ROZDZIAL XVI
Pustka
Przyjechaliśmy do domu. Było pusto i cicho. Rodzice i reszta rodziny byli na pewno na polowaniu. Dziwiłam się że jeszcze nie wrócili, bo na polu panowała ulewa. Błyskawice trzaskały niczym flesz przy aparacie fotograficznym. Jacob zmył się, bo Sam miał do niego jakąś sprawę, więc zostałam sama. Pobiegłam do „swojego pokoju”. Nie był to mój pokuj, bo był to pokuj mojego taty, ale gdy bywałam u dziadków stawał się moim pokojem. Wygrzebałam z szuflady biurka album ze zdjęciami. Usiadłam na łóżku i zaczęłam go przeglądać. Zatrzymałam się przy zdjęciu, na którym mama z tatą stali przy jakiejś bramie, a mama miała na nodze gips. Wiedziałam dlaczego tak było.
Tato opowiadał mi kiedyś jak Nomadowie przyszli na mecz baseballu. Wszystko było dobrze póki nie zawiał wiatr. James jako „obsesyjny” tropiciel, wyczuł zapach człowieka. Tato i reszta Cullenów postawili się w obronie mojej mamy. Alice i Jasper wywieźli mamę do Phoenix, ale mimo wszystko James ją znalazł. Podpuścił Bellę, że porwał jej matkę. Bella uciekła z hotelu do szkoły baletowej w której rzekomo mieli się znajdować babcia i James, ale znajdował tylko się tam wampir. Mama próbowała uciec, ale James ją powstrzymał łamiąc jej nogę. Z pomocą przyszli jej tato, dziadek Alice, Emmett i Jasper. Zabili Jamesa. Mama trafiła do szpitala. Po długim pobycie wróciła do domu. Tacie udało się mamę zaciągnąć na bal absolwentów, nie wiem jak to zrobił, ale mimo wszystko go za to podziwiam.
Z rozmyśleń obudził mnie głos taty.
-Renesmee zejdź na dół!- krzyknął
-Już idę- zawołałam
W połowie drogi tato chwycił mnie za rękę i szybszym tempem zeszłam na dół.
-Remesmee usiądź na kanapie chcemy z tobą porozmawiać. - powiedziała mama
Usiadłam posłusznie na kanapie.
-Słucham - odrzekłam
-Wiesz, że masz za nie długo jechać do Volturich- powiedział dziadek
-Taaak wiem….-powiedziałam, ale nie wiedziałam o co dokładnie chodziło.
- Ma z tobą jechać Alice, Jasper i Emmett prawda?- spytał tato
-Przecież wiesz że tak- odpowiedziałam, nadal nie wiedziałam o co im chodzi.
-Kiedy macie zamiar wyjechać?- spytał dziadek
Wszyscy dokładnie się przysłuchiwali. Przejechałam wzrokiem po twarzach zgromadzonych i powiedziałam
-19 lub 20 października, jeszcze dokładnie nie wiem.
Tato się wyprostował i stanął przy ścianie. Ja wstałam z kanapy i usiadłam przy fortepianie. Moja rodzina śledziła każdy mój ruch, nie wiem dlaczego. Nie umiałam grać na nim, ale lubiłam tam siedzieć. Patrzyłam się w okno i zastanawiałam o co może chodzić rodzinie. Nagle za ramię chwyciła mnie zimna ręka. Skojarzyłam, że to może być tata. Znaczy nie może, tylko to był tata.
-Ness, chcemy tylko dokładnie dowiedzieć się kiedy wyjedziecie-szepnął mi tato do ucha. -Martwimy się o was- dodał.
„Boisz się o nas czy o mnie?”- pomyślałam.
Tato się skrzywił i odpowiedział
-Prawda boję się o ciebie i chcę jechać z tobą- powiedział
Zaskoczył mnie. Czy oni nie mieli dla mnie litości?
-Tato, ale myślę że to nie jest z byt dobry pomysł- powiedziałam lekko się wahając.
Tato ponownie się skrzywił
-Pojadę z tobą czy mi na to pozwolisz czy nie!- powiedział
„No super! To nie będzie wolności”- powiedziałam ze złością w myślach. Wstałam od fortepianu i pobiegłam na górę. Czułam na sobie wzrok wszystkich zgromadzonych. Tak bardzo teraz chciałam by Jacob był przy mnie. Brakowało mi go. Gdy był potrzebny nigdy go nie było. Rozpłakałam się. Było mi ciężko z tym co powiedział mi tato. Bałam się o ich bezpieczeństwo, a on jeszcze chciał ze mną jechać! Tego już za wiele. Musiałam cos wymyśleć by nie pojechał. Ale czy to się uda? Czy on nie będzie na mnie zły? Tysiące pytań przeszły mi przez głowę. Pozbierałam szybko myśli, z nadzieją że udało mi się trochę zataić przed tatą.
Zauważyłam że na łóżku leży jeszcze album ze zdjęciami. Wzięłam go do ręki i zaczęłam ponownie przeglądać. Zatrzymałam się tym razem przy zdjęciu na którym jestem ja mama i tato kilka dni po moim urodzeniu.
„Zbyt szybko rosłam”- pomyślałam z myślą że tato to usłyszał, akurat dzisiejszego dnia miałam ochotę na sentymenty. Nie minęła sekunda, a tato znalazł się w pokoju.
-Przeglądasz zdjęcia?- zapytał
-Tak jak widać- powiedziałam ocierając łzy.
Tato spojrzał na mnie, a ja na niego i wyszlochałam
-Ja naprawdę nie chcę byś jechał, nie chcę byś przeze mnie był narażony na niebezpieczeństwo. Wystarczy że jedzie ze mną Alice, Jasper i Emmett. Wystarczy że oni będą w niebezpieczeństwie- przytuliłam się do taty.
-Niebezpieczeństwo? Co ty bredzisz, Renesmee?- Powiedział tato z drwiną i uśmieszkiem na twarzy.
Spojrzałam na niego.
-Tato to w cale nie jest śmieszne, ja się naprawdę o was boję- wyszeptałam
Tato położył mi rękę na ramieniu, spojrzał mi prosto w oczy i powiedział.
-Nic nam nie będzie grozić. I nie przejmuj się już-uśmiechnął się- Wszystko będzie dobrze- dodał
Otarłam ostanie łzy i uśmiechnęłam się.
-Dobrze…..-tu zwiesiłam głos- Błagam, ale nie zabierajmy mamy- powiedziałam błagalnym tonem
-Hmm…..nad tym to się jeszcze zastanowimy, ale teraz zostawię cię już samą- powiedział i wyszedł. On i Jasper najlepiej wiedzieli czego mi potrzeba. Tato wiedział to przez to że umiał czytać mi w myślach, a Jasper dlatego że wyczuwał moje emocje. Wstałam z łóżka i podeszłam do okna. Deszcz nadal padał, ale nie było już burzy. Powoli zapadał zmierzch. Chciałam jeszcze tego dnia zobaczyć Jacoba. Chciałam mu podziękować jeszcze raz za to co zrobił. A zrobił dużo. Odciągnął mnie od przykrej, smutnej rzeczywistości. Nie miałam już co robić, więc położyłam się na łóżku włączyłam muzykę w telefonie i wsłuchałam się w słowa piosenki. Nawet nie pamiętam kiedy zasnęłam.