Sara w Avonlea
Niepoprawny fantasta
Część I
GAIL HAMILTON, GRAHAME WOODS
Konkury
Część II HEATHER CONKIE
Niepoprawny fantasta
Sara w Ayonlea
Niepoprawny fantasta
Na podstawie serialu telewizyjnego opartego na wątkach powieści Lucy Maud Montgomery
Przełożyła Ewa Fiszer
Nasza Księgarnia
Tytuły oryginałów angielskich May the Best Man Win Dreamer of Dreams
© Polish edition by Wydawnictwo „Nasza Księgarnia", Warszawa 1997
May the Best Man Win Storybook written by Gail Hamilton © 1992 by HarperCollins
Publishers Ltd., Sullivan Films Distribution Inc., and Ruth Macdonald and David Macdonald
Teleplay written by Grahame Woods © 1990 by Sullivan Films Distribution Inc.
Dreamer of Dreams Storybook written by Heather Conkie. © 1992 by HarperCollins
Publishers Ltd., Sullivan Films Distribution Inc., and Ruth Macdonald and David Macdonald.
Teleplay written by Heather Conkie © 1990 by Sullivan Films Distribution Inc.
Published by arrangement with HarperCollins Publishers Ltd., Toronto. Based on the Sullivan
Films Production produced by Sullivan Films Inc. in association with the CBS and the Disney
Channel with the participation of Telefilm Canada adapted from Lucy Maud Montgomery's
novels. ROAD TO AVONLEA is the trade mark of Sullivan Films Inc.
Translation © 1996 by Ewa Fiszer © Cover illustration by Ulrike Heyne, Arena Verlag
GmbH Wiirzburg
Opracowanie typograficzne Zenon Porada
Część I
Konkury
Rozdział pierwszy
Przylądek Latarni oferuje fotografowi wszystko,
o czym mógłby zamarzyć: majestatyczne rude skały, wzburzone fale oceanu, a także - jak na
to wskazuje nazwa - latarnię morską. Jednakże nasz fotograf, Jasper Dale, nie zwracał uwagi
na te cuda i skierował obiektyw na dość rachityczny krzaczek nawłoci. Jego towarzyszka i
przyjaciółka, znana ostatnio jako dziennikarka, panna Oliwia King wpatrywała się tymczasem
w zbierające się nad ich głowami czarne chmury, z których lada chwila mógł lunąć deszcz.
- No i jak ci idzie? - spytała mając nadzieję, że Jasper zechce się pośpieszyć.
Widziała w tej chwili tylko jego długie nogi, resztę ciała okrywała czarna płachta.
- Nieźle... nieźle - brzmiała odpowiedź.
Spod płachty wysunęło się długie ramię i skierowało obiektyw jeszcze bardziej w dół. Jasper
był perfekcjonistą i długo cackał się z aparatem, nim wreszcie zrobił zdjęcie.
Oliwia wiedziała, że musi uzbroić się w cierpliwość, znów jednak niespokojnie zerknęła na
niebo. Rozległy się grzmoty. Podskoczyła. Zaczął rzę-
7
siście kropić deszcz. A Oliwia miała na głowie śliczny kapelusik. -Pada...
Rzeczywiście, deszcz chciał chyba pokazać, co potrafi, bo po chwili lało już jak z cebra.
Czarne sukno i spodnie Jaspera szybko przemokły, ale on był tak pochłonięty
fotografowaniem, że nawet tego nie zauważył. Zaczął się tylko zastanawiać, dlaczego barwne
gałązki nawłoci nagle poszarzały.
„Coś się stało ze światłem" - myślał patrząc w obiektyw i nie zwracając uwagi na pogodę.
Tymczasem Oliwia wierciła się niespokojnie, próbując zasłonić rękami drogocenny kapelusz.
- Jasperze! - zawołała w końcu. - Jestem już całkiem mokra.
Słysząc ten okrzyk rozpaczy, Jasper Dale wyłonił się spod czarnej płachty. Był potargany,
okrągłe okulary natychmiast zalał deszcz.
- Rzeczywiście, pada. Nic dziwnego, że nie mogłem nastawić obiektywu na odpowiednią
ostrość.
Chwycił aparat i statyw, zaczął biec. Sukno plątało mu się wokół nóg, każdy krok groził
upadkiem. Oliwia, która też biegła, nagle obejrzała się.
- Zapomniałeś o kliszach. - I mimo protestów Jaspera wróciła po kasetę z kliszami. Odkąd
Jasper zaczął towarzyszyć Oliwii w jej dziennikarskich wyprawach, panna King wiele się
dowiedziała o sztuce fotografii. Nie mogła pozwolić, by cenne klisze mokły na deszczu.
Jasper z przykrością patrzył na mokre plecy Oliwii. Chętnie by ją osłonił płachtą, ale cóż, nie
miał wolnej ręki.
8
- Prędzej, prędzej - ponaglał ją. Gdy go dogoniła, usiłował odebrać jej kasetę, świadom tego,
ż
e nawet najbardziej obładowany dżentelmen nie może dopuścić, by dama niosła taki ciężar.
- Pozwól... proszę...
Jasper nigdy nie był zbyt zręczny, a co dopiero teraz, kiedy potykał się o kępy wybujałej
mokrej trawy. Mało brakowało, a byłby się wywrócił.
- Nie, nie, świetnie sobie poradzę. - Oliwia wzięła kasetę w obie ręce i przyśpieszyła kroku.
Udało im się wreszcie dotrzeć do jedynego możliwego schronienia - chwiejnej szopy
przylegającej do starej stodoły na farmie, która znajdowała się tuż obok Przylądka Latarni.
Krzywe deski wyglądały tak, jakby przy pierwszym powiewie wiatru miały im się zwalić na
głowę, ale chwilowo chroniły od deszczu.
Jasper złożył swój ładunek na ziemi i zwrócił się ku Oliwii. Była tak zadyszana, że przeraził
się, iż może upaść, i chwycił ją wpół. Nigdy, nigdy nie ośmieliłby się tego zrobić w innych
okolicznościach.
Zanim lunął deszcz, Oliwia King i Jasper Dale zachowywali się jak para wesołych koleżków,
którzy wspólnie szukają wątłych złotych rózeg i kaskad dzikiego wina. Ale teraz, w tej
szopie, Jasper podtrzymując Oliwię doznał nagle olśnienia - stał nieruchomo i zapomniał
nawet, że człowiek powinien oddychać. Okulary zaszły mu parą, serce waliło jak młotem.
Serce Oliwii także zaczęło nagle tańczyć, a nie miało to nic wspólnego z niedawnym szybkim
bie-
giem. Doszła do wniosku, że miło jest znaleźć się w ramionach Jaspera, ale w tym samym
momencie Jasper uprzytomnił sobie, jak cudownie jest obejmować Oliwię, i odskoczył od
niej jak oparzony. śeby ukryć swoje zakłopotanie, zdjął okulary i zaczął je energicznie
przecierać wielką białą chustką, którą wyjął z kieszeni marynarki.
- Wwszystko jest zamazane - wymamrotał.
Teraz można było zobaczyć, jak żywo i z jaką dobrocią patrzą jego oczy. Wciąż jeszcze nie
przyszedł do siebie; potrącił statyw i aparatowi fotograficznemu groziła kąpiel w błocie.
Jasper był świetnym fotografem i miał duże zdolności manualne, ale w kontakcie z ludźmi
zupełnie tracił kontenans.
Do niedawna był całkowitym odludkiem, w Avonlea przezywano go Dziwakiem, dopiero
Sarze i Oliwii udało się jakoś nawiązać z nim kontakt i skłonić do tego, by zgodził się
pracować jako fotograf dla „Kroniki".
Włożył z powrotem okulary i zamrugał oczyma. Spojrzał na Oliwię, zobaczył zaróżowione
policzki, uśmiechnięte oczy, chmurę ciemnych włosów, na których błyszczały krople
deszczu. Znów podskoczyło mu serce.
- Może... mmoże zzechcesz ppozować mi któregoś dnia do portretu.
Biedny Jasper strasznie się jąkał i głównie z tego powodu stronił od ludzi. Tylko w obecności
osób, z którymi czuł się bezpiecznie, a do tych nielicznych należały Oliwia King i Sara
Stanley, mówił
10
prawie normalnie. Chyba że się czymś przejął. A w tej chwili był przejęty.
Spacery po polach z Oliwią King okazały się niebezpieczne - człowiek miał czas przyjrzeć się
jej ukradkiem, zobaczyć, jakie ma śliczne ręce, jak wesoło się śmieje, przekonać, jak łatwo się
z nią rozmawia. I zaczynał myśleć, że najmilej by było spędzić w jej towarzystwie całe życie.
Oliwia czuła jeszcze ciepły dotyk rąk Jaspera. Ona również uwielbiała ich wspólne
fotograficzne wyprawy. Jasper Dale wydawał się jej najinteligentniejszym mężczyzną,
jakiego kiedykolwiek spotkała. I bezgranicznie dobrym. Bardzo lubiła patrzyć, kiedy w
chwilach rozterki rozczesywał palcami włosy. No i świetnie bawiła się w jego towarzystwie.
Zawsze potrafił ją rozśmieszyć.
Oliwia uśmiechnęła się i opuściła oczy.
- Ależ, Jasperze, nie będziesz przecież marnował kliszy dla mnie... Musimy robić zdjęcia dla
naszego tygodnika. Szukamy nowinek, szukamy czegoś ważnego.
- Cco? Jjak to? - Jasper znów zaczął się jąkać, próbując znaleźć w myślach jakiś
przekonywający argument. - Ty jjesteś bardzo ważna.
Nie musiał na szczęście wdawać się w dalsze wyjaśnienia, bo nagle rozległ się tupot kopyt i
rżenie koni. Przed szopą pojawił się zwalisty mężczyzna, z kwaśną miną prowadząc parę koni
w uprzęży. Na głowie miał pomięty kapelusz; wcisnął go głęboko na oczy, rzucając w ten
sposób wyzwanie całemu światu. Gdy zobaczył w szopie Oliwię i Jaspera, wściekł się.
11
- Hej, wy tam! Wleźliście do mojej szopy!
- Mmy... ramy...
- ...chcieliśmy się schronić przed deszczem. -Oliwia skończyła zdanie za Jaspera, który w
obecności rozjuszonych farmerów jąkał się jeszcze bardziej.
Farmer uznał to za słabą wymówkę. On nie zwracał uwagi na takie drobiazgi jak burza i
takiego samego zachowania oczekiwał od każdego, kto miał odrobinę rozsądku.
- Już nie pada! - skwitował krótko. Najwyraźniej nie należał do ludzi gościnnych.
Istotnie, przestało padać - tylko że Oliwia i Jasper wcale tego nie zauważyli.
Farmer już zbierał się do odejścia, gdy nagle zobaczył aparat fotograficzny i trójnóg, które
leżały u stóp Jaspera przysłonięte niedbale czarnym suknem.
- A po coście tu w ogóle przyleźli? - spytał oskarżycielskim tonem.
Jasper dumnie podniósł czarną płachtę.
- Jak pan widzi, jest to aparat fotograficzny.
- Piszę artykuł do „Kroniki" o jesieni - dorzuciła z dumą Oliwia.
- O, nie! - wrzasnął mężczyzna. - śadnych fotografii! Fotografie przynoszą nieszczęście.
Zjeżdżajcie stąd! Ale już!
Widać było, że wściekły farmer wcale nie żartuje. Oliwia i Jasper szybko zabrali rzeczy i
poszli w kierunku dwukółki Jaspera, która stała pod pobliskim drzewem.
Nie zauważyli, że ktoś ich obserwuje. Kiedy far-
12
mer ze swymi końmi oddalił się nieco, zza grubego pnia drzewa wysunął się ośmioletni może
chłopiec. Cały czas przyglądał się temu, co działo się w szopie. Zaciekawiony, poszedł za
Oliwią i Jasperem, a towarzyszył mu olbrzymi czarny nowofundland-czyk. Chłopiec
przyglądał się, jak nieznajomi pakują rzeczy do dwukółki.
- Och, Jasperze, jesteś jeszcze bardziej mokry niż ja - powiedziała Oliwia i chciała strząsnąć
krople wody z klap marynarki Jaspera. Raptem usłyszała z tyłu wesoły chłopięcy głosik.
- Cześć!
Opuściła rękę i oboje odwrócili się.
- Cześć - odpowiedziała Oliwia, uśmiechając się na widok przekrzywionej na bakier czapki
chłopca i śladów konfitur na policzkach. Ubranie dziecka było podarte, widać chłopiec nie
miał w domu nikogo, kto mógłby je pocerować.
Pies uznał, że jemu też należy się odrobina uwagi. Wcisnął łeb między chłopca a Oliwię.
Wysunął różowy jęzor, żeby pokazać, że się uśmiecha, i zażądał, by go przedstawić.
- Ty należysz do niego, czy on do ciebie? - spytała chłopca Oliwia schylając się, by pogłaskać
przyjaznego potwora.
- To Rufus - poinformował Oliwię chłopiec. -A ja nazywam się Edzio Armstrong.
Rozmawiali państwo z moim ojcem, prawda?
- Czarujący człowiek - odezwał się ironicznie Jasper.
- Ten pan to Jasper Dale, a ja nazywam się Oliwia King - powiedziała uprzejmie Oliwia.
13
Jasper doszedł do wniosku, że chłopiec nie wdał się w zgorzkniałego ojca, i nachylił się
przyjaźnie. Zresztą naprawdę lubił dzieci, o ile oczywiście nie należały do gatunku sprytnych
kpiarzy.
- Jak się masz? - powiedział ściskając dłoń chłopca.
Edzio w drugiej ręce trzymał naleśnik z konfiturami.
- Mój tata jest bardzo dobry. - Edzio nie chciał, żeby Oliwia i Jasper odnieśli fałszywe
wrażenie. -Tylko teraz, po śmierci mamy, często się złości.
Ugryzł naleśnik i podał go Oliwii.
- Chce pani? Tata robi pyszne naleśniki.
A więc Jakub Armstrong dbał o syna; Oliwia od razu poczuła do niego sympatię.
- Bardzo ci dziękuję. - Wiedziała, że jeśli nie chce zranić chłopca, nie może odrzucić jego
daru. - Strasznie mi przykro z powodu śmierci twojej mamy. Siostra mówiła mi, że pół roku
temu przestałeś chodzić do szkoły. - Hetty King była nauczycielką i zawsze martwiła się,
kiedy któryś z młodszych uczniów przestawał się uczyć.
Edzio ponuro skinął głową.
- Tata mi nie pozwala. On czyta mnóstwo książek i mówi, że sam mnie będzie uczył. Ale
teraz nie ma czasu, cały dzień pracuje na naszej farmie i na farmie Jabeza Sloana.
Usmarowany konfiturami Edzio uśmiechał się tak czarująco i tak bardzo pragnął się podobać,
ż
e zachwycona Oliwia zwróciła się do Jaspera:
- Jasperze, może byś mu zrobił zdjęcie? Ale Jasper już ustawiał statyw.
14
Oliwia roześmiała się głośno, zadowolona, że Jasper potrafi czytać w jej myślach.
Jasper zajął się aparatem, a Oliwia wyjęła chusteczkę, chcąc wytrzeć buzię dziecka. Jasper
chwycił ją za ramię.
- Nie! On ma wyglądać tak, jak wygląda. Musimy zrobić zdjęcie prawdziwego Edzia.
Kiedy Jasper robił to, co lubi, poruszał się szybko i sprawnie. W tej chwili czuł natchnienie i
nie upłynęło parę sekund, a już narzucił na głowę czarną płachtę i przytknął oko do
obiektywu.
- Uśmiechaj się! - nakazał Edziowi, wymachując ręką niczym dyrygent przed orkiestrą. I
Edzio posłusznie uśmiechnął się od ucha do ucha. Tak uśmiechają się tylko dzieci.
Rozdział drugi
Różany Dworek był położony blisko Awonlea. Oliwia King mieszkała tam z siostrą Hetty i
siostrzenicą Sarą Stanley, dziewczynką pełną fantazji i werwy.
Oliwia zbiegła po schodach i przejrzała się w wiszącym w sieni lustrze, by upewnić się, że
dobrze przypięła kapelusz. Spojrzała na frontowe drzwi i weszła do kuchni, gdzie Hetty
wkładała do słoików powidła.
- Nie mogę zostać, Hetty! - zawołała Oliwia. („Zbyt radośnie" - pomyślała jej siostra). - Zaraz
przyjedzie po mnie Jasper.
Hetty była starszą siostrą Oliwii, dlatego uważa-
15
ła się za jej opiekunkę i wtrącała we wszystkie jej sprawy. Nie była zachwycona wypowiedzią
siostry; zagryzła wargi.
- Czy to wypada, Oliwio, żebyś tyle czasu spędzała w towarzystwie Jaspera Dale'a?
Hetty była już panią w sile wieku i teraz bardziej niż kiedyś przywiązywała wagę do tego, co
wypada, a co nie. I jako że nigdy nie uległa pochlebstwom żadnego dżentelmena i nie wyszła
za mąż, uważała się za najwyższy autorytet w sprawach męsko-damskich.
W przeciwieństwie do stanowczej Hetty, Oliwia była z natury łagodna i uległa, unikała
wszelkich sprzeczek i zwykle podporządkowywała się siostrze. Rzadko wpadała w gniew,
toteż Hetty bardzo się zdziwiła, gdy usłyszała jej odpowiedź.
- Hetty, z Jasperem Dale'em łączą mnie wyłącznie sprawy zawodowe. - Głos Oliwii drżał ze
zdenerwowania. - Jest świetnym fotografem. A ja potrzebuję zdjęć do moich artykułów.
Hetty włożyła do słoika powidła i aż prychnęła.
- Być może, że jego zdjęcia na coś się przydają... Bo on sam... To jego dziwaczne
zachowanie... Święty straciłby cierpliwość...
Hetty była kobietą czynu i nie znosiła ludzi, którzy wahają się i zapominają języka w gębie.
Jasper na sam dźwięk imienia Hetty dostawał drgawek.
Pewnie zaczęłaby się kłótnia, ale w tym momencie ze schodów zbiegła Sara i zmierzała
właśnie do frontowych drzwi. Myślała, że uda jej się wymknąć z domu, ale w ostatniej chwili
zobaczyła ją Hetty.
16
- Saro!
Wyglądało na to, że i drugi członek rodziny ma zamiar okazać brak subordynacji. Hetty
odłożyła łyżkę i wyszła do sieni, by zatrzymać winowajczynię.
- Można wiedzieć, dokąd się wybierasz?
- Idę do Felicji. Będziemy dekorować stodołę na kościelny piknik - odpowiedziała grzecznie
Sara, pewna swych racji. - Czeka na mnie.
I dobrze znając swą ciotkę, wybiegła z domu, nim Hetty zdążyła ją zatrzymać i kazać całe
popołudnie mieszać powidła. Dużo przyjemniej będzie w stodole z Felicją. Felicja już
wszystko przygotowała i oczekiwała od Sary artystycznej inspiracji. Stodoła ma wyglądać
odświętnie i naprawdę przepięknie.
Sara spotkała przed Różanym Dworkiem Jaspera Dale'a, który właśnie wysiadał z dwukółki.
- Dzień dobry, Saro... I do widzenia.
Z rozbawieniem przyglądał się, jak dziewczynka znika za furtką. Sara była jego najbliższą
przyjaciółką w Avonlea i gdziekolwiek ją spotkał, lubił sobie z nią pogadać... Przecież gdyby
nie namówiła go na pokaz latarni magicznej, pewnie do dziś ukrywałby się w swoim
fotograficznym atelier i prowadził żywot odludka. No i nigdy nie ośmieliłby się rozmawiać z
panną Oliwią King. Tak, bardzo się to dla niego dobrze złożyło, że Sara Stanley umiała się z
każdym zaprzyjaźnić.
Hetty z obrzydzeniem spojrzała przez okno na Jaspera Dale'a.
2 — Niepoprawny fantasia
17
- Pewnie jak zwykle cuchnie od niego tymi chemikaliami.
Kiedy Hetty poczuła do kogoś niechęć, okazywała to, atakując niemiłosiernie. W tym
przypadku było to złą taktyką, bo Oliwia, broniąc swego przyjaciela, zaczynała go coraz
bardziej lubić. Zmarszczyła brwi.
- Hetty King - odcięła się - powinnaś bardziej po chrześcijańsku odnosić się do swoich
bliźnich.
Hetty złapała się za głowę. Usłyszeć z ust łagodnej Oliwii taką reprymendę! Zaczęła
podejrzewać, że sytuacja wygląda jeszcze poważniej, niż przypuszczała.
- No, no - powiedziała dramatycznym tonem -czyżby...
Ale Oliwia zatrzasnęła już za sobą drzwi, i to tak mocno, że na stole podskoczyła waza.
Zbiegła po stopniach ganku i wsiadła z impetem do dwukółki. Jasper aż się cofnął;
dotychczas pogodna Oliwia witała go zawsze uśmiechem.
- Coś się stało? - zapytał. Oliwia westchnęła.
- Hetty znów miała atak „kingowatości". Stara się popsuć każdą moją przyjaźń.
Jasper zrozumiał, w czym rzecz, i pokiwał z rezygnacją głową.
- Cóż, takie już są siostry. - Przybrał mądrą minę. - Często się zdarza, że dwie siostry
chwilami się nienawidzą, choć naprawdę się kochają.
Zabawnie było słyszeć z ust Jaspera takie słowa. Przecież on nie miał sióstr! Oliwia
gwałtownie potrząsnęła głową.
18
- Hetty dopiero wtedy by się uspokoiła, gdyby zrobiła ze mnie odludka.
Oliwia nie ściszyła głosu i te słowa usłyszała stojąca w drzwiach Hetty.
- Dużo bym dała, żeby przestała się wtrącać w moje sprawy! - dorzuciła gniewnie Oliwia i
dwukółka odjechała.
Hetty patrzyła za nimi ze złością; mocno waliło jej serce. Czyżby Oliwię naprawdę zauroczył
ten dziwak? Poczuła się bezradna. Było to bardzo przykre uczucie. Po chwili jednak Hetty
wyprostowała się i jeszcze mocniej zacisnęła wargi. Musi się dobrze zastanowić.
Pomaszerowała do kuchni i wyładowała wściekłość na śliwkach.
Sara całą drogę biegła. Wreszcie znalazła się na farmie Kingów, gdzie wielka, kryta
spadzistym dachem stodoła czekała, by zamienić się w salon.
Sara, która wychowała się w mieście, była zachwycona myślą o przyjęciu w stodole. Co za
wspaniałe miejsce, by popijać poncz i tańczyć, nie troszcząc się o to, czy nie uszkodzi się
jakiegoś mebla. Pomogła swemu kuzynowi, Felkowi Kingowi, wnieść do stodoły kartony z
talerzami i szklankami. Czekała tam na nich ciotka Jana, zastanawiając się, jak rozstawić
stoły. Jedenastoletni Felek był patentowanym leniem, postawił więc szybko swój karton u
stóp matki i ciężko westchnął.
-Mamo, dlaczego te pikniki muszą zawsze urządzać Kingowie?
19
f
Jana tylko się roześmiała; wiedziała, że za parę godzin Felek będzie się radośnie opychał
czekoladowym ciastem i zręcznie przemykał wśród tancerzy, goniąc kolegów.
- Nie wygłupiaj się, Felku - napomniała go Sara. - Świetnie wiesz, że cieszysz się na piknik,
tak jak my wszyscy.
Nim matka zdążyła posłać Felka po następny karton, usłyszeli turkot dwukółki. Zobaczyli
Oliwię i Jaspera Dale'a. Jasper Dale popędzał konia, a Oliwia, zapomniawszy już o swoim
wzburzeniu, podtrzymywała kapelusz i radośnie się śmiała, zachwycona szybką jazdą.
Zobaczyła przed stodołą rodzinę i pomachała jej ręką.
Jana i dzieci odmachały. Sara była zachwycona widząc, że ciotka Oliwia i Jasper coraz
bardziej się sobą interesują. Nie wszyscy jednak doceniali zalety Jaspera Dale'a. Ciotka Jana
pokręciła ze zdziwieniem głową.
- Zupełnie nie wiem, co Oliwia widzi w tym człowieku.
Sara, która znała go lepiej niż ktokolwiek w Avonlea, nie wyłączając Oliwii, uśmiechnęła się
tajemniczo.
- On jest dżentelmenem - powiedziała - dżentelmenem w najgłębszym znaczeniu tego słowa.
Na Janie nie zrobiło to wrażenia. Uważała, że mężczyzna powinien być męski i
przedsiębiorczy.
- Wolałabym, żeby koło Oliwii kręcił się ktoś, kto ma w sobie więcej życia. Zresztą ten Jasper
Dale zostanie na pewno starym kawalerem.
20
- Jeśli chcecie wiedzieć, co myślę... - zaczął Felek.
- Nie chcemy - przerwała mu stanowczo Sara i weszła do stodoły.
- Ciocia Oliwia i Jasper są za starzy, żeby się pobrać - ciągnął Felek, zwracając się do matki. -
Oni chyba nie są dużo młodsi niż wy - ty, mamo, i ojciec - dodał. Po czym poszedł za Sarą do
stodoły, nie bacząc na protesty matki. To prawda, miała już trójkę dużych dzieci, ale to nie
powód, by ktoś uważał ją za staruszkę.
Rozdział trzeci
Mieszkańcy Avonlea uwielbiali dobrą zabawę. Późnym popołudniem zaczęły się zjeżdżać
kabriolety i dwukółki, w stodole rozbrzmiewała skoczna muzyka i spragnieni tancerze
popijali wyborny poncz Jany King.
Hetty i Sara, wystrojone specjalnie na tę okazję, weszły bocznymi drzwiami, niosąc półmiski
z przygotowanymi przez siebie przysmakami. Ta muzyka, ta ogólna wesołość... Było
cudownie. Hetty z przyjemnością rozejrzała się po stodole, stawiając na stole swój półmisek.
- Owszem, Saro, ładnieście to urządziły - pochwaliła siostrzenicę. - Ta stodoła nigdy jeszcze
nie wyglądała tak odświętnie.
Rzeczywiście, Sara i jej kuzyni przeszli samych siebie, dekorując wnętrze stodoły. Między
belkami stropu wisiały sznury chorągiewek, wszędzie stały
21
kolorowe jesienne kwiaty, ładnie ułożone w dzbanach do wody.
- Od tygodnia całe Avonlea mówi tylko o tym pikniku - informowała ciotkę podekscytowana
Sara. - Podobno wybierają się tu mieszkańcy Mark-dale, a także goście z hotelu „Białe
Piaski".
- Coś podobnego! - zachwyciła się Hetty. „Białe Piaski" był to bardzo elegancki hotel, do
którego zjeżdżali bogacze z całej wyspy, by „zaczerpnąć powietrza". I ci ludzie mają zamiar
się tu wybrać -było to prawdziwe wydarzenie.
Hetty i Sara przystanęły koło dzbana z kolorowymi gałązkami klonu i obserwowały tancerzy.
Z drugiej strony stodoły stało kilka miejscowych kumoszek; dzieliły się jakimiś wyjątkowo
smacznymi nowinkami.
- śebym tak zdrowa była - zaszczebiotała pani Spencer i na jej kapeluszu zakołysały się
wszystkie sztuczne kwiaty. - On się tu podobno wybiera przez pamięć na dawne czasy.
- Kto? - zapytała z ciekawością pani Lawson. Pani Lawson całe dni spędzała w swoim
sklepie, ale jakoś nie miała talentu do zapamiętywania plotek.
- Z początku nie byłam pewna, czy to naprawdę on - kontynuowała pani Spencer. - Postarzał
się i...
- No, pewnie. Wszyscyśmy się postarzeli - wtrąciła się pani Inglis i aż zatrzęsły jej się
podbródki.
- ... ale Bessie Middleton dziś po południu zobaczyła jego nazwisko w rejestrze gości.
- Czyje nazwisko? - nie mogła się doczekać pani Biggins.
22
- Edwina Clarka - triumfalnie oznajmiła pani Spencer, tak głośno, że usłyszała to stojąca
daleko Hetty. Podnosiła właśnie do ust kawałek placka ze śliwkami i omal go nie upuściła.
- Naszego Edwina Clarka? - powtórzyła pani Inglis wytrzeszczając oczy.
- Tak! Tak!
Pani Spencer rada była, że jej słowa wywarły takie wrażenie. Pani Lawson zmarszczyła brwi,
usiłując przypomnieć sobie, skąd zna to nazwisko.
- Tego Edwina Clarka, który...
- Tak, tego, który uciekł z Alteą Gillis, kiedy Hetty King postarała się o to, by zerwała z nim
Oliwia - dokończyła za nią pani Inglis, rada, że może powtórzyć coś, o czym kiedyś mówiło
całe Avonlea.
- A tymczasem biedna Oliwia jest na najlepszej drodze, by zostać starą panną - westchnęła
pani Spencer podnosząc oczy.
Sara przyglądała się uważnie kruchym ciasteczkom, próbując dokonać wyboru, i dopiero
ostatnie słowa pani Spencer wzbudziły jej zainteresowanie. Podniosła głowę i z
niedowierzaniem spojrzała na ciotkę. Kumoszki zachichotały i Sara już otworzyła usta, żeby
zadać pytanie, uprzedziła ją jednak Hetty. Wiedziała, że ciekawość Sary nie ma granic;
dałoby się nią obdzielić kilkoro dzieci.
- Saro, bądź tak dobra i przynieś mi szklankę cydru.
Sarze bardzo nie chciało się odchodzić, ale cóż -z ciotką Hetty nie było żartów. Jednakże,
zamiast pobiec od razu po napój, zbliżyła się z drugiej stro-
23
ny do grupki kumoszek, niespokojnie spoglądając na ciotkę.
- I pomyśleć, że upłynęło już dziesięć lat - zauważyła pani Inglis i ugryzła kawałek piernika.
Pani Spencer energicznie skinęła głową, ale zaraz dorzuciła:
- Co najmniej dziesięć... Ale wyobraźcie sobie, że Edwin Clark jest już wdowcem - wieczny
odpoczynek daj, Panie, duszy biednej Altei, w dodatku bardzo bogatym wdowcem.
Edwin Clark został bogatym człowiekiem! Dobrze, że Sara nie mogła teraz zobaczyć wyrazu
twarzy swojej ciotki.
- Jak się Hetty dowie, to pożałuje - ucieszyła się pani Biggins, która wiele razy ucierpiała od
ostrego języczka panny King.
Kumoszki głośno zachichotały, a Hetty wpadła w panikę. Lada moment któraś z tych bab się
odwróci i ją zobaczy. Ale w tej właśnie chwili w drzwiach pojawiła się Oliwia i Hetty
wybiegła jej naprzeciw.
- Oliwio, gdzieś ty się podziewała?
Oliwia uśmiechnęła się. Miała podejrzanie zaróżowione policzki, zamglone oczy i potargane
wiatrem włosy.
- Och, wieczór był taki piękny, że zatrzymaliśmy się, by posłuchać żab.
- śab? - spytała chrapliwie Hetty; zabrzmiało to trochę jak żabi rechot.
Za Oliwią wszedł do stodoły Jasper i Hetty uświadomiła sobie, z kim Oliwia siedziała nad
stawem. Jasper z okazji pikniku włożył najlepszy
24
garnitur z kamizelką i starannie zawiązał krawat. Hetty nie miała ochoty na rozmowę z tym
intruzem.
- Zastanawiam się, co się stało z Sarą. Miała mi przynieść szklaneczkę cydru - powiedziała w
przestrzeń.
Dżentelmenowi nie wolno było dopuścić, żeby w jego obecności dama uskarżała się na
pragnienie. A zresztą Jasper chciał zniknąć z oczu Hetty nie mniej, niż ona pragnęła się go
pozbyć. Skorzystał więc z okazji i zwrócił się do Oliwii.
- Oliwio, nie nnapiłabyś się pponczu?
- Bardzo chętnie - odpowiedziała szybko Oliwia, bojąc się, że biednemu Jasperowi zapłacze
się język.
Jasper chciał jak najprędzej wypełnić swoją misję. Gdy ruszył, kurczowo przyciskając do
piersi kapelusz, omal nie przewrócił Hetty. W ostatniej chwili przypomniał sobie, że znajduje
się w towarzystwie d w ó c h dam.
- Panno King, mmoże ppani ttakże przyniosę ttego ccc...
- Cydru? - spytała Hetty nie będąc pewna, jakiego to słowa nie może wykrztusić Jasper.
- ... o którym zzapomniała Sara.
Jasper zaczął przeciskać się przez tłum w kierunku beczułki z cydrem, a Hetty przyglądała się
temu z całkowitą dezaprobatą.
- Straszny z niego niezgrabiasz.
Te słowa podziałały na Oliwię jak czerwona płachta na byka. Spojrzała groźnie na siostrę i
ruszyła za Jasperem.
25
- Oliwio, zaczekaj. Oliwio... - Hetty bezskutecznie próbowała zatrzymać siostrę. Oliwa nie
zamierzała zrezygnować z towarzystwa Jaspera. Posunęła się tak daleko, że wzięła go pod
ramię.
- Jasperze, zatańczymy? - zaproponowała, chcąc pokazać Hetty, co myśli o jej grubiaństwie.
O uczuciach Jaspera do Oliwii świadczył najlepiej fakt, że zdecydował się przyjść na tę
zabawę. Jeszcze rok temu nie dałby się tu zaciągnąć dzikim koniom. Ale nie przypuszczał, że
będzie musiał tańczyć. I aż krzyknął, gdy Oliwia wybiegła z nim na środek stodoły.
- Tańczymy! Tańczymy! - wołała i śmiały jej się oczy.
Dawniej Jasper uciekłby po prostu i ukrył się w domu. Teraz wszystko uległo zmianie. Jeśli
Oliwia życzy sobie, by zatańczył - zatańczy, choćby miał wyzionąć ducha.
Znaleźli się w tanecznym kręgu. Jasper, potykając się o własne nogi, przetańczył po parę
kroków z kolejnymi partnerkami, wreszcie chwycił w ramiona Oliwię i zawirowało mu serce.
Gotów był cały rok tańczyć, byleby mieć przy sobie Oliwię.
Z drugiej strony stodoły, za zastawionym przysmakami stołem, uchyliły się drzwi i ukazała
się w nich buzia dziecka. Był to Edzio Armstrong; nie potrafił się oprzeć dźwiękom muzyki i
wesołej wrzawie. Zobaczył Felka, który nakładał sobie ciasta.
- Felku - szepnął. I widząc, że Felek nie słyszy,
26
pochłonięty trudnym problemem wyboru, powtórzył głośniej: - Felku!
Felek odwrócił się i rozjaśniła mu się twarz.
- O, Edzio!
I zaprosił go gestem do stołu; obaj z równym zachwytem wpatrywali się teraz w placki, torty i
sto gatunków ciasteczek.
- Tata obdarłby mnie ze skóry, gdyby wiedział, że tu przyszedłem - wyznał Edzio i dorzucił: -
Miałem sprzątać podwórze, ale pomyślałem sobie, że muszę was zobaczyć.
Edzio od wielu miesięcy nie chodził już do szkoły. Brakowało mu kolegów, i to tak bardzo, iż
nie zawahał się odbyć samotnej wyprawy przez pustkowie i wbrew woli ojca przyjść na
piknik. Przeszedł kawał drogi, nic więc dziwnego, że zgłodniał. Felek zobaczył, jakim
wzrokiem Edzio patrzy na ciasta, i natychmiast podsunął koledze swój ko-piasty talerz.
- Bierz!
- Dzięki.
Edzio chwycił łup i czekał, aż Felek nałoży sobie górę smakołyków. Potem obaj wyszli ze
stodoły; pod drzwiami oczekiwał Rufus.
- I wy macie zamiar to wszystko zjeść? - zapytała Sara, która cały czas podążała za nimi.
- Spróbujemy - odpowiedzieli chórem chłopcy. Felek stanął na wysokości zadania i
przedstawił
kuzynce swego przyjaciela.
- Saro, pamiętasz Edzia Armstronga?
- Cześć, Edziu - Sara uśmiechnęła się i poklepa-
27
ła Rufusa. Rufus wlepił ślepia w ciasto, ale grzecznie czekał, aż zostanie poczęstowany.
- Ten twój pies jest bardzo przyjacielski - powiedziała Sara.
- On wszystkich lubi! - zawołał Edzio z takim przekonaniem, jakby mówił o samym sobie.
Zresztą pewnie Rufus też miał dosyć przesiadywania na odległej farmie w towarzystwie
pogrążonego w rozpaczy mężczyzny.
- Kiedy, Edziu, wrócisz wreszcie do szkoły? -zapytała Sara. Podzielała poglądy ciotki.
Wykształcenie było ważne.
Edzio smętnie westchnął.
- Nigdy. Mój tata mówi, że w szkole rządzi banda hipokrytów, no i potrzebuje mnie na
farmie. -Edziowi nie przyszło na myśl, że jedną z tych hi-pokrytek jest ciotka Sary.
Sara nie zdążyła nic powiedzieć, bo uwagę dzieci przykuł nowy, błyszczący kabriolet.
Siedzący w nim mężczyzna miał na głowie cylinder i narzuconą na ramiona modną pelerynę.
- Kto to? - spytał Feliks z pełnymi ustami, bo właśnie wpakował do nich kawał tortu.
- Pewnie jeden z tych wakacjuszy z „Białych Piasków". - Sarę bardziej interesował Edzio i
Rufus niż przystojny nieznajomy z zarozumiałą miną.
Mężczyzna wysiadł z kabrioletu. Niechętnie spojrzał na konia. Co z nim zrobić? Przywiązać
go do płotu? A jeśli się urwie? Nieznajomy rozejrzał się i zobaczył dzieci. Przyszło mu
natychmiast na myśl, że dzieci chętnie popracują za parę groszy.
28
- Hej, chłopcy! - zawołał. - Może byście się zajęli moim koniem? Jeśli go oczyścicie i
pospacerujecie z nim trochę po podwórzu, dam wam dziesiątaka.
Całego dziesiątaka! Edzio aż podskoczył. Była to dla niego olbrzymia suma, cały dzień
harował za darmo.
- Tak jest, proszę pana. Zajmę się nim. Mężczyzna rzucił chłopcu lejce i z chytrym
uśmieszkiem wszedł do stodoły.
Rozdział czwarty
Przybysz wpadł prosto na grupkę kumoszek, które nadal plotkowały. Wpatrzyły się w niego z
niezdrowym zainteresowaniem; było to wręcz niegrzeczne.
- Coś takiego! - wyszeptała pani Lawson. - Edwin Clark!
A zatem ów buńczuczny nieznajomy jest właśnie tym owdowiałym, bogatym Edwinem -
kawalerem do wzięcia.
Rzeczywiście Edwin Clark przybył na piknik z miną księcia z bajki, który po dziesięciu latach
podbojów wraca triumfalnie do rodzinnego miasteczka.
Podniecone kobiety otoczyły go ciasnym kręgiem, zachwycały się wspaniałym gatunkiem
materiału, z którego był uszyty jego garnitur, gładko wygolonymi policzkami i cerą dobrze
odżywionego człowieka.
29
- O, pani Lawson! - wykrzyknął Edwin, uścisnął jej dłoń i uśmiechnął się czarująco.
Pani Biggins nie wytrzymała i odtrąciła przyjaciółki.
- Miło mi pana widzieć, panie Clark - zaćwier-kała, zmuszając gościa, by uścisnął także jej
dłoń. Pani Biggins była właścicielką skromnego pensjonatu w Avonlea i każdy, kto mógł
sobie pozwolić na hotel „Białe Piaski", wzbudzał jej podziw i zainteresowanie.
- Jakże się cieszę, pani Biggins - odpowiedział Edwin udowadniając, że ma wspaniałą
pamięć.
- Witamy w Avonlea - zaczęła pani Lawson, zamierzając wygłosić dłuższe powitalne
przemówienie.
Prawdę mówiąc, Edwina nie interesowała ani pani Lawson, ani pani Biggins. Zobaczył ponad
ich głowami Hetty King. W jego oczach zabłysł złośliwy ogienek.
- Dziękuję. Wybaczą panie jednak... - I odszedł nawet się nie oglądając.
Zważywszy, że Hetty zrobiła w swoim czasie wszystko, co mogła, by Oliwia zerwała z
Edwinem, można by sądzić, iż Edwin ma do panny King słuszną pretensję. Podszedł do niej
od tyłu; wyglądało to tak, jakby podchodził dzikiego zwierza. W ostatniej chwili okrążył ją,
by znaleźć się z nią twarz w twarz.
- Dobry wieczór, panno King - powiedział przeciągając każde słowo i szerokim gestem zdjął
cylinder. Ten gest mówił: „Spójrz no tylko, jaki
30
jestem bogaty! Co, nie żałujesz, że przed laty odprawiłaś mnie z kwitkiem?"
Jeśli Edwin sądził, że zaskoczy Hetty, to grubo się mylił. Oczekiwała go. W dodatku miała
czas zastanowić się nad tym, co udało jej się podsłuchać. Zatem Edwin, bogaty Edwin jest
znów do wzięcia. Niechętnie spojrzała na tańczącego z Oliwią Jaspera i uśmiechnęła się do
przybysza.
- O, pan Clark. Miło jest zobaczyć, jak syn naszego Avonlea wraca na wyspę, odniósłszy tyle
sukcesów. Co pana do nas sprowadza?
- Sprzedałem posiadłość mojej matki - oznajmił Edwin zaskoczony ciepłym przyjęciem. - No
i z tego powodu mam jeszcze parę spraw do załatwienia, nie mówiąc o tym, że chcę zobaczyć
dawnych przyjaciół.
Hetty dobrze wiedziała, jakich to „dawnych przyjaciół", a może raczej „dawną przyjaciółkę"
ma Edwin na myśli, ale teraz bardzo jej to odpowiadało. Wskazała na tancerzy.
- Jestem pewna, że Oliwia bardzo się ucieszy! Czy wie pan, że ona do dziś pilnuje swego
wianka? - I bojąc się, że Edwin gotów jej nie zrozumieć, dorzuciła: - Chcę powiedzieć, że nie
wyszła za mąż.
Edwin uznał to za aprobatę i zachętę do działania. Mocno zdziwiony stał chwilę nieruchomo,
a w głowie kłębiły mu się myśli. I tak miał o sobie jak najlepszą opinię; teraz urósł jeszcze we
własnych oczach. Szeroko się uśmiechnął, obserwując wirującą Oliwię.
31
- Miło mi to usłyszeć. Pani wybaczy, panno King.
Stanął możliwie najbliżej tancerzy. Spostrzegł, że Oliwia jest wciąż jeszcze młoda, wciąż
ładna i ślicznie się śmieje. Właśnie w tej chwili zaśmiewała się rozmawiając z Jasperem
Dale'em. Edwin nawet nie spojrzał na Jaspera. Postanowił zatańczyć i zręcznie chwycił pod
ramię najbliższego tancerza, odprowadził go trzy kroki w tył i zajął jego miejsce.
- Kto to jest? - spytała Sara podchodząc do ciotki Hetty. Zaobserwowała, że ciotka nie
spuszcza przybysza z oczu, i zaczęła coś podejrzewać. A dostatecznie już poznała swoją
starszą ciotkę, aby domyślić się, iż zaczyna ona coś knuć.
Hetty także dobrze już poznała Sarę i wiedziała, że jest niezwykle dociekliwą dziewczynką. I
wcale nie chciała, by Sara odgadła jej zamiary.
- Nie znasz go, dziecko - oświadczyła Hetty i dorzuciła po namyśle. - Obiecaj mi, Saro, że
kiedy przyjdzie kolej na ciebie, nie będziesz się zakochiwała w byle kim. Każda miłość
wygaśnie, jeżeli mężczyzna nie będzie mógł zapewnić swej małżonce odpowiedniej pozycji
społecznej.
Oliwia i Jasper tańczyli jakiś szkocki taniec. Jasper co chwila okręcał wokół siebie inną
partnerkę, i choć poddał się atmosferze zabawy, wciąż bał się przewrócić. Oliwia znajdowała
się obecnie na drugim końcu stodoły, wykonała taneczny obrót i znalazła się twarzą w twarz z
Edwinem Clarkiem. Oboje przystanęli.
32
- Edwin... - Oliwia wyglądała tak, jakby nagle zobaczyła ducha.
- Oliwio, chyba cię nie przeraziłem - umizgiwał się Edwin. - Przyszedłem tu w nadziei, że cię
zobaczę.
Stojące pod ścianą kumoszki odgrywały rolę greckiego chóru. Zafascynowane, wyciągnęły
szyje. Oto na ich oczach spotkała się para rozdzielonych okrutnie kochanków.
- Dlaczego on stoi jak kołek? - zamrugała oczyma pani Lawson.
- A niby co miałby robić? - pani Inglis brakowało wyobraźni.
- Nie wiem. Ale na przykład mógłby ją pocałować.
I poruszone patrzyły, jak Edwin uprowadza Oliwię.
Na drugim końcu tanecznego kręgu Jasper zobaczył nagle, że zabrakło dla niego partnerki. I
dostrzegł z daleka Oliwię wpatrzoną w twarz pięknego Edwina. O mało nie upadł na stertę
siana. Wycofał się z koła tancerzy i stanął pokornie pod ścianą.
- Wybacz mi śmiałość - poprosił Edwin wcale zresztą nie zawstydzony, że tak
bezceremonialnie wyprowadził Oliwię z koła tancerzy. - Ale jesteś tak piękna, jak zawsze...
Proszę cię, umów się ze mną, dobrze?
Oliwia nie mogła skupić myśli, wciąż nie mogła uwierzyć, że stoi przed nią prawdziwy
Edwin Clark.
- Dobrze? - powtórzył błagalnym głosem Edwin.
- Nie - powiedziała odruchowo Oliwia.
3 — Niepoprawny fantasia
33
- Jak to?
- To znaczy... nie, sama nie wiem. - Oliwia nie potrafiła znaleźć powodu, dla którego nie
miałaby się umówić z Edwinem. - Cóż, dobrze... kiedy chciałbyś się ze mną zobaczyć?
- Jutro po południu?
- Zgoda - powiedziała niepewnym tonem Oliwia. - Będę na ciebie czekać. A teraz wybacz
mi...
Oliwia poszukała schronienia u boku Hetty. Hetty z satysfakcją przyglądała się tej scenie. No,
może się już nie martwić Jasperem Dale'em.
- Niezbadane są Ścieżki Pańskie, Oliwio. Widzę teraz, że myliłam się co do Edwina Clarka. -
Hetty była zachwycona własnym przyznaniem się do winy. - Nie powinnam była was
rozdzielać. Okazuje się, że to porządny człowiek, człowiek sukcesu. Więc nie zachowaj się
jak niemądra uczennica.
Takt nie był mocną stroną Hetty. Oliwia zmarszczyła brwi.
- Hetty...
A Hetty niby to pokornie podniosła ręce.
- Dobrze, Oliwio, nie będę się już wtrącać do twoich spraw. Zależy mi tylko na tym, żebyś
była szczęśliwa. A szczęście da ci jedynie odpowiedni mężczyzna. Na pewno nie Jasper Dale.
Edwin przyszedł na piknik tylko po to, by spotkać się z Oliwią, no i przy okazji olśnić całe
Avon-lea, teraz więc szybko opuścił stodołę.
Zapadł już zmierzch, jednakże Edzio Armstrong z daleka zobaczył Edwina i szybko zaczął
zaprzęgać
34
konia do kabrioletu. Nie oczekiwał jeszcze Edwina i zajadał wraz z Felkiem ciasto.
- Co? Jeszcze nie jesteś gotowy? - zdenerował się mężczyzna.
- Oprowadzałem go, proszę pana. Już bym go dawno zaprzągł, gdybym wiedział, że pan tak
szybko wróci.
Edwin wskoczył do kabrioletu i chwycił lejce. Edzio skończywszy zaprzęgać chwilę
wyczekiwał, a potem spytał:
- A co z moim dziesiątakiem, proszę pana?
- O żadnym dziesiątaku nie ma mowy.
- Przecież mi pan obiecał.
- Nie nabierzesz mnie. Zejdź mi z drogi. Zawiedziony Edzio nie ustępował. Bądź co bądź
ciężko się napracował.
- Pan obiecał - powtórzył.
Edwina rozśmieszyła ta łatwowierność, zaciął konia batem i odjechał. O mały włos byłby
przewrócił chłopca.
Od chwili gdy Oliwia zamieniła ze swym dawnym ukochanym tych w końcu tylko parę słów
-w jej życiu zaczęło się nagle mnóstwo dziać. Zaraz następnego dnia rano wszyscy sąsiedzi
mogli zobaczyć, jak posłaniec ze sklepu pedałuje na rowerze, zdążając do Różanego Dworku.
Jego głowy nie było widać zza trzymanego w ramionach długiego, białego pakietu.
Rozdział pi
35
- Już idę! - zawołała Hetty usłyszawszy stukanie do drzwi. Zastanawiała się, kto mógł
pojawić się o tak wczesnej porze.
- Kwiaty dla panny King - oznajmił chłopak, gdy otworzyły się drzwi.
Zdziwiona Hetty wzięła pakunek i poczuła zapach jakichś egzotycznych kwiatów.
- Dziękuję. Bardzo ci dziękuję.
Chłopiec, ucieszony, że pozbył się tego niewygodnego bagażu, dotknął dwoma palcami
czapki, wskoczył na rower i odjechał.
Zaciekawiona Hetty rozwinęła papier i gdy Oliwia zbiegła ze schodów, zobaczyła, że jej
siostra studiuje załączoną do kwiatów wizytówkę.
- Kto ci je przysłał? - zawołała Oliwia, przyglądając się różom.
- Te kwiaty są dla ciebie - poinformowała ją Hetty, wciąż przyglądając się z zachwytem
wizytówce...
- Są przepiękne! Ale skąd Jasperowi przyszło to do głowy?
„Jasperowi, akurat!" - pomyślała Hetty.
- „Najserdeczniejsze pozdrowienia przesyła Twój oddany wielbiciel, Edwin" - przeczytała
głośno i wręczyła wizytówkę siostrze.
Oliwia przeczytała ją dwukrotnie i wzruszyła się. Cała sień wypełniła się wonią róż.
- Hetty, nikt mi jeszcze nie przysłał tak pięknych kwiatów. I to aż z Charlottetown! Hetty,
widzisz?
Hetty uznała, że sprawy układają się lepiej, niż
36
mogła oczekiwać. I zgodnie z zasadą: „kuj żelazo, póki gorące", ruszyła do ataku.
- Te róże musiały kosztować niezły grosz. Na twoim miejscu zaraz bym mu podziękowała.
Napisz kartkę i Piotrek zawiezie ją do „Białych Piasków". Tak. Napisz do pana Edwina
Clarka. Tout de suitę.
- Saro, choć obejrzeć kwiaty! - zawołała Oliwia. - Muszę je natychmiast włożyć do wody.
Dziewczynka dość powoli i z dość niepewną miną zeszła ze schodów. Od dawna marzyła o
romansie ciotki Oliwii z Jasperem Dale'em. A w dodatku na pikniku bardzo jej się nie
spodobał Edwin Clark. Widziała, jak władczo wyprowadził Oliwię z tanecznego kręgu. A
teraz te kwiaty. Sarę dobiegły z saloniku słowa ciotki Hetty.
- Klara Pots mówiła mi, że Edwin Clark postanowił przedłużyć pobyt w Avonlea - w głosie
Hetty brzmiała niekłamana satysfakcja.
Oliwia zaniosła swoje trofeum do kuchni, znalazła wazon, napełniła go wodą i zaczęła
układać kwiaty. Towarzyszyła jej Sara z posępną miną.
- Umówił się ze mną dziś po południu - zwierzyła się jej Oliwia i zarumieniła się. Trzeba
przyznać, że ekstrawagancki podarunek Edwina zrobił na niej duże wrażenie. - Mimo że
upłynęło już tyle lat, chyba wciąż mu na mnie trochę zależy. Cóż -jego żona umarła, świeć
Panie nad jej duszą...
Nie da się ukryć - przyjemnie było stać się celem zalotów dawnego wielbiciela. Zauważyła to
Sara i zaczęła się obawiać, że ciotka Oliwia gotowa wmówić sobie, iż jej dawne uczucia nie
wygasły.
37
- Gdyby Edwin Clark naprawdę ciocię kochał, toby się tak szybko nie pocieszył i nie uciekł z
inną dziewczyną. Jedno jest pewne - Jasper Dale nie zniknąłby, choćby ciotka Hetty nie wiem
co powiedziała.
Przecież ciotka Hetty stale robiła Jasperowi afronty, a on wszystko wytrzymywał. Ten
argument powinien przekonać ciocię Oliwię.
Do kuchni wkroczyła majestatycznie Hetty. Napisała do ofiarodawcy kwiatów liścik.
- Jestem pewna, że Edwin Clark doceni piękny charakter pisma. Ty gotowa jesteś coś
nabazgrać i może to zrobić złe wrażenie.
- Hetty, umiem kaligrafować równie dobrze, jak ty - zaprotestowała Oliwia.
- Hm... - mruknęła Hetty i szybko zmieniła temat. Zwróciła się do Sary. - Widziałam, jak
wczoraj wieczorem rozmawiałaś z Edziem Armstron-giem.
- Felek mówi, że od śmierci matki Edzia ojciec chłopca nie rozmawia z nikim z Avonlea.
Sara przezornie nie wspomniała, co pan Armstrong myśli o „hipokrytach" rządzących szkołą.
Właściwie wydawało się to zbyteczne, bo Hetty i tak była najgorszego zdania o grubiańskim
farmerze.
- To bardzo nieodpowiedzialny człowiek. Uważa, że potrafi uczyć syna lepiej niż zawodowy
nauczyciel.
- W zeszłym tygodniu zastał Jaspera i mnie w swojej szopie i był bardzo nieuprzejmy.
Hetty otworzyła szeroko usta. Jęknęła.
38
- Zastał cię w szopie z Jasperem Dale'em?! Dobrze jeszcze, że to on, a nie na przykład Klara
Potts. Cała wieś uznałaby cię za ladacznicę!
Klara Potts była zawołaną plotkarką, ale trudno byłoby ją spotkać podczas burzy koło
Przylądka Latarni. Sara, zirytowana uwagami ciotki, obróciła się na pięcie i wyszła. śadna z
ciotek nie zwróciła na to uwagi! Mierzyły się właśnie groźnym wzrokiem.
- Powiadam ci, Oliwio, że te twoje fotograficzne wyprawy źle się skończą.
Sara wybiegła z Różanego Dworku i ruszyła prosto do swego przyjaciela, Jaspera Dale'a. Ze
słów ciotek wywnioskowała, że czas zacząć działać.
Spotkała go na drodze, jechał swoją dwukółką; miał smętną minę. Chętnie wysiadł, by
pogawędzić z Sarą. Zaczęli omawiać wydarzenia poprzedniego dnia.
- Panie Jasperze, musi pan zrobić coś, co nią wstrząśnie - oświadczyła z przekonaniem Sara. -
Nie może się pan usunąć w cień tylko dlatego, że do Avonlea wrócił Edwin Clark.
Jasper z rozpaczą pokręcił głową. Widział, jak Oliwia zarumieniła się, rozmawiając z
odzianym w piękne szatki Edwinem.
- Nie... On jest kimś. I jest bogaty... Czy nie zzauważyłaś, jjak on się wwyróżniał wśród
innych mmężczyzn? Nno i jeśli Oliwia kiedyś go kochała, to nie powinienem chyba stawać na
jej drodze.
Nawet romantycznej Sarze ta szlachetna skłonność do samopoświęcania wydała się
przesadna,
39
zresztą dziewczynka uznała, że piękne słówka mają tylko ukryć brak wiary w siebie Jaspera
Dale'a. Zbyt długo był odludkiem i teraz nie umiał wyobrazić sobie, że ktoś może go uważać
za atrakcyjnego mężczyznę. Nie, Sara nie mogła dopuścić, aby Jasper z góry dał za wygraną.
- Ale ciocia Oliwia tylko w pana towarzystwie się naprawdę śmieje. Nie zauważył pan tego?
O tak, Jasper dobrze pamiętał dźwięczny śmiech Oliwii. Postanowił zebrać się na odwagę.
- Dobrze, dobrze, Saro. Zrobię, jak mi radzisz. Do widzenia. - I Jasper wsiadł do dwukółki
pełen najlepszych postanowień. Sara uśmiechnęła się zachęcająco.
- Niech pan pamięta: zawsze zwycięża lepszy! - zawołała. Naiwna, pełna wzniosłych ideałów
Sara naprawdę tak uważała, ale bardziej doświadczony przez los Jasper pokręcił z
powątpiewaniem głową.
- Tego nie byłbym taki pewny - odpowiedział. I aż ciarki mu przeszły po plecach na myśl o
tym, co go w najbliższym czasie czeka.
Jasper odjechał, a Sara stała chwilę nieruchomo. Nawiedziły ją wątpliwości - czy aby
Jasperowi uda się jednak zwyciężyć?
Przez cały dzień Jasper rozmyślał, co powinien zrobić, i znów zaczął się wahać. Zamknął się
w swoim fotograficznym atelier, jednakże nawet to nie pomogło mu się zmobilizować.
- Mam zrobić coś, co nią wstrząśnie - mamrotał
40
pod nosem, porządkując stare klisze. - Łatwo powiedzieć. Ale jak tego dokonać?
Jasperowi brakowało w tym względzie doświadczenia, ale z książek wiedział, że zakochany
bohater często zdobywa swą bogdankę dzięki poezji. Czasem wystarczyło zadeklamować
parę linijek i wybrance miękło serce.
Jasper pomyślał, że on także ucieknie się do poezji. W dodatku wiersza można się nauczyć na
pamięć, nie będzie musiał szukać gorączkowo odpowiednich słów. Otworzył starą książeczkę
oprawioną w porysowaną skórę i zaczął ją kartkować, aż natrafił na wiersz, który mógłby
powstać na cześć Oliwii.
- Jjest ttaka ppp...
Umilkł i zaczerpnął powietrza, by przestać się jąkać. Wyobraził sobie twarz Oliwii.
- Jest taka piękna jak noc, Gdy niebo gwiazdami lśni; W jej oczach ciemność drży I jasność...
Tym razem Jasper nie jąkał się, zapomniał o sobie i wymawiał każde słowo tak, jakby płynęło
prosto z jego serca.
Siedział oparłszy głowę na ręce, widział Oliwię wśród gwiazd i marzył. Marzył, że ją
zdobędzie.
Następnego dnia rano Jasper pojechał do Różanego Dworku tak wcześnie, jak tylko śmiał.
Przywiózł z sobą aparat i trójnóg, bo Oliwia prosiła go, by sfotografował kwitnący blisko
domu krzak. Kiedy przeleźłi przez płot i ustawili aparat, Jasper
41
1
1
głęboko odetchnął i zaczął recytować. Niestety, w obecności Oliwii stracił pewność siebie i
jąkał się wręcz beznadziejnie.
- „W jjej ooczach cciemność drży i jjasność". Oliwia nie miała pojęcia, że to, co słyszy, jest
wyznaniem miłosnym, i nachyliła się nad żółtymi kwiatami. Kiedy Jasper umilkł, spojrzała na
niego ze zdziwieniem, a on szybko zrobił zdjęcie.
- O, ten wiersz świetnie pasuje do tych kwiatów. - I widząc skierowany na siebie obiektyw,
zmarszczyła brwi. - Mam nadzieję, że to nie mnie sfotografowałeś!
Owszem, Jasper sfotografował ją; prędko wyjął z aparatu kliszę i schował do kasety, tak
jakby się bał, że Oliwia na tej nie wywołanej jeszcze kliszy rozpozna siebie... i gotowa się
domyślić, iż on zamierza się w tę fotografię wpatrywać przez resztę życia.
- A może obniżyłbyś statyw i zrobił zdjęcie tych właśnie kwiatów? - Oliwia wciąż myślała o
swoim artykule dla „Kroniki".
Tymczasem zdesperowany Jasper, który jednak liczył na poemat, zupełnie stracił głowę. Co
ma zrobić, co powiedzieć? Zaschło mu w ustach, ręce trzęsły się, wrósł w ziemię.
Co gorsza, Oliwia nawet tego nie zauważyła. Zabrała się do ustawiania aparatu, a on cofnął
się, potknął o kępę trawy i upadł na kwiaty, pociągając za sobą Oliwię. Dziewczyna widząc
jego wystraszoną minę wybuchnęła głośnym śmiechem.
- Prz-przepraszam... prz-przepraszam... sstrasz-ny ze mnie nniezgrabiasz...
42
Oliwia była tak blisko... A jednocześnie była taka daleka. Jasper stracił resztki odwagi. Udało
mu się wstać.
- Zzapomniałęm, że zzostawiłem kliszę w utrwalaczu. Zzaraz wwrócę...
Podbiegł do płotu, znów się przewrócił, ale i tak w sekundę znalazł się w dwukółce.
- Zzaraz wwracam.
Zaskoczona Oliwia bezradnie patrzyła na ucieczkę Jaspera, który najwidoczniej postanowił
szukać schronienia we własnym domu.
Rozdział szósty
Sara z ganku Różanego Dworku zobaczyła, jak otumaniony Jasper znika z łąki i biedna
Oliwia zostaje sama z dosyć niemądrą miną. Sara zmartwiła się, przestała wierzyć, że
Jasperowi uda się „wstrząsnąć" Oliwią. Nie wątpiła w uczucia Jaspera, ale bała się, co
nastąpi, jeśli zostawi on wolne pole przedsiębiorczemu Edwinowi Clarkowi.
Pobiegła na farmę Kingów, by podzielić się swoim zmartwieniem z Felkiem. Usiedli na furtce
i zaczęli się na niej huśtać.
- Musimy przeszkodzić Edwinowi Clarkowi. Nie wolno nam pozwolić, by znów wkradł się w
uczucia cioci Oliwii - oświadczyła Sara.
Felek zupełnie się z nią zgadzał. Nie zapomniał, jak podle Clark zachował się na pikniku.
43
- Jasne. Wiesz, że on oszukał Edzia? Historia obiecanego dziesiątaka była dla Sary
jeszcze jednym dowodem, że Edwin mimo swego układnego zachowania jest nikczemnikiem.
Nie, nie może dopuścić, by ciocia Oliwia spotykała się z takim człowiekiem.
- Edwin Clark nie jest dla niej odpowiednim towarzystwem. Musimy coś zrobić, żeby
popchnąć Jaspera do działania. Pomożesz mi? - spojrzała błagalnie na Felka. Ostatecznie
Oliwia była także jego ciotką.
- O, tak. Chciałbym się dobrać do skóry temu panu Clarkowi.
Należało ułożyć plan działania. Ale jak to już odkrył Jasper, nie było to takie łatwe, zwłaszcza
gdy chciało się szybko osiągnąć rezultaty. Nawet wyobraźnia Sary tym razem zawiodła.
- Gdybyż tak udało nam się zdobyć receptę na miłość - westchnęła w końcu Sara, marszcząc z
namysłem brwi.
Felek zeskoczył z furtki i szeroko się uśmiechnął.
- Mam pomysł! Chodź.
Kiedy Felek powiedział Sarze, co wymyślił, uznała, że będzie to bardzo trudne, a nawet
niebezpieczne zadanie; należało jednak spróbować.
Najszybciej jak mogli, pobiegli w stronę lasu i ruszyli dziką, krętą ścieżką. Wkrótce znaleźli
się przed koślawą chatką, wokół której walały się najdziwniejsze, głównie połamane
przedmioty.
Tą ścieżką mało kto z Avonlea ośmielał się cho-
44
dzić. W chatce miała swe „legowisko" Peg Bowen, powszechnie znana jako Czarownica
Avonlea.
Trudno było określić jej wiek, poruszała się zawsze szybko, a zachowywała
niekonwencjonalnie. Dawno temu zerwała ze społeczeństwem, robiła, co chciała, mówiła
wszystko, co jej przyszło do głowy, nie liczyła się z nikim i z niczym. Toteż szacowni
obywatele spoglądali na nią ze zgrozą, a większość dzieci była przekonana, że jeśli jej się
narażą, zamieni je w koty lub wiewiórki.
Sara i Felek też dawniej bali się Peg; ponoć znała mnóstwo zaklęć, wciąż warzyła jakieś
magiczne napoje, pojawiała się nagle w najbardziej nieoczekiwanych miejscach, a jeśli ktoś
jej się nie spodobał, lżyła go i przeklinała. Ale potem jeden z tych czarodziejskich napoi
pomógł dwojgu bardzo chorym dzieciom i odtąd tak Sara, jak Felek uważali Peg Bowen za
przyjaciółkę.
Teraz Peg siedziała przed swą chatką, nuciła coś pod nosem i mieszała patykiem w dymiącym
ż
elaznym garnku ustawionym na ognisku. Peg miała na głowie stary czepek, spod czepka na
jej plecy opadał potargany warkocz. Kawałkiem podartego koca owinęła się jak szalem. Jej
ukochana wrona, którą niemal wszyscy uważali za ducha kogoś z jej rodziny, przycupnęła na
gałęzi sosny nad jej głową i przyjaźnie krakała.
Na widok dzieci oczy Peg uśmiechnęły się.
- O, Sara Stanley i Feliks King - powitała ich tak, jakby się ich spodziewała. - Wyglądacie jak
para kupidynków.
Te słowa utwierdziły dzieci w przekonaniu, że
45
Peg ma do czynienia z nadprzyrodzonymi siłami. Skąd by inaczej wiedziała, dlaczego tu
przyszły? Zatem nie było po co bawić się w uprzejmości i Sara natychmiast poruszyła
interesujący ich temat.
- Wie pani, ciocia Oliwia kocha Jaspera Dale'a. Ale sama o tym nie wie. Biedny Jasper nigdy
już nie przyszedłby do siebie, gdyby z ciocią Oliwią ożenił się Edwin Clark. Wyjechaliby do
Halifaksu i ciocia miałaby za swoje. Musi nam pani dopomóc, żeby do tego nie doszło!
Peg spojrzała na dzieci z rozbawieniem.
- Hm, kochani, a dlaczegóż to uważacie, że potrafię ją zaczarować? Gdybym coś takiego
umiała, od dawna byłabym żoną... - tu zastanowiła się chwilę i ze śmiechem dokończyła: -
byłabym żoną samego gubernatora.
Felek zasępił się, a na twarzy Sary odmalowała się rozpacz. Peg zrozumiała, że dzieci
naprawdę na nią liczyły. Liczyły na czary. Zamyśliła się i po chwili sięgnęła po zniszczoną
książkę, przewróciła kilka postrzępionych kartek.
- To, czego żądacie, odwołuje się do czystej magii. Wymaga czarnoksięstwa.
Peg podrapała się w brodę, otuliła szczelniej kocem i zabrała do roboty, czyli zaczęła
odprawiać czary.
- W wodzie ze strumyka zagotować bazie - powiedziała śpiewnie i zanurzyła stary cynowy
dzbanek w dymiącym garnku. Uroczyście sięgnęła do stojącego za nią kanistra i wrzuciła coś
do dzbana.
46
- Nasiona arcydzięgla ustrzegą was przed złymi duchami.
Felek słysząc te słowa wzdrygnął się. A wrona zakrakała złowieszczo, gdy Peg z kolei wyjęła
z kieszeni buteleczkę i wlała z niej parę kropel do przygotowywanego napoju.
- Sok z wiązu wraz z pyłkiem motylich skrzydełek. Oto eliksir miłosny... breuvage d'amour -
dokończyła Peg unosząc dzbanek.
Wrona znów zakrakała i znów zabrzmiało to niesamowicie. Oszołomieni Felek i Sara
milczeli... Pewnie niewiele osób na tej ziemi widziało na własne oczy, jak przygotowuje się
eliksir miłosny.
- Teraz musicie tylko dopilnować, żeby Oliwia wypiła ten eliksir tuż przed następnym
spotkaniem z Jasperem Dale'em.
Słysząc imię Oliwii, dzieci oprzytomniały. Zwłaszcza Sara, która zdawała sobie sprawę, że
muszą działać szybko. Kto wie, czy już w tej chwili Edwin Clark nie stara się podbić serca
dawnej ukochanej.
- Spieszmy się. Zaraz sprowadzę Jaspera. Peg wlała napój do szklanej buteleczki.
- Kiedy Oliwia to wypije, wyjdzie za mąż za pierwszego kawalera, jakiego spotka. Ten napój
jest bardzo smaczny, jeśli go się zmiesza z sarsapa-ryllą.
ś
eby to udowodnić, Peg wlała odrobinę płynu do wyszczerbionej filiżanki i podała Sarze.
- Łyknij sobie.
47
Sara bez namysłu, zapominając, że igra z nieznanymi mocami, wypiła łyk. Zdziwiła się.
- Ależ to bardzo dobre. Felku, spróbuj.
Ale Felek tym razem okazał więcej rozsądku. Z przerażeniem spojrzał na filiżankę.
- To ja mam się z tobą ożenić? - Cofnął się i o mały włos nie wpadł na dymiący garnek.
Zaskoczona Sara zdała sobie sprawę z tego, co zrobiła. Wypiła łyk eliksiru miłosnego, a Felek
-nie da się ukryć - był kawalerem.
Peg zachichotała, widząc konsternację dzieci. Gdy pobiegły do domu, by przypilnować ciotki,
Peg długo jeszcze się śmiała.
Tymczasem nieśmiały rycerz, któremu należało dopomóc w zdobyciu serca jego damy,
pedałował przez Avonlea na rowerze. Wolał ten środek lokomocji; do dwukółki wsiadał tylko
wówczas, gdy miał coś przewieźć.
Jasper nigdy nie odznaczał się zbytnią przytomnością umysłu. Tego dnia wszakże,
wstrząśnięty swym karygodnym zachowaniem wobec Oliwii, jechał jak szalony. Opuścił
główną ulicę miasteczka i znalazł się na moście. Oczywiście nie zauważył, że z drugiej strony
rzeki nadjeżdża galopem Edwin Clark, i u wylotu mostu omal nie wpadł na konia. Edwin
ś
ciągnął lejce i błyskawicznie zatrzymał kabriolet. Na szczęście ani Jasperowi, ani koniowi
nic się nie stało.
- Ttak ppan ppędzi, że gotów ppan kkogoś przejechać - zganił Clarka Jasper, któremu w
ostatniej chwili udało się zeskoczyć z roweru.
48
Edwin spojrzał na niego ze wzgardą, zaciął konia i odjechał.
- Samolubny baran - mruknął pod nosem Jasper, kiedy wreszcie wsiadł na rower. - Za kogo
on się uważa? - złościł się dalej Jasper, choć dotarł już na własne podwórze. - Może kogoś
zabić! On jest naprawdę niebezpieczny. Oj!
Jasper chciał oprzeć rower o ścianę stodoły, ale potknął się i rower upadł na ziemię.
Nieszczęsny rycerz pokręcił głową i wszedł do budynku, zastanawiając się nad własnym
pechem.
Sara wbiegła do Różanego Dworku. Musi się śpieszyć. Lada chwila może się pojawić Edwin
Clark i porwać ciotkę Oliwię do Halifaksu, gdzie czeka ją małżeństwo i siedem nieszczęść.
- Ciociu Oliwio! Ciociu Oliwio! Gdzie ciocia jest? - Cały dom pełen był kwiatów, z saloniku
wyszła ciotka Hetty, ustawiwszy tam ostatni bukiet.
- Chyba poszła na spacer z Edwinem Clarkiem - poinformowała Sarę z nie ukrywaną dumą.
Po czym weszła na schody i zrozpaczona Sara została w sieni sama.
Na szczęście w drzwiach ukazał się Felek. Chwyciła go za rękę.
- Felku! Tragedia! Nie mamy czasu do stracenia. Edwin Clark przysłał cioci Oliwii tyle
kwiatów, że pachnie tu jak w zakładzie pogrzebowym. Poszła z nim na spacer. Ja tu
zaczekam, aż wróci, a ty leć po Jaspera Dale'a.
Felek odwrócił się na pięcie i pobiegł.
4 — Niepoprawny fantasia
49
Rozdział siódmy
Kiedy Jaspera coś nękało, zabierał się do majsterkowania. Dziś, aby zapomnieć o tym, jak
wyglądała Oliwia, gdy zobaczyła na pikniku Edwina Clarka, postanowił umocować na
drzwiach stodoły ciężarki, które sprawiłyby, że drzwi będą się same zamykać. Bardzo
stosowne urządzenie dla kogoś, kto stale zapomina zamykać za sobą drzwi. I zaczęło świetnie
funkcjonować - choć nie pomogło Jasperowi przestać myśleć o Oliwii. Kiedy zdyszany i
czerwony Felek wpadł na farmę Jaspera, ten stał z opuszczonymi rękami, a usta wygięły mu
się w podkówkę, wyglądał jak półtora nieszczęścia.
- Panie Dale, panie Dale! - krzyczał z daleka Felek, jakby cały świat stanął w płomieniach, a
Jasper był jedynym człowiekiem będącym w stanie go ocalić.
- Czego chcesz, Felku?
- Niech pan leci do Różanego Dworku. Ciocia Oliwia...
Na dźwięk tego imienia Jasper ożył. Ale przeraził go ton głosu chłopca.
- Cco się sstało?
Felek tak się śpieszył, by jak najprędzej przybiec do Złotego Kamienia, że nie pomyślał o
tym, co ma Jasperowi powiedzieć. A teraz Jasper gapi się na niego wstrzymując oddech i za
chwilę gotów się udusić.
- Ona... ona... - Felek wiedział, że nie wolno mu wspomnieć o czarodziejskim napoju, który
za chwilę zacznie działać... - Zachorowała. Jest
50
1
Rozdział siódmy
Kiedy Jaspera coś nękało, zabierał się do majsterkowania. Dziś, aby zapomnieć o tym, jak
wyglądała Oliwia, gdy zobaczyła na pikniku Edwina Clarka, postanowił umocować na
drzwiach stodoły ciężarki, które sprawiłyby, że drzwi będą się same zamykać. Bardzo
stosowne urządzenie dla kogoś, kto stale zapomina zamykać za sobą drzwi. I zaczęło świetnie
funkcjonować - choć nie pomogło Jasperowi przestać myśleć o Oliwii. Kiedy zdyszany i
czerwony Felek wpadł na farmę Jaspera, ten stał z opuszczonymi rękami, a usta wygięły mu
się w podkówkę, wyglądał jak półtora nieszczęścia.
- Panie Dale, panie Dale! - krzyczał z daleka Felek, jakby cały świat stanął w płomieniach, a
Jasper był jedynym człowiekiem będącym w stanie go ocalić.
- Czego chcesz, Felku?
- Niech pan leci do Różanego Dworku. Ciocia Oliwia...
Na dźwięk tego imienia Jasper ożył. Ale przeraził go ton głosu chłopca.
- Cco się sstało?
Felek tak się śpieszył, by jak najprędzej przybiec do Złotego Kamienia, że nie pomyślał o
tym, co ma Jasperowi powiedzieć. A teraz Jasper gapi się na niego wstrzymując oddech i za
chwilę gotów się udusić.
- Ona... ona... - Felek wiedział, że nie wolno mu wspomnieć o czarodziejskim napoju, który
za chwilę zacznie działać... - Zachorowała. Jest
50
strasznie chora - wyjąkał wreszcie. Nic innego nie przyszło mu do głowy.
Biedny Jasper. Felek przeraził się, że ich przyjaciel gotów zemdleć... Ale Jasper uznał, że nie
może sobie pozwolić ńa taki luksus, póki nie dowie się, jaka to straszna choroba dopadła
Oliwię. Zbladł, przeczesał palcami włosy i starał się zebrać myśli.
- Dobry Boże! Felku, pomóż mi zaprząc konia.
Wbiegli do stodoły. Jasper zapomniał o ciężarkach, znalazł się po niewłaściwej stronie drzwi,
które zamknęły się tak gwałtownie, że wyrżnęły go w czoło.
W Różanym Dworku nikt nie wyglądał na chorego, tylko Sarze waliło mocno serce. Ciotka
Hetty wciąż przestawiała kwiaty, a ciotka Oliwia wciąż nie wracała.
Sara nalała do szklanki sarsaparylli, bacząc pilnie, by nie zaskoczyła ją starsza z ciotek,
wyjęła z kieszeni buteleczkę i do tejże szklanki wlała jej zawartość. I w tej samej chwili
weszła do domu zaróżowiona Oliwia, której aż błyszczały oczy.
- Hetty! - zawołała z sieni. - Wpadłam tylko, żeby ci powiedzieć, że jadę z Edwinem na
podwieczorek do „Białych Piasków".
Zadowolona Hetty rozpromieniła się.
- No to leć! - powiedziała takim tonem, jakby bała się, że Edwin Clark nie zechce zbyt długo
czekać...
Sara przeraziła się. Wbiegła do sieni trzymając w garści szklankę soku, który wyglądał bardzo
niewinnie.
51
- Ciociu, nie chce się ciocia napić?
Oliwia chciała tylko jak najszybciej wyjść z domu.
- Nie, dziękuję ci - rzuciła i ruszyła w stronę drzwi. Sara podbiegła - a nie było to łatwe z
pełną szklanką w ręku - i zasłoniła drzwi.
- Chciałam cioci zrobić przyjemność i pół godziny przecierałam i przecierałam - oświadczyła
łzawym głosem Sara, i to pomogło.
- Przepraszam cię, złotko - Oliwia miała zbyt dobre serce i nie chciała ranić uczuć Sary.
Wzięła szklankę i usiadła na brzeżku ławy w sieni. - Na pewno mi to dobrze zrobi...
Sara z zapartym tchem patrzyła, jak Oliwia wychyla duszkiem szklankę. Nie było widać
efektu. Sara odeszła od drzwi i niechcący wyjrzała przez okno. A przed bramą siedział w
dwukółce Edwin Clark.
- Dziękuję ci, Saro - powiedziała Oliwia wstając z ławy. - Pyszota! - Oliwia ruszyła w
kierunku drzwi i Sara wpadła w panikę. Za żadną cenę nie wolno jej dopuścić, by Oliwia
wyszła z domu i zobaczyła Edwina Clarka. Na szczęście Sara miała lepszy refleks niż Felek.
- Ciociu Oliwio, jeśli ciocia wybiera się do hotelu „Białe Piaski", to może powinna się ciocia
przebrać? Włożyć jakąś odpowiedniejszą sukienkę?
Zdziwiona Oliwia niepewnie spojrzała na swój kostiumik. Kingowie rzadko bywali w tym
eleganckim hotelu - może Sara ma rację?
52
- Dobrze, przebiorę się. Uprzedzę tylko Edwina, że musi chwilę poczekać.
Sara zasłoniła sobą drzwi, gotowa stoczyć walkę. Z trudem udało jej się uśmiechnąć.
- Nie, nie, ciociu. Niech ciocia biegnie na górę. Ja go uprzedzę!
Oliwia pokręciła głową, nie mogła zrozumieć, dlaczego jej siostrzenica zachowuje się tak
dziwacznie. Ale zrezygnowała z pytań. I szybko wbiegła na schody, by się przebrać.
Sara pozbywszy się Oliwii pozwoliła sobie na chwilę wytchnienia, nim wybiegła przez furtkę,
gdzie zniecierpliwiony Edwin wysiadł z dwukółki. „Bije od niego próżność" - pomyślała,
udało jej się jednak nie okazać mu swojej niechęci.
- Ciocia Oliwia prosi, żeby pan na nią nie czekał. Sama przyjdzie za chwilę do hotelu. Chce
się przebrać i zrobić panu niespodziankę - improwizowała Sara.
Edwin zrobił tak zadowoloną minę, że trudno było na to patrzeć. W pierwszej chwili nie był
zachwycony - no ale powody spóźnienia Oliwii pochlebiały jego próżności.
- Dobra. Powiedz cioci, że będę na nią czekał w holu.
Wskoczył do kabrioletu i odjechał. Przekrzywił zawadiacko kapelusz, a wiatr rozwiewał poły
surduta. Każdy jego ruch świadczył, że przekonany jest, iż już zdobył pannę Oliwię King.
„Jedno mamy już z głowy" - westchnęła Sara. Pozbyła się Edwina Clarka. Ale gdzie jest
Jasper Dale?
53
Sara wpatrywała się w pustą drogę. Zupełnie nie wiedziała, jak zatrzymać ciotkę w domu,
jeśli ta przebierze się przed pojawieniem się Jaspera.
A tymczasem Jasper pędził co koń wyskoczy, choć ten koń był już dosyć zmordowany. Jasper
poganiał go, a Felek uczepił się siedzenia i przeklinał chwilę, gdy wymyślił tę bajdę o
chorobie Oliwii. Owszem, poruszyła Jaspera, ale co z tego, skoro wszystko wskazuje, że nie
dojadą żywi.
Jasper był rzeczywiście w takim stanie, że katastrofa wydawała się nieunikniona. Wjechał na
mostek dokładnie w tym samym momencie, w którym z drugiej strony znalazł się na nim
kabriolet Edwina Clarka.
Felkowi zaparło dech, po czym wrzasnął. Ale było już za późno. Oba pojazdy wpadły na
siebie na środku mostka. Konie rżały, panowie krzyczeli. Pierwszemu udało się uciec koniowi
Jaspera. Zerwał uprząż, połamał dyszle i pogalopował ciągnąc za sobą lejce.
- Nic ci się nie stało? - Jasper zaniepokoił się o Felka.
Ten trzymał się kurczowo siedzenia i cały się trząsł, ale wyszedł z tej opresji bez szwanku.
Wściekłego Edwina Clarka mało obchodziło, czy ktoś nie został ranny - zaczął Jasperowi
wymyślać.
- Idiota! Widzi pan, co pan zrobił? - krzyczał wymachując pięścią.
Tym razem Jasper nie był skłonny do przeprosin.
- Spieszę się! Panna Oliwia King zachorowała.
54
- Zachorowała? Byłem tam parę minut temu. Wyglądała jak okaz zdrowia.
Jasper zamrugał nieprzytomnie i opadł na siedzenie dwukółki. Potem spojrzał groźnie na
Felka.
- To Sara mi powiedziała, że ciocia jest chora. -Felek szybko zeskoczył na ziemię. - Polecę do
Różanego Dworku i sprawdzę. Panie Dale, niech pan lepiej złapie tego swojego konia!
I nim Jasper zdążył otworzył usta, Felek gnał już drogą, by uniknąć dalszych pytań. Jasper
zwrócił się do Edwina Clarka.
- Niech pan się cofnie - nakazał. Choć Clark zapewnił go o zdrowiu Oliwii, postanowił sam
sprawdzić, czy Oliwia nie leży jednak na łożu boleści, tak jak o tym zapewniał Felek.
Rozdział ósmy
Tymczasem w Różanym Dworku Sara coraz bardziej się denerwowała. Oliwia przebrała się,
uczesała i oto schodziła po schodach. W sieni stanęła przed lustrem i zaczęła przymierzać
kapelusze.
- Wrócę najdalej za godzinę - oznajmiła Sarze, przyglądając się krytycznie słomkowemu
kapelusikowi ozdobionemu kwiatami.
Oliwia wciąż niepewna, czy wybrała odpowiedni kapelusz, wyjrzała przez okno. Ale przed
bramą nie zobaczyła kabrioletu Edwina. Bardzo ją to zdziwiło.
- Edwin odjechał? - spytała zmartwionym głosem.
55
Sara przybrała niewinny wyraz twarzy. Co ma powiedzieć? Nie sądziła, że będzie musiała
wyjaśniać ciotce powody nieobecności pana Clarka.
- Powiedział, że wróci za dwadzieścia minut -improwizowała. - On też postanowił się
przebrać...
Oliwia zmarszczyła brwi. Nie chciało jej się wierzyć, by Edwin, który miał na sobie bardzo
elegancki surdut, postanowił się nagle przebrać. Spojrzała badawczo na Sarę.
- Saro, jesteś tego pewna?
- On tak powiedział - skłamała odważnie Sara; okazuje się, że każde kłamstwo pociąga za
sobą następne. - Pewno chce zrobić na cioci wrażenie.
Oliwia znów odwróciła się do lustra i zaczęła przypinać szpilką kapelusz. Wybrała w końcu
ten z kwiatami.
- Hm, sama nie wiem, czemu tak się staram. W końcu ma to być tylko podwieczorek ze
starym znajomym. - Wreszcie udało jej się przypiąć kapelusz do włosów. Cofnęła się o krok,
sprawdzając, jak wygląda. - Jak ci się podoba? - spytała Sarę.
W tym momencie rozległo się stukanie do drzwi i Sara doznała wielkiej ulgi.
- Wspaniale ciocia wygląda - oświadczyła, wiedząc, że Jasper zachwyciłby się Oliwią nawet
wtedy, gdyby ta ubrała się w worek, a na głowę wsadziła ptasie gniazdo.
Dziewczynka oczekiwała, że zobaczy prawdziwą miłosną scenę, i aż złożyła ręce. Oliwia
otworzyła drzwi, a Sara... jęknęła. Za drzwiami stał nie Jasper
56
Dale, lecz Felek, potargany, potłuczony Felek z nieszczęsną miną.
- Och, nie! - wyszeptała. - Tylko nie to!
Ale gdyby Felek przybiegł choćby minutę później, wyprzedziłby go Edwin Clark - i to on
byłby pierwszym kawalerem, którego zobaczyłaby Oliwia. Edwin bowiem, gdy tylko udało
mu się zjechać z mostu, zawrócił i pogalopował z powrotem do Różanego Dworku, by
przekonać się, ile jest prawdy w tym, co wygaduje ten cymbał Dale. Nie miał zamiaru wiązać
się z kobietą, która miewa napady jakiejś dziwnej choroby.
Oliwia zobaczyła nadjeżdżający kabriolet i wybiegła mu naprzeciw. Jej zaróżowione policzki
i szybkie zręczne ruchy świadczyły o doskonałym zdrowiu.
- Oliwio, wcale nie wyglądasz na chorą -oświadczył Edwin, wciąż jednak bacznie ją
obserwując.
- Dlaczego miałabym być chora? - zapytała zdziwiona Oliwia.
- Tak twierdzi Jasper Dale. Oliwia zdębiała.
- Jasper? Skąd mu to przyszło do głowy? - Nagle Oliwii przypomniało się dziwne zachowanie
siostrzenicy. Zwróciła się w stronę Różanego Dworku i zawołała: - Saro!
Sara schowała się za drzwiami, zdruzgotana porażką.
- Saro, może ty wiesz, dlaczego Jasper opowiada, że jestem chora?
Dziewczynce ani się śniło opuszczać kryjówki.
57
Od dalszych indagacji ocalił ją Edwin, który pomógł ciotce Oliwii wsiąść do kabrioletu.
- No, ruszamy! - zawołał i usiadł koło niej. Pilno mu było wywieźć Oliwię do „Białych
Piasków", gdzie będzie mógł w spokoju próbować ją oczarować.
Sara wyszła z domu ze zrozpaczoną miną i klapnęła na schodki. Felek poszedł za jej
przykładem.
- Strasznieśmy narozrabiali - mruknęła. - Nienawidzę kłamać, a kłamaliśmy jak najęci.
Biedna ciocia Oliwia... biedny Jasper...
- Lepiej zlituj się nade mną! - wrzasnął Felek. -Jak mam powiedzieć mamie i ojcu, że
zaręczyłem się z dwiema kobietami?
Rozległ się turkot. To nadjeżdżał Jasper Dale w pośpiesznie naprawionej dwukółce. Dzieci
zerwały się z miejsca.
- Wiesz co, Felek? - szepnęła Sara. - Mam pomysł.
Oboje szybko zniknęli, chowając się za rogiem domu w gęstych krzakach.
Jasper odchodził od zmysłów. Wyskoczył z dwu-kółki, a właściwie z niej wypadł, i pobiegł w
stronę Różanego Dworku. Nagle jednak zatrzymał się, by zebrać myśli. Słyszał oczywiście o
kwiatach, którymi Edwin obsypał Oliwię, więc uznał, że i on powinien przynieść kwiaty.
Kwiaty, kwiaty... Jasper znów schwycił się za włosy. Skąd człowiek ma wziąć kwiaty, kiedy
stoi już niemal na progu domu swej wybranki?
Z rozpaczy był gotów wyrwać sobie z głowy wszystkie włosy; wydawało się, że miłość jest
58
czymś prostym, a tu co chwila pojawia się nowy problem. Spojrzał na rabatki Hetty; ale
chyba nawet ktoś odważniejszy od Jaspera zawahałby się przed ich splądrowaniem. Nagle za
kołem dwukół-ki zobaczył kępę dzikich astrów. Były małe, ale miały piękny amarantowy
kolor. Szybko je zerwał i zamierzał właśnie wejść do Różanego Dworku, gdy na ganku
pojawiła się Hetty i zagrodziła mu drogę.
Panna King zobaczyła nadjeżdżającego Jaspera i, rzecz prosta, od razu domyśliła się, po co
się tu znalazł. Stanęła przed drzwiami jak smok przed smoczą jamą.
- Bardzo mi przykro, Jasperze - oświadczyła triumfalnym tonem. - Oliwia pojechała na
podwieczorek z panem Edwinem Clarkiem. Spóźnił się pan. Do widzenia.
Jasper do reszty stracił głowę. Astry wypadły mu z rąk, odwrócił się na pięcie, gotów do
ucieczki. Przełknął jednak ślinę, podniósł kwiaty i postanowił stawić czoło Hetty.
- Felek ccoś mi mmówił, że ona jjest chora, że źle się czczcz...
- Czuje - dokończyła Hetty, zirytowana jąkaniem Jaspera.
- ...czuje - powtórzył Jasper. - Czy się zaziębiła? Hetty wpadła w gniew.
- Niech pan się nie wygłupia. Po co pan wymyśla takie rzeczy? Po to tylko, by znaleźć
pretekst do zobaczenia się z Oliwią? Najwyższy czas, by pogodził się pan z sytuacją i...
59
- Panno King! - Jasper postanowił przerwać tyradę Hetty. - Panno King!
- ... zostawił Oliwię w spokoju. I tak nie uda się panu na nią wpłynąć.
Tego było już za wiele, nawet dla Jaspera Dale'a.
- Zawsze można spróbować.
- Akurat! - powiedziała tylko Hetty, odwróciła się na pięcie i znikła w domu.
- Można! - powtórzył Jasper, a Hetty zatrzasnęła mu przed nosem drzwi.
Pognębiony Jasper wrócił do dwukółki i nakarmił konia astrami.
Trzeba przyznać, że Jasper miał wszelkie powody do rozpaczy. W tej samej chwili, gdy
toczył z Hetty słowny pojedynek, Oliwia i Edwin podjechali pod hotel „Białe Piaski", wielkie
gmaszysko ozdobione wieżyczkami.
Edwin wprowadził Oliwię do obszernej cieplarni, która przylegała do sali balowej i w której
także odbywały się często tańce, gdy w sezonie hotel był pełen gości. Teraz i cieplarnia, i sala
balowa świeciły pustkami, nadeszła jesień i goście rozjechali się. Oliwia spojrzała z zadumą
na wysokie okna i paprocie ustawione na ozdobnych postumentach.
- „Białe Piaski" zawsze kojarzą nam się z miejscem rojnym od turystów - powiedziała powoli
-a okazuje się, że jest tu dużo przyjemniej, kiedy skończyło się lato i zapanował spokój.
- Tak, Oliwio, zupełnie się z tobą zgadzam. -Edwinowi oczywiście nigdy dotąd nie zdarzyło
się zastanawiać nad urokiem pustych sal balowych.
60
Wiedział jednak, że - by zdobyć kobietę - należy wprowadzić ją w odpowiedni nastrój, i że
dużą rolę odgrywa właściwa sceneria. Tak, ta przebogata sala, do której nikt nie zajrzy, te
wielkie lustra, w których odbijała się jego modna sylwetka i piękna twarz, były wręcz
wymarzonym miejscem. Z uwodzicielskim uśmiechem objął Oliwię i przystąpił do ataku.
- Bardzo, bardzo ci dziękuję, że zgodziłaś się przyjechać tu ze mną na herbatę - spojrzał na
Oliwię znaczącym wzrokiem. - Pewnie się zdziwiłaś, że pojawiłem się u ciebie tak nagle, ale
przecież wiesz, iż dziewięć lat temu pokochałem cię od pierwszego wejrzenia. Byłem wtedy
młody i niedoświadczony. I dałem się odstraszyć Hetty.
Gdzieś w głębi serca Oliwia oczekiwała podobnych wyznań, niemniej te słowa zaskoczyły ją.
Niepewnie odsunęła się, nie chciała, żeby Edwin mógł wyczytać z jej oczu, co czuje.
Edwin nie potrafił ukryć zadowolenia.
- Byliśmy podobni statkom, które minęły się nocą - ciągnął, rad ze swego krasomówstwa. -
Ale cały czas wyobrażałem sobie, jakby to było, gdybym nie wyjechał z wyspy; gdybym
mógł żyć u twojego boku.
Edwinowi udało się wypowiedzieć te ostatnie słowa z drżeniem w głosie i pominąć
całkowicie fakt, że wyspę opuścił w towarzystwie (świeć Panie nad jej duszą) Altei Gillis.
Oliwia usłyszała to drżenie i zwróciła się ku Edwinowi. Po jego wyjeździe bardzo cierpiała i
przez te wszystkie lata wspominała go.
61
- Ja też o tym często myślałam, Edwinie. I zasypiałam płacząc... - Oliwię zawiódł głos. Znów
odwróciła się w stronę okna i wpatrzyła w stalowe morze sięgające horyzontu.
- Dlaczego? - nalegał Edwin. Stał tuż za nią, czuła jego obecność, czuła natarczywy wzrok.
Kurczowo przycisnęła do siebie torebkę. Zarumieniła się z podniecenia i zażenowania.
- Widzisz, co się ze mną dzieje... Znów zachowuję się jak niemądra pensjonarka...
Wargi Edwina rozchyliły się w zwycięskim uśmiechu. Dotknął ramienia Oliwii i przybrał tak
poważny wyraz twarzy, na jaki tylko było go stać.
- Oliwio, czy nie możemy cofnąć się do tamtych lat... Powiedz.
Cisza pustej sali rozbrzmiała tysiącem wspomnień. Oliwia uległa ich czarowi, spojrzała
Edwinowi w oczy.
Edwin był człowiekiem, który potrafi wykorzystać każdą okazję. Chwycił dawną ukochaną w
ramiona i pocałował. A Oliwia poczuła zawrót głowy i oddała pocałunek.
Rozdział dziewiąty
Edwin uwodził Oliwię w „Białych Piaskach", a tymczasem Sara i Felek łamali sobie głowy,
co zrobić, by przeciwdziałać czarom. Doszli do wniosku, że muszą wrócić do Peg Bowen i
wyznać jej, co nastąpiło po wypiciu przez Oliwię eliksiru.
62
Nalegał na to zwłaszcza Felek, który bardzo nie chciał zostać bigamistą.
Zjawili się u Peg późnym popołudniem i opowiedzieli, co zaszło. Peg siedziała przed
dymiącym kociołkiem i słuchała ich z poważną miną. Choć z trudem, ale udało jej się nie
roześmiać.
- Oliwia King i ty! - wykrzyknęła, gdy Felek zeznał, jak to pojawił się w drzwiach Różanego
Dworku zaraz po wypiciu przez Oliwię magicznego napoju, który miał w niej wywołać
namiętną miłość do Jaspera Dale'a.
- Błagam panią, nie mogłaby pani dać nam innego eliksiru, żebym nie musiał żenić się z
ciocią?
Peg pokręciła głową, jakby żałowała, że wdała się w podobną aferę.
- Myszy, myszy, ach te cholerne myszy - wyszeptała tajemniczo. - Cóż, trudno. Dzieci, muszę
się wam do czegoś przyznać.
Felek wpadł w panikę.
- Więc nic się nie da zrobić?
- Nie, chłopcze, nie o to chodzi. - Peg spojrzała spod oka na Felka. - Przed chwilą
uprzytomniłam sobie, że popełniłam fatalną omyłkę. Zapomniałam o jednym bardzo ważnym
składniku - o zmielonych na proszek kostkach myszy.
Sara doznała wielkiej ulgi. Zatem wszystko da się jeszcze naprawić.
- Pani Peg, to niech nam pani zrobi ten napój tak jak trzeba. Ale najszybciej, jak pani potrafi -
nie mamy chwili do stracenia.
- My? - zaprotestował Felek, który z ulgą dowiedział się, że nie grozi mu bigamia, i miał
zupeł-
63
nie dosyć kontaktu z siłami nadprzyrodzonymi. -Nie licz na mnie. Nie chcę się z nikim żenić,
a poza tym dam głowę, że Jasper poradzi sobie z ciocią Oliwią bez tego eliksiru miłosnego.
Gdyby Felek wiedział, co przed paroma minutami stało się w hotelu „Białe Piaski", nie byłby
pewnie takim optymistą. Ale i Peg była podobnego zdania.
- Masz chyba rację, chłopcze. Przeznaczenia czasem nie da się okiełznać. I żadna magia nie
sprawi, żeby czworokątny kołek zatkał szczelnie okrągłą dziurę.
W oczach Sary zabłysło zrozumienie. Niemniej poczuła się trochę rozczarowana.
- Chce pani powiedzieć, że lepiej będzie, jeśli ciocia Oliwia i Jasper Dale sami dojdą do
porozumienia?
- No, właśnie! - zgodził się entuzjastycznie Felek, uradowany, że nie będzie już musiał
pomagać kuzynce w jej romantycznych przedsięwzięciach.
Sara nie należała do osób, które łatwo się poddają. Westchnęła więc tylko, czując, że spadła
na nią wielka odpowiedzialność. Nie mogła już liczyć na eliksir miłosny, musiała zatem sama
coś wymyślić.
Okazja zdarzyła się jeszcze tego samego wieczoru. Sara siedziała w saloniku razem z Oliwią,
która zdradzała roztargnienie. Ten pocałunek w pustej sali balowej! A potem Edwin zamówił
najwspanialszy podwieczorek, jaki była w stanie przygotować hotelowa restauracja. I odwiózł
Oliwię do Różanego Dworku tak poganiając biednego konia, że
64
kilka kur ledwo uszło z życiem. Oliwia wiedziała, że jej podniecenie nie umknie oczom
przenikliwej Sary, toteż postanowiła opowiedzieć siostrzenicy
0 swych przeżyciach.
- To wszystko toczy się tak szybko, Saro - wyznała zaciskając dłonie i rozglądając się po
bukietach w każdym zakątku saloniku. - Te kwiaty... Ta jego czułość. Mam uczucie, że kręcę
się jak bąk
1 nie mogę się zatrzymać.
Sara starała się zachować spokój, ale gdy usłyszała, co zaszło w hotelu „Białe Piaski",
rozszerzyły się jej oczy. Edwin Clark był mężczyzną, który zwykł zdobywać to, czego
pragnie. I Sara bardzo się bała, że ciotka ulegnie romantycznym wspomnieniom.
- A co z Jasperem? - spytała dziewczynka, postanawiając do ostatniej kropli krwi bronić
przyjaciela.
Oliwia załamała ręce.
-Widzisz, Saro... Jasper jest takim zatwardziałym starym kawalerem... zawsze mnie to
niepokoiło. Bardzo lubię jego towarzystwo i jest taki dobry i miły, i uważający, i zawsze
potrafi mnie rozśmieszyć. Ale Edwin...
- ... jest bogaty i nudny - przerwała jej zapalczywie Sara. - Myśli, że może sobie ciocię kupić,
tak jak kwiaty i czekoladki.
- Saro, mnie nie zależy na kwiatach, tylko... -Oliwia zniżyła głos. - Tylko trudno jest
zapomnieć o kimś, kogo się kochało pierwszą miłością. Wydaje mi się, że chcę, żeby
wszystko było tak jak wówczas.
5 — Niepoprawny fantasia
65
Niemniej na twarzy Oliwii malowała się rozterka. A Sarze na pewno nie zależało, by znikła.
- Nic nie może być takie samo jak kiedyś - oburzyła się. - I zresztą ciocia go właściwie wcale
nie zna. Więc jak ciocia może go kochać?
I Sara wstała i wyszła z saloniku. A Oliwię ogarnęło tysiąc wątpliwości.
Oliwia całą tę noc rozmyślała o Edwinie, a Jasper Dale o Oliwii. Rozmowa z Hetty dotknęła
go do żywego. Wbrew temu, co sądziła o nim panna King, był człowiekiem naprawdę
inteligentnym. Nie zmrużył oka, a rano wstał z mocnym postanowieniem, że wyzna wreszcie
Oliwii swoje uczucia.
Oczywiście człowiek, który się jąka, może mieć z takim wyznaniem duże trudności. Jasper w
ciągu bezsennych godzin ułożył sobie przemówienie, a o świcie postanowił wypróbować je na
swym koniu.
- Wierz mi, ja też nie jestem pozbawiony zalet, choć może nie rzucają się one w oczy jak u
tego Edwina Clarka - poinformował swego cierpliwego czworonoga - ale za to, jeśli... jeśliby
się im z bliska przyjrzeć... chcę powiedzieć, Oliwio, że... że... zobaczysz, że ja... jja...
Biedny Jasper. Im usilniej próbował mówić gładko, tym bardziej plątał mu się język.
Wreszcie umilkł, znów przeczesał palcami włosy i... chwycił konia za uzdę, bo ten właśnie
zamierzał uciec.
Jasper, pełen najgorszych obaw, nie przeczuwał jednak, co dzieje się w Różanym Dworku.
Sara
66
schodząc rano na dół usłyszała w ogródku głosy. Wyjrzała ostrożnie na dwór i zobaczyła, że
Oliwia i Edwin siedzą w oplecionej różami altance. Ogarnęła ją groza. Czy ten człowiek ani
na chwilę nie może dać Oliwii spokoju?
- Oliwio - zaproponował Edwin. - Przyszło mi na myśl, że moglibyśmy pojechać wzdłuż
morza aż do parku. Przekąsimy coś i pójdziemy na spacer.
Oliwia rozpromieniła się. Znów uległa czarowi Edwina i zapomniała o swoich
wątpliwościach.
- Świetny pomysł!
- No to może spotkamy się o czwartej w „Białych Piaskach"?
Sara wpadła w popłoch. Podczas takiego pikniku wszystko może się zdarzyć. Pikniki są
niebezpieczne. Wyobraziła sobie, jak Edwin i Oliwia idą, trzymając się za ręce, piękną pustą
plażą, obramowaną kaskadą jesiennych kwiatów. Pikniki były znane z tego, że ułatwiały
oświadczyny. A jeśli Oliwia raz powie tak - wszystko przepadnie.
Sara zrozumiała, że musi pogadać z Jasperem.
Rozdział dziesiąty
Sara wymknęła się bocznymi drzwiami i pobiegła na farmę Jaspera. Z rozwianym włosem
wpadła do stodoły.
- Panie Dale! Panie Dale! - wołała już z daleka. Tak jak przypuszczała, dopadła go na
stryszku stodoły, gdzie urządził sobie pracownię. Siedział po-
67
chylony nad biurkiem, udając, że coś pisze. Sara zalała go potokiem słów, mówiła bardzo
szybko, a potrafiła mówić naprawdę szybko. Chciała go jak najprędzej poinformować o tym,
co zdarzyło się poprzedniego dnia.
- Felek okłamał pana po to, żeby pan zaraz przyleciał do Różanego Dworku i mógł podziałać
ten eliksir miłosny Peg. Wszyscy boimy się, żeby ciocia nie wyszła za Edwina Clarka.
Gotowa wyjechać z Avonlea.
Sara zawiodła się jednak. Zamiast skłonić Jaspera do działania, odebrała mu resztkę wiary we
własne siły. Bynajmniej nie wybiegł zdeterminowany z domu. Cóż mógłby powiedzieć
Oliwii, skoro przed chwilą nie udało mu się wykrztusić miłosnych słów w obecności
zwykłego poczciwego konia.
- Dziękuję ci, Saro, że zadałaś sobie tyle trudu. Ale nie czuję się na siłach rywalizować z
kwiatami z Charlottetown i czekoladkami z Montrealu. A zresztą ona pewnie go nadal kocha.
Sara nie zamierzała ulec tak niemądrym argumentom. Najwyższy czas, żeby Jasper Dale
spojrzał prawdzie w oczy.
- Jestem pewna - powiedziała z przekonaniem -że ciocia Oliwia tylko dlatego zadaje się z
Edwinem Clarkiem, bo obawia się, że pan jej się nigdy nie oświadczy. Uważa pana za
zatwardziałego starego kawalera.
Za zatwardziałego starego kawalera uważało Jaspera Dale'a całe Avonlea. Tylko on sam był
innego zdania. Choć, póki nie poznał Oliwii, myślał, że
68
nim zostanie i spędzi resztę życia sam, przysłuchując się tykaniu zegara. Ale teraz wiedział
już, jaką radością może być czyjeś towarzystwo, i samotność przerażała go.
- Nie, tak nie jest - mruknął Jasper, gotów wywrócić do góry nogami całe swoje
dotychczasowe życie, byle namówić Oliwię, aby w nim uczestniczyła.
- Wiem - odparła Sara. - Ale teraz Edwin Clark jest u nas w ogrodzie i kto wie, czy już się
cioci Oliwii nie oświadcza. Musi pan jej powiedzieć, że ona się myli. Okazać, że pan ją
kocha. - Sara zrobiła dramatyczną pauzę. - To pana ostatnia szansa.
Sara Stanley potrafiła podnieść na duchu najbardziej przygnębionego człowieka. Jasper
wyobraził sobie, jak Edwin Clark mami Oliwię potokiem gładkich słów. Wyobraził sobie
jego uśmiech - tak, był to uśmiech rekina. Nie, za żadną cenę nie wolno mu dopuścić, by
Oliwia związała się z takim człowiekiem.
- Masz rację! - zawołał wstając i przewracając przy okazji krzesło. - Postaram się.
- Musi pan nią wstrząsnąć - napomniała Sara szeroko się uśmiechając.
Jasper zaczął się zachowywać tak, jakby się paliło. Wyprowadził konia i zaprzągł go do
dwukółki; plątały mu się lejce i uprząż. I wkrótce galopem zmierzał do Różanego Dworku, a
Sara uczepiła się z całej siły siedzenia.
Mimo pośpiechu przybyli w ostatniej chwili. Edwin Clark pomagał właśnie Oliwii wsiąść do
błyszczącego kabrioletu.
69
W przeciwieństwie do wystrojonego Edwina, Jasper miał na sobie wyświechtaną roboczą
kurtkę i zapomniał się uczesać. Włosy sterczały mu, kołnierzyk przekrzywił się - wyglądał na
dzikusa.
- Stop! - zawołał do Oliwii i Edwina. - Panie Clark, proszę zaczekać - nakazał z
nieoczekiwaną stanowczością, zeskakując na ziemię. - Oliwio, mam do ciebie... Oliwio,
muszę ci... - Jasperowi, gdy zobaczył prawdziwą, nie wyimaginowaną Oliwię, znów zaczął
się plątać język.
Widząc zmieszanego Jaspera w tej najważniejszej pewnie chwili jego życia, Sara wychyliła
się z dwukółki i szepnęła mu na ucho:
- Niech pan jej powie, że coś się panu stało.
- Stało się coś strasznego - Jasper z wdzięcznością powtórzył słowa Sary. - Muszę z tobą
pomówić w cztery oczy.
Edwin wyciągnął z kieszonki zegarek i spojrzał nań znacząco. Nie będzie przecież tracił
czasu z powodu tego przygłupka.
- Oliwio... na nas już czas...
Ale Oliwia, nie zwracając uwagi na słowa Edwina, wysiadła z dwukółki i podeszła do
Jaspera. A Jasper znów zapomniał języka w gębie.
- Niech pan jej powie, że pan ją kocha! - podpowiedziała Sara. - I że prosi ją pan o rękę.
Niech się pan nie boi, panie Dale. Ja ją znam. Ona wybierze pana.
Oliwia stanęła koło Jaspera i spojrzała na niego wyczekująco. Mimo całego uroku Edwina
rada była zobaczyć starego kompana.
- Co ci się stało, Jasperze?
70
Jasper przełknął ślinę. Długo nie mógł wykrztusić słowa i Sara zaczęła się obawiać, że będzie
musiała oświadczyć się w jego imieniu.
- Chcę prosić... chcę cię spytać... czy mogłabyś... Nagle usłyszeli krzyk Felka.
- Panie Dale!
Jasper był tak zajęty szukaniem odpowiednich słów, że wcale go nie usłyszał.
- Czy nie zechciałabyś za mnie wyjść? - powiedział w końcu. W jego oczach widać było, co
czuje.
Nim Oliwia zdążyła cokolwiek powiedzieć, wpadł między nich Felek. Był blady jak papier,
miał podrapaną twarz i ręce.
- Panie Dale! Edzio Armstrong bawił się w lesie z chłopakami w berka...
- Od dawna cię kocham - ciągnął Jasper nad głową Felka. Myślał tylko o tym, jak cudownie
lśnią w słońcu włosy Oliwii i że chyba skona na miejscu, jeśli ona powie „nie"...
- Wpadł do tej starej studni - Felek nawet nie zauważył, że przerywa scenę oświadczyn. -
Wołamy go i wołamy, a on nic. Może sobie skręcił kark albo utonął.
Do Jaspera dotarły wreszcie słowa Felka. Jedno spojrzenie na chłopca wystarczyło, by
przekonać go, że Edzio Armstrong rzeczywiście znajduje się w śmiertelnym
niebezpieczeństwie.
Kiedy Jasper zdał sobie sprawę z powagi sytuacji, natychmiast zaczął działać. Automatycznie
stał się przywódcą.
- Saro, leć po latarnię.
Sara wyskoczyła z dwukółki i pobiegła do domu.
71
Jasper zajrzał pod siedzenie dwukółki szukając odpowiednich narzędzi. Pełno tam było
rozmaitych rupieci i spomiędzy nich Jasper wyciągnął kłębek sznurka, łopatę, a po namyśle
także i wiezione do naprawy chomąto.
Łopatę wręczył Felkowi, który niespokojnie przestępował z nogi na nogę.
- No, Felku, prowadź nas.
Felek chwycił łopatę i wbiegł do lasu. Za nim pognali Jasper i Oliwia.
Edwin Clark został sam. W końcu uświadomił sobie, co się zdarzyło. Nie mógł dopuścić,
ż
eby ten gamoń, Dale, był górą. Wziął z dwukółki Jaspera motykę i niechętnie wszedł do
lasu.
Rozdział jedenasty
Za Felkiem biegli Jasper i Oliwia, a za nimi zdążał Edwin. Przedzierali się przez krzaki,
omijali omszałe pnie drzew. Jasper, tak zwykle niezręczny, biegł jak kozica, choć
obładowany był sznurem i chomątem. Oliwia z uniesionym rąbkiem sukni dzielnie mu
towarzyszyła, a Edwin coraz się o coś potykał i klął pod nosem.
Wkrótce zobaczyli gromadkę chłopców wokół głębokiego czarnego dołu.
Drewniana spróchniała pokrywa studni załamała się. Trudno było ją wcześniej dostrzec, bo
zasypały ją liście i niczym nie odróżniała się od ściółki lasu - nic zatem dziwnego, że Edzio
na nią wskoczył.
72
Edwin spróbował odebrać Jasperowi rolę przywódcy.
- O, to tutaj - oświadczył, jakby nikt inny nie zauważył dziury. - Odsuńcie się, chłopcy. Zaraz
się tym zajmiemy.
Jasper zagrodził mu drogę, bojąc się, co Edwin wymyśli.
Nachylił się i zajrzał do dołu. Zawołał: - Edziu! Nie otrzymał odpowiedzi i niczego nie
dojrzał.
- Odsuńcie się - popróbował jeszcze raz Edwin, ale Jasper już chwycił za pokrywę i ją
podniósł. Po raz drugi zawołał: -Edziu! - Cisza.
Teraz wszyscy łącznie z Oliwią uklękli wokół jamy i usiłowali do niej zajrzeć. Felek i
chłopcy mieli przerażone miny; bali się o Edzia, bali się także bury rodziców. Przybiegła Sara
z latarnią i ona też zajrzała do jamy.
- Nie widzę, żeby się ruszał - wyjąkała, bo zobaczyła na dnie dołu jakiś nieruchomy cień.
- Edziu - błagał Felek. - Odezwij się. Ale Edzio nie odezwał się, nawet gdy zawołała
go Oliwia.
Potrzebne było światło. Jasper, na szczęście, miał w kieszeni zapałki. Wręczył je Felkowi i
kazał mu zapalić latarnię. Potem przywiązał ją do sznura. Podał go Edwinowi.
- Niech pan mocno trzyma. Spuszczamy latarnię.
Niezwykle ostrożnie, by latarnia nie zahaczyła o kamienie, z których zbudowano studnię,
Jasper zaczął spuszczać latarnię. Wkrótce oczom wszys-
tkich ukazała się na dnie sylwetka nieruchomego chłopca.
- Widzę go! - wrzasnął Felek. - Ale tam jest strasznie głęboko.
Jasper dobrze o tym wiedział. Pokazał ruchem głowy kłębek grubszego sznura.
- Podaj mi go, Felku. Oliwia była strasznie przejęta.
- Trzymaj się, Edziu! - zawołała, choć nic nie wskazywało, by Edzio mógł ją usłyszeć.
Dziękowała Bogu, że studnia wyschła i malec nie utopił się.
Jasper spuścił do studni gruby sznur. Oliwia spojrzała spod oka na Edwina, który
przykucnąwszy zabawiał się w obserwatora. Gdy zobaczył wzrok Oliwii, znów próbował się
wtrącić.
- Tak, dobrze, dobrze - pochwalił Jaspera. Jasper nie zwrócił na to najmniejszej uwagi; Oliwia
poczuła się zakłopotana.
- No, podajcie mi teraz chomąto - nakazał Jasper i wyciągnął po nie rękę.
Edwin niechętnie podał mu ciężkie chomąto, a Jasper położył je na ocembrowaniu studni.
Sara leżąc na brzuchu wpatrywała się w nieruchomego Edzia.
- Trzeba po niego zejść - ośmieliła się powiedzieć głośno to, o czym wszyscy myśleli.
Nadszedł moment, kiedy ktoś musiał się zdecydować na bohaterstwo - a było tylko dwóch
możliwych kandydatów. Jasper i Edwin spojrzeli na siebie. Jeden z nich będzie musiał
zjechać po sznurze w ciemną czeluść studni.
74
tkich ukazała się na dnie sylwetka nieruchomego chłopca.
- Widzę go! - wrzasnął Felek. - Ale tam jest strasznie głęboko.
Jasper dobrze o tym wiedział. Pokazał ruchem głowy kłębek grubszego sznura.
- Podaj mi go, Felku. Oliwia była strasznie przejęta.
- Trzymaj się, Edziu! - zawołała, choć nic nie wskazywało, by Edzio mógł ją usłyszeć.
Dziękowała Bogu, że studnia wyschła i malec nie utopił się.
Jasper spuścił do studni gruby sznur. Oliwia spojrzała spod oka na Edwina, który
przykucnąwszy zabawiał się w obserwatora. Gdy zobaczył wzrok Oliwii, znów próbował się
wtrącić.
- Tak, dobrze, dobrze - pochwalił Jaspera. Jasper nie zwrócił na to najmniejszej uwagi; Oliwia
poczuła się zakłopotana.
- No, podajcie mi teraz chomąto - nakazał Jasper i wyciągnął po nie rękę.
Edwin niechętnie podał mu ciężkie chomąto, a Jasper położył je na ocembrowaniu studni.
Sara leżąc na brzuchu wpatrywała się w nieruchomego Edzia.
- Trzeba po niego zejść - ośmieliła się powiedzieć głośno to, o czym wszyscy myśleli.
Nadszedł moment, kiedy ktoś musiał się zdecydować na bohaterstwo - a było tylko dwóch
możliwych kandydatów. Jasper i Edwin spojrzeli na siebie. Jeden z nich będzie musiał
zjechać po sznurze w ciemną czeluść studni.
74
Edwin nawet nie drgnął, wyglądał tak, jakby nagle przestał być obecny.
- Edwinie! - wyszeptała Oliwia zdziwiona reakcją człowieka, który w bezpiecznym wnętrzu
hotelu „Białe Piaski" wydał jej się walecznym rycerzem.
Ale nawet prośba malująca się w oczach Oliwii nie wywarła na Edwinie wrażenia. Było
jasne, że nie zamierza brać udziału w ratowaniu Edzia. Jasper Dale wstał i przewiązał się w
pasie sznurem. Sara znów nachyliła się w dół.
- Edziu, słyszysz mnie? Zaraz cię stamtąd wyciągniemy.
Jasper położył w poprzek otworu duży, ciężki konar drzewa i przywiązał do niego sznur.
Potem stanął na samym brzegu.
- Uważaj, Jasperze - wyszeptała Oliwia, odwróciwszy wzrok od Edwina.
Jasper kiwnął jej głową i zsunął się do studni. Rękami trzymał się liny, nogami opierał o
kamienne ściany. Kiedy był już blisko latarni, zaczęły go potwornie boleć ramiona.
I po chwili, ku niewymownej uldze widzów, wylądował koło Edzia. Chłopiec leżał
nieprzytomny.
- Co z nim? - spytała niespokojnie Oliwia, a jej głos odbijał się echem o ściany studni.
Jasper wciąż jeszcze nie był pewien. Przykucnął i otarł czoło chłopca leżącą koło niego
czapką. Dobrze pamiętał tę czapkę; widział ją na głowie Edzia owego dnia, kiedy go
sfotografował. Zobaczył krwawiącą ranę - Edzio spadając musiał uderzyć głową w któryś z
kamieni wystających ze ścian. Wziął chłopca za przegub ręki; poczuł słabe tętno.
75
- śyje! - zawołał. - Niech ktoś poleci po doktora Blaira i ojca Edzia. A my tymczasem
przeniesiemy małego do Różanego Dworku.
Dwóch chłopców puściło się biegiem - byli szczęśliwi, że mogą się na coś przydać.
Jasper dotknął rąk i nóg chłopca; nie, chłopiec nic sobie nie złamał. Pozostał jeszcze problem,
jak wydostać małego ze studni. Ale Jasperowi nie brak było inwencji.
- Wrzućcie mi do studni chomąto! - zawołał.
- Chomąto? A to po co? - spytał Edwin, patrząc na nie bezmyślnym wzrokiem.
- Niech pan się nie pyta, tylko rzuca!
Oburzony tonem Jaspera Edwin wrzucił chomąto do studni, a Jasper chwycił je w locie i
przywiązał do liny.
- Co on robi, ciociu? - spytała Sara.
Wkrótce sama się przekonała. Jasper upewniwszy się, że węzeł wytrzyma, wsunął Edzia w
chomąto.
- Nic się nie martw - szepnął do nieprzytomnego chłopca. - Za minutę będziesz już na górze.
Pomachał ręką w kierunku stojących nad studnią. Tym razem zignorował Edwina i zwrócił
się do Oliwii.
- Oliwio, przygotuj się. Mały zaraz wjedzie na górę. - Przywiązał chomąto do sznura
przerzuconego przez konar drzewa i zaczął ciągnąć sznur. Edzio szybko znalazł się u wylotu
studni. Oliwia i Edwin chwycili chomąto, by wyjąć z niego chłopca.
76
- Tylko ostrożnie - napomniał ich Jasper.
- Mam go! - zawołał Edwin wyciągając rękę, ale to Oliwia chwyciła chłopca w ramiona i
położyła na ziemi.
- Już wszystko dobrze, Edziu - wyszeptała. -Już nic ci nie grozi.
Sara przeraziła się zobaczywszy chłopca z bliska. Jego buzia miała kolor popiołu. A z rany
sączyła się krew.
-Edziu... - zająknęła się i spytała: - Czy on wyzdrowieje?
Teraz, kiedy chłopca wyciągnięto ze studni, Edwin myślał już tylko o nieudanej wycieczce z
Oliwią i o poplamionym garniturze. Dał upust irytacji, zwracając się do nieprzytomnego
Edzia i reszty chłopców.
- Ach, ci smarkacze! Jak śmieliście się tutaj bawić! Może to was nauczy, że nie wolno
wkraczać na cudzy teren!
Właśnie w takich momentach wyłazi na wierzch prawdziwa natura człowieka. Przed chwilą
Edwin nie zająknął się nawet, że gotów jest zejść do studni, by ratować Edzia, a teraz znów w
przystępie złego humoru zdradził się ze swoim egoizmem. Był to poważny błąd. Jego słowa
nie zrobiły na chłopcach żadnego wrażenia, za to Oliwia stanęła jak wryta, wstrząśnięta
gruboskórnością Edwina.
Ale nie było czasu na dyskusję z Edwinem. Edzio potrzebował pomocy lekarskiej - i to
szybko. Znów musiał się tym zająć Jasper. Z trudem wylazł ze studni. Nie zwracając uwagi
na potworny ból ramion, chwycił w objęcia Edzia i pobiegł
77
z nim w kierunku Różanego Dworku. Za nim podążyła reszta zgromadzonych.
Pierwszy biegł Felek, wpadł do domu i wrzasnął wniebogłosy: - Ciociu Hetty! Ciociu Hetty!
- Wielkie nieba! - wykrzyknęła Hetty, zobaczywszy w ramionach Jaspera nieprzytomne
dziecko. Wiedziała już, co zaszło, od Sary i od doktora Blaira, który zdążył przyjechać - nie
przypuszczała jednak, że sprawa jest aż tak poważna.
Kiedy Jasper wbiegł po schodkach ganku, doktor Blair stał koło Hetty. Za Jasperem tłoczyli
się Oliwia, Sara, Edwin i reszta chłopców.
Hetty szybko zdjęła ze stołu w kuchni wazon z kwiatami od Edwina i haftowany obrus. A
Jasper położył na tym stole nieprzytomnego Edzia.
- Tętno nie jest najgorsze - poinformował lekarza Jasper. -1 chyba żadna kość nie pękła.
- Hetty, przynieś trochę gorącej wody - zarządził doktor Blair, sięgając do swojej czarnej
torby.
Hetty szybko spełniła polecenie, a doktor Blair nachylił się nad Edziem i zaczął przyglądać
się ranie. Rany głowy mogą być niebezpieczne; doktor Blair miał bardzo zafrasowaną minę.
- Na pewno ma wstrząs mózgu - zauważył Jasper. Naczytał się w swoim życiu wiele
medycznych książek.
Stojący z tyłu Edwin spojrzał niecierpliwie na zegarek. Zegarek odgrywał w życiu Edwina
poważną rolę - przekonałaby się o tym prędko każda kobieta, która by za niego wyszła.
Edwin dbał, by nie marnować czasu, a za marnotrawstwo czasu uważał właśnie takie
wyprawy do lasu w celu wyciągania
78
urwisów ze studni. Poza tym chciał możliwie szybko stracić z oczu tego niezgrabiasza
Jaspera, który nagle odebrał mu blask.
- Jasperze - doktor Blair zwrócił się do tego z obecnych, kto robił wrażenie przywódcy -
wyprowadź wszystkich z kuchni.
Jasper zaczął wymachiwać rękami. Teraz, kiedy już nie musiał stawić czoła sytuacji, znów
stał się dawnym Jasperem. I po raz pierwszy od chwili, gdy Felek wbiegł ze złymi
wiadomościami, znów nie mógł mówić bez jąkania się.
- Pproszę... pproszę wyjść.
Jasper nie śmiał spojrzeć na Oliwię. Poczuł, że się spocił, potknął się o krzesło. Oliwia jednak
nie spuszczała z niego zachwyconych oczu. Nim wyszła z kuchni, zwróciła się do swego
przyjaciela:
- Jesteś strasznie dzielny, Jasperze. Dziękuję ci. - A na Edwina nie zwróciła najmniejszej
uwagi. Ten zaś chętnie wyszedł, obrzuciwszy najpierw Jaspera lekceważącym wzrokiem. Za
wychodzącymi zamknęły się drzwi, a Jasper stał chwilę mrugając oczyma i rozpamiętując
słowa Oliwii. Nagle usłyszał jęk Edzia i prędko podszedł do stołu, by pomóc doktorowi
Blairowi.
Rozdział dwunasty
Znalazłszy się po drugiej stronie drzwi, Edwin wyprostował się i wypiął pierś. Czas odzyskać
względy Oliwii. Nie mógł nie zauważyć, że przed pojawieniem się Felka Jasper najwyraźniej
prawił
79
Oliwii czułe słówka, i obawiał się, że ten niezgra-biasz urósł w oczach Oliwii, włażąc do tej
brudnej studni i wyciągając z niej chłopca. Edwin postanowił działać szybko; nikt nie
sprzątnie mu sprzed nosa powabnej panny King.
Oliwia, zatopiona w myślach, nie bardzo zdawała sobie sprawę, dokąd idzie. Nagle
uprzytomniła sobie, że stoi w ogródku Różanego Dworku i że podchodzi do niej Edwin Clark.
- Oliwio - zaczął aksamitnym głosem. - Wiem, że jesteś przejęta, ale jest coś, co od rana chcę
ci wyznać...
- Nie, Edwinie, nie - zaprotestowała nieśmiało, obawiając się, że wie, o jakie to wyznanie
chodzi.
Edwin nie zważał na protesty. Jego czas był cenny. I tak już ze względu na Oliwię przedłużył
swój pobyt w Avonlea. Trudno, oświadczy się Oliwii w tym skromnym ogródku, zamiast -
tak jak planował - nad brzegiem majestatycznego Atlantyku. Odchrząknął i starał się przybrać
pokorny ton głosu.
- Od tak dawna podziwiam cię i kocham, że dzisiaj przyjechałem tu, żeby cię prosić o rękę. -
Sięgnął do kieszonki kamizelki i wyjął z niej granatowe aksamitne puzderko. Podniósł
wieczko, żeby zobaczyła pierścionek z wielkim brylantem, wart pewno więcej niż cała farma
Jaspera Dale'a. I zrobił krótką pauzę, aby blask brylantu miał czas olśnić Oliwię.
- Dałbym wszystko, żebyś tylko została moją żoną - ciągnął. W przeciwieństwie do Jaspera
nie miał kłopotów z wygłaszaniem przygotowanego
80
przemówienia. - Będę najszczęśliwszym z ludzi, Oliwio, jeśli zrobisz mi ten zaszczyt. I
będziemy mieli cudowne życie.
Oliwia nie mogła wykrztusić słowa. Przez dziesięć lat w jej życiu nic się nie działo, a dziś - w
ciągu zaledwie godziny - otrzymała dwie propozycje małżeństwa. Tego było za wiele.
- Edwinie - wykrztusiła w końcu - czuję się zaskoczona.
Ani Edwin, ani Oliwia nie zauważyli, że przez okno przygląda im się Hetty, której na widok
pudełeczka z piercionkiem ledwie udało się stłumić okrzyk radości.
- Wiem, że to wszystko może ci się wydać bardzo nagłe - powiedział Edwin uważając za
naturalne, że Oliwia jest wstrząśnięta jego jakże wielkoduszną propozycją. - Ale, proszę,
zechciej przyjąć ten pierścionek, który świadczy o moim oddaniu i szacunku.
Edwin podał Oliwii pierścionek i zobaczyła to Sara, która właśnie wyszła zza rogu domu.
Zdusiła oburzony okrzyk i zatrzymała się. Ale w tym właśnie momencie Oliwia podniosła
wzrok i dojrzała Sarę. W oczach dziewczynki malowała się niema wymówka i niepokój. Sara
miała jednak nadzieję, że ciocia odwróci się i ucieknie z ogrodu!
Edwin podszedł jeszcze bliżej do Oliwii i podsunął pod nos pierścionek, tak jakby sądził, że
blask brylantu może ją zahipnotyzować. Hetty podniosła firankę; była tak podniecona, że
zapomniała o dyskrecji.
6 — Niepoprawny fantasia
81
- Proszę cię, weź ten pierścionek - nalegał zdziwiony, że Oliwia nie okazuje entuzjazmu - i
zastanów się, czy zechcesz zostać moją żoną.
Oliwia spojrzała na olśniewający kamień i przełknęła ślinę. Nie miała doświadczenia w
postępowaniu z wielbicielami, a ten wielbiciel był bardzo pewny siebie i zdecydowany na
wszystko. Odepchnęła pudełeczko z pierścionkiem.
- Bardzo mi przykro, Edwinie, ale nie mogę go przyjąć. Nie potrafię tak łatwo jak ty cofnąć
się w przeszłość.
Tym razem zaniemówił Edwin. Oczekiwał, że uszczęśliwiona Oliwia padnie mu w ramiona.
Zdumiony jej odmową, podszedł jeszcze bliżej, wciąż wyciągając rękę z pierścionkiem.
- Oliwio, przecież ty tak wcale nie myślisz! Nieszczęściem dla Edwina, Oliwia powiedziała
dokładnie to, co myślała. W tej chwili nie miała już najmniejszych wątpliwości.
- Bardzo mi przykro - szepnęła. I wypowiedziawszy te słowa minęła Edwina i poszła w głąb
ogrodu. Sara głośno westchnęła z ulgą; nie musiała się już ukrywać przed wzrokiem Edwina.
Firanka w oknie Różanego Dworku wróciła na swoje miejsce. Hetty przeżyła szok. Uznała, że
jej młodsza siostra jest nie tylko niemądra, ale wręcz szalona. Teraz wszystkie plotkarki
Avonlea będą miały co opowiadać. Oliwia po raz drugi straciła szansę zdobycia bogatego
męża.
Edwin stał z szeroko otwartymi ustami; wciąż wyciągał rękę z pudełeczkiem. Dopiero gdy
Oli-
82
wia zniknęła, ruszył w stronę swego kabrioletu i wkrótce pozostał po nim tylko tuman
rudawego kurzu.
Doktor Blair zabandażował starannie głowę Edzia, kazał go położyć do łóżka w gościnnym
pokoju i nie pozwolił mu wstawać przez co najmniej kilka dni. Stał jeszcze nad Edziem, gdy
bez pukania wtargnął Jim Armstrong - pracował w polu i chłopcy długo nie mogli go znaleźć
- i chwycił doktora Blaira za ramię.
- Co oni zrobili mojemu synowi?! - krzyknął tak, jakby mieszkańcy Różanego Dworku uknuli
przeciwko Edziowi spisek.
- Uspokój się, Jim - napomniał go doktor Blair, uwalniając ramię. - Twój chłopak wpadł do
studni, ale nic mu nie będzie. Jasper ocalił mu życie.
Jasper siedział przy łóżku Edzia. Odsunął się, a zwalisty Jim Armstrong przeszedł przez pokój
i usiadł na krześle koło synka. Chłopiec spał i z tą obandażowaną głową wydawał się malutki
i bardzo kruchy. Jim Armstrong drżącą ręką dotknął policzka malca.
- Po co Edzio bawił się z tymi chłopakami -burknął wciąż jeszcze z gniewem.
- Nie mógł przecież wiedzieć, że tam jest studnia - zauważył Jasper. Dobrze rozumiał
chłopca. Samotny malec tęsknił do towarzystwa rówieśników. Jasper świetnie znał to uczucie.
- Panie Armstrong, niech pan nie będzie dla niego taki surowy. To bardzo udany chłopiec.
Gniew Armstronga opadł i mężczyzna ciężko
83
westchnął. Nie chciał pokazać, jak bardzo się przejął.
- A udany. Dopiero, jak ma się kogoś stracić, człowiek widzi, jaki ten ktoś naprawdę jest.
Jasper przełknął ślinę. Rozumiał Armstronga. Dokładnie to samo przeżywał w związku z
Oliwią.
Rozdział trzynasty
Edzio był silnym chłopcem i wkrótce zaczął wstawać z łóżka. Kiedy mógł już opuścić
Różany Dworek, przyjechał po niego ojciec. Po drodze zatrzymali się w Złotym Kamieniu,
ż
eby podziękować Jasperowi. Towarzyszyła im Oliwia. Weszli do pracowni fotograficznej.
Na widok Oliwii Jasper zaczerwienił się. Od czasu wypadku Edzia nie miał okazji z nią
rozmawiać.
Zaczął grzebać w papierach, bo miał dla Ar-mstrongów upominek. Oliwię ogarnęły
wspomnienia, gdy Jasper wręczył Jimowi oprawioną fotografię Edzia z wielkim kudłatym
Rufusem. Zrobił ją owego dnia, gdy wraz z Oliwią schronili się w szopie Armstronga.
- Proszę, niech ją pan weźmie - powiedział Jasper, dumny, że udało mu się tak świetnie
sfotografować chłopca.
Jim Armstrong wziął niezdarnie fotografię i jego marsowa twarz rozpromieniła się.
- Dziękuję panu - nie bardzo potrafił wyrazić swoją wdzięczność, dotychczas nie miał wielu
okazji, aby komuś za coś dziękować.
84
Jasper nachylił się nad Edziem. Malec miał jeszcze zabandażowaną głowę i posiniaczoną
twarz.
- Niedługo znów będziesz tak wyglądał. - Jasper pokazał chłopcu zdjęcie.
Potem poczęstował Edzia cukierkami, a Jim wpatrywał się w fotografię. Mimo całej swojej
gburowatości wzruszył się wyrazem twarzy chłopca na zdjęciu. Nie przypuszczał, że obrazek
może tak chwycić człowieka za serce. Poczuł ojcowską dumę.
- To on, on jak żywy - rozpromienił się. Jasper po raz pierwszy zobaczył jego uśmiech. -
Mały zuchwalec! I ten naleśnik z jagodami. Zawsze był łakomczuchem.
Spojrzał na Jaspera i Oliwię.
- Wiecie co? - powiedział z namysłem. - śeby tamtego dnia nie padało i nie schowalibyście
się w mojej szopie, to nie wiadomo, czy Edzio byłby tu dzisiaj z nami. To chyba jakie... to
chyba jakie...
- Fatum - podpowiedział Jasper, udowadniając, że mimo jąkania się zna wiele trudnych słów.
- O to to! Fatum! - powtórzył farmer. Dla wszystkich stało się jasne, że Jim Armstrong już
nigdy nie będzie posądzał aparatu fotograficznego o przynoszenie pecha.
- Tak, co było przeznaczone, to nas nie minie -powiedziała Oliwia z uśmiechem, myśląc
sobie, że Jim Armstrong nawet nie podejrzewa, do czego jeszcze wtrąciło się fatum.
Jasper nerwowo spojrzał na Oliwię, a ona nie przestała się uśmiechać. Uśmiechnęli się także
85
Edzio i jego ojciec, patrząc na swoich dobroczyńców.
Tego dnia farmer rozpogodził się po raz pierwszy od śmierci żony. Przyjemnie było pogadać
z Jasperem; zainteresował się też fotograficznym sprzętem.
- Wie pani co, panno King - zwrócił się do Oliwii, zbierając się do wyjścia. - Poślę znów
Edzia do szkoły. Lepsze to, niżby miał urwisować w lesie. Jak już musi się bawić z kolegami,
to niech się bawi na szkolnym podwórku.
Edzio z ojcem wyszli i Jasper znalazł się sam na sam z Oliwią. Zaczął coś mruczeć pod
nosem i szybko wybiegł zaprząc konia do dwukół-ki. Armstrongowie odjechali, musi więc
odwieźć Oliwię.
Oliwia z rozbawieniem przyglądała się jego zmieszaniu. Omal się nie roześmiała - tak łatwo
było śmiać się w towarzystwie Jaspera. Kiedy dwu-kółka stała już na podwórzu, zeszła ze
stryszku. Usiadła obok Jaspera, a on o mały włos wypuściłby z rąk lejce. Inicjatywę przejął
koń i sam ruszył w stronę Różanego Dworku.
Oliwia milczała, ale za każdym razem, kiedy dwukółka podskakiwała na wybojach, chwytała
Jaspera za ramię. Jasper nie śmiał na nią spojrzeć, ale po trochu zaczął odzyskiwać odwagę.
Ostatecznie Edwin Clark zaraz po wypadku Edzia spiesznie opuścił Avonlea, zabierając z
sobą, jak głosiła wieść gminna, wspaniały zaręczynowy pierścionek... A Oliwia zdaje się
wcale jego, Jaspera, nie unikać.
86
Jasperowi mocno waliło serce. Co odpowie mu ukochana? Wprawdzie milczy, ale przecież
przyjechała z Armstrongami. Może jest jeszcze cień nadziei?
I Jasper zaczął mówić, zaczął się dzielić z ukochaną kobietą swymi najskrytszymi
marzeniami.
- To jakiś czas potrwa, nim stanę się znanym fotografem. Chciałbym sfotografować wszystkie
zabytki Kanady, zmierzyć ją wzdłuż i wszerz. I chciałbym kupić dwa bilety kolejowe...
Tu jego głos zadrżał. W oczach Oliwii zatańczyły dwa figlarne chochliki. Wzięła Jaspera za
ramię.
- Czy możesz mi coś obiecać?
- Co? - Jasper był gotów położyć się na szynach, gotów był przepłynąć zatokę, nie było
rzeczy, której by dla Oliwii nie zrobił.
- śe te bilety kupisz możliwie najszybciej. Świat zawirował przed jego oczyma.
- Chcesz powiedzieć... chcesz powiedzieć, że pojedziesz ze mną?
- Ależ tak.
Jasper o mało nie wypadł z dwukółki.
- Zostaniesz moją żoną?
- Tak! - zawołała radośnie Oliwia. - Tak! Znów zamilkł, a Oliwia rzuciła mu się na szyję
i zaczęła go całować. Rzecz prosta, Jasper zapomniał, że powozi dwukółką, i... wylądowali w
rowie.
Oliwia zaczęła się tak głośno śmiać, że zwróciła tym uwagę siedzących na ganku Hetty i
Sary.
- Kocham cię, Jasperze Dale - oznajmiła. Wiedziała teraz, jak szczęśliwa jest kobieta, której
dane jest wyjść za mąż za właściwego człowieka.
87
Znów zaczęła go całować i choć Jasper trzymał się kurczowo dwukółki, wypadłby z niej,
gdyby nie ramiona Oliwii. Chętnie stanąłby na głowie -oto panna Oliwia King zgodziła się za
niego wyjść.
W przypływie ekstazy szepnął:
- Wulkan, nie kobieta...
Siedząca na ganku Hetty wyglądała tak, jakby już nigdy nie miała nic powiedzieć, a Sara
uśmiechała się od ucha do ucha i myślała o tym, że Peg Bowen ma całkowitą rację - eliksiry
miłosne mogą działać albo nie, za to na pewno zdarzają się na świecie cuda.
Część II
Część II
Niepoprawny fantasia
Rozdział pierwszy
Na mostku pojawił się nagle dziwaczny wehikuł. Klekotał, podskakiwał na balach, wreszcie
zjechał na rudawy żwir głównej ulicy. Mieszkańcy Avon-lea zdążali właśnie do swych
zwykłych zajęć. Ze zdumieniem kręcili głowami. Podnosili brwi, patrzyli na siebie znacząco.
A dwukołowy pojazd zmierzał dość chwiejnie w stronę sklepu. Pani Potts i pani Spencer
przyglądały mu się z oburzeniem.
- Spójrz no tylko na to pokraczne cudactwo -zrzędziła pani Potts. - Pewnie nowy wymysł
Jaspera Dale'a. Nigdy nie pojmę, co Oliwia zobaczyła w tym mężczyźnie.
Pani Spencer przytaknęła ruchem głowy. Rzadko tylko udawało się jej zrozumieć coś, co
dzieje się w otaczającym ją świecie, ale niewątpliwie zaręczyny Oliwii były w tej chwili
największą zagadką.
Oliwia nie podejrzewała, że jest obiektem czyjegoś zainteresowania, i spokojnie siedziała za
Jasperem na jego najnowszym i według niej najwspanialszym wynalazku - na dwuosobowym
rowerze. Jasper zobaczył model tandemu w katalogu Eatona
91
i doszedł do wniosku, że potrafi go sobie zmajstrować. Ślęczał nad tym w tajemnicy przed
Oliwią; pokazał jej dopiero gotowy tandem, a stało się to zaledwie poprzedniego dnia.
- To jest trochę przedwczesny prezent gwiazdkowy dla nas obojga - oświadczył, choć
Gwiazdka była jeszcze daleko. Oliwia uśmiechnęła się przypominając sobie, jak narzeczony
uradował się jej zachwytem. A teraz aż zaróżowiła się z dumy siedząc za nim i jadąc główną
ulicą.
Rower podjeżdżał już pod sklep Lawsonów, a pani Potts znów wzniosła oczy ku niebu.
Przednia część tandemu była niebieska, tylna brunatna i obie robiły wrażenie dwóch
odrębnych istot, z których każda ma własny rozum.
„Czego nie da się powiedzieć o rowerzystach" -pomyślała pani Potts. Przywołała na twarz
uprzejmy uśmiech i zawołała tubalnym głosem:
- Oliwio! Winszuję ci sukcesów w zbiórce pieniędzy. Towarzystwo Miłośników Avonlea jest
bardzo zadowolone.
Oliwia oderwała jedną rękę od kierownicy i pomachała kopertą.
- Dziękuję. Mam tu właśnie pieniądze.
Pani Spencer uśmiechnęła się niechętnie i wzięła pod rękę panią Potts.
- Co prawda wdzięczność należy się głównie panu Tylerowi i „Kronice Avonlea" za reklamę
funduszu odnowienia szkoły, no ale wiemy, że pana Tylera przekonała do tego Oliwia.
Tandem nagle zahamował przed wejściem do sklepu. Jasper zeskoczył, ale jedna z nóg
zaplątała
92
i doszedł do wniosku, że potrafi go sobie zmajstrować. Ślęczał nad tym w tajemnicy przed
Oliwią; pokazał jej dopiero gotowy tandem, a stało się to zaledwie poprzedniego dnia.
- To jest trochę przedwczesny prezent gwiazdkowy dla nas obojga - oświadczył, choć
Gwiazdka była jeszcze daleko. Oliwia uśmiechnęła się przypominając sobie, jak narzeczony
uradował się jej zachwytem. A teraz aż zaróżowiła się z dumy siedząc za nim i jadąc główną
ulicą.
Rower podjeżdżał już pod sklep Lawsonów, a pani Potts znów wzniosła oczy ku niebu.
Przednia część tandemu była niebieska, tylna brunatna i obie robiły wrażenie dwóch
odrębnych istot, z których każda ma własny rozum.
„Czego nie da się powiedzieć o rowerzystach" -pomyślała pani Potts. Przywołała na twarz
uprzejmy uśmiech i zawołała tubalnym głosem:
- Oliwio! Winszuję ci sukcesów w zbiórce pieniędzy. Towarzystwo Miłośników Avonlea jest
bardzo zadowolone.
Oliwia oderwała jedną rękę od kierownicy i pomachała kopertą.
- Dziękuję. Mam tu właśnie pieniądze.
Pani Spencer uśmiechnęła się niechętnie i wzięła pod rękę panią Potts.
- Co prawda wdzięczność należy się głównie panu Tylerowi i „Kronice Avonlea" za reklamę
funduszu odnowienia szkoły, no ale wiemy, że pana Tylera przekonała do tego Oliwia.
Tandem nagle zahamował przed wejściem do sklepu. Jasper zeskoczył, ale jedna z nóg
zaplątała
92
mu się w ramę i omal nie upadł. Kiedy udało mu się odzyskać równowagę, chciał pomóc
zejść z roweru Oliwii, ale ona już sama zsiadła i wygładzała swoje modne szarawary, które
nie sięgały wysokich bucików.
Pani Spencer zmierzyła okiem te nieprzyzwoite krótkie spodnie i już miała wejść do sklepu,
gdy drzwi otworzyły się i zamknęły z trzaskiem. Stanął przed nimi Bert McKay, który,
zobaczywszy panią Spencer, nisko się jej ukłonił i szybko otworzył znów drzwi.
Pani Spencer, tak jak większość szanowanych obywateli Avonlea, nie chciała mieć do
czynienia z Bertem McKayem. Owszem, kiedyś, ale było to już wiele lat temu, miał niezłą
posadę i uczciwie pracował. Obecnie jednak wieść gminna głosiła, że o ile nie spał, to na
pewno spędzał czas na torze wyścigowym w Summerside.
Felkowi Kingowi obarczonemu torbą z mąką udało się wyśliznąć ze sklepu przed ponownym
zatrzaśnięciem drzwi. Zobaczył najnowszy wynalazek Jaspera i zachwycił się.
- Wspaniały tandem! Gdzie go pan kupił, panie Dale?
Bert McKay z rozbawieniem przyjrzał się najpierw Jasperowi, a potem jego wehikułowi.
- Dziwna machina! Co, Jasperze, znalazł pan ją w katalogu? - zapytał kpiąc.
Jasper bez powodzenia próbował oprzeć rower o słup do przywiązywania koni.
- Nnie - powiedział z zakłopotaniem.
93
Bliższych wyjaśnień udzieliła roześmiana Oliwia.
- Jasper sam zrobił ten tandem z dwóch starych rowerów.
- Co też pani powie - Bert spojrzał na panią Potts i wzniósł oczy ku niebu. A pani Potts
wbrew woli odpowiedziała mu uśmiechem.
Oliwia obejrzała się na Jaspera.
- On jest taki pomysłowy. Stale mnie czymś zaskakuje.
Pani Potts pokręciła głową; zatrzęsły się jej liczne podbródki.
- Dziwna rzecz, jak zaręczynowy pierścionek może kobiecie odebrać rozsądek - powiedziała
cicho do Berta.
Oliwia nic nie zauważyła i dalej zachwycała się Jasperem.
- Powinni państwo obejrzeć także i inne jego wynalazki.
- Oliwio - zaprotestował Jasper, który aż się zarumienił z zakłopotania. Sięgnął do bagażnika
roweru i wyjął z niego ostrożnie jakiś pakiet.
- Jasper, jesteś za skromny! - oburzyła się Oliwia i znów zwróciła się do pani Potts i Berta. -
Jasper ma właśnie pokazać panu Lawsonowi swój ostatni wynalazek. Jestem pewna, że pan
Lawson zamówi co najmniej kilka sztuk.
- Czego, panie Jasperze? - zapytał drwiącym tonem Bert.
Jasper przycisnął paczkę do piersi i miał ochotę schować się pod ziemię.
94
- Och, nic takiego... zwykły przyrząd kuchenny... - bąknął pod nosem.
- Wcale nie taki zwykły. To urządzenie, które pozwala zaoszczędzić czas - zaprotestowała
Oliwia i z dumą oparła się na ramieniu Jaspera.
Pani Potts i Bert McKay znów spojrzeli na siebie porozumiewawczo, a Oliwia znów tego nie
zauważyła, bowiem z admiracją wpatrywała się w narzeczonego. Wreszcie oprzytomniała i
spojrzała na trzymaną w ręku kopertę.
- No, powinnam pobiec i schować te pieniądze do kasy pancernej w redakcji. Do widzenia,
pani Potts, do widzenia, panie McKay. - Uścisnęła serdecznie ramię Jaspera. - Powodzenia,
Jasperze -wyszeptała i pomknęła w dół ulicy.
Felek jeszcze raz z zachwytem przyjrzał się tandemowi. Z trudem się od niego oderwał i
ruszył, by zanieść mąkę ciotce Hetty.
Jasper dość niezdarnie ukłonił się kapeluszem pani Potts i Bertowi, po czym pośpiesznie
wszedł do sklepu. A oni, chichocząc, poszli za nim.
- Muszę to cudo sobie obejrzeć - powiedział do pani Potts Bert, ona zaś roześmiała się z
aprobatą.
Rozdział drugi
Redakcja „Kroniki Avonlea" mieściła się na piętrze poczty. Ładny szyld umieszczony nad
bocznymi drzwiami i opatrzony wskazującym w górę palcem zwiastował jej obecność.
Właśnie przygotowywano do druku numer na
95
najbliższy tydzień. Pan Tyler, redaktor, pośpiesznie zbierał z biurka papiery i pakował je do
teczki. Pan Pinker, zecer, przyglądał mu się zmrużonymi oczami.
Karol Pinker był niepozornym, nieśmiałym człowiekiem; w „Kronice" pracował jeszcze za
czasów ojca pana Tylera - pracował od tak dawna, że całe Avonlea utożsamiało go z
„Kroniką". Teraz z ukrytą nadzieją wpatrywał się w swojego młodego szefa. Zacisnął wargi -
wyglądały jak niteczka.
- Hm, panie Tyler, pan chyba na czas swojej nieobecności wyznaczy zastępcę? - spytał w
końcu. Pan Tyler nie odpowiedział; zachowywał się tak, jakby go w ogóle nie słyszał, dalej
upychał w teczce jakieś dokumenty.
- Z gazetą to jest tak jak z okrętem - ciągnął nieco głośniej pan Pinker. Wygłaszał
przemówienie, które przygotował sobie w domu, ale tu brzmiało ono jakoś inaczej niż w
zaciszu jego saloniku. - Potrzebny jest kapitan, żeby okręt nie rozbił się o rafę...
Pan Tyler spojrzał tak, jakby dopiero w tej chwili zauważył swego pracownika.
- Panie Karolu, jestem pewien, że podczas mojego pobytu w Halifaksie dopilnuje pan, żeby
gazeta została wydrukowana na czas. -
Karol Pinker rozpromienił się.
- Od trzydziestu lat gazeta ukazuje się bez opóźnień. Na mnie, proszę pana, można liczyć.
- Wiem, wiem - odpowiedział z roztargnieniem pan Tyler rozglądając się po redakcji, by
spraw-
96
dzić, czy niczego nie zapomniał. - I liczę na to, że będzie pan służył pomocą pannie King.
- Jasne, panie Tyler.
- No to świetnie. Na pewno jej się to przyda, choć nie wątpię, że podczas mojej nieobecności
ś
wietnie sobie poradzi z redagowaniem naszej gazety.
Karol nie wierzył własnym uszom. To niemożliwe! Pan Tyler zamierza mianować redaktorem
Oliwię King - nie jego!
W tej chwili zadźwięczał dzwonek nad drzwiami i do redakcji weszła rozpromieniona,
zarumieniona od zimna Oliwia.
- Dzień dobry, panie Tyler! Dzień dobry, panie Pinker. - Triumfalnie wymachiwała trzymaną
w ręku kopertą; nie zauważyła, że w pokoju panuje napięta atmosfera. - Mogę te pieniądze
włożyć do kasy? - zapytała.
Pan Tyler odpowiedział jej uśmiechem.
- Winszuję pani, Oliwio. Jeśli kiedyś potrzebne mi będą fundusze, wiem teraz, do kogo mam
się zwrócić o pomoc w ich zbieraniu! Dziś wyjeżdżam na mniej więcej tydzień...
- Wyjeżdża pan? - zdziwiła się Oliwia.
- Do Halifaksu, chcę nawiązać kontakt z tamtejszą gazetą. Może wspólnie zaabonujemy
depesze ze świata, powinno to wpłynąć na wysokość nakładu.
- No to nie będzie pana na uroczystości przekazywania pieniędzy na fundusz szkoły - w głosie
Oliwii pojawiło się rozczarowanie.
- Niestety, nie. Ale pani mnie godnie zastąpi.
7 — Niepoprawny fantasta 97
Na czas mojej nieobecności powierzam pani redakcję.
Oliwia ze zdziwienia otworzyła usta:
- To wielki zaszczyt... czy jest pan pewny, że podołam?
- Oczywiście, że tak - przerwał jej z uśmiechem pan Tyler. - Dobrze pani zrobi praktyka. Bo
przecież jeśli kiedyś dojdę do wniosku, że muszę się pozbyć tego kamienia młyńskiego -
będzie pani najlepszą kandydatką na redaktora.
Z bocznego pokoju usłyszeli pomruk Karola Pinkera, który zdążył już zabrać się do pracy, i
szczęk czcionek.
Oliwia przyklęknęła przed kasą pancerną, aby ukryć zmieszanie. Zręcznie otworzyła cyfrowy
zamek i włożyła do środka kopertę.
- Musi pani, Oliwio, stawiać zawsze przed sobą jakiś cel - ciągnął pan Tyler.
Oliwia zatrzasnęła drzwiczki kasy i wstała.
- Ależ ja to robię! Teraz postanawiam znaleźć jakiś sposób, żeby w ciągu pana nieobecności
zwiększyć liczbę czytelników.
Rozentuzjazmowana Oliwia zaczęła wymachiwać rękami i przy okazji strąciła na ziemię
jedną z przygotowanych kaszt drukarskich. Pan Pinker, który właśnie wrócił do biura,
spojrzał tylko na nią i schylił się, żeby zebrać rozrzucone czcionki składu. Pan Tyler ukrył
uśmiech, a Oliwia rzuciła się na pomoc.
- Niech się pan nic nie martwi - zwróciła się do swego szefa. Damy sobie radę. Prawda, panie
Pinker?
98
Rozdział trzeci
W pękatym piecyku tańczyły płomienie, a nad nimi wisiała na drucie jakaś dziwaczna
aparatura. Kołysała się, rzucając na półki sklepu długie cienie.
Wokół piecyka zgromadziło się kilka osób; nie, bynajmniej nie po to, by się ogrzać. Chciały
zobaczyć, jak funkcjonuje ten wynalaziony przez Jaspera Dale'a „przyrząd oszczędzający
czas". Był to dwustronny druciany stelaż. W każdej przegródce tkwiła kromka chleba; było
ich razem sześć.
Pani Lawson patrzyła na to z dumą, ona to bowiem zwróciła uwagę małżonka na ten
wynalazek Jaspera; ze względu na Oliwię miała nadzieję, iż próba wypadnie pomyślnie. Bert
McKay spoglądał spod oka na panią Potts, która z trudem opanowywała śmiech. A sam pan
Lawson patrzył na to wszystko dosyć sceptycznym wzrokiem.
- Chce pan powiedzieć, że z tego przyrządu wyskoczy tuzin tostów i zajmie to nie więcej
czasu niż normalnie przygotowanie jednego? To automat, tak? - spytał sklepikarz.
- Coś w tym rodzaju. Wszystko polega na c i ą g -łoś ci - tłumaczył Jasper, obracając stelaż
tak, by płomienie mogły przyrumienić kromki z drugiej strony. Obecność tylu osób
wprawiała go w popłoch i gorzko żałował, że dał się Oliwii namówić na ten pokaz.
- Chciałabym zobaczyć tego, kto zje na raz tuzin tostów - skomentowała pani Potts.
99
Bert szturchnął łokciem panią Lawson i szepnął kpiąco:
- Ja znam kogoś takiego - i wskazał wzrokiem obfite kształty pani Potts.
Pani Lawson udała, że nie słyszy. Starała się być zawsze życzliwa dla bliźnich, nawet dla pani
Potts, a poza tym nie przepadała za panem McKayem.
- Jak pan sam widzi, panie Lawson - tłumaczył Jasper - stelaż jest wąski - to znaczy wąski u
dołu, a szeroki na górze - i z obu stron ma sprężyny, zatem można wyjąć jeden tost nie
ruszając innych.
- Hm. Może to i pomysł. Chyba wezmę kilka na próbę - oświadczył pan Lawson. -
Zobaczymy, co powiedzą klienci.
- Ja tam dziękuję - obruszyła się pani Potts. -Wolę stare, wypróbowane metody.
Jasper na chwilę oderwał oczy od tostów i ze zdumieniem stwierdził, że pan Lawson
rzeczywiście chce nabyć jego wynalazek. W tym samym momencie wrzasnęła pani Potts. I
kiedy Jasper spojrzał z powrotem na tosty, zobaczył, że jedna kromka zanadto zbliżyła się do
ognia i zaczęła płonąć. Od niej zajęły się następne. W mgnieniu oka stelaż zamienił się w
pochodnię.
Zapanowało potworne zamieszanie. Pani Lawson zaczęła krzyczeć, a pani Potts bezwiednie
podsycała ogień, wachlując go szalem. Płomienie syczały i cała aparatura kołysała się na
drucie grożąc pożarem. Spanikowany pan Lawson chwycił rozżarzony stelaż. Zawył z bólu i
zaczął dmuchać na poranione palce. śona pospieszyła mu
100
na pomoc, a płonące kromki chleba wypadły ze stelaża.
- Spali się cały sklep! - krzyknęła pani Potts.
- Trzeba tę piekielną machinę wyrzucić na dwór - poradził Bert McKay.
Jasper porwał z lady starą ścierkę, chwycił przez nią stelaż i wybiegł ze sklepu, a za nim
unosiła się chmura czarnego dymu. Pod drzwiami stała beczka z wodą; wrzucił do niej swój
płonący wynalazek. Rozległ się syk i para uniosła się w chłodnym powietrzu.
Pan Lawson wybiegł tuż za Jasperem i włożył oparzoną dłoń do zimnej wody.
- O mój Boże - jęczała zatrwożona pani Lawson, krzątając się wokół męża. - Nic ci nie jest?
- Mówiłeś, Jasperze, że tost piecze się sam...
- Ttak... ale trzeba odwrócić stelaż, kkiedy jedna strona jjuż się zzarumieniła - odpowiedział
skruszony Jasper.
Minął moment grozy i wszyscy odczuli ulgę. Pani Potts zdusiła nerwowy chichot.
- Tym cudactwem można by raczej trzepać dywany - powiedziała zjadliwie, a Bert MacKay
zaśmiał się z aprobatą.
Nic i nigdy nie dzieje się tak, jakbyśmy chcieli, zatem nic dziwnego, że w tej właśnie chwili
pojawiła się na końcu ulicy Oliwia King. Chciała jak najprędzej podzielić się z Jasperem
dobrymi wiadomościami.
- Jasperze! Wiesz, co się stało? Chyba pęknę z dumy.
Zatrzymała się nagle, zobaczywszy, że na schod-
101
kach sklepu dzieje się coś dziwnego. Spojrzała na Jaspera, potem na państwa Lawsonów
pochylonych nad beczką.
- Czy wszystko dobrze poszło?
W odpowiedzi Jasper wyciągnął z beczki toster. Tkwiło w nim jeszcze kilka przemoczonych
czarnych kromek chleba. Pani Potts cmoknęła i szturchnęła Berta łokciem.
- Chyba lepiej będzie, jeśli wsadzi pan do tego cudaka tuzin kamieni i zrobi z niego kotwicę.
Jasper z godnością (o ile można tu mówić o godności) podszedł do roweru i włożył toster do
bagażnika.
Oliwia uprzytomniła sobie, co się stało, i na jej twarzy pojawiła się rozpacz.
- Na pana miejscu, panie Jasperze, zostałbym przy fotografiach! - oświadczył kategorycznie
Bert i pani Potts znów zaczęła chichotać. - Wynalazki niech pan lepiej zostawi braciom
Wright.
Rozpacz Oliwii zamieniła się we wściekłość. Jak oni śmią kpić sobie z jej Jaspera! Nie, ona
do tego nie dopuści.
- Wiedzcie sobie, że Jasper już pobił braci Wright - wybuchnęła bez chwili namysłu.
Jasper był bliski apopleksji.
- Oliwio, błagam cię - wyszeptał.
Oliwia odwróciła się w jego stronę, a na jej twarzy odmalowało się słuszne oburzenie.
- Przecież pobiłeś! - I jeszcze raz poinformowała resztę zebranych, którzy bardzo zakłopotani
spoglądali na nią z niedowierzaniem. - Pobił! Pobił!
102
Spojrzeli na niego z politowaniem, co jeszcze bardziej zirytowało Oliwię.
- Wkrótce mieszkańcy Avonlea nie będą już potrzebowali koni i dwukółek. Latająca maszyna
Jaspera Dale'a w parę minut dowiezie ich tam, gdzie zechcą. Będą fruwać jak ptaki!
Jasper przymknął oczy i głęboko odetchnął, oczekując, że znów odezwie się chóralny śmiech.
- Coś podobnego! Latająca maszyna! - szyderczo zawołał Bert MacKay. - A niby jak ona
lata?
Jasper zobaczył wyczekującą minę dumnej Oliwii.
- Hm... wygląda trochę jak welocyped, ale mechanizm jego działania opiera się na zasadach
aerodynamiki.
- Rower, który fruwa? - zaniepokoił się pan Lawson.
- Ano tak... - odpowiedział krótko Jasper i poprowadził tandem w stronę Oliwii, chcąc jak
najszybciej odjechać. Oliwia wszakże uważała, że musi przekonać audytorium.
- Jasper jutro rano chce ją wypróbować na wzgórzu koło farmy Kingo w. Prawda, Jasperze?
Jasper ostrzegawczo zmarszczył brwi, ale ona nie zwróciła na to uwagi; chciała, aby jej
narzeczony spotkał się z należytym uznaniem.
- Nie... nie... - szybko zaprotestował Jasper, widząc, że wszyscy trącają się łokciami i
uśmiechają pod nosem.
- To zależy od pogody... jeszcze nic nie jest postanowione...
Dał znak Oliwii, by się pośpieszyła, chwycił ro-
103
wer i zaczepił kołem o słup. Tylne siodełko obluzowało się i spadło na ziemię.
Jasper podniósł je, bardzo skonfundowany, i zaczął przeszukiwać kieszenie. Wciąż nie mógł
znaleźć śrubokręta. Zarumienił się.
- Musiała się odkręcić śruba...
- I to w czyjejś głowie! - wykrzyknęła pani Potts i zaśmiała się z własnego dowcipu. Nawet
pani Lawson nie mogła opanować wesołości i zakryła ręką usta.
Oliwii zrobiło się strasznie żal Jaspera, a on starał się ukryć swoje uczucia przykręcając
siodełko -udało mu się wreszcie znaleźć śrubokręt.
Rozdział czwarty
Kiedy Felek King biegł frontową alejką do Różanego Dworku, było naprawdę zimno. Z róż
oplatających ganek pozostały już tylko nagie kolczaste gałęzie.
Felek zamierzał jak najszybciej wywiązać się z polecenia ciotki, ale nie mógł się oprzeć
pokusie zatrzymania przy sadzawce. Ciskał w nią kamieniami patrząc, jak rozpryskuje się
cienki lód. Teraz jednak uprzytomnił sobie, że upłynęły już całe dwie godziny, odkąd ciotka
Hetty wysłała go po mąkę. śywił tylko nadzieję, że owa mąka nie jest ciotce pilnie potrzebna
- bał się jej ostrego języka.
Przed frontowymi drzwiami doszedł do wniosku, że bezpieczniej będzie wejść od kuchni; kto
104
wer i zaczepił kołem o słup. Tylne siodełko obluzowało się i spadło na ziemię.
Jasper podniósł je, bardzo skonfundowany, i zaczął przeszukiwać kieszenie. Wciąż nie mógł
znaleźć śrubokręta. Zarumienił się.
- Musiała się odkręcić śruba...
- I to w czyjejś głowie! - wykrzyknęła pani Potts i zaśmiała się z własnego dowcipu. Nawet
pani Lawson nie mogła opanować wesołości i zakryła ręką usta.
Oliwii zrobiło się strasznie żal Jaspera, a on starał się ukryć swoje uczucia przykręcając
siodełko -udało mu się wreszcie znaleźć śrubokręt.
Rozdział czwarty
Kiedy Felek King biegł frontową alejką do Różanego Dworku, było naprawdę zimno. Z róż
oplatających ganek pozostały już tylko nagie kolczaste gałęzie.
Felek zamierzał jak najszybciej wywiązać się z polecenia ciotki, ale nie mógł się oprzeć
pokusie zatrzymania przy sadzawce. Ciskał w nią kamieniami patrząc, jak rozpryskuje się
cienki lód. Teraz jednak uprzytomnił sobie, że upłynęły już całe dwie godziny, odkąd ciotka
Hetty wysłała go po mąkę. śywił tylko nadzieję, że owa mąka nie jest ciotce pilnie potrzebna
- bał się jej ostrego języka.
Przed frontowymi drzwiami doszedł do wniosku, że bezpieczniej będzie wejść od kuchni; kto
104
wie, czy ciotka Hetty nie czeka na niego w saloniku przygotowawszy sobie kazanie. A w
kuchni będzie mógł zostawić mąkę i zniknąć.
Tymczasem w kuchni zastał Sarę i Felicję; siedziały przy dużym stole pochłonięte jakimś
pasjonującym zajęciem. Felicja westchnęła, odłożyła nożyczki, którymi wycinała z kobiecego
magazynu fotografie modnych sukien, i roztarła palce.
- Wiesz, Saro, nigdy nie przypuszczałam, że trzeba aż tyle pracy, aby zrobić numer gazety.
Potrząsnęła ręką, udała, że ociera pot z czoła, i znów zabrała się do roboty.
Felek zachmurzył się, widząc siostrę i Sarę. Cóż, nie udało mu się wejść niepostrzeżenie do
domu. Dziewczynki jednak nie zwróciły na niego uwagi, nie podniosły nawet głowy. Nie
mógł pojąć, czemu ślęczą tutaj nad jakimiś pismami, skoro mogłyby bawić się na dworze. Nie
mają dosyć szkoły?
Umyślnie głośno postawił na półce mąkę. Felicja wzdrygnęła się, ale dalej nie zwracała uwagi
na brata, Sara zaś wprawdzie na niego spojrzała, zaraz jednak nachyliła się znów nad stołem.
Felek naburmuszył się. Wprawdzie chciał wejść niepostrzeżenie, ale nie miał ochoty, żeby
ignorowano jego obecność.
- Przyniosłem cioci Hetty mąkę - oświadczył. Dziewczynki nie oderwały się od roboty.
- Wiecie, co zrobił Jasper? - spytał, oczekując zainteresowania.
Felicja nawet nie podniosła głowy.
- Felku, bądź tak dobry i nam nie przeszkadzaj. Przygotowujemy numer mojej gazety.
105
- Naszej gazety - poprawiła ją Sara.
- Dajcie zobaczyć! - krzyknął Felek i chwycił stronę, nad którą pracowała Felicja.
Nareszcie dziewczynki raczyły go zauważyć. Felicja rzuciła się na niego, Sara uderzyła go w
rękę.
- Zostaw to, Felku, numer jest jeszcze niegoto-wy! - zawołała.
- A jak będzie już gotowy, musisz go sobie kupić! - Felicja, potrząsając lokami, wciąż
próbowała wyrwać bratu kartkę.
Felek jednak zręcznie się im wymknął - miał w tym nie lada doświadczenie - i podniósł
kartkę nad głowę.
- „Savoir vivre. Porady Felicji". Ale ubaw! -zakpił i zaczął czytać umyślnie sztucznym, nieco
ś
piewnym tonem. - „Kiedy odprowadzasz damę do domu, musisz jej podać ramię, pamiętaj
jednak, że mówiąc jej dobranoc, nie wolno ci zbyt długo zatrzymywać jej pod bramą".
- Felek! Masz mi to zaraz oddać! - Felicja niemal pluła z wściekłości.
- „Kącik mody. Dobre rady Felicji!" - czytał dalej chłopiec, uciekając przed Felicją. - „Tej
jesieni bardzo jest modnie przypiąć do płaszcza kokardkę z tej samej wstążki, którą twoja
najlepsza przyjaciółka nosi we włosach"... - Felek udał, że ziewa.
- Feliksie! - wrzasnęła jego siostra.
Felek odwrócił się i zaczął opróżniać kieszenie. Rzucił na stół parę drobnych monet.
- Felicjo, błagam, sprzedaj mi tę gazetę! Są
106
w niej same pasjonujące wiadomości! O, masz tu forsę.
Sara zmrużyła oczy.
- Skoro jesteś takim znawcą, Felku, to może byś coś napisał?
Feliks rzucił na stół kartkę, którą natychmiast chwyciła Felicja.
- Chyba, że o ptakach... O ptakach i o śmierci -oświadczył hiobowym tonem.
- Felku, co za ohyda! - napomniała go surowo Felicja, starając się odzyskać autorytet starszej
siostry.
- W tej dziurze jedynym wydarzeniem jest śmierć - odwzajemnił się siostrze Felek i zaczął
jeść jabłko. Felicja i Sara spojrzały z oburzeniem na intruza.
Rozdział piąty
Dwuosobowy rower jechał drogą prowadzącą do Różanego Dworku. Pozbawione liści drzewa
wtapiały się w szarość nieba; ciszę przerywał tylko szelest poruszanych wiatrem gałęzi.
Oliwia obawiała się, że posunęła się zbyt daleko, wygłaszając w sklepie to swoje
oświadczenie na temat latającej maszyny. Wiedziała, jak bardzo wrażliwy jest Jasper, jak
przeżywa każdą krytykę -wciąż jednak miała nadzieję, że potrafi się postawić. A kiedy
usuwał się w cień, uważała, że musi mu dopomóc. Ach, gdyby tylko umiała zatrzymać się w
porę i nie powiedzieć za dużo.
107
Rower zatrzymał się przed Różanym Dworkiem. Jasper zsiadł i wyciągnął rękę, by pomóc
zsiąść narzeczonej. Spojrzała na niego spod kapelusza, w jej wielkich piwnych oczach
malowało się zatroskanie. Jasper nie mógł się jej oprzeć, stopniało mu serce, uśmiechnął się.
- Jasperze, wiem, że jesteś niezadowolony -zaczęła Oliwia. - Ale nie wszyscy są tak
krótkowzroczni, małoduszni i pozbawieni wyobraźni, jak...
Przerwała, bo rozległ się trzask zamykanych drzwi. Zobaczyli stojącą na ganku Hetty. Była
jak zwykle wyświeżona i bardzo starannie ubrana. Włosy zaczesała do tyłu; wykrochmalona,
wyprasowana bluzka zdawała się żyć własnym życiem, włożona starannie w ciemnoszarą
gabardynową spódnicę. Panna King zmierzyła młodą parę niechętnym wzrokiem.
- Wielkie nieba! Co to takiego? - spytała. - Czyżby to był jeden z tych pana cudownych... -
zaczęła się zastanawiać, jakie słowo będzie najwłaściwsze - jedna z tych pana zabaweczek?
Jasper w obecności Hetty popadał w taki popłoch, jakby stał przed samym Panem Bogiem. Z
trudem udało mu się wydobyć z siebie głos.
- Nnie. To wwy... wwynna...
- Wynalazek? - przerwała Hetty.
- Wynalazek. Tak...
- Do niczego pan nie dojdzie, jeśli będzie pan marnował czas na podobne głupoty. - Spojrzała
srogo na młodą parę. - Czyżby brakowało panu zajęć?
108
Jasper przyjrzał się swoim butom, mnąc w rękach kapelusz.
- Ppanno King, a mmoże zzechciałaby ppani się przejechać? - spytał i podniósłszy głowę
stwierdził, że Hetty wycofała się już do domu. Za to w drzwiach pojawił się Felek, a za nim
zaciekawione dziewczynki.
- Ja się przejadę! - zawołał chłopiec.
- Bardzo proszę, panie King - dobrodusznie odpowiedział Jasper. Rad, że nie grozi mu dalsza
rozmowa z Hetty, pomógł mu wsiąść i odjechali. Felek aż wykrzykiwał z radości.
Tymczasem Sara uczepiła się ręki swojej ślicznej młodej ciotki.
- Ciociu Oliwio! Pierwszy numer mojej gazety jest już prawie gotowy!
- Saro, świetnie wiesz, że to nie jest twoja gazeta. To ja wpadłam na ten pomysł! -
oświadczyła cierpkim tonem Felicja.
- Miałyśmy być wspólniczkami - poprawiła kuzynkę Sara. Felicja zbyt często przypominała
sobie, że jest starsza, i zaczynała się rządzić. - Ciociu - zwróciła się znów do ciotki - nie mogę
się doczekać, kiedy ciocia przeczyta naszą gazetę.
Oliwia przypomniawszy sobie, że na czas nieobecności pana Tylera została redaktorką
„Kroniki", pochwaliła się tym i dorzuciła:
- Chętnie więc służę wam pomocą. Oczy Sary rozbłysły dumą.
- Ciociu Oliwio! Naprawdę jest ciocia redaktorem?
109
Oliwia uśmiechnęła się i pogładziła siostrzenicę po złocistych lokach.
- Tak. Dopóki pan Tyler nie wróci z Halifaksu. I mam zamiar mu pokazać, że potrafię
sprzedać więcej egzemplarzy niż on.
- To musi się ciocia bardzo starać - roześmiała się Sara. - Będziemy z ciocią konkurować!
- Czyżby, Saro? - Entuzjazm Sary ubawił Oliwię i wprowadził ją w lepszy nastrój.
- Ale przyznam się cioci, że bardzo nam się przyda fachowa porada, prawda, Felicjo? Ciągle
nie mamy nic naprawdę atrakcyjnego na pierwszą stronę.
- Mówisz tak, jakby inne strony wyglądały interesująco - zakpił Felek, który zataczał kolejne
kółko. Obie dziewczynki zmierzyły go groźnym wzrokiem.
- Cóż, powiem wam jedno, jutro rano Jasper dostarczy wam przeciekawego tematu. Ale
musielibyście bardzo wcześnie wstać... Jasperze, pozwolisz, żebym powiedziała o tym
dzieciom?
Dwaj rowerzyści zatrzymali się właśnie przed domem.
- Czemu nie? - odpowiedział Jasper. - Ogłosiłaś to już przecież reszcie miasteczka.
- Co, ciociu, co? - zaczęła nalegać Sara. Dzieci nie zauważyły zniecierpliwienia w tonie
Jaspera. Ale Oliwia się przejęła. Spojrzała błagalnie na narzeczonego.
- Przepraszam, Jasperze. Tak mi przykro. Naprawdę nie chciałam zrobić ci przykrości.
Wybaczysz mi?
110
Jasper rozczulił się. Znów spojrzał na swoje buty, a potem na Oliwię; kąciki jego ust uniosły
się w lekkim uśmiechu.
- Nic na to nie poradzę - ciągnęła Oliwia - że jestem z ciebie strasznie dumna. I nie mogę się
oprzeć pokusie, żeby się tobą nie przechwalać.
Jasper zarumienił się.
- O, panie Dale, jaki pan jest czerwony - zauważył niby to niewinnie Felek.
Jasper zwrócił się w jego stronę i zsunął mu czapkę na oczy.
Sara i Felicja uśmiechnęły się i trąciły łokciami, nie spuszczając oczu z ciotki i jej
narzeczonego. To było wprost pasjonujące, że w ich rodzinie rozwija się prawdziwy romans.
No i przysięgały sobie w myśli, że odkryją, jakie to tajemnicze wydarzenie będzie miało
miejsce następnego dnia rano.
Rozdział szósty
Zapiał kogut, powtórzyło ten dźwięk echo. Nocą ściął ziemię lekki mróz, pobielił szronem
zżółkła trawę, która pobłyskiwała teraz w porannym świetle.
Na końcu pastwiska, czyli na wierzchołku wzgórza koło farmy Kingów, stała dziwaczna
maszyna. Skierowana była nosem w stronę najbardziej stromego zbocza.
- Jestem gotów - oświadczył Jasper, którego trudno było rozpoznać w goglach i skórzanej
czapce pilota.
111
- Jasperze, czy jesteś pewny, że to bezpieczne?- zaniepokoiła się Oliwia. - śeby ci się tylko
nic nie stało!
Niepokój Oliwii nie był pozbawiony podstaw. Jasper usiadł na czymś, co z daleka
przypominało zwykły rower. Ale ten rower został przymocowany do drewnianych dyszli, a
do nich - rzemieniami i linami - był przywiązany ogromny latawiec z płótna.
- Trzymaj mocno tę linę, Feliksie - nakazał Jasper i Felek uczepił się liny, którą chciał mu
wyrwać dmący w latawiec wiatr. Felicja i Sara pośpieszyły chłopcu z pomocą.
- Tak, to będzie wspaniała wiadomość na pierwszą stronę - szepnęła do Sary Felicja.
- Albo do mojego działu nekrologów! - złowieszczym głosem obwieścił Felek.
Sara spojrzała na niego z wyrzutem.
- Nie wygłupiaj się, Felku - rzuciła ostro.
Oliwia krzątała się wśród lin, starając się nie dopuścić, by zaplątały się w koła i pedały
roweru. Spojrzała na zbocze i zobaczyła z przykrością, że zgromadziło się tam sporo osób.
Zdrowy rozsądek nakazał jej nie wspominać o tym Jasperowi.
- Tak się o ciebie boję - powtórzyła.
- Nie ma najmniejszego niebezpieczeństwa -zapewnił ją Jasper. - Jeśli uda mi się jechać
dostatecznie szybko, wzbiję się w powietrze. Muszę spróbować. Kto nie ryzykuje, przegrywa
- dorzucił. Spojrzał tam, gdzie patrzyła Oliwia, i zobaczył ciekawskich.
Oliwia zagryzła wargi i nie odezwała się. Wie-
112
działa, co czuje Jasper, ale było już za późno, by płakać nad rozlanym mlekiem, czy też raczej
nad własnym gadulstwem.
- Zerwał się wiatr, panie Dale! - zawołał Felek.
- Świetnie, świetnie - mruknął Jasper i sprawdził rzemyki, które oplatały jego tors i
przytrzymywały latawiec tuż nad jego ramionami.
- Powodzenia - szepnęła drżącym głosem Oliwia i nagle coś sobie przypomniała. Zdjęła
szalik i podała go Jasperowi. - Włóż go, Jasperze. On ci przyniesie szczęście.
Jasper zawiązał szalik na szyi.
- Dziękuję, O...O...Oliwio - znów zaczął się jąkać, czując wzrok gapiów.
Oliwia strasznie chciała ucałować narzeczonego, ale wśród zebranych zobaczyła panią Potts i
dobrze wiedziała, jakie by powstały plotki.
- Panie Dale! Pan naprawdę myśli, że uda się panu pofrunąć? - Felek zaczął się niecierpliwić,
chciał jak najprędzej być świadkiem tego niezwykłego eksperymentu.
Jasper jeszcze raz uśmiechnął się do Oliwii i dał znak ręką.
- Puść linę - nakazał chłopcu.
Felek pozwolił, żeby wiatr wyrwał mu linę z rąk. Latawiec uniósł się nad rowerem. Felek
radośnie krzyknął i nawet Felicja zapomniała o dobrych manierach - zaczęła podskakiwać,
wiwatować i pobiegła wraz z Felkiem za machiną. Jasper zaczął coraz prędzej zjeżdżać ze
wzgórza. Oliwia i Sara chwilę stały nieruchomo, a potem pośpieszyły za Felicją i Felkiem.
8 — Niepoprawny fantasta 113
Jasper, rozanielony, pedałował ze wszystkich sił. Nagle wiatr wydął szalik Oliwii i na jeden
straszny moment zakrył mu oczy. Potem jednak Jasper znów zobaczył pod stopami trawę.
Nie, wciąż jeszcze nie wzbił się w powietrze.
Widzowie z ciekawością gapili się na tę diabelską jazdę.
- On chyba oszalał - szepnął do żony pan Law-son.
Silny podmuch wiatru wydął latawiec nad głową Jaspera. Jasper wstrzymał oddech. Rower
uniósł się w powietrze. Jasper - tak jak planował - odpiął pasy i rower spadł na ziemię. A
Jasper unosił się w powietrzu.
Udało się! Przeżył parę sekund szczęścia - frunął. Ale wiatr ustał. Latawiec zaczął opadać,
widzowie jęknęli. Na szczęście Jasper wylądował na stogu siana.
Oliwia krzycząc zbiegała ze zbocza wzgórza. Za nią pędzili Sara, Felicja i Felek.
Zebrani na dole gapie w milczeniu wpatrywali się w stóg, po czym zaczęli się do niego
pojedynczo zbliżać. Oliwia pierwsza dopadła stogu.
- Jasperze! Jasperze! - wołała i całymi garściami przerzucała siano. Wszyscy patrzyli na
siebie oczekując najgorszego. Nagle coś w stogu poruszyło się. Ukazało się jedno ramię,
potem drugie. Następnie brunatna czapka lotnicza, a wreszcie cały Jasper. Wyglądało na to,
ż
e nic mu się nie stało, ale był potwornie przybity. Tłum zaczął się śmiać.
- Jasperze, nic ci nie jest? - wołała przerażona Oliwia.
114
- Nic, nic - brzmiała zduszona odpowiedź. Sara i Felicja rozpromieniły się.
- Wszystko w pporządku - Jasper wygramolił się z siana i bez słowa odszedł. Pobiegła za nim
Oliwia.
- Naprawdę nic ci się nie stało?
- Nnie... nnic - powtórzył Jasper, zatrzymał się, oddał jej szalik i zaraz poszedł dalej.
Oliwia stała chwilę nieruchomo, trzymając w ręku szalik, który zaczął powiewać na wietrze.
- Biedny pan Dale - powiedziała cicho Sara do kuzynki.
- Biedna ciocia Oliwia - zawtórowała jej Felicja.
- Chwała Bogu, że wylądował na czymś miękkim - zauważył Bert McKay, kiedy zebrani
zaczęli się rozchodzić, radzi z bezpłatnego widowiska.
- O, tak! - zgodziła się pani Potts. - No i że nie poleciał głową w dół. Choć jego głowie
niewiele już chyba mogłoby zaszkodzić. - I oboje głośno się roześmiali.
Rozdział siódmy
Jeszcze tego samego dnia po południu Sara i Felicja rozłożyły na kuchennym stole pióra i
ołówki. Należało wykończyć pierwszy numer gazety.
Tytuł na pierwszej stronie głosił: „Bohaterski eksperyment - wynalazca z Avonlea próbuje
latać". Sara przerzucała kartki papieru, licząc je skrupulatnie. Felicja jednak - teraz, kiedy
dzieło było już bliskie końca, przestała się nim interesować i oglą-
115
dała ilustracje w magazynie „Tylko dla kobiet . Felek wbrew wszelkim zakazom bawił się
piłką w domu. Odbijał ją o kuchenne szafki; o mało nie trafił w stojącą na półce tacę z
lukrowanymi ciasteczkami. Podszedł tam, zjadł ciasteczko, oblizał palce i już sięgał po
następne.
Sara zmierzyła go groźnym wzrokiem.
- Nic dziwnego, że gazeta będzie taka cienka. Twój dział, Felku, świeci pustką.
- A co ja na to poradzę, że w tym tygodniu nikt się ani nie narodził, ani nie umarł - poskarżył
się chłopiec. - Choć dziś rano miałem przez chwilę nadzieję, że... - dorzucił oczekując, że
Sara się oburzy.
- Feliksie! Nawet nie mów takich rzeczy. Pan Dale mógł się ciężko zranić.
- Owszem, ktoś się urodził - zaprotestowała Felicja, podnosząc wzrok znad swojego
magazynu. -Rodzicom Beli Pognę urodził się synek.
- Nikt mi o tym nie powiedział. - Feliks sięgnął po następne ciasteczko. - Zresztą wcale nie
obiecywałem, że napiszę coś do tej waszej głupiej gazety. Powiedziałem tylko, że jeśli już,
to...
W tym momencie do kuchni weszła Hetty. Zapadła cisza. Ciotka spojrzała na tytuł.
- Idiotyczny wyczyn - westchnęła. - No, Towarzystwo Miłośników Avonlea będzie miało o
czym mleć jęzorami między jednym ciastkiem a drugim. - Podeszła do półki, by zdjąć z niej
tacę z ciasteczkami. Połowa znikła. Hetty odwróciła się i spojrzała groźnie na Felka. Ten udał
niewiniątko i gdy ciotka wzięła tacę, by zanieść ją do saloni-
116
ku, szarmancko otworzył przed nią drzwi. Jeszcze raz na niego spojrzała i wyszła. Kiedy
otworzyła drzwi do saloniku, dobiegł ich tubalny głos pani Potts.
- Czy wiecie, że córka Harriet Benson zakochała się śmiertelnie w pastorze z Carmody? W
metodyście!
Sara i Felicja wzniosły oczy ku niebu, ale Felek został przy drzwiach, żeby słuchać. Głos pani
Potts brzmiał jak dzwon.
- I tej niemądrej dziewczynie nic się nie da przetłumaczyć. Wcale nie chciała mnie słuchać.
Sara starała się nie zwracać na to uwagi i nadal pisała, a Felicja ukryła twarz w kobiecym
magazynie. Podszedł do niej z tyłu Felek i pociągnął za włosy.
- Co ty wyrabiasz, Feliksie. Daj mi spokój. Natychmiast.
- Długo rozmawiałam z nią i z jej nieszczęsnym ojcem - ciągnęła pani Potts. - I na nic się to
nie zdało. Zakochała się jak głupia, zupełnie jak Oliwia w Jasperze Dale'u. I wiecie, co w
końcu rodzina zrobiła z Ruby? Wysłali ją z domu...
- Chciałbym, żeby tego babsztyla też ktoś gdzieś wysłał - zauważył Felek.
- A ja chciałabym ciebie dokądś wysłać - odpowiedziała Felicja.
Sara z oburzeniem potrząsnęła głową.
- Pani Potts chętnie by radziła drzewom, jak mają rosnąć, gdyby tylko zgodziły się jej
słuchać.
- Pytam się ciebie, Hetty - nie dawała za wygra-
117
ną pani Potts - jak Oliwia w ogóle mogła zwrócić uwagę na takiego Jaspera Dale'a? Sara
zmarszczyła brwi.
- Dlaczego ona stale czepia się Jaspera?
Felek dostrzegł, że w misie na stole leży kilka jabłek. Wsadził je sobie pod koszulę i zaczął
kręcić się po pokoju, przedrzeźniając piersiastą panią Potts.
- Ona powinna udzielać porad w gazecie. Odpowiadać na listy. Mama stale czyta tę rubrykę w
„Tylko dla kobiet" i okropnie ją lubi.
Sara ożywiła się.
- Felicjo, to świetny pomysł! - zawołała. - Tego właśnie brakuje naszej gazecie. Musimy
utworzyć kącik porad, dla osób, które dręczą jakieś problemy...
Przerwał jej ten jakże donośny głos pani Potts.
- Dziewczęta w Avonlea nie są już takie jak za moich czasów...
Felek dalej udawał panią Potts i rozeźlił się, że dziewczynki nie zwracają na niego uwagi.
Klepnął Felicję po ramieniu - dopiero wtedy podniosła głowę. I obie z Sarą zatrzęsły się,
tłumiąc śmiech. Felek udając, że jest panią Potts, hasał po kuchni w takt jej słów.
- O, nie - powtórzyła pani Potts, a Felek z udanym oburzeniem rozdziawił usta. - Teraz
połowa dziewczyn to bezwstydnice, a reszcie brakuje 'w głowie oleju.
- Felek! Przestań! - jęknęła Sara bojąc się, że wybuchnie śmiechem.
- Nie wytrzymam... - zawtórowała jej Felicja.
118
Tymczasem Hetty bynajmniej nie była ubawiona plotkami pani Potts. Poczęstowała ją
ciasteczkami mając nadzieję, że w ten sposób przerwie potok słów. Nic nie pomogło. Pani
Potts wpakowała ciasteczko do ust, sięgnęła po dwa następne i z pełnymi ustami gadała dalej.
Zrezygnowana Hetty odstawiła tacę na boczny stolik. Pani Spencer, która także była w
saloniku, słuchała chciwie słów sąsiadki.
- Tym dziewuchom przydałaby się mocna ręka. To jasne jak słońce! Kiedy młoda panna
zadaje się z nieodpowiednim mężczyzną, powinna się w to wtrącić jej rodzina! - Pani Potts
spojrzała znacząco najpierw na panią Spencer, potem na Hetty.
Tego było Hetty za wiele. Głośno odstawiła filiżankę.
- Dosyć tego, Klaro - powiedziała, starając się opanować gniew. Wzięła pusty imbryczek do
herbaty - było to dobrą wymówką, żeby wyjść z saloniku.
Pani Potts podniosła brwi i spojrzała znacząco na panią Spencer.
- Widzę, Hetty, że trudno ci wytrzymać słowa prawdy! - zawołała za wychodzącą panną
King.
Kiedy Hetty wtargnęła do kuchni, by dolać do imbryczka wrzątku, Sara i Felicja dusiły się ze
ś
miechu.
Hetty spojrzała na Felka, który zaskoczony jej pojawieniem wypuścił spod koszuli jabłka.
Potoczyły się pod nogi ciotki.
- Feliksie King! - zgromiła Hetty chłopca. -Co ty wyprawiasz? - I nie czekając na odpo-
119
wiedź zawołała: - Już cię tu nie ma! Wszyscy macie natychmiast wyjść. Włóżcie płaszcze i
fora ze dwora!
Dzieci szybko się ubrały i ciotka wypuściła je kuchennymi drzwiami. Potem schyliła się i
pozbierała jabłka. Pokręciła głową, z trudem opanowując wybuch śmiechu.
Rozdział ósmy
Oliwia powolutku szła w kierunku ganku Różanego Dworku, a Jasper ustawiał tandem przy
płocie. Ubranie Jaspera wciąż było pomięte; mężczyzna co chwila zdejmował okulary - jedno
szkło pękło. Dogonił Oliwię pod drzwiami, spojrzała na jego przygnębioną minę i czule
wzięła pod ramię. Zamrugał z bólu i Oliwia uprzytomniła sobie, że to właśnie ramię Jasper
nadwerężył sobie spadając na stóg siana.
- Przepraszam cię, Jasperze - wyszeptała.
Jasper starał się uśmiechnąć, ale jakoś nie bardzo mu się to udało. Był tak przybity, że Oliwii
krwawiło serce.
- Nadejdzie dzień, kiedy wszyscy będą żałować, że się z ciebie śmiali. Ja wiem, że w końcu ci
się uda. - I spojrzała na niego z głęboką wiarą.
Jasper pokręcił głową; był tak przygnębiony, że trudno mu było wydobyć głos. Chciał ją
uściskać, ale dotknął tylko jej ramienia.
- Ty, Oliwio, jesteś zbyt wielką optymistką. I to wcale nie"jest dla nas dobre.
120
Teraz Oliwia zakłopotała się i spuściła oczy, żeby nie widzieć smutku narzeczonego.
- Nie mów tak, Jasperze - poprosiła i dotknęła jego ręki.
Jasper znów skrzywił się z bólu i roztarł ramię.
- Przepraszam. - Oliwia zrobiła taką minę, jakby to ją zabolało. - Poczekaj na mnie chwilę,
pójdę tylko po szal. - Uśmiechnęła się i wbiegła do domu. - Może lepiej wejdź i zaczekaj w
cieple! - zawołała znikając w sieni. Usłyszała głosy w saloniku i szybko pomknęła po
schodach, starając się nie zwrócić na siebie uwagi. Nie była w odpowiednim nastroju, by
wdawać się w towarzyskie pogawędki.
Zza rogu domu wyszli Sara, Felicja i Felek. Dziewczynki zajęte były rozmową.
- Nazwiemy ten dział „Dobre rady Madame X" - powiedziała Sara. - I będziemy pisać o
prawdziwych problemach ludzi.
Madame X mało interesowała Felka, za to ucieszył się na widok roweru Jaspera.
- Chodźcie! Poprosimy pana Dale'a, żeby dał się nam przejechać. - I nie czekając na
odpowiedź podbiegł do stojącego na ganku Jaspera.
- Panie Dale, panie Dale, niech pan nam pozwoli wsiąść na rower.
- Oczywiście, panie King - usłyszeli dobroduszny głos Jaspera. - Bardzo proszę.
Sara i Felicja natychmiast zapomniały o pani X i pobiegły za Felkiem na wyścigi. Której
pierwszej uda się wsiąść obok chłopca na ten cudowny rower?
- Ja jestem starsza! - wołała stateczna zwykle
121
Felicja, która ostatnio doszła do wniosku, że jest już zbyt poważną osobą, by mogła ją bawić
jazda na rowerze.
Jasper uśmiechnął się i wszedł do domu. Oliwia zostawiła otwarte drzwi, a zrobiło się
naprawdę chłodno. Stojąc w sieni usłyszał dobiegające z saloniku głosy i podziękował w
duchu swojej szczęśliwej gwieździe, że drzwi od saloniku są przymknięte i nikt nie może go
zobaczyć.
- No, drogie panie, zajmijmy się naszymi sprawami - mówiła właśnie Hetty i Jasper zamarł,
słysząc jej głos. Może jednak lepiej będzie wyjść? Ale jeśli go usłyszą? Nie, mądrzej będzie
się nie ruszać i czekać na powrót Oliwii.
- Skoro już mamy pieniądze na odmalowanie szkoły, musimy się zastanowić, kogo o to
poprosić - ciągnęła Hetty.
- Najlepiej Jaspera Dale'a. Może sobie pofruwać naokoło szkoły na tej swojej latającej
machinie -pani Potts zaśmiała się z własnego dowcipu, zawtórowała jej pani Spencer.
Jasper przełknął ślinę.
Hetty spojrzała groźnie na chichoczące kobiety, a pani Potts uznała, że Hetty King jest
doszczętnie wyprana z poczucia humoru.
- Mówiąc serio, Hetty, czy uważasz, że poważnemu człowiekowi mogłoby coś takiego
strzelić do głowy? Nie wierzyłam własnym oczom. I on ma zostać członkiem rodziny
Kingów!
- śal mi Oliwii - dodała pani Spencer. - Tyle przeżyła tego ranka. A Pan Bóg raczy wiedzieć,
co ją jeszcze czeka...
122
- Co chcesz przez to powiedzieć, Saro? - spytała Hetty lodowatym tonem nauczycielki.
Pani Potts i pani Spencer wymieniły spojrzenia, które mówiły, że Hetty King jest, jak na
nauczycielkę, naprawdę mało pojętna.
- Hetty - zaczęła pani Potts pojednawczym tonem. - Chyba ty też widzisz, że Jasper Dale jest
dla niej niezbyt odpowiednim mężczyzną. W porównaniu do Edwina Clarka to niepoprawny
fantasta. Wariat.
- A Oliwia mogła zrobić taką świetną partię -dorzuciła przesłodzonym tonem pani Spencer.
- Hetty, my naprawdę martwimy się o Oliwię. Icoz reputacją waszej rodziny? Czy naprawdę
dopuścisz, żeby twoja siostra zmarnowała sobie życie?
Hetty wyprostowała się.
- Moje panie. Nieważne, co ja myślę o Jasperze Dale'u. To sprawa Oliwii. Nie należę do osób,
które wtrącają się do cudzych spraw. Nie mam nic więcej do powiedzenia. Może wreszcie
wrócimy do tematu naszego dzisiejszego spotkania.
Jasper stał jak skamieniały. Szumiało mu w uszach. Zlodowaciały mu ręce i nogi. Przez
chwilę nie bardzo wiedział, gdzie jest. Usłyszał przed domem śmiech Felka i Sary. Szybko
wyszedł, zamykając za sobą możliwie cicho drzwi.
- Felicjo, musisz mocniej pedałować - Felek napomniał przez ramię siedzącą z tyłu siostrę.
- Ściąga nas w bok, bo ty nie umiesz kierować -odcięła się Felicja.
123
Sara stała przy bramie i otwarcie się z nich śmiała.
Jasper podszedł do niej ze spuszczoną głową, okrywając się połami długiego płaszcza. Sara
powitała go uśmiechem.
- To jest cudowny rower, panie Dale. I cudowna jest ta pana machina do latania! Napisaliśmy
o niej na pierwszej stronie naszej gazety.
Jasper minął ją i bez słowa zaczął się oddalać. Sara zastanawiała się przez chwilę.
- Felku! - zawołała wreszcie. - Wracaj. Panu Jasperowi potrzebny jest rower!
- Nie, nie - mruknął Jasper. - Możecie go sobie zatrzymać. Od tej chwili jest wasz.
Felek nie posiadał się z radości.
- Naprawdę? Naprawdę pan go nie chce? Jasper przyśpieszył kroku. Sara wpatrywała się
w jego plecy. Coś musiało się zdarzyć. Coś bardzo złego.
Oliwia zbiegła ze schodów. W końcu udało jej się znaleźć szal, niebieski, ulubiony szal
Jaspera. Okazało się, że to na dnie szafy leżała owinięta w niego stara lalka Sary. Oliwia
miała nadzieję, że Jasper wybaczy jej, iż tak długo musiał czekać. Usłyszała głos Hetty.
- Obliczyłam, że na odmalowanie szkoły mamy osiemdziesiąt cztery dolary i szesnaście
centów.
Oliwia zdziwiła się, że Jasper nie posłuchał jej rady i nie wszedł do sieni, ale dobiegły ją
głosy dzieci i pomyślała, iż Jasper gawędzi z nimi przed domem.
124
Wyszła i zobaczyła z ganku, jak Felek odjeżdża na rowerze, a za nim biegnie Felicja. Sara
stała pod bramą, ale Jaspera nie było.
- Saro! - zawołała. - Nie wiesz, gdzie podział się Jasper?
- Poszedł sobie parę minut temu.
Felek już dawno zawrócił i był zupełnie blisko.
- I wie ciocia co? Dał nam ten rower! Oliwia przełknęła ślinę i zagryzła wargi.
- Nic nie powiedział, dokąd idzie?
- Nie - odpowiedziała Sara. - Ale tak się śpieszył, jakby miał do załatwienia coś bardzo
ważnego.
Przybita i zdziwiona Oliwia wróciła do domu.
Rozdział dziewiąty
Na biurku redaktorskim leżało zdjęcie bardzo przejętych swoją rolą nowożeńców. Nad
biurkiem nachylali się Oliwia i Karol Pinker.
- O ślubie nie powinno się pisać na pierwszej stronie - oświadczył Karol. - Tego jeszcze nigdy
nie było! A w dodatku pan Biggins wyhodował dynię, która waży całe dwadzieścia funtów!
To jest wiadomość!
Oliwia zaczerpnęła powietrza. Starała się zachować cierpliwość, ale spędziła już z panem
Pinkerem cały długi dzień i było jej coraz trudniej.
- Panie Pinker - powiedziała wreszcie cicho i łagodnie. - Nie mamy zdjęcia tej dwudziesto-
125
funtowej dyni, a jestem głęboko przekonana, że zdjęcie na pierwszej stronie przyciąga uwagę
kupujących.
- No to niech Jasper Dale sfotografuje tę dynię. - Pan Pinker mówił takim tonem, jakby
zwracał się do dziecka.
- Kiedy Jasper od dwóch dni nawet tutaj nie zajrzał! - wybuchła Oliwia. - Panie Pinker, nie
mamy już czasu. Muszę nalegać, żeby na pierwszej stronie umieścił pan to zdjęcie i opis
ś
lubu.
Głos Oliwii drżał. Odwróciła się, by się nie zdradzić ze swoimi uczuciami. Pan Pinker
zmrużył oczy.
- Jak pani sobie życzy... szefowo - warknął. Chwycił fotografię, odwrócił się na pięcie i
wyszedł.
Oliwia głęboko odetchnęła i wróciła do biurka. Rozległ się dzwonek i otworzyły się drzwi
redakcji. Oliwii zamarło serce - wszedł Jasper. Skinął jej głową i zaczął wkładać do
sfatygowanej teczki leżący na bocznym stole sprzęt fotograficzny.
- Pomyślałem sobie, że powinienem zabrać te klisze - mruknął.
Oliwia wpatrywała się w niego. Nie wiedziała, co zrobić, co powiedzieć. Jasper unikał jej
wzroku, za to pan Pinker przyglądał im się z nie ukrywaną ciekawością.
- Są mi potrzebne - ciągnął Jasper. Szybko zamknął teczkę i ruszył w kierunku drzwi.
Oliwii udało się wreszcie wydobyć głos. Wstała.
- Jasperze... - szepnęła.
Jasper zatrzymał się i po chwili odwrócił.
126
- Słucham.
Oliwia zagryzła wargi; bała się, że Jasper zauważy, jak drżą jej usta.
- Jasperze, przecież masz w domu mnóstwo klisz. Czy to oznacza, że nie chcesz już robić dla
nas fotografii?
Jasper spuścił głowę, jakby zainteresowały go nagle własne buty, i nic nie odpowiedział.
Oliwia widziała wzrok Pinkera, ale mało ją to obchodziło. Musi dowiedzieć się, co się stało -
czemu Jasper jej unika. Szybko podeszła do drzwi, bojąc się, że ukochany zniknie w nich bez
słowa.
- Cały czas zastanawiam się, czemu wtedy tak nagle odszedłeś... Nawet się nie pożegnałeś -
powiedziała cicho, mając nadzieję, że pan Pin-ker jej nie usłyszy. - Czy masz do mnie o coś
pretensję?
Jasper po raz pierwszy na nią spojrzał; w jej oczach malowała się rozpacz.
- Nnie... ppo prostu przypomniałem ssobie, że mam coś ważnego do załatwienia i...
- Panno King, może będzie pani łaskawa rzucić okiem na pierwszą stronę. Chcę być pewien,
ż
e wszystko jest w porządku... - przerwał Jasperowi ironiczny głos pana Pinkera. Oliwia nie
była jednak w stanie odpowiedzieć. W milczeniu wpatrywała się w Jaspera.
- O ile, oczywiście, znajdzie pani chwilę czasu -dorzucił Karol.
Oliwia nerwowo odchrząknęła; nie bardzo wiedziała, co robić. W głowie kłębiły jej się myśli.
- O której przyjdziesz po mnie w sobotę? Chyba
127
nie zapomniałeś o uroczystości w szkole? - spytała wreszcie.
Jasper milczał.
- Wiesz przecież, że mam wręczyć czek. - Oliwia zadrżała, obawiając się odpowiedzi.
Zakłopotany Jasper przestępował z nogi na nogę.
- Hm... zapomniałem ci powiedzieć... - mruknął wreszcie, przeczesując palcami włosy. - Nie
będę mógł ci towarzyszyć. Jadę do Markdale, by sfotografować jakiś zjazd rodzinny.
- Zjazd rodzinny? - powtórzyła Oliwia. Nie potrafiła opanować drżenia głosu.
Jasper otworzył drzwi.
- Zresztą lepiej, żebyś poszła sama. - I szybko wyszedł, a Oliwia, bliska łez, usiadła przy
biurku.
Pan Pinker wsunął do pokoju głowę, spojrzał na nią i z zadowolonym wyrazem twarzy
powrócił do swoich kaszt drukarskich.
Rozdział dziesiąty
W sklepie panował spokój. Mówi się, że klienci przyciągają klientów. Tak właśnie
powiedziałby pan Lawson, gdyby się go ktoś spytał, dlaczego chwilami nie może sobie dać
rady z obsługiwaniem kupujących, a kiedy indziej czeka bezczynnie.
Dziś jak zwykle przesiadywał w sklepie Bert McKay i pan Lawson zaczął studiować
inwentarz.
128
ś
aden z dżentelmenów nie zwracał uwagi na Sarę Stanley, która przeglądała jeden z
katalogów mody damskiej. Ale tylko pozornie była tym zaabsorbowana, bo tak naprawdę
nadstawiała uszu, żądna jakiejś ciekawej plotki. Jako szanująca się dziennikarka miała w
kieszeni fartuszka notatnik i ołówek.
Bert odszedł od pękatego piecyka, by pogadać z panem Lawsonem, który zaczął liczyć
stojące na półce puszki z przecierem pomidorowym.
Bert klepnął pana Lawsona po ramieniu.
- Co powiesz, Ed, o jutrzejszych wyścigach w Summerside? Na którego konia byś postawił?
Pan Lawson skrzywił się, bo pomylił się właśnie w liczeniu.
- Nie mam pojęcia - odparł dość opryskliwie.
- Nie wygłupiaj się - nalegał Bert. - Ostatnio sprzyjało ci szczęście!
Pan Lawson podniósł brwi.
- Sprzyjało, nie sprzyjało... Elwira kazała mi całą tę nieuczciwie zdobytą forsę położyć w
niedzielę na tacy.
Sara nadstawiła uszu i wyjęła notatnik. Bert roześmiał się.
- Na to w tym tygodniu będziesz miał po swojej stronie samego Pana Boga.
- Bo ja wiem... - Pan Lawson z namysłem podrapał się w głowę.
Rozległ się dzwonek przy drzwiach i wszedł Jasper. Pan Lawson zachmurzył się i spojrzał na
swoją zabandażowaną rękę, a potem na ciemne plamy
9 — Niepoprawny fantasta
na suficie. Jasper znikł za rzędem ciężkich płaszczy od deszczu.
Pan Lawson i Bert McKay przysunęli się do lady i ściszyli głos, Sara jednak słyszała każde
słowo.
- Nie, Bercie. Nie będę się już więcej zakładał -oświadczył beznamiętnie pan Lawson,
odkładając inwentarz do szuflady. - To staje się nałogiem, tak jak alkohol, i potem trudno
przestać. A poza tym źle wpływa na małżeństwo. - Zsunął okulary z nosa i spojrzał w
kierunku płaszczy, żeby sprawdzić, czy Jasper znów nie zamierza podpalić mu sklepu. Ruszył
w tamtą stronę, ale zatrzymał się i zagryzł wargi. Podszedł do Berta.
- Typuję Białą Gorączkę - powiedział szeptem. - Ale mówię ci to tylko dlatego, że ostatnio
wziąłeś mnóstwo rzeczy na rachunek!
- Ależ, Ed, wszystko zapłacę. Przysięgam. Czy dwa lata temu nie sprawdziłem ci całej księgi
rachunkowej? Gazecie też pomogłem w obliczeniach. Mam głowę do interesów! Tyle że
ostatnio prześladuje mnie pech.
Pan Lawson pokręcił głową.
- Jakbyś się zajął jakąś uczciwą pracą, zamiast sterczeć na torze wyścigowym, to byś nie
mówił o pechu.
Bert uśmiechnął się.
- Masz rację. Masz rację. - Poszedł w kierunku drzwi i w ostatniej chwili się zatrzymał.
- Więc powiadasz, że na Białą Gorączkę można liczyć?
Pan Lawson przyłożył palce do ust.
- Tylko nikomu o tym nie mów - ostrzegł.
130
Sara spojrzała znad notatnika i triumfalnie zatknęła ołówek za ucho. A to się ucieszy Felicja!
Madame X będzie mogła wziąć się do roboty. Dziewczynka, przez nikogo nie zauważona,
wymknęła się ze sklepu.
W przytulnej kuchni farmy Kingów pachniało smakowicie świeżo upieczonym chlebem i
duszoną wołowiną. Felicja pomagała matce zmywać po kolacji, a ojciec zasiadł w ulubionym
fotelu i czytał gazetę. śywy obraz domowego szczęścia. Okazało się, że pozory mylą.
Jana westchnęła ciężko i roztarła plecy. Była w zaawansowanej ciąży i tego dnia dziecko
dawało jej się we znaki. Uśmiechnęła się jednak i pogłaskała po ramieniu najstarszą córkę.
- Dzięki za pomoc, kochanie - powiedziała, a Felicja odstawiła na półkę wytarte talerze.
Jana zdjęła fajerkę z pieca i pogrzebaczem poruszyła żarzące się bierwiona. Ale nie pojawiły
się płomienie.
- Wygasa nam ogień - powiedziała do męża. śadnej odpowiedzi. Westchnęła znów i zajrzała
do skrzyni na opał. Była pusta.
- Alku, może byś mi przyniósł kilka szczap -zawołała przez ramię. Mąż nadal milczał.
Podeszła do niego i okazało się, że śpi z twarzą zakrytą gazetą. Zirytowana Jana przymknęła
oczy. Ach ci mężczyźni! Potrząsnęła pana Kinga za ramię.
Alek mruknął coś i otworzył oczy. Patrzyła na niego z wyrzutem.
131
- Doprawdy, Alku! - powiedziała z naganą w głosie i trzepnęła go ścierką. - Nareszcie
skończyłam zmywać i moglibyśmy chwilę pogadać, a ty co? Spisz? To raczej j a miałabym
prawo do drzemki.
- Wcale nie spałem - zaprotestował Alek i złożył gazetę, którą odgrodził się od świata.
- Owszem, spałeś - zganiła go jeszcze raz Jana. - Jak niemal co wieczór. - I dodała
łagodniejszym tonem: - Kiedyś cały dzień czekałeś, żeby ze mną wieczorem pogawędzić.
Rodzice nie zwracali uwagi na Felicję, która ustawiła na półce ostatnie talerze i wyciągnęła z
kieszeni ołówek oraz notesik.
- Jeśli już teraz jesteś taki zmęczony, co będzie, gdy urodzi się dziecko?
Alek odchrząknął i odłożył gazetę.
- Przykro mi, że się ze mną nudzisz... Ale w tej chwili przerwała mu Felicja.
- Czy mogę na parę minut polecieć do Sary? Musimy... chcemy razem odrobić lekcje.
Jana spojrzała na córkę rada, że Felicja tak się przykłada do nauki. I pomyślała z dumą, że
kiedy już urodzi się dziecko, będzie miała z niej wyrękę.
- Dobrze. Tylko wróć, nim się ściemni.
- Zgoda... Do widzenia! - Trzasnęły drzwi. Alek spojrzał na żonę i z uśmiechem wziął ją za
rękę.
- Czy ja dobrze słyszałem, że zabrakło nam opału?
Jana odpowiedziała mu uśmiechem.
132
- Cud, że mnie w ogóle słyszałeś!
- Mówiłem ci już, że wcale nie spałem. Zamknąłem oczy, żeby sobie odpoczęły.
- Odpoczęły! - zakpiła Jana, tłumiąc śmiech. Alek wstał z wygodnego fotela i ruszył w
kierunku drzwi. Za nim poszła Jana.
- Przepraszam cię - powiedziała i znów zabłysły jej oczy. - Ale cały dzień marzę, żeby sobie z
tobą pogadać, a już niedługo nie będziemy mieć chwili czasu.
Alek objął ją i ucałował.
- Zaraz wracam.
Niestety, Felicja była już daleko i nic nie wiedziała, że krótka sprzeczka rodziców zakończyła
się happy endem.
Sara i Felicja siedziały nachylone nad stołem. Przygotowywały „Dobre rady Madame X".
- „Musi mi pani dopomóc, Madame X" - Felicja powolutku odczytywała bazgroły Sary. -
„Mam skłonność do hazardu, nie mogę się oprzeć pokusie grania na wyścigach. Cierpi na tym
moje życie rodzinne. Co robić? Zrozpaczony".
Felicja podniosła głowę. W jej oczach zapaliły się figlarne chochliki.
- Czy pan Lawson naprawdę tak powiedział? -Jakoś było jej trudno w to uwierzyć.
- No, niedokładnie - uśmiechnęła się Sara. -Trochę może przesadziłam.
Rozdział jed
133
Felicja wzięła ze stołu swoją kartkę.
- Posłuchaj teraz tej odpowiedzi: „Droga Męczennico! Lepiej już chrapać, niż wyrzekać.
Pewnie twój mąż dlatego zasypia, że ma dosyć twoich lamentów..."
Sara zajrzała Felicji przez ramię.
- Już wiem, jak to zakończyć! „Przestań lamentować, a twój mąż przestanie chrapać!" Jak ci
się to podoba?
- Wspaniałe! - Felicja zaczęła szybko pisać. -Jeszcze podpis: Madame X. - Spojrzała na
zabaz-graną stronniczkę. - Czy to się aby da odczytać? Ledwie już od tego pisania ruszam
palcami.
- Jeśli chcesz, przepiszę wszystko na czysto -zaofiarowała się Sara. - I przyniosę jutro do
szkoły. Zaczniemy robić kopie. - Dalsze plany przerwało pojawienie się ciotki Hetty. Na
widok Felicji podniosła wysoko brwi.
- Ejże, Felicjo, chyba już najwyższy czas wracać do domu - oświadczyła surowo. - Saro,
proszę do łóżka.
Felicja grzecznie skinęła głową i podała Sarze trzymaną w ręku kartkę.
- Do jutra, Saro. - Zrobiła dramatyczną pauzę i uśmiechnęła się. - A może powinnam
powiedzieć: do jutra, Madame X?
Obie dziewczynki wybuchnęły śmiechem, a Hetty obrzuciła je groźnym wzrokiem.
- Madame X? Kim jest ta Madame X? Felicja i Sara spojrzały na siebie porozumiewawczo i
tylko się uśmiechnęły.
134
- No, zmykaj, Felicjo. - Hetty straciła cierpliwość. - Jana gotowa pomyśleć, że zgadzam się,
by dzieci chodziły późno spać.
Felicja zaczęła szykować się do wyjścia i w tym momencie pojawiła się przygnębiona i
zmęczona Oliwia. Niosła pod pachą wielki skoroszyt.
- Dobranoc, ciociu Hetty! Dobranoc, ciociu Oliwio! - zawołała wychodząc Felicja.
Sara z niepokojem spojrzała na ciotkę Oliwię. Oliwia strasznie się zmieniła, była blada;
wydawało się, że w ciągu tych ostatnich dni przybyło jej kilka lat.
- Ciociu Oliwio, dlaczego nie przyszła ciocia na kolację?
- Bo musiałam się zająć paroma sprawami. Sara uściskała Oliwię.
- Dobranoc, Saro - powiedziała Oliwia, smutno się uśmiechając.
Sara z powrotem usiadła przy stole. Ciotka najwyraźniej czymś się martwi; nie powinna jej
teraz opuszczać.
Ale Hetty była innego zdania.
- Dobranoc, Saro - powiedziała znaczącym tonem.
I Sara niechętnie wstała.
Hetty krzątała się przy piecu; nalewała na talerz zupę z garnka, który zostawiła na ogniu.
Spojrzała spode łba na młodszą siostrę.
- Spóźniłaś się - stwierdziła sucho, a Oliwia dalej milczała. - Ale dopilnowałam, żeby
wszystko było jeszcze ciepłe.
135
Postawiła przed Oliwią talerz z zupą. Oliwia tymczasem otworzyła skoroszyt i wyjęła z niego
plik papierów.
- Dziękuję ci, Hetty. Ale zupełnie nie jestem głodna. Muszę jeszcze przygotować do druku
kilka artykułów - jutro zamykamy numer.
Przerwała nagle - dała się porwać tłumionym przez cały dzień emocjom. Ukryła twarz w
dłoniach...
- Hetty, ja już zupełnie nie wiem, co robić... -wyszeptała drżącym głosem.
- Ale o co chodzi? - zapytała Hetty.
- O Jaspera. - Głos Oliwii brzmiał tak, jakby miała wybuchnąć płaczem.
Hetty podniosła brwi.
- O Jaspera? A co się stało?
Hetty wypowiedziała to zdanie niezbyt życzliwym tonem, ale przygnębiona Oliwia wcale
tego nie zauważyła.
- Zupełnie nie mogę zrozumieć, dlaczego on wtedy tak nagle zniknął... Nawet się nie
pożegnał.
Sara była jeszcze w sieni i usłyszała słowa ciotki. Podeszła na palcach do drzwi i wyciągnęła
notatnik.
- Coś musiało zajść... - ciągnęła Oliwia przełykając ślinę, by stłumić szloch.
- No przecież zaszło! Wylądował w tym stogu siana! Coś takiego wystarczy, żeby człowiek...
- zaczęła Hetty, ale Oliwia nie dała jej dokończyć.
- On zostawił tu rower, Hetty. Ten sam, który skonstruował specjalnie dla nas. A teraz
zachowuje się tak, jakby mu na mnie wcale nie zależało.
136
Dlaczego? Chciałabym zrozumieć, dlaczego... -głos Oliwii załamał się.
Hetty od tamtego zebrania Koła Miłośników Avonlea starała się nie wtrącać do spraw Oliwii.
ś
al jej było siostry, ale nigdy nie potrafiła okazywać swoich uczuć. Teraz pogłaskała tylko
Oliwię po ramieniu.
- Proszę cię, zjedz kolację. A ja tymczasem zaparzę ci herbaty. - Według Hetty filiżanka
herbaty była najlepszym lekarstwem na wszystkie bolączki świata.
Sara po cichutku wycofała się na schody, ale także i tam dobiegł ją głos ciotki.
- Kiedy się zaręczyliśmy, od razu wiedziałam, że to jest zbyt piękne, żeby mogło trwać.
- Hm... tak bym tego nie określiła - odpowiedziała Hetty. Rozległ się szczęk filiżanek i spo-
deczków.
Pogrążona w myślach Sara wspinała się po schodach. Przystanęła wreszcie i zaczęła pisać.
- Mój narzeczony - czytała na głos - jest bardzo nieśmiałym człowiekiem. Ostatnio zaczął
mnie unikać. Wcale nie wiem dlaczego. Co mam począć? Podpis: „Serce w rozterce".
Rozdział dwunasty
Wstał rześki słoneczny ranek. Sara też wstała wcześnie i usiadła przy kuchennym stole, by
skończyć swoje listy do Madame X. Z zadowoleniem przeczytała ostatnią odpowiedź.
137
- Drogie „Serce w rozterce". Porozmawiaj szczerze ze swoim narzeczonym. Od tego zależy
twoje szczęście. Podpis: Madame X.
Odłożyła tę kartkę na stos innych, które zamierzała zabrać z sobą do szkoły, a które leżały tuż
obok skoroszytu Oliwii.
- Saro! - zawołała Hetty wkładając ciepły sweter. - Pośpiesz się, bo obie spóźnimy się do
szkoły. Ja wychodzę za minutę.
- Muszę wziąć podręcznik! - krzyknęła Sara i pobiegła po niego do sypialni. W drzwiach
wpadła na bardzo mizernie wyglądającą Oliwię.
Hetty z niepokojem przyjrzała się siostrze.
- Co, zaspałaś? Dziewczyno, wyglądasz, jakby cię z krzyża zdjęli.
- Dziękuję ci, Hetty - odpowiedziała z ironią Oliwia. - Jakoś w ogóle nie mogłam zasnąć.
Oliwia wzięła swój skoroszyt, ale wymknął jej się z rąk i na stół posypały się kartki.
- Niech to diabli! - wykrzyknęła Oliwia. Zaskoczona Hetty spojrzała na nią z oburzeniem.
Takie słowa w ustach jej siostry! Tego jeszcze nie było.
Oliwia wzięła głęboki oddech, zebrała papiery ze stołu i wepchnęła je do skoroszytu.
Wybiegła zatrzaskując za sobą drzwi.
Hetty spojrzała na przypięty do swej bluzki zegareczek. Wyjrzała do sieni i zawołała:
- Saro! Spiesz się. Nie zamierzam już dłużej czekać.
Sara wpadła do kuchni z książką w ręku. Przystanęła - stół był pusty.
138
- Ciociu Hetty! - zawołała w panice. - Tu leżały moje listy do naszej gazety. Co się z nimi
stało?
- Trudno, żebym pilnowała wszystkich waszych rzeczy - brzmiała ostra odpowiedź. - No
chodź już! - nakazała i znikła.
Sara jeszcze raz spojrzała na stół i półkę.
- Może zostawiłam je w sypialni! - wykrzyknęła.
- Wychodzimy! - usłyszała zdenerwowany głos Hetty. Otworzyły się i zamknęły frontowe
drzwi. Zrozpaczona Sara pobiegła za ciotką, mrucząc pod nosem: - Ciekawa jestem, co powie
na to Felicja.
Oliwia wyszedłszy z Różanego Dworku zamierzała udać się prosto do redakcji, ale gdy
znalazła się na rozwidleniu dróg, z których jedna prowadziła na farmę Jaspera, nie mogła się
oprzeć pokusie i zamiast w lewo, skręciła w prawo. Wtedy pod sklepem zachowała się
strasznie niemądrze. Nie powinna była nikomu mówić o tym, że Jasper chce wypróbować swą
latającą machinę. Tak, to tym swoim gadulstwem musiała zrazić do siebie Jaspera. Im dłużej
o tym rozmyślała, tym bardziej była tego pewna.
Po chwili przypomniała sobie wyraz twarzy narzeczonego, gdy stał przed sklepem nad beczką
z wodą, do której wrzucił dymiący stelaż. Publiczny pokaz działania tostera to także był jej
pomysł. Po co opowiadała o jego wynalazkach? Czemu nie wystarczyło jej to, że o n a wie,
jakim Jasper jest wspaniałym i mądrym człowiekiem? Dlaczego stale powtarzała to wszem
wobec?
139
- Mówiłam, bo byłam z niego taka dumna - odpowiedziała samej sobie, ale zaraz pojawiły się
w jej głowie wątpliwości.
Czy tylko o to chodziło? Czy nie zależało jej przypadkiem na tym, żeby wszyscy niewierni
Tomasze przekonali się, że Jasper jest kimś, za kogo warto wyjść za mąż? śeby zobaczyli, że
nie wychodzi za „byle kogo"? Oliwia przystanęła, zagryzła wargi, by powstrzymać
napływające do oczu łzy; łzy jednak zaczęły skapywać jej po policzkach. Tak, było w tym
sporo prawdy. Nie zmieniało jednak faktu, że kochała go całym sercem, że nie mogła bez
niego żyć. Tylko to się liczyło. Nie będzie się przejmować tym, co myślą o jej związku
ludzie.
W tym miejscu droga skręcała i Oliwia zobaczyła farmę Jaspera. Z komina domu unosił się
dym.
Przyśpieszyła kroku; była pewna, że o tej porze Jasper wyszedł już z domu i siedzi w swojej
pracowni. Podeszła do szopy i po chwili zastukała. Cisza, tylko gdzieś na tyłach zgrzytnęła
okiennica. Zastukała drugi raz i przysięgłaby, że w środku ktoś się poruszył. Spróbowała
otworzyć drzwi, ale były zamknięte.
- Jasperze! - zawołała. - Jasperze!
W pracowni pełno było rozmaitych części starych rowerów, wisiały latawce i skrzydła,
wszędzie walały się rury i śruby. Drzwi z tyłu prowadziły do ciemni. Na samym środku izby
stał Jasper, a na jego twarzy malowała się rozterka. Usłyszał kroki Oliwii, jeszcze nim
zastukała.
- Jasperze, proszę cię - znów usłyszał jej głos. -Muszę z tobą pomówić...
140
Jasper zupełnie nie wiedział, co robić. Z bólem słuchał zrozpaczonego głosu Oliwii.
- Jasperze! - po raz trzeci zawołała Oliwia takim tonem, jakby miała się rozpłakać.
Zrobił parę kroków w kierunku drzwi, ale w ostatniej chwili zatrzymał się. Usiadł na starym
drewnianym krześle i potarł czoło. Od wielu już dni walczył z sobą. Doszedł jednak do
wniosku, iż dobrze się stało, że usłyszał, co myślą o nim przyjaciółki Hetty. Nie pozwoli, by
Oliwia unie-szczęśliwiła się, wychodząc za niego za mąż. Nigdy nie miał wysokiego
mniemania o sobie i uznał, że w tych małomiasteczkowych plotkach jest sporo racji.
Oliwia wciąż czekała; była przekonana, że Jasper jest w środku.
- Uważam, że powinniśmy porozmawiać... -Oparła się bezradnie o szorstkie i obdrapane z
farby drzwi. - Co się stało? Czym cię do siebie zraziłam?
ś
adnej odpowiedzi. Oliwia wierzchem dłoni otarła oczy. I wzdychając odeszła.
Rozdział trzynasty
W redakcji „Kroniki Avonlea" panowała cisza. Pinker przeglądał artykuły ze skoroszytu
Oliwii. Wziął arkusz kancelaryjnego papieru i przyjrzał mu się z zainteresowaniem. A potem
spojrzał na Oliwię, która siedziała przy swoim biurku i patrzyła w przestrzeń.
141
- Panno King...
Oliwia nie usłyszała. Pan Pinker głośno chrząknął.
- Panno King!
Oliwia zerwała się, strącając z biurka stertę papierów.
- Słucham, panie Pinker.
- Czy życzy pani sobie, żeby ten cały materiał umieścić w numerze? - spytał nazbyt już
uprzejmym tonem.
- Owszem, panie Pinker - powiedziała dość ostro Oliwia i uklękła, żeby zebrać rozsypane
rachunki, które miała po południu zanieść do banku.
- Nie chciałbym zrobić niczego bez pani zgody - mruknął zecer.
Oliwia wstała i obciągnęła spódnicę.
- Wczoraj wszystko przejrzałam. Może pan rozpocząć skład. Proszę pamiętać, że o czwartej
numer musi już być gotowy.
Pan Pinker spojrzał z cichą satysfakcją na trzymany w ręku arkusz.
- Jak pani sobie życzy, szefowo.
- No to sprawa załatwiona, pani Lawson -oznajmiła Oliwia. - Na pewno będzie pani
zadowolona z tego nowego ogłoszenia na pierwszej stronie.
Panna King z uśmiechem schowała notatnik. Dzień zaczął się fatalnie. Potem jednak
wszystko zaczęło się układać. W zastępstwie pana Tylera udało jej się pozytywnie załatwić
sprawy w banku,
142
a teraz pani Lawson dała się namówić na nowe ogłoszenie. Przez jakiś czas państwo
Lawsonowie nie zamieszczali w „Kronice" ogłoszeń; uznali, że korzystniej będzie ogłaszać
się w gazecie Summer-side. Uważali bowiem, że w Avonlea i tak wszyscy znają ich sklep.
Oliwia wytłumaczyła im, że reklama zwiększa zawsze sprzedaż, nie mówiąc o tym, że do
Avonlea ciągle ktoś przyjeżdża i powinno się przyciągnąć uwagę przybyszy. Pierwsze
ogłoszenie po przerwie miało się ukazać dziś po południu; Oliwia widziała, że pani Lawson
raz po raz zerka przez okno, czy nie nadjeżdża już furgon dostawczy. No i właśnie nadjechał.
- Masz głowę do interesów, Oliwio - poklepała ją po ramieniu. - Musisz być z siebie bardzo
dumna, tak niedawno zaczęłaś pracować, a już...
- No, są wreszcie! - zawołał pan Lawson i szeroko się uśmiechając wniósł do sklepu duży plik
gazet. Rozciął sznur. Zgromadziło się wokół niego kilku klientów - czekali na swoje
egzemplarze.
- Edwardzie! - zawołała pani Lawson - przynieś nam tu gazetę, obejrzymy sobie nasze nowe
ogłoszenie.
Oliwia pomyślała, że pani Lawson zachowuje się jak dziecko w dniu Gwiazdki.
Pan Lawson spełnił posłusznie polecenie żony. Sam był zresztą jeszcze bardziej ciekaw niż
ona. Starannie rozłożył gazetę. Pani Lawson zaglądała mu przez ramię. Potem odebrała mu ją.
- Oliwio, wspaniale! Bardzo podoba mi się rodzaj czcionki! - I przeczytała: - „W sklepie
Lawso-
143
nów czujesz się jak w domu!" - To świetnie brzmi, nie uważasz, Edwardzie?
- Jak mam nie uważać, skoro sam to wymyśliłem - oburzył się pan Lawson.
Pani Lawson przebiegła oczami całą pierwszą stronę.
- A to co? Macie nową rubrykę? Madame X... Kto to jest Madame X? - sklepikarka
roześmiała się, była pewna, że to także jest nowym pomysłem Oliwii.
Oliwia, przerażona, otworzyła szeroko oczy.
- Madame X? Nic nie wiem o żadnej Madame X - wykrztusiła drżącym głosem i zajrzała
przez ramię pani Lawson.
Ta zachwycała się.
- Zupełnie jak w „Tylko dla kobiet". Edwardzie, posłuchaj! - zaczęła czytać: - „Droga
Madame X, musi mi pani dopomóc. Mam skłonność do hazardu, nie mogę się oprzeć pokusie
grania na wyścigach. Cierpi na tym moje życie rodzinne. Co mam robić? Zrozpaczony".
Ostatnie parę linijek pani Lawson odczytała głosem, który skrzypiał jak stara płyta
gramofonowa.
- Edwardzie Lawson! Jak śmiałeś napisać coś podobnego? - spytała chrapliwym szeptem.
- Ależ, Elwiro, ja tego nie napisałem - zaczął się tłumaczyć jej nieszczęsny małżonek. -
Przysięgam ci...
Oliwia wyrwała pani Lawson gazetę.
- Czy mogę to sama zobaczyć?
Paru klientów podeszło; rozległ się szmer rozmów.
144
- Aha, rozumiem. Więc to twoja sprawka, Oliwio. - W głosie pani Lawson zabrzmiało
oburzenie. - Jesteś gotowa na wszystko, byle tylko przyciągnąć czytelników. A my
uważaliśmy cię za przyjaciółkę. Nigdy jeszcze nie spotkałam się z taką bezwzględnością. Dla
własnej sławy i chwały wywlekasz na wierzch prywatne sprawy znajomych.
Elwira Lawson jeszcze nigdy dotąd nie wygłosiła tak długiego przemówienia. Drżał jej głos.
- Elwiro - przerwała jej przybita Oliwia. -Przysięgam ci, że nie wiem, skąd się tu wzięła ta
rubryka.
- Jesteś przecież redaktorką tego numeru - powiedziała wolniutko pani Lawson i wokół
rozległ się zgodny pomruk tłumu.
- Owszem! - Oliwia była teraz czerwona jak burak. - I dojdę, co się stało.
Mówiąc to wybiegła ze sklepu.
Jana King chichotała, czytając ostatni numer „Kroniki". Zwykle nie marnowała czasu na
studiowanie gazety, choć pracowała w niej jej szwagierka. Kiedy jednak ukazywała się
gazeta, Jana znała już na ogół wszystkie miejscowe wiadomości. Tymczasem dzisiaj było
inaczej! Usłyszała, że Alek wchodzi do domu, i zawołała nie podnosząc znad gazety oczu:
- Alek! Cóż to za pomysł, ta nowa rubryka Madame X! Nie chce mi się wierzyć własnym
oczom. Każdy będzie wiedział, że ona pisze o Lawsonach! Jak oni muszą się czuć...
10 — Niepoprawny fantasta
145
- Przeczytaj dalej, Jano - powiedział Alek; on także trzymał w ręku egzemplarz gazety. - Na
pewno następny list jeszcze bardziej cię rozśmieszy.
Słysząc ton jego głosu, Jana przestała się śmiać. Przeczytała:
- „Droga Madame X. Mam ostatnio kłopoty z mężem. Cały czas śpi, to okropnie męczące". -
Jana spojrzała z przerażeniem na Alka i trzymając kurczowo gazetę czytała dalej: „Droga
męczennico! Lepiej już chrapać, niż wyrzekać. Pewnie twój mąż dlatego właśnie zasypia, że
ma dosyć twoich lamentów..."
Jana przerwała. Próbowała coś powiedzieć, ale nie mogła wydobyć z siebie głosu. Była tak
wściekła, że zerwała się z krzesła. Felicja zeszła właśnie ze schodów i zobaczyła, jak matka
podbiega do kuchennego pieca i wpycha do niego gazetę.
- Aleksandrze King! - wykrztusiła wreszcie Jana. - Nie napisałam tego listu! No, już ja się
porachuję z Oliwią.
Popchnęła gazetę pogrzebaczem.
- Jak ona mogła coś takiego napisać! Zresztą nigdy nie pisnęłam jej słówka...
- O tym, jak się ze mną męczysz!
- Och, Alku - jęknęła Jana, nie przestając wymachiwać pogrzebaczem.
Wściekły Alek wyszedł z kuchni, a wtedy Jana rzuciła na ziemię pogrzebacz i pobiegła za
nim.
- Alku, przysięgam ci, że nic nie wiem o tym liście. Nie mam pojęcia, skąd Oliwia... - oddalili
się i Felicja przestała ich słyszeć. Nie posiadała się ze zdziwienia. Co się właściwie stało?
Nagle pod-
146
skoczyła. Ktoś mocno zakołatał do kuchennych drzwi. Stała w nich pobladła Sara, kurczowo
ś
ciskając w rękach „Kronikę Avonlea". Bez słowa wręczyła gazetę Felicji. Felicja przyjrzała
się pierwszej stronie i zrozumiała, co było przyczyną kłótni rodziców.
- I co my teraz zrobimy? - spytała Sara.
Rozdział czternasty
Nigdy jeszcze cały nakład „Kroniki Avonlea" nie rozszedł się w takim tempie. W sklepie
zgromadziło się mnóstwo osób. Wszyscy czytali gazetę i zastanawiali się, kim jest ta
nikczemna Madame X. Nigdzie nie było widać pani Lawson; pan Law-son również zniknął z
pola widzenia. Ukrywał się na tyłach sklepu, niby to sprawdzając towar.
- „Mój narzeczony jest bardzo nieśmiałym człowiekiem. Ostatnio zaczął mnie unikać.
Zupełnie nie wiem dlaczego. Co mam począć?" -przeczytała głośno pani Potts. Rozejrzała się
wokoło, by upewnić się, że ma wystarczające audytorium. - Ja uważam, że to sama Oliwia
King jest tą Madame X.
- Ale po co by pisała o sobie? - zastanowiła się pani Spencer. - Jestem absolutnie pewna, że
ten ostatni list jest o niej i Jasperze Dale'u.
Pani Potts wzniosła oczy ku niebu, ubolewając nad brakiem wyobraźni przyjaciółki.
- Jak to po co? śeby nas zbić z tropu! Pani Spencer zmarszczyła brwi.
147
- Bo ja wiem, Klaro... Ja bym raczej powiedziała, że Madame X jesteś ty.
Pani Potts rozdziawiła usta...
-Ja? Ty chyba żartujesz, Saro! - I będąc wy-znawczynią poglądu, iż najlepszą obroną jest
atak, zawołała: - Jeśli nie Oliwia, to ty! I dlatego oskarżasz mnie.
Pani Potts roześmiała się, bardzo z siebie zadowolona, a obrażona pani Spencer odwróciła się,
by odejść, i... wpadła na Jaspera Dale'a, który właśnie przyszedł po zakupy. Obie panie
zapomniały natychmiast o swojej kłótni - zapowiadała się ciekawa scena. Pani Spencer
spojrzała na panią Potts, potem na Jaspera i obie zaczęły chichotać, wiele sobie obiecując po
tej chwili, kiedy Jasper przeczyta nową rubrykę.
Ale Jasper nie zamierzał kupować „Kroniki". Nie zwracając uwagi na ciekawskie oczy, zaczął
przyglądać się sznurom i linom.
Wszyscy obecni w sklepie gapili się na Jaspera, toteż nikt nie zwrócił uwagi, że wszedł Bert
McKay i skierował się do lady. Przystanął i zaczął dawać znaki panu Lawsonowi. Wziął
numer „Kroniki" i rzucił na ladę monetę. Pan Lawson podszedł niechętnie, ukrywając się
częściowo za kasą.
- Ten twój typ nie przyszedł - syknął niezbyt przyjaźnie Bert.
Była to ostatnia kropla, która przepełniła kielich goryczy. Pan Lawson wybuchł:
- Nie jestem wróżką, Bercie! A przy okazji... Bardzo mi przykro, ale musisz uregulować dług.
148
Elwira stanowczo tego żąda. A i tak nie jest w najlepszym nastroju. - Wskazał na pierwszą
stronę gazety - sam rozumiesz... - mruknął, kiedy Bert szybko czytał pierwszy list skierowany
do Madame X.
- Coś takiego! - Bert był wściekły. - Zapłacę, zapłacę. Musisz mi tylko dać parę dni.
Tuż za Bertem stał Jasper. Trzymał w dłoni kłębek szpagatu, za który chciał zapłacić.
Niechcący wysłuchał tej rozmowy. Rozejrzał się bezradnym wzrokiem. W ciągu ostatniego
tygodnia zbyt często zdarzało mu się wysłuchiwać rzeczy nie przeznaczonych dla jego uszu.
Rozgniewany Bert odwrócił się i spojrzał na Jaspera spode łba.
- Niech pan powie lepiej tej Oliwii King, żeby pilnowała swego nosa, bo w Avonlea dojdzie
do rozruchów.
Cisnął numerem „Kroniki" w zdumionego Jaspera, przepchał się przez tłum i wychodząc ze
sklepu trzasnął mocno drzwiami.
Jasper podniósł z podłogi gazetę. Ruszył w stronę wyjścia; po drodze rzucił okiem na
pierwszą stronę. Zobaczył rubrykę Madame X, przeczytał listy. Złożył gazetę, wsadził ją pod
pachę i szybko wyszedł.
Na zewnątrz zaczerpnął głęboko powietrza. Usłyszał za sobą wybuch śmiechu. Zobaczył, że
po drugiej stronie ulicy stoi Karol Pinker i przygląda się zebraniu w sklepie. Widząc Jaspera,
ruszył w stronę wejścia do redakcji kręcąc głową
149
i chichocząc pod nosem. Co też mogło go aż tak rozbawić?
Roztrzęsiona Oliwia biegała po redakcji. Cóż za okropna sytuacja! Jak ma teraz postąpić?
Wiedziała oczywiście, kto zawinił. Rozległ się dzwonek, trzasnęły wejściowe drzwi.
Podskoczyła, ale zaraz się opanowała. Pan Pinker bez powitania wszedł do bocznego pokoju.
Wzięła numer „Kroniki" i podeszła do biurka, przy którym usiadł zecer.
- Witam, panie Pinker.
Spojrzał na nią ze skrywaną wzgardą.
- Mało mnie obchodzi, że gazeta sprzedaje się lepiej niż kiedykolwiek - ciągnęła Oliwia i
wbrew postanowieniu podniosła głos. - Nie rozumiem, jak pan mógł coś takiego zrobić! Skąd
pan wziął te bzdury z Madame X?
- Z pani skoroszytu - odpowiedział spokojnie i pogrążył się w pracy.
- Z mojego skoroszytu? - powtórzyła oburzona Oliwia. Co za bezczelność!
Pinker odwrócił się i spojrzał na nią srogo sponad okularów.
- Panno King - oświadczył chłodnym tonem. -Pan Tyler zawsze w ostatniej chwili robi
korektę, żeby wyłapać najmniejszy błąd.
- Najmniejszy błąd! - wybuchnęła Oliwia. -I pan to nazywa drobnym błędem?
Pinker nie przejął się.
- Bo pan Tyler, jak pracuje, to pracuje, i nie zaprząta sobie głowy... hm... innymi sprawami... -
150
Oskarżenie zawisło w powietrzu. Zecer bacznie obserwował reakcję Oliwii.
Oliwia stropiła się. Z przykrością stwierdziła, że w słowach tego okropnego człowieka tkwi
prawda.
- Ma pan rację, panie Pinker - powiedziała spokojnie, przełknąwszy dumę. - Tak, to moja
wina, powinnam była sama wszystko sprawdzić.
Spojrzała na zegar i z ulgą stwierdziła, że pora kończyć pracę.
- Może pan już wyjść, sama wszystko zamknę -powiedziała zabierając się do porządkowania
biurka.
Pan Pinker sięgnął po płaszcz i kapelusz.
- Pan Tyler każe zawsze zamykać mnie - zauważył oschle. - Z tymi frontowymi drzwiami są
kłopoty... trzeba je najpierw...
- Tak, wiem, panie Pinker, trzeba je mocno zatrzasnąć i dopiero potem przekręcić klucz.
Nieraz je zamykałam. Naprawdę nie musi pan czekać.
Na twarzy Karola Pinkera odmalowała się uraza.
- No, dobrze... do widzenia - powiedział wreszcie i ruszył w stronę drzwi.
Oliwia usiadła z powrotem przy biurku czekając, aż umilkną kroki na schodach. Przymknęła
oczy i roztarła skronie. Dlaczego wszystko się tak pogmatwało? Przed tygodniem cały świat
stał przed nią otworem, a teraz...
Oliwia otworzyła kasę pancerną i włożyła do niej otrzymany od pani Lawson czek.
Ś
ciemniało się. Niechętnie włożyła płaszcz i kapelusz. Potem rozejrzała się ze smutkiem.
Bardzo lubiła pracę
151
w redakcji, a teraz była pewna, że po powrocie pana Tylera Karol Pinker zrobi co w jego
mocy, aby straciła posadę. Westchnęła i wyszła. Przekręciła w drzwiach klucz.
Karol Pinker ukrył się za wielkim dębem rosnącym koło poczty i obserwował, jak Oliwia
wychodzi i powoli się oddala.
Tego wieczoru w kuchni Różanego Dworku odbyło się rodzinne zebranie. Sara i Felicja - ku
nie tajonemu zachwytowi Felka - zamartwiały się cały dzień, rozmyślając, jak powinny
postąpić w sprawie tej przeklętej Madame X. W kwiecistych słowach Felek opisał im, co je
czeka. Ciotka Hetty na pewno nie pozwoli Sarze wychodzić z domu dobrych parę miesięcy.
ś
adna z dziewczynek nie dostanie prezentów na Gwiazdkę. Jego i Felicji rodzice nie darują
córce listu o ich prywatnych sprawach. Obie panny wytarza się w smole i pierzu. A pan
Lawson już się na pewno zwrócił do posterunkowego, żeby zajął się tą sprawą.
- Założę się, że obie zgnijecie w więzieniu w Charlottetown.
Mimo tych ponurych przepowiedni Sara i Felicja postanowiły się przyznać. Przecież n i e
chciały zrobić nic złego. Nastąpiło jakieś fatalne nieporozumienie.
Zatem Sara i Felicja zasiadły z jednej strony kuchennego stołu i patrzyły na oburzone twarze
cio-
Rozdział pię
152
tek: ciotki Jany, ciotki Hetty i ciotki Oliwii. Na środku stołu leżał dowód rzeczowy - numer
„Kroniki". Alek siedział trochę z boku, bliżej pieca. Felek bacznie obserwował reakcję
dorosłych. Ze zdziwieniem stwierdził, że w którymś momencie ciotka Hetty podniosła do ust
chusteczkę, by ukryć uśmiech.
Dorośli słuchali w milczeniu; Sara uznała to za dobry omen i kontynuowała swą opowieść.
- Ciociu Oliwio, ciocia musiała przez pomyłkę zabrać nasze listy. My okropnie
przepraszamy... nie chciałyśmy sprawić cioci kłopotu...
Oliwia nie bardzo wiedziała, co powiedzieć. Oparła głowę na ręce.
Felicja zerwała się i objęła ciotkę.
- Nie chcę, żeby ktoś obwiniał ciocię za pomysł Sary - powiedziała nie zwracając uwagi na
oburzony wzrok kuzynki.
-Ja od początku nie chciałem mieć z tym nic wspólnego - oświadczył z emfazą Felek.
Dorośli z niedowierzaniem spojrzeli na Felka.
- Naprawdę!
- Myśmy się tylko tak bawiły... W gruncie rzeczy wcale nie chciałyśmy tego opublikować -
tłumaczyła Sara.
- Boby było za dużo kłopotu z kopiowaniem -wtórowała jej Felicja.
- Cóż, dziewczynki - powiedziała z westchnieniem Oliwia - obawiam się, że było w tym tyleż
mojej winy, co waszej. Zanadto się tamtego ranka śpieszyłam. No, nie będziemy już dłużej
płakać nad rozlanym mlekiem.
153
Felek osłupiał. Cóż to znaczy? Za mniejsze przewinienia musiał całymi dniami przesiadywać
w swojej sypialni.
- Ale skąd wam, dzieci, przyszło do głowy wypisywać takie brednie? - spytała ciotka Hetty.
Jana wstała i obeszła wokoło stół; Feliks miał nadzieję, że dziewczynki spotka jednak
zasłużona kara.
- Cóż, Alku, okazuje się, że w każdej chwili jesteśmy pod obserwacją. - Spojrzała groźnie na
Felicję i Sarę, które wlepiły wzrok we własne ręce. -Jak uważasz, co mamy z tym fantem
zrobić?
Wszyscy spojrzeli na Alka. A on siedział na krześle zamknąwszy oczy. Udawał, że śpi, i
głośno chrapał. Jana wzięła ze stołu gazetę i cisnęła nią w męża. Pan King uchylił się i
wszyscy wybuchnę-li śmiechem.
- Lepiej chrapać, niż wyrzekać - zawołał Felek.
- Istotnie! - zgodziła się Jana i żartobliwie zepchnęła męża z krzesła.
Rozdział szesnasty
Kiedy następnego ranka Oliwią weszła do redakcji, od razu zobaczyła, że coś musiało się
zdarzyć. Karol Pinker stał obok otwartej kasy pancernej i patrzył na nią z oskarżycielską
miną.
- Wiedziałem, że powinienem sam zamknąć drzwi! - syknął. - Ktoś tu się w nocy dostał i
ukradł wszystko, co było w kasie, łącznie z tą pani forsą na odmalowanie szkoły.
154
- Jak to? - wyjąkała Oliwia. - Kasa była zamknięta.
- Pani otwierała ją ostatnia! - powiedział oskarżycielskim tonem zecer. - Pewnie źle ją pani
zamknęła. Tak samo jak drzwi.
- Nie... - zaczęła Oliwia. Doszła jednak do wniosku, że nie ma co z Pinkerem dalej
rozmawiać. Ruszyła w kierunku drzwi. - Lecę po posterunkowego Jeffriesa.
- Już po niego posłałem - warknął pan Pinker. -Powinien tu za chwilę być. Myślę, że zada
pani kilka pytań, ja przynajmniej bym tak zrobił.
Oliwia zaczerwieniła się z gniewu.
- Panie Pinker! Jak pan śmie! - Odwróciła się i starała odzyskać równowagę wyglądając przez
okno.
W bardzo krótkim czasie nowiny rozeszły się po całym Avonlea. Każdy opowiadał co innego.
Dotychczas mieszkańcy Avonlea tylko czytali o przestępstwach w gazetach z wielkich miast.
A tu w ich własnym miasteczku zdarzył się rabunek!
Jak zwykle wszyscy zgromadzili się w sklepie. Pan Lawson przyczepił do afisza
ogłaszającego uroczystości szkolne kartkę z napisem „Zebranie odwołane". Odczytała ją
głośno pani Spencer.
Pani Potts pokiwała głową i wytarła nos w chusteczkę. Była przewodniczącą Towarzystwa
Miłośników Avonlea i wzięła sobie bardzo do serca utratę funduszy.
155
Pan Lawson odsunął się i powiedział ze zdziwieniem:
- Trudno mi uwierzyć, żeby Oliwia King mogła być aż tak nieuważna.
Jego żona pokiwała ze smutkiem głową.
- Pan Pinker twierdzi, że musiała zapomnieć zamknąć kasę.
Pani Potts znów siąknęła nosem.
Pani Lawson chciało się płakać. Choć wciąż miała do Oliwii pretensję, było jej panny King
bardzo żal.
Zadźwięczał dzwonek u drzwi i do sklepu wszedł Jasper. Wszyscy zamilkli. Wreszcie pani
Lawson spytała cicho:
- Słyszał pan już?
- O czym? - zapytał Jasper.
Pani Spencer wskazała przypiętą do afisza kartkę.
- Dziś w nocy obrabowano redakcję. Doszło do tego przez niedbalstwo Oliwii. - Pani Potts
nie darowała sobie tej okazji. - Złodziej zabrał wszystkie pieniądze, łącznie z funduszem na
odnowienie szkoły. - Znów podniosła do oczu chusteczkę.
- A tyle się napracowałyśmy, żeby zebrać odpowiednią kwotę - powiedziała ze smutkiem pani
Lawson.
- Tto nniemożliwe - oświadczył z godnością Jasper. - Oliwia na pewno nie zawiniła.
- Hm... Niełatwo przyjdzie to panu udowodnić - parsknęła pani Potts. Wzięła pod rękę panią
Spencer i razem wyszły ze sklepu.
156
Jasper spojrzał na pana Lawsona, ale ten tylko wzruszył ramionami i odwrócił się.
A pani Lawson wykonała niezwykły jak na siebie gest - życzliwie dotknęła rękawa płaszcza
Jaspera.
Tymczasem Oliwia szlochała głośno w saloniku Różanego Dworku. Siedziała przy stoliku,
chowając twarz w dłoniach.
- I to wszystko stało się z mojej winy - łkała.
- Ciociu Oliwio, niech ciocia przestanie płakać - błagała Sara, sama już bliska łez. - Przecież
ciocia nie wzięła tych pieniędzy...
- Ale wyszłam ostatnia. I byłam wczoraj tak przybita, że mogłam źle zamknąć drzwi. Sama
nie wiem...
Hetty westchnęła i poklepała siostrę po plecach.
- Nie, nie mogłaś, Oliwio. Nie jesteś idiotką.
- Owszem, jestem - jęczała Oliwia. - Teraz już nikt mi nie zaufa. Przeze mnie przepadły te
wszystkie zebrane pieniądze. - I znów polały się łzy.
Sara i Hetty spojrzały na siebie bezradnie. Jak pomóc Oliwii?
- Jasper miał rację, że zmienił zdanie - wyszeptała szlochając. - Po co mu taka niepoczytalna
ż
ona!
- Musisz się czegoś mocnego napić - oświadczyła stanowczo Hetty. - Zaraz zaparzę ci herbaty
-dorzuciła i odmaszerowała do kuchni.
157
Jasper spojrzał na pana Lawsona, ale ten tylko wzruszył ramionami i odwrócił się.
A pani Lawson wykonała niezwykły jak na siebie gest - życzliwie dotknęła rękawa płaszcza
Jaspera.
Tymczasem Oliwia szlochała głośno w saloniku Różanego Dworku. Siedziała przy stoliku,
chowając twarz w dłoniach.
- I to wszystko stało się z mojej winy - łkała.
- Ciociu Oliwio, niech ciocia przestanie płakać - błagała Sara, sama już bliska łez. - Przecież
ciocia nie wzięła tych pieniędzy...
- Ale wyszłam ostatnia. I byłam wczoraj tak przybita, że mogłam źle zamknąć drzwi. Sama
nie wiem...
Hetty westchnęła i poklepała siostrę po plecach.
- Nie, nie mogłaś, Oliwio. Nie jesteś idiotką.
- Owszem, jestem - jęczała Oliwia. - Teraz już nikt mi nie zaufa. Przeze mnie przepadły te
wszystkie zebrane pieniądze. - I znów polały się łzy.
Sara i Hetty spojrzały na siebie bezradnie. Jak pomóc Oliwii?
- Jasper miał rację, że zmienił zdanie - wyszeptała szlochając. - Po co mu taka niepoczytalna
ż
ona!
- Musisz się czegoś mocnego napić - oświadczyła stanowczo Hetty. - Zaraz zaparzę ci herbaty
-dorzuciła i odmaszerowała do kuchni.
157
Rozdział siedemnasty
Na dworze było zimno i wilgotno, zbierało się na śnieg, ale w pracowni Jaspera palił się w
piecyku ogień i panowała atmosfera, którą można by nazwać przytulną. Chwilami płomienie
rozświetlały ciemne kąty, błyszczały ślepia wypchanej sowy. Wydawało się przez moment, że
ptak ożył.
Wszędzie leżały rupiecie; Jasper ułożył pomiędzy nimi sznur - biegł on od stojącej na
półeczce wielkiej sowy do aparatu fotograficznego ustawionego w przeciwległym rogu izby.
Jasper wyłonił się spod czarnej płachty i tym razem starannie poprowadził sznur od sowy do
stojącej obok pułapki na myszy. Do pułapki włożył miseczkę z łatwopalnym proszkiem.
Jasper szykował się do następnego eksperymentu. Chciał znaleźć sposób na wykonywanie
zdjęć w ciemnym wnętrzu - i to fotografowanie osoby znajdującej się w dużej odległości od
aparatu. Pociągnie za sznur, pułapka na myszy zamknie się, proszek zapali się i oświetli
fotografowaną osobę, w tym wypadku ową wypchaną sowę.
Uznał, że wszystko już gotowe, stanął za aparatem i naciągnął na głowę czarną płachtę.
W tym momencie do pracowni wpadła Sara.
- Dzień dobry, panie Dale!
Jasper podskoczył; omal nie wywrócił aparatu. Niechcący pociągnął trzymany w ręku sznur,
pułapka zamknęła się, wybuchł proszek. Pracownia napełniła się białym światłem. A sowa
poczernia-
158
ła od wybuchu. Jasper powoli wyłonił się spod płachty.
Sara zagryzła wargi. Jakiż dziwny efekt wywołało zwykłe słowo „dzień dobry"!
Jasper spojrzał na nią i głęboko odetchnął.
- Dzień dobry, Saro... Chcę sfotografować tego ptaka z dużej odległości.
Sara spojrzała na poczerniałe pióra biednej sowy, potem znów na Jaspera.
- Jak się masz? - spytał. Zastanawiał się, dlaczego przyszła, ale wprost bał się spytać.
- Dobrze, dziękuję panu - odpowiedziała Sara. Jasper znów głęboko odetchnął i zaczął
porządkować pracownię, by powtórzyć eksperyment.
-Ja mam się dobrze - powtórzyła Sara - ale ciocia Oliwia znajduje się na dnie rozpaczy.
Jasper zniknął pod czarną płachtą. Sara przeraziła się, że pochłonięty eksperymentem nie
zważa na jej słowa.
- To pan naprawdę już jej nie kocha? Spod płachty wydobył się stłumiony głos.
- Tto nnie to... Tylko, że...
- No to dlaczego pan jej unika? Ona okropnie do pana tęskni.
Jasper wylazł spod płachty. Ostrożnie podszedł do sowy, otrzepał ją z czarnego pyłu i z
powrotem ustawił na półce. Dosypał do miseczki proszku i starannie nastawił pułapkę.
- Uważam... uważam, że jej będzie dużo lepiej beze mnie - powiedział unikając wzroku Sary.
-Na co jej taki niepoprawny fantasta.
- To nieprawda! - wybuchnęła Sara i bojąc się,
159
ż
e zostanie źle zrozumiana, dorzuciła szybko: - Bo pan wcale nie jest niepoprawnym fantastą.
I powinien ją pan wesprzeć, teraz, kiedy jej tego tak potrzeba.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - Jasper po raz pierwszy spojrzał Sarze w oczy.
- Nie słyszał pan o kradzieży w „Kronice"?
- Słyszałem - odpowiedział Jasper, z powrotem chowając się pod płachtę.
Sara nie mogła zrozumieć jego pozornej beztroski.
- I nie zamierza pan jej pomóc?
- Owszem, zrobię to dziś wieczorem.
Sara rozjaśniła się, ale w tej chwili Jasper pociągnął sznur, pracownia znów wypełniła się
ś
wiatłem i tym razem Jasperowi udało się wreszcie zrobić zdjęcie sowy...
Tego samego popołudnia Abner Jeffries, posterunkowy Avonlea, wyszedł wraz z Jasperem ze
swojej kuźni.
Abner odwrócił się i pokręcił głową.
- Hm, Jasperze, coś mi się widzi, że to jeden z twoich oszalałych pomysłów. Ale, owszem,
spróbujemy. Gotów jestem na wszystko, by doprowadzić do schwytania złoczyńcy.
- Dziękuję - odparł Jasper uchylając kapelusza.
- Jeszcze raz mi powtórz - Abner mówił teraz konspiracyjnym szeptem. - Mam rozpowiadać
wszystkim, że z Halifaksu przyjedzie detektyw, który... który - spojrzał wyczekująco na
Jaspera.
- Który stosuje metodę daktyloskopii, czyli
160
zdejmuje odciski palców i to pozwala mu ustalić, kto dotykał danego przedmiotu. Ta metoda
daje dziewięćdziesiąt dziewięć procent pewności.
- Dziewięćdziesiąt dziewięć procent? -Tak.
- Dziewięćdziesiąt dziewięć procent pewności -jeszcze raz powtórzył Abner. - I ten detektyw
zbada jutro kasę pancerną?
Jasper skinął głową.
- Ale Jasperze, usłyszy o tym złodziej i przyjdzie zetrzeć swoje odciski palców -
zaprotestował Abner.
- No właśnie. O to mi chodzi - wytłumaczył Jasper.
Abner wciąż nie rozumiał. Ale po chwili w jego oczach zapaliło się światełko.
- Więc to tak! Brawo! - I przyjacielsko klepnął Jaspera w ramię. - W porządeczku. Możesz na
mnie liczyć, Jasperze. Zaraz przejdę się po tej naszej mieścinie.
Jasper spojrzał znacząco na sklep; była to najlepsza wylęgarnia plotek w okolicy. I Abner bez
wahania ruszył w tamtym kierunku.
Rozdział osiemnasty
Na pierwszy rzut oka można by pomyśleć, że mieszkańcy Różanego Dworku śpią już
głębokim snem. Wiał zimny wiatr i gałęzie starego klonu rosnącego tuż obok Dworku
łomotały w okno.
Oliwia przewracała się z boku na bok. Wszystko
11 — Niepoprawny fantasta
161
na nic. Nie mogła zmrużyć oka. Obwiniała o to wiatr, ale w głębi serca wiedziała, że
przeszkadza jej nie szum drzew, lecz własne myśli. W końcu wstała z łóżka i zapaliła lampę.
Szukała właśnie pantofli, kiedy usłyszała z sieni jakiś trzask -czyżby ktoś zamykał drzwi?
Wyjrzała przez okno. Niczego nie zauważyła. Pewnie to znowu ten wiatr. Już miała się
odwrócić, gdy zobaczyła, że Sara zbiega ze schodków ganku i rusza drogą prowadzącą na
farmę Kingów.
- Co jej znów strzeliło do głowy? - szepnęła. Szybko zaczęła się ubierać.
Noc była ciemna, ciężkie chmury napływające znad morza przesłoniły księżyc i gwiazdy.
Chwycił mróz. Przenikliwe zimno nie poprawiało nastroju Felicji i Felka, których Sara
prowadziła w kierunku ciemnego budynku poczty.
- Saro! To idiotyzm! - żaliła się Felicja. Zwykle chętnie witała wszystkie ekscentryczne
pomysły kuzynki, ale ta wyprawa nocą, ten przenikliwy ziąb...
- Cii... - ostrzegła ją Sara, gdy byli już pod bocznymi drzwiami poczty. - Przecież musimy
złapać tego złodzieja! Musimy to zrobić dla cioci Oliwii!
- Ale dlaczego wyciągasz nas po to z łóżek późną nocą? Na pewno wpadniemy w jakieś
tarapaty.
- A co, może uważasz, że złodziej przyjdzie tu w samo południe?
- Cii - szepnęła z kolei Felicja, oglądając się za siebie. Szyld „Kroniki Avonlea" zatrzeszczał,
podmuch wiatru poruszył łańcuchy.
162
Felek drżał z zimna.
- Nie chcę mieć z tym nic wspólnego - oświadczył z goryczą.
Sara nacisnęła klamkę.
- Drzwi są zamknięte - zauważyła z rozczarowaniem w głosie.
- A co, oczekiwałaś może, że będą szeroko otwarte? - spytała ironicznie Felicja.
Sara znów przyłożyła palec do ust.
- Wiesz przecież - powiedziała szeptem - że we wszystkich powieściach kryminalnych
złoczyńca powraca na miejsce zbrodni.
- Po co? - spytała Felicja.
Sara podniosła oczy ku niebu. Ach, ta Felicja!
- Nie wiem, po co. Ale powraca. Wszyscy się co do tego zgadzają.
- Trzeba być idiotą! - mruknął Feliks i cofnął się o parę kroków, żeby lepiej przyjrzeć się
budynkowi. - No więc jak wejdziemy do środka?
- Mówiłeś, że nie chcesz mieć z tym nic wspólnego - przypomniała mu Sara.
- Nie chcę, ale muszę. W końcu tu już jestem. A wy same nie złapiecie złodzieja!
Sara zobaczyła, że coś leży na ziemi.
- O, drabina! - zawołała. - Zaraz zobaczę, czy nie da się wejść oknem na piętrze.
Tym razem to Felicja wzniosła oczy ku niebu.
W ciemnej redakcji bynajmniej nie było pusto. Abner Jeffries przyglądał się z
zainteresowaniem, jak Jasper ustawia swoją aparaturę.
Aparat fotograficzny znajdował się tuż za kasą
163
pancerną. Sznur prowadził do pułapki na myszy, w której stała miseczka z proszkiem.
Pułapkę tę Jasper umieścił przed sejfem.
Do aparatu przyczepiony był jeszcze drugi sznur, a oba prowadziły do bocznego pokoju,
gdzie stała maszyna drukarska. Jeśli wszystko dobrze pójdzie, Jasper siedzący przy biurku
Karola Pinke-ra zrobi zdjęcie każdego, kto zbliży się do kasy pancernej.
- Więc sznur od tego biurka prowadzi do pułapki na myszy - powiedział Abner. - Po co ci ta
pułapka, Jasperze?
- Ten, kto będzie chciał wytrzeć swoje odciski palców z kasy...
- Ten albo ta... - przerwał mu Abner.
- Ten! - powtórzył stanowczo Jasper. - Nastąpi na pułapkę, zapali się proszek, a wtedy ja
pociągnę za drugi sznur i zrobię zdjęcie.
- Hm... - powiedział tylko Abner, a Jasper pomyślał sobie, że ma przed sobą jeszcze za dużo
przygotowań, żeby wszystko tłumaczyć Ab-nerowi.
Abner był jednak gadułą i nie zważając na milczenie Jaspera, ciągnął:
- Ty naprawdę myślisz, Jasperze, że on się da na to nabrać?
Jasper wzruszył tylko ramionami i starannie wsypał proszek do miseczki.
- Mam nadzieję, że ta aparatura nie zawiedzie cię tak, jak twój latający rower! - zachichotał
Abner.
164
Jaspera niezbyt to ubawiło. Milcząc wsunął do aparatu fotograficznego nową kliszę.
- Abnerze, czyś ty aby nie zapomniał otworzyć okno?
- No jasne, że nie. I położyłem obok drabinę. Zrobiliśmy, cośmy mogli, by ułatwić panu
złodziejowi życie - oświadczył posterunkowy i rozsiadł się wygodnie przy stole, kładąc na
nim nogi.
Sara, Felicja i Felek walczyli z ciężką drabiną, starając się ją oprzeć o ścianę budynku.
Felicja zachwiała się pod jej ciężarem i jęknęła.
W końcu udało im się jednak ustawić drabinę w odpowiedniej pozycji.
- No, gotowe - powiedział ciężko dysząc Felek i otarł pot z czoła.
- Trzymajcie ją mocno - nakazała Sara. -Wchodzę.
I powolutku zaczęła się wspinać. Z ostatniego szczebla drabiny zajrzała przez okno. W środku
było ciemno. Często odwiedzała ciotkę Oliwię i wiedziała, że jest to okno głównego pokoju
redakcji. Sięgnęła ręką i ku jej ogromnemu zdziwieniu okazało się, że okno jest otwarte.
Spojrzała triumfalnie na kuzynów.
- Właź, Felicjo - wyszeptała.
Felicja zaczerpnęła powietrza i wlazła na drabinę, którą nadal trzymał Felek.
- A co ze mną? - spytał niespokojnie. - Kto mi będzie trzymał drabinę?
Jasper skulił się za biurkiem i stwierdził, że wi-
165
dzi stamtąd kasę. „Tak - pomyślał z satysfakcją - ja go zobaczę, a on mnie nie!"
Nagle zjeżył mu się włos na głowie. W pokoju redakcyjnym coś zatrzeszczało. Szybko
przykucnął, obok niego przyklęknął Abner. Wstrzymali oddech.
Rozdział dziewiętnasty
Zatrzeszczało oczywiście okno, które otworzyła Sara. Zeskoczyła na podłogę i dała znak
Felicji, by się śpieszyła. Felicja wspinała się wstrzymując oddech i bardzo uważając, żeby nie
spojrzeć w dół. Łażenie po drabinach nie należało do jej ulubionych zajęć, zwłaszcza w nocy.
Ale nie mogła dać się prześcignąć młodszej kuzynce, szczególnie, że obserwował ją brat.
Zazgrzytała zębami i powolutku wchodziła ze szczebla na szczebel.
Gdy była już na górze, Sara chwyciła ją za ramię i wciągnęła do środka.
Po chwili pojawiła się w oknie zaczerwieniona z wysiłku twarz ciężko dyszącego Felka.
Przez sekundę wydawało się, że nie uda mu się wleźć, ale Sara i Felicja chwyciły go pod
ramiona i wciągnęły do pokoju.
Cichuteńko przeszli przez pokój, przyzwyczajając się do ciemności. Ale wkrótce ciszę
zakłócił jęk Felka, który wpadł na biurko Oliwii. Dziewczynki zatkały mu usta bojąc się, by
nie zaczął krzyczeć.
166
Jasper i Abner wszystko to słyszeli, ale nie wyjrzeli zza biurka, żeby nie dojrzał ich intruz.
Teraz dzieci poruszały się już cicho. Pierwszy szedł Felek. Dojrzał w kącie redakcji kasę i
ruszył w jej kierunku. Nagle zaczepił nogą o sznur, trzasnęła pułapka, proszek zapalił się,
Felka oślepiło białe światło. Jasper pociągnął za drugi sznur, rozległo się „klik" aparatu,
uwieczniając dla potomności twarz przerażonego Felka.
Felek i Sara wrzasnęli, a Felicja potknęła się
0 krzesło i runęła jak długa na podłogę.
Z bocznego pokoju przybiegli Jasper i Abner.
- Stać! W imieniu prawa ostrzegam was - zaczął Abner, a tymczasem szybszy od niego Jasper
znalazł się już twarzą w twarz z przerażonym Felkiem.
- Feliks King!
Osłupiały Abner zobaczył trójkę dzieci.
- Co wy tu robicie? - wrzasnął.
- Chcemy schwytać złodzieja! - wyjaśniła Sara. - A co Pan tu robi?
Abner pogrzebał po kieszeniach, znalazł zapałki
1 zapalił latarnię.
Zrozpaczony Jasper przejechał palcami po włosach.
- Potem wam powiemy. Teraz proszę o ciszę! Muszę wszystko zacząć od nowa.
Strapione dzieci przyglądały się, jak Jasper wkłada do aparatu następną kliszę. Potem
nastawił pułapkę, nasypał do miseczki proszku. Dzieci
167
milczały. Po raz pierwszy były świadkami gniewu Jaspera.
Kiedy skończył, cała piątka usłyszała kroki na schodach.
- Przecież drzwi były zamknięte - wyszeptała Sara.
- Sprawdziliśmy! - dorzucił Felek. Jasper zaciągnął dzieci za biurko.
- Zgasić lampę - syknął, a posterunkowy posłusznie wykonał rozkaz i także ukrył się za
biurkiem.
Ktoś po ciemku wchodził po schodach. Zadźwięczał dzwonek i drzwi otworzyły się.
- Saro, jesteś tu? - rozległ się znajomy głos.
- Ciocia Oliwia! - krzyknęła Sara zrywając się z ziemi. - Jesteśmy tutaj.
- I co wy sobie właściwie wyobrażacie? - powiedziała zdenerwowana Oliwia. -
Podejrzewałam, że coś knujecie, i kiedy zobaczyłam, Saro, że wychodzisz z domu...
Oliwia umilkła w pół zdania. Zobaczyła za biurkiem Jaspera i Abnera.
- Jasper!
Jasper przeszedł obok niej i jeszcze raz sprawdził aparat. Osłupiała Oliwia patrzyła na niego
nic nie rozumiejąc.
- Jasperze, co ty tu robisz?
- Mieliśmy nadzieję, że winowajca tu powróci -powiedział lapidarnie Jasper. - A chwilowo
pojawiłaś się tylko ty.
- Co może nie być pozbawione znaczenia -stwierdził Abner.
168
- Jak to? - oburzyła się Oliwia.
- A w ogóle, jak się pani tu dostała? - zaczął przesłuchanie posterunkowy.
- Przecież mam klucz - oburzyła się Oliwia.
- Aha. - Abner poskrobał się w głowę.
- Muszę panu powiedzieć, że świetnie wiem, kto to zrobił. To pan Pinker. Po to, żeby mnie
skompromitować. Wydaje się o mnie zazdrosny...
- Wcale nie jestem o tym przekonany - mruknął Jasper, upewniwszy się wreszcie, że
wszystko funkcjonuje jak należy.
Oliwia spojrzała na niego ze złością.
- No, no, panno King - powiedział Abner biorąc Oliwię za ramię. - Wszyscy wiemy, jak się
pani przejęła. Ale to nie miejsce dla pani.
Oliwia niecierpliwie wyrwała się.
- Niech pani będzie taka dobra i zabierze dzieci do domu - zaproponował posterunkowy.
- My musimy zostać! - zaprotestowała Sara.
- Pomożemy panu - wtórował jej Felek. Zniecierpliwiony Jasper spojrzał na dzieci.
- Nnie. Zmykajcie. Bbędziecie nnam zawadzać.
- Jasperze! - wykrzyknęła Oliwia. - Chyba mamy więcej powodów niż ty i Abner Jeffries, by
jak najszybciej dowiedzieć się, kto ukradł pieniądze. To o mnie plotkuje całe Avonlea...
Pod pocztą pojawiła się następna postać. Ów ktoś zobaczył opartą o fasadę drabinę i na
chwilę zatrzymał się. Potem, rozglądając się na wszystkie strony, podszedł do bocznych
drzwi.
12 — Niepoprawny fan ta sta
Rozdział dwudziesty
- Proszę szybko stąd wyjść, panno King. - Ab-ner prowadził w kierunku drzwi Oliwię i
protestujące dzieci. Nagle usłyszeli, jak ktoś na dole przekręca klucz. Abner szybko zabrał
wszystkich do bocznego pokoju. W milczeniu przykucnęli za biurkiem. Zdumioną Oliwię
Jasper usadowił obok siebie.
Intruz cichuteńko wchodził po schodach. Zatrzeszczały wejściowe drzwi, ale dzwonek prawie
nie zadźwięczał. Z cienia wyłoniła się jakaś postać i rozejrzawszy się ruszyła w stronę kasy.
Jasper wstrzymał oddech. Jeszcze jeden krok i ten ktoś potknie się o sznur i uruchomi
pułapkę.
Nic takiego jednak nie nastąpiło. Intruzowi udało się bez przeszkód dojść do kasy i Jasper
zobaczył, źe wyciera on ją pilnie jakąś szmatą. Jasper mruknął pod nosem parę słów, które z
pewnością zgorszyłyby Oliwię. Zobaczył, jak złodziej prostuje się i robi krok w tył.
Trzask! Pułapka na myszy zamknęła się, proszek wybuchł, białe światło znów rozjaśniło na
chwilę mrok. Jasper pociągnął za drugi sznur, rozległo się „klik" aparatu - czyli można było
liczyć na zdjęcie. Jasper z okrzykiem triumfu zerwał się i skoczył. Oślepiony błyskiem
złodziej dotarł jednak do drzwi i zaczął zbiegać po schodach.
- Stój! - zawołał Jasper. - Łapać złodzieja! -Jasper wyjrzał przez okno. - Oto on! - krzyknął.
Złodziej skręcił przy rogu budynku. - Abnerze! Niech pan pędzi. On jest na tyłach domu.
170
Rozdział dwudziesty
- Proszę szybko stąd wyjść, panno King. - Ab-ner prowadził w kierunku drzwi Oliwię i
protestujące dzieci. Nagle usłyszeli, jak ktoś na dole przekręca klucz. Abner szybko zabrał
wszystkich do bocznego pokoju. W milczeniu przykucnęli za biurkiem. Zdumioną Oliwię
Jasper usadowił obok siebie.
Intruz cichuteńko wchodził po schodach. Zatrzeszczały wejściowe drzwi, ale dzwonek prawie
nie zadźwięczał. Z cienia wyłoniła się jakaś postać i rozejrzawszy się ruszyła w stronę kasy.
Jasper wstrzymał oddech. Jeszcze jeden krok i ten ktoś potknie się o sznur i uruchomi
pułapkę.
Nic takiego jednak nie nastąpiło. Intruzowi udało się bez przeszkód dojść do kasy i Jasper
zobaczył, że wyciera on ją pilnie jakąś szmatą. Jasper mruknął pod nosem parę słów, które z
pewnością zgorszyłyby Oliwię. Zobaczył, jak złodziej prostuje się i robi krok w tył.
Trzask! Pułapka na myszy zamknęła się, proszek wybuchł, białe światło znów rozjaśniło na
chwilę mrok. Jasper pociągnął za drugi sznur, rozległo się „klik" aparatu - czyli można było
liczyć na zdjęcie. Jasper z okrzykiem triumfu zerwał się i skoczył. Oślepiony błyskiem
złodziej dotarł jednak do drzwi i zaczął zbiegać po schodach.
- Stój! - zawołał Jasper. - Łapać złodzieja! -Jasper wyjrzał przez okno. - Oto on! - krzyknął.
Złodziej skręcił przy rogu budynku. - Abnerze! Niech pan pędzi. On jest na tyłach domu.
170
- Jak to? - oburzyła się Oliwia.
- A w ogóle, jak się pani tu dostała? - zaczął przesłuchanie posterunkowy.
- Przecież mam klucz - oburzyła się Oliwia.
- Aha. - Abner poskrobał się w głowę.
- Muszę panu powiedzieć, że świetnie wiem, kto to zrobił. To pan Pinker. Po to, żeby mnie
skompromitować. Wydaje się o mnie zazdrosny...
- Wcale nie jestem o tym przekonany - mruknął Jasper, upewniwszy się wreszcie, że
wszystko funkcjonuje jak należy.
Oliwia spojrzała na niego ze złością.
- No, no, panno King - powiedział Abner biorąc Oliwię za ramię. - Wszyscy wiemy, jak się
pani przejęła. Ale to nie miejsce dla pani.
Oliwia niecierpliwie wyrwała się.
- Niech pani będzie taka dobra i zabierze dzieci do domu - zaproponował posterunkowy.
- My musimy zostać! - zaprotestowała Sara.
- Pomożemy panu - wtórował jej Felek. Zniecierpliwiony Jasper spojrzał na dzieci.
- Nnie. Zmykajcie. Bbędziecie nnam zawadzać.
- Jasperze! - wykrzyknęła Oliwia. - Chyba mamy więcej powodów niż ty i Abner Jeffries, by
jak najszybciej dowiedzieć się, kto ukradł pieniądze. To o mnie plotkuje całe Avonlea...
Pod pocztą pojawiła się następna postać. Ów ktoś zobaczył opartą o fasadę drabinę i na
chwilę zatrzymał się. Potem, rozglądając się na wszystkie strony, podszedł do bocznych
drzwi.
12 — Niepoprawny fantasia
Rozdział dwudziesty
- Proszę szybko stąd wyjść, panno King. - Ab-ner prowadził w kierunku drzwi Oliwię i
protestujące dzieci. Nagle usłyszeli, jak ktoś na dole przekręca klucz. Abner szybko zabrał
wszystkich do bocznego pokoju. W milczeniu przykucnęli za biurkiem. Zdumioną Oliwię
Jasper usadowił obok siebie.
Intruz cichuteńko wchodził po schodach. Zatrzeszczały wejściowe drzwi, ale dzwonek prawie
nie zadźwięczał. Z cienia wyłoniła się jakaś postać i rozejrzawszy się ruszyła w stronę kasy.
Jasper wstrzymał oddech. Jeszcze jeden krok i ten ktoś potknie się o sznur i uruchomi
pułapkę.
Nic takiego jednak nie nastąpiło. Intruzowi udało się bez przeszkód dojść do kasy i Jasper
zobaczył, że wyciera on ją pilnie jakąś szmatą. Jasper mruknął pod nosem parę słów, które z
pewnością zgorszyłyby Oliwię. Zobaczył, jak złodziej prostuje się i robi krok w tył.
Trzask! Pułapka na myszy zamknęła się, proszek wybuchł, białe światło znów rozjaśniło na
chwilę mrok. Jasper pociągnął za drugi sznur, rozległo się „klik" aparatu - czyli można było
liczyć na zdjęcie. Jasper z okrzykiem triumfu zerwał się i skoczył. Oślepiony błyskiem
złodziej dotarł jednak do drzwi i zaczął zbiegać po schodach.
- Stój! - zawołał Jasper. - Łapać złodzieja! -Jasper wyjrzał przez okno. - Oto on! - krzyknął.
Złodziej skręcił przy rogu budynku. - Abnerze! Niech pan pędzi. On jest na tyłach domu.
170
Abner odepchnął Oliwię, która stała nieruchomo przy biurku. Dzieci zaś zaczęły szybko
zbiegać po schodach, wciąż na siebie wpadając.
- Felicjo, zejdź mi z drogi! - wrzasnął Felek.
- Nie mogę! Stoisz na mojej nodze.
- Śpieszcie się - nagliła Sara, wymijając kuzynów.
Abner ciężko stąpając zszedł ze schodów. Za nim podążał Jasper, a wreszcie Oliwia, która w
końcu oprzytomniała.
Abner biegiem znalazł się przy rogu budynku.
- Niech pan pędzi tędy - wskazał drogę Jasperowi. - A ja pójdę tamtędy!
Tymczasem Jasper go wyminął i Abnerowi nie pozostało nic innego, jak pędzić za nim. Za
rogiem budynku Abner krzyknął:
- Stać! W imieniu prawa i porządku publicznego, stać!
Ale wpadły na niego tylko dzieci, które okrążyły budynek z drugiej strony.
Felek uczepił się z całych sił jego płaszcza.
- Mam złodzieja! - wrzasnął triumfalnie.
- Puść mnie, szczeniaku - warknął Abner patrząc, jak prawdziwy złodziej znika, goniony już
tylko przez Jaspera.
Felek puścił płaszcz i z zawstydzeniem spojrzał na rozjuszonego policjanta.
Tymczasem powrócił zdyszany i przygnębiony Jasper.
- Uciekł!
- No i nigdy nie dowiemy się, kto to był - jęknęła Oliwia.
171
- No, brawo, Jasperze Dale. Nie wiem, czemu dałem ci się namówić na tę awanturę. Ach, te
twoje pomysły.
- Ale przecież mam... - zaczął Jasper. Przerwała mu Oliwia, każąc dzieciom wracać do
domu.
- Słuchajcie, ja mam... - powtórzył Jasper, ale nie dali mu skończyć.
- Na mnie też już pora - warknął Abner. - Panno Oliwio, odprowadzę tych łapserdaków.
Sara i Felicja spojrzały na siebie z rozpaczą. Mają w takiej chwili iść spać?! Dziesięcioletni
Felek był jednak tak senny, że chwiał się na nogach; lada chwila gotów był zasnąć na stojąco.
- Już was nie ma - powiedziała Oliwia i cała trójka ruszyła niechętnie za Abnerem Jeffriesem.
- Przecież ja zrobiłem zdjęcie! - wykrzyknął wreszcie Jasper.
- Uwierzę, jak je zobaczę - skwitował jego słowa Abner.
Oliwia zrozumiała, że jeszcze nie wszystko stracone, i uśmiechnęła się.
Nad horyzontem pojawił się już szarawy świt, a na ścieżce prowadzącej do pracowni Jaspera
zakwitł szron.
W pracowni przy świetle czerwonej lampki dwie głowy nachylały się nad miską z
chemikaliami, w których zanurzona była klisza. Tak, już coś widać. Zarys twarzy, oczy,
potem nos.
- Ależ to Felek - jęknęła Oliwia.
172
- Poczekaj, poczekaj... Wziąłem chyba nie tę kliszę.
Szybko wyjął z miski kliszę z przerażoną buzią Felka i włożył następną.
Wydawało im się, że obserwują ją już całe wieki. Ciągle nic; Oliwia straciła nadzieję.
- Widzisz, Jasperze, ja i tak wiem, że to pan Pin-ker. Ale jak to udowodnić?
- Cierpliwości, Oliwio. Poczekaj - poprosił ją cicho Jasper.
Na kliszy zaczęła się rysować czyjaś twarz. Coraz wyraźniej i wyraźniej, aż w końcu nie było
już wątpliwości, kto jest złoczyńcą.
- Wielkie nieba! - Oliwia zdziwiła się niepomiernie. - To Bert McKay!
Jasper z satysfakcją skinął głową.
- Od początku go podejrzewałem. No, zobaczymy, jaką będzie miał minę Abner Jeffries, gdy
zobaczy to zdjęcie.
W pierwszym odruchu radości Oliwia miała ochotę rzucić się Jasperowi na szyję. Ale coś w
jego zachowaniu ostrzegło ją, by tego nie robiła.
W ciągu tej jednej nocy Jasper Dale stał się bohaterem Avonlea. Na pierwszej stronie
„Kroniki" ukazała się fotografia zdziwionego Berta. Tytuł głosił: „Schwytany na gorącym
uczynku". Uznano, że to Jasperowi zawdzięcza się rozwiązanie
Rozdział dwudzie,
173
zagadki „zbrodni stulecia" i odzyskanie gotówki. Mówiło się o tym przez całe tygodnie, a
biedny Bert McKay znalazł się w więzieniu w Char-lottetown. No i rzecz jasna, na szkolnej
uroczystości sprawa kradzieży stanowiła temat numer jeden.
Pod szkołą było tłoczno. Sarę, Felka i Felicję admirowała gromadka kolegów, a oni z lekką
przesadą relacjonowali przygody tamtej nocy. Państwo Lawsonowie przywitali się z Janą i
Alkiem Kingami. Hetty miała swój dwór, do którego należały pani Potts i pani Spencer.
Niemal wszyscy dorośli trzymali w ręku gazetę.
- Wciąż mi w to trudno uwierzyć - powtarzała pani Spencer. - Bert McKay. Pewnie kradł,
ż
eby spłacić długi na wyścigach.
- Za czasów starego pana Tylera był jego księgowym, dobrze więc znał tę redakcję -
zauważyła Hetty.
Pani Potts przytaknęła jej. I dorzuciła:
- On dalej miał klucze! Tylko Jasperowi mogło przyjść na myśl, że Bert McKay zna szyfr
kasy pancernej. Zawsze mówiłam, że Bert jest łajdakiem.
Hetty z zakłopotaniem spojrzała w bok; zawsze zdumiewała ją łatwość, z jaką pani Potts
zmieniała zdanie.
Oliwia King była bardzo rada, że na uroczystość przyszło aż tyle osób. Nagle zobaczyła, że
zbliża się do niej Karol Pinker. Chciała ulotnić się, ale było już za późno. Pan Pinker ją
zauważył.
174
- Dzień dobry panu - powiedziała chłodnym tonem.
Pan Pinker zdjął kapelusz i spuścił głowę.
- Panno Oliwio, panno King... Chyba muszę panią przeprosić, że...
Oliwia milczała. Bardzo jej się podobało jego zakłopotanie.
- Nie powinienem był... chcę powiedzieć, że powinienem był wiedzieć... Nie musiałem... -
Pan Pinker dał za wygraną, umilkł i tylko spojrzał na nią błagalnie, by przyjęła jego
przeprosiny.
Oliwia wiedziała, co wpłynęło na jego nagłe nawrócenie. Następnego dnia miał do Avonlea
wrócić pan Tyler i Karol Pinker drżał o swoją posadę. Chciał się upewnić, że Oliwia nie
poskarży się ich pracodawcy. Niemniej mówił szczerze i Oliwia poczuła, że może mu
wybaczyć. Uśmiechnęła się do nieszczęśnika i wyciągnęła rękę.
- Cóż, panie Pinker, ja także podejrzewałam pana o najgorsze rzeczy. Jesteśmy kwita.
Szeroko się uśmiechnął i długo potrząsał dłonią Oliwii.
- Dziękuję pani... szefowo.
W tym momencie pojawił się Jasper i nastąpiło ogólne poruszenie. Wszyscy otoczyli go,
ś
ciskali mu dłoń, klepali po plecach, a on starał się im wymknąć.
Oliwii ścisnęło się serce, przełknęła ślinę. Nie widziała Jaspera od tamtej chwili w ciemni i
doszła do wniosku, że musi się pogodzić z faktem, iż on naprawdę nie chce już mieć z nią nic
wspól-
175
nego. Nagle ktoś pociągnął ją za rękę. Zobaczyła rozpromienioną twarz pani Potts.
- Czas już, kochana - powiedziała i zaprowadziła Oliwię na podium, które zbudowano przed
szkołą.
Zebrani powitali Oliwię uśmiechem i oklaskami. Przestali rozmawiać. Jasper stał z tyłu.
Zobaczył nieśmiały uśmiech zakłopotanej Oliwii, od której wszakże biła urzekająca go
zawsze energia, i poczuł, że popełnił błąd, pojawiając się na tej uroczystości. Odwrócił się i
chciał zniknąć, ale okazało się, iż z jednej strony stoi koło niego Hetty, a z drugiej Sara.
Znalazł się w pułapce.
Oklaski umilkły i Oliwia odchrząknęła.
- Nareszcie dziś, po tak długiej zwłoce - zaczęła, ale przerwał jej śmiech zebranych, którzy
znowu zaczęli klaskać. Oliwia odczuła wielką ulgę i zarumieniła się z zadowolenia.
Wiedziała, że w ten sposób mieszkańcy Avonlea chcą jej okazać swoją sympatię i
zrozumienie.
- Z prawdziwą radością w imieniu „Kroniki Avonlea" wręczam ten czek pani Potts, prezesce
Towarzystwa Miłośników Avonlea, które zainicjowało akcję odnowienia szkoły. Pani Potts.
Kiedy pani Potts odbierała kopertę, znów rozległy się oklaski.
- Dziękuję ci, Oliwio - oświadczyła, obdarzając audytorium uśmiechem, który miał być
figlarny. Potem wyciągnęła egzemplarz „Kroniki".
- Widzę, że w tym numerze nie ma już Madame X. I chcę ci powiedzieć, Oliwio, że
niezależnie od
176
tego, co myśleliśmy o tamtych listach, chętnie znów zobaczylibyśmy tę rubrykę.
W czasie tego przemówienia Oliwia zachmurzyła się, ale widząc, że zebrani klaszczą z
aprobatą, uśmiechnęła się do Sary i Felicji.
Felek szturchnął Felicję.
- A mówiłem, że z tej waszej głupiej gazety może być forsa.
- Nie mówiłeś. Nie chciałeś mieć z nią nic wspólnego - zaprotestowała Felicja.
- Mylisz się, siostro! - Felek przybrał niewinny wyraz twarzy.
Oklaski umilkły, ale pani Potts chciała w pełni wykorzystać swój moment chwały.
- Muszę dorzucić, że pieniądze te posłużą nam na zakup książek i na odmalowanie szkoły,
która bardzo tego potrzebuje.
Rozległy się okrzyki aprobaty.
- A teraz poproszę na mównicę pana posterunkowego Jeffriesa, który chciałby powiedzieć
państwu kilka słów.
Abner wyprostował się i ruszył przez tłum. Kiedy wchodził na podium, ludzie wiwatowali.
Stanął obok Oliwii i pani Potts i głośno chrząknął.
- Chcę publicznie podziękować Jasperowi Da-le'owi za wynalazek z dziedziny fotografii,
który umożliwił nam ujęcie przestępcy.
Jasper poczuł, że się rumieni. Tłum zwrócił się w jego stronę, klaszcząc i wiwatując na jego
cześć.
- Mam jeszcze, panie Jasperze, osobistą prośbę
177
do pana. Kiedy skonstruuje już pan tę swoją latającą maszynę, chciałbym być pana
pierwszym klientem.
Audytorium dalej klaskało, a Jasper nie wiedział, gdzie podziać oczy. Stojąca obok Sara
wołała „hurra", a nawet Hetty obdarzyła go uśmiechem.
Przysunął się do niego Felek.
- Jest pan czerwony jak burak, panie Dale - powiedział, a Jasper wybuchnął śmiechem.
Abner z dostojną miną pomógł zejść z podium Oliwii i pani Potts.
- Winszuję panu, panie Jasperze - powiedziała Hetty wskazując na gazetę. - Stał się pan
sławnym człowiekiem.
Jasper spojrzał na nią z nie ukrywanym zdumieniem. Hetty King powiedziała mu, i to z
uśmiechem, komplement.
- Dziękuję - wyjąkał.
Nim się obejrzał, u jego boku pojawiła się pani Potts z wyciągniętą ręką.
- Któż by przypuszczał, panie Dale, że jest pan aż tak utalentowanym człowiekiem! -
Potrząsnęła jego dłonią, uśmiechnęła się od ucha do ucha i dorzuciła: - Ta Oliwia ma
szczęście.
Jasper wybałuszył oczy, a ona zniknęła w tłumie, witając się na prawo i na lewo. Hetty
pokręciła głową i spojrzała na Jaspera porozumiewawczo.
- Tej kobiecie nie można wierzyć - oświadczyła, nie zastanawiając się, jak owe słowa
zabrzmią w jego uszach.
178
Rozdział dwudziesty drugi
Sara i Oliwia promieniały, zbiegając ze schodów redakcji. Wrócił pan Tyler i właśnie
wygłosił dytyramb na cześć Oliwii. To dzięki niej wzrosła liczba sprzedanych egzemplarzy
„Kroniki", to jej zimna krew umożliwiła schwytanie sprawcy kradzieży. Trzeba przyznać, że
Karol Pinker nie szczędził Oliwii pochwał, oświadczył nawet, iż uważa ją za fachowego
redaktora. Co prawda - jak to właśnie przypomniała Oliwii Sara - wyraził jednocześnie
nadzieję, iż pan Tyler nieprędko wybierze się w następną podróż.
Chichocząc wybiegły z budynku i wpadły prosto na Jaspera Dale'a, który niósł do redakcji
klisze.
Oliwia przestała się śmiać i wydukała parę słów powitania. Pociągnęła Sarę za rękę, ale ta
postanowiła wykorzystać okazję. Ciotka dosyć się już nacierpiała. Sara uznała, że najlepiej
będzie nawiązać ogólną rozmowę.
- Panie Dale - powiedziała. - Już od dawna chcę się pana o coś spytać. Skąd panu przyszło na
myśl zacząć podejrzewać Berta McKaya? Nigdy bym na to nie wpadła.
Oliwia znów pociągnęła ją za rękę, ale Sara nie zamierzała ulec ciotce.
- Cóż, czysty przypadek - odpowiedział skromnie Jasper uśmiechając się do Sary. Strasznie
chciał spojrzeć na Oliwię i tylko z trudem się opanował.
- Jasperze! Nie bądź taki skromny! - zawołała bez zastanowienia Oliwia i zaraz się
zarumieniła.
179
- To było tak... - zwróciła się do Sary - Jasper słyszał w sklepie, jak pan Lawson domaga się
od Berta spłaty długu, i doszedł do wniosku, że Bert nie będzie przebierał w środkach, żeby
zdobyć trochę gotówki.
- Rozumiem! - zawołała Sara. - Panie Dale, pan jest genialny!
- No, Saro, chodź już - poprosiła cicho Oliwia.
- Czy Bert długo posiedzi w więzieniu? - Sara udawała, że nie słyszy ciotki.
- To zależy od wyroku sądu - odparł Jasper i po raz pierwszy spojrzał Oliwii w oczy.
Oliwia zawahała się. I po chwili powiedziała bardzo cichym głosem:
- Saro, może pójdziesz do domu sama? Chciałabym porozmawiać z Jasperem.
Sara nie dała sobie tego dwa razy powtarzać. Pobiegła podskakując, ale po chwili odwróciła
się i zawołała:
- Pamiętajcie dobrą radę Madame X. Porozmawiajcie od serca.
Oliwia zagryzła wargi i spuściła głowę.
-Jasperze, to dzięki tobie nikt nie podejrzewa mnie o niedbalstwo. Chcę ci podziękować. Nie
miałam dotąd okazji. - Znów wbiła wzrok w ziemię. - No i w ogóle cały czas miałeś rację.
Jestem zbyt niecierpliwa i zbyt gwałtownie na wszystko reaguję.
Uśmiechnęła się z wysiłkiem - poczuła, że do oczu napływają jej łzy, odwróciła się więc i
odeszła.
Jasper stał jak przykuty do ziemi. Nie, nie zniesie rozstania z ukochaną.
180
Zawołał:
- Oliwio! Oliwio, zaczekaj! Oliwia przystanęła i odwróciła się.
- Może rzeczywiście Madame X miała rację... Tak, powinniśmy porozmawiać. Musisz mnie
zrozumieć...
Oliwia szła już w jego stronę.
- Ależ ja cię rozumiem - powiedziała smutnym tonem. - Tak, zrozumiałam wreszcie, że moja
obecność często cię męczy. Jestem zbyt egzaltowana... przeszkadzam ci. Z początku myślałeś,
ż
e jestem inna.
- Ależ nie, Oliwio - zaprotestował poruszony Jasper. - To nie tak...
- Proszę cię, skończmy już tę rozmowę... - Oliwia na próżno walczyła ze łzami.
Jasper dłuższy czas szukał odpowiednich słów.
- Tto ja nie jestem ciebie wwart - wykrztusił w końcu. Starał się zebrać myśli. - Widzisz,
ś
wietnie wiem, co myśli o mnie całe miasteczko. I te plotkarki mają rację. Powinnaś była
wyjść za Edwina Clarka.
Oliwia otworzyła usta, by zaprotestować, ale Jasper nie dopuścił jej do słowa.
- Zasługujesz na kogoś lepszego. Przez jakiś czas łudziłem się, że coś osiągnę, ale czuję, że
skazany jestem na niepowodzenia, tak samo jak te moje wynalazki.
- Jasperze, nie mów tak - wyszeptała Oliwia nie wierząc własnym uszom.
- A za bardzo... za bardzo mi na tobie zależy, i boję się, że cię unieszczęśliwię, przeszkodzę
181
ci w twoich planach, chcesz przecież kierować gazetą...
Oliwia nie zamierzała tego dłużej słuchać.
- Jasperze! - krzyknęła. - W niczym mi nie przeszkodzisz! Mało mnie obchodzi, co gadają
plotkarki. Obchodzisz mnie tylko ty. Jesteś mi potrzebny, Jasperze.
Jasper spojrzał na jej zapłakaną twarz. Nie potrafił ukryć zdziwienia - no i radości. Przez
chwilę nie wiedział, co ma zrobić.
- Jesteś pewna? - wykrztusił wreszcie. Oliwia wzięła go za rękę.
- Oczywiście, że jestem pewna - powiedziała powoli drżącym głosem. - Obiecałam, że za
ciebie wyjdę. Czy pozwolisz mi dotrzymać tej obietnicy?
Jasper potrząsnął głową.
- Kocham cię, Oliwio...
I nim zdążył dokończyć, Oliwia rzuciła mu się na szyję.
W tydzień później zaczęła się prawdziwa zima. Przywiał ją ostry wicher znad Atlantyku. Pani
Potts, idąc wraz z panią Spencer ulicą, podniosła kołnierz od płaszcza. Podskoczyła nagle, bo
z tyłu rozległo się głośne trąbienie. Obie panie zeszły z drogi - za nimi pędził dobrze już
znany w Avon-lea dwuosobowy rower.
- Co on znów do tego cudactwa przyczepił? -spytała oburzona pani Potts.
- To chyba klakson - odpowiedziała pani Spencer.
182
- Hm... Muszę przyznać, że dalej nie wiem, co Oliwia widzi w tym człowieku - prychnęła
pani Potts.
Oliwia i Jasper pomachali obu damom i zniknęli na mostku. A pani Potts i pani Spencer
odmachały im z miłym uśmiechem.
- Choć muszę przyznać, że nieźle razem wyglądają. - Pani Potts spuściła z tonu, a pani
Spencer przyświadczyła jej skinieniem głowy. W końcu była to romantyczna historia.
Kiedy Oliwia i Jasper odbywali swą ostatnią przejażdżkę przed nastaniem zimy, zaczął
prószyć śnieg. Okrył białym puchem szarość i brązy zmęczonej jesieni, a od tej lśniącej bieli
rozjaśniły się uliczki Avonlea.
Wydawnictwo NASZA KSIĘGARNIA 00-389 Warszawa, ul. Smulikowskiego 4
prowadzi sprzedaż hurtową, wysyłkową i detaliczną.
Wszystkich informacji o zakupie udzielają:
• dział handlowy tel. 826-31-65 • księgarnia firmowa tel. 826-36-48 w. 114
Redaktor Halina Ostaszewska Redaktor techniczny Maria Bochacz Korektorzy Halina
Otceten, Romana Sachnowska
ISBN 83-10-10020-5
PRINTED IN POLAND
Wydawnictwo „Nasza Księgarnia", Warszawa 1997 r. Wydanie pierwsze. Skład i
przygotowalnią: Studio Komputerowe „NK". Druk: Drukarnia Wydawnicza im. W. L.
Anczyca S.A., Kraków. Zam. 4884/97