Oczy szeroko zamknięteXXIII


ROZDZIAŁ XXIII - ZMIANY

Bella

Leżałam na szpitalnym łóżku. Operacja miała odbyć się za godzinę. Z jednej strony cieszyłam się, że to już. W końcu trzy lata na to czekałam, trzy lata zasranej ciemności. Wierzyłam, że zabieg powiedzie się w stu procentach i nie mogłam się doczekać, kiedy ponownie ujrzę słońce, kwiaty, łabędzie oraz moich najbliższych. I po raz pierwszy Edwarda.
Właśnie, Edward. To była druga strona medalu. Byłam zła, że nie zobaczyłam jego solówki. Alice obiecała, że zdobędzie dla mnie nagranie, ale to nie to samo. Wciąż nie potrafiłam nazwać uczucia, jakie rosło we mnie. Czy to możliwe, że czuję coś do Edwarda? - zastanawiałam się. Nie, na pewno nie! To tylko poczucie winy. Zdzira Swan ma sumienie -zaśmiałam się w duchu.
- Jak się czujesz, córeczko ? - Tata przerwał mi rozmyślania.
- Jestem podekscytowana i… - zawahałam się.
- I co? Boisz się? Nie martw się, skarbie. Wszystko będzie dobrze, uda się!
- Wiem. Jednak, mimo to, jestem przerażona. Tato, kocham cię.
- Ja ciebie też, malutka, ja ciebie też.
Ojciec pocałował mnie w czoło i mocno przytulił. Wówczas drzwi się otworzyły.
- A co to za miny? Pogrzeb planujecie?
- Jasper, nie strasz siostry! Ona i tak się denerwuje.
- Przepraszam, Bells. Będę czekał na ciebie. Powodzenia, siostro!
- Dzięki, mój wielki bracie - zaśmiałam się.
Rozmawialiśmy jeszcze jakieś piętnaście minut, gdy weszły dwie pielęgniarki.
- Już czas. Zabieramy cię na salę.
Nie odpowiedziałam nic. Ścisnęłam mocniej dłoń brata, by po chwili niechętnie ją puścić.
Pamiętam tylko moment usypiania, czułam, że lecę, a na końcu mojej podróży czekał na mnie… Edward. Czyżby los decydował za mnie?
Trzy dni leżałam z opatrunkami. Kolejne trzy dni ciemności. Carlisle powiedział, że wszystko się udało, że nie powinno być żadnych niespodzianek. Odwiedzali mnie wszyscy najbliżsi mi ludzie, ale nie miałam ochoty na rozmowy. Operacja mnie wymęczyła - spałam prawie non stop. Każdy mój sen był o Nim, co dodatkowo sprawiało, że miałam ochotę robić to nieustannie.

- Bello, otwórz oczy! - nakazał mi Carlisle.
Powoli podniosłam powieki, jednak oślepiło mnie światło i na powrót mocno je zacisnęłam.
- Bello, otwórz oczy! - powtórzył.
Niechętnie powtórzyłam ten proces, tym razem udało mi się utrzymać je otwarte.
- Ile palców widzisz? - zapytał.
- Dwa uniesione i trzy zgięte - odpowiedziałam.
- Świetnie. - Odetchnął z wyraźną ulgą. - Zatem wszystko jest w porządku. Zawołam twojego ojca.
- A gdzie jest Edward?
- Bello, zostaw mojego syna w spokoju. Nie ma go tu, bo nie chce cię widzieć. Wystarczająco go skrzywdziłaś.
Miał rację. Nawet nie wiedziałam, po co o niego spytałam.
- Ma pan rację. To pytanie było nieprzemyślane - odparłam po chwili namysłu. - Proszę zawołać tatę.
Wyszedł, a mój wzrok powędrował za nim.
Edward był ze mną w każdym moim śnie, był ze mną podczas narkozy - wiedziałam, czemu o niego spytałam. Wiedziałam to i bałam się tego - kochałam Edwarda.
Tata niemalże wbiegł do pokoju. Ujrzałam jego zapłakaną twarz i dołączyłam do niego, szlochając. Siedzieliśmy w milczeniu, pozwalając naszym łzom płynąć swobodnie przez kilka minut. Charlie pierwszy mnie puścił i spojrzał na mnie swoimi brązowymi oczami.
- Nawet nie wiesz, jaki jestem szczęśliwy, skarbie - powiedział.
- Ja też. - Łkałam. - Wreszcie widzę ciebie, twoją twarz i wszystko, co mnie otacza. Spełniło się moje marzenie. Pomyśleć, że trzy lata męczyłam się tylko dlatego, że miałam pecha trafiać na konowałów.
- To już nieważne, córeczko. - Przytulił mnie ponownie.
- Masz rację. - Odwzajemniłam uścisk. - Masz absolutną rację.
Gdy rozmawiałam z tatą, drzwi do pokoju otworzyły się, a moje usta wygięły się w uśmiechu.
- Alice, Jazz tak się cieszę, że was WIDZĘ - zaakcentowałam ostatnie słowo, śmiejąc się przy tym jak wariatka na przepustce.
- My także - zachichotali.
Przegadaliśmy kilka godzin we czwórkę, a żartom i wygłupom nie było końca. Wreszcie udało mi się zostać samej z Alice. Chciałam podpytać ją jak koncert i jak wypadł Edward.
Chciałam wiedzieć czy u niego wszystko w porządku, czy o mnie pytał i jak się czuje?
Od czego zacząć? - zastanawiałam się, ale Alice mnie wyręczyła.
- Bells, muszę ci coś powiedzieć - zaczęła nieśmiało. - Edward…
- Co? Co z nim? Alice, no, mówże wreszcie - ponagliłam milczącą przyjaciółkę.
- On znów zemdlał, podczas solówki. Jest tutaj, piętro niżej - na neurologii.
- Czemu tam? Wiadomo, co mu jest?
- Chyba tak, ale nikt nic mi nie powiedział. Carlisle mnie zbywa, gdy tylko zapytam, a u Eda byłam raz, ale spał. Posiedziałam z nim godzinę i pielęgniarka mnie wyrzuciła.
- Alice, ja muszę go zobaczyć, muszę z nim porozmawiać! Wiesz, ja… Kocham go!
- Wiem.
- Jak to, skąd? Ja sama dopiero dziś sobie to uświadomiłam.
- Bells, znam cię trochę. Nic nie mówiłam, bo wierzyłam, że sama się przekonasz i że odzyskasz wiarę w siebie. Jesteś dobrą osobą, musiałaś sobie tylko o tym przypomnieć. - Alice przytuliła mnie mocno.
- Kocham cię i … dziękuję.
- Nie wygłupiaj się. - Zachichotała. - Nie masz za co. Zawsze będę przy tobie. Czy tego chcesz, czy nie.
- To brzmi jak groźba. - Również się zaśmiałam.
Skoro Edward jest tu, w szpitalu i to w dodatku tylko piętro niżej, muszę go odwiedzić. Porozmawiać. Wyjaśnić wszystko. Tylko czy będzie chciał? Czy mnie wysłucha? Nie ważne! Pójdę i spróbuję. Teraz ja będę o niego walczyć - postanowiłam.
- Alice, idę do niego - zakomunikowałam i szybko podniosłam się z łóżka. Okazało się to nienajlepszym pomysłem. Natychmiast pociemniało mi przed oczyma, a świat zawirował. Usiadłam.
- Chyba najpierw musisz nabrać sił, Bello.
Przytaknęłam i położyłam się z powrotem.
Odnajdę cię jutro, Edwardzie, obiecuję - przyrzekłam sobie i zasnęłam. Byłam wykończona.

Edward

- Edwardzie, otwórz oczy! - nakazał mi ojciec.
Powoli podniosłem powieki, jednak oślepiło mnie światło i na powrót mocno je zacisnąłem.
- Edwardzie, otwórz oczy! - powtórzył.
Niechętnie powtórzyłem ten proces, tym razem udało mi się utrzymać je otwarte.
- Ile palców widzisz? - zapytał.
- Dwa uniesione i jeden zgięty - odpowiedziałem. Obraz był nieco rozmazany.
- Niestety, nie - odparł wyraźnie zawiedziony. - Musimy porozmawiać. Zaraz przyjdzie doktor Oravo.
- Gdzie ja jestem? Co z Bellą?
- Synu, zostaw ją w spokoju. Czy nie uważasz, że wystarczająco cię skrzywdziła? Teraz ty jesteś najważniejszy. Jesteś w szpitalu, ponownie straciłeś przytomność.
- Ale… - Chciałem zapytać czy odzyskała wzrok i jak się czuje, jednak ojciec nie dał mi dojść do słowa.
- Dość. Nie będę o niej rozmawiał. Upadłeś na ziemię w trakcie występu… Edwardzie…
Ojca wyraźnie coś trapiło. Byłem niemalże pewien, że mój stan się pogorszył. Miałem silną migrenę i kręciło mi się w głowie. Tata nie zdołał dokończyć zdania, bo w tym samym momencie do sali wpadł, jak burza, doktor Oravo.
- Witajcie - powiedział poważnym głosem. - Chciałbym porozmawiać z pacjentem sam. Carlisle, czy mógłbyś zostawić nas samych na moment?
- Oczywiście, będę za drzwiami - zakomunikował i opuścił pokój.
- Nie jest dobrze - odezwał się doktor. - Jest dużo gorzej niż poprzednio. Muszę natychmiast operować, Edwardzie.
- Nie wiem sam - odpowiedziałem. - A inne opcje?
- Nie ma ich. Operacja jest konieczna.
Byłem przerażony. To nie było wycięcie wyrostka, to było coś dużo większego. Musiałem jednak wyzdrowieć, dla Bells.
- Dobrze, ale mam warunek.
- Jaki? - zapytał. - To nie czas ani miejsce, Edwardzie.
- Chcę wiedzieć, jak się czuje Bella i zobaczyć się z nią! - zażądałem.
- O kim mówisz? O tej niewidomej dziewczynie?
- Tak, właśnie o niej. Co z nią?
- Nie mam pojęcia. Nie zdążyłem porozmawiać z twoim ojcem. Musisz sam go spytać.
- Zrobiłem to, ale nie udzielił mi odpowiedzi.
- Poczekaj - powiedział i podszedł do drzwi. Uchylił je nieznacznie i przywołał gestem Carlisle'a. Tata wszedł z powrotem do sali z pytającym wyrazem twarzy.
- Edward zgodził się na operację, jednak postawił warunek.
- Jaki? - spytał, a jego oczy zwęziły się. A przynajmniej tak mi się zdawało, bo obraz był coraz bardziej rozmazany. Myślę jednak, że doskonale wiedział, o co chodzi.
- Chcę wiedzieć, co z Bells i…
- I co synu? - Jego ton był niezbyt przyjazny.
- I… I zobaczyć się z nią.
- Ona widzi, Edwardzie, ale… - Tata przełknął głośno ślinę, zupełnie, jakby bał się mówić dalej. - Ale nie chce WIDZIEĆ ciebie. Pytałem ją po przebudzeniu.
- To nieprawda! - wrzasnąłem i w tym momencie moje ciało naprężyło się mocno. Zacząłem się trząść.
- Carlisle, to napad! - usłyszałem w oddali krzyk doktora Oravo i znów dopadła mnie ciemność.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
OCZY SZEROKO ZAMKNIETE
OCZY SZEROKO ZAMKNIĘTE
Oczy szeroko zamknięte XVIII
oczy szeroko zamknięte I XXV
Oczy szeroko zamknięte IX
Oczy szeroko zamknięte XII
Oczy szeroko zamknięte XV
Oczy szeroko zamknięte VII
Oczy szeroko zamknięte XIV
Oczy szeroko zamknięte XVI
Oczy szeroko zamknięte
Oczy szeroko zamknięte XVII
Oczy szeroko zamknięte
Oczy szeroko zamknięteXXI
Oczy szeroko zamknięte II
Oczy szeroko zamknięte
Oczy szeroko zamknięteXXIV
Oczy szeroko zamknięte III
Oczy szeroko zamknięte X

więcej podobnych podstron