- Anthony to przemiły chłopiec. Jest na 10. roku i uwielbia
wszystko, co nowe. A nowe uczennice są dla niego najważniejsze.
-
Dlaczego? Napisał, że prezent jest od niego, czyli mogę to
rozumieć jako „będziesz moja”. Tylko niby jak mnie do tego
zmusi? Jaki on ma… dar?
- Po pierwsze jest on amorem.
Czarodziejem z bardzo… hmm, nie wiem jak ci to opisać…
Powiedzmy, że potrafi oczarować – i to dosłownie – każdą
dziewczynę.
Zastanowiłam się. Skoro jest amorem (jakkolwiek to dla mnie w tej chwili brzmiało), to musiał zaliczyć, dosłownie, wszystkie dziewczyny powyżej szóstego roku. No, przynajmniej tak to wyglądało z mojej perspektywy.
- To się nieźle rozczaruje, biedak. Ale to było po pierwsze,
tak?
- Eh, no tak, tak. Tylko… nie wiem jak ci to powiedzieć.
To dość skomplikowana sprawa, więc…
- Mamo, nie owijaj w
bawełnę. Po prostu powiedz.
- Dobrze, więc Anthony ma ten sam
dar, co jego ojciec. – Przystopowała, żeby do mnie dotarło, co
chciała mi przekazać. – Jego uroczego tatę już poznałaś. Tak,
chłopak który przysłał ci tę paczkę jest synem samego
dyrektora. – Aż oczy rozszerzyły mi się ze zdziwienia. -
Chciałabym ci powiedzieć o jeszcze jednej rzeczy, ale bez
konsultacji z Carlem, nie mogę tego zrobić. Później porozmawiamy,
we trójkę.
I zniknęła. Nawet nie zdążyłam zapytać, czy wnętrze paczki jest bezpieczne, a w związku z tym nie wiedziałam, czy mogę ją otworzyć, czy lepiej nie.
Postanowiłam zostawić otwarcie prezentu na później. Zrobiło się późno, więc zjadłam kolację i postanowiłam wziąć długą, odprężającą kąpiel. Puściłam wodę i wróciłam do pokoju po piżamy, które jakimś cudem zmieniły kolor na wściekle różowy. „Dzięki mamo. Naprawdę, uwielbiam różowy…” pomyślałam niezbyt zadowolona z barwy na piżamie.
Po prawie godzinie pluskania się w moim prywatnym baseniku znowu stanęłam przed dylematem związanym z paczką. Podeszłam do niej, zamknęłam oczy i pociągnęłam za wstążkę.
Po chwili uchyliłam powieki i oczom moim i matki, która nagle pojawiła się na obrazie, ukazał się…