Znak Czarnej Róży [rozdział XII]

background image

Rozdział XII

Sariel posadził rozpłakaną dziewczynę na brzegu sofy, usiadł obok niej. Wciąż obejmował ją

w talii, chciał dać jej namiastkę poczucia bezpieczeństwa. Carol przytulała się do niego, nie
potrafiła przestać płakać. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, iż Sariel ma podobny zapach skóry do
Davida. Kiedyś niesamowicie kochała właściciela tego zapachu. Zmusiła się do uspokojenia
swojego oddechu, otarła ostatnie łzy. Podniosła wzrok w stronę twarzy mężczyzny. Widziała w nich
ból pomieszany z zatroskaniem. Zauważyła, iż miał on piękne orzechowe oczy, pełne smutku,
mądrości oraz skrywające tajemnice. Uśmiechnął się do niej łagodnie. Carol przełknęła ślinę.

Kim oni byli Sarielu? - zapytała zachrypniętym głosem.

Złem – odparł.

Czy David...? - nie dokończyła. Nie była w stanie wypowiedzieć całego pytania, głos się jej łamał

na wspomnienie tego zdarzenia oraz snu.

Nie – powiedział cicho.

Mhm – mruknęła. - Czy ty ich zabiłeś?

Tak – opowiedział poważnie. - Musiałem.

Dlaczego? - dopytywała się.

Oni... mam cię chronić – dodał.

Widziała w jego oczach złość, smutek i cierpienie. Wiele emocji przeszło przez jego oblicze,

pozostawiając na końcu pustkę. Dotknęła swoją niewielką dłonią jego policzka, nie przestając
spoglądania w jego oczy. Poczuła jego rękę na swojej, jak przyciska ją do swojej twarzy.

Przepraszam – szepnęła.

Dopiero teraz zrozumiała, iż był on wściekły na siebie, nie na nią. Miał za zadanie pilnowania jej, a
ona zawiodła ponownie. Wszystkie elementy układanki powoli zaczęły się układać. Sariel chciał,
abym nie miała koszmarów, oddał mi medalion. Faktycznie, kiedy go mam na sobie, nie mam już
tych potwornych snów. Te spojrzenie czerwonych oczu nie działało na mnie obezwładniająco, jak
we śnie z Davidem. To strach mnie paraliżował, ta aura mroku emanująca od tego czegoś

myślała. - Tylko dlaczego ich zabili? Kim oni byli? Jakim złem? Nie ludźmi? Co tak właściwie
chcieli?
- biła się z myślami. Spojrzała w stronę Sariela. Dotknął delikatnie swoimi ciepłymi ustami
jej nadgarstka. Pocałunek był uwodzicielski, wręcz intymny oraz elektryzujący. Uwolnił jej dłoń ze
swoich silnych rąk. Wstał. Spojrzała w tym samym kierunku, co on. W wejściu stał Damian. Patrzył
na swojego przyrodniego brata gniewnym wzrokiem. Carol nie widziała, dlaczego Damian tak się
zachowuje. Powoli wstała z sofy, ale ponownie się zachwiała. Sariel podtrzymał ją.

Wszystko w porządku? - zapytał się ciepłym głosem. Pokiwała mu tylko twierdząco głową.

Tak – spojrzała na niego – nic mi nie jest. Chyba po prostu muszę coś zjeść.

Wyminęła obu mężczyzn kierując się w stronę jadalni, nie obejrzała się za siebie, czy

również do niej dołączą. W dużym pomieszczeniu na pięknym dębowym stole czekał już na nią
gorący posiłek oraz wymarzona gorąca kawa.

background image

Mimo przeżyć dzisiejszego ranka, nie zrezygnowała ze swoich planów. Po tym zdarzeniu

była jeszcze bardziej przekonana, że musi odkryć ich tajemnicę. Chciała wiedzieć z kim ma do
czynienia, dlaczego ktoś jej pragnie. Zbliżała się północ, w domu panowała zupełna cisza. Zarzuciła
na swoją koszulkę i szorty długi, czerwony szlafrok. Włosy ułożyła w niedbały kok wsuwając
szpilę, by go podtrzymać. Na swoje małe stopy nałożyła kapcie balerinki, tłumiły jej kroki. Uchyliła
drzwi w swoim pokoju, wyjrzała na korytarz, nikogo nie dostrzegła. Wyszła z sypialni nie
zamykając za sobą drzwi, zostawiła lekko uchylone. Zeszłą na palcach po schodach do holu. Była
zadowolona, iż założyła coś na stopy, marmurowe schody pewnie były zimne, a nie chciała
zmarznąć. Wszędzie panowała ciemność, jedynie księżyc oświetlał korytarz, którym szła. Drzwi do
gabinetu Damiana były zamknięte. Przystanęła przy nich, gdyż przez szczelina w drzwiach rzucała
nikłe światło na podłogę. Przytknęła ucho do nich, nic nie słyszała. Wzięła głęboki wdech,
nacisnęła powoli klamkę.

W gabinecie panował półmrok, jedynie palił się ogień w dużym kominku, rzucając słabe

światło. Nikogo nie było w pomieszczaniu. Carol podeszła do wielkiego, ciemnego dębowego
biurka Damiana. Zapaliła na nim lampkę, która rozświetliła pokój. Panował tutaj lekki bałagan, na
blacie leżały stare książki, laptop cicho pracował. Obeszła biurko i usiadła na wielkim skórzanym
fotelu. Ledwo sięgała stopami do podłogi. Obróciła się w stronę otwartego komputera, wcisnęła
pierwszy lepszy klawisz. Zobaczyła czarny ekran, a na nim kilka mało istotnych ikon. Najechała
myszką na menu start, by sprawdzić co ostatnie było otwierane. Zobaczyła dziwny plik mający tytuł
„JULIA”. Kliknęła na niego, ale wyskoczyło podanie hasła. Nie znała go, więc spróbowała wpisać
kilka nazw. Nic. Zamknęła program, który się uruchomił. Ponownie zajrzała w to samo miejsce,
otwierany był jeszcze folder „THIRST”. Podobnie jak poprzedni, nie była w stanie go uruchomić, a
żadne przez nią wymyślone hasło nie pasowało. Zamknęła program, włączyła wygaszacz ekranu.
Następnie zaczęła otwierać każdą po kolei szufladę w poszukiwaniu jakiejkolwiek informacji.
Niczego nie znalazła, oprócz zamkniętej na klucz ostatniej szuflady. Małego kluczyka nigdzie nie
dostrzegła. Zrezygnowała wstała z wygodnego fotela, obeszła biurko przesuwając dłonią po
gładkim blacie. Spojrzała w stronę kominka. Stały tam dwa fotele, a między nimi niewielki szklany
stolik. Zauważyła, iż na nim coś leży. Podeszła ostrożnie do niego, przyjrzała się leżącym rzeczom.
Stały dwa opróżnione kryształowe kielichy. Podniosła jeden do swojego nosa, powąchała. Dziwne...
to nie pachnie winem.-
szepnęła zamyślona, odstawiając go na miejsce. Obok drugiego pustego
kieliszka leżało niewielkie, kwadratowe pudełeczko, widniał na nim dziwny symbol. Znak był
czerwonym księżycem w kształcie sierpa. Podniosła lekkie pudełko. Otworzyła je, a w środku
znajdowały się małe białe tabletki, również z tym samym znakiem, co na wieczku. Wyjęła jedną
tabletkę i spojrzała na nią pod światło. Wyglądała jak zwykła przeciwbólowa pigułka. Włożyła ją
do kieszeni szlafroka, chciała później sprawdzić, co to za lek. Odłożyła resztę pigułek na miejsce.
Kątem oka dostrzegła również czarną talię kart. Wzięła je w dłoń, poczuła dziwną od nich bijącą
energię. Zmarszczyła czoło. Podobnie, jak tabletkę schowała do drugiej kieszeni szlafroka. Przyda
mi się
- mruknęła zadowolona ze zdobyczy. Zagasiła lampkę stojącą na lśniącym blacie biurka,
skierowała się w stronę drzwi. Usłyszała, iż pod budynek podjeżdża samochód. Szybko zamknęła
drzwi do gabinetu.

Skierowała się w stronę schodów prowadzących na piętro. Serce biło jej ze strachu, o mało

ktoś jej nie nakrył w gabinecie. Robiła pierwszy krok na stopnie, kiedy poczuła chłodne powietrze

background image

opatulające jej ciało od strony wejściowych drzwi. Powoli obróciła się w ich kierunku. Na progu
stał Damian w towarzystwie obu braci. Jego wyraz twarzy nic jej nie mówił, był równie pusty jak
szklanka po wodzie. Uśmiechnęła się nieśmiało w jego stronę. Czuła nie tylko jego wzrok na sobie,
ale także pozostałych mężczyzn. Spojrzała w ich stronę. Gabriel delikatnie do niej się uśmiechał,
oczy mu nienaturalnie błyszczały. Natomiast Sariel miał posępną minę, jego oczy również
nienaturalnie błyszczały, ale widać w nich było coś jeszcze, czego Carol nie potrafiła określić.
Skierowała swoje oczy na mężczyznę na przedzie. Jego postawa się zmieniła, podchodził w jej
stronę. Carol zeszła ze stopni, by stanąć naprzeciwko niego. Nie mogę pozwolić, by się domyślił, że
przeszukiwałam gabinet
– upomniała siebie w myślach – Bądź naturalna. Uśmiechnęła się
łagodnie do niego. Nie odwzajemnił go. Widziała, w jego oczach nienaturalne lśnienie, były jak
wzburzone morze. Przełknęła szybko ślinę.

Nie wiedziałam, że wychodziliście – powiedziała najswobodniej, jak potrafiła. Nie usłyszała

żadnej odpowiedzi, więc kontynuowała. - Jakieś ważne spotkanie?

Co tutaj robisz? - zapytał oschle Damian.

E..- zacięła się, po chwili odparła. - Byłam w kuchni, coś przekąsić – skłamała bez mrugnięcia

oka. Nie spodziewała się, że pójdzie jej tak łatwo.

Mhm – mruknął, dodając - Odprowadzę cię do pokoju w takim razie.

Damian położył rękę na jej prawym biodrze, obejmując ją w talii. Poczuła od niego

przyjemny piżmowo - leśny zapach zmieszany ze słodką nutą róży. Pod wpływem tego zapachu, jej
ciało się rozluźniło. Położyła prawą dłoń na jego piersi, lekko go odpychając. Nie chciała, aby
poczuł, że ma coś w kieszeni. Odsunął się zaledwie kilka centymetrów, nie zabierając dłoni z jej
talii.
- Poradzę sobie – powiedziała lekko zachrypniętym głosem.

Lekki dotyk jego oddechu na jej skórze w zmorzyły dreszcze biegnące po ciele. Reakcja jej

ciała zupełnie ją zaskoczyła. Prozaiczne doznanie pobudzało jej zmysły, odprężało napięte przed
chwilą mięśnie. Jego zapach, dotyk, spojrzenie, czuła jak ją w tej chwili uwodził. Nie spodziewała
się, iż mimo rozum mówił „nie”, to jej organizm odpowiadał „tak”. Pragnienie jego dotyku
wzmogło u niej ucisk między udami. Spojrzała mu w oczy, widziała w nich rozbawienie, na ustach
widniał cień uśmiechu. Przesunęła wzrok na pełne, gładkie wargi mężczyzny, miała ochotę go
pocałować. Co się do cholery ze mną dzieje – intensywnie myślała. Zrobiła krok wstecz, aby się
uspokoić. Potrząsnęła głową, wypuszczając z niesfornego koku kilka błyszczących pasemek.
Ponownie spojrzała w stronę mężczyzny. Damian patrzył na nią rozbawiony jej reakcją. Podszedł,
objął ją w talii. Szepnął:

Nie odmawiaj mi – odgarnął ręką kosmyki włosów z jej twarzy. Wiedziała, że zaczyna być na

straconej pozycji. Nie miała wyboru, musiała pozwolić się odprowadzić do sypialni.

Idąc po schodach na górę, odwróciła głowę w stronę drzwi wejściowych. Gabriel trzymał

rękę na ramieniu brata, jakby chciał go przed czymś powstrzymać. Sariel nie spoglądał na niego,
patrzył na nią. W jego oczach odmalowywał się ból przemieszany z wściekłością. Zaciskał zęby,
odwrócił od niej wzrok. Carol spuściła oczy, nie potrafiła wytrzymać jego spojrzenia
przepełnionego cierpieniem. Odnosiła wrażenie, iż za mało była silna, by odmówić Damianowi.
Jednak z drugiej strony, on był taki nieustępliwy – pomyślała.

Damian wolną ręką pchną uchylone drzwi przepuszczając dziewczynę jako pierwszą.

background image

Zamknął jej za nimi. Carol stanęła blisko swojego łoża, przypatrywała się przystojnemu
mężczyźnie. Dostrzegła, iż uważnie się jej przygląda. Najpierw spojrzał na stopy, potem skierował
swoje oczy w górę, ku biodrom i piersiom, na koniec spojrzał w jej oczy. Widziała w nich ponownie
rozbawienie, może trochę zaskoczenie. Carol wciąż miała na sobie pluszowy czerwony szlafrok,
lekko rozchylony u góry i odsłaniający jej szczupłe nogi. Szybko ręka zakryła odsłonięte części
ciała, zalewając się przy tym rumieńcem ze wstydu. Poczuła się trochę skrępowana i nieswojo w
towarzystwie Damiana. Zdawała sobie sprawę, iż on po części pożera ją wzrokiem, a właściwie jej
ciało. Podszedł.

Gdybym cię nie znał pomyślałbym, że specjalnie mnie kusisz swoim słodkim wyglądem –

powiedział aksamitnym głosem.

Nie rozumiem, o co ci chodzi.- odparła zażenowana.

Hm... - zamyślił się okręcając sobie wokół palca niesforny kosmyk jej włosów. - Uroczo ci w tym

szlafroczku, ale...- rozwiązał pasek i rozchylił ubranie - Tak o wiele piękniej wyglądasz – dodał.

Damian dłońmi zsuwał powoli z ramion Caroline ubranie, dotykając delikatnie jej skóry.

Jego dotyk był niczym wiatr wzniecający pożar. Czuła, jak skóra jej płonie pod wpływem jego
pieszczoty. Przyspieszył jej oddech, nogi zaczęły lekko drżeć z rosnącego pragnienia. Czuła, jak
powoli jej sutki twardnieją pod cienkim materiałem koszulki. Widziała, że Damian to także
zauważył, uniósł wargi w uśmiechu zadowolenia. Carol poczuła jedną dłoń oplatającą ją w talii,
drugą na swoim podbródku. Mężczyzna podniósł jej głowę w stronę swojej twarzy, by mogła
spojrzeć. Dziewczyna dostrzegła niesamowicie głęboki odcień niebieskich oczu, niemal grantu.
Lśniły pożądaniem oraz pragnieniem.

Jesteś piękna...- wyszeptał kierując swoje wilgotne wargi w kierunku jej ust.

Poczuła jego ciepły oddech, a po chwili dotyk języka na swoich wargach. Rozchyliła je

trochę, aby umożliwić mu pogłębienie pocałunku. Ledwie mogła zaczerpnąć tchu. Całował ją
głęboko, porywczo i namiętnie. Objęła go rękami w pasie, przytuliła się do niego. Jęknęła mu w
usta. Czuła jego dłonie, które całkowicie sunęły z niej szlafrok. Wędrował nimi ku jej biodrom,
przyciągnął ją mocniej do siebie. Jego podniecenie było niemal wyczuwalne, jak jej. Czuła jego
twardość na swoim podbrzuszu. Podniósł ją, by mogła opleść się nogami wokół jego bioder. Nie
przestawał jej całować, brakowało jej od tego tchu. Próbowała zaczerpnąć powietrza w chwilach,
gdy całował ją po linii szczęki, kierując się ku jej szyi. Lekkie kąsanie delikatnej skóry, rozbudzał
coraz bardziej. Damian oparł ją plecami o drzwi wejściowe do pokoju. Była nieuruchomiana przez
jego dłonie trzymające ją za biodra. Odchyliła głowę do tyłu, jęknęła ponowie, głośniej. Po chwili
Damian przestał ją całować, położył jedynie głowę na jej nagim ramieniu. Wciąż stali przytuleni,
opierali się o drzwi. Carol była zaskoczona, iż tak nagle przestał, chciała coś powiedzieć. Ugryzła
się w język, milczała. Jej oddech nie zwolnił, nadal była pobudzona, podniecona i pragnęła by
znowu zaczął ją pieścić. Poczuła, że podniósł głowę, patrzył jej w oczy. Miał w nich jakby smutek.

Jutro wracasz do siebie – szepnął zachrypniętym głosem. Patrzyła na niego. Zaskoczył ją tymi

słowami.

Ale... - nie zdążyła dokończyć, gdyż rozluźnił swoje ramiona i postawił ją na puszysty dywan.

Nie odsunął się od niej, nadal obejmował jej drobne ciało. - Jak to? Nie rozumiem.

Będzie lepiej, jak wrócisz do siebie i swojego życia. - powiedział.

Dlaczego?- zapytała.

background image

Tak będzie bezpieczniej dla ciebie – odpowiedział.

Odsunął się od niej. Skierował się w stronę wielkiego okna, spoglądał przez nie. Carol stała

samotnie pośrodku pokoju, patrząc na niego. Próbowała zrozumieć, dlaczego zmienił decyzję,
skoro co innego mówił zaledwie pięć dni temu.

Przecież mówiłeś, że muszę tu zostać. - zamilkła.

Zmieniłem zdanie Caroline – odparł już chłodniejszym tonem. - Nic ci nie grozić, Gabriel będzie

w pobliżu.

Damian... - nie dokończyła.

Tak będzie lepiej dla wszystkich Caroline. - uciął. Skierował się w jej stronę, dotknął chłodną

dłonią policzka. Musnął swoimi ustami jej nabrzmiałe od wcześniejszego pocałunku wargi. - O nic
się nie martw. Porozmawiamy przy śniadaniu.

Carol została sama w swoim pokoju. Wciąż stała na środku pokoju zszokowana jego

słowami. Mam jutro wyjechać. Dlaczego? - powtórzyła głośniej. Podniosła z podłogi szlafrok,
owinęła się nim.

Caroline Blank wstała tego dnia bardzo wcześnie, chciała spakować swojego rzeczy za nim

wyjedzie. Do dużej torby zapakowała swoje ubrania, zastawiła tylko te, które miała zamiar założyć.
Z łazienki zabrała kosmetyczkę ze swoimi kosmetykami, zapakowała ją. Na koniec włożyła
czerwony szlafrok, kompletnie zapominając o rzeczach znajdujących się w jego kieszeniach.
Przeszła do łazienki wziąć szybki prysznic oraz założyć świeże ubrania. Wciągnęła te same jeansy,
które miała na sobie poprzedniego dnia. Na biustonosz założyła białą koszulę z głębokim dekoltem.
Włosy związała w elegancki ogon, oczy podkreśliła odrobiną złotych cieni i pogrubiającym tuszem
do rzęs. Spryskała się delikatną mgiełką ulubionych perfum. Na ramiona zarzuciła cienki dłuższy
sweterek, związała go paskiem. Kurtkę zostawiła na swojej torbie. Zostało jej tylko do zapakowania
sprzęt. Gdy wkładała laptopa do torby, usłyszała ciche pukanie do drzwi.

Proszę – powiedziała. Do sypialni weszła gospodyni. Spojrzała na dziewczynę, uśmiechnęła się

na jej elegancki widok.

Śniadanie za chwilkę będzie podane pani Blank – poinformowała wychodząc z pokoju. Carol

westchnęła, zdecydowała dokończyć pakowanie, a potem zejść na dół do jadalni.

♠♠♠

Minął tydzień odkąd Carol wróciła do swojego normalnego życia. Damian ani żaden z

pozostałych braci nie odezwał się do niej. Kiedy wychodziła z domu do pracy, nie dostrzegła by
ktoś ją śledził czy obserwował. Czuła się jakby to wszystko nigdy się nie wydarzyło. Oczywiście po
powrocie do domu skontaktowała się z przyjaciółkami, każda z nich poprosiła ją o dłuższy urlop.
Zgodziła się, nie widziała powodów, by tego nie robić. Babcia dziewczyny również przedłużyła
swój wyjazd, co ją bardzo ucieszyło. Dawno nie słyszała tak wesołego i pełnego szczęścia głosu
swojej opiekunki. Mimo rozmów z bliskim nie wspomniała o żadnym z zdarzeń, które jej się
przytrafiło. Nie chciała nikogo martwić.

Wychodząc do pracy zabrała ze sobą rzeczy na basen. Miała zamiar dziś odrobinę

zrelaksować się, poza tym miała czas odkąd przystopowały ze zleceniami na czas urlopów. W

background image

późniejszych planach miała zamiar wybrać się na zakupy. Lodówka świeciła pustkami, a wolała
zrobić odrobinę zapasu. Wchodząc do budynku miejskiej pływalni odniosła wrażenie, iż jest
obserwowana. Rozejrzała się wokół siebie, lecz nikogo nie dostrzegła. Szybko przebrała się w swój
ulubiony strój sportowy, poszła na halę. Stanęła w wejściu, oczy jej się rozszerzyły ze zdziwienia.
Cholera! A on co tutaj robi?- pomyślała. Naprzeciw niej stał Rover Streigh, odziany tylko w modne
kąpielówki, opinające jego zgrabne pośladki, brzuch prezentował idealny koloryferek, a po skórze
ściekała woda. Wyglądał równie pięknie, jak bracia Black, co Carol trochę zaskoczyło. Podszedł do
niej uśmiechając się tajemniczo.

Hm... - mruknął spoglądając na nią od stóp po głowę – witaj Caroline.

E... cześć Rover. - opowiedziała nieco speszona od jego spojrzenia. - Co tutaj robisz?

Chyba wiadomo, po co się tutaj przychodzi – odparł. - Widzę, że jesteś tutaj sama.

No tak. - zamilkła by chwilę pomyśleć. Miała wrażenie, iż ich spotkanie nie jest przypadkiem, a

on na pewno jest niebezpiecznym człowiekiem. Intuicja nigdy ją nie okłamywała. - Damian nie
mógł ze mną się wybrać – skłamała.

Hm...- uśmiechnął się tajemniczo mrużąc oczy.- Uważaj na siebie. Nie jest tym, za kogo go

uważasz.

Co masz na myśli Rover? - zapytała. Nie była pewna, o co mu chodzi. Widziała tylko jego

uśmiech.

Biedna Julia... - odparł po czym skierował się w stronę wyjścia zostawiając ją samą przy wejściu

do wody. Chciała się zapytać, co miał na myśli mówiąc o Julii, nie miała okazji. Był szybszy niż
mogła się spodziewać. Chciała go dogonić, ale się rozmyśliła. Nie miała odwagi wejść do męskiej
szatni.

Carol pływała nieprzerwanie całą godzinę, mając nadzieję, iż niespodziewana wymiana

zdań ze Streigh'em szybko jej wyparuje z głowy. Wręcz przeciwnie, wciąż myślała nad jego
słowami, a właściwie ostrzeżeniem przed Damianem. Nie bardzo rozumiała, co ma na myśli.
Cholera – przeklęła cicho. Pływanie nie rozluźniło jej mięśni, ani nie dodało energii. Czuła się
wypruta nie tyle fizycznie, a psychicznie. Nie rozumiała, co się wokół niej dzieje. Po wyjściu z
budynku pływalni, wrzuciła sportową torbę na tylne siedzenie. Za nim wsiadła do samochodu
zarzuciła na siebie czarną bluzę z kapturem, założyła go. Delikatnie wiał wiatr, a ona miała
wilgotne włosy, nie chciała zachorować.

Zaparkowała samochód przed hipermarketem, wzięła koszyk. Chodząc po hali i wybierając

produkty spożywcze, nadal rozmyślała nad słowami Rovera. Za nic nie mogła się ich pozbyć z
głowy. Najbardziej zastanawiało ją, dlaczego powiedział biedna Julia. Pamiętała, jak to imię
wspomniała kiedyś przy kolacji Rose. Nie wiele się wtedy dowiedziała, bo Damian uciszył jednym
spojrzeniem siostrę. Więcej ten temat nie był poruszony. Jeszcze jedna myśl chodziła jej po głowie,
Damian wspomniał, iż rodzina Streigh'ów jej nie akceptuje. Jednak po zachowaniu Rovera,
powiedziałaby co innego. Idąc zamyślona wąską alejką między pułkami, uderzyła koszykiem w
osobę będącą przed nią.

Auuu...Cholera! Uważaj z tym wózkiem!- mruknęła złowrogo osoba przed nią.

Ja... prze....– ledwo wymamrotała, kiedy do niej się odwrócił. Carol oniemiała. Stał przed nią nie

kto inny, jak detektyw Brown. Zaskoczony podniósł brwi. - Detektyw Brown?

Pani Blank – odparł jedynie. - Nic się nie stało – dodał pogodnie uśmiechając.

background image

Dostrzegła, iż policjant wyglądał inaczej niż widziała ostatnim razem. Ubrany był w ciemne jeansy,
sportowa granatowa bluza z kapturem. Zdecydowanie jego wygląd wyróżniał się od służbowego.
Gdyby na niego przypadkiem nie wpadła, nie rozpoznałaby go. Odwzajemniła przyjazny uśmiech.

Przepraszam – powiedziała. - Nie rozpoznałam pana – dodała zmieszana sytuacją.

Cóż...- odparł wciąż się do niej uśmiechając.- Przeprosiny przyjęte. - Potarł dłonią kilkudniowy

zarost. - Pani również nie rozpoznałem w takim stroju i kapturze.

Hm...- mruknęła. - Właściwie to wracam z basenu. A przy okazji zahaczyłam o sklep. Trzeba

uzupełnić zapasy i takie tam...- odparła rozluźniając się.

To nie jestem osamotniony w zakupach. - powiedział.

Detektyw Brown towarzyszył w robieniu zakupów. Rozmawiali na różne tematy, nie

zahaczając o sprawy niedawnych tajemniczych morderstw. Carol pakując swoje zakupy do kosza,
zaczekała na mężczyznę. Zgodziła się, by ją odprowadził do samochodu, wciąż rozbawiając
przeróżnymi historiami.

Może przestaniemy mówić sobie na pan-pani. Michael.- podał jej dłoń.

Caroline, a właściwie dla przyjaciół Carol – odwzajemniła uścisk ręki. Po przejściu na ty, jego

uśmiech stał się szerszy, a oczy błyszczały z zadowolenia. Nie uszło to uwadze dziewczyny. Ona
również poczuła się znacznie komfortowo rozmawiając w mniej oficjalny sposób.

Może w ramach przeprosin dasz się zaprosić na kolację? - zapytał.

Hm... to raczej ja powinnam zaprosić cię na kolację w ramach wjechania w ciebie tym czymś –

powiedziała żartobliwie wskazując na wózek pełen zakupów.

To? Drobnostka. Raczej ja powinienem przepraszać za opryskliwość. - przybliżył się do niej, aby

pomóc w załadowaniu pakunków do bagażnika. - Ponawiam zaproszenie Carol.

Nie wiem... - powiedziała z wahaniem. - Raczej nie powinnam umawiać się z policjantem

prowadzącym śledztwo w sprawie mojej przyjaciółki – dodała pospiesznie tłumacząc swoje
wątpliwości.

Ustalmy, iż zapraszam cię na kolację w ramach przeprosin za swoje zachowanie. A sprawa, którą

prowadzę w żaden sposób cię nie dotyczy. - tłumaczył. - Nie widzę konfliktu interesów Carol.

Ale... - nie była pewna czy przyjąć propozycję. Nie tylko ze względu na Emmę, ale nie wiedziała

czy nadal gra narzeczoną Damiana. Kiedy się wyprowadziła nic na ten temat nie wspomniał.

Carol – uśmiechnął się przekonywająco. - Nie daj się prosić. - nie była w stanie mu odmówić po

tak intensywnemu spojrzeniu.

Ok - uśmiechnęła się.

Niebo pokrywał nadchodzący od wschodu zmrok. Obładowana zakupami wchodziła do

ciemnego korytarza, kierowała się w stronę widny. Zamyślona nad spotkaniem z Michaelem, nie
zwróciła uwagi, iż ktoś za nią szedł. Wcisnęła przycisk widny, czekała. Z zamyślenia wyrwało ją
ciche mruknięcie. Obejrzała się przez ramię, zamarła.

Co tu robisz? - zapytała. Ledwo mogła wydusić słowa.

Zaskoczył ją widok nieziemsko przystojnego szatyna. Na jego usta wypłyną zmysłowy uśmiech, co
by nie jedną kobietę powaliło na kolana. Spoglądał na Carol swoimi błyszczącymi niebieskimi
oczami. Wyją z jej rąk ciężkie torby, przepuścił pierwszą do windy. Dziewczyna wciąż nie mogła
się opanować, zaskoczenie nie mijało. Jadąc na swoje piętro, kątem oka dostrzegła, iż Damian

background image

bacznie się jej przyglądał.

Przyszedłem porozmawiać Caroline, dawno się nie widzieliśmy – odparł w końcu.

Faktycznie, tydzień to bardzo dawno...- powiedziała z sarkazmem. - Myślałam, że miałam wrócić

do swojego poprzedniego życia.

Caroline...- powiedział aksamitnym głosem. - Może porozmawiamy u ciebie, nie w windzie.

Mhm – przytaknęła.

Carol otworzyła drzwi do swojego mieszkania, przepuściła Damiana pierwszego, zamykając za
sobą wejście. Mężczyzna położył jej pakunki na stół. Zdjął czarny, długi płaszcz, powiesił na
oparciu krzesła. Skierował się do salonu, rozsiadł się na sofie. Obserwował dziewczynę, kiedy
zdjęła bluzę, została w spodniach od dresu i czarnej obcisłym podkoszulku z niewielkim dekoltem.
Włosy poprawiła, założyła wygodne pluszowe balerinki.

Widzę, że nie muszę mówić byś się rozgościł – dodała ze złośliwym uśmieszkiem.

Zdenerwowała się na niego, czuł się w jej domu za bardzo swobodnie. Nie była z tego faktu
zadowolona. Gościa zostawiła samego, skierowała się do miejsc, w którym stał ekspres do kawy,
wcisnęła guzik.

Napijesz się kawy? – zawołała. Nie usłyszała odpowiedzi, za to poczuła jego dłonie na swoich

biodrach. Zesztywniała.

Nie – powiedział jej do ucha. Jedną ręką odgarnął jej włosy z karku, musnął wargami. Carol

czuła, jak od pocałunku po jej ciele rozchodzą się przyjemne dreszcze. Cofnęła się.

Czego chcesz? - powiedziała. Była zła na siebie, za swoją reakcje na jego dotyk. Nie chciała, by

ją w ten sposób dotykał, to było dla niej za intymne.

Porozmawiać Caroline -odpowiedział patrząc jej w oczy. Czuła, jak powoli na jej policzki

wypływa rumieniec.

Twoje zachowanie świadczy o czym innym Damianie – rzekła stanowczo. Spuściła wzrok na jego

tors. Nie była pewna czy się nie utonie w jego spojrzeniu, było hipnotyzujące.

Porozmawiajmy... - wziął ją za rękę poprowadził w kierunku sofy. Usiadła, Damian obok niej.

Słucham. - powiedziała. Nie patrzyła mu w oczy. Swój wzrok skierowała na dłonie leżące na

kolanach. - O czym chcesz ze mną rozmawiać?

Zapytam wprost.- po kilku sekundach dodał – Czy coś się wydarzyło przez ten czas?

E..- milczała – Raczej nie.

Raczej ? - podniósł pytająco brew.

Nie. Nic się szczególnego nie wydarzyło. -rzekła w końcu.

Na pewno Caroline? - dopytywał się, nie spuszczając wzroku z jej twarzy. - Zdaje się, iż coś się

wydarzyło. Nawet dziś.

O co ci chodzi? - zapytała zaskoczona. Intensywnie się zastanawiała czy chodzi o spotkanie z

detektywem czy też ze Streigh'em. Wstała z sofy, poszła w kierunku stołu. Oparł się biodrami o
blat, spojrzała na Damiana. - Nie rozumiem o co ci chodzi Damianie.

O czym rozmawiałaś ze Streigh'em? - zapytał. Stała milcząc. Zadane pytanie całkowicie zbiło ją z

tropu. Dostrzegała w jego spojrzeniu nie pokój, może odrobina gniewu.

Przywitaliśmy się.- powiedziała. Nie chciała mu mówić o ostrzeżeniach, a tym bardziej o Julii.

O czym jeszcze? - naciskał. Kierował się powoli w jej stronę. W jego oczach było coś z

drapieżcy, dopiero teraz to dostrzegła. - Caroline.

background image

Pytał się czy jestem sama – odpowiedziała wymijająco głośno przełykając ślinę. Damian swoim

zachowaniem trochę ją przerażał.

Tylko o to? - był zaledwie kroków przed nią.

Nie. - mruknęła. - Poradził bym uważała na ciebie, bo nie jesteś tym za kogo cię mam.

A za kogo mnie uważasz - zapytał gładząc dłoń na jej policzek. Spojrzała mu w oczy, widziała w

nich nadal drapieżcę, a w sobie ofiarę.

Eks klienta.- powiedziała.

Tylko? - mruknął, zbliżając swoje usta niebezpiecznie blisko jej twarzy.

Uratowałeś mnie wtedy w parku. - dodała. Czuła się nieswojo w takiej pozycji. Z jednej strony

pragnęła jego pocałunków, a z drugiej wiedziała, iż to nic dobrego nie przyniesie. Myśli
podpowiadały jej: on jest niebezpiecznym mężczyzną, oraz kimś jeszcze... - Jestem ci za to
wdzięczna.

Hm... wdzięczność możesz mi okazać, chyba domyślasz się jak...- nie dokończył. Pocałował ją z

dużą mocą. Cała drżała od tego pocałunku, kolana robiły się jak z waty. Miała wrażenie, że zaraz
upadnie. Zaczerpnęła powietrza pchnęła go od siebie.

Jak śmiesz! - krzyknęła. Chciała go uderzyć, ale on jej to udaremnił. Uśmiechał się, w oczach

widniało rozbawienie. - Nie dotykaj mnie!

Jak mogę nie dotykać swojej narzeczonej? - zapytał. Nie puścił jej ręki, mimo jej szamotania.

Damian, do cholery o czym ty mówisz? - zapytała wzburzona. - Miałam wrócić do swojego

dawnego życia.

Mówię, iż nadal jesteś moją narzeczoną. Puki nią jesteś, możesz czuć się bezpiecznie –

odpowiedział.

Ale..- nie dokończyła, nie wiedziała co powiedzieć.

Nie ma „ale” Caroline. Jesteś zbyt cenna, abym pozwolił ci zaprzepaścić wszystko. - dodał

nachylając się. Carol za sobą miała krawędź blatu stołu. Oparła się rękami o niego, nie chciała się
na nim kłaść. Chyba, że Damian dalej będzie do niej przybliżać. - Co jeszcze Streigh mówił?

Nic – skłamała. Modliła się w duchy, by jej uwierzył. Nie wspomnę o Julii, to nie odpowiedni

moment, chociaż z drugiej strony mógłby się okazać atutem .Przestałby się do mnie kleić. Boże! -
pomyślała.- Jak tak dalej pójdzie, działanie hipnotyzującego wzroku wyjdzie na jego korzyść.

Dobrze – uśmiechnął się znowu do niej.

Carol czuła jego oddech na swojej twarzy, był gorący i uwodzicielski. Usta się zbliżały do jej ust,
oblizała dolną wargę. Cholera! - przeklęła w myślach. - Nie mogę mu na to pozwolić! Jednak w
ostatnim momencie przekręciła głowę w bok. Pocałował ją w policzek. Odepchnęła go z całej siły,
zrobił krok w tył. Spojrzał zaskoczony. Uniósł lewą brew w niemym zapytaniu.

Dość! - odparła łapiąc oddech. - Jeśli mam grać twoją cholerną narzeczoną ustalmy pewne

zasady. - Nie odpowiedział, więc kontynuowała.- Po pierwsze gram narzeczoną, wtedy gdy
zajdzie taka potrzeba. - skinął na znak akceptacji. - Jeśli nie jestem ci potrzebna, mam prawo mieć
swoje życie. A na koniec nie chce byś mnie dotykał i całował, gdy jesteśmy we dwoje.

Hm... z pierwszym warunkiem mogę się zgodzić. Drugi ujdzie, jeżeli będziesz uważać z kim

rozmawiasz. Nie zapomnij, jesteś smakowitym kąskiem dla niektórych. - dodał poważnie.

A trzeci? - zapytała krzyżując ramiona, w geście obronnym.

Caroline... - podszedł. Pogłaskał ją po szyi, kierując dłoń w stronę podbródka. Uniósł jej głowę do

background image

góry, spoglądał jej prosto w oczy. - Wiem, że lubisz kiedy cię dotykam i całuję. - zaprzeczyła
ruchem głowy. - Nie okłamiesz mnie, ja to wiem kochanie. - trąciła jego dłoń ręką. Złapał ją za
nią, podniósł do swoich ust. Złożył pocałunek na nadgarstku, nie przestając na nią patrzeć.

Damian przestań – powiedziała gwałtownie, odpychając go. Miała dość jego niezachwianej

pewności siebie. - Nie jestem twoją własnością, ani prawdziwą narzeczoną.

Hm... możemy to zmienić – powiedział. Patrzyła mu prosto w oczy nie wierząc w to, co

powiedział. Dostrzegła jak ich kolor się zmienia, przybierają barwę wzburzonego morza, nie
naturalnie błyszczą. Pod intensywnym spojrzeniem zaczęło ogarniać ją pożądanie. Pragnęła jego
pieszczot, pocałunków. W myślach wałczyła – Nie! Nie chcę, to jego spojrzenie. Umiejętność tak,
jak wtedy.
Zamknęła oczy, oddech miała przyspieszony, serce mocno biło. Spojrzała, jego twarz
wyrażała rozbawienie.

Ty draniu... - rzekła. - Akceptujesz moje warunki, albo …

Albo? - zapytał rozbawiony.

Tego pożałujesz. Dowiem się kim jesteś i cię zniszczę – zagroziła.

Nie bądź śmieszna Caroline – odpowiedział już poważniejszym tonem. - Nic mi nie zrobisz, za to

ja mogę tobie zrobić wiele rzeczy. Poczynając od rozkoszy, której pragniesz kończąc na zabiciu
cie.- Zesztywniała. Przestraszyła się groźby.

Wynoś się!!! - krzyknęła. Wskazała ręką stronę drzwi. - Nie chcę cię widzieć. Nie chce twojej

ochrony. Poradzę sobie bez ciebie i twoich durny warunków. Wynoś się z mojego życia!!!

Hm... ciekawa reakcja. W porządku będzie tak, jak chcesz. Przyjmuję twoje warunki. Ale wiedz

jedno, sama będziesz błagać bym cię dotykał... - odparł spokojny tonem. Jego wyraz twarzy był
pusty. Nie mogła wyczytać z niej żadnych emocji. Przeszedł obok, unikając dotknięcia. - Do
zobaczenia wkrótce. Uważaj na siebie.

Carol została sama w pustym mieszkaniu. Usiadła na krześle, podkuliła kolana do brody,

objęła ramionami. Poczuła napływające łzy, które znalazły ujście spływając jej po policzkach.
Płakała puki nie skończyły się łzy. Boże, kim oni są i co się właściwie dzieje. W co ja takiego się
wpakowałam, za jakie grzechy
– szeptała łamiącym się głosem. Uspokoiła się.

Przed położeniem się spać, rozpakowała zakupy, zaparzyła kawę o smaku czekoladowym,

nowy wynalazek polecany przez Michaela. Z kubkiem gorącego płynu, poszła do łazienki wziąć
długą kąpiel. Parująca woda lała się do wanny, lustro zaczynało być zaparowane. Weszła do niej,
oparła plecy o ciepłą ściankę, piana przywarła do jej gładkiego ciała. Zamknęła oczy, oddychała
spokojnie. Pod przymkniętymi powiekami, wizualizowała zdarzenia minionego dnia. Rover miał
rację, Damian jest cholernie niebezpieczny, tak samo jak on. Ludzie z klanów nie są zwykłymi
ludźmi, coś z nimi jest zdecydowanie nie tak. Piękni, błyszczące i intensywne kolory oczu,
hipnotyzujące spojrzenie, szybkość i siła. Zwykły człowiek nie potrafi takich rzeczy
. - myślała. - Kim
oni do cholery są, jak nie ludźmi to czym? Do tego dziwne zachowanie Damiana, niby co on chciał
uzyskać? Zgoda, może ma władzę i może mnie ochroni, ale dlaczego musi przez to dobierać się do
moich majtek.-
westchnęła.

Cholerny dupek! - powiedziała z mocą. Zamknęła oczy, oparła głowę o brzeg wanny, zaczynała

odpływać. Czując senność wstała, owinęła się ręcznikiem, położyła się do łóżka.

Szła w stronę zielonej polany, wąską zalesioną ścieżką. Na jej końcu widziała, siedzącą

sylwetkę mężczyzny. Miał na sobie białą rozpiętą koszulę, jasne jeansy, stopy gołe. Wiatr

background image

rozwiewał mu włosy w kolorze jesiennych kasztanów. Profil mężczyzny wydawał się być znajomy,
dostrzegła na jego szyi tatuaż. Świecące słońce sprawiało jakby błyszczał, blada skóra odbijała
promienie, tworząc wokół niego pryzmat rozszczepionego światła, tysiąca tęczy roztaczającego się
wokół, jak aura. Wstrzymała oddech, widok był niesamowity, za piękny by był prawdziwy. Zbliżała
się do niego wolnym krokiem, nie spuszczając wzroku. Uśmiechał się do niej. Kiedy stanęła
naprzeciwko mężczyzny, uniósł dłoń, głaskał ją po policzku. Kciukiem dotykał jej ust, przygryzła
je. Jego delikatna pieszczota sprawiała, iż czuła rozchodzące się po jej ciele ciepło, które budzi ją
do życia. Patrzyła wprost jego lśniących bursztynowych oczu. Szepnęła – Sariel. Potem pocałował
ją, na początku powoli, delektując się każdym muśnięciem języka, a następnie zachłannie. Nie
mogła złapać oddechu. Podniosła powieki, patrzyła w oczy koloru wzburzonego morza. To nie
Sariel
– pomyślała. - To... - Jęknęła z przerażenia. Chciała się odsunąć, ale on ją mocno obejmował.
Wyrywała się, nic to nie dało. Nagle z zachodu naciągnęły ciemne chmury, przeszył ją zimny wiatr,
drżała. Stała na środku polany sama, nie było z nią nikogo, prócz wrażenia, że jest obserwowana.
Skierowała się w stronę ścieżki, którą tu przybyła. Biegła ile sil w nogach, chciała uciec. Oddychał
głośno, piekące łzy płynęły jej po policzkach. Wszędzie panowała ciemność i to przerażające
zimno. Zatrzymała się, by złapać oddech. Ktoś złapał ją za rękę, obróciła się w stronę mężczyzny w
kapturze z świecący czerwonymi oczami. Nie!!!!!- krzyknęła.

Carol siedziała na brzegu łóżka z opuszczonymi stopami, rękoma podtrzymywała się o

materac, oddychała głęboko. Próbowała załapać oddech. Sen... inny niż poprzednio. Dlaczego? Kim
oni byli? Boże...-
szeptała próbując opanować swój oddech i drżenie ciała. Te pocałunki były takie...
prawdziwe –
dodała.

By animk4


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Znak Czarnej Róży [rozdział V]
Znak Czarnej Róży [rozdział XIII]
Znak Czarnej Róży [rozdział VII]
Znak Czarnej Róży [rozdział IV]
Znak Czarnej Róży [rozdział XI]
Znak Czarnej Róży [rozdział I]
Znak Czarnej Róży [rozdział IX]
Znak Czarnej Róży [rozdział II]
Znak Czarnej Róży [rozdział VIII]
Znak Czarnej Róży [rozdział VI]
Znak Czarnej Róży [rozdział X]
Znak Czarnej Róży [rozdział III]
Znak Czarnej Róży [rozdział XIV]
Znak Czarnej Róży [prolog]
Rozdział XII
ROZDZIAŁ XII (2)
38 4, ROZDZIA˙ XII
ROZDZIAŁXII, ROZDZIAŁ XII
366 Rozdział XII, Uczelnia, Administracja publiczna, Jan Boć 'Administracja publiczna'

więcej podobnych podstron