Wampiry z Morganville 13 Bitter Blood Rozdział 6

background image

1

6

CLAIRE

background image

2

Claire bardzo chciała skonfrontować się z Eve po tym co podsłuchała
Miranda – ona i Michael nie mogli naprawdę myśleć o przeniesieniu
się, prawda? Rano, Eve wyszła wcześnie, Michael jeszcze spał, nie
była dość odważna by zapukać do jego drzwi po poznanie prawdy.
Michael był zrzędliwy w porannych godzinach. Miranda oczywiście
rozmawiała z Claire do późnych godzin, także była coraz bardziej i
bardziej rozmowna i skłonna, co do przebywania tutaj, co było
świetne, bo ten dzieciak wcześniej był stłumiony i samodzielny, ale to
było złe dla cyklu snu Claire. Ucięła również czas, który spędzała z
Shane’m, on raczej ją omijał, kiedy Miranda była, wokół, choć usuwał
dziewczynę mocno z pokoju, kiedy poczuł, że to konieczne, ale nie
zrobił tego w ostatnią noc.

Więc Claire obudziła się z krótkiego snu, trochę rozdrażniona. Na
pewno nie jej najlepszy poranek, ale w ciągu kilku minut zrobiło się
znacznie lepiej, ona wciąż przeciągała się i rozmyślała, w co się ubrać
kiedy usłyszała bicie do jej drzwi, jedne bardzo różniące się od
pukania wstępnego Mirandy.

Złapała płaszcz i rzuciła go, kiedy odpowiedziała. Drzwi nie otworzyły
się całkowicie, tylko przez nie zajrzał. Shane, balansując jednym
kubkiem kawy na drugim. Dawał jej gigantyczną filiżankę, co rano, co
było miłe.

- Jakie jest hasło? – zapytała.

- Um, wyglądasz gorąco w tak nastroszonych włosach.

- Dość dobre. – Cofnęła się i zwolniła Shanea z kubka ze Snoopy’m jak
wszedł do środka potem odstawiła go pospiesznie na dół kiedy
wkroczył do oplatania wolną rękę wokół jej talii i pocałował ją. Miała
poranny oddech, ale nie miało to dla niego znaczenia on smakował
miętową pastą i kawą, ale zapomniała o tym po paru sekundach, to

background image

3

po prostu było bardzo smaczne. Całe jej ciało opanowało ciepłe
mrowienie.

- Dzień dobry. - mruknął blisko jej ust. Były tak smaczne, że polizała
je, co przyczyniło się do jego uśmiechu i pocałował ją znowu.

- Szkoda, że jesteś ubrana.

1

- Nie jestem ubrana. Mam tyko szatę.

2

-Oh!

- Hej – powiedziała i umieściła dłoń płasko na jego piersi. – Nic z tego
panie. Dziewczyna musi mieć granice.

- Daj mi znać, kiedy tam dotrę. – powiedział i odwiązał jej szlafrok. –
Kłamałaś. Masz pidżamę.

- No tak, to też. – Miała krótki oddech, kiedy jego ręce trafiły pod
flanelę góry jej piżamy, powietrze z jej płuc odeszło. – Naprawdę nie
powinieneś…

- Robić tego? Tak wiem. – rozpiął pierwszy guzik góry jej piżamy i
umieścił buziaka w jego miejscu. – Ale myślałem o zrobieniu tego cała
noc.

Tak jak ona, rzeczywiście, wszystkie logiczne zarzuty, dlatego tego
rodzaju dobre idee zniknęły pod żarem jego dotyku kiedy… Claire
uświadomiła sobie, że drzwi do sypialni są szeroko otwarte a ktoś w
nich stał.

- Twoja kawa stygnie.- powiedziała Eve.

3

Była wyraźnie w drodze do

łazienki, ręce pełne czarnych ubrań, włosy uwolnione w

1

HALOOO A KAWA STYGNIE ;_;

2

Serio tam pisało szatę. D: Wiem, że dziwnie brzmi xd

3

Eve mistrz!

background image

4

wielokolorowy bałagan wokół jej białej twarzy. Posłała im obojgu
pocałunek.

Claire krzyknęła i odskoczyła, zapięła górę i założyła szlafrok z
prędkością światła. Shane prawie to w ogóle nie przeszkadzało, ale
czuł gorący rumieniec zabawiony na jej policzkach.

- Um, Cześć Eve. – powiedziała. – Przykro mi.

- Ja nie przepraszam. – powiedział i dał Eve znaczące spojrzenie. Eve
dała mu szeroki uśmiech. – Nie masz nic lepszego do roboty?

- Niż twój poranny seks czas? Nie, nigdy. Forsa na prysznic! A może
chcesz, aby zapamiętać , że to coś się zamyka. Zawodowa wskazówka.
– Eve zatrzasnęła drzwi.

Shane podniósł ręka książkę i chciał nią rzucić ale Claire złapała ją z
jego rąk.

- Nie tą zaawansowaną antywapienną książką! – szukała wokół i
zalazła tekst historii. Potrząsnęła ze smutkiem głową.

- Moment się skończył. – powiedział, i nie myślał tutaj tylko o
możliwości rzucenia czymś. Wziął swoja Kwę i popijał ją, a ona
próbowała kontrolować bicie serce, kiedy spróbowała swoją. Była
dobra i silna, mimo to nie było tak dobre jak tamto.

- O czym Miranda gadała tu ostatniej nocy?

- O rzeczach. – Claire wzruszyła ramionami. – Wiesz. Jest samotna.

- Znam to uczucie, uwierz mi. – dał jej spojrzenie małego szczeniaka a
ona wymierzyła mu kopniaka, którego uniknął.

- Ale nie powiedziała nic dziwnego.

- Miranda? No co ty!

background image

5

- Ona powiedziała. – Czy w ogóle powinna to powtarzać? Jakoś
mówiąc to na głoś do Shane’a stawało się to bardziej… realne. Ale
musiał wiedzieć. – Powiedziała, że Michael i Eve myśleli o
przeprowadzce.

- Przeprowadzka. – powtórzył jakby nie wiedział, co to za słowo. –
Przeprowadzka czego?

- Myślę, że na zewnątrz. Do innego domu.

- Dlaczego mielibyśmy się stąd ruszać?

- Nie my, Shane. Oni. Michael i Eve. Jako para. Przeprowadzka.

-Ach. – powiedział jakby nadal nie rozumiał a potem już tak. – Och.
Wyglądał jakby ktoś zastrzelił mu psa, usiadł na posłanym łóżku i8
patrzył w dół swojego kubka na kawę. To był jeden z kubków Eve,
czarny z fioletowym nietoperzem. – Masz a myśli zostawienie nas w
tyle.

Miał tylko kalkulacje do gwałtownego, bolesnego punktu: zostawiają
nas. Bo to było to co było prawdą, nie, że potrzebują miejsca, ale, że
Michael i Eve pozostawiają Claire i Shane w tyle, w swojej przeszłości.

- Oni potrzebują miejsca, to jest to co powiedziała Miranda. Wiesz,
razem, przestrzeni.

- Oni nie są w tym sam. – powiedział Shane, nie spojrzał w górę. –
Piekło. Michael nic nie mówił.

- Ani Eve. Więc może to jest po prostu wiesz…

- Gadanie? Może. Ale mówimy o tym, ze to na tyle realne znaczenie.
– Wziął głęboki oddech i powoli go wypuścił. – Myślałem o tym sam.

- Przeprowadzce Michaela i Eve? - Czy ona była jedna osoba, która
nie wiedziała, że to przyjdzie?

background image

6

- Nie. Przeprowadzce dla siebie.

Claire nie mogła być bardziej oszołomiona gdyby ogłosił, że
postanowił zostać wampirem. Usiadła za szybko i po prostu udało się
jej nie wylać całej kawy na siebie, jej całą uwagę skupiła na chłopaku,
czuła się źle, węzeł w brzuchu ja bolał.

- Co?

- To jest po prostu… - wskazał niejasno na drzwi. – Jesteśmy tutaj
sobie w kieszeni. Czasami miło by było po prostu być…

- Chcesz się wyprowadzić. – powiedziała Claire. – sam.

- Nie! – Shane wreszcie uniósł wzrok zaskoczony. – to znaczy… my
moglibyśmy… znaleźć miejsce. – Chwila zamarła, dwoje z nich
patrzyło na siebie, to była rozmowa, której Claire nigdy nie
oczekiwała i na pewno nie we wczesnych porannych godzinach w
piżamie i nieładzie we włosach. To wyraźnie nie było czymś, co Shane
przemyślał. Cała sprawa stała się nagle surowa i tak krucha. A ona nie
wiedziała, dlaczego. To sprawiło, że bolący guzek w jej
wnętrznościach bolał jeszcze bardziej.

- W każdym razie. - powiedział w Końcu Shane, w tym –będziemy-
udawaćże-nigdy-nie-było-takiego-tonu. – To po prostu jest ton
Michaela. Powinien być Michaela i Eve bez względu na nas. Zawsze
mógłbym – moglibyśmy… - nie mógł wydobyć tym razem tego słowa,
ujrzała samą rosnąca w nim panikę. Nie jestem na to gotowy,
pomyślała. Naprawdę nie gotowa. Przypomniało jej się co jej matka
powiedziała tak proroczo w ostatnią noc. Czy jest pewna, że nie dzieje
się to zbyt szybko?

Nienawidziła tego gdy je mama miała rację.

background image

7

- Okej, najwyraźniej, ta dyskusja to szaleństwo. – powiedział Shane
celowym tonem. – Nie wolno nam mówić tego jeszcze raz. Walczę o
prysznic jak Eve skończy.

- Możesz go wziąć. – powiedziała Claire. Jej usta były oszołomione.
Wypiła kawę, ale to było coś, co po prostu musiała zrobić, nie
smakowała jej, jej mózg czuł się przytłoczony wszystkimi skokami
emocji. Zbyt wiele rzeczy dzieje się zbyt szybko, żadne z nich nie są w
zgodzie.

- Będę czekać.

- Okej. – Chciał coś jeszcze powiedzieć, a nawet otworzył usta by to
zrobić, ale cokolwiek to było nie miał odwagi. Ukrył to przez napicie
się, i Claire spojrzała na purpurowego nietoperza z kreskówki na jego
filiżance i zastanawiała się czy w jakiś sposób mogła zresetować
poranek powrotem do całowania. Pocałunku były tak wspaniałe.

Ale Shane się podniósł, moment zniknął i najwyraźniej nie wróci w
najbliższym czasie.

Po niezręcznej chwili z filiżanką odsączonej kawy, Shane wreszcie się
odważy.

- Wymyśliłem więcej plakatów.

- Dobrze. – powiedziała Claire. – Zróbmy je.

Czuła, że oboje musieli mieć coś do zrobienia.

Shane musiał zrobić dwadzieścia plakatów, które były zdecydowanie
ponadczasowe w takim mieście jak Morganville. Claire i Eve miały
chichot dopasowany do różnych zdjęć, głownie dziko niepochlebny.

background image

8

- Poświęciłem się dla Moniki. – powiedział, podziwiając swoje dzieło.
– Ta dziewczyna ma taki album, że byście nie uwierzyły. Myślę, że to
prowadzi do około piętnastu stron zdjęć. Nawet Kardashianki
powiedziałyby, że to za dużo. Na szczęście dla mnie, lubi dużo
pijanych zdjęć.

- Nie na tym to polega żeby została wybrana? – Eve wreszcie udało
się powstrzymać a następnie włamali się do innego
niekontrolowanego wybuchu śmiechu. – O mój boże ten. To jest mój
ulubiony. – pociągnęła jeden plakat i ustawiła go na górze.
Przedstawiał Monikę w jej znaku oblisłe-i-krótkie, stała w pozie z
rękami na biodrach, marszcząc swoje usta w kaczy Dziubek. – Tyle
złych rzeczy jest z tym.

- To nie powstrzyma jej od bycia wybranym. – powiedział Shane. –
Głupsi ludzie zostawali wybrani przez cały czas. To jest Ameryka.
Kochamy kiepskich. I szaleństwa.

- Chciałabym żeby myśleli dla nas lepiej. – powiedziała Claire. – Ale
tak. Masz rację.

Zaproponował piątkę którą niechętnie zaakceptowała, a następnie
podzielili plakaty między siebie . Były one cięższe niż Claire sobie
wyobrażała, ale uginała się lekko pod ciężarem. Shane bez pytania,
wziął resztę i mrugnął do Eve. – Chcesz iść?

- Ktoś musi pracować. – powiedziała. – Przypuszczam, że okazuje się
to być ja. Po raz kolejny.

- Bam się dobrze z tym dniem pracy.

- Leniwiec.

- Ale z tego dumny.

background image

9

Na chodniku, Shane żonglował ciężkim kartonem aż Claire go nie
złapała z plecakiem na jej ramieniu.

- Czy przyniosłaś zszywacz?

- Masz. – powiedziała. Zszywacz w pytaniu był gigantem, starożytną ,
przemysłową rzeczą, ciężką, stalową która prawdopodobnie mogła
wystrzelić zszywkę przez samochód gdyby musiał. – Przyniosłam
również stawki w przypadku umieszczenia rzeczy na trawnikach.

- Jak, powiedzmy, ten? – Shane spojrzał tęsknie na podwórko Domu
Glassów a Claire roześmiała się głośno. Otworzyła jej plecak i podała
mu stawkę (śmiesznie, to już nie było przeznaczone do umieszczania
znaków) Wkuł go w ziemię i przyszył do niej plakat, cofnął się by
podziwiać efekt. – Piękna rzecz.

Eve otworzyła okno w salonie i wyjrzała podejrzliwie.

- Hej!, Wy szalone dzieciaki, co robicie?

- Zapomniałaś powiedzieć „Wynocha z mojego trawnika!” –
odpowiedział Shane.

- O nie, nie postawiliście tam tej rzeczy!

- Spokojnie, użyłem ulubionego zdjęcia – Shane powiedział do Claire,
która przeglądała plecak. – Lepiej robić ruchomy cel.

Pierwsze trzy znaki udały się bez incydentów. Na czwartym słupie
telefonicznym, bardzo nielicznych swoją drogą w dzielnicy handlowej
Morganville Claire zszywała znak, gdy usłyszała pisk hamulców na
ulicy a potem grzmot klaksonu samochodowego.

Odwróciła się i zobaczyła jaskrawoczerwony cabrio oraz rozmycie
ruchu, kierowca wyskoczył. Obiektywnie, to było imponujące, że

background image

10

Monica jest w stanie utrzymać równowagę w tych obcasach podczas
tak szybkiego ruchu.

- Co do diabła robisz? – spytała i popchnęła Claire z drogi, patrząc na
plakat i jasny neon, który został trzepoczący na wietrze. Jej twarz
zgasła. Nie złość, ale… pustka. – Co to jest?

- A na co to wygląda? – zapytał Shane. Wziął zszywacz, od Claire i
wykończył mocowanie plakatu do słupa, a następnie obrócił się i
podziwia efekt z kilku metrów. – Wygląda jakbyś kandydowała na
burmistrza.

Błyszczące usta Moniki rozeszły się a ona po prostu… patrzyła. Jakby
nie mogła myśleć o żadnej rzeczy, którą mogła powiedzieć. Czekać na
to, pomyślała Claire przygotowała się na nieuchronny atak. Monica
miała osiągnąć termojądrową masę krytyczną, a ona miała na celu
dotrzeć do minimalnie bezpiecznej odległości zanim wybuchła.

Ale zamiast tego, miękki, zachwycony uśmiech zawinął się wokół
warg Moniki, a ona powiedziała:

- Chwileczkę, Ty to zrobiłeś?

- Claire. – powiedział Shane. – Ja jestem po prostu niesamowitym
grafikiem. Także szefem komisji rozrywki. Każda kampania musi mieć
jednego z nich.

- To jest… niesamowite. – powiedziała Monica. – okej, wiesz, nikt
prawdopodobnie na mnie nie zagłosuje. To znaczy, nie jestem
Richardem.

- Jesteś Morrell. – powiedział Shane. – Wiele osób twierdzi, że to jest
w twojej krwi. Trzy pokolenia bis mistrzów w rodzinie, prawda?

- Cóż, będą w błędzie.

background image

11

- Wiemy. – powiedział Shane wesoło. – Ale cóż, będziesz robić piekło
siedząc sobie, i wiem, że kochasz dobre zdjęcia, jesteś wielkim fanem
samej siebie. – stracił uśmiech. – Ty masz to, co jest dobre dla ludzi.
Nie to, co wampiry mogą powiedzieć.

Monica wzruszyła pojedynczą dobrze oskubana brwią.

- Odwrotnie Collins. Nie robię tego, co mówisz. Ty robisz, co ja
mówię. Po tym wszystkim, będę jedna z fantazyjnych tabliczkach na
drzwiach.

- Tak długo, jak nie będziesz tańczyć jak laleczka dla wampirów,
naprawdę mnie to nie obchodzi. – powiedział Shane. – Ale my robiący
to co mówisz… Tak. Powodzenia z tym.

Uwaga Moniki wróciła do plakatu, a jej oczy się zwęziły.

- Chwileczkę. To jest jedno ze zdjęć z Facebooka?

- Być może.

- Hmmm. – przechyliła głowę, zacisnęła usta. – Mogłeś wybrać lepsze.

- Zawsze mówisz nie można wziąć złego zdjęcia. – powiedział
poważnie.

- Prawda. – dała plakatu powolny, zły, uśmiech i powiedziała. –
Dobrze. Tak długo jak nie będę musiała za nim płacić lub pojawiać się
na wielu spotkaniach. Aha i upewnij się, że ludzie wiedzą, że mogę ich
przekupić.

- Zgoda.

Patrzyła na niego przez chwilę a potem na Claire.

- Do czego dokładnie dążysz? Nawet nie udawaj, że sądzisz, że wiesz o
mnie dużo.

background image

12

- Nie. – powiedziała Claire. – Nie martw się o to. To nie dotyczy
ciebie. Wszystko, co dotyczy ciebie, to upewnianie się co wyglądania
ładnie dla ludzi. Udawaj, że to konkurs popularności, bo to w sumie
nim jest.

- Nie wygra się konkursu popularności będąc miłym. – powiedziała
Monica. – Wygrasz go poprzez ludzi bojących się głosować przeciwko
tobie.

Podeszła z powrotem do nielegalnie zaparkowanego samochodu,
weszła i zniknęła.

Claire potrząsnęła głową, patrzyła na czerwone Cabrio znikające za
rogiem i rzekła:

- Tylko Monica może tak myśleć, „Głosuj na mnie albo złamie ci twoją
nogę” to jest przyzwoite hasło kampanii.

- W Morganville prawdopodobnie jest.

Zrobili jeszcze dziesięć przystanków przed przekąską. Reakcja
zmieniała się z miejsca na miejsce, gdy pytali gdzie mogą postawić
znaki, od śmiechu do konsternacji, na ostatnim przystanku po prostu
wściekłość.

Claire nigdy nie wiedziała nikogo, kto rozdziera ciężki karton, oprócz
plakatu z takim entuzjazmem, ale cztery przecznice dalej na pewno
nie było fana Morrell’a Burmistrza.

- Kim był ten ostry facet który się tak zdenerwował? – zapytała
Shane’a jak jedli ich śniadanie, Burritos, siedząc na zewnątrz, bez
względnego komfortu, ale muchy i komary (nowi i nieproszeni goście)
były jak samochód bombardujący. Mądrze przechowali pokrywkę do
swoich napojów.

background image

13

- On? Nazywa się William Batiste. Nazywaliśmy bo Billy Bats. Myślę,
że Monica pocałowała go jeszcze w gimnazjum. Aby być uczciwym,
pocałowała większość szkoły, która stała w jednym miejscu
wystarczająco długo. Billy był rodzajem hard-corowego faceta oporu.
Nie lubił Morrellów w taki sposób.

- Myślę, że nie każdy będzie na tak. – powiedziała Claire.

- Myślę, że mamy szczęście jeśli uzyska głos terroru i apatii. –
powiedział Shane. - Wciąż mamy jeszcze pozanosić dziesięć plakatów
tego popołudnia. Ciągle chcesz to robić?

- Oczywiście. – powiedziała Claire. – To mój dzień wolny. Jeśli nie
masz nic przeciwko moglibyśmy zatrzymać się w laboratorium? Żeby
sprawdzić co u Myrnina?

Shane nie był entuzjastyczny, ale wzruszył ramionami bo zapewne
zorientował się, że to niewielka cena ponieważ miał ją cały dzień.

- Po prostu należy to zrobić przed zmrokiem. – powiedział. – Nie
poświecę się tak dla kampanii. Specjalnie dla Moniki.

Miasto wydawało się spokojne i wracające do normy, a odgłosy
budowy były wszędzie, piły, szlifierki, młotki. To wszystko brzmiało
pracowicie i pozytywnie. Było więcej ochrony widocznych znaków,
zbyt wiele sklepów wyświetlało je teraz w oknach, coraz więcej
mieszkańców nosiło bransoletki z symbolami ochrony. Morganville
było w drodze powrotnej… ale do czego? To nie to samo miasto, jakie
było przed Draug. Może czas stawiał je do tego co było na początku,
żelazną kontrolę wampirów. Nie mamy nic do powiedzenia na ten
temat, pomyślała Claire, i pomogła Shaneowi nakleić kolejny plakat
na słup telefoniczny Common Grounds. Cofnęli się by podziwiać ich
pracę a Claire poczuła, że ktoś stoi w Dzieniu obok niej. Nie czuła jego
przyjścia, ale nagle Oliver był… obok.

background image

14

Był solidny, trudny w obecności, mimo, źe miał na sobie co Claire
nazywała miłym Hipisowskim przebraniem, szero- drzewiaste włosy
związane w kucyk, ciemny T-shirt. Dżinsy i pod nim długi barwiony
fartuch z logiem Common Ground . Pachniał jak kawa, ciepły i
przyjazny rodzaj zapachu, chociaż pod nią był zimny jak marmur.

Patrzył na plakat z dziwnym wyrazem pustki.

- Widzę. – powiedział w końcu. – Że ktoś kompletnie stracił swoje
zmysły.

- Nie. – powiedział Shane i rzucił zszywacz w powietrzu z pięknym
uśmiechem brawury i głupoty, mógł stracić palec od tej rzeczy. –
Znaleźliśmy nasze powołanie. Jesteśmy aktywistami. I hej. Monica ma
przyzwoity wygląd. To wszystko czego naprawdę potrzebujesz od
kandydata, prawda?

- Nie sprawdzaj mnie chło9pcze. - powiedział Oliver gładko. – Nie
jestem kimś z kim powinieneś grać w gry w tych czasach. Byłem zbyt
łagodny, pozwoliłem tobie i twoim przyjaciołom szaleć. Nigdy więcej.
Zdejmiesz to.

Shane uniósł brwi. – Dlaczego?

Bo tak powiedziałem to była oczywista odpowiedź, ale Oliver
uśmiechnął się lekko i powiedział

- Bo to wbrew kodu.

Ich plakat nie był jedynym na słupie, były ulotki o zagubionych
zwierzętach, osoby zaginione, nowy zespół (pewnie zły) grający w
Common Grond w weekend, tanie ubezpieczenia, opieka nad
dzieckiem… Claire powiedziała:

- Nigdy nie miałeś z tym wcześniej problemu.

background image

15

- A teraz mam. – Oliver wszedł na słońce, chociaż jego skóra
natychmiast zaczęła przybierać lekkiej różowości gdzie dotknął go
blask i zaczął zrywać rzeczy ze słupa bez względu na drzazgi. Jego
paznokcie l były w drewnie. Rozdrobnił plakat Moniki na pół, kawałki
spadły na ziemię i kopnął je z powrotem do Shane’a. – A teraz
zaśmiecacie. Ponieś to.

Shane się nie ruszył. Nie odezwał się. On po prostu stał tam
zszywaczem w dłoni i wyglądało to… niebezpieczne.

- Podnieś albo cię aresztuję. – powiedział Oliver. – Was oboje. I nikt
nie będzie przychodziłby was uratować tym razem. Jeśli Eve się
postara dołączy do was.

- Michael…
- Poradzę sobie z Michaelem Glassem. – Słowa Olivera zgilotynowały
cokolwiek, co Shane chciał powiedzieć, cofnął się w cień. Był słaby,
dym pochodził z jego skóry, ale przestał być na słońcu i nie spalił
spalił się tak szybko na słońcu. –Ponieś. To.

Shane wciąż się nie ruszył, i Claire wyczuła, ze śmiertelnym
przerażeniem, że nie zamierza tego zrobić, więc ona to zrobiła.
Pochyliła się i chwyciła plakat i inne rozdrobnione papiery,, podeszła i
wrzuciła je do wspólnego kosza obok drzwi wejściowych. I może to
było w porządku z wyjątkiem tego, że Oliver po prostu mruknął.

- Dobra dziewczyna. – jakby była jego osobistym zwierzęciem. A
Shane – Shane go uderzył.

Wampir nie wiedział, że to nadchodzi bo patrzył prosto na Claire,
ceząc się z jego małego momentu triumfu, pieść Shane’a złapała go z
boku za szczękę a moc była wystarczająco masywna by Oliver
faktycznie zatoczył się przed włączeniem swoje nadprzyrodzonej
szybkości zrywając się na jej chłopaka tak szybko jak by był

background image

16

wystrzelony z katapulty. Rzucił Shane’a z powrotem do ceglanego
muru przy oknie i przybił go tam trzymając ramię przy jego gardle.
Gdy Shane próbował go wypchnąć, Oliver złapał go za rękę i szarpnął
mocno w bok. Shane zamarł.

Nic nie jest złamane. – powiedział Oliver. – Ale było do tego pół cala.
Więc proszę zrób to jeszcze raz chłopcze. Będę miażdżyć każą kość
która masz, i będziesz mnie błagać żebym skończył.

Odciął się gwałtownie, prawdopobnie dlatego, że Clair uczyniła to by
się zamknął poprzez proste przyłożenie cienkiego srebrnego ostrza
tuż nad miejscem, gdzie można było przejść do jego serca.

- Chodźmy. – powiedziała. – Pobierałam śmieci tak jak powiedziałeś.
Jesteśmy kwita.

Nie byli, Claire to wiedziała, ale Oliver po cichu zwolnił rękę Shane’a.
Claire odeszła, ciągle trzymając nóż w gotowości, Shane pchnął
Olivera z powrotem i podniósł zszywacz, który spadł na chodnik.

- Ty nam winny za plakat. – powiedział Shane. – To kosztowało mnie
pięć dolców za sztukę. Będę oczekiwać darmowego drinka w zamian.

- Tak będzie. – powiedział Oliver. – z żyły, następnym razem złapię
któregoś z was w okolicznościach mniej.. widocznych. – pokazał zęby i
wrócił do kawiarni.

- Myślę, że to oznacza, że Monica nie może liczyć na jego głos. –
powiedział Shane. To brzmiało ja żart, ale dla Claire to oznaczało, że
przekroili swego rodzaju linię. Może na stałe.

- Dlaczego? – zapytała go trochę żałośnie. – Dlaczego to zrobiłeś?

- Nikt nie będzie co ciebie mówi w ten sposób. – powiedział. –
Zwłaszcza on.

background image

17

Objął ją ramieniem , podniósł inne znaki i ruszyli do następnego
przystanku.

Na następnym przystanku Claire i Shane zawieszali znak, znaleźli coś
zanim zaczęli go zszywać; poważna starsza kobieta z młodszym
mężczyzną, prawdopodobnie jej synem. Był wzrostu Shane’a ale był
chudy jak bicz. Skinął na Claire jakby ją znał (Ona nie sądziła by go
kiedykolwiek spotkała) a następnie wbił wzrok w Shane’a.

- Hej. – powiedział i wyciągnął rękę. – Co słychać?

- Nic wielkiego. Jak się masz?

- Dobrze, dobrze. Pamiętasz moją mamę, Flora Ramos, prawda?

- Pani Ramon, na pewno, pamiętam burittos dla Enrique w szkole. –
powiedział shane. – Kiedyś w Handlu dawał mi je jeśli dałem mu
M&M’s. zawsze tak handlowałem były niesamowite.

- Dawałeś mu moje Burritos Rique? – Pani ramos powiedziała i
Uniosła brwi na syna. Rozłożył ręce i wzruszył ramionami.

- Dawałem mu je każdego dnia . – powiedział. Więc tak.

- Były przepyszne. – powiedział Shane. – hej, zrobił zysk. Kiedyś
pokroił pół i przehandlował osobno.

- Enrique.

- Byłem przedsiębiorcą mamo. – Enrique dał jej druzgocący uśmiech –
Co chcesz teraz mojego M&M’sa? – w odpowiedzi podala mu małą
kartke papieru i trzymał ją przed słupem telefonicznym, jak ona ją
zszywała.

background image

18

Ulotka mówiła, Kapitan Oczywisty na burmistrza, i miał duży znak
zapytania, znajdujący się po napisem gdzie powinno by zdjęcie.
Slogan mówił Ludzki głos. To wszystko.

- Co do cholery? – spytał Shane wskazując pusty obraz. – Pani Ramos,
Kapitan oczywisty opuścił miasto. Nie można prosić ludzi do
głosowania na kogoś kogo nawet tutaj nie ma.

- Może puste miejsce jest lepsze niż jedne wypełnione przez innego
bezużytecznego podlizucha. Powiedziała przyjaźnie a jej oczy były
chłodne i ciemne. – Widziałam plakaty Monici Morrell. Jak można
robić coś takiego ludziom Shane? Wiem, co to zło zrobiło tobie i
twojej rodzinie!

- To nie jest…- Shane cofnąl się o krok marszcząc brwi. – To na co
wygląda. Monica jest całym mnóstwem rzeczy, ale podlizuchem? Nie
tak by ktokolwiek zauważył. Ona prawdopodobniej nosi buty i nimi
kopie. A my potrzebujemy kogoś dla tej rady, kogoś kto przetrwa przy
wampirach.

Gniew rozgorzał w wyłożonej twarzy pani Ramos.

- Ona jest częścią Raka, który spożywa się w tym mieście. Ona i jej
cała rodzina jest obrzydliwa! Dziękuje bogu, że jej ojciec i brat nie
żyją…

- Chwileczkę. – przerwał jej Shane , mówił teraz swoim poważnym
głosem, który rozumie, ale nie zamierza odpuścić. – Richard Morrell
był w porządku. Próbował. Nie…

- Był skorupowanym człowiekiem ze skorupowanej rodziny. – jej głos
był teraz ciężki, jak nieustępliwy kamień. – Dosyć. Skończyłam z tobą
rozmawiać.

background image

19

Claire próbowała innego podejścia. Emocje już ich nigdzie nie
zaprowadzą.

- Ale – oni nie pozwolą ci wpisać kogoś kto nawet nie istnieje!

- Kapitan oczywisty Istnieje. – powiedziała Flora. – On zawsze, zawsze
będzie. Do czasu kiedy znowu powstanie, będę stała za nim

- Ty. – powiedziała Claire.- Jesteś nowym Kapitanem Oczywistym?

Enrique podszedł cicho i kiedy się nie uśmiechał i nie był przyjazny,
wygadał trochę niebezpiecznie.

- Dlaczego? Masz z tym problem? Moja mama nie jest dla ciebie
wystarczająco dobra?

- Nie, ja tylko. – Claire nie wiedziała, co do końca.

Shane wiedział.

- Stary, ona jest twoja mama. Kiedyś rzucała na sprzedasz piec. Robiła
ciasteczka. Jak ona może być kapitanem oczywistym?

- Jak nie każda matka może być przeciwko złu które tu mieszka? –
powiedziała Flora. – Wychowałam dzieci w tym mieście. Enrique,
Hector, Donna, Leticia. Ty mi powiedz Shane. Możesz mi powiedzieć
co się stało z trójką z moich dzieci.

On tylko spojrzała nią w milczeniu przez kilka długich sekund a potem
powiedział.

- To nie była niczyja wina. To był wypadek.

- Tak mówią.

Claire odchrząknęła, poczuła jak zawsze, jakby ktoś nie wypełnił jej
luk i stałą tutaj w środku sceny, wyraźnie pełnej napięcia nie
rozumiejąc nic z tego.

background image

20

- Uh, przepraszam, ale… co się stało?

Pani Ramos nie odpowiedziała, a Shane nie wydawal się chcieć, a
teraz wydawał się potknąć o minę. Więc w końcu Enrique westchnął i
zanurkował w to.

- Moja siostra Donna prowadziła. – powiedział. – Miała siedemnaście
lat, właśnie dostała prawo jazdy. Zawoziła mojego brata Hectora do
pracy, on miał dziewiętnaście lat i moją siostrę do szkoły. Był środek
zimy, trochę oblodzona ulica jak się czasami robi. Czarny lód, rodzaj,
którego nie można zobaczyć. Nigdy wcześniej się na nim nie
rozpędzała. Uderzyła w słup. – nie dokończył historii, ale Claire mogła
domyślić się jak to się skończyło; pogrzebami. Shane miął cichy
zamknięty wygląd, który miał, kiedy ludzie opowiadali o zaginionych
krewnych i znajomych, znał to uczucie, stracił swoją siostrę, a
następnie mamę a w końcu tatę. Zawsze wydawał się wystrzegać
emocji, nawet, jeśli chodzi o innych ludzi.

- To Ne było wszystko. – powiedziała Flora Ramos tłumiąc gniew,
który sprawił dreszcz włosów na karku Claire. – moje dzieci tak leżały
ranne i samotne i zabrali im życie. Wiem, to.

- Mamo to był wypadek. Oni się wykrwawili. Wiesz co mówili lekarze.

- Lekarze, lekarze, tak , oni pracują dla tych potworów tak jak my
wszyscy. Nie, Enrique. To były wampiry. To nie był wypadek.
Powinieneś to wiedzieć! – brzmiała na zmęczoną i wściekłą zarazem.
Kiedykolwiek to się stało musiało być świeże w jej umyśle. – Mam
jedno dziecko, którego ode mnie nie odebrały. I nie odbiorą. Nie,
dopóki mam oddech pozostały w moim ciele.

- Mogliście wyjechać z miasta. – powi8edział Shane cicho. – Miałeś
szansę.

background image

21

- A nasz dom? Nasze życie? Mój mąż i moje dzieci są tutaj
pochowane. To jest nasz dom. Potworzy muszą opuścić go zanim my
to zrobimy. – uniosła podbródek i Claire zobaczyła, że mimo
zmarszczek i siwych włosów była zdecydowana i niebezpieczna. – Nie
graj w te gry, Shane. Polityka oznacza tutaj całe nasze życie. Nie
pozwolę zrobić z tego żartu.

Shane spojrzał na nią przed dłuższą chwilę. Czuł jej żal; Claire
widziała. Wiedziała jak to było oskarżać wampiry o utratę
kochających ludzi. Ale przede wszystkim Shane był przykładem.

- Nie możesz wygrać. – powiedział. – Nie rób tego. Mamy plan. Zaufaj
nam.

- Waszej dwójce? – zaśmiała się Flora. – Twoja dziewczyna jest
zwierzątkiem wampira – zwierzątkiem założycielki. A ty zbyt ją
kochasz by to zobaczyć i masz zbyt wiele z dziecka. Ona jest z nimi,
nie ty. – Ona oddaliła się z pstryknięciem dłoni. – Dosyć. Enrique.
Vamanos.

Posłał Shane’owi przepraszające spojrzenie i unisół ręce w co-ja-tu-
mogłem-zrobić?

- Ona jest moja matką. – powiedział. – Przykro mi.

- Jest okej. – powiedział Shane . – ale powinieneś z nią o tym
porozmawiać. Poważnie. To jest niebezpieczne.

- Wiem stary. Wiem.

Enrique pospiesznie ją dogonił. Jego matka bła w pół przecznicy do
hotelu.

Claire stała z Shane’m patrząc na plakat promujący Kapitana
oczywistego i Shane wreszcie wziął plakat Moniki, większy i jaśniejszy,
i mocno przykleił plakat i góry.

background image

22

- Chodźmy. – powiedział - Gwarantuję, że to nie koniec.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Wampiry z Morganville 13 Bitter Blood Rozdział 8
Wampiry z Morganville 13 Bitter Blood Rozdział 5
Wampiry z Morganville 13 Bitter Blood Prolog
Wampiry z Morganville 13 ROZDZIAŁ 14 Bitter Blood
Wampiry z Morganville 13 ROZDZIAŁ 10 Bitter Blood
Wampiry z Morganville 13 ROZDZIAŁ 11 Bitter Blood
Wampiry z Morganville 12 Black Dawn Rozdział 12
Wampiry z Morganville 12 Black Dawn Rozdział 15
Wampiry z Morganville 12 Black Dawn Rozdział 14
WzM 10 - Bite Club - 1 rozdział, Wampiry z Morganville 10
wampiry z Morganville rozdział 6
Wampiry z Morganville 7 rozdział 4
Wampiry z Morganville rozdział 10 czesc 5
Wampiry z Morganville 7 rozdział 5,6
Wampiry z Morganville 7 rozdział 8
Caine Rachel Wampiry z Morganville 5 Pan złych rządów (rozdział 1 4)
Caine Rachel Wampiry z Morganville 5, rozdziały 5 14
Wampiry z Morganville 7 rozdział 3
Wampiry z Morganville 7 rozdział 9

więcej podobnych podstron