str. 1
Wampiry z Morganville 7
Rozdział: 9
-
Czy on nie zyje? – Serce Claire dudniło i nie tylko dla tego ze o mało si
ę
nie
usma
ż
yła. Myrnin zdrowiał, znów stawał si
ę
sob
ą
. Musiała cos zrobi
ć
, dla Ady, dla
niego, teraz...
Ale Michael potrzasn
ą
ł głow
ą
– Jest bardziej nieprzytomny. My
ś
l
ę
ze nie
ucierpiał zbytnio. Musimy tylko rozbi
ć
okr
ą
g.
Claire kucn
ę
ła, próbuj
ą
c spojrze
ć
na twarz Myrnina, jego głowa była obrócona
w druga stron
ę
, ale jego czarne włosy spadły na oczy wiec nie mogła zobaczy
ć
czy
s
ą
otwarte czy zamkni
ę
te. Nie ruszał si
ę
.
-
Potrzebujemy czego
ś
drewnianego lub gumowego by odsun
ąć
go od metalu –
powiedziała – sprawd
ź
czy cos najdziesz.
I jak za pstrykni
ę
ciem palcami zgasło
ś
wiatło. Claire wypu
ś
ciła powietrze i
czuła jak jej serce przyspiesza do dwustu na minut
ę
, kiedy usłyszała glos Ady w
komórce – My
ś
l
ę
ze nie powinna
ś
tego robi
ć
.
-
Michael!
-
Tutaj, obwód nadal jest na klawiaturze. Czuje to – jego r
ę
ka dotkn
ę
ła jej
ramienia i chocia
ż
cofn
ę
ła si
ę
, czuła si
ę
spokojniejsza – Masz we
ź
to.
Wr
ę
czył jej co
ś
. Zaj
ę
ło jej sekund
ę
ż
eby zrozumie
ć
, co to było – kawałek
drewna? Był dziwny...
-
Oh, Bo
ż
e – krzykn
ę
ła Claire – czy to ko
ść
?
-
Nie pytaj – powiedział Michael – jest ostra na jednym ko
ń
cu. Organiczna, jak
drewno wiec jest dobra broni
ą
przeciwko wampirom. Tylko mnie nie d
ź
gnij, dobrze?-
Nie obiecała, naprawd
ę
– Pomó
ż
mi z Myrnin’em
Ostro
ż
nie obróciła ko
ść
w dłoni t
ę
pym ko
ń
cem na zewn
ą
trz i u
ż
yła latarki by
sprawdzi
ć
czy Michael ma tez cos nieprzewodz
ą
cego. Miał, wi
ę
cej ko
ś
ci. Mogły to
by
ć
zebra. Starała si
ę
nie my
ś
le
ć
o tym za du
ż
o.
-
Ty popchnij z tamtej strony a ja popchn
ę
z tej. Popchnij mocno. Musimy go
wypchn
ąć
całkowicie od tego panelu.
Telefon komórkowy Claire zadzwonił tak gło
ś
no ze wydawało si
ę
, i
ż
gło
ś
nik
topi si
ę
pod ta sił
ą
. Claire wzi
ę
ła gł
ę
boki oddech i przyło
ż
yła t
ę
py koniec ko
ś
ci do
ramienia Myrnina. Był ubrany w czarny aksamitny płaszcz i ko
ść
wygl
ą
dała bardzo
biało w kontra
ś
cie z płaszczem. Widziała cie
ń
Michaela w
ś
wiatłach panelu
–
Gotowa – powiedział – Teraz!
Pchali. Michael, oczywi
ś
cie miał wampirz
ą
sile wiec trwało to tyle, co
mrugniecie okiem – ciało Myrnina lec
ą
ce wstecz od konsoli, rozbijaj
ą
ce si
ę
w
ciemno
ś
ciach.
L
ś
ni
ą
cy sfrustrowany łuk niebieskich iskier z klawiatury strzelił, przed Claire i
zgasł.
Calire prawie upu
ś
ciła ko
ść
, gdy obracała ja w rekach ostrym ko
ń
cem na
zewn
ą
trz gotowa by jej u
ż
y
ć
, ale ukl
ę
kła na jedno kolano przy bezwładnym ciele
Myrnina. Ostro
ż
nie odsun
ę
ła włosy z jego marmurowo bladej twarzy. Jego oczy były
otwarte. Wygl
ą
dały na suche, ale gdy przygl
ą
dała si
ę
zebrały si
ę
na nich łzy,
str. 2
mrugn
ą
ł, znowu zamrugał, zadyszał i oba oprzytomniały. Jego spojrzenie wwiercało
si
ę
w twarz Claire, chwycił jej r
ę
k
ę
w mia
ż
d
żą
cym u
ś
cisku.
-
Puszczaj – powiedziała. Nie zrobił tego – Myrnin!
-
Cicho – wyszeptał – My
ś
l
ę
.
-
Tak,
ś
wietnie, mo
ż
esz to robi
ć
bez mia
ż
d
ż
enia mojej reki?
-
Nie – nawet nie próbował jej wyja
ś
ni
ć
, tylko wstał, podczas gdy nadal
ś
ciskał
jej przegub jak osobiste kajdanki.
-
To boli! Musisz ja wył
ą
czy
ć
. Ona starała si
ę
ciebie zabi
ć
!
Oczy Myrnina błysn
ę
ły krwista czerwienia Nie b
ę
dziesz mi mówiła, co mam
robi
ć
. Nagle popchn
ą
ł ja do Michaela i skierował w
ś
ciekłe spojrzenie na niego, – Co
ty tutaj robisz?
-
Pogadamy pó
ź
niej. Musimy i
ść
– Powiedział Michael i Chwycił, Claire w
ramiona zanim zd
ąż
yła zaprotestowa
ć
– To cos idzie po nas.
Myrnin rozejrzał si
ę
dookoła w ciemno
ś
ci, która kryla cos, co tak przestraszyło
Michaela. Claire nie chciała wiedzie
ć
, co to było. Obiela go i trzymała si
ę
kurczowo,
czuj
ą
c jak jego mi
ę
snie napinaj
ą
si
ę
. Mijali rzeczy i poczuła powietrze napieraj
ą
ce na
nia Tunel pomy
ś
lała. Poniewa
ż
rzeczy były coraz bli
ż
ej d
ź
wi
ę
k wydawał si
ę
dziwnie
stłumiony
–
Myrnin? - Zawołała za nimi, ale nie otrzymała odpowiedzi. Wtedy poczuła ze
Michael skoczył, i przez sekund
ę
była lekka, zawieszona w powietrzu, wydawało jej
si
ę
ze
ś
wiatło biegnie pod nia.
Michael wyl
ą
dował perfekcyjnie, przez prowizoryczne wej
ś
cie do laboratorium,
szybko obrócił si
ę
wokoło równocze
ś
nie cofaj
ą
c si
ę
.
Myrnin wydawał si
ę
prawie unosi
ć
siła woli w gore przez dziur
ę
w podłodze,
pełny wdzi
ę
ku jak kot. Jego płaszcz wirował jak czarna mgła. Obrócił si
ę
w powietrzu,
si
ę
gn
ą
ł po zapadnie i zatrzasn
ą
ł ja. Nast
ę
pnie wyl
ą
dował na niej, lekko doskonale
balansuj
ą
c, wychylił si
ę
by poło
ż
y
ć
dło
ń
na czerwonym panelu. Za
ś
wiecił si
ę
i
metaliczne klikni
ę
cia rozbrzmiały po laboratorium. Myrnin zszedł z drzwi gapi
ą
c si
ę
na nie przez sekund
ę
, wtedy ostro
ż
nie rozwin
ą
ł i wygładził dywan, ponad wej
ś
ciem
do jaskini Ady
Claire pu
ś
ciła Michaela i ze
ś
lizgn
ę
ła si
ę
na nogi. Nadal trzymała w reku ko
ść
i
naprawd
ę
nie chciała jej odło
ż
y
ć
. Jeszcze nie, – Co wła
ś
ciwie si
ę
słało?
-
Wł
ą
czyłem zamek – powiedział Myrnin, i stukn
ą
ł palcem w dywan w
przypadku gdyby nie zrozumiała – Jest całkiem nowoczesny, wiesz.
Elektromagnetyczny. Klucz to
ś
lad mojej dłoni.
-
Tak, to
ś
wietnie. Co tam w ogóle robiła
ś
? Wiesz ze ona nie czuje si
ę
dobrze.
Myrnin z przej
ę
ciem przygładził klapy aksamitnego płaszcza, marszcz
ą
c brwi
na widok niebieskiego podkoszulka, jakby nie pami
ę
tał ze miał go na sobie i wzruszył
ramionami.
-
Robiłem cos by dostosowa
ć
si
ę
do jej emocjonalnych odpowiedzi. Niestety
była na to przygotowana, najwidoczniej. Jest czakiem m
ą
dra, wiesz – Wydawał si
ę
prawie dumny – Teraz, czy było tam cos, co potrzebowała
ś
, Claire?
-
My
ś
l
ę
ze powiniene
ś
by
ć
milszy.
Mrugn
ą
ł, – Po co? Oh, to. Elektryczno
ść
była tylko po to by trzyma
ć
mnie
unieruchomionego. W ko
ń
cu musiałaby mnie pu
ś
ci
ć
.
-
Nie dokona. Mogła trzyma
ć
ci tak długo Az umarłby
ś
z głodu. Prawda?
-
Nie mog
ę
umrze
ć
. Nie tak. Byłoby mi bardzo niewygodnie i byłbym bardzo
głodny i mo
ż
e bardzo szalony, ale nie martwy. Musiałaby mie
ć
jedno ze swoich
stworze
ń
, by
ś
ci
ąć
mi głow
ę
... – Glos Myrnina zamarł i wydawał si
ę
nieobecny przez
str. 3
kilka sekund, wtedy powiedział – Rozumiem, tak masz racje. Miała wybór, ale nie
zabiłaby mnie.
-
Dlaczego nie?
-
Chyba oboje wiemy, dlaczego Claire.
-
Masz na my
ś
li, poniewa
ż
cie kocha? Nie wydaje mi si
ę
.
-
Ada potrzebuje mnie tak samo mocno jak ja jej – Myrnin nagle urwał i bardzo
nie w jego stylu postawił si
ę
– Nie wiesz nic o niej i rozkazuje ci trzyma
ć
si
ę
z dala od
moich spraw, je
ś
li dotycz
ą
Ady.
Nagle zatoczyła si
ę
i musiała poło
ż
y
ć
r
ę
k
ę
na najbli
ż
szym stole by nie
przewróci
ć
si
ę
.
-
I przynie
ś
mi troch
ę
krwi, Claire.
-
Sam sobie przynie
ś
– nie mogła uwierzy
ć
ze to powiedziała, ale on naprawd
ę
ja uraził - ponadto, twoja cenna Ada zabiła Boba staraj
ą
c si
ę
go wytresowa
ć
ż
eby
mnie ugryzł. Wiec mo
ż
e nie wiesz wszystkiego o Adzie.
-
Przynie
ś
mi krew, albo b
ę
d
ę
musiał wzi
ąć
cos dost
ę
pniejszego – powiedział
delikatnie, nie wydawał si
ę
dramatyzowa
ć
i to nie była gro
ź
ba. Podniósł głow
ę
i
patrzył na ni
ą
, widziała ten blask w oczach, szalony, skupiony i bardzo, bardzo
przera
ż
aj
ą
ce – Jestem bardzo głodny.
-
Claire, id
ź
– powiedział Michael i stan
ą
ł pomi
ę
dzy ni
ą
a Myrninem – On nie
ż
artuje.
Naprawd
ę
nie
ż
artował, poniewa
ż
ruszył w jej kierunku. Był szybszy ni
ż
ona
czy Michael mogli si
ę
tego spodziewa
ć
. Michael poleciał w tył, gdy Myrnin zepchał go
z drogi i zatrzymał si
ę
za najbli
ż
szej kamiennej
ś
cianie.
Wtedy chwycił Claire za ramie i druga r
ę
k
ą
za włosy. Odchylił jej głow
ę
bole
ś
nie do tylu, wystawiaj
ą
c jej szyje i poczuła chłodne dmuchniecie na skore.
Wiedziała ze zostało jej tylko jedno wyj
ś
cie.
Przystawiła zaostrzony koniec ko
ś
ci do jego klatki piersiowej dokładnie tam
gdzie serce i powiedziała – Przysi
ę
gam na Boga ze cie d
ź
gn
ę
i utn
ę
ci głow
ę
, je
ś
li
mnie ugryziesz – dłonie jej si
ę
trz
ę
sły i tak samo glos, ale mówiła powa
ż
nie. Nie
mogła
ż
y
ć
w strachu przed nim, bolał ja widok jak on traci nad sob
ą
kontrole. Było w
nim cos jasnego i dobrego, ale były tez momenty, gdy pogr
ąż
ał si
ę
w ciemno
ś
ci, –
Je
ś
li ci na to pozwol
ę
, nigdy sobie tego nie wybaczysz. Teraz mnie pu
ść
i id
ź
po
woreczek krwi.
Mogła wła
ś
ciwie wyczu
ć
jak kły robi
ą
wgniecenie na jej szyi. Sam Myrnin
dr
ż
ał, bardzo mocnymi wibracjami, które mówiły jej w jak du
ż
ych on jest kłopotach,
có
ż
to fakt ze chciał ja zabi
ć
.
Przycisn
ę
ła mocnej ko
ść
i czuła jak przebija niebieski atlasowy podkoszulek.
Nie widziała
ż
eby Michael si
ę
ruszał, ale po kilku sekundach był zaraz przy niej,
ostro
ż
nie kład
ą
c w jej wolna r
ę
k
ę
worek z krwi
ą
, nie miał czasu
ż
eby ja podgrza
ć
, co
prawdopodobnie uratowało jej
ż
ycie.
-
Puszczaj – powiedziała Claire.
I Myrnin pu
ś
cił, rozlu
ź
niaj
ą
c r
ę
ce tylko na tyle by mogła si
ę
wycofa
ć
. Jego oczy
były dzikie i zdesperowane, jago kły l
ś
niły jak wykrzykniki.
Claire wyci
ą
gn
ę
ła torb
ę
z krwi
ą
.
Po niezdecydowanej sekundzie Myrnin chwycił ja i przystawił do ust, ugryzł z
dołu tak mocno ze krew rozprysła mu na twarz, tak jak soczysty pomidor.
Claire zadr
ż
ała – Przynios
ę
ci r
ę
cznik.
Poszła do malej łazienki, dobrze ukrytej, zaj
ę
ło jej chwile
ż
eby ja znale
źć
,
przekr
ę
ciła zardzewiały kurek by zwil
ż
y
ć
r
ę
cznik zaznaczony WŁASNOSC
MORGANVILLE, był prawdopodobnie ze szpitala lub wiezienia. Pochlapała tez swoja
str. 4
twarz woda i spojrzała na swoje odbicie w lustrze przez kulka sekund. Obcy człowiek
patrzył na ni
ą
– kto
ś
, kto nie wygl
ą
dał na przestraszonego. Kto
ś
, kto odci
ą
gn
ą
ł
wampira od jedzenia.
R
ę
cznik został zmoczony, Claire wycisn
ę
ła go z cieplej wody i wróciła do
swojego szefa by pomoc mu posprz
ą
ta
ć
.
Wiedziała ze b
ę
dzie mówił jak mu jest przykro, i robił to, – podczas gdy ona
zmywała mu z twarzy rozbryzgi. Sok pomidorowy, wmawiała sobie, gdy to, co robiła
docierało do niej, To tylko pomidorowy sok. Sprz
ą
tała
ś
ju
ż
taki, gdy ketchup
eksplodował z butelki.
-
Claire – Myrnin szepn
ą
ł. Spojrzała na jego oddalon
ą
twarz, podczas
szorowania najgorszych plam z jego podkoszulki. Wydawał si
ę
zm
ę
czony, gdy
siedział w swoim du
ż
ym skórzanym fotelu
–
To przyszło tak nagle. Nie mogłem – rozumiesz? Nigdy nie chciałem tego.
-
Czy to stało si
ę
z Ada, gdy
ż
yła? – Zapytała Claire. Krew była tak
ż
e na jego
długich białych, rekach. Podała mu ciepły r
ę
cznik by wytarł sobie, r
ę
ce, nast
ę
pnie
znalazła czysty skrawek r
ę
cznika i znów zacz
ę
ła szorowa
ć
jego twarz. Przytrzymał
tam ciepły r
ę
cznik, zakrywaj
ą
c twarz. Kiedy go zsun
ą
ł ju
ż
całkowicie panował nad
sob
ą
-
Ada i ja to było skomplikowane – powiedział – Ta sytuacja w niczym nie
przypominała tamtej. Z jednego powodu, Ada była wampirem.
-
Có
ż
, rzeczy si
ę
zmieniaj
ą
– powiedziała Claire. Myrnin drobiazgowo zło
ż
ył
r
ę
cznik i oddal go jej.
-
Wiesz ze ona cie zabije? Rozumiesz to teraz?
-
Nie jestem jeszcze przygotowany, by sie skar
ż
y
ć
– spojrzał w dół na swój
podkoszulek i westchn
ą
ł – Oh, ojej. To nigdy nie zniknie.
-
Plama?
-
Dziura – patrzył si
ę
na dziur
ę
, któr
ą
zrobiła ko
ś
ci
ą
i powiedział – Naprawd
ę
zabiłaby
ś
mnie, Nie zrobiłaby
ś
tego?
-
Chciałabym ci powiedzie
ć
ze to był blef. Ale nie mog
ę
blefowa
ć
przy tobie.
-
Masz racje. Je
ś
li to zrobisz i ja b
ę
d
ę
o tym wiedział, umrzesz. Jestem
drapie
ż
nikiem. Słabo
ś
ci
ą
jest... Uwodzenie. – Odchrz
ą
kn
ą
ł – Wzajemne
zabezpieczenie zagłady było dobre dla Stanów Zjednoczonych i Zwi
ą
zku
Radzieckiego. Wierze ze b
ę
dzie dobre tez dla nas. Wołałbym
ż
eby to si
ę
nie stało,
ale to zaledwie jest twój bł
ą
d – Oderwał sie, poniewa
ż
spojrzał w gore, jego
spojrzenie padło na zwłoki le
żą
ce na stole laboratoryjnym. – Oh, ojej. Co to jest?
-
To jest Bob. Pami
ę
tasz Boba? Ada to z niego zrobiła.
-
Niemo
ż
liwe – powiedział Myrnin i podniósł si
ę
z fotela, by podej
ść
do stołu,
przera
ż
aj
ą
co blisko, szturchn
ą
ł go palcem z ciekawo
ś
ci. – Nie do ko
ń
ca niemo
ż
liwe.
-
Przepraszam? Byłam tu! On rósł jak potwory w filmach.
-
Oh, to widz. Najwidoczniej to nie jest niemo
ż
liwe. Nie to miałem na my
ś
li,
chodzi mi o identyfikacje jego jako Boba.
-
Co?
-
To nie jest Bob – powiedział Myrnin
Claire przewróciła oczami – On wyszedł z klatki Boba.
-
Ah to wszystko wyja
ś
nia. Znalazłem towarzysza dla Boba. My
ś
lałem ze
prawdopodobnie sie zjedz
ą
, ale wydawali si
ę
zadowoleni. Tak to musiał by
ć
Edgar.
Lub mo
ż
liwe ze Charlotte.
-
Edgar – powtórzyła Claire – Albo Charlotte. Jasne.
str. 5
Myrnin zostawił martwego paj
ą
ka i podszedł do pojemnika Boba. Grzebał tam
przez kilka sekund i triumfalnie wyci
ą
gn
ą
ł dło
ń
przed Claire. Bob – przypuszczalnie –
siedział skulony, patrzył zdezorientowany i przestraszony, je
ś
li mógł tak wygl
ą
da
ć
paj
ą
k.
-
wiec to był tylko Edgar – powiedział Myrnin – Zupełnie nie taki sam.
-
Czy Edgar był zawsze rozmiarów psa?
-
Oh, oczywi
ś
cie ze nie – oh, rozumiem twoje pytanie. Bez wzgl
ę
du na to, który
to paj
ą
k, trzeba rozwi
ą
za
ć
pewne tajemnice. – Myrnin delikatnie szturchn
ą
ł Boba z
dłoni powrotem do pojemnika, i potarł r
ę
ce z niecierpliwo
ś
ci.
-
Tak, zdecydowanie jest praca do wykonania. Ada musiała zrobi
ć
ogromne
post
ę
py w swoich badaniach, By moc stworzy
ć
taki efekt. Musze si
ę
dowiedzie
ć
jak i
co poszło
ź
le.
-
Myrnin. Ada sprawiła ze paj
ą
k urósł jak potwor i starała si
ę
mnie tym zabi
ć
. To
nie chodzi o to jak to zrobiła, ale dlaczego.
-
Dlaczego jest dla innych ludzi. Mnie du
ż
o bardziej interesuj
ą
metody i jestem
zaskoczony Claire. My
ś
lałem ze ty tez tak b
ę
dziesz my
ś
le
ć
. Có
ż
, Niezaskoczony,
rozczarowany. – Ostro
ż
nie chwycił jedna nog
ę
paj
ą
ka i ja podniósł – B
ę
d
ę
potrzebował tablice korkowa, du
żą
. I jakie
ś
bardzo du
ż
e szpilki.
Claire i Michael wymienili spojrzenia. On stal tam zafascynowany i obrzydzony
dyskusja o tym, i tylko potrzasn
ą
ł głow
ą
, – Je
ż
eli wszystko, co potrzebuje to
ż
eby
wysługiwa
ć
si
ę
tob
ą
to mo
ż
e powinna
ś
go zostawi
ć
-
Ona jest moja asystentka, to jest jej praca by wysługiwa
ć
si
ę
ni
ą
. – Warkn
ą
ł
Myrnin i spojrzał przepraszaj
ą
co. – Ale mo
ż
e zrobiła
ś
ju
ż
wystarczaj
ą
co du
ż
o jak na
jeden dzien.
Claire policzyła na palcach
-
Prze
ż
yłam atak paj
ą
ka, Uratowałam ciebie, Dostarczyłam ci krew,
Posprz
ą
tałam
ś
lady krwi z podłogi.
-
Proponuje ze sam przynios
ę
tablice korkowa, Claire?
Odwróciła si
ę
i spojrzała na niego, gdy z Michaelem Zmierzali do wyj
ś
cia.
Myrnin wygl
ą
dał jakby znów nad wszystkim panował z wyj
ą
tkiem plamy krwi na jago
podkoszulku., Nigdy by
ś
si
ę
nie domy
ś
lił ze cos si
ę
działo.
-
Dzi
ę
kuje – powiedział mi
ę
kko – Rozwa
żę
to, co powiedziała
ś
o Adzie.
Kiwn
ę
ła głow
ą
i uciekła.
Michael, jak si
ę
okazało, zmierzał na prób
ę
Eve i Claire z opó
ź
nieniem
przypomniała sobie,
ż
e równie
ż
została zaproszona. Jego samochód był
zaparkowany na ko
ń
cu alei, w zaułku, Michael miał przy sobie parasol, który miał go
chroni
ć
przed promieniami słonecznymi. Wygl
ą
dało to raczej
ś
miesznie, ale
przynajmniej był gigantyczny i bardzo m
ę
ski, z kaczka wygrawerowan
ą
na racz
ą
ce.
Michael otworzył drzwi pasa
ż
era dla niej, jak pan, ale zamiast wsi
ąść
, si
ę
gn
ę
ła
po parasol. -Jeste
ś
tym, który mo
ż
e si
ę
spali
ć
- powiedziała. – Wsiadaj pierwszy.
Posłał jej zabawne spojrzenie jak szła za nim do miejsca kierowcy i zakrywaj
ą
c go
jeszcze soba
-Co?
-
My
ś
lałam, o tym ze si
ę
zmieniła
ś
-, powiedział. -Naprawd
ę
postawiła
ś
si
ę
tam
Myrnin. Nie jestem pewien ile wampirów mogłoby to robi
ć
. Ł
ą
cznie ze mn
ą
.
str. 6
-
Nie jestem inna. Jestem taka sama Claire jak zawsze. – Powiedziała
u
ś
miechaj
ą
c si
ę
. –W porz
ą
dku mam troch
ę
wi
ę
cej blizn ni
ż
na pocz
ą
tku.
U
ś
miechn
ą
ł si
ę
i zamkn
ą
ł drzwi samochodu, ona zło
ż
yła parasol. Uwa
ż
ała,
aby otworzy
ć
drzwi tylko na tyle, by wsi
ąść
; promienie Sło
ń
ca nieprzyjemnie blisko
padały na stron
ę
Michaela. Wewn
ą
trz, panowała niemal całkowita ciemno
ść
. To było
jak w
Jaskini, ponownie, tylko miała nadziej
ę
, ze te gigantyczne zmutowane paj
ą
ki, na
które Michael mówił Rzeczy si
ę
nie pojawia?
-
Niektórzy przychodz
ą
do Morganville i załamuj
ą
si
ę
- powiedział Michael, gdy
wł
ą
czył si
ę
do ruchu. -Widziałem to kilkana
ś
cie razy. Ale jest kilka osób, które
przyje
ż
d
ż
aj
ą
tutaj i po prostu rozwijaj
ą
sie. Jeste
ś
jednym z nich.
Claire nie czuj
ą
si
ę
szczególnie rozwini
ę
ta. -Wi
ę
c mówisz ze rozwijam si
ę
w chaosie.
-Nie. Mówi
ę
mowie ze dobrze rozwijasz si
ę
podczas wyzwa
ń
,. Ale zrób cos dla
mnie, dobrze?
-Bior
ą
c pod uwag
ę
ze przybiegłe
ś
i wskoczyłe
ś
do jaskini by mi pomóc? Tak.
Posłał jej szybki słodki u
ś
miech, od którego topniało serce. -Nigdy nie pozwól mu si
ę
,
zbli
ż
y
ć
blisko ponownie. Lubi
ę
Myrnin, ale nie mo
ż
na mu ufa
ć
. Wiesz o tym.
-
Wiem-. Wzi
ę
ła go za r
ę
k
ę
i
ś
cisn
ę
ła. -Dzi
ę
ki.
-
Nie ma problemu. Je
ś
li umrzesz, to b
ę
d
ę
musiał zadzwoni
ć
do rodziców i
wyja
ś
ni
ć
im, dlaczego. I naprawd
ę
nie chce tego robi
ć
. Ju
ż
i tak przemawia
przeciwko mnie cala ta wampirza sprawa.
Tak min
ę
ła im krotka podró
ż
, podjechali pod sale prób, oczywi
ś
cie na
podziemny parking, b
ę
d
ą
cy cz
ęś
ci
ą
miasta. Był równie
ż
strze
ż
ony. Claire z
zainteresowaniem zauwa
ż
yła –ze wampir, który był na słu
ż
bie w zaciemnionej
kabinie bezpiecze
ń
stwa był jak pami
ę
tała Amelie osobistym ochroniarzem, chocia
ż
ci
ęż
ko powiedzie
ć
, gdy wszyscy nosili ciemne garnitury i wygl
ą
dali jak Secret
Sernice, tylko z kłami. Michael pokazał swój dowód i dostał przepustk
ę
by poło
ż
y
ć
ja
na przedniej szybie i w ci
ą
gu pi
ę
ciu minut szli w kierunku schodów do głównej Sali
Miejskiego Centrum. Tam znale
ź
li re
ż
ysera w całkowicie obł
ą
kanym momencie.
-
Co masz na my
ś
li mówi
ą
c, niema?- Wrzasn
ą
ł, i trzasn
ą
ł podr
ę
cznym
notatnikiem o podłog
ę
sceny. Miał akcent-niemiecki- by
ć
mo
ż
e i był schludnym
niskim starszym m
ęż
czyzn
ą
, z siwymi włosami i bardzo ostrymi rysami twarzy. -Jak
ona nie mo
ż
e by
ć
tutaj? Czy ona nie gra w tej sztuce? Kto jest odpowiedzialny za
arkusz telefonów?
Jedna z osób stoj
ą
cych w grupie dookoła dyrektora scenicznie podniosła r
ę
k
ę
. Miała
podr
ę
czny notatnik i słuchawk
ę
z mikrofonem, a na twarzy wyraz gł
ę
bokiego
przera
ż
enia. Claire nie rozpoznała jej.
-
Prosz
ę
pana, ju
ż
sze
ść
razy do niej dzwoniłam. Nagrałam si
ę
n pocz
ę
te
głosow
ą
.
-
Jeste
ś
asystentka re
ż
ysera, Znajd
ź
ja! Nie chce słucha
ć
o tych
bezsensownych głosowych wiadomo
ś
ciach – odprawił ja pstrykni
ę
ciem palcami i
wpatrywał si
ę
w reszt
ę
grupy – Dobrze. Musimy przesun
ąć
plan, dopóki ona tu nie
dotrze, tak? Scenariusz!
Wyci
ą
gn
ą
ł r
ę
k
ę
i kto
ś
szybko wr
ę
czył mu kartki scenariusza.
-
Nie, nie, nie –oh, Tak, zrobimy to. Czy jest tu Stanley?
Du
ż
y wytatuowany facet przepchn
ą
ł si
ę
przez tłum – Tutaj – powiedział. Claire
domy
ś
liła si
ę
ze to był Rad, o którym Eve, z Kim ci
ę
gle plotkowały. Wygl
ą
dał na –
du
ż
ego i twardego. Ale nie widziała w nim wdzi
ę
ku, ze wzgl
ę
du na jedna rzecz, w
niczym nie przypominał, Shane, który był prawie tak samo du
ż
y i prawdopodobnie był
str. 7
tak samo twardy. Shane nosił wdzi
ę
k jak cze
ść
swojego ciała a ten facet zrobił z tego
produkt do sprzeda
ż
y.
-
Dobrze zrobimy scen
ę
baru. Mamy Mitcha? Tak? I pozostałych?
Claire przestała słucha
ć
i zerkn
ę
ła na Michaela – Gdzie jest Eve? Brakuje im jej.
-
Nie wiem – patrzył na tłum ludzi, biegaj
ą
cych dookoła sceny, zmieniaj
ą
cych
scenerie, przechodz
ą
cych przez liny, rozmawiaj
ą
cych ze soba – Nigdzie jej nie
widz
ę
.
-
Nie my
ś
lisz...- Michael szedł ju
ż
w dół przej
ś
ciem zmierzaj
ą
c do sceny.-
Domy
ś
lam si
ę
ze naprawd
ę
my
ś
lisz – Claire po
ś
pieszyła za nim.
Michael kierował sie bezpo
ś
rednio przed siebie do sponiewieranego asystenta
re
ż
ysera, który trzymał telefon komórkowy w jednym uchu z palcem zaci
ś
ni
ę
tym na
nim. Wyci
ą
gn
ę
ła do niego r
ę
k
ę
, wyra
ź
nie wskazuj
ą
c,
ż
e jest zaj
ę
ta, ale on chwycił ja i
obrócił j
ą
wokoło, by stan
ę
ła twarz
ą
do niego. Jej oczy poszerzyły sie w szoku.
Michael wzi
ą
ł telefon z jej r
ę
ki i sprawdził numer. -To nie jest Eve- powiedział Claire i
widziała intensywn
ą
ulg
ę
, która pokazała sie na jego twarz
ą
.
-
Przepraszam, Heather.
-
w porz
ą
dku, nadal poczta głosowa - Heather, asystentka re
ż
ysera, wygl
ą
dała
na coraz bardziej zaniepokojona. Gryzła warg
ę
, dosłownie ja przegryzaj
ą
c i patrzyła
na sinego re
ż
ysera, który ci
ęż
ko st
ą
pał dookoła sceny rzucaj
ą
cej strony scenariusza
na podłog
ę
. - Eve jest w garderobie. Człowieku, jestem pod ostrzałem.
Michael pobiegł, wichrz
ą
c ich włosy z szybko
ś
ci
ą
jego przej
ś
cia, zostawiaj
ą
c, Claire z
Heather. Po chwili niezdecydowania, podała jej r
ę
k
ą
. -Cze
ść
,- powiedziała. - Claire
Danvers.
-
Och, to jeste
ś
ty? Zabawne. My
ś
lałam,
ż
e jeste
ś
...
-
Wy
ż
sza?
-
Starsza.
-
Kogo brakuje?
Heather podniosła palec, by uciszy
ć
j
ą
, stukaj
ą
c w urz
ą
dzenie przymocowane
do jej pasa i powiedziała do słuchawki -Jaki jest problem? Dobrze powiedz mu,
ż
e
re
ż
yser chce, zrobi
ć
to w te sposób, wiec tak to zrób, w porz
ą
dku? Nie interesuje
mnie ze tak lepiej wygl
ą
da. I przesta
ń
narzeka
ć
- Klikn
ę
ła WYŁ
Ą
CZ i wytarła pot z
czoła. -Nie wiem, co jest gorsze, mie
ć
załog
ę
,
ż
ółtodziobów czy załog
ę
,
Która robi takie rzeczy odk
ą
d zacz
ę
li u
ż
ywa
ć
gaz do lamp ulicznych.
Claire mrugn
ę
ła. -Masz wampiry w załodze.
-
Oczywi
ś
cie. Równie
ż
w obsadzie, Mein Herr, tam.- Heather wskazała
podbródkiem na dyrektora, który prawił kazania jakiemu
ś
biedakowi, który starał sie
ustawi
ć
doniczkowa ro
ś
lin
ę
. -On jest perfekcjonista. Sprowadził stroje ze sklepów.
Powiedz mi, kto przejmuje si
ę
o autentyczno
ść
tkanin, kiedy przyjmuje sie dwie Gothi
dziewczyny jako damy?
Heather nie rozmawiała z ni
ą
, lecz do siebie, Claire zdecydowała, ze tylko
wzruszy ramionami. - Wiec, kogo brakuje?
-
Och. Naszej drugiej odtwórczyni. Kimberlie Magness.
Kim. Claire czuła powolny przypływ rozdra
ż
nienia. - Czy ona zazwyczaj nie
przychodzi punktualnie? Poniewa
ż
to byłaby niespodzianka.
Heather podnosiła brwi. -W tej produkcji, ka
ż
dy przychodzi punktualnie.
Zgodnie z Mein Herr, by
ć
wcze
ś
niej, jest jak by
ć
punktualnie a bycie punktualnym to
bycie pó
ź
nym. Ona nigdy nie spó
ź
niła si
ę
.
Nadal. Kim. Prawdopodobnie absolutnie nic.
-
Gdzie jest moja Stella?- Dyrektor rykn
ą
ł nagle i d
ź
wi
ę
k rozszedł si
ę
dookoła
sceny jak równie
ż
z nausznika Heather. Wzdragała si
ę
i krzykn
ę
ła.
str. 8
-
Stella!
Ze skrzydła sceny, Eve wyszła za kurtyn, mocno trzymaj
ą
c r
ę
k
ę
Michaela.
Była ubrana w obcisłe czarne d
ż
insy, czara koszulk
ę
z lalka i pentagramem oraz
du
ż
o ła
ń
cuchów i agrafek jako dodatki.
Re
ż
yser nagle zamilkł i było tylko słycha
ć
oddech Heather, Calire domy
ś
liła si
ę
,
ż
e
nie to Eve miała zało
ż
y
ć
.
-
Och nie,- Heather szepn
ę
ła. - To sie nie dzieje.
-
Co?
-
On nalega na prób
ę
w stroju. Co
ś
w rodzaju wczucia si
ę
w role. Powinna by
ć
w stroju.
Dyrektor ci
ęż
ko szedł do Ewy, zatrzymuj
ą
c cale daleko od niej. Obejrzał ja z
góry na dół i powiedział chłodno, -Co my
ś
lisz,
ż
e robisz?
-
Musz
ę
i
ść
,- powiedziała. Jej kłykcie były białe, gdy trzymała r
ę
k
ę
Michaela, ale
patrzyła prosto w oczy re
ż
ysera. -Przepraszam, ale musz
ę
.
-Nikt nie opuszcza próby chyba ze w worku na zwłoki - powiedział. – Tak
wolisz?
-
Jeste
ś
pewien ze chcesz
ż
eby tak to si
ę
potoczyło?- Michael spytał cicho. -
Poniewa
ż
kto
ś
mógłby wyj
ść
w torbie na zwłoki, ale to nie ona.- Dyrektor pokazał
z
ę
by w grymasie—to wła
ś
ciwie wygl
ą
dało bole
ś
nie dla niego, u
ś
miechn
ąć
si
ę
. –
Grozisz mi chłopcze?
-
Tak-, Michael powiedział, pewnie. -Wiem,
ż
e jestem nowy w tym. Wiem,
ż
e nie
mam tysi
ą
ca lat ze stosem ciał za soba. Ale mówi
ę
ci,
ż
e ona musi i
ść
i pozwolisz jej.
-
Albo?
Oczy Michaela błysn
ę
ły—nie czerwienia, ale były prawie białe. To było
niesamowite. -Pozwól nam nie dowiadywa
ć
si
ę
. Mo
ż
esz zwolnic ja na jeden dzien. -
Re
ż
yser sykn
ą
ł, bardzo mi
ę
kko i dugo patrzył, Claire my
ś
lała,
ż
e rzeczy
wła
ś
nie miały pój
ść
bardzo, bardzo
ź
le . . . i wtedy pojawił si
ę
m
ęż
czyzna z łagodny
spojrzeniem w retro koszulce podszedł bli
ż
ej i powiedział, - jest jaki
ś
problem?
Poniewa
ż
jestem odpowiedzialny za tych dwoje podczas nieobecno
ś
ci Amelie.
Claire mrugn
ę
ła i zrozumiała,
ż
e to był Oliver. Nie naprawd
ę
Oliver, poniewa
ż
on wygl
ą
dał . . . inaczej—nie tylko ubranie, ale jego j
ę
zyk ciała -cało
ś
ci. Widziała, jak
on robił, to wcze
ś
niej, ale nie tak dramatycznie. Jego akcent był inny tak
ż
e—bardziej
płaski
ś
rodkowo - zachodni, niczego egzotycznego w tym nie było w ogóle.
Re
ż
yser rzucił mu spojrzenie, mrugn
ą
ł i wydawał si
ę
ponownie rozwa
ż
y
ć
jego
pozycj
ę
. -Nie s
ą
dz
ę
, - W ko
ń
cu powiedział. -Nie mog
ę
mie
ć
tego rodzaju zakłóce
ń
,
wiesz. To jest powa
ż
ny interes.
-
Wiem,- Oliver powiedział. -Ale dzie
ń
nie ma znaczenia. Pozwól dziewczynie
pój
ść
.
-
B
ę
dziemy szuka
ć
, Kim,- Eva powiedziała. –Wiec Tak naprawd
ę
, działamy dla
dobra interesu, dobrze?
Twarz dyrektora znów si
ę
napi
ę
ła, był na skraju wybuchu, ale przełkn
ą
ł słowa i
w ko
ń
cu powiedział, -Mo
ż
esz powiedzie
ć
pann
ę
Magness,
ż
e ma tylko jedna prób
ę
kostiumowa. Je
ż
eli spó
ź
ni si
ę
, cho
ć
jedn
ą
sekund
ę
nast
ę
pnym razem, b
ę
dzie moja.
– Nie miał, na my
ś
li zwolnienia, Miał na my
ś
li obiad.
Claire przełkn
ą
ł
ś
lin
ę
.
Heather nie wydawała si
ę
zaskoczona zrobiła notatk
ę
w podr
ę
cznym
notatniku, potrz
ą
sn
ę
ła głow
ą
i wtedy podnosiła znów głow
ę
, poniewa
ż
wybuch słów
wyszedł z jej słuchawki. – Cholera - ona westchn
ę
ła.
-
Nabierasz mnie?
Ś
wietnie. Nie interesuje mnie jak to zrobisz; po prostu to
zrób.- Rozł
ą
czyła si
ę
i popatrzyła na Claire Za
ż
ycz mi szcz
ęś
cia.
str. 9
-
Um, powodzenia?
Heather wspi
ę
ła si
ę
po schodach sceny i zbli
ż
yła sie do dyrektora, by szepn
ąć
co
ś
do niego. On krzykn
ą
ł w furii i ci
ęż
ko chodził, machaj
ą
c r
ę
kami.
Michael i Ewa wykorzystali szans
ę
, by uciec w dół gdzie Claire czekała.
Oliver pod
ąż
ył do nich.
-
Ładna koszulka-, Claire powiedziała.
Spojrzał w dół, odprawił ja spojrzeniem i powiedział, -Teraz powiedziecie mi, co si
ę
dzieje. Natychmiast.
-
Kim zagin
ę
ła - Ewa powiedziała. –Starałam si
ę
, znale
źć
j
ą
przed prób
ą
;
miały
ś
my zabra
ć
si
ę
razem—poza tym, ona nie pokazała sie. Naprawd
ę
si
ę
martwi
ę
.
Prawie si
ę
spó
ź
niłam i nie mog
ę
jej znale
źć
. Tez nie odbiera telefonu.
-
Kim- , Oliver powiedział. -Waleria posiada jej numer. Jej niewiarygodno
ść
jest
du
ż
ym problemem dla Walerii.- Nie brzmiał jakby zbytnio si
ę
tym przejmował. Claire
domy
ś
liła si
ę
,
ż
e Kim tez nie ma tam przyjaciół.
-
Musimy zadzwoni
ć
na policj
ę
. Kaza
ć
im ja szuka
ć
.
-
Nie
-
Nie?
-
Kim ma opiekuna, który jest odpowiedzialny za ni
ą
,- powtórzył. -Nie b
ę
d
ę
kazał zasobom miasta szuka
ć
kogo
ś
, kto jest, prawdopodobnie, ofiar
ą
własnej
głupoty, tak czy inaczej.
-
Zaczekaj minut
ę
. Zgodnie z Morganville regułami, ona ma swoje prawa- Claire
powiedziała.- Nie wa
ż
ne czy ma opiekuna lub nie, nadal jest mieszka
ń
cem. Nie
mo
ż
esz jej zignorowa
ć
!
-Faktycznie, mog
ę
,- Oliver powiedział. –Nie jest wymagane
ż
ebym pomagał
ani szkodził. Kim Magness to nie jest mój problem, lub innego wampira z wyj
ą
tkiem
Walerie, która poinformuj
ę
w odpowiednim czasie. Je
ś
li chcesz, zadzwoni
ć
do
szeryfa Moses i wyja
ś
ni
ć
sytuacj
ę
, masz do tego prawo. Ona i burmistrz maj
ą
jurysdykcje w odniesieniu do ludzi. Ale szczerze w
ą
tpi
ę
, ze ludzie, sa nie stabilni
umysłowo i je
ś
li kogo
ś
niema tylko kilka godzin, nie b
ę
dzie to absolutny priorytet -.
Odrzucił wszystko, i odszedł, z powrotem po schodach. Do czasu, gdy wszedł na
scen
ę
, był z powrotem cichym, łagodny osobnikiem.
To było dziwne.
-
Sukinsyn... -, Ewa sykn
ę
ła bezpo
ś
rednio przez zaci
ś
ni
ę
te z
ę
by.
-
Ej, nie potrzebujemy go,- Michael powiedział. Gdzie najpierw?
Ewa wzi
ę
ła gł
ę
boki oddech. – My
ś
l
ę
ze od jej apartamentu.- rzuciła prawie
przepraszaj
ą
ce spojrzenie do Claire. -Przepraszam. Wiem ze nie całkiem, ach,
lubicie, ale...
-
pomog
ę
,- Claire powiedziała. Nie, poniewa
ż
troszczyła si
ę
tyle, o Kim, ale,
poniewa
ż
przejmowała si
ę
o Eve.
Eve szybko ja przytuliła. – Chcesz
ż
ebym zadzwoniła po Shane?
-
Zrobiłaby
ś
to?- Eve robi
ą
ca szczeni
ę
c
ą
min
ę
przygl
ą
dała si
ę
teraz, naprawd
ę
lito
ś
ciwie. – Ka
ż
da pomoc si
ę
przyda, któr
ą
mo
ż
emy mi
ęć
—naprawd
ę
si
ę
martwi
ę
,
Claire. To nie w stylu, Kim. Naprawd
ę
nie.
Klara kiwała głow
ą
, wyj
ę
ła telefon i wykr
ę
ciła numer do Shanea. Nie potrzeba było
długo go namawia
ć
potrzebowa
ć
, by krzykn
ą
ł do szefa,
ż
e musiał i
ść
, nagły wypadek
rodzinny. Claire powiedziała mu,
ż
e podjada po niego.
Do czasu, gdy rozmowa sko
ń
czyła si
ę
, oni zmierzali w dół do zaciemnianego gara
ż
u.
-
Nie mog
ę
uwierzy
ć
,
ż
e zrobiłam to, -Eva powiedziała. - Całkowicie
zaprzepa
ś
ciłam moja szanse, na zawsze. On zast
ą
pi mnie. Nigdy nie dostan
ę
roli w
czymkolwiek, kiedykolwiek znów. Moje
ż
ycie ko
ń
czyło si
ę
.
str. 10
-
Wi
ń
, Kim-, powiedziała Claire. -Jeste
ś
dobrym przyjacielem.
Ewa i tak wygl
ą
dała marnie. -Nie wystarczaj
ą
co dobry, bo ona byłaby tu, racja?
-
To nie twoja wina.
Ewa podnosiła brwi. -A je
ś
li to ja bym znikn
ę
ła? Nie czuliby
ś
cie si
ę
winni?
To zamkn
ę
ło Claire, poniewa
ż
zrobiłaby to i znała to. Nawet, je
ś
li nie miała z tym nic
wspólnego, czułaby,
ż
e powinna była zrobi
ć
co
ś
. Nadal my
ś
lała o tym, kiedy poczuła
d
ź
wi
ę
czenie otwierania portalu w pobli
ż
u. Claire czuła gł
ę
bokie ukucie alarmu i
chwyciła telefon, by popatrze
ć
na pozostawione
ś
lady, który zostały po wyładowaniu
Tak. Niezaplanowany portal został otwarty, tutaj, w cieniach o tuzin stop dalej.
-
Wsiadaj do samochodu!- wrzasn
ę
ła i pobiegła sprintem do niego. Ewa nie
spytała, dlaczego, na szcz
ęś
cie; tylko dotarła biegiem z Michael który wskoczył na
siedzenie kierowcy.
Powód
ź
paj
ą
ków lała si
ę
, pełzn
ąć
przez podłog
ę
—odbijały sie, jak gdyby były
wylewane z olbrzymiego wiadra.
Tysi
ą
ce Bob’ów, tylko wi
ę
kszych, wielko
ś
ci małego Chihuahuas. Eve
wrzasn
ę
ła i rzuciła sie na tylnie siedzenie, trzaskaj
ą
c drzwiami gdy jeden rozp
ę
dzony
uderzył soba o szkło i odskoczył. Claire kopn
ę
ła go daleko, gdy wskoczyła na
miejsce pasa
ż
era i Michael zakluczył drzwi. -Co do diabła?- Eve wrzasn
ę
ła. -Och mój
Bo
ż
e, to jest jak Atak Olbrzymiego CGI!
-
To Ada,- Claire powiedziała. Ona i Michael wymieniły spojrzenie. -Ona
ś
ledzi
mnie. Najwidoczniej.
-
Dlaczego?
Symbole błysn
ę
ły przed oczyma Claire, symbole, którym przegl
ą
dała sie i
zapami
ę
tywała ka
ż
dego ranka. -Poniewa
ż
znam jej sekret,- powiedziała. -Wiem, jak
ja zresetowa
ć
, cos w rodzaju wymazania jej wspomnienia. Myrnin nie zrobi tego, ale
ja tak. I ona nie mo
ż
e tego znie
ść
.
-
Ś
wietnie -, Michael powiedział. -I dok
ą
d musisz pój
ść
, by zresetowa
ć
j
ą
?
-
Domy
ś
l si
ę
.
-
Z tob
ą
zawsze jest
ś
wietna zabawa - Wł
ą
czył silnik i uderzył w gaz. Claire
zakryła oczy, poniewa
ż
jechali po paj
ą
kach, poniewa
ż
to było chore i zarazem
smutne. Paj
ą
ki
ś
cigały ich przez chwil
ę
, wtedy padały pojedynczo, przewracaj
ą
c si
ę
nogami do góry i umierały.
Ada nie była w stanie utrzyma
ć
ich przy
ż
yciu na długo, co było
ś
wietna wiadomo
ś
ci
ą
dla nast
ę
pnej osoby w gara
ż
u.
-
Kim pierwsza -, Claire powiedziała. - Dobrze Eve. Co
ś
mogło jej sta
ć
si
ę
.
-
Jeste
ś
pewna.
-
Jestem pewna ze Ad
ą
oczekuje ze przybiegn
ę
. Wole
ż
eby troch
ę
poczekała. I
pomartwiła sie.
TŁUMACZENIE: madabob
☺