Rozmowa jedenasta:
NADZIEJA
J.T.: Wiesz, Jacku, to bardzo zastanawiające i intrygujące, dlaczego Pan Bóg w swej wielkiej Bożej pedagogice stworzył w człowieku coś takiego, co się nazywa nadzieją.
J.ś.: Są tacy, którzy mówią, że to ludzka nadzieja stworzyła Pana Boga...
Potrzeba nadziei...
J.T.: Mówi się nawet: religia opium ludu .
J.ś.: Bo wiara ma moc potrzebną, żeby znieczulić człowieka wobec ciężarów doczesnego życia.
J.T.: Ale paradoks polega na tym, że istnieje wiara, że istnieje religia pozbawiona nadziei. Taką wiarą, taką religią była religia grecka. Świat grecki był w zasadzie światem bez nadziei. śycie człowieka w tamtym świecie zamykało się w kole tak jak wędrówka Odysa. Odys wyszedł z domu i po latach do domu powrócił. Od początku do końca był dziełem swojej własnej pamięci.
J.ś.: Ale miał nadzieję powrotu...
J.T.: Nadzieja Odysa była przede wszystkim pamięcią Odysa. A weź pod uwagę wędrówkę Abrahama. Ta historia jest zupełnie inna. Bóg każe mu iść do ziemi, której nie zna. Nadzieja Abrahama, nadzieja Ziemi Obiecanej, nieustannie przezwycięża pamięć. I weź teraz dzieje objawienia. Katechizm podaje historię objawienia w kilku zasadniczych rozdziałach. Jakie to rozdziały?
J.ś.: Bóg pozwala się poznać , Bóg zawiera Przymierze z Noem , Bóg wybiera Abrahama , Bóg formuje Izrael jako swój Lud i wreszcie Bóg przysyła Chrystusa
.
J.T.: Tu widać tę nieustanną pracę nad nadzieją człowieka. Poprzez nadzieję świat judeochrześcijański zdecydowanie wykracza poza antyczny świat grecki.
J.ś.: Bo powstaje nadzieja czegoś nieznanego.
J.T.: Czegoś zupełnie nowego. I upływ czasu w świecie judeochrześcijańskim jest taki, że dzień jutrzejszy nie jest powtórzeniem dnia wczorajszego, nie jest jego umniejszeniem, ale jest jego powiększeniem. Mamy linię czasu, która idzie w górę. Więc oczywiście: człowiek potrafi stworzyć sobie bogów, ale powstaje pytanie, czy to są bogowie pamięci czy też bogowie nadziei.
śeby człowiek mógł stworzyć Boga nadziei, musi już tę nadzieję wcześniej w sobie nosić. A widać tu, że nadzieja to wydarzenie dziejowe, historyczne, umiejscowione w czasie i przestrzeni. W tym sensie Biblia mówi, że Bóg tworzy nadzieję . Po co tworzy nadzieję? Dlaczego tworzy nadzieję?
J.ś.: W najprostszym rozumieniu tworzy ją po to, żeby nadać sens ludzkiemu życiu. Wielu ludzi pewnie doświadcza tego, że tracąc nadzieję, tracimy poczucie sensu dalszego istnienia.
J.T.: Ależ Odys miał sens życia. Powrót Odysa do domu był właśnie tym sensem.
J.ś.: Toteż ja się upieram, że to była nadzieja, chociaż zgadzam się z Tobą, że jej struktura była oczywiście inna. Bóg judeochrześcijański tworzy strukturę dorastania, wychodzenia w górę. Więc może jako wielki pedagog Bóg stworzył
tę nadzieję po to, żeby nas zmusić do stawania się coraz lepszymi?
J.T.: Można jak powiedziałeś odróżnić sens otwarty od sensu zamkniętego.
Sens życia Odysa był sensem zamkniętym. W zasadzie Odys mógł tylko spotkać się z Penelopą, z którą już kiedyś się spotkał. Natomiast w przypadku judeochrześcijańskiej nadziei sens życia jest otwarty. Zmierzamy ku spotkaniu z czymś, z czym człowiek nigdy się nie spotkał. I stąd te obietnice. Tu Abraham, tu Mojżesz, prorocy i Chrystus. Wciąż linia, która idzie w górę i stale wykracza poza ludzką pamięć. Można powiedzieć: nadzieja staje się nieustannym podcinaniem Strona 1
pamięci.
J.ś.: Myślisz, że to wielkie europejskie czy też świata chrześcijańskiego szaleństwo w pędzie ku coraz lepszemu, do tego stopnia, że mówi się nawet, iż
lepsze jest wrogiem dobrego , żeby troszkę nas jednak okiełznać, że to ciągłe mordercze pięcie się w górę ma źródło właśnie w Piśmie Świętym?
J.T.: To jest europejski pomysł! To pomysł europejskiego czasu, czasu dziejowej nadziei. Zastanawiające, skąd się to wszystko wzięło. Mamy tu piękną odpowiedź
Kierkegaarda, która najpierw wprowadza nas w doświadczenie miłości. Kierkegaard powiada, że miłość umiera, gdy nie jest wyznawana.
J.ś.: Trzeba ją wyznać, żeby mogła trwać.
J.T.: Ale miłość to coś takiego, czego nigdy do końca wyznać nie możemy. Można tu wziąć przykład miłości ojca do dziecka. Dziecko nigdy do końca nie zrozumie twojej ojcowskiej miłości. Jak każesz mu się uczyć, to ono się zbuntuje, a przecież ten nakaz jest wyrazem twojej ojcowskiej miłości. Otóż Kierkegaard mówi, że naród Izraela, który miał znakomite wyczucie boskości, doskonale widział wewnętrzny dramat, wielkie napięcie kochającego Boga. Z jednej strony ten Bóg chce wyznać, że kocha. A z drugiej strony, gdyby objawił człowiekowi całą pełnię Siebie, człowiek by tego objawienia nie wytrzymał, umarłby.
J.ś.: Dlatego objawia krok po kroku, przez wieki.
J.T.: I stwarza czas. Po to został stworzony czas! Ale nie ten czas, który zamyka się w kole, lecz czas, który nieustannie rośnie.
J.ś.: Czas historii...
J.T.: Czas historii, czas dziejów, czas Boskiej obietnicy... Bardzo piękna jest ta metafora wielkiej obietnicy. Obiecujesz, więc już drugiemu coś dałeś. Ale nie dałeś wszystkiego.
J.ś.: Dałeś tylko nadzieję.
J.T.: Teraz ten, który przyjmuje obietnicę, uzyskuje swoiste doświadczenie czasu. Przyjdzie taki dzień, że obietnica się spełni.
Jaka jest relacja między mną, który przyjmuję obietnicę, a tobą, który mi obietnicę dajesz? Otóż nazywa się to relacją powiernictwa nadziei. Dając obietnicę, stajesz się powiernikiem nadziei. Oczywiście, kiedy masz nadzieję, od czasu do czasu przychodzi czas próby. Przeżywasz próby nadziei: lęki, rozpacz, różne niepokoje. I żeby podtrzymać nadzieję, wracasz do powiernika nadziei.
Mniejsza o to, co on ci obiecuje. Liczy się, jaki on jest. Czy nie masz takiego doświadczenia z dziećmi?
J.ś.: Oczywiście, na tym polega nasza prosta ludzka pedagogika, że się tworzy nadzieję i pokazuje groźby. Ale my się tu obracamy w trochę innej sferze w sferze wielkich ludzkich wartości. Mam poczucie nie wiem, czy Ty je podzielasz iż te wartości jednak sporo tracą na tym, że człowiek, który ma je przyswoić, jest przez Pana Boga rozpinany pomiędzy nadzieją a lękiem, że jest wychowywany w sposób behawioralny, że w gruncie rzeczy staje przed takim wyborem: zrób dobrze, to uzyskasz nagrodę życia wiecznego; nie rób źle, to nie spotka cię kara potwornych ogni piekielnych. Czy nie piękniej by było, Księże Profesorze, robić dobrze dlatego, że tak jest po prostu dobrze. Czy to by dopiero nie było na miarę dziecka Bożego?
J.T.: Z całą pewnością tak. I naprawdę tak jest w samej Ewangelii. Bo ta behawioralna pedagogika to jest bardziej wymysł ludzkich umysłów niż treść Ewangelii. Cóż takiego masz w Ewangelii?
J.ś.: Może, że ostatni będą pierwszymi ..... To jest zachęta, żeby się nie rozpychać łokciami, być choćby ostatnim przez mgnienie doczesnego życia, a dzięki temu kiedyś uzyskać wielkość na wieki wieków...
J.T.: Raczej bym powiedział, że to nie jest zachęta do tego, byś był ostatni w klasie, tylko do tego, abyś wedle nadziei postrzegał swoje ludzkie słabości, Strona 2
upadki, nasze ziemskie nieszczęścia. Nie bój się, bo to wszystko służy nadziei
.
J.ś.: Pociecha...
J.T.: Więcej niż pociecha! Chociaż nie deprecjonujmy pociech. To jest zachęta do pewnej refleksji. Bo kiedy się czyta Katechizm i całą historię zbawienia, widzi się, jak to wyglądało. Pan Bóg mówi: nie bój się Izraelu, bo ja jestem tym Bogiem, który cię wywiódł z niewoli! Bóg zachęca ludzi do ćwiczenia pamięci. Nie chce całkowitego zabicia pamięci, chce ćwiczenia pamięci wedle ludzkiej nadziei.
Są dwie możliwości: nadzieja wedle pamięci nadzieja Odysa i wtedy masz zamknięty sens życia, albo pamięć wedle nadziei, a wtedy masz historię, refleksję nad przeszłością, dziejowość, dzieje, świadomość, że ja sam dzieję się razem z dziejami. Oczywiście jak wszystko na tym Bożym świecie i ta nadzieja dziejów może się zamienić we własną karykaturę.
J.ś.: Pedagogika kija i marchewki.
J.T.: Albo wielkie totalitarne ideologie dwudziestego wieku one też przecież
czerpały z doświadczenia nadziei...
J.ś.: Przenosząc ją w doczesność...
J.T.: Zdecydowanie tak. Obiecywały raj na ziemi albo mówiły wręcz, że nadzieja już się wypełniła raj na ziemi już jest, już jesteś szczęśliwy, a jak tego nie czujesz, to znaczy, żeś głupi zmądrzej, zobaczysz, że tak jest.
Wiesz, kiedy patrzę na moją robotę jako księdza i filozofa, wtedy łapię się na tym, że przez te kilkadziesiąt lat pracowałem głównie nad ludzką nadzieją. Nad miłością innych człowiek nie pracuje, bo każdy sam musi pracować nad swoją własną miłością. Prawdę powiedziawszy, nad wiarą też nie ma co pracować, bo to jest łaska Boża, albo komuś dana, albo niestety nie dana.
Natomiast nad ludzką nadzieją od przedszkolaka, ucznia, aż do dorosłego w rozmaitych sytuacjach, na rozmaitych życiowych zakrętach wciąż trzeba pracować.
J.ś.: Powtarzasz ludziom: twoja nadzieja nie jest na tym świecie.
J.T.: O nie! Nie tak. Powtarzam, że istnieje powiernik nadziei: jeden drugiego ciężary noście , nawzajem jesteście powiernikami swoich nadziei , a z tego powiernictwa nadziei rośnie więź między ludźmi, tworzy się wspólnota także wspólnota Kościoła. Dlatego w Kościele biada takim, którzy są bez nadziei. Nie wolno dopuszczać do człowieka takich doświadczeń, które by mu odbierały nadzieję, ale wolno i trzeba dopuszczać takie, które próbują jego nadzieję.
Próba nadziei jest konieczna, by rosła ona w górę.
J.ś.: Próba nadziei, czyli co?
J.T.: Niepokój, lęk, pokusa rozpaczy. Trzeba człowiekowi powiedzieć: jesteś większy niż twoja rozpacz. Twoja nadzieja jest większa, jest obietnicą. I mówi to Bóg.
J.ś.: Jak?
J.T.: Wydaje mi się, że odpowiedź jest w jednym zdaniu Mistrza Eckharta.
Właściwie w jednym genialnym słowie. A kiedy Bóg przychodzi do człowieka, to przychodzi mówiąc mu zawsze jedno słowo: do widzenia .
On jest, ale mówi do widzenia , czyli obiecuje. Obiecuje czas czas przyszły. Nie może pojawić się cały, bo tego nie wytrzymasz. Więc mówi tylko: do widzenia. To jest wielka pedagogika nadziei.
Strona 3