Tomasz Łysiak Drewniane tabakierki Tomasz Łysiak o lufach dział wymierzanych w niewinnych ludzi

background image

Autor:

Tomasz Łysiak

Źródło:

Gazeta Polska Codziennie

Drewniane tabakierki. Tomasz Łysiak o lufach
dział wymierzanych w niewinnych ludzi

Dodano: 04.04.2014 [20:00]

foto: „Insurekcja warszawska”, akwarela Juliusza Kossaka
Dowiedział się Kiliński od swojego kompana, że Igelström kazał zrobić „drewniane tabakierki
na kształt półtrojaków, które w

środku

miały mieć z laków pieczęcie”. Miały być one

wręczane „niektórym osobom polskim” w Warszawie i stanowić tajny znak rozpoznawczy,
którego zadaniem była ochrona takiej osoby i jej rodziny przed „nożami osadzonymi na
trzonki”. Zatem wszyscy ci, którym w jakiś sposób było z Rosją po drodze, mieli być ową
tabakierką uratowani od zguby - pisze Tomasz Łysiak w „Gazecie Polskiej”.

Pewnego dnia szewc Jan Kiliński robił trzewiki dla oficera rosyjskiego, z którym często pijał
wódkę. Dzięki temu, że był ów człowiek bliskim współpracownikiem Igelströma – Szweda
zaprzedanego w służbę carycy, posła nadzwyczajnego, czyli ambasadora Rosji – stanowił
doskonałe źródło informacji. A że wódeczka rozwiązuje języki i zbliża słowiańskie narody –
oficer wyznał szewcowi, co szykuje się w Warszawie.
Nadmienić trzeba, że właśnie trwała w
pełni Insurekcja Kościuszkowska, Naczelnik rozbudził nadzieje w narodzie, a chłop o nazwisku
Bartosz zdążył już zgasić czapką armatę rosyjską, czym zasłużył na nowe, szlacheckie nazwisko –
Głowacki.

Gdy oficer od Igelströma zjawił się w ten wtorkowy dzień, 15 kwietnia 1794 r., by w zakładzie
szewskim Jana Kilińskiego „trzewiczki dla swojej kochanki kupować”, zaczął w tajemnicy
uprzedzać mistrza, by uciekał z rodziną z miasta choćby na „dwie niedziele”.

Zapisał szewc w swoim pamiętniku: „(…) aż mi zaczął opowiadać tę piękną anegdotę, że w
Wielką Sobotę w Warszawie będzie wielka rzeź z nami”.
Kiliński wzdragał się przed ucieczką, więc
oficer chcąc go nakłonić, opowiedział jeszcze o planach zabrania arsenału, zabijania ludzi i spalenia
miasta.

A wszystko miało się zdarzyć w trakcie mszy rezurekcyjnej. I z tego ponoć powodu nakazano, by
wszystkie nabożeństwa odbyły się równo o tej samej godzinie. Umyślono, że kiedy ludzie będą się
modlić, wojsko rosyjskie zaciągnie armaty pod drzwi kościołów. Będą tym sposobem wszystkich
trzymać w szachu, dopóki miasta nie schwycą. Atak przy użyciu armat, planowana rzeź stolicy

background image

w najważniejsze katolickie święto – to był plan, jaki mógł się zrodzić jedynie w duszach
obcych cywilizacyjnie.

Rzecz znamienna, że Rosjanie w trakcie insurekcji korzystali z tych wszystkich sposobów, jakich
używają i we współczesnym świecie do załatwiania swoich spraw. Są to: bezczelne kłamstwa,
dezinformacja, umizgi do intelektualistów Zachodu z jednej strony, a z drugiej – lufy dział
wymierzane w niewinnych ludzi.

Kultura rosyjska, wykwitła na innej glebie historycznej, nie znała

wartości

cywilizacji Europy

Zachodniej. Nie mówiła tym samym językiem kulturowym. Potrafiła ten swój azjatycki,
barbarzyński rys prowadzenia polityki wykorzystać z pełnym cynizmem i premedytacją.

Dzikie barbarzyństwo Azyji

W dzisiejszej dobie, gdy Putin robi z Krymem, co chce, ma w nosie międzynarodowe prawo,
wszelkie konwencje, umowy i zapisy – to, po raz nie wiadomo który, Zachód spogląda w stronę
Rosji ze zdumieniem, otwierając szeroko oczy. Zupełnie tak, jakby po raz pierwszy odkrywał jej
oblicze, niezmienne przecież od stuleci. I co gorsza, za chwilę – karmiąc się snami o idyllicznej
pokojowej przyszłości, sam siebie mamiąc wizją przemiany Putina w gołąbka pokoju – po raz
kolejny zaakceptuje dokonane fakty, nie wyciągnie z niczego

wniosków

i zacznie zabiegać o

„poprawę stosunków” z Federacją Rosyjską.

Linię cywilizacyjną między Europą a Azją wyznaczył kiedyś gotyk. Wschodnia granica zasięgu
gotyckich katedr ustanowiła swoiste „limes” cywilizacji łacińskiej, tak jak niegdyś tworzyły je
wysunięte w stronę Gotów czy Germanów forty rzymskie. I ta granica stała się także granicą
kultur
. Za nią jest Azja. Rosja jest azjatycka, a nie europejska. Wiedzieli to nasi przodkowie
czytający Manifest Powstania Styczniowego, w którym poetka napisała pięknie o naszej walce z
dzikim barbarzyństwem Azyji.

Już za czasów Insurekcji Kościuszkowskiej, której rocznicę obchodzimy w tym roku, można było
dostrzec ten sam rozdźwięk między kulturami. Wycelowanie armat w miejsca święte i nietykalne,
jakimi były kościoły, stanowiło preludium do rzezi Pragi, w trakcie której rozegrały się sceny
potworne, a Wisła spłynęła krwią. Dzikość i okrucieństwo Rosjan były po prostu zbyt szokujące
dla Europejczyków, wielu nie mogło uwierzyć w skalę i bezmiar okrucieństwa.
Gdy w 1861 r.
zamykano warszawskie kościoły na znak protestu, to był to także protest przeciwko barbarzyńskim
praktykom – na przykład wdzieraniu się do świątyń w trakcie nabożeństwa, biciu ludzi i
wyciąganiu ich prosto z modlitw do Cytadeli. Wobec takich uczynków, z gruntu azjatyckich,
państwa europejskie także wtedy stawały bezradne. Nie wiedziały, co czynić, gdyż piękne gmachy
Petersburga, czy cudowne strofy Puszkina świadczyły o ich… europejskości. Wystarczy stanąć
przed Soborem Kazańskim na Newskim Prospekcie – z zewnątrz wypisz, wymaluj bazylika św.
Piotra, w środku – prawdziwa cerkiew. I pod takim płaszczykiem, pod europejskim przebraniem
carowie robili, co chcieli.

Moskalom popędzono niezłego kota

Jan Kiliński zaprosił oficera na kieliszek. A przy nim wyciągnął z niego kolejne informacje. O tym,
że hetman Ożarowski wydał „komendantom ordynans, aby naród wraz z Moskalami bili”.

Zdrada rozwijała się w najlepsze. Jak zapisał sobie szewc: „(…) na Pradze na nas sześć skrzyniów
nożów żołnierze w trzonki osadzają i one zaraz ostrzyli”.
Co więcej, dowiedział się Kiliński od
swojego kompana, że Igelström kazał zrobić „drewniane tabakierki na kształt półtrojaków, które w
środku miały mieć z laków pieczęcie”.
Te specjalne tabakierki miały być wręczane „niektórym

background image

osobom polskim” w Warszawie. Miały one stanowić tajny znak rozpoznawczy, którego
zadaniem była ochrona takiej osoby i jej rodziny przed tymi „nożami osadzonymi na trzonki”
.
Zatem wszyscy ci, którym w jakiś sposób było z Rosją po drodze, mieli być ową tabakierką
uratowani od zguby.

Podobno pośród mieszkańców stolicy było w tym czasie tajnie około ośmiu tysięcy Moskali. Nie
wiadomo jednak, czy liczby podane przez Kilińskiego są prawdziwe, gdyż słynny szewc miał
tendencję do silnego koloryzowania swoich wspomnień, ze szczególnym podkreślaniem roli
własnej osoby we wszystkich zdarzeniach. W każdym razie dwa dni później wybuchło
„powstanie warszawskie”, które stanowiło część najważniejszych wydarzeń Insurekcji
Kościuszkowskiej.
Moskalom popędzono niezłego kota, chociaż stawiali w Warszawie zacięty
opór. W piątek, 18 kwietnia, złożyli

broń

. Igelström uciekł do Prusaków, którzy w tym czasie stali

cztery mile od miasta.

Co jednak najciekawsze – nikt nie wie, jakie były losy drewnianych tabakierek. Gdyby iść ich
tropem, trzeba by dotrzeć do tych Polaków, którzy czymś zapracowali na rosyjską wdzięczność.
Należałoby postawić pytanie: co takiego uczynili, że w nagrodę za swoją postawę otrzymali od
Moskali „tabakierę”, gwarant spokojnego przeżycia wojennych wydarzeń?

Głównych zdrajców poprowadzono na szubienicę. Pisał o tym genialnie Jarosław Marek
Rymkiewicz. Lecz przecież większości tych ukrytych, mniej znacznych „współpracowników
Moskwy”, posiadaczy „drewnianych tabakierek”, nie schwytano.

To wszystko działo się w końcu osiemnastego wieku. A teraz?

Dzisiejsze tabakierki

Uległa postawa Donalda Tuska i jego ekipy wobec Moskwy zaczęła się od tzw. resetu w stosunkach
z Rosją, zaraz po przejęciu władzy. Potem następowały kolejne serwilistyczne kroki, wszystkie w
imię „normalizowania stosunków” i „przyjaźni” z Moskalami. Nie postawiono tamy nawet tym
najbardziej skrajnym posunięciom Rosji, które w sposób otwarty zagrażały naszym interesom (jak
sprawa gazociągu położonego na dnie Bałtyku). W końcu zaś, gdy doszło do Tragedii
Smoleńskiej, wyciągnięto rękę do Putina i niejako wspólnie „zamieciono” wszystko pod jeden
wielki, wyszywany ręką Anodiny, dywan.

Dlatego należy i dzisiaj zapytać: czy przypadkiem w wielu polskich domach nie leżą drewniane
rosyjskie tabakierki? Wcale nie te zabytkowe, z czasów Insurekcji Kościuszkowskiej. Ale być może
takie zupełnie nowiutkie, wręczone całkiem niedawno…


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Tomasz Łysiak O Baumanie i polskim honorze
Tomasz Łysiak Dorzynanie kanonu lektur szkolnych Jak uciszono krzyk polskości
Tomasz Łysiak Karmazyn i Róż
Tomasz Łysiak Rekonstrukcja jako metoda O bolszewickim sposobie sprawowania władzy
Tomasz Łysiak Myśleć i mówić prawdę
Tomasz Łysiak Cień czarnych orłów Czego nas uczy targowica
Tomasz Łysiak Ciastka pani Bieńkowskiej i obiady premiera
Tomasz Łysiak Koniec Świata Szwoleżerów czyli o ginącej cnocie Lojalności
Tomasz Łysiak Świergot złotych ptaków O bizantyjskiej formie władzy PO
Tomasz Łysiak Defilady
Tomasz Łysiak W obronie Konopnickiej
Tomasz Łysiak Prezydent „Panie Kochanku”
Tomasz Łysiak Niemiecka polityka ahistoryczna
Tomasz Łysiak Kim był Maurycy Mochnacki, współtwórca Gazety Polskiej
Tomasz Łysiak Targowica Obywatelska
Tomasz Łysiak Czarna chmura kłamstwa nad smoleńskim lasem Powielanie sowieckich manipulacji
Tomasz Łysiak Cienka czerwona linia Sposoby na opornych
Tomasz Łysiak Bo Oświęcim to była igraszka Tomasz Łysiak o wyrokach sądów
Skansen żeki Pilcy w Tomaszowie Mazowieckim

więcej podobnych podstron