Ro
zd
zi
ał
X
V
II
I:
Me
re
d
ith
P
ie
rc
e
-
n
ie
o
p
is
an
a his
to
ri
a
b
y m
o
n
al
is
a0
0
168
** Damon**
Nikt z nas nie przypuszczał, że Meredith jednak żyję. Natomiast to w
jaki sposób się zachowywała było nie do opisania. Była teraz wampirem, a
więc jej wszystkie zmysły zostały o stokroć spotęgowane. Spędzając tyle
czasu z Klausem można było przewidzieć, że ten wykorzysta wszystkie
przykrości jakie spotkały ją wcześniej. Największym moim zaskoczeniem
było jednak to, że tak szybko się poddała.
- Ja się zajmę ciałem - powiedziałem przerywając tą ciszę
- Jadę później z wami! - usłyszałem głos Caroline
Przełożyłem martwe ciało tego chłopaka przez ramię i ruszyłem z nim
przed siebie, kierując się w stronę lasu. Kiedy już się tam znalazłem
zrzuciłem je z wąwozu w dół.
Ro
zd
zi
ał
X
V
II
I:
Me
re
d
ith
P
ie
rc
e
-
n
ie
o
p
is
an
a his
to
ri
a
b
y m
o
n
al
is
a0
0
169
- Miałeś strasznego pecha, koleś - rzuciłem, bo co miałem więcej
powiedzieć, że było mi przykro?, ale nie było. Sam często działam pod
wpływem impulsu, taka już przypadłość wampira.
Wróciłem ponownie na parking. Oczywiście Stefan stał zadumany nad
czymś mi bliżej nie opisanym, Caroline wyglądała na zakłopotaną,
natomiast Katherine była zarazem wściekła i chyba odrobinę przerażona.
Patrząc na nią przypomniał mi się widok mojego braciszka, który zobaczył
mnie na samym początku kiedy przybyłem ponownie do Mystic Falls.
- Idziemy - powiedziałem, gdy spojrzeli w moim kierunku
Cała jazda minęła bardzo szybko i nim się spostrzegliśmy byliśmy już na
miejscu, ale kiedy przekroczyliśmy próg rezydencji nastało kolejne piekło
tysiąca pytań co i jak, a dlaczego?!
- Co się stało? - zawołała Elena, gdy tylko zauważyła krew na bluzce
Katherine
- Meredith się stała! - odpowiedziałem podchodząc do stolika z alkoholem,
ponieważ na trzeźwo nie można było tego zrozumieć
- A więc jednak żyje?! - odezwał się Alaric, a Elena spojrzała na Stefana
szukając w jego oczach potwierdzenia moich słów
- Tak i najwidoczniej bawi się świetnie. Nie dodałem jeszcze tego, że teraz
jest wampirem - rzuciłem i upiłem łyk ze szklaneczki
- Co? - usłyszałem zdumiony głos Eleny
- To prawda co mówi Damon. Powiedziała, że Klaus przywrócił ją do
życia, a co najgorsze, że sama wyłączyła swoje uczucia, pozbywając się
własnego człowieczeństwa. Nie mogłeś odpuścić skoro widziałeś w jakim
była stanie? - opowiadał w dalszym ciągu Stefan, a ostatnie pytanie
skierował do mnie
- Chyba zwariowałeś, mam się jej bać... nie rozśmieszaj mnie. Po prostu
jutro ją znajdę i zabiję w czym problem? - zapytałem
Ro
zd
zi
ał
X
V
II
I:
Me
re
d
ith
P
ie
rc
e
-
n
ie
o
p
is
an
a his
to
ri
a
b
y m
o
n
al
is
a0
0
170
- Nie możesz tego zrobić. Dobrze wiesz, że ci na to nie pozwolę -
powiedziała Elena stając koło mnie
- Eleno nie mam zamiaru pakować się w jakąś kolejną misję ratunkową.
Ona przepadła... zrozum to wreszcie - rzuciłem coraz bardziej wkurzony
- Wcześniej mówiłeś to samo, a jednak się nie poddałeś. Na pewno można
się nią zająć i w jakiś sposób pomóc - kluczyła w swojej wypowiedzi
dziewczyna starając się podać jakieś sensowne powody dlaczego to
Meredith nie powinna zostać zabita
- Możesz nie zdawać sobie z tego sprawy, bo cię tam nie było, ale może to
przemówi ci do rozumu. On zabiła dzisiaj człowieka, rzuciła się na
Katherine, chodź to mnie akurat mało obchodzi, ale nie wiadomo jak by
postąpiła z tobą?! Moim zdaniem te wszystkie morderstwa w ostatnim
czasie można jej śmiało przypisać - powiedziałem przebijając jej
wcześniejszą wypowiedź
- Caroline, byłaś tam wcześniej. Może usłyszałaś coś, co nam pomoże? -
Elena odwróciła się w stronę przyjaciółki
- Niestety to raczej wyglądało tak jakby się dobrze dogadywali. Nie było
widać, aby Klaus na nią jakoś wpływał. Przykro mi - odparła bezradnie
- Sprawiała wrażenie jakby czerpała z nas wszystkich. Naśladuje nas
zbierając w całość wszystkie nasze zachowania - powiedział mój brat
będąc cały czas zadumany - Zastanawia mnie raczej to po co Klausowi
potrzebna jest Meredith? - dorzucił na końcu
- Wybaczcie, ale ja nie mam zamiaru więcej uczestniczyć w tym
wszystkim. W przeciwieństwie do was mam trochę rozumu. Żałuję
jedynie, że ominie mnie patrzenie na to jak Meredith rozszarpię cię na
strzępy Damonie - powiedziała Katherine uśmiechając się złośliwie
- Jak na razie to ty pakujesz walizki Katherine, a nie ja - odparłem nie
pozostając jej dłużny
Ro
zd
zi
ał
X
V
II
I:
Me
re
d
ith
P
ie
rc
e
-
n
ie
o
p
is
an
a his
to
ri
a
b
y m
o
n
al
is
a0
0
171
- Wspomniałaś, że wcześniej czegoś szukałaś, ale ci się nie udało tego
odnaleźć?! Co to takiego było? - włączył się ponownie do rozmowy
Stefan, nie zważając na docinki wampirzycy
- To była druga księga rodu Petrovy, chodź była czymś w rodzaju księgi
czarów. Została napisana przez wiedźmy, a później równie dobrze przez
nie ukryta i pewnie dlatego nie udało mi się jej znaleźć. Patrząc niestety na
to, że moja jeszcze niedawno nieżywa siostra jednak żyje może oznaczać,
że Klaus odnalazł księgę - odpowiedziała jak zwykle świetnie się przy tym
bawiąc
- Pytanie czy Meredith o tym wie, że istnieje druga księga?! Albo co
właściwie Klaus jej powiedział? - dodał Alaric podążając za myśleniem
wszystkich zgromadzonych
- Zajmę się tym! Jeżeli Meredith się ujawniła to znaczy, że będzie chadzać
po ulicach, co prawda dzięki mnie samemu - powiedziałem przypominając
sobie jak machnęła ręką pokazując pierścień
- Umie chodzić za dnia? - tym razem usłyszałem Caroline
- Tak, ale to długa historia... nie mamy tyle czasu - rzuciłem upijając
kolejny łyk whisky
- Jest już późno, wrócimy do tej rozmowy jutro - powiedział Stefan
- Nie wiem czy będzie do czego wracać. Pojutrze jest spotkanie całej rady
założycieli i jestem pewien, że będą bardzo zainteresowani faktem o
odnalezieniu mordercy - wtrąciłem, gdy spostrzegłem, że wszyscy
zaczynają iść w kierunku drzwi... oczywiście oprócz Katherine
- Stary odpuść już dzisiaj - usłyszałem głos Ricka, a Elena przecisnęła się
pomiędzy wszystkimi i podeszła do mnie
- Obiecaj mi, że nie zrobisz niczego głupiego, a szczególnie tego, czego
będziesz żałował. Proszę dla mnie - dodała na końcu dziewczyna ściskając
moją dłoń w swoich rękach, a ja nie potrafiłem jej wtedy niczego odmówić
- Zgoda - rzuciłem od niechcenia, a ona tylko spojrzała na mnie tymi
swoimi czekoladowymi oczami i uśmiechnęła się, po czym ruszyła w
Ro
zd
zi
ał
X
V
II
I:
Me
re
d
ith
P
ie
rc
e
-
n
ie
o
p
is
an
a his
to
ri
a
b
y m
o
n
al
is
a0
0
172
kierunku drzwi - Milcz - powiedziałem spoglądając na Katherine, która
siedziała na kanapie rozbawiona wcześniejszą sytuacją, gdy drzwi
wyjściowe tylko się za nimi zamknęły
- Zastanawia mnie tylko to, ile razy przypomina ci się Meredith kiedy
patrzysz na Elenę? Ja mogłam kochać was obu, więc ty możesz kochać je
obie, mi tam wszystko jedno - mówiła Katherine bawiąc się swoim lokiem
- Jakoś nie będę za tobą tęsknił jak wyjedziesz - rzuciłem wpatrując się w
dalszym ciągu w palący ogień w kominku
- Nie bądź taki, przyślę ci kartkę z pozdrowieniami, a wracając do
Meredith to chyba Stefan ma rację co do jej zachowania. Znam ją bardzo
dobrze zawsze miała skłonność do pakowania się w kłopoty i zawsze
liczyła, że zmieni świat na lepszy... była taka żałosna - powiedziała, po
czym wstała z kanapy
- Trzymaj się Katherine - powiedziałem tym razem spokojniej powtarzając
sobie w głowie to co jeszcze przed chwilą powiedziała
Po moich słowach usłyszałem jedynie trzaśnięcie drzwi, a kiedy się
obróciłem wampirzycy już nie było. Za to pojawił się mój brat, który
podszedł do mnie. Nie było sensu prowadzić jakiejkolwiek rozmowy w
tym czasie. Podałem mu jedynie szklaneczkę, którą cały czas trzymałem w
dłoni, a później skierowałem się do swojej sypialni.
** Meredith**
Kiedy otworzyłam oczy spostrzegłam, że już świta. Promienie
słoneczne wpadały do pokoju przypominając o kolejnym dniu.
Wiedziałam, że nie jestem w stanie sama odczytać księgi, a przynajmniej
tych kilka rozdziałów, które interesowały mnie najbardziej. Potrzebowałam
pomocy i to jak najszybciej. Nie miałam wyboru... nie chciałam ich w to
Ro
zd
zi
ał
X
V
II
I:
Me
re
d
ith
P
ie
rc
e
-
n
ie
o
p
is
an
a his
to
ri
a
b
y m
o
n
al
is
a0
0
173
wszystko wciągać, ale czy mogło być jeszcze gorzej? Wolałam nawet nie
odpowiadać na to pytanie. Chwyciłam za telefon leżący na komodzie, po
czym napisałam wiadomość; Spotkajmy się na moście Wickery, o 13.00
i masz tam być sama… M.
Nie musiałam się nawet podpisywać. Wiedziałam, że Elena na pewno
zrozumie moją wiadomość. Drugim punktem na mojej liście zadań do
zrobienia było spotkanie z panią burmistrz. Lepiej było wiedzieć gdzie
podczas Balu Założycieli będą przetrzymywane klucze. Wcale nie
podobało mi się, że ta sprawa tak bardzo mnie wciągała.
Zaczęłam przeglądać swoją szafę w poszukiwaniu jakiś odpowiednich
rzeczy, które mogłabym ubrać. Chwyciłam za czarne jeansy, białą bluzkę i
czarne szpilki oraz bordową zawieszkę na srebrnym łańcuszku. Minęło
może kilka minut, a ja byłam gotowa wyjść ze swojej sypialni. Wzięłam
jeszcze torebkę, do której włożyłam kabel od telefonu, licząc na to że będę
mogła gdzieś wydrukować zdjęcia księgi. Zeszłam po schodach
prowadzących na dół, gdy usłyszałam jakiś szelest w sąsiednim pokoju.
Ruszyłam w tamtym kierunku i zobaczyłam Rebekah.
- Wybierasz się gdzieś? - zapytała jak tylko mnie zobaczyła
- Tak... do rezydencji Lockwoodów. Przypuszczam, że skoro Bal ma się
odbyć jak za dawnych czasów, to zostaną na nim zgromadzone wszystkie
przedmioty należące do założycieli. Wolę w takim razie wiedzieć gdzie
będą leżeć klucze i nie tracić na to czasu później - odpowiedziałam na jej
pytanie - A ty gdzie się wybierasz?
- Do szkoły - rzuciła po chwili - Nie rozumiem tego, dlaczego tak bardzo ci
zależy? Powinnaś nas nienawidzić, ale za to cokolwiek robisz, jesteś dla
mnie... miła
- Bo może dlatego, że każdy potrzebuję rodziny jaka ona by nie była. Ja
swoją kochałam i czasem nienawidziłam, ale zawsze po prostu wierzyłam,
że to jedyne miejsce gdzie mogę być bezpieczna - powiedziałam, chodź
czułam, że ponownie niepotrzebnie zagłębiam się w samej sobie wracając
myślami do tego wszystkiego
Ro
zd
zi
ał
X
V
II
I:
Me
re
d
ith
P
ie
rc
e
-
n
ie
o
p
is
an
a his
to
ri
a
b
y m
o
n
al
is
a0
0
174
- Nie obraź się, ale kompletnie nie nadajesz się na wampira - powiedziała,
ale zauważyłam, że lekko się uśmiechnęła ponieważ wiedziała o czym
mówię
Rebekah chwyciła za torebkę, a następnie przewiesiła ją przez swoje ramię
i ruszyła w kierunku drzwi.
Prawda była taka, że to przeszłość kształtowała mój charakter. Mogłam
cierpieć i żałować wielu rzeczy w poprzednim życiu, ale nie miałam na to
już żadnego wpływu. Stałam tak jeszcze przez chwilę jakby wspomnienia
zagarnęły moją duszę. Wiedziałam, że po przekroczeniu tych drzwi będę
musiała być twarda i pozbyć się wszystkich emocji spychając je w
najdalszą część swojego umysłu.
- Odwiozę cię - usłyszałam po chwili głos należący do Klausa
- Nie potrzebuję ochroniarza. Wiem gdzie urzęduję burmistrz - rzuciłam, a
następnie obróciłam się w jego stronę
Nic mi nie odpowiedział, bał się że ucieknę czy co? Podniosłam jedynie
ręce do góry symbolizując, że się poddaję i tak bym nie wygrała.
Interesowało mnie tylko to co tak naprawdę słyszał z mojej rozmowy z
Rebekah. Spojrzałam na zegarek była godzina 10.00, a więc do spotkania z
Eleną miałam jeszcze dużo czasu.
Wyszliśmy razem przez frontowe drzwi, a on następnie otworzył przede
mną drzwi samochodu. Pokręciła jedynie głową i uśmiechnęłam się sama
do siebie.
Minęło może z jakieś pięć minut, a panująca cisza zaczynała mi już
przeszkadzać.
- Myślisz, że ucieknę? Dlatego mnie eskortujesz pod same drzwi? -
zapytałam
- Czy już po prostu nie można być dżentelmenem? - odpowiedział mi
pytaniem na pytanie
- Pewnie normalnie powiedziałabym dziękuję, ale ty zawsze musisz mieć w
czymś interes, a wolałabym wierzyć, że przynajmniej nie jest tak teraz.
Ro
zd
zi
ał
X
V
II
I:
Me
re
d
ith
P
ie
rc
e
-
n
ie
o
p
is
an
a his
to
ri
a
b
y m
o
n
al
is
a0
0
175
W każdym razie będziemy przejeżdżać obok Grilla, więc chciałabym
skoczyć po kawę. Kofeina mnie odpręża! - rzuciłam i dalszym ciągu
wpatrywałam się w przednią szybę samochodu
- Rozchmurz się kochanie - usłyszałam po chwili, a samochód zjechał na
prawo i zatrzymał się obok wejścia do Grilla
- Nie boję się ciebie, ale to chyba wiesz - powiedziałam dalej wpatrując się
przed siebie - i może jestem głupia, ale wiem, że jakaś część ciebie nie
chcę mnie skrzywdzić - spojrzałam następnie w jego oczy, a później
chwyciłam za klamkę
Wysiadłam z samochodu ruszając w kierunku Grilla. Mogłam starać się za
każdym razem udawać, ale bałam się i to bardzo, tylko że w tym strachu
było coś jeszcze... coś czego chyba sama nie byłam w stanie nazwać.
** Damon**
- Kolejny cudowny dzień, żeby wypić coś na śniadanie w Grillu, co nie
Rick? - rzuciłem, bo naprawdę pomimo tego wszystkiego miałem dobry
humor
- Kawę - usłyszałem głos dziewczyny i wiedziałem, że należał do Meredith
Spojrzała na mnie, po czym przekręciła oczami i dodała - na wynos
- XXI wiek dobrze ci służy, patrząc na to, że naprawdę dobrze wyglądasz -
powiedziałem patrząc w jej stronę i jednocześnie popijając alkohol ze
szklaneczki
- No tak gdzie indziej mógłbyś spędzać dzień jak nie tu?! Zastanawia mnie
tylko co byście robili jakby Grill był zamknięty? - rzuciła i podeszła trochę
bliżej mnie
Ro
zd
zi
ał
X
V
II
I:
Me
re
d
ith
P
ie
rc
e
-
n
ie
o
p
is
an
a his
to
ri
a
b
y m
o
n
al
is
a0
0
176
- Jakie plany na dzisiejszy dzień? Kogo tym razem będziesz próbowała
zabić? - powiedziałem nie pozostałem jej dłużny i powoli dotknąłem jej
policzka zmuszając ją by na mnie spojrzała
Chciałem zobaczyć w jej oczach, że nie jest jeszcze za późno.
- Sam nie wiesz czego chcesz Damonie. A teraz daj mi spokój -
odpowiedziała cofając się do tyłu, gdy kelnerka zawołała ją po mały kubek
z kawą
- Oj daj spokój przecież wiem, że masz na moim punkcie bzika - rzuciłem
tym razem głośniej, a twarze chyba wszystkich osób w Grillu obróciły się
w naszym kierunku
- Chyba nie wiesz, że pomiędzy miłością, a nienawiścią jest cienka linia.
Łączy nas wspólna przeszłość, ale to wszystko, więc czaruj kogoś innego -
odparła i uśmiechnęła się w moim kierunku, a ja znalazłem się przy niej w
wampirzy tempie
- Powiedz, że masz jakiś plan?! Może i głupi tak jak pozostałe, ale zawsze
to by było coś. Nie wierzę, w to twoje zachowanie, a poza tym mam chyba
coś co należy do ciebie! - rzuciłem zastanawiając się nad tym czy
faktycznie udawała?! Czy jednak w tej swojej ślicznej główce coś knuła?
- Zupełnie jak 22 lipca 1864 roku, kiedy pierwszy raz się spotkaliśmy.
Miłego rozczarowania - odbijała piłeczkę za każdym razem
Nie miałem teraz zielonego pojęcia o co jej chodziło z tą datą, ale
musiałem zmusić ją w jakiś sposób do powiedzenia czegokolwiek... jeśli
nie dobrocią to groźbą.
- W której grasz drużynie?! Bo chyba najwyraźniej pomieszały ci się
kierunki z tego wszystkiego. Raz mnie ratujesz, teraz chcesz zabić?!
Zdecyduj się wreszcie! - powiedziałem coraz bardziej wkurzony ponieważ
te przepychanki słowne do niczego nie prowadziły
- W prawidłowej - odparła
Ro
zd
zi
ał
X
V
II
I:
Me
re
d
ith
P
ie
rc
e
-
n
ie
o
p
is
an
a his
to
ri
a
b
y m
o
n
al
is
a0
0
177
- Miło mi w takim razie to słyszeć - usłyszałem głos Klausa, który pojawił
niepostrzeżenie
- Jeszcze ciebie tu brakowało. Najpierw mój brat teraz ona, zacznij sobie
szukać przyjaciół może w innym mieście! - rzuciłem - Albo czemu i nie?
Może jednak porozmawiamy i powiesz nam wszystkim gdzie się podział
twój brat, bo chodzą słuchy, że nadział się na jakiś sztylet?! -
uśmiechnąłem się dumnie i spostrzegłem jakby dziewczyna pierwszy raz o
tym usłyszała ponieważ wyglądała na zaskoczoną
- Nie przyszedłem na pogawędki. Meredith, skarbie poczekaj w
samochodzie - powiedział, po czym podał jej kluczyki
Ona natomiast posłusznie opuściła lokal, a gdy tylko zniknęła Klaus
znowu spojrzał w moim kierunku. Oparłem swoją lewą dłoń na blacie,
a w tym czasie pojawiła się kelnerka, która przyniosła ciasto. Postawiła je
na ladzie obok metalowej łopatki do jego nakładania, a następnie odeszła.
- To już drugi raz kiedy stajesz mi na drodze - usłyszałem, a za nim się
spostrzegłem Klaus wbił tą metalową łopatkę w moją dłoń i dodał -
Następnym razem przebiję twoje serce - po czym ruszył w stronę drzwi
Chwyciłem za przedmiot i wyciągnąłem go pospiesznie. Na szczęście
jeszcze nikt nie zwrócił uwagi na to co tutaj przed chwilą zaszło.
Nic nie sprawiało bym chciał pozostawić Meredith przy życiu, a i ona
sama nie dawała mi żadnych powodów do tego. Dłoń po chwili uleczyła
się nie pozostawiając nawet najmniejszego draśnięcia. Usiadłem ponownie
obok Ricka.
- Ta dziewczyna naprawdę ma problem. Trafia na coraz to gorszego
palanta - skomentował to, a następnie napił się whisky ze szklaneczki
- Nie pomagasz Rick- rzuciłem
- Co się wydarzyło 22 lipca? To wtedy się poznaliście? Na jej miejscu
przeklinałbym ten dzień - ciągnął dalej
Ro
zd
zi
ał
X
V
II
I:
Me
re
d
ith
P
ie
rc
e
-
n
ie
o
p
is
an
a his
to
ri
a
b
y m
o
n
al
is
a0
0
178
Spojrzałem na niego, co go dzisiaj trafiło? To nie mnie miał dokopywać!
Zaczynałem sobie przypominać ten dzień, ale byłem pewien, że to nie tego
dnia się spotkaliśmy tylko było to dużo wcześniej.
- Spotkaliśmy się wcześniej, ale nie mam pojęcia o co jej z tym chodziło.
W każdym razie mam coś lepszego... to sztylet, którego szukaliśmy, a
najwidoczniej żadne z nich jeszcze nie zauważyło, że go brakuję -
powiedziałem uśmiechając się triumfalnie, chodź ta data cały czas nie
dawała mi spokoju
- Lepiej będzie jeśli odstawisz ten kieliszek. Damon to nie możliwe on
przepadł! Skąd to akurat ty go możesz mieć? i jakim cudem? - zapytał
Alaric, wyrzucając z siebie coraz to nowe pytania
Faktycznie to było dobre określenie cud. Jakaś część Meredith, ta której
sama się pozbyła chciała bym go miał na wszelki wypadek.
- Jak myślisz czego on może od niej chcieć? - zadał kolejne pytanie
- A skąd to ja mam wiedzieć?! Chociaż zdaje mi się, że za daleko szukamy
- brnąłem w to w dalszym ciągu próbując znaleźć odpowiedź
- Co masz na myśli? - zapytał
- Chodzi o jej krew... Katherine szukała dziecka, które posiadało w sobie
specjalną krew, aby wykupić siebie przed Klausem. Niestety to dalej nie
mówi nam nic konkretnego - powiedziałem kombinując dalej
- Czyli musimy założyć, że on o tym wie, że krew Meredith jest inna niż
Eleny, ale co to oznacza?
- Nie wiem Rick, ale musimy się tego dowiedzieć. Skoro nie mogę tego
wydusić z niej to zajmę się najsłabszym ogniwem - rzuciłem z uśmiechem
Ro
zd
zi
ał
X
V
II
I:
Me
re
d
ith
P
ie
rc
e
-
n
ie
o
p
is
an
a his
to
ri
a
b
y m
o
n
al
is
a0
0
179
** Meredith**
To nie mogło się dobrze skończyć, że też akurat musiałam chcieć
napić się tej kawy?! Byłam wściekła sama na siebie. Wiedziałam, że
Damon nie zrezygnuje tak łatwo... nie ze mnie, ale z możliwości zabicia
Klausa. Podeszłam do samochodu, chwyciłam za klamkę i ponownie
zajęłam swoje miejsce, a następnie włożyłam kluczyki do stacyjki.
Zamknęłam oczy, chciałam chodź przez chwilę uwierzyć, że nic z tych
rzeczy nie dzieję się naprawdę. Brakowało mi mojego dawnego życia,
teraz wszystkie kłopoty z 1864 roku wydawały się czymś banalnym w
porównaniu z tym co działo się teraz.
Wtedy usłyszałam trzaśnięcie drzwi, a Klaus zajął swoje miejsce po stronie
kierowcy. Momentalnie otworzyłam oczy i ruszyliśmy do rezydencji
Lockwoodów.
- Kto tym razem zginął? - zapytałam spoglądając w jego stronę
- Dlaczego tak myślisz, że ktoś mógłby zginąć? Czasem robię wyjątki -
powiedział spokojnie
- Może właśnie dlatego, że gdziekolwiek jesteś ludzie umierają dookoła
ciebie - odparłam pospiesznie
- Nie powinnaś sobie zawracać tym głowy, za bardzo się przejmujesz -
wiedziałam, że zauważył jak znowu zaczęłam się wszystkim martwić, a to
nie było dobre zagranie z mojej strony
W przeciągu kilku następnych minut żadne z nas się nie odezwało,
najwyraźniej zorientował się, że nie miałam ochoty na jakiekolwiek
rozmowy. Na szczęście samochód wjechał już na posesję Lockwoodów.
- Przyjadę po ciebie - usłyszałam
- Nie dziękuję, poradzę sobie - odparłam z całą złością i już miałam
wysiąść kiedy chwycił za moją rękę
Ro
zd
zi
ał
X
V
II
I:
Me
re
d
ith
P
ie
rc
e
-
n
ie
o
p
is
an
a his
to
ri
a
b
y m
o
n
al
is
a0
0
180
- Możesz przestać traktować mnie w ten sposób - spojrzał na mnie w tym
czasie, gdy obróciłam się w jego kierunku
- Na razie nie dajesz mi żadnych powodów by mogło być inaczej -
odpowiedziałam, po czym mnie puścił, a ja wysiadłam z samochodu
Nie miałam pojęcia dlaczego pozwalał mi na takie zachowanie. Wiedział,
że to ja czasem za bardzo naciskam i to przeze mnie jest wściekły. Już
dawno zabiłby każdą inną osobę na moim miejscu, ale mi wybaczał to co
robiłam.
Ruszyłam powoli w kierunku schodów do głównego wyjścia i mimo, że
nie powinnam tak się czuć to czułam, że było mi przykro z powodu
mojego zachowania, ale czy nie mówiłam mu prawdy?! Nacisnęłam na
dzwonek do drzwi, które po chwili się otworzyły.
- Witaj, ty musisz być Meredith. Klaus dzwonił dzisiaj i uprzedzał, że
będziesz chciała się dowiedzieć więcej informacji na temat przyjęcia, które
organizujemy. Zapraszam - mówiła tak szybko, że nie zdążyłam nawet się
odezwać
Myślałam, że będę musiała się tłumaczyć, po co i dlaczego tutaj jestem, ale
najwyraźniej Klaus zdążył namówić panią burmistrz do opowiedzenia mi
wszystkich informacji odnośnie Dnia Założyciela.
- Bardzo mi miło w takim razie, że zgodziła się pani znaleźć dla mnie czas
- odparłam, gdy tylko przekroczyłam próg rezydencji
- Przejdźmy może do głównego salonu - zaproponowała, a później
wskazała mi odpowiednie pomieszczenie
Ten dom był przepiękny i nie można było temu zaprzeczyć. Wszystkie
rzeczy, które się tutaj znajdowały od antyków po sofy były w idealnym
stanie.
Usiadłam na łososiowej kanapie, a pani Lockwood naprzeciwko mnie.
- Napijesz się kawy moja droga? - zapytała po chwili
Ro
zd
zi
ał
X
V
II
I:
Me
re
d
ith
P
ie
rc
e
-
n
ie
o
p
is
an
a his
to
ri
a
b
y m
o
n
al
is
a0
0
181
- Nie dziękuję... proszę nie robić sobie kłopotu - odparłam, ale
zauważyłam, że wstała z miejsca i ruszyła w stronę serwisu, który
postawiła na stoliku stojącym przede mną
Zwróciłam przy tym uwagę jak trzęsły jej się ręce. Czy się mnie bała?
Pewnie tak, a i zapewne domyślała się, że jestem wampirem. Uwielbiałam
kiedyś rozmawiać z ludźmi, słuchałam ich problemów, pomagałam,
starłam oswoić, aby mogli mi ufać. Natomiast teraz miałam wrażenie, że
wszystko przepadło nieodwołalnie.
- Ja pomogę. Naprawdę nie musi się mnie pani obawiać - powiedziałam i
uśmiechnęłam się do niej kiedy nalewałam kawę z dzbanka
Widziałam jak pospiesznie upiła łyk kawy ze swojej filiżanki.
- W takim razie Meredith w czym mogę ci pomóc? - zapytała pani
burmistrz, a ja zwróciłam uwagę, że już się rozluźniła
- Proszę mi opowiedzieć o przyjęciu, jak będzie wyglądało? - zadałam
pytanie mimo tego, że tak naprawdę to w ogóle mnie to nie obchodziło
Słuchanie wszystkiego na temat Balu odbierało mi siły, a wspomnienia
stawały się coraz mocniejsze. Carol Lockwood mówiła na temat
dekorowania głównej sali balowej, o tych wszystkich specjalnie
przynoszonych rzeczach przez każdą rodzinę założycieli. Ja jedynie
obawiałam się, że zobaczę coś co było na moim ostatnim Balu w 1864 i
ten mur, który zaczęłam budować dookoła siebie zacznie się rozpadać.
Odrzuciłam te myśli jak najdalej, bo teraz miało być całkowicie inaczej.
Spojrzałam na zegar stojący przy ścianie była już godzina 12,30, a więc nie
miałam za dużo czasu.
- Chciałabym zapytać jeszcze o klucze, które posiada każdy z Założycieli.
Czy one również zostaną przyniesione na tą uroczystość?
- Oczywiście, każdy z nas posiada taki klucz. Jeśli będziesz je chciała
zobaczyć na przyjęciu to będą na końcu tego korytarza razem z innymi
pamiątkami - odparła i uśmiechnęła się do mnie
Ro
zd
zi
ał
X
V
II
I:
Me
re
d
ith
P
ie
rc
e
-
n
ie
o
p
is
an
a his
to
ri
a
b
y m
o
n
al
is
a0
0
182
- Czy w takim razie mogłabym zobaczyć przynajmniej jak wygląda ten
należący do pani rodziny? - zapytałam
- Za chwilę go przyniosę
Kiedy burmistrz Lockwood zniknęła z zasięgu mojego wzroku podeszłam
do laptopa leżącego na biurku, do którego za pomocą kabla podpięłam mój
telefon i kliknęłam na ikonę drukuj. Drukarka działała bardzo sprawnie
drukując wszystkie strony, które musiałam przekazać Elenie. Spakowałam
po chwili kartki do torebki i ponownie zajęłam swoje miejsce. Carol
ponownie pojawiła się po chwili trzymając w ręku stary klucz.
- Nie wiem nawet czy ma jakąś wartość, ale skoro jest przekazywany z
pokolenia na pokolenie to staramy się działać w wierze naszych przodków
- powiedziała i podała mi przedmiot
- Dziękuję w takim razie, że poświęciła mi pani, aż tyle czasu. To będzie
na pewno udane przyjęcie - grzecznie podziękowałam za spotkanie
Odstawiałam filiżankę na stolik, a klucz podałam pani burmistrz i wstałam
z sofy.
- Miło będzie cię również zobaczyć na samym Balu Założycieli. Dobrze
jest spotykać takie osoby jak ty Meredith - odpowiedziała, a później
pokierowała mnie w stronę drzwi
Dziwnie się czułam, gdy użyła słowa osoby, czyli nie człowieka, ale
dobrze było, że nie traktowała mnie jak potwora pomimo tego, że to ja
stałam za tymi wszystkimi morderstwami ostatniego tygodnia. Nie
chciałam się tak więcej zachowywać, ale czy miałam jakieś inne wyjście?!
Ruszyłam przed siebie. Pokonywanie całej drogi w wampirzym tempie nie
sprawiało mi żadnej trudności. Kiedy przybyłam na most zobaczyłam
zaparkowany samochód po jego drugiej stronie. Uczucia znowu musiałam
wyłączyć, Elena również miała uwierzyć w tą całą bajeczkę.
Ro
zd
zi
ał
X
V
II
I:
Me
re
d
ith
P
ie
rc
e
-
n
ie
o
p
is
an
a his
to
ri
a
b
y m
o
n
al
is
a0
0
183
** Damon**
Minęło może z jakieś pół godziny odkąd Klaus z Meredith opuścili
Grilla. Jeśli chodziło o zabranie się za najsłabsze ogniwo to teraz miałem
dobrą okazję. Zobaczyłem, że obok mnie na barowym stołku usiadła
Rebekah.
- Nie w szkole? - zapytałem chwytając za pusty kieliszek i nalałem do
niego whisky, który przesunąłem w kierunku wampirzycy
- Czego chcesz?! Nie mam czasu - odparła odpychając kieliszek w moją
stronę
- Nie martw się... twój brat o niczym się nie dowie, że wagarujesz -
mówiłem to starając się być dla niej naprawdę miły i posyłając przy tym
olśniewający uśmiech - Właśnie wpadł tutaj i gdzieś udał się z Meredith.
Nie wiesz przypadkiem gdzie? - zapytałem spoglądając najpierw na Ricka,
a później na nią
- No tak... mogłam się tego domyślić, ale po moim trupie się tego dowiesz.
Rozumiem, że twój wredny humor wynika z tego, że dała ci kosza. Żałuję,
że tego nie widziałam - odparła uśmiechając się, a następnie napiła się
alkoholu i ruszyła w kierunku drzwi, a ja w wampirzym tempie znalazłem
się przy niej
- Ona nic dla mnie nie znaczy, a powiem ci tak w tajemnicy, że są dużo
ładniejsze i mądrzejsze dziewczyny - wymruczałem jej do ucha - Co
powiesz na mile spędzony wieczór, a wierz mi naprawdę potrafię być
czarujący - ciągnąłem tą całą sztuczkę uwiedzenia jej
Obróciła się jedynie w moim kierunku, a następnie spojrzała w moje oczy.
Potrafiłem flirtować z kobietami i przynajmniej w tej chwili chciałem to
wykorzystać by dowiedzieć się co tak naprawdę kombinuję Klaus.
Ro
zd
zi
ał
X
V
II
I:
Me
re
d
ith
P
ie
rc
e
-
n
ie
o
p
is
an
a his
to
ri
a
b
y m
o
n
al
is
a0
0
184
Patrzyła jeszcze na mnie przez chwilę, po czym ruszyła w stronę drzwi.
Nie musiała nic mówić wiedziałem, że się udało.
** Meredith**
Dziewczyna spostrzegła mnie, a następnie wyszła z samochodu i
ruszyła w moim kierunku zachowując się przy tym z rezerwą.
- Widzę, że jednak przyjechałaś i to bez obstawy - powiedziałam, gdy była
naprawdę blisko, by usłyszeć moje słowa
Moja inna strona cierpiała, na samą myśl o tym, że kiedyś mogłam
normalnie rozmawiać z Eleną, a teraz ona się mnie bała. Skarciłam samą
siebie w myślach za własne wspomnienia, ale najwyraźniej byłam ich
wiecznym niewolnikiem.
- Jednak żyjesz?! Meredith wróć do nas jeszcze wszystko się ułoży. Wiem,
że nie chciałaś być taka jak Katherine i nie musisz... - mówiła coraz
szybciej
- Eleno daruj sobie, nie przyszłam tutaj, abyś starała się mnie nawrócić.
Przejdźmy w takim razie do konkretów - powiedziałam sucho - Klaus
odnalazł drugą księgę Petrovy. Niestety została ona napisana przez
czarownice, a ja niestety nie jestem w stanie jej odczytać, dlatego sądzę, że
dla Bonnie nie powinno to stanowić żadnego problemu - wyrzuciłam to w
końcu z siebie, po czym wyciągnęłam z torebki kartki, które udało mi się
wydrukować
- Dlaczego Klaus ci ich nie przetłumaczy? - zapytała dziewczyna kiedy
podałam jej kartki
To było bardzo dobre pytanie, ale odpowiedź była prosta ponieważ
prawdopodobnie dotyczyły mnie.
Ro
zd
zi
ał
X
V
II
I:
Me
re
d
ith
P
ie
rc
e
-
n
ie
o
p
is
an
a his
to
ri
a
b
y m
o
n
al
is
a0
0
185
- Eleno nie proszę cię o zadawanie kolejnych pytań po prostu zajmijcie się
tym! Macie 24 godziny, a jak wam się nie uda to znajdę sobie osobę na
której będę mogła się wyładować - rzuciłam - Oczywiście nie muszę
dodawać, że masz trzymać to w sekrecie. Nie chcę by Damon się o tym
dowiedział i znowu zrobił coś głupiego, a i powtórz mu, żeby oddał mi to
co do niego nie należy - powiedziałam zdecydowanie
Przypomniała mi się sen, ten w którym moja ludzka część oddała sztylet
Damonowi. Niestety pamiętałam jedynie jakieś strzępki z tej rozmowy.
Już miałam odejść, gdy usłyszałam głos Eleny.
- Jak możesz się tak zachowywać, patrzyłaś na to co robiła Katherine, na to
co robi Klaus. Oni zabijają ludzi chcesz być taka jak oni?! Co jeżeli Klaus
zrobi krzywdę, któremuś z nas: mi, Bonnie, Caroline, Jeremiemu,
Stefanowi czy Damonowi. Będziesz stać i na to patrzeć?! Wiemy co
Katherine ci zrobiła - krzyknęła dziewczyna, a ja po tych słowach
obróciłam się ponownie w jej kierunku
- To nie ma znaczenia Eleno co się ze mną stanie, a twoim zadaniem jest
trzymać te wszystkie osoby jak najdalej ode mnie i od tej całej sprawy. Nie
mogę wszystkiego zrobić sama
- Ma znaczenie... ponieważ ty taka nie jesteś. Damon kazał powiedzieć
Katherine prawdę, kiedy myśleliśmy, że nie żyjesz. On pamięta wszystko
Meredith - spojrzała na mnie z żalem - To dlatego karzesz mi trzymać go z
dala, bo go dalej kochasz, prawda?
- Po raz kolejny ci powtórzę to nie ma znaczenia, on teraz kocha ciebie, ale
rozumiem, że poszedł do przodu, a to tylko ja ugrzęzłam gdzieś pośrodku -
odparłam, chodź trzymałam te słowa ukryte gdzieś we mnie i bałam się je
powiedzieć na głos - To nie jest teraz takie proste, sama nie wiem co czuję
- Jesteś bardziej podobna do Stefan, jesteś dobra i tego musisz się trzymać
- mówiła powoli do mnie podchodząc
- Nic o mnie nie wiesz, znałaś mnie zaledwie tydzień, a myślisz, że masz
prawo mnie oceniać? Ja zabiłam tych ludzi, nie ma we mnie niczego
dobrego. Myślisz, że przez całe wieczne życie chcę cierpieć? Najwyraźniej
Ro
zd
zi
ał
X
V
II
I:
Me
re
d
ith
P
ie
rc
e
-
n
ie
o
p
is
an
a his
to
ri
a
b
y m
o
n
al
is
a0
0
186
Katherine nie powiedziała wam wszystkiego, ale może powinnaś usłyszeć
o tym ode mnie?!
Rok 1864
Od kilku dni byłam zamknięta w piwnicy, która była ciemna i brudna, ale
to nie miało znaczenia skoro Katherine odebrała mi wszystko. Nagle
usłyszałam szelest za drzwiami, to była moja siostra. Otworzyła drzwi, po
czym przekroczyła próg trzymając w ręku dwie sukienki. Jedna była koloru
bordowego, a druga niebieskiego.
- Meredith jak myślisz, która będzie bardziej pasować na przyjecie Założycieli? -
zapytała jak gdyby nigdy nic, a następnie zaczęła spoglądać to na jedną
sukienkę to na drugą
- Dlaczego mi to robisz? - krzyknęłam, a łzy zaczęły płynąć po moich
policzkach
- Która? - zapytała tym razem poważniej, a uśmiech z jej twarzy zniknął -
Dobrze, jeśli którąś nie wybierzesz, to ktoś może zginąć, może Damon?
- Niebieska - powiedziałam przerywając jej w pół słowa byle by przestała mnie
torturować - Po co to wszystko dlaczego mnie nie zabijesz, oby dwie będziemy
miały to z głowy?!
- Nie ma takiej możliwości. Nie po to czekałam, aż urodzi się taka osoba jak ty,
by teraz wszystko zaprzepaścić
- Co ty znowu planujesz? Przed kim uciekasz? - zapytałam ponieważ zdałam
sobie teraz z tego sprawę, że ciągłe przemieszczanie się było jedynie ucieczką
- To nie jest ważne, dowiesz się wkrótce - odparła i wyszła zamykając za sobą
drzwi
Usiadłam na małej ławeczce w kącie wpatrując się w małe okienko. Czas mijał,
a dzień ponownie zataczał swój krąg, aż zapadł mrok. Moje myśli krążyły
Ro
zd
zi
ał
X
V
II
I:
Me
re
d
ith
P
ie
rc
e
-
n
ie
o
p
is
an
a his
to
ri
a
b
y m
o
n
al
is
a0
0
187
dookoła Balu Założycieli. Widziałam Katherine wchodzącą na przyjęcie i te
setki osób wpatrujące się w nią, które nie zdawały sobie sprawy z tego jakim
była potworem.
Z moich rozmyślań wyrwał mnie głos otwieranych drzwi, tym razem była to
Emily, która przyniosła mi coś do jedzenia.
- Emily wypuść mnie, proszę - mówiłam do niej szarpiąc ją za rękaw
- Panienko nie mogę - odparła spoglądając na mnie
- Proszę tylko ten jeden raz, muszę to przerwać ona nie może tak bawić się
ludźmi. Muszę ją powstrzymać! - powiedziałam z przerażeniem, chodź nie
wiedziałam co mogłabym zrobić
- Dobrze, ale tylko ten jeden raz - odparła, a następnie pomogła mi wstać i
zaprowadziła do mojego pokoju - Musisz jeszcze o czymś wiedzieć. Cokolwiek,
by się działo weź to - podała mi srebrny sztylet - Katherine to nie powstrzyma,
ale ty możesz uratować tych, których kochasz. Pamiętaj Meredith życie za życie
- kiwnęłam jedynie głową, chodź nie wiedziałam co to w ogóle może znaczyć
Po tej rozmowie Emily pomogła mi się przebrać, uczesać włosy, ale nie była w
stanie sprawić, by moje oczy nie były czerwone od płaczu. Podała mi małą
torebeczkę, do której schowała owinięty w białą szmatkę sztylet.
Wyszłam przez frontowe drzwi i ruszyłam do przodu, szłam coraz szybciej, a
na końcu zaczęłam już nawet biec. Dotarłam po jakimś czasie do rezydencji
Lockwoodów, przed którą stały zaparkowane bryczki, a goście wchodzili przez
główne drzwi.
Po chwili i ja znalazłam się w środku. Szłam powoli pomiędzy gośćmi i mimo,
że niektóre osoby rozpoznawałam to miałam wrażenie, że oni mnie nie
pamiętali. Na szczęście odnalazłam Damona, który stał na środku pokoju i
wpatrywał się w dal. Podeszłam do niego, a on spojrzał na mnie uśmiechnął się
i dalej patrzył przed siebie. Podążyłam za jego wzrokiem i zobaczyłam
Katherine tańczącą ze Stefanem. Wszystko wyglądało jak najgorszy koszmar
Ro
zd
zi
ał
X
V
II
I:
Me
re
d
ith
P
ie
rc
e
-
n
ie
o
p
is
an
a his
to
ri
a
b
y m
o
n
al
is
a0
0
188
pośrodku, którego się znalazłam. Łzy wypełniły moje oczy, ale wtedy
usłyszałam szepty pomiędzy ludźmi zgromadzonymi na parkiecie - Biały walc
- Czy mogę prosić? - zapytałam grzecznie
- Oczywiście - odparł z chłodnym uśmiechem, tak jakby tańczenie ze mną było
czymś co musiał zrobić przez grzeczność
Przez ten cały czas kiedy tańczyliśmy on dalej wpatrywał się w Katherine jakby
nic innego go nie interesowało tylko ona. Całkowicie nie zwracał na mnie
uwagi. Tym razem łzy zaczęły płynąć po moich policzkach, nie byłam w stanie
tego wytrzymać.
- Dziękuję - odparłam, gdy muzyka się skończyła
On spojrzała w moje załzawione oczy, po czym wyciągnął białą chusteczkę i
powoli starł moje łzy. Miałam nadzieję, że jednak mnie pamięta, ale ponownie
wpatrywał się w moją siostrę, a ja podążyłam za jego wzrokiem. Spostrzegłam,
że tym razem Katherine to mi się przygląda.
- Czy my się skądś znamy? - zapytał, ale ja musiałam już stąd uciekać, bo
wampirzyca właśnie dziękowała Stefanowi za taniec i chciała już iść w moim
kierunku
- Weź to - powiedziałam i dałam mu mój wisiorek z błękitnym diamentowym
serduszkiem, a następnie wybiegłam przez główne wyjście i zaczęłam biec przed
siebie
W ogóle nie wiedziałam dokąd biegłam, ale byle jak najdalej od tego miejsca.
Niestety drogę zagrodziła mi Katherine, która pojawiła się znikąd.
- Miałaś siedzieć zamknięta, tego też nie rozumiesz. Nie potrafisz być
posłuszna, ale tego cię właśnie nauczę - powiedziała, a następnie się na mnie
rzuciła wbijając swoje ostre kły w moją szyję
Myślałam, że umrę, ale obudziłam się. Nie wiem jak długo byłam nieprzytomna,
ale dwie małe ranki na mojej szyi zdążyły już zaschnąć. Stanęłam niepewnie na
nogach i wtedy usłyszałam dwa strzały, więc ruszyłam w tamtym kierunku.
Ro
zd
zi
ał
X
V
II
I:
Me
re
d
ith
P
ie
rc
e
-
n
ie
o
p
is
an
a his
to
ri
a
b
y m
o
n
al
is
a0
0
189
Wybiegłam na polną drogę i wtedy zobaczyłam Stefana i Damona leżących na
ziemi, którzy już się nie ruszali.
- Nie, nie, nie - powtarzałam bez końca, szturchając ich by się obudzili i wtedy
przypomniało mi się to co powiedziała Emily, życie za życie
Wyciągnęłam sztylet, chwyciłam go w dwie dłonie i pomimo tego, że cały czas
trzęsły mi się ręce wbiłam go sobie w brzuch.
Moje życie i tak nie miało żadnego znaczenia. Po prostu bez niego nie istniałam.
Wróciłam do teraźniejszości, a następnie spojrzałam na Elenę. Zobaczyłam
w jej oczach łzy.
- Emily wytłumaczyła mi wszystko, że skoro Damon i Stefan mieli w sobie
krew Katherine to nie mogłam ich uratować, ale za to uaktywniłam tą
durną klątwę Petrovy, o którą chodziło Katherine. To dlatego nie chcę
niczego pamiętać, bo jedyne co mam to ból - powiedziałam
Dziewczyna wydawała się w dużym szoku, jakby nic więcej nie była w
stanie powiedzieć. Mogła nie akceptować tego co teraz robiłam, ale
przynajmniej znała prawdę.
- Spotkajmy się tu jutro o tej samej porze - powiedziałam łagodniej,
a następnie zniknęłam w wampirzym tempie zostawiając Elenę samą i
ruszyłam w drogę powrotną
Ciąg dalszy nastąpi…