Kobieta wiejska 1939 4

background image

O p l a t a p oc zt owa uiszczona r y c z a ł t e m

Cena numeru 30 gr

NR 4

W Y C H O D Z I R A Z W M I E S I Ą C U

ROK 1

t

y

F o t . L. L u

t

y k

background image

St r. 2

K O B I E T A W I E J S K A

WE Ż N I W A

M atko

ty wieczna trosko i żywicielko

zatroskana o los swoich dzieci

spójrz, oto nad­

chodzą żniwa.

P ra ży słońce, tchnie płodnością ziemia, chylą

się coraz niżej

dojrzewające, chlebne kłosy.

W spokojnym codziennym trudzie

czekamy.

N a nowy chleb.
P rzyniesie on nam

pachnącą nadzieję

syto ści

,

spokoju.

Chleb

Jakie jego przeznaczenie, w czym

błogosławieństwo ?

M atko

ty trosko wieczna o sytość twoich

dzieci

za tro ska j się dziś

w przygotow aniu

do nowego chleba

o jeg o czystość i siłę, o jeg o

świętość dojrzewającą w słońcu.

Chleb

ja k w szystko na ziem i — wniesie

w Twój dom

błogosławieństwo, sprawiedliwość,

radość

,

albo pychę, zazdrość, pożądanie i krzywdę.

Bo nie w chlebie tkwi źródło dobra i zła, ale

w człowieku, który chleb dzieli.

W komorze bogacza rozpycha się dumą i pogardą.

W kom orze nędzarza

broni od śmierci

a niema sił

na życie. Buntem wzbiera!

W komorze — dobrego człowieka — jest

chleb

wyrzutem sum ienia:

Mnie syci, mnie siły daje

a brat m ój

tęskni do chleba...; mówi on, człowiek Boży.

A co wniesie M atko

chleb nowy do two­

jeg o d o m u ?

Kiedy drżącą z radości ręką krajać będziesz

I

pierw szą krom kę swoim dzieciom czy p o m yślisz

!

że tysiące innych dzieci

będzie bez chleba?

Czy szukać będziesz w sercu

w myśleniu

swoim rady na cudzą nędzę?

Czy p rzyło ży sz ręce swoje do wielkiej społecz­

nej P r z e m i a n y ?

W dom u twoim, M atko troskliwa chleb nowy

będzie m ia ł siłę i wagę

Twojego serca.

W niedzielne popołudnie, kiedy chleb w słońcu

dojrzewa, weź dzieci swoje i id ź z nim i miedzą...

Prostym i dziecięcymi słowam i m ódl się; Ojcze­

naszem i westchnieniem głębokim o czystość serca
i siłę, o wrażliwość na cudzą niedolę, o chleba

powszechność i o m ądrość gospodarzenia w lu d z ­

kiej rodzinie „Ojcze nasz" i chleba „naszego" mów.

N a s z ? A któ ż to je s t „my?"...
Czy to tylko ja , ojciec dzieci moich i one,

ten drobiazg kochany?

Czy rodziną naszą nie je s t wieś, Polska i lu­

dzie — wszyscy tacy ja k ja

lu d zie?

Niechże Ci gadają o tym

zadum ane kłosy

chlebne w niedzielną, popołudniową godzinę.

One

które dla wszystkich rosną, w szystkim

jednaką siłę dają i są dla w szystkich najświętszym

B ożym Darem.

M atczyną, najtroskliwszą ręką podzielony być

winien chleb nowy.

M atko

ty nieustające w kochaniu serce

strzeż świętości chleba w sprawiedliwym, m atczy­
nym podziale.

M aria R adży mińska

S T . M Ł O D O Ż E N I E C

PIEŚŃ O PRACY

Z a n i m b r z a s k

do n o c y aż

r o b o t a — n a s z a robota...

Pali s k w a r

i siepie w i a t r

r o b o t a — a ino ja k ? ! ...

W a r e m tchu —

u p o r e m n ó g —

r o b o t a — n a s z a robota...

w i a r a s tą d

w s u m ie n iu rąk

r o b o t a — n a s z a robota...

D ź w i g a ć ś w i a t

za s ło ń c e m w ś l a d —

r o b o t a — n a s z a robota...

żyż nić go

na c h le b a g lo n —

r o b o t a — a ino j a k ? ! ..

c h ł o p s k a r o b o t a —

n a s z c h ło p s k i ś w i a t ...

background image

K O B I E T A W I E J S K A

S t r . 3

M. M ANIAKÓ W NA

J o a n n a d ' A r c

(Wymawia się Dark)

„I patrzcie, co to i eden czło*

w iek może.

G d y

duchem — gw iazda na

św iata sie kirze

Zapali..."

T. Słowacki

W m aju tego ro k u Francja uroczy

ście obchodziła przeszło piećs r-tletnia
rocznicę sw ych zwycięstw

nad nie

5

przyjacielem . Rocznicę swego prze

5

de w szystkiem

o drodzenia

m orał

5

n o m aro d o w eg o

i

żołnierskiego —

czciła z uw ielbieniem pamięć boha*

terskiej spraw czyni tych zdarzeń —

Joanny d ’A rc.

D ziś szczególnie, kiedy przeżyw a

5

my m om ent dziejow y, wym agaiacy

olbrzym ich sił m oralnych,

zacieka

5

w ia nas ta niezw ykła postać dziew*

czyny

5chłopki, k tó ra właśnie dzięki

swei m ocy m oralnei potrafiła d o k a

5

zać czynów , dających jej imie boha*
terki i świętej n aro d u Francuzów .

U ro d ziła się m iędzy 1410 — 1412

rokiem (d o k ład n ej daty historia me
-n a) w rodzinie w olnego km iecia wę

w si D om rem y, leżącej u zachodniej
granicy Francji. W ie ś rodzin n a Toan
r>v należała do d ó b r królew skich, a
wiec chłopi tam tejsi korzysta-i z <n
pieki praw a i żyli w atm osferze wzgję

dnei w olności, interesow ali sie w ie

5

cej*oo lity ka, jak o bezpośred n io ich
obchodzącą przez fakt przynależność

ci do d ó b r k o ro nn ych — co niew at

5

pliw ie p o d n o siło poziom

ich życia

um ysłow ego i kulturalnego. Połoze

5

nie kresow e tych okolic

w pływ ało

na h arto w no ść

n atu r

zamieszkałej

tam ludności i budziło uczucia cat*

riotyczne, b ard zo m ało zresztą iesz

5

cze rozw inięte w ow ych czasach p o

5

śró d w szystkich naro dów .

D zieciństw o Joanny,

jak wszyst*

kicb dzieci chłopskich, było oracow i
te — pom agała w robocie g o sp o d ar

5

skiei w dom u i na polu. C ię ż y ła sie
d o b ry m zdrow iem , była silna żywa

i czynna, lecz m ałom ów na, słdoi na

do rozm yślań i pobożna. N ie uczy

5

la sie wcale, chociaż w ów czas naw et

na w si było to m ożliw e — d o rie ro
po w yjściu z do m u poznała sie ze
sztuka p isania i czytania.

W y p a d ło jej żyć w czasach niez*

m iernie ciężkich dla jej ojczvz:iv —

Francji, w okresie t. zw. w o jn y stu

5

letniej z A nglia, k tó ra się zaczęła w

o k u 1337 a trw ała z przerw am i do

ro k u 1453. W w ojnie tej

pow odze

5

nie nie sprzyjało Francji, a nrzyczy*
niały się do tego zamieszki w ew nctrz
ne .— p o w stania nieludzko

uciska

5

nych mieszczan i chłopów oraz w al

5

ki k ró la z książętam i feodalnym ’, któ

zv nierzadko łączyli sie z w rogiem .

W p ierw szej ćwierci X V w ieku ca*
la p ółnocna Francja b yła w p o sia d a

5

aiu A ng likó w . Półrocznego króla an

gielskiego, H en ryka, k oro n o w an o na

k ró la Francji, a p raw o w ity dziedzic

k o ro n y francuskiej, K arol V II tułał

,sie w południow ej Francji. A był to

człow iek niewielkiej

inteligencji

i

abego charakteru (sy n obłąkanego)

— cechy te były całkiem ni.eodpo

5

w iednie u człow ieka,

k tó ry

7. racji

swego stan o w isk a pow ołany był do

, organizow ania o b ro n y

i dźw igania

nękanego pięcioletnia w o jna

kraju.

Rozprzężenie w ew nętrzne i

u padek

ducha żołnierskiego doszły już do te

go stopnia, że w tym okresie Francu*

\ zi

srom otnie

przegryw ali

prawdę

w szystkie bitw y, chociaż często gó

5

owali nad nieprzyjacielem liczba żoł

nierza, sprzętu w ojennego i dogod-

i v p s

położeniem terenow ym .

T o rozpaczliw e położenie ojczyzny

. przejm ow ało groza m łoda, osiemna*
, stoletnia w ów czas,

Joannę

cFArc.

, Tak w iadom o, czasy średniow iecza,

charakteryzuje w iara w „n a d o rz v ro !

d z o n e“, żarliw a religijność, graniczą

5

ca z zabobonem . A tm osfera tęgo ro*
dzai.u m ogła być podłożem dp orze

5

rodzenia się w sercu i um yśle Toan

5

, ny silnego, u tej’ wrażliwe!

natury,

uczucia miłości do k raju i w olności

w wiarę w posłannictw o boże, odda*

. iące_ w tej decydującej* dla Francji

chwili dziejow ej, ster o b ro n y w jej
prorocze ręce.

K iedy ja doszły wieści o rozpocze

ciu przez A n g lik ó w oblężenia O rle

5

anu, ostatniej silnej tw ierd zy Franęu

zów, p ostanow iła dotrzeć do króle*
więza K arola V II i przekonać go, że
o na jest przez Boga w y b rana dla o

5

calenia Francji. Ł atw o się d om yheć

t jakie przykrości i tru d n o ści m usiała

pokonać, zanim się jej udało urys*

~.ć rozm ow ę z królew iczem i

s d o w o

'• ać, ab y on i jego otoczerńe uwie

rzyło w jej nadziem ska

misję,

lei

niezw ykła b y strość um ysłu, u ro k o>

I sobisty, ogrom nie

d o d atn i

sypiące

na zdem oralizow ane w szechstronnie

w o jsko, płom ienna w iara i w ola zwy

cięstwa oraz jakiś legendam y_m ir, ia

m się

cieszyła w śró d

szerokich

m as lu d u ta dziewica* w ybaw icielka
— ostatecznie spraw iły, że dan o jej

ddział żołnierzy i m ogła c w ruszyć

■>a o b ro nę O rleanu.

Sama kierow ała atakam i

przeciw

w arow niom

p ow znoszonym

przez

w o jsk a angielskie,

zagrzew ała

do

zwycięskiej w alki sw ym nadludzkim

zapałem i w ytrzym ałością na tru d y
lak w ielka, że chociaż raniona n o

5

ryw ala się na now o d o w alki.

I stało się po raz pierw szy od wie

u lat — Francuzi odnieśli rwycięs*

-o Było to

8 m aja 1429 r.

P otężna w ola i w iara w siłv żv w ot

ne w łasnego n a ro d u uo so b iona w tej
m łodziutkiej

w iejskiej dziew czynie,

zwalczyła zbiorow a niemoc, niew ia

5

rę naro d u . Zw ycięska o b ro n a Orlea*

nu b y ła początkiem tego olbrzym ie

5

'o dzieła — o d rod zenia duchow ego

Francuzów .

Joannę

zw ano

od tąd

D ziew ica O rleańska.

P o ocaleniu O rleanu Joanna d ’A rc

w prow ad ziła K arola V II do Rgjms,

gdzie się k o ron o w ał na kró la Francji.

W alczyła jeszcze niejedno k rotn ie

w zbudzając zapał w śró d sw ojch żoł*

aierzv, a z ab o b o n n y strach w śió d

w o jsk angielskich i przyczyniał? sie

do szybkiego uw alniania k raiu spod

-“zemocy w roga.

Sława jej rozeszła sie daleko

00 za

-rajnice Francji, ale b yła sola w oku

• “(u m ożnych z otoczenia k ró le w ­

skiego, bo p o d ich adresem nje szcze
dziła Joanna

szczerych, p ro sty ch i

szorstkich słów p raw d y . N ieigdna in

u v g e m usiała zwalczyć dzielna dzic-

wczyna, niejed nok ro tn ie m usiała prze

łam ywać tępa bierność nieudolnego

króla, by m óc dalej prow adzić kraj
cu w yzw oleniu. A ie k ró l nie dorósł

-> jej p ro sty c h m ąd ry ch rad.

Starano się pozyskać ia zbytkiem

I i zaszczytam i, ab y w ten sposób zwia

’ zać ia ze spraw am i przyziem nym i, bv
j pozw oliła

spocząć

pozbaw ionem u

w oli królo w i i jego płochym i k ró t

5

kow zrocznym

dw orakom . N a d a n o

szlachectw o

całej iei rodzinie.

W

czasie tej uroczystości na zapytanie
czeg;o b v pragnęła — pro siła o uw ol

nienje od danin sw ojej w si rodzinnej.

background image

S t r . 4

K O B I E T A W I E J S K A

M ałod u szn ość, w yrachow anie oso

biste, obrażone am bicje,

zagrożone

interesy k siążąt św ieckich i kościei-

nyęh francuskich i a n ie ls k ic h w y ­

w o łują tak a reakcję w o k ó ł niej. że

u tru d n ia ła życie i działalność Toanny
— nie rozum ie jej intencyj naw et ten
którego uczyniła królem Francji.

W czasie o b ro n y m iasta Com pieg-

ne p o p a d ła Toanna w niewole, pojm ą

na nrzez B u rgundów , zdrajców Frar.

cii a sprzym ierzeńców Anglii_

Z am knięto ia w wiezieniu, ro k cza

su

dręczono

badaniem sadow ym

wreszcie oskarżo no o czary. S praw '

cami tepo byli A nplicy, którzy ia wy­

kupili o d B urp und ó w , przy biernym
przyzw oleniu całej' Francji. G łów nym

narzędziem inicjato rów tep c sraszli-

w epo dzieła b y ł b isk u p francuski

C auchou, k tó ry przeprow adził

ten

h an ieb ny proces przez francuski sad
kościelny (w zajętej przez A ng lik ó w
części k ra ju ). Zależało bow iem

na­

jeźdźcom , b y w ten sp o só b zakw es­

tio now ać cale dzieło Toanny d ’A rc:
k o ro n ę K arola V II { świeżo obudzo-
ne siły Francji.

D ziew ica O rleańsk a stała ,sic jed­

na z w ielu ofiar „świętej “ Inkw izy-
cji, straszliw epo

sadu

kośc-elnego

tych

dziw nych

średniow iecznych

czasów, sad u

n ad oskarżonym i

w

kw estiach w iary.

D ziw n a rzecz — n ik t z tych, któ-

rym przyw róciła w ładzę, ani n aw et z

HALINA GÓRSKA

A D

tych, k tó rzy byli jej

tow arzyszam i

broni, nie upom niał sie o nia. nie p ić
bow ał jej w ykupić, pom ścić, o d b ć—
jeden ty lk o rycerz Jan d ’A u lo n p o ­
szedł z nia razem w niew olę i bvł iei
w ierny do końca.

K ról po został płuchy na uoom nie-

nia szlachetnepo arcybiskuoa E m bru

r a żal lu d u francuskiepo — o«-

zostaw ił Joannę jej w łasnem u lo so ­
wi w rękach w ropów .

D n :a 30 m aja 1431 roku bohater’

ka osw obodzicielka Francji "ginęła,
sp alona na stosie.

U stóp stosu w idniał napis: „Jo-

anna, k tó ra kazała mienić sie Dzie-

wica, zpubna oszustka, zw odzicielka

ludu. uw ikłana w przesady i bałwo-

chw alstw a, bluźniaca Bopu, błądzą­

cą w- wierze, chełpliw a,

rozw iazłi,

krw i ludzkiej chciwa —

odb*eżała

K ościoła, w zyw ała diabłów , zatw ar­
działa heretyczka“.

Z a straszliw a śmierć Toanny d ’An.

pon o si odpow iedzialność

cała ó w ­

czesna Francja i cały ów czesny Koś-

iół. bow iem nieliczne ty lk o jed n o st­

ki p ro testo w ały

przeciw okropnej

krzyw dzie, jaka ja spotkała. Pamięć

iei żyła ty lk o w d uszy ludu, z które
. o w yro sła i lu d francuski czcił i a
'ako św ięta.

Tym czasem Francja ciągle z pow .

dzeniem uw alnia się o d w roga i od-

E L A

b u d o w uje. Jakaś dziw na zm iana na
stepuje w sam ym K arolu V II — p o ­

trafi dobrać sobie o d pow iednich lu ­

dzi i rządzi krajem pom yślnie

wreszcie zd o b y w a się, tru d n o dociec
z jakich p o b u d ek ,

na d o p ro w ad ze­

nie do rew izji procesu tej, k tó ra za-

oczatkow ała dzieło odro dzen ia i da

’a m u koronę. W y ro k now ego try bu

’u zap adł 7 lipca 1457 roku. zarzi

->iac poprzedniem u procesow i: p o d ­

stęp,

potw arz,

niespraw iedliw ość,

sprzeczność, b łędy ". O d b y ła sie uro

sta procesja, w ypłoszono

po ch ­

walne kazanie na placu stracenia i

w zniesiono krzyż

p am iątko w y

na

tym miejscu.

W ro k u 1909 K ościół opł?«za Jo-

anne „błogosław iona", a w ro k u 1920
zalicza ja w poczet św iętych.

D o p iero po śmierci zaczęło sie o t ł

ne chw ały „życie" Joanny d ’A rc : a r ­
tyści różnych n aro d ó w i w szystkich
czasów utrw alaia niezw ykłe *ei czv

n y w sw ych utw orach, uczeni opisom

i życia pośw ięcają swe dzieła. Fran

:a w idzi w niej b o haterk ę n arodo w a

le. enda, niesiona na

skrzydłach

fantazji ludu, czci w niej jego b o h a ­
terska przedstaw icielkę,

k to ra wał

czyła i zginęła za W o ln o ść i P raw dę

Ciekawych odsyłam

do książek specjalnie

poświęconych

Joannie D ‘ A r k : K- Libelta

ks. J. Górki i Z Zawiszanki.

nała jakiegoś szczegółu, sami

orzę-

p o m in a li:

— A zapom niałaś, że ojciec kupił

wam w budce w od ę ze sokiem

i pierniki!

A lb o :

— A nie pow iedziałaś, że naprzód

pojechaliście jeszcze tram w ajem !

I A d ela m usiała ciągle na pow o o-

pow iadać o tem. jak to było na W o ­
li, k ied y ona b y ła jeszcze mąła.

Bo dw a lata tem u, na W o li A dela

była jeszcze mała.

U w szystkich dzieci to dorastanie

idzi,e zawsze

bardzo pow oli.

N aj-

, przó d sa małe, a potem w ieksze, a

potem dop iero — duże.

A le u A deli to było inaczej.

D o p ó k i m ieszkali na W o li. w tem

dużem m ieszkaniu, d o p ó k i tatu ś bvł
zdrgw y, a m am usia nie chodziła do
fabryki, to A d ela b y ła mała. A le kie

d y tatu ś zachorow ał i stracił pracę a
oni przenieśli się na Ż elazna do jed

nei izby V suterynach, to A d e la zro­
biła się napie — duża. T a k odrazu.

Bez przejścia. N iem al z dnia na
dzień.

^ (W y ją te k z książki

H aliny

G órskiej „D ru g a Bram a", k tó ­
rej 3-cie w ydanie

ukazało się

niedaw no

nakładem

„R oju".

N asze czytelniczki zapozna on
z ciężka dola k o b iet i dzieci r o ­

botniczych, a w szczególności

dziew czynek z proletariatu , p a
k tó rych barkach spoczyw a czę
sto zbyt w ielki i przedw cześnie

p rzygniatający je ciężą/1. P o d o b

K iedy W ic u sio w i i Z osi nudziło

się .„prosili A d elę:

— A dela, o pow iedz

jak to było

na W o li!

•Albo (jeszcze częściej):

— A dela, opow iedz jak to bvto,

kiedy ty byłaś jeszcze mała!

I A d ela o p o w iadała o m ieszkaniu,

w którem b y ła alkow a, p o k ó i z fro ­

terow ana i starannie zaścielana

d y ­

w anikam i p o d ło g a i kuchnia w k to ­

na jest dola ich

rów ieśniczek

na wsi. M a tk i p ow in n y zw ró ­
cić uw agę na krzyw dę,

która

w yrzgdzaja często

nieśw iado­

mie sw oim przeciążonym praca

i przerataiacem i ich siiy

o b o ­

wiązkami-, dzieciom. C iepłe sło

w o

otuchy i uznania

d o d aje

dziecku sił i radości, n iesp ra­

w iedliw y w y rzu t przyg niata je
o d b iera m u w iarę w siebie).

rej zawsze palił się ogień. I o zielonei

pluszow ej kanapie, i lam pie z ab ażu­
rem i klatce z kanarkam i. I o tem że
w te d y nie było su b lo k ato ró w , a ma*

m a nie chodziła d o fabryki. I o tem.

jak pew nego razu rodzice zabrali ja

ze so bą d o kina. i o tem jak nojecha

li statkiem na Bielany.

W ic u ś i Z osia nie mieli n ig d y dość

tych opow iadań, choć już ta k dobrze
je pam iętali, że k ied y A d e la zaoom k

background image

Nr 4

K O B I E T A W I E J S K A

S t r. 5

ZO FIA LIPINA

J ą t r z ą c a r a n a

N ie wszyscy co zam ożniejsi g o ‘>!

podarz.e we w si m oga obeiść sie bez

stałei najem nej pom ocy. C i k tó rzy

m ają już dorosłe dzieci sami zazw w

czai daja sobie rade ’ d o naim u ia ty l­
ko larem do żniw a czy kopania. Bez­
dzietni lub m aiacy dzieci małe. b io rą
do pom ocy w gospodarstw ie stalą
służbę- Bogatsi

trzym aia paro bk a,

dziew kę - pastucha — a mniei zam or

ni tv lk o dziew kę lub pastucha.

W dzisiejszych czasach nie tru d n o

dostać służących.

C ieżkie w aru nk i

życiow e w ypędzają z dom u

naw et

tvch. k tó rz y b y i u rodziców mieli co

robić. Chcąc jednak ulżyć rodzinie
zmuszeni sa w ysługiw ać sie obcym ,

w ygnani dobrow olnie na p o n iew ier­

kę i haró w kę bez końca.

W majoAvym num erze

.K obiety

W ie jsk ie j" pisano

o niedoli dziew ­

cząt w ieiskich służących po miastach
lecz trzeba ze sm utkiem stw ierdzić
że dola p aro b k ó w , dziew ek czy p astu
chów na wsi,

iest stok ro ć gorsza

choć m ało sie o tym m ówi. Test to
u k ry ta iatrzaca sie rana w ż y a u spo-
łecznem wsi.

Istnieją po w siach ro d zin y

k tó ­

rych życie jest wieczna tułaczka po

służbach. W iecznym zabieganiem o

cudze stod oły , cudze konie kroayy i

nna g o sp o d arsk a żywine. W y z y sk i­

wani nie liczący sie w p ro st za lu d zi,

ogłupieni praca nad siły, pebaia swo

je sm utne życie, nie zdolni naw et do

sprzeciw u g d y im sie dzieie k rz y w ­
da. L edw o taki z k oły sk i v£y)ezie. a

iuż h a id a ze służby na służbę

o I

gospodarza do gospodarza b o ry k a

sie z zaw istnym losem, byle i.io żyć,
bvU iaki taki grosz na

ooedzenie

najpilniejszych potrzeb, zarobić.

Z d arza sie nieraz, że nieuczciwi h r

dzie i tego ciężko zarobionego g ro ­

sza nie w ypłaca. Znałam w ypadek.

,że służąca zachorow ała i lekarz kazał

iei przestać pracow ać, a srosjąpdarz

. w yk orzystał sytuacje i odm ów ił iei

zapłaty z? przepracow any czas dlate

go. że d o końca ro k u nie w vbv ła (u

m ow a iest roczna i płaci sie służbie z

T 'iO. A tu się przecież trza leczyć i

za co? Służba

d o

chłopskich gosp o­

darstw ach nie iest ubezpieczona, nie
ma K asy C horych, ani zasiłku cho
rob o w ego iak w mieście.

B ardzo często służący pracuie za

byle co. A rodzice b o ia sie wspom-

i-ieć o lepsze w ynagrodzenie b o o r z ­

cież gosp odarz m ógłby dziecko

ze

służby w ydalić, przytem nie w szy st­
kie dzieci m ają rodziców , sa i siero­
ty bez ojca i m atki, o nich iuż n ik t
sie nie zatroszczy, skazane sa na łas-
hę i niełaskę

sw ego

chlebodaw cy.

Teszcze g d y tak a sierota dostanie sie

d o ludzi rzetelnych i dobrych, to
chwała Bogu. A le g d y na nieszczęście
trafi na takiego, k tó ry uw aża sługę
za zwierze robocze, to w te d y los iei

~odnv iest pożałow ania. Pracuie o d

św itu do zm roku za m arna łvżke li'

ebei straw y, pęd zo n y do ro b o ty nad

siły, w ysłuchuie różnych przezw isk

i przekleństw , boiac sie odezw ać, b y
p racodaw cv nie obrazić i służby nie
utracić. I tak w m ilczeniu i cierpieniu
gorzkim i łzami oblane upływ a życie

sieroce.

C b łon cy

n a

służbie lepiei daia so­

bie rade aniżeli dziewczęta, k tó re z
natura- sa słabsze i bardziei narażone

- a różne niedom ogania i nie zawsze

m oga ciężko pracow ać. A le któż-by

ta uw ażał na służącą, że ona nie m o ­
że pracow ać? C zy m róz,

czv słofa,

pędza do ro b o ty iak zawsze — prze

cież na to iest aby pracow ała!

D ziew czyna

przez b ra k w yrozu-

K iedy nan rzykład w m ieszkaniu na

W o li m ów iło fip „dzieci", to m yśla­
ło się; W ic u ś, Z osia i A d ela

A lf

na Żelaznej to iuż ty lk o o W icusi.u

i Zosi. a późniei o Tasiu, m ów iło sie

dzieci". A d eia b yła iuż dorosła. D o

Adeli m ów iło sie teraz: „Zaim ii sie

dziećmi!". ..U m yj, — albo — „połóż
spać dzieci!" A późniei to iuż naw et
— „Przepierz"

— albo „przyszył

dzieciom !" A jeszcze późniei to iuż

sie naw et nic nie m ów iło, bo to prze
cież rozum iało sie sam o przez sie. że
to p o w in n a zrobić A dela, k tó ra iest

już teraz — duża.

W m ieszkaniu na W o li A dela d o ­

staw ała przed pójściem

do

szkół'-

dużv k u b ek kaw y z kożuszkiem i

m atka sm arow ała iei g rubo m asłem

i bleb, w zdychając:

— T a k sie długo w ysiedzi dziecko

bez czegoś gorącego w tei szkole!

I k u p o w ała

dla niej pieć

deka

s z v rk i albo kiełbasy do bułk i k tó rą

iei w kład ała do tornistra.

A le na Żelaznej,

rozdzielało

się

m leko i trochę smalcu jeśli by ł w do

mu tv lk o m iedzy W icu sia. Zosię i
Tasia. i m ów iło sie:

— A b y dla dzieci!

N a W o li, kied y A d e la w ychodzi­

ła zima na ulice, m atka zapinała iei

sama płaszcz, ow iązyw ała szvie sza­
likiem i gniew ała sie, że A d ela dużo
' ozm aw ia na m rozie.

A le na Żelaznej, kied y m atka za­

częła

brać

pranie

do

dom a,

n ik t nie troszczył sie o to, że A d ela w
iednei sukienczynie biegnie ę-j chw i­
la z. pełnei p a ry izby do sklepiku,
po sode, krochm al, lub m ydło

N a W o li, kied y

czasem

A dela

chciała z figlów podnieść W icusia
lub Zosię, m atk a krzyczała na nią

— Z o staw to w tei chwili, bo sie

podźw igniesz!

A le n a Żelaznej, to iuż n ik t nie

m yślał o tem, że A dela nosi cały
dzień na rękach Tasia i pom aga m at­

ce w ylew ać ciężkie baniaki.

N a Żelaznej A dela była iuż duza.

D aw niej rodzice

b ard zo uważali,

fTw się A d e la nie spóźniała do

szkoły, a k ied y m iała raz zła cenzure

m artw ili sie i wzięli iei naw et k o re ­

p e ty to ra za pięć rubli

na miesiąc.

N a p o czątk u ro k u ojciec sam k u p o ­

w ał iei książki, a pió rn ik to m iała ta

ki, jak żadna w klasie: żółty p o htu-

row any. ro d z ie lo n v na cztery o so b ­

ne szufladki (d o piór, do gutnv. do

obsad ek i do o łó w k ó w ), z bukietem

róż i niezapom inajek w ym alow anym

na wierzchu!

Ą le na Żelaznei, to iuż daw no roz

począł s.ie ro k szkolny, ą_o kupien iu
książek nie by ło naw et m ow y. A d e ­
la m usiała ie pożyczać o d kole^aek a

-eśli trzeba iej b y ło zeszytu. :zv ołów

’ a.

to nam yślała się długo, zan-.m

z w ie d z ia ła o tem m atce, b o m atka

zaraz zaczynała krzyczeć, że co cbwi

'a czegoś innego iei sie zaclidew a i

że ona sobie żyły w ypruw a, a A d ela
nie m a nad nia litości. A lb o p o c h y ­

lała się nad b alia z tw arza zacięta i

zim na i zaciśniętem i ustam i, iakgdy-
bv wcale nie słyszała p ro śb y A d e li i
tarła bielizna z tak a zacięta złością, że
A d ela „w olała" iuż nie „zaczynać".

Nijęt też nie troszczył się o to . że A -

background image

S t r. 6

K O B I E T A W I E J S K A

Nr 4

m ienia i opieki ze stro n y gospodyni

często nabaw ia sie cieżkiei choroby.

0 sobie g o sp o d y n i pam iętać potraf

1 w razie czego um ie cały dom p o ru 5
szyć na sw oje usługi, ale o służące!

zapom ina, że i ona jest człowiekiem.

I pom yśleć czem sie różni gospo*

dyni o d służącej? C h v b a tem że jest

bogata, ma czem zapłacić wiec może
sie noszanow ać. A le g d y b y tak bied
nvch nie było któż by z*» b<" i-atych

ro b ił? W te d y b v sie i m ajątk ó w w v

rzekli, bo b v sobie sami naoew no z

ro bota ra d y nie dali. Służący <'zv siu

żaca sa także ludźm i i maia takie sa*
m o do życia i zdrow ia p ra v\o.

jak

g ospodarz

i g ospo d yni

K ażdem u

zdrow ie miłe, dla biednego iest ca

iym m ajątkiem . G d y jest z d r w y za*

prąęuie sobie na życie, a g dv zdrow ic
straci, a ze zdrow iem zdolność do
pracy, czeka go w ted y ty li o nędza i
kii żebraczy.

Przew ażnie służba przesiaduje n r

chlewach, stajniach i strychach i n i

ma dla niej m iejsca v/ dom u miesz*

kalnym .

O dży w ia sie slużbe

bvle

czem i byle jak. D la siebie gotuje sie

często o so b n o grym aśne frykasy,

a

siużbie rzuca sie byle ochłap, nie b a ­

cząc na jej ciężka prace. W id ziałam

iak w jednym dom u gospodarz i go*.
p o d v n i

z

dziećmi

zjadali

ciepły

dela, k tó ra nie m ogła często nodołać
w robocie spóźnia sie d o szkoły, lub

opuszcza lekcje.

A

kied y

m atka

otrzym ała pracę w fabryce, to Adc*

la została już na stałe w dom u. ml*
noyuać dzieci.

— T o tru d n o !

N a u k a chleba jej

nie d al

1'•"*!'

A d e la b y ła teraz tak a duża że nie

potrzeb ow ała już naw et chodzić do
szkoły.

Z resztą zew nętrznie

A dela także

spow ażniała. N ie żeby w yrosła, ale

w ychudła i w yciągnęła sie iakoś Jej

daw niej okrągłą i różow a twarzycz*

ka zaostrzyła sie. oczy przygasły

pa

brały przedw cześnie dojrzałego wy*

razu.

a jasr.e,

kędzierzaw e

w łosy

k tóre daw niej m atk a zw iazyw ała do

szkoły granato w a k o k ard a, ściagała

teraz A d ela w tv ł i zaplatała w maleń

ki tw a rd y w ark o czyk ,

zakończony

tasiem ka, co n adaw ało im p o d obień

stw o d o uczesania ty ch w szystkich

zm ęczonych całodzienna praca i krza
tanina ko b iet, k tó re w raz z iei mat*
ka p o w racały z fabryki: tyle +vlko,
że w arkoczyk A d eli nie by ł zw inięty
iak u nich w m aleńka, przypięta kil*
ku szpilkam i na czubku głow y ku*

, kiełkę. I tak sam o jak owe k o b iety

A d e la garbiła się teraz trochę i cho*

o b iad a służącą sprzatała koło świń

i krów . M ów ili mi, że ona n ig d y z

nimi nie je. bo ona nie lubi ciepłego
jedzenia ty lk o zimne.

Z ciekawości

zaczekałam aż służącą bedzie jeść c

hi ad Z a chwile przyszła

do izb'*

siadła koło stołu i czeka. G sp o d y n i

przynosi iei p ó ł dużej miski barsz*
czu. n a d ro b iła iei chleba

i

m ów i,

„ W y je d z to. bo do wieczora to sie

znąarni" i służącą zjadła

wszystk*'.

no bo szkoda przecież.

ab v świnw

m iały barszcz jeść. N astępnie g o sp o ­

dyni przynosi druga m iskę k a p u s t'

i znow u m ów i: „Z jedz to też. bo ka

p u sta z grochem to skiśnie do wie*
czora" i służącą ie. bo przecież szko*
da b v kap u sta skisła. W końcu gos­

p o d y n i przynosi donice do b ry ch ku

-ek, ale służącą już me jadła, bo mia

ia dosyć barszczu i k a p u st' . - „lak

nie jesz — m ów i g osp o d y n i — to zo
stanie na w ieczór, klu sk i sie me po*

p su ja". A le do w ieczora g c sn o d y n '

z dziećmi klu sk i zjadła i służącą i:h
nie skosztow ała. N ib y sie daje służą

cej, ale tak, b v nie zjadła.

T ru d n o zliczyć w szystkie przykro

sci i u d ręk i jakie służba znosi od
sw oich gospodarzy.

I za co?

Z a to, że pracuje za nich! Że zdzie

dziła pow łócząc zmęczonemi

noga* ,

mi. I ta k sam o opuszczała bezwład* '

w e w zdłuż ciała rece jeśli zdarzyło
sie iei stać chwilę bez pracy.

I tak sam o jak one

nauczvTa ssę

w krótce, w każdej okoliczności eta*
wać p o stronie ..swoich dzieci" i v a l

-wć o nie z całym światem .

B o na W o li i jeszcze nawę* z

p o

*

czatku na Żelaznei — to cóż? Był

orzecie-- zawsze jakiś sw ói bezpiecz*
ny i w łasn y kat. A le kiedy ostatnie

‘-niadze i sprzęty poszłv na lecze*

a później

na pogrzeb ojca

lo

m atka A deli wzięła sobie „na miesz*
kanie" lok atorów . B yło tam coś. ra*

"o- ze trzy kobiety, dw óch chłonów

i siedm ioro dzieci. W iec te k o b iety

to kłóciły się ze sob a o w sz y stk o ; o

miejsce przy kuchni i przy balii

o

sznyr na strychu, o kolejność s.zcro*

w ania podłogi. A dzieci to znow u w v
dzięrały sobie z rak, czv ten kaw alęk
chleba, czy zim ny kartofel, czv k ub ek

kaw v, ho jedzenia n ig d y nie bvło za
wiele. I m atki m usiały pilnow ać że*

b v inne dzieci nie „p o d jad ły " iei ina

łych, zupełnie jak kw oki swoich pi*

skla.t. A le m atka A deli była od rana
w fabryce, a w racała tak zmęczona,
że już do niczego nie m iała sił. To

ra sw oje zdrow ie, sw oje m łode lata

—> to, b v kom uś m aiatk u orzyspo*

rzyć a sam em u na starość iść o o żeb­
rach! T ru d n o o w iększa k rzy w dę.—

Służba, k tó ra pom aga sw ym go*.*

p o d arzo m w pracy pow inn a bvć trak
to w an a po ludzku. C zyż ich wina

iest. że los kazał im sie urodzić u wv

robn ik a, a nie zasobnej chacie b o g a ­

tego kmiecia.

W a rto ść człow ieka nie jest w p .r

siadanych przezeń m orgach, lecz w

•ego zaletach charakteru i serca a nie
jeden służący

p o d tym

wzgledem

przew yższa

o

całe

niebo

swego

chlebodaw cę.

Los służby na wsi pow inien sie

zmienić na lepsze, b o tego wym aga
spraw iedliw ość społeczna, iąk ró w ­
nież godność człowiecza.

C hłopi, k tó rz y chcą życie w Polsce

-p rz e ć na spraw iedliw ości, m usza te

spraw iedliw ość najpierw uczynić w

iw oich rodzinach i sw oich sęscach.

K ob iety najwięcej sty k aia sie

z-

służba. M y też m ożem y wiele zrob'ć

b v los służby polepszyć. O płaci to
nam się stok rotnie, b o zdobędziem y

sobie z niej przyjaciół, a nie w rog ó w

k tó rzy skrycie cała dusza nas niena­
w idzą, iak często dzieje sie teraz.

I A dela wiec gotow ała i szorow ała, a
I, często naw et i prała. I to A d ela m u­

siała bronić „sw oich" dzieci.

Św iat podzielił sie teraz dla niej.

jak b y na dw ie części: jedna blisk a i

jedynie ważna, to była A defa „je;
dzieci i jej m atka. D ru g a obojętna,

to byli w szyscy inni ludzie. T a k obo

jętna, że aż sie czasem sama tem u dz:

wiła. Bo daw niej gd y się kom u nie
pow iodło, to ia ta k obchodziło jak­
b y to iei sie samej przytrafiło. O trzy
mała jakaś koleżanka zły stopień —
A dela m artw i sie z nia razem. Zoba*
czyła ślepego kaleke na ulicy — iuż
cały dzień myśleć o niczem _ innem

nie może. O k rad li sąsiadkę. — A d e ­

la w nocy się budzi i rozw aża co ta
sąsiad ka teraz pocznie. A ż sie nieraz

. m atka na nia za to irytow ała

a o i

ciec nazyw ał ia „zm artw ienie całego

. św iata". A le na Żelaznei to te troski

innych ludzi, przestały A dele iakoś

obchodzić.

— M am dość sw oich k ło p o tó w !—

m ów iła niechętnie, zupełnie

iak lo ­

k a to rk a K ubasiow a.

N a W o li nie b yło praw ie

luclzi,

k tó ry ch A dela napraw dę nie lubiła.
O hyba pani od arytm etyki, k tó ra by
ła straszna złośnica i jeden chłopak
w szkole, k tó ry ja naum yślnie sztur*

background image

Nr 4

K O B I E T A W I E J S K A

S tr. 7

PIO TR ŚWIETLIK

Wieś w objęciach spółdzielczości

G dziekolw iek na wsi w idzim y P °

stęp,, d o b ro b y t i radość tąm tego
w szystkiego

d ok o n ała praca sp ó ł­

dzielcza.

Test to

zjaw isko b ard zo

wielkiego znaczenia, poniew aż wieś
nareszcie zrozum iała,

że ty l^ o

na

drodze spółdzielczej zdoła sie w y z­

wolić sp o d przem ocy

uprzyw ilejo­

w anych bogaczy i lichw y kapitałów
nagrom adzonych w rekach nieuczci­
w ego człowieka.

W e źm y dla przy k ład u K asy Sief-

czyka.

J..at tem u około 60 panow ała we

wsi m ałopolskiej ogrom na nędza

i

w yzysk lichw iarski, k tó ry d o p ro w a ­

dził do tego, że tysiące chłopów mu
siało uciekać z w łasnej zag ro d y i szu
kać chleba po świecie, a ci, k tó rzy
pozostali w k raju staw ali sie najm i­
tam i dziedziców i w szelkich innych

pośredn ik ó w . D o p iero D r Stefczyk
znalazł drogę w yjścia z tej ^ciężkiej
niedoli, a natchnęło go następujące

zdarzenie. K iedy razu pew nego przy

słuchiwał się

śpiew om

religijnym

chłopów w czernichow skim koście­
le usłyszał, jak m iędzy innym i śpie­

w ano: „Słodkie Jezus Dziecie, b ło ­
gosław naszej biedzie".

Śpiew ten

był wyrazem wielkiej bierności i nie

zaradności

tam tejszych

chłopów .

Z b u n to w ał się przeciw ko tem u D r

Stefczyk, zaczął buntow ać

innych,

w ym yślił

i zorganizow ał,

w raz

z

członkam i tam tejszego K ółka R o ln i­

czego Kasę Pożyczkow a w C zerni­

chowie.

T o był początek

naszych

dzisiejszych K as Stefczyka.

Jaką rolę odegrały K asy Stefczyka

nie trzeba m ówić, bo to jest w iado­

me każdem u. M ożna śm iało oowie*

G

a c

lc

k o s z y k a r z

spółdzielca

gał przy pisaniu. A le i to naw et nie
było takie praw dziw e nielubienie. Za
to na Żelaznej to takich ludzi zrób-'
lo się nagle b ard zo w ielu: łoi atorzv,

dzieci z p o d w ó rk a, k tó re lubiły d o ­

kuczyć jej „m ałym ",

sklepiczarka,

k tó ra nie chciała daw ać na k red y t,

ale już najbardziej to chyba — lu ­
dzie z Saskiego o g ro d u. Bo w życiu

4eli istniała dław iąca ia iak k o sz­

m ar i pow tarzająca

sie

codziennie

zmora i ta zm orą b y ły w łaśnie space

do Saskiego o g ro d u.

Zaczęło sie o d tego, że Z o sia któ-

iała krzyw e nóżki i ciągle choro

wała.

potrzebo w ała

pow ietrza

i słońca.

— Spacery, proszę pani, spacery,

iarzvnv i surow e ow oce sa naiważ-
riieisze! — tak

pow iedziała

matce

d o k to rk a.

W iec A dela, k tó ra stała o b o k i

przysłuchiw ała sie tem u

ze ‘•kupie-

niem, gotow ała jarzyny, sk ro bała z

b raku ow oców surow a m archew

i

codziennie chodziła z Z osia na spacer.

N iełatw a to rzecz, iak sie m a dw a

naście lat, m aszerow ać kilka kilom e­

tró w dźw igając na rekach p ó łto ra ro ­

cznego Jasia, prow adząc za reke cztc
roletnia Zosie i uw ażaiac

żeby się

sześcioletni W ic u ś, straszny łobuz i
zaw adiaka gdzieś po drodze nie za

w ieruszył i nie w p a d ł p o d tram w aj.

K iedy A dela w chodziła do o g ro d u

k oszula aż m o kra b y ła na ruei

od

p o tu , nogi uginały sie p o d nia z o-

słabienia, rece m dlały,

a zaschnięte

od kurzu i o d ciągłego k rz y k u gard­

ło. staw ało się iak b y drew niane.

— A ch, żeby nie te spacery, to bv

człow iekow i by ło lżei żyć na św ie­

cie! — w zdychała A dela, lecz m imo
to co rano podejm ow ała

odw ażnie

w ędrów kę d o ogrod u.

Z

każdym

dniem rosła w niej iednak nienaw iść

do tych m atek, b on i nianiek i do

tych biało, różow o i b łęk itn o u b ra ­

nych laleczek, p rzy patruj a c y h sie z
nieufnem zdziw ieniem jej dzieciojji.
N ajb ard ziej może jednak me znosi­
ła dziew czynek w sw oim w ieku łub
niewiele m łodszych o d siebie. D ziew

czynek w jasnych, k ró tk ich sukien ­

kach, z barw nem i m otylam i k o k a rd .

skaczących jak małe dzieci przez ska

kanki, baw iących sie w piłkę, p ro w a

dzonych za reke. piastujących łu d zą­

co p o d o b n e do prawdziwych, „dzi­

k u s i e " , a patrzących z o draza na

i Tasia, k tó ry m iał w y sy p k ę na

'w arzy.

Jakiś niew ytłum aczony w stręt i p o

garda w zbierały w A deli. N \ . N ie

b y ły to v/łaściwie w strę t i p o g arda.

Było to jakieś inne, dziw ne uczucie.
D ziew czynki te śm ieszyły A dele, ale
nie b y ło w jej śm iechu w esołości,
lecz raczej szyderstw o, obrzydzenie,

•cha złość i jak b y — obraza.

I k ied y A d ela w racała ze spaceru

do dom u, b y ła ta k zmęczona i roz­

drażniona, że to ona pierwsz.a w szczy

nała teraz często aw an tu ry i kłótnie.

Sasiadki zaczęły sie na m a w ieczo­
rem skarżyć m atce, k tró a w ysłuchi

wała icli narzekań kiw ając sie sennie

. na brześle i patrzac tępym w zrokiem

przed siebie. A le pew nego razu coś
w tych pow tarzających sie n arzeka­
niach uderzyło ja w idać, bo u o d n io .

sła oczy i spojrzała uw ażnie na A de

background image

Str. 8

dzieć, że K asy Stefczyka uratowany
chłopów w całej M ałopolsce o d z u ­
pełnej ru in y gospodarczej.

P o d o b n ie sie działo w Poznańskim

gdzie praw dziw ym

pionierem Kas

O szczędnościow o * Pożyczkow ych

b y ł ks. Szam arzew ski, a

po

jego

śmierci p row ad ził ruch spółdzielczy

ks.

P io tr

W a w rzy n ia k — zwany

Przez N iem ców

„niekoronow anym

królem p olskim ".

N a terenie K ongresów ki

rozw iia

sie znow u b. p ięk ny ruch spółdziei-
ni Spożyw ców , a pionieram i tej spół

dzjelczości są:

Stanisław

W o jc ie ­

chow ski b. prezy dent Polski i R o ­

m uald M ielczarski.

D o b ardzo w ażnych

spółdzielni

przetw órczych

należą

Spółdzielnie

mleczarskie.

A le chłopi nie po p rzestają na tym

co stw orzon o przed łatv, lecz ciągle
tw orzą

now e

form y

spółdzielcze.

Spółdzielczość ogarnia pow oli w szy
stkie dziedziny życia i dąży do tego

bv zaspokoić

w szystkie

p otrzeb y

wsi.

Spółdzielnia Z d ro w ia

w M a rk o ­

wej (pierw sza w Polsce) stw arza m <
we i to ogrom nie ciekawe sp o so by
sam opom ocy w dziedzinie zdrow ia
na wsi. Spółdzielnia Z d ro w ia spro-
w adza na wieś lekarza, obtania kosz
tv leczenia, uczy iak żvć. abv nie za­

chorow ać. rozw ija opiekę n ad m at­

ka i dzieckiem i t. p.

N o w ą form ą spółdzielcza iest o r­

le. Patrzyła długo w m ilczeniu, z co

raz większem zdziwieniem .

— N o ... — pow iedziała w reszcie—

k to b y się tego spodziew ał! T akie z

: b-do do bre i ładne dziecko a te

H k ’e się iakieś złe, chude \ brzyd

kie zrobiło. P raw dziw a jedzą1

I nagle, A delę jakby coś kolnęło

w serce.

T yle razy iuż przecież słyszała A-

dela to słow o z ust sasiadek i — n k .

A le teraz, k ied y

ie

pow iedziała

m atka, to taki poczuła vr sobie żak
ze

b v l a b v

sie rozpłakała r a głos iak

małe dzmcko. żebv jej tak nie bvło

x.r^tyd. D o p iero wiec w nocv kiedy

w szyscy zasnęli i kied y w izbie sły-

sbać iuż było ty lk o ciężki? o d d ech y

trzeszczenie łóżek j chrapanie loka?

'-"-ów. A dela rozpłakała rie - <warza
w tulona w poduszkę.

A nazajutrz, kied y W icu ś i Zosia

prosili A delę, żeby im opow iedziała

jak to było na \U o li, kiedy buła iesz

cze mała, A dela zam yśliła się i p o ­
w iedziała:

— K iedy byłam mała, byłam jesz­

cze do b ra.

K O B I E T A W I E J S K A

ganizow anie przez Spółdzielnie Zd.ro
w ia w M arkow ej — dziecińców let­

nich, gdzie k o b iety w iejskie

w łas­

nym kosztem

i w spólnym i

siłami

tw o rzą świetlice dla dzieci, u trzym u­

ją dla nich w ychow aw czynie, k tó ry

mi są dziew częta w iejskie i organi­
zują w łasnym i siłami ku rsy dla tych

„opiekunek".

Spółdzielnia D rzew na

usuw a

z

h an d lu drzewem niesum iennych po­
śred ników i może w płynąć

d o d a t­

nio na celową gosp od ark ę Je śn ą i ua

podniesienie stanu budownic+y-a na
wsi.

D w u letnia g o s p o d a rk i

Spół­

dzielni D rzew nej w Ż ołyni

d o p ro ­

w adziła już do tego, że jest w p<'sia­

dan iu dziesięciom orgow ego obszaru

lasu.

Spółdzielnia b udow lan a w Kracz-

kow ej daje rów nież ciekawe w yniki
w yniki, bo zam iast pieniędzy na u-

dżjąły d ają członkow ie prace

p rzy

w yrobie cegły, dachów ki, p u stak ów

a naw et i przy budow ie domów- dla

członków . Zdarzać się będzie i tak,

że jakiś członek tejże spółdzielni ma

jący w tej chwili 18 — 21 lat może

w przeciągu

kilku lat takiei ora-:v.

w ypracow ać sw ój w łasny dom k tó

ry m u k ied y ś spółdzielnia zb u d u j' .
B ardzo w ielką korzyścią w te' sp Ał-

dzielni jest uw zględnianie fachow e­
go budow nictw a.

C iekaw ym p rzykładem spółdziel­

czości na wsi iest Spółdzielnia Kos~v

k arsk a w G aci, gdzie członkow ie tej
że spółdzielni w ykupili na w łasność

10 m orgów łaki, na którei b ed a u-

praw iać w iklinę — dotychczas spro

w adzana z bardzo daleka i od p ry ­

w atnych pośred nik ów .

M o żn ab y dalei brać p o d uw agę

Spółdzielnię Piekarska, k tó ra sie mc.

poszczycić n. p. G o dzian ów . Piekar

nia Spółdzielcza zw alnia nasze k o b i­

ty o d pieczenia chleba, zaoszczędza

aż 2/3 opału; niema ryzyka pr-.y pie­

czeniu chleba, bo piekarz m usi być

fachow y.

B ardzo w idocznym objaw em dzia

łalności spółdzielczej na wsi sa te ty
s:ace dom ów spółdzielczych — lu d o

w yęh

p o b u d o w an y ch w łasnym i si­

lami.

Ni1 dziedzinie

k u ltu ry duchow ej

tw orzą się na wsi B iblioteki sp ół­

dzielcze i U n iw ersy tety lu do w e — o

czym należałoby kiedyś pom ów ić o-
sobno,

a takich p rzy k ład ó w m am y

iuż sporo.

D o now ych

spółdzielczych form

pracy m ożem y śm iało zaliczyć org a­

nizujące się na w si Sądy C hłopskie,

U bezpieczenia czyli asekuracje b y d ­

ła,

Szkółki

drzew ek ow ocnw ych,

,S półki m aszynow e, Spółdzielnie tkąc

Nr 4

kie w śró d kobiet, Łaźnie spółdzięł-

. cze. Spółdzielnie ow ocarskie i t. p.

A w tych spółdzielczych p o czyna­

niach podkreślić trzeba objaw rados
ny, że grom ady chłopskie same b io ­
rą się do ro b o ty ,

że inicjatyw a i

w szystkie w ysiłki idą już od doiu a
nie o d góry, iak tego do dziś dnia
byliśm y św iadkam i

n. p. w Losko­

wie, gdzie o soba ks. B lizińskiego łą­
czy się ściśle z tym w szystkim co
tam jest zrobione, natom iast chłopi
tam tejsi raczej biernie spełniają wolę
sław nego już dziś inicjatora.

Irn y m przykładem jest np. H andz

lów ka. T u spółdzielczość w yrastała
od dołu, kierow ana przez tak zwano

a u to ry tety p rzodo w n ik ów . W s z y s t­

k o to co H an d zló w k a

p o d w zglę­

dem spółdzielczym stw orzyła iest nie

ty lk o piekne, ale przedstaw ia w ielką

w artość i dlatego, że jest to iedyna

bodaj wieś. gdzie M agrysie, S o b k : i
R ajzery pokazali co chłop sąpiodzieł

nie może. Jednakż nie obeszło sie i

tam

bez

błędów ,

a

m ianowicie

Spółdzielczość w H andzlów ce o g ra ­

nicza się do samei ty lk o H a n d z ló w ­

ki. g już ich nie obchodzi co b y dob

rego i pięknego p o d w zględem spół

, dzięlczym zrobić z najbliższy, bodaj

okolicą. Jest to tak zw ana spółdziel­
czość „zagrodow a",

na k tó ra czas.

aby w yszła poza sw oje opło tki. W ie

rzvijiv, że i H andzlow ianie zmienią

w n e t sw oje postępow anie.

A wiele iuż m am y p rzykładów , że

chłopi w Polsce ze sw oia spółdziel­
czością nie ograniczają się tylko cło

w łasnej grom ady, lecz w spółdziała­

nie sw oie

rozszerzają

na

dalekie

nieraz okolice.

I tak n. n.

Spółdzielnia Z d ro w ia

w M a rk o ­

wej obeim iiie cała gminę

i

nawer

kilka wsi dalszych. W Gaci w ybudo­

w ano wieiski U niw ersy tet T.udowy

siłami w ieki tvsięcv chlonów z ca­

łej P o lsk i. W innym znów m iejscu

spółdzielnia drremma obeim uie sw e '

-m zasięgiem

kilka "o w m tów .

To

znów ca1-- okręg spółdzielczy przv
s+pm-ie do b u d o w y szkoły so ó łd -k !

czei

G ro m ad y '-błońskie łacza sie z so*

h a b y nie dać s-p biedzie, b y sobie

w życiu pom óc. b v bronić sie p r/e d
w vzvskiem . a rów nocześnie uczą

s ir

zgodnego w spółdziałania. wvrabi-na
w sobie roezu cje obow iązku i soli­

darności oraz szczerego braterstw a.

W a rto ści te. narstaiace dziś na w s:,

m aja ogrom ne znaczenie, bo um ożli­

w iają chłopom urzeczyw istnieniu za­

dań k tó re sobie zakreślaja.

K o biety bierzcie w tej w ażnej ro ­

bocie jaknajw iększy udział.

background image

Nr 4

Koziołeczek

Oj, tej Jag n ie ! Oj. tej J a g n ie

K o z io łe c z e k u g r z ą z ł w bagnie!

Ch yżo b ie rz c ie tu, pastusi

Bo koziołek się udusi.

W c h o d źc ie , c h o c ia ż c z a r n a

woda,

Bo koziołka b a rd z o szko da.

M ia ł on rożki,

jak pierożki.

M ia ł k o ż u s z e k

po s a m b r z u s z e k

M ia ł bró d e czkę,

ja k m io tłeczkę .

— Nie płacz, J a g n a ! Nie p ła c z

J a g n a

W yciąg n iem y kozła z b a g n a !

B ła ż e k z ła p a ł go z a rożki,

z a te rożki

ja k pierożki

Kuba z ła p a ł z a k o żu szek,

z a k o ż u s z e k

po s a m b rz u s z e k

F lo re k z ła p a ł z a b ró d e c z k ę

z a b r ó d e c z k ę

ja k m io tłeczkę .

Z a ogonek cap!.,. J a g n e c z k a :

W yciągnęli k o z io łe c z k a !

J. P o ra ziń s k a

Ele, mele, eska
Chwali się Tereska,

Ta n a sza Tereska

Jakiego mam pieska.

A ten piesek bardzo zły:

Pokazuje białe k ły ,

M a łe u szki trzym a w szpic,
Z a owcami: hyc — hyc
hyc!

J. Porazińska

Agrest

Była s o b i e m a ła d z i e w c z y n k a

w o ł a n o

na nią K ach na , M i e s z ­

kała

ze s w o j ą

m at ką na

w si

w małej cha t ce .

Przy d o m u był o g r ó d e k , a w

nim buraki, kapusta, kartofle i i n ­
ne

w a r z y w a . N a środku rosły

d w a krzaki agrestu.

Krzaki te matka o d d a ł a Kachnie.

— Pilnuj ich dobr ze . G d y ur os ­

ną b ę d ą miały o w o c e : b ę d z i e s z
jadła agrest c z e r w o n y .

D z i e w ­

c z y n k a c i e s z y się bar dz o, b o lubi

agrest i c iąg l e do o g r o d u z agląda,

j edno ma z ma r twi e ni e : do o gr odu
p r z ed os ta j ą się kury i matka c o
c h wi l a w o ł a :

— K ac h n a, w y p ę d ź kury z o-

grodu.

K a s i e ńk a bi egni e i nieraz d o b ­

rze s i ę namorduj e nim je wy r zu c i.
Z a l e d w i e us iądz ie przy lalce lub

przy innej z a b a w c e , a tu z n o w u

s ł y s z y :

— Kachna,

c z y nie w i dz i sz ,

ż e p eł n o kur w o g r o d z i e ?

K O B I E T A W I E J S K A

Kachny

Przykrzył o się to d z i e w c z y n c e .

Je dn e g o dnia matka p o s zł a do

roboty na c ał y d z i eń i p o w i a d a :

M a s z o b i a d na pi ecu i m le ko

na

pó łc e,

a pilnuj

mi

d o m u .

W r ó c ę do pi e ro nad w i e c z o r e m .

D o b r z e p o m y ś l a ł a K ac h n a , —

ale za kurami

u g a n i a ć s ię nie

b ę d ę .

N i e ch

m a m

c h o ć jeden

dzi eń s p o ko j n y.

Zajęła się d z i e w c z y n k a to tem,

to o w e m i c z a s prędko zleciał.

N ad w i e c z o r e m b i e g n ie z o b a c z y ć ,
c z y agrest s ię już zarumi eni ł.

Patrzy... a tu kury i indyki

o bs tąpił y k r z e w y i w s z y s t k i e o w o ­
c e z do łu p oo bj ada ł y.

A s i o ! w y n i e g o d z i w e ! krzyk­

nę ła d z i e w c z y n k a i d u ż ą r ózgą
w y g a n i a n a t a r cz y we p t a c t w o

Ale j akż e s ię zmartwiła, g dy

o be jrz ał a a g r e s t ! Z a l e d w i e kilka
ś r o d k o w y c h g a ł ą ze k miał o o w o c e .

T e r a z już wi e, d l a c z e g o trzeba

przed dr obi em s trzec o gr cdu.

Str. 9

background image

b t r - 10__________________________________

K O B IE T A W IE JS K A

___________________

Q SURMACZOWA

Najważniejsze te morgi...

W czerw cow ym num erze naszego

pism a ukazał się artyku ł

p.

t.

„Przedślubne obiecanki".

W artykule tym ob. M . K ielarow i

poruszyła spraw ę niezm iernie w ażną
i piekąca, a dotyczącą sto su n k u ro-1
dziców do sw oich dzieci w ich okrc-
sie przedślubnym ; iak to przeróżny*

mi obiecankam i w abia zięcia lub sy

now a, po to bv się tv 'k o pobrali. W

ten sp osób stw arzaja sw ym dzieciom
b ardzo silne złudzenie,

które zaraz

po ślubie przeobraża się w rozczaro

wanie, unieszczęśliw iając m łoda pa-
re nieraz na całe życie.

Ą le p o d o b n a chytrościa raka sa o

panow ani rodzice, grzeszą rów nież i

sami narzeczeni w obec siebie.

A n o

nie dziw ota, „niedaleko pada jabłko
od jabłoni" — pow iadaia.

I tego jedynaka, o który m pisze

ob. K ielarow a też nie m ożem y uspm
w iedliwić, b o i on polow ał na bogate
w iano, a k iedy go jego obliczenia za­

w iodły, wtenczas pozw oliło m u sp-
mienie znęcać sie nad żona. m atka je­
go dziecka tak długo póki jei

nie

w pędził do grobu. A le tvm sie na­

pew no nie przejął, bo znów ma na­

dzieję na no w y ożenek i na nowa bo
g aty posag.

P o d o b n e fak ty widzieć m ożna na

wsi dość często. O to kilka p.rzvkła-

ló w :

K aw aler ma kilka morgóav zie ni.

bu d yn ki gospo darsk ie i dom m iesi
ivalpv — chce się żenić. — Chce sp

bię w yszukać tow arzyszkę życia.

C zy idzie do tei, k tó ra sobie sercem
u p atrzy ł? — G dzie tam. —

O to pew nego w ieczoru avvsvła aż

; rzęch sw atów , a każd ego d o innej,

bogatszej dziew czyny. W y sła ł swa-

tó w .i czeka. D obrze po pó łno cy po-
średnicy m ocno podchm ieleni v-róci-
li z now inam i i po kolei o o o w ia d a ii

co ~dzie słyszeli, a kaw aler m ilc z '.

k tó ra z tych dziew cząt jest n a jb o g d

sza. W reszcie uradzili w szyscy, że

Taga G ó zików n a dostanie 5 morgów/
ziemi, 2 m orgi łaki, 2 k ró w v i ciele
a do tego jeszcze

duża w yp raw ę i

coś złotych na d o d atek —■ Taga jest
najbogatsza i z nia sie bedzie żenił

N ie to, że Taga jest niegospodarna
że niem a zdrow ia, że z ojcam i i sasia
dami nie żyje w zgodzie i do żadnei

organizacji we w si

nie należy i to.

K aw aler obliczył dokum entnie m or­
gi, krow y, pierzyny i złociaki i stw ier

dził, że bogatszej o d Tagi w całej

kolicy niem a — zatem bedzie to je­
go żona.

Skoro św it już nasz kaw aler prze­

kroczył progi swojej w ybranej, o b /

się wcześniej nie dow iedziała, że te ­

go samego wieczoru co

do

ej słai

sw aty do M arysi G rzędzielów nei i

Kasi Takubczanki.

D ru gi przykład jest całkiem

p o ­

d o b n y do pierw szego z ta *vlko róż­
nica. że kaw aler w przeć'agu iedneno

miesiąca żenił się aż trzy razy.

W y szła już pierw sza z cpow iedż,

lecz przy ugodzie m ajątkow ej nasD

piłp nieporozum ienie, poniew aż ka-
w aler spoddziew ał sie, że rodzice je­

go Tadwisi dadza jej te łaczke koło
p o tok a, a poniew aż nie dali. więc za­

w iedziony zryw a z dziewczyna

N a druga sobotę idzie już z inna

dać na zapow iedzi, lecz i tu pow ta-

rza _się p o d o b n a historia. W trzecim
miejscu (p o ty g o d n iu czasu) poszło

luż nieco lżej, bo nasz kay/ałer żeni!

sie już

na złość pannie pierwszej

i drugiej.

A słyszałam i o w y p a d k u

że że-

riacz w przew idyw aniu, że może przy

ugodzie m ajątkow ej nie da^za m u te

go co przyobiecali daje na zapow ie­

dzi rów nocześnie z trzem a pannam i

w trzech parafiach i tak ubezpieczo­
ny prow adzi targi. Tam gdzie dadza
najw ięcej, tam się żeni.

O tem, że

spraw ił zaw ód dziew czynie, że n ara­

ził ja na pośm iew isko, ani nie potny

śli Z apow iedzi w yszły, term in ślubu

nadszedł, a on naw et nie zaw iadom i’
że z ożenku zrezygnow ał, że żeni się

gdzieindziej.

W idziałam i takie zdarzenie: W e ­

sele przygotow ane — G oście zapro
szepi

pojutrze m a być ślub —

Tuż przed ślubem pan m iody uciek-.

background image

Nr 4

J. JANKOWSKI

Stare i

l a k już jest życie urządzone,

że

uczymy się, zwłaszcza za m łodu, wie

le rzeczy od starszych.

Ci

znow u

w iedza dużo o d swoich poprzedni*

ków i tak sie to wlecze wstecz coraz
dalsi, parę dobrych tysęcy lat. N a j­

pierw p atrzym y się na najbliższych

naszych

sąsiadów :

na

rodziców ,

krew nych, potem na ludzi, m ieszka­
jących w jednej wsi, m ówiących jęci*
nym językiem, wreszcie staram y cię
ogarnąć w szystkich ludzi j obejrzeć
się za siebie, do historii. A b y czU-

w iek poszedł naprzó d w życiu, musi

sie trochę tym m inionym i często ??.

pom nianym histo ryjk o m napatrzeć.

Zaczęto

w „K obiecie W iejsk iej"

mówić o kobiecie sąsiadującej z n a ­
mi o tysiące, tysiące km , o kobiecie

japońskiej. M oże to i dobrze, bo z

postępem ludzkości to jest tak. że w

jednym m iejscu

w yskakuje on

na*

przód, a w drugim wlecze sie. jakby
mu sie wcale nie spieszyło. . Często

też w A zji, na D alekim W sch o d ź'c

spostrzegam y ze zdum ieniem niektó*
re takie urządzenia, jakie by ły u nas

pareset lat tem u. M oże zresztą i u

nas gdzieś jeszcze

drzem ią,

gdzieś

na zapiecku...

A le u kogoś, to zawsze lepiej s ’ę

dojrzy.

Tak w spom niałem , była iuż m owa

o kobiecie japońskiej.

N ie

wiem,

czy w szystkim

przyszło do .słow y,

że i u nas często było nie inaczej.

A teraz po p atrzm y jeszcze chwilę,

tak z grubsza,

z odległości tysięcy

km na kobietę in dyjską. M ożna się
spodziew ać czegoś ciekawego w k ra
ju. gdzie 350 m ilionam i ludzi rządzi
garstka A nglików , gdzie istnieją je ­
szcze

święte

węże i inne czczone

przez człow ieka zwierzęta, w idzi się

-ały szereg ludzi um artw iających cia

ło z. p o b u d e k religijnych...

dlaczego?

Bo ojcofwie narzeczone)

nie z ro b ilk za p isu notarialnego. M usi
więc starow ina ojciec czy ip.atka je

chać corychlej do odległego miasta,
bez v/zględu na m róz i slote. N ieraz
z narażeniem zdrow ia i życia. bv za*

pisać córce m ajątek.

W tym w szystkim co opisałam o5

prócz chęci łatw ego zbogacenia sie,
niesłychanie p rzy k ry i up akarzając5'
jest stosun ek do kobiety.

N a kobietę praw ie nie zwraca się

K O B I E T A W I E J S K A

zapomniane

A zaglądnąć do chłopskiego lub

robotniczego dom u, to poza tym . żę
w szystko od a do z jest tu inne niż u
nas, pozatym jest taka sami o ile nie
większa bieda. W dom u — Lepiance

jakich u nas

mimo w szystko mało,

krzata się

trzynastoletnia g o sp o sią ;

na imię jej Sucharita. M ozoli sie bie*
daczka sama, choć iuż się spodziew a
w niedługim czasie dziecka, a mąż

tymczasem odpraw ia

pokutę.

Stoi

iuż od w schodu słońca

na

słupie,

w bitym nad święta rzeka.

H a

tru d n o !

Słyszała

wszedzie

przecież,

że to jest ważniejsze

niż

w szystko. Czasem przychodzą iei w
takim osam otnieniu różne m yśli do
głow y, ale m łoda g ospody n i odgarna

;e iak złodzieja. T eraz też sobie m yś5
li, czy to słuszne, ażeby ona harów a
la od rana do nocy, a mąż — nicpoń

o d b y w ał całymi dniam i sw oje cere*

m onie? Rodizce ułożyli ich małżem

stw o, kiedy m iała dopiero 10 lat, a
że nieznany narzeczony

nie

chciał

w ielkiego posagu wobec tego pospie

szono się z ożenkiem i dwunastolet*
nia Sucharita została m ężatka.

M iała straszną lekaw ość d o cz_v*

tanin i pisania, której to sztuki uczvł

sie iej starszy brat. A le cóż! N ależa­

ła przecież do niskiej kasty, a tu n a5
- k a jest niepotrzebna, zwłaszcza ko*
biecie. T y lk o dziewczynie z naiwvż*

szych kast w olno sie uczyć, a ona
pochodziła z k asty

czyli

w arstw y

chłopskiej. T u i z chłopców m ało

k tó ry um iał czytać i pisać, a cóż d o !

■>ie';o dziewczęta!

Sucharicie

b ardzo się p o d o b ało ,

gdv dawniej w letnie wieczory wy*
szła przed dom i słuchała

iak b rat

sylabizow ał litery, la samą gnali do
ro b o ty, mimo że była słabego z d to 5
wia, Bo cóż to kogo obch o dzi?! T y 5
le k o b iet um iera przedw cześnie! Oj*

uwagi, jej w artości osobiste nie m aia
znaczenia, nie interesują m łodego k*

walera. Byle tylk o przyszła żona by

la trochę do ludzi p o do bn a, to w v 5

starczy mu,

tylko te m orgi, morgi

najw ażniejsze.

K obieta w sw ojej człowieczej god*

ności jest tu strasznie przez meżczyz

ne sponiew ierana. Ale czy i nie nasza

w tym v/ina, że kobieta niema tak ie5
go szacunku i pow ażania

jak mieć

p o w in n a?

Str. 11

historie

ciec jej m aw iał zawsze, że z k o b ie t)5

mi w dom u najw iększy kłopot.

lej mąż był dla niej w strę tn y ale

męża porzucić to niesłychaną rzecz.

U m ęczono by ją chyba

na śm ^rć

bo żonie nie w olno p o d żadnym w a5

i unkiem opuścić męża — o n nato*

m iast może zrobić co m u sie p o d o ­

ba. T a k czasem

m yślała Sucharita.

ale nie doczekała iuż lepszych

cza­

sów, bo zmarła przy urod zeniu dziec
ka. M oże i to lepiej... G d y b y mąż u*
marł, to b y była jeszcze bardziej nie5
szczęśliwa, b o w d ow a jest uw ażana

za coś niskiego i podłego, a drugi

raz jej za mąż w ychodzić nie w olno.

W y p a d e k taki, jak ten nie należy ani

do najlepszych, ani do najgorszych:
tak jest przeciętnie. Przedw czesne za

m ążpójście,

choroby,

niezdrow e i

skarlałe dzieci, brak jakiegokolw iek

w ykształcenia — oto w Indiach co5

dzienne zjaw iska,

którym

rzadke

k to sie dziwi.

K o biety w yższych klas może nie

orącuią tak ciężko fizycznie, ale by*
*v też przez cale w ieki

traktow ane

iak bydlęta. Król, w zględnie bogaty

ksiaże, mógł sobie trzym ać cały ha­
rem kobiecy, czy kilka, kilkanaście
a naw et kilkadziesiąt żon, któ rym się

to często nie w ydaw ało wcale up oka

rzaiace.

C o więcej, to sto sun k i te nie są

ty lko historycznym w spom nieniem

ale trafiają się i teraz. C hciał wiec
wieje i pięknych żon król, bo b ył nai
bogatszy, to je miał. mieli je m aha5
radżow ie, czyli również bogaci ksią*
żeł? a z tym że to jest sponiew iera5
nie ludzkiej godności wcale się nie
liczono; na to zresztą pozw ala reh 5

ia G łów nym i religiami w Indiach

są: hinduizm , b uddyzm i islam. N a

om ów ienie tych spraw potrzeba by
osobnego artykułu, to też podkreśię

tu ty lk o fakt,

że religia H indusów

uświęca podział na kasty, pozw ala na

m ałżeństw a

z w ielom a kobietam i

słowem na cały system społeczny ja*
ki tam panuje. T akie zaś w vsokie i
niskie szczeble społeczne prow adza
c!o upośledzenia m oralnego i m ate5
lialnego jednych orzez drugich. (Z n a

to b a rd z o dobrze!!)

P o d o b n a historia

zachodzi także

ze stosunkiem mężczyzn do kobiet.

Ich w ielow iekow e upośledzenie było

w ynikiem głupoty i barbarzyńskich

pojęć reilgijno 5 społecznych. Indie

background image

h. CIEKOTOWA

W naszym dziecińcu

K O B I E T A W I E J S K A __________________

Nr 4

S tr. 12

uchodzą za kraj w ysokiej

k u ltu ry

duchow ej. T ak , ale do tej

k u ltu ry

mieli dostęp ty lk o kapłani i rycerze,
p odo bnie zresztą jak w Europie. A

ci zrozum ieli już b ardzo wcześnie, że
abv się utrzym ać przy w ładzy, mu*
sza w arsty/y niższe zostać w jakna i*
większej ciemnocie. Dziś p w yieły te

wyższe w arstw y naogól kulturę an*

.sielską. A nglicy bowiem sa obecn-e

panam i kraju. N ic popraw ili jednak
ani doli kobiety, ani nikogo z w arstw

upośledzonych. A nglikom rzecz zro*

zum iała zależy na tym. aby utrzym ać
rozbicie H in dusów , bo inaczei

mu*

sieliby s e stam tąd wynieść. R ozm a­

w iałem raz, copraw da nie o kobiecie

indyjskiej ale o w spom nianych już

stosunkach społecznych.

Bo trzeba ,

wiedzieć, że w Indiach istnieia jesz*

cze k asty czyli w arstw y społeczne i
z jednej do drugiei nie m ożna się. do
stać, chyba po śmierci. N ainiższa ta*
ka w arstw ą są pariasi,

do których

nie w olno się naw et zbliżać, bo ich

d o ty k plam i człow ieka lepiei urodgo

nego.

Człow iek, z który m rozm awiałem

zauważył, że i u nas też sa tacy p a­
riasi, bo p o d o b n e krzv w d v sie cza*
sem znosi i p o d o b n ie jak tam ci u w i
za s;e je za jakiś d o p u st, którem u nie
w olno się sprzeciwiać. Przecież i i;
nas. tak jak obecnie w Indiach, b rak
p o to m stw a by ł uw ażany za nieszczę*
ście a maż m ógł odesłać bezdzietna
żone rodzinie lub p o p ro stu ia zosta*
wić. W Indiach jest ożenek obow iaz

kiem

religijnym ;

dlatego

p raw :e

w szyscy ,sie żenią. I u nas uv/ażano

o so b y bezżenne za o so b y conaim nie;

nieszczęśliwe. A sto lat jeszcze p rz e ­

cież nie upłynęło

iak

rówmież

w

Polsce nie miała k obieta d o steo u dc

szkół i do urzędów . Jej rola ograni*

czała sie ty lko do w ychow ania dzie*

ci i do harów ki

w gospodarstw ie.

Z upełnie tak sam o

iak w Indiach.

T y lk o że tam ko b ieta pracuje przy

gospod arstw ie, a mąż o d b y w ą poku

te na slupie lub inne ceremonie reli*

"iine, a u nas rów nież k obieta niemi
często czasu na czytanie bo ma wciaz

oh otc — stary — iak zauw azył Kpi.

Świetlik, drzem ie, ćmi faję, lub coś

sobie przeczyta.

I tamci ludzie zdaleka, z k rainy

dżungli, ty grysów , słoni : upalnego

słońca zaczynaj a przecierać oczv. wrt
dzieć sw oie k rzy w d y i obm yślać dro
gi k u lepszei przyszłości: iak wyr*

wać z poniżenia niższe w arstw y lud*

ności, jak w yrów nać krzywcie

ko*

biety.

W y d a ja się nam może straszne te

stosunki, jakie pan ują w niektórych

kraiach, ale jak dokładniej zaglądnie

P o d jabłoniam i rozgościła sie gro

m ada dziecek. Roześm iane buziaki,

błyszczące zachw ytem oczv, w garści

dzierży każde kawa! gliny.

A ch t*

glino upragniona. Z lubością p lask a­

ją o cię drobne rączyny, z hibością

ug niatają z ciebie małe paluszki róż*
ne cudeńka, o jakich ino dzięcińskie

serd uszko zamarzy.

O to Stacho, w ielki m iło śrik przv

ro d y , lepi w skupieniu p tak i: K azek

m oże przyszły

m echanik,

w yrabia

klucze i k łó d k i, a Tanek ulepił w o rb o
żka. N ieraz go tym w orbożkiem Ba*
busia straszyli, a iak ino r

o ś

nabroił

w o rb ożek"

cie weźm ie

s v n . k u “ -

pow iadali.

W y b ra z ił sobie Tanek tego

wor*

bożka, iako strasznego w ęża-potw o­
ra i takim go też z gliny uleci?

O b o k

na

piaskow nicy

k ilko ro

dzieci

pochłoniętych

urządzaniem

g o spodarstw a.

A tam , p o d grusza, przy st >likacb

siedzą „m alarze". M ała

T erenia

z

rozm achem kładzie jedną fatbe

na

druga i m ó w . że „m aluje niebo w

deszcz". W o jte k zapacykow ał

już

cały; arkusz i z pow aga tłum aczy, że

to chm ura gradow a i słonko, co się

rozbiło o skałę".

W D ziecińcu naszym słońce p ło n ie!

K w ia ta m i pachnie i wiosną

W D ziecińcu n a szym m iło ść śpiewa

Serduszka dziecirosną !

S erduszka dzieci zgodnie biją
R ą c ik i splatają kolo

W D ziecińcu naszym Polska

M łoda

Podnosi ja sne czoło !

W Dziecińcu naszym pro ste ław y

A w yjść się z niego nie chce,
Sam e zdobim y, w ypiększam y

W serduszkach i w izdebce!

M . R a d zy m iń sk i

m v d o swoich chałup,

to

tam te*

zasern jeszcze p o k u tu ją po katach
'w e przesądy i zwyczaje, na które

sie oburzam y, w idząc je

u innych.

R o zglądnijm y się szeroko po świe

;e. P o patrzm y

choć przelotnie

w

przeszłość i na sasiadów , to może
ra m w yraźniej stanie przed oczyma

a, po której m am y kroczyć.

U lubione zajęcie W ład zia to bu*

dow nictw o. I teraz w idzim y go, jak

b u d u je z klock ów dom lu dow y .

W pochłoniętej

praca

grom adce

objaw iają się nam przeżycia, zainte*

resow ania zdolności, a m oże i w y ­

bitne talenty, dzieci. A czy grzebanie
sie w piasku, w glinie, albo rysowa*
nie m ożna nazwać pracą? Przecież to
dla dzieci najw iększa radość — zaba
w a — nie praca. N iek tó re m atk i to
naw et tu rb u ia się, że w dziecińcu za*
wiele jest zabaw y, że dziecko od ro*

b o ty o d w y k a i potem w dom u żad*

nei z niego w yreki nie będzie. O d tei
gliny to i ubranie sie niszczy i bru*
dzi. a dla m atki ino wieczna robota.

„ A lbo poco kupo w ać — p o w la d a ia —

takim brzdącom ołów ki, zeszyty, far

by, panier na w y cin an k i? Ta.kBv mój

S tas'o b ” ! w iększy tobym tych gro*
-w* nie żałow ała a tak ino -marne*

w any pieniądz. Pewnie,

że dziecku

-ab aw k a potrzebna ale przecież iak

mu kuni*- niłke 1a'ke albo wózeczek

to ma dosyć uciechy.

N im to so b ;e w yjaśnim y zastanów

m v się, czego żadam y od dzięcińca?

C zv ty lk o pragniem y odciążyć się

bie o d onieki nad dzieckiem , a więc

czv chodzi ty lk o o nasza m atczyną

w ygodę czy głów ną tro sk a iest —

dziecko?

D zisiaj nasze

dziecińce

za m ało

zw racaia uw agi na w vcho v ran;e i roz
■»*ói du cho w y i um ysło w y dziecka.

Z aspakaiaia głów nie jego potrzeby

fizyczne i zapew nniaja rn.u opiekę

. ~d*r m atka jest zajęta praca.

Psychologow ie czyli badacze i zna

wcv duszv lu d zk T i tw ierdza że w ar
tość i życie człow ieka zależv o d tego

iakie rnU} dzieciństw o i to dziecin.*

stw o najw cześniejsze

do lat 7*miu,

:edv dziecko jest jeszcze

P o d

wyła-

- z " ; opieka rodzicóiy.

T e w łaśnie lata

kied y zdaie

się

nam , że dziecko m ało jeszcze roząi*

. mie, sa takie ogrom nie w ażne w w y ­

chow aniu człow ieka. N ie w olno ich
zlekceważyć, ani zaniedbać, bo w y ­

rządzim y dziecku k rzyw dę

której

iuż n ik t nigdy nie iest w stanie n a­

praw ić.

N auczycielstw o w iejskie zaobser*

w ow ało, że dziecko ze wsi w porów*
naniu ze ewo»m rów ieśnikiem z rn.ia*
sta, rrz y c h o d z i do szkoły z.abamowa
ne v* swoim rozw oju, że m ogłoby
być bardziej rozw inięte um ysłow o i

duchow o niż jest. D laczego? Bo na

background image

Nr 4

K O B I E T A W I E J S K A

Śtr. 13

w si za m ała uw agę zwraca sie na wy

chow anie i rozw ói dziecka.

N ajbliżej dziecka

w tym okresie

życia stoi m atka. Jei w p ły w iest og­
rom ny. Im m ądrzejsza i leosza iest
m atka, tym m ądrzejsze i łepeze jest
dziecko. A le m atka na wsi m a zbvt
m ało czasu, zwłaszcza w porze let­
niej. ab y m ogła tak troskliw ie zająć
sie dzieckiem .

Z an iedb u je ie

albo

k to robi dziś wiele m atek, od daia

dziecko do dziecińca.

Dzieciniec

więc może

zapew nić

dzięcku nie ty lko opieke, ale może
pom óc matce w w ychow aniu dziec­
ka. W dziecińcu nasz syn czv córka

si edza cały dzień przez kilka m iesię­
cy letnich. W naszej

okolicy n r .

gdzie dziecińce niezależne sa o d sub-

wencii, bo prow adzone sa w łasnym i

siłami, trw aia naw et j 5 miesięcy. Je­
śli zw azym y, że dziecko w dziecińcu
bedzie każdego lata, począw szy od 3
ro k u życia, dzieciniec m oże odegrać
w ażną rolę w w ychow aniu i rozw oju

dziecka na w si.

W p ły w ten może być do Jatni. rr.o

że w nieść w życie dziecka wicie dob
rego i pięknego,

ale m oże rów nież

w ypaczyć i skrzyw dzić. Zależy to od
osobistych w artości i przygotow ania

w ychow aw czyni.

D latego nie może

być dla nas obo jętn e k to i iak w y ­
chow uje nasze dziecko.

W ych ow aw czy ni m usi mieć głebo

ko w sercu

ten

ideał człowieka,

jakiego

chcem y

w ychow ać

M usi

znać drogi i sp osob y , k tó re ia do te

go celu zaprow adza.

K ażda zabaw a, wycieczka

b ajka

czy piosenka, budzi uczucia w n a ­

szym dziecku, złe lub dobre,

więc

w vchov/uje, rzeźbi głęboki ślad w

małej duszyczce.

D latego nie może

b- ć bylejaka, nieprzem yślana,

T akie np. zajęcia iak lepienie z gli

ny, m alowanie, rysow anie,

ąw cina-

nie, zabaw a w piask u itp. sa o g ro m ­

nie pożyteczne i należałoby ie w p ro ­

wadzić do każdego dziecińca M aja

one w ielka w artość dlatego, że uczą
mvśleć i tw orzyć. D ziecko dostaje do
ręki nie gotow a zabaw kę w ym yślana
i zrobioną przez k ogoś drugiego, ale
m ateriał surow y, z któ rego m a tw o '
v^yć sam o co zechce, co sam o wymy­

śli. Pracuje — baw iac sie.

T o nic,

że ten pierwszy- ptaszek

wcale nie przyp om ina praw dziw ego
p tak a, już drugi, dziesiąty . b ędą co­
raz

doskonalsze.

U w ierzm y

jeśli

dziecko pok azu je nam ząmaząna k u
tke i m ów i, że to niebo i df-szcz. W a
żne jest nie to, jak nam alow ało, ale
co nrzeżyw ało i co w idziało przy tei

pracy. C ieszm y sie pospólr.ię z nim.

o zair o

tw orzyło, że doznaie tei naj

U cbszej ludzkiej radości — radości

i tw orzenia D latego nie żałujm y gro*

i

sza na papier, zeszyty, farbv, ołów ki

i itp. pom oce potrzebne w -dziecińcu.

Zeszłego

lata

zw iedzając

jeden

dzieciniec w pow . siedleckim , trafi­

łam p rzy p ad k o w o na rysunki.

R y su n k i te prow adzone by ły w

ten sposób, że w ychow aw czyni ryso
wała na tablicy w zór, a dzieci prze­
rysow yw ały go do sw oich zeszytów

N a m oje pytanie czemu dzieci nie

yąują z głow y ty lk o ze w zeru, o d ­

pow iedziano mi, że „m atki lubią iak

dzieci ładnie rysuia. Poniew aż jednak

same nic ładnego narysow ać nie po
trafia, więc sie im dla ułatw ienia ry ­

suje na tablicy w z ó r“. N a m oią_proś-

e w ychow aw czyni

zaproponow ała

łzie/dom, aby narysow ały coś, co sa

chcą — co w ym yśla.

I co się okazało? D zieci odm ów i

ły, m ówiąc, że same nie potrafią. I

długo trzeba je było

przekonyw ać

K ŚWIATEK BALALOWA

Ż yjem y w czasach bardzo niespo

kornych, a naw et m oże przedw o jen­

nych.

C ała E u ro p a

p rzy gotow uje

sie gorączkow o

do

w ojny,

k tó ra

swym

okrucieństw em

i

zniszcze­

niem przeniesie w szystkie dotychcza

sow ę w o jn y świata.

I P olska jest już zw arta, silna i go

tow a

by oprzeć się zakusom złych

sasiadów N iem ców , k tó rzy chcą nas
odepchnąć

o d morza,

skazać

na

u w iad gospodarczy,

a naw et grożą

nam zuchwale p ow tórn ym zakuciem

w hańbiącą niewolę. T o też na czasie

iest przypom nieć b o h aterską w alkę

chłopów polskich w byłym zaborze

prusk im z Niem cam i o wiarę świętą
naszą śliczną m owę i zagon ojczysty.

W okresie przeszło stuletniej nie­

woli, w szyscy trzej zaborcy dręczy­
li ok ru tnie n aró d polski, ale najw ię­

cej dało się we znaki ludności w p o ­

znańskim , wiecznie głodne i ziejące

do nas nienaw iścią h ard e prusactw o.
Z aprzysięgło ono bow iem przed ?0-
ciu laty zgubę Polakom

i używ ało

praw dziw ie szatańskich sposobów ,

b y ich doszczętnie w ytępić i obsiąść

ziemię zroszoną krw ią

i potem na­

szych praojców . W tym celu w p ro ­
w adzili N iem cy do polskich szkól ię
zyk niemiecki, zalali kraj niem iecki­

mi urzędnikam i, nauczycielami k u p ­

i zachęcać nim sp róbow ały. D ro b n e

na.oozór zdarzenie, ale dużo m ówiące.

W dzieciach tych

nie ob u d zo n o

m yśli sam odzielnej i tw órczej, nie o-

b u d zon o w iary w sw oje siły. K toś

za nich m yśli, k toś tw orzy, a one sa
tylko odbiorcam i — naśladow cam i.

W ten sposób w ychow u ,e sie czło

w ieka biernego bez inicjatyw y,

nie

um iejącego działać i m yśU ć. sam o­

dzielnie. A takich niestety iest w śró d

chłopów najwięcej i tu iest przyczy­
na, że chłopi mimo, iż iest ich w Pol-

p parę m ilionów , ta k m ało znaczą

I

dlatego

w ychow anie

małego

dziecka naw et jeszcze przed.pójściem

do szkoły jest takie ważne.

Rozum ieją to dobrze ci, Łtórzyby

chcieli wiecznie chłopem

rządzić i

w ychow yw ać go po sw ojem u.

N a ­

reszcie pow in ni zrozum ieć to i sann
chłopi i w ychow yw anie sw oich dzie­
ci ptoeżyć szczególna troska,.

cami, rzem ieślnikam i i robotnikam i,
zabronili mówić p o p o lsk u \y urzę­

dach, na zgrom adzeniach i w stów a
jzyszeniaoh,

oraz zm ieniali

nazw y

m iast i wsi polskich na niemieckie.

W y g n a n o w tym czasie

za granicę

na tułaczkę przeszło sto tysięcy P o ­

lak ów sarkających na te nieludzkie

okrucieństw a niemieckie,

a

o s a d z o ­

no na tym m iejscu kilkadziesiąt ty ­

sięcy N iem ców .

N a szczęście

w tych opłakany h

czasach znalazło się w Poznańskim

trzech dzielnych ludzi, gorąco Polskę

m iłujących a m ianow icie: lekarz dr

K arol M arcinkow ski, ksiądz W a w ­

rzyniak syn chłopski i ziem ianin M a
ksym ilian Jackow ski, k tó rz y p o d ję ­

li cichą, nieubłaganą, ale b ardzo sku
teczna w alkę z niem czyzną. NTawołv>
wali oni bezustannie w tajnych p ło ­
m iennych pism ach, książkach i na ze
braniach ludność, b y raz zrozum iała

że jest rdzennie polska, m a praw o
myśleć i rozw ijać się w duchu p o ls­

kim, szerzyli ośw iatę pow szechną, a
zwłaszcza rolniczą na wsi, b v p o d ­
nieść gospodark ę, założyli B ank L u ­

dow y. by sie w zm ogła ogólną zamoż

ność, kształcili

d obrych

kupców i

rzem ieślników , b y w ypierać z m iast

N iem ców .

!

C hy trzy Niem cy, w idząc, że ta za

Chłopi w ielkopolscy

nie dali Niemcom ziemi

background image

Ś t r. 14

K O B I E T A W I E J S K A

żarta sam oobrona n a ro d u polskiego
p o d n o si go na duchu, um acnia w ia­
rę w niechybne zw ycięstw o, zabroni

li w kościołach i szkołach m odlić się
po p o lsk u , a księżom nakazali uczyć
religii polskie dzieci p o niem iecku I
w ów czas stała się rzecz w p ro st nie'

poieta.

Bo oto siedm ioletnie

dzieci pol-

skię w m iasteczku W rześn i za nic w

świecie nie chciały się uczyć, a tvm -

bardziej m odlić po niem iecku, za co

by ły straszliw ie bite i k atow ane do

krw i przez bru taln eg o p ruskiego na*

uczyciela.

Zrozpaczeni rodzice

nie

m ogąc obojętnie patrzeć na ból i mę
ki sw ych d robn y ch dzieci i przera­
bianie ich

żywcem

na

N iem ców ,

w padli raz grom adnie do szkoły i

pobili

krw aw ego

kata*nauczvciela,

lecz za to m usieli długo cierpieć

w

pruskich więzieniach.

W ^ed y zdum iał sie św iat cały, że

do. w alki z ogrom ną potęgą nicrniec-
ka o wiarę i m ow ę polską staie o d '

ważnie m atka*Polka i jej dzieci w v !

chow ane przez nią od niem ow lęctw a
w gorącej miłości do Polski.

A le jeszcze gorsze czasy

nastaE

potem w Poznańskim;, zwłaszcza dla

chłopów , gdy N iem cy z zem sty w v 5

dali nieludzka ustaw ę o wywłaszczę*
niu. czyli o przym usow ym sp rzed a'
w aniu ziemi

przez P olak ó w Niem*

com a co najokropniejsze,

że chło*

pom polskim ,

nie w olno bvlo sta*

wiać dom ów m ieszkalnych, bv zmu
sić ich przez to do o d d a n ia ziemi w
ięcę pruskie.

I

tu połam ali

sobie

N iem cy zęby na tej ustaw ie i naresz

lie zrozum ieli, że ośw iecony lu d poi
;k a jest najw iększą silą i najpew niej

sza o b ro n a całego narodu.

T o też m urem stanęli chłopi pul*

scy i zasłonili piersiam i ziemie oj czy
eta, objęli ia czarnymi, spracow ana"

mi rękam i jak m atkę najlepsza ' po*

przysięgli bronić jej do ostatniei kro

pli krw i

przed nienajedzonym

:-:a*

dem pruskim .

Sym bolem zaś tych

w alk z p ru sk a przem ocą o polską

ziemię, b y ł tw a rd y ,

b ied n y

c liJ' p

m ałorolny M ichał D rzym ała z Pod*
gradow ic, k tórem u N iem cy nie per.
w olili

zbudow ać dom u.

Poniew aż

r.ie w olno m u było m ieszkać w s ta j­

ni ani w stodole, więc k upił sobie

Kryty w óz o d cyganów i zam ieszkał
w nim z rodzina. N ie pom ogło wię*
zienie, ani k ary

jakie

sypali mu

N ięjncy,

zaciął sie D rzym ała

po*

przysiągł,

że um iłow anej ziemi oj*

czystej N iem com nie o d d a i przysię­
gi dotrzym ał.

R ozpisały się gazety praw ie na ca

łym świecie, o nieustępliw ym D iz y

inalg, zaczęto w szędzie szydzić i 'vy*

śmiewać się

z m ądrych N iem ców ,

jak ich to p ro sty b ied ny chłop p o l­

ski „w yw iódł w pole". Złość Niem*
ców nie m iała w tedy granic. D rzynra
ła tvm uporem i przyw iązaniem do

ziemi zwrócił oczy całej E u ro p y na
straszna krzyw dę, jaka N iem cy wy*
rządzali n arodow i polskiem u

W s z y stk o

jednak

przetrzym ał

tw a rd y D rzym ała i doczekał się

w

roku 1918 strasznej klęski swych cie

miężycieli Niemców- w w ojnie św ia­

towej. A co najw ażniejsze że doczc

kał się w olnej, niepodległej Polski,
do której tęsknił i szedł w trudzie i

walce przez całe życie.

Sław ny zaś historyczny wóz D rzy

m ały znajduje się dziś w K rakow ie
na W aw elu , aby przypom inał zw ła­

szcza m łodym pokoleniom , straszną

p ru sk ą niew olę i uczył je ta k kochać

D laczego to życie na wsi iest ta­

kie ciężkie, dlaczego tak nas zawsze

p rzy g niata jego ciężar i ten kryzys

bez k o ń c a ? C hłop zasiał, zorał, na*

troszczył się o te p lo n y niem ało,

wreszcie we żniw a zebrał je w poc.e

czoła i cóż m a za ta pracę i t r u d v
N aw et tego kaw ałka chleba skąpić

m usi sobie i dzieciom , m ieszkanie

ma kiepskie, ubiera się licho w n aj­

gorszą tandetę. A gdzie

podziew a

sie reszta d o c h o d u ?

N iestety, p ro d u k ty rolnika w p o ­

rów naniu do w y ro b ó w p rzem ysło ­

w ych bez któ ry ch obejść się nie moi*
na. są b ard zo tanie. T rzeb a .zapłac i

po d a tk i, w yrów nać zaległości, kto*

re się na przedn ów ku zrobiło, kupić

jakie takie b u ty na zimę, drzew a na

opał, i już po pieniądzach. A fu jesz*

cze tyle po trzeb, aż głow a pęka. 1 rz i
b y dom popraw ić, lepiej dzieci o d ż y ­

wiać bo słabe i zagrożone sucho ta­

mi, trzab y pom yśleć, aby je czegj-'

nauczyć b o jakże je tym i dw orni

ziemię polskan, iak ja kochali chło*
pi w ielkopolscy. Z m arł przęd d w o ­

m a łaty n iestru dzo ny

b o jo w n ik

o

P olskę M ichał D rzym ała, odznaczo­

ny, ale dopiero po śmierci w ysokim
orderem . Polscy chłopi całkiem siu*
sznie dom agają się ab y pro ch v M i­

chała D rzy m ały spoczęły

w „ G ro ­

bach Z asłużonych" na Skałce w Kra

kow ie. W y lizan e z ran p o wielkiej

w ojnie św iatow ej chciwe p ru sa rtw o

znów ostrzy sobie dzisiaj apetyty na
nasze prastare ziemie polskie. W r a ­
zie p otrzeby, p ó jd ą

chłopi

polscy

śladem b ohaterskiego D rzym ały ze

sztandarem , na któ rym już T adeusz

K ościuszko w ypisał: „Ż y w ią i b ro ­

nią" — p ó jd ą na śm iertelny bój z
N iem cem z pieśm a na ustach: „T w ier
dza nam będzie

k a ż d y próg

T a k

nam dopom óż Bóg"!.

m orgam i obdzielić. C złek b y se rece

dla tych dzieci sw oich u ro b ił cóż

k ied v i ota robotę nie łatwr*

M v k o b iety odczuw am y bardziej

w szelką biedę i niedostatki. Bo i jak
m a nie boleć m atczyne serce, k i e ł '
nie może dać swem u dziecku jeść d c

syta, nie w idzi dla niego żadnych

w id o k ó w na p rzyszłość N ie schodzi

więc z głow y frasunek, do tego h a ­

rów k a od św itu do zm roku człek,

nie dośpi, nie doje, ino ta k zabiega

żeby jakoś przecie biedzie sie ze

w szystkim nie dać. N ic dziw nego,

że takich w aru n k ó w te ko b iety co

udłe nie m ogą przenieść i w kwiecie

w ieku m uszą pożegnać sie z życiem.

Po naszych cm entarzach jest b ardzo
dużo m ogił takich m łodych kobiet.

Przed staw m y sobie życie kobiety

z m iasta. Takaż różnica! G d y b y k o ­

biety z m iasta przyszły na wieś i

chciały w niknąć w nasze życię to p o ­

w iedziałyby, że k o b iety w siow e są

cichymi bohaterkam i.

ANNA PO TO CZNA Sietesz

D L A C Z E G O ?

background image

Nr 4________________________

k o b i e t a

w i e j s k a

N O WJ_N_Y

K o b ie ty m uszq za s tq p ić ch ło p ó w

w sp ó łd zie ln ia ch

W ojna wisi na włosku. N ie zyczymy jej

sobie i nie 'będziemy sami jej wywoływali.

Jest ona najpotw om iejsyzm obyczajem rzc

komo kulturalnej ludzkości. Jeżeli jednak

narzucą ją nam m iędzynarodow i drapieżcy

to musimy sję

wszystkimi siłami

bronić

przed bestialskimi nowoczesnym i H unnam i
by nie zbudow ali na naszej ziemi swego

królestwa piekielnego. M usim y bronić kul*
tury, bronić ludzkości i najprostszych praw
człowieka.

A w ojna będzie teraz bardziej sroga niż

ostatnia, wciągnie ona wszystkie siły ludz-
kie w grę, wszystkie dziedziny życia zaprzą

gnie do swego w ozu. I spółdzielczość nic

stanie pa boku. Ich działalność stanie się

dla ludzi i dla państw a podw ójnie ważna
Czy grosz dla członków za masło, czy żyw
r.ość spółdzielczo sprzedana

ze

wsi

dla

miast, dla w ojska — będą w czasie w ojny

dwa razy cenniejsze. Spółdzielnie spożyw*
ców będą w mieście wyłącznym! dostarczy

cielami żywności dla ich mieszkańców w

porozum ieniu z władzam i państwowymi, a
na wsi wyłącznym i

sprzedawcami

nafty,

mydła, soli i innych

artykułów

codzien*

nych, O d sprawności Spółdzielni

zależeć

będzie społeczna wytrzym ałość na wojnę.

K ierownicy S półdzielni i jej władze mu,

szą podw ójnie spraw nie pracow ać w czasie

wojny. A tu tymczasem, zamosi się na to,

że ci dotychczasow i dośw iadczeni

sklepo-

wi, kierownicy, skarbnicy, księgowi i preze

si oraz kom isje rewizyjne — pójdą z kara
binem na front jako mężczyźni. Któż więc
ma przejąć p o nich pracę, któż now y p o ­
trafi i dal ra d ę ? N ik t o tem przecież dotąd

nie m yślał, że ich braknie.

Żlc b y było, gdybyśm y dopiero w tedy

uczyli się wszystkiego, gdy ich iuż braknie

Bo od kogo w tedy nauczym y się i czy bę*
dzie czas dop iero się uczyć, gdy już z mici
sca trza będzie umieć prowadzić^ pilne spra

wy spółdzielni? W tedy napew no doprow a
dzilib^śnyy ją do bankructw a, a lu d zi do

szkody, sialibyśm y zniechęcenie, niewiarę

i bierność oraz sobkostw o. społeczne osła*

bienie.

D latego już dziś trzeba rozsądnie zawcza

si' pomyśleć o przygotow aniu. Miejsca pc

zm obilizow anych

mężczyznach

zapewne

nie mogą objąć ani dzieci, ani pozostań
starcy. O n i mogą służyć radą, pomocą, ale
pracę samą muszą podjąć

same

kobiety.

N a ich to głow ie prócz troski o dzieci, o
dom, znajdzie się cale gospodarstw o rolne,
mające w yżyw ić dom i miasto oraz wojsko

r.a ich głowę spadnie społeczne gospodar­

stw o w spółdzielniach.

Poznać się na towarze, na prowadzeniu

ksiąg, na kalkulacji, na kontroli — nie moż

na tak za jeden dzień, by to robić dobrze.

D latego

Związek Spółdzielni Spożywców

urządzać będzie po żniwach w każdym ok*
ręgu osobliw e kursy, które mają przygoto*

wać kobietę do tych czynności,

aby

na

wszelki w ypadek 'były gotow e. M uszą one
jeszcze próbow ać potem

praktycznie

się

szkolić przy dośw iadczonych spółdzielcach,

żeby przygotow anie było pełne i skuteczne.

K ażda Spółdzielnia we wsi musi już te ­

raz o tem pomyśleć i do każd.ń czynności

przygotow ać w zapasie zastępczynię. A ko*

biety pragnące się podjąć tej pracy niech

zwrócą się do Spółdzielni miejscowych i do

rad okręgow ych o w iadom ości w spraw ie
kursu i praktyki.

O dkładać tego nie można.

Ilu lu d z i ż y je o b e cn ie

na św iecie

O bliczenia w ykazują, że na całej kuli

ziemskiej żyje 2 m iliardy 134 m iliony istot

ludzkich.

O d ro k u ubiegłego

nastąpił

st o 18 milionów. Z górą połow a lu*

dzi zamieszkuje A zję, a mianowicie 375

milionów w Indiach, 450 m ilionów w Chi*
nach i 72 mil. w Japonii.

E uropa posiada tylko 397 mil. mieszkań*

ców. S tany Z jednoczone A m . Póln. 131

mil. i A m eryka Południow a 90 mil.

Burza w ięzienia

Tym szczęśliwym krajem jest Szwecja,

gdzie w najbliższej przyszłości zostanie zbu

rzone

najw iększe

w ięzienie

szwedzkie

„I.angholm en“

w stolicy państw a Sztok*

nolmic, poniew aż jest niepotrzebne.

Które 2 0 -z ło tó w k i

p o zo sta jq w o b ie g u ?

Bank Polski zawiadamia, że z dniem 30

czerwca 1939 r. zaprzestał w ym iany jedy*

nie biletów 20 zlotowych z datam i 1 marca

1926 r. i 1 w rześnia 1929 r„ opatrzonych

na stronie odw rotnej banknotu rysunkami

dwóch gmachów.

N atom iast pozostają nadal w obiegu i są

prawnym środkiem płatniczym bilety ban*
kowe 20 zlotowe z głową kobiecą po pra*

wej stronie banknotu, emitowane 20 czerw*
ca 1931 oraz 1 listopada 1936 r.

K o b ie ty w a d w o k a tu r z e

D o pracy adwokackiej weszły u nas ko*

b iety dopiero w wolnym państw te. W r.

1931 było kobiet adw okatek zaledwie 100

w r. 1937

212 co stanowi tylko 3 procent

ogółu adwokatów. N atom iast w tymże ro*

k u

odbyw ało praktykę prawniczą 440 ko*

oiet. Jednak

ostatnim i

laty

zastosowano

duże obostrzenia

w przyjm ow aniu

mlo-

dych sił do adw okatury, tak, że i dopływ

kobiet do tego zawodu

i

tak

nieliczny

jeszcze się zmniejszył.

___________

St r. 15

M a m y już d ro źd zie

sp ó łd zie lcze

Dotychczas używaliśmy w Polsce

tylko

drożdży, w yrabianych przek

zm ówionych

bogaczy czyli przez kartele. Z arabiały one

grube miliony,

których używ ały

-

jak

w szystkie kartele - do dalszego wyzysku

kupujących i do wpływu na rządzenie po ­

dług kartelow ych życzeń

na do b ro boga.

czy. D otychzas nie pozw oliły one nikom u

innem u wyrabiać drożdży, żeby dochody

tylko sobie zabezpieczyć.

Zam ykały

one

nawet niektóre

swoje drożdżow nie,

żeby

pozostałe ich fabryki mogły więcej na lu ­

dziach zarobić, A ten zarobek przecież pły*

nie z rąk kupujących rzesz ludzi pracy, któ.

r*.y n*e mają nic do powiedzer.ta o zużyci*

ich dochodów.

D opiero w zeszłym roku udało się Zwiąż*

kowi Spółdzielni Spcżyw ców „SpołemF z

trudem uzyskać pozw olenie na piery/szą n''e.

kartelow ą drożdżow nię i w tym roku z

wiosną ukończono jej budow ę w Kielcach

tak, że na tegoroczne Zielone Święta już

wiele spóldzielczyń piekło ciasto na droż*

dżach spółdzielczych.

O d tego czasu i z nowego tegorocznego

ziarna now y chleb pow szedni

i

wszelkie

ciasta na wszystkie święta pow inny wszyst*

kie postępowe kobiety piec tylko na droż.

dżach spółdzielczych.

Bo grosz zarobku

płacony za nie

w spółdzielniach,

będzie

rozdzielony

spraw iedliw ie

między

spól*

dzielców, a grosz dochodu zo stając/ fabry*

ce spółdzielczej pójdzie na dalszą ro zb u d c .

wę fabryk spółdzielczych, przyspieszających

sprawiedliwość społeczną.

K iedy z taką myślą

zajadać

będzieniy

przy żniwie chleb na drożdżach spółdziel*

czych wyrosły, to chyba napraw dę może on

lepiej smakować.

background image

Nr 4

K O B I E T A W I E J S K A

Str. 16

m

P o

Pamiętać należy

że we wszystkich s p ó ł d z i e l n i a c h

s ą d o

n a b y c i a a r t y k u ł y

S P O Ł E M

produkow ane

„ S P O Ł E M

przez w ła sn e Z a k ł a d y

W y t w ó r c z e

Związku

Spółdzielni S p o ży w có w

R. P.

:h |

t y I

t f

I

I

I

I

I

^ Z n a k „ S P O Ł E M " to gwarancja wysokiej jakości t o w a r ^ ^

R o zp o w szech n ia jc ie „Kobietą Wiejską

m ydła w s ze lk ieg o rodzaju, proszki do prania i c z y s z c z e ­
nia, kosm etyki, pasty do obu w ia i zapraw y do podłóg,

św ie ce , tutki, b bułki itp., kostki bulionow e, przyprawy

do zup, drożdże, ocet, musztarda, płynne su rów ki o w o ­

cow e, marmolada, pow idła, dżemy, cukierki, czekolady,

herbatniki, pierniki, budynie, galaretki, herbata, kaw a,
kakao, oliw a nicejska, korzenie, kon serw y i m arynaty

rybne w s z e lk ie g o rodzaju, ryby w ęd zo n e.

Znak „ S P O Ł E M“ to gwarancja wysokiej jakości towaru.

m

m

Maszyny do szycia

nŁF9-HUSQi)IIRHn

w ykonane z p ie rw szo r zę d n eg o

s z w e d z k i e g o m a t e r i a ł u

dostarcza po niskich cenach

TOH. A L F A - L A U A L Sp. z o. o.

W arszaw a, Tamka 3

W arszawa, Sklep, Aleje Jerozolimskie 25

Oddział: P o z n a ń , ul. D ąb row sk iego 12

Prenum erata — „K o b ie ta W ie js k a ", — w y n o s i: k w a rta ln ie 1*— zł p ó łro c zn ie 2-— zł — rocznie 3*50.

CENNIK OGŁOSZEŃ : cala strona — 2 0 0 '— zł

1/2

strony 100' zł' — 1 8 strony 5 0 zł - Za treść o g ło szeń . Redakcja nie odpow iada.

M iejsce w yd ania : M arkowa k/Łańcuta

Redaktor i W ydaw ca; H A N N A CIEKOTOWA

Adres Redakcji i Administracji;: .K obieta Wiejska", Markowa k/Łańcuta, Spółdzielnia Zdrowia. Numer Rozrachunku 1.

Drukarnia Literacka Kraków, Pi. Zgody 4. — Telefon 185-18.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Kobieta wiejska 1939 1
Kobieta wiejska 1939 5
Kobieta wiejska 1939 3
Kobieta wiejska 1939 2
Kobieta wiejska 1939 1
KOBIETY WIEJSKIE A PRZEDSIĘBIORCZOŚĆ
sołtyski i liderki kobieta aktywna w środowisku wiejskim
5 żywienie kobiet ciężarnych
KOBIETA
Migracje kobiet
typy kobiet www prezentacje org 3
Konkurencje gim kobiet
Składniki mineralne w diecie kobiet ciężarnych prezentacja
Ginekologia fizjologia kobiety i wczesnej ciÄ…ĹĽy I
Sposób żywienia kobiet przed i w ciąży2005
ZALECENIA ŻYWIENIOWE DLA KOBIET KARMIĄCYCH

więcej podobnych podstron