Ro
zd
zi
ał
V
I:
Me
re
d
ith
P
ie
rc
e
-
h
is
to
ri
a na
p
is
an
a prz
ez
e
m
n
ie
by
mo
n
al
is
a0
0
97
**Meredith**
Stałam w łazience przy lustrze wprowadzając ostatnie poprawki
w makijażu. Włosy podkręciłam tak, że teraz kaskada blond loków opadła
na moje ramiona. Do wyboru miałam dużo różnych sukienek,
ale postanowiłam ubrać tą w kolorze ecri. Tak wiele wydarzyło się
od tamtego czasu, gdy po raz pierwszy przybyłam do Mystic Falls.
Nie chciałam jednak teraz tego rozpamiętywać. Jeżeli to faktycznie miała
być impreza po części dla mnie, to pragnęłam zacząć wszystko od samego
początku. Przeciągnęłam ostatni raz szczoteczką do tuszu po rzęsach,
gdy dostrzegłam w odbiciu lustra opartego nonszalancko o futrynę
Damona.
- Wyglądasz przepięknie - usłyszałam za sobą jego głos
- Mówisz to zapewne każdej dziewczynie - odparłam żartując
Ro
zd
zi
ał
V
I:
Me
re
d
ith
P
ie
rc
e
-
h
is
to
ri
a na
p
is
an
a prz
ez
e
m
n
ie
by
mo
n
al
is
a0
0
98
- O jakich dziewczynach mówisz?, widziałaś tu kiedykolwiek jakieś
dziewczyny? - odpowiedział z przekąsem Damon, przez co przez moją
twarz przebiegł szybki uśmiech
Spojrzałam ponownie w lustro, aby sprawdzić, czy wszystko wygląda tak
jak powinno. Kremowa sukienka leżała idealnie, a czarne szpilki tylko
dodawały jej uroku. Pomimo tego, że powinnam być odprężona to gdzieś
wewnątrz obawiałam się spotkania u Eleny. Miałam byś wśród przyjaciół,
ale odczuwałam związany z tym dyskomfort. Niczego nie podejrzewając,
Damon znalazł się przy mnie obejmując w pasie.
- Szczerze wolałabym nigdzie nie wychodzić i zostać z tobą w domu.
Moglibyśmy wtedy dokończyć naszą poranną rozgrzewkę - oznajmił
szepcząc mi do ucha
- Kusząca propozycja - wtrąciłam, gotowa przystać na tą propozycję,
obróciłam się jednak w jego stronę zarzucając mu ręce na szyję - Nie mniej
obiecaliśmy Elenie, że będziemy - dodałam z udawanym entuzjazmem,
choć miałam ochotę powiedzieć - i będziemy udawać, że świetnie się
bawimy pomimo tego, że żadne z nas nie chce tam być - postanowiłam
pozostawić to jednak dla samej siebie
Słowa Tati o moim kurczącym się wewnętrznym więzieniu nie dawały mi
spokoju. Nie chciałam by miała rację, dlatego zaczęłam powtarzać sobie,
że jej wymyślone teorie nie zepsują mi tego wieczoru.
- To Stefan obiecał, więc niech nas teraz z tego wyciągnie - odparł Damon,
uśmiechając się słodko do mnie
- Dobrze wiem, co kombinujesz, ale tym razem ci się nie uda -
popatrzyłam na niego spode łba, mrużąc oczy
Doszłam jednak do wniosku, że nie powinnam dystansować się od innych
spędzając czas wyłącznie z Damonem. Wyswobodziłam się z jego uścisku
idąc prosto do sypialni.
- Ta czy ta? - zapytałam, trzymając w dłoniach dwa wieszaki
z zawieszonymi na nich kurtkami, jedną jeansową, a drugą skórzaną
Ro
zd
zi
ał
V
I:
Me
re
d
ith
P
ie
rc
e
-
h
is
to
ri
a na
p
is
an
a prz
ez
e
m
n
ie
by
mo
n
al
is
a0
0
99
- Sądzę, że wybór jest oczywisty - spojrzał na mnie zawadiacko
Nie odpowiadając odrzuciłam jeden wieszak na łóżko, a następnie
włożyłam czarną skórzaną kurtkę podwijając przy tym lekko rękawy.
**Damon**
Meredith spojrzała na mnie z uśmiechem obracając się dookoła
własnej osi. Jak ja kochałem ten jej uśmiech. Znalazłem się przy niej
w wampirzym tempie chcąc pocałować, ale nie pozwoliła mi na to.
Drocząc się ze mną przyłożyła jedynie swój palec do moich ust.
Jej błękitne niczym krystaliczna woda Pacyfiku oczy patrzyły na mnie
zatrzymując wszystko w całkowitym bezruchu. Dobrze wiedziała co robi,
gdy spoglądałem na nią oczarowany jej widokiem, jej zapachem,
jej pięknem. Przy Meredith nabierałem nowej nadziei. Nareszcie czułem,
że jestem szczęśliwi i nikt i nic mi tego nie może odebrać.
- Możemy już iść? - zapytała spokojnie dziewczyna, bacznie mnie przy
tym obserwując
- Tak - odparłem wracając na ziemię - Panienka pozwoli - zażartowałem,
szarmancko nadstawiając swoje ramię
Meredith uśmiechnęła się biorąc mnie pod rękę, a następnie równym
krokiem zeszliśmy po schodach do dużego salonu.
- Gdzie jest Stefan? - zapytała, nie dostrzegając nigdzie mojego brata
- Nie wiem - powiedziałem widząc leżącą na stoliku kartkę - Spotkamy się
na miejscu, Stefan - przewróciłem oczami - W sumie to możemy już iść -
odłożyłem skrawek papieru na swoje miejsce
Wzrokiem szybko odnalazłem swoją dziewczynę stojącą przy drzwiach.
W dłoniach trzymała upieczone ciasto, które owinęła białym papierem
Ro
zd
zi
ał
V
I:
Me
re
d
ith
P
ie
rc
e
-
h
is
to
ri
a na
p
is
an
a prz
ez
e
m
n
ie
by
mo
n
al
is
a0
0
100
przewiązanym szarym sznurkiem. Ucałowałem ją jedynie w policzek,
a następnie ruszyliśmy w kierunku domu Eleny.
**Meredith**
Na dworze od razu poczułam ciepłe powietrze, które na zmianę
mieszało się z chłodnym wiatrem. Sam widok przebijającego się przez
drzewa zachodu słońca napawał optymizmem. W przeciągu tych kilku
ostatnich dni działo się ze mną coś niedobrego, to było pewne. Moje
emocje szalały, a ja w żaden sposób nie byłam w stanie się z nimi uporać.
Nie mniej postanowiłam dzisiaj odpuścić i pozwolić sobie na odpoczynek
od problemów. Idąc pod rękę z Damonem ruszyliśmy w kierunku domu
Eleny.
- Jeśli miałbym wybrać najlepszy moment odkąd wróciłam do życia
to wybrałabym właśnie tą chwilę - powiedziałam naglę przełamując ciszę
- Dlaczego? - zapytał ze zdziwieniem w głosie Damon
- Może właśnie dlatego, że jest taka normalna - wyjaśniłam spoglądając
w jego stronę - Wiem, że mam ten cudowny amulet, ale nie chcę być dla
wszystkich ciągłym problemem - dodałam zdradzając swoje obawy
- Każdy ci to powie, że największym problemem dla tego miasta jestem ja.
Nie mam zielonego pojęcia, dlaczego chciałaś odebrać mi ten zaszczytny
tytuł. Najlepiej sama zapytaj Stefana, a zważywszy na nasze bądź co bądź
skomplikowane relacje to na pewno przyzna mi rację - oznajmił próbując
mnie rozweselić
- Każdego dnia dowiaduję się coraz to nowych rzeczy o sobie, a do tego
te konsekwencje przywrócenia mnie do życia, o których nic nie wiemy.
Nie jestem pewna, czy postąpiliście właściwie - zatrzymałam się w pół
kroku
Ro
zd
zi
ał
V
I:
Me
re
d
ith
P
ie
rc
e
-
h
is
to
ri
a na
p
is
an
a prz
ez
e
m
n
ie
by
mo
n
al
is
a0
0
101
- Poradzimy sobie tak jak zawsze - Damon chwycił mnie pod brodę
zmuszając w ten sposób bym na niego spojrzała - Pamiętasz jak przybyłaś
do Mystic Falls, jak walczyłaś by uratować Stefana?, jak nie pozwoliłaś by
Elena przestała wierzyć, że warto walczyć?. Tym razem to ja nie chcę byś
ty się poddała - musnął swoją dłonią mojego policzka uspokajając mnie
- Dziękuje - spojrzałam nie niego z czułością
- Pamiętaj jak długo ty się nie poddasz, jak też tego nie zrobię - dodał mi
otuchy Damon, po czym chwycił delikatnie za moją dłoń prowadząc przed
drzwi domu Eleny
Pokonaliśmy pierwszych kilka schodków wchodząc na ganek.
Już miałam zapukać w drzwi, gdy zawahałam się cały czas trzymając dłoń
w zastygłym ruchu. Nagle w mojej głowie pojawiło się pytanie - co jeśli
już wszyscy wiedzą, że wyrwałam kartkę z księgi Pierwszej Petrovy?.
Jak mogłam zapomnieć o tym fakcie?. Nie zważając na moje wątpliwości
Damon postawił kropkę nad i uderzając kołatką w drzwi. Strach oblał mnie
zimnym potem, gdy gospodyni dzisiejszego wieczora otworzyła przed
nami drzwi.
- Mam nadzieję, że nie spóźniliśmy się - uśmiechnęłam się w kierunku
dziewczyny
- Tak w zasadzie to już wszyscy są, czekaliśmy na was - oznajmiła Elena
zapraszając nas do środka
- Nie będę nic mówić, ale ktoś tu musiał sobie pospacerować - ściszył głos
Damon żartując sobie ze mnie, po czym udał się do salonu
- Nie wiedziałam, że umiesz piec?! - zdziwiła się moja przyjaciółka
przyjmując prezent
Skąd w ogóle wiedziała, że jest co ciasto?. Chyba nie powinno mnie
to dziwić. Stefan na pewno zdążył ją o tym uprzedzić, więc niespodzianka
była z tego żadna.
- Mam przynajmniej nadzieję, że jest zjadliwe - zażartowałam
Ro
zd
zi
ał
V
I:
Me
re
d
ith
P
ie
rc
e
-
h
is
to
ri
a na
p
is
an
a prz
ez
e
m
n
ie
by
mo
n
al
is
a0
0
102
- Na pewno, w końcu nie dostaje się pierwszego miejsca za nic - odrzekła
dziewczyna prowadząc mnie przez salon aż do kuchni
Po wejściu do środka dostrzegłam Taylera dyskutującego o czymś
z Mattem oraz Jeremym, a Damon z Alarickiem najwidoczniej odnaleźli
ukryte zapasy whisky stojące razem z innymi alkoholami. Dopiero teraz
dostrzegłam Stefana oraz Caroline, którzy kończyli nakrywać do stołu.
Młodszy Salvatore podawał wampirzycy talerze, które ta ustawiała
w perfekcyjny sposób na stole. Uśmiechnęłam się sama do siebie na ten
widok. Posłusznie szłam za Eleną aż do kuchni, gdzie znalazłam Bonnie
układającą na talerzu ciastka.
- Popatrz co mamy - Elena podniosła lekko do góry otrzymany ode mnie
podarunek - Zważywszy, że Meredith upiekła ciasto to my nie za dobrze
wyglądamy w tym świetle - dopowiedziała
- Dlaczego? - zapytała Bonnie - Przecież te ciastka ze sklepu też ktoś
musiała wyprodukować i są całkiem smaczne - odgryzła kawałek
okrągłego ciasteczka, a następnie wyciągnęła ręce w kierunku Eleny -
Prawdziwe domowe ciasto, nie wiedziałam, że umiesz... - zaczęła mówić
czarownica, gdy przerwałam jej w pół słowa
- Tak już spostrzegłam, że to rzadkość. Damon przypomina mi o tym na
każdym kroku - uśmiechnęłam się w ich stronę - Przez większość mojego
życia czarownice trzymały mnie pod kluczem, dlatego w głównej mierze
miałam do wyboru haftowanie lub gotowanie. W sumie wolałam to drugie
- wróciłam wspomnieniami do tamtego okresu
W tym momencie Elena razem z Bonnie wymieniły pomiędzy sobą
spojrzenia. Wydawało się jakby dziewczyny żałowały swojego pytania,
a ja zapomniałam, że o pewnych rzeczach nie powinnam była w ogóle
wspominać.
Minęło może z jakieś pięć minut, gdy zasiedliśmy do stołu. Podczas całej
kolacji nikt nie zapytał się mnie - jak się czuję? - i byłam za to wdzięczna.
Wieczór zdawał się być normalnym spotkaniem z przyjaciółmi.
Po skończonej kolacji pomagałam sprzątnąć ze stołu, gdy podeszła
do mnie Bonnie.
Ro
zd
zi
ał
V
I:
Me
re
d
ith
P
ie
rc
e
-
h
is
to
ri
a na
p
is
an
a prz
ez
e
m
n
ie
by
mo
n
al
is
a0
0
103
- Obiecałam Elenie, że nie będę dzisiaj poruszać tematu księgi, ale... -
zaczęła mówić niepewnie dziewczyna
- Udało ci się czegoś dowiedzieć? - zapytałam z zaciekawieniem wkładając
naczynia do zmywarki
- Właśnie o to chodzi. Bardzo mi przykro Meredith, ale musimy poczekać
do kolejnej pełni - skrzywiła się widząc moja przygnębienie - za to w tym
czasie mogę pouczyć cię tego czego sama się nauczyłam - powiedziała
z zaangażowaniem w głosie dziewczyna
- W porządku i tak jestem ci wdzięczna za to co dla mnie robisz -
skłamałam niezadowolona takim obrotem sprawy, bo w ten sposób
musiałam czekać kolejny miesiąc
Oczywiście sama mogłabym odczytać księgę, ale zbytnio nie przyniosłoby
to efektów. Coraz bardziej byłam przekonana o tym, że czarownica
ukartowała to razem z Damonem, a Tatia miała rację co do ich
zachowania. Starali się mnie ochronić, ale w ten sposób pogarszali całą
sytuację. Tym bardziej, że ukrywali przede mną całą prawdę.
- Dziękuję za pomoc, dzięki tobie poszło zdecydowanie szybciej -
wytrąciła mnie z moich rozmyślań Elena - Zważywszy na to, że Stefan
pomógł mi z gotowaniem to udało się to jakoś zorganizować -
dopowiedział wycierając ostatni talerz do sucha
- Nie musisz mi dziękować. To raczej ja powinnam podziękować
za zaproszenie - wyjaśniłam starając się dobrać odpowiednie słowa
- Meredith tak naprawdę to nigdy ci nie podziękowałam za to co dla nas
zrobiłaś. Poświęciłaś swoje życie, nawet nie wiem czy kiedykolwiek będę
ci się w stanie jakoś odwdzięczyć. Gdyby nie ty, to Klaus nigdy nie opuścił
by Mystic Falls na dobre - powiedziała wybiórczo Elena - Chciałabym
abyś wiedziała, że jeżeli będziesz czegoś potrzebować to wiedz, że zawsze
możesz na mnie liczyć - uśmiechnęła się w moją stronę, po czym zaczęła
wkładać talerze do szafki
Nagle nie wiadomo skąd poczułam silne uderzenie gorąca. Momentalnie
zakręciło mi się w głowie. Starając się nie przewrócić, oparłam się o szafkę
Ro
zd
zi
ał
V
I:
Me
re
d
ith
P
ie
rc
e
-
h
is
to
ri
a na
p
is
an
a prz
ez
e
m
n
ie
by
mo
n
al
is
a0
0
104
stojącą za mną. Na szczęście Elena niczego nie zauważyła. Wszystko
trwało zaledwie kilka sekund.
- Pomyślałam - głos dziewczyny nie pozwolił mi przeanalizować tej
sytuacji, musiałam zachować czujność - że fajnie byłoby jakbyśmy mogły
spędzić ze sobą trochę czasu - wtrąciła nagle Elena zadziwiając mnie tą
propozycją - Bądź co bądź jesteś moją daleką krewną - zażartowała, przez
co i na mojej twarzy pojawił się lekki uśmiech
- Chyba bardzo daleką - uśmiechnęłam się - ale w porządku jeśli tylko cię
nie zanudzę - oświadczyłam z pewną dozą niepewności w głosie
- Stefan powiedział mi, że rozmawialiście o latach czterdziestych?.
Oczywiście jeśli nie chcesz to nie musisz, ale cieszę się, że jesteś razem
z nami - spojrzała w moim kierunku
- Z wielką przyjemnością - odparłam
Po tej krótkiej wymianie zdań ruszyłyśmy w kierunku salonu. Wciąż
czując się niepewnie usiadłam na kanapie rozmyślając nad tym co jeszcze
przed chwilą miało miejsce. Nieświadomy niczego Stefan podszedł
do mnie podając kieliszek czerwonego wina. W tym momencie
przeniosłam swój wzrok na jego zawartość.
Burgundowy płyn wraz z powolnym ruchem mojego nadgarstka zaczął
zataczać koła. Opanował mnie w tym momencie błogi spokój. Nikt
nie zwracał na mnie uwagi, a cała rozmowa, która toczyła się w tle
nie miała dla mnie żadnego znaczenia. Moc krążyła w moich żyłach
wyciszając w ten sposób wszystkie dźwięki w około. Słyszałam tylko
nierówne uderzenia własnego serca. Niestety ten spokój nie mógł trwać
wiecznie. Wyciągnięta niczym z głębokiego snu przeniosłam swój wzrok
od razu na Damona, kiedy usłyszałam z jego ust jedno jedyne imię,
którego już nigdy więcej nie chciałam usłyszeć.
- Jak to nie? - zapytał zdziwiony starszy Salvatore - trzeba to w końcu
oblać!. Klaus wyniósł się z miasta! - powiedział głośniej dopijając swojego
drinka - Moglibyście w końcu wykazać odrobinę radości, kto zacznie?,
Rick? - zwrócił się do swojego przyjaciela
Ro
zd
zi
ał
V
I:
Me
re
d
ith
P
ie
rc
e
-
h
is
to
ri
a na
p
is
an
a prz
ez
e
m
n
ie
by
mo
n
al
is
a0
0
105
- Na twoim miejscu nie świętowałbym tak wcześnie - odezwał się Alarick -
On zawsze może wrócić, tak naprawdę to go nie pokonaliśmy. Klaus
prostu odpuścił, pytanie dlaczego? - powiedział nie podzielając jego
entuzjazmu
- Bardzo dziękuję za twój pesymistyczno-optymistyczny wykład. Może
ktoś jeszcze? - spojrzał po wszystkich Damon
- Właśnie, że nie wróci. Zwiał, aż się za nim kurzyło! - włączył się do
rozmowy Tyler, a następnie nadstawił Damonowi szklaneczkę, do której
ten nalał whisky
- Jaka na osobę, która jeszcze nie tak dawno ślepo wykonywała rozkazy
swojego Pana masz dużo racji. Zdrówko! - podniósł swoją szklaneczkę
wyżej
- Powiedzmy to głośniej, od dawna na to zasługiwał - wtrącił Jeremy,
który przez działalne Klausa prawie nie stracił życia
Przysłuchiwałam się tej wymianie zdań, ale z każdym ich słowem coraz
bardziej zaciskałam zęby. Temperatura mojego ciała gwałtownie zaczynała
rosnąć. Serce uderzać w nierównych rytmach. Zacisnęłam mocniej pięści
starając się opanować, ale na nic się to zdało.
- Klaus nie dbał o nic ani o nikogo. Doprowadził do śmierci wielu
niewinnych ludzi. Ewidentnie odczuwa potrzebę krzywdzenia innych
myśląc wyłącznie o sobie i właśnie to go zgubiło - dodała od siebie
Caroline
- O mój Boże przestać mówić!. Nie mogę już dłużej tego słuchać -
odezwałam się nagle, po czym zapanowała głęboka cisza - Zawsze widzisz
wszystko w czarnych kolorach? - złość przejmowała nade mną kontrolę
- Meredith wszystko w porządku? - zapytał spokojnie siedzący obok mnie
Stefan
- Ludzie nie rodzą się źli, oni po prostu tacy się stają! - wstałam z sofy,
nie mogąc usiedzieć na miejscu - Naprawdę tego nie widzisz?. Ciemność,
nie nosi czyjegoś imienia, może być tobą lub mną. Zawsze tak się dzieje,
Ro
zd
zi
ał
V
I:
Me
re
d
ith
P
ie
rc
e
-
h
is
to
ri
a na
p
is
an
a prz
ez
e
m
n
ie
by
mo
n
al
is
a0
0
106
kiedy ludzie, na których liczysz zawodzą cię i zostajesz sam. Wtedy twoje
własne demony przejmują na tobą kontrolę, a ty z jednej strony ich
nienawidzisz, a z drugiej pragniesz ich towarzystwa, bo okazuje się,
że tylko dzięki nim czujesz, że żyjesz - straciłam w tym momencie
równowagę i już sama nie wiedziałam, czy w dalszym ciągu mówię o
Klausie czy o samej sobie - Zatem jeśli chcecie mieć już kogoś za potwora
to może będę nim ja, bo ja w przeciwieństwie do was umiem przyznać się
do tego co zrobiłam - wyrzuciłam złowrogo z siebie - Po swojej
przemianie zabiłam dwójkę niewinnych ludzi i to tylko dlatego, że mieli
coś czego ja nie mogłam mieć, byli szczęśliwi - gniew zaczął się coraz
bardziej we mnie potęgować - Zabiłam ich z zimną krwią i wiesz,
co w tym było najlepsze? - spojrzałam na Caroline - nie czułam niczego.
Byłam nareszcie wolna, a teraz jestem człowiekiem i muszę męczyć się
z tymi wszystkimi emocjami! - wyjawiłam skrywaną prawdę
- To nie usprawiedliwia tego co zrobił nam Klaus! - dodał ostrzej Tyler
- Właściwie to masz rację. Wszystko to co zrobił było wymierzone
przeciwko WAM, ale nie MI! - powiedziałam ostrzej z całą nienawiścią
- O…oooo... - wtrącił się Damon obserwując moje zdenerwowanie -
Więc o to tu chodzi. Klaus pokazał ci całkowicie inną stronę siebie niż
psychopatycznego mordercy, którą my znamy. Ty nie traktujesz go jako
zagrożenie - spojrzałam w przerażeniem w stronę Damona, który wstał
z fotela robiąc kilka kroków w moją stronę - Jesteś wściekła, bo pomimo
twoich usilnych starań zatrzymania go w Mystic Falls wyjechał
zostawiając cię tutaj. Nie jesteś wściekła na to co zrobił, a w zasadzie na
to czego nie zrobił. Miał rację prawda, ty nigdy nie odpuścisz, jak w wielu
słowach tamtego wieczoru Meredith miał rację? - atmosfera zgęstniała,
a ja nie byłam w stanie się z tego wybronić
- Sam nazwałeś mnie kiedyś światłem rozświetlającym mrok, a więc
nie oczekuj, że kiedykolwiek się zmienię, bo zawsze jest warto walczyć -
wyjaśniłam z desperacją w głosie - I dobrze, wiem, że mogłabym zrobić
więcej jakbym tylko mogła - nie dawałam za wygraną
Ro
zd
zi
ał
V
I:
Me
re
d
ith
P
ie
rc
e
-
h
is
to
ri
a na
p
is
an
a prz
ez
e
m
n
ie
by
mo
n
al
is
a0
0
107
- To nie film Meredith, lepiej zejdź na ziemię. W tym mieście bohaterowie
szybko umierają - rzuciłam okiem na Damona - Aaaa… i chyba coś ci się
pomyliło, bo ja nigdy tak cię nie nazwałem - wyjaśnił
Poczułam się jak w potrzasku, wywołałam wojnę, której sama nie byłam
w stanie wygrać. Stanęłam po stronie kogoś kogo nie powinnam była
nawet bronić. Sytuacja powoli zaczynała mnie przerastać. Nic nie szło tak
jak powinno, a wręcz przeciwnie.. wszystko zaczynało się walić.
- Jaka to jest możliwe? - wtrącił się do rozmowy Tyler, próbując to jakoś
zrozumieć - Uciekałaś przed nim tysiące lat, a teraz od tak jesteś w stanie
o wszystkim zapomnieć?!. Nie masz pojęcia jak to jest wykonywać dla
niego wszystkie polecenia, ślepo wierzyć w to co mówi, stawać
nieświadomie przeciwko swoim przyjaciołom i to dla kogo?. Wiesz ile
czasu zajęło mi, by wreszcie uwolnić się z pod jego wpływu?, ile bólu
czułem, kiedy każda moja kość się łamała?. A ty chciałaś by tak tu
po prostu został?! - widziałam jak bardzo w tym momencie mną gardził
- Zabiłby cię Meredith jakby tylko tego chciał - wtrącił Matt - To właśnie
przez niego stałaś się wampirem - dodał z rezygnacją w głosie
- I właśnie wtedy poczułam się wolna jak nigdy w życiu - prawda zabolała
nawet mnie samą - W przeciwieństwie do ciebie - spojrzałam na Tylera -
Ja nigdy nie musiałam odpowiadać za to co robiłam i jeśli czegoś chciałam
to po prostu to brałam - odpowiedziałam nie widząc w tym żadnego
problemu, chociaż wiedziałam, że wszystkich tym zaskoczę
- Blondi co ci powiedziałem, kiedy Tyler stanął w obronie Klausa? -
zapytał Damon Caroline, nie spuszczając przy tym ze mnie wzroku
- Że został przez niego zdominowany i lepiej żeby znalazła sobie innego
chłopaka - powiedziała zażenowana dziewczyna, nie chcąc wracać
do tamtego czasu
- Jestem człowiekiem Damon, nikt nie może mnie zdominować -
dopowiedziałam z irytacją w głosie, nie rozumiejąc do czego dąży
- Oto właśnie chodzi. Jesteś człowiekiem i jest coś innego co może cię
w tym momencie zdominować. Twoje uczucia w stosunku do niego
Ro
zd
zi
ał
V
I:
Me
re
d
ith
P
ie
rc
e
-
h
is
to
ri
a na
p
is
an
a prz
ez
e
m
n
ie
by
mo
n
al
is
a0
0
108
zmieniają twój osąd - dorzucił Damon załamując mnie pod ciężarem jego
słów
- To niedorzeczne, ale jak sobie chcesz, bo dla mnie dzisiejsza impreza jest
już skończona - odparłam z kamienną twarzą, po czym chwyciłam
za kurtkę wychodząc na ganek
Zatrzymałam się na schodach głęboko oddychając i pozwalając,
by chłodne powietrze choć trochę ostudziło moje emocje. Nagle wszystko
odeszło, a do mnie zaczęły dochodzić wyrzuty sumienia. Moje serce
w dalszym ciągu biło w zastraszającym tempie, ale nie wiedziałam,
czy to z powodu napędzającej mój organizm adrenaliny, czy ze strachu?.
W między czasie usłyszałam czyjeś powolne kroki. Wciąż trzymając
mocno zaciśnięte pięści nie byłam w stanie się odwrócić, aby sprawdzić
kim była ta odważna osoba zmierzająca w moją stronę. Bałam się, że mogę
zrobić komuś krzywdę, ale czy rzeczywiście mogłam?.
- Meredith? - usłyszałam spokojny i opanowany głos Stefan, który stanął
obok mnie
- Co się ze mną dzieje Stefanie? - zapytałam z przerażeniem - Nie chciałam
by tak to wszystko wyglądało, ale moje emocje... - pokiwałam przecząco
głową, sama tego nie rozumiejąc - Nie chciałam obrazić Caroline -
dodałam po chwili
- Wygląda na to, że jesteś człowiekiem z wampirzym emocjami. Wszystko
odczuwasz silniej. Myślę, że to właśnie o tym nie powiedział nam Elijah.
Co nie zmienia tego, że w dalszym ciągu masz w sobie dużo dobra,
współczucia, pasji i... - zaczął pocieszać mnie Stefan
- i wciąż potrafię widzieć dobro, nawet jeżeli może go już tam nie być -
dokończyłam za niego ze smutnym uśmiechem
- Dokładnie, jesteśmy tym kim jesteśmy Meredith. Masz racje mówiąc,
że ludzie, którzy twierdzą, że są źli, zwykle nie są gorsi od reszty -
powiedział Stefan starając się mnie uspokoić
- To ludzi, którzy twierdzą, że są dobrzy lub w jakimś sensie lepsi od
innych, należy się wystrzegać - spojrzałam na niego - Dziękuję - dodałam
Ro
zd
zi
ał
V
I:
Me
re
d
ith
P
ie
rc
e
-
h
is
to
ri
a na
p
is
an
a prz
ez
e
m
n
ie
by
mo
n
al
is
a0
0
109
lekko unosząc kąciki ust - Wiem, że powinnam przeprosić Caroline,
ale dzisiaj nie dam rady tego zrobić - popatrzyłam na drzwi za mną -
Muszę odpocząć, jestem zmęczona. Lepiej pójdę do domu - mówiąc
to spoglądałam w ciemność przede mną
- Odprowadzę cię - zareagował opiekuńczo Stefan
- Nie trzeba, poradzę sobie. Zawsze to robiłam, radziłam sobie. Zdążyłam
się już zahartować - spojrzałam na niego, a następnie zeszłam po schodach
w kierunku ścieżki
Wszędzie panował mrok. Mimo późnej pory kilkoro ludzi minęło
mnie podążając do swoich domów. Niczego nie rozumiałam, ale wciąż
szłam przed siebie nie zwalniając tempa. Czując napływające do oczu łzy
pozwoliłam, by Moc rozprzestrzeniła się w moich żyłach. Zaczęłam w tym
momencie biec, poruszając się na przemian to w ludzkim to w
przyspieszonym tempie. Nie byłam w stanie już niczego kontrolować,
byłam wściekła, a jednocześnie łzy spływały po moich policzkach.
Musiałam wszystko naprawić i to jak najszybciej, a do tego niestety
potrzebowałam Tati.
**Stefan**
Stałem tak dopóki Meredith nie zniknęła z zasięgu mojego wzroku.
Widziałem to w jej oczach, była przerażona. Brak wiedzy w tym
momencie uniemożliwiał nam jej pomoc. Spojrzałem raz jeszcze
w miejsce, gdzie jej drobna postać zniknęła, po czym wróciłem do domu.
- Poszła do domu - wszyscy popatrzyli na mnie, oprócz Damona, który
nadal nad czymś myślał
Byłem ciekaw co takiego słyszał mój brat przysłuchując się rozmowie
Meredith z Klausem, ale to nie był czas ani miejsce na tego typu rozmowę.
Ro
zd
zi
ał
V
I:
Me
re
d
ith
P
ie
rc
e
-
h
is
to
ri
a na
p
is
an
a prz
ez
e
m
n
ie
by
mo
n
al
is
a0
0
110
Panowała cisza, nikt nie był w stanie się odezwać, ani jakoś skomentować
tego co się wydarzyło.
- W porządku - powiedziałem na głos przełamując ciszę - Bonnie
co odnalazłaś w księgach?. Czy jest jakaś wzmianka odnosząca się do
zachowania Meredith, o konsekwencjach przywrócenia jej do życia czy jej
wzmożonych emocjach? - zapytałem wyrzucając wszystko co przyszło mi
do głowy
- Przeczytać księgę możemy jedynie przy pełni księżyca. Mając ją u siebie
ubiegłej nocy niestety nie natrafiłam na żadne przydatne informacje -
odpowiedziała czarownica
- Znowu wracamy do punktu wyjścia - odezwał się nagle Damon - Dobrze
wiemy, że jedyną osobą, która wiedziała jakie są konsekwencje był Elijah.
Niestety ostatnim razy był widziany z niejaką Katherine Pierce, gdy razem
odjeżdżali samochodem w stronę zachodzącego słońca - popatrzył
z przygnębieniem w moją stronę - Rób co chcesz bracie, ale jak dla mnie -
Damon wstał z fotela, po czym odstawił szklaneczkę na stoliku - będziemy
musieli nauczyć się z tym żyć - poklepał mnie po plecach ruszając
w kierunku drzwi
- A ty będziesz potrafił z tym żyć? - zapytałem obracając się w jego stronę
- Zawsze jest warto walczyć, prawda? - popatrzył na mnie, a ja spuściłem
wzrok, gdy Damon wyszedł z domu
Zostawianie Damon w takim stanie też nie było najlepszym pomysłem,
ale liczyłem, że nie zrobi niczego głupiego. Niestety jak dla mnie sytuacja
zataczała swoje koło. Miałem jednak nadzieję, że mój brat nie zachowa się
tak jak zawsze i tym razem zawalczy o własne szczęście.
Ciąg dalszy nastąpi...