ROZDZIAŁ XVIII - ROZSTANIE
Edward
Szliśmy w milczeniu przez rezydencję. Całą drogę mocno trzymałem jej dłoń i układałem sobie w głowie to, co przed chwilą się wydarzyło. Zastanawiałem się, co mam jej powiedzieć i co ona powie mi. W głębi duszy ciągle miałem nadzieję, że chociaż część z tego, co zostało powiedziane, okaże się nieprawdą, że to wszystko nie oznacza rozstania. Wyszliśmy z posiadłości i udaliśmy się do ogrodu. Posadziłem Bells na ławce i usiadłem.
- Isabello - zacząłem - uwierz mi, nie miałem pojęcia, że nie widzisz z mojego powodu. Nawet jeśli prowadził Seth, to i tak czuję się winny. Okropnie męczy mnie także zachowanie ojca w stosunku do ciebie.
- Edwardzie, błagam, przestań się kajać przede mną. Czy ty nie widzisz, że cię wykorzystałam? Czemu tobie jest przykro?
- Bo cię kocham.
- Nie bądź śmieszny, Edwardzie - parsknęła. - Znamy się dwa tygodnie. Mało rozmawiamy, więc nawet nie wiemy o sobie zbyt wiele. Łączył nas seks, dobry seks. To wszystko.
- Nieprawda! - Pokręciłem głową, a w oczach pojawiły się łzy. - Nie wierzę, że nic do mnie nie czujesz. Myślałem, że miłość od pierwszego wejrzenia nie istnieje, ale poznałem ciebie…
- Edwardzie, byłeś dla mnie instrumentem, przykro mi. Wykorzystałam cię - mam ci to przeliterować, abyś zrozumiał? Nie jestem najlepszym człowiekiem. Nie wierzę także w miłość od pierwszego wejrzenia, bo jakbyś nie zauważył, jestem ślepa. - Wybuchła śmiechem.
- Bello, błagam cię, nie odpychaj mnie… - Byłem już na skraju załamania. - Nawet nie wiesz, ile dla mnie znaczysz.
- Jesteś nieznośny! Edwardzie, jedyne czego żałuję w tej chwili to tego, że ta rozmowa nie odbyła się nazajutrz - miałam nadzieję na pożegnalny seks! Chociaż już wczoraj zapobiegawczo dałam z siebie wszystko.
Zadała mi ostateczny cios, wypowiadając te słowa. Ona faktycznie wszystko sobie zaplanowała, nawet pieprzenie na „do widzenia”. Jeszcze nigdy nikt mnie tak nie zranił, ale nigdy też w moim życiu nie było kogoś takiego jak Bella.
- Ja się tak łatwo nie poddam! Jeszcze ci udowodnię, że i ty mnie kochasz!
- Czy to groźba? - Zaśmiała się ironicznie. - Mam się bać? A może powinnam zatrudnić ochronę?
Nie odpowiedziałem. Złapałem ją w ramiona i mocno przycisnąłem swoje wargi do jej. Nawet nie drgnęła. Odszedłem, zostawiając ją samą w nieznanym miejscu. Czułem się jak mały, skrzywdzony chłopiec. Biegłem przez ogród, co chwila potykając się o jakieś gałęzie, a łzy same cisnęły mi się do oczu.
- Będę o ciebie walczył, Isabello! - krzyknąłem i upadłem na trawę. Leżałem tak dobre dwie godziny, analizując każdą minutę od momentu naszego pierwszego spotkania. Będę walczył! - obiecałem sobie w myślach.
Bella
Szliśmy w milczeniu przez rezydencję. Całą drogę mocno trzymał moją dłoń. Pewnie zastanawiał się, co ma mi powiedzieć. Ja także nad tym myślałam. Nie wiedziałam, czy wyznać mu prawdę już teraz, czy może udać niewiniątko i zabawić się jeszcze ostatni raz.
Wykładałam sobie w głowie wszystkie za i przeciw, postanowiłam jednak być odrobinę ludzka i dać mu już święty spokój. Tak, zakończę tę farsę! Wyszliśmy z posiadłości i udaliśmy się do ogrodu. Posadził mnie na ławce i usiadł obok.
- Isabello - zaczął - uwierz mi, nie miałem pojęcia, że nie widzisz z mojego powodu. Nawet jeśli prowadził Seth, to i tak czuję się winny. Okropnie męczy mnie także zachowanie ojca w stosunku do ciebie.
- Edwardzie, błagam, przestań się kajać przede mną. Czy ty nie widzisz, że cię wykorzystałam? Czemu tobie jest przykro? - Wkurzał mnie niemiłosiernie. Nie miałam siły go słuchać.
- Bo cię kocham.
Tego już było za wiele! Jak on śmie być tak głupi?! To nie jest normalne. Miałam ochotę mu przywalić. Zacisnęłam pięści. Nie, nie mogę tego zrobić. Bello, oddychaj - uspokajałam samą siebie. Wzięłam głęboki wdech, co okazało się błędem. Natychmiast poczułam zapach Edwarda. Siedział tak blisko, wystarczyło przysunąć się odrobinę i… NIE! Sprzeczne myśli krzyczały na siebie. W mojej głowie powstały dwa obozowiska, próbujące zwalczyć się nawzajem. Dość!
- Nie bądź śmieszny, Edwardzie - parsknęłam, starając się brzmieć poważnie. - Znamy się dwa tygodnie. Mało rozmawiamy, więc nawet nie wiemy o sobie zbyt wiele. Łączył nas seks, dobry seks. To wszystko.
Myślę, że to był ten przysłowiowy gwóźdź do trumny. I niewiele się pomyliłam.
- Nieprawda! - krzyknął. - Nie wierzę, że nic do mnie nie czujesz. Myślałem, że miłość od pierwszego wejrzenia nie istnieje, ale poznałem ciebie…
Nie mogłam tego słuchać. Boże on jest taki żałosny! Poczułam delikatny, słony zapach i usłyszałam, że Edward cicho pociąga nosem. Cholera, on płakał. Przez chwilę poczułam wyrzuty sumienia, chciałam go przytulić z czysto ludzkiego odruchu, ale natychmiast przywołałam się do porządku.
- Edwardzie, byłeś dla mnie instrumentem, przykro mi. Wykorzystałam cię - mam ci to przeliterować, abyś zrozumiał? Nie jestem dobrym człowiekiem. Nie wierzę także w miłość od pierwszego wejrzenia, bo jakbyś nie zauważył, jestem ślepa! - Piękna riposta, byłam z siebie dumna. W moim przypadku nieprawdziwe było nawet stwierdzenie, że miłość jest ślepa - miłość w świecie Belli Swan nie istnieje!
- Bello, błagam cię, nie odpychaj mnie… - Głos mu się trząsł. - Nawet nie wiesz, ile dla mnie znaczysz.
Wiedziałam to, a przynajmniej się domyślałam. Niewiele jednak mnie to obchodziło.
- Jesteś nieznośny! Edwardzie, jedyne czego żałuję w tej chwili, to tego, że ta rozmowa nie odbyła się nazajutrz - miałam nadzieję na pożegnalny seks! Chociaż już wczoraj, zapobiegawczo dałam z siebie wszystko.
To akurat była prawda. Żałowałam, że Edward tak szybko postanowił odwiedzić rodziców - liczyłam na jeszcze parę miesięcy zabawy. Ach, ci faceci, wszystko potrafią zepsuć.
- Ja się tak łatwo nie poddam! Jeszcze ci udowodnię, że i ty mnie kochasz!
Bałam się, że zechce spełnić swoją obietnicę. Bałam się, że mu ulegnę, nie tego że go pokocham, ale że zacznę tą miłość udawać, aby mieć go znów dla siebie. Nie wiedziałam, czemu, ale naprawdę nie chciałam go więcej krzywdzić.
- Czy to groźba? - Zaśmiałam się niemal histerycznie. - Mam się bać? A może powinnam zatrudnić ochronę?
Nie odpowiedział. Złapał mnie i pocałował łapczywie. Chciałam odwzajemnić pocałunek, on był taki pociągający. Nie drgnęłam, jednak. Puścił mnie. Odszedł, zostawiając mnie samą w nieznanym mi miejscu. Słyszałam, jak biegnie przez ogród.
- Będę o ciebie walczył, Isabello! - krzyknął i prawdopodobnie się przewrócił, bo usłyszałam trzask łamanych gałązek.
Niedoczekanie! Uparty jak osioł! Trzeba będzie go jakoś zniechęcić - pomyślałam i nie wiedząc, dlaczego pierwszy do głowy przyszedł mi James. Niedoczekanie- powtórzyłam w myślach.