Karmazyn i Róż
Dodano: 19.05.2013 [19:15]
Współczesnych targowiczan przepaja strach przed odpowiedzialnością za katastrofę
smoleńską. Stąd pilna potrzeba wyprodukowania własnych bezrefleksyjnych zwolenników,
którzy pójdą kłaniać się dziwnemu „bożkowi" z czekolady, mającemu uchodzić za narodowe
godło.
Ukochanym kolorem szlachty polskiej był czerwony. Dlatego to czerwień właśnie była
najczęstszym kolorem herbów, a karmazyn lub amarant (czyli tonacja malinowa) uważano za tej
barwy szlachetniejszą odmianę. Dlatego też mówiono na naszych herbowych „karmazyni". Jednak
amarant widziany na naszych proporcach nie był nigdy kolorem różowym. Każdy ułan pewnie
padłby z konia, widząc masy baloników w kolorach pokoju dziewczęcego, jakie unosiły się w dzień
narodowych barw przed Pałacem Namiestnikowskim (jakże ciągle aktualna nazwa – czasem aż
zdaje się, jakby na powrót w nim zamieszkał gen. Zajączek). Różowe baloniki, orzeł co wszystko
może, ulepiony z czekolady i różowe okulary do patrzenia w świetlaną przyszłość przymrużonym
okiem – wszystko się zdawało, jak kolejna przygoda Alicji w Krainie Czarów. I pewnie można by
się tylko z tego śmiać, gdyby nie fakt, że cała ta
, wraz ze sposobem obchodzenia święta 3
Maja, stanowiły element dobrze przemyślanej propagandy i dezinformacji bazującej na manipulacji
historią oraz emocjami Polaków.
Przebudzony patriotyzm
Po katastrofie smoleńskiej to właśnie ulica na powrót stała się miejscem manifestowania
patriotyzmu i żądania prawdy. To na Krakowskim Przedmieściu miesiąc w miesiąc upamiętnia się
ofiary katastrofy smoleńskiej. To na marszach prawicowych i konserwatywnych
środowisk
gromadzą się dziesiątki i setki tysięcy ludzi. Nie można tego nie dostrzegać. I środowiska dzierżące
władzę
widzą to i analizują. A co ważne – tego zjawiska tworzenia się silnej wspólnoty narodowej –
po prostu się boją. Pierwszy element tego strachu był widoczny już w czasie pochówku śp.
Prezydenta Lecha Kaczyńskiego na Wawelu.
pokazujące rozmodlone, wzruszone tłumy,
całe ludzkie rzeki płynące ulicami i trzymające
polskie
flagi, polskie rodziny zgromadzone obok
siebie i przeżywające wspólnie ten sam dramat, te same uniesienia i ten sam smutek i żal stały się
niebezpieczne. Gdyż żal i smutek może przerodzić się w gniew. Ten zaś – w prosty sposób
doprowadzić do zmiany władzy. I zaczęło się – wtedy właśnie pękło sztucznie utrzymywane przez
chwilkę tylko, mamiące wszystkich poczucie „jedności w żałobie". Na powrót został uruchomiony
młyn oszczerstw i kłamstw, którym postanowiono zmielić wszelkie ziarna samodzielnej myśli i
wypluć w formie mączki i papki mainstreamowej.
To właśnie poprzez wspólne upamiętnianie
rocznic
, pielęgnowanie pamięci o przeszłości,
kultywowanie tradycji narodowych i wyzwoleńczych Polska nigdy nie dawała zgasić swojego
ducha. Wystarczy prześledzić smutne losy naszej Ojczyzny w wieku XIX – tam nic nie umiera, tam
wszystko jest czczone i noszone na sercu, jak relikwia. Wtedy przecież pamiętano o rocznicach
takich, jak choćby unii w Horodle i bardzo uroczyście je obchodzono. Nie wspominając o
rocznicach powstań czy datach zgonów zasłużonych Polaków. Na tym właśnie, na zbiorowej
pamięci, budowano tożsamość i poczucie wspólnoty, którego nie mogły złamać żadne zakazy,
dzielenie granicami czy przypisywanie obcych obywatelstw. Polak pozostawał Polakiem…
Lęk przed silną Polską
Dzisiaj do tych wszystkich dawnych tradycji tożsamościowych odwołują się środowiska
patriotyczne i prawicowe. I po prostu je widać. A z tego względu, że je naprawdę widać, to i
wzbudzały i nadal wzbudzają one naturalną wściekłość i lęk u tych, którzy opierają swoją władzę
na technikach manipulacyjnych.
Próba takiej techniki to choćby przemówienie prezydenta Komorowskiego z okazji rocznicy
Konstytucji 3 maja. Trzeba jej się przyjrzeć – to doskonały przykład, jak kilkoma zdaniami
rzuconymi z uśmiechem spod wąsa dobrego „wuja" – można próbować zakręcić historyczną
prawdą, jak kołem fortuny: a nuż wypadnie na nasze i ludzie dadzą się złapać?
Otóż pan prezydent, raczył zauważyć w swojej mowie, iż on i jego środowisko patriotyczne to
dziedzice tradycji Ustawy Majowej, zaś cała prawica to (dla rymu pewnikiem, bo Wielki Gajowy
lubi rymować) współczesna Targowica. Gdyż to Targowica była zachowawcza i konserwatywna
(morał dodatkowy ma być taki, że co konserwatywne, to nienowoczesne – myśl godna zapisania
złotą czcionką w Centrum Nauki Kopernik).
Nic to, że prawda historyczna była taka iż, głównym celem Konstytucji była
chorego
państwa, które utraciło suwerenność wobec Rosji. Nic to, że Targowiczanie właśnie łasili się w
Petersburgu do carycy dyktującej im zapisy konfederacji. Nic to wreszcie, że potem wkroczyli do
własnego kraju na czele wojsk carskich, by walczyć z patriotami. Obecnie można sprzedać każdą
tezę, jeśli się ją wypowie z odpowiednim nastroszeniem wąsów.
O prawdziwej analogii
Jednak jest to tym bardziej przerażające, że biorąc pod uwagę taką właśnie analogię do czasu
Konstytucji 3 maja i dwóch ostatnich rozbiorów, kogo widzielibyśmy dzisiaj jako rosyjskiego
alianta? Kto pod rękę z Władimirem Putinem przyglądał się szczątkom samolotu leżącego na
wschodniej rubieży lotniska Siewiernyj, a potem pozwolił Rosjanom dosłownie na wszystko?
Czemu? Czyżby dlatego, że leżało to w jego interesie? W jakim? No właśnie – wystarczyło
popatrzeć na tłumy obecne na ulicach zaraz po tragedii smoleńskiej, na tysiące ludzi oddających
cześć śp. Prezydentowi Kaczyńskiemu w czasie jego pogrzebu. Ten sam lęk, który zrodził się wśród
naszych autentycznych współczesnych targowiczan trwa do dzisiaj. Podsyca go strach przed
odpowiedzialnością
. I stąd właśnie ta pilna potrzeba wyprodukowania własnej „ulicy", własnych
zwolenników – automatów, które założą różowe okulary, w ręku ścisną różowy balonik i zupełnie
bezrefleksyjnie pójdą w „patriotycznym" marszu, by kłaniać się dziwnemu „bożkowi" z czekolady,
mającemu uchodzić za narodowe godło.
Długosz napisał w swoich annałach, że po zabójstwie Przemysła II, do którego ponoć przyczynił się
ród Nałęczów, odebrano im dwa zaszczyty –
stawania do boju w pierwszym szeregu
rycerstwa i prawo noszenia czerwieni. To prawo przywrócił im dopiero, za różne zasługi dla kraju
Kazimierz Wielki.
Współcześni „Nałęczowie" prawo noszenia czerwieni odebrali sobie sami. I przyodziali się w
kobiecy róż. Niech im służy. W Krainie Czarów. My w Polsce nadal mamy Czerwień i Biel.