Znak Czarnej Róży [rozdział V]

background image

Rozdział V

Po kilku godzinach odkąd opuściła jadalnie oraz gości zdecydowała się odprężyć. Trochę

już uporządkowała swoje myśli, teraz potrzebowała chwili wytchnienia oraz możliwości
zadzwonienia. Przebrała się w czarne spodnie dresowe, czarną bluzę z kapturem i do tego w tym
samym kolorze Nike. Do kieszeni z przodu bluzy włożyła mały telefon komórkowy. Stwierdziła, iż
pobiega, a kiedy wystarczająco się oddali zadzwoni do Marii i dziewczyn. Zeszła na dół, nikogo nie
spotkała po drodze. W całym domu było bardzo cicho, a za oknem zaczęło się powoli przejaśniać.
Wyszła na taras drzwiami z salonu. W ogrodzie również nikogo nie było. Odetchnęła z ulgą.

Pobiegła truchtem omijając większe alejki w kierunku parku. Powietrze było chłodne i

wilgotne. Pochmurne niebo pokazywało, że nie na długo przestał padać deszcz. Carol nie lubiła
takiej pogody, wolała ciepło i słońce. Jak na połowę kwietnia pogoda naprawdę daje się we znaki
powiedziała cicho do siebie. Nie biegła szybko. Skierowała się w stronę niewielkiego stawu, skąd
nie będzie jej widać. Przystanęła przy wodzie, wyjęła z kieszeni telefon. Ucieszyła się, kiedy
zobaczyła zasięg. Odetchnęła z ulgą. Wybrała numer Marii.

Cześć babciu – powiedziała, kiedy Maria odebrała telefon po drugim sygnale.- To ja, Carol.

Witaj kochanie, próbowałam się dodzwonić do ciebie od kilku dni. Nie odpowiadasz,

martwiłam się o ciebie – rzekła zatroskanym głosem babcia dziewczyny.

Wiem babuniu – powiedziała pełnym sympatii głosem – nie ma zasięgu tam gdzie jestem. Nie

masz, co się martwić. Mam przecież kontakt mailowy z dziewczynami.- po chwili dodała-
dzwonię, by powiedzieć ci, że u mnie wszystko w porządku.

Kochanie nie jestem tego pewna... - po chwili dodała – tam gdzie jesteś nie jest bezpiecznie.

Babciu o czym mówisz? - z przestraszonym głosem rzekła Carol.

Carol, kochanie nie denerwuj się – powiedziała pocieszającym głosem. - Martwiłam się o

ciebie, postawiłam karty i zobaczyłam...

Babciu! Jak mogłaś! - ze zdenerwowania podniosła głos- obiecałaś tego nigdy nie robić.

Pamiętasz? - ze złością powiedziała.

Carol pamięta, jak w jej rodzinie kobiety od pokoleń uczyły się stawiać karty. Ona również

to umiała robić, jednak zrezygnowała półtora roku temu. Na pół roku przed wypadkiem, stawiając
karty przez przypadek zobaczyła w nich śmierć bliskiej osoby, jej przyszłego męża. Nie pomyślała,
że on wcześniej przygotowując dla niej kolację i przełożył jej karty w inne miejsce. Jednak za nim
to zrobił przetasował je. Babcia zawsze ją uczyła, by nie trzymać kart na widoku, bo kto je
przetasuje temu pokaże się przyszłość. Carol przestraszyła się tej wróżby, wszystko robiła by
Dawid był bezpieczny. Po tym, kiedy on zginął obiecała sobie, nie będzie stawiąc kart. Wymusiła
również taką obietnicę na swojej ukochanej babci, by jej nigdy nie stawiała kart.

Prosiłam cię – powiedziała.

Carol, proszę cię... uspokój się – powiedziała surowszym tonem do wnuczki. - Wiem, że

obiecałam ci nie stawiać kart. Ale co mam począć kiedy moja wnuczka nie daje znaku życia –
tłumaczyła.

Wiem... - ze skruchą dodała – przepraszam babciu. Naprawdę nie musisz się o mnie martwić.

background image

Jestem zajęta pracą, nic więcej.

Na pewno kochanie? Może powiesz mi co teraz robisz – naciskała kobieta.

Hm... mam pewne zlecenie, które pochłania dużo czasu. Mam nadzieję, że jak dobrze pójdzie

wrócę za niecałe dwa tygodnie.

Carol -westchnęła Maria – ty mi wszystkiego nie mówisz. Karty pokazały, że nie jesteś w

bezpiecznym miejscu. Widziałam w nich, że uciekasz...- nie dokończyła, bo przerwała jej
wnuczka.

Babciu przestań, to bzdury. Nic mi nie jest, jestem w bezpiecznym miejscu – przekonywała

Marii. Choć trochę się przestraszyła tą przepowiednią kart. Wiedziała, że one nie kłamią,
szczególnie, iż jakiś czas temu śniło się jej to samo, co babcia powiedziała. Postanowiła nie
martwić starszej kobiety, nie chciała by miała za dużo zmartwień na głowie. - Babuniu obiecaj, że
więcej nie będziesz wróżyć mi z kart. Proszę – błagalnym głosem rzekła.

Carol... w porządku - po chwili dodała. - Obiecaj, że nie zdejmiesz medalionu, który dostałaś na

osiemnaste urodziny. - odparła starsza pani.

Carol przypomniała sobie, jak kiedyś Maria jej opowiadała historię tego medalionu. Kilka

pokoleń wstecz, któraś z jej pra pra bab postanowiła zlecić jubilerowi wykonania złotego wisiorka z
szafirem oszlifowanym w kształcie kropli wody. Po jego otrzymaniu wykonała rytuał, który miał
odstraszać złe moce i uroki. Osoba, która go nosiła była chroniona przed większością zła. Carol nie
wiedziała, po co dokładnie jej pra pra babka wykonała medaliony swoim córkom. Wiedziała
natomiast, iż każda kobieta w jej rodzinie w dniu osiągnięcia pełnoletności taki otrzymywała od
swojej matki. Matka Caroline odeszła, gdy dziewczyna była zaledwie pięć lat, więc swój otrzymała
od Marii.

Dziękuję babuniu i obiecuję go nie zdejmować – powiedziała Carol głosem pełnym miłości –

muszę kończyć. Kocham cię.

Też cie kocham kochanie. Uważaj na siebie, obiecaj – poprosiła Marii.

Obiecuje. Pa! - rozłączyła się.

Carol wpatrywała się w spokojną wodę jeziora. Wzięła kilka głębokich wdechów, wypuściła

powietrze. Spojrzała na zegarek w telefonie. Zaczynało robić się późno, niedługo kolacja
pomyślała. Zrobiła kilka kroków w stronę głównej alejki w parku. W pewnym momencie
spostrzegła postać opierającą się o drzewo. Podeszła do niej kilka kroków. Poważnym wzrokiem
Sariel ją lustrował. Nie spodobało się jej to spojrzenie.

Podobno źle się czujesz... - powiedział ze złośliwym uśmiechem.

Bo tak było. Źle się czułam, musiałam się przewietrzyć – odparła spokojnie dziewczyna. Jej

myśli w głowie przebiegały z zawrotnym tempie. Zastanawiała się ile on mógł usłyszeć z jej
rozmowy telefonicznej i czy czegoś się nie domyśla. Postanowiła zagrać va bank. - Śledzisz mnie?

Hm... - uśmiechnął się do niej – Nie. - zrobił kilka kroków w jej stronę. Stanął tuż przed nią.

Czuł jej przyspieszony oddech i zdenerwowanie. - Przeszkodziłem ci w czymś? - szepnął jej do
ucha. Spróbowała zrobić krok w tył, ale złapał on ją za ramię. Po chwili przyparł ją do drzewa, że
nawet nie zorientowała się, kiedy to zrobił. Był silny i szybki.

Puść mnie – odparła spoglądając w jego niemalże złote oczy. Był od niej o prawie dwie głowy

wyższy, sięgała mu zaledwie ramion. Jednak on nie miał problemu z przetrzymaniem jej. Naprał
ciałem na jej ciało, czuła każdy jego twardy mięsień. Był naprawdę silny. Schylił głowę tak, by

background image

jego usta znalazły się przy jej uchu. Zachrypniętym głosem szepnął.

Czy ci w czymś przeszkodziłem? - Po chwili delikatnie przejechał językiem przy jej uchu.

Poczuła mrowienie, pobudziło to jej zmysły. - Odniosłem wrażenie, że w czymś ci przed chwilą
przeszkodziłem.

Nie. Zwyczajnie rozmawiałam z...- zamilkła. Nie wiedziała dokładnie, co powiedzieć.

Samozachowawczy instynkt podpowiadał, by mówiła prawdę. - z babcią. - Sariel rozluźnił trochę
uścisk, ale wciąż napierał na nią swoim ciałem. Czuła, iż pachnie on podobnie, jak Damian. Woń
świeżego powietrza, lasu połączonego z zapachem róż. Ten zapach był nieco inny, bardziej
uwodzicielski. Carol starała się powstrzymać przed drżeniem.

Pachniesz konwalią, bzem i różą Carol. - zaciągnął się zapachem jej skóry. - Nie jestem

zaskoczony, iż wybrał cię mój brat – zamilkł. - Nie jesteś jego narzeczoną – dodał poważnym
tonem.

Skąd ci do głowy przyszły takie pomysły? - zapytała zaskoczona Carol.

Z osobą, którą rozmawiałaś nie wspomniałaś o Damianie – odparł spokojnym głosem

mężczyzna. Puścił ją, ale stał blisko niej, tak że ciałami się stykali.

Nierozsądne masz przypuszczenia – odparła najspokojniej, jak potrafiła. Starała się unikać jego

wzroku.

Wiem, że kłamiesz – powiedział. Ujął w swoją rękę jej dłoń i ucałował, tam gdzie poprzednio

jego brat. W końcówki u placów, a następnie swoim placem przejechał się po jej dolnej wardze.
Dziewczyna mruknęła pod wpływem delikatnej pieszczoty.

Stała tak przed nim, nie wiedząc, co ma zrobić. Wiedziała jedno, nie powinna pozwolić, by

tak się w stosunku do niej zachowywał. Wzięła głęboki wdech, wypuściła powoli powietrze.
Uspokoiła swoje tętno. Spojrzała mu w oczy, widziała w nich fascynację i pożądanie takie jak u
Damiana, a czasem u Gabriela. Miała wrażenie, iż może utonąć w jego spojrzeniu.

Sariel uwolnił jej rękę, cofnął się o kilka kroków. Czuł, jakie wrażenie zrobił na Caroline.

Kiedy pojawił się w salonie, wiedział, że jest coś nie tak. Widział to po zachowaniu swojego
przyrodniego brata i dziewczyny. Domyślił się, iż ona nie jest jego narzeczoną. Z zamyślenie
wyrwało go poruszenie się stojącej przed nim kobiety.

Nie kłamię, Sariel – powiedziała ponownie młoda kobieta. - Muszę już iść...- skierowała się w

stronę głównej alei. Mężczyzna z powrotem oparł się o pień drzewa, patrzył za odchodzącą Carol.

Przeszła kilka kroków, znalazła się na głównej ścieżce prowadzącej do wielkiego domu.

Obejrzała się za siebie. Sariela już nie było. Zdecydowała się po biec. Wiedziała, że lekki wysiłek
rozluźni jej mięśnie oraz zrelaksuje po tej całej dziwnej sytuacji. Była jednak przerażona, iż sekret
jej klienta został prawie odkryty. Nie była pewna, co ma począć. Zdecydowała, przed kolacją
rozmówić się z Damianem i Gabrielem.

♠♠♠

Zmęczona pod koniec szybkim biegiem, zdyszana wpadła do swojego apartamentu.

Dostrzegła na swoim łóżku niewielki pakunek, a na nim list. Podeszła, wzięła kopertę do ręki. List
zawierał:

background image

Słodka Caroline zrób mi zaszczyt i załóż tę suknię na dzisiejszą kolację.

D.B.

Otworzyła pudło. W środku leżała piękna, atłasowa suknia. Była w kolorze głębokiego

granatu, odcień ten wpadał prawie w czerń. Wyjęła ją i przyłożyła do siebie. Spojrzała z ciekawości
w lustro. Była zaskoczona tym prezentem, gdyż ostatnim razem jasno dała do zrozumienia, że nie
przyjmie innych. Tamtą suknię mu odesłała. Nic on chyba nie zrozumiał. - powiedziała do siebie.
Odwiesiła sukienkę na najbliższe krzesło. Postanowiła najpierw się odświeżyć po powrocie z parku.
Odłożyła komórkę obok notebooka, spojrzała czy jednak ma tutaj zasięg. Nie było go. Zdjęła bluzę,
spodnie i resztę swojej garderoby. Rzeczy wrzuciła do walizki. Skierowała się w stronę łazienki.
Zdecydowała się na szybką, kojącą kąpiel.

Założyła czarną, koronkową bieliznę, do tego beżowe cieniutkie pończochy. Założyła

sukienkę od Damiana. Leżała na niej idealnie. Opływała jej kobiece kształty, podkreślała głębokim
dekoltem jej pełny biust. Sięgała zaledwie do kolan, więc idealnie harmonizowała ze szpilkami
jakie postanowiła Carol założyć na ten wieczór. Włożyła pierścionek zaręczynowy, pasował on do
jej wisiorka, który obiecała Marii nosić go cały czas. Wilgotne włosy związała w wytworny supeł
na boku, lekko opadały na jej odsłonięte prawe ramię. Całość stroju uzupełniła delikatnym
makijażem oraz użyła swoich ulubionych perfum o zapachu kojarzącym się kwiatami wiosennym
po letniej burzy.

W salonie już wszyscy na nią czekali. Carol bała się, że spóźni się, ale tak się nie stało.

Myślała, że przyszła jako ostatnia, ale ostatnią osobą jaka weszła do salonu była Rose. Kobiety
spojrzały na siebie, skinęły lekko głowami. Do Caroline podszedł Damian, uśmiechał się do niej z
zachwytem. Widziała to w jego intensywnie niebieskich oczach, w których chętnie, by się zatraciła.
Otrząsnęła się z tych pragnień. Odwzajemniła jego uwodzicielski uśmiech. Położyła prawą dłoń na
jego piersi, stanęła na palcach i musnęła go w policzek, bardzo cicho szepcząc:

Musimy koniecznie porozmawiać, to pilne – rzekła poważnym tonem. Damian również

ucałował ją, ale koło ucha.

Wiem. - te stwierdzenie wystarczyło jej. Wiedział, że występują komplikacje. - Po kolacji w

moim gabinecie.

Ujęła go pod ramię, skierowali się wszyscy na kolację. Przebiegła ona bardzo spokojnie.

Goście siedzieli w podobny sposób, jedynie zamiast Rose u jej boku siedział Gabriel. Rozmowa
była lekka, dotyczyła błahych tematów. Gabriel zabawiał Carol spokojną i zabawną rozmową.
Damian obserwował swoich gości, był skupiony szczególnie na Sarielu. Sariel także z poważnym
wyrazem twarzy spoglądał na brata. Nie obserwował Carol, tak jak przy obiedzie.

Po kolacji Damian przekazał Carol wiadomość, iż spotkają się w jego gabinecie o północy.

Dziewczyna postanowiła przebrać się w wygodniejsze rzeczy. Założyła ulubioną piżamę, mimo że
była z bawełny wyglądała w niej seksownie. Spojrzała na zegarek, zostało jeszcze trochę czasu do
umówionego spotkania. Postanowiła zejść do kuchni po kawę. Zarzuciła na siebie długi sweter.

Schodząc ze schodów do holu, usłyszała dobiegające od strony gabinetu niewyraźne głosy.

Ciekawość wzięła górę, skierowała się tamtą część domu. Głosy nabrały na sile, była w stanie
odróżnić śmiech kobiecy od męskiego. Stwierdzenie to zaskoczyło ją, nie była pewne czyje to

background image

głosy. Miała wrażenie, że słyszy Damiana, ale kobiety nie rozpoznawała. W miarę bycia coraz
bliżej gabinetu, zauważyła smugę światłą. Drzwi były uchylone. Zachowując się, jak najciszej
spojrzała. Była w szoku. Jej oczom ukazała się intymna scena Damiana z nagą służącą Rose.
Opierała się ona o brzeg biurka, skierowana plecami do Carol. Kobieta coraz głośniej się śmiała,
gdy... Caroline cicho jęknęła, zakryła dłonią usta. Wzrok miała wbity w Damiana, który zabawiał
się ze służącą - całował namiętnie jej szyję, obejmował jej pośladki.

Hałas jaki zrobiła Carol, zmusił Damiana do spojrzenia w stronę drzwi. Dziewczyna była

zaskoczona, że dała się nakryć na podglądaniu. Cofnęła się o kilka kroków w tył. Uderzyła plecami
w zimną ścianę. Czuła się przerażona, tym co zobaczyła w oczach swojego klienta. Widziała w nich
głód, żądzę i ogromne pragnienie. Spojrzenie przeszywało ją strachem, strachem ofiary przed
drapieżcą. Przestraszona swoim odkryciem pobiegła w stronę schodów, chciała znaleźć się, jak
najszybciej w bezpiecznym miejscu. Już stawiała pierwsze kroki na stopniach, kiedy poczuła że
ktoś ją od tyłu złapał w talii. Damian odwrócił ją w stronę swojej twarzy. Nie rozluźnił uścisku,
wręcz wzmocnił go. Przyparł Carol do zimnej, gładkiej ściany. Dostrzegła jego usta niebezpiecznie
zbliżają się do jej warg. Wbił się w jej usta z dużą brutalnością, zaczął zachłannie całować. Carol
nie odwzajemniła jego pocałunku. Próbowała go od siebie odepchnąć. Damian przestał, ale nie
puścił jej.

Jak śmiesz?! - oburzona krzyknęła do niego. Wciąż próbowała go dopchnąć. Damian stał

nieugięty. Spojrzała mu w oczy, on się uśmiechał. Widziała w jego oczach zadowolenie z jej
reakcji.

Zaskoczona Carol poczuła, jak znowu on ja przeciska do ściany. Ponownie ją pocałował,

lecz mniej natarczywie. Pocałunek był delikatniejszy. Dziewczyna poczuła ucisk w dole. Oddech jej
przyspieszył. Boże! Co się ze mną dzieje – pomyślała – jak on niesamowicie całuje. Te gorące,
namiętne usta. Jego zapach ...
- Nie była w stanie dalej mu się opierać. Odwzajemniła jego
pocałunek, z taka samą pasją, jaką on ją całował. Czuła jego napięte mięśnie oraz jak bardzo on ją
pragnie. O nie! - pomyślała – To nie powinno się stać. To klient! - Z całej siły oparła się jego
urokowi i odepchnęła go od siebie. Odetchnęła, spojrzała w Damiana stronę. Jego oczy płonęły
pożądaniem, były inne niż w gabinecie. Uśmiech z jego pełnych warg nie znikał, był to uśmiech
pełen triumfu.

Tak powinna zachowywać się moja narzeczona – powiedział zadowolony. Carol nie wytrzymała

jego spojrzenia. W chwili impulsu wymierzyła silny cios w policzek. Damian już się nie
uśmiechał, było widać u niego niezadowolenie przeradzające się w złość.

Koniec. - powiedziała Carol do Damiana. Była wściekła na siebie, że dopuściła do takiej

sytuacji. Również była wściekła na klienta, iż traktuje ją przedmiotowo. - Pozwoliłam z siebie
zrobić idiotkę! - powiedziała coraz głośniejszym głosem. Zdjęła pierścionek z palca i cisnęła nim
w Damiana. - Koniec bycia narzeczoną. Koniec naszej umowy. - dodała na koniec.

Nie. - powiedział z przebiegłym uśmiechem na twarzy – dopiero początek Caroline. Jesteś moja

narzeczoną i umowa wciąż trwa. - Była w szoku, po tym co przed chwilę on powiedział. Czuła, że
jest coś nie tak, ten mężczyzna coś kombinuje. Domyślała się, że to ma związek z nią i jej to się
nie spodoba. Postanowiła nie dać się wciągnąć w dziwną grę Damiana.

Nigdy nie byłam twoją narzeczoną i nigdy nią nie będę. Zapamiętaj to sobie. - skierowała się w

stronę schodów.- Wyjeżdżam jeszcze dziś. Proszę, by któryś w twoich ludzi mnie odwiózł. Nie

background image

chcę być pod jednym dachem z takim draniem, jak ty! - odparła na koniec dodając nacisk na
słowo drań.

Nie wyjedziesz stąd – powiedział zezłoszczony Damian. Widać było na jego twarzy

niezadowolenie z obrotu sprawy.

Odwiozę cię Carol – powiedział Gabriel. Stał u szczytu schodów, od jakiegoś czasu obserwował

cała tą sytuację. Bracia spojrzeli sobie w oczy. Gabriel był zły na Damiana, że wykorzystał
sytuację. Widział, jak dziewczyna została poniżona. Jednak nie ruszył się z miejsca by zapobiec
całej sprawie. Carol zaskoczona spojrzała w jego stronę. Posłała mu blady uśmiech w
podziękowaniu.

Dziękuję. - Po czym skierowała się w stronę swojego pokoju, aby zabrać rzeczy. Zaskoczyło ją,

klient nie próbował jej zatrzymać.


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Znak Czarnej Róży [rozdział XIII]
Znak Czarnej Róży [rozdział VII]
Znak Czarnej Róży [rozdział IV]
Znak Czarnej Róży [rozdział XI]
Znak Czarnej Róży [rozdział I]
Znak Czarnej Róży [rozdział IX]
Znak Czarnej Róży [rozdział II]
Znak Czarnej Róży [rozdział VIII]
Znak Czarnej Róży [rozdział XII]
Znak Czarnej Róży [rozdział VI]
Znak Czarnej Róży [rozdział X]
Znak Czarnej Róży [rozdział III]
Znak Czarnej Róży [rozdział XIV]
Znak Czarnej Róży [prolog]
Olej z czarnego kminku i dzikiej róży w kosmetykach do pielęgnacji ciała
J R Ward Bractwo Czarnego Sztyletu 05 Śmiertelna Klątwa Rozdział 11 15
Bractwo Czarnego Sztyletu Lover Reborn Rozdział 70
J R Ward Bractwo Czarnego Sztyletu 05 Śmiertelna Klątwa Rozdział 7 10
Bractwo Czarnego Sztyletu Lover Reborn rozdział 65

więcej podobnych podstron