Inglustad Frid Saga Wiatr Nadziei 24 Bratnie Dusze

background image

FRID INGLUSTAD

BRATNIE DUSZE

background image

1

Kristiania, jesień 1908 roku

Elise wyjrzała przez okno. Porywisty wiatr nareszcie ucichł. Jeśli tylko bryg „Fanny"

poradzi sobie z niepogodą, z pewnością już niedługo zawinie do portu. W każdym razie za kilka

dni. Może sztorm opóźni ich powrót, ale przecież nie wolno jej myśleć inaczej. Na pewno sobie

poradzą. Innej sytuacji nie jest w stanie sobie nawet wyobrazić.

Wysłała nową kartę pocztową do Asle Diriksa. Napisała mu, że zaaranżowała jego

spotkanie z Othilie, i pytała, czy mógłby się z nią spotkać przed przychodnią w najbliższy piątek

po południu o godzinie siódmej. Ten dzień właśnie nadszedł. Obawiała się tego spotkania, nie

wiedziała, jak on zareaguje na wygląd Othilie, jej brudną izdebkę i smutną okolicę.

Tym razem powiedziała chłopcom, o co chodzi. Nie lubiła tej podejrzliwości Kristiana.

Nie powiedziała jednak wszystkiego, tylko wytłumaczyła im, że pewien młody student

chce napisać o warunkach życia na Lakkegata i prosi ją o pomoc, ponieważ ona dobrze zna tę

okolicę. Peder po raz pierwszy darował sobie zadawanie pytań. On i Evert byli tak zajęci

rysowaniem automobilu, że nie mieli czasu, by uważnie jej wysłuchać. Kristian natomiast chciał

się dowiedzieć, dlaczego ten student będzie pisał o sytuacji na Lakkegata. Elise wytłumaczyła

mu to tak dokładnie, jak się dało bez nadmiernego wdawania się w szczegóły. Zwróciła uwagę

na biedę i pijaństwo, nie mówiąc zbyt wiele o ulicznych dziewczynach, ale miała wrażenie, że

zrozumiał.

Drżąc z zimna, przeszła boso po zimnej podłodze i pospieszyła do kuchni, żeby napalić w

piecu, zanim chłopcy się przebudzą.

Asle Diriks przyszedł punktualnie. Elise wolałaby, żeby był ubrany bardziej dyskretnie.

Nietrudno było się domyślić, z jakiej dzielnicy pochodził, wszyscy będą się zastanawiać, co on

ma wspólnego z Othilie. Na szczęście było na tyle wcześnie, że na ulicy panował spokój.

Dziewczęta jeszcze nie stały w bramach. Żadna nie wyglądała też przez okno i nie próbowała

zwabić do siebie mężczyzn. Ich działalność nie rozpoczynała się przed zapadnięciem zmroku.

Uchylił kapelusz i grzecznie się z nią przywitał, dziękując jej za to, że zgodziła się mu

pomóc.

- Łączy nas wspólny interes, panie Diriks. Ja również chcę pomóc tym nieszczęśliwym

ludziom. Jedyna osoba, którą znam i która patrzy na sprawę z perspektywy tych dziewcząt, to

Olafia Johannisdatter. Słyszał pan o niej?

Mężczyzna zaprzeczył ruchem głowy.

Elise opowiedziała mu wszystko, co wiedziała o tej córce islandzkiego pastora.

background image

- Zabiera te dziewczyny do siebie do domu i oddaje własne łóżko tym, które się mają

najgorzej, podczas gdy sama śpi na podłodze. Daje im jedzenie, chore wysyła na szósty oddział

szpitala Ullevål i robi wszystko co w jej mocy, żeby zabrać je z ulicy. Niektóre udało jej się też

nawrócić i zaangażować do chrześcijańskiej posługi.

Asle Diriks pokręcił głową z niedowierzaniem.

- Czy potrafi pani zrozumieć, co ją skłoniło do przyjazdu do Kristianii? Poświęcić dobre

życie córki pastora, by mieszkać z brudnymi, cuchnącymi dziewczętami cierpiącymi na choroby

weneryczne?

Elise zatrzymała się i mierzyła go wzrokiem przez chwilę. - Jeśli patrzy pan na nie w ten

sposób, to nie wydaje mi się, żeby pana wizyta u Othilie miała jakiś sens.

Spojrzał na nią zaskoczony.

- Czy nie taka jest prawda?

- Owszem, ale w pana głosie daje się wyczuć pogardę. Myślałam, że powie pan o nich, że

są nieszczęśliwe. One nie stały się brudne, cuchnące i chore dlatego, że tego chciały, tylko

dlatego, że społeczeństwo je takimi uczyniło. Władze, zamiast dać im jakąś inną pracę bądź

wsparcie finansowe, dopóki nie znajdą zatrudnienia, przyczyniły się do tego, że dziewczęta stały

się tym, czym są.

Wyglądał na zawstydzonego.

- Przepraszam, pani Ringstad. Z pewnością muszę się jeszcze wiele nauczyć.

- Tak, to prawda. Przede wszystkim musi się pan nauczyć patrzeć na nie z szacunkiem i

współczuciem. Dopóki nie będzie pan tego umiał, nie może pan o nich pisać.

- Obiecałem pani, że nie napiszę o nich w sposób osądzający albo uwłaczający ich

godności. Proponuję, by przeczytała pani mój artykuł, zanim ukaże się w druku.

- Dziękuję, chętnie do zrobię.

- Dlaczego sama pani o tym nie napisze?

- Już to zrobiłam i wywołało to falę oburzenia. Doradzono mi, bym pisała pod

pseudonimem, a i tak wiele osób starało się dociec, kto się pod nim kryje. Gdyby wyszło na jaw,

że to kobieta i że była ona prządką w Graah, jeszcze bardziej zmniejszyłoby to szansę na

poważne potraktowanie tego, co napisałam. Poza tym kierownik przędzalni, który teraz jest

moim szwagrem, wściekłby się jeszcze bardziej. Nie zamierzam przestać o tym pisać, ale

wydawnictwo poprosiło mnie, żebym ostrożnie posuwała się naprzód. Myślę, że artykuł

napisany przez młodego studenta pochodzącego z mieszczańskiej rodziny zostanie przyjęty w

inny sposób.

- Może zostanę posądzony o zakochanie się w jednej z tych ulicznic? - Uśmiechnął się,

ale można było dosłyszeć nutę niepokoju w jego głosie.

background image

- Musi się pan z tym liczyć. Musi pan umieć znieść krytykę, oskarżenia i obwinianie, w

przeciwnym razie może pan dać sobie spokój z pisaniem na ten temat.

- Jest pani doprawdy surowa, pani Ringstad. Nie niepokoi się pani o mnie?

- Nie, wydaje mi się, że ma pan szczere intencje, że chce pan znosić podziały w

społeczeństwie.

- Ma pani rację. Tego właśnie sobie życzę. Tylko że taka sytuacja zdarza mi się po raz

pierwszy. Łatwiej jest mówić, niż działać.

Uśmiechnęła się.

- Niech pan to potraktuje jako swoisty egzamin.

Kiedy trafili pod adres Othilie, Elise wprowadziła go przez bramę.

- Boże Drogi! - wykrzyknął, kiedy znaleźli się w połowie schodów. - Czy w tych

kamienicach zawsze tak cuchnie?

- Tak, to odór z ustępów.

Zauważyła, że Diriks miał ochotę zatkać nos, ale nie odważył się ze strachu, że zostanie

przez nią wyśmiany.

To się źle skończy, pomyślała. Powinna była go lepiej przygotować na to, co zobaczy.

Othilie otworzyła, jak tylko zapukali. Elise nie miała okazji, żeby poinformować ją kiedy

przyjdą, i bała się, że zjawili się nie w porę.

Oczy musiały przyzwyczaić się do ciemności, która panowała w obskurnej izdebce.

Othilie najwyraźniej spała przed ich przyjściem i gwałtownie zerwała się z łóżka. Ubranie, które

miała na sobie było pogniecione, a w pokoju unosił się brzydki zapach. Najprawdopodobniej

nigdy tu nie wietrzono. Elise wiedziała, że wiele dziewcząt, które pochodziły ze wsi, zabijały

okna gwoździami, żeby zapobiec przeciągom. Najwyraźniej bardziej obawiały się gośćca niż

zgniłego powietrza.

Othilie postawiła zapaloną świeczkę na stoliczku. Ledwo znalazło się tam dla niej

miejsce pośród całego bałaganu.

- Othilie, poznaj pana Asle Diriksa, młodego pisarza, o którym ci opowiadałam. Myślisz,

że znalazłabyś trochę czasu, żeby odpowiedzieć mu na kilka pytań?

Othilie spojrzała w kierunku okna, które było zaklejone gazetą.

- Czy zrobiło się już ciemno?

- Nie, jeszcze nie.

- Co on chce wiedzieć?

Asle Diriks wyciągnął bloczek i ołówek z kieszeni płaszcza, rozejrzał się za miejscem, na

którym mógłby usiąść i w końcu usiadł koło niej na brzegu łóżka.

background image

- Chciałbym się tylko dowiedzieć, skąd pochodzisz, czy twoi rodzice żyją i dlaczego

wylądowałaś tu, na Lakkegata.

- Pochodzę z Odarn, moi rodzice nie żyją i przyjechałam do Kristianii, żeby pracować w

jednej z fabryk.

- Nie udało ci się znaleźć pracy? Othilie pokręciła głową.

- Wszędzie się pytałam, ale oni nie potrzebowali dodatkowych pracowników. Przez

chwilę mieszkałam u koleżanki z tej samej wioski, ale jak mi zabrakło pieniędzy na jedzenie, to

ona powiedziała, że już nie chce ze mną mieszkać. Wtedy się przeprowadziłam do innej. Nie

wiedziałam, czym ona się zajmuje. W nocy obudziły mnie jakieś dziwne odgłosy. To był środek

lata, więc nie miała zaklejonego okna. Wtedy odkryłam, że w jej łóżku leży nagi mężczyzna. Już

miałam zacząć krzyczeć, ale zrozumiałam, że ona mu na to pozwala. Robili to pół nocy i ona do-

stawała dwie korony za każdym razem. Następnego dnia ona mi pokazała pieniądze, które

dostała, i powiedziała, że ja mogę robić to samo. Była w porządku, kupiła jedzenie, i dla siebie, i

dla mnie. I jeszcze powiedziała, że to nic złego, że mogę po prostu zamknąć oczy i myśleć o

czymś innym. Wcale nie miałam na to ochoty, ale nie wiedziałam, co mam robić. Więc się

zgodziłam. Spojrzała na Elise.

- Mówiłam ci, jak to było za pierwszym razem. Elise kiwnęła twierdząco głową.

- Mówiłaś, że był sadystą. Że bolało i krzyczałaś. Wtedy on parsknął śmiechem i chciał

zrobić to jeszcze raz.

Othilie przytaknęła.

Asle Diriks zapisywał stronę za stroną w swoim małym notesie. Kiedy skończył pisać,

spojrzał na Othilie.

- Czy nie mogłaś znowu spróbować zapytać o pracę w jednej z fabryk? Przecież mogło

się zdarzyć, że jakaś posada się zwolniła w międzyczasie?

Othilie posłała mu szydercze spojrzenie.

- Myślisz, że dyrektor albo kierownik produkcji zatrudniłby dziewczynę, która wygląda

tak jak ja?

- Jak się umyjesz, założysz czyste ubrania i uczeszesz włosy, nikt się chyba nie domyśli,

czym się zajmowałaś.

Othilie prychnęła.

- Oni się dopytują i drążą, a wcale nie jest łatwo skłamać wielkiemu panu prosto w twarz.

Byłam w szpitalu na Ullevål, więc o tym by się na pewno dowiedzieli. Poza tym zepsuły mi się

zęby. Nie, chyba muszę zostać tu, gdzie jestem, ale cieszę się, że chcecie pomóc innym, które

przyjdą tu po mnie. Takie życie nie jest dla normalnych dziewczyn.

background image

Asle Diriks wstał. Albo już się wystarczająco nasłuchał, albo nie był już w stanie znieść

tego smrodu.

- Dziękuje ci Othilie. - Podał jej kopertę. - Masz tutaj trochę pieniędzy, ponieważ byłaś

uprzejma ze mną porozmawiać. Obiecałem pani Ringstad, że będzie mogła przeczytać to, co

napisałem, zanim wyślę to do gazety. Będziesz mieć wtedy pewność, że nie znajdzie się tam nic,

co mogłoby zaszkodzić tobie lub innym dziewczętom.

Othilie zajrzała do koperty i zrobiła wielkie oczy.

- Ale chyba nie mogę wziąć tego wszystkiego tak za nic?

- To nie jest nic, zrobiłaś całkiem dużo. Więcej, niż ci się wydaje. Udało ci się przekonać

mnie, że niektórzy panowie w tym kraju powinni mieć wyrzuty sumienia i że już czas

najwyższy, że trzeba coś zrobić, żeby wam pomóc.

Pożegnali się z nią. Przez spory kawałek drogi nie zamienili ze sobą nawet słowa. Elise

zrozumiała, że Asle Diriks ma się teraz nad czym zastanawiać. Ucieszyło ją to.

Miała coś powiedzieć, kiedy on nagle przywołał dorożkę, która przejeżdżała ulicą.

Dorożka zatrzymała się, a on wyciągnął dłoń, żeby pomóc jej wsiąść.

- Ale my nie jedziemy w tym samym kierunku.

- Pani Ringstad, odwiozę panią do domu. Jeszcze tego brakowało, żeby pani wracała

sama. Zaczyna się robić ciemno.

Podczas gdy wóz podskakiwał na kocich łbach, oni milczeli. Czekała, aż powie coś o

Othilie, da wyraz obrzydzeniu albo współczuciu, ale on nie dał po sobie nic poznać.

Najprawdopodobniej potrzebował czasu, by przetrawić to, co przeżył.

Kiedy dorożka zatrzymała się przy Hammergaten, wysiadł pierwszy.

- Dziękuje, że zabrała mnie pani ze sobą, pani Ringstad. Od jutra zacznę pracę nad

artykułem.

Uśmiechając się, kiwnęła głową i pospieszyła w stronę furtki do ogrodu. Ciekawe, czy

Johan wrócił w międzyczasie?

background image

2

Kristian leniwie wszedł do kuchni. Posłał jej przelotne spojrzenie, ale nic nie powiedział.

To było dziwne. Czyżby stał w oknie i obserwował, jak obcy mężczyzna pomaga jej wysiąść z

dorożki?

- Gdzie są wszyscy?

- U góry, razem z Hugo. Krzyczał prawie przez cały czas od momentu, kiedy wyszłaś.

Spojrzała na niego z przerażeniem.

- Hugo krzyczał? Dlaczego? Przecież był spokojny, kiedy wychodziłam.

- Ryczy i mówi, że jego mama nie żyje i została pochowana w ziemi.

- Co ty opowiadasz? Kto mu wmówił coś takiego?

- Przecież to nic dziwnego. Skoro Emanuel mógł umrzeć, to Hugo myśli, że ty pewnie

też.

- Ja mu nie powiedziałam, że Emmanuel nie żyje, a już na pewno nie, że został

pochowany. Ktoś inny musiał to zrobić! - dodała, czując, że ogarnia ją gniew. To z pewnością

Signe! Pospieszyła do drzwi od pokoju.

- Nikt nie musiał mu mówić - krzyknął za nią Kristian. - Nie jest już niemowlakiem. Na

pewno coś zrozumiał, kiedy był w Ringstad.

Znalazła całą czwórkę w łożu małżeńskim. Jensine, wesoła i zadowolona, bawiła się w

nogach łóżka, podczas gdy Peder i Evert pokazywali Hugo swoje cynowe żołnierzyki. Kiedy ją

usłyszeli, posłali jej spojrzenia pełne poczucia winy.

- Musieliśmy pocieszyć Hugo - szybko powiedział Peder. - Płakał, bo myślał, że umarłaś.

- Co za bzdura! Przecież mogliście mu powiedzieć, że wszystko ze mną w porządku.

Podniosła Hugo z łóżka, a on zarzucił jej ręce na szyję i mocno w nią wtulił.

- Nie może być tak, że jak tylko wyjdę, to od razu jest afera.

- Nie wiedzieliśmy, dlaczego miałaś się spotkać z obcymi, a Kristian powiedział tylko, że

jesteś na Lakkegata. Pingelen mówił, że tam jest strasznie, zwłaszcza jak jest ciemno. Też się

przestraszyłem. Szczególnie jak widziałem, że Kristian cały czas wyglądał przez okno, jakby

sam myślał, że może ci się coś stać.

- Mówiłam wam, gdzie będę, ale tak byliście zajęci rysowaniem, że mnie nie słuchaliście.

A teraz szybko na dół, myć zęby!

Peder spojrzał na nią z przerażeniem.

- Ale ja jeszcze nie odrobiłem lekcji!

Elise westchnęła zrezygnowana.

- Więc zejdź na dół i odrób lekcje, i to szybko!

background image

Ułożyła Jensine i Hugo obok siebie, okryła ich patchworkową kołdrą, ucałowała na

dobranoc i wyszła z pokoju. Ku jej zdziwieniu zapadła cisza. Obawiała się, że Hugo znów

zacznie płakać.

Kristian stał na środku pokoju i patrzył na nią pochmurnym wzrokiem. Elise była

zmęczona i czuła, że jego spojrzenie odbiera jej energię. A może to lęk, że statek, którym płynął

Johan, zatonął... Sama już nie wiedziała.

- O co teraz chodzi? - Słyszała, że jej głos zabrzmiał ostro.

- O nic.

- Przecież widzę, że coś się dzieje. Wodzisz za mną oczami i patrzysz podejrzliwym

wzrokiem. Nie możesz tego powiedzieć wprost? O co mnie podejrzewasz?

- Powiedziałem, że o nic. - W jego głosie pobrzmiewał bunt.

- Zastanawiałeś się, kto mi zafundował podróż dorożką?

- To nie moja sprawa.

- Zgadza się, ale skoro stałeś w oknie i widziałeś, to mogę ci powiedzieć, że był to ten

młody pisarz, który chce pisać o dziewczętach z Lakkegata. Zapłacił za moją podroż w podzięce

za to, że przedstawiłam go jednej z dziewcząt, które znam. Nie sądzę, żeby Emanuel miał coś

przeciwko temu, bo sam przecież był w Armii Zbawienia i pomagał zarówno ulicznicom, jak i

pijakom.

- Nie powiedziałem, że Emanuel byłby zły! - głos mu się załamał, odwrócił się na pięcie i

wybiegł do kuchni.

- Kristian! - Elise pospieszyła za nim i zdążyła zobaczyć, że wybiegł bez czapki i kurtki

przez kuchenne drzwi.

Przestraszony Peder spojrzał znad książek.

- Co się stało Kristianowi? Elise ciężko westchnęła.

- Wydaje mi się, że jest mu źle.

- Co to znaczy, że jest mu źle?

Pokręciła głową. Poczuła, że ogarnia ją bezradność i rezygnacja. - Wydaje mi się, że on

cały czas ma wyrzuty sumienia z powodu kłótni z Emanuelem. To boli, gdy zrobiło się coś

złego, czego już nie da się naprawić.

Evert, który siedział i czytał, teraz podniósł głowę.

- Ale on przeprosił. Pokiwała twierdząco głową.

- Wiem, ale to chyba nie pomogło. Poza tym wydaje mi się, że jest na mnie zły. Może

myśli, że nie byłam wystarczająco miła wobec Emanuela.

- Ale to tylko dlatego, że kochasz Johana.

background image

Peder powiedział to, jakby to była najbardziej naturalna rzecz na świecie, ale jednak ją to

dotknęło. Spojrzała na niego. Chyba nie opowiedział Kristianowi o liście?

- Czy on coś mówił? Peder pokręcił głową.

- Przecież my wszyscy o tym wiemy, Emanuel też o tym wiedział. Może dlatego był zły.

Spojrzała na zegar.

- Już tak późno? Chyba napiszę informację do twojego nauczyciela, że musiałeś

zajmować się dzisiaj dziećmi, Peder. Jak teraz nie pójdziecie spać, to was rano nie dobudzę.

Kristian wrócił po dwunastej. Był aż siny z zimna i chciał od razu wbiec po schodach na

górę, bez zamieniania z nią słowa.

- Kristian, poczekaj!

Z niechęcią odwrócił głowę.

- Podejdź tu na chwilę, chcę z tobą porozmawiać. Wyglądał, jakby zaraz miał

zaprotestować, ale podszedł do

niej powolnym krokiem.

- O co chodzi?

- Pomimo tego, że jesteś już prawie dorosły, musisz się mnie słuchać. Zastępuję naszą

matkę, od kiedy zachorowała, i przez cały ten czas ponoszę za was odpowiedzialność. Mar-

twiłam się o ciebie, bo byłeś zamknięty w sobie, ale zmieniłeś się od momentu, kiedy wzięłam

ślub z Emanuelem i przeprowadziliśmy się do mieszkania kierownika zakładu. Myślę, że

cieszyłeś się, że Emanuel jest razem z nami i że traktowałeś go jak ojca. Potem wydarzyło się

wiele rzeczy, które zmieniły twój stosunek do niego; rozczarował cię i zaczął cię irytować.

Wydaje mi się jednak, że było dla ciebie ważne to, że stanowimy rodzinę, i że nie musisz się już

niczego wstydzić. Czy tak było?

Wpatrywał się w podłogę, nic nie mówiąc. Z pewnością by zaprotestował, gdyby tak nie

było, pomyślała Elise, zanim znów podjęła temat.

- Byłeś dumny, kiedy otworzył swój sklep na Maridalsveien, i dobrze ci szło, kiedy mu

pomagałeś. Jego choroba przyszła niespodziewanie, byłeś w szoku, kiedy sparaliżowało mu

nogi, i myślę, że czułeś, że cały nasz świat się zawalił.

Zamilkła, chciała odczekać i zobaczyć, czy on się teraz otworzy. Kristian nic nie

powiedział.

- Teraz pewnie myślisz, że znów jesteśmy w takiej samej sytuacji jak kiedyś. Obawiasz

się, że nie wyżyjemy z honorariów, które dostaję za książki, i jednocześnie boisz się, że w

naszym życiu nastąpi wiele zmian. To sprawia, że czujesz się niepewnie. Mam rację?

Wciąż stał, wpatrując się w podłogę, ale wreszcie przemówił.

- Tego akurat ja nie wiem.

background image

- Nie możesz spróbować mi tego wyjaśnić? Ja też tego nie mogę wiedzieć z całą

pewnością, jeśli mi nie pomożesz i nie powiesz, co cię trapi.

Wzruszył ramionami.

- Czy to ma coś wspólnego z naszą matką?

- Już się o to pytałaś.

- A ty powiedziałeś, że nic nie można poradzić, że zachorowali. Mimo to, wydaje mi się,

że w głębi duszy, obwiniasz ją o to, że nas zawiodła. Dzisiaj jest chorą osobą, ale kiedy

zakochała się w Asbjørnie, była zdrowa.

Nic na to nie odpowiedział, więc się zawahała. Czy powinna z nim porozmawiać o

Johanie? Zanim pojawił się Emanuel, zanim Johan został aresztowany, Kristian go podziwiał,

traktował go jak starszego brata i znajdował u niego pociechę, kiedy ojciec zataczał się po

ulicach w pijanym widzie.

Coś ją jednak powstrzymywało. Jeśli rzeczywiście było tak, jak myślała, rozmowa na ten

temat mogłaby tylko wszystko pogorszyć. Był w trudnym wieku i z pewnością był przekonany,

że małżonkowie, zamiast chodzić na boki, powinni być sobie wierni. Nawet jeśli rozdzieli ich

śmierć. Mówiąc mu, że kocha Johana, właściwie od zawsze, wywołałaby jego oburzenie.

Pomyślałby: dlaczego poślubiła Emanuela, skoro kochała innego? Czy miała mu zdradzić, że

wahała się przed podjęciem tej decyzji i że to Emanuel ją namówił? Że to on chciał, żeby

dziecko, które nosiła, miało ojca? W oczach Kristiana było to z pewnością jednoznaczne z

niewiernością. Również niewiernością wobec samej siebie. Kręcił się, widocznie

zniecierpliwiony.

- Będziesz niedługo kończyć? Głęboko westchnęła.

- Tak. Najwyraźniej do niczego nie dojdziemy. Chciałam ci tylko powiedzieć, że nie

musisz się zamartwiać. Jeśli nie będę w stanie nas utrzymać z moich honorariów, znów podejmę

pracę w biurze. Nie musisz się też bać, że zrobię coś niestosownego. Wasza piątka jest dla mnie

najważniejsza w całym moim życiu.

Popatrzyła na niego. Ich spojrzenia spotkały się na krótką chwilę, potem on spuścił

wzrok.

background image

3

Usłyszała, jak zaskrzypiały zawiasy ogrodowej furtki. Zerwała się znad maszyny do

pisania i wyjrzała przez okno. Poczuła, jak ogarnia ją rozczarowanie. To tylko Torkild.

Nieczęsto przychodził z wizytą, więc właściwie powinna się ucieszyć. Gdyby tylko w

takim napięciu nie oczekiwała Johana.

Wstała i wyszła do kuchni, żeby go przyjąć. Zarówno Hugo, jak i Jensine ucięli sobie

przedpołudniową drzemkę.

- Torkild? Cóż za niespodzianka. Wejdź proszę. Nie mogła się opanować.

- Pewnie nie macie żadnych wieści o statku Johana? Pokręcił głową.

- Nad Morzem Północnym szalała gwałtowna burza. Wiele statków zatonęło, ale nie było

wśród nich brygu „Fanny".

Jest więc jeszcze nadzieja.

- Nie możemy porzucić nadziei, Elise. Być może byli zmuszeni zawinąć do najbliższego

portu, żeby przeczekać. Okręt mógł zostać uszkodzony. Ster lub maszty mogą być połamane

albo ktoś potrzebował pomocy lekarskiej. Myślę, że dowiemy się czegoś więcej w przeciągu

najbliższych dni.

Uśmiechnął się.

- Rozczarowałaś się, kiedy odkryłaś, że to tylko ja ? Poczuła, że się rumieniła.

- Słyszałam, że ktoś wchodził przez furtkę, i zobaczyłam ciebie, kiedy wyjrzałam przez

okno. Na stole przy oknie stoi maszyna do pisania.

- Gratulacje. Anna opowiadała, że pożyczono ci maszynę z wydawnictwa. To musi

oznaczać, że bardzo tam w ciebie wierzą. Nie byle kto dostaje taką możliwość.

- Chcesz ją zobaczyć?

- Chętnie. Nie mogę zostać długo, ale miałem nieodpartą chęć pokazania ci artykułu,

który ukazał się dzisiejszej gazecie.

Zwróciła się w jego stronę.

- A czego on dotyczy?

- Tego, co tak zajmuje ciebie i Olafię Johannisdatter, nieszczęśliwych dziewcząt z

Vaterland i Vika.

Czy to możliwe, żeby Asle Diriksowi udało się już opublikować swój artykuł? Otworzyła

usta, żeby o to zapytać, ale powstrzymała się. Anna i Torkild nie mają pojęcia o tych młodych

ludziach, których poznała, a którzy przynależą do tej lepszej części miasta. Poza tym Diriks

obiecał jej, że będzie mogła przeczytać jego artykuł, zanim ukaże się on w druku.

background image

- Byłem zbulwersowany - rzucił Torkild. - Albo on niczego nie zrozumiał, albo nie miał

odwagi napisać, co miał na myśli. Właściwie to nie wiem, czy on w ogóle miał coś na myśli.

To nie mogła być historia napisana przez Asle Diriksa. Obiecał przedstawić sprawę w

taki sposób, by wzbudzić w ludziach współczucie dla tych nieszczęśliwych dziewczyn. Był tam i

widział biedę i niedolę na własne oczy. Musiał zrozumieć, jak były bezradne.

- Nie. - Torkild westchnął. - Jedynym wyjściem jest postępować tak jak Olafia. Próbować

ratować te, którym jeszcze można pomóc, zapewnić im wikt i dach nad głową i mieć nadzieję, że

władze kiedyś zrozumieją, jaka odpowiedzialność na nich spoczywa. Nie wierzę w pisaninę.

Widzisz, co się stało z tymi, co próbowali. Książki zostały skonfiskowane, a pisarz został

skazany na karę więzienia za naruszenie obyczajowości i skromności.

- Ale może być też i tak, że takie książki wywołają dyskusje, zwłaszcza wśród młodych

socjaldemokratów.

- W każdym razie nie ten artykuł. Sprawi on raczej, że burżuje będą tylko kiwać głową,

przyznając całkowitą rację pisarzowi. Możesz zatrzymać gazetę, żeby ją przeczytać w spokoju.

Ja już ją przeczytałem. O, a tam przecież stoi to cudo! - powiedział, uśmiechając się, kiedy

zobaczył maszynę do pisania. - Mam nadzieję, że stanie się ona narzędziem w służbie

sprawiedliwości i że nigdy nie zrezygnujesz ze swojego powołania.

Spojrzała na niego, nie do końca pewna, co miał na myśli.

- Mojego powołania?

- No tak, tego, co sprawiło, że zaczęłaś się angażować. To było wtedy, kiedy Mathilde

wskoczyła do rzeki, żeby nie musieć pracować na ulicy, nieprawdaż? Nigdy nie możesz ulec

pokusie pisania o dobrze urodzonych ludziach, którzy nie mają większych problemów niż to, w

co się ubrać do teatru albo co zaserwować na następnym przyjęciu, żeby zaimponować gościom.

Elise się uśmiechnęła.

- Na takich rzeczach za mało się znam, ale niesprawiedliwość dotyczy nie tylko

dziewcząt z Vaterland i Vika. Z pewnością jest wiele nieszczęśliwych synów i córek bogatych

ludzi, którzy doznali niesprawiedliwości na własnym ciele.

Torkild wzruszył ramionami.

- To nie o nich masz pisać. Oni sobie poradzą. Masz pisać o tych, którzy nie mają

żadnych szans na przelanie swoich myśli na papier albo na wydostanie się z niedoli.

- Teraz cię nie rozumiem Torkildzie. W jednej chwili mówisz, że nie ma sensu o tym

pisać, a w następnej chcesz, żebym wypełniła swoje powołanie.

- Tak, rozumiem, że to sprzecznie brzmi. Chciałem powiedzieć, że powinno się to

pokazać we właściwy sposób, w przeciwnym razie osiąga się wręcz odwrotny skutek.

Odwrócił się i skierował w stronę drzwi.

background image

- Miałem przekazać gorące pozdrowienia od Anny i życzyć ci odwagi. Ona zawsze czuje,

kiedy Johan jest w tarapatach, i zawsze wie, kiedy zagrożenie mija. Teraz twierdzi, że Johan

zbliża się do Kristianii.

Uśmiechnął się. Jego usta lekko się wykrzywiły. Sprawiał wrażenie, jakby nie wierzył w

ukryte umiejętności Anny. Równocześnie Elise zdawała sobie sprawę, że Torkild nie do końca

wiedział, jak ma patrzeć na jej związek z Johanem. Z jednej strony była wdową, ale kochała

innego, a nie swego męża. W jego oczach z pewnością grzeszyła przeciwko jednemu z dziesięciu

przykazań.

Jak tylko wyszedł, podekscytowana zaczęła przeglądać gazetę. Nie trwało to długo,

zanim znalazła artykuł, i ku jej zaskoczeniu okazało się, że rzeczywiście napisał go Asle Diriks.

Na początku była krótka notka o pisarzu:

Student Asle Diriks, mimo młodego wieku, zdążył wydać już dwie mniejsze, dramatyczne

prace: Róża zemsty i Jaskółcza pieśń, które zostały dobrze przyjęte. W poniższym artykule

opisuje, z dużą dozą humoru i równocześnie z nieukrywanym przerażeniem, o przybytkach

nieprawości i pokusach z nimi związanych.

Elise wstrzymała oddech. Z humorem? To przecież niemożliwe! Z niedowierzaniem

czytała dalej: Który z młodych studentów powodowany swoją naturalną ciekawości, nie czytał

ukradkiem Hansa Jœgera i Christiana Krohga o tych czasach minionego stulecia, kiedy burdele

były legalne, a władze musiały interweniować, aby przeprowadzane były regularne kontrole ze

względu na choroby weneryczne i fatalne warunki higieniczne, dopóki legalna prostytucja nie

została zniesiona w 1887 roku. Ulicznice miały swoje księgi odwiedzin, w których można było

znaleźć ich nazwisko, fotografię, numer i przepisy. Miały także wskazane przez policję miejsce

zamieszkania i obszar działalności, Nie mogły się przemieszczać bez zgody władz. Większość

mieszkała na Fjerdingen, Vika i Vaterland, podczas gdy te bardziej eleganckie mieszkały w

lepszych dzielnicach.

Dlaczego teraz jest tak, jak jest? Żeby uzyskać odpowiedź na to pytanie, wybrałem się z

wizytą na Lakkegaten, wizytą, której nie radzę innym powtarzać.

Na przedmieściach Kristianii mieszka dużo więcej ludności napływowej niż osób tam

urodzonych. Dotyczy to również kobiet. Dziewczyny służebne ze wsi i małych miasteczek przybyły

do stolicy, żeby znaleźć sobie zatrudnienie z nadzieją na wyższy zarobek. Niektóre wyszły za mąż,

niektóre znalazły pracę jako pomoc domowa, niektóre pracują w fabrykach, podczas gdy jeszcze

inne rozglądają się za zajęciem, które nie byłoby zbyt ciężkie i dawało wyższe zarobki. Wątpię,

żeby spędzanie w łóżku większej części dnia ktoś mógł nazwać pracą.

Spotkałem się z jedną z nich. Zamiast zębów miała tylko spróchniałe pieńki, jej włosy nie

były myte od tygodni, ubrania cuchnęły tak samo zresztą jak pomieszczenie, w którym świadczyła

background image

swoje usługi. Jest mi naprawdę żal tych mężczyzn, którzy w swojej samotności i potrzebie muszą

zawijać do takiego „portu", bo los poskąpił im możliwości znalezienia żony.

Znieśliśmy legalną prostytucję, ale co otrzymaliśmy w zamian? Zdegradowane ludzkie

wraki w ciemnych, śmierdzących pomieszczeniach, które nie mają do zaofiarowania samotnym,

nieszczęśliwym mężczyznom nic poza upokarzającą chwilą na obskurnej, cuchnącej sofie i

zagrożeniem zainfekowania ich swoimi chorobami.

Nie godzi się, żeby takie miejsca i takie wypaczone jednostki ludzkie istniały w naszej

stolicy.

Elise ciężko westchnęła. To nie mogło być prawdą! Niemożliwe, żeby Asle Diriks

napisał ten artykuł! To musiał być ktoś z jego kolegów. Ktoś stroił sobie z niego żarty!

Spojrzała na gazetę i zaczęła ponownie czytać urywki. Wątpię, żeby spędzanie w łóżku

większej części dnia ktoś mógł nazwać pracą. Czy właśnie to było takie zabawne?

Jak on mógł! To podłe! Niegodziwe! Czuła, że dławi ją płacz. To była jej wina. Gdyby

go nie zaprowadziła do Othilie, nie doszłoby do tego. To ona była naiwna i łatwowierna,

wmówiła sobie, że on napisze artykuł, który zwróci uwagę na brak odpowiedzialności ze strony

władz. Zamiast tego wyśmiał Othilie i jej towarzyszki niedoli, sugerując, że wychodziły na ulicę

po to, by zarobić trochę więcej koron niż inni i uniknąć pracy. Pokazał, że to klienci, a nie

dziewczęta, są ofiarami.

Niech to, co za drań! Miała ochotę głośno zakląć.

Podniosła się z krzesła, podarła gazetę na kawałki i wyszła do kuchni, żeby położyć ją w

skrzynce na drewno i zużyć do rozpałki.

W tym samym momencie wpadła jej do głowy pewna myśl. Musi odpowiedzieć!

Naprawdę powinien się dowiedzieć, co o nim myśli! Nie tylko on, ale inni, którzy czytali gazetę!

Pospieszyła z powrotem do pokoju, wkręciła nowy arkusz papieru do maszyny i zaczęła

pisać.

Do studenta Asle Diriksa.

Przeczytałem Pański artykuł z poniedziałku, 2 października 1908 roku, i muszę przyznać,

że jestem wstrząśnięty. Jest Pan młodym człowiekiem - to zrozumiałe samo przez się, bo jest pan

studentem - jednakże mam wrażenie, że przeczytałem artykuł napisany przez starą, zakurzoną

relikwię z poprzedniej epoki, ale pozbawioną mądrości i dostojeństwa dawnych czasów. Pański

artykuł przypomina mi dyskusję, która toczyła się w Związku Robotniczym zaraz po tym, jak

Hans Jœger zaatakował chrześcijańskie podejście do moralności seksualnej, a redaktor O.

Thommessen miał kłopoty z policją, dlatego że opublikował tę przemowę. To będzie już dobrych

background image

kilka lat temu. Właściwie miałem nadzieję, że od tamtego czasu zrodziła się w nas nowa

społeczna świadomość. Poczucie wstydu i budzące się poczucie odpowiedzialności.

Po przeczytaniu Pańskiego artykułu mam wrażenie, że zostaliśmy cofnięci wiele lat

wstecz. Wtedy walka była ciężka, ale opłaciło się. Tak nam się przynajmniej wydawało. Przecież

doprowadziła do tego, że legalna prostytucja w Norwegii została zakazana.

Niech mi Pan powie, młody człowieku, czy ma Pan w ogóle pojęcie, dlaczego młode

dziewczęta z Fjerdingen, Vaterland i Vika zmuszone są wychodzić na ulicę? Czy nie wie Pan, że

te biedne istoty mają tylko dwa wyjścia: umrzeć z głodu lub spędzić większą część doby na

śmierdzącej sofie? Nie zamierzam tutaj szczegółowo opisywać, co te nieszczęsne dziewczęta

muszą znosić. Ale jedno wiem na pewno: one są równie niewinne jak Pana własna siostra i inne

młode panny, które Pan zna. To ich okrutny los, zaniedbanie ze strony władz i pogarda osób

Pańskiego pokroju uczyniły je tym, kim są. Odebraliście im ich poczucie własnej wartości i po-

zwoliliście, by stały się najbardziej nieszczęśliwą częścią społeczeństwa. Wszyscy ponosimy

odpowiedzialność za to, że do tego doszło, i mamy obowiązek to naprawić.

To, czego te dziewczęta najmniej potrzebują, to słowa pogardy od zarozumiałego,

twardogłowego i niemającego pojęcia o sprawie studenta. Na koniec chcę Panu udzielić dobrej

rady: proszę się skontaktować z córką islandzkiego pastora, Olafią Johannisdatter i poprosić o

pozwolenie na obserwowanie jej pracy z bliska. Być może wtedy Pan spojrzy na to inaczej, a

przynajmniej może Pana nauczyć empatii.

Elias Aas, pisarz.

Wahała się tylko przez chwilę. Może powinna podpisać się własnym nazwiskiem?

Potem pokręciła głową. Po pierwsze, gazeta nie wydrukuje artykułu, jeśli będzie chciała

go opublikować pod swoim nazwiskiem. Po drugie, nie odniosłoby to zamierzonego skutku.

Asle Diriks nie wie, kim jest Elias Aas. Będzie myślał, że to jakiś starszy pisarz. Jeśli sprawdzi

w księgarni, najprawdopodobniej usłyszy o Podciętych skrzydłach i zrozumie, że Elias Aas pisał

o niesprawiedliwości społecznej już wcześniej. Może to da mu do myślenia.

Wiedziała, że jest nieostrożna. Być może Asle Diriks oskarży ją o zniesławienie, przecież

go obraziła i użyła słów, których nie powinna była użyć. Jednocześnie nie miała ochoty tego

zmieniać. Zanim opuściła ją odwaga, włożyła list do koperty, przykleiła znaczek i zdecydowała

się poprosić panią Jonsen o opiekę nad dziećmi. Sama pobiegła wysłać list.

background image

4

Elise wracała już z poczty, kiedy zauważyła mężczyznę stojącego na rogu domu. Przez

moment stała jak wryta, potem poczuła, jakby jej serce pominęło kilka uderzeń, a w następnej

chwili zaczęło dziko walić. Nieprzytomna z radości wpadła przez bramę prosto w jego ramiona.

- Johan!

Okręcił ją, przyciągnął do siebie, pocałował i jeszcze raz okręcił. Czuła, że się unosi, że

uczucie szczęścia odbiera jej oddech. Kręciło jej się w głowie i wszystko wirowało jej przed

oczami.

- Tak bardzo się bałam, że coś ci się stało - jęknęła, kiedy wreszcie udało jej się złapać

oddech. - Słyszałam o sztormie i dowiedziałam się, że wiele statków zatonęło na Morzu Pół-

nocnym i Skagerraku. Upłynęło tyle czasu. Mieliście wypłynąć z Le Havre 23 sierpnia.

Pokiwał głową, otoczył ją ramionami i mocno przytulił.

- Sam byłem przerażony, ale o tym wszystkim opowiem ci później. Kocham cię, Elise.

Kocham cię tak bardzo, jak jeszcze nigdy nikogo nie kochałem i nigdy nie pokocham. Od teraz

już nikt nas nie rozdzieli, cokolwiek miałoby się wydarzyć. Teraz już wiemy. To była ciężka

nauczka, ale to już za nami, zapomnimy wszystko, co złe, i będziemy się cieszyć tym, że znów

jesteśmy razem. Na zawsze.

Uśmiechnęła się, a łzy spływały jej po policzkach. Samo patrzenie na niego sprawiało jej

rozkosz. Czuła jak jej serce wypełnia absolutne szczęście. W następnej chwili poczuła jego usta

na swoich. Miała nadzieję, że będą tak stać i całować się przez całą wieczność.

Kiedy w końcu przestali, poczuła, że ma miękkie kolana i cała drży ze stłumionej

tęsknoty.

Przerażona rozejrzała się dookoła. A co, jeśli ktoś ich widział? Ona, która niedawno

została wdową. Pani Jonsen była w domu i pilnowała dzieci, a chłopcy mogli się zjawić w każdej

chwili. Gdyby Kristian ich zobaczył...

Nie ośmieliła się dokończyć tej myśli.

- Byłam tylko na poczcie, by załatwić jedną sprawę. Pani Jonsen pilnuje Hugo i Jensine.

Uśmiechnął się.

- To chyba nie do mnie wysyłałaś list, prawda? Pokręciła głową i od razu spoważniała.

- Nie, wysłałam artykuł do „Verdens Gang". Uniósł brew, a potem się zaśmiał.

- Myślałem, że teraz zajmujesz się pisaniem książek?

- Zgadza się, ale w gazecie był pewien artykuł, który mnie sprowokował. Torkild wpadł,

żeby mi go pokazać, i tak się rozzłościłam, że nie mogłam się powstrzymać, żeby na niego nie

odpowiedzieć. Wiedziałam, że muszę go wysłać, zanim zacznę myśleć o konsekwencjach.

background image

Johan głośno się roześmiał.

- Czy nie powinno być na odwrót? Że człowiek rozważa następstwa swoich poczynań,

zanim wprowadzi je w życie?

- W takim razie być może ja nigdy nie miałam odwagi, żeby to zrobić. Przecież, jak to się

mówi: kto nie ryzykuje, ten nie wygrywa.

- Podsycasz moją ciekawość. Mam nadzieję, że masz brudnopis. Uśmiechnęła się.

- Zrobiłam kopię. Przecież ty nie wiesz, że dostałam maszynę do pisania! Wydawnictwo

mi ją pożyczyło.

Gwizdnął przeciągle.

- Obiecująca pisarka otrzymała wyróżnienie, jak rozumiem. Gratulacje, Elise.

Na żwirowej dróżce dało się słyszeć kroki, a w następnej chwili zza rogu domu wyłoniła

się postać.

Elise i Johan natychmiast przestali się obejmować.

- Gdzie ty się podziewasz Elise? Dzieci się pobudziły i wołają za matką! Wyglądałam

przez okno i widziałam, jak wchodzisz przez furtkę, ale to było już jakiś czas temu. Zaniepo-

koiłam się...

Pani Jonsen patrzyła na Johana surowym, podejrzliwym wzrokiem.

- Chyba rozpoznaje pani Johana, pani Jonsen? Syna Aslauga Thoresena i brata Anny?

Studiuje rzeźbę w Paryżu, był na pokładzie statku podczas tego okropnego sztormu, który

panował w zeszłym tygodniu. Dorastaliśmy razem na Andersengården i byliśmy dla siebie jak

brat i siostra.

Pani Jonsen nic nie powiedziała, zmierzyła tylko Johana wzrokiem od góry do dołu.

Elise odwróciła się do Johana.

- Wejdź na filiżankę kawy. Muszę się dowiedzieć, jak minęła podróż.

Uśmiechnął się.

- W tej chwili to najchętniej bym o niej zapomniał.

- Rozumiem. To musiało być straszne.

- Tego nie da się opisać. Trzeba to przeżyć, żeby to zrozumieć.

Zaczęli iść, pani Jonsen pospieszyła przodem, trzęsąc się z zimna. Hugo i Jensine

siedzieli w kąciku z zabawkami. Nic nie wskazywało na to, że płakali albo wołali za matką. Byli

tak zajęci, że ledwo zauważyli jej obecność.

Elise pomyślała, że pani Jonsen za chwilę pójdzie do siebie. Kobieta jednak nie

zamierzała wychodzić

- Zaczęłam polerować twoją lampę i nie mogę wyjść, dopóki nie skończę - powiedziała

zdecydowanym tonem. Cały stół kuchenny zarzucony był gazetą i kilkoma szmatkami do

background image

polerowania. Pani Jonsen zajęła się nie tylko jedną lampą, ale wszystkimi trzema. Usiadła przy

stole i kontynuowała swoje zajęcie, nie pytając, czy komuś się to podoba, czy nie.

Elise z Johanem wymienili spojrzenia. Widziała po jego oczach, że chciało mu się śmiać.

- Wejdź do środka i obejrzyj maszynę do pisania, a ja nastawię kawę w międzyczasie.

Jesteś głodny?

- Tak, trochę. Nic nie jadłem przez cały dzień. Johan poszedł w stronę drzwi do pokoju.

- W chlebaku została już tylko piętka - odezwała się pani Jonsen.

- Mogę ugotować owsiankę. Mam mleko i kaszę owsianą. Pani Jonsen prychnęła.

- Owsianka na mleku w zwykły poniedziałek?

Elise nie odpowiedziała. Nie powinna pozwolić pani Jonsen, żeby się tak wtrącała, ale

nie chciała nic mówić. Potrzebowała jej. Poza tym w gruncie rzeczy pani Jonsen była dobrą i

miłą kobietą. Elise była w stanie na wiele jej pozwolić.

Gdy tylko wstawiła owsiankę, pospieszyła do pokoju. Johan stał przy oknie i czytał kopię

jej listu.

Odwrócił się w jej stronę.

- Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko, żebym to przeczytał?

Pokręciła głową.

- Myślałam, żeby ci to pokazać, ale powinieneś najpierw przeczytać jego artykuł. Tyle

tylko, że teraz pani Jonsen siedzi i poleruje nim lampy. Pójdę zobaczyć czy uda się coś ocalić.

Szukała wśród kawałków gazet, ale znalazła tylko urywki artykułu Asle Diriksa. W

końcu odnalazła duży kawałek strony, której szukała.

Pani Jonsen śledziła ją zaciekawionym wzrokiem.

- Czego tak szukasz?

- Czegoś, co było napisane w gazecie.

Pani Jonsen spojrzała na nią z przerażeniem w oczach.

- A to była dzisiejsza gazeta? Elise kiwnęła potakująco głową.

- To dlaczego położyłaś ją w skrzyni na drewno? Nie mogłam wiedzieć, że ona jest

nowa.

- Nic nie szkodzi, pani Jonsen, to nie pani wina. Odnalazłam kilka kawałków i złożę je w

całość. - Podeszła do kuchenki i zamieszała dokładnie owsiankę, zanim z powrotem ruszyła do

pokoju.

Johan spojrzał znad kopii listu.

- Musiałaś być bardzo zbulwersowana!

- Jak usłyszysz całą historię, to zrozumiesz dlaczego. - Ułożyła kawałki gazety na stole.

Brakowało tylko rubryki, w której było napisane, kim jest Asle Diriks.

background image

Obserwowała Johana, kiedy ten czytał. Poczuła, że znów ogarnia ją oburzenie.

- To moja wina. To ja zaprowadziłam go do Othilie. Tak ładnie prosił, a ja się zgodziłam.

Ale postawiłam warunek, że musi napisać artykuł w taki sposób, żeby ludzie zaczęli współczuć

tym nieszczęśliwym dziewczynom.

Johan gwizdnął przeciągle.

- I taki jest rezultat?

Pokiwała głową i przygryzła wargę.

- Już nigdy więcej nie chcę mieć nic do czynienia z tym głąbem!

Wyprostował się i objął ją ramionami.

- Nie możesz tak na to patrzeć, moja Elise. To tylko pierwszy krok w dobrą stronę.

Napotkasz opór, czasami będziesz miała wrażenie, że się cofnęłaś o kilka kroków - tak jak w tym

przypadku - ale już nie jesteś sama. Ja ci pomogę. Kiedy zakończę swoje kształcenie, nie będę

tworzył dzieł podobnych do tych, które tworzyli wielcy mistrzowie; takich jak Trzy gracje albo

Nadzieja Thorvaldsena. Nie chcę też rzeźbić popiersi znanych i sławnych kobiet i mężczyzn.

Chcę rzeźbić dziewczęta z fabryk po drodze do pracy, trzęsące się z zimna i przemarznięte, z

zapadniętymi policzkami i wychudzonymi kończynami. Chcę rzeźbić dzieci, które noszą ciężkie

wory z cukrem dla kupca, i małe chłopięce ciałka, które pchają wielkie wózki wypełnione

ciężkimi towarami, i tych cienko ubranych, w dziurawych kaloszach, którzy stoją na rogach ulic,

sprzedając gazety. Chcę, żeby moje rzeźby ukazały niesprawiedliwość społeczną, codzienność

biednych dzieci, zmęczone i bezradne matki, które nie mają w oczach nadziei. Pocałował ją.

- Twój artykuł jest dobry. Jeśli „Verdens Gang" będzie miała odwagę go opublikować,

możesz się spodziewać reakcji, ale musisz sobie powiedzieć, że gdzieś tam są jacyś ludzie,

którzy przeczytają to innymi oczami i będą mieli nad czym się zastanawiać.

- Elise, kipi! - dobiegł ich głos pani Jonsen.

Wyrwała się z jego objęć i wybiegła z pokoju. Na kuchence stał żeliwny rondel z

drogocennym mlekiem, wylewającym się poza krawędź garnka. Podbiegła do kuchenki,

podniosła garnek i dołożyła jeszcze dwa pierścienie. Dlaczego pani Jonsen nie mogła sama

podnieść garnka, zamiast krzyczeć za nią?

- Nie mogłam tego sama zrobić. Mam tyle brudu na rękach - powiedziała przepraszająco,

najwyraźniej wywnioskowała ze spojrzenia Elise, że powinna była zdjąć garnek.

Elise nic nie powiedziała. Zrozumiała, dlaczego pani Jonsen ją zawołała. Nie podobało

jej się, że była w pokoju sam na sam z Johanem.

Wytarła brzeg garnka i zamieszała owsiankę, czując że rozpiera ją radość. Johan wrócił!

Należał do niej, a ona do niego, i razem będą walczyć o prawa tych najsłabszych. Nawet jeśli zo-

background image

stanie ostro skrytykowana za swoją odpowiedź skierowaną do Asle Diriksa, nie zamierza się tym

przejmować. Johan powiedział, że to, co napisała jest dobre. I jedynie to się liczy.

- Teraz chciałabym usłyszeć, jak przebiegła twoja podróż - powiedziała, kiedy wróciła do

pokoju. - Dlaczego tyle to trwało?

- Tak jak mówiłem, trafiliśmy na straszliwą niepogodę. To był orkan. Nie zdawałem

sobie sprawy, że fale mogą być tak wysokie! Wznosiły się jak czarne góry wzdłuż burty. Na

szczęście wydostałem się z nadbudówki, którą potem zmyło z pokładu. Pomógł mi pewien

mężczyzna, musieliśmy przywiązać się do grotmasztu. Myślałem, że przebywanie na pokładzie

tak dużego statku nie jest niebezpieczne, w każdym razie na naszej szerokości geograficznej, ale

się myliłem. Fale zalewały pokład i nawet doświadczeni starzy wyjadacze, którzy spędzili na

morzu całe życie, byli przerażeni. Wielu głośno się modliło.

Elise słuchała z narastającą trwogą.

- A potem? Co się wydarzyło?

- Kiedy wpłynęliśmy na podwodny szkier, uszkodzona została płetwa sterowa. Potem

straciliśmy cały rumpel. Załoga próbowała zrobić rumpel ze środkowego masztu, ale fale wdarły

się na pokład, zmiatając z niego ludzi. Żagle się podarły i zniknęły w morzu. Jako ostatnią deskę

ratunku załoga próbowała rzucić kotwice, ale po dwóch dobach byli zmuszeni odcumować, z

obawy, że statek pójdzie w drzazgi. Stali w wodzie po pas i odpompowywali wodę; ja też

próbowałem im pomóc. W końcu nie widzieli innej rady, jak tylko wejść do szalup.

Elise wpatrywała się w niego z niedowierzaniem.

- Musieliście wejść do łodzi ratunkowych? Pokiwał głową.

- Tak, ale wtedy mieliśmy najgorszą niepogodę za sobą. Udało nam się dopłynąć do lądu,

na wybrzeżu gdzieś pomiędzy Risør i Arendal. Stamtąd przypłynąłem już innym statkiem do

domu, do Kristianii.

- Czy bryg zatonął?

- Nie, został ocalony. Niepogoda minęła równie gwałtownie, jak się pojawiła. Mogliśmy

byli zostać na pokładzie.

- Niech będą dzięki, że przyjechałeś do domu cały i zdrowy! Cieszę się, że nie

wiedziałam, jak bardzo to było niebezpieczne.

- Rzadko się zdarza, żeby było tak groźnie. W każdym razie nie tak wczesną jesienią.

- Kiedy musisz wrócić? - zapytała zatroskana. Znów otoczył ją ramionami.

- Nie obawiaj się Elise. Taka niepogoda nie zdarza się dwa razy pod rząd.

Ktoś zapukał. Ledwo zdążyli wyswobodzić się ze swoich ramion, kiedy otworzyły się

drzwi i ukazała się w nich głowa pani Jonsen.

background image

- Zamieszałam już w garnku i posprzątałam papiery. Czy mam dać dzieciakom trochę

owsianki? Są głodne.

- Dziękuję pani bardzo, pani Jonsen, ale poradzę już sobie z resztą. Proszę nałożyć sobie

talerz owsianki, zanim pani pójdzie, i jeszcze raz stokrotne dziękuję za pomoc.

Pani Jonsen wyglądała na rozczarowaną, pewnie miała nadzieję zostać jeszcze chwilę,

ale nie odważyła się zaprotestować.

Elise uśmiechnęła się do Johana.

- Chodź, pójdziemy do kuchni i zjemy razem z Hugo i Jensine. Nie widzieli cię od

Bożego Narodzenia.

Drzwi do kuchni były uchylone, a Elise mówiła na tyle głośno, by pani Jonsen mogła

wszystko usłyszeć. Teraz zrozumie, że Johan odwiedzał ich, kiedy Emanuel był w domu.

Usiedli przy stole. Hugo i Jensine siedzieli, nic nie mówiąc, i z powagą wpatrywali się w

Johana. Nic nie wskazywało na to, żeby go pamiętali. Pani Jonsen nie spieszyła się z jedzeniem

owsianki, każda łyżka wędrowała do jej ust w żółwim tempie. Johan natomiast był wyraźnie

głodny i jadł z apetytem.

- Jedz! Zrobiłam dużą porcję, dla chłopców też wystarczy. Niedługo przyjdą ze szkoły.

W każdym razie Peder i Evert, bo Kristian cały czas pracuje jako pomocnik woźnicy i prosto ze

szkoły idzie do niego. - Uśmiechnęła się do niego. - Będą szaleć z radości, jak cię zobaczą.

Rzadko mają okazję rozmawiać z kimś, kto przyjechał z wielkiego świata.

- Ładnie się tam mieszka? W tym Paryżu? - Pani Jonsen nie wyglądała już na tak bardzo

nieprzychylną.

Johan uśmiechnął się.

- Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej. Jak tylko się ze wszystkim tam uporam,

wracam do Kristianii i postaram się znaleźć tutaj w mieście warsztat.

- Warsztat? Handlarz węglem ma warsztat w piwnicy, tam, gdzie kiedyś pracował stolarz

Olsen. Może będzie mógł pan to tanio wynająć? Jest tam brudno, okropnie i pełno tam szczurów,

ale jeśli nic innego pan nie ma, to chyba lepsze niż nic.

- Dziękuję pani Jonsen, to miło z pani strony. Jeszcze nie wiem, kiedy na dobre wrócę do

domu, ale zdaję sobie sprawę, że ciężko może być znaleźć odpowiednie miejsce.

Pani Jonsen stała się bardziej otwarta.

- Ja też mam pokój w piwnicy. Zamiast podłogi jest klepisko i jest tam pełno rupieci, a po

kątach urzędują szczury, ale nie wydaje mi się, żeby były one tak wielkie jak te bestie przy Hjula

i przy przędzalni. Tamte są wielkie jak koty.

Johan pokiwał z uśmiechem głową.

background image

- Pamiętam je z dzieciństwa. Były kolorowe od ścieków z tkalni. Kiedy tkano czerwoną

nicią, rzeka i szczury były czerwone. Strzelaliśmy do nich z łuku, ale kiedy podchodziliśmy za

blisko, zdarzało się, ze na nas skakały. Pamiętam, jak bardzo się ich czasami baliśmy.

Pani Jonsen śmiała się, zakrywając jednocześnie usta, żeby nie było widać jej braków w

uzębieniu. To z pewnością słowa Pedera sprawiły, że miała teraz takie opory.

Czy ona nigdy nie wyjdzie? Niedługo przyjdą chłopcy, a Elise tak bardzo pragnęła zostać

sam na sam z Johanem. Przynajmniej na krótką chwilę. Spojrzała na niego ukradkiem. Puścił do

niej oko i się uśmiechnął. Prawdopodobnie pomyślał o tym samym. Odwzajemniła uśmiech, ale

jak tylko pani Jonsen uniosła wzrok znad talerza, pospiesznie przybrała poważny wyraz twarzy i

skierowała spojrzenie w inną stronę.

Usłyszeli szybkie kroki i gromkie chłopięce głosy dochodzące z zewnątrz. Chwilę

później cała trójka weszła do kuchni głośno tupiąc. Kristian najwyraźniej zdecydował się

najpierw obejść dom.

Peder wszedł jako pierwszy i gwałtownie się zatrzymał.

- Johan! - Jego twarz rozpromieniła się, potem dał się słyszeć okrzyk radości, a po chwili

już ściskał Johana.

Evert i Kristian stali. Evert wydawał się równie radośnie zaskoczony, ale nie był tak

impulsywny jak Peder, poza tym był nieśmiały.

Elise spojrzała ukradkiem na Kristiana. Jego twarz była bez wyrazu.

- No tak, sprawiono nam tu dużą niespodziankę - powiedziała szybko. - Johan był na

morzu podczas okropnej niepogody. Rozpętał się orkan, więc musieli wsiąść do łodzi ratunko-

wych - ledwo uszli z życiem.

Peder patrzył na niego okrągłymi oczami.

- Prawie się utopiłeś? Johan uśmiechnął się.

- Tak, mało brakowało, żebym utonął, ale teraz najchętniej bym już o tym zapomniał.

Peder odwrócił się do Elise.

- Czemu nam nie powiedziałaś, że on przyjdzie? Wtedy byśmy biegli całą drogę ze

szkoły.

- Nie wiedziałam. Miałam do załatwienia sprawę na poczcie i spotkałam go, jak

wróciłam do domu. - Odwróciła się do Kristiana. - Pamiętasz, jak ci mówiłam o tym młodym

pisarzu, który chciał pisać o tym samym, co ja?

Kristian pokiwał głową.

- Jego artykuł pojawił się dzisiaj w „Verdens Gang". Napisałam odpowiedź i ją

wysłałam.

Widziała, że Kristian był zainteresowany, ale nie chciał tego okazać.

background image

- Chodźcie usiąść! Nie miałam nic poza kromką chleba, więc ugotowałam owsiankę.

Johan od wczoraj nic nie jadł.

Zauważyła, że Johan mierzył Kristiana wzrokiem, u nasady jego nosa pojawiła się pełna

namysłu zmarszczka. Prawdopodobnie zrozumiał, że nie wszystko jest tak, jak być powinno.

- Widzę, że urosłeś od ostatniego razu - głos Johana brzmiał przyjaźnie.

- No i zaczyna już mieć męski głos - entuzjastycznie dorzucił Peder.

- Już? Mnie się zmienił głos dopiero po konfirmacji.

- Kristian może przystąpi do konfirmacji już tej wiosny. On się wybiera do Ameryki!

Nasz wuj opłaci połowę podróży, jeśli Kristian da radę sam zapłacić za drugą połowę.

- Pederze, nie masz na ten temat pojęcia. Właściwie nie można przystąpić do konfirmacji

przed piętnastym rokiem życia. Tak by było, tylko jeśli... - powstrzymała się i spuściła wzrok.

- Jeśliby miałby uciec. A Emmanuel był na niego zły i kazał mu się wyprowadzić. To

chciałaś powiedzieć?

W kuchni zrobiło się cicho.

Kristian nagle odwrócił się na pięcie, otworzył drzwi i wybiegł z pokoju, trzaskając

drzwiami. Usłyszeli jego kroki na schodach, potem jeszcze przez chwilę na drodze, zanim

dźwięk całkowicie zaniknął.

Peder spojrzał na Elise. Do oczu napłynęły mu łzy.

- Znowu powiedziałem coś nie tak? Elise pokręciła głową.

- To prawda, co powiedziałeś, ale to jest coś, o czym staramy się zapomnieć. Kristianowi

jest przykro z tego powodu i prosił Emanuela o wybaczenie. Ale sam sobie nie wybaczył. Nie

powinniśmy mu o tym przypominać.

Pani Jonsen wstała, najwyraźniej uznała, że zaczyna się robić nieprzyjemnie.

- Ja już poczłapię do siebie. Może powinieneś za nim pobiec, Pederze, i powiedzieć mu,

że nie może tak robić. Jego matka jest chora, więc niech pilnuje, żeby i Elise się nie rozchoro-

wała. Ona i tak już ma wystarczająco ciężko.

Peder posłał tęskne spojrzenie w kierunku owsianki.

- Czy mogę sobie nałożyć jeszcze małą łyżkę, zanim wyjdę? Elise pokiwała głową.

- Usiądźcie i obydwoje zjedzcie w spokoju. Kristian na pewno przyjdzie, jak się namyśli.

Kiedy owsianka zniknęła z talerzy, pani Jonsen postanowiła wreszcie pójść do siebie.

Jensine i Hugo pospieszyli do swojego kącika zabaw, a Peder i Evert wybiegli, by poszukać

Kristiana.

Johan zwrócił się do Elise.

- Najwyraźniej jest coś, o czym nie zdążyłaś mi opowiedzieć.

Elise spuściła wzrok.

background image

- Kristian jest w trudnym wieku. Poza tym Peder powiedział mi, że on przeżył swój

pierwszy zawód miłosny. Dziewczyna wybrała innego.

Johan nie odpowiedział od razu. Po chwili jednak zapytał:

- Ale jest jeszcze coś, prawda? To dotyczy mnie i Emanuela?

Wzięła wdech i głęboko westchnęła.

- Kristian pokłócił się z Emanuelem zeszłej wiosny. Żaden z nich nie chciał odpuścić a ja

stanęłam po stronie Kristiana. Rozzłoszczony Emanuel pojechał do domu, do Ringstad, a Kri-

stian nie chciał prosić go o wybaczenie. Na szczęście zarówno ja, jak i Kristian zdążyliśmy się z

nim pojednać, kiedy leżał na łożu śmierci, ale wygląda na to, że to cały czas dręczy Kristiana.

- Zapytałem, czy to ma jakiś związek ze mną? Spojrzała na niego ze smutnym wyrazem

w oczach, czuła się bezradna.

- Nie wiem. Wydaje mi się, że on się uważa za mężczyznę w tym domu, i wygląda na to,

że obawia się, że pokocham innego. Był czujny, kiedy miałam się spotkać z młodymi pisarzami,

nie podobało mu się, że poszłam na Lakkegata z Asle Diriksem, żeby spotkać się z Othilią. Nie

rozumiem go. To wygląda tak, jakby był zły, że niewystarczająco rozpaczam po śmierci Ema-

nuela, pomimo że sam był na niego rozzłoszczony. Kristian przecież zawsze cię podziwiał i wie,

co się wydarzyło. Myślę, że rozumiał, że cię kochałam, choć wyszłam za mąż za Emanuela, ale

on najwyraźniej nie chce, żebym znów była szczęśliwa.

Chwycił jej rękę i ją uścisnął.

- Musimy dać mu czas, Elise. Pokiwała głową.

- Tak się cieszę, że cię mam, Johan. Nie wiem, jak bym wytrzymała, gdyby coś ci się

stało. Myślenie o tobie pomagało mi przetrwać wszystkie trudności, które napotkałam. Kocham

swoje dzieci i strasznie mi zależy na Pederze, Evercie i Kristianie, ale to ty jesteś solą mojego

życia.

Ścisnął jej dłoń tak mocno, że aż ją zabolało.

- Nic już nie mów, bo odkąd wyjechałem z domu, łatwo się wzruszam. - Obdarzył ją

wesołym uśmiechem, jakby chciał ukryć swoje chwile słabości.

- Kristian wkracza w dorosłość - ciągnął Johan. - A jednocześnie jeszcze jest dzieckiem.

Dzieci mają mocno wykształcone poczucie sprawiedliwości i lojalności. Pomimo że złościł się

na Emanuela, z pewnością uważa, że powinnaś go opłakiwać.

Pokiwała głową.

- Też tak na to patrzę. Całkowicie się z tobą zgadzam - musimy dać mu czas.

Pochyliła się w jego kierunku. Otoczył ją ramionami i przycisnął do siebie.

Wydała z siebie drżące westchnienie ulgi.

background image

- Teraz chciałabym tylko tak siedzieć, cieszyć się, że znów jesteś w domu, i nie myśleć o

niczym innym.

- Też tak to czuję, Elise. Chcę tylko cieszyć się tym, że mam cię w swoich ramionach i

zapomnieć o sztormie i wszystkim, co złe i trudne. Tak jak powiedziałem, nikt i nic już nas nie

rozłączy. Cokolwiek miałoby się wydarzyć.

background image

5

Johan rozglądał się wokół, kiedy zmierzał w kierunku mieszkania kierownika fabryki.

To dziwne uczucie znów tutaj się znaleźć. Sklep mleczarski był tam, gdzie wcześniej, w

wąskim, dziwnym domu, a wzgórze było tak strome, jakim je zapamiętał. Przerwy obiadowe w

fabrykach już się zakończyły, ulice były ciche i wyludnione. Parę godzin temu ze wzgórza

ciągnęła się długa kolejka dziewcząt z fabryki, które miały nadzieję zdążyć coś zjeść przed

zakończeniem przerwy. Być może zapomniały zamówić zupę od chłopców, którzy sprzedawali

ją z kanek, być może kucharki nie nagotowały jej wystarczająco dużo.

Spojrzał w kierunku kamienicy po lewej stronie, gdzie mieszkał jeden z jego kolegów z

klasy. Było ich dziewięcioro dzieci plus stary dziadek. Mieszkali w niewielkiej izdebce z

maleńką kuchnią. Dziadek był szewcem i był dzieckiem z nieprawego łoża. Wszystkie dzieci o

tym wiedziały, ale nikt nie odważył się głośno o tym mówić. Został umieszczony w rodzinie

zastępczej, ponieważ jego matka zapadła na suchoty, a nikt nic nie wiedział o jego ojcu.

Wylądował więc na gospodarstwie w Høland. Dopiero jako dorosły człowiek wrócił do

Kristianii. Na stare lata próbował się dowiedzieć, kto był jego ojcem, ale musiał działać bardzo

ostrożnie, bo jego dzieci nie lubiły, jak im się przypominało, że pochodził z nieprawego łoża.

Johan szedł dalej w dół wzniesienia ku rynkowi, który znajdował się pomiędzy tkalnią a

przędzalnią. Było tam równie pusto jak na ulicach. Jego spojrzenie powędrowało w stronę mostu

Beyera, zwolnił tempo. Kiedy wpadł zostawić bagaż przed pójściem do Elise, miał serdeczne

spotkanie z Anną. Ojca nie było w domu, z czego był zadowolony. Bardzo chciał porozmawiać z

Anną w cztery oczy, zanim spotka się z ojcem. Teraz się obawiał. Wiedział, że powinien być

zadowolony ze względu na Annę, która cieszyła się, że ojciec jednak żyje, mimo to nie był w

stanie wybaczyć mu tego, co zrobił matce. Powiedział o tym Annie, ale ona się tylko

uśmiechnęła, pogładziła go po policzku i przypomniała mu, o czym mówi Ojcze nasz; i odpuść

nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom, i powiedziała, że ten, kto nie

potrafi wybaczyć, jest najbardziej nieszczęśliwy.

Pokręcił głową. Czy ona uważa, że powinno się wybaczać wszystkim ludziom całe zło,

które uczynili? Czy wszyscy zasługiwali na to, żeby im wybaczyć?

Znów pomyślał o Elise i przepełniła go radość. Nic się pomiędzy nimi nie zmieniło,

kochała go równie mocno, jak on ją. Nigdy go nie skrytykowała za to, że dał się skusić, by stać

na straży podczas kradzieży; wiedziała, że robi to ze względu na Annę. Elise znosiła swoją dolę

bez narzekania, ale co zrobił jego ojciec? Zostawił żonę i dzieci, kiedy doszedł do wniosku, że

jego życie stało się zbyt monotonne, i pozwolił, by myśleli, że nie żyje, podczas gdy on cieszył

się życiem u boku nowej żony, w nowym kraju!

background image

Nie, Anna nie mogła uważać, że on powinien zapomnieć o takiej zdradzie. Byłoby to

kpiną z matki, która dwoiła się i troiła, żeby związać koniec z końcem.

Z komina leciał dym. Być może Anna oczekiwała, że przyjdzie na obiad do domu. Tak

się ucieszyła na jego widok, że łzy spływały jej po policzkach. Powiedziała, że dzięki ojcu

spełniło się jej wielkie marzenie o tym, żeby się wyprowadzić z Andersengården. Z dala od

trudnych do pokonania schodów, śmierdzącego podwórza z wychodkami i śmietnikami, wprost

do małego domku nad rzeką, gdzie latem polne kwiaty wystrzeliwały aż na wysokość ganku, a

szum strumienia brzmiał jak akompaniament dla radosnej pieśni, która, jak sama to ujęła, w niej

rozbrzmiewała.

Radość przepełniała ją nie tylko z powodu mieszkania kierownika fabryki, ale też na

myśl o tym, co w niej rosło. Od razu poczuł niepokój. Czy ona jest w stanie donosić to dziecko,

jeśli cierpi na chorobę Heinego-Medina, a na dodatek jest taka drobna i delikatna?

Gdyby ktoś powiedział mu kilka lat temu, że Anna wyjdzie za mąż, nauczy się chodzić i

jeszcze zajdzie w ciążę, to nigdy by w to nie uwierzył.

Nagle zobaczył, że drzwi się otworzyły i stanęła w nich Anna. Ojciec siedział przy

kuchennym stole i palił fajkę. Spojrzał się na niego, ale się nie podniósł. Może Anna mu

powiedziała, że Johan nie był w stanie mu wybaczyć?

- Witaj, ojcze.

- Dzień dobry, Johan.

Czuł, że jest między nimi dystans, ale nie chciał tego po sobie pokazać.

- Teraz poczułem na własnej skórze, jak to jest być marynarzem. - Zdjął czapkę i usiadł

przy stole. - Wypłynąłem z Le Havre 23 sierpnia i trafiłem na gwałtowną niepogodę. Nie było z

tym żartów.

Ojciec zaśmiał się drwiąco.

- To tylko mały sztorm. Johan pokręcił głową.

- Nie, to był prawdziwy orkan. Ojciec się roześmiał.

- W takim razie oni cię oszukali. Czytałem o zatonięciach w „Sværta". Takie stare

galeony nie mają czego szukać na morzu, kiedy zaczyna wiać.

- Byłem na pokładzie brygu. Brygu „Fanny". Zarówno maszty, jak i rumpel się połamały,

a żagle zostały zmyte przez fale. W końcu musieliśmy się przesiąść na łodzie ratunkowe.

Ojciec zachichotał.

- Szyper z pewnością był niedoświadczonym szczeniakiem, który nie wiedział, jak

manewrować. Gdybym to ja dowodził, łódź z pewnością dawno temu zawinęłaby do portu.

background image

Johan nic nie powiedział. Prawie o tym zapomniał, ale teraz poznał ten ton. Tak było też

wcześniej. Ojciec uważał, że wszystko wie i wszystko umie. Nie było sensu protestować. Innymi

się nie interesował, dla niego ważne było tylko to, co sam przeżył.

- Powinieneś był zobaczyć, jak żeglowaliśmy po Oriencie i o mały włos nie utonęliśmy

na Morzu Arabskim! Tam dopiero były fale! Zalewały całą łódź, ładunek pokładowy zwiało do

morza i nie mieliśmy żadnych szans, żeby spuścić szalupy.

Potem zaczął rozprawiać o kolejnych morskich wyprawach, o tym, że o mało co nie

zatonęli na Morzu Czerwonym, o orkanie na Przylądku Dobrej Nadziei, o sztormie na Oceanie

Indyjskim i o pływie syzygijnym przy wybrzeżu Ameryki Północnej. Nie było ani jednego rejsu,

podczas którego nie byłbym o krok od utraty życia. Rozumiesz chyba, że zrobiło to na mnie wra-

żenie. Pod koniec cały się trząsłem. Kiedy w końcu dotarłem do Ameryki, postawiłem swoją

stopę na lądzie, czułem, że już więcej nie dam rady. Gdyby nie zlitowała się nade mną pewna

miła kobieta, nie siedziałbym tutaj teraz. Byłem tak chory i wynędzniały, że cała pamięć o

własnej przeszłości wyleciała mi z głowy.

Johan kiwał głową i udawał, że słucha, ale tak naprawdę stracił zainteresowanie po

drugim czy trzecim orkanie. Większość z tego i tak było fantazją i bajdurzeniem,

przedstawionym na usprawiedliwienie tego, że zostawił swoją żonę i dzieci w potrzebie. Nie

miał siły dyskutować z nim na ten temat, chciał mieć jak najmniej do czynienia z ojcem. Trudno

było powiedzieć, czy ojciec sam wierzył w swoje bajania. Prawdopodobnie nie, ale miał

nadzieję, że on i Anna są tak naiwni, że to kupią.

Już miał wstawić jakiś lekko ironiczny komentarz, ale w tej samej chwili spostrzegł, że

Anna patrzy na niego błagalnym wzrokiem. Zamiast tego powiedział: - Ale teraz już na dobre

osiedliłeś się w Kristianii. Anna jest bardzo szczęśliwa, że może mieszkać tutaj, w mieszkaniu

kierownika fabryki.

Ojciec wzruszył ramionami, ale nie zdołał ukryć, że jest dumny.

- Nietrudno jest zrobić duże pieniądze w Stanach.

- Czyżby? - Johan posłał mu zdziwione spojrzenie. - Myślałem, że emigranci dwoją się i

troją, żeby związać koniec z końcem. W każdym razie przez pierwsze lata.

Ojciec zachichotał.

- Zależy, czy masz odwagę zaryzykować chłopcze. Tchórze do niczego nie dochodzą.

Johan nie chciał dopytywać. Zrozumiał, że ryzyko, które ojciec podejmował, nie zawsze

było zgodne z prawem.

- Anna pewnie ci opowiadała, że zostanę rzeźbiarzem? Ojciec znów się zaśmiał.

- Wygląda na to, że lepiej ci idzie łupanie kamienia niż wspinanie się na maszt. Myślę, że

wybierzemy się razem w morze i wtedy nauczę cię, jak to się robi.

background image

Johan zmusił się do uśmiechu. Ojciec wcale nie był zainteresowany słuchaniem o jego

pracy. Anna się wtrąciła:

- Johan wykonuje ładne rzeźby. Przyjaciel kierownika Paulsena, który zna się na

rzeźbiarstwie, twierdzi, że Johan ma wyjątkowy talent.

- Czy masz więcej kawy, Anno? Jestem spragniony jak kania dżdżu. - Mrugnął jednym

okiem do Johana. - Wczoraj wieczorem mieliśmy zakrapiane przyjęcie, rozumiesz? Spotkałem

kumpli z dawnych lat.

Anna przyniosła dzbanek z kawą, potem dołożyła na półmisek świeżo usmażone racuchy.

- Dziś obiad będzie późno. Torkild nie wróci do domu wcześniej niż o szóstej.

- Myślisz tylko o swoim mężu? Myślałem, że cieszysz się, że twój ojciec znów jest w

domu?

- Cieszę się że jesteście tutaj obydwoje z Johanem, ale uważam, że możemy poczekać na

Torkilda z obiadem.

Ojciec odwrócił się do Johana.

- Zupełnie jak jej matka. Na okrągło sprząta, szoruje, prasuje i myje okna. To nic

przyjemnego wrócić do domu i poczuć zapach amoniaku i szarego mydła. Jeśli nie będzie się

pilnować, Torkild znajdzie sobie inną dziewczynę, powtarzam jej. Mężczyzna chce mieć ciepłe

łóżko i chętną żonę. Nie taką, co jest wiecznie zmęczona, niewyspana i ma czerwone, popękane

ręce. - Znów się roześmiał.

Johan czuł, że narasta w nim niechęć.

- Wątpię, żeby Anna była w stanie zrobić coś, co sprawiłoby, że Torkild by ją zdradził.

Miłość, która jest między nimi, to prawdziwe uczucie.

Ojciec spojrzał na niego przez dym z fajki.

- Chyba nie stałeś się miękki na starość, co, Johan? A swoją drogą, jak tam twoje życie

miłosne? Znalazłeś już sobie jakąś miłą dziewczynę w Paryżu? Jakąś małą Francuzeczkę o

czarnych włosach i na wysokich obcasach? Tylko uważaj, jeśli jest mężatką! Wszyscy Francuzi

zdradzają swoje żony, ale nie znoszą, kiedy one robią to samo.

- Nie interesują mnie francuskie dziewczyny. Kiedy ukończę studia, wracam do

Kristianii. Profesor, dla którego wcześniej pracowałem, mówi, że będę miał co robić.

Ojciec nagle się zainteresował. Patrzył na niego podejrzliwym wzrokiem.

- Chyba nie myślałeś o powrocie nad rzekę?

- A dlaczego nie?

- Myślałem, że będziesz kimś. Kimś więcej niż inni.

- Ale chyba mogę tutaj mieszkać?

background image

- Być kimś i jednocześnie mieszkać w szczurzej norze? Czy ty nie masz żadnych ambicji

chłopcze?

- Dobrze mi nad rzeką. Tutaj ludzie nie myślą tylko o sobie.

- A ja myślałem, że mój syn będzie chodził z laską po ulicy Karla Johana i uchylał

kapelusza, mijając znajomych!

- W takim razie muszę cię rozczarować, ojcze. Zamierzam spędzić swoje życie inaczej,

nie na uchylaniu kapelusza. Chcę otworzyć ludziom oczy - ukazać im niesprawiedliwość. Nie

mogę więc żyć tak, jakbym nie wiedział, że jej nie ma.

Ojciec prychnął rozzłoszczony i wstał od stołu.

- Idę odwiedzić wdowę po Jacobsenie. Mówiłaś, że kiedy będzie obiad, Anno?

- O szóstej. Ojciec zniknął.

- Z pewnością wybiera się do knajpy. - Johan słyszał, że w jego głosie zabrzmiała

uszczypliwość. - Jak ty to wytrzymujesz, Anno?

Uśmiechnęła się nieśmiało.

- Rozumiem cię, ale on jest mimo wszystko naszym ojcem. Czuję się za niego w pewien

sposób odpowiedzialna.

- Nie byłoby was stać na wynajęcie mieszkania kierownika bez jego pomocy,

nieprawdaż? Kiedy podnajmiecie facjatkę?

- Zaczęłam tkać dywaniki. Mamy z tego trochę dodatkowych pieniędzy.

- Pozwalasz mu, żeby myślał, że możecie tu mieszkać dzięki niemu, podczas gdy być

może tak naprawdę jest na odwrót?

Gwałtownie pokręciła głową.

- To prawda, że dał mi sto koron, kiedy przyjechał do domu. Od czasu do czasu wciska

mi po kilka koron.

- Spróbowałby nie, skoro tutaj mieszka i dostaje jedzenie.

- To wcale nie jest takie pewne, że ma tyle pieniędzy, ile mówi, że ma.

Johan nic nie powiedział. Nie chciał odbierać jej wszystkich złudzeń.

Potem się uśmiechnął.

- Teraz wreszcie możemy porozmawiać o czymś innym. Byłem z wizytą na

Hammergaten.

Anna się rozpromieniła.

- Chciałabym widzieć twarz Elise, kiedy cię zobaczyła.

- Torkild wpadł do niej z „Verdens Gang". Był tam artykuł o dziewczętach z Vaterland.

Torkild nie wiedział, że to Elise pomogła załatwić pisarzowi rozmowę z jedną z dziewcząt, ale

jego artykuł był przeciwieństwem tego, na co liczyła.

background image

Anna spojrzała na niego z przerażeniem.

- Czy była bardzo zasmucona?

- Była wściekła i od razu napisała mu odpowiedź.

- Ale chyba nie do gazety?

- A jakże. Jeśli się odważą, puszczą to do druku i wtedy Elise może się spodziewać

reakcji.

Anna zakryła usta dłonią.

- Jak ona mogła to zrobić? Przecież może zostać wezwana do sądu?

- Nie podpisała się własnym nazwiskiem, użyła swojego pseudonimu - Elias Aas. Ludzie

będą myśleli, że to mężczyzna. - Uśmiechnął się. - Ale to i tak odważny krok.

- Jej wydawnictwo jest bardzo zadowolone z tego, o czym pisze. Z pewnością ją wesprą.

Czy mówiła, że pożyczono jej maszynę do pisania?

- Widziałem ją. Myślę, że na pewno są z niej zadowoleni, ale wątpię, żeby pozwolili jej

pisać, o czym tylko będzie chciała. Muszą dbać o swoją reputację. Uważali, że za daleko się

posunęła w Podciętych skrzydłach, i prosili żeby unikała pisania o nieobyczajności. Jeszcze nie

czytałem jej drugiej książki, ale bardzo się na to cieszę.

- Wiedziałeś, że napisała między innymi o swoich rodzicach, o matce i jej losie? Teraz

zaczęła pisać powieść, która traktuje o synu z bogatej rodziny, który zakochuje się w córce

przekupki z targu Stortorvet. Nie ma problemu z wczuciem się w myśli i uczucia tej kobiety,

zarówno ona jak i Hilda przeżyły coś podobnego.

Johan, uśmiechając się, pokiwał głową.

- To będzie ciekawe. Ona jest zdolna i odważna. Jestem z niej dumny.

Annie zaszkliły się oczy.

- Tak się cieszę ze względu na was. Zasługujecie na to, żeby wreszcie być razem. Tak

miało być, odkąd byliście dziećmi, i wiem, że przez cały ten czas zachowaliście miłość w

waszych sercach.

Pokiwał głową i od razu stał się poważny i zamyślony.

- Kristianowi się to nie podoba. Nie rozumiem dlaczego. Spojrzała na niego zdumiona.

- Nie podoba mu się, że ty i Elise się kochacie?

- Na to wygląda. Kiedy Peder mnie zobaczył, radośnie wpadł do pokoju, ale Kristian w

ogóle nie zareagował. Potem zniknął. Elise powiedziała mi, że wygląda na to, że jest zły na nią,

że za mało opłakuje Emanuela, i że boi się, że ona pokocha innego.

- To pewnie ten wiek. Jest na drodze do dorosłości i po śmierci Emanuela uważa się za

mężczyznę w tym domu. To nie musi mieć żadnego związku z tobą. Jako najstarszy z dzieci,

chciałby może być głową rodziny i każdego innego mężczyznę postrzega jako intruza.

background image

Johan pokiwał głową w zamyśleniu.

- Możliwe, że masz rację. Elise wspominała też, że męczą go wyrzuty sumienia po tym,

jak się pokłócił z Emanuelem. Elise stanęła po stronie Kristiana, i sprawa skończyła się tak, że

Emanuel pojechał do domu, do swoich rodziców. Pomimo, że Kristian poprosił Emanuela o

wybaczenie, gdy ten był na łożu śmierci, dalej go to gryzie.

Zamilkł. Przez chwilę panowała cisza.

Po chwili Anna ostrożnie powiedziała: - Może Kristian uważa, że Elise powinna być

wierna pamięci Emanuela. Jest wdową od niedawna, a czas żałoby trwa rok. Może powinniście

poczekać z okazywaniem sobie uczuć.

Pokiwał głową i posłał jej mały uśmiech.

- Byliśmy ostrożni. Jedyną osobą, która widziała radość Z naszego spotkania, była pani

Jonsen.

- Ona jest największą plotkarą w mieście. Zaraz po pani Evertsen z Andersengården.

- Domyśliłem się. Robiłem co mogłem, żeby zachowywać się poprawnie, i po jakimś

czasie pani Jonsen trochę zmiękła. Zwłaszcza kiedy usłyszała, że będę rozglądać się za

warsztatem, kiedy wrócę za rok do domu. Nie zrozumiała, o jaki warsztat mi chodzi, i

zaoferowała mi swoją piwnicę, chociaż pełno w niej starych rupieci i szczurów.

Anna roześmiała się, a potem spytała.

- A o jakim warsztacie marzysz?

- Dużym i jasnym, z wieloma oknami, ale to zależy, czy będzie mnie stać.

- Na pewno będzie cię stać. Kiedy ludzie zobaczą, co umiesz, i że wyrobiłeś sobie markę,

staniesz się sławny i bogaty. Wtedy będziesz mógł chodzić w cylindrze i błyszczących butach i

przechadzać się z laską wzdłuż Karla Johana razem z ojcem - dorzuciła, żeby go podrażnić i się

roześmiała.

Johan uśmiechnął się, ale natychmiast spoważniał.

- Postanowiliśmy z Elise poświęcić nasze życie na ukazanie ludziom nierówności

społecznych. Ona będzie o tym pisać, a ja będę wykonywał rzeźby, które będą przedstawiać

dzieci w pracy, zatroskane matki z gromadką wygłodniałych maluchów i utrudzonych

pracowników fabryk.

Anna otarła łzę.

- Chyba to nic dziwnego, że tak was kocham?

background image

6

Elise wzięła kopertę, którą podał jej Peder, i otworzyła ją, czując, jak narasta w niej

niepokój. Coś musiało być nie tak, skoro nauczyciel przesłał jej przez niego list.

Szanowna pani Ringstad!

Chciałbym z Panią porozmawiać o Pederze. Czy możemy się spotkać jutrzejszym

przedpołudniem w Folkvang o godz. 12? Restauracja leży w pobliżu ulicy Hammergaten, bo

wiem, że jest Pani zajęta.

Z poważaniem

Hagbart Knudsen

Peder stał, nic nie mówiąc, i wpatrywał się w nią z przerażeniem w oczach.

- Czy coś jest nie tak?

- Nie. Ja... On... On chce mi tylko pokazać, jak mogę ci pomóc. - Nie chciała nic więcej

mówić, to mogłoby go zdenerwować. Przecież ledwo udało mu się dostać promocję do szóstej

klasy.

Peder najwyraźniej nie był zadowolony z jej odpowiedzi.

- Pomóc mi? Ale z czym? Elise próbowała się roześmiać.

- Nie jestem dobra z rachunków, a dzieci czasem potrzebują pomocy od swoich

rodziców. On wie, że Emanuel zmarł tego lata, a mężczyźni lepiej sobie radzą z liczbami niż

kobiety. Poza tym, czy ty mi czasem nie obiecałeś pomocy przy zmywaniu? Woda już się

zagrzała.

Jensine przydreptała ze swojego kącika z zabawkami i wyciągnęła do niej ręce.

- Sine ce na opka. Elise się uśmiechnęła.

- Nie teraz, malutka. - Podała jej miotełkę. - Możesz pozamiatać podłogę.

Jensine chwyciła miotełkę cała szczęśliwa i zadowolona, i zaczęła ją ciągnąć po

podłodze. Peder się roześmiał.

- Ona myśli, że pozbiera śmieci, ciągnąc ją po podłodze. Elise położyła palec na ustach.

- Ciii, nie wolno ci odbierać jej radości z wykonywanej pracy Kristian i Evert jeszcze nie

wrócili do domu po pracy. Na zewnątrz zaczęło się ściemniać. Peder zaczął zmywać naczynia, a

ona wycierała.

- A Johan tu dzisiaj nie przyjdzie?

Pokręciła głową i ulżyło jej, że on najwyraźniej zapomniał już o liście od nauczyciela.

background image

- Johan miał się spotkać z profesorem i z jakimiś dżentelmenami, którzy być może w

przyszłości będą jego klientami.

- A czy on tu zostanie przez jakiś czas?

- Myślę, że przez kilka tygodni.

- Czy on mieszka u Anny i Torkilda?

- Tak.

- A czemu nie może zamieszkać u nas? Przecież łóżko Em-manuela i ciotki Ulrikke stoi

puste.

- To chyba nic dziwnego, że chce mieszkać u swojej siostry. Przecież wiesz, jak jest do

niej przywiązany, a ona jego.

- Myślałem, że do nas też jest przywiązany. - W głosie Pedera słychać było

rozczarowanie.

- Tak właśnie jest, Pederze. Jestem tego zupełnie pewna. Ale to nie jest takie proste.

Johan i ja byliśmy kiedyś zaręczeni, a potem ja wyszłam za mąż za Emanuela. To wszystko

wiesz. Gdybym pozwoliła, żeby Johan teraz tu zamieszkał, pani Jonsen mogłaby mnie

podejrzewać o to, że nie jestem wierna pamięci Emanuela.

Spojrzał na nią znad balii z naczyniami.

- Nic z tego nie rozumiem.

- Jestem w żałobie, chodzę ubrana na czarno i mam czarną opaskę na rękawie płaszcza.

W takiej sytuacji nie mogę pozwolić innym mężczyznom tutaj nocować.

- Ale dlaczego?

Elise westchnęła z rezygnacją.

- Niektórzy potraktują to jako coś niemoralnego. Jesteś za mały, żeby to zrozumieć.

Zrozumiesz, kiedy dorośniesz.

- Ale ja wszystko wiem. Wtedy pani Jonsen będzie myślała, że ty i Johan sypiacie w

jednym łóżku i robicie dzieci, prawda?

Elise poczuła, że pieką ją policzki.

- Co ty opowiadasz! - wykrzyknęła.

- Nie tylko ja myślę, że pani Jonsen tak myśli. Kristian też tak myśli.

Posłała mu przerażone spojrzenie.

- Tak ci powiedział?

- Mówi, że ty jesteś zakochana w Johanie i że jeśli zamieszkasz razem z nim, to nie

będziesz nic lepsza od jego matki.

Elise osłupiała. Czy Kristian myślał w ten sposób? Wiedziała, że nigdy nie wybaczył

matce, pomimo tego, że pojechał ją odwiedzić do Kjelsås. Ale nigdy by nie pomyślała, że będzie

background image

ją porównywał do ich matki. Myśl o tym ją zapiekła. Przez wiele lat poświęcała się dla swoich

braci, zajmowała się nimi, jak gdyby byli jej własnymi dziećmi, ich dobro stawiała ponad swoje

życzenia i potrzeby. Dawała im najlepsze jedzenie, zawsze była gotowa, żeby im pomóc.

Pomagała im w lekcjach, łatała spodnie i cerowała skarpety. A teraz, jeśli zacznie okazywać

swoją miłość do Johana, Kristian potraktuje to jako zdradę!

- Jesteś zła? - Peder spojrzał na nią zasmuconym wzrokiem.

- Nie, ale zrobiło mi się bardzo przykro. Myślałam, że Kristian nie będzie miał nic

przeciwko temu, żebym znów zaczęła spotykać się z Johanem. Chyba nie zapomniał, jak bardzo

byliśmy do siebie przywiązani, kiedy mieszkaliśmy na Andersengården.

- On o tym pamięta, ale mówi, że skoro byłaś tak głupia i wyszłaś za mąż za Emmanuela,

to nie możesz się teraz cofnąć i udawać, że nic się nie stało.

Nic na to nie powiedziała. Nie było sensu dyskutować na ten temat z Pederem, on nie był

taki jak Kristian.

- Nie przejmuj się nim, Elise. Kristian ostatnio jest nie w humorze. Myślę, że jak

zapomni o Gunvor, to znów będzie zadowolony.

Elise kiwnęła głową.

- Też tak myślę. - Zmierzwiła mu grzywkę. - Dużo już rozumiesz, Pederze, chociaż

jeszcze nie zacząłeś się zakochiwać.

Zwrócił ku niej twarz, czerwony i spocony od ciepłej wody do zmywania.

- A co ty możesz o tym wiedzieć? Nie mogła się nie roześmiać.

- Ach, głupio palnęłam. Pamiętam, jak się patrzyłeś na Marte w noc świętojańską.

Peder prychnął.

- A tam Marte. To było dawno temu.

- A kto jest teraz?

- Synnøve i Aschlaug.

- Dwie naraz? Ale tak chyba nie można?

- Jak to nie? Synnøve raz mi pomogła w rachunkach na przerwie, a Aschlaug dała w

swoje urodziny bułkę z syropem.

- Teraz rozumiem, czemu się w nich zakochałeś. Zwłaszcza w Aschlaug.

Poważnie pokiwał głową.

- Zawsze powtarzałaś, że najważniejsze, żeby one były miłe. Aschlaug jest ruda i ma

piegi, ale to chyba nic nie szkodzi, prawda?

- Absolutnie nie.

- A wiesz, to z Marte, to była tylko głupia szczenięca miłość.

Elise powstrzymała uśmiech.

background image

- Na pewno, skoro to było tak dawno temu.

Elise nie mogła zasnąć tej nocy. Co się takiego wydarzyło, że J nauczyciel Pedera musiał

z nią porozmawiać? I to na dodatek poza terenem szkoły, prawdopodobnie po to, żeby nikt się

nie dowiedział. Czyżby stwierdził, że Peder jednak jest za słaby z różnych przedmiotów, żeby

być w szóstej klasie? Zabolała ją ta myśl.

A może chciał mu zaproponować korepetycje. To z pewnością kosztuje fortunę, ale on

pewnie myśli, że ona otrzymuje nie wiadomo jakie honoraria za swoje książki. Może nie chciał,

żeby inni nauczyciele się domyślili, do czego on zmierza. Wiedziała, że nie zarabiają zbyt wiele.

Z pewnością było wielu takich, którzy chcieliby zarobić dodatkowo kilka groszy.

Próbowała odpędzić te nieprzyjemne myśli i skupić się na Johanie. Miał nadzieję, że

skończy dziś na tyle wcześnie, żeby móc do niej wpaść wieczorem, ale najwyraźniej profesor

miał mu dużo do powiedzenia. Poza tym nie mógł sobie po prostu pójść, jeśli któryś ze

znajomych profesora był zainteresowany jego szkicami.

Westchnęła. Może tak było lepiej. Będą mogli się spotkać jutro przed południem, jak

Kristian będzie w szkole. Wymyśli jakąś wymówkę i poprosi panią Jonsen, żeby przypilnowała

Hugo i Jensine, jeśli nie uda jej się poprosić Hildy. Kiedy Hilda dowie się, że Johan jest w domu,

z pewnością od razu przyjdzie.

Obudził ją deszcz uderzający o szyby. Dobrze, że miała wyjść tylko do restauracji na

Folkvang, która leżała na rogu Maridalsveien i Arendalsgaten. Kaysalen - tak wielu ludzi wciąż

jeszcze określało to miejsce. Pomimo tego, że przez długi czas mieszkała na Hammergaten,

nigdy tam jeszcze nie była. Ale kogo było stać na chodzenie po restauracjach?

Najmniejszy dom na Folkvang był bardzo stary, ale ten duży, który znajdował się z tyłu,

został wybudowany kilka lat temu. Pani Evertsen opowiadała jej o tamtejszych rozrywkach.

Latem przebiegała tędy trasa dyliżansów ze Stortorvet aż do restauracji na rogu Maridalsveien i

Arendalsgaten. Dyliżans to powóz, który ludzie nazwali żółta febra. W Kaysalen wystawiane

były sztuki teatralne, często występowali też żonglerzy - tak mówiła pani Evertsen. Dużo się tam

działo, bo to miejsce miało koncesję na sprzedaż wódki. W ogrodzie znajdowało się wesołe

miasteczko z karuzelami, pawilon muzyczny i mała scena, na której odbywały się małe

przedstawienia albo teatr lalek dla dzieci. Na drugim piętrze tego dużego domu znajdowała się

sala do tańczenia. Potem miejsce zostało przejęte przez Związek Robotniczy z Sagene. Słyszała,

że sam Marcus Thrane miał swoje wykłady w tej dużej sali. Teraz Folkvang zostało przejęte

przez człowieka nazwiskiem Carl Vassel. Słyszała o nim, bo to on był modelem dla słynnego

konnego pomnika Karla Johana. Vassel musiał być ciekawym człowiekiem, skoro w jego stajni

mieszkały świnie, a kury wolno chodziły po podwórzu.

background image

Elise trzęsąc się, pospieszyła do kuchni, zapaliła wypolerowaną parafinową lampę i

napaliła w piecu. W domu było cicho, żadne z dzieci jeszcze się nie obudziło. Było też ciemno,

nie było nawet wpół do szóstej. To o tej porze zazwyczaj wstawała, kiedy jeszcze pracowała w

przędzalni. Wzdrygnęła się na samą myśl.

Po krótkiej kąpieli w lodowatej wodzie, szybko się ubrała i usiadła przy stole, żeby

zapisać kilka pomysłów, które przyszły jej do głowy w związku z powieścią, kiedy długo leżała,

nie mogąc zasnąć.

Czasami takie bezsenne leżenie wcale nie było takie złe. Wyobrażała sobie wtedy postaci

ze swojej powieści, słyszała, o czym rozmawiają, i widziała, co robią. Potem wystarczyło to

tylko zapisać, chociaż czasami rano po przebudzeniu już tego nie pamiętała. Była rozczarowana

za każdym razem, kiedy jej się to zdarzało. W nocy nie mogła palić światła, bo spała w jednym

łóżku z Hugo i Jensine. Poza tym mogło to być niebezpieczne, gdyby zasnęła i zapomniała

zgasić lampy.

Czuła, że jest już dobrą znajomą Inger i Henrika Teisa, o których pisała. Inger

przypominała trochę Hildę, była odważna i impulsywna, zazwyczaj mówiła to, co myśli, ale

jednocześnie była wrażliwa i łatwo ją było urazić. Rozumiała też, że mogła zrażać do siebie

ludzi przez to, że była szczera.

Imponowała jej pewność siebie Henrika Teisa, jego opanowanie, atletyczna sylwetka i

ciemne oczy. Jemu natomiast podobała się jej impulsywność - i to, że nie udawała kogoś, kim

nie jest. Nie mógł powiedzieć tego samego o innych kobietach, które spotykał.

Niedawno przeczytała w „Sværta" artykuł o nowej sztuce biegania na nartach. Grupka

zapalonych młodych ludzi przechodziła z Tryvannshøyden do Sørkedalen, w każdą niedzielę

zeszłej zimy. Elise wymyśliła, że Henrik Teis będzie jednym z nich. Nawet na pewnej fotografii

zamieszczonej w „Svørta", zrobionej w l904 roku, a więc na rok przed rozwiązaniem unii ze

Szwecją, uwieczniono orszak królewski na nartach! Na przedzie szedł następca tronu Gustaf, za

nim syn, książę Gustaf Adolf, a na końcu łowczy królewski, Thomas Fearnley Dziwnie jest

chyba zjeżdżać na nartach. Musiało się to dziać bardzo szybko, zwłaszcza w dół zbocza. To było

coś dla chłopców. Ona sama nigdy by się nie odważyła.

Kiedy zapisała kilkanaście stron, z przerażeniem zauważyła, że dochodzi siódma, a ona

jeszcze nie pobudziła chłopców. Wbiegła na schody, przeskakując co drugi stopień.

Kiedy zeszli na dół do kuchni, zauważyła, że Kristian był w lepszym humorze. Czy miało

to jakiś związek z Gunvor? A może był zadowolony, że Johan wczoraj do nich nie przyszedł?

Może stwierdził, że zaczyna być zbyt podejrzliwy?

Powiedziała pani Jonsen, że ma się spotkać z nauczycielem Pedera, bardzo ją przy tym

prosząc, żeby nikomu nie powtarzała. Plotki szybko się rozchodzą, ludzie są ciekawscy, a poza

background image

tym każdy może dodać coś od siebie. W efekcie mogłoby to wyglądać tak, że Peder został

wydalony ze szkoły ze względu na agresywne zachowanie albo że nie zdał i zostanie

przeniesiony do szkoły specjalnej. A przecież to spotkanie może mieć zupełnie prozaiczny

powód, taki jak nieodrobione lekcje.

Kiedy przyszła pani Jonsen, na szczęście przestało padać.

- Ciepło się ubierz, Elise. Wieje okropny wiatr z północy i jest przeraźliwie zimno. Do

szkoły trzeba iść kawałek drogi, a ty zazwyczaj siedzisz w domu i tylko piszesz.

Elise kiwnęła głową z uśmiechem.

- Dziękuję za troskę, pani Jonsen. Nie sądzę, żebym wychodziła na długo. Chłopcy już

zjedli, a Jensine śpi. Wygląda na to, że Hugo też ma ochotę na przedpołudniową drzemkę.

Tylko piszesz, pomyślała, schodząc. A więc ludzie tak na to patrzyli. Pisanie książek to

próżniaczy żywot. Gdyby tylko wiedzieli, jak jej czasem było ciężko, kiedy fantazja zawodziła.

W talach chwilach miała ochotę rzucić się w wir prac domowych. Ale tak nie mogła zrobić -

wtedy książka nigdy by nie powstała.

O tej porze dnia nie było wielu ludzi na dworze. Dorośli byli w pracy, a dzieci w szkole.

Na Folkvang siedzieli pewnie pijacy albo dobrze obuci kramarze, tacy jak Paul Georg

Schwencke, i prowadzili interesy z sobie podobnymi. Zastanawiała się, co się z nim stało po

tym, jak go zaaresztowano. Nie widziała też jego narzeczonej - Mimmi Tynæs. Może ona wcale

nie była taka nie winna, na jaką wyglądała, i też wylądowała w areszcie. Potem mogła się

znaleźć w Domu Ebenezera - gdzie Wewnętrzna Misja Kristianii otworzyła przytułek

zwolnionych więźniarek. Znajdował się on tuż za przędzalnią Graaha, na Sagveien. Dziewczęta

pracowały w pralni i na dodatek dostawały wynagrodzenie z swój wkład.

Zawsze zadziwiał ją Dom Ebenezera. Kiedy była dzieckiem należał do właściciela

fabryki i przypominał wspaniałe wille położone przy Josefinesgate. Dlatego nie była w stanie

zrozumieć, że mógł zostać przekształcony w miejsce dla osób zwolnionych z więzienia. Lepiej

nadawał się dla bogacza i jego rodziny.

Odpędziła tę myśl i spojrzała w dół ulicy. Obawiała się. Jeśli nauczyciel Knudsen

odważy się zasugerować, że Peder nie poświęca wystarczająco dużo czasu na zadania domowe,

ona nie pozwoli, by miał ostatnie słowo. Opowie mu o chęci do pracy i uporze w dążeniu do celu

Pedera, o jego uporczywch próbach poprawienia umiejętności czytania i o tym, że przestał już

nosić drewno dla woźnego w szkole, żeby cały swój wolny czas poświęcić nauce.

Stał tuż za rogiem. Był ubrany w kapelusz i płaszcz, uśmiechał się. Nie była w stanie

odwzajemnić tego uśmiechu. Kłopoty Pedera nie były niczym zabawnym.

Uchylił kapelusza.

background image

- Dzień dobry, pani Ringstad. Bardzo mi miło, że znalazła pani czas. Peder mówił, że jest

pani bardzo zajęta.

Znalazła pani czas... Prychnęła w duchu. Jeszcze by tylko brakowało, żeby nie mogła

znaleźć czasu na spotkanie w sprawie Pedera.

- Dzieci są na pierwszym miejscu, a szkoła jest bardzo ważna. Pokiwał głową.

- Dobrze to słyszeć z pani ust. Nie wszyscy rodzice przejmują się tym, żeby ich dzieci

chodziły do szkoły. Wręcz przeciwnie: wielu chłopców z Sagene przestało chodzić do szkoły,

żeby pójść do pracy. I to rodzice wymagają od nich, żeby zarabiali pieniądze, zamiast, jak to

mówią, marnowali czas na naukę. Elise pokręciła głową.

- Wielu z nich tego nie rozumie. Poza tym potrzebują pieniędzy. Posiadanie dzieci

kosztuje. Nędza zmusza dzieci do podjęcia pracy.

- Jest dla nich oczywiste, że dzieci pójdą w ich ślady i będą pracowały w fabryce. Nie

trzeba umieć czytać, by móc obsługiwać maszynę.

Wzruszył ramionami. Przecież nie po to ją poprosił o spotkanie, żeby o tym dyskutować?

- Może wejdziemy? Strasznie dziś wieje.

W środku nie było prawie nikogo. Nie było tam też zresztą zbyt ciepło. Gdyby nie pani

Jonsen, zaprosiłaby go do siebie do domu. Mogliby usiąść w kuchni, napalić w piecu i byłoby o

wiele przyjemniej. Ale pani Jonsen z pewnością by sobie to inaczej wytłumaczyła, była tego

pewna.

Zamówił dwie filiżanki kawy i dwie drożdżówki.

- Podziwiam panią, pani Ringstad. Muszę przyznać, że pani historia wywarła na mnie

spore wrażenie. Wyrastać w domu, gdzie matka cierpi na suchoty, a ojciec pije, a potem zaraz po

konfirmacji harować w fabryce. Od tego czasu utrzymuje pani młodsze rodzeństwo. Na tym nie

koniec, udało się pani awansować ze stanowiska prządki na stanowisko w biurze, a teraz jest

pani pisarką! Powinno się o pani czytać w gazetach!

Nie mogła się nie roześmiać.

- Teraz pan przesadza, panie Knudsen. Zaakceptowano zaledwie jedną moją książkę i

nawet nie wiadomo, czy ktoś ją kupi, jak zostanie wydana.

- Wydawało mi się, że Peder wspominał, że wydała pani książkę, która ukazała się

również w Danii?

Poczuła, że się czerwieni. Peder znów się wygadał, powinna była to przewidzieć.

- To była tylko nieudana próba. Coś, o czym wolę głośno nie wspominać.

- Ma się rozumieć. Przepraszam, że o tym wspomniałem. Peder najwyraźniej nie do

końca zrozumiał.

- Peder mówi wiele dziwnych rzeczy. Często mówi, zanim pomyśli, a potem żałuje.

background image

Nauczyciel Knudsen roześmiał się.

- Zabawny z niego chłopak. Często sprawia, że cała klasa się śmieje.

- Mam nadzieję, że nie z niego.

- Z niego niestety też, ale równie często zdarza się, że podnosi rękę i pyta, czy może

opowiedzieć dowcip. Czasami mu na to pozwalam, chociaż obawiam się, że dyrektor byłby

wstrząśnięty, gdyby się o tym dowiedział.

Obydwoje wybuchli śmiechem. Spojrzał na nią pytająco.

- Skąd on zna te wszystkie śmieszne historie?

- Niektóre sam wymyśla, a niektóre Evert czyta mu na głos w „Vikingu". Myślę że

najważniejsze jest to, że Peder uważnie słucha i obserwuje, tak że wie, co się wokół niego dzieje.

- Przypomina mi satyryka Andreasa Blocha. Mówi się, że prywatnie jest on poważny,

cichy i skryty, prawie że zamknięty w sobie. Wiem, że ludzie różnie patrzą na jego prace.

Niektórzy uważają, że zawiódł swoje artystyczne powołanie i sprzedał się komercji, robiąc ilu-

stracje dowcipów i kart pocztowych, ale ja myślę, że potrzebni są nam ludzie, którzy będą nas

zabawiać i rozśmieszać. I tak jest już wystarczająco dużo powagi w świecie. - Zaśmiał się po

cichu. - Mogę sobie pozwolić powtórzyć dowcip, który Peder opowiedział wczoraj?

Elise poczuła, że się rumieni.

- Mam nadzieję, że to nie ten sam, który opowiedział przy obiedzie.

- O nauczycielce, która tłumaczyła klasie, że konkretny, oznacza coś, co można

zobaczyć, a abstrakcyjny oznacza coś, czego nie można zobaczyć?

Kiwnęła głową i ogarnął ją śmiech.

Nauczyciel kontynuował.

- Potem nauczycielka poprosiła jednego z uczniów, czy mógłby podać jakiś przykład.

Tak, odpowiedział jeden z chłopców. Moje spodnie są konkretne, a pani spodnie są

appstrakcyjne.

Obydwoje wybuchli śmiechem.

Elise z przerażeniem zasłoniła usta ręką i zawstydzona rozejrzała się wokół. Pomyśleć, że

ktoś mógłby usłyszeć, co on mówił, i zobaczyć jak beztrosko się zaśmiała z tego niewybrednego

dowcipu.

- Przyszedł mi do głowy pewien pomysł - powiedział entuzjastycznie nauczyciel, kiedy

wreszcie ucichł jego śmiech. - Peder ma talent do rysowania. Mógłby wymyślać dowcipy i je

ilustrować, a pani mogłaby pisać teksty. To mogłoby się stać jego źródłem utrzymania. Kto wie,

może za kilka lat sam będzie umiał je pisać.

Elise poczuła, że rozgrzewa ją fala radości. Nie mówiłby tego, gdyby chciał

zaproponować przeniesienie Pedera do niższej klasy albo do szkoły specjalnej.

background image

Poczuła, że uczucie niepokoju zniknęło. Nauczyciel Knudsen może chciał jej pomóc, a

nie straszyć, grozić czy krytykować.

Od razu spoważniał.

- Ciężko musi być wdowie z piątką dzieci w domu.

- Właściwie to mam tylko dwójkę. Chłopcy są już duzi i pomagają mi jak mogą.

Zarówno Kristian jak i Evert dają mi półtorej korony tygodniowo, prawie cały ich dochód z pra-

cy, jaką wykonują. Niedługo moja książka ukaże się w druku i być może dostanę zaliczkę. A na

pewno honorarium, kiedy kilka egzemplarzy zostanie sprzedanych.

- Nie miałem na myśli tylko sytuacji finansowej, tylko że musi się pani czuć

osamotniona. Mówi pani, że chłopcy są już duzi. To oznacza, że już niedługo zaczną swoje

życie. Kiedy maluchy są już w łóżkach, jest pani na pewno samotna.

- Nie jest się osamotnionym, kiedy się pisze książki. Żyję tym, o czym piszę, i często jest

to dużo bardziej interesując niż rzeczywistość.

Zaśmiał się.

- Dla mnie wygląda to na swego rodzaju życie zastępcze, jakiś sen. Zamiast własnych

przeżyć.

- Ja patrzę na to inaczej. Poza tym nie tak dawno zostałam wdową. Jeszcze przez sporą

część roku muszę nosić żałobę.

- Rok szybko minie. Nie może pani spędzić reszty życia na obmyślaniu, co pani

bohaterowie będą przeżywać, podczas gdy pani własne życie przemija.

Pokręciła głową z uśmiechem głową.

- Uważam, w moim życiu dużo się dzieje. Chłopcy wnoszą do domu gwar i ruch. Mam

starszą sąsiadkę, która ciągle do nas wpada, a niedawno przez cały tydzień mieszkała u nas

ciotka mojego męża. Mogłabym napisać całą książkę o jej wizycie i uwagach Pedera

skierowanych do tej starej panny - dorzuciła ze śmiechem. - Poza tym niedawno poznałam kilku

młodych pisarzy pochodzących z lepszej dzielnicy, którzy chcieliby, żebym im pomogła

dowiedzieć się czegoś więcej na temat biedy w dzielnicach przemysłowych.

Słuchał z uwagą.

- Niedawno przeczytałem artykuł w „Verdens Gang", który dotyczył tak zwanych

dziewcząt do towarzystwa z Vaterland. Przykro jest myśleć, że samotni mężczyźni z dobrych

domów cierpią na choroby, którymi zaraziły ich te proste ulicznice.

Elise poczuła, że robi się czerwona z podekscytowania. A więc tak odebrał ten artykuł!

Jeszcze nie miała okazji porozmawiać z Asle Diriksem, ale nie pozwoli mu się tak łatwo

wywinąć! Teraz miała dowód na to, jak jego artykuł wpłynął na opinie innych.

background image

Dziwne, że nauczyciel Knudsen o tym wspomniał. Z pewnością dlatego, że była pisarką,

w innym wypadku nie odważyłby się rozmawiać o czymś takim z prawie obcą kobietą.

Musiał zauważyć, że się zaczerwieniła, i źle to zrozumiał.

- Proszę wybaczyć, pani Ringstad. Nie chciałem pani zawstydzić.

Machnęła ręką i wymamrotała, że to nic nie szkodzi.

- Dorastałam nad rzeką, więc jestem przyzwyczajona do różnych widoków.

Spojrzał na nią ze zdziwieniem.

- Czy to jest tak, że relacje między dziewczętami a chłopcami wyglądają tam nieco

inaczej?

- Tak, chyba wygląda to trochę inaczej, być może są bardziej bezpośrednie.

- Ale w jaki sposób? - Wyglądał teraz na zaciekawionego. - Słyszałem, że w fabrykach

pracują niezamężne matki.

Jego spojrzenie wędrowało po jej ciele. Nagle poczuła się, jakby była nieubrana - w tej

cieniutkiej bluzce, która zrobiła się przyciasna, po tym jak wydała na świat Jensine. O co mu

chodzi? Czego chciałby się dowiedzieć?

- Tak, biedaczki - odpowiedziała. - Nie jest łatwo zajmować się małymi dziećmi i

jednocześnie przez dwanaście godzin stać przy maszynie.

- Ale jak one mogą być tak lekkomyślne? To ma związek z moralnością.

- Myślę, że już niejedno usłyszały zarówno od pastora, jak i nauczyciela, ale jak to

powiedziała jedna z nich do pastora: To jedyna przyjemność, jaką mamy.

Spojrzał na nią w zamyśleniu.

- A więc kobiety tak na to patrzą?

- Co pan przez to rozumie, panie Knudsen? Pokręcił głową.

- Przepraszam, głośno myślałem. - Uśmiechnął się. - Cieszę się, że zechciała się pani ze

mną dzisiaj spotkać. Cieszyłem się na spotkanie z panią.

Nagle dziwnie się poczuła. Czy on chciał tego spotkania ze względu na nią? To było

bezczelne. Pomyśleć, że użył Pedera jako przynęty.

Powinna była to zrozumieć. Kiedy spotkała go na drodze na Lakkegata tego wieczoru,

uderzyła ją ta sama myśl, ale ją odpędziła.

Zjadła resztę drożdżówki i opróżniła filiżankę.

- Może powinniśmy przejść do rzeczy? Chciał mi pan coś powiedzieć w związku z

Pederem, nieprawdaż?

- Zgadza się. - Przez chwile wyglądał na zdezorientowanego, ale po chwili zebrał się w

sobie. - Chciałem tylko powiedzieć, że idzie mu dużo lepiej. Jak na jego wiek wciąż słabo idzie

mu czytanie i obawiam się, że niewiele zapamiętuje z tego, co przeczytał, bo cały swój wysiłek

background image

kieruje na składanie wyrazów. Mimo tego zauważam postęp. Zakładam, że to pani mu pomogła,

i nie jestem w stanie wyrazić pod jakim jestem wrażeniem. Podziwiam panią, pani Ringstad.

Zbyt wiele dzieci pozostawianych jest samym sobie, bez pomocy dorosłych. Szczególnie jest to

widoczne w tej okolicy.

- Można to naturalnie wyjaśnić, panie Knudsen. Rodzice są w fabryce od szóstej rano do

szóstej wieczorem. Czasami do ósmej. Kiedy matki wracają do domów, muszą zająć się

najmniejszymi dziećmi, przygotować jedzenie, wyprać pieluchy i odzież roboczą, wyszorować

podłogę i załatać ubrania. Są śmiertelnie zmęczone, kiedy wreszcie mogą położyć się do łóżek.

Pokiwał głową.

- Ja to rozumiem. I tym większy jest mój podziw dla pani. Pani również stała dwanaście

godzin przy maszynie każdego dnia, a teraz sama zajmuje się pani piątką dzieci.

Nie chciało jej się odpowiadać. Upłynęło zaledwie kilka minut od chwili, kiedy

powiedziała mu, jak sobie teraz radzi. Podniosła się.

- Niestety muszę wracać do domu. Moja starsza sąsiadka zajmuje się najmłodszymi

dziećmi.

- Niech mi pani powie, pani Ringstad - powiedział szybko w drodze do wyjścia. - Czy

mogłaby się pani ze mną spotkać w jakiś inny dzień? Chętnie pokazałbym pani humorystyczne

ilustracje z tekstami, autorstwa Andreasa Blocha. Jestem pewien, że zainteresowałyby panią.

Pedera być może także.

Wyszli na chodnik, zanim udało mu się ponownie podjąć temat. - Mogę przytoczyć jeden

z dowcipów, żeby zrozumiała pani, o czym mówię. Te słowa mogłyby równie dobrze paść z ust

Pedera: Mały chłopiec wchodzi do kuchni, w której stoi pokaźnych rozmiarów pomoc domowa i

mówi: Czuję zapach boczku. Pomoc domowa: Aleja nie smażę boczku. Chłopiec: A nie stanęłaś

czasem za blisko kuchenki?

Elise nie mogła powstrzymać się od śmiechu.

- Tak, to mógłby równie dobrze być Peder. Dziękuję za kawę i drożdżówkę, panie

Knudsen. Przemyślę to. Pomysł jest dobry, ale po pierwsze, uważam że Peder jeszcze jest za

mały, a po drugie, jestem w trakcie pracy nad drugą książką.

- Myślę, że mimo wszystko powinna pani zobaczyć te wycinki z gazet. Mogą panią

zainspirować również w pracy nad książką. Prześlę wiadomość przez Pedera i może będzie pani

mogła przyjść do mnie albo ja do pani. - Uchylił kapelusza. - Do widzenia.

- Do widzenia, panie Knudsen.

Odwróciła się, żeby iść w stronę w domu. W tej samej chwili zauważyła mężczyznę po

drugiej stronie ulicy, stał nieruchomo i patrzył się na nich. Wyglądał znajomo. Wtedy dotarło do

niej, kim on był. To był Thoresen, ojciec Johana! Miała się zatrzymać i przejść na drugą stronę

background image

ulicy, żeby się z nim przywitać, ale ku swojemu zdziwieniu, zauważyła, że gwałtownie się

odwrócił i zaczął iść w przeciwnym kierunku.

Co mu się stało? Czyżby jej nie rozpoznał?

Wtedy przyszła jej do głowy pewna myśl. A może właśnie ją rozpoznał? Zobaczył, że

wychodzi z Folkevang w środku dnia i roześmiana prowadzi ożywiona dyskusję z obcym

młodym mężczyzną!

background image

7

Właśnie skończyła obierać ziemniaki, kiedy usłyszała odgłos kroków i głosy dobiegające

z dworu. Jeden z nich należał do Pedera, było w nim słychać radość i podekscytowanie. Drugi

głos należał do znajomego mężczyzny. Poczuła, że serce zabiło jej mocniej.

Drzwi się otworzyły i Peder wpadł do pokoju, mokry i brudny, w zabłoconych kaloszach

i rozerwanej kurtce. Za nim wszedł uśmiechnięty Johan.

- Widzisz, kto tu przyszedł? To Johan! Spotkałem go na ulicy, akurat wybierał się do nas!

Spojrzenia Elise i Johana się spotkały i przez jedną krótką szczęśliwą chwilę byli

jednością. Aż zaparło jej dech w piersiach z radości. Chciała się mu rzucić na szyję, ale się

powstrzymała.

- Witaj Johan. Jak miło, że mogłeś przyjść.

- Ojciec widział, jak wychodziłaś z Folkvang razem z jakimś młodym mężczyzną i że

potem poszłaś wzdłuż Maridalsveien. Rozumiem, że wtedy byłaś już w drodze do domu.

W jego spojrzeniu było coś pytającego. Nie oskarżycielskiego, lecz zdziwionego.

Peder jak zwykle wmieszał się do rozmowy.

- Wcale nie. Ona nie była w Folkvang, tylko w szkole na rozmowie z moim

nauczycielem. Miał ją nauczyć rachunków.

Uśmiechnęła się.

- Obydwaj macie rację, ale nauczyciel Knudsen wybrał Folkvang, żebym nie musiała iść

aż do szkoły. Peder powiedział mu, że jestem strasznie zajęta.

Peder spojrzał na nią wzrokiem pełnym entuzjazmu.

- Nauczył cię dodejmować?

- Masz na myśli dodawać czy odejmować?

- Co za różnica, przecież na jedno wychodzi. Znów się uśmiechnęła; czuła się taka

szczęśliwa.

- Był z ciebie zadowolony, Pederze. Mówił, że dużo lepiej czytasz, ale że musisz trochę

bardziej się na tym koncentrować i starać się zapamiętać to, co przeczytałeś. Ale dziś jest u nas

Johan, a przecież nie zawsze mamy to szczęście być razem z nim, więc czytanie odłożymy na

później. Pani Jonsen przyniosła mi świeży chleb, kiedy przyszła zająć się Hugo i Jensine.

Możesz mi pomóc nakrywać do stołu, Pederze, ale najpierw musisz zdjąć z siebie te zabłocone

ubrania.

Sprzątnęła resztę ziemniaków i przetarła blat.

- Usiądź, Johan. Niedługo wszystko będzie gotowe. Z pewnością masz chęć na filiżankę

kawy.

background image

- Dziękuję, chętnie. Wracam prosto ze spotkania z jednym ze znajomych profesora.

Zamówił już replikę Nadziei w moim wykonaniu.

Spojrzała na niego i się uśmiechnęła; była z niego dumna.

- Gratulacje. To z pewnością niejedyna twoja praca, którą kupi. - Nie do końca pewna,

czy opatrznie nie zrozumiał tego, co naplotkował mu o niej ojciec, po chwili dorzuciła: - Już

miałam przejść przez ulicę, żeby przywitać się z twoim ojcem, ale akurat wtedy on się odwrócił i

pospieszył w przeciwnym kierunku.

Na moment twarz mu pociemniała.

- Wcale mnie to nie dziwi. Był bardzo zadowolony, że może mi powiedzieć, co zobaczył.

Uśmiechnął się do niej, w jego spojrzeniu nie było ani cienia podejrzliwości czy

zazdrości. Tylko życzliwość. Westchnęła z ulgą i odwzajemniła uśmiech. Peder był zajęty

nakrywaniem do stołu.

- Czym posmarujemy chleb: syropem czy twarogiem z kminkiem? A może, chociaż dziś

nie jest niedziela, słodkim brązowym serem? W końcu mamy niedzielnego gościa?

Elise i Johan roześmiali się.

- Weź, co chcesz. Masz rację, mamy dziś u nas niedzielnego gościa.

- Mam nadzieję, że będę mógł być codziennym gościem - powiedział Johan z błyskiem w

oku. - A właściwie nie tylko gościem - dorzucił.

Elise poczuła, że się czerwieni, i ukradkiem spojrzała na Pedera, ale wyglądało na to, że

nie zwrócił uwagi na ostatnią uwagę Johana.

W trakcie kiedy jedli i pili kawę, Johan opowiadał im o Paryżu, o trzystumetrowej wieży

Eiffla, którą zbudowano dziewiętnaście lat wcześniej i która ważyła dziewięć tysięcy ton. Jej

wierzchołek odchyla się pod wpływem wiatru o piętnaście centymetrów. Opowiadał z

entuzjazmem i pokazał Pederowi za pomocą palców, ile to mniej więcej jest piętnaście

centymetrów. Próbował mu też pomóc zrozumieć, jak wysoka jest wieża.

- Trzysta metrów, to tak jakbyś ustawił piętnaście wysokich świerków, jeden na drugim!

Wewnątrz wieży znajduje się winda, żeby ludzie mogli znaleźć się na wierzchołku i podziwiać

wspaniały widok - dorzucił. - Jak dotąd wieża jest własnością prywatną, ale już niedługo trafi w

ręce państwa.

Peder słuchał z otwartą buzią.

- A dlaczego ona się nazywa wieża Eiffla?

- Ponieważ człowiek, który ją zbudował, nazywał się Eiffel.

- Dlaczego ja zbudował? Po to, żeby siedzieć na wierzchołku i się kołysać?

Johan uśmiechnął się.

background image

- Zbudował ją na wystawę światową, żeby ludzie z całego globu mogli oglądać coś

wspaniałego.

- W Sankthansaugen ludzie mogą oglądać niedźwiedzie i małpy.

Johan pokiwał głową.

- To prawda, Pederze. My też mamy wiele do pokazania.

- Tak, mamy rzekę. Johan się uśmiechnął.

- Zgadza się. Ta rzeka przecina całe nasze miasto i tworzy jeden wodospad za drugim. W

sumie różnica poziomów, którą rzeka musi pokonać, płynąc ze źródła do ujścia w fiordzie,

wynosi 150 metrów. To z pewnością o wiele ciekawsze, niż jakaś tam trzystumetrowa wieża.

Kiedy opowiadam Francuzom o wodospadzie Hjula, niemo się we mnie wpatrują i myślą, że

koloryzuję.

Peder prychnął, widocznie poirytowany.

- Ja im wtedy powiem, że to prawda. Mogą tu przyjechać i sami zobaczyć, jeśli myślą, że

kłamiesz. Możesz im też powiedzieć, że u nas szczury są tak duże jak koty i że w kamienicy na

Dettanergården można zobaczyć niebo już z pierwszego piętra. Myślisz, że oni mają takie domy

w Paryżu?

Johan pokręcił głową.

- Wątpię w to.

- Myślę, że powinieneś wrócić do domu, Johan. W Kristianii jest o wiele lepiej.

- Całkowicie się z tobą zgadzam, Pederze. Jak tylko skończę to, co zacząłem, wracam do

domu.

- I wtedy możesz zamieszkać z nami! I spać w łóżku Emmanuela! Peder najwyraźniej

nagle sobie przypomniał, co mu mówiła

Elise, i posłał jej zawstydzone spojrzenie.

- Wybacz. Zapomniałem się.

Johan spojrzał na nią pytająco.

- Kiedy Peder usłyszał, że przyjechałeś do domu, zapytał, czy nie mógłbyś u nas

zamieszkać. Powiedziałam mu, że to nie: wypada, ponieważ od niedawna jestem wdową i pani

Jonsen z pewnością by to skomentowała.

- Wcale tak nie powiedziałaś! - W głosie Pedera dało się słyszeć rozdrażnienie. -

Powiedziałaś, że ona będzie mówiła ludziom, że zdradzasz Emmanuela, i myślałaś, że ja nie

zrozumiem, że to oznacza sypianie w jednym łóżku i robienie dzieci.

Elise poczuła, że pieką ją policzki i pospiesznie zaczęła kroić chleb.

- Elise najwyraźniej myśli, że ja nic nie rozumiem - zwierzył się Johanowi. - Na

przerwach w szkole my, chłopcy, stoimy sobie razem i mówimy sobie wszystko, co wiemy.

background image

Pingeln wie najwięcej. Widział swoich rodziców. Wiesz, co oni robili? W biały dzień, w

niedzielę?

- Myślę, że nie wypada, żebyś mi to mówił. Nie sądzę, żeby Pingeln chciał, żebyś o tym

komuś opowiadał.

- Jak to? On się tym chwali. Jego matka mówi, że jego ojciec to dziwkarz, i to znaczy, że

robili to więcej razy od czasu, kiedy zrobili Pingla i jego rodzeństwo.

Zachichotał.

- Nie mogę pojąć, że im się chce. Nie wydaje ci się, że to brzmi okropnie? Wszystko ci

opowiem, jak Elise wyjdzie. Myślę, że też się będziesz krzywił.

- Peder! - powiedziała ostrym tonem. - Wiesz, co ci powiedziałam!

- Przepraszam. Ale wiesz, Johan to rozumie, tylko nie chce o tym rozmawiać, kiedy ty

tutaj jesteś.

- W kance nie ma już mleka. Mógłbyś skoczyć do sklepu i kupić? Dostaniesz dziesiątaka,

więc będziesz mógł sobie kupić dropsy czekoladowe po drodze do domu.

Peder podskoczył na krześle.

- Będę mógł zjeść wszystkie?

- Tak, ale nie możesz o tym opowiadać Kristianowi i Evertowi. Oni dostaną kiedy

indziej. Nie mogę wam dawać pieniędzy za każdym razem, jak robicie mi jakąś przysługę.

- To dlaczego w takim razie mi dajesz?

- Dlatego, że... Dlatego, że o wiele lepiej ci idzie czytanie.

- Tak uważasz? - Spojrzał na nią zdziwiony.

- Tak, tak też powiedział nauczyciel Knudsen.

Jak tylko Peder zniknął za drzwiami, Johan powiedział żartobliwie.

- Uważaj, żeby cię nie przejrzał.

Zarumieniła się, ale nie mogła się powstrzymać od śmiechu. Posadził ją sobie na

kolanach.

- To po to go wysłałaś, prawda? Żeby pobyć sam na sam ze mną? - Pocałował ją, a ona

dała się ponieść emocjom. Tyle czasu minęło od Bożego Narodzenia, kiedy mieli swoją chwilę

prywatności na sofie w mieszkaniu kierownika fabryki.

- Może wymkniemy się do pokoju? - wyszeptał jej do ucha. Pokiwała głową, tak bardzo

tęskniła za jego pieszczotami. Jensine i Hugo nawet na nich nie spojrzeli znad swoich zabawek,

tak byli pochłonięci tym, co robili.

Chciał ją przyciągnąć do siebie na łóżko, ale ona nie była w stanie. To było łóżko

Emanuela i sumienie jej nie pozwoliło. Johan objął ją i mocno przycisnął do siebie.

background image

- Sam powinienem był o tym pomyśleć. Wybacz mi, Elise. Z pewnością jeszcze

będziemy mogli pobyć sam na sam, zanim wyjadę, a jeśli nie, to przynajmniej będzie się na co

cieszyć. Mamy przed sobą całe życie, a ten rok szybko minie.

Zdławiła westchnienie. Nie była w stanie tak jasno na to spojrzeć, wydawało jej się, że

rok to cała wieczność.

- Tak bardzo cię kocham, Johanie, jak ja wytrzymam bez ciebie przez tak długi czas?

- Ja też cię kocham, Elise, i nasza miłość pomoże nam przetrwać te miesiące.

Znów obdarzył ją pocałunkiem. Długim i głębokim. Przywarli do siebie, nie mogąc

znieść myśli o tym, że znów zostaną rozdzieleni. W ostatnich latach wydarzyło się tyle złego,

tyle rzeczy stanęło między nimi: pobyt w więzieniu, jej małżeństwo z Emanuelem, jego

małżeństwo z Agnes. Choroba Emanuela i pobyt Johana w Kopenhadze i Paryżu. Wydawało się,

że rozdziela ich jakaś siła, jak gdyby los nie chciał im dać tego, czego tak bardzo pragnęli. Ta

myśl ją przerażała.

- Nie odchodź ode mnie, Johanie. Nie mogę znieść myśli, że mogłabym cię stracić.

Uśmiechając się, powiedział jej do ucha: - Jak możesz myśleć, że mógłbym kiedykolwiek

od ciebie odejść? W moim sercu zawsze należałaś do mnie, a ja do ciebie. Inni ludzie mieszali

nam szyki, ale od teraz nikt już nie będzie mógł nas rozdzielić. Rozumiem, że jesteś

rozczarowana reakcją Kristiana, ale za rok czy dwa wyfrunie z domu i będzie miał swoje życie.

Inni raczej nie będą mieli nic przeciwko temu, żebyśmy się pobrali. Peder będzie szczęśliwy,

myślę, że Evert też. Hugo i Jensine zapomną, że mieli innego ojca. Rodzice Emanuela nie będą

mieli prawa być ich dziadkami, po tym jak cię potraktowali.

- To tylko jego matka, nie ojciec.

- Już zapomniałaś, że ojciec przyprowadził swojego adwokata, żeby zmusić cię do

podpisania pisma, które stwierdza, że Hugo nie jest synem Emanuela?

- Ale teraz tego żałuje. On nie znosi Signe.

Przycisnął ją mocno do siebie. - Nie marnujmy naszego czasu na rozmowy o ludziach,

którzy nas nie obchodzą. Postaram się odwiedzać ciebie codziennie aż do czasu mojego odjazdu.

Jutro przyjdę, jak tylko chłopcy wyjdą do szkoły, spędzimy razem kilka godzin, zanim skończą.

Wolę odwiedzić znajomych profesora po południu.

Znów ją pocałował i przez długą chwilę stali tak, pochłonięci sobą i ogarnięci

niezaspokojoną tęsknotą.

Kiedy z kuchni rozległ się krzyk, niechętnie oderwali się od siebie i pospieszyli do

maluchów.

Jensine leżała na podłodze i krzyczała w niebogłosy, czerwona na buzi i z przerażonym

spojrzeniem.

background image

Hugo podniósł na nich wzrok, z jego oczu wyzierała przekora.

- Upadła.

Elise podniosła Jensine, tuląc ją do siebie, i posłała Hugo surowe spojrzenie.

- Czy byłeś dla niej niemiły, Hugo?

Nie był w stanie znieść jej spojrzenia i spuścił wzrok.

- Byłem, ale Sine upadła.

Elise westchnęła i zwróciła się do Johana.

- Czasami jest zazdrosny. Poza tym przechodzi okres buntu.

- Wydawało mi się, że razem dobrze się bawią.

- Zazwyczaj tak właśnie jest. Ale nagle zaczyna ją szczypać albo popychać. Nie wiem,

jak mam go tego oduczyć.

- Na pewno z tego wyrośnie, ale musi wiedzieć, że to brzydko źle traktować mniejszych

od siebie. - Johan ukucnął obok niego. - Pokażesz mi ten twój wspaniały pociąg, Hugo? Od kogo

go dostałeś?

- Od Isaca. On ma takich dużo.

- Mogę nim trochę pojeździć? Możemy zbudować tunel z klocków i puścić przez niego

pociąg.

Chwilę później budowa tunelu szła pełną parą. Elise usiadła przy kuchennym stole,

trzymając Jensine na kolanach. Wkrótce przestała płakać i z zainteresowaniem zaczęła

obserwować dwójkę na podłodze. Po chwili chciała zejść z kolan i dołączyć do zabawy.

Elise patrzyła na nich i czuła, jak napełnia ją radość. Johan zawsze kochał dzieci. Z

pewnością będzie wspaniałym ojcem. Z ukłuciem smutku przypomniała sobie, jak Johan napisał

do niej z Kopenhagi, że dziecko, którego spodziewała się Agnes, było jego. Nigdy nie ukrywał,

że nie kochał Agnes, ale mały Lars był bliski jego sercu. Przeżył szok, kiedy zrozumiał, że to

jednak nie on był ojcem chłopca.

Na schodach do kuchni rozległy się kroki, to pewnie Peder wrócił do domu. Pewnie się

spieszył, bo był u nich Johan.

Rozległo się pospieszne pukanie do drzwi, które zaraz się otworzyły. To nie Peder, tylko

pani Jonsen. Nie od razu zauważyła Johana i wyrzuciła z siebie: - Znów byłaś nieostrożna, Elise!

Całe Sagene już o tym wie. Pomyśleć, że w środku dnia poszłaś z jakimś mężczyzną do

restauracji! Ty, która jesteś w żałobie!

W tej samej chwili jej wzrok powędrował w kierunku kącika z zabawkami, gdzie siedział

Johan i bawił się kolejką. Przerażona zakryła usta dłonią i przewróciła oczami. W następnej

chwili już była przy drzwiach.

Johan podniósł się i podszedł do Elise.

background image

- Nie przejmuj się tym, Elise. Jesteś przyzwyczajona do pani Evertsen i pani Albertsen.

Niewiele osób słucha tego, o czym plotkują, a już na pewno niewiele wierzy w to, co mówią. To

jest ich sposób na zapełnienie życiowej pustki.

Pokiwała głową.

- Wiem o tym, ale mimo wszystko nie jestem w stanie się tym nie przejąć. Pani Jonsen

doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że nie jestem lekkomyślna. Powinna trochę pomyśleć,

zanim rozpowie dalej, że latam za jakimś mężczyzną.

- Ci, którym to opowie, z pewnością wiedzą, jaka jest prawda, ale przecież miło jest móc

opowiedzieć coś interesującego. Często sobie myślałem, że być może potrzebujemy takich plot-

karek. Obserwują, co się dzieje, i z pewnością szybko by się dowiedziały, gdyby w którejś

rodzinie źle się działo. Można powiedzieć, że są takimi osiedlowymi policjantami.

Spojrzała na niego ze zdziwieniem.

- Nigdy o tym w ten sposób nie myślałam.

Pocałował ją w policzek.

- To od teraz zacznij, przestaniesz się irytować. Złość tylko ci zaszkodzi. Myślę też, że

pani Jonsen chyba była dość zawstydzona, kiedy do niej doszło, że usłyszałem, co powiedziała;

ale nie wolno ci teraz myśleć, że ludzie nie będą gadać, jak przedpołudniami będziesz sobie

przesiadywać w Folkvang, z jakimś młodym dżentelmenem.

Uśmiechnął się zadziornie, ale nie była pewna, czy był równie obojętny, na jakiego

wyglądał.

- Uważasz, że źle zrobiłam? Roześmiał się.

- Oczywiście, że nie. Pod warunkiem że on nie miał w tym żadnych ukrytych celów.

Zamyśliła się.

- Właściwie to też się nad tym zastanawiałam.

- Ocho? - Spojrzał na nią zaniepokojonym wzrokiem. - Opowiedz mi o tym.

- Nie chcę się już z nim więcej spotykać. Mam takie nieprzyjemne wrażenie, że chciał się

spotkać nie tylko ze względu na Pedera.

- Co sprawiło, że tak myślisz?

- Wypytywał o wszystko, chciał, żebym opowiedziała o swoim życiu, i prawił mi

komplementy. - Nie chciała mówić, że jego wzrok błądził po jej wytartej bluzce i że czuła się

rozebrana.

Wzrok mu spochmurniał.

- W takim wypadku muszę się z tobą zgodzić; możliwe, że miał jakiś ukryty cel.

Następnym razem, jak będzie chciał z tobą rozmawiać o szkole, zaproponuj, żebyście się

spotkali w budynku szkolnym.

background image

- Tak też pomyślałam. Najchętniej, jeśli coś się wydarzy, prześlę przez Pedera list.

Uśmiechnął się, jego spojrzenie znów było spokojne.

- Doskonale rozumiem, dlaczego mężczyźni są tobą oczarowani, Elise. Jesteś piękna,

inteligentna i ciekawie się z tobą rozmawia, ale przede wszystkim jesteś ciepłą osobą. To się od

razu zauważa.

Zaśmiała się cicho.

- Nie możesz sprawić, żebym stała się zarozumiała.

- Nie, nie mam takiego zamiaru. Nie chcę, żebyś się zmieniała, i muszę przyznać, że

przeraźliwie się obawiam, że ktoś zacznie cię adorować, kiedy mnie nie będzie. Na samą myśl

robię się zazdrosny.

- Dobrze wiesz, że nie masz żadnych powodów do zazdrości. Pocałował ją.

- Tak, wiem o tym. Na całe szczęście.

Z zewnątrz dało się słyszeć kroki, tym razem był to Peder.

- Elise, mam dla ciebie list! - Wręczył jej białą kopertę. Potem ochoczo dodał: -

Zachowałem dla ciebie dwa czekoladowe dropsy, Johan. - Otworzył pobrudzoną dłoń i dumnie

zaprezentował coś brązowego, co przywarło do skóry. Johan odkleił kawałek tego czegoś i wziął

do ust. - To miłe z twojej strony, Pederze. Bardzo dziękuję.

Elise wpatrywała się ze zdziwieniem w kopertę. Z tyłu nie było adresu nadawcy, list nie

był opieczętowany. Ktoś musiał przyjść i wrzucić go do skrzynki. Może to miało coś wspólnego

z książką.

Droga Pani Ringstad.

Obawiam się, że zrobiłem coś niewybaczalnego. Pocieszam się, że powiedziała mi Pani

kiedyś, że nie ma Pani czasu czytać gazet. Po naszej wstrząsającej wizycie na Lakkegata

napisałem artykuł, który pojawił się w „Verdens Gang". Opisałem swoje przeżycia i to, co

czułem, nie myśląc, że robię coś złego. Wprawdzie słyszałem wewnętrzny głos, który przypominał

mi o obietnicy, którą Pani złożyłem, żeby napisać o dziewczętach z ulicy w sposób, który będzie

budził współczucie, a nie odrazę, ale po namyśle stwierdziłem, że patrzy Pani na tę sprawę w

sposób jednostronny.

Wielkie było moje przerażenie, kiedy kilka dni później przeczytałem w gazecie artykuł

polemiczny. Był on napisany przez pisarza Eliasa Aasa, który ma najwyraźniej takie same

poglądy na temat tego, co się dzieje w „przybytkach nieprawości". Napisał, że jedyny wybór, jaki

te dziewczęta mają: to umrzeć z głodu albo odnaleźć się w roli ulicznicy. Twierdził, że są one

równie niewinne jak młode panny z mojego otoczenia, i że to niedbałość ze strony władz i

pogarda ze strony ludzi mojego pokroju sprawiły, że te dziewczęta stały się tym, kim teraz są. To

background image

odebrało im szacunek do samych siebie i sprawiło, że są najbardziej nieszczęśliwą warstwą

społeczeństwa.

Na początku zareagowałem złością. Natychmiast pojechałem do „Verdens Gang" i

zażądałem, by powiedziano mi, kim jest pisarz Elias Aas; usłyszałem, że to pseudonim i że ten

człowiek życzył sobie, by zachować anonimowość, a gazeta obiecała, że to życzenie zostanie

spełnione. Potem pojechałem do domu mojego przyjaciela, Eilerta Ivertsena, i pokazałem mu

zarówno mój artykuł, jak i odpowiedź Eliasa Aasa. Po jakimś czasie przyłączyło się do nas

dwóch innych pisarzy. Są socjaldemokratami i zajmują się niesprawiedliwością społeczną. Po

chwili całej trójce udało się mnie uspokoić. Tak, oni się właściwie zgadzali z Eliasem Aasem. To

mnie przeraziło. Może rzeczywiście się myliłem? Może rzeczywiście byłem niesprawiedliwy

wobec dziewcząt ulicznych?

Piszę do Pani, bo czuję, że wykorzystałem Pani dobrą wolę i nadużyłem Pani zaufania.

Bardzo proszę o wybaczenie mi tego.

Byłoby to bardzo inspirujące, gdybym mógł się znów z Panią spotkać i przedyskutować

sprawę na spokojnie, teraz, kiedy już zobaczyłem, jak to wszystko wygląda i mam większe pojęcie

na ten temat. Nie jest nieprawdopodobnym, że być może Pani też mogła się pomylić - w każdym

razie w niektórych sprawach - i że być może nie umie Pani na to spojrzeć ze strony

nieszczęśliwych, samotnych mężczyzn.

Czy byłaby Pani tak uprzejma i napisała do mnie kilka słów? Byłbym zobowiązany,

gdybym mógł się z Panią ponownie spotkać.

Z poważaniem

Asle Diriks

Podczas gdy ona czytała, Johan usiadł obok Pedera przy kuchennym stole. Zauważyła,

jak bardzo był zainteresowany.

- Czy to list z wydawnictwa? Pokręciła głową.

- Nie, to od młodego człowieka, który napisał do „Verdens Gang" o dziewczętach z

Lakkegata. Możesz przeczytać, jeśli chcesz. - Podała mu list.

Johan szybko go przeczytał. Potem z uśmiechem pokręcił głową.

- Gratulacje, Elise. Udało ci się zmusić jednego z nich do myślenia.

- Czy tak właśnie to postrzegasz?

- Oczywiście. Ten człowiek jest zdezorientowany. Opisał, jak przeżył swoje spotkanie na

Lakkegata, nie czując, że zrobił coś złego. Ku swojemu wielkiemu zdziwieniu, jego kolega po

piórze - inny pisarz patrzy na to w zupełnie inny sposób. I na dodatek odpowiada surową krytyką

na jego artykułu. Potem okazuje się, że trzech jego kumpli i kolegów po fachu jest tego samego

background image

zdania, co tamten pisarz. Jego spojrzenie, uprzedzenia i niezmienne poglądy, zostały gwałtownie

zachwiane. Dzięki tobie.

Z powątpiewaniem zmarszczyła czoło.

- Nie wiem, czy mam ochotę się z nim jeszcze spotkać. Johan uśmiechnął się.

- A to już inna sprawa. Ja też nie wiem, czy chcę, żebyś się z nim spotykała. Mam

wrażenie, że się tu zaczyna robić tłoczno.

Nie mogła się nie roześmiać.

- Nauczyciele i pisarze są najbardziej niebezpieczni ze wszystkich.

Peder posłał mu przerażone spojrzenie.

- On jest niebezpieczny? Ale w jaki sposób? Johan roześmiał się.

- To tylko taki żart.

background image

8

Hugo Ringstad stanął przy oknie i wyjrzał na zewnątrz. Kałuże ściął mróz, najwyraźniej

zima przyjdzie w tym roku wcześnie.

Nowa pora roku. Bez Emanuela. Poczuł, że coś go ściska w gardle. Życie już nigdy nie

będzie takie samo. Wszystko stało się takie nierzeczywiste. Obojętne. Nie był nawet w stanie się

cieszyć, kiedy lekarz orzekł, że wyzdrowiał. Zaledwie kilka tygodni temu myślał, że zbliża się

koniec. Po co miał żyć? Wcześniej cieszył się na kolejne pory roku, cieszył się pracą, którą

wykonał, polem, które było obsiane, i trawą, która zaczynała kiełkować. Zazwyczaj cieszył się

nawet na Boże Narodzenie, na specyficzny nastrój w domu, zapach świątecznych wypieków,

kwaszonej kapusty i pieczonych żeberek. Teraz to już nie miało znaczenia.

Ciotka Ulrikke już zaanonsowała, że zamierza spędzić święta w stolicy. Razem z Elise i

dziećmi. Tam było pełno rodzinnego ciepła i radości, powiedziała, i posłała mu bardzo

wymowne spojrzenie. Zrozumiał ją bez problemu i w odpowiedzi tylko pokiwał głową.

Usłyszał głosy z korytarza i odwrócił się. Nie chciał, żeby zobaczyły, że stoi bezczynnie

przy oknie i jest zatopiony w myślach, nie mógł pozwolić, żeby zobaczyły go w chwili słabości i

bezbronności. I tak miały nad nim przewagę. Już nie mogło być gorzej. Mimo to nie mógł znieść

myśli, że będą się cieszyć z jego niemocy i niezdecydowania.

Być może to była wina Signe, sam nie wiedział. Gdyby z nimi nie zamieszkała,

prawdopodobnie byłoby jeszcze gorzej. Pomimo swej złośliwości Marie była teraz przynajmniej

w dobrym humorze. Jeszcze gorzej byłoby patrzeć, jak szaleje po domu niczym burza z

piorunami.

Ciotka Ulrikke miała rację. Nigdy nie powinien był pobrać się z Marie!

Marie była winna śmierci Emanuela. Wszystkie uderzenia i kopniaki, które dostał w

dzieciństwie, osłabiły go, sprawiły, że stał się podatny na choroby. A nawet sprawiły, że stał się

bezduszny i hardy, lekkomyślny i zdradziecki pod koniec swojego życia.

Doskonale rozumiał, że Elise już nie wytrzymała pod koniec związku. Dziwne, że nie

stało się to wcześniej. On też powinien wcześniej zrewanżować się Marie. Może to by nic nie

dało, coś musiało być nie tak z jej głową. Ale przynajmniej miałby więcej szacunku dla samego

siebie i być może sprawiłby, że życie Emanuela byłoby łatwiejsze, gdyby go wsparł.

Teraz to, że Marie mogłaby mieć kolejny wybuch złości, nie miało już żadnego

znaczenia. Mogła się wściekać, ile wlezie, nawet bić, jeśliby zechciała. Byleby tylko sobie już

poszły, tak żeby przez chwilę mógł zostać sam i zrealizować, to co zamierza.

Słyszał, jak się śmieją i rozmawiają w korytarzu, ubierając zimowe płaszcze i szykując

na podróż do Seterbakken. Sebastian został na jakiś czas odesłany do domu, do dziadka i babci

background image

od strony matki. Nie mógł pojąć, dlaczego matka odsyła swoje dziecko, a sama gości się u kogoś

innego, szczególnie teraz, kiedy nadchodzą święta Bożego Narodzenia.

Signe tłumaczyła, że Sebastian był też dziedzicem Stangerud i że nie może tracić

kontaktu z jej rodzicami. To w jego interesie, jak to powiedziała. Nic z tego nie rozumiał. Signe

była jedynaczką, nikt nie mógł wydziedziczyć jej syna. Chyba że została wydziedziczona z

powodu konfliktu z rodzicami - najwyraźniej wcześniej się pokłócili.

Pokręcił głową. Dlaczego Signe nie wystarczyło to, że odziedziczy majątek swojego

ojca? Dlaczego chciała mieć jeszcze j Ringstad? Nie mogła mieszkać w dwóch miejscach

jednocześnie, a ciężko mu było uwierzyć, że sprzedałaby jeden z majątków, gdyby nadarzyła się

okazja.

Był przekonany, że po jakimś czasie skoczą sobie z Marie do I oczu, tak jak to miało

miejsce wcześniej, ale jak na razie nic na to nie wskazywało. Marie rozmawiała z adwokatem, co

zakomunikowała mu nie ukrywając złośliwej satysfakcji. Zapewnił ją, że pod- j pis Elise i

potwierdzenie, że była w ciąży, kiedy wychodziła za mąż j za Emanuela, i że jej syn nie był

dzieckiem Emanuela wystarczy, żeby ponownie rozpatrzyć to, co było zapisane w księgach

metrykalnych. Hugo wydawało się to dziwne. Zdecydował się zbadać sprawę, ale w

międzyczasie przyszedł mu do głowy inny pomysł.

- Hugo? - Marie wołała go głosem pełnym przejęcia i radości.

Powoli podreptał do drzwi i je otworzył.

- My już idziemy. Chciałam tylko, żebyś zobaczył nov płaszcz Signe. Czyż nie jest

wspaniały?

Signe roześmiała się i okręciła wkoło, żeby mógł go obejrzeć ze wszystkich stron. Był

uszyty z drogiego materiału, to było widać gołym okiem - ozdobiony lamówką z futra, do tego

Signe miała pasujące nakrycie głowy.

- Panna Hansen go uszyła - kontynuowała Marie. - Poprosiłam ją zaraz po tym, jak Signe

przyjechała. Przyznasz, że Signe zasłużyła, żeby go dostać. Dobrze było ją mieć przy sobie w

tym trudnym dla mnie czasie.

Hugo nic nie powiedział. Właśnie skończyły się te czasy, kiedy tylko potakiwał.

- Materiał nie wygląda na tani - powiedział. - Ile kosztował ten płaszcz?

Wzrok Marie złowieszczo pociemniał, policzki jej poczerwieniały. - Żałujesz Signe tego

płaszcza? Matce naszego dziedzica?

- Po pierwsze, uważam, że rodziców Signe stać na to, żeby kupić jej płaszcz. Po drugie,

ona nie jest matką naszego dziedzica. Sebastian z czasem przejmie Stangerud. Me Ringstad.

Marie wpatrywała się w niego z niedowierzaniem. - Żartujesz sobie?

Pokręcił głową.

background image

- Nigdy nie byłem bardziej poważny. Koniec z tym, Marie! Od teraz to ja decyduję.

Signe nie jest matką dziedzica Ringstad. Sebastian będzie musiał się zadowolić przejęciem

Stangerud. Niech rodzice Signe kupują jej ubrania. My natomiast mamy inne zobowiązania. Nie

pozwoliłaś, abym przesyłał pieniądze Elise i dzieciom, a ja pozwalałem, żebyś mną rządziła.

Całe życie. Od dzisiaj koniec z tym.

Marie oniemiała. Purpura na jej twarzy ustąpiła miejsca bieli. Patrzyła na niego

wzrokiem, który kiedyś sprawiłby, że zacząłby się przed nią płaszczyć, ale teraz nie dał się

zastraszyć.

- Bawcie się dobrze - dorzucił, odwrócił się na pięcie i wrócił do kuchni.

Marie pospieszyła za nim poirytowana.

- Jeszcze tego pożałujesz! Poczekaj, aż wrócę do domu! - Jej głos przeszedł w falset.

Powoli odwrócił się w jej stronę. - Nie boję się ciebie, Marie. Nie masz nade mną władzy

ani zwierzchności. Majątek Ringstad należy do mnie. Jeśli ci się to nie podoba, możesz się

wyprowadzić. Ja mam już dość.

Łapała powietrze i wyglądała, jakby zaraz miała zemdleć.

- Chyba straciłeś rozum! - wysyczała przez zęby. Uderzyło go, jak brzydka robi się jej

twarz pod wpływem złości.

- Nie, wręcz przeciwnie. Wydaje mi się, że wreszcie odzyskałem rozum. Brakowało mi

go przez wszystkie te lata, kiedy byliśmy małżeństwem. Czy nie życzyłem wam miłej zabawy?

Potem znów pokazał jej plecy i spokojnym krokiem poszedł do salonu.

Drzwi kuchenne trzasnęły za nią tak mocno, że wszystko w pokoju się zatrzęsło. Przez

moment obawiał się, że zmieni zdanie i zostanie w domu, ale na szczęście usłyszał, że drzwi od

korytarza zatrzasnęły się z tą samą siłą, a chwilę potem usłyszał tupot końskich kopyt i dźwięk

powozu, który przetoczył się przez podwórze. Odetchnął z ulgą. Dla pewności wyjrzał jeszcze

przez okno i zobaczył odjeżdżający powóz.

Pomimo pozornego spokoju, czuł że w środku cały się trzęsie. Jeszcze cały czas siedziały

w nim pozostałości tego samego buntu, tej samej zdławionej złości, którą odczuwał za każdym

razem, kiedy doprowadzała go do szału. Minie jeszcze dużo czasu, zanim się tego pozbędzie, ale

dzisiejszy dzień był kamieniem milowym. Emanuel nie żył, on sam jeszcze do niedawna był

bliski śmierci, ale od teraz ona nie będzie już nim rządzić.

Przeszedł przez zielony pokój i wszedł do starego salonu. Tam podszedł prosto do

starego kredensu, który został zrobiony przez bliskiego przyjaciela jego pradziadka i

pomalowany przez lokalnego artystę. Znajdowała się w nim skrytka, w której przechowywali

wszystkie ważne dokumenty. Drżącymi dłońmi wyciągnął plik papierów, przekartkował go, aż

znalazł pismo, którego szukał.

background image

Podczas kiedy je czytał, co najmniej dwa razy podnosił wzrok, żeby upewnić się, czy

ktoś nie stał w drzwiach i go nie podglądał. Zdawał sobie sprawę, że to żałosne, ale mimo to czuł

się jak nieposłuszny uczniak, który boi się, że go przyłapią na gorącym uczynku. Tak wielką

miała nad nim władzę, że czuł na sobie jej wzrok, nawet wtedy kiedy wiedział, że ona jest

daleko.

Odłożył plik papierów na miejsce, złożył najważniejszy dokument i włożył go do

kieszeni kamizelki. Potem zasunął klapkę od skrytki, pieczołowicie zamknął drzwi od szafy i

szybkimi krokiem przeszedł przez drzwi, zielony pokój aż znalazł się w kuchni. Olaug miała

wolne tego wieczoru, był sam w domu. Inni przebywali w pomieszczeniu dla służby.

Na dużym palenisku płonął ogień. Powoli wyciągnął dokument z kieszeni kamizelki,

rozłożył go, spojrzał nań po raz ostatni i nachylił się w stronę płomienia. Dokument zajął się

ogniem i zaczął płonąć. Patrzył, jak staranne pismo Elise stopniowo pochłaniają płomienie, aż

papier zwinął się i zamienił w zwęglone, pokruszone płatki.

Dopiero wtedy się wyprostował i przeciągnął. Poczuł się tak, jak gdyby ktoś zdjął ciężkie

jarzmo z jego pleców. Od dnia, w którym Marie namówiła go na podróż z Emanuelem i adwo-

katem do Kristianii, żeby zmusić Elise do podpisania się na tym dokumencie, czuł niesmak.

Wstyd. Nieprzyjemne poczucie utraty szacunku do samego siebie. Zduszoną złość.

Teraz był wolny. Syn Elise przejmie Ringstad, a pozostałe dzieci będą mogły tu

przebywać, kiedy tylko będą chciały. Peder będzie mógł spełnić swoje życzenie i zajmować się

końmi. Mała Jensine - jego własna mała wnuczka - nauczy się jeździć konno, a Kristian i Evert

będą mieli swoje pokoje na piętrze, gdzie będą mieli spokój potrzebny do studiowania, kiedy

nadejdzie na to czas.

Marie może się wściekać, wyć i narzekać, ile wlezie, nie zrobi to na nim wrażenia. Teraz

już nie.

Stał tak i wpatrywał się w płomienie, dopóki nic już nie zostało z tego fatalnego pisma,

po czym odwrócił się, podreptał do narożnej szafki i wyjął z niej butelkę kminkówki oraz dwa

kieliszki.

W tej samej chwili usłyszał powóz wtaczający się przed drzwi wejściowe. Szybkim

krokiem poszedł do przedpokoju, przeszedł po świeżo wypranym dywaniku i otworzył drzwi,

zanim adwokat zdążył zapukać.

Serdecznie go przywitał.

- Jak miło z pana strony, że przyjechał pan niezwłocznie. Jest pewna ważna sprawa, która

chcę z panem załatwić, ale proszę niech pan wejdzie do ciepłego pomieszczenia. Dziś jest pa-

skudnie na dworze.

Adwokat przywitał się z uśmiechem, zdjął kapelusz i pokiwał głową.

background image

- Tak, nadchodzi zima. Jak się pan ma, panie Ringstad? Słyszałem, że jest pan ciężko

chory.

Hugo uśmiechnął się.

- Teraz jestem zdrów jak ryba! Jestem w tak dobrej formie, jak nigdy dotąd.

background image

9

Elise właśnie odprawiła chłopców do szkoły, kiedy usłyszała, że ktoś przechodzi przez

furtkę do ogrodu. Wyjrzała przez okno i zdążyła zobaczyć idącą spiesznym krokiem kobietę w

ciemnym płaszczu. Żeby ta osoba szybko sobie poszła! Johan powiedział, że przyjdzie, jak tylko

chłopcy wyjdą do szkoły.

Może to panna Johannessen? Dawno jej nie widziała. Może to Anna, ale Anna nie jest

taka szybka. Niemożliwe, żeby to była Hilda, ona nigdy nie wstaje tak wcześnie rano. To mogła

być nieszczęśliwa matka Ludviga Liena. Albo może Mimmi Tynæs, o ile nie siedziała w

areszcie.

Westchnęła. Ktokolwiek to był, musiała się pozbyć tej osoby, zanim pojawi się Johan.

Hugo miał w nocy zapchany nos, kaszlał i był niespokojny. Żadne z nich nie zaznało zbyt

wiele snu. Teraz Hugo był marudny, znudzony swoimi zabawkami i cały czas za nią chodził.

Gdyby to był inny dzień, to już od dawna siedziałaby przy maszynie, ale kiedy Hugo był w

takim stanie, nie było sensu myśleć o pisaniu.

Ledwo zdążyła wejść do kuchni, kiedy drzwi się otworzyły i Hilda wparowała do środka.

- Hilda? Przychodzisz tak wcześnie rano? Hilda kiwnęła głową, bez uśmiechu.

- Muszę z tobą porozmawiać. - Zdjęła kapelusz i powiesiła go na jednym z kołków,

potem zaczęła ściągać elegancki płaszcz, ale nagle się zatrzymała. - Powinnam w nim zostać?

Czy u ciebie w pokoju jest zimno?

- Moim zdaniem nie jest zimno, ale ty jesteś przyzwyczajona do lepszych warunków.

- Zdejmę go. Łatwiej mi będzie rozmawiać.

- Czy coś się stało? Wyglądasz na rozdrażnioną. Szybko zmierzyła ją wzrokiem. Brzuch

zaczął się powiększać, ale poza tym nie przytyła.

- Tak, można by spisać to na liście! Jestem tak wściekła, że już nie wytrzymuję! Poza

tym zmarzły mi palce u stóp. Może mogłabyś ugotować mi trochę kakao? - Posłała jej błagalne

spojrzenie.

Elise westchnęła w myślach. Potem podeszła do kuchenki i dołożyła jeszcze jedno

polano, zanim wyciągnęła puszkę kakao. Potem zdjęła pierścienie z kuchenki i nastawiła czajnik

z wodą. Hugo przestał marudzić, ubóstwiał ciocię Hildę. Zanim Hilda zdążyła usiąść na

taborecie, nagle objął jej nogi ramionami i wykrzyknął wesołym głosem: - Stoisz tutaj, ty moja

goląbecko!

Elise i Hilda wybuchły śmiechem i spojrzały na niego ze zdziwieniem.

- A gdzie on się tego nauczył? Elise pokręciła głową.

background image

- Nigdy nie słyszałam, żeby to mówił, ale on mówi dużo dziwnych rzeczy. Dzisiaj nie

jest w dobrej formie i zanim przyszłaś był płaczliwy, ale ty najwyraźniej sprawiłaś, że humor mu

się poprawił.

- To mnie pocieszyło. Nie mogłabym tego powiedzieć o ludziach, którzy nas odwiedzili

wczoraj wieczorem.

- Ach to cię uwiera. Kto to był tym razem?

- Duńskie małżeństwo, które poznaliśmy podczas wakacji. Nagle dostaliśmy od nich

telegram, że są w Kristianii i że chcą nas odwiedzić. Mieszkają w Grand Hotelu, ale przyszli do

nas wczoraj wieczorem na obiad. Zaraz po tym jak zjedliśmy, ni stąd, ni z owąd pojawiła się

Karoline Carslen. Musiała porozmawiać z Ole Garbielem o jakichś sprawach administracyjnych.

Stwierdziliśmy, że nie wypada jej nie zaprosić. Elise się uśmiechnęła.

- Dobrze słyszeć, że zaczęłaś zwracać się do swojego męża po imieniu. Już czas

najwyższy, w końcu oczekujesz jego trzeciego dziecka.

Hilda posłała jej smutne spojrzenie.

- To niemiło z twojej strony, że przypominasz mi o tym, że jedno straciłam!

- Nie miałam takiego zamiaru. Uważam tylko, że to dobry znak, że zaczęłaś o nim mówić

Ole Gabriel. Co się stało z tymi gośćmi z Danii, że jesteś taka zirytowana?

- Karoline nie mogła się powstrzymać; złośliwa suka! Opowiedziała im, że pracowałam

w przędzalni i że pochodzę z ubogiej rodziny.

Elise uniosła brew.

- Jak oni to przyjęli?

- A jak myślisz? Wymienili spojrzenia i wyglądali na wstrząśniętych. Po kawie zaczęło

im się nagle spieszyć. Zupełnie zapomnieli, że obiecali innym Duńczykom, którzy też mieszkali

w hotelu, że do nich wpadną, zanim położą się spać. Pani była bardzo małomówna, jak się ze

mną żegnała, podczas gdy na Ole Gabriela patrzyła z mieszaniną zdziwienia i współczucia. Z

pewnością chciałaby się dowiedzieć, co sprawiło, że się ożenił z kimś niższego pochodzenia!

- A co powiedział pan Paulsen, kiedy oni już sobie poszli?

- Stwierdził, że przesadzam. Jak zwykle. On jest zawsze irytująco spokojny. Wszystko po

nim spływa jak woda po kaczce. Nie da rady go obrazić, on tylko wzrusza ramionami i mówi, że

muszę o tym zapomnieć. Oszaleć można!

Elise się zamyśliła.

- Być może nie ma co udawać, że jesteś kimś innym. Gdyby im od razu powiedziała, być

może nabraliby do ciebie szacunku.

- Szacunku? - Hilda prychnęła. - Są snobistycznymi, nieznośnymi egoistami! Pomyśl, że

ktoś może się uważać za lepszego tylko dlatego, że przypadkiem przyszedł na świat w bogatej

background image

rodzinie. Gdyby stracili wszystko, co posiadają, byliby niczym. Jestem pewna, że nigdy w całym

swoim życiu ta kobieta nie miała godnej pracy, jedyne, co umie robić, to konwersować. A o

czym oni tak konwersują? O tym, czego dokonali inni, obojętnie, czy są to śpiewaczki,

rzeźbiarze czy malarze.

- Ktoś musi być publiką. Nie każdy umie coś stworzyć.

- Oczywiście, że nie, ale nie muszą się chwalić dziełami innych, tak jakby to były ich

własne!

- A co tam u Karoline? Myślisz, że będzie ślub? Nic z tego nie wyszło ostatnim razem.

- Biorą ślub za tydzień. Elise wpatrywała się w nią zdziwiona. Myślała, że usłyszy, ż

nic z tego.

- Ostatnio mówiłaś, że Sigvart Samson wygląda, jakby się wybierał na swój własny

pogrzeb.

- Nadal tak wygląda, ale pomyślałam o tym, o czym rozmawiałyśmy ostatnio, że nawet

oni będą mieć dzieci, pomimo tego, że on taki jest.

Elise pokiwała głową.

- Po tym, co mi powiedziałaś o Karoline, muszę się z tobą zgodzić. Sigvart Samson to

miły i przyjemny człowiek, ale nie jest łatwo być żoną kogoś, kto woli mężczyzn. Być może

spotyka się potajemnie z innymi, tak jak to robił z Ludvikiem Lienem.

Hilda się wzdrygnęła.

- Ja mam w takim razie mimo wszystko lepiej z Ole Gabrielem. Nawet jeśli jest już

podstarzały i nie przejmuje się, że inni patrzą na mnie z góry.

- Nie był wcale taki niewzruszony, kiedy przeczytał mój artykuł w „Verdens Gang".

Mam na myśli ten pierwszy, który traktował o samobójstwie Mathilde.

- Nie, bo ten artykuł dotyczył jego samego. To jest różnica.

- Twoje słowa zabrzmiały dość gorzko.

- No bo tak się czuję.

- Ależ Hildo! Spodziewasz się jego dziecka, które przyjdzie aa świat za miesiąc. Kiedy za

niego wychodziłaś, byłaś bardzo szczęśliwa. Nie możesz teraz żałować.

Hilda nie odpowiedziała, tylko mocno zacisnęła usta. W tym samym momencie przed

drzwiami do kuchni zabrzmiało wesołe pogwizdywanie.

- Nadchodzi Johan.

- Powinnam już chyba pójść.

- Ale najpierw się z nim przywitaj. Z pewnością się z nim nie widziałaś, odkąd wrócił do

domu.

background image

Rozległo się pukanie do drzwi i Johan wpadł do środka. Kiedy zobaczył Hildę staną jak

wryty.

- Hilda? Co za niespodzianka! Nie wiedziałem, że jest tutaj lak znamienity gość.

Sam nie wiedział, czy był rozczarowany, że spotkał Hildę w kuchni.

- Możesz pominąć słowo znamienity. Nasi przyjaciele po drugiej stronie rzeki z

pewnością tak by tego nie ujęli.

Johan się roześmiał.

- Czy słyszę w twoim głosie nie takie znów małe rozdrażnienie?

- Wstałam dwie godziny wcześniej, niż mam w zwyczaju po to, żeby zwierzyć się Elise.

- Chyba nie szłaś pieszo całą drogę, ty, która jesteś damą?

- Nie, wsiadłam w powóz mojego męża. Nie pytając o zgodę. W drodze do Elise byłam

panią Paulsen ze wzgórza Aker, ale tutaj jestem Hildą z Andersengĺrden.

Johan znów się roześmiał.

- Którą z nich wolisz?

- I ty się jeszcze pytasz? - Uśmiechnęła się. - Jak dobrze cię znowu widzieć, Johan.

Wydaje się, że nic się nie zmieniłeś. Sukces najwyraźniej nie uderzył ci do głowy i mam

nadzieję, że nigdy nie uderzy.

- Po pierwsze, to wcale nie odniosłem żadnego sukcesu i nie wiem, czy kiedykolwiek

odniosę. Po drugie, nie zamierzam stać się kimś innym, niezależnie od tego, co się wydarzy.

- Dobrze to słyszeć. Opowiedz, jak jest w Paryżu. Mam nadzieję, że trzymasz się z dala

od tych wszystkich uroczych, ciemnowłosych piękności?

- A myślisz, że dlaczego przyjechałem do domu? Poza tym nigdy nie oglądałem się za

ciemnowłosymi dziewczynami. - Posłał Elise długie spojrzenie i usiadł przy kuchennym stole.

Wyglądało na to, że Hildzie wrócił dobry humor.

- Zawsze cię traktowałam jak szwagra i mam nadzieję, ż to się nigdy nie zmieni.

Mieliście już wystarczająco dużo zmartwień. Mam nadzieję, że jak następnym razem was

spotkam, Elise nie będzie już nosiła tego nazwiska, którego nigdy nie powinna była mieć.

- Ale to przecież jej nazwisko jako pisarki.

- Pff! - Hilda prychnęła. Potem spojrzała na Elise. - Musisz poprosić w wydawnictwie,

żeby zaczekali z drukowaniem twojej najnowszej książki. Nie możesz pozwolić, żebyś

figurowała na niej pod nazwiskiem Ringstad.

Elise poczuła, że się rumieni. Tak daleko w przyszłość nie wybiegała.

- Ma się ukazać w druku tej jesieni.

- W takim razie póki co będziesz używała nazwiska Thoresen jako pseudonimu.

Johan pokręcił głową.

background image

- Nie, Elise powinna nosić to samo nazwisko, które noszą jej dzieci. Poza tym nazwisko

Ringstad już jest jej nazwiskiem artystycznym. To, że będziemy mieć różne nazwiska, nic nie

znaczy. Nadal będziemy się tak samo kochać.

Popatrzył na Elise, jego spojrzenie było pełne ciepła.

- Szczęściarze! Kiedy patrzę na waszą dwójkę, robię się zazdrosna. To musi być

cudowne być zakochanym.

Elise westchnęła, była bezradna.

- Wiele razy już o tym rozmawiałyśmy, Hildo. Za każdym razem zarzekałaś się, że nie

zamieniłabyś bezpieczeństwa i dobrobytu na to, co my mamy z Johanem.

- Teraz zaczęłam inaczej na to patrzeć.

- Tylko dlatego, że jesteś zirytowana z powodu tego, co się wydarzyło wczoraj

wieczorem. Kiedy zapomnisz o tej głupiej duńskiej parze, znowu będziesz szczęśliwa i

zadowolona.

Johan spojrzał na nią.

- Co się wydarzyło wczoraj wieczorem?

Hilda szybko opowiedziała o duńskim dyrektorze i jego żonie, których poznała podczas

wakacyjnego pobytu nad kanałem La Manche.

- Tacy ludzie nie są warci, żeby się z nimi przyjaźnić. Ciesz się, że sobie poszli, i postaraj

się znaleźć osoby, które mają inny system wartości.

Hilda pokiwała głową i głęboko westchnęła.

- Dobrze, że tutaj przyszłam. Teraz czuję się o wiele lepiej. Teraz już wiem, że moje

miejsce jest wśród takich jak wy.

Elise nie mogła się powstrzymać.

- Niedawno twierdziłaś coś zupełnie innego.

- Wiem o tym, ale to, co przeżyłam wczoraj wieczorem, nie było moim pierwszym

spotkaniem ze snobizmem. Za każdym razem jestem równie wściekła. Teraz już nie chcę być

taka jak oni, należeć do ich towarzystwa. Mogę dostać jeszcze jedną filiżankę kakao, Elise?

Dobrze mi to zrobiło.

Elise wiedziała, że nie może jej odmówić, ale pomyślała sobie w duchu, że Hilda musiała

już zapomnieć o tym, że filiżanka kakao była czymś świątecznym. Nalała też filiżankę dla

Johana, ale swoją napełniła tylko do połowy. Hugo i Jensine też powinni dostać. Hilda

wpatrywała się z zamyśleniem w filiżankę.

- Mamy nową pomoc domową. Ma na imię Klara i dorastała na Seilduksgaten, na

Grünnerløkka. Mieszkało tam siedemnaście osób w jednym pokoju z kuchnią! Jej matka była

ciągle pijana, a ojciec odszedł, kiedy Klara była mała. Każdego dnia matka wysyłała ją do

background image

sklepu, żeby kupiła tanie wino, w którym maczali kromki chleba podczas śniadania. Nie mieli

nic, co można by położyć na chleb. Zanim przyszła do nas, nigdy nie miała w ustach świeżego

mięsa, jedyne, na co ich było stać to kleik, solony śledź i ziemniaki. W mieszkaniu roiło się od

karaluchów i szczurów, a dziury w ścianie zatkane były gazetami. Jej bracia zakończyli edukację

dużo za wcześnie, by pracować po dwanaście godzin w fabryce. Teraz większość z nich jest

bezrobotna i przynależy do band z Vaterland, które nieustannie walczą z chłopcami z Rødeløkka

i chuliganami z Sagene.

Elise zmarszczyła czoło, wstrząśnięta tym, co usłyszała od Hildy, chociaż ta historia

niewiele się różniła od ich własnego dzieciństwa. Ale oni przynajmniej mieli pracę. Nawet

ojciec, w każdym razie na początku.

- Ona ci to wszystko opowiedziała? - zapytała Elise zdziwiona. Hilda pokiwała głową.

- Ole Gabriel mówi, że mam nie plotkować ze służącymi,; tylko powiedzieć im, co mają

zrobić, ale jak on tylko wyjdzie, siadam w kuchni i robię to, czego miałam nie robić.

- Ależ Hildo! Pomyśl, co będzie, jak on się dowie?

- No i co z tego? One są ludźmi, tak jak my. Nie są zwierzętami. Nie zgadzam się, żeby

je traktować tak, jak przyjaciele Ole Gabriela traktują mnie.

Elise się uśmiechnęła.

- Prawie nie mogę uwierzyć, że to ta sama Hilda, z którą rozmawiałam poprzednim

razem. Wtedy była na dobrej drodze, by stać się bogatą mieszczanką i zapomnieć o swoim

pochodzeniu. Hilda się roześmiała.

- Dobrze mnie znasz. Jutro być może będę mówiła co innego, ale dzisiaj jestem

pracownicą przędzalni Graaha i nie zamierzam stać się kimś innym.

- Dopóki nie przyjedzie powóz, który zabierze cię do domu - dorzuciła Elise i się

zaśmiała. - Postanowiliśmy z Johanem wspólnie pracować dla dobra tej samej sprawy. On będzie

tworzył rzeźby, które ukażą społeczną niesprawiedliwość, a ja będę o tym pisać. Może to nie

byłby taki głupi pomysł mieć po swojej stronie elegancką damę z mieszczaństwa. Może

mogłabyś otworzyć nam niejedne drzwi.

- Tylko nie stań się totalną rewolucjonistką tak jak Helene Ugland w Sulitjelma -

powiedział z uśmiechem Johan. - Kierownictwo kopalni tam, na północy twierdzi, że sieje ona

nie tylko ferment wśród robotników i podjudza ich do nieposłuszeństwa i strajku, ale też że

zagraża moralności, a także pozycji rodziny i kościoła. Ona chce, żeby w szkołach nie było

religii. Śpiewają pieśni, którymi zagrzewają robotników do walki i przypominają im, że zbyt

długo musieli znosić niskie płace i potężnych właścicieli fabryk, którzy wolą znosić strajki niż

podwyższyć wynagrodzenie. W pewnym zakładzie mechanicznym w Bergen dokonano aktu

sabotażu. Ktoś celowo zamontował złą śrubę w jakiejś łodzi. A kierownicy kopalni w Sulitjelma

background image

wyznaczyli wartowników, którzy mają zamknąć drogę aż do Finneid. Obawiają się buntu i

zamieszek wśród robotników.

Elise spojrzała na niego.

- Ale kim właściwie jest ta Helen Ugland?

- Ma tylko dwadzieścia parę lat i jest podobno bardzo zapalona do tego, co robi.

Czytałem, że pochodzi z religijnego, zamożnego domu w Agder i jest z wykształcenia

nauczycielką. W szkole pedagogicznej została socjalisfką, a potem wybrano ją na członka

zarządu Młodzieżowego Związku Socjaldemokratów w Kristianii. Od tego czasu podróżowała

po różnych miejscowościach w Norwegii i Szwecji, agitując za socjalizmem. Wyszła za mąż za

szwedzkiego działacza, co wcale nie zmniejszyło jej rewolucyjnego podejścia. Ponieważ

kierownictwo kopalni nie chciało mieć z nią do czynienia, niewykwalifikowani robotnicy

potajemnie przemycali ją do baraków i pozwalali by wygłaszała dla nich wykłady. Potem jednak

kierownictwo odnalazło ją i została odesłana. Elise i Hilda, słysząc to, robiły wielkie oczy.

- Skąd ty wiesz o tym wszystkim? - zapytała ze zdziwieniem Hilda.

- Nie czytacie gazet? Hilda prychnęła.

- Gazet? To tylko mężczyźni pozwalają sobie na marnotrawienie czasu na coś takiego.

Johan się roześmiał.

- Marnotrawienie czasu? A w jaki sposób chcesz się dowiedzieć czegoś o tym, co się

aktualnie dzieje, jeśli nie czytasz gazet?

- Dowiaduję się wystarczająco dużo, rozglądając się wokół i słuchając, o czym

rozmawiają inni.

- Mówiłaś, że eleganckie damy umieją tylko konwersować. Nie mogłyby dyskutować o

sztukach teatralnych, wystawach dzieł sztuki czy książkach, gdyby nie były z tym na bieżąco.

- Ja nie zamierzam konwersować.

Elise słuchała tylko jednym uchem. Przyglądała się Johanowi. Napawała się jego

widokiem, cieszyła się, że jest tuż obok i myślała o tym, jak bardzo go kocha. Chciała, żeby

Hilda już sobie, poszła, żeby mogli zostać sam na sam, chociaż z drugiej strony jej obecność

była wentylem bezpieczeństwa. Uczucia tak łatwo mogły wziąć górę nad rozumem. Chociaż

myśl o tym, żeby w końcu mu się oddać, budziła w niej pragnienie, wiedziała, że potem miałaby

poczucie winy. To nie byłoby w porządku. Byłoby grzechem przeciwko jednemu z przykazań,

poza tym była w żałobie.

Doskonale zdawała sobie sprawę, co Hilda by na to powiedziała. Hilda sypiała z

kierownikiem fabryki, jeszcze zanim się rozwiodła z Reidarem, ona nie podchodziła do tego z

taką powagą. Ale Hilda to Hilda. Chociaż były siostrami i zostały tak samo wychowane wcale

nie myślały podobnie. Elise tak długo czekała na Johana, marzyła o nim, pragnęła, żeby stali się

background image

jednością. Kiedy ta chwila wreszcie nadejdzie, nie chciała, żeby odbyło się to w pośpiechu,

ukradkiem. Gdyby tak się stało, przeżycie to byłoby czymś tanim i trywialnym, i być może

zostawiłoby skazę na ich pięknym uczuciu. Kiedy w końcu będą mogli się sobie oddać

- powinno to być piękne, prawie że podniosłe i święte. Coś, co zapamiętają jako ich

najpiękniejsze przeżycie.

Johan zwrócił się do niej.

- O czym myślisz? Nagle zamilkłaś.

Poczuła, że się rumieni, nie wiedziała, co ma na to powiedzieć, więc się uśmiechnęła.

- Elise mnie nie rozumie - to dlatego nic nie mówi - powiedziała lekko urażona Hilda.

- Myślałam o czymś zupełnie innym.

Johan spojrzał na nią. Z jego spojrzenia biło ciepło.

On wie, o czym ja myślałam. Zawsze umiał czytać w moich myślach. Napotkała jego

spojrzenie, nie ukrywając, co ją przepełnia. Czuła się tak, jak gdyby stopili się w jedno.

Hilda wstała.

- Słyszę powóz. To pewnie Jeremias przyjechał mnie odebrać. Elise wyszła za nią na

schody.

- Postaraj się tym nie przejmować, Hildo. Kiedyś z pewnością trafisz na ludzi, którzy

inaczej będą na to patrzeć.

Hilda nic na to nie powiedziała. Uśmiechnęła się i zanim zniknęła za rogiem, pomachała

dłonią na pożegnanie i rzuciła:

- Baw się dobrze!

- Nareszcie! - wyszeptał. - Cieszmy się sobą, zanim znowu ktoś zapuka do drzwi.

Nie mogła się nie uśmiechnąć.

- Hugo i Jensine są tutaj.

- Oni nic nie rozumieją, poza tym są zajęci zabawą. Chodźmy szybko na facjatkę. Wiem,

że nie lubisz łóżka w salonie.

Nie była w stanie oprzeć się pokusie. Trzymając się za ręce, wymknęli się z kuchni na

schody prowadzące na górę. Tam rzuciii się na łóżko, odurzeni radością i żarem uczuć. Ich

pocałunki były na początku ostrożne, ale wkrótce stały się intensywne i namiętne.

- Należę do ciebie, a ty do mnie. Teraz już nie dam rady się powstrzymać - wyszeptał

Johan. - To nasza święta chwila, Elise.

Pomogła mu w siebie wejść i wstrzymała oddech, czując, jak wypełnia ją radość.

Obejmowała go i chłonęła wszystkie piękne słowa, które szeptał jej do ucha, kiedy powoli

odnaleźli wspólny rytm. To było najpiękniejsze przeżycie w jej życiu. Kiedy razem osiągnęli

spełnienie, poczuła, że po policzkach płyną jej łzy.

background image

Johan delikatnie otarł je palcem. Spojrzał na nią pytająco, ale ona radośnie się do niego

uśmiechnęła.

- Moja kochana Elise, kocham cię ponad wszystko.

background image

10

Następnego dnia, w skrzynce pocztowej leżała duża koperta z „Verdens Gang". Kiedy ją

otworzyła, okazało się, że w środku były kolejne koperty. Na każdej z nich widniał jej

pseudonim - Elias Aas, napisany różnymi charakterami pisma.

Usiadła przy kuchennym stole i drżącymi rękami otworzyła pierwszą kopertę, próbując

przygotować się być może na najgorsze. Listy z pewnością dotyczyły artykułu Asle Diriksa i jej

odpowiedzi. Albo byli oburzeni na niego, albo na nią. Nie była pewna czy akurat teraz będzie

umiała znieść krytykę i cierpkie słowa.

Do pisarza Eliasa Aasa.

Przeczytałem Pańską odpowiedź na artykuł studenta i pisarza Asle Diriksa pt. Przybytki

rozpusty i pokusy z nimi związane w „VG", i ucieszyłem się, że wziął Pan te nieszczęsne dziew-

częta w obronę. Moja matka przyjechała z Fyresdal w Telemarku do Kristianii, mając zaledwie

piętnaście lat, ponieważ zmuszona była zacząć sama się utrzymywać ze względu na choroby i

biedę w domu rodzinnym. Przyjechała w towarzystwie koleżanki. Sama miała o tyle szczęście, że

udało jej się znaleźć pracę w fabryce zapałek - co potem przyczyniło się do tego, że zachorowała

na fosforową martwicę szczęki, co oszpeciło ja na całe życie. Jej koleżance natomiast nie udało

się znaleźć pracy i wylądowała wśród tych nieszczęśnic na Vaterland. Trzy lata później odebrała

sobie życie. Gdybym miał inną pozycję społeczną, i tyle odwagi co Pan, z radością

przyłączyłbym się do marszu na rzec dziewcząt ulicznych, żeby umożliwić im uczciwą pracą,

którą zarobią na chleb, tak jak dziewczęta z fabryki zapałek maszerowały w pochodzie przed

kilkoma laty, prosząc o 1 øre podwyżki oraz lepsze warunki sanitarne.

Z poważaniem i wdzięcznością

Jens Jacobsen

Odetchnęła z ulgą i odłożyła list. Boże! Jak dobrze jej to zrobiło. Już nie mogła się

doczekać na przyjście Johana, żeby móc mu to pokazać.

Z odnowioną odwagą otworzyła następny list.

Do osoby ukrywającej się pod pseudonimem Elias Aas.

Uniosła wzrok. Czy dużo osób domyślało się, że to był pseudonim? Poczuła skradający

się niepokój. Coś jej mówiło, że ten list będzie inny.

background image

Pańska odpowiedź na artykuł pisarza Asle Diriksa w „VG" mnie oburzyła. Domyślam

się, że jest Pan członkiem bohemy, próżniaczej grupy pisarzy i artystów, którzy nie mają nic

innego do roboty poza siedzeniem w Grand Cafe, popijaniem koktajli i krytykowaniem

wszystkiego: począwszy od Kościoła, a na pracy szanowanych obywateli na rzecz rozwoju

państwa skończywszy. Albo, co gorsza, należy Pan do tych ekstremistycznych, radykalnych

socjaldemokratów, którzy chcieliby równouprawnienia wszystkich osób, niezależnie od tego czy

są pracowici i odpowiedzialni, czy wręcz na odwrót. Najwyraźniej chciałby Pan, żeby te

cuchnące dziwki z Vaterland zasiadły przy stole razem z artystami, odziały się w aksamity i

jedwabie i zaczęły bez żenady oferować swoje usługi. Osoby takie jak Pan są zakałą naszego

narodu! Całkowicie się zgadzam z każdym słowem napisanym przez pisarza Asle Diriksa. Prze-

czytałem również jego dramatyczne dzieła i zaliczam go do grona największych talentów naszych

czasów. Jednocześnie dałem się przekonać i przejrzałem zbiór Pańskich nowel pt. Podcięte

skrzydła, co przyprawiło mnie o odrazę. Jak Pan w ogóle może wymyślać takie niestworzone

historie? Chyba nie ma innego wytłumaczenia, jak tylko to, że chce się Pan na tym wzbogacić.

Ale to się Panu nie uda. Żaden szacowny obywatel Kristianii nie kupiłby takiej książki, nawet z

ciekawości. Że pozwala Pan sobie na taki ton w stosunku do pana Asle Diriksa, uważam za

uwłaczające. Mam nadzieję, że zostanie Pan pozwany.

Laurentius Lyngstad, zarządca fabryki.

Odłożyła list i w zamyśleniu spojrzała przed siebie. To było dziwne, że nie czuła ani

smutku, ani złości. To z pewnością przyjdzie później.

Najpierw musi dokładnie przemyśleć każde słowo, które napisał, żeby się dowiedzieć,

czemu aż się aż tak bardzo zbulwersował. Inne listy zostaną na później. Nie była w stanie

otworzyć następnych. Najpierw musi zebrać się na odwagę. Spróbować zrozumieć, spojrzeć na

tę sprawę z różnych stron. Być może było jakieś wytłumaczenie, jakiś czynnik łagodzący.

Na kuchennych schodach usłyszała kroki, to z pewnością Johan. Prędko pozbierała listy i

ułożyła je w stos.

Johan nie przyszedł sam, był z nim Torkild.

Johan uśmiechnął się, z pewnością rozumiał, że była tak samo rozczarowana jak on.

- Torkild chciał z tobą porozmawiać. Przeczytał twoją odpowiedź w „VG".

Puścił do niej oko, wiedział, że cieszyła się na to, że znów będą mogli być sam na sam,

po ich namiętnej i intensywnej chwili uniesienia, którą przeżyli dzień wcześniej.

Torkild wszedł do kuchni, uśmiechając się.

- Mam nadzieję, że nie przeszkadzam. Elise pokręciła głową.

- Ja tylko siedziałam i czytałam listy, odpowiedzi na mój artykuł w gazecie.

background image

Johan posłał jej spojrzenie pełne współczucia.

- I domyślam się, że nie były to same pochwały. Wyglądasz na lekko przygnębioną.

Wyciągnęła list, który przeczytała przed chwilą i podała mu go.

- Sam przeczytaj. Usiądź, Torkildzie, a ja nastawię dzbanek z kawą. Ostatnim razem,

kiedy tu byłeś, miałeś mało czasu.

Torkild usiadł.

- To właśnie o twoim artykule przyszedłem porozmawiać. Spodziewałem się, że wywoła

on nieprzyjemne reakcje. - Uśmiechnął się do niej. - Musisz być cierpliwa. Jeszcze długa droga

przed tobą, ale wiedz, że wiele osób przed tobą już ją przeszło i wiele się wydarzyło od czasu

zeszłego stulecia. Ci, którzy walczą przeciwko tobie, obawiają się. Obawiają się wszystkiego, co

może zburzyć ustalony porządek, obawiają się wszystkiego, co nowe, wszystkiego, co koliduje z

ich pojęciem moralności i co może zagrozić ich pozycji społecznej. Obawiają się, że stwarzając

ubogim lepsze warunki do życia, ryzykują, że sami coś stracą. Nie rozumieją, że zbyt duże

różnice mogą prowadzić do napięć, zazdrości i nienawiści, i w najgorszym wypadku przyczynić

się do rewolucji.

Johan przytaknął.

- Ale nie możemy zapomnieć, że wiele zmieniło się na lepsze ostatnimi czasy. Ustawa o

nadzorze w fabrykach została znowelizowana, co doprowadziło do zwiększenia kontroli. Nie

można już tak bezkarnie zatrudniać dzieci w przemyśle, a przynajmniej nie na tyle godzin

dziennie. Budowane są nowe szkoły, powstały też szkoły ludowe: szkoły dla całego ludu.

Robotnicy pozakładali związki zawodowe, mają własne proporce i chóry.

Ujął jej dłoń w swoją, nie bacząc na to, że Torkild patrzy.

- Do celu jeszcze daleko, Elise, ale dzięki ludziom takim jak ty, jestem pewien, że

jesteśmy na dobrej drodze. Kto wie, może za kilka lat nikt już nie będzie musiał sprzedawać

swojego ciała, by przeżyć. - Uścisnął jej dłoń. - A co było napisane w innych listach?

Pokazała mu ten, który przeczytała jako pierwszy. Przeczytał go, potem pogładził ją po

policzku.

- Widzisz? Nie wszyscy myślą tak samo. Ten człowiek zrozumiał, co masz na myśli, i

jestem pewien, że nie on jeden. Pozwól, że pomożemy ci z Torkildem otworzyć pozostałe listy, i

pocieszymy, jeśli niektóre z nich będą nieprzyjemne.

Podała mu plik, podczas kiedy Torkild był w trakcie czytania tego pierwszego. Dobrze

było ich mieć przy sobie. Nie musieć być samej.

Johan wziął jeden z listów i zaczął czytać na głos:

Do pisarza Eliasa Aasa

background image

Przeczytałem gazetę, w której pisał Pan o ulicznicach z Lakegata. Moja siostra Karen

zachorowała. Wie Pan, na tą chorobę, co ją mają od mężczyzn. Jak miała czternaście la, t

urodziła dziecko. Dziecko zmarło. Ja miałem sześć lat. Wtedy ona znów urodziła dziecko. Ono

też zmarło. Nasz ojciec odszedł, a matka miała suchoty. Karen stała w bramie, rozstawiała nogi,

pokazywała, co miała, i podrywała mężczyzn. Wtedy dostawała pieniądze na jedzenie. Tacy

ludzie jak my nie znają wstydu. Niewinność to luksus, na który mogą sobie pozwolić bogaci - tak

było niedawno napisane w jakiejś gazecie. Trzy lata temu Karen zmarła. Skoczyła do rzeki. Ja

mam szczęście, bo mam pracą w fabryce płótna żaglowego. Mam żonę i dwójkę dzieci. Dziękuję,

że napisał Pan do gazety.

Z pozdrowieniami Lorang Andersen

Johan odłożył list. Zbladł.

- Wiem, kim on jest - powiedział powoli. - Pracował w fabryce, kiedy ja tam byłem.

Byłem kiedyś nawet u niego w domu.

Była tam jego siostra, miała talent do śpiewania. Śpiewała ballady za grosz. Te

najsmutniejsze, takie jak W szpitalnej sali czy Zerwałam różę u podnóża gór. Pamiętam, że

zanim wszedłem do środka, bez słowa stałem w korytarzu i słuchałem. Nigdy nie słyszałem

kogoś, kto śpiewał równie pięknym i czystym głosem. Pomyślałem wtedy, że powinna zacząć

śpiewać w Armii Zbawienia. Gdyby stała w mieście i śpiewała wraz z innymi żołnierzami zba-

wienia, ludzie z pewnością zatrzymywaliby się jak wryci, równie zaskoczeni jak ja. Ale kiedy

drzwi się otworzyły i ją ujrzałem, przeżyłem szok. Nie mogłem pojąć, że tak piękny głos mógł

należeć do kobiety o takim wyglądzie. Miała zaledwie dwadzieścia kilka lat, a wyglądała na

pięćdziesiąt. Elise spojrzała na niego.

- Czy to była Karen?

Johan pokiwał głową. Przy stole zrobiło się cicho.

- Pomyślcie, kim ona mogłaby się stać, gdyby tylko dorastała w innym domu -

powiedział w zamyśleniu Torkild.

- Pomyślcie, kim oni wszyscy mogli się stać, gdyby wyrośli w innym domu - dodała

Elise.

Torkild się uśmiechnął.

- Dostałaś listy od dwóch osób, które cię popierają, Elise. Jestem pewien, że takich osób

jest jeszcze więcej. - Otworzył następny i zaczął głośno czytać:

Do pisarza Eliasa Aasa

background image

Niech Pan przeczyta szóste przykazanie. Jest tam napisane: Nie cudzołóż. Te dziewczęta z

Vaterland, Fjerdingen i Vika grzeszą każdego dnia. Stanowią zagrożenie dla przyszłości naszych

dzieci, są kpiną z chrześcijańskich morali i zakałą naszego kraju. Bronić ich to zniszczyć

wartości, których wypracowanie zajęło nam wiele setek lat. Święty Olav wprowadził

chrześcijaństwo prawie 900 lat temu, zniszczył podobizny bożków, zakazał składania krwawych

hekatomb i ofiar pogańskim bożkom i wskazał norweskiemu ludowi Jezusa Chrystusa, który

poniósł za nas śmierć, abyśmy mogli być zbawieni od naszych grzechów. Gdybym był ubogi,

wolałbym raczej widzieć moja córkę martwą, niż pozwolić jej grzeszyć tak, jak to robią te

ulicznice, i to na widoku publicznym. Jeśli człowiek może tak nisko upaść, niemożliwe, żeby w

nim pozostało wiele z tego czystego, niewinnego dziecka, jakim kiedyś był. Wałczmy lepiej o to,

żeby zapobiec, aby te moralnie skrzywione prostytutki, zepsute i pełne nieprawości, zarabiały

pieniądze na moralnym zagubieniu nieszczęśliwych mężczyzn. Jako pisarz powinien Pan raczej

użyć swojego pióra, by pomóc tym zagubionym, młodym mężczyznom zachować czystość i

przeciwdziałać ich odwiedzinom w przybytkach nieprawości. Uważam, że to pożałowania godne,

że mężczyźni, których Bóg obdarzył darem umiejętności pisania i wysławiania się, używają tego

talentu, by zachęcać do nieobyczajności i bezbożności.

Christian Nicolai Tveter

Torkild głęboko westchnął.

- On niczego nie zrozumiał! Przecież ty chcesz właśnie pomóc tym dziewczynom wrócić

z ulicy. Jak to możliwe, że ktoś odbiera twój artykuł jako usprawiedliwienie tego, co one robią?

Elise poczuła, jak powoli ogarnia ją bezradność.

- Ja tylko próbowałam wytłumaczyć, dlaczego one wylądowały na ulicy. Jeszcze nie

czytałeś tego listu, który właśnie kończyłam czytać jak przyszliście. - Podała mu go. Torkild

zaczął czytać. Kiedy skończył, pokręcił głową i posłał jej spojrzenie pełne współczucia.

Johan otworzył następną kopertę.

- Teraz przeczytamy jeszcze jeden list, a jeśli będzie on równie przykry, spalimy cały

plik. - Zaczął czytać na głos:

Do pisarza.

Moja córka sprzedała się za jedną koronę. Za pierwszym razem. Kupiła za nią węgiel do

pieca, a dla swojego rodzeństwa drożdżówki. Nigdy wcześniej ich nie jedli. Ona teraz ma męża z

t drugiej strony. Eleganckiego dżentelmena w cylindrze. Przeprowadziliśmy się na Brogata,

zaraz obok więzienia. Na Storgata widzieliśmy grupę mężczyzn, otoczonych z każdej strony

strażnikami. To byli więźniowie - mieszkańcy przytułku dla ubogich. W środku zauważyliśmy

background image

ludzi z dziećmi, które trzymały w rękach menażki - rozdzielano tam owsiankę dla biednych.

Każdego dnia kolejka się wydłużała. Pewnego dnia wyrzucono nas i wylądowaliśmy na

Tomtegata na Vaterland. Ale potem nasza kamienica została zburzona i znów musieliśmy się

przeprowadzić. Wtedy przeprowadziliśmy się na Vognmannsgata. Mój mąż stracił robotę, ale

córka nam pomogła. To było, zanim złapała tego dżentelmena w cylindrze. Nie zarabiała dużo,

musiała przyjmować kilku mężczyzni naraz, jednego za drugim. Mimo to zostaliśmy wyrzuceni i

przeprowadziliśmy się na Kampen. Gospodyni miała cztery krowy, a mój mąż znalazł pracę na

targu. Wtedy moja córka mogła spać w nocy. Ale wtedy mój mąż odszedł i znowu nas wyrzucili.

Pozwolono nam spać w komórce na drewno. Wtedy moja córka zniknęła i nie było jej przez kilka

dni, ale wróciła z pieniędzmi w kieszeni. Teraz znowu mieszkamy na Vognmannsgaten, a moja

córka karmi nas każdego dnia. Przyjeżdża powozem z firanką. Jej mąż nie chce, żeby ktoś go

rozpoznał.

Z pozdrowieniami, pani Abelsen

Johan powoli odłożył list. Odchrząknął.

- Chyba jednak nie spalimy tych listów. W każdym razie nie wszystkie.

Torkild pokręcił głową.

- Nie, wręcz przeciwnie - zachowamy je. Mogą się przydać któregoś pięknego dnia.

Uśmiechnął się do Elise.

- Niektórzy wiedzą, co masz na myśli, Elise. Celem jest to, aby jeszcze więcej osób to

zrozumiało. - Wstał. - Dziękuję, że pozwoliłaś mi je przeczytać. Myślałem, że prawie wszystko

widziałem i słyszałem, ale to jednak zrobiło na mnie wrażenie. To, co widzimy, to jedno, ale

usłyszeć, co oni myślą, to inna rzecz. Elise wstała, żeby go odprowadzić.

- Nie chcę spalić żadnego z tych listów. Te, które mnie złoszczą, schowam na jakiś czas.

Pozostałe przeczytam jeszcze raz, żeby nabrać nowej odwagi do działania. Jedno wiem na

pewno: jeszcze długa droga przed nami, wiele jeszcze musi się zmienić, zanim będziemy mogli

mówić o sprawiedliwym społeczeństwie.

- Chyba piszesz o tym w swojej książce? Pokiwała głową.

- Książka nie traktuje o dziewczętach z ulicy, ale o córce przekupki, która zakochuje się

w mężczyźnie z zamożnej rodziny. Póki co piszę o ich namiętnej miłości, ale pomyśl, jak wiele

innych rzeczy mogę tam jeszcze z czasem opisać!

Torkild się uśmiechnął.

- Myślę, że to najlepszy sposób, żeby to zrobić. Jeśli uda ci się napisać tak, że czytelnicy

wczują się w myśli i uczucia głównej bohaterki, łatwiej im będzie zrozumieć.

- Dziękuję, że przyszedłeś Torkildzie. Serdeczne pozdrowienia dla Anny.

background image

Zamknęła za nim drzwi i odwróciła się do Johana. Jensine podeszła do niego niepewnym

krokiem i wdrapała mu się na kolana. Johan się uśmiechnął.

- Wybacz, Elise, ale chyba masz tu dzisiaj rywalkę. Spojrzała na zegar, który wisiał na

ścianie.

- Niedługo będzie miała swoją przedpołudniową drzemkę.

- Hugo też?

Nie mogła się powstrzymać od śmiechu.

-W każdym razie spróbujemy go do tego przekonać.

Usiadła obok niego na stołku i pogłaskała go po plecach.

- Tęsknie za tobą.

- A ja za tobą. Czy mogłabyś włożyć mi rękę pod koszulę?

Zrobiła o co prosił.

Jensine pochyliła główkę na jego piersi.

- Sine spać.

Johan pokiwał głową, podniósł się z dzieckiem na ramieniu i skierował się w stronę

schodów na facjatkę.

Elise ukucnęła obok Hugo, który usilnie starał się zbudować wieżę z klocków.

- Chodź, Hugo, zdrzemnij się przez chwilę. Jak będziesz grzeczny, pozwolę ci spać w

łóżku Pedera.

Hugo ochoczo się podniósł.

- Nieładnie, Elise - wyszeptał Johan, drocząc się z nią. - Kusisz go!

Zaśmiała się cicho.

- W miłości i na wojnie wszystkie chwyty dozwolone - wyszeptała w odpowiedzi.

background image

11

Hugo Ringstad gwałtownie się przebudził. Coś mu się śniło. A może to nie był sen, tylko

rzeczywistość? Emanuel usiadł na jego łóżku, ujął jego dłoń i powiedział: - Dziękuję, ojcze.

- Za co mi dziękujesz, synu? - zapytał go, a Emanuel odpowiedział: - Za to, że

zatroszczyłeś się o przyszłość moich dzieci.

Leżał całkiem rozbudzony i wpatrywał się w świt. Emanuel tu był! Nie wątpił w to.

Emanuel wyglądał na zdrowego i w dobrej formie. Jego głos brzmiał czysto i wyraźnie, patrzył

jasnym wzrokiem.

Podniósł się, wygładził prześcieradło, próbując wyczuć, czy było ciepłe po kimś, kto

siedział na brzegu łóżka. Wiedział, że to brzmiało nieprawdopodobnie, ktoś, kto nie żył, nie

wydzielał ciepła. Ale co ludzie właściwie wiedzą o tym, co się dzieje po drugiej stronie?

Przeżycie utkwiło w nim jako coś jasnego i dobrego. Nie chciał nazywać tego snem, to

było objawienie. Jak ciotka Ulrikke przyjdzie dziś na obiad, weźmie ją na stronę i jej to opowie.

Ona w to uwierzy i zrozumie. Nie wyśmieje go, tak jak z pewnością zrobiłyby to Marie i Signe.

Dlatego nie zamierzał im o tym mówić. Poza tym, one by nie zrozumiały, co Emanuel miał na

myśli, mówiąc, że zatroszczył się o przyszłość jego dzieci. W oczach Marie i Signe Emanuel

miał tylko jedno dziecko: Sebastiana.

Nie może zdradzić się z tym, co zrobił wczoraj wieczorem. Na szczęście Marie rzadko

była zainteresowana papierami związanymi z majątkiem, tego typy rzeczy pozostawiała jemu.

Miał i szczerą nadzieję, że ona nigdy tego nie odkryje. Nigdy przed jego I śmiercią, kiedy

zostanie odczytany testament.

Świadomość śmiałego czynu, którego dokonał, i wsparcie Emanuela, sprawiły że poczuł

szczęście. W samej rzeczy, miał I teraz ochotę wstać i wyjść na poranną przechadzkę na

świeżym, I mroźnym powietrzu!

Starał się zachowywać jak najciszej. Sypialnia Marie znajdowała się zaraz za ścianą, a

ona rzadko kiedy mocno spała. Kiedyś, 1 kiedy sam zajmował się większością prac na roli, był

pierwszy na I nogach, nawet przed dziewczętami, które miały doić krowy. Po tym, jak Emanuel

zachorował, coraz trudniej było wstać z łóżka o poranku. Budził się z uczuciem bezradności i

lęku, i pragnął tylko zakopać się pod kołdrą i dalej spać, byleby tylko uniknąć I kontaktu z

rzeczywistością. Kiedy nie było już nadziei i w końcu zdał sobie sprawę, że życie Emanuela

dobiega końca, zrobiło się jeszcze gorzej. Po pogrzebie budził się każdego ranka z uczuciem

niechęci. Nie miał ochoty wstawać, nie chciał z nikim rozmawiać, a już szczególnie z Marie i

Signe. Nie miał też ochoty, żeby cokolwiek robić. To było do niego niepodobne. Od dziecka

uważano go za pracowitego i sumiennego.

background image

Dzisiaj było inaczej. Czuł się tak, jakby się przebudził z długiego, ciężkiego i

przygnębiającego letargu. Czuł, że jest w dobrym humorze, cieszył się na myśl o pracy, którą

miał dziś wykonać i o długim spacerze na świeżym powietrzu.

Nie zdawał sobie sprawy z tego, że pogwizduje, kiedy nagle usłyszał za sobą głos.

Gwałtownie odwrócił głowę. W drzwiach sypialni stała Marie ze świecą w ręku i wpatrywała się

w niego.

- Co... Co się stało? - Usłyszał, że się jąka, i był zły na samego siebie, bo poczuł, że

nachodzi go ten stary niepokój.

- Zupełnie nic się nie stało. Nie mogę spać, więc postanowiłem pójść na spacer.

- Pogwizdywałeś.

- Naprawdę?

- Pomimo że wiesz, że lekarz powiedział, że nie można mi przeszkadzać, kiedy wreszcie

zasnę.

- Wybacz, Marie. Naprawdę nie wiedziałem, że to robię.

- Dziwny jesteś. Chyba nie stajesz się zdemenciały? Odwrócił się do niej plecami i

skierował się w stronę schodów.

- Wracaj do łóżka. Jeszcze nie zrobiło się jasno.

- Teraz już nie zasnę, po tym jak mnie obudziłeś.

- To wstań i zrób sobie kawę. To poprawia humor.

Nie chciał pozwolić, żeby mu zrujnowała ten piękny poranek, teraz, kiedy odzyskał chęć

do życia.

Wspaniale było wyjść na dwór. Powietrze było przejrzyste, małe gwiazdy wciąż jeszcze

świeciły na niebie, a księżyc był duży i okrągły. Wziął głęboki wdech.

- Dzięki ci, Emanuelu - wymamrotał w stronę Wielkiego Wozu. - Pomogła mi twoja

wizyta dzisiaj o poranku. Teraz wiem, że to, co zrobiłem, było słuszne.

Kiedy wrócił do domu, czuł się lżejszy zarówno na ciele, jak i na duszy. Marie musiała

obudzić Signe, obydwie siedziały w kuchni i piły kawę.

- Dzień dobry - powiedział radośnie

- Spójrz na peniuar Signe. Czyż nie jest piękny? Wczorajszego wieczoru kupiłam go od

Ragnhild. Nie był tani, ale uważam, że Signe na niego zasługuje.

Od razu zrozumiał, że zrobiła to po to, żeby mu dokuczyć. Przypatrzył się peniuarowi i

się uśmiechnął.

- Zgadza się. To jeden z najpiękniejszych peniuarów, jakie widziałem. Gratulacje.

Tak jak przypuszczał, Marie była zdezorientowana.

background image

- To ja go kupiłam - dodała szybko, prawdopodobnie po to, żeby nie myślał, że Signe

sama za niego zapłaciła. - Podarowałam jej go w prezencie, dlatego że jest matką Sebastiana.

- To ładnie z twojej strony.

Marie nagle podejrzliwie na niego spojrzała. Teraz muszę być ostrożny, pomyślał. Me

może się domyślić, co zrobiłem.

- Sebastian mimo wszystko jest dziedzicem Ringstad - dodała, badając wzrokiem jego

twarz.

Pokiwał głową, ale nie był w stanie na nią spojrzeć.

- Podobno.

- Co ci się dzisiaj stało? Jesteś inny niż zwykle.

- To dlatego, że miałem dobry sen. Śniło mi się, że Emanuel był zdrowy i tu mieszkał.

Kiedy się obudziłem, poczułem, jak gdyby ktoś zdjął ciężkie jarzmo z moich ramion.

Spojrzała na niego, nic nie rozumiejąc.

- Ale to był przecież tylko sen? Nie rozczarowałeś się po przebudzeniu, kiedy

przypomniałeś sobie, jaka jest prawda?

- O dziwo, nie. Nie umiem tego wytłumaczyć.

Marie wzruszyła ramionami i zaczęła mówić o czymś innym.

Ciotka Ulrikke przyszła dokładnie na kwadrans przed podaniem obiadu. Z całą

pewnością zauważyła niechęć Marie i Signe i ich niezbyt przyjazny wyraz twarzy, ale udawała,

że tego nie widzi. To on nalegał, żeby ciotka Ulrikke przyszła z wizytą. Powiedział, że kiedyś

niezamężne ciotki co tydzień przychodziły na niedzielny obiad. Zaopiekowanie się samotnymi

należało do obowiązków rodziny.

Zauważył, że zarówno ciotka, Marie i Signe posyłały mu zdziwione spojrzenia, ale on nie

był w stanie ukryć dobrego humoru. To, że podjął tę śmiałą decyzję i wcielił w życie swój plan,

sprawiało, że poczuł się wyzwolony. To nie synowi wyrachowanej i złośliwej Signe przypadnie

w udziale zarządzanie jego dumą, majątkiem Ringstad. Wręcz przeciwnie. Utalentowana i pełna

poświęcenia Elise stanie się kontynuatorką rodu poprzez swojego syna Hugo, nazwanego tak na

jego cześć! Z pomocą dobrodusznego Pedera, poważnego Kristiana i uzdolnionego Everta.

I z jego malutką wnuczką, słodką Jensine. Czuł taką ulgę i radość, że miał ochotę głośno

się roześmiać.

- Chyba wezmę jeszcze jedną porcję deseru, Olaug. Pudding karmelowy to najlepsza

rzecz pod słońcem.

Marie spojrzała na niego.

- Lekarz czasem nie zabronił ci jeść tyle słodkiego?

- Ten jeden raz chyba nie może mi zaszkodzić. Po obiedzie zwrócił się do ciotki.

background image

- Nie widziała ciotka ostatnich okazów z mojej kolekcji kart pocztowych. Włożyłem je

do pięknego, oprawionego w skórę albumu. Mam tam między innymi karty z pięknymi

fotografiami krajobrazów północnej Norwegii, które mi przysłano.

- Chętnie je obejrzę, Hugo. Bardzo dziękuję za obiad, Marie. Jak zwykle był wyśmienity.

Ty już z pewnością widziałaś karty pocztowe, ale co z Signe?

- Trochę boli mnie głowa. Chyba zrobię sobie poobiednią drzemkę.

Hugo odetchnął z ulgą. Był dosyć pewny odpowiedzi Signe, ale nigdy nie wiadomo.

Kiedy ostatnio wyciągnął album, usłyszał, jak Marie wyszeptała do Signe, że ma sobie znaleźć

jakąś wymówkę, żeby nie musieć go oglądać. Żadna z nich nie była zainteresowana takimi

rzeczami.

Poprowadził ciotkę Ulrikke przez zielony pokój do dawnego salonu. Tam zapalił

parafinową lampę, która stała na stole.

Ciotka Ulrikke wzdrygnęła się i ciaśniej owinęła się szalem.

- Chyba nie musimy siedzieć tutaj, w tym zimnie? Czy nie możesz przynieść albumu do

pokoju?

Hugo podszedł do drzwi i pieczołowicie je zamknął, potem położył palec na usta i

wyszeptał.

- To tylko taka wymówka. Chcę z tobą porozmawiać o czymś zupełnie innym.

Ciotka Ulrikke spojrzała na niego z zaciekawieniem. Wiedział, że zawsze uwielbiała

tajemnice i niespodzianki.

Podszedł do starej półki z książkami i wyciągnął album z kartami pocztowymi.

- Weźmiemy to ze sobą jako alibi. - Potem odwrócił się do niej i zanim zaczął mówić,

wziął głęboki wdech.

- Czy przyrzekasz na honor i wszystkie świętości, że nikomu nie powtórzysz tego, co ci

teraz powiem?

Pokiwała głową z namaszczeniem i powtórzyła: - Przyrzekam na honor i wszystkie

świętości, że nikomu nie powtórzę tego, co mi teraz powiesz.

- Spaliłem dokument z podpisem Elise, mówiący o tym, ż Hugo nie jest prawowitym

synem Emanuela.

Ciotka Ulrikke patrzyła na niego jakby niedowierzała. Potem nieprzyjemnie zbladła i

musiała wesprzeć się na jednym ze starych krzeseł wyciętych z jednego kawałka drewna.

- Żartujesz sobie ze mnie, Hugo? Pokręcił głową i spojrzał na nią poważnym wzrokiem.

- Nie, nie żartuję. Zrobiłem to wczoraj wieczorem, kiedy Signe i Marie były na bazarze w

Misyjnym Stowarzyszeniu Seterbakken.

- Chcesz mi przez to powiedzieć, że Marie nic o tym nie wie?

background image

- Oczywiście. Chyba nie sądzisz, że Marie by się na to zgodziła? Ciotka Ulrikke

pokręciła głową.

- Chyba muszę usiąść. Nogi drżą pode mną. Pomógł jej usiąść na krześle.

- Postanowiłem, że będziesz jedyną osobą, która się o ty dowie. Na razie. Z czasem

muszę wtajemniczyć Elise, tak żeby wiedziała, co się stanie po mojej śmierci. Spodziewam się,

że to ja pierwszy zejdę z tego świata. Marie przeprowadzi się do dom dla dawnych właścicieli.

- Chcesz powiedzieć, że Hugo, syn Elise, mimo wszystko będzie dziedzicem Ringstad?

Pokiwał głową.

- To będą konsekwencje tego, co zrobiłem. Hugo jest zarejestrowany w księgach

kościelnych jako prawowity syn Emanuela i jako taki powinien odziedziczyć majątek po swoim

ojcu. W tym przypadku po mnie. Możliwe, że dokument, do podpisania którego zmusiliśmy

Elise, nie wystarczyłby, żeby zakwestionować to, co jest napisane w księgach, gdyby doszło do

rozprawy sądowej, ale ja wolałem nie ryzykować. Poza tym nie sądzę, żeby Elise chciała

wchodzić na drogę sądową. Gdyby przegrała, nie byłoby jej stać na poniesienie kosztów sprawy,

poza tym ona nie należy do osób, które się awanturują. Ciotka Ulrikke pokręciła głową.

- Na pewno nie. Zaproponowałam, żeby porozmawiała ze swoim adwokatem, panem

Wang-Olafsenem, ojcem przyjaciela Emanuela z Armii Zbawienia, ale ona powiedziała mi

wtedy, że to nic pilnego. Miałam wrażenie, że ona w ogóle nie zamierzała tego robić.

Spojrzał na nią zdziwiony.

- Rozmawiałaś o tym z Elise?

Ciotka Ulrikke pokiwała głową, jej twarz przybrała zacięty wyraz.

- Wiesz, że była zbulwersowana tym, co się wydarzyło. Zawsze reagowałam na

niesprawiedliwość, a to, co się tutaj wydarzyło, było jednym z najgorszych przypadków, jakie

widziałam. Doradzałam Elise, żeby walczyła o prawa swojego syna. Odpowiedziała mi, że nie

znosi walczyć o coś, co jej się nie należy. Powiedziałam jej wtedy, że jeśli nie należy się jej, to

należy się jej dzieciom. O ile nie interesują ją pieniądze, to spoczywała na niej

odpowiedzialność. Powiedziałam jej też, że nie ma być naiwna i że ma do czynienia z

cynicznymi kreaturami.

Hugo poczuł, że kręci mu się w głowie, ale po chwili zebrał się w sobie. Ciotka Ulrikke

miała rację i musiał wytrzymać, kiedy głośno mówiła to, o czym on tyle razy myślał.

- Myślisz, że rozmawiała z panem Wang-Olafsenem? - Zauważył, że zadanie tego

pytania dużo go kosztowało. - Byłoby bardzo nieprzyjemnie, gdyby ojciec jednego z najlepszych

przyjaciół Emanuela dowiedział się o... - słowa utknęły mu w gardle.

- Chcesz powiedzieć, że dowiedziałby się o tym, co zrobiliście Elise? Teraz wykazałeś

się większą odwagą, niż kiedykolwiek mogłabym przypuszczać, więc nie możesz mnie teraz

background image

rozczarować, Hugo. Przyznaję, że byłam sparaliżowana, kiedy mi o tym powiedziałeś i obawiam

się tego, co się stanie, jeśli Marie się do wie, co zrobiłeś, ale do diabła! Jestem z ciebie dumna!

Hugo podskoczył. Pierwszy raz usłyszał takie słowa z ust ciotki Ulrikke. Spojrzał w

stronę drzwi.

- Ona nie może się dowiedzieć - wyszeptał. - Jeśli się dowie że dokument zniknął, i

zrozumie, że to moja sprawka, moje życie będzie niewiele warte.

Ciotka Ulrikke pokiwała głową.

- Tak, na litość boską, nie wolno się nigdy przyznać! Hugo zauważył, że ona też rzuca

przerażone spojrzenia w kierunku drzwi. Nawet ona, jedna z najbardziej nieustraszonych osób,

które znał, obawiała się Marie...

background image

12

Elise usiadła do maszyny i wkręciła nowy arkusz. Pani Jonsen zaoferowała się, że

pójdzie na spacer z Hugo i Jensine w tę piękna pogodę, żeby Elise mogła w spokoju pisać. Johan

był u profesora i nie mógł przyjść wcześniej niż po południu. To ją trochę zmartwiło. Zanim rano

Kristian wyszedł do szkoły, powiedział, że po południu nie idzie do pracy, bo woźnica się

rozchorował. Nie ukrywała przed nim, że Johan był u nich kilka razy, bo i tak Peder albo pani

Jonsen by mu powiedzieli, ale słyszeć o tym to jedno, a być zmuszonym do przebywania z

Johanem to coś zupełnie innego.

To smutne, że tak się stało. Była pewna, że w duchu Kristian dalej podziwiał Johana. Jak

tylko spojrzy z dystansu na całą sytuację z Emanuelem, to z pewnością wszystko wróci do

normy. Do tego czasu musi spróbować wziąć pod uwagę jego urażone uczucia i nie utrudniać mu

jeszcze bardziej tej sytuacji.

Czuła przypływ inspiracji, dobrze jej się pisało. W przeciągu godziny zapisała wiele

arkuszy. Pisanie o miłości Inger Bruun i Henrika Teisa było najłatwiejsze ze wszystkiego, mogła

udawać, że pisze o Johanie i sobie samej. Inger i Henrik byli młodzi, zakochani i jeszcze nie

poczuli na własnym ciele, czym były uprzedzenia, snobizm i nietolerancja. W głębi duszy dobrze

wiedzieli, że z czasem napotkają trudności, ale nie chcieli uwierzyć, że to mogłoby zniszczyć ich

związek. Tak jak większość młodych ludzi byli optymistami i liczyli, że koniec końców

wszystko się ułoży.

Właśnie skończyła kolejny rozdział, w sumie napisała pięć stron tego przedpołudnia,

kiedy usłyszała, że ktoś przeszedł przez furtkę. Johanowi udało się z pewnością wyjść trochę

wcześniej, niż myślał. Jak to dobrze, że pobędą chwile sami, zanim przyjdzie Kristian. Może

nawet Johana już nie będzie, jak Kristian skończy zajęcia w szkole.

Ku jej zdziwieniu, ktoś zapukał do drzwi kołatką, której oni nigdy nie używali. Któż to

przyszedł? Nawet ciotka Ulrikke i pan Wang-Olafsen skręcali za rogiem i pukali do drzwi

kuchennych. Nie mogła sobie przypomnieć, żeby ktoś poza doktorem wchodził przez główne

wejście. Może rodzice Emanuela.

Na zewnątrz stał Asle Diriks!

Ze zdumienia szeroko otworzyła oczy.

- Pan Diriks? Cóż za niespodzianka!

- Pozwoli pani, że wejdę na chwilę? Na końcu języka miała wymówkę, ale jego

spojrzenie było tak błagalne, że nie była w stanie mu odmówić.

- Siedzę i piszę, podczas gdy pani Jonsen z sąsiedztwa jest na spacerze z maluchami.

Mam nadzieję, że to nie zajmie dużo czasu.

background image

Nie mogła powiedzieć, że czeka na swojego ukochanego, i nie bardzo chciała, żeby ci

dwaj na siebie wpadli. Poza tym obawiała się rozmowy z nim. Pomyśleć, że mogłaby się

zdradzić i on domyśliłby się, że to ona napisała odpowiedź do gazety!

- Przeczytałem Podcięte skrzydła, pani Ringstad. Elias Aas to pani, prawda?

Zostało to powiedziane tak nieoczekiwanie i wprost, że nie zdążyła nawet odwrócić

twarzy. Zauważył, że się zarumieniła.

- Powinienem był to zrozumieć, ale cieszę się, że nie wiedziałem o tym, kiedy czytałem

pani artykuł polemiczny w „VG". - Uśmiechnął się. Nic nie wskazywało na to, żeby był zły czy

obrażony.

Nie wiedziała, co ma powiedzieć. Nie było sensu zaprzeczać, wcześniej czy później i tak

by się dowiedział. Czuła się głupio i niezręcznie, kiedy zaprosiła go do środka.

- Proszę wybaczyć, że jest tutaj tak zapchane. Mój mąż leżał tu, kiedy nie mógł już

wchodzić po schodach, a kiedy chciałam uprzątnąć łóżko i z powrotem wstawić tu sofę, pojawiła

się u nas ciotka mojego teścia i mieszkała tu przez jakiś czas. Powiedziała też, że znów tu

przyjedzie.

Zauważyła, że mówi szybko i nerwowo. Zasługiwał na odpowiedź, jaką wysłała do

gazety, ale nie spodziewała się, że on się dowie, kim naprawdę jest Elias Aas.

- Musi pani pisać tu, w salonie? - Jego spojrzenie błądziło po niewielkim pokoju i

spoczęło na stole przy oknie, na którym stała maszyna do pisania.

- Mam dużo szczęścia, że mam cały pokój dla siebie.

- Ale w domu jest przecież pięcioro dzieci. Gdzie siedzicie wieczorem i gdzie jecie?

- Jemy w kuchni. Chłopcy odrabiają tam lekcje, a maluchy mają tam swój kącik z

zabawkami. To najcieplejsze pomieszczenie, a oni lubią mieć wszystkich wokół siebie.

Dlaczego mu odpowiedziała? Jego pytanie graniczyło z arogancją.

Pokręcił głową.

- Nie wiedziałem, że to w ten sposób u pani wygląda. Co on przez to rozumie, mówiąc w

ten sposób? Znów na nią spojrzał i się uśmiechnął.

- Była pani dla mnie surowa, ale ja sobie na to zasłużyłem. Czy dostała pani mój list?

Kiwnęła głową.

- Wczoraj otrzymałam z „Verdens Gang" dużą kopertę, która zawierała listy od różnych

czytelników. Niektórzy są po pana stronie, niektórzy po mojej.

- Czy mógłbym je zobaczyć?

Żałowała, że to powiedziała. Teraz na pewno szybko nie wyjdzie. Skoro już była taka

głupia, nie mogła mu odmówić przeczytania tych listów. Przecież dotyczyły jego artykułu.

Pospieszyła, żeby odnaleźć dużą kopertę.

background image

- Proszę, niech pan usiądzie, panie Diriks. Usiadł na brzegu krzesła, nie zdejmując

płaszcza. W trakcie kiedy on czytał, wyszła do kuchni i nastawiła dzbanek z kawą. Nie wypadało

niczego nie zaproponować gościowi. Na dodatek był tutaj pierwszy raz. Wyciągnęła torebkę

ciasteczek, cukierniczkę i kankę z mlekiem, nalała mleka do dzbanuszka, zastanawiając się, jak

on zareaguje. List od pracownika fabryki płótna żaglowego na pewno zrobi na nim wrażenie. Był

wstrząsający w całym swoim zrównoważeniu. Ale prawdopodobnie trudniej będzie mu

zrozumieć list matki, która pozwalała, żeby jej córka utrzymywał rodzinę, kupcząc swoim

ciałem. Poza tym był tylko człowiekiem, więc na pewno ucieszą go listy, które umacniają jego

własne nastawienie albo w których nadawca się z nim zgadza.

Zwlekała, żeby mógł przeczytać jak najwięcej, zanim do niego wróci, nie miała ochoty

tam być, kiedy czytał.

Uniósł wzrok, kiedy usłyszał, że nadchodzi.

- Nie jest dobrze!

Spojrzała na niego, nie była pewna, co ma na myśli.

- Czuję, że się wygłupiłem. Wprawdzie są osoby, które się ze mną zgadzają, ale ci, którzy

wiedzą, na czym to polega, biorą pani stronę. Ludzie Kościoła patrzą na sprawę tylko pod kątem

chrześcijańskiej moralności, nie zastanawiając się, co sprawiło, że te najbardziej nieszczęsne z

nieszczęsnych wyszły na ulicę, że było to dla nich jedyne wyjście. Ci, którzy należą do tej samej

grupy społecznej co ja i moja rodzina, nie są w stanie postawić się w sytuacji tych osób.

Spojrzała na niego zdumiona. Czy naprawdę tak myślał, czy powiedział tak, żeby jej

zrobić przyjemność?

- Zmusiła mnie pani do namysłu, pani Ringstad. Wątpię, żeby ktoś jeszcze kiedykolwiek

przysłał taki artykuł do gazety. Włożył rękę do kieszeni i wyciągnął z niej portfel.

- Mam do pani prośbę. Czy byłaby pani tak uprzejma i jeszcze raz odwiedziła tę

nieszczęsną dziewczynę i przekazała jej to ode mnie? - Wręczył jej dwieście koron. - To jedyne,

co mogę zrobić, żeby zadośćuczynić za krzywdę wyrządzoną jej i jej siostrom w niedoli.

Niestety nie jestem odważnym człowiekiem. Nie wiem, czy mam na tyle odwagi, żeby odwołać

to, co napisałem. Mam na myśli - publicznie. Za to postanowiłem wesprzeć Olafię Johannisdatter

i jej pracę w pomocy nieszczęśliwym. Wczoraj ją odwiedziłem i rozumiem już, co pani i ona

próbujecie przekazać. Podziwiam was obie. Ona użycza swojego łóżka ulicznicom. Pani

wykorzystuje swój talent, żeby zwrócić ludzką uwagę na niesprawiedliwość, której winne jest

nasze społeczeństwo.

Elise przyjęła tę dużą kwotę z wahaniem, czując jednocześnie, że jej ciało przepełnia

radość. Tego się nie spodziewała. Wręcz przeciwnie, była pewna, że zacznie ją besztać, kiedy

upewni się, że Elias Aas to ona. W każdym razie wyrazi swoje oburzenie z powodu jej artykułu.

background image

Spojrzał na nią.

- Obawia się pani znów do niej iść? Mógłbym oczywiście wysłać posłańca, ale obawiam

się, że wzbudziłoby to zainteresowanie.

Pokręciła głową.

- Nie mam nic przeciwko temu, żeby znów do niej iść. Wręcz przeciwnie, już się na to

cieszę. Ona z pewnością nigdy nie widziała na oczy tak dużej kwoty, a na ile ją znam, wiem, że

rozsądnie spożytkuje te pieniądze. To dobrze, że nie wysłał ich pan przez posłańca. Inne osoby z

okolicy nie powinny się dowiedzieć, że ona ma tyle pieniędzy.

- Tak też pomyślałem, ale pani wyglądała na zaniepokojoną. Uśmiechnęła się speszona.

- Zawstydziłam się. Myślałam, że przyszedł pan, bo jest pan na mnie rozzłoszczony.

- Rozzłoszczony? Z powodu artykułu w gazecie? Zasłużyłem sobie na każde słowo.

Chyba pani to zrozumiała, czytając mój list?

Pokiwała głową.

- Kawa jest już z pewnością gotowa, ale będziemy musieli wypić ją w kuchni, Maszyna

do pisania i moje papiery zajmują cały stół. - Roześmiała się i zawstydziła z powodu bałaganu.

Wstał i zdjął płaszcz.

- Jeśli nie przeszkadzam za bardzo, z chęcią wypiję z panią filiżankę kawy. Jest tyle

rzeczy, o których chciałbym z panią porozmawiać.

- Mam wrażenie, że spotkanie z panią odmieniło moje życie - ciągnął, kiedy usiadł przy

kuchennym stole. - Wątpię, żebym kiedykolwiek stał się taki jak kiedyś. Otworzyła mi pani oczy

i ukazała różnicę między teorią a praktyką. Ja i moi koledzy potrafimy dyskutować do późna w

nocy i dojść do porozumienia w kwestii tego, co jest nie tak w naszym społeczeństwie, ale nie

robimy nic innego poza dyskusją. Czasem wyślemy artykuł do którejś z gazet, ale zazwyczaj

piszemy to, czego, jak sądzimy, oczekują gazeta i czytelnicy. Chcemy być liberalni, ale jesteśmy

ukształtowani przez nasze środowisko, i nie jesteśmy w stanie wyswobodzić się spod wpływu,

jaki mają na nas rodzice i otoczenie.

Elise się uśmiechnęła.

- To samo dotyczy z pewnością mnie i ludzi, z którymi się zadaję. My również jesteśmy

ukształtowani przez otoczenie, w którym dorastaliśmy i patrzymy na tę sprawę z naszego punktu

widzenia. Jestem w trakcie pisania książki, w której uboga dziewczyna zakochuje się w

mężczyźnie z zamożnej rodziny, i chcę spróbować spojrzeć na pewne problemy z perspektywy

każdego z nich. Kiedy mój przyjaciel to usłyszał, stanowczo doradził mi, żebym nie patrzyła

tylko z perspektywy dziewczyny. Moim zadaniem jest, według niego, rzucenie światła na mój

świat. Nie jest łatwo spojrzeć na sprawę z dwóch różnych punktów widzenia. Większość z nas

background image

myśli przede wszystkim o sobie i sytuacji, w jakiej się znajduje. Ci, co nic nie mają, uważają, że

dobra trzeba rozdzielić. Ci, którzy mają, boją się, że stracą.

Potakiwał jednocześnie uważnie studiując jej twarz.

- Cieszę się, że panią poznałem, pani Ringstad. Mam wrażenie, że potrzebuję tego, aby

ktoś wyzwolił mnie z egoizmu, i pani jest jedyną, która może mi pomóc.

Roześmiała się.

- Niemożliwe. Jeśli chce pan coś z tym zrobić, wiele jest osób, które mogą panu pomóc.

Istnieją partie polityczne, organizacje i związki. Zarówno Armia Zbawienia, jak i Misje próbują

pomagać najuboższym, a to nie jedyne takie organizacje.

Wpatrywał się w filiżankę i wyglądał na zmartwionego.

- Nie to miałem na myśli. Z pewnością wiele jest osób, które poświęcają swe życie, by

pomagać innym. Ja potrzebuję ideału. Kogoś, kogo mógłbym podziwiać. - Uniósł wzrok i

spojrzał jej w oczy. - Jest pani jedyną osobą, którą tak postrzegam, nigdy wcześniej na nikogo

tak nie patrzyłem. Gdyby mogła mi pani poświęcić odrobinę swojego drogocennego czasu,

byłbym pani dozgonnie wdzięczny.

Znów spojrzał w filiżankę.

- Mam teraz wrażenie, że być może jestem zbyt bezpośredni, ale rozumie pani... - zamilkł

i zmienił pozycję, zanim dokończył. - Byłem bardzo przygnębiony. Ledwo udało mi się z tego

wyjść. Kiedy panią spotkałem, potraktowałem to jako zrządzenie opatrzności. Ocaliła mi pani

życie.

Elise zrobiło się nieprzyjemnie. Była odpowiedzialna za tyle osób, tyloma musiała się

zająć: nie miała czasu dla kolejnych. Co powie Johan? Albo pani Jonsen i Kristian? Miała iść do

pana Wang-Olafsena i porozmawiać z nim o dokumencie, który podpisała i o tym, że teściowie

próbowali uczynić dziedzicem Sebastiana, ale jeszcze nie znalazła na to czasu. Dręczyło ją to od

czasu, kiedy ciotka Ulrikke wyjechała. Jej teść był chory i mógł umrzeć w każdej chwili, a wtedy

byłoby już za późno, żeby cokolwiek zdziałać. Ciotka Ulrikke powiedziała, że to ona była od-

powiedzialna za to, żeby uniemożliwić Signe przejęcie majątku.

Miała obowiązki w stosunku do swoich dzieci. Jej matka leżała złożona chorobą w

Kjelsås, wydawnictwo oczekiwało na manuskrypt i właściwie nie wiedziała w co ma włożyć

ręce - tyle miał pracy przy dzieciach i domu. Obiecała, że odwiedzi Jorund, Jenny i Olaug -

dzieci, którym pomogła znaleźć dom. Powinna też sprawdzić, co się działo z Hjalmarem, bratem

Jenny, którego Johan znalazł pijanego na ulicy. Poza tym powinna też odwiedzić Berntine i

Juliusa.

Ponieważ nic nie powiedziała, kontynuował: - Najlepszym sposobem, żeby pomóc

samemu sobie, jest z pewnością zrobienie czegoś dla innych, ale ja nie jestem w stanie zrobić

background image

tego sam. - Uniósł wzrok i znowu spojrzał jej w oczy. - Czy byłaby pani tak uprzejma i mi

pomogła, pani Ringstad?

Wolałaby, żeby o to nie zapytał. Czy można było powiedzieć nie człowiekowi, który

przeżywał taki kryzys duchowy że miał już dość swojego życia? Bo chyba to miał na myśli?

To dziwne, że nie zwróciła na to uwagi, ani na przyjęciu u Eilerta Iverstena, ani kiedy

byli na Lakkegata u Othilie. Był ostatnią osobą, o której by coś takiego pomyślała. Wydawał się

być taki pewny siebie. Jak można się tak pomylić.

- Nie rozumiem, co ja takiego mogę zrobić, żeby panu pomóc. Według mnie wygląda pan

na radosnego i zadowolonego i zawsze patrzyłam na pana jak na człowieka, któremu się

powiodło. Pochodzi pan z zamożnej rodziny, ma wykształcenie, jest uzdolniony i ma wszelkie

predyspozycje do tego, żeby mu się z życiu powiodło.

Pokręcił głową, na jego twarzy gościł smutny uśmiech.

- Mówi się, że nie można sądzić po pozorach. W środowisku, w którym się obracam, nie

wolno okazać tego, co się naprawdę myśli albo czuje. Wszystko jest przeklętą grą. Hipokryzją,

powiedziałbym. Najważniejsze to zachować pozory. Nawet jeśli się stoi u progu bankructwa,

trzeba się uśmiechać i udawać, że wszystko jest w porządku.

Spojrzała na niego i pokręciła ze zdumieniem głową.

- Brzmi przerażająco. Cieszę się w takim razie, że dorastałam tu, nad rzeką.

- Ma pani powód do radości. Czy pomoże mi pani?

Jego spojrzenie było błagalne, więc nie była w stanie zrobić nic innego, jak tylko

pokiwać twierdząco głową. Podniósł się ze stołka.

- Czy mógłbym przyjść za kilka dni? Napisałem coś i bardzo chciałbym to pani pokazać.

- Byłoby miło, gdyby pan przyszedł wieczorem, kiedy najmłodsi będą już w łóżkach.

Zazwyczaj kręcą mi się pod nogami cały dzień.

Przynajmniej udało jej się zapobiec temu, że zrujnuje im całe przedpołudnie. Johan

niedługo będzie wyjeżdżał.

Pokiwał głową i zaczął nakładać płaszcz, który zabrał ze sobą do kuchni.

W tej samej chwili na zewnątrz rozległ się odgłos szybkich kroków, ktoś zapukał i drzwi

do kuchni się otworzyły.

Johan stanął jak wryty i ze zdziwieniem patrzył to na Asle Diriksa, to na Elise.

- Mam nadzieję, że nie przychodzę nie w porę?

- Gdzież tam, proszę, wejdź, Johanie. To student i pisarz Asle Diriks, a to mój dawny

sąsiad i przyjaciel rodziny, Johan Thoresen - powiedziała. - Johan Thoresen studiuje rzeźbę w

Paryżu i właśnie przyjechał do domu na kilka dni.

background image

Grzecznie wymienili uściski. Nie były one szczególnie serdeczne. Asle Diriks skierował

się ku drzwiom.

- W takim razie przyjdę ponownie w czwartek wieczorem, dobrze?

Kiwnęła głową, unikając wzroku Johana. Wyczuwała jego zdumienie.

Jak tylko gość wyszedł, Johan wykrzyknął: - Czy to nie ten Asle Diriks, który napisał do

„VG"?

Pokiwała głową.

- Tak.

- Dlaczego tutaj przyszedł?

- Przyniósł dwieście koron, które chciał, żebym przekazała Othilie.

Johan uśmiechnął się.

- A widzisz! Miałem rację, zmusiłaś go do zastanowienia się. Odwzajemniła uśmiech.

- Cieszę się, że będę jej mogła przekazać pieniądze. Oniemieje z radości i zdumienia.

Johan spojrzał na nią.

- A co ci się nie podoba?

- Co przez to rozumiesz?

- Przecież widzę, że coś jest nie tak. A swoją drogą, po co on znów ma tu przyjść?

Chce się dowiedzieć, jak Othilie to przyjęła? Elise poczuła się nieswojo.

- Nie, przyjdzie dlatego, że chce porozmawiać ze mną. Mój artykuł polemiczny

widocznie wywarł na nim duże wrażenie, poza tym pozwoliłam mu przeczytać listy.

Johan znów się uśmiechnął.

- Najwyraźniej masz większą umiejętność wpływania na ludzi, niż ci się wydaje. Co

powiedział? Rozzłościł się?

- Nie, stwierdził, że jest źle. Miał wrażenie, że się wygłupił, ponieważ ci, którzy z

doświadczenia znali sprawę, stanęli po mojej stronie, a ci, którzy przynależą do tej samej

warstwy społecznej, co on i jego rodzina, nie byli w stanie postawić się w sytuacji tych

najuboższych.

Nagle na jego czole pojawiła się głęboka zmarszczka.

- Co się dzieje? Dlaczego jesteś taka zamyślona?

- Nie, nic... po prostu nie rozumiem, że to, co napisałam mogło wywrzeć na nim tak silne

wrażenie.

- Nie wygląda, żebyś była zadowolona, że przyszedł.

- No bo nie byłam. Bałam się, że nam zrujnuje nasze spotkanie.

Otoczył ja ramionami.

- Zapomnij o nim! Czy chłopcy niedługo wrócą?

background image

- Obawiam się, że tak. Pani Jonsen wyszła na spacer z maluchami, a Kristian nie idzie

dzisiaj do pracy. Woźnica się rozchorował.

- W takim razie musimy siedzieć grzecznie obok siebie i dyskutować o pogodzie.

Nie mogła się nie roześmiać.

- Dlaczego on ma tutaj znowu przyjść w czwartek wieczorem?

- Nie wiem. Potrzebuje do czegoś mojej pomocy.

- Pomocy? Żeby coś napisać?

- Nie, nie wydaje mi się. Ma potrzebę, żeby z kimś porozmawiać. To było trochę

niejasne, ale mam wrażenie, że jest poważnie przygnębiony i nie ma się komu z tego zwierzyć.

W jego otoczeniu nie rozmawia się o uczuciach.

Zmarszczka na czole Johana jeszcze się pogłębiła.

- Moim zdaniem to brzmi podejrzanie. Jesteś pewna, że nie chodzi mu o nic innego? Czy

nie jest tak, że zupełnie przypadkiem zafascynował się młodą wdową Ringstad z Hammergaten?

Elise się roześmiała.

- Nie wygłupiaj się. Z pewnością tak nie jest. Johan spoważniał i pogładził ją po

policzku.

- Nietrudno go zrozumieć, ale nie powiem, żeby mi się to podobało. Pamiętasz, co ci

powiedziałem? - dorzucił, żeby się z nią podroczyć. - Nauczyciele i pisarze są najbardziej

niebezpieczni.

Znów się roześmiała, próbując pozbyć się tego nieprzyjemnego wrażenia, że on mógł

mieć rację.

background image

13

Dzień później listonosz przyniósł dla niej list z wydawnictwa Grøndahl & Syn.

Entuzjastycznie rozdarła kopertę.

Droga Pani Ringstad!

Gratulacje! Pani książka jest już wydrukowana i gotowa do rozesłania do wszystkich

księgarni w kraju. Pozwoliliśmy sobie na zmianę tytułu książki na „Dym na rzece". Thomasine

odnosi się tylko do głównej bohaterki jednej z nowel, natomiast cały czas wspomina Pani o

dymie unoszącym się zimą nad rzeką Aker, kiedy mroźne powietrze styka się z powierzchnią

wody.

W związku z promocją książki chcielibyśmy Panią zaprosić do nas do biura jutro na

godz. 12, żeby wspólnie z Panią uczcić to wydarzenie.

Z poważaniem Benedict Guldberg, redaktor.

Podniosła wzrok. Książka ukazała się w druku! Wydawnictwo chciało to z nią uczcić.

Poczuła, że pieką ją policzki, a serce wali jej w piersi.

W co się ubierze? Już miała pospieszyć schodami na facjatkę, żeby obejrzeć niebieską

sukienkę, którą miała po Signe, i sprawdzić, czy nie jest poplamiona, ale nagle przypomniała

sobie, że jest w żałobie. Jaka szkoda, że nie mogła założyć tego nowego kapelusza, który tak jej

pasował. Czarna suknia, którą odziedziczyła po teściowej, żeby iść w niej na pogrzeb, była dosyć

elegancka i podkreślała jej szczupłą talię. Ale płaszcz i kapelusz, które podarowała jej pani

Jonsen po swojej siostrze, były beznadziejnie staromodne. Wyglądała w nich na

pięćdziesięciolatkę. Będzie musiała szybko zdjąć płaszcz i kapelusz, jak tylko przyjdzie, naj-

lepiej, zanim kogokolwiek spotka.

A może powinna poprosić Hildę, żeby jej coś pożyczyła? Ona ciągle miała nowe ubrania.

Wyjęła czarne pończochy, które zakładała od święta, żeby zobaczyć, czy nie zrobiły się

w nich dziury i nastawiła garnek z wodą, żeby umyć włosy. Była tak rozradowana, że zaczęła

głośno nucić: Odważny bądź jak Daniel.

Szukając balii, zaczęła nucić inną balladę: Tak srogo wieje wiatr z Północy, za oknem

izby tej zimnej nocy, w izbie dziewczyna siedzi bladolica, grzejąc swe stopy o kafle pieca. Biel

na jej twarzy przywodzi na myśl chorobę, śmierć. Tymczasem jej ojciec do karczmy pobieżyć

woli, niepomny dziewczęcia smutku, niedoli.

Nagle do rzeczywistości przywołał ją głos Hugo, który do niej podszedł i zapytał:

- Dlaczemu dziewczyna umaiła?

background image

- Która dziewczyna?

- No ta, w piosence. Elise się uśmiechnęła.

- To tylko piosenka. To nie jest prawdziwa historia. Hugo, pamiętaj, co ci mówił ojciec:

mówi się dlaczego, a nie dlaczemu.

- Ale dlaczego śpiewasz? Nigdy nie śpiewasz, jak piszesz.

- Dzisiaj nie piszę. Zamierzam umyć włosy.

- Masz wszy?

- Skądże. Jutro mam wyjście. Poproszę, żeby w międzyczasie pani Jonsen zajęła się tobą

i Jensine. To nie potrwa długo.

- Idziesz ty i Johan?

- Nie, idę do wydawnictwa. To właśnie tam drukują książki, które ja piszę. Uważaj na

gorącą wodę i trzymaj Jensine z daleka!

Hugo wziął swoją młodszą siostrę za rękę i cofnął się o kilka kroków.

- A może masz pchły?

- Ależ nie, głuptasku, po prostu mam wyjście. Muszę mieć czyste włosy i czyste ubrania,

rozumiesz.

- Johan dzisiaj przyjdzie?

- Myślę, że tak. Wczoraj był tylko na chwilkę.

- A będzie mógł się pobawić ze mną i z Sine?

- Nie, sam będziesz musiał zaopiekować się młodszą siostrą, w trakcie kiedy ja się będę

myła. Jeszcze minie dużo czasu, zanim przyjdzie Johan.

Zdjęła ubranie i weszła do balii. Jak już miała myć włosy, mogła równie dobrze umyć się

cała.

- Nie wolno wam otwierać, jak ktoś będzie pukał. Hugo poważnie pokręcił głową.

- Tylko Johan może wejść. Spojrzała na niego.

- Czemu tak mówisz?

- Johan nie ma na sobie ubrań. Roześmiała się.

- Johan nie ma na sobie ubrań?

- Nie ma, kiedy z tobą śpi.

Elise poczuła, że robi jej się gorąco. Hugo musiał ich widzieć. Boże święty, pomyśleć że

mógł o tym powiedzieć Kristianowi! W tej samej chwili na zewnątrz rozległy się kroki.

- Nie otwieraj Hugo! - Prawie wrzasnęła. To mógł być Asle Diriks! Albo nauczyciel

Knudsen!

Znowu rozległo się pukanie i drzwi się otworzyły. W drzwiach stanął Johan.

background image

Ukucnęła w balii, czując, że rumieniec płonie na jej policzkach. Nigdy nie widział jej

zupełnie rozebranej. A już na pewno nie w świetle dnia.

Johan przewrócił oczami.

- Pomyśl, co by było, gdyby to wszedł ktoś inny.

- Powiedziałam Hugo, że nie wolno mu otwierać.

- Dzwi się same otwozyły - powiedział szybko Hugo. Johan stał i się w nią wpatrywał.

- Jaka ty jesteś piękna, Elise - powiedział cicho, z tęsknotą w głosie. Nie próbował się

odwrócić ani podać jej czegoś, czym mogłaby się zasłonić.

- Gdyby nie było tutaj maluchów, pomógłbym umyć ci plecy.

- Uważaj. Mali ludzie mają zarówno oczy jak i uszy.

- I nie tylko plecy - dodał z uśmiechem, jak gdyby nie usłyszał, co do niego powiedziała.

- Pozwolisz mi?

- Chyba zwariowałeś. Czy możesz mi podać ręcznik? Leży na stole.

Odwrócił się do Hugo.

- Czy zbudowałbyś dzisiaj most ze swoich klocków, Hugo? Chłopiec popędził do kącika

z zabawkami, Jensine podreptała za nim. Chwilę później był już w ferworze budowania.

Johan ukucnął przed balią plecami do dzieci, tak żeby nie mogły jej zobaczyć.

- Proszę, pozwól mi. Chociaż przez krótką chwilę.

Dopiero kiedy się ubrała i zaczęła osuszać ręcznikiem swoje długie włosy, zapytał

zdziwiony: - Dlaczego kąpiesz się o tej porze dnia? Przecież dzisiaj nie jest sobota?

- Jutro przed południem wybieram się do wydawnictwa. Moja książka jest już gotowa i

trzeba to uczcić. - Uśmiechnęła się, cała szczęśliwa.

Johan gwizdnął przeciągle.

- Coś takiego! Czy mogę ci towarzyszyć?

- Bardzo bym tego chciała. Móc cię przedstawić jako mojego narzeczonego.

Uśmiechnął się.

- Latem Elise. Latem będziesz mogła to zrobić. Ale wtedy nie będziesz już musiała

mówić mój narzeczony, tylko mój mąż. - Pocałował ją.

- Może umówimy się na mieście, kiedy już będzie po wszystkim i razem wrócimy do

domu?

Wyszedł, zanim chłopcy wrócili do domu. Hugo nie omieszkał im powiedzieć, że Elise

ma wszy i że brała kąpiel. Próbowała zbyć to śmiechem.

- Musiałam umyć włosy, bo jutro przed południem wybieram się do wydawnictwa. Mam

dla was wielką nowinę! - dorzuciła szybko, w nadziei, że zamknie tym usta Hugo. - Moja

background image

książka jest już wydrukowana i zostałam jutro zaproszona do wydawnictwa na godzinę 12, żeby

razem z nimi uczcić to wydarzenie!

Peder podskoczył i klasnął z zachwytu.

- Dostaniesz wtedy pieniądze, prawda?

- Johan mył mamę - powiedział Hugo z wielką powagą. Evert się roześmiał.

- Słyszałaś Hugo? Mówi, że Johan cię mył! Elise próbowała się roześmiać, ale odwróciła

twarz, żeby

chłopcy nie zauważyli, jak poczerwieniała.

- Hugo mówi dużo dziwnych rzeczy ostatnim czasy. Czasami opowiada tak niesamowite

historie, że pani Jonsen nie może się powstrzymać od śmiechu.

Postawiła na stole garnek z ziemniakami i półmisek z rybą. W tej samej chwili jej

spojrzenie powędrowało w stronę Kristiana. Siedział z zaciśniętym ustami i ponurym wyrazem

na twarzy. Była pewna, że ją przejrzał i domyślił się, co tu się działo przed ich przyjściem.

background image

14

Hilda pożyczyła jej swój nowy zimowy płaszcz oblamowany skórą i pasujący do niego

kapelusz. I tak nie mogła go nosić, bo była w ciąży, a płaszcz był zwężany w talii. Poza tym były

tego samego wzrostu i miały podobną figurę.

- Jesteś kochana! - Elise uścisnęła ją. - Wpadnę tutaj w drodze do domu i przebiorę się w

swoje ubrania. Prawdopodobnie przyjdzie ze mną Johan, ale to chyba nic nie szkodzi? Mamy się

spotkać na mieście, jak już będzie po wszystkim i razem wrócić do domu.

Hilda się uśmiechnęła.

- Ole Gabriel będzie wtedy w biurze. Poza tym powiedziałam mu o tobie i Johanie.

Uważa, że to miłe. Pamiętasz, jaki był zachwycony pracami Johana, kiedy ten był w domu w

czasie Bożego Narodzenia? - Łzy napłynęły jej do oczu. - Pomyśl! Latem będziemy mogli się

spotykać we czwórkę, nie obawiając się plotek i obmowy. O wiele bardziej wolę przebywać w

waszym towarzystwie niż wśród przyjaciół Ole Gabriela.

Elise się wzruszyła.

- Miałyśmy ogromne szczęście, Hildo! Nie wolno nam o tym nigdy zapomnieć.

Hilda nic nie powiedziała, otarła łzy koronkową chusteczką i pomachała jej na do

widzenia.

- Powodzenia! Nie mogę się doczekać, kiedy mi powiesz, jak ci poszło.

Mogła sobie pozwolić na przejażdżkę tramwajem do miasta, ale wolała się

przespacerować. Pani Jonsen była miła i powie działa jej, że może wrócić, kiedy tylko będzie

chciała, i że ona z przyjemnością czymś się zajmie. Poza tym uwielbiała dzieci szczególnie

Jensine. Ale kiedy Hugo miał napady wyjątkowe go buntu, nie była wcale taka zadowolona. Z

rozkapryszonym i przekornym Hugo najlepiej radził sobie Kristian. Siadał wtedy na podłodze i

udawał, że jest bardzo zainteresowany zabawkami Hugo, który szybko zapominał, co go tak

rozzłościło.

Westchnęła. Myśl o Kristianie i o tym, co się wczoraj wydarzyło, zabolała ją. Ona i

Johan nie powinni być tak nieostrożni. Wszyscy wiedzieli, jaki Hugo jest czujny i jak dużo jest

w stanie zaobserwować. Kristian nie uwierzył, że to tylko dziecięce wymysły, rozumiał, że Hugo

powiedział prawdę. Próbowała odpędzić tę myśl, ale jej się nie udało.

Zbliżała się do wydawnictwa, czując podekscytowanie zmieszane z niechęcią. Nie miała

się czego obawiać, więc dlaczego nie mogła się po prostu cieszyć?

Mają ją uhonorować. Będą jej gratulować. Będzie w centrum uwagi i wszyscy będą się

cieszyć, że książka ukazała się w druku. Mimo to chciała znaleźć się na swoim bezpiecznym

miejscu, przy maszynie do pisania w pokoju na Hammergaten. Miała wrażenie, że wszyscy za-

background image

uważą, że ma na sobie pożyczony płaszcz i kapelusz, i że wcześniej była prządką w Przędzalni

Graaha, że jej ojciec był pijakiem, a ona dorastała w kamienicy dla ubogich robotników, gdzie

podwórko roiło się od szczurów a z wychodków roznosił się smród. Dlaczego zaczęła pisać

książki? Dlaczego nie zadowoliła się pracą w biurze kierownika przędzalni Paulsena? Nie

pasowała do ludzi ze środowiska, gdzie panowie spacerowali w cylindrach i z laską i zarówno

kierownicy jak i pracownice administracji wywodzili się z wyższego mieszczaństwa. Należeli do

zupełnie różnych światów. Jeszcze kilka lat temu nawet nie pomyślałaby o tym, że mogłaby

mieć z nimi coś wspólnego.

Ręce jej zlodowaciały i czuła, że jej ciało oblewa zimny pot, kiedy przeszła przez ciężkie

drzwi i weszła na schody.

Na długim korytarzu nie było żywej duszy. Przez chwilę stała, rozglądając się, nie

wiedząc, co ma począć. Mogła podejść do drzwi, na których było nazwisko Benedicta

Guldberga, ale nie wiedziała, czy to tam ma się skierować. Nie wiedziała też, która jest godzina.

Co jeśli przyszła za wcześnie? A może nie zrozumiała? Może to nie dzisiaj? A może źle to

odczytała i wcale nie miała tu przychodzić? Jakie to krępujące!

Wtedy usłyszała głosy i jedne z drzwi się otworzyły. Wyszła z nich pracownica ubrana w

czarną suknię z golfem, z pokaźnym kokiem na głowie. Na szyi miała długi łańcuch ze złota i

zegarek kieszonkowy. On też był z pewnością wykonany ze złota.

Przez moment patrzyła na Elise nic nierozumiejącym wzrokiem, ale wyglądało na to, że

nagle ją rozpoznała.

- Czy to pani Ringstad?

Elise pokiwała twierdząco głową.

Podeszła do niej, uśmiechając się i podała jej dłoń.

- Witam i gratuluję! Zgromadziliśmy się u kierownika sprzedaży, proszę za mną.

Elise podążyła za nią z bijącym sercem.

W tym pokaźnym biurze było pełno ludzi. Prawie sami mężczyźni, ale było też kilka

kobiet. Jak tylko się pojawiła, ktoś wykrzyknął:

- Jest i główna bohaterka! Może pani wyjąć kieliszki, panno Jacobsen!

Kobieta, która ją tutaj przyprowadziła zwróciła się do niej.

- Wezmę pani płaszcz i kapelusz, pani Ringstad. Niełatwo jest wznosić toast w okryciu

wierzchnim.

Trzęsły jej się ręce, poza tym były zmarznięte, co sprawiało, że ciężko jej było odpiąć

guziki. Miała wrażenie, że zajmuje jej to wieczność.

background image

Jesienne słońce wpadało przez jedno z wielkich okien. Teraz na pewno wszyscy

zauważą, że jej narzutka miała zniszczone brzegi, a kozaki najlepsze czasy miały już za sobą.

Podszedł do niej jakiś starszy dżentelmen.

- Jeszcze nie miałem przyjemności pani poznać, pani Ringstad. Gratuluję porywającej

książki. Dużo sobie po niej obiecujemy.

Domyśliła się, że to musiał być dyrektor wydawnictwa we własnej osobie. Najwyraźniej

spodziewał się, że wiedziała, kim jest, skoro jej się nie przedstawił.

Co miał na myśli, mówiąc porywającej? Wydawało jej się, że w jej opowieściach nie ma

zbyt wielu porywających, trzymających w napięciu momentów. Przez ułamek sekundy

zobaczyła w myślach zmęczoną twarz i pochylona sylwetkę pani Thoresen, i zastygnięte rysy

twarzy Berntine w dniu, w którym jej syn, Bjørge Arnold, wpadł do rzeki. Książka traktowała o

ubogich ludziach, ich radościach i smutkach. Przede wszystkim o tym ostatnim.

Nie wiedziała, co ma powiedzieć, i nieśmiało się uśmiechnęła. Zwrócił się do

pracownicy.

- Przynieś kieliszek dla pisarki! Teraz wzniesiemy toast za Dym na rzece! - Potem znów

odwrócił się w stronę Elise. - Chyba widziała pani książkę? Leży tam, na stole!

Podeszła do blatu i patrzyła na nią podekscytowana. Jaka była piękna! Oprawiona w

brązową skórę z wytłoczonymi na złoto literami!

Kiedy wszyscy mieli wypełnione kieliszki, mężczyzna wzniósł toast i głośno powiedział:

- Za naszą nową pisarkę, która odniosła sukces! Niech jej książka będzie błogosławieństwem dla

niej samej, dla naszego wydawnictwa i dla naszego społeczeństwa!

Wszyscy wznieśli kieliszki i wypili.

Trunek miał mocny smak, a ona nie zdążyła zjeść śniadania, bo tyle miała do zrobienia

przed przyjściem pani Jonsen. Po drodze do Hildy myślała, żeby poprosić o kromkę chleba, ale

zapomniała, przymierzając jej płaszcz. Nie wiedziała, czy zawroty głowy były spowodowane

tym, że była podenerwowana, czy to pierwszy łyk uderzył jej do głowy.

Wszyscy podchodzili, żeby jej pogratulować. Trudno było spokojnie trzymać kieliszek i

jednocześnie ściskać ich dłonie. To, że musiała witać się z tak dużą liczbą nieznanych jej osób,

sprawiało, że była jeszcze bardziej oszołomiona. Nadal trzęsły jej się ręce i obawiała się, że wino

- czy cokolwiek to było - wyleje się poza kant kieliszka i pocieknie na narzutkę.

Kierownik wydawnictwa wygłaszał przemowę, ale ona miała trudności z koncentracją i

usłyszała tylko połowę z tego, co powiedział. Słyszała, jak mówił, że są dumni z kolejnej kobiety

postępu, która odważyła się opisać warunki życia robotników z tak śmiałym realizmem, i że jej

otwartość i szczerość nie mogą nie wzbudzić u czytelników zrozumienia. Potem sporo mówił o

postępach, jakie robiło wydawnictwo i o książkach, po których wiele się spodziewali. Zakończył,

background image

podkreślając, jak wielką wartością jest dawanie czytelnikom możliwości zagłębienia się w świat

książek. Kiedy skończył, znów wzniesiono toast. Po chwili wszyscy zgromadzeni odstawili

kieliszki i zaczęli klaskać. Elise nie wiedziała, czy ona też powinna, skoro spora część przemowy

była na jej cześć. Poza tym nie wiedziała, co ma zrobić z kieliszkiem.

Była spocona i roztrzęsiona, kiedy było już po wszystkim. Pospiesznie wypiła ostatni łyk.

Podchodząc do stołu, aby odstawić kieliszek, poczuła, że trzęsą się jej kolana. Całe

pomieszczenie wirowało wokół niej, twarze stały się niewyraźne, a kiedy ktoś coś do niej mówił,

obawiała się, że nie zrozumie i obnaży swoją niewiedzę. Postanowiła się tylko uśmiechać.

Nie zanosiło się na to, że zostanie podane coś do jedzenia, wszyscy najprawdopodobniej

zjedli swoje kanapki przed jej przyjściem. Pracownica biura podeszła do niej z jej płaszczem i

kapeluszem, więc z ulgą zrozumiała, że już jest po wszystkim, i że może już iść. W tej samej

chwili podszedł do niej jednak Benedict Guldberg.

- Czy mogłaby pani na chwilę podejść do mojego biura, pani Ringstad?

Może dostanie zaliczkę, byłoby dobrze. Ostatnimi czasy poszło okropnie dużo pieniędzy.

Szczególnie na ubrania dla chłopców. Byli teraz w takim wieku, że cały czas rośli. Dużo też jedli

i każdego dnia opróżniali całą kankę mleka. Poza tym była zmuszona wezwać hydraulika

pewnego dnia, kiedy odkryła, że rynna jest całkowicie zniszczona. Zaraz potem musiała wezwać

murarza.

Trzymając płaszcz na ramieniu, usiadła na brzegu krzesła, które jej wskazał, nie na żarty

przerażona, że się domyśli, że napój uderzył jej do głowy.

Zaczął przechadzać się w tę i z powrotem po dywanie, trzymając ręce założone na

plecach i wpatrując się w podłogę. Potem odchrząknął i zaczął mówić.

- Czytałem pani artykuł w „Verdens Gang".

Poczuła, że ogarnia ją lodowate zimno. Przestraszyła się, że zemdleje. Że też nie

pomyślała o tym wcześniej! Przecież on wiedział, kto krył się pod pseudonimem Elias Aas!

Znowu odchrząknął.

- Muszę teraz podkreślić, jak ważne jest, żeby nikt się nie dowiedział, że to pani. Taki

artykuł może zniszczyć pani karierę i uniemożliwić nam sprzedaż pani książki.

Elise czuła, że oblewa ją zimny pot.

- Naprawdę bardzo mi przykro, panie Guldberg. Machnął tylko dłonią.

- Co się stało, to się nie odstanie, ale myślę, że musi pani powstrzymać się od wikłania

się w tego typu dyskusje. Wie pani, co ja myślę o pani pierwszej książce, o Podciętych

skrzydłach. Jest doskonale napisana i nie wątpię, że to, co tam jest opisane, jest prawdą, ale

jeszcze nie nadszedł czas, żeby to ujawnić. Proszę nie zapominać, że Christian Krohg został

postawiony przed sądem i sprzedaż jego książki została zakazana tego samego dnia, kiedy się

background image

ukazała. Wprawdzie od tego czasu minęły dwadzieścia dwa lata, ale w tym czasie niewiele się

zmieniło na tym polu. Sądzę, że niedobrze by się stało, żeby artykuł, który pani napisała do ga-

zety, zniszczył pani szansę na stanie się znaną pisarką. Poczuła, że zbiera jej się na płacz.

- Pozwoli pan, że wyjaśnię, o co chodzi w całej tej sprawie, panie Guldberg? - Poczuła,

że przejaśnia jej się w głowie. Zawroty głowy minęły.

Pokiwał głową i spojrzał na nią.

Szybko opowiedziała mu o prośbie Asle Diriksa, żeby mógł porozmawiać z

dziewczętami z Lakkegata i o jego obietnicach. Nie wymieniła jego nazwiska, ale wytłumaczyła,

co się wydarzyło i dlaczego była taka wściekła.

Benedict Guldberg słuchał z uwagą. Kiedy skończyła, pokiwał głową.

- Potrafię zrozumieć, dlaczego była pani zbulwersowana, ale jeśli chce pani dokądś

dotrzeć, dzięki swojemu pisarstwu, musi pani zapomnieć o złości, rozdrażnieniu i o poczuciu, że

została pani oszukana. W każdym razie nie może pani już nigdy użyć pseudonimu Elias Aas. Nie

możemy brać za pewnik tego, że gazeta nie ujawni, kim pani jest. W każdym razie nie teraz,

kiedy wychodzi pani książka. Książka, która być może odniesie sukces. Proszę zostawić los

dziewcząt ulicznych komuś innemu! Ma pani wystarczająco dużo tematów, które może pani

poruszyć w swoim pisarstwie, nie budząc przy tym powszechnego rozdrażnienia i nie nadeptując

ludziom Kościoła na odcisk. Teraz to pani kariera musi być na pierwszym miejscu i musi mi

pani obiecać, że już pani więcej nie napisze takiego artykułu.

Wyjął zegarek kieszonkowy z kieszeni kamizelki i spojrzał nań.

- Niestety nie mogę już pani poświęcić więcej czasu. Mam ważne spotkania.

Podniosła się, a on pomógł jej założyć płaszcz.

- Do widzenia, pani Ringstad, jeszcze raz serdecznie gratuluję książki. Jestem pewien, że

będzie się dobrze sprzedawać.

Nie wiedziała, co czuje, wychodząc z tego szacownego budynku. Nie odpowiedziała,

kiedy prosił ją, żeby już nigdy nie pisała takich artykułów. Rozumiała, dlaczego tak zareagował

na jej odpowiedź skierowaną do Asle Diriksa i że obawiał się, że wyjdzie na jaw, kto ukrywa się

pod pseudonimem. Ale nie może zakładać jej kagańca!

Oczywiście, nie chciała rujnować swoich możliwości, ale gdzieś musi być granica. Miał

rację, że jest jeszcze wiele tematów do poruszenia, bez konieczności dotykania problemu

nieobyczajności. Mogła na przykład napisać o dyskryminacji kobiet, zrobić tak jak Amalie

Skram i opisać warunki pracujących kobiet, tak jak już to zrobiła w wielu nowelach ze zbioru

Dym na rzece.

Nagle zawroty głowy wróciły. Przez moment musiała wesprzeć się o ścianę domu i stać

nieruchomo przez kilka sekund.

background image

Wtedy znienacka usłyszała za sobą głos.

- Zapomniałaś już, że miałaś się ze mną spotkać? Gwałtownie się odwróciła. Za nią szedł

uśmiechnięty Johan. Zawstydziła się. Miał rację, zupełnie o tym zapomniała. Była tak

zaabsorbowana tym, co się wydarzyło w wydawnictwie.

- Wybacz, Johan. Wypiłam za dużo i zakręciło mi się w głowie. Roześmiał się i wziął ją

pod ramię.

- Chyba o niczym gorszym nie słyszałem! I to tak w biały dzień!

- Nie zdążyłam zjeść śniadania i alkohol, którym wznosiliśmy toast, uderzyło mi od razu

do głowy.

Pocałował ją w policzek.

- Biedactwo. Teraz pójdziemy do najbliższej kawiarni i zamówimy dla ciebie kanapkę.

- Ale nie dostałam zaliczki.

- Ja zapraszam.

Z pewnością by zaprotestowała, gdyby jej się tak nie kręciło w głowie. Teraz czuła, że

dobrze jej zrobi, jeśli usiądzie.

Znaleźli stolik w najdalszym kącie pobliskiej kawiarni, a Johan zamówił dwie filiżanki

kawy i kanapkę.

Spojrzała na niego ze zdziwieniem.

- A ty nic nie będziesz jadł? Pokręcił głową.

- Dopiero co jadłem.

Coś jej mówiło, że kłamał, ale widziała po nim, że nie ma sensu protestować.

- Opowiedz mi, jak poszło! - powiedział z entuzjazmem. Szybko opowiedziała mu o

wszystkim. O tym, jak bardzo się obawiała, jak bardzo wszyscy byli dla niej mili, o przemowie

dyrektora wydawnictwa i o ostrzeżeniu, które dostała od Benedicta Guldberga.

Johan zmarszczył czoło.

- Przecież nie mogą zabronić ci pisać artykułów do gazet!

- On się po prostu obawia, że wyjdzie na jaw, kim jest Elias Aas.

- Uważam, że to bardzo niedobrze, że tak jest, ale rozumiem, że martwi się ze względu na

ciebie. Byłoby szkoda, gdyby taki artykuł miał zrujnować twoją karierę. Ale teraz, jak już po-

wiedziałem, mam nadzieję, że nastąpi koniec podwójnej moralności i hipokryzji. Wydawnictwo

powinno iść na przedzie, niosąc kaganek oświaty.

- Ale muszą też brać pewne rzeczy pod uwagę. Sprawa w sądzie może dużo kosztować.

Pokiwał głową.

- Pocieszające jest to, że powoli posuwamy się naprzód. Tylko rok po tym, jak wyszła

Albertine Christiana Krohga, zniesiono legalną prostytucję.

background image

- A więc teraz już naprawdę stałaś się pisarką, Elise. Teraz będą o tobie pisać w gazetach,

pod twoim własnym nazwiskiem i będziesz musiała znosić zarówno krytykę, jak i pochwały.

Mam nadzieję, że tych ostatnich będzie znacznie więcej.

- Dziękuję, Johan. I dziękuję za kanapkę i kawę. Teraz czuję, że zawroty głowy

zaczynają ustępować.

Uśmiechnął się.

- Kiedy skończysz jeść, będziemy cieszyć się spacerem do domu na świeżym powietrzu.

Możemy rozmawiać całą drogę do domu.

Ujął jej dłoń i ją pocałował.

- Kocham cię.

- Ja też cię kocham.

Wstali. Przez krótka chwilę rozejrzał się szybko po prawie pustej kawiarni, by zaraz

potem nachylić się i pocałować ją w usta.

Przeraziła się, ale nie mogła się nie uśmiechnąć. Johan był odważny, a ona kochała go aż

do bólu.

Otworzył przed nią drzwi. W chwili kiedy mieli wychodzić, przypadkowo zerknęła na

druga stronę sali. Doznała szoku. Asle Diriks siedział samotnie przy stole i patrzył na nią z

dziwnym wyrazem twarzy.

- Widziałeś, kto siedział w kawiarni? - zapytała, kiedy przeszli już dobry kawałek po

chodniku.

Odwrócił się do niej, zdziwiony.

- Nie...

- To był Asle Diriks. Pisarz, który był u mnie przedwczoraj.

- I którego podejrzewałaś, że miał ukryte cele podczas wizyty?

- Mam nadzieję, że się myliłam.

- A jeśli się nie myliłaś, to dobrze, że zobaczył, że jesteś zajęta. Uśmiechnęła się.

- Masz rację. Może uniknę kolejnych odwiedzin.

- Zauważył cię?

- Tak, jestem przekonana, że mnie rozpoznał, ale się ze mną nie przywitał. Spojrzał na

mnie z dziwnym wyrazem twarzy.

- To potwierdza moje przypuszczenia. Jest tobą oczarowany, miał nadzieję, że lepiej cię

pozna, a teraz czuje, że zaczyna zżerać go zazdrość.

Musiała się roześmiać.

- To się nie dzieje tak szybko. Spotkaliśmy się dopiero dwa - trzy razy.

background image

- Zdarza się, że wystarczy tylko raz, jeśli wierzyć romansidłom. Mam tylko nadzieję, że

nie jest zazdrosny. Zazdrośni ludzie mogą być niebezpieczni.

- No i powiedziałeś, że nauczyciele i pisarze są najgorsi ze wszystkich - dorzuciła ze

śmiechem.

Szli spokojnie do domu, ciesząc się, że są ze sobą sam na sam. Było bezwietrznie,

powietrze było przejrzyste i łagodne. Elise czuła, że radość rozpiera jej pierś z powodu całego

zainteresowania, jakim ją obdarzono w wydawnictwie, wszystkich słów pochwały i na myśl o

tym, że jej książka, z jej własnym nazwiskiem na okładce, będzie sprzedawana we wszystkich

księgarniach. No i oczywiście, że Johan szedł tuż obok i trzymał ją za rękę. I będzie ją tak

trzymać za rękę przez resztę życia. To wszystko sprawiało, że była nieprzytomna ze szczęścia.

- Czy mogę cię odprowadzić pod sam dom? Uśmiechnęła się.

- Oczywiście. Nie będziemy się przejmować panią Jonsen. Roześmiał się.

- Dzisiaj najwyraźniej nie przejmujesz się zupełnie niczym. Ani ostrzeżeniem redaktora,

strasznymi spojrzeniami rzucanymi przez jednego z wielu twoich adoratorów ani podejrzeniami

pani Jonsen.

- Jedyne, czym się dziś przejmuję, to ty. No i moja książka - dorzuciła szybko.

- Będę musiał jakoś sobie poradzić z taką konkurencją.

- Nie masz powodu do narzekań. Za każdym razem, kiedy przychodzisz, odkładam

pisanie na bok.

- Czy dalej tak będzie, jeśli całymi dniami nie będę cię odstępował ani na krok? - W jego

głosie słychać było, że się z nią drażni.

- Z pewnością nadejdzie czas, kiedy zajmiesz się rysowaniem albo rzeźbieniem i pewnie

będzie tak, że to twoja praca będzie dla mnie konkurencją.

Otoczył ją ramionami i głęboko westchnął, nie ukrywając zadowolenia.

- Och, tak się cieszę, Elise! Co zrobimy, żeby ten rok szybciej minął?

- Sam powiedziałeś, że ani się obejrzymy, a znów będzie lato. Możemy zacząć się

przygotowywać, to czas szybciej nam upłynie. Chcesz leżeć po prawej czy po lewej stronie

małżeńskiego łoża?

Roześmiał się i pocałował ją w policzek.

- Ani po lewej, ani po prawej. Chcę leżeć pośrodku, z tobą w ramionach.

- Teraz prawie zapomniałam, że muszę jeszcze wstąpić d Hildy, żeby oddać jej płaszcz i

kapelusz. Czyż to nie miłe z jej strony, że mi je pożyczyła?

- Miłe, ale zupełnie niepotrzebne. Jesteś piękna niezależnie od tego, co masz na sobie.

- To tylko ty tak uważasz.

- A czy ja nie jestem najważniejszy?

background image

Roześmiała się. Przepełniało ją szczęście, miała ochotę cały czas się śmiać.

- Myślisz, że kierownik jest w domu? Pokręciła głową.

- Jest w swoim biurze. Dlaczego pytasz? Chyba się nie obawiasz, że zobaczy nas razem?

- Nie, jeśli ty się nie obawiasz.

- Nie pamiętasz, jaki był tobą zachwycony w święta?

- Miałem na myśli to, że jesteś w żałobie.

- Hilda i tak mu z pewnością wszystko opowiedziała. O ile ją znam, na pewno mu

powiedziała, jak bardzo Emanuel ją drażnił. Teraz prawdopodobnie cieszy się, że odnalazłam

swoją młodzieńczą miłość. Hilda powiedziała, że już się nie może doczekać, żebyśmy wszyscy

czworo spędzali razem czas, kiedy już wreszcie będziemy małżeństwem.

Doszli do wzgórza Aker i skręcili z Ullevĺlsveien.

- Może powinniśmy zaprosić Hildę z mężem któregoś wieczoru przed twoim odjazdem?

Jeśli Kristian zobaczy, że inni to przyjmują jako coś naturalnego - nawet kierownik fabryki,

którego darzy dużym szacunkiem - może zacznie inaczej na to patrzeć.

Johan spoważniał.

- Miejmy nadzieję, ale chyba nie damy rady tego zrobić przed moim wyjazdem. Zostało

już niewiele dni, Elise.

Uścisnął jej dłoń, kiedy nic nie powiedziała. Nagle dopadła ich melancholia.

- Musisz do mnie napisać, jak tylko przyjedziesz.

- Obiecuję. Tym razem nie dopuszczę, żeby ktoś inny wysyłał za mnie listy.

Skrzywiła się.

- Być może powinnam współczuć Benedicte, ale chyba nie jestem aż tak wielkoduszna.

Mówisz, że obawiasz się moich adoratorów, a co ja mam w takim razie powiedzieć? Ty, który

jesteś ciągle otoczony przez morze pięknych, francuskich dziewcząt?

- Zbliża się powóz. Wydaje mi się, że jest podobny do powozu kierownika fabryki.

Elise spojrzała ku szczytowi wzgórza.

- Masz rację. To z pewnością Hilda wybrała się na przejażdżkę. W takim razie oddam

płaszcz i kapelusz jej pokojówce.

Powóz zatrzymał się na ich wysokości i Hilda wychyliła głowę.

- Zaproszono mnie na otwarcie wystawy. Oddaj płaszcz i kapelusz jednej z pokojówek. A

jak ci poszło tak poza tym? Było dużo dobrych rzeczy do jedzenia?

Johan odpowiedział za nią.

- Masz na myśli do picia? Wyszła na chodnik, zataczając się, ledwo zdążyłem ją złapać w

ramiona, zanim upadła.

Wszyscy troje się roześmiali.

background image

- Dyrektor wydawnictwa wygłosił mowę na moją cześć i wszyscy wznieśli toast. Nic

dziwnego, że zakręciło mi się w głowie.

- Gratuluję, Elise. Jestem z ciebie bardzo dumna. Ale teraz muszę już niestety jechać,

mam mało czasu. Nie możecie przyjść któregoś wieczora, kiedy dzieci będą już w łóżkach?

Johan się zawahał, potem szybko powiedział.

- Za cztery dni wyjeżdżam, a jest kilka spraw, które muszę załatwić.

- Cóż, przemyślcie to. Byłoby bardzo miło. Wiem, że Ole Gabriel chętnie się z tobą

spotka, Johan. Pamiętasz, jak duże wrażenie zrobiły na nim twoje prace.

Kiedy Elise oddała płaszcz i kapelusz pokojówce Hildy i założyła na siebie ten czarny,

po siostrze pani Jonsen, Johan zmierzył ją wzrokiem.

- Masz rację, Elise. Lepiej pasował ci płaszcz Hildy. Kiedy już na dobre wrócę do domu,

kupię ci niebieski płaszcz zimowy, a do tego kapelusz w tym samym kolorze. Ten, który masz

teraz na sobie, wygląda trochę staroświecko.

- Nic dziwnego. Siostra pani Jonsen, która była jego właścicielką, miała siedemdziesiąt

lat. Zastanawiam się, która jest godzina, mam wrażenie, że minęło już strasznie dużo czasu. Pani

Jonsen stoi z pewnością przy oknie i się niecierpliwi.

Przyspieszyli kroku.

Kiedy zeszli ze wzgórza po drugiej stronie i uszli dobry kawałek Maridalsveien, puścił jej

rękę.

- Nie ma sensu za bardzo rozbudzać ludzkiej ciekawości. Kiedy dojdziemy do

Biermannsgården, gdzie zawsze stoi na rogu Magda, ryzykujemy spotkanie z panią Evertsen i

panią Albertsen

Elise przytaknęła z uśmiechem.

- Spotkałam panią Evertsen, kiedy szłam w towarzystwie nauczyciela Pedera.

Przypadkowo spotkałam go przed szkołą na Sagene, wybierał się w tę samą stronę, co ja. Z jej

oczu biła podejrzliwość.

- A czy to coś dziwnego? Roześmiała się. Potem wyciągnęła szyję.

- Czy to czasem nie panna Johannessen i Jorund tam, w górze? - dorzuciła ze

zdziwieniem w głosie. - Dawno ich nie widziałam.

- Musisz z nimi rozmawiać akurat dzisiaj? Zwolniła kroku.

- Nie, Jorund ma kankę na mleko w ręku i właśnie skręcają w Biermannsgården. Mogę je

odwiedzić kiedy indziej. Czy nie jest miło zobaczyć je razem? Gawędzą i śmieją się, wygląda na

to, że jest im dobrze.

- Dzięki tobie. Uśmiechnęła się, szczęśliwa.

background image

- Tak, to błogosławieństwo dla nich obydwu. Pomyśl, panna Johannessen oddała dziecko,

które urodziła, i nawet nie wie, co się z nim dzieje.

- Sytuacja ją do tego zmusiła. Być niezamężną matką i przynależeć do mieszczaństwa to

poważna sprawa. To, co mnie najbardziej zadziwia, to fakt, że w ogóle zaszła w ciążę. Nie

wygląda na lekkomyślną kobietę.

- Pomyślałam o tym samym. Nie jestem w stanie jej sobie wyobrazić... - Zaśmiała się

cicho i urwała.

- Masz na myśli nagą, w męskich ramionach? Ja też nie. Chciałbym zobaczyć, kto to taki

i jak wyglądał.

- To było trzynaście lat temu. Mówiła mi, że jej córka miałaby dwanaście lat.

- W takim razie musiała się mocno zmienić przez trzynaście lat.

- Nieładnie, Johan. Teraz jesteśmy niemili. To zły los sprawił, że stała się taka surowa i

nieprzystępna. Bardzo się zresztą zmieniła od czasu, kiedy ma Jorund.

Wreszcie doszli do Hammergaten. To był długi spacer, była zmęczona i bolały ją nogi.

- Zobacz, jak się dymi z komina! Pani Jonsen musiała napalić więcej, niż trzeba. Przecież

dzisiaj wcale nie jest tak zimno.

Pospieszyła, żeby otworzyć furtkę.

- Lampa parafinowa pali się w pokoju! - krzyknęła przerażona. - Co pani Jonsen na

miłość boską wyrabia?

Pospieszyła żwirową dróżką i zniknęła za rogiem, Johan deptał jej po piętach.

Jak tylko otworzyła kuchenne drzwi, stanęła w progu jak wryta. Uderzył ją zapach

smażonego mięsa.

- Na litość boską! Pani Jonsen?

Nikt nie odpowiedział. Kuchnia była pusta. Wtedy usłyszała głosy dochodzące z pokoju.

Rozentuzjazmowane dziecięce głosy zmieszane ze zdecydowanym kobiecym głosem.

Odwróciła głowę.

- Brzmi jak ciotka Ulrikke - wyszeptała do Johana. - Ale nie jestem pewna. Z pewnością

nie jest to głos pani Jonsen.

- Może najlepiej będzie, jak już pójdę - wyszeptał w odpowiedzi Johan.

W tej samej chwili drzwi się otworzyły i ukazała się w nich pani Jonsen.

- Nareszcie jesteś, Elise! Ciotka tego Ringstada tu jest. Ma ze sobą dwie walizki pełne

ubrań, a ja mam dostać jedną z koszul!

Jej spojrzenie ześlizgnęło się na Johana.

- Ma pan szczęście, Thoresen. Elise nie było w domu przez całe przedpołudnie. Była w

mieście, żeby zobaczyć swoją nową książkę i wystroiła się przed wyjściem. Umyła włosy i

background image

wzięła kąpiel w balii, mimo że była sama i nie mogła umyć chłopców w tej samej wodzie z

mydlinami. Hugo powiedział, że ma wszy, ale wtedy panienka się przeraziła, więc musiałam

powiedzieć, że on nie wie o czym mówi. Wtedy powiedział, że to pchły, ale nie wydaje mi się.

Hugo opowiada tyle dziwnych rzeczy. Skoro mamy tutaj tyle gości, to może nastawię kawę?

Panienka zrobiła na obiad porządne mięso i mnie też zaprosiła do stołu. Może w torebce zostały

jeszcze jakieś ciasteczka, Elise?

- Dziękuję, pani Jonsen, ale wydaje mi się, że Johan Thoresen jadł w domu u swojej

siostry. Jak długo jest tutaj ciotka Ulrikke?

Poczuła, że ogarnia ją rozczarowanie. Johan wyjeżdża za cztery dni! Jak będą mogli być

ze sobą sam na sam, skoro ciotka Ulrikke będzie tu cały czas? Ona kochała Emanuela, więc po-

traktuje to jak zdradę.

I będzie miała rację, dodała w głębi ducha, wzdychając.

- Musisz wejść i przywitać się z ciotką Emanuela - powiedziała spokojnie do Johana.

Ciotka Ulrikke z pewnością usłyszała, co mówiła pani Jonsen, teraz było już za późno, żeby

Johan sobie poszedł.

- Dzień dobry, ciociu Ulrikke. Jak miło cię znów widzieć! - Zmusiła się do uśmiechu. -

Poznaj naszego dawnego sąsiada, Johana Thoresena. Studiuje rzeźbę w Paryżu i przyszedł, żeby

się z nami przywitać, zanim tam wróci po krótkim pobycie w domu. Z pewnością pamiętasz, jak

opowiadałam ci o jego siostrze Annie, która w dzieciństwie zachorowała na Heinego-Medina,

miała sparaliżowane nogi, ale odzyskała sprawność?

Ciotka Ulrikke dokładnie przyglądała się Johanowi.

- A więc dorastał pan na tej samej ulicy co Elise, a mimo wszystko udało się panu

wyjechać do Paryża, żeby studiować rzeźbę?

Johan przytaknął.

- Miałem szczęście. Pewien norweski profesor zobaczył moje rysunki i kilka niewielkich

rzeźb, które zrobiłem. Pomógł mi najpierw wyjechać Kopenhagi, gdzie byłem przez rok, a potem

do Paryża.

- Coś takiego! Dobrze to słyszeć, że chociaż komuś udało się wydostać z niedoli. I teraz

wstąpił pan, żeby się przywitać ze swoją dawną sąsiadką?

Czy głos ciotki Ulrikke brzmiał podejrzliwie? Elise pospieszyła, żeby odpowiedzieć za

niego.

- Mieszkał na Andersengården, piętro niżej, i byliśmy kompanami w zabawie, odkąd

nauczyliśmy się chodzić. Peder i Kristian traktowali go jak starszego brata.

Pani Jonsen nagle ukazała się w kuchennych drzwiach.

- Peder jest szczęśliwy za każdym razem, kiedy on nas od wiedza, ale Kristian chyba nie.

background image

Elise poczuła, że się poci. Stwierdziła, że najmądrzej będzie zacząć rozmowę na inny

temat.

- Pomyśleć, że znów przyjechała ciocia do Kristianii! Musimy w takim razie wprowadzić

nasz plan w życie i zaprosić pana Wang-Olafsena na obiad. Ale tym razem już mu nie

zaserwujemy naleśników z jagodami. Mówiłaś, że nie są wystarczająco dobre dla takiego

dżentelmena.

Ku swojemu zaskoczeniu odkryła, że ciotka Ulrikke się rumieni. Miała więc rację, ciotka

była zachwycona dżentelmenem Pedera. Ciotka Ulrikke odchrząknęła.

- Jest pewien szczególny powód, dla którego tu jestem, Elise I ma to właśnie związek z

panem Wang-Olafsenem. Uważam, że musimy go koniecznie zaprosić na porządny obiad, ale

mam nadzieję, że nie rozmawiałaś z nim po moim wyjeździe.

Elise zrozumiała, do czego ciotka pije i się zawstydziła.

- Niestety, nie zdążyłam tego zrobić. Miałam strasznie dużo do zrobienia. Ale co masz na

myśli, mówiąc, że masz nadzieję, że z nim nie rozmawiałam?

- Możemy o tym porozmawiać, jak zostaniemy same. Pani Jonsen wróciła do kuchni i

zaczęła nakrywać do stołu.

- Czy będzie ktoś jeszcze, poza naszą ósemką?

- Nie wiem, czy Kristian idzie dzisiaj do pracy.

- Nie, mówił, że nie idzie. A Evert ma roznosić węgiel po obiedzie. Dlatego

powiedziałam ósemka.

- Pani Jonsen zastanawiała się, czy będzie nas więcej przy obiedzie - ciotka Ulrikke

przyszła jej z pomocą. - Obawiam się, że nie mamy wystarczająco dużo kotletów.

- Mam nadzieję, że mnie nie liczycie - powiedział nieśmiało

Johan. - Moja siostra oczekuje, że przyjdę na obiad. Miałem tylko wstąpić na chwilę i się

przywitać. Do widzenia, panno Ringstad, do widzenia, pani Jonsen - dorzucił, wychodząc z

pokoju i przechodząc przez kuchnię do wyjścia. Elise odprowadziła go na schody.

- Przykro mi, że tak wyszło - wyszeptała, dławiąc płacz. Pokręcił z uśmiechem głową.

- Niech ci nie będzie przykro, znajdziemy na to jakąś radę, Elise!

background image

15

Pomimo rozczarowania, że Johan musiał już iść, obiad by bardzo przyjemny. Chłopcy

byli zachwyceni, kiedy zobaczyli ciotkę Ulrikke, najwyraźniej zapomnieli, że nimi

komenderowała, gdy była tu ostatnio. A może to zapach smażonych kotletów tak na nich

podziałał.

- Znów przyjechałaś? - Peder wparował do kuchni, zapominając z podekscytowania

ściągnąć zabłocone kozaki. - Tęskniłaś za nami?

Ciotka Ulrikke się roześmiała.

- Oczywiście, że za wami tęskniłam. Pomyśl, jak jest cicho i nudno, kiedy się tak siedzi

samemu całymi dniami.

Peder patrzył na nią dużymi, przerażonymi oczami.

- Ale chyba pamiętasz, co ci mówiłem. Myślę, że powinnaś przygarnąć kota, żeby spał z

tobą w łóżku. Ale pamiętaj, że jak to będzie kocur, to będzie się uganiał za dziewczynami przez

całą noc.

- Dziękuję bardzo, myślę, że w takim razie wolę jednak być sama. Przecież zawsze mogę

tu przyjechać, jak się poczuję zbyt samotna.

- Możesz leżeć w moim łóżku, jeśli chcesz. - Zmierzył ją wzrokiem od stóp do głów. - O

ile się w nim zmieścimy we dwójkę - dodał z namysłem. Potem jego twarz się rozpromieniła. -

Albo może ja przyjadę do ciebie, spać w twoim łóżku? Jest szersze.

Elise spojrzała ukradkiem na ciotkę Ulrikke, obawiając się, że ta się obrazi, ale mogła

oszczędzić sobie zmartwienia. Jeszcze się nie zdarzyło, żeby ciotka zbulwersowała się czymś, co

powiedział Peder. Teraz uśmiechała się do niego, puszczając oko.

- Później o tym porozmawiamy, Pederze, ale dziękuję za propozycję.

Kristian posadził Hugona na taborecie i wyglądało na to, że też był zadowolony z wizyty

ciotki Ulrikke. Evert pomagał Jensine, pani Jonsen obierała ziemniaki, a Elise wystawiła garnki z

kotletami w zasmażce i gotowaną kapustą.

- Czuję się, jakby to były święta - powiedział Peder z zadowoleniem. - Takie dobre

jedzenie jest tylko wtedy, kiedy ty u nas jesteś, ciociu Ulrikke.

Ciotka Ulrikke się uśmiechnęła.

- W takim razie, chyba muszę przyjeżdżać jeszcze częściej. Evert nagle zwrócił się do

Elise.

- Jak ci poszło w wydawnictwie? Czy książka ładnie wyglądała?

- Dostałaś tort? - dorzucił szybko Peder, zanim zdążyła odpowiedzieć.

Uśmiechnęła się.

background image

- Książka wygląda ładnie, uczczono mnie toastem, a dyrektor wydawnictwa wygłosił

przemowę. Byłam strasznie nerwowa, ale na szczęście poszło dobrze.

Ciotka Ulrikke odwróciła się do niej.

- Chyba nie miałaś na sobie tego brzydkiego, starego płaszcza i niemodnego kapelusza?

Nie miała serca powiedzieć, że zmieniła wierzchnie ubranie u Hildy, to by jeszcze

bardziej zraniło panią Jonsen. Wystarczyło samo to, co powiedziała ciotka Ulrikke.

- Pani Jonsen była tak uprzejma i podarowała mi płaszcz i kapelusz po swojej zmarłej

siostrze. Byłoby o wiele gorzej, gdybym przyszła w chustce na głowie i szalu, jak pracownica

fabryki.

Pani Jonsen, która wcześniej zacisnęła usta, teraz z wdzięcznością uśmiechała się do

Elise.

- Nie dostałaś tortu? - Peder najwyraźniej nie zamierzał dać za wygraną.

- Nie, nie podano nic do jedzenie. Wznieśliśmy tylko toast. Ciotka Ulrikke posłała jej

przerażone spojrzenie.

- Nie jadłaś nic od śniadania?

Elise poczuła, że się czerwieni. Odkroiła kawałek kotleta i wzięła go do ust.

- Jedzenie ma niebiański smak, ciociu. A kiedy jest się bardzo głodnym, wszystko

smakuje jeszcze lepiej.

W tej samej chwili zauważyła, że Kristian siedzi i patrzy na nią z dziwnym wyrazem w

oczach. Może widział, jak schodziła z Johanem za rękę ze wzgórza Aker? Z pewnością nie mógł

ich widzieć w mieście, bo przecież całe przedpołudnie był w szkole.

A nawet jeśli, to co?, zapytała się w duchu ze złością. Nie może decydować o jej życiu.

Poza tym nie zrobiła nic złego, była wdową, a wdowa nie może ponosić odpowiedzialności za

nikogo innego niż siebie samą.

Kiedy dzieci były już w łóżkach, ciotka znalazła wreszcie okazję, żeby porozmawiać z

Elise w cztery oczy.

- Jest pewien konkretny powód, dla którego tu dzisiaj przyjechałam, Elise. Pamiętasz co

ci opowiadałam o Marie, Signe i Hugo? Że obawiam się, co się stanie, kiedy Hugo odejdzie?

Elise pokiwała twierdząco głową. Czuła się nieswojo. Teraz ciotka będzie jej robić

wyrzuty, bo nie poszła do adwokata, by poprosić o radę.

- Nie zdążyłam jeszcze odwiedzić pana Wang-Olafsena, ciociu. Wiem, że to nie jest

żadna wymówka, mogłam poświęcić jedno przedpołudnie i zostawić pisanie, ale moje dni są

takie krótkie. Poza tym ciągle to od siebie odsuwałam, bo się obawiałam.

Ku jej zdziwieniu ciotka wyglądała, jakby kamień spadł jej z serca.

- To bardzo dobrze. Coś się wydarzyło od ostatniego razu.

background image

Zerknęła w stronę schodów, żeby się upewnić, czy żaden z chłopców nie stoi u szczytu.

Potem zniżyła głos i podjęła wątek.

- Hugo na szczęście wyszedł z choroby i zrobił coś, co... Wydawało się, że szuka

odpowiedniego słowa, ale nie może

znaleźć.

- Musisz obiecać, że nikomu nie przekażesz tego, co ci teraz powiem. Czy możesz mi to

obiecać?

Elise pokiwała głową z powagą.

- Obiecuję.

- Dokument, który podpisałaś, już nie istnieje. Elise zmarszczyła czoło, nie rozumiejąc.

- Co chcesz przez to powiedzieć?

- Hugo go spalił.

Elise wydała stłumiony okrzyk zdziwienia i patrzyła na nią z niedowierzaniem.

- Spalił go? Ale...

Ciotka Ulrikke wykonała ręką gest, jakby się odżegnywała.

- Nie pytaj mnie o więcej. Był u niego adwokat i Hugo nie ukrywał przed nim tego, co

zrobił. Prawdopodobnie spisał na nowo testament. Próbuje ci powiedzieć, że twój syn, Hugo, jest

dziedzicem majątku Ringstad.

Elise poczuła, że kręci jej się w głowie. To było kompletne zaskoczenie. Nigdy by nie

pomyślała, że jej teść poważy się na coś takiego.

- A co na to pani Ringstad?

- Nic o tym nie wie. I nie może się dowiedzieć. Nie wiadomo, co by jej mogło przyjść do

głowy. Signe zresztą też o niczym nie wie.

- Ale czy ona się tym nie dowie? Czy ona nie wie, gdzie leżą dokumenty związane z

majątkiem?

- Wie i to mnie bardzo martwi. Ona go zabije, jeśli się dowie, co zrobił.

Elise poczuła, że kurczy jej się żołądek.

- Ale dlaczego on... ?

- Zależy mu na tobie, Elise. Jesteś wdową po jego jedynym synu. Jego dzieci są jego

wnukami, a Hugo na dodatek został tak nazwany na jego cześć. Proste.

Elise poczuła, że wypełniają ciężkie, duszące poczucie winy Co by powiedziała ciotka

Ulrikke, gdyby ją zobaczyła z Johanem w łóżku? Na dodatek w małżeńskim łożu, które dzieliła z

Emanuelem? A na dodatek jej teść zrobił coś, co narażało go na niebezpieczeństwo! I robił to ze

względu na nią i jej dzieci.

background image

Ciotka Ulrikke posłała jej surowe spojrzenie, Elise miała wrażenie, jakby ją całkowicie

przejrzała.

- Nie cieszysz się? Nie rozumiesz, co to oznacza? Elise pokiwała głową, czuła się

odrętwiała.

- Ależ tak, trochę mnie to przytłoczyło. Poza tym martwię się o niego.

- To był jego wybór, Elise. Nikt nie próbował go namawiać. Zresztą jedyną osobą, która

mogłaby to zrobić, jestem ja, ale ja nie odważyłabym się wyjść z tak śmiałą propozycją.

Przyznaję, że rozzłościł mnie spisek Marie i Signe i nie mogłam znieść myśli, że bękart Signe

zostanie dziedzicem Ringstad, ale decyzja Hugo zaskoczyła mnie w tym samym stopniu, co

ciebie.

- Wiesz, gdzie oni przechowują te dokumenty? Ciotka Ulrikke pokiwała głową.

- Ale Marie nie jest zainteresowana dokumentami i innymi tego typu sprawami. Nie

będzie szukać tych papierów.

- Dopóki nie zacznie czegoś podejrzewać.

Ciotka Ulrikke nic nie powiedziała. Nagle zaczęła sprawiać wrażenie powątpiewającej.

- Myślisz, że zaczęła coś podejrzewać? Podejrzewać, że on coś przedsięwziął?

- Nie mam pojęcia. Jedyne, czego z pewnością nie przeoczyła, to fakt, że on stał się

zupełnie inną osobą.

- Ale w jakim sensie?

- Jest o wiele bardziej radosny. Teraz chodzi i pogwizduje. Nie słyszałam, żeby to robił

od czasów, kiedy Emanuel był zdrowy. - Zmarszczyła czoło. - Zauważyłam, że zarówno Marie,

jak i Signe posyłały mu ukradkowe spojrzenia pełne zdumienia, kiedy ostatnio u nich byłam. Z

pewnością zastanawiały się, co mu się stało. Powiedziałam mu, że radziłam ci, żebyś się

skontaktowała z panem Wang-Olafsenem. Kiedy zrozumiałam, że się tym przejął, za-

ofiarowałam się, że przyjadę do ciebie, żeby ci opowiedzieć, co się wydarzyło. Miałam nadzieję,

że nie zdążyłaś jeszcze tego zrobić.

- Przejął się tym?

- To chyba nic dziwnego. Uważa, że to wstyd, żeby ojciec jednego z najlepszych

przyjaciół Emanuela dowiedział się, jak zostałaś przez nich potraktowana.

Elise rozumiała. Teraz była zadowolona, że się tak ociągała z pójściem tam.

Przez chwilę siedziały w zupełnej ciszy.

- Mówisz, że moja teściowa zauważyła, że teść się zmienił. Jak sądzisz, co ona o tym

myśli?

- Marie nie jest głupia. Z pewnością radzi się też Signe. Signe jest co najmniej równie

zapiekła jak Marie, poza tym jest młoda, więc ma na pewno więcej wyobraźni. Mam szczerą na-

background image

dzieję, że nie przyjdzie jej na myśl ten dokument, kiedy zacznie się zastanawiać, co się stało z

Hugo.

Elise się wzdrygnęła.

- A czy on nie może powiedzieć, że powierzył wszystkie najważniejsze dokumenty

adwokatowi, w razie pożaru lub innej katastrofy?

- Jeśli Marie nabierze podejrzeń, z pewnością natychmiast skontaktuje się z adwokatem.

Wątpię, żeby miał na tyle odwagi, żeby nakłamać jej w żywe oczy.

Elise zagryzła wargi i pokręciła głową.

- Żałuję, że on to zrobił. Teraz każdego dnia będę się niepokoić, a jeśli coś mu się stanie,

będę czuła, że to z mojej winy.

Twarz ciotki Ulrikke nabrała pełnego dezaprobaty wyrazu.

- Z twojej winy! - prychnęła głośno. - W tym wypadku to ktoś zupełnie inny poniesie

konsekwencje swoich złych czynów!

- No i co nam to da? Zarówno tobie jak i mnie, zależy na nim. Dzieci też go kochają. Nie

potrafiłabym się cieszyć z tego, że Hugo przejmie majątek, gdyby coś miało się stać teściowi.

Coś związanego z tą sprawą.

Ciotka Ulrikke westchnęła i jakby zapadła się w sobie. Jak tylko zniknęła jej surowość,

wydawała się mała i drobna.

- Módlmy się, żeby nic mu się nie stało, Elise.

background image

16

Elise opowiedziała ciotce Ulrikke o młodym studencie i pisarzu, który chciał pomagać

biednym, o jego spotkaniu z dziewczętami z ulicy Lakkegata i o jego artykule, który pojawił się

w gazecie. Było coś dziwnego w ciotce Ulrikke, pomyślała Elise, idąc do Othilie. Nigdy by się

nie odważyła o tym opowiedzieć pani Ringstad albo komuś innemu z tej warstwy społecznej, ale

z ciotką Ulrikke było inaczej. Pomimo tego, że była panną, czasami pruderyjną, miała o wiele

więcej zrozumienia dla innych ludzi, niezależnie od tego, czym się zajmowali.

Pozwoliła jej nawet przeczytać swoją odpowiedź skierowaną do Asle Diriksa. Kiedy

ciotka to przeczytała, nie mogła się nachwalić.

- Brawo, Elise, dobrze mu tak!

Teraz odprowadziła ją na zewnątrz i zapewniła, że kiedy Elise pójdzie na Lakkegata, ona

razem z panią Jonsen, zajmą się maluchami. O dziwo, obydwie starsze panie przypadły sobie w

pewien sposób go gustu, pomimo tego, że tak bardzo się od siebie różniły.

Poczuła, że gryzie ją sumienie, kiedy skierowała się w stronę mieszkania kierownika

fabryki. W pewien sposób było to oszustwo w stosunku do ciotki Ulrikke, ale być może była to

jej jedyna szansa na spotkanie się dziś z Johanem.

To dziwne wrażenie, wiedzieć, że Johan mieszka teraz w jej dawnym domu. W jej raju,

jak go nazywała w głębi duszy. Nie chciała ranić Emanuela i chłopców, zdradzając, że tęskni do

tamtego miejsca, ale dom na Hammergaten nie był w stanie zająć tego samego miejsca w jej

sercu. Może to rzeka lub wodospad albo całe to zamieszanie i życie, które wnosiły fabryki Graah

i Hjula. Zarazem przechodziły ją ciarki, kiedy widziała te wszystkie umęczone dziewczyny w

szarych ubraniach roboczych, które pędziły przez most o szóstej rano i wracały dwanaście albo

czternaście godzin później. Mimo to było coś niezwykłego w moście Beiera - wierzby płaczące,

które pochylały się nad rzeką, równina, która rozciągała się przed szkołą i domy leżące wokół.

Na Hammergaten wszystko było takie ciche. Nie słyszała wodospadu, rzadko widziała, żeby ktoś

przechodził obok jej domu. Było coś niezwykłego w warunkach, do jakich się przywykło, dora-

stając. Jeśli było się przyzwyczajonym do ciszy, preferowało się ciszę. Jeśli było się

przyzwyczajonym do ludzi, życia i zgiełku, chciało się to słyszeć cały czas.

Z komina leciał dym, ale Anna przecież zawsze była w domu. Znów poczuła silny

niepokój na myśl o zbliżającym się terminie porodu Anny. Złożyła ręce i odmówiła krótką

modlitwę w intencji Anny, żeby wszystko dobrze się potoczyło, żeby dziecko urodziło się

zdrowe, a jego matka nie ucierpiała przy porodzie.

Johan otworzył jej drzwi. Zobaczył ją przez okno i uśmiechał się od ucha do ucha.

background image

- Naprawdę udało ci się uciec? - W jego głosie była wesołość. Anna wyjrzała zza jego

ramienia.

- Wejdź szybko do środka, Elise, żeby nie uleciało nam ciepło! Johan co pięć minut

wyglądał przez okno, bo powiedziałam, że czuję to po sobie, że przyjdziesz.

Elise pokręciła ze zdumieniem głową.

- Naprawdę to czułaś? Pomimo że szanse były tak małe? Johan się roześmiał.

- Znasz przecież Annę. Ona wszystko po sobie czuje. Wiedziała, że jestem w pobliżu

tego dnia, kiedy przyjechałem, pomimo tego, że cudem uszedłem z życiem.

- Wejdź! - powiedział i wciągnął ją do środka. - Zdejmuj płaszcz i kapelusz i usiądź przy

kuchennym stole. Jak widzisz, napaliliśmy w tym starym kominku. Anna stwierdziła, że nad ra-

nem było przeraźliwie zimno. - Znów się roześmiał, z pewnością czuł to samo co ona, miał

ochotę śmiać się kiedy byli razem.

- Jak ci się udało wyjść?

- Postąpiłam trochę nieładnie. Wybieram się na Lakkegata, żeby przekazać Othilie

pieniądze od Asle Diriksa i użyłam tego jako wymówki.

- To chyba nie jest wymówka, skoro i tak się tam wybierasz? Mogę cię odprowadzić.

Niedobrze, żeby samotna kobieta szła tam sama. Nawet w środku dnia.

- Jak to dobrze, że możesz jej towarzyszyć, Johan - powiedziała Anna. Zwróciła się do

Elise z uśmiechem. - Johan powiedział, że ciotka Emanuela znów przyjechała z wizytą. Jak ty to

zniesiesz? Czy ona czasem nie jest trudnym człowiekiem?

- Jest specyficzna, ale chłopcy ją lubią. Osobiście uważam, że o wiele łatwiej jest

rozmawiać z nią niż z innymi osobami w jej rodzinie. Jest przedziwną mieszanką wyrafinowanej

mieszczanki, pruderyjnej starej panny i zaangażowanej kobiety postępu. Ma te same

uprzedzenia, jakie mają inni pochodzący z tej samej warstwy społecznej, ale jednocześnie jest

pełna empatii, co nie przestaje mnie zaskakiwać. Ma też umiejętność stawiania się w czyjejś

sytuacji.

Johan uśmiechnął się żartobliwie.

- Wygląda na to, że jesteś prawie zadowolona z jej przyjazdu. - Spojrzała mu w oczy. -

Naprawdę tak myślisz?

Ujął jej dłoń w swoją.

- Wiem, jak się poczułaś, kiedy ją wczoraj zobaczyłaś, Elise. Podziwiam cię, jesteś

naprawdę wielkoduszna.

- Co miałam zrobić? Nie mogłam jej zabronić zostać. Poza tym przyjechała w

szczególnej sprawie. Niestety nie mogę ci powiedzieć, o co chodzi, ale ma to związek z

majątkiem Ringstad. Wątpię, żeby została na długo.

background image

- Zdaje się, że pani Jonsen powiedziała, że ciotka ma dwie pełne walizki.

Roześmiała się.

- Poprzednio też je miała. Jej ubrania wisiały w każdym możliwym miejscu, topiłam się

w damskiej odzieży. Kiedy zaczęło padać i chłopcy przychodzili do domu przemoknięci do

suchej nitki, nagle zaczęło jej się spieszyć do domu. Zbyt wiele mokrych skarpet i swetrów było

rozwieszonych do wyschnięcia.

- Mam w takim razie nadzieję, że znów zacznie padać całymi dniami - powiedziała Anna.

Wyjrzała przez okno. - Ale obawiam się, że raczej zacznie padać śnieg. Być może ciotka Ulrikke

inaczej patrzy na śnieg.

Elise spojrzała na Johana.

- A teraz zostały już tylko trzy dni do twojego wyjazdu. Ścisnął jej dłoń.

- Pamiętaj, co uzgodniliśmy, Elise. Czas płynie szybko, a my mamy się na co cieszyć.

Pstryk i znów będzie lato.

Anna patrzyła to na jedno, to na drugie.

- Macie jakieś plany na lato? Johan uśmiechnął się.

- Chyba nie myślisz, że będziemy czekać dłużej, niż to konieczne?

- Czy to oznacza, że będzie ślub?

- To miało być pytanie? Anna się roześmiała.

- Musicie mnie przecież poinformować, żebym mogła już zacząć szyć sobie suknię.

Pozwolisz, żebym powiedziała o tym Torkildowi i ojcu, Johanie?

- Możesz powiedzieć Torkildowi, ale nie powinnaś mówić ojcu. Zanim się obejrzymy,

zjawią się u nas panie Evertsen, Albertsen z całą resztą kobiecego stowarzyszenia, żeby potwier-

dzić tę informację. Elise, podejdź i usiądź mi na kolanach. To nie szkodzi, że Anna zobaczy.

Elise spojrzała zawstydzona na Annę, ale zrobiła to, o co prosił, kiedy Anna z uśmiechem

pokiwała głową.

- To prawie jak za dawnych czasów, kiedy siedzieliśmy razem w kuchni na

Andersengården i baliśmy się, że matka wyjdzie z izdebki obok. - Anna się roześmiała. - Ja

wtedy leżałam w łóżku i nadstawiałam uszu. Zazdrościłam wam, ale jednocześnie byłam

szczęśliwa, dlatego że to Elise była twoją miłością.

Elise poczuła, że ściska ję w gardle.

- Zawsze byłaś dobrym człowiekiem, Anno. Zasłużyłaś, żeby sama zaznać miłości i żeby

być z Torkildem. Nigdy nie zapomnę waszych zaślubin, to było jedno z najbardziej wzruszają-

cych wydarzeń w moim życiu.

- To by się nigdy nie wydarzyło, gdybyś nie zaprosiła mnie na swój ślub i z nim nie

zapoznała.

background image

Elise się skrzywiła.

- Nie przypominaj mi tego nieprzyjemnego ślubnego przyjęcia, kiedy Agnes... - nagle

zamilkła. - Wybacz Johan. Prawie zapomniałam, że była twoją żoną. Swoją drogą, spotkałam tu

kiedyś jej matkę i ojca. Jej matka powiedziała, że Agnes urodziła kolejne dziecko i że zamierzają

się przeprowadzić do Minnesoty. Wiedziałeś o tym?

Pokręcił głową.

- Nie, ale też mnie to nie interesuje.

- Przecież kochałeś Larsa - powiedziała Anna.

- I właśnie dlatego nie chcę nic o nich słyszeć. - Potem przycisnął do siebie Elise. - Teraz

to już należy do przeszłości. Kiedy zrozumiałem, że i tak nie jestem ojcem Larsa, i po jakimś

czasie straciłem z nimi kontakt, udało mi się większość tych spraw zostawić za sobą.

Elise się zaczerwieniła i przytuliła do niego jeszcze mocniej.

- Ktoś nadchodzi. Myślę, że to ojciec. - Anna wyjrzała przez okno.

Elise zerwała się i usiadła na taborecie obok Johana. Pan Thoresen wpadł do pokoju.

- Do licha, co za straszna zimnica! Tak sobie myślę, że chyba znów się wybiorę do

Stanów! - W tej samej chwili zauważył Elise.

- Oho, widzę, że mamy eleganckich gości. Elise się uśmiechnęła.

- Witam, panie Thoresen. Właściwie to wybieram się do miasta, ale wstąpiłam, żeby się

dowiedzieć jak się miewa Anna.

Zachichotał.

- A nie przyszłaś czasem, żeby odwiedzić swojego dawnego ukochanego?

Johan pospieszył, żeby odpowiedzieć za nią.

- Ależ oczywiście, tylko jest tak nieśmiała, że wstydzi się do tego przyznać. - Podniósł

się. - Obiecałem, że odprowadzę Elise na Lakkegata. Musi niedługo wrócić, bo ma gościa.

Powinieneś go, a raczej ją poznać, ojcze, zwłaszcza że ciągle oglądasz się za eleganckimi

damami.

Pan Thoresen spojrzał na niego z zainteresowaniem.

- Elegancka dama, powiadasz? Czy jest zamężna?

- Nie, jest panną. W odpowiednim dla ciebie wieku.

- Naśmiewasz się z własnego ojca?

- Nie, taka jest prawda. Nazywa się Ulrikke Ringstad i wywodzi się z majątku

położonego niedaleko Eidsvoll. Chociaż przyjechała tylko na kilka dni, ma dwie walizki pełne

ubrań.

Pan Thoresen zwrócił się do Elise.

background image

- Jeszcze nie widziałem twojego salonu, Elise. Pomimo że jestem ojcem twojego

dawnego ukochanego. Czy to nie czas najwyższy, żeby mnie zaprosić?

- Ależ tak. Jeśli panowie chcecie, możecie przyjść obaj. Zapraszam całą czwórkę - dodała

i spojrzała na Annę.

Anna się uśmiechnęła.

- Lepiej będzie, żebyśmy z Torkildem odłożyli to na następny raz. Zrobi się zbyt duży

tłok.

Pan Thoresen klasnął z zachwytem w dłonie.

- O rany, teraz wpadłem w dobry humor! Szczerze mówiąc, zaczyna mnie już męczyć

mgła, dźwięk syren i smród z rzeki. To umawiamy się na jutro, Elise?

- Chcesz powiedzieć, że nie widzisz ich razem? Ciotki Ulrikke i ojca?

Elise zakryła usta dłonią, żeby nie wybuchnąć śmiechem.

- Chyba oszalałeś, Johan! To będzie fiasko.

- Fiasko? Gdzie tam. To będzie z pewnością jedna z najbardziej zabawnych rzeczy, jakie

nam się przytrafiły Mnie to nie przeszkadza, że ona będzie przerażona ojcem, to nie w jej rodzi-

nę zamierzam się wżenić.

Szli obok siebie, aż doszli do Fabryki Płótna Żaglowego. Otoczył ją wtedy ramieniem i

przycisnął do siebie.

- Pomyśl, że mimo wszystko udało mi się z tobą dzisiaj być. To przeszło moje

najśmielsze oczekiwania. - Zatrzymał się, pociągnął ją za sobą do bramy i pocałował. - Uda ci

się wymyślić jakąś wymówkę, żebyśmy mogli tak porządnie pobyć razem przed moim

odjazdem?

- Postaram się.

Znaleźli Othilie na ulicy. Mimo że był środek dnia, ona się już ustawiła, gotowa, by

zacząć nowy dzień pracy. Kiedy rozpoznała Elise, otworzyła szeroko oczy. Jej spojrzenie

powędrowało w stronę Johana. Z pewnością pomyślała, że Elise przyprowadziła jej nowego

klienta, bo uniosła swoją krótką dzierganą spódnicę i jeszcze bardziej odsłoniła dekolt.

- Othilie, mam tu coś dla ciebie od tego mężczyzny, który był tu ze mną ostatnio -

powiedziała ściszonym głosem, żeby nikt inny nie mógł jej usłyszeć.

Othilie spojrzała na nią podejrzliwym wzrokiem.

- Jest mu przykro, bo napisał artykuł inaczej, niż mi obiecał. Chce ci coś dać w ramach

zadośćuczynienia.

Rozejrzała się na wszystkie strony, a kiedy upewniła się, że nikt nie zwracał uwagi na to,

co robiła, wcisnęła jej w dłoń plik zwiniętych banknotów.

background image

- Biegnij z nimi do domu i dobrze je schowaj. Może zrobisz sobie wolne przez kilka dni i

kupisz coś porządnego do jedzenia i jakąś ciepłą odzież.

Othilie nie odważyła się spojrzeć, by sprawdzić, jaka to była kwota. Elise rozumiała, jak

bardzo była podekscytowana. Nachyliła się do jej ucha i wyszeptała: - To jest dwieście koron.

Othilie przewróciła oczami i zrobiła się czerwona na twarzy.

- Teraz sobie żartujesz! Elise pokręciła głową.

- Przyjmij je, on chciał się tylko wykupić od wyrzutów sumienia. U mnie w gościnie jest

moja pewna stara ciotka, więc spieszę się do domu. Nie zamierzam cię zawieść, Othilie. Jeśli

student nie ma odwagi, żeby napisać o sytuacji, w której jesteście, ja to zrobię.

Uśmiechnęła się na pożegnanie i skierowała się w stronę domu, szczęśliwa, że ma przy

swoim boku Johana.

background image

17

- Dawny sąsiad z podwórka, na którym mieszkałaś jako dziecko? - Ciotka Ulrikke

spojrzała na nią z ukosa. - Dlaczego właściwie ich tu zaprosiłaś?

- Po pierwsze, to wcale nie żadne podwórko, po drugie - byli naszymi najlepszymi

przyjaciółmi. Przedwczoraj spotkałaś jego syna, opowiadałam ci też o jego córce, która

zachorowała na chorobę Heinego-Medina. Ojciec jest wdowcem. Przez wiele lat był

marynarzem, ale potem osiadł w Ameryce i nie tak dawno temu wrócił jako całkiem zamożny

człowiek.

Ciotka Ulrikke nagle wydała się zainteresowana i Elise zaczęła żałować tego, co

powiedziała pod koniec. Lepiej, żeby ciotka była przygotowana na jego sposób bycia, niż gdyby

miała się potem irytować z powodu jego zachowania i sposobu mówienia. - Wciąż posługuje się

tym samym językiem, co inni ludzie z naszej okolicy, to tylko Anna i Johan nauczyli się mówić

ładnie. Myślę, że to pod wpływem matki - ona uważała, że będziemy mieć większe możliwości,

żeby osiągnąć coś w życiu, jeśli będziemy mówić tak jak ludzie po drugiej stronie rzeki. Poza

tym on jest dość... - Nie dokończyła zdania, szukając odpowiednich słów. - Dość bezpośredni.

To znaczy, on nie jest z tych ludzi; do których ty jesteś przyzwyczajona, on mówi, co myśli.

- Rozumiem, że jest bardziej jak Peder. Elise się uśmiechnęła.

- Można tak powiedzieć, ale to już nie jest takie urocze w wykonaniu osoby dorosłej.

Przyszli punktualnie na przedpołudniową kawę. Ciotka Ulrikke chciała zaprosić ich na

kolację, ale Elise wolała, żeby chłopców nie było w domu. Peder znów pewnie by coś wypaplał,

a Kristian stałby się podejrzliwy.

Jej spojrzenie spotkało się ze spojrzeniem Johana. W oczach miał wesoły błysk. To

pomogło. Obawiała się tej wizyty, ale stwierdziła, że najlepiej będzie podejść do tego z

uśmiechem.

Thoresen wyglądał całkiem odświętnie, w dobrze skrojonym garniturze ze Stanów, z

przedziałkiem na środku głowy i przygładzonych włosach. Właściwie był ładnym mężczyzną,

przynajmniej kiedyś, ale ciężkie życie odcisnęło na nim piętno.

W młodości z pewnością nie różnił się bardzo wyglądem od Johana, pomimo że mieli

zupełnie inną naturę.

Ukłonił się, wziął dłoń ciotki Ulrikke i ją pocałował. Elise zauważyła, że ciotka Ulrikke

dostała nagle wypieków na policzkach. Żeby tylko tego nie zepsuł, mówiąc jakąś głupotę.

Ciotka Ulrikke nalegała, żeby zjedli w salonie. Nie wypada zapraszać gości do kuchni,

twierdziła. Zwinęła swoją kołdrę i przykryła ją kocem, tak że łóżko stało się swego rodzaju sofą.

Elise była zmuszona postawić maszynę do pisania w kącie na podłodze, żeby zrobić miejsce na

background image

stole. Ku jej zdziwieniu ciotka Ulrikke wyciągnęła skądś biały obrus ozdobiony gipiurą i cztery

filiżanki malowane w róże.

- Przywiozłaś filiżanki z domu? Ciotka Ulrikke pokiwała głową.

- Kiedy Emanuel przywiózł co bardziej wartościowe rzeczy z powrotem do Ringstad,

poczułam, że moim obowiązkiem jest zwrócenie niektórych z nich.

Ciotka Ulrikke wcieliła się w rolę gospodyni i pokazywała gościom salon, podczas gdy

Elise poszła nastawić czajnik z kawą.

Na kuchennym stole stało puste pudełko po ciastkach. Kiedy pani Jonsen je przyniosła,

było do połowy pełne i właściwie miało trafić do związku misyjnego. Chciałaby wiedzieć, jakim

cudem ciotce Ulrikke udało się namówić panią Jonsen, żeby je u nich zostawiła.

Prawdopodobnie kupiła ciastka za kwotę, która przekonała panią Jonsen.

W końcu pani Jonsen mogła upiec ich więcej.

Kiedy przyszła z kawą, zobaczyła, że Johan i jego ojciec siedzą na brzegu sofy. Wysoki

brzeg łóżka był z pewnością niewygodny, uwierał pod kolanami. Ciotka Ulrikke siedziała na

krześle wyprostowana, miała na sobie ciaśniejszy niż zazwyczaj gorset. Wciąż miała czerwone

policzki.

- Jakież to ciekawe! - wykrzyknęła. - Pomyśleć, że rzeczywiście był pan w Ameryce!

Thoresen wcześniej wyglądał na onieśmielonego, ale teraz się otworzył.

- Byłem w Północnej Dakocie, Minnesocie i Ohio. Zajmowałem się młócką i pracowałem

w kamieniołomach. - Podwinął rękaw marynarki, żeby pokazać swoje mięśnie. - Mężnieje się od

takiej roboty - dorzucił z dumą.

Ciotka Ulrikke wpatrywała się w jego ramię, w tym miejscu, gdzie koszula opinała

mięsień. Potakiwała, nic nie mówiąc, wyglądała na zdumioną.

Thoresen musiał odebrać jej milczenie jako podziw i może miał rację.

- Zimą transportowaliśmy zboże. Mieliśmy tyle roboty, że prawie nie spaliśmy w nocy,

ale jakie za to z tego były money! - Wykonał palcami gest przeliczania pieniędzy, jak gdyby

chciał pokazać, ile zarobił. - Żeby Pani widziała, ile tam jest automobilów! Chciałem sobie kupić

wóz, ale zamiast tego wróciłem back nad rzekę Aker. - Głośno się roześmiał. - Kiedy się wie, jak

to jest na Stilla, nad tamą Brekkedammen i przy Wzgórzu Bakke Mølle, kiedy się widziało

wodospady w dolinie Nydalen i prastary las przy cegielni, to żadne inne miejsce w całym

świecie nie może się z tym równać!

Ciotka Ulrikke słuchała z zapartym tchem.

- A jacy są tam ludzie? Czy są schludni i ładni?

- Chryste, tak. To żadni hotentoci, jeśli nad tym się panienka zastanawia. Są biali jak my,

damy chodzą ubrane w jasne, koronkowe suknie, na głowie noszą kapelusze z kwiatami, a

background image

mężczyźni wyglądają jak ci dżentelmeni z ulicy Karla Johana. Gdyby nie moje dzieci - Johan i

Anna, z pewnością zostałbym tam na dłużej.

- Rozumiem, że zamierza pan tu zostać jakiś czas.

- Zostanę dopóty, dopóki nie zacznie mnie nosić. - Roześmiał się głośno. - Dobrze się

trzymam jak na swój wiek i nie zamierzam popaść w nieróbstwo na resztę życia. Poza tym

jestem wdowcem. - Puścił do niej oko.

Ciotka Ulrikke spąsowiała i pospiesznie włożyła do ust ciastko. Elise zwróciła się do

Johana.

- Jakim statkiem popłyniesz w drodze powrotnej?

- Parowcem „Victoria". - Uśmiechnął się. - Nie obawiaj się. Patrząc na wieżę na

Sankthanshaugen, nic nie wskazuje na to, żeby znów zbierało się na sztorm.

Ciotka Ulrikke musiała przypadkiem usłyszeć, co powiedział, pomimo że była bardzo

zaabsorbowana Thoresenem. Nagle zerknęła na Elise, z uważnym spojrzeniem w oczach. Z

pewnością zwróciła uwagę, że Johan powiedział Me obawiaj się. Człowiek się przede wszystkim

obawia o swoich najbliższych, z pewnością domyśliła się, że tych dwoje są sobie bliscy.

W tej samej chwili usłyszeli podniecone chłopięce głosy i harmider przed domem.

Ciotka Ulrikke wyciągnęła zegarek kieszonkowy i sprawdziła czas.

- Przecież chłopcy jeszcze powinni mieć zajęcia.

Elise zmarszczyła czoło. Miała wrażenie, że wyraźnie słyszy głos Pedera, ale ciotka

miała racje, jeszcze powinni mieć zajęcia w szkole. Wtedy rozległ się hałas i drzwi gwałtownie

się Otworzyły. Głos Pedera rozniósł się po domu.

- Elise, Elise! Chodź szybko! Peder zaraz umrze! Zarówno Elise, jak i Johan zerwali się z

krzeseł i wybiegli do

kuchni. W drzwiach stał Peder, chwiejąc się na nogach i trzymając dłoń na czole. Po

policzku ściekała mu krew.

- Na miłość boską! - Elise wydała z siebie okrzyk i rzuciła się w jego kierunku, ale Johan

był szybszy.

- Co się stało? - Podniósł Pedera i zaniósł go na ławę, po czym delikatnie odsunął jego

dłoń z czoła. Peder wył.

Elise podbiegła do kuchenki i nastawiła wodę, żeby móc obmyć ranę. Evert stał na

środku pomieszczenia. Łzy spływały mu po policzkach.

- Zatłukę go! Cholerny gnojek! - Pociągnął nosem ocierając łzy i nos o rękaw kurtki.

Nieczęsto można było zobaczyć Everta tak wzburzonego, nigdy też nie przeklinał.

Przynajmniej nie robił tego w domu. Elise spojrzała na niego.

- Czy to Pingelen? Evert pokiwał głową.

background image

- Urwę mu łeb i połamię mu łapy! Johan zwrócił się do niego.

- Rzucił kamieniem?

Evert znów pokiwał twierdząco głową.

- Dlaczego to zrobił?

- Bo nauczyciel poklepał Pedera po ramieniu i powiedział, że dobrze mu idzie. Wtedy

Pingelen powiedział, że Peder jest najgłupszy z całej klasy i że poprzedni nauczyciel chciał go

wysłać do szkoły dla półmózgów, ale wtedy nauczyciel się zdenerwował i wyrzucił go za drzwi.

Miał też zanieść do domu uwagę i teraz jego ojciec go spierze.

Evert wciągnął powietrze, pociągnął nosem i zanim dokończył, znów otarł oczy rękawem

kurtki.

- Pingelen poleciał za nami na przerwie, podniósł kamień i trafił Pedera prosto w głowę,

potem powiedział Grinebiternowi, że to Peder rzucił w niego kamieniem, więc Grinebiteren

powiedział Pederowi, że ma iść do domu i nie pokazywać się w szkole przez trzy dni i że

dyrektor napisze list do jego ojca i matki. Kiedy zauważyłem, że Peder tak mocno krwawi, nie

pozwoliłem, żeby wracał sam, więc teraz ja też pewnie mam się nie pokazywać w szkole przez

trzy dni. - Znów pociągnął nosem.

Elise stała bez ruchu i słuchała, ledwo mogła złapać oddech. Nauczyciel Knudsen

pochwalił Pedera. Czy naprawdę szło mu teraz lepiej niż kiedyś? Byłoby niebezpiecznie, gdyby

nauczyciel chwalił Pedera, kiedy on na to nie zasługiwał. Kiedy w ogóle go chwalił. Zarówno

Pingelen jak i inni chłopcy uwzięli się na Pedera już wcześniej, wtedy kiedy stwierdzili, że Elise

i jej rodzina nieuczciwie załatwiła matce miejsce w sanatorium, byli też zazdrośni, że Armia

Zbawienia bardziej im pomaga niż innym. Wtedy grozili Pederowi, że wepchną go do

wodospadu. Do tej pory nie była pewna, czy byliby do tego zdolni, ale to brzmiało groźnie.

Rzucić go kamieniem w głowę było równie nikczemne.

- A więc nie wiesz, czy nauczyciel Knudsen dowiedział się, co się wydarzyło?

Evert pokręcił głową.

Johan spojrzał na niego, nic nie rozumiejąc.

- Ale ten drugi nauczyciel, chyba musiał zauważyć, że to Peder krwawi?

Evert pokręcił głową.

- Pingelen pobiegł do niego i powiedział, że Peder rzucił w niego dużym kamieniem, a

kiedy Grinebiteren powiedział, że Peder ma iść do domu, Peder tak się przestraszył, że zaczął

biec.

Johan pokręcił głową, widocznie rozsierdzony. Na szczęście kuchenka była dobrze

nagrzana i woda szybko się zagotowała. Nalała ją do miednicy, wyciągnęła czystą szmatkę i

pozwoliła, by Johan przemył ranę. Peder miał najwyraźniej większe zaufanie do niego niż do

background image

niej. Okazało się, że rana wcale nie była tak głęboka jak na początku się obawiali i kiedy cała

skrzepnięta krew została zmyta, nie wyglądało to już tak źle. Elise wyciągnęła bandaż i plaster.

Peder otarł łzy, a kiedy Elise powiedziała, że zarówno on jak i Evert dostaną po dwa

ciastka, na jego ustach pojawił się ostrożny uśmiech.

- Co się, na litość boską, wyprawia w tej kuchni? - zapytała ciotka Ulrikke z delikatną

wymówką w głosie, kiedy Elise przyszła po talerz z ciastkami. Na szczęście zostało jeszcze kilka

ciastek.

- Ktoś rzucił w Pedera dużym kamieniem. Obficie krwawił.

- To takich masz tu urwisów, Elise? - Thoresen uśmiechnął się wesoło. - Jak dostaną

teraz lanie, to w końcu wyjdą na ludzi.

Ciotka Ulrikke śmiała się tak, jak gdyby Thoresen opowiedział dobry dowcip. Jej

policzki były zarumienione jak nigdy wcześniej.

- To nie była wina Pedera. To ktoś inny powinien dostać lanie.

Ciotka Ulrikke pokiwała głową.

- To prawda, Elise. Peder nigdy nie jest niegrzeczny, mimo że jest dość niewychowany.

- Obić ich kijem, i to na goły tyłek, to jedyne, co może pomóc. Ja tak robiłem z Johanem

i sama pani widzi, jaki jest porządny. Gdybym tego nie robił, w życiu nie siedziałby teraz w Pa-

ryżu jako rzeźbiarz!

Elise miała ochotę mu powiedzieć, że trudno jej sobie przypomnieć, żeby bywał w domu,

gdy dzieci były małe, i że to pani Thoresen ich wychowywała. Dała sobie jednak spokój.

Peder i Evert dostali po trzy ciastka i wkrótce zapomnieli o złości i strachu. Elise

obiecała, że porozmawia z nauczycielem Knudsenem i powiedziała im, że mają zostać w domu,

dopóki sprawa się zostanie wyjaśniona.

Johan usiadł na ławie i otoczył Pedera ramieniem.

- Pomimo tego, że jesteś teraz za mały, żeby to zrozumieć, t wiedz, że to Pingelen jest

teraz w najgorszym położeniu. Wie, ż zrobił coś złego, i czuje, że zachował się brzydko i

niesprawiedliwie. Najgorsze jest to, że tacy chłopcy stają się coraz gorsi, żeby zagłuszyć wyrzuty

sumienia. Najlepiej by było, gdyby ktoś mu pomógł, ale najwyraźniej nikt nie ma odwagi.

Peder patrzył na niego wielkimi oczami.

- Chcesz przez to powiedzieć, że mam być dla niego miły, mimo że rzucił we mnie

kamieniem?

- Nie, to by było za dużo. Chcę ci tylko powiedzieć, że on z pewnością w głębi ducha źle

się z tym czuje. To nie jest przyjemne uczucie, kiedy wiesz, że byłeś dla kogoś niedobry.

Peder i Evert wpatrywali się w niego ze zdumieniem, chrupiąc ciastka.

Johan zerknął na Elise.

background image

- Nie wygląda na to, żeby ojciec się spieszył. Nie mogła powstrzymać uśmiechu.

- Wygląda na to, że przyjemnie im się rozmawia.

- A ty się tak obawiałaś - zażartował z uśmiechem. Evert spojrzał na niego.

- Dlaczego Elise się obawiała?

- Ponieważ spodziewała się, że ciotka Ulrikke stwierdzi, że mój ojciec jest nie dość

wyrafinowany.

Elise zdenerwowała się.

- Wcale tak nie powiedziałam!

- Oczywiście że nie. Jesteś zbyt dobrze wychowana, żeby powiedzieć to, co myślisz.

- Wcale nie myślę, że twój ojciec nie jest dość wyrafinowany.

- Nie, ty tak nie myślisz, ale ciotka Emanuela z pewnością tak.

- To, czego się obawiałam, to, że twój ojciec powie coś, co mogłoby ją rozzłościć. Nie

jest przyzwyczajona do obcowania z ludźmi, którzy mówią to, co im leży na sercu.

- Wydawało mi się, że mówiłaś, że ona mówi to, co myśli.

- Tak, ale nie zawsze jej się podoba, kiedy inni robią to samo. Nikt inny poza Pederem.

Peder się podniósł.

- Chyba pokażę ciotce Ulrikke moją ranę na czole. Może pójdzie do dyrektora i powie

mu kilka słów prawdy. Skoro ma odwagę mówić to, co myśli.

Szybko podszedł do drzwi i wmaszerował do salonu.

- Ciociu Ulrikke?

- A co to za maniery, Pederze? Wejdź i przywitaj się ładnie z naszym gościem.

Elise i Johan wymienili spojrzenia, nasłuchując, jak przebiega rozmowa w salonie. Elise

żałowała, że go nie zatrzymała. Peder z pewnością nie pamiętał ojca Johana, to było zbyt dawno

temu.

- Czy to ty jesteś osobą, której wizyty obawiała się Elise? Ciotka Ulrikke nerwowo się

roześmiała.

- Teraz się wygłupiasz Pederze. Elisa cieszyła się na te odwiedziny cały dzień. Pan

Thoresen był waszym sąsiadem w kamienicy, w której mieszkaliście jak byłeś mały.

- Przecież wiem. Przecież to ojciec Johana. A Johan... - urwał. Elise wstrzymała oddech.

- Nie pamiętałem, jak wyglądasz, ale nie miałeś takich przylizanych włosów.

Thoresen się roześmiał.

- Ale ja ciebie pamiętam, mały urwisie. Tak krzyczałeś w nocy, że musiałem zejść do

sklepu, żeby kupić sobie wino na sen.

- Myślę, że ojciec Johana jest elegancia, ciociu Ulrikke. Nawet nie ma dziur na rękawach.

Ciotka Ulrikke się roześmiała.

background image

- Chyba nie myślisz, że dżentelmen, który wraca z Ameryki, będzie miał dziury na

rękawach, Pederze!

- W takim razie, dlaczego mówisz, że nie jest dość wyrafinowany?

- Wcale tak nie powiedziałam.

- Elise spodziewała się, że będziesz uważała, że on nie jest dostatecznie wyrafinowany.

Tak powiedział Johan.

Zrobiło się cicho. Elise zagryzła wargę i posłała Johanowi zmartwione spojrzenie.

- Nie powinniśmy byli pozwolić, żeby Peder do nich poszedł - wyszeptała.

Johan zachichotał.

- Żadnemu z nich to nie zaszkodzi.

Nagle dobiegł ich śmiech ciotki Ulrikke. Śmiała się tak serdecznie, jak nigdy dotąd.

Chwilę później zawtórował jej Thoresen, śmiali się do rozpuku, więc Peder przydreptał do

kuchni i zapytał płaczliwym głosem: - Czy znów powiedziałem coś nie tak?

background image

18

Kiedy ciotka Ulrikke usłyszała całą historię ze szczegółami, zgodziła się, że następnego

dnia Elise musi iść do szkoły i porozmawiać z nauczycielem Pedera.

Dzisiaj też udało mi się zobaczyć z Johanem, pomyślała Elise wzdychając z ulgą, ale

jednocześnie poczuła, że ogarnia ją melancholia. Następnego dnia Johan wyjedzie.

Nie wiedziała, jak wytrzyma czas, zanim on na stałe wróci do domu. Powiedział, że

wątpi, że będzie go stać na powrót do domu na Boże Narodzenie.

- Bądź zdecydowana, ale okaż nauczycielowi szacunek - pouczyła ją ciotka, kiedy

odprowadzała ją do wyjścia. Peder i Evert mieli pomóc jej przypilnować maluchy.

Rozmawia ze mną, jak gdybym była niepełnoletnia, pomyślała Elise z rezygnacją. Gdyby

była w bardziej pogodnym nastroju, być może przyjęła by to z uśmiechem, ale teraz czuła się

przybita.

- Nie musisz okazywać im zbyt dużo szacunku - wtrącił Peder. - W każdym razie nie

wtedy, jak będziesz rozmawiać z Grinebiternem.

Elise gwałtownie pokręciła głową.

- Z pewnością powiem, co myślę o nauczycielu, który wydaje osąd, nie wysłuchawszy,

co obydwie strony mają do powiedzenia!

- Dobrze, Elise - powiedział szybko Evert. - Teraz wyglądasz na prawdziwie zirytowaną,

kiedy mówisz takim głosem. Kiedy czasami przyjdzie jakiś ojciec i ryczy na nauczycieli, w

każdym razie jeśli jest ubrany we frak i kapelusz, kłaniają się przed nim i kajają, i mówią, że

zajmą się sprawą, ale kiedy przychodzi baba, to nie robią nic.

- W takim razie dobrze, że Elise ma płaszcz i kapelusz - powiedziała ciotka Ulrikke. - Na

dodatek jest to płaszcz po siedemdziesięciolatce - dodała i zmierzyła ją krytycznym spojrzeniem.

Johan obiecał, że kupi mi niebieski płaszcz i pasujący do niego kapelusz, kiedy wróci! Ta

myśl sprawiła, że poprawił jej się humor, pomachała do nich i pospieszyła do szkoły.

Szkoda, że to akurat nauczyciel Knudsen, pomyślała zbliżając się do szkoły na Sagene.

Teraz pewnie pomyśli, że przyszła, żeby obejrzeć wycinki z gazet z ilustracjami dowcipów.

Albo, co gorsza, że przyszła, bo chciała się z nim spotkać.

Właśnie była przerwa i przed szkołą pełno było dzieciaków. Zauważyła Kristiana, ale on

pospiesznie odwrócił twarz i udawał, że jej nie zauważył. To chyba nie z powodu staromodnego

płaszcza i kapelusza, chociaż on był teraz w takim wieku, że wszystko było dla niego żenujące.

Może wstydził się też, że to jego siostra, a nie matka przychodzi, żeby uporządkować ich

sprawy.

background image

Nauczyciel Knudsen miał dyżur na szkolnym podwórku. Jak tylko ją zauważył, jego

twarz się rozjaśniła i pospieszył w jej stronę. Wszyscy uczniowie, którzy byli w pobliżu, patrzyli

na nich zaciekawionym wzrokiem.

- Pani Ringstad? Jak miło! Miałem nadzieję, że pani kiedyś przyjdzie.

Musiał zauważyć jej poważny wyraz twarzy, bo szybko dodał: - Pewnie przyszła pani w

związku z tą nieszczęsną wczorajszą bójką - tacy już są chłopcy.

- To nie była żadna bójka, panie Knudsen. Peder nic nie zrobił. Pingelen, a raczej Pål, był

prawdopodobnie zazdrosny, że pochwalił pan Pedera za jego postępy i w odwecie rzucił go w

głowę kamieniem.

Nauczyciel Knuden rozejrzał się dookoła i zauważył ciekawskie spojrzenia. - Poproszę

innego nauczyciela, żeby mnie zastąpił, tak żebyśmy mogli wejść do klasy i porozmawiać. To

musi być jakieś nieporozumienie.

Elise nic nie powiedziała, nie było sensu krytykować go w obecności innych uczniów, ale

on się nie wywinie, mówiąc, że to jakieś nieporozumienie!

Zamknął okna, które były otwarte, żeby klasa się wywietrzyła, i poprosił, by usiadła w

pierwszej ławce, podczas gdy on usadowił się naprzeciw niej. Trochę zbyt blisko, stwierdziła. To

było nieprzyjemne.

- Niech będzie pani uprzejma powiedzieć, jak Peder tłumaczył się, kiedy wrócił do domu.

Szybko opowiedziała mu o tym, jak Peder i Evert wzburzeni wrócili do domu, i o tym, co

powiedział Evert.

- Wiem, że mogę polegać na tym, co mówi Evert, panie Knudsen - powiedziała na

koniec. - Uważam, że to woła o pomstę do nieba, że ten drugi nauczyciel posłał Pedera do domu,

zawieszając go na trzy dni w prawach ucznia, nawet go nie zobaczywszy! Jestem pewna, że

wielu nauczycieli zdaje sobie sprawę, że Palowi nie można ufać. Cała wina poszła na Pedera,

pomimo że on nic nie zrobił.

- Bardzo mi przykro z tego powodu, pani Ringstad. Rozmówię się oczywiście z Pålem,

jego rodzicami i nauczycielem, który za to wszystko odpowiada. Już wiele razy mieliśmy

problemy z tym uczniem, więc ani przez chwilę nie zwątpiłem, że to, co pani mówi, jest prawdą.

Powinieneś wcześniej się domyślić, pomyślała Elise, ale przypomniała sobie słowa ciotki

Ulrikke o szacunku. Podniosła się.

- Zatrzymam dzisiaj Pedera w domu. Źle spał w nocy i znów ogarnął go ten dawny lęk, z

którym się zmagał, od czasu kiedy chłopcy próbowali wepchnąć go do wodospadu. Evert dotrzy-

muje mu towarzystwa.

Nauczyciel Knudsen pokiwał głową.

background image

- Oczywiście, trzeba im pozwolić, żeby dzisiaj zrobili sobie wolne od szkoły, ale mam

nadzieję, że jutro ich tu znów zobaczę. Niech pani poczeka, pani Ringstad! - dorzucił, kiedy dała

do zrozumienia, że chce już iść. - Mam wycinki z gazet w szufladzie biurka. Dowcipy, o których

pani opowiadałem - dodał i pospieszył do swojego biurka. Chwilę później wrócił, trzymając w

ręku kilka wycinków. - Może je pani pożyczyć do domu, zwróci mi je pani, jak się nadarzy

okazja.

Elise zawahała się przez moment, ale stwierdziła, że lepiej będzie je pożyczyć, niż czytać

je teraz. Każda sekunda, którą będzie dziś mogła spędzić z Johanem, była na wagę złota.

Wymamrotała podziękowanie i skierowała się w stronę drzwi.

- Jestem szczęśliwy, że możemy otwarcie porozmawiać o tym, co nas trapi, pani

Ringstad. Myślę, że ciekawie i szczerze sobie porozmawialiśmy wtedy w Folkvang. Mam

nadzieję, że uda się to powtórzyć.

Elise nic nie powiedziała. Bo co miała powiedzieć? Że nie była zainteresowana

spotykaniem się z nim w sprawach, które nie były związane z chłopcami?

Od czasu, kiedy wyszła z domu, wszystko pokryło się cienką warstwą śniegu i kiedy

podeszła do furtki prowadzącej do mieszkania kierownika fabryki, zauważyła wyraźne ślady na

drodze do domu. Szkoda by było, gdyby się okazało, że ktoś przyszedł z wizytą. Ślady były

duże, to z pewnością był mężczyzna.

Już miała zapukać, gdy usłyszała podniesione głosy dobiegające z kuchni. Brzmiało to

prawie tak, jakby ktoś się kłócił. Zawahała się przez chwilę, ale nie mogłaby odejść, nie

pożegnawszy się z Johanem. Zebrała się na odwagę i zapukała. Głośno, żeby dźwięk zagłuszył

głosy.

Ojciec Johana stał na środku, patrząc spode łba na jakiegoś mężczyznę, którego Elise

chyba już wcześniej widziała. Wyglądało na to, że są o krok od skoczenia sobie do gardeł.

Wtedy przypomniało jej się, kto to był. To brat pani Thoresen z Toten, który odwiedził

ją, kiedy Johan został zaaresztowany. To było, zanim zrozumieli, że to z powodu złotej broszki, i

myśleli, że to miało jakiś związek ze śmiercią jej ojca. On był przekonany, że Johan jest

niewinny. Dobrze pamiętała, co powiedział: że to nie mógł być Johan, który nie był w stanie

zabić nawet muchy.

Ojciec Johana nawet nie zwrócił na nią uwagi, miał przekrwione oczy i stał z

zaciśniętymi pięściami. Na stole stały dwie szklanki i przewrócony antałek taniej brandy.

Nigdzie nie widziała Johana, ale Anna siedziała wciśnięta w kąt, z oczami pełnymi łez i błagała

go płaczliwym głosem.

background image

- Proszę cię, ojcze! Musisz zrozumieć, że wuj Lars był wzburzony, kiedy usłyszał, że

ożeniłeś się z kimś innym! Widział, jak matka zmagała się z życiem, była jego siostrą, którą

kochał. Stracili czwórkę rodzeństwa i mieli tylko siebie.

- Zamilcz, Anno! To nie jest twoja sprawa.

Ojciec postąpił o krok naprzód, zbliżając się do wuja.

Elise poczuła, że wali jej serce. Wuj Lars był dużo starszy od ojca Anny i równie

wyniszczony i pochylony jak zmarła pani Thoresen. Walka na pięści między nimi mogła być

tylko tragiczna w skutkach. Obydwaj byli też pijani.

Postąpiła kilka kroków naprzód.

- Miałam pana pozdrowić od ciotki Ulrikke, panie Thoresen. Ona twierdzi, że miło było

pana poznać.

Ku jej zdziwieniu on odwrócił się w jej stronę. Wyglądał, jakby myślał o czymś zupełnie

innym, ale w tej samej chwili wuj Lars powiedział: - Aha, czyli masz kolejną kobietę!

To sprawiło, że Thoresen stracił nad sobą panowanie. W następnej sekundzie rzucił się

na swojego szwagra i uderzył go tak gwałtownie, że starszy mężczyzna zatoczył się w stronę

wielkiego paleniska i prawie uderzył głową o jego kant.

Elise i Anna, które patrzyły na całą sytuację, były sparaliżowane ze strachu, żadna nie

zareagowała, dopóki nie zobaczyły, jak wuj Lars upada wydając z siebie pełen bólu jęk. Elise

podbiegła wtedy do niego, pochyliła się i pomogła mu wstać. Z ulgą stwierdziła, że nie miał

poważniejszych obrażeń. Wzdrygnęła się na samą myśl o tym, co mogło się wydarzyć. Stanęła

jej w oczach wizja ostatniego dnia jej ojca, kiedy do kuchni wszedł Johan. Tak się wściekł, kiedy

zrozumiał, co się dzieje, że rzucił się na ojca i jego kompanów od picia. Ona widziała tylko

pięści i lejącą się krew, zanim Johan ryknął do niej, że ma wejść do środka i zamknąć drzwi, tak

żeby matka nie musiała tego słuchać.

Jej ojciec zakończył swój żywot po pijacku, w trakcie bójki, dokładnie tak, jak ojciec

Jenny i wielu innych. To samo mogło się teraz przydarzyć wujowi Anny i Johana. I to jeszcze na

dzień przed wyjazdem Johana, kiedy Anna siedziała blada, roztrzęsiona, w wysokiej ciąży i się

przyglądała. Anna, która była tak delikatna i tak łatwo było ją zranić.

Popędziła do ojca Johana, który wciąż stał, wpatrując się w szwagra złowieszczym

wzrokiem, gotowy do ataku. Nie wiedziała, skąd nagle miała tyle odwagi, wychowano ją w

szacunku do starszych, ale teraz usłyszała, że grzmi.

- Niech pan usiądzie, panie Thoresen!

Z pewnością żadna inna kobieta nie odważyła się go ustawiać, oniemiał ze zdumienia i

klapnął na taboret. Elise wskazała na Annę.

background image

- Czy zdaje pan sobie sprawę, jak niewiele trzeba, by ciężarna kobieta straciła dziecko,

które nosi? Czy chce pan poświęcić życie swojego jedynego wnuka, żeby zaspokoić żądzę

zemsty? Anna ma rację. Nic dziwnego, że wuj Lars się wściekł, kiedy pan ożenił się w Ameryce

i pozwolił, żeby pana żona wypruwała sobie żyły, żeby utrzymać pańskie dzieci, w tym córkę,

która była sparaliżowana i przykuta do łóżka! Powinien się pan wstydzić! Jeśli Johan zobaczy,

jak pan się zachowuje, nie będzie chciał mieć z panem do czynienia i oglądać pana na oczy.

Może się pan chwalić, że pański syn jest rzeźbiarzem, ile wlezie, ale nikt nie uwierzy, że

człowiek pana pokroju jest jego ojcem! Jeśli teraz grzecznie przeprosi pan swojego szwagra, nie

opowiem o całym tym zajściu ciotce Ulrikke. Ale jeśli pan odmówi, pójdę prosto do domu,

odnajdę ciotkę i opowiem jej, co pan zrobił i przyprowadzę tutaj, żeby mogła to zobaczyć na

własne oczy. Thoresen rozdziawił usta.

- Chyba nie mówisz tego poważnie, Elise? Nie przyprowadzisz tutaj panienki?

- Tak właśnie zrobię! - Odwróciła się i skierowała ku drzwiom.

Thoresen zerwał się z taboretu, nieoczekiwanie szybko jak na osobę pijaną.

- Nie, Elise, poczekaj! Zrobię to!

Elise nie wierzyła własnym oczom, kiedy zobaczyła, że zwrócił się do wuja Larsa,

mówiąc: - Wybacz, Lars. Chyba trochę za dużo tej brandy. - Roześmiał się, zawstydzony. - Nie

chciałem, żeby tak wyszło. Anna teraz nastawi kawę, a my podamy sobie dłonie na zgodę.

Wuj Lars wymamrotał coś w odpowiedzi i usiadł przy kuchennym stole. Anna otarła łzę i

pospieszyła nastawić czajnik z kawą.

W tej samej chwili drzwi się otworzyły i do środka wszedł Johan.

- Elise? Wujek Lars? To dopiero niespodzianka! - Potem zmienił mu się wyraz twarzy i

spojrzał zmartwiony na wuja. - Coś ci się stało? Wyglądasz, jakbyś się uderzył?

- Tak, biedny - powiedziała pospiesznie Elise, żeby nikt jej nie ubiegł. - Poślizgnął się na

śniegu na schodach. Bogu dzięki, że nie upadł na głowę.

Wuj Lars uśmiechnął się przebiegle.

- Najwyraźniej chyba muszę zacząć chodzić o lasce.

background image

19

Johan otoczył ją ramionami. Nie przejmowała się, że ktoś może ich zobaczyć.

Prawdopodobnie nie znali żadnej z osób, które były na przystani, a nawet jeśli, to nie zamierzała

się tym przejmować.

- Anna opowiedziała mi, co się wczoraj wydarzyło - powiedział nagle.

Odchyliła głowę i spojrzała na niego z przerażeniem.

- Opowiedziała ci? Uśmiechnął się.

- Uważa, że zasługujesz na pochwałę.

- A ja miałam taką nadzieję, że się nie dowiesz. Pocałował ją.

- Domyślam się, ale nie musisz się o mnie martwić. Wiem, jaki jest ojciec, on się nigdy

nie zmieni. Słyszałem, że nie ma sensu próbować zmieniać dorosłych ludzi. Człowiek może

mieć jedynie nadzieję, że zmieni na lepsze samego siebie.

- Ty nie potrzebujesz się zmieniać na lepsze. Roześmiał się.

- A znasz powiedzenie o pliszce? Po chwili jednak spoważniał.

- Cieszę się, że interweniowałaś. To by było smutne gdyby ojciec i wuj Lars stali się

wrogami - i tak mamy małą rodzinę. Po tym, jak sprowadziłaś go do pionu, wieczór upłynął nam

w przyjemnej atmosferze. Jak ci się to udało?

- Zagroziłam, że przyprowadzę ciotkę Ulrikke. Anna ci nie mówiła?

Johan wybuchł śmiechem.

- Nie. Powiedziała, że mówiłaś do niego w taki sposób, jak surowa matka przemawia do

swoich dzieci, i że ojciec się uspokoił. Brzmiało to dość nieprawdopodobnie, ale teraz już

rozumiem.

Elise nie mogła się nie roześmiać.

- To już teraz wiecie, co musicie zrobić następnym razem. Trzeba się tylko skontaktować

z ciotką Ulrikke.

Wkrótce jednak spoważniała, przytuliła policzek do jego ciepłego ciała i ciężko

westchnęła.

- Nie wiem, jak wytrzymam do twojego powrotu.

- Już nieraz ci się to udało, Elise. Nie zauważyłaś, jak szybko zleciał czas od świąt

Bożego Narodzenia? Kiedy ma się dużo pracy, czas szybko płynie. Skończysz pisać swoją

powieść, będziesz zajmować się dziećmi i domem, odwiedzać wszystkich tych, których wzięłaś

pod swe opiekuńcze skrzydła. I tak nie miałabyś dla mnie czasu.

Przytulił ją mocniej do siebie i znów obdarzył pocałunkiem.

background image

- Szkoda, że nie mogę zobaczyć twojej książki, zanim wyjadę. Z pewnością dostaniesz

kilka egzemplarzy dla siebie, mam nadzieję, że odłożysz dla mnie jeden.

- Oczywiście. Jeśli dostanę. On nic o tym nie wspominał.

- Z pewnością potraktował to jako oczywistość. Nie myślą o tym, że to twoja pierwsza

książka sygnowana twoim własnym nazwiskiem. Szukałem jej wczoraj w księgarni, ale jej nie

mieli.

- Chyba upłynie trochę czasu, zanim pojawi się w księgarniach, ale pomyślałam, że

wstąpię do tych największych w drodze do domu. - Zaśmiała się. - To chyba dziwne zobaczyć

własne nazwisko na okładce książki leżącej na wystawie.

- A jeszcze ciekawsze będzie przeczytać, co napiszą o niej recenzenci w gazetach.

Wzdrygnęła się.

- Wcale nie jest takie pewne, że ktoś ją zrecenzuje. Nie wszystkie książki są

recenzowane.

- Jestem pewny, że akurat ta będzie. Właśnie dlatego, że różni się od innych książek.

Szczególnie kiedy ludzie się dowiedzą, że jest napisana przez dawną pracownicę fabryki, osobę,

która dorastała w robotniczej dzielnicy i zna to środowisko. Prawdopodobnie jesteś pierwszą

pisarką z takim doświadczeniem. Słyszałem plotki, że syn jednej z pracownic w Hjula, marzy o

tym, żeby stać się pisarzem. Wiesz, kim jest Oskar Braathen? Ma 27 lat i mieszka na Holstgate.

Wcześniej mieszkali na Sandakerveien 24, w tym maleńkim domku po lewej stronie u szczytu

drogi, który jest położony prawie na samej ulicy. Pracuje w księgarni. Spotkałem pewnego

człowieka, który go zna, i opowiadał mi, że pan Braathen właśnie pisze zbiór nowel o

pracownikach fabryk. Może będziecie z sobą konkurować.

- On ma o wiele większe możliwości niż ja, ponieważ jest mężczyzną.

- To prawda, przygotuj się na krytykę, Elise. Wtedy będzie ci łatwiej ją znieść. Pamiętaj,

nie zawsze jest tak, że recenzent pisze to, co myśli. Musi brać pod uwagę opinie redaktora i

oczekiwania czytelników. A opinie ludzi są ukształtowane przez społeczeństwo i czasy, w

których żyjemy. Jeśli będzie miał odmienne zdanie niż lepsze mieszczaństwo, ryzykuje, że do

gazety napłyną protesty, a wtedy on może stracić swoją posadę. Dlatego najprawdopodobniej

tylko gazety, które wspierają robotników, napiszą coś dobrego o twojej książce.

Pokiwała głową.

- Tego się spodziewam, obawiam się tylko, że nawet im moja książka nie przypadnie do

gustu. Być może oni uważają, że nie piszę dość dobrze albo że może powinnam dużo bardziej

krytycznie potraktować tych, którzy podejmują w naszym kraju decyzje.

- Nie jesteś politykiem. Twoim zadaniem jest sprawić, by czytelnik postawił się w

sytuacji pracownika fabryki. Robisz to najlepiej, wczuwając się w losy różnych osób, tak jak

background image

robiłaś to do tej pory. - Zerknął w stronę parowca „Victoria" i dorzucił. - Ale teraz wygląda na

to, że muszę wejść na pokład, Elise.

Pocałował ją raz jeszcze, a ona przytuliła się do niego.

- Bądź ostrożny, Johan! Obiecaj mi, że nie wejdziesz na pokład statku, jeśli pojawią się

ostrzeżenia przed sztormem.

Roześmiał się i niechętnie wyswobodził się z jej uścisku.

- Nie musisz się tego obawiać. Nie chciałbym przeżyć tego ponownie.

Stała i patrzyła, jak wchodzi na pokład, łzy spływały jej po policzkach. Podróż była

niebezpieczna, tak samo jak Paryż. Ale zagrożenia były wszędzie, próbowała przekonać samą

siebie. Nie było sensu myśleć o tym, co się może przydarzyć.

Statek został odcumowany. Machała chusteczką, podczas gdy parowiec powoli oddalał

się od nabrzeża, tak że w końcu nie była wstanie go już dostrzec przy relingu. Mimo to stała,

dalej machając, dopóki statek nie nabrał większej prędkości. Wkrótce zniknął pomiędzy innymi

statkami na fiordzie. Przepełniona przykrym uczuciem pustki obrała kurs w stronę domu.

Tam była ta duża księgarnia. Czy odważy się wejść i zapytać o książkę? Nie mogli

przecież wiedzieć, jak wygląda Elise Ringstad, więc nie domyślą się, że to ona. To było bardzo

ekscytujące zobaczyć, czy książka tam była, a jeśli tak, to w którym miejscu leżała.

Stała, wahając się. Może jej powiedzą, że jej nie zamówili, bo nie sądzili, żeby się

sprzedała. Albo jeszcze gorzej: Co jeśli sprzedawca ją przeczytał, rozzłościł się i odradzi jej

kupno?

Odwagi Antoniuszu. Nie uczyniłeś nic złego, zabrzmiały jej w uszach słowa Ludviga

Holberga. Zacisnęła zęby i pospieszyła do środka.

Przed nią stała dwójka innych klientów. Miała zatem czas, żeby się rozejrzeć.

Popatrzyła wokół, nagle jej wzrok się zatrzymał. Przy jednej z półek mężczyzna układał

na miejsce stos książek. Jej książek! Tytuł - Dym na rzece. Złote litery wytłoczone w brązowej

oprawie błyszczały z daleka i kiedy odważyła się podejść bliżej, zauważyła, że jest tam też

nazwisko - wypisane mniejszymi literami, ale też na złoto. Poczuła, że serce szybciej jej zabiło.

Nagle mężczyzna odwrócił się w jej stronę, jak gdyby czuł, że ktoś za nim stoi.

Uśmiechnął się przyjaźnie.

- Czy jest pani zainteresowana ostatnią książką wydaną nakładem wydawnictwa

Grøndahl & Syn?

Pokiwała głową, nic nie mówiąc. Pokazał jej jeden egzemplarz.

- Jest zatytułowana Dym na rzece. Nie zdążyłem jej jeszcze przeczytać, ale tytuł jest z

pewnością nawiązaniem do dymu, który zimą unosi się nad rzeką Aker. Powiedziano mi, że

bohaterkami są dziewczęta z Przędzalni Nedre Vøien i tkalni Hjula. To żadna wesoła opowieść.

background image

To znaczy, to nie tylko jedna opowieść, ale zbiór nowel. Jeśli zna pani kogoś wywodzącego się z

tego środowiska, ta książka z pewnością nada się jako prezent na święta, ale teraz chyba jeszcze

za wcześnie, żeby myśleć o Bożym Narodzeniu.

Po chwili zmarszczył czoło i dorzucił, jak gdyby mówił do samego siebie.

- Ciekawe, czy pracowników fabryk stać na kupno książek. Nie wiadomo nawet, czy oni

w ogóle umieją czytać.

- Dlaczego niby mieliby nie umieć? Uczęszczali przecież do szkoły ludowej, tak jak

wszyscy.

Pokręcił głową.

- Słyszałem, że rodzice bronią dzieciom chodzić do szkoły i zmuszają je zamiast tego do

pracy. Uważają, że wykształcenie nie jest potrzebne do obsługi maszyn.

- To na pewno nie dlatego, że każą dzieciom pracować, zamiast chodzić do szkoły. Może

rodzice zarabiają tak mało, że nie stać ich na wyżywienie całej rodziny.

Mężczyzna uśmiechnął się protekcjonalnie.

- W takim razie powinni trochę zmniejszyć swoje oczekiwania. Ludzie są teraz tacy

rozpuszczeni, nie wydaje się pani? Widziałem któregoś dnia kilku małych gazeciarzy przy skrzy-

żowaniu Kirkeristen. Stali i palili w ukryciu.

Elise nie mogła się powstrzymać.

- Może robili to po to, żeby się rozgrzać? Spojrzał na nią nierozumiejącym wzrokiem.

Elise zrozumiała, że powiedziała więcej, niż powinna.

- Uważam, że książka może być interesująca. Co więcej, myślę, że przyjdę tu z

powrotem, żeby ją kupić mojemu mężowi w prezencie świątecznym. Dobrze mu zrobi, jak

przeczyta trochę o losie pracowników fabryk.

Mężczyzna się roześmiał.

- Pytanie, czy będzie z niej zadowolony, proszę pani. Gdybym był na pani miejscu,

podarowałbym ją raczej pomocy domowej.

Uśmiechnęła się, podziękowała za pomoc i wyszła ze sklepu.

Nie chciała wchodzić do innych księgarń, nie miała ochoty rozmawiać z takimi

sprzedawcami. To tylko wprawiało ją w zły nastrój.

Ciekawe, jak daleko odpłynął parowiec? Spojrzała w niebo. Na szczęście pogoda była

dobra, wyglądało też na to, że wiatr się trochę uspokoił.

Chciała wstąpić do Anny w drodze do domu i powiedzieć jej, że statek wypłynął. Wuj

Lars miał u nich przenocować, ale wrócił do Toten porannym pociągiem. Nie musiała się więc

obawiać, że trafi na kolejną bójkę. Wprawdzie wątpiła, że to się jeszcze kiedykolwiek powtórzy,

background image

w każdym razie nie w najbliższym czasie, i prawdopodobnie nie teraz w trakcie pobytu ciotki

Ulrikke w Kristianii. Ale z pieniaczami takimi jak Thoresem nigdy nic nie wiadomo.

Anna była sama w domu. Objęła Elise.

- Nie przejmuj się aż tak bardzo, Elise! Najważniejsze, że Johan żyje i cię kocha, i jego

największym życzeniem jest wrócić do ciebie.

Elise pokiwała głową, otarła łzy, próbując zdusić płacz.

- Wiem o tym, Anno.

- Widziałaś swoją książkę w jakiejś księgarni?

- Tak, sprzedawca poradził mi, żebym kupiła ją pomocy domowej w prezencie.

Anna prychnęła.

- Nie znam nikogo, kto dawałby tak drogie prezenty pomocy domowej.

Elise nic nie powiedziała. Anna nie zrozumiała, co chciała jej przez to powiedzieć.

Sprzedawca sądził, że nikt inny poza służbą nie zainteresuje się tą książką.

- Żeby tylko ciotka Ulrikke wkrótce wyjechała. Będziesz znów miała czas, żeby pisać.

Myślę, że powieść sprawi, że staniesz się sławna. Ludzie nie są zainteresowani zbiorami nowel.

Elise spojrzała na nią pytająco.

- Nie są?

- Przynajmniej nie ja. Opowiadanie się kończy, zanim uda mi się zaznajomić z bohaterką.

Lubię przez jakiś czas uczestniczyć w jej życiu, poczuć to, co ona czuje, dzielić jej radości i

smutki.

Elise usiadła na stołku, który stał najbliżej kominka, przemarzła, stojąc tyle czasu na

przystani.

- Zastanawiam się, czy będziesz chciała wczuć się w myśli i uczucia Inger Bruun. Mojej

głównej bohaterki. Dość mocno się od ciebie różni.

- W jaki sposób? Elise się zawahała.

- Jest nierozsądna. Działa, nie myśląc o konsekwencjach.

Kiedy jest zakochana, nie jest w stanie myśleć o niczym innym, ale zapomina wziąć pod

uwagę innych. Żyje i oddycha tylko dla ukochanego, chętnie oddałaby za niego swoje życie.

Gdyby nagle on zainteresował się kimś innym, byłaby tak zazdrosna, że mogłaby odebrać sobie

życie.

- Ojej. Dlaczego taką ją stworzyłaś?

- Taka się stała. Nie planuję fabuły książki z góry, ona się po prostu tworzy na bieżąco.

Czasami zdarza mi się głośno wykrzyknąć: Ależ nie, Inger, głupio postąpiłaś! Ale nic nie zmie-

niam. Jeśli to zrobiła, to tak już musi zostać. To był jej wybór.

Anna się roześmiała.

background image

- To brzmi tak, jak gdybyś mówiła o kimś, kogo znasz. W sensie, w rzeczywistości.

Elise pokręciła głową.

- Znam ją, chociaż nie wzoruję jej na kimś rzeczywistym, jeśli to masz na myśli. Widzę

ją oczyma wyobraźni, słyszę, kiedy rozmawia i wiem, co myśli, ale ona jest wytworem mojej

imaginacji.

Anna pokręciła głową.

- Kompletnie nic z tego nie rozumiem. A czy Johan to rozumie?

- Rozumiemy się z Johanem tak, jak byśmy byli jedną osobą. Nie muszę nawet mówić,

co myślę, on to wie, zanim zdążę cokolwiek powiedzieć.

Anne uśmiechnęła się, ocierając łzę.

- Od początku mieliście być razem, ale być może te wszystkie lata sprawiły, że

nauczyliście się jeszcze bardziej doceniać to, co zostało wam dane.

- To prawda. Staliśmy się dorośli.

- Moim zdaniem ty zawsze byłaś dorosła. W każdym razie od momentu, kiedy twoja

matka zachorowała.

- Czy wuj Lars był w dobrym nastroju, kiedy wyjeżdżał? Anna przytaknęła z uśmiechem.

- On i ojciec dziwnie się zachowywali podczas śniadania. Byli wręcz zbyt grzeczni w

stosunku do siebie. Myślę, że obydwoje żałują, że to się wydarzyło, ale są zbyt dumni, żeby się

do tego głośno przyznać.

- Jak to dobrze, że rozstali się w zgodzie. Anna pogładziła swój duży brzuch.

- Wuj Lars powiedział, że przyjedzie na chrzest. Jeśli się odbędzie - dodała szybko.

- Dlaczego mówisz: jeśli się odbędzie? Przecież będziecie chcieli ochrzcić dziecko?

- Oczywiście, jeśli poród przebiegnie dobrze i dziecko przeżyje.

- Nie możesz tak myśleć, Anno. Większość porodów przebiega pomyślnie. Życie dziecka

wcale nie jest najbardziej zagrożone podczas rozwiązania i tuż po, tylko w pierwszych latach

jego życia. Przynajmniej tak się dzieje u rodzin w okolicy. A wy nie należycie do

najbiedniejszych, stać was, żeby dobrze odżywiać malucha i trzymać go z dala od chorych

dzieci. Suchotami można się zarazić, a wiele chorób jest spowodowanych brakiem pierwiastków,

których organizm potrzebuje do prawidłowego funkcjonowania. Biorąc pod uwagę twoją

sumienność, myślę, że twoje dziecko jest mniej narażone na choroby niż dzieci z

dwunastoosobowych rodzin, mieszkających w dwóch pokojach z kuchnią, którzy żyją tylko

kleikiem i owsianką gotowaną na wodzie.

Anna się uśmiechnęła.

- Ja myślę najwięcej o samym porodzie. Wiesz, że nie jestem taka sama jak inne kobiety,

po tym jak mnie sparaliżowało.

background image

- Wyglądasz zdrowo i kwitnąco. Nikt nie jest w stanie się domyślić, że cierpiałaś na tak

poważną chorobę.

Kiedy chwilę potem szła w stronę domu, poczuła, że serce ściska jej niepokój. Anna

wcale nie wyglądała zdrowo i kwitnąco. Na jej twarzy pojawił się jakiś wyraz, którego przedtem

nie widziała. Nie była w stanie go rozszyfrować, zwróciła tylko na niego uwagę i potraktowała

jako zły znak.

background image

20

Była ciekawa, jak Pederowi poszło dzisiaj w szkole. Nauczyciel Knudsen z pewnością

zrobił wszystko, co było w jego mocy, żeby naprawić krzywdę. Wątpiła też, żeby Pingelen i jego

kumple odważyli się teraz coś zrobić Pederowi. Ale karanie i robienie awantury na pewno nie

sprawi, że chłopcy staną się przyjacielsko nastawieni wobec Pedera. To był dylemat. Z jednej

strony musieli się nauczyć, że takie zachowanie nie ujdzie im na sucho, ale jednocześnie mogą

chcieć się zemścić, kiedy zrozumieją, że Peder się wygadał.

Ślady na śniegu świadczyły o tym, że któryś z chłopców był już w domu. To dziwne.

Przecież zajęcia się jeszcze nie skończyły. Evert miał nosić drewno i węgiel dla woźnego zaraz

po szkole, a Kristian znów miał być pomocnikiem woźnicy - woźnica już wyzdrowiał - ale to

było niemożliwe, żeby było już tak późno.

Czyżby Pederowi znów się coś przydarzyło? Pospieszyła do środka.

Siedzieli wokół kuchennego stołu: Peder, ciotka Ulrikke, pani Jonsen, Hugo i Jensine. Na

środku stołu stała zapalona świeca, pomimo że na zewnątrz było jasno, a na półmisku leżały

grube kromki chleba, posmarowane słodkim brązowym serem, syropem i dżemem.

Spojrzała na nich ze zdziwieniem.

- Czy coś świętujecie?

- Nie, tylko się pocieszamy - powiedziała stanowczym głosem ciotka Ulrikke.

Elise posłała Pederowi przestraszone spojrzenie.

- Czy znów coś się stało? Peder pokręcił głową.

- Nie, ale Pingelen pokazał mi język, więc się przestraszyłem i zacząłem płakać. Wtedy

nauczyciel Knudsen powiedział, że mogę iść do domu. Poza tym strasznie było go dzisiaj

słuchać.

- Strasznie było go słuchać? Co przez to rozumiesz?

- Nie powiedziałem tego ciotce Ulrikke ani pani Jonsen, bo to coś takiego, co

powinienem zachować dla siebie, tak jak mi kiedyś mówiłaś.

Ciotka Ulrikke posłała mu spojrzenie pełne nagany.

- Powiedziałeś, że nic ci się nie przydarzyło, Peder. Chyba nam nie skłamałeś?

- A czy to jest kłamstwo, jak się nic nie powie?

- W pewien sposób tak. Zatajenie prawdy jest swego rodzaju kłamstwem.

- To tylko coś, o czym nauczyciel mówił na lekcji! - Peder był poirytowany. - Nie mogę

być nauczycielem dla starych ciotek i bab z sąsiedztwa!

- Peder! - głos Elise zagrzmiał w pokoju. - Nie wolno ci tak mówić!

background image

- Biedak, pozwól mu to teraz opowiedzieć - powiedziała łagodnie ciotka Ulrikke. - On

nie chciał nas obrazić. Coś go dręczy.

Elise zmarszczyła czoło. To dziwne, że ciotka Ulrikke czasami brała go w obronę, po

tym, jak wcześniej tyle mówiła o tym, jak bardzo był niewychowany.

- Opowiedz nam, Peder - powiedziała niecierpliwie.

- Wiem, że nie chcesz tego usłyszeć - w jego głosie brzmiał bunt.

Chyba naprawdę zaczyna wchodzić w trudny wiek, pomyślała Elise, wzdychając.

- Nie tym tonem! Powiedz, o co chodzi!

- On mówił o Romach! Wyszła nowa ustawa. Teraz nie można się włóczyć po ulicach,

nie mając nic do roboty i nie mając mieszkania. Bo wtedy przyjdzie policja i wtrąci ich do celi w

więzieniu Akershus. Nauczyciel powiedział, że Romowie stanowią zagrożenie dla kobiet i

dzieci, i że wiele kobiet z dzieciakami ucieka, kiedy Romowie przyjeżdżają do wsi. Romowie

nie znają zasad dobrego wychowania, mówił nauczyciel. Dlatego, nie wolno ich teraz samemu

przepędzać - to policja ma się nimi zająć.

Ciotka Ulrikke pokiwała głową.

- Twój nauczyciel ma zupełną rację. Ci ludzie muszą zrozumieć, że nie mogą tak się

włóczyć z miejsca na miejsce, nie robiąc nic pożytecznego. Muszą się zmienić i poprawić się,

nauczyć się dobrego wychowania i zrozumieć, co jest dobre, a co złe.

Oczy Pedera nagle wypełniły się łzami.

- Mój ojciec nie miał nic do roboty i włóczył się po ulicach. Gdyby nie wpadł do rzeki i

nie umarł, policja by go teraz pojmała i wtrąciła do więzienia Akershus.

Ciotka Ulrikke uśmiechnęła się protekcjonalnie.

- Drogi Pederze, teraz mieszasz bycie Romem z byciem niewolnikiem alkoholu. Twój

ojciec miał to nieszczęście, że miał nieodpowiednich kolegów, którzy sprowadzili go na złą

drogę. Gdyby nie zaczął pić, z pewnością nie straciłby pracy w fabryce.

Peder otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale Elise udało się zrobić do niego minę,

której ciotka Ulrikke i pani Jonsen nie zauważyły. Peder na szczęście zrozumiał. To by dopiero

było, gdyby ciotka Ulrikke i pani Jonsen dowiedziały się, że ich dziadek był wędrownym

Romem i że w ich żyłach krążyła romska krew.

- Widziałam dzisiaj moją książkę w jednej z księgarń - pospiesznie powiedziała Elise w

nadziei, że skupią się na czymś innym. - Sprzedawca zaproponował, żebym ją podarowała

pomocy domowej w prezencie świątecznym.

Peder nie dał się jednak odciągnąć od tematu. Nie dziś.

- Nauczyciel powiedział, że policja zabiera romskie dzieci i oddaje je innym ludziom.

Rodzice nawet nie mogą ich widywać.

background image

- To najlepsze, co może spotkać te dzieci, Peder. - Głos ciotki Ulrikke brzmiał łagodnie. -

Trafiają wtedy do bogobojnych, dobrych ludzi, którzy mogą ich nauczyć posłuszeństwa, bycia

szczerym i obowiązkowym.

- Oskar z klasy znał jednego ośmioletniego chłopca, którego zabrano od rodziców.

Uciekł od ludzi, którzy go wzięli, mówił, że nie byli dla niego dobrzy, ale wtedy oni

wzięli jego siostrę. Miała tylko pięć lat. Jej rodzice się nie dowiedzieli, gdzie wylądowała. Matka

płakała, a ojciec napisał list na policję o tym, że jego żona nie mogła się pozbierać z rozpaczy,

ale go nie posłuchali. Napisał jeszcze raz, że żona codziennie płacze i odchodzi od zmysłów od

tego płakania, ale prałat napisał do tych ludzi, którzy decydowali w jej sprawie, że nie mają

podawać ojcu adresu do jego córki.

Kilka razy głośno przełknął, podskoczył ze stołka i wybiegł z pokoju, płacząc i krzycząc:

- Jeśli policja tu przyjdzie, to strzelę im w brzuch i odetnę im głowę!

Ciotka Ulrikke i pani Jonsen z początku obserwowały go, nic nie rozumiejącym

wzrokiem, potem spojrzały pytająco na Elise.

- Co mu się, na miłość boską, stało?

Elise pospieszyła, żeby przynieść czajnik z kawą i nalała sobie jeszcze jedną filiżankę,

mimo że nie miała ochoty na więcej. Nie była w stanie spojrzeć w oczy żadnej z nich.

- Myślę, że cała ta sprawa z Pingelenem bardziej się odbiła na jego psychice, niż nam się

wydaje - powiedziała w końcu. - Miesza teraz opowieści o Romach z opowieściami o dzieciach,

którym dokuczano i które dręczono, i o tym, co pijani mężczyźni mogą zrobić swoim dzieciom.

Ciotka Ulrikke pokręciła głową.

- To dobrze, że w szkole uczą ich, jak niebezpieczni są Romowie. Naprawdę ulżyło mi,

odkąd w zeszłym roku w życie weszła ustawa o włóczęgostwie. Jedyne, co ma sens, to odbierać

rodzicom dzieci. Dla włóczęgów rodzina i pochodzenie mają dużo większe znaczenie niż dla

nas, Norwegów, dlatego nie wolno mówić rodzicom, gdzie umieszczono ich dzieci. To

zrujnowałoby cały plan zmienienia tych dzieci w porządnych obywateli. Sama jestem

zaangażowana w Norweskie Misje, wśród bezdomnych. Nasze motto to Ocalisz dzieci, ocalisz

ród. Uważamy, że obowiązkiem każdego człowieka jest praca, a przestępstwem jego zanie-

chanie. Życie na koszt innych powinno być karalne.

Pani Jonsen słuchała z zaciekawieniem.

- Ale w jaki sposób zmusić ich do pracy, kiedy oni nie chcą?

- Założyliśmy kolonię pracy Svanviken - jest to duże gospodarstwo z własną mleczarnią.

Rolnictwo uczy obowiązkowości dużo bardziej niż rzemiosło. Romowie powinni pracować jak

porządni norwescy rolnicy.

background image

Elise słuchała jednym uchem. Musi wytłumaczyć Pederowi, że nie ma się czego obawiać,

dopóki nikt nie wie, że ich ojciec był pochodzenia romskiego. Nikt tutaj, nad rzeką nie

przejmował się, skąd pochodzili inni ludzie, najważniejsze, że było się jednym z nich. Dopóty,

dopóki niczym się nie wyróżniali, ubierali się tak jak wszyscy, zachowywali się jak wszyscy i

nie wzbudzali zazdrości ani podejrzeń posiadając więcej od innych, mogli sobie żyć w spokoju.

Poza tym nie byli włóczęgami. Elise pracowała i zarabiała wystarczająco dużo, żeby ich

wyżywić.

Przez chwilę czuła niewielki niepokój, kiedy pomyślała o książce, która dopiero co

ukazała się w druku, ale powiedziała sobie, że nikt z okolicy nie wiedział, że wydała książkę.

Rzadko czytali cokolwiek innego niż „Svaerta", bądź jakiś magazyn. W książce nie było nic, co

mogłoby wywołać skandal, co sprawiało, że ludzi szybko tracili zainteresowanie. Gdyby to były

Podcięte skrzydła, byłoby o wiele gorzej. Teraz była zadowolona, że doradzono jej

napisać pierwszą książkę pod pseudonimem. Pani Jonsen wstała.

- Pójdę już do siebie. Proszę powiedzieć, jeśli będę do czegoś potrzebna, panno Ringstad.

Elise lata jak nigdy wcześniej, nie rozumiem, co ona musi codziennie załatwiać w mieście.

- Dziękuję za pomoc, pani Jonsen. Miło jest mieć z kim porozmawiać. Poza tym dużo

lepiej, niż ja potrafi się pani zająć maluchami. Muszę przyznać, że niechętnie zmieniam

pieluchy, więc jestem bardzo wdzięczna, że od czasu do czasu wysadza pani Jensine na nocnik.

W tej samej chwili po kuchennej szybie przesunął się cień.

- Chyba ktoś idzie. - Pani Jonsen powiedziała to rozdrażnionym głosem, widocznie

uważała, że zrobiło się już zbyt tłoczno.

Elise otworzyła drzwi. Za zewnątrz stał Torkild. Wyglądał na dziwnie zaniepokojonego,

a widok ciotki Ulrikke i pani Jonsen wcale tego nie zmienił.

- Czy mogę zamienić z tobą kilka słów, Elise? Poczuła, że ogarnia ją lęk. Czy coś się

stało Annie?

- Wejdź, proszę.

Przedstawiła Torkilda ciotce Ulrikke. Pani Jonsen wyszła z miną pokrzywdzonej. Ciotka

Ulrikke była na tyle taktowna, że zabrała Sine i Hugona ze sobą do pokoju. Musiała stwierdzić

po twarzy Torkilda, że chodziło o coś poważnego.

Elise dopiero teraz zauważyła, że Torkild miał pod pachą zwinięta gazetę i domyśliła się,

że jego wizyta miała coś wspólnego z Dymem na rzece.

- Chodzi o jakąś nieprzychylną recenzję?

Rozłożył gazetę i położył ją na kuchennym stole. Na pierwszej stronie widniał nagłówek

napisany tłustym, dużym drukiem:

background image

Elias Aas zdemaskowany.

Nareszcie wiadomo, kim jest Elias Aas - autor skandalizujęcego zbioru opowiadań pt.

Podcięte skrzydła. Pod pseudonimem kryje się kobieta. Nie pochodzi z mieszczaństwa - to

dawna pracownica fabryki wywodząca się z uboższej części miasta.

Elise wstrzymała oddech, czując, że zalewa ją fala gorąca. Zanim zebrała się na odwagę,

żeby przeczytać to, co było dalej napisane, spojrzała na Torkilda.

- Kto im powiedział?

Torkild z powagą pokręcił głową.

- Nie mam pojęcia. Masz jakichś wrogów?

Więcej sag na:

http://chomikuj.pl/kotunia89


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Ingulstad Frid Saga Wiatr nadziei$ Bratnie dusze
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 12 Bliźni
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 32 Jesień
Ingulstad Frid Saga Wiatr nadziei& Zemsta
Ingulstad Frid Saga Wiatr nadziei1 Grzesznicy w letnią noc
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 19 U Twego Boku
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 18 Kupiec
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 05 Zazdrość
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 06 Straż Graniczna
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 10 Dziewczyna Na Moście
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 33 Cienie Z Przeszlości
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 16 Zakazane Spotkania
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 01 Złota Broszka
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 34 Chmury Na Horyzoncie
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 21 Pisarka
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 03 Ludzkie Gadanie
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 14 Zjednoczenie
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 07 Chude Lata

więcej podobnych podstron