Rozmowa trzynasta:
RYZYKO PANA BOGA
J.T.: Kilka razy użyłeś, Jacku, w naszych rozmowach słowa ryzyko . Muszę przyznać, że kiedy pierwszy raz usłyszałem to słowo, trochę przeleciało mi ono koło ucha. Ale potem wibrowało w mojej pamięci, w mojej świadomości. Teraz wydaje mi się, że czuję, o jaką perspektywę Ci chodzi. Rzeczywiście, ryzyko to dobre słowo na określenie tego, że Bóg wychodzi naprzeciw człowiekowi, że go oświeca, że robi z człowieka swoje dziecko. To jest ryzykowne. Na czym, Twoim zdaniem, polega to ryzyko?
J.ś.: Dużo mówiliśmy już o problemie złego rozumienia tego, co Bóg ludziom powiedział, poddania Jego słów filtrom ograniczonego rozumu. Ale może jeszcze gorsze jest ryzyko związane z emocjami, które człowiek przeżywa, kiedy w coś naprawdę bardzo mocno uwierzy.
J.T.: Kiedy uwierzy w wielkie rzeczy, jakieś wielkie wartości.
J.ś.: Bo kiedy zda sobie sprawę z ich bezgranicznego ogromu, zaczyna drgać wewnętrznie. To drganie, z natury rzeczy, wywołuje u ludzi różnego rodzaju szaleństwa szaleństwa w miłości, szaleństwa nacjonalizmu, szaleństwa ideologii.
J.T.: Drga, tak mi się przynajmniej wydaje, ponieważ przeczuwa, że obok niego powstaje wizja zła jeszcze większego i głębszego niż dotąd. Bo jeżeli się jakąś wielką wartość odrzuci, to zło samego odrzucenia będzie większe, niż gdyby tej wartości w ogóle nie było. Mówiąc konkretniej: kiedy rzymski żołnierz zabijał
wojowników germańskich, był przekonany, że zabija wrogich barbarzyńców. Ale kiedy chrześcijanin idzie na wojnę, wie, że zabija inne dzieci Boże. Wydawałoby się, że go to od zabójstwa powstrzyma. Jednak historia pokazuje, że nie. A więc ryzyko i drżenie, o których mówisz, na tym polegają, że człowiek, który poznał
największe wartości, został wystawiony na pokusę większego zła, i ta pokusa jest dla niego wyzwaniem.
J.ś.: Ale zarazem bardzo łatwo jest mu usprawiedliwić zabójstwo dzieci Bożych , czyli choćby Germanów, taką logiką, wedle której nawet niesłuszne morderstwo w słusznej sprawie, nawet zabicie całkiem niewinnego dla bardzo wielkiej idei, może być usprawiedliwione, skoro Jezus Chrystus dla wielkiej sprawy zbawienia absolutnie niewinnie oddał życie na krzyżu. Więc dla wielkiej sprawy krzewienia słusznej wiary i Germanin, poganin, może oddać swój marny pogański żywot.
Widzisz i to ryzyko?
J.T.: Także, chociaż z takim usprawiedliwieniem można polemizować. Natomiast gorsza sytuacja jest wówczas, gdy człowiek ma odwagę czynić zło dlatego, że to jest wielkie zło. Ogrom zła go nie przeraża, lecz jeszcze bardziej go wciąga.
Ciągnie go do tego, żeby się właśnie z tym wielkim złem spróbować. Bo cóż to jest walczyć z drugim człowiekiem? Ale walczyć z Bogiem to dopiero jest coś. Tu przychodzi Nietzsche. Ale Nietzsche formułuje to jako filozofię, a przed Nietzschem i po nim było życie, które ją potwierdzało.
J.ś.: Świadomość młodych wilków: jak chcesz się wywyższyć, to zaatakuj wyższego.
J.T.: Tak, ale może spróbujmy przyjrzeć się bliżej kilku takim przypadkom, w których normalne zło w zetknięciu z chrześcijaństwem i z winy chrześcijaństwa stało się wielkim złem.
J.ś.: Widzisz wielkie zło stworzone przez chrześcijaństwo?
J.T.: Tak można powiedzieć.
J.ś.: Jakie to zło?
J.T.: Najpierw wielka pokusa człowieka: będziecie jako bogowie . Co to znaczy?
To znaczy, że wszystko będzie zależało od tego, co sobie o Bogu pomyślę.
Mówiliśmy, że można Boga traktować jako wielkiego twórcę wszechzasad. Wtedy słowa będziecie jako bogowie znaczą, że pękają wszelkie przyrodzone granice dzielące zjawiska i rzeczy. Dla ubóstwionego człowieka-demiurga nie ma już
Strona 1
żadnych granic. Wszystko staje się tworzywem, a on sam zaczyna wielką grę tworzenia świata od nowa.
J.ś.: Ale to ubóstwienie człowieka nie jest wymysłem chrześcijaństwa. Masz przecież poza chrześcijaństwem starożytny Egipt z boskimi faraonami, masz Rzym i boskość cezarów, masz boskość władców w wielu kulturach pierwotnych...
J.T.: Jednak chrześcijaństwo wniosło tu nową jakość. Boskość faraona polegała na tym, że wyrażał on sakralny porządek bytu, ale ten porządek był nienaruszalny.
Natomiast w chrześcijaństwie bogami stali się wszyscy...
J.ś.: śeby być bogiem, nie musisz już urodzić się faraonem, możesz się stać bogiem, kiedy w to uwierzysz?
J.T.: I możesz naśladować Boga w określaniu tego, co dobre, i tego, co złe.
J.ś.: Więc to chrześcijaństwo sprawiło, że każdy, przypisując sobie ten boski atrybut, może odwracać porządek naszego świata?
J.T.: Historia Europy świadczy o takim zjawisku.
J.ś.: Czy raczej złudzeniu?
J.T.: Spójrz na te wszystkie przemiany europejskich ustrojów, na rewolucje, na ciągłe poszukiwanie czegoś innego, nowego, czegoś jeszcze lepszego. Weźmy postęp techniczny, weźmy ten zmysł krytyczny europejskiego rozumu, który nie ma sobie równego zmysł, który sprawia, że wszystko, co jest oczywiste, może zostać zakwestionowane, może się stać przedmiotem krytyki czy nawet ataku.
J.ś.: Widzisz korzeń chrześcijańskiego objawienia w tym, że to właśnie w Europie rodzą się wielkie społeczne iluzje, wielkie ideologie, najnośniejsze utopie i najgroźniejsze złudzenia? Bo przecież one nie powstają w świecie islamu, nie powstają w świecie buddyzmu, tylko właśnie tu. To na chrześcijańskim gruncie zrodziły się ideologie komunizmu, faszyzmu, wreszcie praw człowieka.
J.T.: Bo tu, w Europie, naturalny porządek został naruszony przez ideę mówiącą jesteście jako bogowie .
J.ś.: Więc w wielkiej destabilizacji świata widzisz grzech chrześcijaństwa?
J.T.: Ale nie jedyny... Pamiętasz z Ewangelii bardzo ładną scenę, kiedy apostołowie wracają do Chrystusa, który ich posłał do różnych miejscowości, aby zapowiedzieli przyjście Jego samego. Wracają pełni entuzjazmu, ale opowiadają także, że z niektórych miast ich powyrzucano. I mówią: spuść ogień na te miasta
.
Dlaczego tak mówią? Dlatego że kto wami gardzi, Mną gardzi . A więc skoro pogardzono apostołem, to pogardzono Bogiem i Bóg ma pokarać tych, którzy pogardzili.
J.ś.: Bo co się odnosi do Sług Bożych, to się odnosi do Boga, a kto Sługi obraża, ten obraża Pana?
J.T.: Tak ci apostołowie czuli. Oczywiście, Chrystus zakwestionował tę logikę, ale ona głęboko jest wkorzeniona w naturę tych bogów, którzy się porodzili po Europie. Więc kolejni apostołowie wciąż będą mówili: jak Ty, Panie Boże, sam tego nie zrobisz, to my Cię wyręczymy . I sami będą palili te miasta w imię Jego.
J.ś.: I tu widzisz źródło wojen religijnych, a zarazem ich dobre usprawiedliwienie? Tu widzisz korzenie całej pychy Kościoła?
J.T.: Przede wszystkim pychy chrześcijańskich władców, którzy mieli miecz w dłoni i w chrześcijaństwie znajdowali usprawiedliwienie dla różnych swoich czynów. Ale gdyby tylko o sprawy władców chodziło...
J.ś.: Bo mieści się tu chyba i pycha budowniczych katedry Notre Dame, którzy z całej Francji latami ściągali jaja, żeby murowanego olbrzyma wystawić na chwałę Strona 2
Boga, a właściwie na swoją własną chwałę...
J.T.: Tego tak dobrze nie wiem, ale myślę, że w dzisiejszym życiu można by pokazać bardzo wiele przykładów identyfikacji apostoła z Bogiem i wzywania Panie, Ty widzisz, a nie grzmisz . Jest może mniej ważne, co się dzieje na zewnątrz, ale to, co się dzieje w duszy takiego człowieka, który we własnym poczuciu stał się bóstwem czy bożkiem, to już jest wielki dramat. A przecież w jakimś sensie to właśnie chrześcijaństwo tę myśl mu podsunęło.
J.ś.: Jak sobie z tym problemem radzisz Ty, kapłan tego Kościoła, człowiek, niosący tę Dobrą Nowinę, która jest jednak tak bardzo ryzykowna i tyle zła powoduje?
J.T.: Myślę: Dobry Panie Boże, jak sobie Ty z tym całym splotem poradzisz?
J.ś.: Masz odpowiedź?
J.T.: Nie. A powiem Ci więcej, spójrz na trzeci przykład tej grozy, która wieje w szumie wiatru Ducha Świętego. Mianowicie: Przyszedł do swoich, a swoi Go nie przyjęli . To jest jakaś powtórka z Izaaka. Przyszedł do swojego, do ojca, a swój czyni ofiarę z niego ofiarę dla Boga. Znów jesteśmy w środku człowieka.
Znów mamy powikłanie we wnętrzu ludzkiej duszy. Spotkanie z wartością najwyższą, z największą miłością, powoduje, że człowiek chce jej ofiarować wartość sobie najbliższą. Paradoks polega na tym, że rezultatem jest zbrodnia zbrodnia bogobójstwa. Bez chrześcijaństwa bogobójstwa by nie było. Nie byłoby tej perspektywy, że człowiek jest zdolny do zabicia Boga. Bo dopiero gdy Syn Boży stał się człowiekiem, pokusa bogobójstwa mogła się narodzić. Widzisz, jaki wymiar przyjęło zło pod wpływem chrześcijaństwa? Ale ta pokusa dotyczy nie tylko przypadku Chrystusa. Bo jeżeli wszyscy my, zwykli ludzie jesteśmy dziećmi Bożymi, pokusa bogobójstwa wciąż rodzi się na nowo i wciąż się urzeczywistnia.
J.ś.: Mówiłeś o Izaaku... To działo się, jeszcze zanim powstała perspektywa człowieka jako dziecka Bożego.
J.T.: Tak, słusznie, i wtedy Izaak był tylko synem, osobą najbliższą.
J.ś.: Więc zanim jeszcze otwarła się ta perspektywa bogobójstwa, powstała perspektywa dzieciobójstwa w imię miłości do Boga.
J.T.: Tak, powiedziałbym: może nawet perspektywa wpisana w naturę religii, a może wręcz w naturę każdego totalitaryzmu.
J.ś.: Może po prostu w naturę człowieka...
J.T.: Jeśli nasza natura jest jakoś pomylona...
J.ś.: ... który uwierzy w to, że wartości nie tworzą jakiegoś harmonijnego systemu, że w świecie wartości od harmonii ważniejsza jest hierarchia, że istnieje ta jedna jedyna, najwyższa na świecie wartość, której wszystkie inne są podporządkowane.
J.T.: Wtedy nie ma wyjścia: trzeba rzucać wszystko, byle te wyższe wartości znalazły we mnie najgłębsze uznanie i byle to uznanie znalazło jak najpełniejszy wyraz.
J.ś.: Posługujemy się metaforą coraz bardziej głęboką. Czy w naszym codziennym życiu widzisz odbicie ryzyka, poświęcenia najbliższej wartości wartości najwyższej?
J.T.: Jacku! Widzę codziennie! Powiedziałbym: mam z tym ryzykiem do czynienia co dnia. I czasem są to sytuacje niezwykle banalne. Choćby wówczas, kiedy kobieta idzie do kościoła, a nie zdąży dać rodzinie ciepłego obiadu. Poświęca troskę o męża trosce o Pana Boga. I codziennie widzę, jak delikatna linia rozdziela ofiarę autentyczną od ofiary fikcyjnej.
J.ś.: A w sobie ten problem widzisz? śyjesz w celibacie, więc możesz właściwie powiedzieć, że Pan Bóg od Ciebie zażądał, żebyś Mu ofiarował Twego syna nie narodzonego. Nie, byś ofiarował coś, co już istnieje, lecz wartość, której Strona 3
nadzieję dopiero w sobie niosłeś.
J.T.: Tak! Jest coś z tego, co mówisz. I powiedziałbym: winy Abrahama w tym sensie nie są mi obce. Szukam tej granicy w odpowiedzi na pytanie, jak dać świadectwo prawdzie prawdziwej hierarchii wartości nie zabijając tego, co najbliższe. Ale cokolwiek byśmy w tej sprawie rzekli, myślę, że ryzyko Pana Boga na tym właśnie polega, iż dopiero od czasu pojawienia się chrześcijaństwa zaczęło się prawdziwe zło i powstał prawdziwy grzech.
J.ś.: Bo został nazwany.
J.T.: Tak. I nie ma tu łatwych rozwiązań. Byłoby absurdem, gdybyśmy w tej rozmowie sugerowali, że jakieś łatwe rozwiązanie istnieje. Więc myślę, że trzeba, abyśmy zostali ze świadomością tego wielkiego napięcia między grzechem i dobrem, które chrześcijaństwo wniosło do tego świata.
Strona 4