Wampiry z Morganville 7 rozdział 2


Wampiry z Morganville 7

Rozdział: 2

K

iedy Claire znów otworzyła oczy widziała jak trzy twarze pochylające się nad nią. Jedna z nich był Myrnin i wyglądała na zainteresowanego. Druga lśniąca bladą głowa była jej przyjaciela Michael Glass - Michael trzymał jej rękę, co było mile, ponieważ był słodki i miał tez śliczne dłonie. Ostania twarz zajęła jej chwile czasu by ja rozpoznać, wtedy jakby umysły odpowiednio zaskoczył - Och - szepnęła Claire - cześć dr. Theo.

- Cześć Claire - powiedział Theo Goldman i przyłożył palec do jej ust. Był miłym starszym mężczyzną, trochę doświadczonym przez lata i miał zabytkowy czarny stetoskop w uszach. Słuchał jej serca.

- Ah, bardzo dobrze, twoje serce nadal bije, jestem pewne ze milo ci to usłyszeć.

- Ta - Powiedziała Claire i starała się podnieść. To był zły pomysł, i MIchael powstrzymał ja zanim zemdlała. Ból głowy przyszedł po chwili, potężny jak huragan wewnątrz czaski - Ow?

- Uderzyłaś się w głowę, kiedy upadałaś - powiedział Theo - Nie wierze żeby były jakieś trwale uszkodzenia, ale powinnaś iść do swojego lekarza i zrobić badania. Nie chciałbym myśleć ze cos pominąłem

Claire wzięła głęboki oddech - Może pójdę zobaczyć się z dz. Mille'em. Na wszelki wypadek - hej, zaczekajcie. Dlaczego upadlam?

Wszyscy wymienili spojrzenia - Nie pamiętasz? - zapytał Michael - Dlaczego?, Czy to źle?, Czy mozg jest uszkodzony?

- Nie - mocno powiedział Theo - to jest całkiem naturalne ze po takim wydarzeniu ma się chwilowa utratę pamięci.

- Po jakim wydarzeniu? - I znowu zapadła cisza, i Claire zrozumiała przerażenia - ktokolwiek?

Myrnin powiedział - To była bomba.

Mrugnęła nie zupełnie pewna czy dobrze usłyszała

- Bomba. Czy jesteś pewny ze rozumiesz, co to jest? Ponieważ - obejrzała dokładnie siebie, później rozejrzała się sie dookoła pokoju, który wyglądał na nietknięty. Wszystkie szklane wyroby były cale, - ponieważ bomby zazwyczaj robią booom.

- To był lekka bomba - powiedział Myrnin - dotknij swojej twarzy.

Teraz jak o tym pomyślała zrobiło jej się trochę ciepło. Położyła palce na policzku. Gorący.

- Co ze mną się stało? - Nie mogła mówić bez leku.

Theo i Michael jednocześnie starali się mówić, ale Michael wygrał - To jest jak oparzenie słoneczne - powiedział - twoja twarz jest trochę różowa. To wszystko.

Michael nie był za dobrym kłamcą - świetnie. Jestem czerwona jak wiśnia. Prawda?

- Wcale nie - powiedział Myrnin radośnie - Nie jesteś zdecydowanie czerwona jak wiśnia, lub jabłko. Lecz gdy weźmiemy to razem

Claire starała się skupić na tym, co było - obecnie - ważniejsze. - Lekka bomba?

Myrnin nagle spoważniej - To jest nieszkodliwe dla człowieka, - ale mnie by zniszczyło, lub innego wampira, byłem tym, który powinien otworzyć to pudło.

- Wiec, kto ci wysłał bombę?

Wzruszył ramionami - Eh, to było tak dawno temu. Mógł to być Klaus. Ale właściwie mógłbym to wysłać sam do siebie. Nie zawsze myślę racjonalnie, wiesz. Nie otwierałbym tego ostatniego pudła na twoim miejscu.

Claire posłała mu długie milczące spojrzenie, zaakceptowała rękę Michaela, która podałby pomoc jej wstać.. Czuła zawroty w głowie i - tak - poparzenie słoneczne i dużo brudu.

- Świetnie. W następnym pudle możesz mieć ukryte zwłoki. Dlaczego robisz takie rzeczy?

- Doskonałe pytanie - Myrnin zostawił ja i poszedł do stołu gdzie leżało otwarte pudlo z skomplikowana plątaniną metalu i kabli - rodzaj bomby. Która obłąkany wiktoriański wynalazca mógł zrobić - i ustawił to bardzo ostrożnie na jednej stronie - Mogę się tylko domyślić ze miało to chronić zawartość pudła.

Stal tam gapiąc się na pudlo nie ruszając się, Claire w końcu przewróciła oczami i zapytała

- Wiec?

- Co?

- Co jest w pudle, Myrnin?

W odpowiedzi przechyli je w jej kierunku. Chmura kurzu zamgliła powietrze i kiedy się przejaśniło Claire zrozumiała ze pudlo było puste.

Absolutnie nic.

- Idę do domu - westchnęła - ta robota jest do bani.

Michael podwiózł ja powrotem do domu, który był tym, co miała na myśli, kiedy mówiła dom. Chociaż rzeczywiście tam nie mieszkała. Technicznie jej rodzice mieli dom i jej rzeczy tam były. Większość. Dobrze częściowo. I zgodnie z porozumieniem wyciągnęła do nich rękę i spała tam każdej nocy - kilka godzin, poza tym.To była cześć wielkiego planu jej rodziców by trzymać ja i Shane - przyzwoicie. Może rozdzielenie było za srogie.

Swobodnie. Oni nie chcieli żeby ich mała dziewczynka prowadzała się ze złym chłopakiem, nawet, jeśli Shane nie był miejscowym rozrabiaka, i on i ona się kochali. Kochali się.

To nadal przyprawiało ja o delikatne dreszcze, kiedy o tym myślała.

- Rodzice - powiedziała Claire na glos, Michael spojrzał na nią.

- I?

- Oszaleć można - powiedziała - Shane jest w domu?

- Jeszcze nie. Podrzuciłem Eve na pierwsza próbę - powoli się uśmiechną - Czy ona była tak podekscytowana, kiedy dostała list.

- Zdefiniuj podekscytowanie, jeśli masz na myśli, czy wyglądała jak postać z kreskówki na haju? Tak. Nie wiedziałam ze ona jest tak bardzo zaangażowana w cale to granie.

- Uwielbia to. Zawsze gra sceny z filmów i pokazuje je w pokoju. Kiedy byliśmy w szkole średniej ona zorganizowała małą sztukę w Sali do nauki, rozdała wszystkim role napisane na kartkach papieru, nauczyciel nigdy nie wiedział co się dzieje. Obłęd, ale zabawny. - MIchael zatrzymał samochód. Claire nic nie widziała za przyciemnionych szyb, ale domyśliła się ze było czerwone światło.. Dobrze ze Michael miał specjalne wampirze zmysły albo wymienialiby teraz ubezpieczenie z innym kierowca. - Wiec, to dla niej duża sprawa.

- Tak domyśliłam się. Mówiąc o dużych rzeczach, usłyszałam ze masz jutro koncert w TPU - końcówki jego uszu poczerwieniały jak goździki, co ( nawet jak na wampira) było słodkie. - Tak, najwyraźniej słyszeli ostatnie trzy występy w Common Grounds - to były dość spektakularne wydarzenia, Claire musiała przyznać - ludzie stali ramie w ramie, wliczając nawet imponującą liczbę wampirów, przynajmniej tego wieczoru. - Nic wielkiego.

- Słyszałam ze bilety sa wysprzedane - delikatnie powiedziała Claire - Wiec, to jest duża spraw stary. Zajmij się tym.

Na twarzy Michaela pojawiła się skompilowana ekspresja - dumy, przerażenia i wielkiego leku. Potrzasnął głowa i westchnął - Czy kiedykolwiek czujesz ze życie wymyka ci się spod kontroli.

- Poszłam tylko do pracy z wampirem przestraszyłam się pająka i zostałam znokautowała przez bombę. Tak wygląda mój dzień, nie tydzień.

- Okey, tak. Zrozumiałem - Michael obrocie kola i snów zahamował.

- Jesteś w domu, prosiaczku.

- Nawet nie myśl żeby mnie tak nazywać

Do momentu, gdy weszła na gore i stanęła przed lustrem, uświadomiła sobie ze Michael nie będzie jedynym, który ja tak będzie nazywał, lub gorzej. Jej twarz była lśniąco różowa. Jak gdyby została zanurzona we wrzątku i zawinięta w plastik. Och. Kiedy nacisnęła palcami skore, pokazały się dramatycznie białe plamy które powoli nabierały koloru. - Zabije go - wymamrotała i trzasnęła drzwiami od łazienki, zamknęła się i poszła pod prysznic, ponieważ w lustrze święciło jej różowe odbicie. - Zamknę go w opalającym łóżku. Wywiozę na pustynie i Porzucek. Myrnin jesteś tostem. Spalonym tostem.

Było jeszcze gorzej, kiedy się rozebrała, jej naturalnie blada skora diametralnie kontrastowała z kolorem poparzonej twarzy. Nie zrozumiała tego wcześniej, bo miała tez poparzenia na dłoniach i rekach - gdzie były wystawione do wybuchu światła. Promieniowanie. Promieniowanie UV.. To napraw de jeszcze nie bolało, ale Claire wiedziała ze wkrótce zaboli. Szybko wzięła prysznic w niewygodnej pozycji by woda nie padała na poparzone miejsca, i wtedy przeszukała swoja szafę na próżno szukają czegoś, co nie gryzłoby się z jej nowa gorąca różową kolorystyka.

Och Monika będzie cieszyć się jak szczeniak. W końcu nałożyła stanik i majtki i klapnęła powrotem na łóżko, gapiąc się na sufit. Wiedza ze powinna iść wysuszy włosy, ale nie była w nastroju, by się przejmować. Lśniące ładne włosy nie mogły jej teraz pomoc.. Zaplatane i pełne kołtunów pasowały do jej aktualnego nastroju.

Po spędzeniu solidnych piętnastu minut na ponurym rozmyślaniu, - które było dość ograniczone - Claire chwyciła słuchawki do telefonu i załadowała ostatni wykład od Myrnina z teorii sztuki. Cóż, założyła ze jest to teoria sztuki, chociaż Myrnin miał tendencje do mieszania nauki z mitologia, alchemii z magia i tak dalej. Kawałek jego umysłu miał więcej wiedzy niż cala wiedza profesorów. Chociaż cześć tego było kompletnym bełkotem.

Sztuka polegała do odgadnięciu, co jest, czym.

Nawet nie wiedziała czy ktokolwiek jest w pokoju dopóki łóżko nie nachyliło się na jedna stronę. Claire otworzyła oczy w całkowitej ciemność, instynktownie chwyciła przykrycie, wtedy przypomniała sobie ze jest prawie naga i przerażenie osiągnęło punk kulminacyjny. Energicznie szarpnęła za jedna stronę i ześlizgnęła się z łóżka na jedna stronę z dala od czegokolwiek, co siedziało na łóżku...

Lampka nocna przy łóżku zapaliła się pokazując Eve w całym jej Gotyckim stroju. Fiolet był kolorem dnia, - purpurowy trykot, jakieś obszerne czarne spodnie i purpurowa kurtka z Gotyckimi literami.

Eve nachyliła się z jednej strony gapiąc się na Claire

- Wow - powiedziała - Szacunek, dziewczyno. To jest jedno wielkie poparzenie słoneczne. Nie widziałam takiego złego odkąd mój kuzyn zasnął na leżaku czwartego lipca o godzinie dziesiątej i nikt go nie obudził do czwartej.

Claire starała się uspokoić swoje dudniące serce, głęboko odetchnęła i chwyciła swój szlafrok z krzesła stojącego w rogu pokoju. Energicznie go szarpiąc starała się go założyć na plecy i ręce , znów krzyknęła z bólu. Jej twarz płonęła, dosłownie płomieniami

- To nie jest poparzenie słoneczne - powiedziała - to była pewnego rodzaju bomba UV, która była przeznaczona dla Myrnina.

- Ou! Racja, wiec powinniśmy postarać się o krem przeciw poparzeniom słonecznym wielkości wiadra. Zanotowałam

Claire obwiązała się szlafrokiem.

- Przyszłaś tu tylko po to by popatrzeć na przedstawienie świrów?

- Cóż… dostarczasz nam rozrywki, prawda. Przyszłam ci powiedzieć ze obiad jest gotowy, ale byłaś wsłuchana w muzykę.

Claire zastanawiała się czy wyjaśnić jej ze słuchała wykładu, ale zadecydowała ze dla świata Eve to może być za duża dawka informacji

- Przepraszam - powiedziała

- Hej nie ośmieliłabym się wejść, z wyjątkiem tego ze Shane siedzi przy stole na dole. - Eve mrugnęła - a jeśli wysłałabym jego. Obiad mógłby wystygnąć. Prawda?

Oh, Boże Shane. Shane zobaczy ja w takim stanie, wyglądającą jak jakiś wygnaniec z Planety Magenta.

- Ja- ja myślę ze nie czuje się wystarczająco dobrze żeby jeść - skłamała, chociaż jej żołądek zaburczał na myśl o jedzeniu - Może mogłabyś mi przenieść..

- Będzie jeszcze gorzej - przerwała Eve z bezlitosna radością - oh, tak. Z czasem będzie jeszcze gorzej. Na początku czerwona twarz, później pęcherze i Łuszczaca się skora. Zaufaj mi, chyba ze chcesz się chować minimum przez kolejny tydzień, równie dobrze Możesz zejść na dół. Mamy tacos z mięsem.

- Tacos? - Claire powtórzyła

- Zrobiłam nawet ta śmieszna rzecz ryżową, która lubisz. Cóż. Zagotowałam wódę i wrzuciłam ryz. To jest gotowanie, tak?

- Wystarczająco blisko - Claire westchnęła. W lustrze na drugim końcu pokoju odbijała się sylwetka kogoś stojącego w jej ubraniach, nie mogła uwierzyć ze to ona.

- W porządku zaraz zejdę.

- Lepiej żeby tak było - Eve pocałowała palce dłoni i wyskoczyła przez drzwi trzaskając nimi.

Claire nadal starała się zdecydować czy w różowej koszulce będzie wyglądać lepiej czy gorzej, nagle poczuła fale zimna zbliżająco się do niej jak mgła. Nie żadne szczypani z zimna, nic w tym stylu - to było wewnątrz. To było ostrzeżenie, prosto od pół - świadomego domu.

Cos złego działo się w domu.

Claire chwyciła swój obronny ekwipunek, po drodze z pokoju - torbę ze wszystkim, od sprayu pieprzowego po posrebrzane kołki - i pobiegła w dół, na dół schodów zbiegła z wrzaskiem znajdując wszystkich włącznie z Michaelem spokojnie siedzących przy obiedzie.

- Co? - Spytała Eve. Michael powoli wstał najwyraźniej czytając jej z twarzy. Shane krzyknął, - Co do diabła ci się stało?

W normalnych okolicznościach, to sprawiłoby ze poczułaby się naprawdę źle, ale w tej chwili była poza tym.

- Cos jest nie tak - powiedziała - Czy NIK inny tego nie poczuł?

Wymienili spojrzenia - Poczuł, co? - Zapytał Michael.

- Zimno.To było jak mgła … zimna? - jej słowa zwolnił ponieważ nie widział po nich żadnej reakcji - Nie poczułeś tego? Jak to możliwe? Michael?

Ponieważ to był dom Michaela i technicznie ona tu nie mieszkała. Dokładnie. Dom nie powinien komunikować się z nią tylko z nim.

- Nie wiem? - Powiedział - Czu teraz tez to czujesz?

- Tak - Claire nadal czuła zimno, wystarczające by przeszły ja ciarki po ciele. Był zaskoczona ze nie tworzy się para w powietrzu z jej ust. - Gorzej - zdołała powiedzieć. Shane uspokoił się po szoku, jaki sprawiły jej poparzenia, i wziął ja za ręce. Wzdrygnęła się, ponieważ jej skora stała się wrażliwa, ale była wdzięczna za ciepło.

- Jesteś zmarznięta - powiedział i chwyci koc z kanapy, w który ja obwinął. - Do diabla. Claire. Może to przez to poparzenie…

Nie, poparzenie - powiedziała szczękając zębami jak prowadził ja do stołu. - To ten dom. To musi być dom!

- Ja nie uważam żeby to było to - powiedział Michael, i wolno usadowił się powrotem na krześle - Wiedziałbym, Claire, nie ma możliwości żebym nie widział. To musi być cos innego.

Potrzasnęła Glowa i mocnej naciągnęła koc - zaprzeczalne czynności. Jej twarz płonęła, a ciało marzło.

- Spróbuj cos zjeść - Powiedziała Eve, i położyła Taco na jej talerzy - Może cos ciepłego do picia?

Claire kiwnęła Glowa. Chłód wydawał się wsiąkać głębiej, wwiercając się w kości. Nie miała pojęcia co się stanie gdy tam dotrze, ale to nie było nic dobrego. Zupełnie nie. Trzymała koc lewa ręką a po tacos sięgnęła lewa, miejąc nadzieje ze jej trzęsące się ręce nie porozrzucają jedzenia po całym stole…, Shane chwycił ja za rękę.

- Spójrz - powiedział zanim zdążyła zaprotestować - Popatrz na bransoletkę.

To była bransoletka Anelie, ta, która nosiła na przegubie lewej reki, ta, której nie mogła usunąć, ta, która przypominała ludziom, dla kogo Claire pracowała ( jej tez w każdej sekundzie). Powinna być złota, ale jej środek był teraz przeźroczyście biały, jakby przekształcał się w kryształ. Lub lód.

Na powietrzu zaczęło wydalać zimna mgle.

- Musimy to zdjąć - powiedział Shane i Obrócił jej przegub szukaj zapięcia.. Claire stara się mu powiedzieć gdzie jest, ale on jej nie słuchał

- Michael człowieku to jest zimne. Cos naprawdę złego się dzieje.

Teraz wszyscy wstali z krzeseł, i stanęli dookoła niej. Michael dotknął bransoletki, cofnął rękę i spojrzał na Shane'a - To nie zejdzie - Powiedział Michael.

- Nie wciskaj mi kitu o tym ze to nie powinno zejść - warknął Shane - Pomóż mi!

- Z tego nie będzie nic dobrego. To bransoletka Założycielki - Michael chwycił rękę Shane, kiedy ten energicznie szarpał za nią. - Chłopie. Posłuchaj. Nie zdejmiesz tego. Jedyne, co możemy zrobić to iść do Amelie. Ona może ja zdjąć.

- Amelie - powtórzyła Claire, i starała się zapanować nad gwałtownie trzęsącym się ciąłem tak żeby mogła mówić. Wydawało jej się ze cały świat pokrywa się lodem, zimnym i toksyczny.

- Cos - złego - z - Amelie.

Shane wpatrywał się w Michaela

- Puszczaj, - Kiedy Michael to zrobił on nadal się w niego wpatrywał. - Czy nie powinieneś wiedzieć czy cos złego dzieje się Amelie, ona cie stworzyła i wszystko?

- To nie tak - powiedział Michael, chociaż gniew buzował w jego niebieskich oczach i na twarzy. - Nie jestem jej potomkiem

- Nie dyskutujmy o demonicznych podziałach? Nie ważne jak to nazywacie. Ona cie stworzyła. Wyczuwasz czy ona ma kłopoty?

- Mylisz wampira ze Spidre-Man'em. - Michael odpyskował, ale zostawił sprzeczkę i sięgnął po telefon komórkowy. Nacisnął jeden przycisk i już rozmawiał, ale nie z Shane

- Oliver. Czy jesteś z Amelie? Nie? Gdzie ona jest?

Nie ważne, jaka była odpowiedz, rozłączył się nie odpowiadając. Spojrzał na Shane i powiedział

- Idziemy

- P-po-poczekajcie - zdołała powiedzieć Claire i chwyciła Shane za rękę.- G-gd-gdzie

- Ja tez mam takie pytanie. Dokąd idziesz? Ponieważ idę z Toba - powiedziała Eve i podskoczyłaby chwycić torebkę z gładkiej skory w czaszki.

- Nie, nie idziesz. Ktoś musi zostać z Claire

- Wiec ona tez idzie. Kobiety nigdy już nie będą zostawały z tyłu. Mikey, jak to było ostatnimi czasy. - Powiedział Eve i Claire przytaknęła. Przynajmniej myślała ze tak zrobiła, ponieważ nadal bardzo się trzęsła.

- Racja. W gore dzieciaku.

TŁUMACZENIE: madabob

str. 6



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
wampiry z Morganville rozdział 6
Wampiry z Morganville 7 rozdział 4
Wampiry z Morganville rozdział 10 czesc 5
Wampiry z Morganville 7 rozdział 5,6
Wampiry z Morganville 7 rozdział 8
Caine Rachel Wampiry z Morganville 5, rozdziały 5 14
Wampiry z Morganville 7 rozdział 3
Wampiry z Morganville 7 rozdział 9
Wampiry z Morganville 7 rozdział 7
WzM 10 - Bite Club - 1 rozdział, Wampiry z Morganville 10
Wampiry z Morganville 13 Bitter Blood Rozdział 6
Wampiry z Morganville 13 Bitter Blood Rozdział 8
Caine Rachel Wampiry z Morganville 5 Pan złych rządów (rozdział 1 4)
Wampiry z Morganville 12 Black Dawn Rozdział 12
Wampiry z Morganville 12 Black Dawn Rozdział 15
Wampiry z Morganville 13 ROZDZIAŁ 14 Bitter Blood
Wampiry z Morganville 13 ROZDZIAŁ 10 Bitter Blood
Wampiry z Morganville 12 Black Dawn Rozdział 14
Wampiry z Morganville 13 ROZDZIAŁ 11 Bitter Blood

więcej podobnych podstron