Historia Tanyi Martwe serce Rozdział 2


Część 2

Wróciłam do domu. Maria, Kate i Irina spojrzały na mnie ze zdziwieniem, gdy stanęłam na progu.
- Jak tam kolacja? - zapytała znudzonym głosem Irina. Ona najbardziej przyzwyczaiła się do wampirzych zwyczajów. Nic nie odpowiedziałam. Nie byłam w stanie. Wciąż widziałam oczy tamtego człowieka.
- Co się stało? - Maria była zaniepokojona moim stanem.
- Spotkałam człowieka… - powiedziałam powoli.
- Zasadniczo zdarza się to dość często w takim dużym mieście - zauważyła sceptycznie Kate.
- … z niesamowitymi oczami. Jak dwa szmaragdy. W życiu nie widziałam tak pięknego mężczyzny.
- I zabiłaś go? - podpowiedziała usłużnie Irina.
- Nie byłam w stanie! Poczułam coś dziwnego… Nie potrafię tego określić.
- Spodobał ci się? - Kate jak zawsze była rzeczowa.
- Tak, ale… Wcześniej też podobali mi się mężczyźni. Tym razem było to coś bardziej… wszechogarniającego.
- Zakochałaś się? - zapytała Irina. Była zła. Zawsze nam powtarzała, że miłość do mężczyzny to coś najgorszego co może nas spotkać.
- Nie mam pojęcia - wyznałam szczerze. Milcząca do tej pory Maria odezwała się:
- Nie widzicie, że ona jest zdezorientowana? Dajmy jej ochłonąć.
Pokiwałam głową i weszłam do osobnego pokoju. Zupełnie nie wiedziałam co mam robić. Najprostszym wyjściem było zapomnienie o nieznajomym mężczyźnie. Najprostszym, ale nie najłatwiejszym. Wiedziałam, że nie mam szans zrealizować tego pomysłu. Gdy tylko przymykałam powieki powracało do mnie wspomnienie jego oczu.
Drugim wyjściem było zamienienie go w wampira. Wydawało się to dobre - mogłabym z nim spędzić wieczność, nie martwiąc się o nic. Ten plan miał jednak jedną dużą wadę: jego oczy straciłyby ten hipnotyzujący kolor, a zamieniłyby się w oczy pełne krwi.
Długo szukałam trzeciego wyjścia. Mimowolnie przypomniały mi się historie opowiadane przez Marię zaraz po przemienieniu w wampira. Opowieść o Volturi, o armiach nowonarodzonych, o znajomych wampirach… O wampirze-wegetarianinie, który mógł przebywać z ludźmi…
Wobec tego czy nie mogłabym spróbować? Możliwe, że za kilka lat udałoby mi się spotkać z nimi i nie zabić go. Zerwałam się na równe nogi i pobiegłam do Marii. Siedziała ona w największym pokoju i rozmawiała z Kate i Iriną.
- Mario! - krzyknęłam podniecona. - Pamiętasz tego wampira, który pił tylko krew zwierząt?
- Tak. Carlisle Cullen. Co z nim? - zdziwiła się kobieta.
- Chcę być taka jak on! - krzyknęłam rozentuzjazmowana. W tamtej chwili wszytsko wydawało mi się możliwe.
- Chce… Chcesz… pić… krew… z-zwierząt? - zapytała zszokowana Kate.
- Tak! - Maria uśmiechnęła się.
- Miłość wyczynia z nami różne cuda, nieprawdaż? - zapytała lekko roześmiana.
- Mamo… - powiedziałam ostrzegawczo, ale nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Wówczas wszystko wydawało mi się takie proste!
***
Następne lata były pełne wyrzeczeń. Przestawienie się z ludzkiej krwi na zwierzęca po kilku latach rozpusty był istnym koszmarem. Kate od razu zapaliła się do tego pomysłu. Można się było tego po niej spodziewać. Zawsze tryskała optymizmem. Wierzyła, że wspólnymi siłami damy sobie radę. Irina i Maria nie podchodziły do tego pomysłu z dużym entuzjazmem. Nasza matka przez wiele lat żyła jako wampir w pełnym tego słowa znaczeniu. Widziałam jak bardzo się starał. Czasem jednak nie wytrzymywała. Rozumiałam ją, ale sama od tamtego wieczoru nie tknęłam kropli ludzkiej krwi. Kate również radziła sobie z pragnieniem, choć kilka razy była o krok od złamania postanowienia. Mimo to zawsze mogłam na nią liczyć.
Irina miała trudności z zaakceptowaniem naszej decyzji, ale tak jak ja nie zabiła więcej żadnego człowieka. Taka była jej natura. Nie potrafiła odpuścić. Gdy podejmowała wyzwanie było pewne, że dotrwa w nim do końca.
Mi również czasem brakowało sił na to wszystko, ale gdy myślałam, że dłużej nie wytrzymam, w mojej głowie pojawiała się para zielonych oczu. One dodawały mi sił…
***
Po sześciu latach czułam się gotowa na spotkanie z mężczyzną moich marzeń. Wiedziałam, że zmienił się. Musiał mieć około dwudziestu trzech lat. Zapewne wyrósł i zmężniał. Kate i Irina na moją prośbę zdobyły jego adres. Nie wiem jakim cudem im się to udało, ale w mojej ręce spoczywał arkusik papieru z kilkoma pospiesznie nabazgranymi słowami.
Po południu wystroiłam się jak nigdy. Ubrałam elegancką suknię, upięłam fantazyjnie włosy i założyłam kapelusz. Byłam gotowa. Maria uśmiechała się krzepiąco, gdy wychodziłam z domu. Szłam szybkim krokiem pod adres zapisany na karteczce.
Nie miałam żadnego planu. Zapukać do drzwi? Co bym miała powiedzieć? „Dzień dobry! Czy jest tutaj chłopak o zielonych oczach?”. To było głupie. Trzeba było wymyślić coś sensownego zanim wyszłam z domu. Zaczęłam przechadzać się wolnym krokiem wzdłuż ulicy. Później zawróciłam i zaczęłam przechadzkę od nowa. Zaczęłam zastanawiać się, ile razy będę zmuszona chodzić w tę i z powrotem. Na samą myśl o tym roześmiałam się lekko.
Nagle drzwi budynku, w którym mieszkał chłopak otworzyły się. Wyszedł z nich on we własnej osobie. Ucieszyłam się, szczęście mi dziś zdecydowanie dopisywało. Przyspieszyłam krok. Szedł zamyślony. Nie zmienił się wiele od tamtego czasu: tak jak myślałam urósł. Poza tym nabrał trochę tężyzny fizycznej, ale jego oczy pozostały takie, jakimi je zapamiętałam.
Co mam teraz robić??? - przemknęło mi przez głowę. W tamtych czasach nie było jeszcze tandetnych komedii romantycznych, więc udawanie, że przypadkiem wpadło się na faceta wydawało się całkiem rozsądnym pomysłem. Udając nieuwagę wpadłam prosto w ramiona mojego ukochanego. Złapał mnie i pomógł wrócić do pionu. Teraz czekało mnie najtrudniejsze zadanie. Musiałam użyć całego swojego seksapilu, żeby oczarować mężczyznę mojego życia:
- Och! Strasznie pana przepraszam! Nie zauważyłam… - sztuczka z patrzeniem z pod rzęs i już był mój. Myślałam, że nie pójdzie tak łatwo. Przez chwilę patrzył na mnie z otwartymi ustami. Chrząknęłam delikatnie, przyglądając się swoim butom. Gdybym była człowiekiem całości dopełniałby delikatny rumieniec.
Mężczyzna wrócił do świata żywych. Spojrzał na mnie i powiedział:
- Nie się nie stało, panno…
Przedstawiłam się.
- Bardzo mi miło. Frank Edwards. Czyżby pochodziła pani z Rosji? - moje obco brzmiące imię musiało go zastanowić.
- Tak - uśmiechnęłam się. Przez chwilę panowała cisza. On wpatrywał się intensywnie we mnie, a ja z jeszcze większym zapałem w moje pantofle. W końcu postanowiłam przerwać ten nienaturalny spokój:
- Naprawdę nie wiem, jak mogę panu zadośćuczynić za ten niemiły incydent. - zaczęłam. Jednak lekcje dotyczące dobrych manier, udzielane mi przez ciotkę, nie poszły na marne.
- Ach! To naprawdę nic takiego… Jednak jeśli mógłbym prosić o jeszcze jedno spotkanie, byłbym ogromnie wdzięczny.
- Naturalnie! - wykrzyknęłam radośnie.
- Wobec tego przyjdę po panią jutro o siedemnastej. Zabiorę panią w pewne bardzo miłe miejsce. Mogłaby pani powiedzieć mi podać adres, pod którym mam się zjawić?
Podyktowałam mu szybko nazwę ulicy i numer domu. Później pożegnałam się i wróciłam do domu. Chciałam biec jak najszybciej, poczuć wolność, uwolnić się od emocji, którymi kipiała moja dusza. Wolny, wyważony krok wymagał ode mnie nie lada koncentracji.
***
- I jak? - zapytała podekscytowana Irina, gdy tylko przekroczyłam próg domu.
- Bossski… - rozmarzyłam się. - Te sześć lat wyszło mu na dobre. Jest piękniejszy niż poprzednio. I na dodatek taki kulturalny… Zaprosił mnie jutro na spotkanie. Przyjdzie o siedemnastej. Będziecie mogły się go naoglądać do bólu…
- Może ja też się zakocham… - rozmarzyła się Kate. Rzuciłam jej groźne spojrzenie.
***
Myślałam, że nigdy nie doczekam się popołudnia. Rzadko kiedy czas tak bardzo się dłużył…
Cały dzień biegałam podekscytowana. Maria tylko uśmiechała się z pobłażaniem. Kate co chwila zastanawiała się w co mam się ubrać, gdzie zabierze mnie Frank i jak szybko się we mnie zakocha. Irina natomiast wydawała się być zamyślona i nieobecna duchem. Wówczas prawie w ogóle nie zastanawiałam się nad przyczyną jej dziwnego zachowania. Może gdybym spytała się co się stało, wysłuchała jej rad i zastosowała się do nich, ta historia nigdy by się nie zdarzyła. Chociaż patrząc na to z perspektywy czasu stwierdzam, że tamtego dnia żadne rozsądne argumenty nie przemówiłyby do mnie.
Nadeszła długo wyczekiwana godzina. Usłyszałyśmy delikatne pukanie i momentalnie zastygłyśmy. Po chwili Maria, jako gospodyni, podeszła do drzwi i otworzyła je. W progu stał najwspanialszy mężczyzna na świecie. W ręku trzymał bukiet kwiatów. Przywitał się z moją matką i zerknął znad jej ramienia. Szukał mnie wzrokiem - byłam tego pewna.
- Witaj, Frank. - powiedziałam tak uwodzicielskim głosem, że aż sama się zaskoczyłam. Kate próbowała zamaskować parsknięcie, udając, że kaszle.
- Dzień dobry, Tanyo. - mężczyzna nic nie zauważył. Ani nieudanych popisów aktorskich moich sióstr, ani tego że z oficjalnej formy przeszliśmy na `ty'.
- Gdzie się wybieracie? - zapytała Maria, przerywając milczenie. Mój ukochany na chwilę przeniósł wzrok na wampirzycę, po czym szepnął konspiracyjnym tonem, że zabiera mnie do uroczej kawiarenki. Kate z Iriną cichutko się roześmiały. Udawałam, że nic nie usłyszałam i pociągnęłam Franka w stronę wyjścia. Złapał mnie pod rękę i pożegnał się z resztą mojej rodzinki. Przed wyjściem dobiegł mnie jednak jeszcze wesoły głos Iriny:
- Smacznego! - Mówiła bardzo cicho, więc Frank nic nie zauważył. Syknęłam równie cicho, cały czas uśmiechając się promienie.
***
Wieczór był cudowny. Okazało się, że oprócz niesamowitego wyglądu Frank posiada wspaniałe poczucie humoru oraz lotny umysł. Na szczęście ani razu nie zapytał mnie o nienaturalną temperaturę mojej skóry. Możliwe, że był tak pochłonięty naszym spotkaniem, że żadne bodźce zewnętrzne do niego nie docierały.
Zaprowadził mnie do cudownej kawiarni tuż nad rzeką. Usiedliśmy tuż przy oknie. Czułam się cudownie.
- Czego chciałabyś się napić? - zapytał. Spojrzałam na niego nieśmiało:
- Zdaję się na twój wybór - aż mnie zdziwiły te słowa. Co ten facet ze mną zrobił - przemknęło mi przez myśl. Nigdy nie pozwalałam mężczyzną mieć nade mną jakiejkolwiek władzy. Nawet, jeśli chodziło o całkiem prozaiczną rzecz!
On natomiast uśmiechnął się delikatnie i złożył zamówienie. Po chwili przyszła kelnerka. Postawiła przede nami talerzyki z ciastem i filiżanki herbaty z dzikich róży.
- To herbata z dzikich róży - wytłumaczył Frank. Nie miał pojęcia, że dla mnie ten zapach jest o wiele bardziej wyczuwalny niż dla niego. Zresztą jak każdy w tym pomieszczeniu. Wszyscy ludzie intensywnie pachnęli, łącznie z moim ukochanym. Do mnie ledwo to docierało. Nie mogłam mu zrobić krzywdy, to byłoby równe samookaleczeniu. Był dla mnie zbyt drogi.
- Pięknie pachnie - stwierdziłam i podniosłam filiżankę do ust. Wiedziałam, że będę musiała grzecznie wszystko zjeść. Nie było innego wyjścia. Poczułam jak płyn wlewa mi się do gardła i aż się wzdrygnęłam. Niestety nie umknęło to spojrzeniu Franka:
- Nie dobre? - zapytał. Na jego twarzy malowało się rozczarowanie. Nawet nie wiesz jak bardzo! - pomyślałam.
- Ależ skąd! Po prostu trochę za gorące… - wytłumaczyłam się i rzuciłam mu zalotne spojrzenie. Chwilę patrzył na mnie z zachwytem, ale szybko się zreflektował. Byłam przeszczęśliwa! Więc jednak nie byłam mu obojętna, przynajmniej z wyglądu. Zresztą nie znałam mężczyzny, który nic by do mnie nie czuł, gdy mi na tym zależało. Miałam swoje sztuczki.
Całe popołudnie i wieczór spędziliśmy na przyjemnej rozmowie. Później odprowadził mnie do domu i pożegnał się, wymuszając na mnie następne spotkanie. Nie powiem, byłam z siebie dumna. Doprowadzałam go do szaleństwa - widać to było w jego spojrzeniu, gdy na mnie patrzył.
***
- I jak? - pytała podekscytowana Kate, gdy tylko weszłam do domu. Rzuciłam się na fotel i westchnęłam.
- Idealnie! - Irina uśmiechnęła się.
- Co masz zamiar teraz zrobić? Rozkochałaś go w sobie, ale nie możesz z nim być. Wiesz, że prędzej czy później zauważy, że coś z tobą nie tak. - Irina była realistką. Cały dobry humor ze mnie uleciał.
- Nie mam pojęcia - mruknęłam. Zawsze odsuwałam od siebie myśl o tej przepaści między nami.
- Będzie trzeba coś wymyślić. Ale na razie się tym nie martw, kochanie. - Maria usiłowała mnie pocieszyć.
- Masz rację. Wiecie co? Stęskniłam się za nim. - Wszystkie trzy się roześmiały. - Idę do niego do domu. Podpatrzę co robi. - to mówiąc wstałam i wyszłam z domu.
***
Ulica była pusta, choć nie było jeszcze dwudziestej pierwszej. Zapewne spowodował to deszcz, który z delikatnej mżawki przeistoczył się w prawdziwą ulewę. Z posesji Franka właśnie wyjeżdżał czarny samochód. Wówczas były one rzadkością, ale mój ukochany, jako bogaty i młody mężczyzna musiał go posiadać.
Przyjrzałam się uważniej - tak jak myślałam kierowcą był młody Edwards. Byłam ciekawa, gdzie samotny mężczyzna może udawać się wieczorem, więc pobiegłam za nim.
Samochód ostrożnie wyjechał za obrzeża miasta i skierował się w stronę lasu. Zaczęłam się zastanawiać, co on ma zamiar robić? Wolno biegłam tuż obok jego pojazdu. Samochody wówczas rozwijały zawrotną prędkość szesnastu mil na godzinę.
W pewnym momencie zjechał z drogi i zatrzymał się na leśnej ścieżce. Cichutko śledziłam go zza drzew. Wysiadł z samochodu i wszedł do lasu. Co on wyprawia - zastanawiałam się. Poszłam za nim. Nagle na Franka rzucił się ogromny wilczur. Nie miałby szans w starciu z nim. Nie mogłam być obojętna. Zanim mój ukochany jakkolwiek zareagował rzuciłam się na zwierzę i zabiłam je jednym płynnym ruchem. Byłam cała umazana krwią. Powoli obróciłam się w jego kierunku…



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Historia Tanyi Martwe serce Rozdział 1
Historia Tanyi Martwe serce Rozdział 3
Historia Tanyi Martwe serce Rozdział 4
Historia Tanyi Martwe serce Prolog
cytaty rwacy nurt historii, magisterka, magisterka, cytaty 2 rozdział
Barnes Julian Historia swiata w 10 i pol rozdzialach
Meredith Pierce historia napisana przeze mnie Rozdział IV
Meredith Pierce historia napisana przeze mnie Rozdział I
test z historii klasa 4 wczoraj i dziś rozdział 2
Meredith Pierce historia napisana przeze mnie Rozdział VI
Meredith Pierce historia napisana przeze mnie Rozdział V
Od niepodległości do niepodległości Historia Polski 1918–1989 streszczenie rozdziałów 1 4
Od niepodległości do niepodległości Historia Polski 1918–1989 streszczenie rozdziałów 5 7
Meredith Pierce historia napisana przeze mnie Rozdział VII
Meredith Pierce historia napisana przeze mnie Rozdział II
Meredith Pierce historia napisana przeze mnie Rozdział III
Aronson Rozdział 5, Uniwersytet Łódzki, Aronson Elliot - Psychologia Społeczna. Serce i Umysł. (Opra
historia powszechna, 6 kodyfikacje prawo prywatne, Rozdział II
historia-rozdzial8 kryzys rp xvii-xviii (2) , KOZACY - ludzie zamieszkujący stepy graniczące ze wsch

więcej podobnych podstron