- Panno Grace, sprawa jest delikatna. Przykro mi, że muszę
przeprowadzać rozmowę na ten temat z nowymi kadetami, ale tak
trzeba. Zadam ci kilka pytań. Musisz odpowiadać szczerze. Inaczej
nie będzie tu dla ciebie miejsca. Zrozumiałaś?
- Zrozumiałam
– popatrzył się jednak na mnie wzrokiem, który wskazywał, że
zapomniałam czegoś dodać. – Panie dyrektorze? – dopowiedziałam
niepewnie. Kiwnął głową i kontynuował.
- Dobrze, zacznijmy
od początku. Czy pamiętasz swoją rodzinę?
Pytanie było zadane w dość podchwytliwy sposób. Musiałam się poważnie zastanowić. Wiedziałam, że gdzieś tam (nie bardzo wiedziałam gdzie) mam rodzinę. Nie wiedziałam czy pełną, czy kochającą, ale na pewno ją miałam. Jednak coś mi nie pasowało.
- Nie, dyrektorze. To znaczy – wiem, że ją gdzieś tam mam, ale
nie jest to szczególnie istotne dla mnie w tym momencie.
-
Świetnie. Teraz następne pytanie, nieco trudniejsze. Czy wiesz kim
i gdzie jesteś?
To pytanie wcale nie było trudne! Miałam ochotę wykrzyczeć mu w twarz, że przecież znam swoje imię i nazwisko oraz, że wiem gdzie jestem. Jednak powiedziałam mu spokojnie, tak jak tego ode mnie oczekiwał.
- Nazywam się Sara Grace i znajduję się w Szkole Kadetów.
Pańskiej szkole, jak sądzę.
- Och, tak. To moja szkoła. –
Był naprawdę rozbawiony. - Ale nie o to pytałem. Imię i nazwisko
to nie wszystko. Czy wiesz kim jesteś, panno Grace?
- Nie,
dyrektorze. Najwyraźniej nie wiem.
Popatrzył się na mnie w sposób, od którego po całym ciele przeszły mnie ciarki. Czułam, jakby mnie prześwietlał. I, prawdopodobnie, tak właśnie było, przecież te czerwone światła z jego oczu nie wzięły się same z siebie.
I wtedy się zastanowiłam nad tym, co pomyślałam. Jakie czerwone światła, do cholery?!
- Jesteś wyjątkowo magiczna, panno Grace. Tak, to pewne. Ale to nie wszystko. Mogłabyś otworzyć usta?
Spojrzałam na niego w sposób „o-co-ci-do-cholery-chodzi”, a on tylko się zaśmiał i poprosił, bym to zrobiła. Otworzyłam je, czując się bardzo głupio, a on tylko pokiwał głową, coś pomruczał pod nosem i stwierdził, że się pomylił.
- Pomylił w jakiej kwestii, dyrektorze?
- Nic takiego, myślałem
tylko, że dołączysz do tej wyjątkowej grupy, którą będzie
uczył mój najlepszy profesor, ale najwyraźniej jesteś tylko
magiczna. Nic ponadto.
Popatrzyłam na niego, jak na idiotę. Magiczna w jakim sensie? O co mu chodziło? Najwyraźniej widząc, że mam w głowie setki pytań zaczął mi tłumaczyć, czym jest szkoła, do której będę uczęszczać.
- Szkoła Kadetów to nic innego jak szkoła dla ludzi z wyjątkowymi zdolnościami. Wampiry, wilkołaki, czarodzieje, siłacze i wiele, wiele innych utalentowanych osób znajduje się w tej szkole. Jedni wiedzą o tym od małego i dlatego już 6-latki uczą się u nas. Inni, tacy jak ty, dowiadują się właściwie pod koniec. Panno Grace, jesteś magiczna. Potrafisz rzucać uroki, czarować. Nauczymy cię w tej szkole wiele ciekawych umiejętności. Od zwykłego powstrzymywania się do mordowania.
Widząc mój przerażony wzrok dodał, że wiele osób poluje na takie magiczne istoty, jak ja i dlatego muszę nauczyć się, jak powstrzymywać, a nawet zabijać moich przeciwników. Byłam naprawdę zdezorientowana. Przyjechałam do zwykłej szkoły jako zwykła, nieco nerwowa dziewczyna a nie jakaś „istota magiczna”!
- Dobrze, panno Grace. Chyba pora już pójść zobaczyć swój pokój. Myślę, że ci się spodoba.
I rzeczywiście, gdy weszłam do środka, byłam w siódmym niebie.
Dyrektor chyba naprawdę potrafi czytać w myślach!