O p ł a t a p oc ztowa "uiszczona r y cz a łt e m.
Cena numeru 30 gr
MARKOWA — MAJ 1939
kometa
NR 2
W Y C H O D Z I R A Z W M I E S I Ą C U
ROK 1
Jed y na pociecha
Str. 2
K
o b i e t a
w i e j s k a
Nr 2
WOJCIECH JANCZAK
W obliczu poważnych wydarzeń
Jeszcze nie zagoiły się rany po wielkiej w ojnie śwk,*
tow ej,, jeszcze nie obeschły dobrze łzy m ilionów m atek,
sierot w d ów , jeszcze tysiące beznogich, bezrekich, ślepych
tu ła sie p o świecie, gd y na now o n a d światem zawisły
złow rogie chm ury.
Ż yjem y znów w okresie, gdzie n ad praw ością, m b
łością, braterstw em zapanow ała b ru taln a siła, oparta na
iście zwierzęcych insty n ktach i pchająca ludzkość w od*
m ęty krw aw ej rzezi.
Istnieją ludzie i całe n aro dy , k tórzy w m ów ili sobie
i innym w m aw iają, że oni są najlepsi, najm ądrzejsi i powo*
łani do tego, aby w szystkim d yktow ać sw ą wole. aby
ujarzm iać sąsiednie lu d y — „dla ich d o b ra " — , sk azu ją:
je na niew olę i p o k o rn y psi żyw ot.
P o d stęp em chytrością, obłudą, przem ocą i groźbą
użycia przem ocy ujarzm iają te n a ro d y słabszych od siebie,
zwłaszcza zaś nieprzyg o tow an y ch i tych, k tó rz y w ola słn*
żyć p o ko rnie cale życie innym i pracow ać na obcych niż
staw ić m ężnie czoło najeźdźcy w obronie w łasnych pól,
chat, wsi, języka w iary. C óż to za człow iek byłby, k tó ry
w łasnego gniazda rodzinnego b ro n ićb y nie potrafił lub
nie chciał. T rzeb a być p odłym , żeby bezczynnie patrzyć,
jak bezkarnie szerzy się gw ałt i b ru taln a przem oc, jak zło
w yw ala drapieżne in sty n k ty i dziką chęć m o rd u M y ta*
kim i wcale być nie chcemy.
Przez św iat przelew ają sie groźne chm ury. C o pe*
w ien czas w innej części E u ro p y w ybucha groźne ognisko
n iepoko ju , gotow e przekształcić się w szybkim tem pie
w praw d ziw y w ielki p o żar w ojny.
W s p ó ln y b lo k p ań stw tzw . faszystow skich, poslu*
gując się brutalną, nie znającą żadnych ham ulców silą,
p o d p a la coraz now e ognisko n iepokoju. T rz y główne
państw a tego b lo k u , N iem cy, W ło c h y i Japonia m ają już
na sw ym sum ieniu niejedno takie przew inienie.
Japończycy z w ielką siłą w kroczyli do C hin i tam
ogniem i mieczem od w ielu już m iesięcy ujarzm iają coraz
to inne prow incje i m iasta chińskie, zaprow adzając tam
sw oje porząd k i. C hoć C hińczycy b oh atersk o b ronią swej
ziemi i Japończycy coraz gorzej czują sic w C hinach to
jed nak k rew leje sie codzień i obfite jest żniw o śmierci
Koniec tej w o jn y tru d n o przew idzieć.
W ło s i po barbarzyń sk ich w alkach z nieuzbrojony*
m i A bisyńczykam i i po zajęciu A bisynii, zdaw ało się że
w ezm ą się do uczciwej spok o jnej pracy. G dzie tam!
P rzed kilk u tygodniam i, uzbrojeni w sam oloty,
czołgi, arm aty napadli znów w b ru taln y sposób na małe
p ań stew ko A lbanię i p o kró tk ich w alkach z dzielnym i
albańczykam i
całą A lb anię zajęli, d y k tu jąc ludności
albańskiej sw oje praw a i sw oją wole.
W s z y stk o to niby „dla d o b ra n aro d u albańskiego"
C i sami W ło s i i N iem cy p o d firm ą hiszpańskiego
generała Franco wzniecili w H iszpanii pow stanie i przez
dw a lata w b arb arzyń sk i sp osób m ordow ali hiszpańskich
chłopów i rob o tn ik ó w , k tórzy boh atersko bronili swych
praw i dem okratycznej w olności. D ziś już praw ie cała
H iszpania jest w rękach faszystow skiego generała France
N iem cy zaczęli o d A u strii. D ro g ą politycznych
kom binacyj i intryg, po części rew olw erow ych zamachów
na życie w ybitniejszych
A u striak ó w , zajęli wreszcie
A ustrię.
O d tą d ap ety t hitlerow skich N iem iec stale w zrastał.
W zrastała także b u ta i pycha niemiecka, podsycana jeszcze
przez hitlero w sk ą propagandę.
R ozzuchw aleni bezkarnością, jaka im uszła po za*
jęciu A u strii, wyciągnęli drapieżne pazury p o now e zdo*
bycze. T ym razem w jesieni ubiegłego ro k u zajęli. Sudety,
kraj należący do Czechosłow acji, a zam ieszkały przez tzw .
„niem ców sudeckich".
O d tą d los Czechosłow acji zawisł zupełnie o d humo*
ru berlińskich „o piekunów ".
P enetrow ana w zdłuż i wszerz przez hitleryzm , prze I
niedaw nym czasem zajęta została przez w o jsk a niemieckie
i bez jednego w ystrzału w cielona w granice „wielkich
N iem iec".
D ziś już, choć nie wiele czasu m inęło, całe praw ic
w ew nętrzne życie czeskie zniem czone zostało do gruntu.
W y d z ie lo n a z daw nej C zechosłow acji — Słowacja,
jako niezależne państw o p o d w odzą ks T iso, stała się
faktyczną pro w incją niem iecką i miejscem, gdzie N iem ce
m ają czynić przygotow ania w ojenne do dalszych m arszów.
Rów nocześnie z Czechosłow acją w ojska niemieckie
w kroczyły do K łajpedy, dużego p o rtu handlow ego i zwą*
zanego b ard zo ściśle z Litwą. D ziś w K łajpedzie Niem cy
urządzają silny p o rt w ojenny. M ało tego! Niem cy odwa*
żyli się 21 marca wysunąć żądania pod adresem Polski
w sprawie Gdańska!
Przez św iat cały przeszedł silny od ru ch najw yższego
oburzenia. Ludzie stw ierdzili, że dość gw ałtu _j barba*
rzyństw a, że trzeba kres położyć przem ocy i brutalnej sile.
P aństw a bezpośrednio zagrożone w swej niepod*
ległości porozum iały się z sob ą i w spólnie z wielkimi
m ocarstw am i zachodnim i tw orzą dziś coraz potężniejszą
zaporę przeciw ko fali germ ańskiego naporu.
P o lsk a m iędzy innym i zaw arła w kw ietniu u kład
z A nglią w spraw ie w zajem nej pom ocy na w yp ad ek woj*
ny. P o do b n e u k ład y z A nglią i Francia zaw arły i inne
państw a, jak R um unia, G recja.
W ó d z N iem ców — A d o lf H itler, iak dotychczas
nie m yśli zmienić swej polity k i. Przeciwnie w ostatniej
swojej m owie z 28 kw ietnia b. r. b ard zo atakow ał tc
państw a, któ re chcą przeszkodzić dalszem u m arszow i me*
m ieckiem u na W sc h ó d . A ta k o w a ł także prezyd Stanóv/
Z je d n o czonych A m eryk i R ussw elta, k tó ry w ystąpił do
H itlera z żądaniem nie rozpoczynania w ojny.
K O B I E T A W I E J S K A
Śt r. 3
Sytuacja nie jest więc jeszcze w yjaśniona i chm ury
grom adzą sie dalej. W e w szystkich państw ach trw aja go*
rączkowe p rzygotow ania w ojenne.
D o o b ro n y przed najeźdźcą sposobią sie wszyscy.
Żołnierze, mężczyźni, kobiety, dzieci, cały naród.
N a układach bow iem ty lk o polegać nie m ożna.
W szystkie siły narodu trza wytężyć, aby nie pozwolić się
shańbić i nie pójść w niewolę.
Są zaś dwie siły, które decy d ują o zwycięstwie. Ted*
na to siła fizyczna, w yrażająca sie w liczbie żołnierzy i w
u zb rojen iu technicznym , drug a to siła m oralna, stokroć
w ażniejsza może, a w yrażająca się w gotow ości pośw ięcę5
nia w szystkiego, naw et życia, dla w spólnej wielkiej spra*
w y — dla w olności. Jak głów nym źródłem sił fizycznych
n a ro d u w czasie w o jn y są m ężczyźni, tak głów nym źród
łem sił m oralnych są kobiety. O d stanow iska m atek, żon,
sió str zależy w dużym sto p n iu naw et w artość bojow a
armii.
»
*
Pełnej patriotycznej dumy i hartu postawy matki czy
żony wobec syna czy męża idącego na front, nie zastąpi
żaden rozkaz, ni żadna w ojskow a komenda. W postaw ie
godnej k o b iet tk w ią siły, które m ogą stać się podstaw ą
zw ycięstwa. C zujność zaś i sp ok ój g o d n y w ielkiego na
rodu i myśl, że niczego sie nie zaniedbało i w szystko przy*
gotoiwało oto p ostaw a na dziś.
M y chłopi jesteśm y szczerymi zw olennikam i p o k o ju
i wiele jesteśm y gotow i poświęcić dla jego utrzym ania.
A le nie chcemy być niew olnikam i innych i na innych
pracow ać; nie chcemy wyrzec się m ow y w łasnej, polskiej
i niechcemy wyrzec się ziemi, na której o d w ieków tu
trw am y i k tó rą co rano w blaskach w schodzącego słońca
okiem sw ym pieścim y, nie chcemy wyrzec się chat i wsi,
w któ ry ch ojcow ie nasi żyli i p om arli; chcemy w spólnie,
jak nas m iliony, w zgodzie z innym i narodam i, pracować
na chleb czarny, ale w łasny, nie niew olniczy.
N ie staniemy się zaś nigdy pognojem germańskiej
pychy, choćby ona uzbrojona była w nie wiem jakie bom 5
by i armaty.
PIO TR ŚWIETLIK
Rola społeczna kobiet wiejskich
N ie m ożna się nijak zgodzić z opi*
nia. k tó ra m ówi, że k o b iety sa mniej j
zdolne p o d w zględem um ysłow ym
od mężczyzn i że wobec tego nie na5
leży ich dopuszczać do w spółudziału
w
życiu
społeczno-gospodarczym
k ulturalnym i politycznym — na rów
ni z m ężczyzną. O p in ia taka jest zła
i krzyw dząca, nie tu lk o kobiety,
lecz także i całe społeczeństw o. N ie 5
stety, opinia tak a w śró d nas panuje
nadal zwłaszcza na w si i niepozw ala
w yjść kobiecie na szerszy św iat —
społeczny, by m ogła oddać na ieg->
usługi sw oje zdolności um ysłow e i
w artości duchow e. C o najgorsze to
to, że takiej w łaśnie opinii uległy
n ajbardziej same k obiety, które w 5
m ów iły w siebie, że tak, iak jest No
raz — być m usi. T o te- kobiety na
wsi patrzą bezradne na dzisiejsze
sto su nk i społeczne i w idzą, jak ich
yłasne dorastające dzieci pozostawić,
ne są nieznanem u losow i, jak pozb a5
w ionę są dostatecznej ilości chleba.
ubrania i odpow iednich w arunków
zdro w o tn y ch i kultu ralny ch w dom u,
5 wreszcie później — b rak u ziemi i
pracy. T rag ed ia najw iększa jest m o ‘
że to, że k o b iety w iejskie w swei
j
bierności i bezradności nie w idza, że
dzieci ich tak m ało k o rzy stają ze szko'
ly 75m io kl. (ty lk o 15% dzieci wiei
‘ kich kończy 75m io kl szk. po w ) a już
o kształceniu w yższym praw ie że m c
w y nie ma, bo warunk" m aterialne na
to nie pozw alają. Bezradne sa k o 5
biety także, kiedy patrzą, jak wieś,
w której żyją jest skłócona, w y zys
k iw ana przez różnych p o średn ikó w
i zbaw iaczy politycznych, a władze
nad nią spraw ują nieraz jednostki
pozbaw ione zupełnie charakteru i
kierujące się w życiu 'ed ym e sam o5
lubstw em , starając sie w ykorzystać
sw oje w p ły w y ty lk o dla osobistych
korzyści.
K obiety w iejskie, w przew ażnej
swej w iększości niezauw ażyły jesz5
cze dotąd, że m ężczyźni sprąw ującv
rolę gospodarza w dom u, i role gos*
p o d arza społecznego w grom adzie
(bez w spółudziału k o b iet) nie zdali
dobrze egzam inu z dotychczasow e
go gospodarzenia (dom em , wsia i ca*
la Rzeczypospolitą).
Przeciw ko
takiem u
porządkow i
rzeczy k o b iety w iejskie ro w in p y p o d
nieść b u n t! — N a d sz e d ł już ‘czas
najw yższy, b y k o biety w spółdziała5
ły z chłopem we w szystkich dziedzu
nach życia społecznego poniew aż w
tym jest interes nietylko wsi. ale i
P olski całej. Zacznijm y głośno md*
wić, że k ob ieta zdolna iest w spółdzia
j lać społecznie z mężczyzną, a nawet
go w tem może prześcignąć K ob ie5
ta w iejska m usi objąć swoim um ys
łem i sercem życie sąsiada^ grom ady
siow ej. — Polski i całego świata.
Pom yślm y odw ażnie, czv m ożli5
we jest czuć się szczęśliwą w takiej
wsi. gdzie nie ma dobrej szkoły, d o b 5
rych dróg, dom u społecznego, m ie5
czarni spółdzielczej, Spółdzielni „Spo
łem “, Spółdzielni Z drow ia, dziecińca.
K asy Stefczyka, biblioteki i t. p .? - -
N ig d y ! W takiej wsi nie ma mo>
w v o szczęściu osobistym i gro m ad5
nym .
Praw dziw ej kobiecie w iejskiej —
ludow czyni nie w ystarczy,
że
jej
dziecko będzie zdrow e j wesołe, ale
będzie dbać o to, żeby i u sąsiada
było zdrow e i w szystkie dzieci we
wsi.
C óż z tego że jedna d o b ra m atka w v !
chow a sw oje dziecko naw et na anio5
ła, jeśli dziecko sąsiada przez złe w v
chow anie stanie się łotrem i tego
aniołka przebije nożem.
K ob iety m ogą i po w inn y praco*
wać społecznie, b o od tego zależy
ich szczęście i ich dzieci. K ażda ko*
bieta w iejska niech już dziś p o s ta !
now i zerwać z dotychczasow ą opi*
m a i biernością p o d y/zgledem p r a c
społecznej i weźmie się do czytania
pism ludow ych, dobrych książek <
niech w stąpi do ruchu ludow ego, bv
tam zapoznać się z jego celami i idea*
mi i, by wreszcie nauczyć sie służyć
wsi i całej
Polsce p o d każdym
względem .
W szy stk ie k o biety w iejskie w ola-
my d o w sp ółp racy z chłoperm m ę5
eirr, ojcem czy synem, bratem lub
przyjacielem dla dobra drugich.
s t r . 4
_______________________________ K O B IE T A * W IEJS K A ___________________
N r 2
'
i
r.jf
Z. ŁUCZAKÓWNA
N a
s ł u ż b i e
Z niejednego p o w o d u idą dzieci
z dom u na służbę. Tednych bieda wv*
gania, d ru d zy chcą uciec o d niedob*
rych koleżanek czy kolegów , a jesz*
cze inni odch od zą b o nie m oga dojść
do porozum ienia z rodzicam i
M nie bieda nie w ygnała do ludzi
bo choć by ło nas k ilk o ro w dom u,
lecz m am y z czego żyć, ale d okucz5
liw y sp osób obchodzenia sie rodzi*
ców ze m ną zm usił m nie do szuka5
nią* ęjileba m iędzy obcym i. Z a no śred
t,.njf:t\yęrn koleżanki znalazłam służbę
w małym m iasteczku odległym o kil-
kadziesiąt km . od rodzinnej w iosk:.
Jechałam tam z zadow oleniem , a jaz*
da pociągiem cieszyła mnie bo była
dła m nie now ością. G d y przyjecha*
łam na stację spotkałam tam k o le5
żankę, k tó ra zaprow adziła mnie do
dom u gdzie w łaśnie w y szukała mi
tą służbę.
P o przyw itaniu się z dom ownika*
mi pok azano mi p o k o ik gdzie się
. .umieściłam z m oim bogactw em , któ*
re opisze p ó ź n ie j. Ludzi w tym dom u
sp otkałam d obrych, sym patycznych,
religijnych i Wesołych. Rozpoczy*
nam now ą pracę, lecz jakże jestem
w obec niej bezradna. N ie wiem co
do czego wziąć, nie wiem o d czego
zacząć na czym skończyć. D o p ie ra
pani m usiała mi w szy stk o pokazać,
najm niejszą rzecz sama ze m na zro s
bić. bo najprostrzej ro b o ty nie um ia'
łam dobrze w ykonać. N ie um iałam
do stołu podać p o traw już gotow ych,
bo co do g otow ania to o tem nie
m iałam pojęcia. Później zaczęła mnie
nani uczyć gotow ać, na co trzeba b y
ło dłuższego czasu, aniżeli na naukę
sprzątania czy p o d aw an ia do stołu.
Pokazyw ała mi pani przez kilkanaś*
cie dni, a jednego razu nie m ogąc sic-
oderw ać od pracy nie przysyła, wiec
ja zdecydow ałam się na zrobienie
o b iad u sama. G d y go w ykończyłam
nadeszła pani, pokosztow ała. poki*
wała głow ą i zabrała się do roboty-
Z u p a była bez żadnych p rzy praw i
zasm ażki, drugie danie też bęz sma*
ku. I ta k mi ciężko było ze wszyst*
kim, a przecież idąc na słu żb ę.n ow in 5
nam była to w szy stk o umieć. Cóż
kied y ta k byłam w ychow ana, że pc>*
za obrębem stajni z krow am i i pod*
w orkiem nie w idziałam nic, bo r o ‘
dzice nie puścili m nie nigdzie, nie
zadbali aby m nie czegoś nauczyć.
Boli m nie, że gdy w ychodziłam z
dom u rodzice nie zainteresow ali się
czy ja mam z jedną sukienkę, całą
koszulę, w czem ja tam będę chodzi5
la. Pościeli też mi m atka nie dała żad*
nei, choć są w dom u pierzyny i p o 5
duszki, ale ty lk o leżą usłane o d p a ra 5
dv. Zebrałam więc sw oje ubogie ma*
natki zarzuciłam płaszcz cieniutki na
siebie i z takim to bogactw em p rzy 5
jechałam do dom u m ojej pierwszej
służby. Z tak a w y p raw ą przew ażnie
w szystkie m atki na wsi w ysyłają w
św iat swoje, córki. W y sy ła ia sw oie
dzieci z niczem, ale żądaja od nich
dużo. N a to zaś żeby sie okryć jako
tako trzeba kilka lat pracow ać, a tu
7. dom u list za listem piszą — córko
m o -a przyślij mi ta pieniędzy na le5
k arstw o " albo — „pożycz mi potrze*
ba p o d a te k zapłacić".
O dm aw ia się sobie najpotrzeb*
niejszych rzeczy i posyła m yśląc, że
tam w dom u napraw d ę chorzy i są
w potrzebie. A tu p otym okazuje się,
że pieniądze po szły na w y d a tk i bez
których m ożnaby się obejść-
K iedy zaś po dw óch latach wra*
ca córka do dom u bo się czuje nu,a
dobrze ze zdrow iem , to jeszcze w
p rogu py tają się czy pieniądze wie*
zie N ie liczą, że sie o k ry ła na lato
i zimę ty lk o po w iad ają; „pow innaś
HELA ŚWIETLIKÓWNA
M A R
• M a ry sia jest m łodą gosposią trzy-
m orgow ego
„m ajątku "
i
jeszcze
m łodszą m am usią dw uletniej córy.
Ż yje na po zór tak, jak k ażda w siow a
kobieta. Ciężej ty lk o m oże pracuje
o d innych, b o uboższa i nię m a jej
k to w pracy pom ódz. C óż robić, nie
m oże być inaczej- M ąż m a dość pra*
cv w polu, czasem i w e fabryce w
pobliskim m iasteczku chce jaki grosz
zarobić, ab y ty lk o jako ta k o dawać
sobie rade i w yganiać biedę z chału*
py. M ary sia cały dzień w dom u go*
tuie.. pierze, szoruje i d o k ró w zaglą*
da, to znow u do k u r i p rosiak a, a i
w pole też trza iść p om ó d z, Taśkowi.
T em u się ty lk o ludzie nadziw ow ać
nie m ogą, że ta M a ry śk a ciągle bo*
r-ykająca się ze zw yczajną chłopską,
biedą zawsze jest taka p o g o d n a i
uśm iechnięta. D o b re słow o m a zaw*
sze dla każdego i w ielką życzliwość
naw et dla bezdom nego kota, co się
Y S I A
niew iadom o sk ąd d o jej izby spro*
wadził. P rzyjdzie niedziela, albo ja*
kie św ięto k a żd y chętnie odw iedza
czystą izdebkę M arysi, t o w iadom o,
że ona umie się cieszyć czyjąś radoś
cia i szczerze smucić sm utkiem dru*
giego człow ieka.
je s t zafwsze tak a rozum na tak
umie poradzić w nieszczęściu, a jak
trza to i pom ódz choć sam a nie ma
bogactw a. T o też „dziadk i" z całei
w si w iedzą, że gdzie iak gdzie, ale
u M ary si zawsze m ożna dostać ka*
w ałek chleba, że przed ubogim nie
zam knie drzw i, ani go psem nie w ysz
czuje.
Po izbie i po p o d w ó rk u drepcze
za m am usią m ała Zośka, pociąga ją
o d czasu do czasu, za perkalow a, nie*
bieską sukienkę i p y ta w skazując
um orusanym paluszkiem na ptaszka,
kw iatek, albo co innego:
— Cio to ? —
W ięc M ary sia sto razy na dzień
tłum aczy i objaśn ia
tak,
żeby t <
było praw dziw e i zrozum iałe dla
dziecięcej duszyczki.
N ajbardziej lubi M a ry śk a wieczo*
rv. P o skończonej rob ,cie siada przy
łóżeczku Z o śk i i uk ład a ją do sn.u.
W sp o m in a w te d y różne piosenki,
słyszane kiedyś, śpiew ane za czasów
dziew czyńskich i nuci je, do póki
dziecko nie zaśnie. K ażdego wieczo*
ra przez o tw arte o k n o izdebki nie*
sie się do wsi ukochana M ary sina
piosenka
„U śnij że mi u śn i;
N im słoneczko w stanie, .
P ó jdziem y do ludzi
Z robo tą, z kochaniem ".
Ludzie przechodzący o b o k uśmie*
chają się życzliwie i dziw ują się pro*
stem u jej życiu
A ona często zam yśla sie nad łó_
żeczkiem dziecka. Taka też bedzie iej
Z o śk a jak do ro śn ie? C zy będzie
rozum na czy d ob rym będzie czło5*
w iekiem , czy też
może na so bka
nieużytego dla ludzi w yrośnie. Cza*
sem chce ją w idzieć b ard zo m ądrą.
Nr 2
K O B I E T A W I E J S K A
S t r. 5
se była iuż chałupę w ystaw ić, albo
ze dw a m orgi ziemi k u p ić"... N a służ
bie też sie pieniądze z nieba nie s y
pia, trzeba na nie ciężko pracow ać,
bo iaka praca tak a piaca. G d y by
każda z nas um iała od początku to
co p o w ielu trudnościach i upoko*
rżeniach nauczy sie u ludzi nie mu«
siałaby sie tyle nacierpieć i zarobiła
b v wiecei. N ie wymaga*
3 od nas cu<
dów ty lk o pracy rzetelnej dokładne;
i czystej. A przecież teraz tyle roz
m aitych k u rsó w przeprow adza się
po w ioskach, tak że m ożem y sie do
pracy, do życia przygotow ać. T y lk o
trzeba, żeby nasze M atusie to zro*
: um iały i nie broniły nam tej nauki.
O d nas sam ych zależy czy m y dziew*
czyny ze wsi ciągle jeszcze m am y
być w mieście tym pooychadlem we*
sługującym sie za m arny grosz, czy
też po szukiw ana i szanow ana pra*
cownica. T a k jak jest dziś, to m arna
i przy k ra dola chłopskich córek.
A g d y już córka wasza m usi iść
do obcych ludzi na służbę, zainte*
iesujcie sie M am usie tak ona tam
żyje, czy jej nie krzyw dzą. N iestety
o to nasi ojcow ie m ałą okazuia tros*
kg. N ie m am y żalu jeśli jest to dale*
ko od dom u d rogo kosztuje dojazd,
ale czasem b yw a i blisko, jednak
w ted y ty lk o przychodzą jak im pic*
niędzy potrzeba N ie w gladna mię*
dzy jakim i ludźm i znajduje sie ich
córka, na jakie niebezpieczeństw a
est w ystaw iona z czego sa później
nieszczęścia, jak jest trak to w an a nie*
raz gorzej o d psa. D obrze jak trafi
a ludzi dobrych, ale jak sa nieuczcb
wi to ia w y k o r z y s ta j do ostatecz*
ności, a na koniec jeszcze nie wypła*
ca. A rodzice ani pom yślą o tem
jeszcze jak napisze, że iei źle, to jaka
odpow iedź dostaje: „n :e chce ci sw
robić, bo ci chałupa pachnie, m yślisz
że ci za darm o będziem y jeść daw ać".
D ośw iadczyłam tego sama.
W czasie drugiej słażby s p o tk a :
łam ludzi strasznie nerw ow ych, a w y
korzystujących, psu dali sp okojnie
zjeść, a mnie nie. K iedy podziekow a
łam za pracę to tak mi dokuczyli, że
padałam ze znużenia bo przez te 1 a j
dni to najw yżej po godzinie spałam , '
a czasem wcale nie.
P rzykro mi było strasznie, że nikt
z bliskich nie zatroszcz A sie o mmc.
naw et nie zapytali jak mi się powo*
dzi, a kied y przyszłam do dom u to
tak mnie przyw itali:
to iuż idziesz
iużeś się nasłużyła"... Płacz mi za*
tkał słow a odpow iedzi bo i cóż było
odpow iedzieć. Starałam sie ty lk o jak*
najprędzej w yjść z dom u i po niedhu
gim czasie znalazłam trzecia służbę,
a w raz z nia znalazłam ludzi lepszych
jak rodzice. A czym więcej okazują
w ykształcona i pierw sza we wsio**
wej grom adzie, ale w net k a ^ i siebie
za
te
m acierzyńska
ambicje.
—
N iech będzie jaka chce, b vlebv do b ra
była, b v leb y duszę m iała p ięk na i
pielenie um iała żyć. —
K ied y Z o sień ka zaśnie i ucisza się
gw ary i o d gło sy idące ode w si, Ma*
rysia zapala m ała naftow a lam pę i
zabiera się do czytania. Tasiek także
w yciaga z p ó łk i książki i gazety
i ty lk o szelest k a rt słychać w izdeb*
ce.
M ary sia czytuje różne pism a, ale
najchętniej zawsze najm ilsze .W ici".
Za dziew czyńskich lat była w;*
ciarka, a naw et słuchaczka uniwersy*
tetu gackiego i stam tąd w yniosła
szerokie patrzenie na św iat i rados*
ny zapał do życia tw órczego i dobre*
go, D lateg o często z Taśkiem rozma-
w iaja nie ty lk o o swojej g o s p o d a r
ce, ale o życiu całej w si j w szystkich
ludzi w Polsce i cieszą sie każdym
pięknym
dorobkiem
społecznym
chłopów . D latego też tyle u nich ga*
zet i książek, któ re sie czyta często
dłuFo w noc.
M arysia czuje jak po przeczyta*
ni u każdego ładnego arty k u łu , każ*
dej ładnej pow ieści rozszerza sie jej
wiedza, jak przychodzi zrozum ienie
dla ludzkich poczynań, a w .sercu ro '
dzi sie w ielkie kochanie ogarniające
cały d o b ry i p ięk n y św iat.
N ie rozpacza, że m usi ciężko pra*
cować, że inni m aia więcej m orgów
pola i biały chleb w kom orze. A jak
ia spo tka strata w gospodarstw ie to
rak nie opuszcza i nie płacze, bo da*
lei w idzi od innych, b o oprócz swo*
ich
interesują ia szerokie
ludzkie
spraw y
D la siebie w alczy przede
w szystkim o jed no : o iak najw iększa
w artość duszy w łasnej i d uszy swo*
jego dziecka.
M arysia wie, że w alka ze złem, że
wieczne dźw iganie sie ku dobrem u
to nraca nie ty lk o dla sw ojego, ale
i dla cudzego szczęścia to całv sens
życia i cała jego w artość. D latego
tak często pow tarza patrząc na cór*
ke :
— Ż ebyś ty lk o do b ra była, żebvś
ty lk o pięknie um iała żyć. —
C o dzień też jaśniej i spokojniej
w jej sercu.
Z ia p o m n ia ła m ,..
dla mnie dobroci i w spółczucia, to
mam w iększy żal do rodziców dla*
czego o d obcych ludzi otrzym uje to
czego pow innam doznać o d rodzi*
ców.
A żeby uniknąć takiego żalu d z ie 1
cięcego d o rodziców , potrzeb a oka*
zać dziecku więcej zainteresow ania
i więcej w spółczucia rodzicielskiego
E F E M
Na nową drogę
Kobiety wsio we
Chodźmy, bo czas!
—
—
—
—
—
J uż ś w i t a !
Na dolę nową ...
W dole z a s z u m ia ł chłopski la s !...
Po m iedzach — zielonych żytach...
Po kwietnych łąkach — rozłogach,
Leci d alam i dziwna w ie ś ć: —
Ż e nowe drogi r ą b ie w i e ś !.. .
R azem , pospołu cały g m i n !
0 !
—
—
—
—
—
—
T a m nie może b ra k n ą ć nas;
gdzie m ąż i syn —
gdzie ojciec b ra t
po tw ar d e j skalistej g ru d z ie...
T o r u ją w znoju i trudzie,
—
—
—
—
szlaki na ś w ia t!
St r. 6
K O B I E T A W I E J S K A
Nr 2
M O J A M A T K A
K ażde dziecko m łodsze .sczy star*
sze m usi mieć sw oją najbliższa przy*
jaciólkę przed k tó rą zwierzy sie ze
sw oich tro sk , k tó rą szanuje, kocha
i m a do niej pełne zaufanie. Szczęś5
liwe jest dziecko, szczęśliwa doras*
tająca dziew czyna jeśli tak ą przyja*
ciółkę znajdzie w sw ojej matce
M o je w spółżycie z M a tk ą było od
najm łodszych lat bardzo serdeczne,
chociaż chow ano m nie dosyć surow o
i nig d y nie byłam , ani chw alona, ani
nazby t pieszczona.
P o ukończeniu 7 kl. szkoły pow*
szechnej pracow ałam razem z Rodzi*
cami w dom u i gopoclarstw ie.
Po
, upływ ie trzech lat, ja sobie my*
śle ta k : Tak m nie mloi T atusiow ie
kochają to mnie w ysłuchają i proszę
ich żeby mi pozw olili pójść na kurs
do U n iw ersy tetu O rk an o w eg o w
Gaci. Po nam yśleniu się pow iedzieli:
„iak iuż tak pragniesz tego koniecz*
nie to id ź “. U rado w ałam sie bardzo
z tej ich zgody.
Rozeszła się więc praw ie no całej
wsi pogłoska, że idę do G ackiego
U n iw trsy te tu . M ieli ludzie wiele do
gadania z tego p o w o d u, a przew ażnie
kobiety. Zaczęli w szyscy tłom aczyć
m ojej M am usi: „a poco ja tam da*
jecie, żeby sie zgorszyła, szkoda gro*
sza na tę naukę i bez tego uniwersy*
te tu przecie żyć m oże“. T akie i po*
do bne opinie słychać by ło w śró d
k obiet. M am usia po w ysłuchaniu
tych różnych nie zgodnych wcale z !
p raw d ą zarzutów , nie zmieniła z d a 5 i
nia, nie stała sie dla m nie tw ard ą i
nie przeszkodziła mi iść na ten kurs.
W łaśn ie tu w idziałam Tej zrozu*
m ienie m ych potrzeb duchow ych. Po
znałam, że napraw dę jest dla mnie
d o b ra i m nie kocha, jest uśw iadom ić
na. m a sw ój osąd o tem co złe, a co
d o b re Byłam dum na i szczęśliwa, że J
m am tak ą m atkę.
Była w ted y w iosna, dużo ro b o ty .
Ż al rr.i b y ło zostaw iać M am usię sa*
mą bo więcej dzieci prócz mnie ro*
dzice nie m aią. Lecz M am usia poś*
wieciła się dla m nie i w ysłała mnie •
na kurs. Poznałam w ted y jakie to
szczęście i radość mieć rozum na mat*
kę praw dziw ie kochającą sw oje dziec
ko. T o też kied y w U niw ersytecie za
chorow ałam pom im o serdecznej opie
ki jakiej doznałam od C hrzestnej i
koleżanek, czułam jakiś sm utek w
k tó ry m ty lk o M atk a m ogła mnie p o 5
cieszyć i b ard zo tęskniłam do Ma*
m usi.
P o ukończeniu U n iw ersy tetu bv*
łam zn ó w w dom u. W tym czasie
organizow ała się we w si wycieczka
po Polsce. Prosiłam więc znów R o
dziców żeby mi pozw olili lechać.
Z godzili się chętnie bo wiedzieli, ze
tak a w ycieczka dużo daje korzyści
człow iekow i.
N adeszła jesień. Z bliża się czas za*
pisu do szkoły rolniczej w A lbigo-
gowei. T a k pragnę ukończyć te szko*
lę. aby pogłębić sw oje w iadom ości
gospodarcze, ale m yślę sobie czy mi
na to zezw olą?
I tu znów przekonałam się jacy sa
d o brzy dla m nie m oi Rodzice Po°
m im o ciężkich w a ru n k ó w zdecydo*
wali sie dać mnie do tej szkoły. Te*
raz będąc w szkole w idzę iak m oja
M atk a pośw ięca się dla mnie, jak
ciężko pracuje, i jak stara sie .pom ódz
mi we w szystkim .
Po w yjściu ze szkoły też nie mam
zam iaru w net w yjść zamąż i wiem,
że M am usia do tego nam aw iać mnie
nie bedzie, a naw et b y nie zezwoliła,
bo v/ie jakie są sk u tk i zbyt wczesne*
go zam ążpójścia.
W M am usi m ojej mam d o b rą i
m adra przyjaciółkę.
Córka.
H CIEKOTOWA
Dziecińcowa izba
O rganizujem y w naszej wsi dzie*
cińce. M am y już W ychowawczynię,
, zrobiłyśm y spis dzieci, teraz czas po*
myśleć o o dpow iednim urządzeniu
dziecińca.
D o tej p o ry spraw a ta m ało jest
przez nas doceniana. N ieraz widzia*
łam dziecińce, mieszczące się w kła*
sach szkolnych. N ie w idać żadnej
tro sk i, ab y tę izbę starano się przy*
stosow ać do potrzeb dziecka. Sto*
ją te same rzędy ław ek jak w czasie
nauki, w kącie tablica, na ścianach
te sam e obrazy i pom oce szkolne co
. 'rzez cały rok. N ic nie przypom ina
dziecku z dziecińca, że tutaj jest jego
św iat. N ic go tu nie zaciekawia, nie
^ociaga. O b razki są niezrozum iałe,
ław ki w ysokie i niew ygodne. O bco
w tej izbie i nieprzytulnie . „Prze*
~ież lato, dzieci w iększą część dnia
p rzeb y w aia na słońcu, na dw orze a
na te chwilę to i klasa szkolna w y star
czy“ — od p o w iad an o mi, kiedy na te
b rak i zwracałam uwagę. — „Spizęty
ko sztu ją, a poco w ydaw ać pieniądze,
m ożna się bez tego obejść". -
M yślę sobie w tedy, czy ciągle jesz*
cze ch ło p sk :e dziecko m a być pozba*
w ionę tego, co jest naturalnym prz^*
w ilejem dzieci m iasta, korzystających
z now ocześnie urządzonych przed*
'k o li i o g ró d k ó w jo rd a n o w sk ic h ?
C zy m a stać nam na przeszkodzie t<*
•'are zło ty ch ? Zw łaszcza że jest to
-•-ydatek jednorazow y, bo sprzęty be*
dą służyć przez parę lat.
N ie chodzi tu o pieniądz. Trzeba,
aby śm y sobie w yjaśniły że odpo*
w iednie urządzenie
i z b v
dziecińcowei
to jest w ażny czynnik sprzyjający
w ychow aniu.
A
kied y uznam y tę
słuszność, p otrafim y znałeść i pot*
zebne pieniądze.
M im o lata dziecko spędza jednak
parę godzin w izbie, a w niepogodę
p rzebyw a tu cały dzień. T o jest jego
chw ilow y dom . I ważne jest, czy w
tym dom u pięknie i w ygodnie, bo
w te d y będzie on przyciągał w swoje
ściany, będzie tu każdem u dobrze.
A w iem y, że miłe otoczenie usposa*
bia po god n ie, życzliwie, stw arza dob
ry nastró j, k tórem u
ulega nietylko
człow iek d o ro sły ale i dziecko. Tam ,
gdzie zagościło piękno, niem a m iej
sca na b rzy dk ie myśli, brzydkie sło*
w a i złość. Łatw iej na dziecko w ta
kim n astro ju
oddziaływ ać, łatwiej
sie z nim porozum ieć, łatwiej trafić
do jego duszyczki. I to *est niesły*
chanie w ażne w w ychow aniu.
W c h o d zą c do dziecińca. „dziecko
p o w in n o odczuć, że w szystko tu jest
zrobione z m yśL o nim. I te niziut*
kie w yg od ne stoliki i krzesełka i ta
śliczna um yw alka i te zachwycające
obrazki i w ycinanki na ścianach to
w szy stk o w o kó ł jest dla niego. Ca*
łe urządzenie dziecińca m usi być do*
stosow ane w ielkością do sił 1 wzro*
stu dziecka. Ściany izbv trzeba przy*
stroić barw ną w ycinanką, jeśli k toś
umie, a takich na wsi zawsze znaleść
m ożna, — nam alow ać obrazki, ty lk o
ich treść m usi być zrozum iała d li
dziecka. D u r o pom ysłów znajdzie*
m y w pism ach dziecięcych. N iejeden
Staś czy M arysia nieraz m a ochotę
popłakać, ale kiedy sp o jrzy na tego
paw ia z długaśnym ogonem , albo na
tego boćka, co to żabkę sw oim dzie*
ciom — bocianiętom niesie. — ta tak
się zacuduje, że i o płaczu zapom ni
Nr 2
K O B I E T A W I E J S K A
S t r . 7
U nas w M ark ow ej dziecińcowe
izby stro ją dziew częta — w iciarki z
K ół M łodzieży. Ile p o tym przeżywa*
ją radości, kied y patrzą na dzieciń-
sicie roześm iane buziaki.
W y b ie rają c pom ieszczenie na dzie-
ciniec, należy zwrócić uw agę, aby w
r o b liż u nie było gnojów ki, b ru d n y ch
kałuż, b ło ta itp. Pożądane, aby dzie-
ci m iały k oło dom u kaw ałek ogrodu
c!o zabaw y.
Izb a m usi być
duża,
słojieczna,
w idna,
ś d a n y
najlepiej
bielone,
podłoga,
drew niana, ze w zględów
zd ro w o tn y ch klepisko jest niedopusz
czalne.
Sprzęty. Stoliki najlepsze kwadra*
tow e, p rzy któ ry ch siedzi
p o
4-o
dzieci. Poniew aż zajm ują dużo m iej5
sca — i k o szt jest w iększy, robim y
sto ły podłużne na 10-ro dzieci. Wy*
sokość różna, przeciętnie 60 cm., ale
najlepiej sadzać w iększe dzieci przy
vw ższvm , m niejsze przy niższym sto
liku. Z am iast ław ek w ygodniejsze są
do siedzenia małe krzesełka, k tó re
k ażda
m atk a
przyn o si dla swego
dziecka.
U m y w alk a m usi być tak pom yś-
lana, ab y m iała zb iornik na w o d ę
D o m vcia p o w inn a być w o d a bieżą
cą. P rak tyczn a jest um yw alka bla
szana, składająca się z 2 k o ry tek . D o
górnego k o ry tk a nalew a sie w o dv ,
k tó ra w ycieka przez kilk a kranów .
B ru d n a w o d a ścieka do dolnego k o
s t k a , n ad k tóry m dzieci sie m yją.
G dzie jest dużo dzieci, takie urny-
sa najlepsze.
W ie sz ak i na u b ran k a z półeczka
u górv. oddzielne na ręczniki. — k aż
de dziecko m a swój kołeczek. N ale
ży je nisko umieścić ab y dzieci same
m ordy dosięgnąć.
U stę p p rzv dziecińcu iest niezbęd
n y ze w zględu na zdrow ie i u trz y
m anie czystości — w obejściu. N o i
dziecko uczy się k u lturalny ch n aw y
k ó w . W id ziałam iednego razu o ch
ronkę, gdzie nie by ło ustęp u dla dzie
ci a z ustęp u dla dorosłych dzied
nie m o d v korzystać bo b v ł za w y
sok i i n ;ebezpiecznv. N ic dziw nego,
że zanieczyszczały całe obejście sw o :e
i sąsiadów . T ak ie rzeczv sa niedopusz
czalne -e w zględu na schludność o to
czenia i niebezpieczeństw o w ybuchu
epidem ii tv fu su lub czerw onki.
U stę p dla dzieci należy wybudo*
’->ć oddzielnie, musi być w ygodny,
niziutki szczelny Po zam knięciu dzie
rińca przechow ać go. a będzie służył
długo.
D u żo radości daje dzieciom h u ś
taw ka. N ajlepsza i najbezpieczniejsze
jest deska przerzucona w poprzek
przez kloc drzew a. D eskę i k a n ty na
leży g ład k o oheblow ać.
D zieci b ardzo lu bią baw ić się w
piasku. Przy dziecińcu trzeba u rzą
dzić piaskow nicę. P iasek m usi być
p-sty, dobrze jest ogrodzić go des*
ami, ab y sie nie roznosił.
M u sim y dążyć do tego, aby dzie
ciniec
m iał
sw ój choćby m aleńki
ogródek. Dzieci sieją w nim kw iaty,
-używa, uczą się obserw ow ać i pie
lęgnow ać roślinki. B udzi sie za
m iłowanie p rzy ro d y . Dzieci pozna*
a św iat roślin, uczą się podziw iać
:ego piękno.
T a k w y po sażony dzieciniec wnie-
w życie naszego dziecka dużo r a
dości, nauczy je p o rząd k u i kultura!-
Praktyka życiow a w ykazuje, że po
m iędzy w ładzam i ska rco w ym i a płat
nikami często dochodzi do różnych
n ieporozu m ień na tle braku kw itów
od podatków zapłaconych, B ra k kwitu
podatkow ego nie daje płatnikow i m oż
liw o ści dow ieść, że podatek został
zapłacon y i podatek — jak
często
tw ie rd zą p ła tn ic y — zostaje p o w tó rn ie
ściągnięty.
N ajw ięcej takich narzekań słychać
na wsi, gdyż n ajgorzej kw ity p rze
chow ują właśnie ro ln icy. Aby uniknąć
n ie p o trze b n ych nieporozu m ień i zbę-
« yćh przyzw yczajeń. O b u d zi uczu
cie p ięk n a a więc i d o b ra D ó takiego
ziecińca dziecko chętnie biegnie a
całą zimę do niego tęskni. N ie żałuj
my starań a b y dzieciństw o naszych
dzieci było im na całe życie źródłem
słonecznych w spom nień, w których
człow iek d o rosły nieraz znajdzie p o
krzepienie w ciężkich chwilach.
6
*
C ałk o w ity k o szt urządzenia i p ro
w adzenia dziecińca p rzedstaw ia się
w M arkow ej następująco:
:P-! 1
i
•
Z w racam y uwagę, że dzieciniec był
. p ro w ad zo n y przez 5 miesiecy, bez
żadnych subw encyj.
dnych w yjaśnień — kw ity podatkow e
należy starannie p rze ch o w yw a ć.
P oniew aż art. 9 9 o rd y n a c ji podat
kow ej mówi, że praw o do uskutecz
nienia w ym ia ru podatku przedaw nia
się z upływ em 5 lat, licząc od końca
roku ka lenda rzo w ego, w któ rym pow
stał obow iązek p o d a tko w y— stąd w y
nika, że kw ity podatkow e należy p rz e
ch o w yw a ć przez sześć lat, czyli przez
taki okres, w k tó rym następuje p rze
daw nienie w ym iaru podatku.
K.
WPŁYWY W ZŁOTYCH
o p ła ty od dzieci
(30 dzieci X 1 zł X 5 m ies.)
150.—
O p ła ty m a te k n a urza.dzenie
d z i e c i ń c a ..........................................16.50
Z fu n d u szó w organ izacji .
99.11
WYDATKI W ZŁOTYCH.
3 s t o ł y .................................
30.—
u m y w a l k a ..........................
18.—
p ó łk i i w ie sz a k i .
6.40
w iad ro .
2 m i o t ł y ..........................
— .96
szczo tka do sz o ro w an ia „
— .45
m isk a do naczyń .
2.20
c z e rp a k do w o d y
— .60
ceb rz y k -.
sp lu w a cz k a
.
.
.
.
1.25
śm ietn iczka
.
.
.
.
1 —
s k rz y n k a na śm iecie
1.—
u s tę p dla dzieci .
19.75
m y dło
.
m ieszk an ie
.
.
.
.
30.—
o p ła ta w y ch o w aw czy n i
(5 m ies. X 30 zł.) .
150.—
265.61
J a k d łu g o n a le ży p rze ch o w y w a ć
kw ity p o d a tk o w e ?
S t r . 8
K O B I E T A W I E J S K A
Nr 2
ZOFJĄ SZYLAROWNA
Uczmy się położnictwa
Spółdzielnia Z d ro w ia w M a rk o 5
wei p o d d a ła mi m yśl żebyrr) poszła
do szkoły położnych.
Początkow o
m ocno zastanaw iałam się, czy ja dam
sobie radę, czy nadaje się do tego za5
w o d u k iedy nie m ogę znieść krwi.
D łu g o nam yślałam się, boć to prze?
cież zaw ód b ardzo odpow ied zialny
w ym agający
dużego
zam iłow ania.
R ozm aw iam o tym sw oim zamiarze
7. kobietam i we wsi, każda mi radzi
— idź. A no nabrałam ochoty, zde5
cydow ałam się, złożyłam podanie do
Państw ow ej Szkoły Położnych we
Lw ow ie — i zostałam p rzyjęta O d
jesieni zeszłego ro k u jestem na k u r5
sie. Z daw ać by się m ogło, że dw a
lata to długo, ale na nauce czas nam
tak leci, że ani się człek obejrzał, a
tu iuż pierw szy ro k pracy dobiega
końca.
f
N a u k a w szkole obejm uie wyk?
lady i zajęcia na salach położniczych
przy chorych. Po za nauka o b o w iaz’
kow a założyłyśm y sobie K oło K o 5
leżańskie, na k tó ry m radzim y głów?
nie o spraw ach kobiecych, o naszej
przyszłej pracy na wsi, o opiece nad
m atka i dzieckiem.
Pięknie wieś nazw ała okres ciąży
stanem błogosław ionym . T ak a b ło 5
gosław iona przyszła
m atkę
trzeba
otoczyć opieka b ardzo troskliw a i
serdeczna. N ie wiem v ialóm talentem
Pan B óg o bd arzył dziecko, k ó reeo
oczekujem y.
M oże to będzie jaki
geniusz, myśliciel, sław ny w ynalazca
a ity sta śpiew ak, m uzvk, ie d \n a na?
sza pociecha i radość na zmierzchu
życia. Bo i cóż iest piękniejszego
droższego p o n a d dziecko. O b o w iaz5
kiem naszym jest dbać, aby m atce i
tem u m ałem u człow iekowi nic złega
sie nie stało.
A jakże często słvszv sie o w v n a d 5
kach śmierci m atek z b rak u odno?
w iedniej opieki przv porodzie Ileż
m łodych k ob iet m usi przedw cześnie
pożegnać się z tym światem , ile sie5
ro t zostaje.
M am y na naszym kursie ko leżan 5
ke. k tó ra nrzv pierw szym dziecka
dw a dni wiła s’e w bólach. W ie ś za
bita na K resach w schodnich daleko
od m iasta od położnej, o d lekarza
Chcąc pom óc rodzącej b abk a k o 5
zikiem
ja rozemła.
D zięki
Bogu
jakoś w szystko skończyło sie szcze5
śliwie m im o. że ten nóż jak i ręce
babki nie b v łv odkażone.
K obieta ta w yzdrow iała, ale zbun?
tow ało s;e coś w niej. Przecież tak
zawsze być nie m oże, na jednym
dziecku nie koniec, na to sam o n ara5
żone sa w szystkie ko b iety we w si i
okolicy. Ileż razy p o ró d k ończy się
śmiercią m atki i dziecka dlatego, że
położenie pło d u było niepraw idłow e.
G d y b y ko b iety by ły uśw iadom ione
i m iały w pobliżu położna, jeszcze
w czasie ciąży w iedziałyby czy p o 5
ró d zapow iada sie norm alnie czy też
o drazu trzeba jechać na klinikę. Sa
przecież w ypadki, że do takiego nie?
p raw idłow ego p o ro d u przyw ozi sie
lekarza z odległego o kilkanaście
km m iasteczka. I ten lekarz iest bez
rad n y bo chora trzeba wieść do szpk
tala. A tu droga do tego szpitala da5
lęka 20 i więcej km, stan chorej cież?
ki. chłopska fura kiedyż ia dow ie5
zie zwłaszcza zima czy jesienia. By5
ło takie zdarzenie w naszej okolicy,
że chora w drodze do szpitala zmar?
ła
Z astanow iw szy się nad tem w szyst
kiem ta nasza koleżanka k tó ra szcze5
śliwie uniknęła śmierci, zostaw iła
roczne dziecko, a sam a przyjechała
do szkoły położnych i uczy sie z za?
nałem, aby potym nieść pom oc mat?
kom rodzącym . A przed w yjazdem
zebrała k o b iety naradziły sie
ktoś
z mężczyzn
im pom ógł i założyły
K oło G o sp o d y ń W iejsk ich .
I już
sobie pom ału radża.
K obiety, w naszym interesie leży
żebyśm y m iały zapew niona pom oc
położnej w czasie ciąży i p o ro d u . M v
p rzedew szystkiem m usim y dbać i
starać się o to, aby w naszej wsi czy
najbliższe] okolicy była położna. N ie
pow ierzajm y swego życia ciemnej
nieśw iadom ej babce.
W każdej praw ie wsi m ożna zna5
leść m ężatkę czy dziewczynę, której
o d p o w iad ałab y praca położnej.
Sa i takie co m aja środk i na ukoń
czenie szkoły, biedniejszym może
pom óc gm ina czy organizacje spo?
łcczne. T y lk o trzeba im Podsunąć tę
myśl, a nieraz zachęcić lub pom óc..
A jeśli macie akuszerki w swoich
w siach korzystajcie z ich pom ocy,
wciągajcie je do pracy w naszych
kobiecych organizacjach, uczcie się
o d nich jak chronić sw oje zdrow ie.
Szkoły położnych w Polsce
W arunki przyjęcia są następujące:
N auka we wszystkich szkołach trw a 2
lata, a rozpoczyna się z dniem 1 paździer?
nika. Uczenice w ciągu tego czasu korzy?
stają z krótkich urlopów świątecznych (na
W ielkanoc i Boże N arodzenie), oraz dłuż?
szych wakacyj letnich.
U kończony najm niej 18?ty, a nieprze?
luoczony 35?ty ro k życia.
D o podania należy dołączyć:
m etrykę urodzenia
świadectwo szkolne (trzeba mieć ukończo?
ne najmniej 7 oddziałów szkoły powszech?
nej)
świadectwo m oralności
w łasnoręcznie napisany życiorys
świadectwo zdrow ia i szczepienia espy
trzy fotografie z własnoręcznym podpisem
na odw rocie pośw iadczonym przez sołtysa
lub gminę.
M ężatki muszą przedstaw ić ponadto odpis
aktu ślubnego.
A dresy i opłaty w szkołach:
1'. W arszaw ska M iejska Szkoła położ?
nych. W arszawa, ul. K arow a 2 a. O płata
roczna 200 zł, płacona w czterech ratach
kw artalnych. Internatu
czyli
bursy dl a
uczenie szkoła nie prow adzi. Słuchaczki
m ieszkają i stołują się na mieście na koszt
własny, co wyniesie licząc bardzo skromnie
około 60 zł miesięcznic. Jeśli z dom u nad?
syłane są paczki żywnościowe koszt ten
tlę zmniejszy.
2. Szkoła Położnych Poznańskiego Sa?
m orządu W ojew ódzkiego. Poznań, ul. Pol?
na 33. Przy szkole jest bursa dla uczeni;,
v/ której każda słuchaczka obow iązana jest
mieszkać. O plata za naukę, m ieszkanie i
całkowite utrzym anie wynosi 70 zł mieś.
płatnych z góry.
Uczenice obow iązane są mieć własną
pościel, bieliznę i naczynia do jedzenia.
P odania o przyjęcie należy składać we
właściwym W ydziale Powiatowym . Przy?
jęcie to uzależnione jest od w yniku egza?
rninu w stępnego, którą? odbędzie się dnia
14 czerwca o godz. 9 rano.
P aństw ow a Szkoła Położnych. Lwów,
ul. Pijarów 4. N auka bezpłatna. Jednorazo?
w o za cały czas p o bytu w szkole płaci się
wpisowe w wysokości 50 zł.
P rzy szkole jest bursa w której obo?
w iązana jest mieszkać
każda
uczónica
M ieszkanie i obiady w tej bursie kosztu?
ią 30 zł, miesięcznie. Śniadania i kolacje
na koszt własny.
Jeśli uczenica niema skończonych 7 od?
działów może je dopełnić w szkole na kur
"ach wieczorowych.
Szkoła Położnych K raków, ul Koperni?
ka 23.
W pisow e wynosi jednorazow o na caic
dwa lata 205 zł. Koszt utrzym ania w inter
nacie 65 zł. mieś.
Szkoła Położnych W ilno ul. 3?!go Ma?
ja 8.
Nr 2
K O B I E T A W I E J S K A
Str. 9
Przyjaciel dzieci
M iała M a g d a
K o g u ta
W s a d z i ł a g o
d o buta.
D z i w y ! — w o ł a
L u d w i k a
B ut po d r o d z e
S a m zm y k a.
D z iw y ! — w o ł a
Antoni
I w i e ś cała
b u t goni
K o g u t za płot
m y k ! z b u t k a
w i e ś się śm ieje
calutka.
*
Promyk
W m ojej chatce malutkiej
tak cudownie i złoto
Słońca prom yk cichutki
lśni się, iskrzy, migota.
Od okienka do ściany
a od ściany do pieca
Chodzi prom yk
świetlany
i złe mroki rozświeca.
M ały m otylek leciał p ręd k o ma*
chając
zawzięcie
zwłaszcza lewym
skrzydełkiem .
Leciał nad zbożam i
nad m łodym laskiem, a potem środ*
kiem drogi przez wieś. N a samym
końcu w si stały naprzeciw ko sieb e
dwie chaty. Jedna była duża, druga
m alutka. Jedna m iała ganek i okien*
nice, druga niskie drzw i i okienka.
D u ża tonęła w kw iatach i drzewach,
koło małej ro sły ty lk o krzew y bzu,
a p o k rzy w y bujne gęste podchodziły
p o d same okna i zaglądały do izb.
Zm ęczony m otylek spadł na won*
ne grządki kw iatów . B yłby się pew*
nie nie ruszył tego p ołu d n ia z pięk*
nego og ró d k a, ale g dy usiadł na wyż
szej od płotu malwie, zobaczył coś
ciekaw ego we drzw iach chaty sto*
jącej naprzeciw ko K w iat nie k w ia t?
— m yślał sobie.
Ą b y ła to dziew czynka w zarzu'
conej na ram iona barw nej chustecz*
ce. M o ty le k nrzeleciał na p ło t i przy*
gladał się dziewczynce.
Z osieńka m iała osiem lat i byia
n ajstarsza z czw orga dzieci. T a tu ś i
m am usia m usiel' na parę dni wywęd*
row ać do sąsiedniej w ioski. N ie pa*
m iętam już dlaczego, pam iętam tyl*
ko. że m usieli i że bardzo sie kłopo*
tali, p o d czyja opieka zostaw ia swój
drobiazg. M atk a m yślała, m yślała i.,
zostaw iła Zosię na gospodarstw ie.
A była w tej ubogiej chacie robo*
ta nielada. M atk a przecież od rana
do nocy nie przysiadała. Dzieci, kacz
ki, kury, św inki, pies, w szystko to
otw ierało buzie, dziobki pyszczki,
r m atka zawsze m usiała w nie coś
włożyć
A pozatem ! czyż nie wie tego każ*
da dziew czynka g o sp o d ain al T rzeba
sprzątnąć dom i p o d w ó rk o , pozmy*
wać garnuszki i m iski, trzeba uprać,
dziecko pobaw ić, k u ry na noc zago*
nić, rano w ypuścić — ach! bez kuru
ca jest ro bo ty. T rzeba odrazu powie*
azieć praw dę. M iała Z o s e n ita brata
T om usia. T om uś zaś miał, aż siedem
lat. Ojciec odchodząc coś m u powie*
dział do ucha. N iew iad om o co, dość,
że T o m uś m ów ił do chłopców we
w si: — N ie mogę się dziś bawić,
mam dużo ro b o ty , tata na m ojej ople
ce zostaw ił dzieci i chałupę. W p ra w 5
dzie m am Z o s;ę do pom o cy ale...
Z osia zaś uważała, że m a T o m u
sia d o pom ocy. O n miał ją, ona jego
ale nie pokłócili się jakoś i g ospc
darstw o szło.
K ied y m oty lek pierw szy raz zaj
rzał do izby,
naim łodsza
m aleńka
dziew czynka siedziała na podłodze
trzepała rączkam i i śm iała się w głos
do braciszków W id z iał m otylek jak
p o
obiedzie Z osieńka ułożyła dziec*
k o w kołysce i k orzystając z tego, że
Na w i o ś n i a n y m słonku...
Str. 10
K O B I E T A W I E J S K A
Nr 2
WOJCIECH SKUZA
Kscmtypa i Sokrates
(Do r o z w a ż a ń ż o n o m s p o łec zn ik ó w )
m aleństw o śpi i nie trzeba go pilno*
wać,
przeprala i porozw ieszała na
płocie koszulki. T om uś w yniósł o*
b iad św inkom , rozszczepił drew ka,
pjzy dźw igał w iaderko z w odą. M ały
Staś z palcem na ustacli chodził po
izbie i szukał ro b o ty bo chciał być
dum ny, że i on g o spo d aruje za mi*
m usię i tatusia.
W id z ą c tę grom adkę krzątająca
się i pracującą m otylek ogrom nie za
p rag n ął pom óc dzieciom. A le cóż
,m oże zrobić w gospodarstw ie mały,
sk rzy d laty m o ty lek ? N o pom yślcie
ty lk o co? N a m b y się zdaiwało, że
nic, a nic, ale m otylek kochał dzieci,
więc n espodzianie
o d k iy ł sposób,
ab y ułatw ić im pracę.
Jakże się to stało?
P ó k i m aleństw o
spało
smacznie
i głęboko ro b o ta szła doskonale.
B yłob y w szy stk o
dobrze gdyby
gnała siostrzyczka chciała jeszcze oa
rę chwil pospać, ale cóż k ied y nie
chciała otw orzyła oczy, przetarła je
piąstkam i i zapłakała.
W ó w czas Zosia, T om u ś, Staś w
koszulinie przybiegli do kołyski. Z
m ałym
dzieckiem
tru d n a
spraw a.
K rzyczy a nie pow ie czego>. a p rze
cież ono m alutkie, najm niejsze. W e
troje, uw ijając się ubrali dziew czyn =
ke. dali jej m leka, ale m alutka wycia
gała rączki i ciągle płakała. W te d y
to m o ty l pokazał co umie Tańcząc
ślicznie zleciał nagle z firanki i za1
trzep o tał nad głowam i dzieci. P o s ta
now ił pom óc dzieciom i zabaw ić m a
leństw o, sk o ro chłopcy rnieli robotę,
a Z osia m usiała ratow ać m ajteczki.
I rzeczywiście dziecina wykrzyk*
neła radośnie, a jei okrąg ły buzia*
'•■mk zaiaśniał iak słonico. Chciała za
raz złapać m otylka, ale on figlarz do
'm *,rh palu szk ów po d laty w ał i urię*
kał, to znów k o łow ał n ad głów ka,
albo siadał na podłodze, rozchylając,
barw ne skrzydła. T o m u ś w rócił na
p o d w ó rk o do sw ojej ro boty , Staś
^o bieg ł się baw ić już w całych m aj
teczkach, a m aleńsw o v/ciaż sie śmia*
ro d ry g iw a ło i w yciągało drobne
raczki. M o ty lek spędził z dziećmi
cały ten dzień i zanoco'\vał na firan
ce,
I tak w cichej izbie sp ały dzieci,
m ruczał kot, świerszcz grał, a m o t' 5
lek przez sen pop rą w-iał się na swych
łapkach.
■
W
i f f K
n n B
B
H
a
n
n
Rozpowszechniajcie
„ K o b ‘etę W iejską"
jedyne ludowe niezależne pismo kobiece.
K iedy mniej więcej czterysta lat
przed narodzeniem C hrystusa, stanął
przed sądem ateńskim — mędrzec
grecki — S okrates—o sk arżony przez
Podłość ludzk ą o to, że burzy stary
porządek, że nie uznaje b ogów i g o ;5
szy m łodzież — w obronie swojei
pow iedział: „N ie macie w państw ie
"ic cenniejszego niż ta m oja służba
Boża... N ie łatw o znajdziecie drugie5
go takiego, k tó ry b y tak, śmiech p o 5
widzieć, jak bąk, z ręki Boga pusz*
zony, siadał m iastu na karku . O no
— n ib y koń w ielki i rasow y, ale...
enuśnieje i potrzebu je jakiegoś żąd5
ła, żeby go b u d z iło 11-
T y m żądłem kłującym m iasto byl
Sokrates. Ż ył on w A tenach w tym
-zasie. kied y w mieście tym p an o w a’
ła rzekom a dem okracja, a na ry n k u
ateńskim
„m ądrości sw o je11 głosili
sofiści. B yły to czasy b ardzo od nas
odległe. Św iat w ów czas nie tak w y g 5
ladał, iak dziś. Inaczej’ też w ów czas
w y g lądała w iedza ludzk a i inni byli
ludzie. Ż yli oni w pięknej, słonecz5
nej krainie greckiej, gdzie niew olnik
p rz y k u ty do jarzm a upraw iał ziemię
i gdzie w m iastach takich, iak A teny,
zv Snarta żyli obyw atele — demok*
•^ci, k tó ry c h jedynym zajęciem i je5
d y n ą
pracą było filozofow anie na
•mku i troszczenie się o całość p a ń 5
*wa. O czyw iście w ielu z tych ateń*
~zvków
zasłużonych dla m iasta w
w ojnach, czy w innych okazjach
u trzym yw ało m iasto. N a wielu p ra 5
-ow ali niew olnicy. A in n i? Chodzi*
■i po ry n k u , nauczali i brali za to nau*
-'zanie pieniądze. O czywiście w tej
sytuacji ow i nauczyciele — sofiści,
w ysilali się na w szystkie sposoby,
1'** tN k o nauk a ich i m ądrość o d 5
"o w i a dała obyw atelom , którzy prze5
cież za to ty lk o płacą, co im sie p o 5
'o b a . W ięc p ro sta b yła m ądrość so*
fistów : uczyli oni, że w szystko na
wiecie da się w ytłum aczyć form ub
kami* k tó re oni poznali. W ięc —
jeśli obyw atel lubiat sypiać, a przez
to zam edbyw ał o bow iązki obyw atela
i m iał z tego p o w o d u w y rzu ty su 5
m ienia w ów czas przychodził do nie5
go sofista i za niew ielka opłata usoo*
od jego sum ienie m ądrością: „o by 5
w atelul — w iedz o tym , że k to śpi,
ten nie czyni zła, a k to nie czyni zla
— ten czyni dobro, więc: k to śpi,
ten d o b ro czyni11
T~aki i te m u p o d o b n y s p o s ó b filo5
z o fo w a n ia k w itł w A te n a c h , g d y na
ynku tego m iasta po jaw ił sie dziw ny
człow iek.
P ro stak , bez wykształcę*
nia,
o b d arty ,
b rzy d k i
potw ornie,
wiecznie zam yślony i szukający na
każdym k ro k u okazji d o dysku sji,
do gadania z ludźm i i do szukania
v/raz z ludźm i
p raw d
rządzących
św iatem i człowiekiem . T y m b rzy d a 5
kiem z gębą b u ld o g a — b y ł Sokra*
tes. N ie szedł on do dom ó w bo g as
czy, nie szukał zarobk u , ale wciąż
ko plątał się m iędzy
ludźm i
i
wciąż brał ich „na s p y tk i11, aby z
nich w y d o b y ć jakąś m yśl, jakieś sło*
v/o, abv ich zmusić do zastanowię*
nia się nad k ażdą rzeczą.
. — C óż m istrzu, — zaczepił jakiś
m łodzieniec
Sokratesa — cóż po*
w iesz: sko ro nazyw asz się m ędrcem ,
a i inni o tobie tak sądzą — to p o 5
w iedz mi — czy ja iestem m ąd ry czy
g łup i?
Sofista, uznany przez m iasto filo5
zof, b y łb y napew no na to pytanie
znalazł jakąś o dpow iedź, zbudow aną
na sposobie sw ojego rozum ow ania.
I w tej o d po w iedzi napew no b y ło b y
zaw arte zdanie m ówiące o tym , że
ó w py tający obyw atel jest m ądrv.
O b y w atel więc p rzyjąłb y te odpo*
w iedź z uśm iechem i czułby sie m ąd 5
rym dlatego tylk o, że filozof go tak
nazw ał. A le Sokrates nig d y nie o d 5
pow iedział tak, jak sofista, lecz Sok*
rates nie brał pieniędzy za sw oją
m ądrość. O n, Sokrates, zm uszał o b y 5
w atla do tego, że ten obyw atel sam
m usiał szukać odpow iedzi. W ięc za5
m iast m łodzieńcow i na jego pytanie
pow iedzieć jakieś zdaw kow e zdanie
— Sokrates zadum ał się i zapytał
m łodzieńca:
— Pytasz mnie, człow ieku, czv
jesteś m ąrdy, czy głupi. A ją ci na
to odpow iedzieć nie m ogę. A le spró*
b u im y szukać na to pytanie obaj od*
pow iedzi. W ię c : jak ty o sobie mv*
ślisz — że m ądry jesteś czy głupi?
M łodzieniec
pow ażniał,
m yślał
chwile, aż wreszcie przem ów ił.
— Czasem w ydaje mi się, że w szyst
ko rozum iem , że w szystko w iem Ale
czasem, g d y patrzę na nie jedną rzecz
i zrozum ieć jej nie m ogę — w ydaje
mi się, że jestem strasznie głupi. —
— Czyli — ciągnął dalei Sokrates
— m asz takie chtwile w k tó ry ch wy*
d aje ci rię, że nic nie w iesz? A kiedy,
człow ieku, sa te chwale?
— G d y ty lk o zacznę m yśleć i zas*
tanaw iać się nad czymś — -------
Nr 2
K O B I E T A W I E J S K A
Str. 11
m a i . K o c e ri
2 e le c h o v p s k
'w y p o z .
z P . R .
W s p
o m n ie m e
— H m — kończył rozm ow ę Sok- ]
ratcs — skoro masz takie chwile, że
w vdaie ci się, iż nic nie wiesz — w
takim razie iesteś na drodze do mąd= |
rośzi. Bo, widzisz, sam m ówisz, że
dochodzisz do nrzekonania, że nic
nie wiesz wówczas, gdy zaczynasz
zas anawiać się i myśleć. A zastana5 i
wianie sie i myślenie — to iest poz5
rawanie. Mędrcem iest nie ten, kto
powtarza zdania innych, lecz ten,
który wciąż stara sie w szystko po*
znać i zrozumieć. A poznać samego
siebie — to mądrość naiwieksza! Ja
naprzyklad widzisz obywatelu, wiem
przynajmniej tyle, te nic nie wiem -
I m ło dv człowiek, k tó ry szukał u
meclrca odpow iedzi — odchodził od
niego p rzekonany, że trzeba b ad a:
w szystko , że trzeba wciąż szukać
p raw d y i wciąż
poznaw ać sam eg.’
siebie. Sokrates, zam iast go u sp o 5
koić — p o b u d ził co ty lk o do mył.5
leniał
W ;ec ok oło Sokratesa zaczęły gru*
m adzie sie całe zastępy obyw ateli.
N ajw ięcej zaś o b o k niego było m ło =
dzieży. M łodzież ta, podniecona p y
taniam i Sokratesa — zaczęła szukać
sama odpow iedzi na dręczące p y ta 5
m a: co to iest p ra w d a ? C o to jest
cn o ta? Takim pow inien być m ądry
o b y w a te l? C o jest dobre, a co złe?
iest p ięk n e? itd. itd.
S posób
rozum ow ania
Sokratesa
pob ud ził, ożyw ił A teńczyków . Atm
nv zaczęły myśleć — -------
A le to nie p o d o b a ło się sofistom —
t y m ,
k tó rzv tracili zarobek. I nie p o 5
d obało się tvm ludziom , k tó rzy m og/
li żyć w y godnie do p ó ty , d op ó k i żyli
w śró d obyw ateli bezm yślnych W iec
jak zawsze, tak i na czterysta lat.
przed C hrystusem — znaleźli sie lu 5
dzi . k tó rz y oskarżyli Sokratesa o tc
że nie uznaie on bogów , że b urzy
s ł - w porząd ek , że gorszy m łodzie z
itd. itd .
R ozpoczął się wiec proces S okra5
'psa. N a procesie tym byli w szyscy
obyw atele A te n : obroń cy i oskarż'..-:
ciele.
N ie b y ło ty lk o na tym procesu’
żony Sokratesa i nie było jego sy-
r ó w . A przecież... g d yby oni p rzy 5
i zaczęli płakać p rzed sąderr
w ów czas — w edług zw yczaju rrec
kiego — Sokrates b y łb y uw o ln io 5
ny. —
Ż on a Sokratesa, K santypa, napew*
r o w dzień procesu w ierzyła, że m ę5
ćowi nic złego stać się nie może.
Przyzw yczaiła się bow iem wierzyć w
m ądrość. A — oprócz tego —
leśli nie rozum iała, przynajm niej czu5
ła jego w ew inność. Bo, przecież za
co m ogli ukarać A teńczycy jej m ęża?
Z a to, że ona, jego żona w raz z dzie*
Imi, żyje w ostatniej n ęd zy ? C zy za
d o , że on zam iast jej — o d d a ł się
A ten o m ?
Bo tak
było:
Sokrates był po*
za dom em cały dzień i to tak po całych
latach. N a jp ie rw — w w o jsk u sta5
w ał dzielnie i bił się za ojczyznę-
Później g d y przyszedł do dom u, po
całych
dniach siedział na ry n k u
w łóczył
się w śró d ludzi,
budził
A teń czyków
z
uśpienia,
szarpał
ich sumieniem , nauczał. T roszczył się
o w szy stk o : o państw o, o obyw ateli,
o piękno i dobro , o cnotę i sum ie5
nie — o w szystko, tylko nie o w łas5
n y dom . A w dom u tym siedziała
*wraz z dziećmi Kisantypa i —
B ó g
raczy wiedzieć w jaki sposób i czym
— żyw iła dzieci i starego filozofa.
M ło d a jeszcze była i nie b rzy d k a
K san ty p a — a w yszła za starca, bo
m u o now ał jej ten b rzy d k i filozof,
o k tó ry m naw et w yrocznia delficka
w yraziła zdanie, iż „jest naim adrzei5
szy “. M yślała K santypa, że skoro
w yjdzie zamaż za tak m ądrego czło5
w ieka — będzie mieć i do statek w
dom u i pow ażanie u ludzi. A tym 5
czasem — cóż? Stary Sokrates cały
dzień na ry n k u . D o dom u zagląda
czasem i to najczęściej m ocno upity
winem. Przechodzi przez próg, zaglą
da do garnka — i szuka: jeść! O czy5
wiście — jeśli w garnku nic nie było,
to tak, jak przystało r a filozofa—bez
"Iowa goryczy Owijał się w płaszcz i
kład ł się spać. Patrzyła na to Ksan-
typ a i ból sciskał jej serce. Ból i g o !
rycz. Bo i jakże? Spodziew ała się
Pan B óg wie czego — a tu m a: nie5
'o id ę życiow ego, starca i — nędze
w dom u. W ięc, aby ze w sty d u nie
świecić ludziom w oczy nędzą, łata
ła jak m ogła szm aty Sokratesa P ra 5
cowała, jak m ogła, b y ty lk o w yży5
’ć dzieci, Sokratesa i siebie. I b v 5
w ało czasem: usiadła gdzieś w kącie,
’ v w ciszy zapłakać. A czasem —
złość ją porw ała: chw ytała w ten czas
to, co m iała p o d ręką i — w łeb tym
' m ędrca Sokratesa. A o n —po każdym
<osie skro b ał sie po głowie i z zadu5
m a filozofa m yślał: dziw na iest k o 5
bietał Szedł więc na rynek i szukał
u ludzi w ytłum aczenia: czym jest k o 5
b ieta ? A szukając na to py tan e o d
pow iedzi o pow iadał o sw ojej K san5
. typie. Zw olennicy jego i uczniów ’.?
słuchali tych opow ieści i w yrabiali
sobie zdanie o żonie Sokratesa: drań
bab al A czasem szli do niei, b y ją
„przerobić*1, by jej wytłum aczyć, że
Str. 12
K O B I E T A W I E J S K A
Nr 2
mąż iej „do w yższycli rzeczy jes!
stw orzo n y ". W takim w y p a d k u Ksan
ty p a złość sw ą i gorycz w ylew ała na
orzviaciołach męża.
—
„P ijak i
jesteście!
W y c ią g a ’
cie
mi
m ęża
z
dom u
i pod*’
trzym ujecie
go
w
przekonaniu,
ze nic nie robić, ty lk o św iat napra*
wiać — to rzecz najśw iętsza. Ta nie
chce św iętości — ja chce żvć a nie
um ierać z głodu!! — “ w ołała Ksan*
■■na i skoru pian e garnki tłukła na
łbach przyjaciół Sokratesa.
W ię c kiedy rosła sław a Sokratesa,
iako m ędrca i filozofa — równocze*
nie rosła sław a K santypy , jako ko*
"+v jędzy.
I m inęły w ieki. O Sokratesie dziś
m ów i się, jak o o jednym z najwięk*
szych m ędrców na świecie A równo*
cześnie p o dzień dzisiejszy, p o ty lu
w iekach, jeśli chcemy najgorzej no*
w iedzieć
o
kobiecie — m ó w im y :
K s n t y p a !
T
k rzyw dzim y
K santyp ę.
N ic
dziw nego, że znany pisarz H Mor*
stin p o d jął się iej obro n y. W sztu*
cc swej „O b ro n a K san ty p y " wysta*
w ionej w „T eatrze Polskim " w War*
sza vie i „T eatrze im. Słow ackiego"
w K rakow ie — pokazuje M orstin
Ks ntypę, jako b ogaty duchow o ty p
ko iety, typ , k tó ry cierpi p o d w ó j'
nie. Z jednej stro n y ona chce narów*
ni z mężem szukać p raw d y w żv*
ciu — a n ik t na te jej chęci nie zwra*
ca uw agi. N aw et jej mąż — mędrzec
d y sk u tu jący z w szystkim i, nie raczv
jej uznać i nie raczy docenić jej tro sk
dom ow ych. O na żyje o b o k niego,
jako d od atek, jako coś potrzebne do
m ałżeńskiego łoża i do kuchni. W ięc
b u n tu je się K santypa i cierni. A cier*
pienie jej jeszcze się pow iększa, gdy
w idzi, że n ik t nie zw raca na nia uwa*
gi, że w szyscy m ów ią i m yślą ty lko
0 Sokratesie — a o na przecież wie,
że A te n y n :e m iałyby Sokratesa, gdy
b v m u ona nie w ylatała p o d arteg o
płaszcza, g d y b y nie starała się o gos*
p o d arkę. nie płaciła p o d a tk ó w i nie
zdobyw ała jedzenia. I nie wiem, czy
p raw d a jest to, co pok azuje w swej
sztuce M orstin , k tó ry w pew nei chwi
li każe upaść jej do nóg Sokratesa i
uznać jego w ielkość, ale wiem — że
K san ty p a historyczna najbardziej ro*
zum iała m ędrca — A ten, Sokratesa.
Z łość iej rodziła się z nędzy. A le —
t rzeciez — m im o tej nędzy ta nie*
b rzy d k a K san ty p a nie opuściła brzvd
V:Po-0 dziadałyge
O n a go kochała
1 chciała, b y on był ty lko dla niej!!
A d o w ó d tej m iłości dała cho ćby
w tym . ze n-e opuściła Sokratesa
m ydy. K rok to nie ty lk o d y k to w an y
m iłością — ale m yślę ja tak, że i
zrozum ieniem Sokratesa. Jej złość
w yrastała czasem i z wielkiej miłoś*
ci do sw ego męża, k tó ry za m ało
na nia zwracał uw agi. A le chyba
c n a jedna czuciem i sercem kierowa*
na — w idziała w ielkość Sokratesa.
D lateg o — g dy go osk arżono —
złość iej skierow ała się przeciw c a
łym A tenom . W ierzy ła jednak Ksan*
V a , że w tych A tenach m a Sokras
tes na tyle przyjaciół, iż om go obro-
* nie dadzą go zgubić. Bo — jeśli
ci przyjaciele jej w ydarli męża — to
A ra go i sądow i. W ię c — jakżeż
b olesny m usiał być dla niei m om ent.
<-dv dow iedziała sie. że... Sokratesa
skazano na śmierć — -------
— Z a co?! D laczego ??!
B u n t zrodził się
duszy Ksanty*
Tw . B unt, ale rów nocześnie uwielbie*
nie zwłaszcza w chwili, g dy Sokra*
tes n :e kazał jei iść przed sad z dzie
cmi i płakać i płaczem żebrać dla mę*
ża łaski. T o uw ielbienie spotęgowa*
ło sie leszcze w chwili, g d y przyda*
ciele Sokratesa ułatwili m u ucieczkę,
z której on jed n ak nie sko rzy stał —
m ów iąc: „nie przystoi m ędrcow i bać
sie śmierci".
I ^
k ied v Sokrates w ynił kielich
trucizny i skon ał — wiem i ies+em te
go pewien, że —... w całych A tenach
jedno ty lk o serce łkało napraw dę w
bó lu okro pny m .
Było to serce...
K santypy!!
A teńczycy zabili Sokratesa Zdła*
wili w łasne sumienie. W A tenach zo
stała sam otna żona Sokratesa. K san
ty n a z dziećmi zabitego filozofa.
N ie wiele m inęło czasu od śmier*
ci Sokratesa. g dv A teńczycy zrozu
m ieli sw ói błąd. U k azały sie o nim.
książki, pism a. Zaczęto m ówić, że
przecież to b vł najw iększy m ędrzec
i n ajspraw iedliw szy człowiek, któ*
rego złość lu d zk a zabiła. T a k , jak
C h ry stu s — tak
Sokrates — po
śmierci zw vc;eżvl.
Św iat całv uznał
go za ojca filozofii, za
f e d n e g o
z na:*
w iększych m ędrców i za jednego z
■m i w iększych
ludzi na przestrzeni
dziejów ludzkości — — —
— A cóż z K sa n ty p a?
Z jej imieniem na w ieiu zrosła się
opinia w y tw o rzo n a w A tenach. N a
w ieki K san ty p a
została sym bolem ,
uosobieniem najw iększego zła u ko*
biety.
D o p ie ro po w iekach św iat zaczy*
na bronić imienia K san ty p y — -------
O to jest najw iększa jei tragedia!
I tak ą tragedię przeżyw ają od wie*
k ó w w szystkie żony, k tó ry m za mę*
żów los dał S o k r a te s ó w -----------
Skąd ta tragedia?!!
Czem iest spółdzielnia zdrowia
D aw niej jak kto ś zachorow ał, a
był b ie d rv to szedł do lekarza jak
już śmierć bvła blisko, i nie było dla
niego ratu nk u.
Ta jak byłam dzieckiem obtarłam
sobie butem nogc do krw i. R anka
z początku m ała, zanieczyściła sie i
doszło do tego. że zaczęła mi kość
+rupieszeć. K iedy już z ro k na nogę
nie chodziłam , dopiero zawieźli mnie
rodzice do szpitala do Tarosławia
gdzie mi zrobio no operację. Szcześ*
liwie nie zostałam kaleka. Rodzice
m oi bvli biedni. Gidvbv to zdarzyło
sie dziś to o b y ło b y sie bez operacji
bo m am y sw oia Spółdzielnie Zdro*
win i sw ego lekarza na m iejscu za +a*
nia opłata. Test to w ielka rzecz bo
naw et ten biedniejszy nie m usi cze
kać ostatniej godziny, ale wcześniej
może skorzystać z p o rad y , k tó ra iest
niekosztow na. T eraz zam yślam y bu*
dow ać w łasny d uży dom Spółdziel*
ni Z drow ia, bo d o tą d m ieścim y się
w w ynajętej drew nianej chłopskiej
chałupie, a iest bardzo ciasno i lekarz
nie m o ; e w ygodnie pracow ać. W
tym dom u ma być pom ieszczenie dla
lekarza, d enty sty , p o k ó j na apteke,
k tó rą w przyszłości chcemy założyć,
oraz m aleńki szpitalik dla cieżei cho*
rych, k tó ry ch m ożna leczyć na miei*
scu ale konieczny iest codzienny do*
ul ad lekarza. D ziś lekarz do cieżei
chorych jedzie nieraz codzień 8*m km
tracac wiele czasu. G d y taki chory
bodzie p o d okiem lekarza w szpita*
liku. i dla chorego i dla lekarza be*
dzie lepiej
M a być iedna izba dla rodzących,
k tó re p o w in n y rodzić n o d opieka
lekarza. T en szpitalik to będzie wiei*
kie udogo dn ienie dla nas.
D o m b ud u jem y za sw oie chłop*
skie grosze w łasnym i siłami. W
styczniu była pierw sza zbió rk a na
budow o w całvm rejonie Spółdzielni.
Furm anki p o d zw ózkę m ateriału da*
m v bezpłatnie, a jak zbraknie pie*
niędzy, to będziem y się znow u skła*
dać.
M y k o b iety wraz z dziećmi naibar*
dziei
odczuw am y
d o b rod ziejstw o
Spółdzielni Z d ro w ;a. M usim y zatym
troszczyć sie o to a b y m iała odpo*
w iednie pom ieszczenie. D latego nie
żałujm y grosza na budow ę i pobu*
dzajm y ospałych do ofiarności.
W igluszow a
z
Sieteszy
N r 2 ______________________________________ K O B IE T A W IE J S K A _________________
K. ŚWIĄTEK-BALALOWA
Jarzyny i kwiaty
W p ra w d zie
iuż sp o ry kaw ałek
w iosenki „zleciał" ani nie wiedzieć
kiedy, ale m yślę, że nie będzie lesz
cze zapóźno pogw arzyć m iedzy so-
ba i doradzić jedna drugiej, jak ma-
m v w yk o rzy stać nasze o g ró d k i koło
dom u.
K ażda z nas p tz y dobrej w oli m o
że sobie naw et z nieużytków należy*
cie u praw ionych, urządzić m niejszy
lub w iększy ogród ek, zabezpieczyć
p rzed kuram i, porob ić zgrabne grzad
ki i posadzić na nich trochę larzyri,
a m ianow icie:
rzodkiew kę, cebulę,
pietruszkę, m archew czerNyona, bu*
raki ćw ikłow e,
fasolę szparagow ą,
ogórki, p o m idory , w łoska kapustę,
kalarepę, a naw et delikatne kalafio
ry
Koniecznie m usim y się zajać uprą*
w a jarzyn, b o one sa b ardzo zdrow e,
a n o w tó re aby odm ienić jedzenie w
naszej kuchni chociaż w lecie i w je*
sieni.
Przecież
zdarza się i to bardzo
często, że nasi mężowie zasiadając do
stołu, z w ym ów k ą zwracaj a sie do
nas: „A przecież m ogłabyś coś inne
go ugotow ać a nie całv ro k ledno i
to sam o". Święta p raw d a sprzykszy
sie każdem u jednostajne jadło, cho1
ciażby najlepsze, a takie jednostron*
ne jedzenie źle w pływ a na zdrow ie
i ap ety t dom ow ników . N ieraz patrza
oni krzyw ym okiem na nieporadną
gosposię, nie um iejącą
nic
innego
obm yślić p o n ad nasze chłopskie u b o
gie jedzenie: żur, ziem niaki, kapuś*
ta i kasza.
„A dyć do licha, nie stać mię na
mięso, czy inne drogie w ym ysły",
burk nie nie jedna niew iasta, czytając
te mei^e skrom ne rady. Zaraz, zaraz,
p o gadajm y spokojn ie, ałe szczerze i
otw arcie o tych naszych bolączkach
gospodarsko-kuchennych.
N ie pow iem niepraw dy, jeżeli sta
now czo upierać się będę przy tym ,
że na w siach m y g o sp ody n ie m ało
używ am y i nie znam y po za pewny*
mi w yjątk am i w arzyw .
W a rto ś ć odżyw czą jarzyn dla na*
szego organizm u znają dobrze ludzie
m iastow i, to też zjad ają całe fury tej
zielenizny zwłaszcza latem i jesienią.
N ajw y b itn iejsi uczeni i lekarze z a
lecają dzisiaj ludziom używ ać jak*
najwięcej jarzyn go tow anych i su ro
w ych a jaknajm nief mięsa. Jarzyny
bow iem naśw ietlone gorącym letnim
słońcem , zaw ierają w sobie tak zw a
ne w itam iny, czyli, składniki o b a r
dzo w ysokiej
w artości
odżywczej
dla naszego zdrow ia.
W ie lk i
uczony
p rofesor
Szent-
G y o rg y i tw ierdzi, że w zimie kied y
nie jem y świeżych jarzyn i ow oców
b rak uje nam właśnie tych w itam in
i dlatego jesteśm y osłabieni, w yczer
pani, łatw o się męczymy,
czujemy
niechęć do pracy, chudniem y, psu>ą
sie nam zęby, chorujem y na żpłądek,
odczuw am y duszność i bicie serca
itp. A le w szystkie te dolegliw ości i
cierpienia u człow ieka u stępują w le
cie, g d y spożyw a w św ieżych jarzy
nach te życiodajne w itam iny.
N ieraz karcim y surow o i całkiem
słusznie nasze dzieci, że obryjyaią w
dom u i u sąsiadów zielone o w o a ,
groch, m archew czy m ak, zarzucając
im łakom stw o czy złośliw ą psotli-
wość, gdyż nie dadzą niczem u doj-
izeć we w łaściw ym czasie. Że „cudza
w łasność to rzecz św ięta" a zielony
owoc to trucizna, dzieci sobie jeszcze
z tego sp raw y nie zdają zupełnie.
Parte nakazem i nieodzow na p o t
rzebą organizm u, k tó ry niejako w o
ła sam o tę zieleninę, rzucają się chci
wie na nią, pochłaniając ją ze szk o
da dla w łasnego zd ro w ia N ie będą
tego dzieci robiły, g d y będą m iały
we w łasnym o g ró d k u jarzyny i o w o
ce
po dan e we w łaściw ym
czasie
przez dośw iadczoną m atkę.
W p ra w d zie przy
jarzynach jest
dużo ro b o ty , ale tru d opłaci się
zwłaszcza tam, gdzie jest większe
m iasto lub letnisko, to m ożna je i
spieniężyć.
Teśli nie m a zb y tu na jarzyny, to
upraw iać ich trzeba ty lk o tyle co dla
siebie, a ze w zględu na zdrow ie ro
dziny sowicie się opłaci. N a surow o
m ożna spożyw ać wiele jarzyn a mi a*
now icie: cebulę, sałatę, m archew kę,
rzodkiew kę, ogórki i p o m ido ry , inne
trzeba należycie ugotow ać i p rz y p ra
wić.
N ie zrażajm y się wcale do gad yw a
niem różnych nieśw iadom ych s p ra 1
wy, a złośliw ych żartow nisiów , k tó
rzy nie chcą jeść tej zielenizpy. co to
praw ie dla krów jak m aw iaia, a 's
w pro w adźm y
koniecznie
w arzyw a
do naszej kuchni i używ ajm y ich jak
najwięcej i jaknajczęściej.
K ażda rozum na g o sp o d y n i i ko*
chająca m atka p o w inn a pam iętać o
tym, że dobre i zdrow e pożyw ienie
to zdrow ie całej ro d zin y a pozatym ,
że stare jak św iat przysłow ie m ów i:
„przez żołądek trafia się do ser-a
m ężow skiego".
*
Poniew aż niniejszy mój arty k uł
ma ty tu ł: „Jarzyny i kw iaty", przeto
poproszę o chwileczkę cierpliw ości
bv i o tych kw iatach chcę słów parę
pow iedzieć.
Jeżeli siłą naszej w oli założym y
o g ró d ek na jarzyny, to już łat vo
nam bedzie w ytyczyć parę m alutkich
grządek zwłaszcza przed oknam i i
posiać na nich lub posadzić trochę
bodaj najskrom niejszych kw iatów .
N a o k o ło p ło tu czy
sztachet n a jle
piej n ad aw ałb y się ró żno k olo ro w y
po w ój, a na grządkach nasturcja, m a
ciejka, m alw y, rezeda, groszek ró ż
nok o lo ro w y pachnący, goździki, n a
gietki, astry i t. d
B ardzo miłe i wdzięczne wrażenie
na każdym
człow ieku ro b i
dom .
przed którym rosną śliczne pachnące
kw iaty. Św iadczy to o dobrej i
światłej gosposi m ającej w ysokie p o
czucie piękna.
A jakież dziw ne przygnębienie a
naw et obrzydzenie spraw ia na nas
dom , przed k tó ry m zam iast og ró d ka
i k w iató w rośnie dzikie zielsko i p o k
rzyw y.
Ja k ie k siq żk i w in n a
p rze czy ta ć d zie cin ia rk a
1) PORADNIK w spraw ach naucza
nia i w ychow anie nakład Min. Wyz.
Relig. i Ośw. Publicznego. Z e s z y tz (16).
Rady i w skazów ki dla w ych o w a w czyń
przedszkoli.
2) L ibrachow a i „S karżyńska" - J a k
chow ać dziecko.
3 ) W ydaw nictw a Instytutu
higieny
psychicznej :
a) 0 n iem ow lętach dobrze i źle
w ychow anych.
b) W ychow anie dziecka w p ie rw
szych latach życia (1-3 lat)
c) J a k sobię radzić z dzieckiem
od 4-7 łat.
d) 0 dziecku w p ierw szych latach
nauki szkolnej.
e) Kara w w ychow aniu — Irena
C hm ieleńska
d) D rugie d zie cię ctw o — Adela
Poznańska.
e) P ierw sze d zie cię ctw o (2-4 lat)
Adela Poznańska.
Książki te są bardzo tanie, a nabyć
je można w księgarni n a u c z y c ie ls k ie j:
Warszawa, ul. Ś w iętokrzyska 18
Nasza Księgarnia.
Str. 14_______________________________________ K O B I E T A W I E J S K A __________________________
Nr. 2
K O B IETY w ŚW IECIE
T r o s k a o m a c i e r z y ń s t w o
w Sz we cj i
Stale o d lat 40 zm niejszająca się
liczba uro d zin w Szwecji
w zbudza
coraz w iększe zaniepokojenie pań st
wa.
Jak d o tąd w p ro w ad zo n o już w
Szwecji szereg now ych
u staw o o-
chronię m acierzyństw a.
W ła d z e starają się przede w szyst
kim o p o p raw ę w aru n k ó w b y to w a
nia sfer ubogich.
,
Jednocześnie zarządy
m iejskie i
stow arzyszenia społeczne b u d u ją do
m y m ieszkalne dla niezam ożnej lu d
ności.
P ań stw o zaś użycza k red y tu
aż do 95 proc. w artości b u d o y y i to
za m inim alnym oprocentow aniem .
W p ro w a d z o n o
także zniżki k o
m ornego w zależności o d liczby dzic
c' w rodzinie. A więc za rodzinę, k tó
ra m a 3 dzieci — p ań stw o oolaca 30
pet.
kom ornego, 40 pet. jeżeli ma
czw oro, a połow ę, jeżeli m a oięcioro.
B u d y n k i są zaś now oczesne, w y p o
sażone we wszelkie pom oce g o sp o
darskie, b y k o b ieta
m ogła podołać
pracy p rzy dużej rodzinie, a b raku
służb y dom ow ej. B yw ają też dzielni
cowe żłóbki dla dzieci i nlace zabaw ,
odciążające m atkę od opieki.
Pom oc m aterialna dla niezam oż
nych m atek daw no już istniała, zos
tała je d n a k w ro k u ubiegłym rozsze
rzona. I ta k — każda m atka, zamęż
na czy
panna,
której
d och ó d nie
przekracza 225 fu n tó w szterl., o trzy
m uje o d p ań stw a na ko szty choroby
połog ow ej,
położn ą
w
dom u
mb
p o b y t w
szpitalu
.Jeżeli
i te św iadczenia
okazałyby się nie
w ystarczające,
istnieje jeszcze „P o
m oc m acierzyńska", w ypłacająca o d
pow iednie zasiłki. In sty tu cja ta ma
specjalne biura, któ re b ad ają w a ru n
ki m aterialne m atek. O statn ie dekre
ty zapew niają rów nież pom oc p a ń s
tw ow ą dla dzieci, k tó ry ch ojciec u-
marł, lub jest niezdolny do pracy.
D zieciom m atek
niezam ężnych
lub rozw iedzionych rząd w ypłaca na
leżne im alim enty (oczyw iście w ra
zie g d y ojciec uchyla się), a potem
sam już ściąga sobie w ypłacane su
m y z zaro b k ó w ojca. z
N o w e praw o z końca r. 1938 przy
znaje różne ulgi p o d atk o w e żonatym
lub ojcom liczniejszych rodzin.
Istnieje też p ro je k t
dożyw iania
dzieci i to nie ty lk o
ubogich, ale
w szystkich, ab y w ten sp osó b d o b
roczynność p rzybrała charakter nie
jałm użny,
lecz ob ow iązk ów
pańs
tw a.
D alej — w chodzi szereg ustaw
zabezpieczających
kobietę,
m ającą
mieć dziecko,
przed
w y po w iedze
niem pracy. B yło to, ja k stw ierdzono
także jed n y m z p o w o d ó w unikania
dzieci.
Cała ta ro b o ta je s t kosztow n a wy
m aga dużych wkładów- pieniężnych,
Szwecja m a nadzieję, że to się jej o-
płaci, że niedługo liczba urodzin się
zw iększy.
W płacając na F undusz Obrony
N arodow ej spełniam y sw ó j oby
w a te lsk i obowiązek. P am iętaj,
że silna i dobrze uzbrojona
arm ia je s t najlepszą g w a ra n
cją bezpieczeństw a Polski. —
Jeżeli dziś kobieta musi dopiero
teraz rozpoczynać w alkę o praw o do
życia, to głów na przyczyna tego le
ży w tym , że kobieta w iejska prze
znaczona była „do garn k ó w ". C hłop
o d czasu do czasu ogladał szerszy-
św iat — kobieta praw ie nigdy. Jed y
ne podróże jakie o db y w ały Polki —
chłopki to — pielgrzym ki na Jasna
G órę. N ie chce przez to pow iedzieć,
że w y jazd do C zęstochow y iest zby
teczny, jed nak form a tych pielgrzy
m ek nie usam odzielniała ludzi, nie
rozszerzała ich patrzenia na św iat.
P od ró ż paru setek ludzi o „głodzie,
i chłodzie" „przepędzanych" z m iejs
ca na miejsce po za uczuciem religij
nym nie daw ała człowickow-i nic.
K obieta na wsi za ciężka ma p ra
ce. a za m ało pieniędzy, aby p o d ró
żować ty lk o jednostronnie. — G d y
już w ydajem y grosz na podróż, to
p o d ró ż ta m usi być tak obm yślona,
aby daw ała w szechstronne
korzyś-
ci. —
„M ódl się i pracuj" m ów i kościół
św. — Z asada słuszna, przeto, gdv
P o m n i k „ Ni e z n a n e j " B o h a t e r k
Ja k donoszą z B udapesztu, na na*
piękniejszym
placu stolicy W ęg ier
stanąć ma p om nik „N ieznanej B oha
terki". P om nik w zniesiony
ma być
ku czci tysięcy kobiet, któ re podczas
w o jn y
św iatow ej
ofiarnie
znosiły
sw ój ciężki los i niedostatek, p o d
czas g d y ich m ężowie, bracia i sy n o
wie dzielnie stali w obliczu niebez
pieczeństw a w okopach.
P r z e s z k o l e n i e g o s p o d a r c z e
kobiet Duński ch
Z nane są du n k i z tego, że są d o b
ram i gospodyniam i, m im o to D ania
r.ie ustaje w kształceniu g o sp o d ar
czym kobiet.
D o parlam entu duńskiego został
w niesiony p ro je k t ustaw y, na m ocy
któ rego w szystkie dziew częta d u ń s
kie w w ieku o d 14 do 20 lat będą
m usiały przechodzić specjalne kursy
go sp o d arstw a dom ow ego.
K ursy te
będą się składały ze 150 w yk ład ó w
i m ają trw ać 3 lata. N a u k a bedzie
bezpłatną.
jedziem y np. do C zęstochow y zaj
rzyjm y po drodze i tam, gdzie m oże
m y podziw iać w yniki pracy ludzkiej.
Bo czyż naprzyklad, gdy zatrzym am y
się w Kielcach nie zdobędziem y
tam
bodźca
do
pracy,
mocnie;
szej
w iary w
rozum
ludzki, "
grom adna sile działania. Przecie^,
tych Kielcach za zbiorow e pieniądze
poszczególnych spółdzielni — p o w
staje cale m iasto fabryk w y tw orów
spółdzielczych „Społem ". Czyż nie
w arto pojechać do Kielc, abv prze
konać się, że za polskie pieniądze
polski inteligent i polski ro b otni i
w ytw arza sam m ydło, m usztard \
ocet, świece i drożdże i t. p A r ty k u
lv te m aja w g ospodarstw ie k o b ie
cym ogrom ną wagę — kupując p ro
d u k ty „Społem " popieram y sam opo
m oc w łasną, otrzym ujem y d obry pro
d ukt, dajem y chleb polskiem u ro b o t
nikow i, a ograniczam y tym samym
k u n n o żydow sko-niem ieckich m ydeł
Schichta i t. p. arty k ułó w . W inte
resie naszego Państw a leży, by P o
lacy
przede
w szystkim
popierali
Celowo organizujmy wycieczki
K O B I E T A W I E J S K A
St r. 15
sw ój w łasny przem ysł, a nie w y w o j
zili pieniędzy na tandetę, b ardzo czy
sto szkodliw a dla nas — do Niemiec,
:zv gdzieindziej.
C zy nie przyjem nie b y ło b v pień
grzym ce w C zęstochow ie, g d y b y u*
czestnicy przy m odłach zobaczyli, z>.
w tej C zęstochow ie ludzie oracv m i*
i a w ielki d o ro b ek spółdzielczy. —
je s t tu np. Spółdzielnia Spożyw ców
liczącą przeszło 6.000 członków —
k tó ra ma w łasną piekarnię, m leczar8
nie i przeszło 40 sklepów .
G d y sie m a małe środki, a duże
potrzeb y — a wieś m a taka rzeczy8
w istość — trzeba k ażda spraw ę łą*
czyć, jak to m ów ią ludzie „piekne z
pożytecznym ".
N ie k to
inny, jak
ty lk o
k o b iety
m uszą w
in te 8
resie w łasnym , sw oich rodzin i o gói8
no*polskim zacząć po dróżow ać
po
Polsce. M usim y Polskę poznać, aby
następnie wiedzieć co w N iej dobre/
go i pięknego, a co złego któ re trze8
ba przem ienić.
K ob ieta w iejska m usi mieć głód
w iedzy,
ten
głód w iedzy m usi ia
oderw ać z k ieratu ciężkiej codzien*
nej pracy-
—
C zęściow o zrobi to
d o b ra książką, p o g adan k a, kurs —
nic jed nak nam nie zastąpi dobrze
zorganizow anej wycieczki. — N a wv
cieczce przekonam y się namacalnie
o tym , jak jeden sam orząd „potrafi
b udow ać szkoły, drogi, szpitale, na
wycieczce
zobaczym y, jak M a rk o 8
wianie z okolica
potrafili su ro w a 8
dzić lekarza na wieś do swoicj spól*
dzielni,
na
wycieczce w Liskow ie
m ożem y stw ierdzić, jak d o b ry ksiądz
potrafi we w si w spólnie z nia wiele
zrobić, gdy w spółdziała jak rów nv
z
rów nym w szeregach
sDÓłdzieb
czych. — N a wycieczce w G d y n i n a8
bierzem y w iary we własne siły jako
Polacy, g d y posłyszym y,
iak poU
skim rytm em piosenki bija fale m o r8
skie o b e to n y polskiego w ybrzeża —
tak drogiego każdem u P olakow i.
W każdym niem al mieście zoba8
czymy iak w ciągu, dosłow nie paru
m inut, każda m atka i dziecko ma po*
moc lekarską, jak ludzie nie psu>ą
oczu przy kagankach, lecz m aja elek8
tryczność. W mieście zobaczym y, że
w iększość
ludzi pracuje określona
iość godzin i otrzym uje za te prace
w ynagrodzenie takie, b y wystarczy*
lo na życie, ubranie i na naukę. W
księgarniach ujrzym y tysiące cennych
książek, najlepszych pisarzy polskich,
o k tó ry ch nigdy nic nie w iedzie8
liśmy.
N a wycieczce m ożem y sic przeko8
nać w jak
strasznych
w arunkach
pracuje tysiące ro b o tn ik ó w w Łodzi,
na Śląsku, a przy tym jednocześnie
zobaczym y jak w ygodnie, beztrosko,
próżniaczo żyje fabrykant.
W id ząc to w szystko i wiele, wie*
le innych rzeczy dopiero w terjv zacz8
niem y się czuć ludźm i, k tó rzy św ia8
dom ie b ęd ą budow ać
lepsze1 jutro
niszczyć co zle a d o bro ro zp ow szech
niać. W ycieczkow ać więc trzeba.
D o tej p o ry w ycieczkow anie było
dla w si b ardzo u tru dn ion e, organi8
zacje
chłopskie, te niezależne,
nie
otrzym yw ały żadnych zniżek k ole8
jow ych, pom im o najw iększego zro*
zum ienia chłop na wycieczko jechać
n ;e m ógł. O statn io wiele sie zmie8
nilo.
Trzeci rok, jak pow stała Spółdzieb
nia T u ry sty czn o 8* W y p o czy n k o w a
„G rom ada"
z
inicjatyw y
C entral
spółdzielczych. O tóż ta Spółdzielnia
w oparciu o P ań stw o w y K om itet d >
Spraw K u ltu ry W si w yw alczyła dla
wycieczek
w iejskich
b ard zo duze
zniżki np
wycieczka m ieszkańców
wsi, pochodzących z jednego po w ia8
tu, m oże do stacji kolejow ej Prze*
worsk otrzym ać zawsze 66 procent
zniżki kolejow ej w obie stro ny. —
Z każdego więc p o w ia tu i z każdej
stacji kolejow ej w Polsce grupa od
25 do 52 osób korzystać m oże z 66
proc. zniżki Kolejowej v/ obie stro 8
ny. — Tadąc do P rzew orska m ożem y
zwiedzić W ie jsk i U niw ersytet w G a 8
ci, Spółdzielnie K oszykarska. Spól*
dzielnię Z d ro w ia w M ark ow ej, Spól8
dzielnie Spożyw ców , Szkołę P.olniczą
w
A lbigow ej i wieś
spółdzielcza
H andzlów kę. — T e same z irż k i k o 8
leiowe sa do stacji Kielce i na spec
jalnych 9 szlakach wycieczkowych.
Tak wycieczki organizow ać i d o k ąd
m ożna jechać m ów ią następuiace w y 8
daw niew a: „9 szlaków w ycieczko8
w ych" — cena z przesyłka poczt. 6 i
gr. za 1 egz.
„Takim celom służy
Spółdzielnia „G ro m ad a" “ ? — cena
za egz. 35 gr. wraz z przesyłka. T e
w ydaw nictw a
m ożna zamawiać w
Spółdzielni T ury sty czno* W y p oczyn 8
kow ej „G ro m ada", W arszaw a. W a 8
lecka l l 8a. P o d ivm adresem m ożna
też dostać szczegółowe inform acje,
po nadesłaniu znaczka pocztow ego
na o dpo w iedź
P orozum m y sie wiec z okolicznym i
w ioskam i i organizujm y wycieczki.
P oznajm y Polskę, a będziem y wię*
cei pracow ać nad sobą razem z in n y 8
mi. ab v w Polsce w każdym zakątku
dać ładną treść pracy.
K.
Maszyny do szycia
S M G A 9
9LFS-HUSQ9BRHfl
w yk onane z pierw szo rzęd n eg o
s z w e d z k i e g o m a t e r i a ł u
dostarcza po niskich cenach
TOB. A L F A - L A U A L Sp. z o. o.
W arszaw a, Tamka 3
W arszawa, Sklep, Aleje Jerozolimskie 25
Oddział: P o z n a ń , ul. D ąb row sk iego 12
NAJSTARSZY POLSKI ZAKŁAD
j
UBEZPIECZEŃ
i
Str. 16________________________
K O B I T A W I E J S K A ________________________________________ N r j
z u w
I
SOLIDNE I TANIE UBEZPIECZENIA
Ogień — grad
odpowiedzialność cywilna
nieszczęśliwe wypadki
kradzież — auto — casco
i
b
Specjalne dogodne warunki jednostkowych
i zbiorowych u b e z p i e c z e ń g r a d o w y c h .
B
Z g ł o s z e n i a p r z y jm u j ą O d d z i a ł y ( I n s p e k t o r a t y ) P o w s z e c h -
B
n e g o Z a k ł a d u U b e z p i e c z e ń W z a j e m n y c h w e w s z y s t k i c h
w i ę k s z y c h m i a s ta c h .
H B B H B B H 9 K B H I
1
f
l
1
f
l
i
Prenumerata — „K o b ie ta W i e js k a ',
w y n o s i: k w a r ta ln ie 1*— zł półrocznie 2 -— zł — rocznie 3-50.
C E N N IK O G Ł O S Z E Ń ; cala st rona — 2 0 0 ' — zł 1/ 2 stro n y 100' zł' — )/8 stro n y 5 0 zł — Za treść o g ło s z eń . R e d a k r j a nie o d p o w ia d a .
R e d a g u j e K o m ite t.
R e d ak to r i W y d a w c a ; H A N N A C I E K O T O W A
A d r e s R e d ak c ji i A d m i n i s t r a c j i : „ K o b ie ta W ie j s k a " , M a rk o w a k /Łańcuta, S p ó łd zie ln ia Z d r o w i a . N u m e r R o z rac h u n k u 1.
Drukarnia Literacka Kraków, PI. Z god y 4. — T elefon 185-18.