Wampiry z Morganville 7 rozdział 9

background image

str. 1

Wampiry z Morganville 7

Rozdział: 9

-

Czy on nie zyje? – Serce Claire dudniło i nie tylko dla tego ze o mało si

ę

nie

usma

ż

yła. Myrnin zdrowiał, znów stawał si

ę

sob

ą

. Musiała cos zrobi

ć

, dla Ady, dla

niego, teraz...

Ale Michael potrzasn

ą

ł głow

ą

– Jest bardziej nieprzytomny. My

ś

l

ę

ze nie

ucierpiał zbytnio. Musimy tylko rozbi

ć

okr

ą

g.

Claire kucn

ę

ła, próbuj

ą

c spojrze

ć

na twarz Myrnina, jego głowa była obrócona

w druga stron

ę

, ale jego czarne włosy spadły na oczy wiec nie mogła zobaczy

ć

czy

s

ą

otwarte czy zamkni

ę

te. Nie ruszał si

ę

.

-

Potrzebujemy czego

ś

drewnianego lub gumowego by odsun

ąć

go od metalu –

powiedziała – sprawd

ź

czy cos najdziesz.

I jak za pstrykni

ę

ciem palcami zgasło

ś

wiatło. Claire wypu

ś

ciła powietrze i

czuła jak jej serce przyspiesza do dwustu na minut

ę

, kiedy usłyszała glos Ady w

komórce – My

ś

l

ę

ze nie powinna

ś

tego robi

ć

.

-

Michael!

-

Tutaj, obwód nadal jest na klawiaturze. Czuje to – jego r

ę

ka dotkn

ę

ła jej

ramienia i chocia

ż

cofn

ę

ła si

ę

, czuła si

ę

spokojniejsza – Masz we

ź

to.

Wr

ę

czył jej co

ś

. Zaj

ę

ło jej sekund

ę

ż

eby zrozumie

ć

, co to było – kawałek

drewna? Był dziwny...
-

Oh, Bo

ż

e – krzykn

ę

ła Claire – czy to ko

ść

?

-

Nie pytaj – powiedział Michael – jest ostra na jednym ko

ń

cu. Organiczna, jak

drewno wiec jest dobra broni

ą

przeciwko wampirom. Tylko mnie nie d

ź

gnij, dobrze?-

Nie obiecała, naprawd

ę

– Pomó

ż

mi z Myrnin’em

Ostro

ż

nie obróciła ko

ść

w dłoni t

ę

pym ko

ń

cem na zewn

ą

trz i u

ż

yła latarki by

sprawdzi

ć

czy Michael ma tez cos nieprzewodz

ą

cego. Miał, wi

ę

cej ko

ś

ci. Mogły to

by

ć

zebra. Starała si

ę

nie my

ś

le

ć

o tym za du

ż

o.

-

Ty popchnij z tamtej strony a ja popchn

ę

z tej. Popchnij mocno. Musimy go

wypchn

ąć

całkowicie od tego panelu.

Telefon komórkowy Claire zadzwonił tak gło

ś

no ze wydawało si

ę

, i

ż

gło

ś

nik

topi si

ę

pod ta sił

ą

. Claire wzi

ę

ła gł

ę

boki oddech i przyło

ż

yła t

ę

py koniec ko

ś

ci do

ramienia Myrnina. Był ubrany w czarny aksamitny płaszcz i ko

ść

wygl

ą

dała bardzo

biało w kontra

ś

cie z płaszczem. Widziała cie

ń

Michaela w

ś

wiatłach panelu

Gotowa – powiedział – Teraz!

Pchali. Michael, oczywi

ś

cie miał wampirz

ą

sile wiec trwało to tyle, co

mrugniecie okiem – ciało Myrnina lec

ą

ce wstecz od konsoli, rozbijaj

ą

ce si

ę

w

ciemno

ś

ciach.

L

ś

ni

ą

cy sfrustrowany łuk niebieskich iskier z klawiatury strzelił, przed Claire i

zgasł.

Calire prawie upu

ś

ciła ko

ść

, gdy obracała ja w rekach ostrym ko

ń

cem na

zewn

ą

trz gotowa by jej u

ż

y

ć

, ale ukl

ę

kła na jedno kolano przy bezwładnym ciele

Myrnina. Ostro

ż

nie odsun

ę

ła włosy z jego marmurowo bladej twarzy. Jego oczy były

otwarte. Wygl

ą

dały na suche, ale gdy przygl

ą

dała si

ę

zebrały si

ę

na nich łzy,

background image

str. 2

mrugn

ą

ł, znowu zamrugał, zadyszał i oba oprzytomniały. Jego spojrzenie wwiercało

si

ę

w twarz Claire, chwycił jej r

ę

k

ę

w mia

ż

d

żą

cym u

ś

cisku.

-

Puszczaj – powiedziała. Nie zrobił tego – Myrnin!

-

Cicho – wyszeptał – My

ś

l

ę

.

-

Tak,

ś

wietnie, mo

ż

esz to robi

ć

bez mia

ż

d

ż

enia mojej reki?

-

Nie – nawet nie próbował jej wyja

ś

ni

ć

, tylko wstał, podczas gdy nadal

ś

ciskał

jej przegub jak osobiste kajdanki.
-

To boli! Musisz ja wył

ą

czy

ć

. Ona starała si

ę

ciebie zabi

ć

!

Oczy Myrnina błysn

ę

ły krwista czerwienia Nie b

ę

dziesz mi mówiła, co mam

robi

ć

. Nagle popchn

ą

ł ja do Michaela i skierował w

ś

ciekłe spojrzenie na niego, – Co

ty tutaj robisz?
-

Pogadamy pó

ź

niej. Musimy i

ść

– Powiedział Michael i Chwycił, Claire w

ramiona zanim zd

ąż

yła zaprotestowa

ć

– To cos idzie po nas.

Myrnin rozejrzał si

ę

dookoła w ciemno

ś

ci, która kryla cos, co tak przestraszyło

Michaela. Claire nie chciała wiedzie

ć

, co to było. Obiela go i trzymała si

ę

kurczowo,

czuj

ą

c jak jego mi

ę

snie napinaj

ą

si

ę

. Mijali rzeczy i poczuła powietrze napieraj

ą

ce na

nia Tunel pomy

ś

lała. Poniewa

ż

rzeczy były coraz bli

ż

ej d

ź

wi

ę

k wydawał si

ę

dziwnie

stłumiony

Myrnin? - Zawołała za nimi, ale nie otrzymała odpowiedzi. Wtedy poczuła ze

Michael skoczył, i przez sekund

ę

była lekka, zawieszona w powietrzu, wydawało jej

si

ę

ze

ś

wiatło biegnie pod nia.

Michael wyl

ą

dował perfekcyjnie, przez prowizoryczne wej

ś

cie do laboratorium,

szybko obrócił si

ę

wokoło równocze

ś

nie cofaj

ą

c si

ę

.

Myrnin wydawał si

ę

prawie unosi

ć

siła woli w gore przez dziur

ę

w podłodze,

pełny wdzi

ę

ku jak kot. Jego płaszcz wirował jak czarna mgła. Obrócił si

ę

w powietrzu,

si

ę

gn

ą

ł po zapadnie i zatrzasn

ą

ł ja. Nast

ę

pnie wyl

ą

dował na niej, lekko doskonale

balansuj

ą

c, wychylił si

ę

by poło

ż

y

ć

dło

ń

na czerwonym panelu. Za

ś

wiecił si

ę

i

metaliczne klikni

ę

cia rozbrzmiały po laboratorium. Myrnin zszedł z drzwi gapi

ą

c si

ę

na nie przez sekund

ę

, wtedy ostro

ż

nie rozwin

ą

ł i wygładził dywan, ponad wej

ś

ciem

do jaskini Ady

Claire pu

ś

ciła Michaela i ze

ś

lizgn

ę

ła si

ę

na nogi. Nadal trzymała w reku ko

ść

i

naprawd

ę

nie chciała jej odło

ż

y

ć

. Jeszcze nie, – Co wła

ś

ciwie si

ę

słało?

-

ą

czyłem zamek – powiedział Myrnin, i stukn

ą

ł palcem w dywan w

przypadku gdyby nie zrozumiała – Jest całkiem nowoczesny, wiesz.
Elektromagnetyczny. Klucz to

ś

lad mojej dłoni.

-

Tak, to

ś

wietnie. Co tam w ogóle robiła

ś

? Wiesz ze ona nie czuje si

ę

dobrze.

Myrnin z przej

ę

ciem przygładził klapy aksamitnego płaszcza, marszcz

ą

c brwi

na widok niebieskiego podkoszulka, jakby nie pami

ę

tał ze miał go na sobie i wzruszył

ramionami.
-

Robiłem cos by dostosowa

ć

si

ę

do jej emocjonalnych odpowiedzi. Niestety

była na to przygotowana, najwidoczniej. Jest czakiem m

ą

dra, wiesz – Wydawał si

ę

prawie dumny – Teraz, czy było tam cos, co potrzebowała

ś

, Claire?

-

My

ś

l

ę

ze powiniene

ś

by

ć

milszy.

Mrugn

ą

ł, – Po co? Oh, to. Elektryczno

ść

była tylko po to by trzyma

ć

mnie

unieruchomionego. W ko

ń

cu musiałaby mnie pu

ś

ci

ć

.

-

Nie dokona. Mogła trzyma

ć

ci tak długo Az umarłby

ś

z głodu. Prawda?

-

Nie mog

ę

umrze

ć

. Nie tak. Byłoby mi bardzo niewygodnie i byłbym bardzo

głodny i mo

ż

e bardzo szalony, ale nie martwy. Musiałaby mie

ć

jedno ze swoich

stworze

ń

, by

ś

ci

ąć

mi głow

ę

... – Glos Myrnina zamarł i wydawał si

ę

nieobecny przez

background image

str. 3

kilka sekund, wtedy powiedział – Rozumiem, tak masz racje. Miała wybór, ale nie
zabiłaby mnie.
-

Dlaczego nie?

-

Chyba oboje wiemy, dlaczego Claire.

-

Masz na my

ś

li, poniewa

ż

cie kocha? Nie wydaje mi si

ę

.

-

Ada potrzebuje mnie tak samo mocno jak ja jej – Myrnin nagle urwał i bardzo

nie w jego stylu postawił si

ę

– Nie wiesz nic o niej i rozkazuje ci trzyma

ć

si

ę

z dala od

moich spraw, je

ś

li dotycz

ą

Ady.

Nagle zatoczyła si

ę

i musiała poło

ż

y

ć

r

ę

k

ę

na najbli

ż

szym stole by nie

przewróci

ć

si

ę

.

-

I przynie

ś

mi troch

ę

krwi, Claire.

-

Sam sobie przynie

ś

– nie mogła uwierzy

ć

ze to powiedziała, ale on naprawd

ę

ja uraził - ponadto, twoja cenna Ada zabiła Boba staraj

ą

c si

ę

go wytresowa

ć

ż

eby

mnie ugryzł. Wiec mo

ż

e nie wiesz wszystkiego o Adzie.

-

Przynie

ś

mi krew, albo b

ę

d

ę

musiał wzi

ąć

cos dost

ę

pniejszego – powiedział

delikatnie, nie wydawał si

ę

dramatyzowa

ć

i to nie była gro

ź

ba. Podniósł głow

ę

i

patrzył na ni

ą

, widziała ten blask w oczach, szalony, skupiony i bardzo, bardzo

przera

ż

aj

ą

ce – Jestem bardzo głodny.

-

Claire, id

ź

– powiedział Michael i stan

ą

ł pomi

ę

dzy ni

ą

a Myrninem – On nie

ż

artuje.

Naprawd

ę

nie

ż

artował, poniewa

ż

ruszył w jej kierunku. Był szybszy ni

ż

ona

czy Michael mogli si

ę

tego spodziewa

ć

. Michael poleciał w tył, gdy Myrnin zepchał go

z drogi i zatrzymał si

ę

za najbli

ż

szej kamiennej

ś

cianie.

Wtedy chwycił Claire za ramie i druga r

ę

k

ą

za włosy. Odchylił jej głow

ę

bole

ś

nie do tylu, wystawiaj

ą

c jej szyje i poczuła chłodne dmuchniecie na skore.

Wiedziała ze zostało jej tylko jedno wyj

ś

cie.

Przystawiła zaostrzony koniec ko

ś

ci do jego klatki piersiowej dokładnie tam

gdzie serce i powiedziała – Przysi

ę

gam na Boga ze cie d

ź

gn

ę

i utn

ę

ci głow

ę

, je

ś

li

mnie ugryziesz – dłonie jej si

ę

trz

ę

sły i tak samo glos, ale mówiła powa

ż

nie. Nie

mogła

ż

y

ć

w strachu przed nim, bolał ja widok jak on traci nad sob

ą

kontrole. Było w

nim cos jasnego i dobrego, ale były tez momenty, gdy pogr

ąż

ał si

ę

w ciemno

ś

ci, –

Je

ś

li ci na to pozwol

ę

, nigdy sobie tego nie wybaczysz. Teraz mnie pu

ść

i id

ź

po

woreczek krwi.

Mogła wła

ś

ciwie wyczu

ć

jak kły robi

ą

wgniecenie na jej szyi. Sam Myrnin

dr

ż

ał, bardzo mocnymi wibracjami, które mówiły jej w jak du

ż

ych on jest kłopotach,

ż

to fakt ze chciał ja zabi

ć

.

Przycisn

ę

ła mocnej ko

ść

i czuła jak przebija niebieski atlasowy podkoszulek.

Nie widziała

ż

eby Michael si

ę

ruszał, ale po kilku sekundach był zaraz przy niej,

ostro

ż

nie kład

ą

c w jej wolna r

ę

k

ę

worek z krwi

ą

, nie miał czasu

ż

eby ja podgrza

ć

, co

prawdopodobnie uratowało jej

ż

ycie.

-

Puszczaj – powiedziała Claire.

I Myrnin pu

ś

cił, rozlu

ź

niaj

ą

c r

ę

ce tylko na tyle by mogła si

ę

wycofa

ć

. Jego oczy

były dzikie i zdesperowane, jago kły l

ś

niły jak wykrzykniki.

Claire wyci

ą

gn

ę

ła torb

ę

z krwi

ą

.

Po niezdecydowanej sekundzie Myrnin chwycił ja i przystawił do ust, ugryzł z

dołu tak mocno ze krew rozprysła mu na twarz, tak jak soczysty pomidor.

Claire zadr

ż

ała – Przynios

ę

ci r

ę

cznik.

Poszła do malej łazienki, dobrze ukrytej, zaj

ę

ło jej chwile

ż

eby ja znale

źć

,

przekr

ę

ciła zardzewiały kurek by zwil

ż

y

ć

r

ę

cznik zaznaczony WŁASNOSC

MORGANVILLE, był prawdopodobnie ze szpitala lub wiezienia. Pochlapała tez swoja

background image

str. 4

twarz woda i spojrzała na swoje odbicie w lustrze przez kulka sekund. Obcy człowiek
patrzył na ni

ą

– kto

ś

, kto nie wygl

ą

dał na przestraszonego. Kto

ś

, kto odci

ą

gn

ą

ł

wampira od jedzenia.

R

ę

cznik został zmoczony, Claire wycisn

ę

ła go z cieplej wody i wróciła do

swojego szefa by pomoc mu posprz

ą

ta

ć

.



Wiedziała ze b

ę

dzie mówił jak mu jest przykro, i robił to, – podczas gdy ona

zmywała mu z twarzy rozbryzgi. Sok pomidorowy, wmawiała sobie, gdy to, co robiła
docierało do niej, To tylko pomidorowy sok. Sprz

ą

tała

ś

ju

ż

taki, gdy ketchup

eksplodował z butelki.
-

Claire – Myrnin szepn

ą

ł. Spojrzała na jego oddalon

ą

twarz, podczas

szorowania najgorszych plam z jego podkoszulki. Wydawał si

ę

zm

ę

czony, gdy

siedział w swoim du

ż

ym skórzanym fotelu

To przyszło tak nagle. Nie mogłem – rozumiesz? Nigdy nie chciałem tego.

-

Czy to stało si

ę

z Ada, gdy

ż

yła? – Zapytała Claire. Krew była tak

ż

e na jego

długich białych, rekach. Podała mu ciepły r

ę

cznik by wytarł sobie, r

ę

ce, nast

ę

pnie

znalazła czysty skrawek r

ę

cznika i znów zacz

ę

ła szorowa

ć

jego twarz. Przytrzymał

tam ciepły r

ę

cznik, zakrywaj

ą

c twarz. Kiedy go zsun

ą

ł ju

ż

całkowicie panował nad

sob

ą

-

Ada i ja to było skomplikowane – powiedział – Ta sytuacja w niczym nie

przypominała tamtej. Z jednego powodu, Ada była wampirem.
-

ż

, rzeczy si

ę

zmieniaj

ą

– powiedziała Claire. Myrnin drobiazgowo zło

ż

r

ę

cznik i oddal go jej.

-

Wiesz ze ona cie zabije? Rozumiesz to teraz?

-

Nie jestem jeszcze przygotowany, by sie skar

ż

y

ć

– spojrzał w dół na swój

podkoszulek i westchn

ą

ł – Oh, ojej. To nigdy nie zniknie.

-

Plama?

-

Dziura – patrzył si

ę

na dziur

ę

, któr

ą

zrobiła ko

ś

ci

ą

i powiedział – Naprawd

ę

zabiłaby

ś

mnie, Nie zrobiłaby

ś

tego?

-

Chciałabym ci powiedzie

ć

ze to był blef. Ale nie mog

ę

blefowa

ć

przy tobie.

-

Masz racje. Je

ś

li to zrobisz i ja b

ę

d

ę

o tym wiedział, umrzesz. Jestem

drapie

ż

nikiem. Słabo

ś

ci

ą

jest... Uwodzenie. – Odchrz

ą

kn

ą

ł – Wzajemne

zabezpieczenie zagłady było dobre dla Stanów Zjednoczonych i Zwi

ą

zku

Radzieckiego. Wierze ze b

ę

dzie dobre tez dla nas. Wołałbym

ż

eby to si

ę

nie stało,

ale to zaledwie jest twój bł

ą

d – Oderwał sie, poniewa

ż

spojrzał w gore, jego

spojrzenie padło na zwłoki le

żą

ce na stole laboratoryjnym. – Oh, ojej. Co to jest?

-

To jest Bob. Pami

ę

tasz Boba? Ada to z niego zrobiła.

-

Niemo

ż

liwe – powiedział Myrnin i podniósł si

ę

z fotela, by podej

ść

do stołu,

przera

ż

aj

ą

co blisko, szturchn

ą

ł go palcem z ciekawo

ś

ci. – Nie do ko

ń

ca niemo

ż

liwe.

-

Przepraszam? Byłam tu! On rósł jak potwory w filmach.

-

Oh, to widz. Najwidoczniej to nie jest niemo

ż

liwe. Nie to miałem na my

ś

li,

chodzi mi o identyfikacje jego jako Boba.
-

Co?

-

To nie jest Bob – powiedział Myrnin

Claire przewróciła oczami – On wyszedł z klatki Boba.
-

Ah to wszystko wyja

ś

nia. Znalazłem towarzysza dla Boba. My

ś

lałem ze

prawdopodobnie sie zjedz

ą

, ale wydawali si

ę

zadowoleni. Tak to musiał by

ć

Edgar.

Lub mo

ż

liwe ze Charlotte.

-

Edgar – powtórzyła Claire – Albo Charlotte. Jasne.

background image

str. 5

Myrnin zostawił martwego paj

ą

ka i podszedł do pojemnika Boba. Grzebał tam

przez kilka sekund i triumfalnie wyci

ą

gn

ą

ł dło

ń

przed Claire. Bob – przypuszczalnie –

siedział skulony, patrzył zdezorientowany i przestraszony, je

ś

li mógł tak wygl

ą

da

ć

paj

ą

k.

-

wiec to był tylko Edgar – powiedział Myrnin – Zupełnie nie taki sam.

-

Czy Edgar był zawsze rozmiarów psa?

-

Oh, oczywi

ś

cie ze nie – oh, rozumiem twoje pytanie. Bez wzgl

ę

du na to, który

to paj

ą

k, trzeba rozwi

ą

za

ć

pewne tajemnice. – Myrnin delikatnie szturchn

ą

ł Boba z

dłoni powrotem do pojemnika, i potarł r

ę

ce z niecierpliwo

ś

ci.

-

Tak, zdecydowanie jest praca do wykonania. Ada musiała zrobi

ć

ogromne

post

ę

py w swoich badaniach, By moc stworzy

ć

taki efekt. Musze si

ę

dowiedzie

ć

jak i

co poszło

ź

le.

-

Myrnin. Ada sprawiła ze paj

ą

k urósł jak potwor i starała si

ę

mnie tym zabi

ć

. To

nie chodzi o to jak to zrobiła, ale dlaczego.
-

Dlaczego jest dla innych ludzi. Mnie du

ż

o bardziej interesuj

ą

metody i jestem

zaskoczony Claire. My

ś

lałem ze ty tez tak b

ę

dziesz my

ś

le

ć

. Có

ż

, Niezaskoczony,

rozczarowany. – Ostro

ż

nie chwycił jedna nog

ę

paj

ą

ka i ja podniósł – B

ę

d

ę

potrzebował tablice korkowa, du

żą

. I jakie

ś

bardzo du

ż

e szpilki.

Claire i Michael wymienili spojrzenia. On stal tam zafascynowany i obrzydzony

dyskusja o tym, i tylko potrzasn

ą

ł głow

ą

, – Je

ż

eli wszystko, co potrzebuje to

ż

eby

wysługiwa

ć

si

ę

tob

ą

to mo

ż

e powinna

ś

go zostawi

ć

-

Ona jest moja asystentka, to jest jej praca by wysługiwa

ć

si

ę

ni

ą

. – Warkn

ą

ł

Myrnin i spojrzał przepraszaj

ą

co. – Ale mo

ż

e zrobiła

ś

ju

ż

wystarczaj

ą

co du

ż

o jak na

jeden dzien.

Claire policzyła na palcach

-

Prze

ż

yłam atak paj

ą

ka, Uratowałam ciebie, Dostarczyłam ci krew,

Posprz

ą

tałam

ś

lady krwi z podłogi.

-

Proponuje ze sam przynios

ę

tablice korkowa, Claire?

Odwróciła si

ę

i spojrzała na niego, gdy z Michaelem Zmierzali do wyj

ś

cia.

Myrnin wygl

ą

dał jakby znów nad wszystkim panował z wyj

ą

tkiem plamy krwi na jago

podkoszulku., Nigdy by

ś

si

ę

nie domy

ś

lił ze cos si

ę

działo.

-

Dzi

ę

kuje – powiedział mi

ę

kko – Rozwa

żę

to, co powiedziała

ś

o Adzie.

Kiwn

ę

ła głow

ą

i uciekła.





Michael, jak si

ę

okazało, zmierzał na prób

ę

Eve i Claire z opó

ź

nieniem

przypomniała sobie,

ż

e równie

ż

została zaproszona. Jego samochód był

zaparkowany na ko

ń

cu alei, w zaułku, Michael miał przy sobie parasol, który miał go

chroni

ć

przed promieniami słonecznymi. Wygl

ą

dało to raczej

ś

miesznie, ale

przynajmniej był gigantyczny i bardzo m

ę

ski, z kaczka wygrawerowan

ą

na racz

ą

ce.

Michael otworzył drzwi pasa

ż

era dla niej, jak pan, ale zamiast wsi

ąść

, si

ę

gn

ę

ła

po parasol. -Jeste

ś

tym, który mo

ż

e si

ę

spali

ć

- powiedziała. – Wsiadaj pierwszy.

Posłał jej zabawne spojrzenie jak szła za nim do miejsca kierowcy i zakrywaj

ą

c go

jeszcze soba

-Co?

-

My

ś

lałam, o tym ze si

ę

zmieniła

ś

-, powiedział. -Naprawd

ę

postawiła

ś

si

ę

tam

Myrnin. Nie jestem pewien ile wampirów mogłoby to robi

ć

. Ł

ą

cznie ze mn

ą

.

background image

str. 6

-

Nie jestem inna. Jestem taka sama Claire jak zawsze. – Powiedziała

u

ś

miechaj

ą

c si

ę

. –W porz

ą

dku mam troch

ę

wi

ę

cej blizn ni

ż

na pocz

ą

tku.

U

ś

miechn

ą

ł si

ę

i zamkn

ą

ł drzwi samochodu, ona zło

ż

yła parasol. Uwa

ż

ała,

aby otworzy

ć

drzwi tylko na tyle, by wsi

ąść

; promienie Sło

ń

ca nieprzyjemnie blisko

padały na stron

ę

Michaela. Wewn

ą

trz, panowała niemal całkowita ciemno

ść

. To było

jak w
Jaskini, ponownie, tylko miała nadziej

ę

, ze te gigantyczne zmutowane paj

ą

ki, na

które Michael mówił Rzeczy si

ę

nie pojawia?

-

Niektórzy przychodz

ą

do Morganville i załamuj

ą

si

ę

- powiedział Michael, gdy

ą

czył si

ę

do ruchu. -Widziałem to kilkana

ś

cie razy. Ale jest kilka osób, które

przyje

ż

d

ż

aj

ą

tutaj i po prostu rozwijaj

ą

sie. Jeste

ś

jednym z nich.

Claire nie czuj

ą

si

ę

szczególnie rozwini

ę

ta. -Wi

ę

c mówisz ze rozwijam si

ę

w chaosie.

-Nie. Mówi

ę

mowie ze dobrze rozwijasz si

ę

podczas wyzwa

ń

,. Ale zrób cos dla

mnie, dobrze?

-Bior

ą

c pod uwag

ę

ze przybiegłe

ś

i wskoczyłe

ś

do jaskini by mi pomóc? Tak.

Posłał jej szybki słodki u

ś

miech, od którego topniało serce. -Nigdy nie pozwól mu si

ę

,

zbli

ż

y

ć

blisko ponownie. Lubi

ę

Myrnin, ale nie mo

ż

na mu ufa

ć

. Wiesz o tym.

-

Wiem-. Wzi

ę

ła go za r

ę

k

ę

i

ś

cisn

ę

ła. -Dzi

ę

ki.

-

Nie ma problemu. Je

ś

li umrzesz, to b

ę

d

ę

musiał zadzwoni

ć

do rodziców i

wyja

ś

ni

ć

im, dlaczego. I naprawd

ę

nie chce tego robi

ć

. Ju

ż

i tak przemawia

przeciwko mnie cala ta wampirza sprawa.

Tak min

ę

ła im krotka podró

ż

, podjechali pod sale prób, oczywi

ś

cie na

podziemny parking, b

ę

d

ą

cy cz

ęś

ci

ą

miasta. Był równie

ż

strze

ż

ony. Claire z

zainteresowaniem zauwa

ż

yła –ze wampir, który był na słu

ż

bie w zaciemnionej

kabinie bezpiecze

ń

stwa był jak pami

ę

tała Amelie osobistym ochroniarzem, chocia

ż

ci

ęż

ko powiedzie

ć

, gdy wszyscy nosili ciemne garnitury i wygl

ą

dali jak Secret

Sernice, tylko z kłami. Michael pokazał swój dowód i dostał przepustk

ę

by poło

ż

y

ć

ja

na przedniej szybie i w ci

ą

gu pi

ę

ciu minut szli w kierunku schodów do głównej Sali

Miejskiego Centrum. Tam znale

ź

li re

ż

ysera w całkowicie obł

ą

kanym momencie.

-

Co masz na my

ś

li mówi

ą

c, niema?- Wrzasn

ą

ł, i trzasn

ą

ł podr

ę

cznym

notatnikiem o podłog

ę

sceny. Miał akcent-niemiecki- by

ć

mo

ż

e i był schludnym

niskim starszym m

ęż

czyzn

ą

, z siwymi włosami i bardzo ostrymi rysami twarzy. -Jak

ona nie mo

ż

e by

ć

tutaj? Czy ona nie gra w tej sztuce? Kto jest odpowiedzialny za

arkusz telefonów?
Jedna z osób stoj

ą

cych w grupie dookoła dyrektora scenicznie podniosła r

ę

k

ę

. Miała

podr

ę

czny notatnik i słuchawk

ę

z mikrofonem, a na twarzy wyraz gł

ę

bokiego

przera

ż

enia. Claire nie rozpoznała jej.

-

Prosz

ę

pana, ju

ż

sze

ść

razy do niej dzwoniłam. Nagrałam si

ę

n pocz

ę

te

głosow

ą

.

-

Jeste

ś

asystentka re

ż

ysera, Znajd

ź

ja! Nie chce słucha

ć

o tych

bezsensownych głosowych wiadomo

ś

ciach – odprawił ja pstrykni

ę

ciem palcami i

wpatrywał si

ę

w reszt

ę

grupy – Dobrze. Musimy przesun

ąć

plan, dopóki ona tu nie

dotrze, tak? Scenariusz!
Wyci

ą

gn

ą

ł r

ę

k

ę

i kto

ś

szybko wr

ę

czył mu kartki scenariusza.

-

Nie, nie, nie –oh, Tak, zrobimy to. Czy jest tu Stanley?

Du

ż

y wytatuowany facet przepchn

ą

ł si

ę

przez tłum – Tutaj – powiedział. Claire

domy

ś

liła si

ę

ze to był Rad, o którym Eve, z Kim ci

ę

gle plotkowały. Wygl

ą

dał na –

du

ż

ego i twardego. Ale nie widziała w nim wdzi

ę

ku, ze wzgl

ę

du na jedna rzecz, w

niczym nie przypominał, Shane, który był prawie tak samo du

ż

y i prawdopodobnie był

background image

str. 7

tak samo twardy. Shane nosił wdzi

ę

k jak cze

ść

swojego ciała a ten facet zrobił z tego

produkt do sprzeda

ż

y.

-

Dobrze zrobimy scen

ę

baru. Mamy Mitcha? Tak? I pozostałych?

Claire przestała słucha

ć

i zerkn

ę

ła na Michaela – Gdzie jest Eve? Brakuje im jej.

-

Nie wiem – patrzył na tłum ludzi, biegaj

ą

cych dookoła sceny, zmieniaj

ą

cych

scenerie, przechodz

ą

cych przez liny, rozmawiaj

ą

cych ze soba – Nigdzie jej nie

widz

ę

.

-

Nie my

ś

lisz...- Michael szedł ju

ż

w dół przej

ś

ciem zmierzaj

ą

c do sceny.-

Domy

ś

lam si

ę

ze naprawd

ę

my

ś

lisz – Claire po

ś

pieszyła za nim.

Michael kierował sie bezpo

ś

rednio przed siebie do sponiewieranego asystenta

re

ż

ysera, który trzymał telefon komórkowy w jednym uchu z palcem zaci

ś

ni

ę

tym na

nim. Wyci

ą

gn

ę

ła do niego r

ę

k

ę

, wyra

ź

nie wskazuj

ą

c,

ż

e jest zaj

ę

ta, ale on chwycił ja i

obrócił j

ą

wokoło, by stan

ę

ła twarz

ą

do niego. Jej oczy poszerzyły sie w szoku.

Michael wzi

ą

ł telefon z jej r

ę

ki i sprawdził numer. -To nie jest Eve- powiedział Claire i

widziała intensywn

ą

ulg

ę

, która pokazała sie na jego twarz

ą

.

-

Przepraszam, Heather.

-

w porz

ą

dku, nadal poczta głosowa - Heather, asystentka re

ż

ysera, wygl

ą

dała

na coraz bardziej zaniepokojona. Gryzła warg

ę

, dosłownie ja przegryzaj

ą

c i patrzyła

na sinego re

ż

ysera, który ci

ęż

ko st

ą

pał dookoła sceny rzucaj

ą

cej strony scenariusza

na podłog

ę

. - Eve jest w garderobie. Człowieku, jestem pod ostrzałem.

Michael pobiegł, wichrz

ą

c ich włosy z szybko

ś

ci

ą

jego przej

ś

cia, zostawiaj

ą

c, Claire z

Heather. Po chwili niezdecydowania, podała jej r

ę

k

ą

. -Cze

ść

,- powiedziała. - Claire

Danvers.
-

Och, to jeste

ś

ty? Zabawne. My

ś

lałam,

ż

e jeste

ś

...

-

Wy

ż

sza?

-

Starsza.

-

Kogo brakuje?

Heather podniosła palec, by uciszy

ć

j

ą

, stukaj

ą

c w urz

ą

dzenie przymocowane

do jej pasa i powiedziała do słuchawki -Jaki jest problem? Dobrze powiedz mu,

ż

e

re

ż

yser chce, zrobi

ć

to w te sposób, wiec tak to zrób, w porz

ą

dku? Nie interesuje

mnie ze tak lepiej wygl

ą

da. I przesta

ń

narzeka

ć

- Klikn

ę

ła WYŁ

Ą

CZ i wytarła pot z

czoła. -Nie wiem, co jest gorsze, mie

ć

załog

ę

,

ż

ółtodziobów czy załog

ę

,

Która robi takie rzeczy odk

ą

d zacz

ę

li u

ż

ywa

ć

gaz do lamp ulicznych.

Claire mrugn

ę

ła. -Masz wampiry w załodze.

-

Oczywi

ś

cie. Równie

ż

w obsadzie, Mein Herr, tam.- Heather wskazała

podbródkiem na dyrektora, który prawił kazania jakiemu

ś

biedakowi, który starał sie

ustawi

ć

doniczkowa ro

ś

lin

ę

. -On jest perfekcjonista. Sprowadził stroje ze sklepów.

Powiedz mi, kto przejmuje si

ę

o autentyczno

ść

tkanin, kiedy przyjmuje sie dwie Gothi

dziewczyny jako damy?

Heather nie rozmawiała z ni

ą

, lecz do siebie, Claire zdecydowała, ze tylko

wzruszy ramionami. - Wiec, kogo brakuje?
-

Och. Naszej drugiej odtwórczyni. Kimberlie Magness.

Kim. Claire czuła powolny przypływ rozdra

ż

nienia. - Czy ona zazwyczaj nie

przychodzi punktualnie? Poniewa

ż

to byłaby niespodzianka.

Heather podnosiła brwi. -W tej produkcji, ka

ż

dy przychodzi punktualnie.

Zgodnie z Mein Herr, by

ć

wcze

ś

niej, jest jak by

ć

punktualnie a bycie punktualnym to

bycie pó

ź

nym. Ona nigdy nie spó

ź

niła si

ę

.

Nadal. Kim. Prawdopodobnie absolutnie nic.
-

Gdzie jest moja Stella?- Dyrektor rykn

ą

ł nagle i d

ź

wi

ę

k rozszedł si

ę

dookoła

sceny jak równie

ż

z nausznika Heather. Wzdragała si

ę

i krzykn

ę

ła.

background image

str. 8

-

Stella!

Ze skrzydła sceny, Eve wyszła za kurtyn, mocno trzymaj

ą

c r

ę

k

ę

Michaela.

Była ubrana w obcisłe czarne d

ż

insy, czara koszulk

ę

z lalka i pentagramem oraz

du

ż

o ła

ń

cuchów i agrafek jako dodatki.

Re

ż

yser nagle zamilkł i było tylko słycha

ć

oddech Heather, Calire domy

ś

liła si

ę

,

ż

e

nie to Eve miała zało

ż

y

ć

.

-

Och nie,- Heather szepn

ę

ła. - To sie nie dzieje.

-

Co?

-

On nalega na prób

ę

w stroju. Co

ś

w rodzaju wczucia si

ę

w role. Powinna by

ć

w stroju.

Dyrektor ci

ęż

ko szedł do Ewy, zatrzymuj

ą

c cale daleko od niej. Obejrzał ja z

góry na dół i powiedział chłodno, -Co my

ś

lisz,

ż

e robisz?

-

Musz

ę

i

ść

,- powiedziała. Jej kłykcie były białe, gdy trzymała r

ę

k

ę

Michaela, ale

patrzyła prosto w oczy re

ż

ysera. -Przepraszam, ale musz

ę

.

-Nikt nie opuszcza próby chyba ze w worku na zwłoki - powiedział. – Tak

wolisz?
-

Jeste

ś

pewien ze chcesz

ż

eby tak to si

ę

potoczyło?- Michael spytał cicho. -

Poniewa

ż

kto

ś

mógłby wyj

ść

w torbie na zwłoki, ale to nie ona.- Dyrektor pokazał

z

ę

by w grymasie—to wła

ś

ciwie wygl

ą

dało bole

ś

nie dla niego, u

ś

miechn

ąć

si

ę

. –

Grozisz mi chłopcze?
-

Tak-, Michael powiedział, pewnie. -Wiem,

ż

e jestem nowy w tym. Wiem,

ż

e nie

mam tysi

ą

ca lat ze stosem ciał za soba. Ale mówi

ę

ci,

ż

e ona musi i

ść

i pozwolisz jej.

-

Albo?

Oczy Michaela błysn

ę

ły—nie czerwienia, ale były prawie białe. To było

niesamowite. -Pozwól nam nie dowiadywa

ć

si

ę

. Mo

ż

esz zwolnic ja na jeden dzien. -

Re

ż

yser sykn

ą

ł, bardzo mi

ę

kko i dugo patrzył, Claire my

ś

lała,

ż

e rzeczy

wła

ś

nie miały pój

ść

bardzo, bardzo

ź

le . . . i wtedy pojawił si

ę

m

ęż

czyzna z łagodny

spojrzeniem w retro koszulce podszedł bli

ż

ej i powiedział, - jest jaki

ś

problem?

Poniewa

ż

jestem odpowiedzialny za tych dwoje podczas nieobecno

ś

ci Amelie.

Claire mrugn

ę

ła i zrozumiała,

ż

e to był Oliver. Nie naprawd

ę

Oliver, poniewa

ż

on wygl

ą

dał . . . inaczej—nie tylko ubranie, ale jego j

ę

zyk ciała -cało

ś

ci. Widziała, jak

on robił, to wcze

ś

niej, ale nie tak dramatycznie. Jego akcent był inny tak

ż

e—bardziej

płaski

ś

rodkowo - zachodni, niczego egzotycznego w tym nie było w ogóle.

Re

ż

yser rzucił mu spojrzenie, mrugn

ą

ł i wydawał si

ę

ponownie rozwa

ż

y

ć

jego

pozycj

ę

. -Nie s

ą

dz

ę

, - W ko

ń

cu powiedział. -Nie mog

ę

mie

ć

tego rodzaju zakłóce

ń

,

wiesz. To jest powa

ż

ny interes.

-

Wiem,- Oliver powiedział. -Ale dzie

ń

nie ma znaczenia. Pozwól dziewczynie

pój

ść

.

-

B

ę

dziemy szuka

ć

, Kim,- Eva powiedziała. –Wiec Tak naprawd

ę

, działamy dla

dobra interesu, dobrze?

Twarz dyrektora znów si

ę

napi

ę

ła, był na skraju wybuchu, ale przełkn

ą

ł słowa i

w ko

ń

cu powiedział, -Mo

ż

esz powiedzie

ć

pann

ę

Magness,

ż

e ma tylko jedna prób

ę

kostiumowa. Je

ż

eli spó

ź

ni si

ę

, cho

ć

jedn

ą

sekund

ę

nast

ę

pnym razem, b

ę

dzie moja.

– Nie miał, na my

ś

li zwolnienia, Miał na my

ś

li obiad.

Claire przełkn

ą

ł

ś

lin

ę

.

Heather nie wydawała si

ę

zaskoczona zrobiła notatk

ę

w podr

ę

cznym

notatniku, potrz

ą

sn

ę

ła głow

ą

i wtedy podnosiła znów głow

ę

, poniewa

ż

wybuch słów

wyszedł z jej słuchawki. – Cholera - ona westchn

ę

ła.

-

Nabierasz mnie?

Ś

wietnie. Nie interesuje mnie jak to zrobisz; po prostu to

zrób.- Rozł

ą

czyła si

ę

i popatrzyła na Claire Za

ż

ycz mi szcz

ęś

cia.

background image

str. 9

-

Um, powodzenia?

Heather wspi

ę

ła si

ę

po schodach sceny i zbli

ż

yła sie do dyrektora, by szepn

ąć

co

ś

do niego. On krzykn

ą

ł w furii i ci

ęż

ko chodził, machaj

ą

c r

ę

kami.

Michael i Ewa wykorzystali szans

ę

, by uciec w dół gdzie Claire czekała.

Oliver pod

ąż

ył do nich.

-

Ładna koszulka-, Claire powiedziała.

Spojrzał w dół, odprawił ja spojrzeniem i powiedział, -Teraz powiedziecie mi, co si

ę

dzieje. Natychmiast.
-

Kim zagin

ę

ła - Ewa powiedziała. –Starałam si

ę

, znale

źć

j

ą

przed prób

ą

;

miały

ś

my zabra

ć

si

ę

razem—poza tym, ona nie pokazała sie. Naprawd

ę

si

ę

martwi

ę

.

Prawie si

ę

spó

ź

niłam i nie mog

ę

jej znale

źć

. Tez nie odbiera telefonu.

-

Kim- , Oliver powiedział. -Waleria posiada jej numer. Jej niewiarygodno

ść

jest

du

ż

ym problemem dla Walerii.- Nie brzmiał jakby zbytnio si

ę

tym przejmował. Claire

domy

ś

liła si

ę

,

ż

e Kim tez nie ma tam przyjaciół.

-

Musimy zadzwoni

ć

na policj

ę

. Kaza

ć

im ja szuka

ć

.

-

Nie

-

Nie?

-

Kim ma opiekuna, który jest odpowiedzialny za ni

ą

,- powtórzył. -Nie b

ę

d

ę

kazał zasobom miasta szuka

ć

kogo

ś

, kto jest, prawdopodobnie, ofiar

ą

własnej

głupoty, tak czy inaczej.
-

Zaczekaj minut

ę

. Zgodnie z Morganville regułami, ona ma swoje prawa- Claire

powiedziała.- Nie wa

ż

ne czy ma opiekuna lub nie, nadal jest mieszka

ń

cem. Nie

mo

ż

esz jej zignorowa

ć

!

-Faktycznie, mog

ę

,- Oliver powiedział. –Nie jest wymagane

ż

ebym pomagał

ani szkodził. Kim Magness to nie jest mój problem, lub innego wampira z wyj

ą

tkiem

Walerie, która poinformuj

ę

w odpowiednim czasie. Je

ś

li chcesz, zadzwoni

ć

do

szeryfa Moses i wyja

ś

ni

ć

sytuacj

ę

, masz do tego prawo. Ona i burmistrz maj

ą

jurysdykcje w odniesieniu do ludzi. Ale szczerze w

ą

tpi

ę

, ze ludzie, sa nie stabilni

umysłowo i je

ś

li kogo

ś

niema tylko kilka godzin, nie b

ę

dzie to absolutny priorytet -.

Odrzucił wszystko, i odszedł, z powrotem po schodach. Do czasu, gdy wszedł na
scen

ę

, był z powrotem cichym, łagodny osobnikiem.

To było dziwne.
-

Sukinsyn... -, Ewa sykn

ę

ła bezpo

ś

rednio przez zaci

ś

ni

ę

te z

ę

by.

-

Ej, nie potrzebujemy go,- Michael powiedział. Gdzie najpierw?

Ewa wzi

ę

ła gł

ę

boki oddech. – My

ś

l

ę

ze od jej apartamentu.- rzuciła prawie

przepraszaj

ą

ce spojrzenie do Claire. -Przepraszam. Wiem ze nie całkiem, ach,

lubicie, ale...
-

pomog

ę

,- Claire powiedziała. Nie, poniewa

ż

troszczyła si

ę

tyle, o Kim, ale,

poniewa

ż

przejmowała si

ę

o Eve.

Eve szybko ja przytuliła. – Chcesz

ż

ebym zadzwoniła po Shane?

-

Zrobiłaby

ś

to?- Eve robi

ą

ca szczeni

ę

c

ą

min

ę

przygl

ą

dała si

ę

teraz, naprawd

ę

lito

ś

ciwie. – Ka

ż

da pomoc si

ę

przyda, któr

ą

mo

ż

emy mi

ęć

—naprawd

ę

si

ę

martwi

ę

,

Claire. To nie w stylu, Kim. Naprawd

ę

nie.

Klara kiwała głow

ą

, wyj

ę

ła telefon i wykr

ę

ciła numer do Shanea. Nie potrzeba było

długo go namawia

ć

potrzebowa

ć

, by krzykn

ą

ł do szefa,

ż

e musiał i

ść

, nagły wypadek

rodzinny. Claire powiedziała mu,

ż

e podjada po niego.

Do czasu, gdy rozmowa sko

ń

czyła si

ę

, oni zmierzali w dół do zaciemnianego gara

ż

u.

-

Nie mog

ę

uwierzy

ć

,

ż

e zrobiłam to, -Eva powiedziała. - Całkowicie

zaprzepa

ś

ciłam moja szanse, na zawsze. On zast

ą

pi mnie. Nigdy nie dostan

ę

roli w

czymkolwiek, kiedykolwiek znów. Moje

ż

ycie ko

ń

czyło si

ę

.

background image

str. 10

-

Wi

ń

, Kim-, powiedziała Claire. -Jeste

ś

dobrym przyjacielem.

Ewa i tak wygl

ą

dała marnie. -Nie wystarczaj

ą

co dobry, bo ona byłaby tu, racja?

-

To nie twoja wina.

Ewa podnosiła brwi. -A je

ś

li to ja bym znikn

ę

ła? Nie czuliby

ś

cie si

ę

winni?

To zamkn

ę

ło Claire, poniewa

ż

zrobiłaby to i znała to. Nawet, je

ś

li nie miała z tym nic

wspólnego, czułaby,

ż

e powinna była zrobi

ć

co

ś

. Nadal my

ś

lała o tym, kiedy poczuła

d

ź

wi

ę

czenie otwierania portalu w pobli

ż

u. Claire czuła gł

ę

bokie ukucie alarmu i

chwyciła telefon, by popatrze

ć

na pozostawione

ś

lady, który zostały po wyładowaniu

Tak. Niezaplanowany portal został otwarty, tutaj, w cieniach o tuzin stop dalej.
-

Wsiadaj do samochodu!- wrzasn

ę

ła i pobiegła sprintem do niego. Ewa nie

spytała, dlaczego, na szcz

ęś

cie; tylko dotarła biegiem z Michael który wskoczył na

siedzenie kierowcy.

Powód

ź

paj

ą

ków lała si

ę

, pełzn

ąć

przez podłog

ę

—odbijały sie, jak gdyby były

wylewane z olbrzymiego wiadra.

Tysi

ą

ce Bob’ów, tylko wi

ę

kszych, wielko

ś

ci małego Chihuahuas. Eve

wrzasn

ę

ła i rzuciła sie na tylnie siedzenie, trzaskaj

ą

c drzwiami gdy jeden rozp

ę

dzony

uderzył soba o szkło i odskoczył. Claire kopn

ę

ła go daleko, gdy wskoczyła na

miejsce pasa

ż

era i Michael zakluczył drzwi. -Co do diabła?- Eve wrzasn

ę

ła. -Och mój

Bo

ż

e, to jest jak Atak Olbrzymiego CGI!

-

To Ada,- Claire powiedziała. Ona i Michael wymieniły spojrzenie. -Ona

ś

ledzi

mnie. Najwidoczniej.
-

Dlaczego?

Symbole błysn

ę

ły przed oczyma Claire, symbole, którym przegl

ą

dała sie i

zapami

ę

tywała ka

ż

dego ranka. -Poniewa

ż

znam jej sekret,- powiedziała. -Wiem, jak

ja zresetowa

ć

, cos w rodzaju wymazania jej wspomnienia. Myrnin nie zrobi tego, ale

ja tak. I ona nie mo

ż

e tego znie

ść

.

-

Ś

wietnie -, Michael powiedział. -I dok

ą

d musisz pój

ść

, by zresetowa

ć

j

ą

?

-

Domy

ś

l si

ę

.

-

Z tob

ą

zawsze jest

ś

wietna zabawa - Wł

ą

czył silnik i uderzył w gaz. Claire

zakryła oczy, poniewa

ż

jechali po paj

ą

kach, poniewa

ż

to było chore i zarazem

smutne. Paj

ą

ki

ś

cigały ich przez chwil

ę

, wtedy padały pojedynczo, przewracaj

ą

c si

ę

nogami do góry i umierały.
Ada nie była w stanie utrzyma

ć

ich przy

ż

yciu na długo, co było

ś

wietna wiadomo

ś

ci

ą

dla nast

ę

pnej osoby w gara

ż

u.

-

Kim pierwsza -, Claire powiedziała. - Dobrze Eve. Co

ś

mogło jej sta

ć

si

ę

.

-

Jeste

ś

pewna.

-

Jestem pewna ze Ad

ą

oczekuje ze przybiegn

ę

. Wole

ż

eby troch

ę

poczekała. I

pomartwiła sie.





TŁUMACZENIE: madabob


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
wampiry z Morganville rozdział 6
Wampiry z Morganville 7 rozdział 4
Wampiry z Morganville rozdział 10 czesc 5
Wampiry z Morganville 7 rozdział 5,6
Wampiry z Morganville 7 rozdział 8
Caine Rachel Wampiry z Morganville 5, rozdziały 5 14
Wampiry z Morganville 7 rozdział 3
Wampiry z Morganville 7 rozdział 7
Wampiry z Morganville 7 rozdział 2
WzM 10 - Bite Club - 1 rozdział, Wampiry z Morganville 10
Wampiry z Morganville 13 Bitter Blood Rozdział 6
Wampiry z Morganville 13 Bitter Blood Rozdział 8
Caine Rachel Wampiry z Morganville 5 Pan złych rządów (rozdział 1 4)
Wampiry z Morganville 12 Black Dawn Rozdział 12
Wampiry z Morganville 12 Black Dawn Rozdział 15
Wampiry z Morganville 13 ROZDZIAŁ 14 Bitter Blood
Wampiry z Morganville 13 ROZDZIAŁ 10 Bitter Blood
Wampiry z Morganville 12 Black Dawn Rozdział 14
Wampiry z Morganville 13 ROZDZIAŁ 11 Bitter Blood

więcej podobnych podstron