Meredith Pierce Nieopisana historia Rozdział XXVI

background image

Ro

zd

zi

X

X

V

I:

Me

re

d

ith

Pi

e

rc

e

-

n

ie

o

p

is

an

a his

to

ri

a

b

y m

o

n

al

is

a0

0

308

**Damon**

Kiedy pojawiłem się w rezydencji Lockwoodów nie miałem jeszcze

pojęcia czy Stefan z Eleną dotarli już na miejsce. Wszedłem przez główne
drzwi przy okazji dziękując Burmistrz Lockwood za zaproszenie, choć
gdyby nie to, że mieliśmy zabić Klausa to w ogóle bym się tu nie pojawił.
Oczywiście tego mogłem być pewien, że przyjęcie znowu będzie zrobione
ze zbyt dużą przesadą w stylu Założycieli.

Z daleka zobaczyłem Alarica rozmawiającego z dr Fell.

- Nie będę przeszkadzać, poszukam Stefana i Eleny - powiedziała do
Ricka, kiedy spostrzegła, że ruszyłem w ich stronę

- Tak to właśnie kiedyś wyglądało? - zapytał zakładając ręce na piersiach
patrząc na salę wypełnioną ludźmi

background image

Ro

zd

zi

X

X

V

I:

Me

re

d

ith

Pi

e

rc

e

-

n

ie

o

p

is

an

a his

to

ri

a

b

y m

o

n

al

is

a0

0

308

- Dokładnie, nudno i beznadziejnie jak zawsze, a wszystko po to by knuć
spiski przeciwko wampirom - odparłem wywracając oczami

Chwyciłem za kieliszek szampana roznoszonego przez kelnerów
i zacząłem ponownie rozglądać się dookoła kontrolując sytuację.

- Tym razem zebranie Rady się nie odbędzie. Burmistrz woli popijać
szampana z wrogami niż przeciw nim walczyć - dodał komentując
zaistniałą sytuację mój przyjaciel

- Wszystko dla obrony tego miasta - rzuciłem wypatrując w tym czasie
na końcu sali Stefana wraz z Elenę, która wyglądała przepięknie
prezentując się w brązowo-czarnej sukni

Wypiłem do końca szampana jednym haustem jakby był zwykłą whisky.
Odstawiłem pusty kieliszek na stojący nieopodal stolik i ruszyłem w ich
kierunku, a Rick za mną.

- Klausa jeszcze nie ma, ale jest za to Matt z Rebekah - odpowiedział
Stefan, gdy tylko znaleźliśmy się koło niego

- Jesteście pewni, że nic mu nie zrobi? - zapytała Elena spoglądając to
na mnie to na Stefana

- Nie żartuj, je mu z ręki. Swoją drogą musi być naprawdę zdesperowana -
rzuciłem z sarkazmem ponownie rozglądając się dookoła

- Szukasz kogoś? - zapytał Rick spoglądając na mnie

- Meredith nie ma - odpowiedział mój brat zerkając gdzieś w dal

- Wiem o tym i dla niej będzie lepiej jeśli się nie pojawi - odwarknąłem
pozostawiając całe to monotematyczne towarzystwo za sobą

background image

Ro

zd

zi

X

X

V

I:

Me

re

d

ith

Pi

e

rc

e

-

n

ie

o

p

is

an

a his

to

ri

a

b

y m

o

n

al

is

a0

0

308

**Meredith**

Przez całą drogę jazdy samochodem nie odezwałam się ani razu.

Cały czas zastanawiałam się czy dobrze zrobiłam idąc na Bal Założycieli
do rezydencji Lockwoodów?. Na początku wydawało się to dobrym
rozwiązaniem, ale z czasem nabierałam coraz to większych obaw.
Niestety nie było już teraz odwrotu. Samochód po pewnym czasie
zatrzymał się na podjeździe, a ja w tym momencie mimowolnie
zamknęłam oczy.

- Masz zamiar przez cały wieczór się nie odzywać? - zapytał Klaus siedząc
na miejscu kierowcy

Popatrzyłam w jego stronę zdezorientowana nie odpowiadając na zadane
przez niego pytanie, ale to czego chciał nie miało dla mnie żadnego
znaczenia. Wysiadł z samochodu, a następnie otworzył drzwi po mojej
stronie i podał mi rękę pomagając wysiąść.

- Dziękuję - odparłam

Z wnętrza okazałej rezydencji dawała się już słyszeć orkiestra, która swoją
muzyką wprowadzała w odpowiedni nastrój. Goście wchodzili po małych
stopniach schodów prowadzących do głównych drzwi, gdzie stała pani
Burmistrz dziękując im za przybycie. Ubrana w długą żółtą suknię
prezentowała się bardzo wytwornie co jeszcze bardziej zaciekawiło mnie
jak musiało zostać udekorowane całe wnętrze posiadłości.

- Chyba się nie rozmyśliłaś skarbie? - zapytał Klaus stojąc obok mnie
widząc moje wahanie

- Nie, możemy iść - na moje słowa podał mi ramię i poprowadził ku sali
balowej

background image

Ro

zd

zi

X

X

V

I:

Me

re

d

ith

Pi

e

rc

e

-

n

ie

o

p

is

an

a his

to

ri

a

b

y m

o

n

al

is

a0

0

308

- Dziękuję za przybycie - powiedziała pani Lockwood z lekkim
przerażeniem w głosie co tym razem wywyło nieznaczny uśmiech na mojej
twarzy - Życzę udanej zabawy - dodała na koniec

Po przekroczeniu głównego wejścia moim oczą ukazała się

niesamowita sceneria. Wszystko wyglądało nadzwyczaj elegancko,
a z drugiej strony tak znajomo, że mogłabym uwierzyć, że na powrót
cofnęłam się do 1864 roku. Pierwsze co dało się dostrzec to ubiory kobiet,
które może nie były tak bardzo okazałe jak kiedyś, ale za to prezentowały
się bardzo elegancko. Różno kolorowe suknie znowu zachwycały swoim
wyglądem. Natomiast mężczyźni ubrani w czarne smokingi wyglądali
szykownie z dumą towarzysząc swoim partnerkom.

Orkiestra stała pod samą ścianą naprzeciwko mnie, a wielki czarny
fortepian, kontrabas, wiolonczela i skrzypce przyciągały uwagę. Po lewej
stronie stały bogato udekorowane stoły z dużą liczbą różnego rodzaju
potraw. Dookoła całego pokoju poustawiane zostały wielkie blaty,
gdzie za szybą każdego z nich znajdowały się rzeczy należące do
Założycieli Mystic Falls.

Rozejrzałam się po obu moich stronach próbując odnaleźć Damona albo
Stefana. Reszta pozostałych gości nie miała dla mnie żadnego znaczenia,
ponieważ tylko bracia Salvatore byli jedynymi świadkami tego dnia,
kiedy pojawiłam się u nich na zaproszenie ich ojca. Postanowiłam nie
wracać do tego momentu i skupić się na odnalezieniu kluczy, ale wtedy
usłyszałam głos pani Burmistrz.

- Witam serdecznie na corocznym Balu Założycieli - powiedziała stojąc
na podwyższeniu, gdzie znajdowała się orkiestra - W tym roku
postanowiliśmy odnieść się do naszej historii przypominając sobie czasy,
kiedy powstało nasze miasteczko. Miejmy nadzieję, że Pierwsi Założyciele
byliby dumni z tego jak w tak szczególnym dniu staramy się im
podziękować za wszystko co dla nas zrobili. Raz jeszcze bardzo dziękuję
za przybycie, życzę udanej zabawy i zapraszam do pierwszego wspólnego
walca - na jej słowa zaczęto bić brawa

background image

Ro

zd

zi

X

X

V

I:

Me

re

d

ith

Pi

e

rc

e

-

n

ie

o

p

is

an

a his

to

ri

a

b

y m

o

n

al

is

a0

0

308

- Idę odszukać klucze - powiedziałam nawet nie spoglądając w kierunku
Pierwotnego i ruszyłam w stronę innego pokoju, ale w tym czasie złapał
za moją dłoń, a ja odwróciłam się w jego stronę

- Obowiązki nie uciekną, a ty kochanie chyba nie odmówisz mi
przynajmniej jednego tańca?! - zapytał, choć w jego słowach dało się
usłyszeć, że odmowa nie wchodziła w grę

Nie miałam ochoty tańczyć, ale niestety nie mogłam nic więcej zrobić
w tej chwili jak tylko się zgodzić. Posłusznie dygnęłam podając mu swoją
dłoń, a on lekko się uśmiechnął zadowolony z tego, że znowu postawił
na swoim i ruszył ze mną z kierunku parkietu wypełnionego ludźmi.

Patrząc co po niektórych osobach można było zdać sobie sprawę jak walc
był pięknym, a zarazem zapomnianym tańcem. Romantyczna i nastrojowa
melodia połączona z wolnym tempem sprawiała, że jeszcze bardziej
zaczynałam wracać do tych dni, kiedy mogłam go zatańczyć.

Po chwili znaleźliśmy się prawie na środku ogromnej sali. Klaus objął
mnie swoim prawym ramieniem kładąc swoją dłoń na mojej łopatce,
a ja położyłam swoją lewą rękę na jego prawym ramieniu i zaczęliśmy
tańczyć.

- Nie przyjąłbyś odmowy, prawda? - zapytałam spoglądając na niego

- A dlaczego miałabyś odmówić? - odpowiedział mi pytaniem na pytanie

- Bo znając ciebie to we wszystkim co robisz jest ukryte jakieś drugie dno -
nie mogłam się powstrzymać, by znowu mu tego nie wypomnieć

- Aż tak masz o mnie złe zdanie?, ale przypominam ci, że to ty przyszłaś
tutaj tylko dlatego, że zgodziłem się na twoją prośbę i kto tu doszukuje się
drugiego dna? - zapytał, a ja jedynie pokiwałam głową nie chcąc ciągnąć
dalej tego tematu

- Co zrobiłeś burmistrz Lockwood, że jak za każdym razem cię widzi
to zaczyna się bać? - zadałam kolejne pytanie chcąc poznać odpowiedź

background image

Ro

zd

zi

X

X

V

I:

Me

re

d

ith

Pi

e

rc

e

-

n

ie

o

p

is

an

a his

to

ri

a

b

y m

o

n

al

is

a0

0

308

- Nic, najwidoczniej w przeciwieństwie do innych osób jest w stanie
dostrzec, że akurat walka ze mną jest jedynie straconym czasem,
a czy ty się boisz? - zmienił szybko temat przenosząc swój wzrok na mnie

- Nie - czułam, że to pytanie do czegoś dąży - Nie dajesz mi powodów
bym musiała się ciebie bać, a poza tym mnie traktujesz inaczej -
odpowiedziałam czując się tak jakbym była z tego dumna, a nie powinnam

Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że nie bałam się go dlatego, że byłam
silna, a jedynie dlatego, że on mi na to pozwalał.

- Sama widzisz - powiedział, a ja wtedy spuściłam wzrok nie móc w stanie
utrzymać jego spojrzenia - Dobrze tańczysz - kontynuował zmieniając
temat

- To samo mogłabym powiedzieć o tobie - odpowiedziałam na jego
stwierdzenie

- Mówisz to tak jakbyś była tym zdziwiona - przymrużył oczy starając się
zrozumieć mój tok rozumowania

- Myślałam, że nie masz na nic więcej czasu oprócz mordowania
niewinnych ludzi - rzuciłam z wyrzutem

- Wcale tak nie myślisz. Po prostu boisz się tego czego czujesz -
uśmiechnął się do mnie pewien swoich słów

- To znowu jakieś twoje wymysły - pośpiesznie odpowiedziałam nie
pozostając dłużna, ponownie zaczęłam rozglądać się po sali wypełnionej
ludźmi

- Słyszę bicie twojego serca jak przyspiesza, kiedy jestem bliżej ciebie.
Kierujesz się emocjami Meredith i to właśnie one sprawiają, że tak łatwo
cię przejrzeć - powiedział spokojnie - ale pewnego dnia zrozumiesz o czym
mówię i to szybciej niż przypuszczasz

- Ty mi nigdy nie zaufasz - zareagowałam od razu na jego słowa

background image

Ro

zd

zi

X

X

V

I:

Me

re

d

ith

Pi

e

rc

e

-

n

ie

o

p

is

an

a his

to

ri

a

b

y m

o

n

al

is

a0

0

308

- Na zaufanie trzeba sobie zasłużyć - rzucił - czy to nie ty mi to właśnie
kiedyś powiedziałaś?. Może przynajmniej byś się uśmiechnęła? - zapytał
wpatrując się we mnie

- Na razie nie mam żadnych powodów, by się uśmiechać - odparłam,
a wtedy on mną okręcił i gdy ponownie znalazłam się w jego ramionach
mimowolnie się uśmiechnęłam

- Widzisz, może dzisiejszy wieczór nie będzie taki zły? - zapytał,
a w zasadzie stwierdził pochwytując mój wzrok i jak schwytana w sieć
nie byłam w stanie wyrwać się z pułapki w jaką sama wpadłam

- Czego ty tak naprawdę chcesz? - kompletnie nie byłam w stanie tego
zrozumieć

- To proste... Ciebie - odpowiedział, a ja nie śmiałam zapytać o nic więcej

**Damon**

Stanąłem po drugiej stronie ogromnej sali balowej obserwując

wszystkich. Oczywiście jak zwykle w swoim działaniu byłem sam,
ponieważ reszta odpuściła sobie dopóki Klaus się nie pokaże.

Wypatrzyłem na parkiecie Stefana tańczącego z Eleną i najwidoczniej
dobrze spędzali czas zapominając, że nie jesteśmy tu dla zabawy.
Nie mogłem w to uwierzyć, że ona tak po prostu wszystko mu wybaczyła
i najwyraźniej teraz byli szczęśliwi. Patrząc na nich przypomniał mi się
jeden z moich ostatnich Bali Założycieli, kiedy obserwowałem Stefana
tańczącego z Katherine. Tak długo ją kochałem, byłem w stanie zrobić
dla niej wszystko, a ona jedynie wykorzystała mnie rujnując moje życie.
Postanowiłem dzisiaj do tego nie wracać, nie trzymać się czegoś
na co i tak nie miałem już żadnego wpływu.

background image

Ro

zd

zi

X

X

V

I:

Me

re

d

ith

Pi

e

rc

e

-

n

ie

o

p

is

an

a his

to

ri

a

b

y m

o

n

al

is

a0

0

308

Rozejrzałem się ponownie widząc Alarica tańczącego z dr Fell oraz Tylera
i Caroline. Cały czas starałem się mieć na oku tego wilkołaka na wszelki
wypadek, gdyby wszystko okazało się jedną wielką bajeczką, którą nam
wcisnął.

Dopiero teraz do moich uszu dobiegł znajomy głos. Zacząłem

rozglądać się próbując rozszyfrować skąd pochodzi i wtedy zobaczyłem
Meredith tańczącą z Klausem. Ubrana w długą złoto brązową suknię
z prawymi piórami wyglądała przepięknie. Swoje włosy z kolorze
płynnego złota upięte miała w luźny kok na czubku głowy, a tylko kilka
niesfornych zakręconych pasemek opadało na jej alabastrową skórę.

Starałem się podsłuchać o czym rozmawiali, a wtedy on nią okręcił i
uśmiechnęła się do niego, by po chwili odwrócić wzrok. Zbyt dobrze
znałem jej zachowanie i to jej spuszczanie wzroku co jeszcze bardziej mnie
wkurzyło. Denerwował mnie sam fakt, że w tak łatwy sposób dawała się
na wszystko nabrać. Spojrzałem ponownie na nią, a wtedy i ona na mnie
popatrzyła smutnym wzrokiem, który po chwili odwróciła jakby się czegoś
przestraszyła. Ruszyłem z miejsca stając paręnaście kroków od sąsiedniej
ściany wychodząc z poza pola jej widzenia. Dziewczyna ponownie
nieśmiało spojrzała w kierunku, w którym mnie ostatnio widziała
niewiedząca, że obserwuję ją z ukrycia.

Muzyka dobiegła końca, a pary zaczęły schodzić z parkietu. Odwróciłem
się do wszystkich tyłem i ponownie starałem się przysłuchać toczącej się
rozmowie.

**Meredith**

- Sama widzisz, nie było tak źle, ale to oczywiste, gdy ma się tak idealną
partnerkę do tańca - powiedział Klaus, a ja się uśmiechnęłam kiwając
z niedowierzeniem głową

background image

Ro

zd

zi

X

X

V

I:

Me

re

d

ith

Pi

e

rc

e

-

n

ie

o

p

is

an

a his

to

ri

a

b

y m

o

n

al

is

a0

0

308

- Masz rację przeżyłam, a to chyba dobry początek. Chętnie bym się
czegoś napiła - rzuciłam chcąc zostać przez chwilę sama

Odszedł ode mnie, a ja podeszłam do rzeczy leżących na długich blatach.
Wszystkie wydawały się takie znajome. Rozpoznałam zegarek będący
własnością Johnatana Gilberta, lusterko, które kiedyś trzymała w dłoniach
Honoria Fell czy koszyk na kwiaty należący do służącej Salvatorów.
Poczułam się dziwnie, tak bardzo chciałam, by czas zawrócił, bym choć
przez chwilę mogła poczuć się jak w domu. Dotknęłam szyby swoimi
palcami i wtedy usłyszałam kroki za mną.

- Co ty tu robisz? - od razu rozpoznałam do kogo należy ten głos

- To raczej ja powinnam się zapytać co ty tu robisz? Jak dobrze pamiętam
to nie lubisz tego rodzaju przyjęć, przecież są nudne - obróciłam się
w stronę Damona

- Bardzo zabawne, za to ty zapewne pomyślałaś, że znowu jest jak w bajce,
jak w 1864 roku, jak w domu - dodał od razu mnie rozszyfrowując - Jak na
kogoś kto przestał trzymać się przeszłości to bardzo dziwne, a dogryzanie
mi nie najlepiej ci wychodzi, a więc lepiej daruj sobie. W każdym razie
jeszcze żyjesz i chyba czas ogłosić to publicznie - odpowiedział
uśmiechając się złośliwie w moją stronę

- Uznam to za komplement. Wyglądasz jakbyś był rozczarowany tym,
że jeszcze żyję? - odparłam specjalnie odpowiednio akcentując dwa
ostatnie wyrazy

- Wiesz jak to się skończy? Pozwól, że dopisze zakończenie, a ty
wspomnisz moje słowa, kiedy wbije w ciebie ten nóż i zamknie w jednej
ze swoich trumien na wieki, a jeśli przypadkiem jakimś cudem uda ci się
uciec od tego psychopaty to przybiegniesz do mnie z płaczem i prośbą
o pomoc! - powiedział głośniej co zwróciło uwagę stojących przy nas osób

- Przestań traktować mnie jak małą dziewczynkę, bo już nią nie jestem.
Nie żyjemy w 1864 roku, więc nie musisz się mną zajmować - odparłam

background image

Ro

zd

zi

X

X

V

I:

Me

re

d

ith

Pi

e

rc

e

-

n

ie

o

p

is

an

a his

to

ri

a

b

y m

o

n

al

is

a0

0

308

- Masz rację jesteś teraz wampirem, więc zacznij zachowywać się jak
na wampira przystało - rzucił podchodząc bliżej mnie

- Dobrze wiesz, że nigdy nie chciałam właśnie taka być i właśnie, dlatego
nie chcę pozbyć się tego co czuję. Jeśli bym to zrobiła to straciłbym
wszystko w co wierzę i co kocham pomimo tego, że każdego dnia mam
dość - odpowiedziałam mu pospiesznie

Kątem oka widziałam, że Burmistrz Lockwood podchodziła do
okolicznych par zachęcając do kolejnych tańców, ale po pewnym czasie
nie wiedzieć skąd znalazła się przy nas.

- Moi drodzy mam nadzieję, że przy kolejnym walcu zobaczę was na
parkiecie, chyba nawet muzyka zaczyna grać? - zapytała uprzejmie się
uśmiechając i starając opanować sytuację

- Może później - odparłam chcąc odejść

- Czemu nie teraz? później może nie być czasu. Obiecałem w końcu
panience taniec, a więc czy mogę prosić? - wyciągnął swoją dłoń prosząc
mnie bym poszła z nim na parkiet

Zdziwiona tym, że użył dokładnie tych samych słów, kiedy poprosił mnie
o taniec na przyjęciu swojego ojca zgodziłam się bezwiednie podając mu
swoją dłoń, a po chwili znaleźliśmy się na parkiecie.

- To jednak dziwne, że zdecydowałaś się tu przyjść i to na dodatek z nim! -
rzucił po pewnym czasie

- Jesteś zły dlatego, że przyszłam tu z nim? - zapytałam zdziwiona

- Nie, denerwuje mnie fakt, że nie zwracasz uwagi jakie grozi ci
niebezpieczeństwo i jeszcze do tego ta rozmowa - powiedział wkurzony
przez co mocniej ścisnął moją dłoń

- Tak to jest jak się podsłuchuje cudze rozmowy - odparłam, ale
zignorował moją wypowiedź

- Oczywiście, że chce ciebie skoro robisz za niekończące się źródło
świeżej krwi - rzucił ostrzej, choć miałam wrażenie, że coraz więcej osób

background image

Ro

zd

zi

X

X

V

I:

Me

re

d

ith

Pi

e

rc

e

-

n

ie

o

p

is

an

a his

to

ri

a

b

y m

o

n

al

is

a0

0

308

zwróciło uwagę na nasze zachowanie - Przynajmniej mogłabyś udawać,
że nie sprawia ci to przyjemności, a kupujesz wszystko co ci powie. Może
i nie może wpływać na to co robisz, ale wykorzystuje twoje emocje - dodał
po chwili i nie mogąc na mnie spojrzeć popatrzył w dal, a ja zamilkłam

W tym czasie usłyszałam toczącą się rozmowę pomiędzy Stefanem
i Caroline.

- Jesteś pewien, że klucze na pierwszym piętrze są bezpieczne? - zapytała
dziewczyna

- Oczywiście, nikt ich tam nie znajdzie - odpowiedział uspokajając ją

- No proszę bardzo i do tego jeszcze podsłuchujesz?! - przyłapał mnie
Damon najwidoczniej również przysłuchując się tej rozmowie - Jak
możesz nie widzieć konsekwencji tego co chcesz zrobić?.

- Konsekwencji? Wybacz, ale nie będzie mnie uczył uczciwości ktoś kto
sam nie ma żadnych pohamowań jeśli chodzi o konsekwencje swoich
własnych czynów - rzuciłam, choć był to już drugi raz, kiedy
powiedziałam coś tylko dlatego, że nie umiałam się powstrzymać

- Czy ty jeszcze wiesz czego chcesz? - zadał kolejne pytanie, na które sama
nie wiedziałam co mam odpowiedzieć

- Ja już sama nie wiem czego chcę - kiedy odpowiedziałam zauważyłam,
że wydawał się tym jednocześnie zdziwiony, a z drugiej strony przerażony
- Raz mnie do siebie przyciągasz, a później odtrącasz dając bardzo
dokładnie do zrozumienia, że nie chcesz mieć ze mną nic wspólnego,
a ja już tak dłużej nie mogę - poczułam jak moje oczy wypełniły się łzami

- Dobrze wiesz, że nie miałem innego wyjścia i ty też dobrze o tym
wiedziałaś - powiedział już znacznie spokojniej

- Może i tak, ale to nie o to chodzi, ponieważ cokolwiek się będzie działo
ty zawsze wybierzesz ją, ponieważ ją kochasz. Nieważne co ja zrobię i jak
bardzo będę się starała walczyć, dlatego że to nie zmieni tego co do niej
czujesz. Pytasz się mnie czego chcę, ale czy ty wiesz czego chcesz? -

background image

Ro

zd

zi

X

X

V

I:

Me

re

d

ith

Pi

e

rc

e

-

n

ie

o

p

is

an

a his

to

ri

a

b

y m

o

n

al

is

a0

0

308

zapytałam spoglądając na niego, ale najwidoczniej trafiłam w samo sedno,
gdyż nawet nie śmiał się odezwać

**Damon**

Miała rację, że byłem rozdarty pomiędzy tym co czułem do Eleny,

a tym, że ona ponownie pojawiała się w moim życiu z jakiejś strony
przewracając je do góry nogami, ale czułem, że właśnie teraz wracało
na odpowiedni tor. Przez chwile żadne z nas nie śmiało się odezwać,
ale ja miałem już dość tej ciszy.

- Pięknie wyglądasz, chyba powinienem ci to powiedzieć już dawno temu -
wtedy ponownie na mnie spojrzała zdziwiona tym co usłyszała - i jest
jeszcze jedna rzecz, której kiedyś nie zrobiłem - dodałem na końcu

- Co takiego? - zapytała wpatrzona we mnie swoimi błękitnymi oczami

Nie mogłem zrozumieć jak ona to robiła, kiedy tak się we mnie
wpatrywała cały świat przestawał po prostu istnieć. Nieważne było to ile
lat minęło i co tak naprawdę pomiędzy nami się wydarzyło zarówno tego
dobrego oraz złego i jak wielki bagaż swoich doświadczeń życiowych
ze sobą nosiliśmy ona była i będzie dla mnie najważniejsza.

- Pamiętasz ten dzień, kiedy byłaś u nas na przyjęciu i ze mną tańczyłaś? -
kiwnęła głową nie odzywając się - Chciałem coś wtedy zrobić i czekałem
na samą końcówkę muzyki, ale teraz nie mam takiego zamiaru -
powiedziałem i wtedy ją pocałowałem dotykając dłonią jej policzka,
a później lekko się odsunąłem, choć nasze usta dzieliły zaledwie kilka
centymetrów

- Wiesz, że wszyscy tego słuchają i nas obserwują? - zapytała wpatrując
się w mnie swoimi rozmarzonymi błękitnymi oczami

background image

Ro

zd

zi

X

X

V

I:

Me

re

d

ith

Pi

e

rc

e

-

n

ie

o

p

is

an

a his

to

ri

a

b

y m

o

n

al

is

a0

0

308

- Chyba pamiętasz, że nigdy mnie nie obchodziło to co myślą o moim
zachowaniu inni - uśmiechnęła się do mnie - Wiem jaka jesteś Meredith
i właśnie dlatego, że cię kocham, nie pozwolę ci nigdy zapomnieć o tym
co jest pomiędzy nami - powiedziałem, a wtedy to ona mnie pocałowała

Objąłem ją mocniej nie chcąc nawet pomyśleć, że ode mnie odejdzie,
ale mogłem mieć jedynie nadzieję, że to tylko na chwilę i kiedy zabijemy
Klausa ona ponownie do mnie wróci przywracając równowagę w moim
życiu i to już na zawsze.

- Muszę już iść - odparła smutno, ale ja nie chciałem jej puścić - Damon
proszę - dodała po cichu

- Meredith, spójrz na mnie - powiedziałem, a ona niepewnie raz jeszcze
popatrzyła w moim kierunku - Wszystko będzie ok. tylko pamiętaj,
po której jesteś stronie, bo inaczej... - sam się złapałem na tym co chciałem
powiedzieć

- Bo inaczej co? Zabijesz mnie? Naprawdę potrafiłbyś? - spuściła wzrok,
a później ponownie na mnie spojrzała - w takim razie będziesz musiał się
pospieszyć, bo inaczej ktoś może cię wyprzedzić - w tym momencie
odeszła pozostawiając mnie samego na parkiecie

Jak zwykle musiałem coś zrobić, żeby to wszytko spieprzyć i żebyśmy
znowu wrócili do punktu wyjścia. Na szczęście za niedługo to się skończy.

**Meredith**

Nie mogłam w to uwierzyć, że znowu to zrobił, ale zbyt dobrze

go znałam wiedząc, że chce mnie tylko chronić pomimo tego jak wiele
błędów popełniał. Nie chcąc teraz rozpamiętywać tej chwili od razu
ruszyłam po schodach kierując się na drugie piętro, by odnaleźć to po co
tu przyszłam.

background image

Ro

zd

zi

X

X

V

I:

Me

re

d

ith

Pi

e

rc

e

-

n

ie

o

p

is

an

a his

to

ri

a

b

y m

o

n

al

is

a0

0

308

Otworzyłam pierwszy pokój na jaki napotkałam i zobaczyłam, że na
stoliku leżały klucze. Zanim przekroczyłam próg rozejrzałam się jeszcze
na boki chcąc sprawdzić czy nikt mnie nie obserwuje, a następnie weszłam
do pokoju idąc w kierunku stolika. Wzięłam trzy klucze do ręki, po czym
usiadłam na kanapie. Damon miał rację byłam wampirem i powinnam
przestać kierować się emocjami, ale ja najwyraźniej jeszcze tego nie
potrafiłam.

Popatrzyłam na klucze trzymane w mojej dłoni. Każdy z nich miał inne
zakończenie co zwróciło moją uwagę. Nie miałam innego wyjścia, trumny
musiały zostać otwarte, czy tego chciałam czy nie.

Jedno było pewne odkąd przybyłam do Mystic Falls wszytko się zmieniło
i w tym momencie nie chodziło tu już tylko o moje życie.

**Damon**

Wkurzony podszedłem do stolika, na którym stały różne alkohole.

Chwyciłem za butelkę whisky, którą nalałem do niedużej szklaneczki,
a później jednym ruchem wypiłem całą zawartość.

- To niesamowite, że walczycie ze sobą bardziej zaciekle niż ja ze
Stefanem. Chyba powinieneś dać sobie spokój - rzucił Klaus, a ja dopiero
teraz zdałem sobie sprawę, że stoi niedaleko mnie

- Jeszcze ciebie tu brakowało - przewróciłem oczami - Swoje rady
zatrzymaj lepiej dla siebie - odwarknąłem nalewając kolejnego drinka

- Pozwól, że ci pomogę - z kpiącego tonu głosu zmienił na bardziej
poważy, podchodząc bliżej mnie - Po uwolnieniu mojej rodziny zamierzam
stąd wyjechać, w końcu nie będzie tu już niczego co mogłoby mnie
trzymać w takiej norze. Oczywiście zabieram Meredith ze sobą, żeby
była jasność - powiedział

background image

Ro

zd

zi

X

X

V

I:

Me

re

d

ith

Pi

e

rc

e

-

n

ie

o

p

is

an

a his

to

ri

a

b

y m

o

n

al

is

a0

0

308

- Akurat ona się zgodzi - rzuciłem - najwyraźniej nic o niej nie wiesz -
odparłem

- Wiem wystarczająco, a dzięki twojemu zachowaniu sama będzie chciała
stąd wyjechać. Najzabawniejsze jest w tym jednak to, że cokolwiek zrobisz
to i tak nie będzie miało najmniejszego znaczenia, bo ona i tak wróci ze
mną - rzucił pewny siebie

- To się jeszcze okaże! - wypaliłem wkurzony

Wypiłem kolejnego drinka do końca odstawiając pustą szklankę na stoliku.
Nie brakowała mi dzisiaj dużo do spowodowania jakiejś bójki i choć nie
miałem szansy z nim wygrać to przynajmniej raz mogłem mu przywalić.
Ruszyłem jednym krokiem w jego stronę, ale nie wiadomo skąd znalazł się
przy mnie Stefan.

- Damon zostaw go. Właśnie o to mu chodzi chce nas sprowokować -
powiedział przytrzymując mnie za ramiona - Chodźmy stąd - kiwnął
do mnie porozumiewawczo, a w tym czasie Tyler podszedł do Klausa
z informacją, gdzie znajdują się klucze

Klaus najwidoczniej przyjął to do wiadomości, ale na razie nie kwapił się,
aby ruszyć w stronę ostatniego pokoju na parterze. Mieliśmy również
szczęście, że nie usłyszał wcześniejszej rozmowy, która została stworzona
specjalnie dla Meredith o zmianie położenia poszukiwanych przedmiotów,
ani nie zainteresował się gdzie ona sama zniknęła. Od razu nie czekając
ruszyliśmy przygotować się na zabicie Klausa.

**Rebekah**

- To naprawdę dziwne, że zgodziłeś się ze mną przyjść - dalej drążyłam ten
temat nie mogąc uwierzyć w dobre chęci chłopaka

background image

Ro

zd

zi

X

X

V

I:

Me

re

d

ith

Pi

e

rc

e

-

n

ie

o

p

is

an

a his

to

ri

a

b

y m

o

n

al

is

a0

0

308

- Naprawdę musisz dzisiaj to roztrząsać? - zapytał

- Chyba tak dlatego, że każdy zadaje się ze mną tylko dlatego, że albo
czegoś potrzebuje od mojej rodziny, albo chce zabić mojego brata -
rzuciłam dalej tańcząc z Mattem na parkiecie

- To naprawdę smutne. Jesteś sympatyczna i bardzo ładna, a zastanawiając
się nad intencjami każdej z osób wszystko niszczysz - powiedział patrząc
na mnie

- Jakbyś żył tyle lat co ja to co innego byś powiedział - urwałam, a wtedy
muzyka dobiegła końca

- Daruj sobie Rebekah i może najpierw zastanów się czego chcesz! -
odszedł od mnie pozostawiając mnie samą na parkiecie

- Matt poczekaj! - krzyknęłam i ruszyłam za nim

**Meredith**

Wzięłam duży oddech powietrza starając się doprowadzić do

porządku. Wstałam z kanapy i ruszyłam w stronę wyjścia z pokoju,
kiedy na samym progu poczułam niewidoczną barierę uniemożliwiającą
mi wyjście. Przyłożyłam do niej jedną dłoń, ale ta niewidoczna siła nawet
nie miała zamiaru się ruszyć. Podbiegłam w wampirzym tempie do okna.
Otwarłam je na oścież próbując znaleźć inne rozwiązanie, żeby się stąd
wydostać, niestety sytuacja powtórzyła się jak z drzwiami.

Podeszłam na środek pokoju starając się znaleźć jakieś inne wyjście,
gdy na korytarzu zobaczyłam postać dziewczyny.

- Tatia? - zapytałam, kiedy dziewczyna w brązowo-czarnej sukni zbliżyła
się do progu dzielącego dwa pomieszczenia, ale pozostając po bezpiecznej
stronie

background image

Ro

zd

zi

X

X

V

I:

Me

re

d

ith

Pi

e

rc

e

-

n

ie

o

p

is

an

a his

to

ri

a

b

y m

o

n

al

is

a0

0

308

- Nie to ja Elena - odpowiedziała dziwnie zmieszana patrząc na mnie

- Musisz mi pomóc nie mogę stąd wyjść, nie wiem co się stało?! -
mówiłam coraz szybciej rozglądając się dookoła

- Nie możesz stąd wyjść, a przynajmniej jeszcze przez jakiś czas. Bonnie
rzuciła zaklęcie wiążące - w tym czasie czarownica stanęła po lewej stronie
dziewczyny

- Ale dlaczego?, czy nic was nie nauczyło to co się stało za pierwszym
razem? - zapytałam zdziwiona, że znowu wszystko zaczyna się od
początku

- Zabijemy Klausa, a ty będziesz bezpieczna, wszyscy będziemy -
powiedziała spokojniej

- Ciekawa jestem jak zamierzacie tego dokonać skoro mogę to zrobić tylko
ja, a do tego potrzebny jest wam sztylet?! - rzuciłam zaskoczona

- Mamy sztylet, a do tego zniosłam zaklęcie, które pozwalało zrobić
to tylko tobie. Dzisiaj wszystko się już skończy, nie będzie więcej
pobocznych ofiar - wtrąciła Bonnie

- Skąd macie ten sztylet? - zapytałam czując jak zaczyna dopadać mnie
przerażenie

- Od ciebie, ty go przyniosłaś, prawda? - zadała pytanie Elena widząc mój
niepokój

- A więc wróciła, ale jak to możliwe? - powiedziałam na głos, choć swoje
słowa kierowałam wyłącznie do siebie

Nie miałam pojęcia czy to, że Pierwsza Petrova ukazała mi się w śnie
było prawdą czy fikcją, ale skoro sztylet został przyniesiony do rezydencji
Salvatorów mogło oznaczać, że Tatia zaczęła wprowadzać swój plan
w życie.

background image

Ro

zd

zi

X

X

V

I:

Me

re

d

ith

Pi

e

rc

e

-

n

ie

o

p

is

an

a his

to

ri

a

b

y m

o

n

al

is

a0

0

308

**Damon**

Byliśmy już gotowi na to co za chwilę miało się stać. Wszyscy

stawili się w najdalej oddalonym pokoju w rezydencji Lockwoodów.
Alaric stanął na końcu pokoju na wprost do drzwi trzymając w ręku dwa
granaty z werbeną, Stefan po lewej stronie wejścia, a Tyler po prawej.
Chwyciłem mocno za rękojeść sztyletu chcąc być przygotowany na
zadanie ostatecznego ciosu. Zgasiliśmy światło i zostało nam tylko
czekanie, aż Klaus się wreszcie pokaże. Jeremy miał pilnować, by żaden
człowiek nie zbliżał się do nas.

Minęło z jakieś pięć minut, gdy ktoś nacisnął na klamkę drzwi
wejściowych i pospiesznie wszedł do środka. Drzwi się otworzyły
wpuszczając światło do pokoju i w tym czasie Alaric rzucił dwie butelki
z werbeną, które trafiły w Klausa, a Stefan wraz z Tylerem przygwoździli
go do ściany.

Rick podszedł do włącznika, a następnie zapalił światło.

- Jaka na kogoś kto jest krok przed nami tym razem miałeś pecha -
powiedziałem z uśmiechem widząc jak Klaus się szamocze nie mogąc
się wyrwać

To było proste, od razu miałem go zabić, ale lekko zmieniłem zdanie.

- Zapłacicie za to!. Będziecie patrzeć na to jak ginie każdy mieszkaniec
tego miasta, a na końcu zabiję was wszystkich! - znowu zaczął nam grozić

- Damon! - krzyknął Stefan przez zęby trzymając go z całej siły,
ale zignorowałem jego upomnienie mnie bym się pospieszył

- Przerażające, ale czy wyglądam jakbym się ciebie bał? - rzuciłem patrząc
na Klausa - Jakbyś zauważył to ty aktualnie masz kłopoty, a chcesz
wiedzieć dlaczego? Bo Meredith cię wystawiła - odparłem, a on zaczął się
dalej szamotać - Będzie mi miło patrzeć jak giniesz i to z moich rąk,

background image

Ro

zd

zi

X

X

V

I:

Me

re

d

ith

Pi

e

rc

e

-

n

ie

o

p

is

an

a his

to

ri

a

b

y m

o

n

al

is

a0

0

308

ale nie tak od razu, należy mi się w końcu odrobina zabawy w tym
wszystkim

Kiedy Klaus zobaczył sztylet w moim ręku zauważyłem jego zdziwioną
minę pytającą skąd go mam?.

- Jeżeli mnie zbijesz, to zginiesz razem ze mną - odwarknął

- Nie tym razem, ja też mam znajomą czarownicę, która trochę
pokombinowała - powiedziałem, a następnie wbiłem sztylet w jego ramię

Jedyną możliwością uśmiercania Pierwotnego wampira było wbicie
sztyletu w jego serce, ale jakoś wolałem rozkoszować się zadawanym
mu cierpieniem.

**Meredith**

- Eleno posłuchaj mnie, musicie mnie wypuścić! - rzuciłam czując w
swoim głosie jeszcze większą niemoc

- Nie mogę Meredith - odparła dziewczyna

- Dobrze wiesz, że cokolwiek robię to tylko po to, by was chronić -
powiedziałam spokojnie w jej kierunku

- Zabijając ludzi też? - odezwała się Bonnie przypominając mi o tym
co zrobiłam

- Musicie mi zaufać. Klaus nie może dzisiaj zginąć. Ona powróciła pragnąc
mojej śmierci, chce odzyskać to co straciła tysiące lat wcześniej! -
krzyknęłam

- Kto? Meredith co się dzieje? - zapytała Elena stając coraz bliżej progu
łączącego pokój z korytarzem, kiedy Bonnie chwyciła ją za ramię

background image

Ro

zd

zi

X

X

V

I:

Me

re

d

ith

Pi

e

rc

e

-

n

ie

o

p

is

an

a his

to

ri

a

b

y m

o

n

al

is

a0

0

308

- Nie może się dowiedzieć, że cokolwiek wam powiedziałam, ale jeżeli
Klaus zginie to ja też! - zważyłam zdziwienie na ich twarzach i wtedy
poczułam niesamowity ból na lewej ręce

Spojrzałam na swoje ramię, a spod rozciętej rękawiczki zaczęła płynąć
ciemnoczerwona krew. Nie minęła chwila, gdy poczułam kolejne
uderzenie przy swoim obojczyku, z niedużej rany wyłoniła się krew
cieknąc wprost na dekolt mojej sukni. Osunęłam się z bólu na kolana.
Zacisnęłam mocniej swoją lewą dłoń na kluczach, które cały czas
trzymałam.

- Eleno proszę cię - spojrzałam ponownie w jej stronę, a ona popatrzyła
na Bonnie i kiwnęła głową w jej stronę

- Jesteś tego pewna? Wiesz co się wtedy stanie? - zapytała czarownica

- Tak, ona jest z nim połączona jakimś zaklęciem tak ja kiedyś z Katherine.
Damon by mi tego nie darował i ja sama bym sobie z tym nie poradziła
jeśli ona zginie w ten sposób - rzuciła, a ja pochwyciłam w tym momencie
jej wzrok

- Nie uda mi się zdjąć czaru, który ich łączy. Źródło jakiejś potężnej mocy
mnie blokuje - powiedziała Bonnie zamykając oczy i podnosząc ręce
w moją stronę skupiając się na rzuconym zaklęciu

Wypowiedziała po chwili kilka słów po łacinie, a później dodała - Zaklęcie
zostało już zniesione, jesteś wolna

- Ostatni gabinet na parterze - odezwała się Elena

Ruszyłam w stronę wyjścia. Zbiegłam szybko po schodach w ludzkim
tempie nie chcąc zwrócić na siebie uwagi. Czułam jednak jak kilka osób
zainteresowało się, dlaczego z spod mojej dłoni, którą trzymałam na
obojczyku płynie krew, ale nie miałam teraz na to czasu. Przeciskając się
pomiędzy ludźmi kierowałam się w stronę ostatniego pokoju na parterze
okazałej rezydencji Lockwoodów.

Ciąg dalszy nastąpi…


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Meredith Pierce Nieopisana historia Rozdział VII
Meredith Pierce Nieopisana historia Rozdział III
Meredith Pierce Nieopisana historia Rozdział II
Meredith Pierce Nieopisana historia Rozdział XXX
Meredith Pierce Nieopisana historia Rozdział XV
Meredith Pierce Nieopisana historia Rozdział XIV
Meredith Pierce Nieopisana historia Rozdział XVIII
Meredith Pierce Nieopisana historia Rozdział XX
Meredith Pierce Nieopisana historia Rozdział IV
Meredith Pierce Nieopisana historia Rozdział V
Meredith Pierce Nieopisana historia Rozdział XXXI
Meredith Pierce Nieopisana historia Rozdział XIII
Meredith Pierce Nieopisana historia Rozdział XXXIV
Meredith Pierce Nieopisana historia Rozdział XXVII
Meredith Pierce Nieopisana historia Rozdział XXXIII
Meredith Pierce Nieopisana historia Rozdział XXXV
Meredith Pierce Nieopisana historia Rozdział IX
Meredith Pierce Nieopisana historia Rozdział XXVIII
Meredith Pierce Nieopisana historia Rozdział XXI

więcej podobnych podstron