw ykliśm y oddaw ać co na­

sze i p o k orn ie iść w niew ole, a
G d a ń sk „m iasto niegdyś nasze z n o ­

w u będzie nasze".

Komitet Redahcyjny naszego pisma:

Balalow a K atarzyna, Bujoyya Ąn-

na, C ieko tow a H anna, C iek o t W ła*

Jysław , C iota Józef, G adzelank a A n ­

na, C ho rążow a H anna, Flejsząr M ie­

czysław, JędrzejcóW na M aria, Jan*

czak W ojciech,

K o jdro v/a A urelią.

M an iaków n a A lana, M arcinkow ski

Józef, M leczko Franciszek, Nienicza-
kow a M aria,

O siejo w a G enow efa

StefanoW iczówna A niela, Solarzow a

Zofia, Solarz Ignacy, Św ietlików na

. H elena, Św ietlik F io tr, Sw irska W e-

. ronika, Szylłarow a Józefa, Szpunaro-

wa A n n a, W alczak ó w n a K atarzyna,

Zaleska Zofia.

Lista członków K om itetu nie jest

, zam knięta i niektóre tereny b ęd ą jesz

cze m ogły w prow adzić sw oich przed

tawicieli.

, . ,

background image

S t r . 4

K. ŚWIATEK BALALOWA

Pragniemy

m ajow ym num erze „K obiety

W ie jsk ie j" p. Św ietlik, znany dzia­

łacz społeczny, napisał b ard zo cieka­
w y i na czasie a rty k u ł: „R ola sp o ­

łeczna k o b iet w iejskich". N a d tym
artyku łem k ażda z nas pow in n a się

d o j j r z e

zastanow ić, ale jeszcze w ię­

cej w inien on p ob u d zić m ężczyzn do
p o d d a n ia krytycznej ocenie Ich sto ­
su n k u do k obiety.

P. Św ietlik d obrze zna i rozum ie

cieżkie życie k o b iety w iejskiej i rad

b v ia dźw ignąć z nizin na k tó ry ch od
tysiącleci bytuje.

P ragn ąłb y ją w idzieć p rzy przebu-

dow ie dzisiejszej w si reka v/ reke ze

sw ym mężem, bratem , czy sąsiadem ,

b y w yw ierała w p ły w n a spraw y sa­
m orządow e,

gospodarcze,

w ycho­

w aw czo -ośw iatow e,

spółdzielczość

i t. d., b o przez to p om noży d o b ro ­
b y t i szczęście nietylko w swojej
rodzinie, ale i w grom adzie.

Racja, tak być pow in no od d aw ­

na, ale niestety nie jest i nje tak
p ręd k o będzie! A k tóż tem u w inien?

M ężczyźni w inni. Z d a je mi się,

że

będę w yrazem ogrom nej większości
ko b iet w iejskich, jeżeli otw arcie n a ­
pisze, co m y i iak o tym w szystkim
m yślim y. Zastrzegam sie jednak, że
nie m am zam iaru p row adzić na ten

tem at jakiejś

złośliw ej

p o le m ik i5,

nie„ m am chęci dokuczenia m ężczyz­
nom , b o uw ażam spraw ę udziału k o ­

b iet w życiu w si i P o lsk i za zbyt
pow ażną.

K ażd y

św iatlejszy człowiek

d o ­

brze w ie, że wieś po lsk a pojzrążona
b y ła w ciemnocie przez całe stulecia,
srodze uciskana przez szlachtę, zapora
niana i dop iero przed kilk ud ziesię­
ciu laty ruch lu d o w y obudzjjH ą do
człowieczego życia.

A le podczas kied y m ężczyźni u-

św iadam iali się. czytali gazety, tw o ­
rzyli i należeli do różnych organiza-
cyj, brali udział w życiu społecznym
gospodarczym i politycznym , k o b ie­

ta w iejska, ich żona. m atka, siostra,
została poza tym ruchem w yzw oleń­
czym.

N ie doceniono iej znaczenia

w dziejach przełom ow ych w si.

Z o ­

stała za „zapieckiem " i tk w i tam do

dzisiaj,

b o w łaśnie sami m ężczyźni

nieśw iadom ie zagrodzili iei dro g ę do
szerszego św iata

d o w sp ó łp racy w

grom adzie.

Zepchnięta

do roli

popychadła,

w y k o n u je zazwyczaj' naw et najcięż-

*polemika — spór

K O B I E T A W I E J S K A

wyjść z

sze ro b o ty za męża, k tó ry zawsze ją

uw aża za niższy um ysłow o tw ó r Bo­
ży, tra k tu je ja brutalnie, a często gęs­
to b urknie lekcew ażąco: „Ej! co tam
takie babskie gadanie, do niczego ta
b ab sk a ro b o ta i babskie rządy, w ar­
kocz długi, rozum k ró tk i" — j k roby
tam zresztą zliczył te kąśliw e przy-
gryzki. O tóż takie trakow anie

k o ­

biety jekt niesłychanie krzyw dzące i

niespraw iedliw e. M ężczyźni, k tórzy

wcześniej w y d o b y li się ? w iekow ego
poniżenia.

pow inni

w ychow yw ać

sw oje żony, córki i sio stry d o życia

społecznego nie kpinam i

i szy der­

stwem, ale oceniać ich zdolności i za­
lety człowiecze, wciągać je do sam o­
rządu gm innego, K ółek Rolniczych,

spółdzielni, czytelni,

pod su w ać im

d o czytania gazety ludow e, d o b ie

przystępne książki,

rozm aw iać czę­

sto z nim i o tym co dzieje sie w Pq1-
scę i na święcie, brać je na różne ze­
b ran ia i zjazdy, b y je ośmielić i za­
znajom ić z przejaw am i życia o rgan i­
zacyjnego ludow ego.

C hłopi we w łasnym dobrze zrozu­

m ianym interesie po w inn i dom agać

się o d w ładz zakładana w każdym
pow iecie szkół g o sp o d arstw a ko b ie­

cego i posyłać swe żony czv córki

d o U n iw ersy tetó w

lu dow ych

lub

na różne k u rsy go sp o d arstw a k o b ie ­
cego, k tó re im dużo korzyści p rzy ­

niosą. A m bicją bow iem każdego p o ­
w inna być św iatła kobieta, w zorow a

go sp od yn i, jak to jest u innych n a ro ­

d ó w zwłaszcza

w krajach zach o d ­

nich.

Przecież

m am y

napraw dę

dużo

zdolnych i b y strych kobiet, które są
do sk o nałym i m atkam i, g o sp o d y n ia ­

mi k tóre p otrafią zastąpić m ęskie rę­

ce w każdej pracy, więc

zapew ne

ich m yśl, d o rad a czy czyn w sp ra ­

wach społecznych

nie będzie g łup­

stw em . W Polsce k o biety m ają p ra ­

w o głosow ania do rad gm innych, a

gdzież ie w idzim y rad n y m i?

Listy

w yborcze uk ład ają jedynie mężczyź-

więc dlaczego

nie postaw ia

na

nich kob iet,

ale strzegą zazdrośnie,

b y sie żadna niew iasta do rad y gm in­
nej nie dostała, ty lk o na siebie każą
nam głosow ać? W r. 1937 vv takim

m ądrym k raju jak A nglia, czterna­

ście

k o b iet

zostało

burm istrzam i

w iększych i m niejszych m iast, a n a ­
w e t m iasto Sheffield pow ierzyło ta k ­
że stanow isk o nadburmistrzą kobic-

Nr 3

rzapiecka"

d e m rs. L on gd on i nie uw ażało tego

a uchybę! W p ra w d zie i u nas w

olsce zwłaszcza na P om orzu sa w

niektórych w siada ko b iety radnym i

naw et i sołtysam i, ale to znikom a

ość! T eraz w Polsce o d b y w a ia się

yybo ry gm inne p o wsiach, niechajże

m ężczyźni napraw ią sw ój stą rv cięż­
ki błąd,

w prow adzając k o b iety do

rad gm innych, celem ośm ielenia i za­
praw ienia ich do życia grom adnego.

W m iastach k o b iety w Polsce p ro ­

w adziły długie lata zacięią w alkę „ze
św iatem m ęskim " nim nareszcie d o ­

puszczone zostały do sam orządu, na
w szystkie urzędow e stanow iska, do

organizacyj

społecznych,

różnych

zw iązków i stow arzyszeń a nay/et do
sejm u i senatu.

T o też dzisiaj m iasta i v/ ogóle

w arstw y inteligentne

nareszcie iuż

zrozum iały silę m oralna i w pływ k o ­

biety na całość życia zbiorow ego i u-
biegają się gorliw ie o jej w spółpracę,
bo im jest z tym daleko lepiej niz
chłopom , k tó rzy kobietę zlekcew aży­

li i odepchnęli

o d życia grom adz­

kiego.

D ziś czas najw yższy ten b łąd n a­

praw ić.

P odajcie nam kobietom rę­

kę pom ocną, uznajcie nas za rów ne
,'obie i postaw cie godnie przy swym
boku, byśm y z wam i razem pracow a­

ły rzeteln e dla do b ra wsi i Polski.

N ie pragniem y

za W a s rządzić,

ale rów ne z rów nym p o d jąć razem
ciężki tru d

w yk uw an ia lepszego

jutra.

R uch kobiecy w iejski

v/ Polsce

jest do piero

w pow ijakach, p o d e ­

przyjcie go chłopi,

pom óżcie mu

zdrow o row iiać się, b y sie nie skosz-
lawił, nim odrośnie o d ziemi, a to
łatw o by się stać m ogło, z wielka
szkoda dla spraw y lu d o w e jŁ

N a w szystkich

zjazdach,

zebra­

niach, w gminie, m iędzy soba,. w d o ­

m u. przckonyw ujcie, m ów cie pow aż­

nie, uczciwie, a naw et piszcie do p ra ­
sy ludow ej o palącej potrzebie u to ­

row ania d ro gi kobietom do w sp ó ł­
pracy społecznej z W am i.

Bo ten „zapiecek", za k tó ry zawsze

w pychano na w si k o b iety i dzieci,

to w ielka, jątrząca rana w naszych

sercach — b ard zo to boleśnie odczu­
w am y i pragniem y szybkiej zmiany.

Pom óżcie nam Bracia C hłqpi!

background image

Nr 3

K O B I E T A W I E J S K A

S t r. 5

W ł a d y s ł a w

S k o c z y l a s

S w i ą } o

w i a n k ó w

UŁAS SAMCZUK (Wołyń)

W a r s z a w a Rój, 19 38

C o c z y t a ć

U kazała się niedaw no, w 1938 r.

książka,

k tó ra pow inna sie znaleźć

w każdej bibliotece chłopskiej, czv to
gm innei, czy k ół m łodzieży, bez
w zględu na ich charakter polityczny.

M o g ą ia bow iem i po w in n i czvtać
w szyscy chłopi bez różnicy w ieku i
p oglądów . N ap isał ia chłop

z pod

Krzemieńca, U łas Samczuk,

a n a­

zwał „ W o ły ń " , bo odm alow ane

w

niej zostało życie chłopów na W o ły ­
niu. U łas Sam czuk jest U kraińcem .
Tako m io d y chłopiec,

przedzierając

sie nrzez różne k o rd ony ,

dostał sie

do Czech, gdzie zd o b y ł wyższe w y ­

kształcenie. T am też napisał i w y d ał
sw a książkę. N ap isał ia w swoim o j­

czystym iezvku

po u kraińsku.

Szybko oceniono w artość tego dzie­

ła i książka została przetłum aczona
w ciągu p a ru lat na języki: czeski,
słow acki, niemiecki, duński, litew ski,

fiński, szw edzki. N a o sta tk u praw ie
ukazał sie przekład polski.

N ależy

sie o d nas szczera y/dzięczność lu ­
dziom , k tó rz y sie do tego t»rzvęzvni-
li i firmie, k tó ra dzieło w ydała.

C o stanow i w artość tej k siążk i?

Tv1ko to, że m ów i ona o życiu chłop­
skim po chłopsku — szczerze i z
w ielkim talentem .

A u to r ani razu

nie m ów i nam o tym , że b y ł niezw y­

kłym dzieckiem, że w yrósł na p isa ­
rza chłopskiego — ćhociaż cały czas
m aluje nam w łaśnie

sw oje dzieciń­

stw o. A le p o d jego piórem

iest to

zwyczajne

dzieciństw o

każdego

chłopskiego dziecka,

o d m alutkiej

, m aleńkości,

k ied y to jeszcze ciągłe

* norcięta opadają, aż do chwil, w k tó ­

rych zaczyna sie budzić w głowi nie

, m yśl szukajaca p o świecie odpowie*

na różne py tan ia

Całe dzieło iest właściwie pow ie­

ścią o dziecku. A le dziecko nie żyje
samo. O b o k niego żyje m atka, a znią
i cała ciężka, tru d n a

dola k o b iety

w iejskiej,

jej troski, iei praca nad

, siłv. O b o k żyje ojciec ze sw oia — od

św itu do nocy — rolą, k tórei jest za­

wsze m ało, którei m ożna b v gdzieś
przy jakiejś parcelacji — jakże krw a-

— dokupić, którei nig dy nie chce

starczyć jako tak o

dla w szystkich

dzieci na przyszłość. Ż y ją ojciec i

^ a tk a ze swoim i m yślam i, któ re tak
^amo iak u dziecka bu dzą sie coraz
bardziei

i coraz w yraźniej ukazują

“ns chopskiego b ytu .

O b o k dziecka w iejskiego żyje ta k ­

że cała w ieiska p rzy ro d a — to . co n a­
da ie w łaściw a w artość duszv i cha­
rakterow i chłopa, a piękno iego ży-

iu.

W s z y s tk o to — nie opisąne.

ale

od dan e w słow ach p rosty ch , jasno,
zrozum iale, przystępnie dla każdego
człow ieka — p o chłopsku. T ru d n o

dziś zdobyć się na tak ą książkę na­

w et synom chłopkim .

W e w szy st­

kich praw ie książkach m ów iących o
wsi, czujem y iak b y te szkiełka k u l­
tu ry szlach eck o -m ieszczań sk iei^ tzez

któ re p atrzy się z w yższą na chłopa

i

iego św iat. W y ia tk i są ciągle jesz­

cze nieliczne.

T ru d n o osądzić,

co

w płynęło na to, że

U łas Samczuk

w łaśgie tak sw a pow ieść napisał

bez żadnych pretensji

do w ielkich

ty tu łó w i w ielkiej k u ltu ry , a jednak
stanał na szczycie tei k u ltu ry . M oże
na to y/płynęło to, że zaczął sie

kształcić

słuchając p ro sty ch chłop­

skich opow iad ań

i dobrze sobie te

naukę zapam iętał; m oże to , że do

kształcił

sie

w

dem okratycznych

Czechach, m oże wreszcie ty lk o to. że

ma praw dziw y, w ielki talent. D zięki

tam u talentow i książką U łasa Sam-
czuka p. t. „ W o ły ń "

iest wielkim

w ydarzeniem dla um ysłow ego ruchu

chłopskiego iest najpraw dziw sza o-
ro w ieścia

o żvciu chłopa p rze d w o ­

jennego z kresó w w schodnich. N ie

ma w niej w yciaeania na r c p i s ciem­

no ty w ieiskiei. lecz głębokie zrozu­

mienie

w artości życia w iejskiego i

naiszczersza,

serdeczna,

svnov.rska

m iłość do wsi.

K. W alczaków na

background image

St r. 6

K O B I E T A W I E J S K A

Nr 3

S T R Y K z górki

Zjazd ważniejszy niż zwykle

Było nas chyba ze trzydziestu tego

ro k u na ty m 27*mym Zjeździe „Spo*
łem “ w W arszaw ie z naszego rzeszo*
w skiego okręgu, co obejm uje

dzie*

więć pow iatów . A w ro k u zeszłym

ledw ie się nas sześciu w y b rało i to z

bogatszych ty lk o Spółdzielni.

A i z innych okolic Po lsk

chlo*

p ó w zjechało się setnie,

jak nigdy

chvjaa d o tąd na te same zjazdy spób
dzielcze. N ie ino zresztą chłopów sie
zjechało tyle. N ie by ło takiej sali w

W arszaw ie, żeby pom ieścić zgłasza*

iacych sie p o n a d tysiąc delegatów .

M usiał więc Z w iązek w ynająć aż
W ie lk i T e a tr z czterem a piętram i sie*

dzeń, żeby pom ieścić sw oich i gości.

W sz y sc y

dobrze w iedzieli

poco

tak grom adnie się zjechali. R o zstrzy­

gać się m iało na Zjeździe, k to będzie

m iał n ajw iększy w pływ na w ładze w
Z w iązku. C zy ty lk o spółdzielnie bo*

gate i bliskie m iejsca Z jazdu, czy też

i spółdzielnie niebogate i dalekie od
m iasta zjazdow ego, M ieliśm y zmie*

nić przepis sta tu tu o zjazdach

D otychczas każda spółdzielnia nu a

ła p raw o w ysłać sw ego delegata, ale

n apraw dę w ysy łały ich spółdzielnie

ty lk o b ogate

i bliższe

W a rsz a w y

Biedniejsze, m niejsze spółdzielnie

i

dalekie o d stolicy, to znaczy chłop*
skie, nie m iały pieniędzy na p o d róż

delegata, więc nie w ysyłały go i przez,
to traciły w p ły w na g o spo darkę i na

zarządzanie całym Zw iązkiem . Chcie*
liśm y więc teraz ta k zmienić przepis,

żeby te d robne spółdzielnie zebrane

u siebie na zjeździe okręgo\yvm wy*

słały w spólnie jednego delegata, któ*
ry b y tanim kosztem zawiózł na zjazd

głó w ny

do

W a rsz a w y w szystkie

głosy tych d robnych spółdzielni całe

go okręgu, żeby w ten soosób te
w iejskie spółdzielnie w y d o b y ły sie ~~
p o d p rzy g nio tu bogatych i rmałv tv

le siły na zjeździe, ile ich napraw dę

jest. Jest ich trzy ćwierci tych wiej*
skich spółdzielni w całym Z w iązku *
członków m aja już połow ę w szy st­
kich członków Zw iązku, a d orad na
zjazdach stanow ili

ty lko

dziesialą

cześć uczestników .

N ie m ało k osztow ało pracy i orze*

konyw ania, żeby jed nak o ode wsi

.chcieć, żeby dużą liczbą się zjechać,

żeby w ytrw ać do końca zjazdu. T rza
było w ytrzym ać atak przeciw ników
i go odeprzeć i nie zawahać się. Mó*
wić chciało na Z jeździe w tei spraw ie

k o ło trzydziestu m ów ców , b y łob y
trza obradow ać do trzeciej rano. fa*

'k o ś jed n ak pół godziny przed oółno*

cą w sobotę 3 czerwca b. r. rozśtrzyg*

•, nęliśm y głosow aniem tę spraw ę bar*

dzo ważna.

Sześćset głosów nie w ytrzym ało tak

długich ob rad, bo pew nie cała noc

p o p rzedn ia na Z jazd jechali, delegaci

i wcześniej poszli spać. Byli to głów*
nie delegaci wiejscy. O deszli przed
naiw ażniejszą uchwałą, jaka mieli p o ­
wziąć i na któ ra głów nie przyjechali.

T a k łatw o byliby zm arnow ali wysi*

łek przyjazdu, g d y b y p o d ich nie-
obecność

przepadła uchwała.

T a k

: często ludzie nie w ytrzym ują w naj

ważniejszem .

A tu jedna spółdzielnia

wiejska

przysłała z Polesia telegram : „nie ma*
m v za co przyjechać, prosim y Z jazd
o taka zmianę, żeby przecie

nasze

głosy kiedyś d o stały się na zjazd".

A delegat z w iejskiej spółdzielni

z

W ileńszczyzny w olał:

„jestem

t>:

pierw szy raz i napew no o statni rac,

'b o nasze spółdzielnie nie m aia za co

w ysyłać delegatów . Przyjechałem tył
ko dlatego, żeby pom óc przechylić

vagę za zm iana statu tu , żeby głosy

UtAS SAMCZUK

D O K Ą D PŁYNIE RZ EC Z K A ?

W o ło d k o p od cho d zi kilka k ro k ó w

dalej,

gdzie „T rzy się w ierzby po*

chyliły"... W ie rz b y stare,

rozczoch*

ranę, sękate, zgarbione, jak b ab y stu*
letnie. A p o d niemi wir...

Pełno tam listow ia,

w szelakiego

śmiecia i piany, p o d o b n ej do wielkie*

go m uchom ora.

W o lo d k o p o d c h o ­

dzi, zakasuje nogaw ki po kolana

i

włazi na pochyłą w ierzbę. C hw edot,
spostrzegłszy to,

porzuca ognisko,

zapom ina, że gniew a się na W ołod*
ka i p o d ch o d zi d o w ierzb z w yrazem

w ielkiego zaciekaw ienia na tw arzy.
A tu W o ło d k o , (cholera, że też nic

się nie boi), przyku cn ął na pnin i
bez słow a p atrzy w w irująca w odę.
Siedzi i milczy. P atrzy w w zburzoną,

już nie żółtaw a a ciem na falę i dzi*

w uie się. — I dlaczego to ta k ? Cze*
m u to teraz już ry b nie m a? Dlacze*

go nie m a iuż ła b ę d z i? G d zie się po*

! d ziały ?

D laczego rzeczka znia*ała ?

G dzie p o d ziały się te oczerety i sta*

w isko, łęgi z jeleniami : dz.ikiemi

k aczkam i? A co będzie d alei? C?.uje

W o ło d k o ,

że m u nogi w kolanach

cierpną a w stać m u się nie chce.

W ciąż chce m u się patrzeć, iak wiru*

ie w o d a , iak biegają w nięi linki i

piskorze, iak pełzaia raki.

Chce sic

napatrzeć na tę wodę, bo k to wie.

M oże gdzieś stąd w szy stk a wyciek*

nie. D o k ą d ona tak cieknie?

— C h w edot! — w oła nagle W o*

lo d k o , nie o dryw ając oczu o d w iru.

C h w e d o t w zdryg nął sie, nie spo*

dziew ając się w ołania, pociągnął gło*

śno nosem i odpow iedział:

— C o ?

— W ie sz ty co?

— N ie wiem.
— A przysięgniesz, że nie bedziesz

płakał, to pow iem .

— A ty nie pow iesz m amie że się

przysięgałem ?

— D u rn y tv. Teżbym miał mamie

opow iadać. Przysięgnij.

— „Tij B o". N ie będę...

— Czego nie będziesz?

— Płakać.

W o ło d k o spojrzał

na C hw edota.

jak b y chciał pow iedzieć: czv to moż*

na w ierzyć tw oim przysięgom'-'

Bo

też w yglądał C h w ed o t b ardzo nieza*

checająco. Policzki bru dne.

P o zas' -

chały na nich całe p o to k i łez. N o sek

czerw ony. O czy sm utne. Jed nak W o*
ło d k o w stał i przem ów ił:

— Słuchaj G hw edocie, pójdziem y

sobie tak... W ie s z ? O, tak, tam tędy
d o Ł ebedów . Jak rzeczka płynie.
D o b rze?

— Pysznie,

pójdziem y — zgadza

sie C h w e d o t i naw et

iak b v nabrał

odw agi.

— Z obaczym y d o k ąd ta rzeczka

płynie — w yjaśnia W o ło d k o . — A
w Łebedach jest w ielki staw ... A na

staw ie łabędzie. W iesz ty, co to łabe*

, dzie?

j

— N ie. N ie wiem.

I

— T akie gęsi... W ie sz ?

background image

Nr 3

K O B I E T A W I E J S K A

St r. 7

nasze m ogły tu kied y dojechać, wre*

szcie“. D u ż o m ów iły te głosy.

A jed n ak sześćset głosów poszło

spać, a kilkuset przeciw ników nie

ustęp ow ało wcale z w alki, nie poma*
gały im persw azje. R adość ogarnęła

chłopów , gd y m im o w szy stk o 960

głosów za zm iana przygn io tło 300
głosów obrońców starego p orządku.

Jest to w ielki k ro k k u praw om należ*

nvm w si, ku większej sprawiedliwo*

ści. ku dem okratyzacji. N asz okręg

chłopski zam iast głosów 10 pa ze8

szłorocznym Zjeździe

będzie mógł

przyw ieźć już w ro k u przyszłym gło-
sów kilkaset. W ia tr przestanie wiać

w oczy. T o b y ła spraw a najważniej*

sza. zrobiona iuż chyba na zawsze.

W czasie tego Z jazd u Zw iązek

Spółdzielni Spożyw ców „Społem " o*

fi arow a! w o jsk u naszem u

13 samo*

chodó w ratun ko w ych dla rannych

za 160.000 złotycłi. Osiem k u piły sa ­
me spółdzielnie, trzy Zw iązek, iedęr.
B ank „Społem ", a ieden pracow nicv
spółdzielczy. Spółdzielcy, k tó ry ch za*

wsze celem jest człowiek, a nie złoto,

nie zysk — chcieli pow iedzieć przez

ten dar, że i w najgorszym pieszczę*
ściu ludzkim , jakim jest woir-a. zaw*
sze pam iętać każe o człow ieku które*
go krew . życie, zdolność, duch i idea

są w ażniejszym i p o n ad w szystko, po

nad kule i bagnety.

N a Z jeździe zw rócono uwagę, że

na w y p ad ek grożącej w ojny, gdy
mężczyźni p ó jd ą p o d broń, miejsce
ich w spółdzielniach m usi zaiać ko*
bieta, jako sklepow a, księgow a czv
kierow niczka spółdzielni,

że m uszą

sie iuż do tego sposobić i Z w iązek
im pom oże.

W czasie d y sk u sji przem aw iały 3

W y p o ż

Z

P. R

kobiety, spółdzielczynie w ybitne, jed

nak z m iasta, jed n a zasiadała za sto*

łem prezydialnym , a jedną wybraliś*

m v na zastępczynię członka rą.dy nad
zorczej Z w iązku. Czekam y, b v tam
w ynieść w net k obiete w iejska. Fra*

w o i zwyczaj spółdzielczy szvbciei

niż p ań stw o w y w p row ad za znaczę*

nie kobiety.

— Y hy... G ęsi to wiem.
— N o to chodźm yl

W o ło d k o bierze za rękę Chwedo*

ta i ida razem. Id ą na wschócj, pros*
to w zdłuż rzeki. C o ich to obchodzi,

że słońce już sie schow ało, że pozo*

staw ili ognisko i że w iatr rozm iata

gorący żar, w k tó ry m m o żnab y jesz*
cze coś upiec.

C o ich obchodzi ta

p usta, na w p ó ł dzika, bezlud n a oko*
lica z rzeczka, lasem i bagnem , okoli*

ca n a k ry ta jakim ś kam iennym , zim 8

nym , bezbarw nym ,

jesiennym nie*

bem. O n i m ają przed soba jasny
cel....

Id a tak, zmęczą się przystaną, albo

przyku cn ą na końcach oalców ,

bv

nie siadać na m okrei ziemi, posiedzą,
spoirza jeden na drugiego, d o d ad zą
sobie w ten sposób odw agi i ruszaja
znow u. I k iedy byli iuż tak daleko,
że icb w łasna chata schow ała sie za
zaroślam i, tak, że nie m ożna iei ]uz
bvlo zobaczyć, zaczął zapadać zm rok,

W o ło d k o pierw szy,

jak zawsze,

ocknął sie, przystanął, rozm yślał n ad

czemś, ale n ad czem, od tego Chwe*
do tow i w ara. T en m ógł ty lk o , roz­

dziaw iw szy usta, patrzeć w oczy bra*
ta. bojąc się naw et zapytać o czem

ta k rozm yśla. A b rat rozw ażał, czy

nie należałoby im tak poniechać pier*
w otn y ch p lanów i p ó k i czas jeszcze
zawrócić do dom u, b o tu już b ardzo
pachnie „laniem ". P atrzy przed si*:8
bie. A tam rzeczka, krzaki, las, błe*
to i czorta naw et nie w idać, ani
w ioski, ani staw u, ani łabędzi. W ra*

cać? D aleko i tru d n o . O t, żeby się

tak u d ało iak oś p ro sto przez błoto,

odbić sie o d rzeczki na pole. T am
iuż sucha ścieżka a i chata nie za gó*
rami. T v lk o iak przez to b ło to ? I z

tym płaksa w d o d a tk u ?

I nie pytając naw et C h w ed o ta o

zdanie zaw rócił nagle k u północy, a
za nim p o w ló k ł się C hw ed ot. W k ró t
ce znaleźli się w takim trzęsaw isku
że ty lko siadaj i płacz. N i tedy, n\
ow ędy. Skaczą z kępki na kepe. a z
p o d każdei chlupie bru d n a, rdzaw a

w oda. N o g i grzęzną w niej p o kola*

na i wyżej. O ub ran iu już lepiej nie

mówić. A tu wieczór, jak b y sie za*
wziął. C iem ność zapada tak gwałto*
wnie, jak b y nie m iała nic lepszego

do ro b o ty , ty lk o straszyć tych niesz*

czesnych, dzielnych p o d ró żn ik ó w . A

jaki ziąb. W ia tr kąsa iak wściekły

A ż krew zastyga. W o ło d k o sam iuż
ledw ie sie wlecze, a tu jeszcze m usi

ciągnąć C h w edota. T e n iuż kilk a ra*

zy zdążył fiknąć kozła i przedstaw iał
napraw d ę op łakan y w id o k . N i twa*

rzv ni ozu — niczego by ś nie rozróż*

nil. B ył jedną w ielką plam ą błota.
A le

przysięgi

dotrzym uje wiernie,

chociaż chęć płaczu o d d a w n a bar*

dziej m u dokucza, niż w szytkie inne
u dręki. W lecze się.

pad a, w staje,

znów idzie dalei i cierpi. A le wszyst*

ko m usi mieć sw ój koniec. Przyszedł

i kres cierpliw ości C hw edota. W o*

ło d k o zauw ażył to już dawno, i z za*

m ierającym sercem oczekiw ał czegoś
najgorszego.

I najgorsze przyszło.

C h w ed o t p o tk n ął się,

dał n u ra w

trzęsaw isko, ugrzązł w błocie rękam i

i nogam i i ta k się rozbeczał, że zanim

W o ło d k o , w ytężając resztki sw oich

skrom nych sił, zdążył podnieść go,
ten ryczał już n a całe łęgi.

O to i masz. I uw ierz tu drugi raz

cudzej przysiędze. W o ło d k o stanął

w śró d b ło ta i rozłożył ręce. I co po*

czać teraz? C zy dalej męczyć się i

skakać p o b ło tn isty ch kępkach, czy

przyłączyć się do C h w ed o ta i już

w spólnym i siłami rozpocząć prawdzi*
\yv koncert. Bezsprzecznie, uznaje tu

sw oją w inę. T o przecież on

„przy*

w ódca do w szy stkieg o " w yciągnął

tutaj tego „k u rd u p la". A le k to b y się

Czy to się opłaci

background image

St r. 8

K O B I E T A W I E J S K A

Nr 3

MARIA KIELAROW A

Przedślubne obiecanki

Istnieje p rastary zwyczai

na wsi,

że m łodzi, m ający sie pobrać, urzą­

dzają n ajp ierw „o słęb y “ czyli zaloty.

N a takich „osłębach" rodzice m łodej

p ary przy rzekają sobie

w zajem nie,

że to lub ow o dadzą m łodym

na

rozpoczęcie now ej g ospo d arki.

Jeśli jed na stron a jest zam ożniej5

sza i wiecej m ogłaby dać m łodym ,
w te d y — jak może — ta k i te druga
stronę naciąga, aby jak naiwięę.ei
przyobiecała. C zęsto sami może nie
ca pew ni siebie, czy będą m ogli wy*
konać to, co przyobiecali, ale drugie5
go to naciągają, jak ty lk o mogą.

Z d a w a ło b y się, że jest to ig.ęcz g o ­

dna pochw ały, g d y rodzice w spólnie
uchw alają nad losem sw ych dzieci i

obiecują im we w szystkim dopom óc.

C zy to dom , czy stajnie albo stodo-

!e w ystaw ić, może dać jakieś bydlę

kon ia lub krow ę, ale najw ażniejsze

pierw sze miejsce w okresie żeniaczki

zajm ują m orgi. N a w si nie paT zy się

przew ażnie ani na charakter, ani na

w artości duchow e, b yle ty lk o b y ły

m orgi, to w szy stk o inne da się jak o ś

zrobić! Słusznie też k to ś pow iedział:

„ G d y b y koza m orgi miała, to b y za5
raz sie w yd ała".

Ł atw o takiej parze m łodej w stąpić

m ógł spodziew ać, że ten tak bezboż-
nie złamie przysięgę i okaże sie talcą
baba. W s z y stk o , czym ty lk o próbo*

w ał usp o k o ić C h w ed o ta, o dbijało się

iak groch o d ściany; ten ryczy dalej.

W reszcie chwycił sie ostatniego ar­

gum entu.

— Cicho! Słyszysz? Cicho! P o ­

w iadam ci, cicho!

C h w ed o t ryczy.

— Cicho! — krzyczy W o ło d k o .—

Przysiągłeś.

C h w ed o t ryczy.

— N o , poczekaj. M am a ci da. P o ­

skarżę, że przysięgałeś się — pow ie­
dział przez łzy W o ło d k o .

O statn ia groźba podziałała w cu­

d o w n y sposób. C hłopiec przestał ry ­
czeć w tej samej chwili. T e słow a
„m am a ci d a “

i „poskaręż, że s»ę

przysięgałeś". Boże! T o przecież o-

czywiste... C óż może się stać gorsze­

go. g d y zjaw i się w takim stanie w
dom u, a do tego jeszcze z takim stra ­

sznym grzechem ? N ie, W o lo d k u . O n

już lepiej przestanie, byłeś pic nie

w zw iązek m ałżeński, g d y m ajątek

ich jest m niej wiecej

jednakow ej

w artości; ale gd y jest znaczna ró żni­

ca w m ajątku, jakież to w te d y w y su ­

w ane są różne przeszkody ze stro n y
zam ożniejszych rodziców .

C hoćby

m łodzi mieli jaknajlepsze chęci k u

sobie, m im o to rodzice są często me

ubłagani i nie dozw olą żenić sie s y !
now i z ubogą dziew czyną, albo cór­
ce w ydać się za uboższego .chłopca.

N ie wiem czy m ają rację?

Z jednej stron y, to n ib y p o trzeb ny

iest do życia jakiś m ajątek,

ale z

łrugiej przecież człow iek nie z m a­

jątkiem żyje, ale z człowiekiem . D o ­

brana para,

chociaż w n iedo statku,

praw ie zawsze jest szczęśliwa i b a r­
dziej zadow olona, aniżeli ta. co żyje

w jaknajw iększych

bogactw ach,

a

zgody m iedzy nimi brakuje. C óż to za
życie.pożal sie Boże—g d y m ałżo nk o­

wie nie m ogą się zgodzić. Słychać sta

le narzekania i szlochy, przew ażnie ko

biece, b o mężczyźni są tw ard z' i

mniej się przejm ują, uprzyjem niając

sobje życie zdała, poza dom em . A.
l-obieta? C ierpi i łzy wylew a, nie m a­

jąc sią naw et przed kim użalić. M ąż

miał być jej najlepszym przyjacielem

m ówił mamie. A le nogi b ardzo mu

zm arzły i w szystko m u przem okło.

O statnie słow a p o d n io sły ich obu

na duchu... T ę d y i siędy pow oli wy-

leźli na drogę i już przy sam ym polu,
gdzie najw iększe błoto, płacz zacza!

>e na now o, ale teraz płakali już obv

dw aj. Pierw szy, i jak się tu nie dzi­

wić, zaczął W o ło d k o , a za nim po-

eynął C hw edot.

K ied y

nareszcie

do b rn ęli do drogi, lepiej już było
wcale nie wracać w takim stanie do

dom u. W o ło d k o dopiero teraz uśw ia

dom ił sobie całą istotę sw ojej w yprą
w v i zrozum iał jasno, że dla niego

skończy sie ona leszcze gorzej

niż

źle. Był m ocno przekonany, że d o ­

stanie m u sie za to od m am y.

za co?

2r uczuciem głębokiej

a

n iespra­

w iedliw ej urazy, drżąc ze strachu i
chłodu, prow adzi za rękę p o nocv

ledw ie żyw ego sw ego tow arzysza
niedoli i gorżko a p o cichutku płacze
w duszy, pow strzym ując głos i ty i-

o łzy same całymi strum ieniam i nie.-.

— stal się wrogiem . Rodzice, którzy

sw oją córkę w brew jej w oli przym u­
szali do małżeństwa., teraz sa bezrad ­

ni, a naw et całą winę na nia sk ład a­
ją. m ówiąc, że tak a grym aśna.. „jak

by ta chciała, to b y było dobrze".

N ieszczęśliw a m łoda kobieta, o p u ­

szczona przez w szystkich, staje się

m ałom ów na, sm utna i przygnębiona,

leszcze

m łode lata, a już siwizna

włosy

przyprószyła, zmarszczki

i

bró zd y ry ją się na czole. G dybyśm y

zapytali o przyczyna sm utku., o d p o ­
wie nam k ró tk o : „ W in n i icdzice!"

R odzice niestety rzadko k ied y za­

stanaw iają się nad m łodym małżem
stwem. C zy charaktery sa dobrane,
czy będzie szczęśliwe.

T roszczą się

ty lk o o to, aby b y ło bogate.

D la uzasadnienia podam przykład,

k tó ry zrobił na mnie wielkie w raże­
nie.

W naszej wiosce przed kilkom a

laty zdarzył się następujący

w y p a ­

d ek:

A

Jeden zamożnej rodzin y syn, jed y ­

nak u p o d o b a ł sobie biedniejszą od

siebie dziewczynę. Żenić się z nia nie
miał zamiaru,

bo była biedniejsza,

rodzice jej nie mieli tyle m orgów , co
on. Czasem, ot dla rozrywką, zacho-

poW strzymar.ie i natrętnie leja się z

prro błękitnych, głębokich ocząt.

Późno,

b ardzo

późno, m okrzy,

głodni, zziębnięci, przedostali się do

własnej chaty.

C h w ed o t już naw et

me płacze, już ty lk o sam W o ło d k o

1 C h w ed o t zaczyna go w idocznie i?.-

lować. W ytrzeszcza na W o ło d k a
oczy i dziw i się: i po co płakać, kie-

r,v sa już przecież w dom u. W tym
błocie... T o była inna rzecz.

G łupi,

biedaczysko.

O n nie w>o

nawet, że dla W o ło d k a teraz d o p ie­
ro zaczyna się zm artw ienie. Bo rze­
czywiście, i co stanie sie takiem u
C h w e d o to w i? M ałe to, głupie. Ale

starszy. Już nieraz d opiekło m u to
starszeństw o...

A le kied y weszli do chaty. bvło

• mej ciemno i chyba nie było niko-

gusieńko w dom u. T o znaczy, że na­
razie dobrze. N ie m a się co nam yślać.
Szybko

nie m vjac się. nie w yciera­

jąc. w darli się ć W o ło d k o ledw o że

p od sadził C h w e d o ta ) do n ajp ew niej­
szej o chrony n o k rzyw d zonv ch dzie­
ci, do ich niedostępnej fortecy — na

background image

Nr 3

K O B I E T A W I E J S K A

St r. 9

dził d o d o m u tej dziew czyny. Ro-
dzice p rę d k o zm iarkow ali,

że tem u

jed ynak o w i p o d o b a sie ich córka.
Zaczęli więc rozgłaszać po \ysi, że

u h najstarsza córka dostanie połow ę

m aiatku,

iaki p osiadają,

a

reszta

dzieci (b y ło ich ieszcze 4-roJ d o sta­
nie resztę. Jej dadza więcej, bo n a j­

starsza najwięcej się narobiła,

a co

najw ażniejsze, najwięcej ją lubią.

Tedynak dow iedziaw szy sie o tym,

zdecydow ał się ożenić. R odzice n e
staw iali m u przeszkody, gdyż ro d zi­

ce

przyszłei

synow ej

stanow czo

ośw iadczyli, że decy d ują sic dać iei

więcej

m ajątk u aniżeli m łodszym

dzieciom.

P rzed ślubem jed ynak zażądał od

przyszłych teściów, ażeby m u zapisa­
li przyobiecany m ajątek. A le oni b y ­
li sprytniejsi

od niego. N a zapis

trzeba dużo pieniędzy, k tó re sa teraz
potrzebne na wesele i w iano dla cór­
ki. Z araz po weselu —1 ośw iadczyli
— zapisza w szystko, co przyobiecali,
przecież m u krzy w d y nie

zrobią,

sko ro córkę tak kochają. Jedy n ak
zgodził się poczekać na spełnienie
obietnicy.

W esele w y pad ło w spaniale, mło-

dz.i byli b ard zo zadow oleni a rodzice

także.

M ijały dnie i tygodnie. Życie p ły ­

nęło w esoło O na b yła jeszcze u sw o­
ich. a on też u sw oich rodziców . Po
ro k u pożycia,

g d y m łoda k o b ieta

m iała zostać m atka,

rodzice kazali

j-i-ciow i zabrać żone d o sw ojej gos­

p ody. O ni na nia robić nie będą,
kied y w tym stanie nie może praco ­
wać. Zięć w obec tego upom niał się o

. spełnienie

ow ych obiecanek p rze d ­

ślubnych.

I cóż usłyszał w odp ow ied zi: „T oś
ty przecie żenił sie z córka naszą nie
z naszym m ajątkiem ". I zaczęli wy*

. myślać różne p o w o d y dla który ch

nie m oga m u dać m aiatku obiecane-

. no. a ty lk o tyle, co w y p ad a na każde

dziecko. M ów ili, że źle się z nimi o b ­
chodzi, że ich córki nie szanuje tak
jak pow inien, nie um ie gospodarzyć
to w szy stko

bv przem arnow ał itr .

A/Tłody m ałżonek był b ardzo zaw ie­
d ziony i widząc, że w padł w sp ry t­
nie zastaw iona pułapkę, zaczął robić

w ym ów ki i bić sw oja żone.

Życie

d o tąd ciche i sp o ko jne stało się ist­
nym piekłem .

Z czyjego p o w o d u ?

N ik t, ty lk o rodzice iego żony w szy­

stkiem u winni'. G d y b y nie ohiecyw a-
li, nie m iałby teraz do nich pretensji.

M ło d y żonkoś b ył łapczyw y

na

m aiątek, a g d y sie zaw iódł, nie

zważał na stan sw oiei żony. Bił ia,

poniew ierał, jakby była przyczyna ie­

go rozczarow ania. A co ona nieszczęś­
liwa tem u w inna, że rodzice tak ia o*

szukali. Prosiła ich. błagała, a pni o d ­
pow iadali na to z uraza: „T o ty byś
m iała sum ienie brać m aiatek siósti,
chciałabyś ich skrzyvzdzić?“ — IJo-
cóżeście obiecyw ali — m ów iła — że

dacie i ja teraz m uszę przez was

cierpieć?" — A oni znów na to:

„Jak b v m v były nie obiecyw ały, to ­
b y się b y ł nap ew no z to b ą nie o żen ił;
m a on m ajątk u dosyć, to i ciebie
może utrzym ać.

C hcielibyście miec

wiece i m ajątk u o d nas!"

__

I ta k przez pychę i nieuczciwe w y ­

rachow anie sw oich rodziców córka

skazana została na straszna niedolę
Ze zm artw ienia i zgryzoty zach o ro ­
wała. N ik t o nia nie dbał, n ik t iei

nie ratow ał, ani chciał leczyć. M ąz

m ów ił, ab y rodzice leczyli, sk o ro nic

o d nich nie dostał, a za sw oje leczył
nie będzie.

Rodzice znow u o św iad ­

czyli, że dali mu ia zdrow ą, to me
m aja obow iązku teraz jej ratow ać. I
m łoda kobieta m usiała pożegnać się
z

życiem,

pozostaw iając m aleńką

sierote.

O to do czego pro w adzi chciwość

rodziców .

Przy

pom ocy

fałszu

zd ob yw ają

bogatych zięciów

nie

óbaiąc, że takie postępow anie zemści

sie na ich córce.

R odzicom ,

a zwłaszcza m atkom

w ydaje

się,

że

po

ożenku

m łodzi m uszą żyć ze sobą. N ie dbają

natom iast o to, jakie będzie to po-

. żvcie.

M atk i i O jcow ie, jeżeli B oga w ser­

cu

macie,

to

nie

kłam stw em

i

obiecankam i

uszczęśliwicie _ sw o ­

je córki; przeciw nie, w yrządzicie bn

. ^aiw iększą krzyw d ę i zrujnujecie ich

szczęście, A takie postępow anie nie
godne iest

uczciwego i

rzetelnego

człowieka!

piec. Zasiedli tam obyd w aj p o d lego­

w iskiem na gorącei polepie i ty lk o

zrzadka,

nieśm iało pociagaia n o s a ­

mi....

Siedzieli tak z jaki k w ad ran s zanim

pierw sza nie przyszła m atka. A zaraz
za nia w szedł i ojciec.

— Boże, Boże. I gdzież te^łziecis-

ka polazły?... M oże polazły w bagno
M ateń k o Boża, zachow aj — m artwi
sie m atka.

O jciec milczy. U sia d ł ciężko na ła­

wie przy stole i w sparł się na nin:

'o d rzu ciw szy w pierw płócienny obrus

żeby

go

nie

pow alać

b ru dn y n b

rekam i.

— I dlaczego m ilczysz? — nie usta-

ie m atka. Ż ebyś się przynajm niej ru*

rszvł. Ja już cały las obiegłam , aż do

łebedzkiego w yrębu, i w łęgach b y ­
łam i w e młynie... O , ja nieszczęśli
w a.„.

Ojciec p o d n ió sł sie... i m ruknąw szy

„A ch, iak te przeklęete plecy bolą",
nałożył b ru d n a czapkę na łysinę. W i­
docznie go co w ał się d o v

W o ło d k o długo i b oh atersko zm a­

ga się ze w zbierającym i spazm am i

płaczu w gardle. D łu g o zaciska usta

-'b może, żeby ty lk o nie w vdać eło>

. su.

T y lk o

gorące

łzy

leca

bez

u stan k u

i

coraz

gw ałto w n iej.

A le

k ied y

ojciec

był

już

koło

drzw i i brał za klam kę, żeby wvjś(

. W o ło d k o nie w ytrzym ał, nap rzód za-

chlipał, a potem

jak trab a beknął

głośno,

ze szczerego,

skruszonego

. serca.

Z a nim odezw ał sie i C hw e

dot. Z g o d n y płacz, bez dom ieszki
nieszczerości rozdarł ciszę, w y pełn iw ­

szy cała chatę. N a szczęście skoń
ezvło się na tym . W a sy la nie było

ieszcze w dom u, a ojciec b y ł najw i

doczniej

ta k zm ordow any, że n e

m ógł myśleć już nie ty lk o o własnych,
ale i o cygańskich dzieciach. R ad był

naiw idoczniej, że nie musi ich szukać
w yszedł jednak z chaty, n ib y to „za

. glądnąć do chlew a". A m atka, jak to

m atka. P od n io sła lam ent,

ściągnęła

obu z pieca i tarm osząc jak zarżnięte
kurczętęa,

obdarzając

najbardziej

w y m r "

‘ V

zaczęła z

nich ściągać te „szm aciska". myć te
„nożyska i rączyska", nakazując s u ­

ro w o : „a nie zjedzcie mi, to w as tu
tai roztrzęse i zaraz m arsz mi spać".

O b y d w aj

w ykonali

natychm iast

rozkaz „marsz mi spać". Szybko, za­
nim nie pow ró cił oiciec. Lepiei zn ik ­
nąć z oczu, k ied y bcho> śpi. Ale W o ­
ło d k o nie może zasnąć. T ru d n e i nie­
rozw iązane zagadnienie, d o k ą d p ły ­

nie ta rzeczka, prześladuje go i we
śnie. N ie. N ie może spać spokoini.e.

G łębokie i uryw ane w estchnienia

•ywaia sie z d ro b n y ch piersi chłou

ca. Lek, pożądanie i jeszcze coś nie­
zrozum iałego szybuje nad śpiącym
W o łod kiem ....

M atk a,

kładąc

się

spać, spojrzała na dzieci.

Sm arkacze.... — pow iedziała, p rze ­

żegnała i o k ry ła ciepłymi „szmaciska-

. m i“ ich czarne, poorane, z rozczapie­

rzonym i palcam i

„n ożyska".

Przy

szedł i ojciec. T en m ilczy przez caK
epas. R ozebrał się, legł na tw ardym
posłaniu

i

zasnął snem kam iennym . .

background image

WŁADYSŁAW C IE K O T -le k a r z

Str. 10

K O B I E T A W I E J S K A

Nr 3

Strzeżmy się w ypadków

C o ro k u zdarzaja się setki i tysiące

ciężkich w y p a d k ó w przy rożnych za'

ięciach w gosp od arstw ach w iejskich,
kończące sie śmiercią

luh

ciężkim

kalectw em . Poniew aż na wsi

ubez*

. pieczenie od w y p a d k ó w me "stnieie.

przeto o so b y

dotknięte kalectw em

staja sie ciezarem dla sw ych rodzin
a leczenie długotrw ale prow adzi nie­
raz d o ru iny g o spo d arstw a

D la u sp oko jen ia w łasnego cumte*

nia zw ykło sie m ówić „ano, '_ak m u
widać b yło pisane". C zęsto uw aża się
nieszczęśliwy w y n ad ek jako karę za

-akieś grzechy. Test to rzeczywiście

k ara ale za nasze n iedbalstw o albo
lekceważenie niebezpieczeństw a k tó
rego m ożnaby uniknąć przez zacho­

w anie n ajprostszych śro d k ó w o stro ż ­
ności.

P o słu ch aim y k ró tkiego opisu

kil -

k u p rz y p a d k ó w w przychodni Spół­

dzielni Z d ro w ia w M arkow ej w r e ­

ku ubiegłym .

W y p a d e k 1.

Podczas

m łócenia

zboża chłopak,

noganiaiacy konie.

oślizgnął sie i rcke pochw yciło k o ’

lo transm isyjne. W rezultacie praw e

nrzedram ię złamane

w k ilk u m iei'

scach. Przez 2 miesiące niezdolny do

pracy, po w y g ojeniu skrzyw ienie

i

osłabienie reki.

W y p a d e k 2.

D w udziestoparolet-

nia dziew czyna noślizo-neła

sie

na

stole m łocarni i w sadziła nogę w
gardziel m aszyny. W s k u te k tego n r
stąpiło zm iażdżenie

stopy,

której

.w iększa cześć trzeba b v łn odiać

M łoda dziew czyna stała sie do końca

życia nieszczęśliw ą kaleką.

M aszy n y takie

iak

m łockarnie

kieraty, sieczkarnie, żniw iarki m ogą
sie stać przyczyna w y p a d k u nie zaw ­

sze z w in y obsługujących. M ałe ziar­

no zboża w ylatujące z w ielką siłą z

m łocarni może trafić w o k o i sp o w o ­
dow ać ślepotę. K oła rozpędow e, trą­

b y m ogą b ard zo łatw o y-ciagnąć
cześć ubrania a za nim rękę lub nogę.

'N iip w ogólnym hałasie zdąży się za­

trzym ać m aszynę, już przew ażnie jest

zapóźno.

D latego w szystkie części

niebezpieczne maszyn, a więc w szel­
kie kola. tryby, wały łączące, pasy

pow inny być okryte

drewnianymi

osłonami w postaci pudeł, korytek i

t. d. Ludzie obsługujący zwłaszcza
kobiety pow inni mieć ubranie obcisłe
aby nie m ogło być pochwycone
przez maszynę. Pracujący przy o tw o ­

rach młocarni winni być zaopatrzeni

w ochronne okulary, których koszt
jest minimalny bo w ynosi kilkadzie­

siąt groszy zaledwie.

,

Oprócz maszyn nawet tak proste

narzędzie jak drabina może spowo
dować nieraz śmiertelny wypadek.

O to przykład:

Starsza go sp o d y n i weszła na górkę

ab v zrzucić trochę siana dla bydła.
D rab in a po gładkim klepisku o b su ­
nęła sie, a kobieta spadła na stoiacY
o b o k w óz. S kutek: duża rana głowy
zerwanie w iązadeł w staw ach s k o k o ­

w ych i ciężkie potłuczenie ogólne.

M iesiąc w alczyła ze śmiercią z p o w o ­
d u uszkodzeń i osłabionego serca.

Każda drabina przenośną powinna

mieć nietylko wszystkie szczeble w
porządku, ale dolne końce zaooatrzo

. ne w zaostrzone szpice żelazne, k tó­

re wejdą w ziemię i nie dopuszcza
do poślizgnięcia się drabiny.

Z p o w o d u u p a d k u z drab in y zda-

, rzył się 1 w y p a d e k złam ania oboi-

. zvka u starszej k o b iety (S tygod n i

leczenia), 1 w y pad ek złam ania kości

• m iednicy (10 ty g od ni w łóżku), 1 wv

. p ad ek złam ania kręgosłup a

szyjne­

go. zakończony śmiercią.

K osa iest narzędziem b. niebezpie-

i cznym. Z n an y jest w y p a d e k ucięcia

,. głow y row erzyście, k tó ry niestrożnie

podjechał do niosącego kc«e na r a 1

.m ieniu. Przed paru laty w -ednej

z

sąsiednich wsi naszej okolicy g o spo ­
darz iadąc w pole, poło ży ł na wozie

z ty łu kosę. W czasie iazdy k osisko

.sp ad ło , zaczepiło o iakaś nierów ność

na drodze, a kosa przebd a na_ w y lo t
nic nie spodziew ającego się w oźnicę.

D o Spółdzielni Z d ro w ia zgłosiła się

l k o b ieta z głęboka rana sto p y zadana

przez koszącego męża.

D rugi p rz y ­

p a d ek to m ężczyzna z ciężka ran a ra =
m ienia od kosy, na k tórą się

p rze­

wrócił.

U niknie se wielu w ypadków , o ile

kosiarze i odbieraczki

beda zacho­

wyw ać większa odległość imzy pra
cy. Przy niesieniu kosa powinna być
zabezpieczona dwiema dopasowany*

i mi deszczułkami, które można przy
I wiazać byle sznurkiem po obu stro-
I nach ostrza.

W id ły , grabie, rydle i t p. porzu-

, cone gdziekolw iek w oborze, stodole

czy po dw ó rzu, m oga sie stać p rzy ­
czyna skaleczenia ludzi lub zw ierząt
zwłaszcza w ieczorem po ciemku. D la
tegp p o w in n y mieć sw oje stale m iej­

sce w szopie, gdzie zawieszone na
kołkach razem z innym i narzędziam i
g ospodarskim i, nietylko

na

dłużej

w ystarczą, ale p o n a d to

nigdy

nie

stana się przyczyną w y p ad k u .

Z w ierzęta, szczególnie konie i b u ­

haje przez kopnięcie lub u b o d zen it
p o w o d u ja

czasem

kalectw o

lub

śmierć nask u tek niew łaściw ego o b ­

chodzenia sie z nimi. P o d o b n o me

m a złych zw ierząt ty lk o źli ludzi-,
k tó rzy przez złe obchodzenie sie ze

zwierzętam i, ro zdrażniają je

i uczą

różnych

narow ów . A b y zapobiec

częstym w ypadk o m w stajni łub obo
rze, należy do zwierząt podchodzić

nie z tylu i b o k u *le od głow y. Tak

•trzeba urzadzać pomieszczenia

dla

zwierząt, aby między ścianą i żłobami
było wolne przejście dla zadawania
karmy. N aw et tak sp o k o jn a krow a
oganiając sie przed m uchemi, może

. ogonem trafić w oko i sp ow odow ać

czasem ślepotę. T rzeba zatvm d o d o ­
jenia albo przyw iązyw ać ogon albo

, zakładać ochronne okulary.

N a zakończenie trzeba w spom nieć

o niektórych cierpieniach b ard zo ro z­
pow szechnionych w śró d k o b iet

na

wsi. C ho dzi m ianow icie o few. bóle
krzyża, który ch przyczyna §3 b ardzo
często niepraw idłow e położenia m a­

cicy — skrzyw ienia i opadnięcia. Po-

wsfaia one przeważnie

z

powodu

dźwigania

i podnoszenia ciężarów

przez kobietv wcześnie po porodzie,
a nawet w okresie regularności. T a k

często w idzi sie kobiety, dźw igaiare
sagany d 'a świń. to b o ły z poła albę
nasypujące ziem niaki na w óz. C zyn­

ności te sa b. często przyczyna ty ło ­

zgięcia mac W u kobiet albo prze-

pukliny u chłopców. C ierpienia p o !
wyższe sa m ożliwe do wyleczenia ty l­
k o drog a operacyjna. D la ttg o dźw i­
ganie a zwłaszcza podnoszenie cięża­
rów należy pozostaw ić mężczyznom

dorosłym , k tó rz y sa więeei do tego

p rzystosow ani.

N ajczęściej

sp o tykan e u szk o d ze­

nia na wsi to drobne skalecz-nia i u-
kłucia, na k tó re głów nie k o b iety są
narażone i któ ry ch niepodobna unik
nać w gospodarstw ie. Przew ażnie nie
zwraca się na nie w iększej uw agi i
uoią się same. Z d arza się jednak, że

tw orzy sie ropne zapalenie kc lo paz-

‘ nokcia, albo ścięgien wreszcie kości.

T e ta k zwane zastrzały kończą się

zw ykle u lekarza operacją albo żaka'
żeniem krw i i śmiercią. W iększości

background image

Nr 3

K O B I E T A W I E J S K A

St r. 11

tych

w y p a d k ó w

m ożna zapobiec

przez zw ykle zajodynowanie nawet
małej ranki i czyste zawiniecie.

U nikniem y z pew nością wielu nie­

szczęść, jeśli będziem y dbać o ład i
p orząd ek w dom u i obejściu, wdra-
żaiąc do tego dzieci i dom ow ników .
Z achow ujm y ostrożność orzv pracy,
zabezpieczajm y narzędzia i maszyny
g ospodarskie.

Bo strzeżonego Pan Bóg strzeże

Bajka Iskierki.

Z po p ie ln ik a na W o j t u s i a

isk ierec zk a m ru g a :

— C h o d ź , c h o d ź . . . .

b a jk ę ci o p o w i e m .

B a jk a b ę d z ie dłu . . . ga:

B y ła so b ie B a b a J a g a ,

m iała c h a tk ę z m asła.

A w tej c h a tc e s t r a s z n e

d z i w y ! . . .

P s s t . . .

Iskierka zgasła.

Z p o p ie ln ik a n a W o jtu sia

isk ierec zk a m r u g a :

— C h o d ź , c h o d ź . . .

b a j k ę ci o p o w i e m .

M o ja bę d z ie dłu . . .

J. Porazińslca.

g a . . .

Jak słonko tę

W y g ram o liło się słonko na d rab i­

nę w yso k o , w y so k o w yciągnęło z za*
nadarza cały pęk pendzli m ałych

i

dużych, krótkich i długich. Siedzi,

palce rozstaw iło i liczy.

D o tęczy siedm iu mi farb potrzeba.

Sześciu czy siedm iu? N ie, siedm iu.

C zerw onej, pom arańczow ej,

żółtej,

zielonej, czerwonej, niebieskiej.... N ie
czekajcie, jakoś za dużo. Teszcze raz...
Jak o ś za piątym , czy szóstym razem

dorachow ało się Słonko w szystkich
siedm iu farb.

Siedzi i m yśli — Czerw onej mam

dużo. Pom arańczow a? Skąd tu wziąć

pom arańczow ej farby? Z żółta też bie

da. b o łu bin y jeszcze nie kw itną, a z

kaczeńców co była miseczka, to i?,
sobie Księżyc niecnota w ylał na łysi­
nę. bo m yślał, że jak żółto świecić
bedzie, to go ludzie za Słonko w ez­

mą. A w łaśnie, jeszcze czegol Zielo-

nei mi nie b rak n ie; m ało to traw y na

łakach, a liści w lesie,? I o niebieska

i granatow ą też nie ma co sie tu rb o '

wać, b o tego w szędzie oelno.. F io le ­
tow ej m am odrob inę, najgorzej z tą
Pom arańczow ą i żółta, sk ad ty wziąć

k ad tu w ziąć? — stukało sie Słon­

k o palcem o głowę.

N agle spostrzegło M arysin a łow ic­

k a spódnice, co się po p raniu na p ło ­

cie suszr/ła.

— D aw aicie m i zaraz farby z tej

spódnicy, będzie w sam raz na tecze.

Skończyw szy

z

pom arańczow ą

wzięło się Słonko do żółtej. N a jw ię ­
k szy z nią b y ł k łopot. N ie łjvło itr

nei rad y , m usiały prom yczki z sło-

neczkow ego rozkazania

po

traw ie

w ędrow ać, sto k ro tk o m w ocz,ka za-

gladać i z ich złotych środeczków

żółta farbę zbierać. Zbierały, zbiera­
ły ze sto k ro tek , z rum ianków , ale

szło im niesporo. bo i cóż to tam zbie

rze z takiego drobiazgu. N ie b v ło też
tego b ogato, ale zawsze zebrała sie w
końcu miseczka.

Z zielona, niebieska i granatow ą

nie b y ło iuż zato k ło p o tu . M ało to
traw y na łąkach, sinych jezior i potom­

ków , a chabrów w zb o żu ? D o fiole

tow ei m usiało sło nk o białei m gły do*
mieszać i farb y z d zw o nk ów polnych
b o była za ciemna, no i jakoś tam nie

źle w yszło.

Z akasaw szy rękaw y po łokcie,

wzięło sie teraz Słonko do m alow a-

11

m a.

-

C zarnym węglem z kom ina o d sta*

rei M arcinow ej pożyczonym , nary so ­
w ało Słonko najpierw w ielki łu k na
niebie. O g ro m n y b ył ten łuk. Tedeni

czę m alow ało

jego koniec k apał sie daleko w jezio*

rze, d ru gi aż o las na Łysej G órze za

w adzał. P o d nim narysow ało Słonko

drugi, potem trzeci, czw arty i tak da-

lei, aż siedem pasów , ieden kojo dru*
giego lukiem na chmurze legło. Z
czw artym dziw nie długo nie m ogło
sobie Słonko poradzić. T o z jednego

końca grubszy, z drugiego cieńszy się

w ydaw ał, to odw rotnie, to znow u v-
śro d k u jakiś krzyw y, to w ęgiel pisać
nie chciał, to znow u palce smolił.
W ycieraj i w ycieraj!

W reszcie cały łuk gotow y,

teraz

spraw a najw ażniejsza: m alpwać.

I w zięło Słonko fioletow a f.a„rbe. tę

z dzw o nk ów polnych. m głv i fiołków
w ybrało pędzelek niewielki, bo w m i­
seczce farby było nie wiele. Przeżeg-

ło się, przym rużyło lewe oko. um o ­
czyło pędzelek w farbie i m ach! nim
po chmurze.

Ł adnie czy nieładnie? Ej. chyba

ładnie.

W y sz ło rzeczywiście prześlicznie

N a białym, śnieżnym p olu zakw itła

fioletow a półkolista smuga.

N a drugi brzeg lu k u w y b rało Słon­

ko czerw oną farbę. C udneż to było,
cudne w id o w isk o ta czerwień z p a '
stuszkow ych płom yków . Z daw ało się

że cała sm uga płonie, drga. żyje. że
sie bod aj porw ie z chm ury i ruszy w

św iat. C zem prędzej trzeba ją byłe

przym alow ać z b o k u pom arańczow ą

farbą.

Potem żółta stok ro tko v /a.

potem

zielona1 z łąk, niebieska i granatow a z
chabrów polnych.

B a b a

J a g a

J, P rzyby lsk a

background image

K O B I E T A W I E J S K A

Nr 3

Chłopskie Święto Ludowe

Str. 12

Słonko w szystko wykańcza, meza-

m alow ane m iejsca popraw ia, węgiel

gdzie go jeszcze w idać było z p o d
farby zamazuje, wreszcie zbiera, w v !
ciera pencłzle i,...

Z abłysła tęcza w całej świetności

k o lo ró w i blasków . A le cóż? N ie
m iało się Słonko czasu naw et dobrze
przyjrzeć sw ojej Nczy. T a k pilnie

pracow ało nad nia, że sie nie spo-
strzegło, że m u już w ielka p o ra iść

spać. Z orza w ieczorna za. łokieć go
ciągnie. M ro k z tyłu popycha. Zal
m u by ło z drabiny schodzić. T a k a ta
tęcza śliczna.

P o p atrzyło Słonko jeszcze chwilkę

i zaczyna pow oli złazić z drab in y

Ledwie zlazło, już farby dalejże ra
ra d jić :

— Przecież m v na tej tęczy nocp-

wać nie m ożem y.

— Pew nie, że n e m ożem y. T a k tu

głucho, p u sto i ciem no

— wrołałv

w szystkie jedna przez druga.

I dalej w nogi.

Pom arańczow a pierw sza

kie

na

M arysina spódnicę, bo zobaczyła, że

ia iuż zbierali chować do kom orv.
Ż ółta jak pyłek, na sw oje białe pła*
ki się sypie, zielona jak m gła na tra*

w e paclła. C zerw ona nie b ard zo w ie­

działa co z soba robić b o b y ła z og*

nia co go pastuszkow ie w czorajsze­

go w ieczora p o d lasem palili. T era"

iuż ognia nie bvło to i w racać odzie­

nie miała. T rochę iej ro sz ło za Słoń’
cem i na obłoczkach osiadło, co słom

kow ego zachodu pilnow ały. Reszta

starej M arcinow ej do kom ina

s k o ­

czyła, kiedy ogień na wieczerze roz*

-'o n o .

Bladła tęcza coraz bardziej, bladła

aż w końcu znikła zupełnie.

I teraz, ile razy się S łonku teczv

zechce, m usi znow u na drabinę wv>
soko, w y o k o wyłazić, farby szy k o ­
wać. chm ury spędzać i w szv stk o od

no w a zaczynać.

T y lk o iuż teraz wcześniej sie

do

ro b o ty zabiera, żeby sie m óc sw oia
tęcza nacieszyć.

B a j— B a j—Baja...

Ta kolebka, ta w ierzbow a

Jaguleńkę w zdrow iu chowa.

Kolebie się w lewo, w prawo,
to w olniutko, to zn ó w żwawo.

Ta kolebka Jagnie rada

nocą bajki o p o w ia d a :

R oslam -ći j a na rozstaju...

Bajbajbaju... B aj — bajbaju...

/, Pcrailfyska

r 'o ro k u obchodzą chłopi sw oje

św ięto ludow e

w Zielone Św iatki.

W tym ro k u w y p adło ono niezw ykle
uroczyście i

pow ażnie.

W szy stk ie

przem ów ienia podczas o b cho d u prze-

noione by ły głęboka tro sk a o p rz y s:

łość Polski. W dniu tym , chłopi zło*

żvli uroczyste przyrzeczenie, że tak,

iak w ro k u 1920 nie szczędzili ofiary

krw i i m ienia kiedy h o rd y bolszewic-

kie stanęły p o d W arszaw a, ta k i teraz
m to w i sa każdej chwili do obrony

całości i niepodległości O jczyzny.

Poza tym chłopi dom agali sie. łat*

;eiszego d o stęp u dla sw ych dzieci

do szkół średnich i wyższych, bez5

M. MALAWSKA

W krajach cyw ilizow anych kobie*

ta w yw alczyła już sobie mniej

lub

więcej' praw o d o życia, pracy i udzia-
łu w spraw ach publicznych. W iele
w ieków m inęło zanim ta k się stało.

, W iele w iek ów ucisku i krzyw dy. Po*

, dobnie jak niew olnicy w yzw alała sie

kobieta przez długie,

długie w ieki.

Całe zastępy bojow niczek spraw y ko
biecej m usiały walczyć, zanim ludz-
kość m ogła się

poszczycić

dzisiej*

szymi osiągnięciam i. A przecież lesz­
cze dziś nie we w szystkich kraiach

k ulturalnych

cieszymy

sie

pełnia

praw ludzkich i obyw atelskich.

W p o ró w n an iu jednak z dola k o ­

biet Z achodu, los naszych sióstr z
dalekiego W sc h o d u nie zmienił się

wcale. Jest tam tak. jak bvło przed

wielu w iekam i. P o d d a ń stw o kob iety
przyjęte jest za praw o p o rzą d k u re*
ligijnego;

w edług

ludzi W sc h du

ko b ieta nie posiada duszy, posiada
ia tv łk o mężczyzna, bram y raiu

sa

dla k obiet na zawsze zam knięte. Ko*

bieta iest rzeczą, w łasnością swego
pana i w ładcy, zawsze pozostaje p o d

iego opieka, najpierw ojca, potem

, męża zaś w razie ich śmierci opieka

sp ad a na syna lub krew nych, Teden
z p raw odaw ców w schodnich p o w ia­

da. że k obieta jest zła i p o d stę p n a i
że w inna być w raz z szalonym i i
dziećmi trzym ana na w odzy, karana

biczem i pow rozem .

T a k jest i w dzisiejszej- Japonii

chociaż kraj ten uw ażany jest

w zględnego i rychłego

przeprowa*

dzenia reform y rolnej bez o d sz k o d o ­

w ania, oraz spraw iedliw ych rządów
w Polsce. C hło pi w całej Polsce tym

radośniej obchodzili w tym ro k u sw o
je św ięto, b o pow itali na nim swego
długoletniego Prezesa

Stron. L u d o ­

w ego W in cen teg o W ito sa , k tó ry p

przeszło pięcioletniej tułaczce na ob*
czyźnie, nareszcie pow rócił do kraju.

Z dum a i radością podkreślić nale­

ży, że w chłopskim świecie ludow ym
wzięły liczny udział k o biety w iejskie

zo św iadczy o coraz w iększym ich za­

interesow aniu sic spraw a chłopską.

den

z najkulturalniejszych

I rajów

W sc h o d u .

C yw ilizacja tego

k raju

stoi w y soko , ale zwyczaje pozostały
te same, co przed wiekam i, kobieta

żyje w tym sam ym ucisku.

Japonia, zw ana kraina tysiaca w ysp

leży na O ceanie Spokojnym , ró w n o ­
legle do w schodnich wybrzeże- Azii..

W łaściw a Taponia

zajm uje

obszar

382.000 km. kw ., ludności posiada
69 m ilionów . T y lk o nieduża częśc
ziemi nadaje się p o d upraw ę, bo re ­
szta, to piaski, góry, bło ta oraz je­

ziora i lasy. G d y b y porów nać stosu*

nek ziem- upraw nej

z ilością żyją*

cych n a niej ludzi, to na 1 km kw-

przypada pon ad tvsiac m ieszkańców

<*-dv we Francji 108, w A nglii 226, w

Belgii 394, a w Polsce 85.

W daw nych czasach ta niewspół*

m ierność była m niejsza, b o Taponn
z o baw y przed

najazdam i białych

zam knęła sw oje granice dla orzyjeż*

dżaiacych i w yjeżdżających,

a po*

nieważ ziemia

nie m ogła w yżyw ić

zb vt licznego n a ro d u sto so w an o re*
gulacje urodzin. R ządzący wów czas

t. zw. szogunow ie w ydali zarządze­

nia k tó re nie pozw alały na większy

n rzy ro st n atu raln y ludności. Liczbv

7 5 m ilionów nie w olno było prze*

kraczać.

W K iu-shiu na

pięcioro

Oz-eci zabiiano dw oje, w prow incji

T o sa najw yższa ilość dzieci,

jaka

w olno rodzinie w yżyw ić

określano

na 1 chłopca i dw ie dziew czynki. W
prow incji H iu g a w olno b vło zarho*

Kobiety w Japonii

(w g . A n t. Zischki)

background image

Nr 5

K O B I E T A W I E J S K A

S t r . 13

wać przy życiu ty lk o pierw o ro d neg o
w szystkie

następne

dzieci

b yły

uśm iercane

lub

zgładzone

przed

urodzeniem .

W połow ie 19 w ieku Stany 7 jed -

noęzone zm usiły Japonie do o tw a r­
cia sw oich p o rtó w dla h and lu z nim i

i E uropa. N a w szystkie now ości, k tó

re ukazali Japończykom biali, p a trz o ­
no krytycznie aż w koń cu zdecy do ­
w ano, że ratow ać sie m ożna ty lk o

drogą planowej' g osp o d ark i.

Sw ego czasu Japonia chciała u n ik ­

nąć wszelkiej styczności

z cudzym

krajam i, ale g dy jej narzucono inną
politykę, m usiała, nie chcąc sie stać

C 7 _ v ia ś

kolonia, dążyć do osiągnięcia

, otegi m ocarstw a.

O ile w czasie odosobnienia się od

reszty św iata konieczne b y łe regu lo ­

wanie urodzin, o tyle teraz przyro st
ludności stał się po trzeb n y . D ążon o

oow iem

d o stw orzenia

potężnego

przem ysłu, co w ym agało więlu rąk

do pracy. Z aludnienie k raiu zaczęło
sie pośpiesznie.

N a w et klęski żyw iołow e nie m og­

ły w płynąć ujem nie na stopień, p ło d ­
ności. W przeciw ieństw ie do innych

krajó w liczba m ieszkańców Taponu

w zrastała z każdym rokiem . ?3Z ro ­
k u 1919 w czasie najw iększych zys­
k ó w z przem ysłu na tysiąc m ieszkań­
ców przy pad ało 31,6 u ro dzeń , a w

1929, k ied y na ulicach T o k io ludzie

padali z głod u a ilość bezrobotnych

w zrosła do 2,780.000, urodzeń było
33 n a tysiąc.

/

Przem ysł japoński znajdujący się

początk ow o w rękach p aństw a o d d a

no k ilk u rodzinom , których, potęga
stała się ogrom na. Ich głos w rządzie
jest decydujący, oni m ają w p ły w na

w y b ó r posłów , oni finansują w y b o iv

oni rządzą państw em , starają sie w y ­
ciągnąć dla siebie iaknaiv/iecei

k o ­

rzyści, nie licząc sie z resztą narodu.

Ich kapitał m a najw iększy głos. Prze

ludnienie k raju doszło

do takiego

nasilenia, w yzysk ludzi pracy i nędza
ich była ta k straszna, że ten co daw ał

najskrom niejsze

naw et pożyw ienie

m ógł żądać w szystkiego.

. G d y w E uropie ludzie nie m ający

pracy, m ogli w yjeżdżać za chlebem

d o A m eryki, dla żółtych było to me
podobieństw em , gdyż A m erykanie
yęidząc ich ogrom ną rozrodczość, za­
częli sie bać Japończyków i z a b ro n i­
li im osiedlać sie w sw oim k raju
N ie pozostało nic innego jak p o z o ­
stać w ojczyźnie i w dalszym ciągu
pracow ać nad jej uprzem ysłow ieniem

R obotn icy stali sie więźniam i swego

k raiu , zależnymi

od pracodaw ców ,

nie m ogąc m im o ciężkich w arun k ó w
w ym usić dla siebie w iekszej „ płacy

ani g roźbą w ysiedlenia sie. ani rew o-

\ b o i ta nie wiele b v zmieniła.

Z resztą m im o w szy stk o dolą ro b o t

nika japoń skiego nie da sie porów nać

-z dolą chłopa, którego n ę d z a , p rze ­

kracza nedze naw et bezrobotnego, w

aponii. 49% w szystkich rodzin żyje

z u p raw y ziemi. Ziem i tej po siad a
Jap o n ia b ardzo m ało a upraw ianą

jest ona tak, jak p rzed w iekam i. O
ulepszeniach nie może być męjyyy. b >

pola są m alutkie, porozrzucane po
zboczach gór tak, że naw et gdyby

chłop pozw olił sobie na m aszyny,
nie m ógłby ich zastosow ać. F p la m u ­
szą być naw adniane za pom ocą czer­
paków , poruszanych

przez człow ie­

ka, naw ożone nawozem ludzkim prz-

w ożonym na ręcznych w ózkach, bo

chłop m usi się obchodzić bez p o m o ­

cy zw ierząt, na które go nie stać. Pp-
zatym przy takim gęstym zaludnie­

niu. jak jest w Japonii m iasta nie m c

ga w chłonąć nadm iaru sił roboczych
ze wsi, b o same m ają rąk do pracy

p o d d ostatkiem .

C ała energia k raju zw rócona jest

na „zewnątrz. C hodzi przede \vszyst •
kim o

zd o b y w an ie- zew nętrznych

ry n k ó w zbytu dla przem ysłu

niż o

uzdrow ienie

sto su n k ó w w ew nętrz

nych. O te ry n k i zb ytu toczy gie obn

cnie w ojna chińsko — japońska.

N ajgorzej p ’atną w Taponń a naj

bardziej w yzyskiw ana jest siła ro b o ­
cza k obiety. Położenie iei jest w Ta
ponii takie same,

jak było

przed

w iekam i. R odzice decydują o przysz
łości córek, k tóre po w yjściu zamąz

stają się sługam i sw oich mężów. K o ­

bieta w Japonii jest isto tą po gard za­

ną j naw et now oczesne poglądy, k tó ­

re w raz z cywilizacja tu dotarły, ni­

czego nie zmieniły. A m ogło bv się w

doli k o b iet wiele zmienić na lepsze,
g d y b y

stw orzyć

spraw iedliw sze

praw a.

A le coż z n o w u ? Zm ieniać praw a

przez w zgląd na k o b ie ty ? Z ich po-

w o d u zmniejszać sile k onk urencyjna

rzem y słu ? —

— Śmieszne !

C zyż k o bieta tego

w a rta ? —

N ajb ard ziej cyw ilizow any lapoń-

czyk p a trz y na sw a żone iak na s łu ­
żącą. M ąż i żona b ard zo rzad k o w y ­
chodzą z dom u razem, a naw et żony

w ysok ich d o sto jn ik ó w nie raąja p ra ­

w a ukazyw ać się publicznie w raz z

meżem. Jeśli spotkać na ulicy parę

m ałżeńska, to żnoa idzie o trr.v k ro ­

k i w tyle za sw oim panem i władcą.
W y zw olen ie

japońskiej k o biety o-

graniczą sie praw ie w yłączni d o n o ­
szenia europejskich strojó w , try k o ­
tó w kąpielow ych i artyk ułó w m ody.
K o b ieta najbardziej now oczesna kle
k a na p rogu dom u, k ied y mąż wy-

jhodzi lu b pow raca.

W Japonii uw aża sie kobietę za is­

to tę nieczystą.

W czasie w o jn y ro sy jsk o -jap o ń

skiej a naw et w czasie w alk w M a n ­

dżurii w 1931 ro k u żołnierze p rzy p i­

nali do sw ych m u n d u ró w małe ka

walki sukien kobiecych w tvm Prze­
św iadczeniu, że „czysty" m etal kul

nieprzyjacielskich zmieni sw ój kieru

by nie d o tk n ąć „nieczystego"

kaw ałka m ateriału,

k tó ry

do ty k ał

kobiecego ciała.

N a tym tle jakże

w ygladą doi a

córki chłopa?

W ielkiej niedoli nie łagodni, tu d o ­

statek sfer

posiadających.

Ciężka

praca, której jej nie szczędzi p o g rą ­
żony w nędzy dom rodzicielski w po
łączeniu z niew olą stwarzają, w arun k 1
okro pn e. Jeśli los jest litoścw y, o r

ciec sprzedaje ją do fab ry k i lu b w y ­

pożycza do dom u publicznego za o-

platą. T am życie jest już znośniejsze

o ile m ożna sobie w yobrazić

jakąś

„znośność" w p o d o b n ej sytuacji.

W pierw szym w y p a d k u ławiej to

sobie w yobrazić, chociaż praca jest

wytężająca i nużąca, zwłaszcza, jeśli

- zw aży, że pracow nice fabryczne

to b a rd z o miocie dziewczęta, b ardzo

często dzieci.

F a b ry k an t zapew nia sobie całko­

wicie siły robocze, nie m a m ow y o

^ ćźnian iu się lub nie staw ieniu do

-acy, bo stosuje system sal syp ial­

nych, ta k

że robotnice nie rozstają

sie z fab ry k a naw et p o godzinach

pracy.

65% ro b o tn ik ó w zatrudnionych w

przem yśle stanow ią kobiety, co nie

znaczy, b v tych 65% zaro b k ó w one

otrzym yw ały. W cale nie! O trzym ują

ich zaledwie 31% . M ężczyznom po-

v/odzi się o wiele lepiej. T y lk o oni

rządzą. Ż ąd ań k o b iet nie sły.ęzy się,
b o nie m ają praw a głosow ania, upom
nieć sie o sw oje praw a nie m ^gą.

Jakże sm utno p rzychodzi się uśm i-

chać, g d y czytam y o Japonii jako

krainie poezji, krainie kw itnących wb

śni, tańczących gejsz, g d y sie wie, ja­
kim więzieniem, jaką niew olą dla k o ­
biety jest ten pięknie opiew any krai.

O . nie ! N ie może być pięknie tam,

gdzie k rzyw da święci swe

t r y u m f y ,

gdzie człow iek depce drugi ago czło­

w ieka.

I napew no zm ieniłaby sie d ola o l­

brzym ich rzesz lu d u

japońskiego,

g d y b y zmienić

u stró j

ucisku bez

granic,

Japonia p o d b ija św iat. C yw ilizo­

w ana p otężna Taponia. A z nor chłop

skich, z no r bezrobotnych, z oczu
sprzedaw anych dziew cząt i m ęki p o ­

niew ieranych żon, szczerzy p o tw o r­

ne zęby starośw ieckie, średniow iecz­

ne barb arzy ństw o .

background image

Praca położnej na Polesiu

Str. 14

________

________ K O B I E T A W I E J S K A

Nr 3

L. C IO S K Ó W N A — M IA Ł K O W 5K A

O p iek a n a d m atka rodzącą na wsi

nie przedstaw ia sie w całej Folsce

jednakow o.

N ajlepiej na Pom orzu, Poznań*

skim i Śląsku, gdzie dziś już k ażda

kobieta w iejska korzysta z ljoinocy

położnej i nie może sobie w yobrazić

że m ożna swe życie pow ierzać ciem*

nej „bab ce“. G orzej

już jest w in*

nych połaciach kraj u,a tragicznie wy*

glada ta spraw a na kresach wschód*

nich.

Ta właśnie pracuje jako położna

na Polesiu w pow . kob ry ń skim na
wsi i pragnę podzielić sie wrażenia*

mi ze sw ojej pracy.

D aw n o już w alczono tutaj o aku*

szerke.

W alczyli o nia gospodarze

radni gm inni, a p rzod o w ała w tych
staraniach m iejscow a Ż eńska Szkolą

ołnicza w Plancie.

M asa zakażeń

logow ych,

przedw czesnych

zgo*

nów m łod ych k obiet, pchała ludzi

'•"iatlejszy ch do szukania ratun k u,

ab y tem u zapobiec.

D o m iasta, gdzie jest lekarz — no*

lożna daleko, a więc w razie nieszczę
ścia ratow an o sie jak kto um iał. Naj*

w ażniejsza role

o d g ryw ały oczywi*

ście babki, a k ażd a z nich m iała swo*

je sp o so b y „ratow ania".

N ic dziw nego, że zakażenia i zgo*

n y rosły.

G d y już ani b abk a, ani m iejscow y

znachor nic poradzić nie m ogli

do*

piero szuk an o d o k to ra lub położnej,
i vły to p o ro d y

najczęściej niepra*

w idłow e, albo b. ciężkie i przew lekłe.

Zdziw ienie też ogólne zapancwa*

lo, g d y się rozeszła wieść, że osiedli*
ia sie w okolicy położna, subwencjo*
r.ow ana przez gm inę,

k tó ra za nie*

w ielka opłata ma odbierać p o ro d y u

w szystkich kobiet. „U -wszystkich"?

— M oże u „tych, który m b a b k a nie
pom oże, m oże u tych, który m konie*
cznie trzeb a". N ie, u w szystkich za*
pew nia gm ina , „kied y to tak , w sty d
przed akuszerka. C o to zaraz ludzie

p o w ied zą? że to jakaś niedołęga bo
bez ak u szerki urodzić nie może. A k u

szerka w ym aga, aby w szystko było

czyste, g d y b a b k a co najbrudniej*
sze p o d ło ży p o d rodzącą i potem je*

szcze upierze. B abka jest blisko, a

czasem noc, deszcz i b io to to p o aku*
szerkę m ąż jechać nie zechce".

T akie i p o d o b n e rozm ow y toczyły

się w .śród „babskiego n aro d u ".

N ie dziw iłam się i nie m iałam im

tego za złe. Przecież tutejsze kobie*
ty n ig d y z pom ocy położnej praw ie
nie k orzystały,

organizacje kobiece

zaczynaja dopiero powstawać., gdzie
więc m iały się uśw iadom ić.

N ie zniechęciłam się, ale zrozumia*

łam, że w tych w aru nk ach praca po*
łożnej nie m oże s:ę ograniczyć ty lk o
do odbierania p o ro d ó w , opieki nad

rodzącą i dzieckiem . T rzeb a równo*
cześnie

uśw iadam iać

k o b iety

jak

sw oje zdrow ie chronić, jak m aja ~3*

chować sie w okresie ciąży ltp. Za*

czełam

o d

tego,

że

objechałam

cała gminę, odw iedziłam każda wieś.

gdzie

na zebraniach kobiecych na*

w iązyw ałam bliższy k o n ta k t z kobie*

tam i.

R adziłyśm y

w spólnie

nad

zdrow iem

kobiety,

om aw iałyśm y

skuteczność różnych przesądów do*

tyczących zdrow ia,

przedvskutow a*

łyśm y sam ą spraw ę „położna czy

bab k a".

W y p ły n ę ło to z zajścia jakie mia*

łam z b abką przy jednym porodzie

ia początk u swej

pracy tu taj. Po*

krotce opow iem . W ezw an o mnie do

po ro d u w/ pew nej wsi, do jednego

itarszego m ałżeństw a, gdzie nie było

dzieci 12 lat. P rzew idyw ano ciężki

roród, ta k też i było Spędziłam tam

ałą noc i dzień. S przykrzyło to się

odzącej, a zwłaszcza ko bietom z jej

odziny i p o stan o w io n o potajem nie

orzedem ną i mężem rodzącej sprowa*

Izić babkę.

Z a m om ent

m iało

narodzić

się j

dziecko. K iedy w targnęła b a b k a z i

g ro m ad ą k o b iet i p rzypad ła do innie
z przekleństw am i i pięściami. Dlacze*

o ja tyle czasu

siedzę napróżno,

T o r a sie męczy, a ia nic nie pora*

dziłam d o tą d

„aby było

predzej",

chociaż jestem „akuszerka".

O burzenie ich nie m iało granic, gdy

zobaczyły,

że m yję

ręce,

zam iast

„pom agać". B abka skoczyła jednym
susem, aby rękam i takim i, jakie mia*
la „pom agać", zatrzym ałam ia w os*

tatniej chwili.

W z b u rz o n a

chciała

chciała m nie spoliczkow ać.

W te d y

ja m ówię spokojnie, że bić się tu nie*

ma o co. a sk o ro wmzwali akuszerkę
i babkę niechże w ybierają k to m a
zostać M ąż zdecydow ał, że ia, w ys­
pow iadam , musicie babciu zostaw ić

w s p o k o ju rodzącą, albo w yjść. C o

— lo

wyjść — nigdy, albo nic nie robić to

niem ożliwe.

„O na

umrze,

bo

ta

akuszerka

ja

zamęczy". T o

wy*

starczyło, aby w zburzyć rodzącą i
otoczenie. P o ró d już się rozpoczął,
decydow ać więc trzeba było ązybko.

W y rzu cić b ab kę za drzw i, zam knąć

je na haczyk, obm yć ręce sublirr.atem

i odebrać p o ró d . T a k się też stało.

Skończyło się jedn ak w szystko

pom yślnie.

Pojwoli

p rzekon y w ują

się

i

coraz

więcej

rozum ieją

rolę p ołożnej. C oraz częściej iestem

w zyw ana do p o ro d ó w i to naw et

do p o ro d ó w norm alnych, a to już
duży k ro k n ap rzó d jak na stosunki

utejsze.

■ —

■ —

m i n i i

r — r r m n —

— —

Rozpowszechniajcie

„Kobietę Wiejską"

background image

K

o b i e t a

w i e j s k a

S t r. 15

K O B IETY w ŚW IECIE

W ie lu jeszcze m ężczyzn niechętnie

p atrzy

na w yzw oliny k obiety,

nie

chce w niej uznać rów nego sobie to­

warzysza, k tó ry m a rów nież tęsknotę

cło w iedzy, do o d k ry w an ia p raw d

rządzących

światem!,

jest zdolny

ogarnąć i zgłębić

sw oim

um ysłem

rzeczy tru d n e i wielkie.

Zarzuca

13

nam, że tych w yb itn y ch um ysłów jest
w śró d ko b iet nie wiele, ale zapom ina

ja chętnie, że przecież ta k niedaw no

m ają k o b iety p raw o do nauki i w o*

STEFA NIEMCZAKOWA

P rzeczytaw szy te słow a nap ew n c

n iejedna z czytelniczek uśm iechnie się

i pow ie: „M nie się tego uczyć me
potrzeba, b o gdybym ty lk o m iała z
czego to potrafiłabym

odłożyć

na

czarną godzinę, ale cóż k ied v iak po*

w iadaja z próżnego i Salom on nie

naleje. T ego grosza ciągle b rak i brak
i nieraz dobrze trzeba sobie głow y na
łamać, dobrze się nakłopotać, ab y co
najpilniejsze dziury załatać. N ie

o

takiej oszczędności chcę m ówić, kie
a y aż nam pieniędzy zbyw ać będzie.
A le w arto się zastanow ić jak oszczę­
dzać tam , gdzie pieniędzy skąpo.

Jednego razu przyglądałam się jak

m oja sąsiadka kup ow ała dzieciom na
ubranie. D la córki k u piła ładnego
m ongolu na bluzkę „żeby się ló zia
w y stro iła 1* a dla 6*cio letniego Józia

cajgu na krótk ie sp o denk i i barcha-
nu na podszew kę, „żeby ta ubranie

m iał m ocne, bo to do codziennego

noszenia".

Z w róciłam jej uwagę,

że przecież

lato, w takim ub ran iu będzie m u g o ­
rąco, nie w ygodnie, no i do częstego
prania się nie nadaje. N a to odpow ie
działa mi, że nie stać jej aby m u k u ­
pić drugie na zimę, a m ały i ta k prze*
cież w yrośnie. S ąsiadka m oja była

przekonana, że ku p uje dobrze i ob*

liczą oszczędnie.

Ja m iałam inne patrzenie na to jei

k u p n o . O d tego czasu upłynęło dw a

miesiące. Siekałyśm y obie b u rak i u

K ielara. Sąsiadka b ard zo lamentowa*

la, jak to jej Z o sia w y p rała wczorai

bluzkę m ongolow a, m ocno w ykręci­
ła, no i bluzka p o d arła się tak, że jej

już włożyć więcej

nie m ożna. „A

przecież za m aterię dałam aż 5 zł., 1
zł. kraw czyni razem 6 zł. jak b y w błu
to rzucił" biadała.

góle praw a człowiecze

do celnego

rozw oju.

Jednym z takich przeciw ników u*

działu k obiet w życiu politycznym ,

społecznym i n aukow ym jest p ro fe ­

so r Blakfield, w ykładający na Uni«

* w ersytecie C olum bia w Stanach Z je,

cłnoczonych. P rofesor Blakfield obu*

rza się, że k o biety chcą odgryw ać ro*

le kierow niczą w rozm aitych dzie*

dżinach, że naw et chcą w sp ó łzaw o d ­

R ozgadałyśm y się obie na ten tem at

Ja jej m ówię, że jeśli się m a pieniędzy

mało, to trzeba sie dobrze nad kup*
nem zastanow ić i rozw ażyć co n a p ra ­

w dę w ypadnie tanio, ładnie i prakty*

cznie, a nie bezkrytycznie

z a p a try ­

wać się na innych i bezm yślnie naśla­

dow ać. G d y b y ś była kupiła na bluz*

ke np. baty stu, długo b y łaby się n e
siła i też w yglądałaby ładnie.

„K iedy chciałam córkę

w ystroić,

teraz ta k się w szystkie dziewczęta
noszą" — ona na to.

D o b rze; ale kto chce jedtwabie no*

sić m usi go być na to stać i pow inien
ie też umieć i uprać. M y jesteśm y za
biedne na jedw abne stroje.

A córka niech zaw czasu nauczy się

rozumieć, że nie strój zdobi człowie
ka, że na nic najpiękniejsza bluzka.

, jeśli w głowie p usto. T eraz rausisz

cały tydzień chodzić do b u raków , że­
b y te 6 zł. zarobić.

A le pop atrzm y jeszcze na Jasiowe

ubranie. C zy okazało się praktyczne
w noszeniu? G dzie tam ; grabę, go-

. rące, pełno w nim kurzu, nie dopusz*

, cza do ciałka dziecka słońca, a więc

ze w zględu i na zdrow ie, niestosow*

ne. C zy nie w ygodniejsze dla dziecka

i zdrow sze b y ło b y na lato lekkie u*

b ran k o perkalow e,

a kosztow ałoby

tyle co sam a p o d szew ka barchanow a

do tej cajgow ej kapotki.

Jak w idzim y, nic nie oszczędziła ę*

w a m atka. Chociaż ku po w ała w e d ­
ług swego obliczenia „oszczędnie".

M niej w agi przyw iązujm y d o tego

błyszczenia jedw abn ą sukienką, ła d ­

nym i bucikam i i t. p. i nie ruinuim y
się na te rzeczy, kiedy nas nie stać.
I tania sukienka może być ładna, ieś*

li jest zgrabnie uszyta, tw arzow a i

niczyć (o zgrozo) z mężczyzną. Po*
glądy sw oje w ygtosił w czasie iędne*

go z w yk ładó w , czem w yw ołał takie

poruszenie w śró d sw oich słuchaczek.
że 180 k o biet na znak p ro te stu opu*
ściło salę w ykładow ą.

M im o tej niechęci coraz częściej

dzięki sw oim nieprzeciętnym zd o ln o ­

ściom, ogrom nej pracow itości

zdo*

byw ają k o b iety pow ażne i odpow ie-
dzialne stanow iska na rozm aitych od
cinkach. I tak :

Dr. Nanna Swarz — Malenberg

jest pierwszą kobieta — profesorem

na uniwersytecie szwedzkim. O trz y ­
m ała ona k atedrę na w ydziale m e d v
cznym in sty tu tu C aroline w Sztokho!

mie i prow ad zi prace badaw cze z

dziedziny bakteriologii.

W skład rządu indyjskiego w y ło ­

nionego przez K ongres n a ro d p w y w
B om baju weszła poraź pierwszy ko­
bieta, p. Vijai Pandit. Obiela ona w

rządzie tekę ministra zdrowia.

Turczynka D r Hanum Fatze któ ra

na uniw ersytecie w Stam bule u z y sk a ­

ła d o k to ra t z działu adm inistracj-

państw ow ej i go so o d ark i napadow ej

została mianowana naczelna inspek*

torką w tureckim ministerstwie dla

spraw gospodarki narodowej.

W mieście N e w to n w A ustralii, po

raz pierwszy

wybrano burmistrzem

kobietę, iest nią p. Flower.

W Akwizgranie zamianowano pro;

fesorem nadzwyczajnym docenta dt,

inż. Marię Lipp.

K o b iety p iastują rów nież w ybitne

stanow iska polityczne. N a przew ód-

, niczącego najw iększego stronnictw a

politycznego w A nglii, ta k zwane;

..Partii Rracy" (o d p o w ied n ik nasze*

go P P S ) w y b ran o na tegorocznym

K ongresie kobietę p. A y sto n G ould,

Jest to już trzecia kobieta, piastująca

, godność

przew odniczącego

Partii

P racy w A nglii.

d o sto sow ana d o p o ry roku. A ta cc
ją nosi niech się w yróżnia szlachet*

nością serca, niech będzie dzielna i
rozum na, to są w artości głębsze i one

m ogą zapew nić szczęście i powodze*

nie w życiu. R yw alizujm y m iedzy so*

b a nie tym , czyja córka m a strojniej*

sza sukienkę, ale k tó ra jest lepiej w y ­
chow ana i p rzy go to w an a

do życia.

T o będzie napraw d ę m iłość matczy*

na. T o co m am y w yrzucić na drogi
strój, obróćm y na d o b rą gazetę, książ
kę, na które dziś jeszcze k o b iety —
m atki ta k żałują grosza. Z tej książ*

, ki czy gazety nauczyłaby sie Zosia

jeśli już nosi jedw abną bluzeczkę, jak
ją należy prać, aby długo ao fić. bo
to d ro g a rzecz.

: „

Oszczędzajmy mędrze

background image

Str. 16___________________

K O B I E T A W I E J S K A

Mr 3

N

O

W

I

N

Y

Kobiety w obronie kraju

W idm o

zaw ieruchy

wojennej

stanęło

przed nar.ii. 'K ojna dzisiejszi toczyć się bę­

dzie nietylko na frontach, ale obejmie i

ludność cywilną. Kiedy mężczyźni zostaną

p cw cłani pod b ro ń . na w szyulicli placów/

kach) stanowiskach wewnątrz kraju muszą ici.

zastąpić kobiety. Celem przygotow ania ko-

b s.t do czeKającej ich roli na w ypadek woi-

r.y, zrzeszyło się 15 organizacyj kobiecych

l:czących około 1 m iliona członkiń (jest tu
. aledwie 10% ogółu kobiet) w organizacji

„Przysposobienia W ojskowego Kobiet"

Organizacja ta urządziła w końcu maja

tydzień propagandy P. W . K.

Im prezy i

zbiórki z tego ty godnia m ają n a celu gro­

madzenie funduszów

na akcję przeszkole­

nia kobiet, celem przygotow ania

ich

do

obrony kraju.

Jednym z najważniejszych zagadnień

v

czasie w ojny jest sprawa wyżywienia lu d ­

ności. G łód to klęska. Dlatego w ielkie zna
czenie ma um iejętność gospodarow ania z a ­
pasami. Jest ona w rękach

kobiecych, a

P ie rw sza ko n feren cja

W dniu 30 kwietnia br. odbyła się

w

W arszawie

w Zw iązku Spółdzielni Rolni*

czych,

pierwsza

konferencja

Spółdzielni

Z drow ia w Polsce. O becni byli przedstaw i­

ciele

Z arządów i

lekarze

Spółdziel­

ni Zdrow ia, z: M arkow ej, Raczek (pow. Su.

w alski),

Sochaczewa,

D mitrowicz

(pow.

Brześć), Dziatkiewicz (pow. Równe), Buska,

O drow ąża (pow. konecki) oraz trzech S pół­

dzielni ukraińskich.

ęNa konferencją w której pozatym wzięli

udział delegaci M inisterstwa O pieki Spolecz

nej, O rganizacyj Rolniczych, Kół G ospodyń

i Zw iązków M łodzieży, om awiano drogi ja ­

kimi należy dążyć do podniesienia zdrow ot­

ności wsi,

Ze spraw ozdań w ynikało, że wszystkie

Spółdzielnie walczyły z trudnościam i zna­

lezienia lekarza, które udało się jednak p o ­
konać.

N ajm niej kłopotu pod tym -vzglę«em mia

ly Spółdzielnie

ukraińskie.

Sprawozdania

szczegółowe z pracy Spółdzielni będzie moż
na znaleźć w specjalnej broszuize, która zo­

stanie w krótce wydana.

więc my kobiety możemy w dużej mierze
przyczynić się do zwycięstwa, jeśli wywią­

żemy się dobrze ze swego obow iązku gos­

podyń.

W iele żywności w Polsce m arnuje się n.u

skutek

nieum iejętnego

konserw ow ania

i

przechow ania.

Pow ołany przed rokiem

A prow izacyjny

Komitet

Porozumiewawczy, z łożony

z

przedstawicielek wszystkich organizacyj ko­
biecych opracował plan uspraw nienia ap ro ­

wizacji w czasie wojny. Komitet ten widzi

potrzebę zorganizow ania setek tysięcy k u r­

sów żywnościowych, przetw órstwa

i prze­

chowania zapasów,

W tym celu Komitet projektuje szkolenie

kadr instruktorek, któreby te kursy m,ogty
przeprow adzać. P odobno bardzo dobrze roz
w:ązała tę sprawę Bułgaria. D la wykorzysta-

doświadczeń bułgarskich wysiano już do tego

kraju delegatki z Polski, celem dokładnego
zbadania metod pracy w tej dziedzinie.

sp ó łd zie ln i zd ro w ia

Referaty wygłosili: p. W yszom irski, inz.

I. Solarz i dr. W ł. Ciekot. P. W yszom irski

omówił co i w jakim państwie zrobiły Spćł

dzielnie Zdrowia.

Inż. Solarz przedstaw ił

wielkie wartości

społeczne i m oralne form i prac, jakie dają
Spółdzielnie Zdrow ia.

Om ówił

znaczenie

U/bezpieczalni, O środków Z drow ia

p o d ­

kreślając ich wartość, ale słusznie stw ierdzi1

że Spółdzielnie Z drow ia są wsi bliższe, bo
przez nią z własnej woli i w ysiłku zorgani­

zowane.

D r C iekot wskazał co trzeba przestrzegać

przy urządzaniu Spółdzielni Z drow ia, oraz

wniósł popraw ki, aby ustawa 0 pow szech­
nej służbie zdrowia,

przewidziała

formę

spółdzielczą jako jedną z w ażnych placówek
usuw ających zly stan zdrow otny, oraz aby
ustaw odaw stw o

zezw oliło

Spółdzielniom

j Z drow ia na prow adzenie własnych aptek.

Pierw sza ta konferencja jest ważnym w y­

darzeniem w polskiej spółdzielczości i d o ­
ro b k u chłopów.

Budzi wiarę

we własne

siły wsi.

P ie rw s z a k o b ie ta p rzew odniczącą

R ady O k re s o w e j

Zw iązek Spółdzielni Spożywców „Spo­

łem.

posiada na całej

przestrzeni Polsk'

swoje oddziały handlow e jako hurtow nie, a

przy nich sam orząd spółdzielczy tzw. rad'-’
okręgowe. Rad takich jest 45, a nadaniem

ich jest czuwanie nad rozwojem spółdzielni

w okręgu, propaganda, organizow anie spół­
dzielni nowych, kontrola oddziałów i opie­

ka nad spółdzielniam i. Jedna z tych rad za­
pew ne pierwsza, mianowicie

w

Łowiczu

w ybrała na swą przew odniczącą

kobietę.

Jest nią ob, H an k a C horążyna, znana przed

tem w naszym m łodym ruchu wiejskim pod

nazwiskiem Bieńkowska.

Jest ona

także

członkiem Komitetu wydawniczego

naszej

„K obiety W iejskiej" W jdać więc, że kobie­

ty zdobyw ają swymi wartościam i poważne

społeczne stanowiska i pow inny to czynić

uparcie dalej. Koleżance C horążynie życzy­

my pięknych plonów

w pracy

półdziel-

czej.

O puszczone d ziecko o d zy s k a

rodziców

Ileż to bezdzietnych kobiet z tęsknotą a

niekiedy prawie z zawiścią patrzy na szczę­

śliwe matki prowadzące za ręce sw C e m a­

leństwa. Dzieci śnią im się po nocach, w y­

daje im się, że trzym ają w swojej dłoni ma­
leńkie piąstki. Budzą się i spotyka ich b o ­

lesne rozczarowanie.

C o roku przychodzi na świat w Polsce 63

tysięcy dzieci nieślubnych. I dopraw dy p -

dziwiać należy

bohaterstw o opuszczoynch

matek, gdyż liczba porzuconych dzieci nic
dochodzi nawet do 3 tysięcy (w r. 1937 —

2475). W przytułkach te „dzieci niczyje" z

godziny na godzinę wyczekują swojej ma*

my. Nigdzie mama nie jest tak wytęsknio-

na i oczekiwana jak u dziecka w przytułku.

Ale gdy mijają lata, a mama nie zjawi się,

na tw arzyczkę dziecka pada cień, k tóry cza­

sem zamieni się w ctw artą

nienawiść

d.

społeczeństwa za to, że go tak skrzyw dzi­

ło. A Ileż jest kobiet samotnych, nie zam ęż­

nych, które pragną dziecka.

Do tej chwili osoby samotne nie miały

prawa adoptow ania dziecka. N aw et m ałżeń­
stwom bezdzietnym stawiano warunki, k tó ­
re

wielu

zniechęcały.

O statnio

została

przyjęta

przez

Sejm

ustawa,

która

wreszcie tę sprawę

pom yślnie dla dziec­

ka reguluje i usuwa

dotychczasowe b rak ’

umożliwiając mu znaiezicnio rodziców.

P renum erata — „K o b ie ta W iejska , — w y n o s i: k w a rta ln ie 1*— zł p ó łro c zn ie 2*— zł — rocznie 3 5 0

C E N N IK O G Ł O S Z E Ń : cala strona —

200-—

zl 1I2 stro n y

100

z ł ’ — 1/8

strony 50 zł

— Za

treść

o g ło s z eń . R e d ak c ja nie o d p o w ia d a

R e d a g u j e K o m ite t.

R e d a k lo r i W y d a w c a ; H A N N A C IE K O T O W A

A d r e s R e d ak c ji I A d m i n i s t r a c j i : . K o b i e t a W ie j s k a " , M a rk o w a k /Łańcuta, Spółdzie lnia Z d r o w i a . N u m e r R o z r a c h u n k u 1.

Drukarnia Literacka Kraków, PI, Z god y 4. — T elefon 185-18.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Kobieta wiejska 1939 1
Kobieta wiejska 1939 4
Kobieta wiejska 1939 5
Kobieta wiejska 1939 2
Kobieta wiejska 1939 1
KOBIETY WIEJSKIE A PRZEDSIĘBIORCZOŚĆ
sołtyski i liderki kobieta aktywna w środowisku wiejskim
5 żywienie kobiet ciężarnych
KOBIETA
Migracje kobiet
typy kobiet www prezentacje org 3
Konkurencje gim kobiet
Składniki mineralne w diecie kobiet ciężarnych prezentacja
Ginekologia fizjologia kobiety i wczesnej ciÄ…ĹĽy I
Sposób żywienia kobiet przed i w ciąży2005
ZALECENIA ŻYWIENIOWE DLA KOBIET KARMIĄCYCH

więcej podobnych podstron