Pedersen緉te Raija ze 艣nie偶nej krainy' 蕆yca

Bente Pedersen

CARYCA

1

Rok 1740. W Archangielsku powoli dawa艂a o sobie zna膰 zima.

Raija przesta艂a opowiada膰 Oldze bajk臋 o kr贸lowej, kt贸ra musia艂a opu艣ci膰 swoje dziecko. Dziewczynka nie chcia艂a d艂u偶ej s艂ucha膰 o ma艂ej ksi臋偶niczce pozo­stawionej jedynie pod opiek膮 ojca - kr贸la.

Bajka ta, jak zreszt膮 偶adna, nie odzwierciedla艂a ca­艂ej prawdy. Ludzie w ko艅cu po to je opowiadaj膮, by oderwa膰 si臋 od codzienno艣ci, by ozdobi膰 utkan膮 z szaro艣ci rzeczywisto艣膰 z艂otymi ni膰mi.

Olga nie by艂a osamotniona. Opr贸cz ojca mia艂a przecie偶 Raij臋 i Jewgienija, tak jak ksi臋偶niczka z baj­ki ksi臋偶n膮 i ksi臋cia. Mia艂a te偶 Misze, kt贸rego trakto­wa艂a jak brata, a zarazem najlepszego przyjaciela.

Tworzyli wsp贸lnie niemal rodzin臋.

Dziewczynka nie chcia艂a wi臋cej s艂ucha膰 ba艣ni o dziewczynce, do kt贸rej by艂a taka podobna.

Nie dalej ni偶 na jesieni tego roku Rosj膮 wstrz膮sn臋­艂a wie艣膰 o 艣mierci carycy Anny Iwanowny.

Ta postawna kobieta, c贸rka Iwana V, pomimo swojego wysokiego urodzenia nieokrzesana i niewy­kszta艂cona, w 1710 roku wysz艂a za m膮偶 za ksi臋cia Kurlandii Fryderyka Wilhelma, kt贸ry zaledwie rok po 艣lubie zmar艂. Na temat ich ma艂偶e艅stwa, a tak偶e nag艂ej 艣mierci Fryderyka Wilhelma kr膮偶y艂o wiele nie­kiedy do艣膰 osobliwych opowie艣ci.

Anna Iwanowna wst膮pi艂a na tron rosyjski dopiero w 1730 roku, obejmuj膮c sukcesj臋 po Piotrze II. Nie wy­sz艂a ponownie za m膮偶. Przez dziesi臋膰 lat sprawowa艂a despotyczne rz膮dy, wspierana radami swego faworyta Birona. Nie by艂a kochana przez poddanych. Tu偶 przed 艣mierci膮 zako艅czy艂a zwyci臋sko wojn臋 z Turkami.

Rozp臋ta艂a si臋 zaci臋ta walka o tron. W Rosji zawsze wielu ro艣ci艂o sobie do艅 pretensje: kuzyni, kuzynki, przyrodnie rodze艅stwo poprzedniego w艂adcy. Tym razem wielk膮 ochot臋 na obj臋cie w艂adzy zg艂asza艂a c贸r­ka Piotra Wielkiego, El偶bieta. By wzmocni膰 swoj膮 pozycj臋, szuka艂a nawet potajemnie poparcia za grani­c膮. Szwecji, za ewentualn膮 pomoc wojskow膮, obieca­艂a odst膮pienie pewnych terytori贸w. Nawet podj臋艂a ju偶 rokowania w tej sprawie.

Ale jej plany spe艂z艂y na niczym, bo carem og艂oszo­no niemowl臋, Iwana Antonowicza. Nazwano go Iwa­nem VI. Zmar艂a cesarzowa Anna by艂a jego ciotk膮. Ta­ka decyzja, wygodna dla otoczenia dworu, zawa偶y艂a tragicznie na 偶yciu dziecka. Mo偶na powiedzie膰, 偶e oznacza艂a odsuni臋ty w czasie wyrok 艣mierci.

Raija opowiada艂a dzieciom bajki o nowym w艂adcy. Zar贸wno Olga, jak i Misza uwielbiali opowie艣ci o ma­艂ym carze. Za艣miewali si臋 do rozpuku, s艂ysz膮c, 偶e trzeba mu zmienia膰 pieluszki, karmi膰 go i si臋 z nim bawi膰. Ze jest mniejszy i jeszcze bardziej bezbronny od nich. Nie mog艂y wprost tego poj膮膰.

Zreszt膮 Raiji te偶 nie mie艣ci艂o si臋 to w g艂owie, cho膰 oczywi艣cie nie wypowiada艂a na g艂os swoich w膮tpliwo艣ci. Przeciwnie, pilnowa艂a si臋, 偶eby wyra偶a膰 si臋 o ca­rze z szacunkiem. Nigdy nie wiadomo, czy dzieci nie powt贸rz膮 komu艣 obcemu tego, co od niej us艂ysza艂y.

Bo chocia偶 caryca Anna umar艂a, dworscy zauszni­cy nadal szpiegowali. Carskie macki si臋ga艂y nawet do najbardziej odleg艂ych od stolicy, zda膰 by si臋 mog艂o zapomnianych przez Boga i ludzi zak膮tk贸w. Nieroz­wa偶ne s艂owo wystarczy艂o, by si臋 narazi膰. A lochy w imperium carskim by艂y przepastne.

Do艣膰 ju偶 mieli przes艂ucha艅 w sprawie znikni臋cia Toni. Urz臋dnicy podejrzewali, 偶e Raija i Jewgienij wiedz膮 wi臋cej, ni偶 chc膮 powiedzie膰. Oleg te偶 by艂 bez przerwy inwigilowany i godzinami przes艂uchiwany. Uparcie utrzymywa艂 jednak, 偶e nie wie nic poza tym, i偶 Toni膮 wyjecha艂a do swojej siostry. To, 偶e nigdy tam nie dotar艂a, stanowi艂o i dla niego zagadk臋. Na ja­ki艣 czas dano mu spok贸j.

Ale na wiosn臋 zn贸w si臋 pojawili urz臋dnicy guber­natora. Oleg powr贸ci艂 w艂a艣nie z zachodniego wybrze­偶a Morza Bia艂ego, dok膮d uda艂 si臋 pod pozorem szu­kania Toni. Odegra艂 t臋 rol臋 ze wzgl臋du na Olg臋, czym zaskarbi艂 sobie wielkie uznanie Raiji.

Od tamtej pory urz臋dnicy gubernatorscy pozosta­wili ich w spokoju. Ucich艂o te偶 gadanie o banitach z Wielikiego Ustiuga.

Odczuli pewn膮 ulg臋 - ale nie mogli oprze膰 si臋 wra­偶eniu, 偶e jednocze艣nie jakby wydali na Tonie wyrok 艣mierci.

Oleg nie zdo艂a艂 odzyska膰 spokoju. Zdawa艂o mu si臋, 偶e 艣ciany chaty spogl膮daj膮 na niego oskar偶ycielsko. Do pew­nego stopnia rozumia艂, co Tonie st膮d wyp臋dzi艂o. 呕a艂o­wa艂, 偶e nie zauwa偶y艂 w por臋, jak bardzo by艂a samotna.

Dom sta艂 si臋 dla niego obcym miejscem. Ilekro膰 przekracza艂 jego pr贸g, uderza艂a go pustka, a nozdrza dra偶ni艂a wo艅 st臋chlizny. Pragn膮艂 st膮d uciec.

Olga pozosta艂a u Raiji i Jewgienija, a kr贸l z ba艣ni uda艂 si臋 w 艣wiat na pok艂adzie swojego statku handlo­wego. Pop艂yn膮艂 na zach贸d. Postanowi艂 dotrze膰 dalej, ni偶 kiedykolwiek cumowa艂y rosyjskie jednostki. I chocia偶 nie powiedzia艂 tego wprost, Raija domy艣li­艂a si臋, 偶e nie zamierza pr臋dko wr贸ci膰. Ucieka艂 z Ar­changielska, bo tutaj wszystko przypomina艂o mu Antoni臋.

Nawet Olga.

Nigdy nie potrafi艂 d艂ugo usiedzie膰 na l膮dzie.

Teraz by艂o mu jeszcze trudniej.

Prawie wszystkie statki zd膮偶y艂y wr贸ci膰 z rejsu. Na­dal jednak czekali na Olega; wiedzieli, 偶e Morze Bia­艂e nied艂ugo zamarznie.

Tego wieczora Jewgienij przyszed艂 z Wasilijem, ka­pitanem 鈥濺aiji鈥, kt贸ra przybi艂a do portu poprzednie­go dnia. Wasilij tak偶e nie zamierza艂 d艂ugo zagrza膰 miejsca na l膮dzie. On te偶 mia艂 swoje powody.

Raija w艂a艣nie przygotowywa艂a dzieci do snu i dla­tego nie wyca艂owa艂a go艣cia na powitanie w oba po­liczki. W duchu odczu艂a ulg臋, bo chocia偶 uwa偶a艂a, 偶e to pi臋kny zwyczaj, blisko艣膰 Wasilija wprawia艂a j膮 w pewne zak艂opotanie.

Przyni贸s艂 dzieciom w prezencie br膮zowe karmelki w papierowych torebkach. Raij臋 艣cisn臋艂o w gardle ze wzruszenia, 偶e o nich pami臋ta艂. Dzieciaki wdrapa艂y si臋 wujkowi na kolana, za nic nie chcia艂y z nich zej艣膰. Pocz臋stowa艂y go karmelkami, wypytuj膮c, co te偶 ciekawego widzia艂 w tajemniczych obcych krajach, kt贸­re odwiedzi艂.

Wasilij, nie zwa偶aj膮c na to, 偶e jedzenie stygnie, pra­wi艂 ze swad膮 o morskich potworach i dzikich trollach 偶yj膮cych w stromych g贸rach na zachodzie.

Nawet Raija stara艂a si臋 nie straci膰 ani jednego z je­go s艂贸w. Wasilij mia艂 prawdziwy dar opowiadania. Odmalowywa艂 krajobrazy z tak膮 wyrazisto艣ci膮, 偶e sta­wa艂y jej przed oczami jak prawdziwe. Nie musia艂a wcale przymyka膰 powiek, by sobie to wszystko wy­obrazi膰. Tak jakby kiedy艣 ju偶 widzia艂a takie pejza偶e.

Michai艂 zasn膮艂 z g艂ow膮 opart膮 na ramieniu Wasili­ja. Olga te偶 ju偶 prawie spa艂a, gdy Raija wzi臋艂a j膮 z ko­lan wujka i zanios艂a do niewielkiej izby, nale偶膮cej do obojga dzieci. Ten jeden raz postanowi艂a nie by膰 ta­ka zasadnicza i po艂o偶y艂a dziewczynk臋 w halce, pozo­stawiaj膮c w jej 艣ci艣ni臋tej r膮czce torebk臋 z cukierkami. Przykry艂a j膮 tylko, wyca艂owa艂a pulchne policzki i po­g艂aska艂a delikatnie po czarnych w艂osach.

Wasilij sta艂 wyprostowany w drzwiach, trzymaj膮c na r臋kach jej 艣pi膮cego syna. Raija kiwni臋ciem g艂owy wskaza艂a mu 艂贸偶ko ch艂opca. Patrz膮c, jak uk艂ada jej dziecko, poczu艂a w sercu dziwne uk艂ucie zaprawione lekkim smutkiem. Tak zasta艂 ich Jewgienij, kt贸ry sta­n膮艂 w progu, przygl膮daj膮c si臋 im badawczo.

On wiedzia艂 o wszystkim. Zreszt膮 ka偶de z nich wiedzia艂o. Ukryli jednak g艂臋boko w sercu uczucia, kt贸re mog艂yby przysporzy膰 cierpienia tym, kt贸rych kochali. Nigdy te偶 nie rozmawiali na ten temat.

Raija dostrzeg艂a ulg臋 w oczach m臋偶a, kt贸remu po­s艂a艂a pe艂ne mi艂o艣ci spojrzenie. Zrozumia艂, 偶e nadal wszystkie jej t臋sknoty kieruj膮 si臋 ku niemu.

Poca艂owa艂a Michai艂a na dobranoc i otuli艂a go do­k艂adnie kocem, po czym obu m臋偶czyzn wypchn臋艂a delikatnie z izby.

- Powinna艣 mie膰 w艂asn膮 c贸rk臋, Raiju, podobn膮 do ciebie - powiedzia艂 Wasilij po cichu.

- Nie b臋d臋 mie膰 wi臋cej dzieci - oznajmi艂a bez na­mys艂u. S艂owa te wymkn臋艂y si臋 z jej ust jakby bez udzia艂u woli. Nie pojmowa艂a, sk膮d wzi臋艂a si臋 w niej ta pewno艣膰.

Ani Wasilij, ani Jewgienij, kt贸rzy wiedzieli o niej wi臋cej ni偶 inni, nie zapytali jej o to.

- Co nie znaczy, 偶e nie pr贸bujemy - usi艂owa艂 偶ar­towa膰 Jewgienij, kt贸ry w obecno艣ci Wasilija pragn膮艂 podkre艣li膰, kim jest dla Raiji.

- Spotykali艣cie mo偶e Olega tam na zachodzie? - zapyta艂a Rai ja.

Dostrzeg艂szy porozumiewawcze spojrzenia obu m臋偶czyzn, domy艣li艂a si臋, 偶e co艣 si臋 za tym kryje.

- Natkn臋li艣my si臋 na niego w okolicach Vardo, nie dotar艂 dalej. - Wasilij odgarn膮艂 znad czo艂a stercz膮ce w艂osy i popatrzy艂 ze smutkiem. - M贸wi艂 co艣, 偶e po­zostanie tam przez zim臋. Zamierza pobudowa膰 bara­ki w jednej z osad rybackich, 偶eby nasi rybacy mogli sami 艂owi膰 dorsze u wybrze偶y Finnmarku. Twierdzi, 偶e to si臋 bardziej op艂aca...

- Ale przecie偶 nie mo偶e tam tak po prostu zosta膰! A co ze statkiem? - zareagowa艂a Raija. Zdenerwowa­na, opar艂a si臋 o 艂aw臋. - Przecie偶, do diab艂a, musi my­艣le膰 o za艂odze! Ze nie wspomn臋 o Oldze! - doda艂a.

Zagniewana zdj臋艂a fartuch i przewiesi艂a na oparciu krzes艂a. By艂a nazbyt wzburzona, by usiedzie膰 spokojnie.

- Nie wiadomo, czy m贸wi艂 powa偶nie - pr贸bowa艂 uspokaja膰 j膮 Jewgienij, z pozoru niewzruszony niczym ska艂a. Raija jednak za dobrze go zna艂a, by da膰 si臋 te­mu zwie艣膰. Wyczu艂a, 偶e i on nie jest pewien Olega.

- Wspomina艂 co艣, 偶e odprawi statek do domu pod dow贸dztwem bosmana - po艣piesznie wyja艣nia艂 Wasi­lij. W 艣wietle lampy jego oczy przybra艂y zielony od­cie艅. Wok贸艂 oczu i w k膮cikach ust widoczne by艂y zmarszczki. Raijia poczu艂a lekki skurcz w 偶o艂膮dku, u艣wiadamiaj膮c sobie, 偶e i po niej zna膰 up艂yw czasu. Byli wszak niemal r贸wni wiekiem.

- Usi艂owa艂em go od tego odwie艣膰 - ci膮gn膮艂 dalej Wasilij. - Ale on wcale nie s艂ucha艂. Zupe艂nie jakbym gada艂 do 艣ciany.

- Co艣 mi si臋 zdaje, 偶e on to zaplanowa艂, zanim jesz­cze ruszy艂 w rejs - rzek艂a Raija zgn臋biona.

Nikt nie odpowiedzia艂. M臋偶czy藕ni domy艣lali si臋 tylko, 偶e Raija jest bliska prawdy. Oleg rzeczywi艣cie nie by艂 sob膮 w ostatnim czasie. Zreszt膮 on nie by艂 so­b膮, odk膮d Antonia rzuci艂a wszystko dla Grigorija.

- A niech to diabli! Przecie偶 to ucieczka! - W g艂o­sie Raiji pobrzmiewa艂a zawzi臋to艣膰.

- A czy on nie ma do tego prawa? - wtr膮ci艂 Jewgie­nij. - Czy nie wolno mu oderwa膰 si臋 od k艂opot贸w, 偶eby odzyska膰 r贸wnowag臋?

- A Olga? - zapyta艂a Raija r贸wnie ostro. - Czy ona nie ma prawa do ojca?

Atmosfera mi臋dzy ma艂偶onkami sta艂a si臋 niebez­piecznie napi臋ta. Jewgienij odetchn膮艂 wi臋c niemal z ulg膮, gdy Wasilij nagle wyj膮艂 paczk臋 owini臋t膮 w gru­by br膮zowy papier. Jego twarz nabra艂a przy tym ch艂o­pi臋cego wyrazu. Tak naprawd臋 Jewgienij nie by艂 za­chwycony tym, 偶e Wasilij przywi贸z艂 prezent dla jego 偶ony. Kiedy jednak Wasilij zapyta艂, czy nie ma nic przeciwko temu, zapewnia艂, 偶e nie. Nie chcia艂, by ka­pitan 鈥濺aiji鈥 pomy艣la艂, 偶e Jewgienij czego艣 si臋 obawia. Wola艂 robi膰 dobr膮 min臋 do z艂ej gry.

Wasilij uj膮艂 paczk臋 swoimi d艂ugimi palcami. Wy­g艂adzi艂 papier i spojrza艂 w bok lekko zawstydzony. Na jego ustach pojawi艂 si臋 niepewny u艣miech.

Doprawdy, czy musi robi膰 takie ceregiele? pomy­艣la艂 z niech臋ci膮 Jewgienij, ale nas艂uchiwa艂 uwa偶nie , co powie Wasilij.

- M贸wi si臋, 偶e 偶ony marynarzy pi臋knie si臋 ubiera­j膮. Podobno, nim 偶ony urz臋dnik贸w zorientuj膮 si臋, co jest modne, one ju偶 dobrze wiedz膮, jakie stroje nosz膮 bogate damy w Europie.

Przesun膮艂 paczk臋 w stron臋 Raiji, nie艣mia艂o, jakby przekracza艂 jak膮艣 niewidzialn膮 granic臋 mi臋dzy nimi.

- T臋 tkanin臋 naby艂em u kupca, kt贸ry dopiero co wr贸ci艂 z Bergen. Zamierza艂 j膮 ofiarowa膰 pewnej da­mie, ale zmieni艂 zdanie.

M臋偶czy藕ni roze艣miali si臋.

- To dla ciebie, Raiju, 偶eby艣 mog艂a zawirowa膰 w ta艅­cu ubrana r贸wnie pi臋knie jak bogate damy w Europie.

Raija, zak艂opotana, prze艂kn臋艂a ci臋偶ko 艣lin臋. Rzuci艂a nerwowe spojrzenie na Jewgienija. Dobrze wiedzia艂a, 偶e m膮偶 bacznie j膮 obserwuje i dostrze偶e ka偶de nawet najmniejsze drgnienie na jej twarzy. Obawia艂a si臋, 偶e mo偶e opacznie odebra膰 jej wzruszenie. Wasilij powi­nien to przewidzie膰. Ale przecie偶 nie mog艂a mu tego teraz powiedzie膰.

- Jeste艣 dla mnie, Raiju, niczym siostra - odezwa艂 si臋 Wasilij z pozorn膮 oboj臋tno艣ci膮, pragn膮c roz艂ado­wa膰 sytuacj臋.

I tak nikt nie uwierzy艂 w jego zapewnienia.

Raija zagryz艂a wargi i rozpakowa艂a prezent; prze­cie偶 nie mog艂a sta膰 w niesko艅czono艣膰 i wpatrywa膰 si臋 w paczk臋.

Wyj臋艂a materia艂 w kolorze ciemnolazurowym, nie­mal identycznym jak drobniutkie kwiatki przetacznika mieni膮ce si臋 w艣r贸d jasnozielonych porost贸w i po­偶贸艂k艂ych traw. G艂adka tkanina opada艂a mi臋kko, a na matowym tle l艣ni艂y drobne bukieciki. Raija nigdy nie widzia艂a czego艣 r贸wnie pi臋knego. Nietrudno by艂o zgadn膮膰, 偶e materia艂 kosztowa艂 krocie.

Zapragn臋艂a poczu膰 jego g艂adk膮 mi臋kko艣膰 na policz­ku. Z namaszczeniem unios艂a tkanin臋 do twarzy, wdychaj膮c w nozdrza jej zapach, cho膰, prawd臋 po­wiedziawszy, materia艂 pachnia艂 tabak膮 Wasilija.

Raija natychmiast wyobrazi艂a sobie now膮 sukni臋 dla siebie i dla ma艂ej Olgi.

Owin臋艂a si臋 tkanin膮 i obr贸ci艂a par臋 razy doko艂a. W intensywnie niebieskim kolorze by艂o jej do twa­rzy. Do jej karnacji znakomicie pasowa艂y mocne bar­wy. Przydawa艂y jej urody i wewn臋trznego blasku.

Jewgienij, ol艣niony, zamruga艂 powiekami i nawet da艂 si臋 porwa膰 na chwil臋 do ta艅ca, zaraz jednak prze­prosi艂 i usprawiedliwi艂 si臋, 偶e musi w stajni napali膰 w piecu.

Wybieg艂 w po艣piechu, zapominaj膮c w艂o偶y膰 ciep艂y kubrak, ale Raija w og贸le tego nie zauwa偶y艂a.

Sta艂a na 艣rodku kuchni otulona niebiesk膮 tkanin膮, nie przestaj膮c jej g艂adzi膰. Nie ulega艂o w膮tpliwo艣ci, 偶e jest zachwycona.

Nagle jednak opanowa艂a si臋 i patrz膮c na Wasilija, odezwa艂a si臋 w ko艅cu:

- Nie mog臋 przyj膮膰 takiego prezentu. S艂owa te z trudem przesz艂y jej przez gard艂o. Niech臋tnie z艂o偶y艂a materia艂 i wyg艂adziwszy w tych miejscach, gdzie pogniot艂a go w przyp艂ywie rado艣ci, zawin臋艂a w papier.

- Powiniene艣 podarowa膰 go komu艣, kto b臋dzie m贸g艂 ci okaza膰 sw膮 wdzi臋czno艣膰... Na przyk艂ad Dagniji - rzek艂a z trudem, oddaj膮c paczk臋 Wasilijowi.

- Kupi艂em to dla ciebie - odpar艂 Wasilij stanowczo jak zwykle i wsta艂. Niewiele wy偶szy od Raiji, nadal by艂 szczup艂y i mocny jak w贸wczas, gdy pozna艂a go jako inspiratora buntu na 鈥濺aiji鈥 i 鈥濧ntonii鈥.

- 呕adna inna kobieta w Archangielsku nie mog艂a­by za艂o偶y膰 takiej niebieskiej sukni. Chyba nie jeste艣 艣lepa Raiju - Raiso, i wiesz o tym r贸wnie dobrze jak ja. Masz przecie偶 doskona艂y gust. Niekt贸re kobiety wy­dawa艂yby si臋 w tym kolorze upiornie blade, inne przynajmniej o dziesi臋膰 lat starsze. Dla wi臋kszo艣ci ta barwa jest zbyt intensywna.

- Sk膮d ty wiesz takie rzeczy? - zdziwi艂a si臋, bo nie pasowa艂o to do obrazu Wasilija - weso艂ka, do jakiego przywyk艂a i przy kt贸rym czu艂a si臋 bezpieczna. Nie­spokojnego ducha, kt贸ry zdepta艂 wszystkie trakty gdzie艣 u wybrze偶y Morza Bia艂ego i kt贸ry nigdy nie usi艂owa艂 udawa膰 kogo艣 innego.

- Mam oczy na w艂a艣ciwym miejscu - oznajmi艂 za­dowolony. - I umiem wy艂owi膰 z t艂umu pi臋kne kobie­ty. To jest kolor dla ciebie! To kolor dla Carycy!

- Wola艂abym, 偶eby艣 mnie tak nie nazywa艂, Wasiliju!

- Cha, cha, zarumieni艂a艣 si臋 Raiju - Raiso. - Za艣mia艂 si臋 gromko. - Naprawd臋 obla艂a艣 si臋 rumie艅cem. Nie tylko ja ci臋 tak nazywam. W Archangielsku i w wi臋kszo艣ci port贸w nad Morzem Bia艂ym masz wielu wiel­bicieli, moja pi臋kna. Wszyscy tam s艂yszeli o tobie...

- Powtarzam, 偶e nie 偶ycz臋 sobie, 偶eby艣 mnie tak nazywa艂 - rzek艂a Rai ja cicho.

- Przyjmiesz prezent?

Raija milcza艂a przez chwil臋, wreszcie pokiwa艂a g艂o­w膮. Bardzo chcia艂a zatrzyma膰 ten materia艂, kt贸ry zda­wa艂 si臋 by膰 utkany jakby specjalnie dla niej. Wiedzia­艂a, 偶e w tym kolorze b臋dzie jej pi臋knie. Nie grzeszy艂a fa艂szyw膮 skromno艣ci膮, przynajmniej przed sam膮 sob膮 nie udawa艂a.

- Jak ci mog臋 podzi臋kowa膰? - zapyta艂a, uchwyciw­szy spojrzenie Wasilija. - To nazbyt drogi prezent - doda艂a. - Co艣 takiego ofiarowuje si臋 偶onie...

Nie powinna by艂a tego m贸wi膰. Jego oczy momen­talnie zasnu艂y si臋 mg艂膮.

- Tw贸j m膮偶 nie jest ju偶 marynarzem - rzek艂 z u艣miechem, staraj膮c si臋 nie dopu艣ci膰, by rozmowa zesz艂a na niebezpieczne tory. - Pozw贸l wi臋c, by za­morskimi prezentami obdarowywa艂 ci臋 kt贸ry艣 z two­ich najlepszych przyjaci贸艂. Dlaczego mia艂aby艣 cier­pie膰 z powodu decyzji Jewgienija, kt贸ry postanowi艂 zosta膰 szczurem l膮dowym?

Za艣mia艂a si臋, wdzi臋czna, 偶e roz艂adowa艂 napi臋cie.

- W ka偶dym razie ca艂us ci si臋 nale偶y! - oznajmi艂a i zarzuciwszy mu na szyj臋 ramiona, wyca艂owa艂a w oba policzki.

Kiedy jednak odsun臋艂a si臋, on uchwyci艂 jej d艂onie i po艂o偶y艂 delikatnie na swojej piersi. D艂ugo spogl膮da艂 w oczy Raiji z tak膮 powag膮, 偶e a偶 serce 艣cisn臋艂o jej si臋 z 偶alu nad nim.

Zaraz jednak u艣miechn膮艂 si臋 prowokuj膮co, tak jak zwyk艂 si臋 u艣miecha膰 Wasilij - uwodziciel, pogromca kobiecych serc, i z diabelskim b艂yskiem w oku przy­trzyma艂 j膮 mocniej. Pochyli艂 si臋 i dotkn膮艂 delikatnie ustami jej warg.

- Je艣li uszyjesz sobie z tego materia艂u sukni臋, Ca­ryco - rzek艂 - to b臋dzie dla mnie wystarczaj膮ce po­dzi臋kowanie, rozumiesz? Mo偶e kiedy艣 tak wystrojo­na zechcesz ze mn膮 zata艅czy膰?

Nie odpowiedzia艂a. Odwr贸ci艂a si臋 do niego pleca­mi i dok艂adnie zawin臋艂a materia艂. Nie mia艂a odwagi spojrze膰 na Wasilija.

Napi臋cie mi臋dzy nimi zd膮偶y艂o zel偶e膰, nim wr贸ci艂 Jewgienij. Zmarzni臋ty, otoczy艂 Raij臋 ramieniem i przytuli艂 do siebie.

- Szcz臋艣liwy m膮偶, kt贸ry w ch艂odne dni mo偶e ugrza膰 si臋 przy gor膮cej 偶onie - za偶artowa艂, a Wasilij zawt贸rowa艂 mu 艣miechem.

Raija zastanawia艂a si臋, czy Jewgienij widzia艂, jak Wasilij j膮 poca艂owa艂. W kuchni by艂o do艣膰 jasno, a oni stali przy oknie widocznym ze stajni.

- M贸wi艂em ci, 偶e Wasilij zostanie u nas do jutra? - rzuci艂 Jewgienij z pozorn膮 swobod膮.

Raija nabra艂a podejrze艅, 偶e m膮偶 celowo nie powie­dzia艂 jej o tym wcze艣niej. Najwyra藕niej bola艂o go, 偶e jego 偶ona jest obiektem t臋sknot innego m臋偶czyzny.

- No c贸偶, na kuchennej 艂awie nocowa艂o ju偶 wielu przed Wasilijem - odpar艂a oboj臋tnie. - Nie zmarz­niesz tu - zwr贸ci艂a si臋 do go艣cia - je艣li nie zapomnisz dorzuci膰 do ognia, gdy si臋 przebudzisz.

U艣miechn膮艂 si臋 krzywo. Nadal mia艂 w spojrzeniu co艣 z nieokrzesanego ch艂opaka, kt贸rego reakcje trud­no przewidzie膰. I taki Wasilij budzi艂 w Raiji zaufanie.

Bardziej niepewnie czu艂a si臋 wobec Wasilija, kt贸ry nie 偶artowa艂 ze wszystkiego.

- Musz臋 zapami臋ta膰 na przysz艂膮 zim臋, co m贸wi艂e艣 o zaletach posiadania gor膮cej 偶ony - rzek艂 Wasilij do Jewgienija, kiedy ju偶 zasiad艂 przy stole i posila艂 si臋 ciep艂膮 zup膮 ugotowan膮 na kaszy i rybie. - A zreszt膮, czy to koniecznie musi by膰 偶ona? - zastanawia艂 si臋 z u艣miechem. - Wymaga艂oby to ode mnie podejmo­wania jakich艣 zobowi膮za艅, a ja chyba nie jestem do tego stworzony.

- Ciebie rozgrzeje ka偶da kobieta, wszystko jedno, twoja czy cudza 偶ona - rzuci艂 niebacznie Jewgienij.

Wasilij na szcz臋艣cie przyj膮艂 to 艣miechem. Raija za­styg艂a na moment, a spojrzawszy na m臋偶a, dostrzeg­艂a w jego oczach zak艂opotanie. Z pewno艣ci膮 zrozu­mia艂, 偶e pope艂ni艂 gaf臋.

Wasilij, nie pozostaj膮c d艂u偶ny, odpowiedzia艂 Jew­gienijowi w tym samym tonie:

- Nie wierz臋, by艣 ulitowa艂 si臋 nad biedakiem i u偶y­czy艂 mu swojej 偶ony!

- S艂usznie si臋 domy艣lasz - odpar艂a Raija w imieniu Jewgienija. - I tylko nie m贸w: 鈥濩o szkodzi spr贸bo­wa膰?鈥, bo wyl膮duje ci na g艂owie miska z zup膮...

- Nawet wtedy wiele kobiet by uzna艂o, 偶e jestem ogromnie przystojny - odci膮艂 si臋 Wasilij z powa偶n膮 min膮, ale w k膮cikach jego ust czai艂 si臋 u艣miech. By艂 tak rozbrajaj膮cy, 偶e trudno si臋 by艂o na niego gniewa膰.

Raija przygotowa艂a go艣ciowi pos艂anie w kuchni. 呕ycz膮c mu dobrej nocy, ledwie si臋 powstrzyma艂a, by nie przypomnie膰, aby przed snem skr臋ci艂 lamp臋. Nie chcia艂a mu matkowa膰. Przez ca艂e 偶ycie radzi艂 sobie sam, nie potrzebowa艂 nia艅ki.

W sypialni by艂o jasno. Mieli dwie lampy ka偶de przy swojej stronie 艂o偶a, g艂贸wnie dlatego, 偶e Jewgie­nij cz臋sto bra艂 do 艂贸偶ka papiery, ze 艣miechem twier­dz膮c, 偶e 艂膮czy przyjemne z po偶ytecznym.

Nie 艣pieszy艂 si臋, by okry膰 si臋 pledem, mimo 偶e w izbie by艂o troch臋 ch艂odno. Raija zwleka艂a z pod艂o­偶eniem do pieca. Wielki kaflowy piec d艂ugo utrzymy­wa艂 ciep艂o. Je艣li napali艂a w nim p贸藕no, czasem by艂 cie­p艂y a偶 do nast臋pnego wieczoru. Tym sposobem wi臋c nie musia艂a pali膰 cz臋艣ciej ni偶 co drugi dzie艅.

- Dzi艣 znowu oszcz臋dza艂a艣 drewna - zauwa偶y艂 Jewgienij, wk艂adaj膮c do pieca ostatnie polana.

- Wychowa艂am si臋 w biedzie - odpar艂a Raija z prze­konaniem.

Dziwne, pomy艣la艂 Jewgienij, mog艂a si臋 tego tylko domy艣la膰, bo przecie偶 jej przesz艂o艣膰 nadal przys艂ania­艂a mroczna zas艂ona.

- Nie musimy oszcz臋dza膰 - zapewni艂 i pog艂aska艂 偶o­n臋 po policzku. Stan膮艂 przy niej boso, w samych tyl­ko spodniach. Nie kr臋powa艂 si臋 pokazywa膰 rozebra­ny. Kikut po utraconej r臋ce nie budzi艂 w Raiji wstr臋­tu ani wsp贸艂czucia. Takiego Jewgienija pokocha艂a. Nigdy nie pr贸bowa艂a wyobrazi膰 go sobie z par膮 r膮k.

- Nie jeste艣my ubodzy, Raiju. Mo偶emy sobie po­zwoli膰 na to, by ogrzewa膰 nasz dom.

Raija wiedzia艂a, 偶e to prawda. Ale nawyk oszcz臋­dzania by艂 od niej silniejszy. Ju偶 tak膮 mia艂a natur臋, nie lubi艂a zbytku. 艁ata艂a odzie偶, p贸ki nadawa艂a si臋 do u偶ytku. Nale偶a艂o to do tej cz臋艣ci jej dziedzictwa, kt贸­rej nie by艂a w stanie odtworzy膰 w pami臋ci.

Jewgienij pog艂adzi艂 偶on臋 po g艂owie, wyj膮艂 spinki i rozpu艣ci艂 upi臋te za dnia w kok w艂osy.

- Nie zaplataj ich na noc - poprosi艂 cicho. Rai ja dostrzeg艂a w oczach Jewgienija odbijaj膮cy si臋 blask p艂omienia. Odchyli艂a g艂ow臋 i przyj臋艂a jego po­ca艂unki. Nie rozumia艂a kobiet, kt贸re twierdzi艂y, 偶e m臋偶owie wraz z up艂ywem lat staj膮 si臋 nudni. Nie po­dziela艂a pogl膮du, 偶e ludzie z czasem przestaj膮 by膰 dla siebie atrakcyjni. Jewgienij nigdy jej si臋 nie znudzi艂. Jego wyszukane poca艂unki i wyrafinowane pieszczo­ty ci膮gle na nowo j膮 fascynowa艂y.

- Nie chc臋, 偶eby艣my si臋 dzi艣 nakrywali - szepn膮艂 jej do ucha. - Pragn臋 na ciebie patrze膰, czu膰 twoj膮 bli­sko艣膰 i tw贸j zapach. Smakowa膰 ci臋, ukochana Raiju. Kiedy b臋d臋 kocha艂 si臋 z moj膮 偶on膮, nie chc臋, by co­kolwiek umkn臋艂o moim zmys艂om...

- Miejmy nadziej臋, 偶e wybra艂e艣 sobie 偶on臋, przy kt贸­rej nie zmarzniesz - za偶artowa艂a, gdy on przewr贸ci艂 j膮 na 艂贸偶ko i zacz膮艂 rozbiera膰 z we艂nianych po艅czoch.

Udawali, 偶e walcz膮 ze sob膮, ale tak naprawd臋 ni­komu nie zale偶a艂o na wygranej. 艢ci膮gali z siebie cz臋­艣ci garderoby, a kiedy ju偶 si臋 ich pozbyli, nie czuli ch艂odu, rozgrzani radosn膮 zabaw膮. Nie panuj膮c d艂u­偶ej nad ogarniaj膮cym ich po偶膮daniem, z艂膮czyli swe cia艂a, kt贸re idealnie do siebie pasowa艂y. Stali si臋 roz­偶arzon膮 sk贸r膮, ustami, kt贸re ca艂uj膮, d艂o艅mi, kt贸re pieszczot膮 doprowadzaj膮 do szczytu rozkoszy. Stali si臋 otulaj膮cymi ramionami, zapachami, podniecaj膮cy­mi smakami, kt贸re nape艂niaj膮 drugiego rado艣ci膮.

Nawet w贸wczas kiedy le偶eli obok siebie znu偶eni, ze splecionymi d艂o艅mi, nie by艂 to koniec ich blisko­艣ci. Ch艂on臋li cisz臋. G艂adzili swe gor膮ce policzki, od­garniali z czo艂a mokre od potu w艂osy. Ca艂owali si臋 czule tak偶e w贸wczas, gdy ekstaza min臋艂a. Gaw臋dzili, 艣miali si臋, 偶artowali z sobie tylko wiadomych spraw. Nast臋powa艂o wyciszenie.

Kiedy spok贸j na nowo ogarn膮艂 ich cia艂a, znu偶eni zebrali rozrzucone po pod艂odze ubrania. Zak艂adaj膮c nocne koszule, u艣miechali si臋 do siebie ciep艂o.

- Kocham ci臋 - powiedzia艂 Jewgienij i zgasi艂 lamp臋.

Raija wyzna艂a mu to samo.

Panowa艂a mi臋dzy nimi cudowna harmonia.

Ale nim Raija zasn臋艂a, zauwa偶y艂a smug臋 艣wiat艂a w drzwiach do kuchni. Zawsze zostawiali je uchylo­ne, aby ciep艂o kuchenne ogrzewa艂o niewielki koryta­rzyk. Raija nie mia艂a jednak poj臋cia, 偶e otwarte na o艣cie偶 pozosta艂y r贸wnie偶 drzwi do ich sypialni.

Ostatni wchodzi艂 Jewgienij.

Czy specjalnie nie zamkn膮艂 za sob膮 drzwi?

Celowo kocha艂 si臋 z ni膮 tak nami臋tnie, wiedz膮c, 偶e w kuchni b臋dzie ich s艂ycha膰?

My艣li te rozp艂yn臋艂y si臋 z wolna, by nast臋pnego ran­ka pozosta膰 jedynie mglistym wspomnieniem.

2

Ranek by艂 ch艂odny, ale pogodny, jak to zwykle po­ranki u uj艣cia Dwiny. Niebo zabarwi艂o si臋 r贸偶ow膮 po艣wiat膮. S艂o艅ce, skryte za mi臋kk膮 pierzynk膮 chmur, 艣wieci艂o blado. Pozbawione gor膮cych promieni, nie zdo艂a艂o ogrza膰 nawet zewn臋trznej warstwy zamarz­ni臋tego gruntu.

Ju偶 kilkakrotnie 艣nieg przysypa艂 ziemi臋 cienk膮 warstw膮 misternych gwiazdek. Tego ranka szron przystroi艂 ka偶de 藕d藕b艂o, ka偶d膮 najmniejsz膮 nawet przywi臋d艂膮 ro艣link臋 i ka偶dy kamie艅.

Rai ja po艣r贸d gwaru przypominaj膮cego nieco krzyk dzikich mew powita艂a nowy dzie艅. Michai艂 i Olga ha­艂asowali wypocz臋ci, ogie艅 w piecu po偶era艂 z trzas­kiem drewniane polana. Saganek z kasz膮 pobrz臋kiwa艂 za ka偶dym razem, gdy kto艣 podnosi艂 pokrywk臋. Czaj­nik z kaw膮 pobrzmiewa艂 po swojemu, a sto艂ki szura­艂y o skrzypi膮c膮 kuchenn膮 pod艂og臋. Do tego ch贸ru w艂膮cza艂a si臋 zwykle ona i Jewgienij. Ich doros艂e g艂o­sy usi艂owa艂y przekrzycze膰 wysokie tony g艂osik贸w dzieci臋cych. A dzi艣 rozlega艂 si臋 jeszcze g艂os Wasilija.

Doznawa艂a dziwnych uczu膰, s艂ysz膮c go o tej porze dnia. Przecie偶 Wasilij do nich nie nale偶a艂! Nie przy­wyk艂a go mie膰 na wyci膮gni臋cie r臋ki, siedz膮cego przy tym samym stole, jedz膮cego ugotowan膮 przez ni膮 ka­sz臋. By艂 obcy na tle okna, kt贸re ju偶 powinna wymy膰, by l艣ni艂o czysto艣ci膮, gdy nadejdzie zima. By b艂yszcza­艂o jak l贸d na Dwinie. Lubi艂a widzie膰 wyra藕nie, co si臋 wok贸艂 niej dzieje, syci膰 si臋 wra偶eniami, kiedy zasi膮­dzie przy krosnach. Mia艂a nadziej臋, 偶e zimow膮 por膮 czas jej na to pozwoli.

- Pozosta艂 nam jeszcze roz艂adunek ryb - odezwa艂 si臋 Jewgienij, marszcz膮c nos.

- Na szcz臋艣cie wi臋kszo艣膰 transportu odjedzie w g艂膮b l膮du - odpar艂 ze 艣miechem Wasilij. - Pozb臋­dziemy si臋 ryb i smrodu. Dla nas zostawi艂em beczki z najlepszymi rybami. Mo偶e to nie najuczciwsze, ale do艣膰 ju偶 mam jedzenia tego 艣wi艅stwa, jakie podawa­no nam na statku.

- Od lat taki jest przywilej armator贸w i kapitan贸w - rzuci艂 oschle Jewgienij. - C贸偶, jeste艣my tylko lud藕mi. Kiedy cz艂owiek jest biedny, 艂atwiej mu post臋powa膰 uczciwie. Ale kiedy otwieraj膮 si臋 przed nim mo偶liwo艣ci, to w gruncie rzeczy trudniej mu w贸wczas 偶y膰 i post臋­powa膰 zgodnie z idea艂ami, w jakie wierzy艂. - Skrzywi艂 si臋. - Nie oszukuj臋 siebie i potrafi臋 spojrze膰 prawdzie w oczy. Tylko jednej Raiji bogactwo nie zepsu艂o. Ona nawet nie chce 偶adnej bi偶uterii.

Raija poczu艂a uk艂ucie w sercu.

Zaraz nawi膮偶e do podarunku od Wasilija, pomy­艣la艂a.

Ale Jewgienij, o dziwo, nic o tym nie wspomnia艂. Razem z Wasilijem ci膮gn臋li pogaw臋dk臋 o handla­rzach z g艂臋bi l膮du, oczekiwanych tego b膮d藕 nast臋pne­go dnia, o cenach i o tym, komu mo偶na ufa膰, a ko­mu nie. Typowo m臋ska rozmowa.

S艂ucha艂a jednym uchem, r贸wnocze艣nie karmi膮c Misze i Olg臋. Na nic si臋 zda艂o zaciskanie ust. Raija zagadywa艂a i roz艣miesza艂a dzieciaki, by podst臋pnie wk艂ada膰 im do buzi 艂y偶k臋 z jedzeniem, a potem ka­za膰 艂yka膰 - za mamusi臋, za tatusia, za Wasilija...

Wreszcie miski by艂y puste, a dzieci najedzone.

Raija umy艂a pulchne buzie, po czym si臋gn臋艂a po ubrania.

- A ty dok膮d? - zapyta艂 Jewgienij, wyra藕nie zasko­czony.

- Jad臋 razem z wami do Archangielska - odpowiedzia­艂a, wzruszaj膮c ramionami. - Zanios臋 materia艂 do kraw­cowej. Kiedy b臋dziemy 艣wi臋towa膰 przybycie do portu wszystkich statk贸w, chc臋 wyst膮pi膰 w nowej sukience.

Jewgienijowi drgn臋艂y lekko usta, ale nie m贸g艂 za­protestowa膰.

Raija uzna艂a, 偶e nie nale偶y odk艂ada膰 tej sprawy na p贸藕niej, chocia偶 wiedzia艂a, 偶e m膮偶 tego nie akceptu­je. Uczyni艂a to z premedytacj膮, bo przemilczanie oznacza艂oby dla niego jeszcze wi臋ksz膮 udr臋k臋. Jew­gienij przecie偶 zorientowa艂 si臋, jak bardzo ucieszy艂 j膮 prezent od Wasilija. Jej rado艣膰 sprawi艂a Jewgienijowi przykro艣膰, a teraz jeszcze te s艂owa o nowej sukience...

Ale Raija w艂a艣nie w ten spos贸b dawa艂a m臋偶owi do zrozumienia, 偶e nie zamierza chowa膰 na dnie kufra pi臋knej tkaniny i pozwoli膰 na to, by sta艂a si臋 ko艣ci膮 niezgody.

Nie zamierza艂a spogl膮da膰 po kryjomu na podaru­nek od przyjaciela. Wola艂a, by z tkaniny powsta艂a suknia, kt贸r膮 mog艂aby nosi膰.

Jewgienij z pewno艣ci膮 to zrozumie. Kto mi艂uje praw­dziwie, potrafi zdoby膰 si臋 na tak膮 wspania艂omy艣lno艣膰.

Kocha艂a go na tyle, by da膰 mu czas na przemy艣le­nie ca艂ej sprawy.

Wzrokiem szuka艂a Jewgienija, nie Wasilija. Jemu chcia艂a pokaza膰, 偶e jest dla niej najwa偶niejszy. 呕aden kawa艂ek materia艂u, cho膰by nawet nie wiadomo jaki pi臋kny, nie by艂 tego w stanie zmieni膰. Odczuwa艂a przykro艣膰, widz膮c t臋 niepewno艣膰 m臋偶a, bo znaczy艂o to, 偶e w膮tpi w jej uczucia, a co艣 takiego nie powinno mie膰 mi臋dzy nimi miejsca.

Mo偶e jednak mimo wszystko Jewgienij poj膮艂 jej in­tencje, bo jego szczup艂a twarz z艂agodnia艂a, a usta roz­chyli艂y si臋 w szczerym u艣miechu. Dojrza艂a w jego oczach ciep艂o.

A zatem zdoby艂 si臋 na wielkoduszno艣膰, kt贸ra po­zwoli艂a zrozumie膰 mu nie tylko 偶on臋, ale tak偶e Wasi­lija. Mi艂o艣膰 Raiji wynagradza艂a Jewgienijowi wszystko.

Jewgienij zabra艂 Misze ze sob膮 do portu. Jego ko­biety mog艂y w spokoju uda膰 si臋 do krawcowej.

Codzienn膮 odzie偶 Raija szy艂a sama. Cho膰 brako­wa艂o jej zr臋czno艣ci i nie lubi艂a tego zaj臋cia, nie wy­kr臋ca艂a si臋 jednak od szycia, bo zlecanie go innym uwa偶a艂a za rozrzutno艣膰. Jednak do drogich tkanin nie mia艂a odwagi zbli偶y膰 si臋 z no偶ycami.

W Archangielsku nie brakowa艂o kobiet, kt贸re utrzymywa艂y si臋 z szycia. Raija jednak nie korzysta­艂a z ich us艂ug. Zna艂a bowiem 偶on臋 pewnego maryna­rza, p艂ywaj膮cego na statku 鈥濺aija鈥, kt贸ra potrafi艂a wyczarowa膰 za pomoc膮 ig艂y i nici prawdziwe cuda. Jej te偶 dodatkowy zarobek bardzo si臋 przydawa艂.

Mieszka艂a w w膮skim zau艂ku tu偶 przy porcie, a w jej ciasnej izbie roi艂o si臋 od dzieciarni. Raija dobrze wie­dzia艂a, 偶e 偶ony urz臋dnik贸w nie mia艂yby odwagi tu przyj艣膰, obawiaj膮c si臋, 偶e mog艂yby sobie ubrudzi膰 bu­ty, nie wspominaj膮c o czyhaj膮cych tu chor贸bskach.

Najbardziej chyba jednak l臋ka艂y si臋 ludzi, 偶yj膮cych w takiej n臋dzy, rozboj贸w, kt贸re, jak s膮dzi艂y, w cia­snych uliczkach portowych zdarza艂y si臋 codziennie. Niekt贸re za艣 damy po prostu odczuwa艂y wstyd i kr臋­powa艂y si臋 obnosi膰 ze sw膮 zamo偶no艣ci膮 w艣r贸d tutej­szych biedak贸w.

Rai ja zdawa艂a sobie spraw臋, 偶e jej samej powodzi si臋 znacznie lepiej ni偶 mieszka艅com tej cz臋艣ci miasta, ale nigdy w艣r贸d nich nie czu艂a si臋 obco. Ludzie u艣mie­chali si臋 do niej, a ona do nich. Pozdrawiali j膮, zaga­dywali. Spotyka艂a takich, kt贸rzy gotowi byli dzieli膰 si臋 z ni膮 nawet ostatnim k臋sem czerstwego chleba, na kt贸rym nigdy im nie zbywa艂o.

W ten spos贸b dawali jej do zrozumienia, 偶e uznaj膮 Raij臋 Bykow膮 za swoj膮 caryc臋, ale r贸wnocze艣nie upro­艣cili jej trudne imi臋, nazywaj膮c po swojemu Rais膮.

Raija zapuka艂a do drzwi Eleny i otworzy艂a dopiero, gdy us艂ysza艂a zaproszenie. Troch臋 wystraszona Olga trzyma艂a si臋 jej kurczowo za r臋k臋. By艂a tu ju偶 kiedy艣 i zapami臋ta艂a rozkrzyczane dzieci, kt贸re popycha艂y si臋 i biega艂y gdzie popad艂o. Ich mama pewnie przywyk艂a do tego, bo w og贸le nie zwraca艂a im uwagi.

Kobiety przywita艂y si臋 i pogaw臋dzi艂y przez chwil臋 o tym i o owym. Olga, kt贸ra szybko wyzby艂a si臋 nie­艣mia艂o艣ci, zaraz do艂膮czy艂a do dzieci Eleny. Raija sia­d艂a przy stole i pokaza艂a materia艂, z kt贸rym przysz艂a. Elenie a偶 zapar艂o dech z wra偶enia i z prawdziwym namaszczeniem pog艂adzi艂a mi臋kk膮 tkanin臋 swoimi spracowanymi d艂o艅mi.

- Zupe艂nie jak niebo w pogodny letni dzie艅 - wes­tchn臋艂a pe艂na nabo偶e艅stwa. - Jak niebo, Raiso. Jak ci w nim pi臋knie - cmokn臋艂a z uznaniem, przy艂o偶ywszy materia艂 do twarzy Raiji. - Mnie w takim kolo­rze nie by艂oby dobrze - doda艂a.

Mija艂a si臋 z prawd膮, bo lazurowa barwa pasowa艂a­by do jej jasnoblond w艂os贸w. Tyle tylko, 偶e uboga 偶o­na prostego marynarza nie mog艂a pozwoli膰 sobie na tak elegancki str贸j. Raija to co innego. Bo chocia偶 cza­sami nawet przez kilka godzin gaw臋dzi艂a z Elen膮 w jej ciasnej kuchni, by艂a 偶on膮 armatora.

Elena przymkn臋艂a oczy i wyobrazi艂a sobie sukni臋 godn膮 ksi臋偶niczki, jak膮 postara si臋 uszy膰 dla Raiji.

- Sp贸dnica b臋dzie suto marszczona - oznajmi艂a roz­marzona. - 艢ci膮gni臋ta w talii, a g贸ra z g艂臋bokim dekol­tem. Tobie b臋dzie pasowa膰 taki fason, masz odpowied­ni biust. Nie to co niekt贸re paniusie. Czasami dekolty ods艂aniaj膮 obwis艂e piersi przypominaj膮ce zmi臋ty papier.

Elena roze艣mia艂a si臋, a Raija jej zawt贸rowa艂a.

- Chc臋 mie膰 co艣 zupe艂nie prostego - odezwa艂a si臋 po chwili i 偶ywo gestykuluj膮c, wyja艣ni艂a, o co jej cho­dzi. - Kr贸tki stan, odci臋ta tu偶 pod biustem, d贸艂 ze skosu. Pod szyj膮 okr膮g艂y dekolt nawet w po艂owie nie tak du偶y, jak sobie wyobra偶asz...

Zn贸w wybuchn臋艂y obie 艣miechem. Mrugn臋艂y zna­cz膮co, dobrze wiedz膮c, na co zwracaj膮 uwag臋 m臋偶­czy藕ni. Pod pewnymi wzgl臋dami ich m臋偶owie nie r贸偶nili si臋 od siebie, cho膰 jeden by艂 armatorem, a dru­gi prostym marynarzem.

Elena w ko艅cu przysta艂a na wymy艣lony przez Ra­ij臋 fason sukienki i uzgodni艂y szczeg贸艂y.

- Tkanina sama w sobie jest tak pi臋kna, 偶e suknia musi by膰 prosta, 偶eby unikn膮膰 przesady - rzuci艂a na koniec Raija. - Zreszt膮 przecie偶 nie wybieram si臋 na dw贸r do Petersburga.

Elena wpad艂a na pomys艂, 偶eby sukienk臋 dla Olgi uszy膰 identycznie, Raija jednak przekona艂a j膮, by w tym przypadku nie 偶a艂owa艂a falbanek...

- Masz, Raiju, wspania艂ego m臋偶a - stwierdzi艂a Ele­na. - Nie wszyscy s膮 tacy hojni.

Raija zarumieni艂a si臋 lekko. Czu艂a si臋 troch臋 nie­zr臋cznie, ale r贸wnocze艣nie pomy艣la艂a, 偶e nie powin­na przemilcze膰 prawdy.

- Dosta艂am ten materia艂 od Wasilija - wyzna艂a.

- No wiesz - wyrwa艂o si臋 Elenie. - Nie s膮dzi艂am, 偶e co艣 ci臋 z nim 艂膮czy...

- Wasilij jest moim przyjacielem - powiedzia艂a ci­cho Raija. - A tak偶e przyjacielem Jewgienija.

Elena uwierzy艂a jej. Domy艣li艂a si臋 te偶, 偶e Wasilij chcia艂 si臋 Raiji odwdzi臋czy膰, bo w ko艅cu nie wszyscy marynarze maj膮 tyle szcz臋艣cia, by zosta膰 kapitanem du­偶ego statku handlowego, przynajmniej nie tak 艂atwo, jak zdarzy艂o si臋 Wasilijowi. Mimo to pokr臋ci艂a g艂ow膮.

- Trudno mi sobie wyobrazi膰, 偶eby m贸j stary po­zwoli艂 kt贸remu艣 ze swoich kompan贸w podarowa膰 mi materia艂 na sukni臋. Raczej st艂uk艂by mnie na kwa艣ne jab艂ko, tak 偶e mia艂abym siniaki w niebieskim kolo­rze, droga Raiso! Ale ty to co innego.

Raija u艣miechn臋艂a si臋.

Rzeczywi艣cie r贸偶ni艂a si臋 od innych kobiet. By艂o w niej co艣 osobliwego, co czyni艂o j膮 odmienn膮 od wszystkich. Gdyby 偶ycie nie u艂o偶y艂o si臋 po jej my艣li, z pewno艣ci膮 potrafi艂aby nawet odej艣膰 od m臋偶a tak jak Toni膮.

Tak, Raija mog艂a przyja藕ni膰 si臋 z m臋偶czyzn膮.

- Nikomu o tym nie powiem - zapewni艂a Elena, cho膰 Raija wcale jej o to nie prosi艂a.

Uzna艂a, 偶e skoro Raija nie ukrywa niczego, to znaczy, 偶e nie ma nic do ukrycia, ale wiedzia艂a, 偶e nie wszyscy tak by to przyj臋li i dlatego postanowi艂a trzy­ma膰 j臋zyk za z臋bami.

D艂ugo przygl膮da艂a si臋 tkaninie, wreszcie z艂o偶y艂a j膮 i z czci膮 zawin臋艂a w br膮zowy papier. Nie musia艂a zdejmowa膰 z Raiji miary, nie pierwszy raz dla niej szy艂a. A je艣li co艣 nie b臋dzie dobrze le偶e膰, poprawi podczas przymiarki.

Elena milcza艂a przez chwil臋, ale na jej szczup艂ej twarzy pojawi艂 si臋 znacz膮cy u艣miech. Nieregularne surowe rysy 艂agodnia艂y, gdy si臋 艣mia艂a; wydawa艂a si臋 w贸wczas niemal pi臋kna.

- On chyba jednak ciebie kocha, Raiso - odezwa­艂a si臋 z 偶arem w oczach.

Rai ja skrzywi艂a si臋, ale przyzna艂a niech臋tnie:

- Mo偶e...

- Mo偶e! - za艣mia艂a si臋 Elena - Powiadasz: 鈥瀖o偶e鈥, a tymczasem Dagnija wierzy, 偶e w ko艅cu jej cierpli­wo艣膰 zostanie wynagrodzona i on si臋 z ni膮 o偶eni. A ile m艂odych dziewcz膮t z ubogich chat o nim marzy! Uwa­偶aj膮, 偶e jest wspania艂ym kandydatem na m臋偶a. Tutej­szy, ale sta膰 go na utrzymanie rodziny. M贸j Bo偶e, jak to jest, zachodzi do Dagniji, pomaga jej dzieciom, ale materia艂 na sukni臋 kupuje tobie. - Elena nie mog艂a si臋 powstrzyma膰 od 艣miechu. - Chyba rzeczywi艣cie nie mo偶na mie膰 wszystkiego - zastanawia艂a si臋 dalej.

- Ja mam wszystko - odrzek艂a Raija, ko艅cz膮c ubie­ra膰 Olg臋. - Mam wszystko, czego pragn臋 - powt贸rzy­艂a. - I jestem szcz臋艣liwa.

Elena odgarn臋艂a w艂osy z czo艂a i gwa艂townie powr贸­ci艂a do rzeczywisto艣ci, do swej lichej izby. Przez mo­ment mia艂a Raij臋 na wyci膮gni臋cie r臋ki, ale ona pojawi艂a si臋 tu tylko na chwil臋 i zaraz powr贸ci do swoje­go 艣wiata.

Raija dyskretnie wyj臋艂a z koszyka zapakowan膮 w p艂贸tno paczuszk臋. Zawsze co艣 przynosi艂a Elenie, ale nigdy o tym nie rozmawia艂y. Panowa艂a mi臋dzy nimi cicha umowa, 偶e Raija nie m贸wi, co przynios艂a, a Ele­na nie dzi臋kuje. Obie, skr臋powane sytuacj膮, wola艂y to za艂atwia膰 w taki w艂a艣nie spos贸b. Wyrzuca艂y p贸藕niej z pami臋ci t臋 chwil臋, jakby nic si臋 nie zdarzy艂o.

Nie chodzi艂o zreszt膮 o lito艣膰, ale o zwyk艂y ludzki odruch. Raija by艂a przekonana, 偶e gdyby Elena mia­艂a si臋 czym dzieli膰, czyni艂aby tak samo.

Raija w艂a艣nie mia艂a wychodzi膰, gdy drzwi otworzy­艂y si臋 gwa艂townie i na progu stan膮艂 zdyszany ch艂opak.

- Jest tutaj... Caryca? - wydusi艂 z siebie z przera偶e­niem w oczach, a zauwa偶ywszy Raij臋, zawo艂a艂: - Nie­szcz臋艣cie, pani Bykowa... w porcie...

Raija porwa艂a Olg臋 na r臋ce, nie zd膮偶ywszy nawet zarzuci膰 na siebie peleryny. Okrycie trzyma艂a Olga.

- Kto? - niemal krzykn臋艂a Raija, a ch艂opiec poblad艂 i cofn膮艂 si臋, cho膰 wci膮偶 nie spuszcza艂 z niej wzroku. Widz膮c l臋k w twarzy tej kobiety nie wiedzia艂, jak wy­jawi膰 jej straszn膮 wie艣膰. Pokr臋ci艂 tylko g艂ow膮 i bez s艂owa wskaza艂 r臋k膮 w stron臋 o艣wietlonego nabrze偶a.

Raija pobieg艂a.

Zanim dotar艂a na miejsce, domy艣li艂a si臋, 偶e chodzi o kogo艣 z jej bliskich. Bieg艂a o艣lepiona 艂zami, nie zwraca艂a uwagi na to, 偶e kok na karku rozpad艂 si臋 i w艂osy unosz膮 si臋 za ni膮 jak chmura. Potyka艂a si臋 w niewygodnych butach i nawet skr臋ci艂a nog臋 w ko­stce. Ani na moment jednak nie zwalniaj膮c, dotar艂a wreszcie do portu.

Na nabrze偶u, w miejscu, gdzie zacumowa艂 偶aglo­wiec nosz膮cy jej imi臋, Raija dostrzeg艂a t艂um. Ruszy­艂a p臋dem w t臋 stron臋, a zgromadzeni gapie, poznaw­szy j膮, rozst膮pili si臋 i przepu艣cili naprz贸d. Pojawi艂a si臋 niczym anio艂 z opowie艣ci, jakie o niej kr膮偶y艂y. Rozpuszczone, czarne jak smo艂a w艂osy opada艂y jej na plecy, a po艂y peleryny 艂opota艂y na wietrze niczym 偶a­giel. Gor膮co jej w tej chwili wsp贸艂czuli.

Jewgienij podni贸s艂 si臋 ci臋偶ko i bez s艂owa przygar­n膮艂 偶on臋 na kr贸tk膮 chwil臋, po czym wzi膮艂 na r臋ce Ol­g臋 i odwr贸ci艂 twarz dziewczynki do swej piersi. Ma艂a nie sprzeciwi艂a si臋. Przeciwnie, naci膮gn臋艂a na g艂ow臋 peleryn臋, 偶eby nie patrze膰. Raija post膮pi艂a krok do przodu i upad艂a na kolana. Poczu艂a ch艂贸d ci膮gn膮cy od drewnianej kei. Popatrzy艂a na le偶膮cych, a potem pod­nios艂a wzrok na Jewgienija. Ogarn臋艂a spojrzeniem zgromadzony t艂um. Usi艂owa艂a uchwyci膰 spojrzenia gapi贸w, ale wszyscy opuszczali wzrok.

Czego od niej oczekuj膮?

Czego, u diab艂a, spodziewaj膮 si臋 po niej?

Czy powinna uderzy膰 w bolesny lament, by zado­woli膰 przypatruj膮cych si臋? A mo偶e uczyni膰 cud?

- Trzeba ich wnie艣膰 do chaty - rzek艂a. - Bo zamarz­n膮 tu na 艣mier膰.

Raija przesta艂a dostrzega膰 rozbiegane spojrzenia i dr偶膮ce usta gapi贸w.

Szarpn臋艂a beczki i odsun臋艂a je na bok, po czym od­garn臋艂a solone ryby, kt贸re przysypa艂y syna. Zobaczy艂a krew, mn贸stwo krwi. Od贸r nadpsutych, pokrytych bia艂o偶贸艂tym mazistym nalotem ryb omal nie wywo艂a艂 u niej torsji. Prze艂yka艂a 艣lin臋, by powstrzyma膰 md艂o艣ci.

Jej dziecko le偶a艂o pod tym 艣wi艅stwem!

Nie umar艂! Misza nie m贸g艂 tak po prostu umrze膰! dudni艂o jej w g艂owie.

Zgromadzeni wok贸艂 ludzie wreszcie zmobilizowa­li si臋 do dzia艂ania.

Wcze艣niej zdawa艂o im si臋, 偶e jest ju偶 za p贸藕no na ratunek. Nie wierzyli, 偶e przywalony stosem ryb ch艂opiec zdo艂a艂 prze偶y膰.

Michai艂 bawi艂 si臋 na nabrze偶u. Uda艂o mu si臋 u艣pi膰 czujno艣膰 ojca i Wasilija i wymkn膮艂 si臋 spod ich kura­teli. Biega艂 co si艂 w nogach mi臋dzy ustawionymi jed­na na drugiej beczkami, kt贸re wy艂adowywano z 鈥濺a­iji鈥. Na nabrze偶u czeka艂y ju偶 wozy, na kt贸re miano za艂adowa膰 beczki z rybami i zawie藕膰 je w g艂膮b l膮du.

Ch艂opiec by艂 bardzo szybki i wszystko go ciekawi­艂o. Wsz臋dzie by艂o go pe艂no. Robotnicy pracuj膮cy przy roz艂adunku nie zauwa偶yli go. W chwili gdy opuszczali kolejn膮 beczk臋 ze statku na nabrze偶e, 偶a­den z nich nie pomy艣la艂 nawet o Michaile.

Tylko Wasilij dostrzeg艂 k膮tem oka ch艂opca i gwa艂­townie rzuci艂 si臋 do przodu.

Za p贸藕no. Zd膮偶y艂 tylko os艂oni膰 ma艂ego w艂asnym cia艂em, gdy spadaj膮ca beczka uderzy艂a w ustawiony na l膮dzie stos innych, kt贸re potoczy艂y si臋 prosto na nich.

Nikt ze zgromadzonych nie mia艂 nawet cienia na­dziei, 偶e obaj poszkodowani uszli z wypadku z 偶y­ciem. Dopiero kiedy przybieg艂a Raija, zacz臋li odsu­wa膰 strzaskane beczki i rozgrzebywa膰 stos ryb. S贸l w偶era艂a im si臋 w go艂e r臋ce, ale oni nie ustawali w wy­si艂kach, p贸ki nie wydobyli poszkodowanych.

Raija sama podnios艂a syna.

Z g艂owy dziecka ciek艂a krew.

Spodnie by艂y czerwone od krwi.

Raija przygarn臋艂a ma艂ego do siebie. Czu艂a si臋 tak, jakby nagle zosta艂a pozbawiona w艂asnego cia艂a. S艂y­sza艂a tylko swoje my艣li, a w艂a艣ciwie jedn膮: Michai艂 nie mo偶e umrze膰.

Sz艂a przed siebie, nie wiedz膮c, dok膮d idzie. Ockn臋­艂a si臋 dopiero wtedy, gdy stan臋艂a przed drzwiami cha­ty Olega i Toni. Ze stajni wyszed艂 stajenny i patrz膮c na ni膮 z przera偶eniem, odnalaz艂 klucz i bez s艂owa wpu艣ci! Raij臋 z dzieckiem do pustego domu.

W 艣rodku panowa艂 ch艂贸d i unosi艂 si臋 zapach st臋chlizny, ale Raija nie zwr贸ci艂a na to uwagi. Po艂o偶y艂a syna na 艂awie obok solidnego sto艂u.

Us艂ysza艂a, 偶e stajenny rozpala w piecu.

Przy艂o偶ywszy policzek do ust Michai艂a, poczu艂a s艂aby oddech.

呕yje!

Wszystko inne wyda艂o jej si臋 b艂ahostk膮. Najwa偶­niejsze, 偶e Misza 偶yje. Ucieszy艂a si臋, 偶e zobaczy, jak jej syn dorasta, jak jego twarz pokryje si臋 ciemnym zarostem, zmarszczkami.

B臋dzie mia艂 dzieci, a ona wnuki.

Jej Misza nie umrze.

Raija przeci臋艂a no偶em nogawk臋 spodni ch艂opca, 偶e­by ods艂oni膰 ran臋. Noga by艂a dziwnie wykr臋cona, chyba z艂amana. Raija nie mia艂a odwagi jej rusza膰. Oddar艂a z halki kawa艂ek materia艂u i zakry艂a krwawi膮c膮 nog臋, a drugim skrawkiem p艂贸tna owin臋艂a g艂ow臋 ch艂opca. Ra­na na g艂owie mocno krwawi艂a, ale nie by艂a g艂臋boka. Ra­ija powoli si臋 uspokaja艂a.

Na drzwiach wniesiono Wasilija, kt贸ry odzyska艂 ju偶 przytomno艣膰. Na jego twarzy malowa艂o si臋 cier­pienie.

- Pr贸bowa艂em - j臋kn膮艂, kiedy przenosili go obok sto艂u.

Podnios艂a na moment wzrok.

- On 偶yje - odrzek艂a z pewno艣ci膮 w g艂osie, ale ju偶 nie dos艂ysza艂a odpowiedzi Wasilija, bo umieszczono go w alkierzu.

Zaraz te偶 zjawi艂 si臋 Jewgienij. Przyszed艂 bez Olgi. Nareszcie byli we dwoje.

- On 偶yje - powt贸rzy艂a, na moment odwracaj膮c do m臋偶a twarz.

Jewgienij otoczy艂 Raij臋 ramieniem i przygarn膮艂 do siebie, staraj膮c si臋 nape艂ni膰 j膮 ciep艂em, spokojem i po­czuciem bezpiecze艅stwa, chocia偶 w g艂臋bi serca czu艂 si臋 bezsilny.

- Pos艂a艂em po doktora - oznajmi艂 cicho. - Kaza艂em powiedzie膰, 偶e armator Byk贸w go potrzebuje. Je艣li si臋 nie zjawi, to go zabij臋.

Raija ca艂y czas trzyma艂a d艂onie na g艂owie dziecka. Pr贸bowa艂a tego od momentu, gdy wydoby艂a Micha­i艂a spod warstwy ryb. Usi艂owa艂a przywo艂a膰 si艂臋, kt贸­ra pozwoli艂a uzdrawia膰 jej innych.

Daremnie.

- Nie mog臋 nic zdzia艂a膰 - wyszepta艂a. - Nie mog臋, Jewgieniju, nic dla niego zrobi膰...

Jewgienij przytuli艂 j膮 mocno i rzek艂:

- Poczekamy na doktora.

3

Doktor przyjecha艂 szybko. Ten cz艂owiek niecz臋sto pojawia艂 si臋 w dzielnicy portowej, Raija widzia艂a go tu po raz pierwszy. Nie zapami臋ta艂a jednak jego twa­rzy, bo tylko przelotnie spojrza艂a na niego przy po­witaniu, boj膮c si臋 na d艂u偶ej oderwa膰 wzrok od Micha­i艂a. Zapami臋ta艂a natomiast jego w膮skie, bia艂e d艂onie i g艂os, cho膰 nie brzmia艂 jako艣 szczeg贸lnie.

Doktor m贸wi艂 powoli, cedz膮c s艂owa, jakby s膮dzi艂, 偶e inaczej nie zostanie zrozumiany.

Raija z dezaprobat膮 艣ledzi艂a jego poczynania. Gdy­by sama nie obmy艂a rany z krwi i soli, lekarz nie zro­bi艂by tego, uznaj膮c taki zabieg za zb臋dny. Unierucho­mi艂 jedynie nog臋 dziecka i wzruszywszy ramionami, stwierdzi艂:

- Ch艂opiec dozna艂 jakiego艣 urazu. Je艣li po przebu­dzeniu zacznie plu膰 krwi膮, to znaczy, 偶e jest 藕le. Je­艣li nie, to pewnie z tego wyjdzie. I tak mia艂 du偶o szcz臋艣cia. Te beczki mog艂y go zmia偶d偶y膰...

- A czy rana g艂owy jest bardzo gro藕na? - zapyta艂 Jewgienij zal臋knionym g艂osem. Najbardziej si臋 oba­wia艂 tego, 偶e jego ukochany syn m贸g艂by zosta膰 kalek膮.

- Trudno powiedzie膰 - odpar艂 m臋偶czyzna o bia艂ych d艂oniach.

Raija natychmiast zorientowa艂a si臋, 偶e doktor usi­艂uje pokry膰 brak wiedzy i niepewno艣膰. Nie zna艂 si臋 na takich przypadkach. Zwykle bowiem leczy艂 z prze­picia carskich urz臋dnik贸w i ich hipochondryczne 偶o­ny z wyimaginowanych chor贸b. Wyczu艂a, 偶e doktor boi si臋 zadawanych mu pyta艅.

- Nale偶y pok艂ada膰 ufno艣膰 w Bogu - zako艅czy艂 sw贸j wyw贸d, zbieraj膮c si臋 do wyj艣cia. - C贸偶, niezba­dane s膮 wyroki boskie. A mo偶e to nieszcz臋艣cie ma sw贸j g艂臋bszy sens? Mo偶e B贸g chcia艂 wam przez to przypomnie膰, 偶eby艣cie cz臋艣ciej kierowali ku niemu swoj膮 modlitw臋? Tak, Pan daje, Pan odbiera, s艂ysze­li艣cie pewnie...

- B贸g, w kt贸rego wierz臋, nie zsy艂a艂by nieszcz臋艣cia na ma艂e dzieci, 偶eby da膰 znak doros艂ym - odpar艂a zgn臋biona Raija. Denerwowa艂 j膮 ten cz艂owiek, ale sta­ra艂a si臋 opanowa膰. Wola艂a nie m贸wi膰 na g艂os, co o nim my艣li.

Kiedy Jewgienij poprowadzi艂 go do alkierza, gdzie le偶a艂 Wasilij, wy艂owi艂a jednym uchem uwag臋 dokto­ra, 偶e za zbadanie drugiego rannego trzeba b臋dzie do­datkowo zap艂aci膰.

Ten 艣wiat oszala艂, pomy艣la艂a z sarkazmem. Cz艂o­wiek m贸g艂by wyzion膮膰 ducha, a taki lekarz bez za­p艂aty nie kiwn膮艂by nawet palcem.

Po chwili Jewgienij wr贸ci艂 ju偶 sam.

- M贸g艂bym przysi膮c, 偶e to nie jest 偶aden doktor - us艂ysza艂a za plecami szorstki g艂os m臋偶a. - Petersburg i Moskwa daleko, dlatego tu przy poparciu guberna­tora mo偶na udawa膰 kogo si臋 chce i jeszcze nabija膰 so­bie trzos... Tutejsze baby znaj膮 si臋 lepiej na leczeniu ni偶 ten bubek.

Marynarze, staraj膮c si臋 jako艣 pom贸c, nanosili drewna. Teraz zbici w gromadk臋 stali zak艂opotani w k膮cie kuchni. Jewgienij po cichu wyda艂 im polece­nia, a oni powoli opu艣cili chat臋. Sam te偶 musia艂 wra­ca膰 na nabrze偶e. Przecie偶 czekali tam ludzie, kt贸rzy chcieli jak najszybciej odebra膰 zam贸wiony towar i ru­sza膰 w g艂膮b kraju. W tej chwili Jewgienij nie m贸g艂 so­bie pozwoli膰 na to, by by膰 wy艂膮cznie ojcem i m臋偶em. By艂 armatorem i kupcem, a to zobowi膮zywa艂o.

W kuchni zjawi艂o si臋 kilka kobiet - 偶on pracuj膮­cych u niego m臋偶czyzn. Kobiety zawsze solidarnie wspiera艂y si臋 w trudnych chwilach.

Elena wraz z dw贸jk膮 spo艣r贸d gromadki swoich dzieci przyprowadzi艂a za r臋k臋 ma艂膮 Olg臋. Dziewczyn­ka koniecznie chcia艂a wraca膰 do Raiji.

- Niedobrze jest ukrywa膰 prawd臋 przed dzie膰mi - rzek艂a Elena do Jewgienija.

Przyzna艂 jej racj臋.

Przysiad艂 obok 偶ony i zmusi艂, 偶eby spojrza艂a na niego.

- Nie mog臋 tu zosta膰, kochana - wyja艣ni艂 przeprasza­j膮co. - Ale wr贸c臋 tak szybko, jak to b臋dzie mo偶liwe.

Pokiwa艂a g艂ow膮.

Jewgienij popatrzy艂 na bia艂膮 jak 艣nieg twarz syna, w kt贸rej dostrzega艂 rysy Raiji i swoje. Tak bardzo pragn膮艂 ujrze膰, jak ta dziecinna buzia przemieni si臋 w twarz doros艂ego m臋偶czyzny. 艢cisn臋艂o go w piersi. Zaw艂adn臋艂y nim uczucia, z kt贸rych dot膮d nie zdawa艂 sobie w pe艂ni sprawy.

Pokocha艂 Michai艂a od chwili, gdy ch艂opiec przy­szed艂 na 艣wiat, a nawet wcze艣niej: od kiedy si臋 dowie­dzia艂 o jego pocz臋ciu. Ale chyba nigdy nie odczuwa艂 tego tak silnie. Nie zni贸s艂by straty dziecka. Nie by艂­by w stanie pod藕wign膮膰 si臋 z takiego ciosu.

Przyt艂acza艂a go w艂asna bezsilno艣膰.

- Nie zostaniesz tu sama, Raiju - t艂umaczy艂. - Przy­sz艂a Elena i inne kobiety. Pomog膮 ci. Zaopiekuj膮 si臋 Wasilijem. Lekarz twierdzi, 偶e ma z艂amane obie no­gi. Wr贸ci do zdrowia. Rana g艂owy podobno nie jest gro藕na. Musimy teraz tylko oboje wierzy膰, 偶e i z Mi­sza wszystko b臋dzie dobrze...

Uj膮艂 d艂o艅 偶ony i 艣cisn膮艂 mocno, 偶eby doda膰 jej otu­chy. Mia艂 nadziej臋, 偶e Raija nie przypuszcza, i偶 wycho­dzi dlatego, 偶e nie chce dzieli膰 z ni膮 odpowiedzialno艣ci.

- Nie mog臋 mu pom贸c - odezwa艂a si臋 bezradnie Ra­ija. Kl臋cza艂a przy 艂awie, na kt贸rej le偶a艂 Misza, nie zwa­偶aj膮c na b贸l w kolanach i to, 偶e nogi jej zdr臋twia艂y.

Ba艂a si臋 przenosi膰 syna. Wprawdzie lekarz nie wspo­mnia艂 nic na ten temat, ale Raija i tak by mu nie za­ufa艂a. Bardziej wierzy艂a w rozs膮dek i do艣wiadczenie przyby艂ych kobiet, kt贸re niejedno widzia艂y. Piel臋gno­wa艂y rodzic贸w i dzieci. Braci, s膮siad贸w, m臋偶贸w. Mo偶e czasami pope艂nia艂y b艂臋dy, ale wyci膮ga艂y z nich nauk臋.

Raija bardziej polega艂a na nich ni偶 na doktorze, kt贸ry by艂 na 艂asce u gubernatora.

Stara艂a si臋 skupi膰, by przywo艂a膰 tajemn膮 moc. Prag­n臋艂a, by sp艂yn臋艂a z jej d艂oni, nape艂ni艂a Michai艂a si艂膮.

Ale czu艂a si臋 tak, jakby natyka艂a si臋 na wysoki mur. Ogarn臋艂a j膮 bezdenna rozpacz, 偶e nie potrafi pom贸c w艂asnemu dziecku.

- Mog臋 ju偶 i艣膰? - Jewgienij usi艂owa艂 pochwyci膰 jej spojrzenie, ale chocia偶 偶ona podnios艂a na niego wzrok, wyda艂o mu si臋, 偶e go nie widzi.

- Id藕, id藕 - odpar艂a z nienaturalnym spokojem. Na jej poblad艂ych policzkach widnia艂y smugi od 艂ez.

To tylko jeszcze wzmog艂o rozterk臋 Jewgienija.

Nie by艂 pewien, czy Rai ja tak naprawd臋 wie, co m贸wi.

Pr贸bowa艂 si臋 jednak pocieszy膰, 偶e s艂ysza艂y j膮 tak­偶e zebrane w izbie kobiety. B臋d膮 mog艂y potwierdzi膰, gdyby Raija kiedy艣 mu zarzuci艂a, 偶e zostawi艂 j膮 sam膮. Mia艂 jednak nadziej臋, 偶e to nieszcz臋艣cie nie zdo艂a ich rozdzieli膰, 偶e ta chwila nigdy nie stanie si臋 przyczy­n膮 ich rozstania.

Jewgienij czu艂 si臋 rozdarty, najch臋tniej by zosta艂, ale przecie偶 w porcie tyle mia艂 do zrobienia! Nie m贸g艂 by膰 r贸wnocze艣nie i tu, i tam. Zaciska艂 pi臋艣膰 je­dynej r臋ki, zdruzgotany w艂asn膮 bezradno艣ci膮.

- Id藕 ju偶 - odezwa艂a si臋 Elena z tym szczeg贸lnym spokojem i pewno艣ci膮, kt贸rych daremnie szuka膰 u m臋偶czyzn. - Ona to rozumie.

Jewgienij poca艂owa艂 w czo艂o Raij臋 i Michai艂a, po czym zamkn膮艂 za sob膮 drzwi, odgradzaj膮c si臋 od cier­pienia. Z prawdziw膮 ulg膮 zn贸w wcieli艂 si臋 w rol臋 ar­matora i kupca.

Kobiety usi艂owa艂y nak艂oni膰 Raij臋, 偶eby wsta艂a. Od pod艂ogi ci膮gn臋艂o ch艂odem. P贸藕na jesie艅 ust臋puj膮ca zi­mie coraz wyra藕niej dawa艂a o sobie zna膰.

- Misza przecie偶 nie wyzdrowieje pr臋dzej tylko dlatego, 偶e ty si臋 rozchorujesz - t艂umaczy艂y, widz膮c, 偶e przemarz艂a.

Ale do Raiji to nie dociera艂o. Jedyne wi臋c, co mog­艂y dla niej zrobi膰, to pod艂o偶y膰 do pieca.

Tkwi艂aby pewnie tak jeszcze d艂ugo, gdyby nie na­g艂e wtargni臋cie Dagniji. Kobieta wpad艂a do chaty ni­czym burza i gniewnie wykrzykn臋艂a:

- Gdzie on jest?

- Tutaj jestem - odezwa艂 si臋 z alkierza Wasilij. - Nie urz膮dzaj scen, Dagnijo. 呕yj臋.

O pod艂og臋 zastuka艂y drewniaki. Wzburzona kobie­ta, nie zwa偶aj膮c na nikogo, przemaszerowa艂a przez izb臋 i wesz艂a do alkierza, brzegiem sp贸dnicy zacze­piwszy o framug臋.

Raija podnios艂a wzrok, chyba dopiero teraz zauwa­偶y艂a Dagnij臋. Zmarszczy艂a brwi zdumiona, jakby chcia艂a o co艣 spyta膰. Otuli艂a syna dok艂adniej w oba­wie, 偶e zmarznie, gdy na moment od niego odejdzie. Wsta艂a z trudem. Od d艂ugiego kl臋czenia 艣cierp艂y jej nogi. Przy pierwszych krokach mia艂a wra偶enie, 偶e w stopy k艂uje j膮 tysi膮ce igie艂.

Elena g艂aska艂a po g艂owie ma艂膮 Olg臋, kt贸ra, wyczer­pana nadmiarem wra偶e艅, zasn臋艂a jej na kolanach. Ol­ga zmieni艂a pozycj臋 i wtuli艂a policzek w zag艂臋bienie na szyi opiekunki. Czu艂a si臋 przy niej bezpieczna. Zreszt膮 Elena nie by艂a dla niej obca i mia艂a w sobie tyle ciep艂a. No i to ona b臋dzie szy膰 dla niej sukienk臋.

Z alkierza dobiega艂 g艂o艣ny krzyk Dagniji, chwila­mi tak ostry, 偶e zag艂usza艂 g艂osy kobiet rozmawiaj膮­cych w kuchni.

Wasilij stara艂 si臋 j膮 uspokoi膰, ale ona prawie nie da­wa艂a mu doj艣膰 do s艂owa.

Raija, cho膰 poniek膮d rozumia艂a Dagnij臋, poczu艂a si臋 dotkni臋ta w imieniu Wasilija. Ogarn臋艂a j膮 z艂o艣膰.

Zatrzyma艂a si臋 w otwartych drzwiach alkierza.

Popatrzy艂a na stoj膮c膮 po艣rodku ciasnego pomiesz­czenia Dagnij臋 w krzywo zapi臋tej, ale starannie po艂a­tanej kurtce.

- Znowu ty! - Dagnija dr偶膮cym palcem wskaza艂a oskar偶ycielsko na Raij臋. - Ci膮gle go wci膮gasz w jakie艣 k艂opoty! Nie wystarczy ci jeden ch艂op? Masz m臋偶a ar­matora, pierwszego po Bogu, ma艂o ci? Chcesz, 偶eby ka偶dy m臋偶czyzna w Archangielsku pe艂za艂 u twoich st贸p? Czy na ca艂ym wybrze偶u Morza Bia艂ego ka偶dy biedak odziany w spodnie ma ci臋 uwielbia膰? Kl臋cze膰 przed tob膮? Nara偶a膰 dla ciebie 偶ycie? Niczym innym si臋 nie zadowolisz? Jeste艣 tu obca! Odk膮d si臋 zjawi艂a艣, w ca艂ym mie艣cie ci膮gle jest jakie艣 zamieszanie! Wasi­lij nie mo偶e si臋 od ciebie uwolni膰. Nie mo偶esz go zo­stawi膰 w spokoju?

Wasilij, zak艂opotany, zm臋czonym spojrzeniem po­prosi艂 Raij臋 o wyrozumia艂o艣膰.

- Wracaj do domu! - odezwa艂 si臋 ostro do Dagniji. - Nie potrzebuj臋 ci臋! Id藕 ju偶, zanim powiesz co艣, czego by艣 p贸藕niej 偶a艂owa艂a. Z艂ama艂em obie nogi, kr臋­ci mi si臋 w g艂owie i mam md艂o艣ci, ale to minie...

- Niech jej w艂asny m膮偶 broni jej honoru! - wybuchn臋艂a Dagnija, a potem cicho zap艂aka艂a. - Niech jej m膮偶 ratuje swojego syna! Ch艂opiec ma ojca, Wa­siliju, a ona jest m臋偶atk膮. Nie potrzebuje mie膰 ciebie za bohatera.

- Wasilij jest moim przyjacielem - odpowiedzia艂a Raija cicho. - I kapitanem na statku mojego m臋偶a...

- ...nosz膮cym twoje imi臋 - zgry藕liwie doda艂a Dar gnij膮, ocieraj膮c 艂zy wierzchem d艂oni.

- Wasilij uczyni艂 wi臋cej, ni偶 ktokolwiek m贸g艂by te­go od niego oczekiwa膰, a tym bardziej 偶膮da膰. Ale nie robi艂 tego dla mnie... - t艂umaczy艂a Raija.

Dagnija prychn臋艂a i zwr贸ci艂a si臋 do Wasilija:

- Kiedy艣, gdy wr贸cisz, zastaniesz zamkni臋te drzwi. Nie pomo偶e w贸wczas stukanie. Pozostan臋 nieczu艂a na tw贸j uwodzicielski g艂os i skargi, 偶e kobieta, kt贸ra co艣 dla ciebie znaczy, nie otwiera przed tob膮 ramion. Tak... W ko艅cu nawet ta, kt贸ra nic dla ciebie nie zna­czy, nie wpu艣ci ci臋 do swego domu!

Odepchn膮wszy Raij臋, wybieg艂a z izby. Trzasn臋艂y drzwi wyj艣ciowe.

- Przepraszam - odezwa艂 si臋 Wasilij cicho. - Ona nie wie, co m贸wi.

Wygl膮da艂 okropnie. Mia艂 opuchni臋t膮 z lewej stro­ny twarz, pod oczami si艅ce, a na skroni i policzkach zadrapania.

- Nie powiniene艣 jej da膰 spokoju i pozwoli膰, by zwi膮za艂a si臋 z kim艣 innym? - zapyta艂a Raija.

U艣miechn膮艂 si臋 krzywo.

- Chyba przestan臋 puka膰 do niej po pijaku. Nie pi­j臋 ju偶 tyle co kiedy艣, w ka偶dym razie nie w贸wczas, gdy 偶ycie traci dla mnie sens. Mo偶e wi臋c nie b臋dzie musia艂a zamyka膰 przede mn膮 drzwi...

Raija westchn臋艂a. Gniewne s艂owa Dagniji nadal d藕wi臋cza艂y jej w uszach. Przera偶a艂o j膮 to, 偶e wzbu­dza w kim艣 tak gwa艂town膮 nienawi艣膰.

- Co z Michai艂em? - zapyta艂 Wasilij.

- Nie wiem.

G艂os Raiji zabrzmia艂 bezradnie.

Nie mog艂a wykrzesa膰 ze swoich d艂oni mocy, kt贸­re uzdrowi艂yby jej dziecko. W tej dramatycznej sytu­acji nie r贸偶ni艂a si臋 niczym od innych matek.

- Dzi臋kuj臋, 偶e pr贸bowa艂e艣 go uratowa膰 - powie­dzia艂a. - To wiele znaczy.

Przez twarz Wasilija przemkn臋艂o co艣 na kszta艂t u艣miechu.

- Nie powinien si臋 tam bawi膰. Ale trzeba by艂o sprawdzi膰, nim opu艣cili艣my beczk臋...

Raija te偶 o tym pomy艣la艂a. Omal nie cisn臋艂a tego Jewgienijowi prosto w twarz. W por臋 jednak zrozu­mia艂a, 偶e jego rozpacz jest r贸wnie wielka i 偶e on za­dr臋cza si臋 tym samym. Nie mia艂a pewno艣ci, czy ona sama upilnowa艂aby Michai艂a. By艂 jak 偶ywe srebro.

- Trudno mie膰 pretensje do kogokolwiek - odrze­k艂a Raija Wasilijowi. I nagle ol艣ni艂o j膮, 偶e mo偶e Jew­gienij tak偶e czeka艂 na takie stwierdzenie. Po偶a艂owa艂a, 偶e nie powiedzia艂a mu tego. Cierpia艂a jednak tak bar­dzo, 偶e nie potrafi艂a wydoby膰 z siebie najprostszych s艂贸w. Podobnie zreszt膮 jak Jewgienij.

Ka偶de z nich cierpia艂o, ale osobno.

Teraz uzna艂a, 偶e tak nie powinno by膰.

Ale jako艣 w tej chwili 艂atwiej si臋 jej rozmawia艂o z Wasilijem. Mo偶e w艂a艣nie dlatego, 偶e by艂 tylko przy­jacielem?

- Przykro mi, 偶e nie b臋dziesz m贸g艂 zata艅czy膰 na balu - powiedzia艂a, z wysi艂kiem pr贸buj膮c zmieni膰 te­mat.

Wasilij przewr贸ci艂 oczyma, a potem spojrza艂 na Raij臋, kt贸ra nadal sta艂a w drzwiach.

Kobiety siedz膮ce w kuchni s艂ysza艂y ka偶de ich s艂o­wo, widzia艂y ka偶dy gest.

Wasilij nie mia艂 偶adnych w膮tpliwo艣ci, 偶e Raija spe­cjalnie zostawi艂a drzwi szeroko otwarte. Potrafi艂a za­dba膰 o swoj膮 opini臋. Nikt nie b臋dzie m贸g艂 p贸藕niej powiedzie膰, 偶e co艣 zasz艂o mi臋dzy ni膮 a m臋偶czyzn膮, kt贸ry nie jest jej m臋偶em.

- Jako艣 si臋 obejd臋 bez tych ta艅c贸w - westchn膮艂. - Ale ch臋tnie zobaczy艂bym ci臋 w eleganckiej sukni. Bo przecie偶 nie dowiem si臋 od innych kobiet, jak na­prawd臋 wygl膮da艂a艣. - Za艣mia艂 si臋 kr贸tko, z przymusem. - Zreszt膮 poza tob膮 偶adna ze znanych mi kobiet nie zostanie zaproszona na ten bal. Dla mnie to tak­偶e za wysokie progi, wi臋c nawet gdybym by艂 zdrowy, i tak bym tam nie poszed艂. Pewnie wybra艂bym si臋 gdzie艣, gdzie 艣wi臋tuj膮 pro艣ci marynarze.

- My tak偶e nie mamy specjalnych powod贸w, by tam p贸j艣膰 - stwierdzi艂a. - A now膮 sukni臋 za艂o偶臋 po raz pierwszy, kiedy zn贸w staniesz na nogi. Pota艅cz臋 w贸wczas z tob膮, z Jewgienijem i z Olegiem. Mo偶e na Bo偶e Narodzenie...

- Armatorzy nigdy nie rezygnuj膮 z tego balu - sta­ra艂 si臋 podtrzyma膰 temat Wasilij. - Mo偶e si臋 wali膰, pali膰, ale tego jednego wieczoru nie opuszcz膮, Raiju - Raiso. A ich 偶ony staj膮 u ich boku i u艣miechaj膮 si臋 w ta艅cu, nawet je艣li ich stara matka le偶y w艂a艣nie na 艂o偶u 艣mierci. Tak jest tu przyj臋te.

- Poradzisz sobie? - zapyta艂a Raija nieobecna duchem, jakby w og贸le nie s艂ucha艂a tego, co do niej m贸wi.

Wasilij skin膮艂 g艂ow膮.

- Mo偶e uda mi si臋 usn膮膰. Potem, kiedy ch艂opaki sko艅cz膮 z roz艂adunkiem, a wo藕nice zamkn膮 stajnie na noc, b臋dziecie mogli przenie艣膰 mnie do mojej chaty.

Raija ockn臋艂a si臋.

- A kto si臋 tob膮 zaopiekuje w twoim domu? Dagnija? Uwa偶asz, 偶e to w porz膮dku wobec niej? Wobec ciebie samego, Wasiliju? Czy nie masz swojej dumy?

- To chyba lepiej, ni偶 gdyby艣 ty mnie mia艂a piel臋­gnowa膰 - odpar艂 zm臋czony.

Raija westchn臋艂a.

- B臋dziemy piel臋gnowa膰 ci臋 oboje: ja i Jewgienij - oznajmi艂a.

Kobiety w kuchni, s艂ysz膮c te s艂owa, wiedzia艂y ju偶, 偶e Dagnija b臋dzie mia艂a w najbli偶szym czasie jeszcze wi臋cej powod贸w do w艣ciek艂o艣ci. Niekt贸re z nich ju偶 teraz si臋 na to cieszy艂y.

Bo przecie偶 musia艂y si臋 za kim艣 opowiedzie膰, a w tym konflikcie bez w膮tpienia wiele 艣wiadczy艂o na korzy艣膰 Raiji.

Raija wr贸ci艂a do kuchni i usiad艂a na brze偶ku 艂awy, na kt贸rej le偶a艂 Michai艂. U艣cisn臋艂a jego drobn膮 d艂o艅 i w my艣lach zacz臋艂a odmawia膰 modlitw臋.

Uczepi艂a si臋 ostatniej deski ratunku.

4

Raija i Jewgienij przez ca艂膮 noc wsp贸lnie czuwali przy Michaile. Olg臋 po艂o偶yli w ma艂ym alkierzu, pozo­stawiaj膮c drzwi otwarte na o艣cie偶, bo dziewczynka ba­艂a si臋 zosta膰 sama. Odzwyczai艂a si臋 od w艂asnego domu. Martwi艂a si臋 te偶 o Misze, kt贸ry ci膮gle le偶a艂 bez rucha Nigdy jeszcze nie widzia艂a, 偶eby kto艣 tak d艂ugo spa艂.

Doro艣li, zal臋knieni, mocniej przytulili si臋 do siebie. Zostali sami z dzie膰mi i Wasilijem. Kobiety posz艂y do swoich zaj臋膰, obiecuj膮c wr贸ci膰 rankiem. Mia艂y prze­cie偶 domy i rodziny, kt贸rym te偶 by艂y potrzebne.

- Czy to mo偶liwe, 偶e Misza odziedziczy艂 po tobie niezwyk艂e zdolno艣ci? - zapyta艂 Jewgienij, 艣ciskaj膮c w mroku spocon膮 d艂o艅 Raiji. Mimowolnie zni偶y艂 g艂os, jakby nie chcia艂 narusza膰 ciszy ciemnej nocy. - S膮dzisz, 偶e posiada ten dar?

Dobry Bo偶e, dlaczego nas to spotyka, dlaczego do­tkn臋艂o to nasze dziecko? Czy przekaza艂am Miszy zdolno艣ci, nad kt贸rymi sama nie mam w艂adzy? Raija nie mog艂a zapanowa膰 nad k艂臋bi膮cymi si臋 w jej g艂owie my艣lami. Na g艂os za艣 powiedzia艂a:

- Nie potrafi臋 okre艣li膰, co to za si艂y, Jewgieniju. Nie wiem, sk膮d si臋 we mnie bior膮. Jedno jest pewne, teraz, kiedy najbardziej potrzebuj臋, nie mog臋 ich z siebie wykrzesa膰. Kiepskie to dziedzictwo, Jewgie­niju, bardziej przekle艅stwo ni偶 b艂ogos艂awie艅stwo.

Przytulili si臋 mocniej do siebie, jakby odgradzaj膮c si臋 od zewn臋trznego 艣wiata. Zawieszona na haku pod powa艂膮 lampa rzuca艂a z艂ocist膮 po艣wiat臋 na zgroma­dzone w chacie meble. W kr臋gu 艣wiat艂a znale藕li si臋 we troje, niewielka rodzina, kt贸r膮 dotkn臋艂o nieszcz臋艣cie.

- Nie mo偶emy go straci膰 - powiedzia艂 Jewgienij ci­cho, przygn臋biony bezsilno艣ci膮. Jak ka偶dy cz艂owiek dopiero w obliczu tragedii u艣wiadomi艂 sobie w艂asn膮 bezradno艣膰. Z ca艂膮 jaskrawo艣ci膮 nagle do niego dotar­艂o, ile znaczy dla nich dziecko. - Nie mo偶emy straci膰 Miszy! - powt贸rzy艂.

- To by odmieni艂o ca艂kowicie nasze 偶ycie - rzek艂a Raija. Tak偶e i ona w nag艂ym ol艣nieniu ujrza艂a prze­ra偶aj膮c膮 prawd臋: Gdyby stracili Michai艂a, straciliby te偶 siebie.

Nie! Tak si臋 nie mo偶e sta膰!

Przytuli艂a si臋 mocniej do Jewgienija i przy艂o偶y艂a policzek do jego piersi. Potrzebowa艂a ciep艂a, potrze­bowa艂a jego blisko艣ci.

- Kochasz mnie? - zapyta艂a.

Jewgienij, zaskoczony, spojrza艂 zdumiony na ko­biet臋, kt贸r膮 tuli艂. Kobiet臋, kt贸ra da艂a mu syna i by艂a ca艂ym jego 偶yciem.

- Oczywi艣cie - odrzek艂 nieco zdziwiony. - Jak mo­偶esz w og贸le zadawa膰 takie pytanie? I to w takiej chwili!

- W艂a艣nie w takiej chwili to pytanie wydaje mi si臋 najwa偶niejsze - odpar艂a Raija.

Potrzebowa艂a potwierdzenia jego mi艂o艣ci, mimo 偶e wiedzia艂a, i偶 gdzie indziej jest teraz my艣lami. Chcia­艂a us艂ysze膰 od niego, 偶e jest kochana.

- Nie powinienem spuszcza膰 go z oka - odezwa艂 si臋 Jewgienij, przyt艂oczony wyrzutami sumienia. Pochyli艂 g艂ow臋, wbijaj膮c wzrok w kolana. - Gdybym go pilno­wa艂... gdybym zabroni艂 bawi膰 si臋 na nabrze偶u - gdybym... - Nie jeste艣 niczemu winien - przerwa艂a mu Raija, u艣wiadamiaj膮c sobie, 偶e powtarza te same s艂owa, kt贸­re wcze艣niej wypowiedzia艂a do Wasilij a. W pe艂ni zda­wa艂a sobie spraw臋 z ich wagi.

- Nie masz do mnie pretensji? - wyrzek艂 zdumio­ny Jewgienij, podnosz膮c na ni膮 wzrok. W jej mokrych od 艂ez, a mimo to pi臋knych oczach nie dostrzeg艂 gnie­wu. Niczym w dw贸ch mrocznych stawach odbija艂o si臋 w nich jego w艂asne zm臋czenie i strach.

- Po prostu... sta艂o si臋 - powiedzia艂a. - Nikt nie m贸g艂 temu zapobiec. Mo偶e naprawd臋 w tym wszystkim tkwi jaki艣 g艂臋bszy, niezrozumia艂y dla nas sens? Niepo­j臋te, 偶e my艣l臋 w ten spos贸b, co? Ale kto wie? Nie ob­winiam ci臋, Jewgieniju. To samo mog艂o si臋 sta膰, gdy­bym ja tam by艂a. Przecie偶 pozwoli艂abym mu biega膰 na brzegu, cho膰 prosi艂abym, 偶eby uwa偶a艂. Ty na pewno te偶 go o to prosi艂e艣. Przecie偶 nie mo偶na obwinia膰 ko­go艣, je艣li samemu post膮pi艂oby si臋 dok艂adnie tak samo.

Jewgienij przytuli艂 si臋 do Raiji. Ile si艂y tkwi艂o w tej drobnej kobiecie! Chyba sobie do ko艅ca nie u艣wiada­mia艂a, 偶e to ona trzyma go przy 偶yciu i sprawia, 偶e wci膮偶 czuje si臋 m艂ody. To ona tchn臋艂a w niego odwa­g臋, by z podniesionym czo艂em przyjmowa艂 wyzwania losu. Zdawa艂o mu si臋, 偶e upija z niej ow膮 偶yciodajn膮 moc. Kiedy pi臋trzy艂y si臋 przed nim k艂opoty, pierwsze, o czym my艣la艂, to co na jego miejscu uczyni艂aby Ra­ija. I zaraz przyst臋powa艂 do dzia艂ania, bo przecie偶 nie m贸g艂 by膰 od niej gorszy.

To ona zach臋ca艂a go do aktywno艣ci. Dzi臋ki niej sta艂 si臋 kim艣. Bez niej nigdy by nie zrealizowa艂 swo­ich marze艅.

- Na dodatek nie ja by艂em do艣膰 blisko, by mu si臋 rzuci膰 na ratunek...

Raija zwichrzy艂a ciemn膮 czupryn臋 m臋偶a i poci膮g­n臋艂a za w艂osy, a偶 poczu艂 b贸l.

- Dlaczego m臋偶czy藕ni s膮 tacy dziecinni? - zapyta­艂a zdumiona. Wci膮偶 na nowo si臋 o tym przekonywa­艂a, a jednak nie przestawa艂o jej to dziwi膰. - Chyba nie wola艂by艣 le偶e膰 teraz w s膮siedniej izbie z po艂amanymi nogami i spuchni臋t膮 twarz膮?

Jewgienij poruszy艂 si臋 i usadowi艂 inaczej. Zas艂ucha艂 si臋 w odg艂osy nocy, szum wiatru za oknem, trzask ognia w piecu, skrzypienie desek. Rozpozna艂 s艂abiut­ki oddech syna. S艂ysza艂, jak bije serce Raiji.

Noc, z pozoru taka cicha, pe艂na by艂a r贸偶nych od­g艂os贸w.

- Przynajmniej czu艂bym, 偶e pr贸bowa艂em co艣 zrobi膰 - odpowiedzia艂 po d艂ugiej chwili. - Mo偶e to zabrzmi na­iwnie, ale bardzo chcia艂bym mie膰 t臋 艣wiadomo艣膰... Cz艂owiek my艣li mimo woli, 偶e gdyby sam rzuci艂 si臋 na ratunek, zd膮偶y艂by, bo przecie偶 to jego dziecko...

Raija obj臋艂a Jewgienija, splataj膮c d艂onie na jego ple­cach. Nie przysz艂oby jej do g艂owy zadr臋cza膰 si臋 z ta­kiego powodu. Mo偶e dlatego, 偶e kobiety i m臋偶czy藕­ni reaguj膮 troch臋 inaczej?

Michai艂 cz臋sto poj臋kiwa艂 przez sen. Za ka偶dym ra­zem podrywali si臋 i wstrzymywali oddech, nas艂uchu­j膮c. Ich d艂onie splata艂y si臋. Byli razem, tworzyli jedno.

Ale ch艂opiec nie budzi艂 si臋. Oni jednak czuwali da­lej przy nim, nie trac膮c nadziei.

- Oddycha spokojniej - zauwa偶y艂 Jewgienij.

Pr贸bowa艂 oddycha膰 w tym samym tempie co syn, ale jego p艂uca domaga艂y si臋 g艂臋bszych i cz臋stszych wdech贸w.

- W ka偶dym razie r贸wniej - pociesza艂a si臋 Raija, wycieraj膮c dziecku pot z czo艂a.

Jeszcze chwil臋 wcze艣niej malec by艂 zupe艂nie zimny. Tak, zwolniony oddech i wych艂odzenie cia艂a wskazy­wa艂y na to, 偶e Michai艂 rzeczywi艣cie odziedziczy艂 po niej 贸w dar, kt贸ry j膮 tak przera偶a艂. Nie 偶yczy艂a mu te­go. Nawet swoim najgorszym wrogom wola艂aby tego oszcz臋dzi膰, a co dopiero w艂asnemu dziecku.

- Najwa偶niejsze, 偶e walczy - orzek艂 Jewgienij i 艣cis­n膮艂 mocniej d艂o艅 Raiji.

Gdyby to by艂o mo偶liwe, najch臋tniej sam podj膮艂by walk臋 za syna. Ale jedyne, co im pozosta艂o, to czu­wa膰 przy nim i otoczy膰 mi艂o艣ci膮, wierz膮c, 偶e j膮 czu­je, mimo 偶e le偶y nieprzytomny.

- Czy nie dlatego w艂a艣nie wybra艂e艣 mu takie imi臋? - spyta艂a Raija 艂agodnie.

Jewgienij wzdrygn膮艂 si臋, ockn膮wszy si臋 z zamy艣lenia.

- Ma za patrona 艣wi臋tego Micha艂a, opiekuna ryce­rzy. Pami臋tam, 偶e zawsze porusza艂a ci臋 opowie艣膰 o ar­chanio艂ach. Szczeg贸lnie bliska by艂a ci posta膰 Micha艂a Archanio艂a, kt贸ry ma wprowadzi膰 sprawiedliwych do kr贸lestwa Bo偶ego, og艂aszaj膮c zmartwychwstanie. Te­go, kt贸ry stoczy walk臋 z Szatanem i ostatecznie go po­kona. Rzeczywi艣cie nasz syn potrafi walczy膰. Mo偶e naprawd臋 艣wi臋ty Micha艂 ma go w swej pieczy?

Jewgienij przerwa艂. Zapomnia艂 ju偶, 偶e kiedy艣 opo­wiada艂 Raiji o Michale Archaniele. To by艂o tak daw­no! Trudno budowa膰 偶ycie na k艂amstwie...

Wtedy wymy艣li艂 na poczekaniu, dlaczego wybra艂 dla syna takie imi臋. M贸wi艂 te偶, 偶e natchnieniem by艂a mu majacz膮ca w oddali sylwetka katedry pod wezwa­niem 艣wi臋tego Micha艂a Archanio艂a.

Raij臋 zachwyci艂a opowie艣膰 o Michale Archaniele. Nie przypomina艂a sobie m臋偶czyzny o imieniu Mik­kal, na kt贸rego cze艣膰 tak naprawd臋 nazwa艂 syna. Jew­gienij nie potrafi艂, nie mia艂 sumienia wyrzuci膰 wszyst­kiego z pami臋ci.

Ale co szkodzi powiedzie膰, 偶e to 艣wi臋ty Micha艂 jest patronem jego syna?

- Rankiem p贸jd臋 do katedry zapali膰 艣wiec臋 w in­tencji Miszy - oznajmi艂 Raiji.

Po jej u艣miechu pozna艂, 偶e akceptuje ten pomys艂, chocia偶 ten spos贸b okazywania wiary nie by艂 jej bli­ski. Nosi艂a w sobie tyle r贸偶nych w膮tpliwo艣ci. Respek­towa艂a jednak przekonania tych, kt贸rzy nie zadawa­li sobie 偶adnych pyta艅 i 艣lepo wierzyli.

- Zapal swoj膮 艣wiec臋, Jewgieniju - rzek艂a. - To z pewno艣ci膮 nie zaszkodzi.

Gdy nasta艂 ranek, Michai艂 nadal gor膮czkowa艂 i po­ci艂 si臋.

- Dlaczego Misza nic nie m贸wi? - zapyta艂a bystro Olga, kt贸ra przydrepta艂a boso z alkierza i usadowi艂a si臋 po艣rodku mi臋dzy Rai j膮 a Jewgienijem. - Dziwnie wygl膮da - uzna艂a. - B臋dzie tak spa艂 przez ca艂y dzie艅?

- Mam nadziej臋, 偶e nie - odpowiedzia艂a Raija i zwi­chrzy艂a loki dziewczynki. - Mo偶e ju偶 dzi艣 troch臋 z nami porozmawia.

Jak to dobrze, 偶e mia艂a Olg臋! Obecno艣膰 ma艂ej zmu­sza艂a j膮 do tego, by wr贸ci膰 do rzeczywisto艣ci.

Jewgienij zajrza艂 do Wasilija. Bywaj膮 w 偶yciu m臋偶­czyzny takie sprawy, przy kt贸rych za艂atwianiu obec­no艣膰 kobiety jest kr臋puj膮ca.

- Na par臋 dni przestan臋 je艣膰, 偶eby ograniczy膰 swoje potrzeby - za偶artowa艂 Wasilij z ponur膮 min膮, gdy Jew­gienij pom贸g艂 mu na powr贸t u艂o偶y膰 si臋 w 艂贸偶ka U艣mie­chaj膮c si臋 krzywo, doda艂: - To dla mnie strasznie upo­karzaj膮ce. Nigdy czego艣 podobnego nie prze偶y艂em. W艂a艣nie w takich chwilach przyda艂aby si臋 rodzina.

- Uznaj to za nowe do艣wiadczenie - pr贸bowa艂 go pocieszy膰 Jewgienij, chocia偶 doskonale rozumia艂 Wa­silija.

- Jak on si臋 czuje? - zapyta艂a Raija. Na halk臋 w艂o­偶y艂a sp贸dnic臋 Toni. W艂osy zwi膮za艂a w lu藕ny w臋ze艂, tak 偶e okalaj膮ce jej twarz mi臋kkie loki zwisa艂y swo­bodnie. Blada po nieprzespanej nocy, nawet nie ucze­sana porz膮dnie, i tak by艂a pi臋kna.

Jewgienij rozchyli艂 usta w u艣miechu.

- Czuje si臋 艣wietnie.

- Zje co艣? - zapyta艂a.

- Kobiety my艣l膮 tylko o jedzeniu - powiedzia艂 Jew­gienij. - Cokolwiek si臋 dzieje, one zastanawiaj膮 si臋 je­dynie, czy kto艣 jest g艂odny.

- To dlatego, 偶e nasze 偶ycie toczy si臋 w kuchni - rzek艂a Raija, odrywaj膮c si臋 na moment od my艣li kr膮­偶膮cych przez ca艂y czas wok贸艂 Miszy.

Cho膰 Jewgienij nie mia艂 ochoty na 艣niadanie, dla 艣wi臋tego spokoju zjad艂 porann膮 kasz臋, mimo 偶e z po­wodu roztargnienia Raiji by艂a do艣膰 wodnista.

Jewgienij wyszed艂. Zajrza艂 do portu, a potem uda艂 si臋 do katedry, zapali艂 艣wiec臋 i poleci艂 swojego syna opiece 艣wi臋tego Micha艂a. Zapali艂 te偶 艣wiec臋 w intencji swojego brata Aleksieja, kt贸ry przed wielu laty tak g艂u­pio i niepotrzebnie straci艂 偶ycie, a tak偶e Mikkala, kt贸ry os艂oni艂 Raij臋 w艂asnym cia艂em i sam zgin膮艂 od kuli.

Mo偶e obaj zmarli w jaki艣 spos贸b b臋d膮 mogli po­m贸c mojemu synowi, pomy艣la艂.

Wierzy艂, 偶e wszystkim kieruje jaka艣 si艂a wy偶sza. Wierzy艂 w 偶ycie pozagrobowe. My艣l, 偶e mrok kresu 偶ycia roz艣wietla 艢wiat艂o艣膰, by艂a mu pociech膮 po 艣mierci Aleksie ja, kt贸rej czu艂 si臋 winny.

Posz艂o w贸wczas o Raij臋.

Wok贸艂 Raiji ci膮gle si臋 co艣 dzia艂o. Prawdziwym wy­bawieniem by艂o to, 偶e straci艂a pami臋膰. Niewiele mia­艂a dobrych wspomnie艅.

Ale on sam czu艂 wyrzuty sumienia.

Sta艂 samotnie w archangielskiej katedrze, kt贸r膮 szczycili si臋 wszyscy mieszka艅cy miasta. W 艣wi膮tyni panowa艂 przenikliwy ch艂贸d.

Przypomnia艂o mu si臋, kiedy po raz pierwszy zoba­czy艂 Raij臋. By艂o to tej nocy, kiedy podpali艂 jej sklep.

Bo偶e, jak ona si臋 wtedy rozgniewa艂a!

Pami臋ta艂 te偶, jak zabrali na pok艂ad j膮 i jej dzieci i odp艂yn臋li z niewielkiej osady rybackiej.

Jak potoczy艂y si臋 losy Reijo? Czy zdo艂a kiedy艣 mo­dlitw膮 wyprosi膰 wybaczenie za to, 偶e pozbawi艂 dzie­ci matki? Co si臋 z nimi sta艂o?

Sam nie by艂 jeszcze ojcem, kiedy dokona艂 za Raij臋 wyboru. Dopiero teraz poj膮艂, 偶e post膮pi艂 strasznie.

Bola艂o go to, czu艂 pal膮cy wstyd. Tym wi臋kszy, 偶e nie by艂 w stanie wzbudzi膰 w sobie szczerego 偶alu, mi­mo 偶e znajdowa艂 si臋 w 艣wi膮tyni. By艂 pewien, 偶e dru­gi raz post膮pi艂by tak samo.

Nie przyjmowa艂 jednak do wiadomo艣ci, 偶e wypa­dek Miszy to kara za jego niegodny czyn. Nie wie­rzy艂, 偶e B贸g za grzechy rodzic贸w karze dzieci.

Modli艂 si臋 bez s艂贸w, ale z wielkim 偶arem, za Mi­sze, najwa偶niejsz膮 osob臋 w swoim 偶yciu.

Raija w pierwszej chwili s膮dzi艂a, 偶e to Olga co艣 m贸wi, ale dziewczynka sta艂a przy piecu i po cichu ba­wi艂a si臋 drwami. Z drzazg zbudowa艂a ca艂e gospodar­stwo.

W贸wczas Raija zrozumia艂a.

Jak we 艣nie ukl臋k艂a przy Michaile i u艣cisn臋艂a jego d艂o艅.

- Mama jest przy tobie przez ca艂y czas - wyszep­ta艂a. - Nic si臋 nie b贸j! Czy co艣 ci臋 boli, syneczku?

Michai艂 otworzy艂 oczy i patrz膮c na ni膮 ze zdumie­niem, odezwa艂 si臋 d藕wi臋cznym g艂osem:

- Tam jest tak pi臋knie... Olga przydrepta艂a po艣piesznie, us艂yszawszy Misze, i a偶 rozszerzy艂a oczy ze zdumienia.

- Tak pi臋knie - powt贸rzy艂 Misza. - Tak zielono, mamo. U nas nigdy nie jest tak zielono latem. Wr贸­c臋 tam kiedy艣?

- Saivo - u艂o偶y艂y si臋 w s艂owo wargi Raiji, kt贸ra na­gle ujrza艂a takie miejsce. Zobaczy艂a zielone 艂膮ki, wo­d臋, pag贸rki. Drzewa i ro艣linno艣膰 niepodobn膮 do tej, kt贸r膮 spotka膰 mo偶na nad Morzem Bia艂ym. Poczu艂a ciep艂y wiatr i promienie s艂o艅ca. Wiedzia艂a, 偶e w ta­kim miejscu Misza by nie cierpia艂, ale wszystko si臋 w niej przeciwko temu buntowa艂o. By艂 jeszcze taki ma艂y. Nie powinien si臋 tam znale藕膰.

Ta nazwa...

Powt贸rzy艂a j膮 sobie po cichu. Ale zaraz wzi臋艂a si臋 w gar艣膰. Kaza艂a Oldze przynie艣膰 misk臋 z zimn膮 ju偶 wodnist膮 kasz膮 ze 艣niadania.

- Musisz troch臋 popi膰 - rzek艂a stanowczo i uni贸s艂­szy lekko Misze, przy艂o偶y艂a mu misk臋 do ust.

Przypomnia艂a sobie, co Jewgienij m贸wi艂 o kobie­tach i o jedzeniu. Mo偶e mia艂 racj臋? Ale przecie偶 Mi­sza musi si臋 posili膰, 偶eby nabra膰 si艂!

Wypi艂 troch臋, ale zach艂ysn膮艂 si臋 i zaraz zwymioto­wa艂. Olga przynios艂a szybko szmatk臋.

Raija poda艂a synkowi przegotowan膮 przestudzon膮 wod臋. Tym razem posz艂o lepiej.

- Mamo, czy ja tam wr贸c臋? - zapyta艂 Misza, kiedy odsun臋艂a kubek od jego ust. - Dlaczego tam jest zielo­no, przecie偶 nadchodzi zima... - Nie zapyta艂, co si臋 sta­艂o i dlaczego le偶y. - Jak nazywa si臋 to miejsce, mamo?

- To miejsce z twojego snu, dziecino - odpowie­dzia艂a Raija. - Dlatego tam mog艂o by膰 lato. Dlatego te偶 zdawa艂o ci si臋 takie pi臋kne. Mo偶e kiedy艣 jeszcze ci si臋 przy艣ni? Ze snami nigdy nic nie wiadomo.

- Sk膮d wiedzia艂a艣, jak nazywa si臋 to miejsce, ma­mo? - Spojrza艂 na ni膮 badawczo. Potrafi艂 zadawa膰 trudne pytania.

- Mo偶e mnie te偶 kiedy艣 si臋 ono 艣ni艂o? Dawno, daw­no temu, gdy by艂am dzieckiem, w czasach, kt贸rych teraz nie potrafi臋 sobie dok艂adnie przypomnie膰. Mo­偶e to moje miejsce nazywa艂o si臋 w艂a艣nie Saivo?

Ch艂opiec przyj膮艂 jej wyja艣nienie tak samo jak Ol­ga, kt贸ra wtr膮ci艂a si臋 do rozmowy.

- Mnie si臋 艣ni zamek! A tobie spad艂y na g艂ow臋 becz­ki z rybami - oznajmi艂a, zwracaj膮c si臋 do Michai艂a.

- Bzdura! - odpar艂, unosz膮c brwi.

- Niemal ca艂kiem ci臋 sp艂aszczy艂y - ci膮gn臋艂a Olga ze 艣mierteln膮 powag膮, ale wida膰 by艂o, 偶e ekscytuje j膮 groza zdarzenia. - Le偶a艂e艣 pod tymi wstr臋tnymi rybami i Raija - Raisa musia艂a ci臋 stamt膮d wygrzebywa膰.

- To prawda? - zapyta艂 Michai艂.

- Tak, spad艂y na ciebie beczki - wyja艣ni艂a Raija. - Nie pami臋tasz tego, Misza?

Nie pami臋ta艂.

- Z艂ama艂e艣 sobie nog臋 - doda艂a. - Uderzy艂e艣 si臋 w g艂ow臋, dlatego musisz teraz le偶e膰 spokojnie, mo偶e d艂u偶ej pospa膰. Ale wszystko b臋dzie dobrze.

Mia艂a nadziej臋, 偶e nie sk艂ada obietnic na wyrost. Michai艂 popatrzy艂 na ni膮 rozszerzonymi oczyma.

- Dlaczego ja nic nie pami臋tam, mamo? - zapyta艂 szeptem zatrwo偶ony.

- Mo偶e tak ci臋 bola艂o, 偶e nie chcesz o tym pami臋­ta膰 - zastanawia艂a si臋 na g艂os Raija. - Mo偶e tak b臋­dzie dla ciebie lepiej, kochanie.

Och, te pokr臋tne wyja艣nienia! Raija nienawidzi艂a ich. Ale czy zna艂a prawdziwe? Nawet gdy chodzi艂o o ni膮 sam膮, opiera艂a si臋 jedynie na domys艂ach.

- Mia艂e艣 szcz臋艣cie - dorzuci艂a Olga. - Wasilij z艂a­ma艂 obie nogi i d艂ugo nie b臋dzie m贸g艂 chodzi膰. Mo­偶e a偶 do wiosny, a mo偶e nigdy...

S艂owa te wypowiedzia艂a szeptem, ale le偶膮cy w s膮­siednim pomieszczeniu Wasilij z pewno艣ci膮 je s艂ysza艂. Raija mimo woli u艣miechn臋艂a si臋 rozbawiona.

Po艂amanie obu n贸g nie wyda艂o si臋 ma艂ej do艣膰 dra­matyczne. Musia艂a wi臋c jeszcze dorzuci膰 co艣 od siebie.

- Wasilij wyzdrowieje i b臋dzie chodzi艂 - przerwa­艂a jej Raija i g艂aszcz膮c synka po g艂owie, doda艂a: - Tak samo jak i ty. Obaj jeste艣cie dzielnymi wojownikami. A tacy dzielni wojownicy zawsze wracaj膮 do zdrowia. Tylko musicie by膰 cierpliwi.

Michai艂 skin膮艂 g艂ow膮. Zapewne nie wszystko zrozumia艂, ale chyba dotar艂o do niego, 偶e uczestniczy艂 w czym艣 niebezpiecznym. 呕a艂owa艂, 偶e musi teraz le­偶e膰, pociesza艂o go jedynie, 偶e Wasilij te偶 jest ranny.

Ma艂y Misza poczu艂 si臋 prawie jak m臋偶czyzna. Chc膮c pokaza膰 mamie, 偶e wszystko dzielnie zniesie, rzek艂:

- Odpoczn臋.

Poruszaj膮c bladymi wargami, zapad艂 w sen, przed kt贸rym tak d艂ugo si臋 broni艂.

Rai ja odczu艂a g艂臋bok膮 wdzi臋czno艣膰, 偶e dziecko nie zach艂ysn臋艂o si臋 krwi膮, 偶e w og贸le nie mia艂o krwoto­ku z ust, czego si臋 obawia艂a. Ale owa pi臋kna kraina, kt贸r膮 odwiedzi艂 we 艣nie jej syn, przerazi艂a j膮 bardziej, ni偶 chcia艂a si臋 do tego przyzna膰.

Rai ja przerazi艂a si臋, bo zna艂a to miejsce...

5

Na trzeci dzie艅 po wypadku Michai艂 powoli zacz膮艂 wraca膰 do siebie, cho膰 nadal by艂 s艂aby, jad艂 niewiele, a w艂a艣ciwie przyjmowa艂 tylko p艂yny. Obawy Raiji, 偶e Misza dozna艂 obra偶e艅 wewn臋trznych, ust膮pi艂y. Mi­mo to wola艂aby, 偶eby los jej oszcz臋dzi艂 podobnych do艣wiadcze艅. W pe艂ni sobie zdawa艂a spraw臋, 偶e je艣li synek wr贸ci do zdrowia, b臋d膮 mogli m贸wi膰 o praw­dziwym szcz臋艣ciu.

Nadesz艂y mro藕ne dni, ale niebo by艂o pogodne. Bezkresne morze z wolna pokrywa艂o si臋 lodowym ko偶uchem. W przeci膮gu paru tygodni skuje je war­stwa lodu i zasypie 艣nieg, i ju偶 nikogo nie b臋dzie dzi­wi膰 nazwa: 鈥濵orze Bia艂e鈥.

Rai ja pochucha艂a na szyb臋 i wyjrza艂a przez niewiel­ki prze艣wit na skryt膮 za mro藕n膮 po艣wiat膮, pozbawio­n膮 nasyconych s艂onecznych barw przyrod臋. Zafascy­nowana przygl膮da艂a si臋 palecie zimnych kolor贸w, kt贸rych nie potrafi艂a odtworzy膰 w swych kilimach, bo znane jej zio艂a nie barwi艂y tak we艂ny.

Marzy艂a o tym, by utka膰 zimowy poranek. Wydo­by膰 ch艂odn膮 czerwie艅 na tle wyblak艂ego b艂臋kitu, ja­kim mieni si臋 Morze Bia艂e, nim je skuje l贸d, nadaj膮c mu pe艂en tajemniczo艣ci grafitowoczarny odcie艅. Chcia艂a uchwyci膰 odbicie nieba w l艣ni膮cym lustrze wody, ca艂膮 gam臋 barw, od g艂臋bokich niebieskich po rozja艣nione z艂otawym refleksem. Tajemnic臋 niesko艅­czono艣ci wyzieraj膮c膮 z ch艂odnego zwierciad艂a.

Ch臋tnie utka艂aby te偶 zimowe noce z polarn膮 zo­rz膮, pastelowo偶贸艂te smugi na tle g艂臋bokiego granatu. Pragn臋艂a zakl膮膰 w swojej tkaninie to, co wieczne i nie­ogarnione.

Nie mia艂a jednak prz臋dzy w takich barwach i wzo­ry kilim贸w istnia艂y jedynie w jej wyobra藕ni. Pozosta­艂y marzeniem, z kt贸rym nie dane jej by艂o si臋 zmierzy膰.

Raija wzdrygn臋艂a si臋. Zdawa艂o jej si臋, 偶e zauwa偶y艂a w oddali jaki艣 cie艅, jakby zarys 偶agli. Zmru偶y艂a powie­ki i zn贸w spojrza艂a, ale przez zaparowany prze艣wit na szybie nadal widzia艂a nieostro. Przetar艂a okno, ale pa­ra w jednej chwili zn贸w przys艂oni艂a szpar臋.

- Co tam widzisz? - zainteresowa艂 si臋 Michai艂, kt贸­ry czu艂 si臋 ju偶 na tyle dobrze, 偶e m贸g艂 si臋 sam obr贸­ci膰. Gdyby nie unieruchomiona noga, m贸g艂by nawet usi膮艣膰 bez pomocy.

Olga niczym b艂yskawica przemkn臋艂a do okna i przecisn臋艂a si臋 przed Raij臋 bli偶ej okna. Chucha艂a za­wzi臋cie i 艣ciera艂a pulchnymi r膮czkami szron.

- Co widzisz Raiju - Raiso? - pyta艂a, bo chocia偶 wy­t臋偶a艂a wzrok, nie dostrzeg艂a nic ciekawego.

- Zdaje mi si臋, 偶e p艂ynie jaki艣 statek - odpowiedzia­艂a Raija.

- Czy to 鈥濧ntonia?鈥 - dolecia艂 z alkierza g艂os Wa­silija.

A wi臋c nie spa艂 i s艂ysza艂, o czym rozmawiali.

- Mo偶e - odpar艂a Raija wymijaj膮co. - Jest jeszcze daleko. Widz臋 tylko zarys 偶agli.

Ale ona tak偶e pomy艣la艂a o 偶aglowcu, na kt贸ry cze­kali, powoli trac膮c nadziej臋 na jego powr贸t. Wszystko wskazywa艂o na to, 偶e Oleg zdecydowa艂 si臋 pozo­sta膰 na zachodnich 艂owiskach przez zim臋. Zreszt膮 by­艂a to ostatnia niemal chwila, 偶eby przedosta膰 si臋 przez Morze Bia艂e. Zima nie pyta o pozwolenie, tyl­ko zamyka grub膮 warstw膮 lodu przej艣cie nawet dla wi臋kszych statk贸w.

- Chyba potrafisz odr贸偶ni膰 po o偶aglowaniu, czy to du偶y statek, czy ma艂y - niecierpliwi艂 si臋 Wasilij.

Rai ja poczu艂a irytacj臋. 艁atwo by艂o mu m贸wi膰. Je­mu, kt贸ry wychowa艂 si臋 w艣r贸d statk贸w i 偶agli. Kt贸­remu wystarczy艂o, 偶e przejecha艂 palcem po burcie, by rozpozna膰, z jakiego lasu pochodzi drewno u偶yte do budowy, a przynajmniej, kto zbudowa艂 艂贸d藕.

- Du偶y - powiedzia艂a Raija. - Ale mo偶e przyp艂ywa z zagranicy?

- Na pewno nie. 呕aden statek z obcego portu nie przyp艂yn膮艂by o tej porze roku - rzek艂 Wasilij z pe艂­nym przekonaniem. - Ten jeden, kt贸ry ci膮gle stoi na kotwicy, ju偶 dawno powinien odp艂yn膮膰, ale kapitan zanadto lubi w贸dk臋. Je艣li nie ocknie si臋 w por臋, mo­rze zamarznie i przyjdzie mu tutaj zimowa膰...

Spostrze偶enia Wasilija na temat statku z Lubeki i jego kapitana zdawa艂y si臋 zadziwiaj膮co trafne.

- To mo偶e by膰... - zacz臋艂a Raija.

- Tatu艣? - zapyta艂a Olga cieniutkim g艂osikiem, kt贸­ry zabrzmia艂 r贸wnie 偶a艂o艣nie jak dawniej, gdy by艂a ma艂膮 dziewczynk膮, strasznie samotn膮, i w my艣lach nazywa艂a siebie ksi臋偶niczk膮.

- Mo偶e - odpar艂a Raija i przytuli艂a mocniej Olg臋. 呕a艂owa艂a, 偶e nie potrafi k艂ama膰, ze wzgl臋du na to dziecko. Modli艂a si臋 wi臋c ca艂ym sercem, 偶eby Oleg porzuci艂 pomys艂 sp臋dzenia zimy w Finnmarku i wr贸ci艂 do domu. Chyba wiedzia艂, kto na niego czeka. Mu­si si臋 domy艣la膰, jak bardzo Olga za nim t臋skni, mi­mo 偶e unika rozm贸w na ten temat. Musia艂by nie mie膰 serca, by sprawi膰 w艂asnemu dziecku taki zaw贸d.

- 鈥濧ntonia鈥 to jedyny statek, kt贸ry dot膮d nie wr贸­ci艂 - dobieg艂 g艂os z alkierza.

Serdeczne dzi臋ki, Wasiliju, pomy艣la艂a w duchu po­irytowana Raija. Przecie偶 ma艂a Olga wyczuwa powa­g臋 sytuacji. Po co jeszcze dodatkowo roznieca膰 w dziecku nadzieje?

Rzeczywi艣cie wszystko wskazywa艂o na to, 偶e do portu zbli偶a si臋 鈥濧ntonia鈥, statek handlowy, kt贸rego oczekiwali. Ale czy Oleg p艂ynie na jego pok艂adzie? Raija z l臋kiem my艣la艂a o tym, jak zdo艂a pocieszy膰 ma­艂膮, kiedy si臋 oka偶e, 偶e ojca nie ma.

Niemal przez ca艂y dzie艅 sta艂y przy oknie. Chucha­艂y na szyb臋 i tar艂y szron, 偶eby wi臋cej widzie膰, a potem z rozp艂aszczonymi nosami prze艣ciga艂y si臋 w opisach, jak wygl膮da podp艂ywaj膮cy do portu 偶aglowiec. Micha­i艂owi zdawa艂o si臋 niemal, 偶e widzi go na w艂asne oczy, a i Wasilij mia艂 podobne wra偶enie.

Im dok艂adniej Raija opisywa艂a statek, rym wi臋ksz膮 mia艂 pewno艣膰, 偶e to 鈥濧ntonia鈥.

Zreszt膮 Raija tak偶e ju偶 nie mia艂a w膮tpliwo艣ci, cho膰 nie powiedzia艂a tego na g艂os.

Wreszcie jednostka przybi艂a do brzegu. W popo艂u­dniowym zmierzchu Raiji uda艂o si臋 odczyta膰 nazw臋. Na burcie odbija艂 si臋 napis: 鈥濧ntonia鈥. Raija mimo­wolnie wspomnia艂a Tonie o niesfornych ciemnych lo­kach. Gdzie teraz jeste艣, Toniu?

Ale przecie偶 Toni膮 sama dokona艂a wyboru. Wyje­cha艂a na zawsze, zamykaj膮c sobie drog臋 odwrotu.

Raija przygotowa艂a jedzenie. Zajrza艂a do Wasilija i potwierdzi艂a, 偶e to naprawd臋 鈥濧ntonia鈥, kiedy jed­nak Olga i Misza dopytywali si臋 o to samo, zby艂a ich, m贸wi膮c, 偶e po ciemku nie wida膰 napisu na burcie.

Nie mia艂a serca budzi膰 w dziecku nadziei.

Ale Olga mimo to wyczekiwa艂a niecierpliwie. To by艂o nieuniknione. Zreszt膮 Raija sama nie mog艂a so­bie znale藕膰 miejsca. Kiedy Jewgienij nie pojawi艂 si臋 w chacie o zwyk艂ej porze i kolacja wystyg艂a, wiedzie­li ju偶 na pewno, 偶e przyp艂yn膮艂 Oleg.

Tylko dzi臋ki codziennym obowi膮zkom Raija zno­si艂a napi臋cie. Zapad艂 ju偶 p贸藕ny wiecz贸r, gdy nakarmi­艂a i umy艂a dzieci, ale nak艂oni膰 ich do snu si臋 nie da艂o. Nie pomog艂y bajki ani ko艂ysanki. Dzieci czeka艂y.

Wreszcie us艂yszeli za oknem kroki. Raija pozna艂a, 偶e to Jewgienij. Zdawa艂o jej si臋 te偶, 偶e s艂yszy kroki Olega. Ale mo偶e to by艂 odg艂os jej wal膮cego m艂otem serca?

Raija nadal nie mia艂a odwagi 艂udzi膰 si臋 nadziej膮.

Otworzy艂y si臋 drzwi i do 艣rodka wszed艂, pochyla­j膮c si臋, Jewgienij, a zaraz po nim pojawi艂a si臋 w wej­艣ciu zwalista posta膰 Olega w ciemnym ubraniu, prze­si膮kni臋tym s艂onym zapachem morza.

Olga rzuci艂a si臋 do ojca. Us艂yszeli jej cienki, 偶a艂os­ny g艂osik.

Dlaczego Oleg zostawi艂 otwarte drzwi? Chyba wi­dzia艂, 偶e jego c贸reczka jest w nocnej koszulce i w ch艂odnym przeci膮gu marzn膮 jej bose nogi...

Raija poczu艂a ucisk w sercu, gdy Oleg wszed艂 g艂臋­biej do izby. Zrozumia艂a, 偶e nie przyby艂 sam.

Wstrzyma艂a oddech, dostrzeg艂szy w艣lizguj膮c膮 si臋 do ciep艂ego wn臋trza jak膮艣 posta膰, kt贸ra stan臋艂a w cie­niu silnej sylwetki Olega.

Nie by艂a w stanie zdoby膰 si臋 na u艣miech.

Ludzie powiedz膮, 偶e Oleg nie m贸g艂 post膮pi膰 ina­czej. Antonia i tak nigdy nie wr贸ci, na dobre wyfru­n臋艂a z gniazda. Po co wyczekiwa膰 niewiernej 偶ony?

Tak b臋d膮 gada膰 ludzie i stan膮 po stronie Olega.

Cho膰 rozs膮dek podpowiada艂 Raiji, 偶e ta dziewczy­na nie jest niczemu winna, w jej piersi zago艣ci艂 ch艂贸d. Nie by艂a w stanie si臋 nawet u艣miechn膮膰.

- Witamy w domu - odezwa艂a si臋 bezbarwnie, ale popatrzy艂a na Olega pociemnia艂ymi z gniewu ocza­mi. Nie spodziewa艂a si臋 tego po nim. Po wszystkich, ale nie po nim.

Olga zareagowa艂a podobnie. Pu艣ci艂a ojca i ukrad­kiem przemkn臋艂a do Raiji. Wspi臋艂a si臋 jej na kolana i zacisn臋艂a r臋ce na szyi. W jej oczach tak偶e da艂o si臋 wyczyta膰 wym贸wk臋, zaw贸d, rozczarowanie. Oczy Olgi nie dowierza艂y.

- Sprowadzi艂em sobie z zachodu gosposi臋 - za艣mia艂 si臋 Oleg, nie zwa偶aj膮c na reakcj臋 Raiji.

Przepu艣ci艂 dziewczyn臋 do przodu i po艂o偶y艂 jej r臋­ce na ramionach. Nieznajoma rozejrza艂a si臋 po艣piesz­nie po izbie, zerkn臋艂a na Raij臋 i dzieci i, zarumienio­na, spu艣ci艂a wzrok.

- To Lina - przedstawi艂 j膮 Oleg. - Pochodzi z Finn­marku, z Soroya. Zostanie tutaj przynajmniej przez zim臋. Na wiosn臋 pop艂yn臋 zn贸w na zach贸d, a ona mo­偶e ze mn膮 wr贸ci.

- Czy w贸wczas wymienisz j膮 na inn膮? - zapyta艂a ostro Raija.

Oleg uda艂, 偶e nie s艂yszy. Na szcz臋艣cie dziewczyna nie rozumia艂a ani s艂owa po rosyjsku.

Mo偶e w innych okoliczno艣ciach Raija by jej wsp贸艂czu艂a, ale nie teraz, gdy trzyma艂a ma艂膮 Olg臋 na r臋­kach. Wpatrywa艂a si臋 w obc膮 艣widruj膮cym spojrze­niem, jakby chcia艂a j膮 prze艣wietli膰 na wylot.

Nie mog艂a si臋 nawet r贸wna膰 z Toni膮, nikt nie m贸g艂.

M艂ode dziewcz臋, drobnej postury, niewiele wy偶sza od Raiji. Chuda, ale o zdumiewaj膮co kr膮g艂ych policz­kach. Mo偶e nawet by艂a 艂adna, ale Raija nie oceni艂a jej zbyt 艂askawie. Taka twarz szybko si臋 starzeje, uzna艂a. Za kilka lat wy偶艂obi膮 j膮 zmarszczki. W艂osy dziewczy­na mia艂a jasne, pospolite. Oczy pewnie niebieskie, Ra­ija nie zauwa偶y艂a, bo Lina nie mia艂a odwagi podnie艣膰 wzroku. By艂a tak niepodobna do Toni, jak tylko mo偶­na sobie wyobrazi膰. Pod ka偶dym wzgl臋dem. Raija za­stanawia艂a si臋, czy czasem nie z tego w艂a艣nie powodu Oleg j膮 wybra艂.

- Mog艂e艣 sobie znale藕膰 nieco bardziej krzepk膮 go­sposi臋 - rzuci艂a po chwili, mimowolnie zaprawiaj膮c swe s艂owa gorycz膮. Widzia艂a, 偶e bardzo tym urazi艂a Olega. Nie czu艂a si臋 dobrze w roli s臋dziego, ale tak strasznie j膮 zaskoczy艂. Chyba ju偶 lepiej by by艂o, gdy­by nie wraca艂 na zim臋 do domu!

Jewgienij zawo艂a艂 Raij臋 po imieniu. W jego oczach odczyta艂a ostrze偶enie, ale uda艂a, 偶e tego nie widzi. Nie zamierza艂a ukrywa膰 przed Olegiem, co o nim s膮­dzi, cho膰 nigdy nie nale偶a艂a do kobiet, kt贸re wtr膮ca­j膮 si臋 do cudzych spraw. Ale prawda zawsze by艂a dla niej prawd膮 i nie zamierza艂a jej upi臋ksza膰.

Oleg usiad艂 i postuka艂 w krzes艂o obok, zapraszaj膮c obc膮 dziewczyn臋, by usiad艂a przy nim.

Raiji mimowolnie przyszed艂 na my艣l pies 艂asz膮cy si臋 do swego pana, got贸w p贸j艣膰 za nim na koniec 艣wiata, i zrobi艂o jej si臋 przykro.

Oleg zosta艂 potraktowany we w艂asnym domu jak intruz. G臋sty zarost zas艂ania艂 jego rysy twarzy, ale oczy nie kry艂y zawodu. Nie spodziewa艂 si臋 chyba, 偶e 偶ona przyjaciela go pot臋pi.

- Wybra艂em sobie t臋 dziewczyn臋! - odezwa艂 si臋, nie spuszczaj膮c wzroku z Raiji. Nie pozwalaj膮c, by kto艣 wszed艂 mu w s艂owo, doda艂: - W nast臋pnym roku za­bierzemy ze sob膮 na zach贸d rybak贸w. Rodzina Liny buduje dla naszej za艂ogi baraki na wyspie Soroya. W pobli偶u s膮 wspania艂e 艂owiska. Wi臋cej zarobimy, sa­mi 艂owi膮c ryby, ni偶 je kupuj膮c. A poza tym b臋dzie­my wiedzie膰, co to za towar. Na wiosn臋 pop艂yn臋, Ra­iju, znowu na zach贸d. A Lina razem ze mn膮. Ale przez zim臋 pozostan臋 tutaj, w swojej chacie. Maj膮c w domu kobiet臋, b臋d臋 m贸g艂 mieszka膰 razem z Olg膮. Czy to nie wspaniale, c贸reczko? Dobrze b臋dzie za­mieszka膰 zn贸w z tat膮.

Olga siedzia艂a nieruchomo na kolanach Raiji i wpatrywa艂a si臋 w Lin臋. Z tego, co si臋 wok贸艂 niej dzia艂o, dziewczynka rozumia艂a wi臋cej, ni偶 by sobie tego 偶yczyli doro艣li.

- Nie chc臋 - odpowiedzia艂a. - Zostan臋 u Raiji - Raisy. Na te s艂owa Oleg jakby zapad艂 si臋 w sobie. Jego w艂asna c贸rka odwr贸ci艂a si臋 od niego! Olga ukry艂a twarz na piersi Raiji, jeszcze mocniej zaciskaj膮c jej r臋­ce na karku.

- Porozmawiamy o tym p贸藕niej - zaproponowa艂 Jewgienij. - Chyba ju偶 czas najwy偶szy u艂o偶y膰 dzieci do snu, kochana. Rano przeniesiemy si臋 do naszej chaty, nie b臋dziemy zajmowa膰 Olegowi domu.

- Mo偶emy spa膰 na statku... - rzuci艂 Oleg, ale za­milk艂, widz膮c wzrok Raiji.

Wystawi艂a na st贸艂 jedzenie i pocz臋stowa艂a przyby­艂ych. Dziewczyna nie jad艂a 艂apczywie, ale s膮dz膮c po jej zachowaniu, wywodzi艂a si臋 raczej z prostych ludzi.

- Ile ona ma lat? - zapyta艂a Raija, lekcewa偶膮c przy­by艂膮.

Dziewczyna, przekroczywszy pr贸g chaty, nie wy­powiedzia艂a jeszcze ani jednego s艂owa. Trudno si臋 w艂a艣ciwie dziwi膰, skoro nie zna艂a ich j臋zyka. Ale prze­cie偶 wystarczy艂oby, 偶eby si臋 u艣miechn臋艂a. Zreszt膮 mog艂a si臋 przywita膰 w swoim j臋zyku. Przyjemnie by­艂oby us艂ysze膰 jej g艂os. Przestaliby si臋 w贸wczas zasta­nawia膰, czy nie jest aby niemow膮.

- Siedemna艣cie - odpowiedzia艂 Oleg, nie patrz膮c na Raij臋.

- Przecie偶 to jeszcze podlotek, nie kobieta. Co ona mo偶e wiedzie膰 o wychowaniu dzieci!

- Dziewcz臋ta w jej wieku cz臋sto s膮 ju偶 matkami, co nikogo nie dziwi ani w Finnmarku, ani tu, nad Morzem Bia艂ym. Prosz臋, nie komplikuj wszystkiego, Raiju.

Jewgienij popatrzy艂 badawczo na 偶on臋, ale ona ca­艂膮 sw膮 uwag臋 skupi艂a na Olegu. Nic w jej zachowa­niu nie wskazywa艂o na to, 偶e s艂owa Olega obudzi艂y w niej jakie艣 wspomnienia.

A przecie偶 sama zosta艂a matk膮 w wieku siedemna­stu lat.

- Lina da sobie rad臋 - zapewni艂 Oleg bez cienia w膮tpliwo艣ci. - Ma sze艣cioro m艂odszego rodze艅stwa. Zajmowa艂a si臋 nimi.

- A teraz kto si臋 nimi opiekuje? - zdziwi艂a si臋 Ra­ija.

- Jej rodzina nie zubo偶eje od tego, 偶e zabra艂em Lin臋 na wsch贸d - rzuci艂 wyja艣niaj膮co. - U nich trudno znale藕膰 posad臋 s艂u偶膮cej dla takiej m艂odej dziewczy­ny. Nic nie stracili na tym, 偶e dziewczyna pop艂yn臋艂a ze mn膮. Zostawi艂em im drewno na budow臋 barak贸w...

- Zap艂aci艂e艣 za ni膮? - spyta艂a Rai ja z niedowierza­niem. - Siedzisz tu i z takim spokojem to m贸wisz? Nawet ci powieka nie drgn臋艂a!

Pokiwa艂 g艂ow膮:

- Tak, za s艂u偶b臋 u mnie zostanie dobrze wynagro­dzona.

- Jej rodzice zostan膮 te偶 wynagrodzeni? - spyta艂a Raija.

- To chyba oczywiste - odpar艂 Oleg niezadowolony.

- A dorzucisz co艣 za dodatkowe us艂ugi? - dr膮偶y艂a dalej Raija. - Czy te偶 uwa偶asz, 偶e ju偶 wystarczaj膮co zap艂aci艂e艣 jej ojcu. To tak偶e uzgodnili艣cie?

- Nie rozumiem, o co ci chodzi! - Oleg straci艂 cier­pliwo艣膰. - Ja ci臋 nie rozliczam, Raiju Bykowa. Ch臋tnie pozostan臋 twoim przyjacielem, ale nie za wszelk膮 cen臋. Teraz jednak przeholowa艂a艣. Ja te偶 mam swoje uczucia. Toni膮 uciek艂a, wiedzia艂a艣, co tu si臋 wydarzy艂o, i za艂o偶臋 si臋, 偶e nie pot臋pi艂a艣 jej ani jednym s艂owem. Czy偶by jej uczucia znaczy艂y wi臋cej ni偶 moje? Dlaczego?

Raija westchn臋艂a i spu艣ci艂a g艂ow臋. Oleg mia艂 swo­j膮 racj臋, zas艂u偶y艂a na jego gniew.

Ta dziewczyna nie by艂a niczemu winna. Przyby艂a do obcego kraju, gdzie wszystko by艂o dla niej nowe, a ona tak j膮 powita艂a!

- Mo偶e bardziej kocha艂am Antoni臋 ni偶 ciebie, Oleg - odezwa艂a si臋 w ko艅cu. - Przepraszam, nie mam prawa wtr膮ca膰 si臋 do twojego 偶ycia. Tyle tylko, 偶e spad艂o to na mnie tak nieoczekiwanie. Wybaczysz mi?

Oleg u艣miechn膮艂 si臋. Szybko wybucha艂 gniewem, ale r贸wnie szybko zapomina艂 uraz臋. Pod tym wzgl臋­dem niewiele r贸偶ni艂 si臋 od Raiji.

- Wybaczone - oznajmi艂.

- Jak ty z ni膮 rozmawiasz? - zapyta艂a Raija po chwili.

Oleg uni贸s艂 brwi i zmarszczy艂 czo艂o. Podobno po­przeczne zmarszczki na czole zdradzaj膮, ile si臋 b臋dzie mia艂o dzieci. Je艣li to prawda, Oleg mo偶e si臋 jeszcze spodziewa膰 potomstwa, stwierdzi艂a Raija.

- Mieszank膮 j臋zyk贸w - za艣mia艂 si臋. - 鈥濵oja po two­ja鈥... Nie pami臋tasz, Raiju? Po rosyjsku, norwesku, niemiecku...

Umilk艂, powstrzymany wzrokiem Jewgienija. Zro­zumia艂, 偶e si臋 zagalopowa艂. Prze艂kn膮艂 艣lin臋.

- A gdzie ja mia艂am to s艂ysze膰? - zdziwi艂a si臋 Ra­ija. - Czy tam na zachodzie to normalny spos贸b po­rozumiewania si臋?

- Przynajmniej tam, dok膮d my docieramy - wyja­艣ni艂 Oleg. - Przecie偶 nie da艂oby si臋 handlowa膰 bez s艂贸w. A ich j臋zyk jest dla nas do艣膰 trudny. Tak samo zreszt膮 jak nasz dla nich.

- Jak to brzmi? - Raija jak zwykle by艂a 偶ywo zain­teresowana.

- Du偶o w tym: 鈥瀖oja, twoja鈥 - u艣miecha艂 si臋 Oleg. - To rozumiej膮 wszyscy. Do wielu s艂贸w dodajemy ko艅­c贸wki, w niekt贸rych co艣 z przodu. U偶ywamy naszych okre艣le艅 na liczby i miary, naszych termin贸w kupiec­kich. Oni sobie ju偶 wiele z nich przyswoili. Pozostaj膮 jeszcze gesty i mimika. Proste, co? - doda艂, wykrzywia­j膮c twarz i rozk艂adaj膮c r臋ce, jakby chcia艂 zademonstro­wa膰 to, o czym m贸wi艂.

Raija popatrzy艂a na niego z pow膮tpiewaniem.

- No to jak powiesz, 偶e chcesz kupi膰 ryby?

- Moja fisk kopom - odpar艂 Oleg, 偶ywo gestyku­luj膮c. - Norwegowie pytaj膮 mnie, za ile: Kak pris? A ja na pocz膮tek proponuj臋 minimaln膮 cen臋. Vag1 m膮ki za dwa vagi dorsza.

Raija ca艂a zamieni艂a si臋 w s艂uch. Pochylona nad sto艂em patrzy艂a na Olega z rozszerzonymi oczami i p贸艂otwartymi ustami.

Oleg kiwn膮艂 g艂ow膮 i udaj膮c norweskiego rybaka, kt贸ry odrzuca ofert臋, zrobi艂 niezadowolon膮 min臋 i rzek艂:

- Niet, eta ma艂a, za ma艂o.

Potem Oleg zamy艣li艂 si臋 i zaproponowa艂 jakby nie­ch臋tnie p贸艂tora vaga dorsza za p贸艂tora vaga m膮ki, co niewidzialnego rybaka z dalekiego wybrze偶a Finn­marku najwyra藕niej zadowala艂o.

- Dawaj, m贸wi on, i tak dochodzimy do porozu­mienia. - Oleg za艣mia艂 si臋, widz膮c zachwycon膮 twarz Raiji. - Wtedy ja zapraszam go wspania艂omy艣lnie na pok艂ad i cz臋stuj臋 herbat膮 i likierem, 偶eby opi膰 udan膮 transakcj臋, wiesz...

Raija pokr臋ci艂a g艂ow膮. Wyobrazi艂a sobie wszystko tak dok艂adnie, 偶e niemal widzia艂a statek zacumowany w jakim艣 fiordzie daleko na zachodzie, g贸ry, ludzi. I Olega pertraktuj膮cego z rybakami z obcego kraju. Zdawa艂o jej si臋, 偶e wie, co b臋dzie dalej: Oleg w swo­jej kajucie wyjmie samowar albo karafk臋 z likierem.

Raija odwr贸ci艂a si臋 i popatrzy艂a z uwag膮 na Lin臋. Dziewczyna tak偶e spojrza艂a na ni膮 i u艣miechn臋艂a si臋 lekko. Chyba nie zrozumia艂a dok艂adnie, o co chodzi­艂o Olegowi, ale przynajmniej odr贸偶nia艂a s艂owa.

- Witamy u nas, Lino - odezwa艂a si臋 Rai ja i przez st贸艂 poda艂a dziewczynie d艂o艅. - Mam na imi臋 Raija.

- Dzi臋kuj臋 - odpowiedzia艂a nieznajoma. - Spasiba - doda艂a i nagle pu艣ci艂a r臋k臋 Raiji. Rozszerzonymi ze zdumienia oczami patrzy艂a to na ni膮, to na Olega. - Nic mi nie powiedzia艂e艣, 偶e ona zna norweski. Na Bo­ga, ona m贸wi po norwesku!

Raija rozumia艂a jej s艂owa.

Odwr贸ci艂a si臋 do Jewgienija, kt贸ry pochyli艂 si臋, skrywaj膮c twarz w d艂oniach.

- Jewgieniju, ja m贸wi臋 po norwesku - wyszepta艂a po rosyjsku. - Wiedzia艂e艣 o tym, 偶e potrafi臋?

Pokiwa艂 g艂ow膮 bez s艂owa, a potem popatrzy艂 na ni膮. Twarz mia艂 zm臋czon膮, ale spojrzenie stanowcze. Nie podda艂 si臋, cho膰 jeszcze nigdy nie by艂 tak bliski utraty gruntu pod stopami. Postanowi艂 walczy膰 do­p贸ty, dop贸ki b臋dzie m贸g艂 si臋 uczepi膰 cho膰by jedne­go brzmi膮cego wiarygodnie k艂amstwa.

Popatrzy艂 ponad g艂ow膮 Raiji na Olega.

- Ciebie tak偶e przywie藕li艣my z Norwegii, kocha­na. Nie chcieli艣my, 偶eby艣 o tym pami臋ta艂a, bo tylko cudem unikn臋艂a艣 spalenia na stosie.

Nie by艂o to k艂amstwo, ale te偶 i nie ca艂a prawda.

Raija zamkn臋艂a oczy. S艂ysza艂a s艂owa m臋偶a, ale cho膰 bardzo si臋 stara艂a, zdarzenia, o kt贸rym m贸wi艂, nie po­trafi艂a sobie przypomnie膰.

Czu艂a si臋 tak, jakby trafi艂a na skaln膮 艣cian臋.

6

Olegowi i Linie pos艂ali w ma艂ym alkierzu. Raija przypomnia艂a sobie, 偶e w rym samym pomieszczeniu Toni膮 ukrywa艂a Grigorija. Jakie figle potrafi p艂ata膰 los!

Olga zosta艂a u艂o偶ona na tej samej 艂awie, na kt贸rej spa艂 Michai艂, ale po przeciwnej stronie, Raija za艣 z Jewgienijem przygotowali sobie pos艂anie na pod艂o­dze w alkierzu, gdzie le偶a艂 Wasilij. Napalili porz膮d­nie w piecu, tak 偶eby nikt nie zmarz艂.

Raija czu艂a si臋 zak艂opotana ca艂膮 t膮 sytuacj膮, nie mog艂a jednak powiedzie膰 tego otwarcie. Demonstra­cyjnie odwr贸ci艂a si臋 do Jewgienija plecami. Le偶a艂a na samym brze偶ku pos艂ania pod futrzanym nakryciem. W ciemno艣ciach s艂ysza艂a oddechy Wasilija i Jewgie­nija. 呕aden z nich nie spa艂.

Wasilij dworowa艂 sobie z Olega, 偶e wr贸ci艂 do do­mu z m艂od膮 Norwe偶k膮. W jego g艂osie Raija wyczu艂a jednak podziw. Dorzuci艂 zreszt膮, 偶e w nast臋pnym se­zonie te偶 przywiezie sobie stamt膮d dziewk臋.

- Gniewasz si臋 na mnie? - zapyta艂 cicho Jewgienij, nie przejmuj膮c si臋 tym, 偶e Wasilij s艂yszy ka偶de ich s艂owo. Na szcz臋艣cie wykaza艂 na tyle taktu, 偶e nie pr贸bowa艂 jej dotyka膰. Pewnie domy艣la艂 si臋, 偶e tego by nie znios艂a.

- Czy si臋 gniewam? - wyszepta艂a gwa艂townie. Po­tem skuli艂a si臋 i podci膮gn膮wszy wysoko pod brod臋 kolana, doda艂a: - Czuj臋 si臋 rozczarowana.

Gdyby byli teraz w domu, mog艂aby trzasn膮膰 drzwiami, nakrzycze膰. Tutaj musia艂a st艂umi膰 w sobie ca艂y gniew.

- Ty i Oleg znali艣cie prawd臋, a mimo to wmawiali­艣cie mi, 偶e znale藕li艣cie mnie w jakim艣 rosyjskim porcie. Wcze艣niej m贸wi艂e艣, 偶e nie wiadomo sk膮d pojawi艂am si臋 w Archangielsku... - Zapatrzona w mrok, doda艂a: - Czy b臋d臋 ci mog艂a jeszcze zaufa膰, Jewgieniju, po tym, jak mnie ok艂ama艂e艣? Sk膮d mam mie膰 pewno艣膰, 偶e to, co mi teraz opowiadasz, jest prawd膮?

- Nie wiem - odrzek艂, dr偶膮c z zimna, bo zawsze za­sypia艂, trzymaj膮c Raij臋 w ramionach. Zd膮偶y艂 do tego przywykn膮膰. - Po prostu musisz mi uwierzy膰 - doda艂.

Raija nawet nie przypuszcza艂a, 偶e m膮偶 boi si臋 bar­dziej ni偶 ona. Niebezpiecznie zbli偶yli si臋 do prawdy. Jewgienij zdawa艂 sobie spraw臋, 偶e k艂amstwo mo偶e si臋 w ka偶dej chwili wyda膰.

- Blizny na twoim ciele pozosta艂y po torturach, ja­kim poddano ci臋 w twierdzy Vardo - wyszepta艂, na mo­ment wstrzymuj膮c oddech. Czeka艂 na reakcj臋, jak膮 wy­wo艂a w niej ta nazwa. Czy obudzi w niej wspomnienia?

Ale Raija le偶a艂a nadal skulona i cicha, odwr贸cona do niego plecami.

- Nie mam poj臋cia, jak zdo艂a艂a艣 stamt膮d uciec - ci膮g­n膮艂 niepewnie, ale Raija nie zwr贸ci艂a na to uwagi. - Stos by艂 ju偶 wzniesiony. W艂a艣nie podnosili艣my kotwi­c臋, gdy jaki艣 m臋偶czyzna przyp艂yn膮艂 艂贸dk膮 w 艣rodku nocy i poprosi艂, 偶eby艣my ci臋 wzi臋li ze sob膮 na pok艂ad. Twierdzi艂, 偶e to jedyna szansa na uratowanie ciebie. Zna艂em go z widzenia, bo nie raz dobili艣my targu. Je­go imienia jednak nie pami臋tam. To nie od niego ku­powa艂em najwi臋cej ryb.

Ws艂uchiwa艂a si臋 w s艂owa m臋偶a, wypowiadane tak g艂adko, jak gdyby naprawd臋 to prze偶y艂, a r贸wnocze艣­nie jakby wszystko wymy艣li艂.

A jednak bardziej wierzy艂a w t臋 histori臋 ni偶 w te, kt贸rymi karmi艂 j膮 wcze艣niej.

- Czy to wszystko? - zapyta艂a. - Kim by艂 ten m臋偶­czyzna dla mnie? Dlaczego mnie przywi贸z艂 na wasz sta­tek? Czemu tak si臋 troszczy艂 o moje n臋dzne 偶ycie? Prze­cie偶 mia艂am sp艂on膮膰... Nic wi臋cej nie powiedzia艂? Czy m贸wi艂, 偶e mia艂am tu zosta膰 na zawsze, Jewgieniju? Czy chcia艂, 偶ebym wr贸ci艂a? Kocha艂 mnie? A ja jego?

Zasypa艂a m臋偶a lawin膮 pyta艅.

Jewgienij przywo艂a艂 w my艣lach obraz Reijo. Wci膮偶 by艂 wyra藕ny, cho膰 wola艂by, 偶eby wspomnienia przyblak艂y. O Reijo trudno jednak zapomnie膰. By艂o w nim co艣 wyj膮tkowego.

To nie wydarzy艂o si臋 w Vardo, tylko w Skibom nad fiordem Lyngen. W listopadzie. Ko艅czy艂 si臋 w艂a­艣nie jarmark. Zastrzelony zosta艂 ukochany Raiji, a nad jej w艂asnym 偶yciem tak偶e zawis艂o niebezpie­cze艅stwo. Reijo wiedzia艂, 偶e statek rosyjski jest dla niej jedynym ratunkiem.

- Mia艂 jasne w艂osy i zielone oczy - zacz膮艂. Szczero艣膰 sprawia艂a mu b贸l. Najch臋tniej wyrzuci艂by z pami臋ci tamte zdarzenia, by zapomnie膰 o w艂asnej zdra­dzie. Czu艂 jednak, 偶e nie wolno mu o wszystkim k艂ama膰. Poza tym uzna艂, 偶e je艣li b臋dzie si臋 trzyma艂 prawdy - na tyle ile to mo偶liwe - w贸wczas nie pop艂acze si臋 w tym wszystkim. A mo偶e Raiji przywr贸ci spok贸j?

- By艂 niewiele starszy od ciebie. My艣l臋, 偶e ci臋 ko­cha艂. Ale czy ty go kocha艂a艣? Nie wiem. Lubi艂a艣, chy­ba tak... Nie s膮dz臋 jednak, by 艂膮czy艂o was co艣 wi臋cej.

Mo偶e on pom贸g艂 ci tylko w ucieczce? Nie mam po­j臋cia. Wola艂em nie dopytywa膰 si臋 o szczeg贸艂y, 艣wia­dom gro偶膮cego mi niebezpiecze艅stwa...

Zapatrzy艂 si臋 w nocny mrok, To by艂o trudne wy­zwanie, ale musia艂 przez to przebrn膮膰. Mo偶e Raiji wystarcz膮 te sk膮pe wiadomo艣ci o wcze艣niejszych la­tach 偶ycia i przestanie si臋 zadr臋cza膰?

- Nie s膮dz臋, by艣 mog艂a tam wr贸ci膰. Uwierz mi, Ra­iju, oskar偶enie o czary to nie jest b艂ahostka...

- Tylko tyle o mnie wiesz, 偶e pochodz臋 z Norwe­gii i by艂am oskar偶ona o uprawianie czar贸w? - Rai ja obr贸ci艂a si臋 do niego twarz膮. Wprawdzie w ciemno­艣ciach nie widzia艂a m臋偶a dok艂adnie, ale on si臋 czu艂 tak, jakby przypar艂a go do muru. - To wszystko, co o mnie wiesz?

- Wszystko - zapewni艂. - Sama mi nic wi臋cej nie opowiedzia艂a艣, a ja nie chcia艂em pyta膰. Mia艂em si臋 po­stara膰, 偶eby艣 znalaz艂a sobie tu na wschodzie jakie艣 za­j臋cie. Ale los mnie wyr臋czy艂. Dobrze wiesz, co si臋 sta­艂o. Straci艂em r臋k臋, potem pokocha艂em ciebie...

Pokiwa艂a g艂ow膮. Nie pami臋ta艂a nic z tego, co o jej dawnym 偶yciu opowiada艂 przed chwil膮, ale jednego by艂a pewna: swojej mi艂o艣ci do Jewgienija. Nauczy艂a si臋 go kocha膰. Nie pami臋ta艂a jasnow艂osego m臋偶czy­zny o zielonych oczach. Tkn臋艂o j膮 jednak, 偶e mo偶e nieprzypadkowo Wasilij, r贸wnie偶 blondyn, o oczach mieni膮cych si臋 niebieskozielon膮 barw膮, wydawa艂 jej si臋 od pocz膮tku taki znajomy.

- Nie mia艂e艣 zamiaru mi tego wyjawi膰? - zapyta艂a. Chcia艂a us艂ysze膰 odpowied藕 z ust m臋偶a, cho膰 w艂a艣ci­wie si臋 jej domy艣la艂a. - Gdyby Oleg nie przywi贸z艂 Li­ny, a ja nie spotka艂abym 偶adnego Norwega, gdybym nie mia艂a okazji si臋 przekona膰, 偶e znam ten j臋zyk, ty sam by艣 mi o tym nie powiedzia艂?

- Nie! - odrzek艂 Jewgienij. - Ba艂em si臋, 偶e przypo­mnisz sobie koszmar tortur w twierdzy Vardo. Nie wszyscy potrafi膮 偶y膰 z balastem takich wspomnie艅. S膮dz膮c po twoich bliznach, dozna艂a艣 wielkiego okru­cie艅stwa. Nie chcia艂em, 偶eby艣 do tego wraca艂a. Uwa­偶a艂em, 偶e to niepotrzebne.

Niepotrzebne!

Raija zamkn臋艂a oczy i obr贸ci艂a si臋 na wznak. Nie pojmowa艂a m臋偶a. A ju偶 przez moment mia艂a ch臋膰 przytuli膰 si臋 do niego! Teraz trudno jej by艂o nawet znie艣膰 tak膮 my艣l.

- To przecie偶 moje 偶ycie - wyszepta艂a. - Mia艂am prawo wiedzie膰, Jewgieniju, nawet je艣liby mi to spra­wi艂o b贸l. To moje 偶ycie! - powt贸rzy艂a, podnosz膮c g艂os.

- Ciii... Obudzisz Wasilija!

- On i tak nie 艣pi - odpowiedzia艂a Raija. - Praw­da, Wasiliju? S艂ysza艂e艣 ka偶de s艂owo naszej rozmowy. Teraz ju偶 wiesz, jakie tajemnice skrywali艣my w na­szych czterech 艣cianach w chacie nad Dwin膮.

- Nie 艣pi臋, to prawda - odpar艂 cicho Wasilij. - Nie pods艂uchiwa艂em, ale trudno by艂o nie s艂ysze膰, o czym m贸wicie. Nie obawiajcie si臋 jednak, nikomu o tym nawet nie wspomn臋. Kamie艅 w wod臋.

- Co o nas s膮dzisz? - chcia艂a wiedzie膰 Raija. Z tru­dem powstrzymywa艂a cisn膮ce si臋 do oczu 艂zy. Poczu­艂a si臋 taka samotna. Dozna艂a zdrady ze strony m臋偶­czyzny, kt贸rego by nawet nie podejrzewa艂a, 偶e mo偶e by膰 do niej zdolny.

- Nic nie s膮dz臋 - odpar艂 szeptem Wasilij. - To nie moja sprawa! Nie chc臋 si臋 wtr膮ca膰. Nie pr贸buj mnie, Raiju, wci膮ga膰 w wasze sprawy.

- A wi臋c trzymasz jego stron臋!

- Nie - cicho odpar艂 Wasilij. - Ale niewykluczone, 偶e na jego miejscu post膮pi艂bym tak samo. Rozumiem, 偶e jest ci ci臋偶ko. Ale dla Jewgienija to tak偶e trudna chwila. Jemu tak偶e nie jest lekko. D艂ugo ukrywa艂 przed tob膮 prawd臋, ale robi艂 to dla twojego dobra. Chcia艂 ci zaoszcz臋dzi膰 cierpienia. Pomy艣l tak偶e tro­ch臋 o nim, nie tylko o sobie.

Raija s艂ucha艂a go jednym uchem. Jako m臋偶czyzna oczywi艣cie uj膮艂 si臋 za Jewgienijem. M臋偶czy藕ni zawsze staj膮 za sob膮 murem.

Podnios艂a si臋.

Jewgienij poderwa艂 si臋, chc膮c p贸j艣膰 za ni膮, ale go powstrzyma艂a.

- Usi膮d臋 przy Miszy i Oldze. Musz臋 troch臋 pomy­艣le膰, Jewgieniju. Wola艂abym zosta膰 przez chwil臋 sama.

- Zmarzniesz...

- Wezm臋 koc - odpar艂a i wysz艂a, zamykaj膮c za so­b膮 drzwi.

- Nigdy nie by艂o 艂atwo 偶y膰 razem z ni膮 - rzuci艂 Jewgienij. - Ale szcz臋艣liwe chwile z nawi膮zk膮 wyna­gradza艂y te trudne.

- Czy to, co jej opowiedzia艂e艣, to prawda? - zapy­ta艂 Wasilij. - Tyle r贸偶nych historii kr膮偶y na jej temat...

- Nikt jednak opr贸cz Olega i mnie nie wie, jak Ra­ija znalaz艂a si臋 na pok艂adzie 鈥濻ankt Niko艂aja鈥 - wszed艂 mu w s艂owo Jewgienij. - Z grubsza nakre艣li艂em praw­d臋 o jej 偶yciu. Takiej kobiecie jak ona trudno k艂ama膰. Trudno karmi膰 k艂amstwem kogo艣, kogo si臋 kocha. Ale czasami nie ma wyboru. Nie robi艂em tego, 偶eby j膮 skrzywdzi膰. Po prostu chcia艂em j膮 ochroni膰 przed z艂y­mi wspomnieniami.

- Zna艂e艣 tego m臋偶czyzn臋 - stwierdzi艂 ze spokojem Wasilij. - Pozna艂em to po twoim g艂osie. Ona by艂a zbyt przej臋ta, by si臋 zorientowa膰.

- Tak - odpar艂 ci臋偶ko Jewgienij. - Zna艂em go, ale wol臋, 偶eby ona go nie pami臋ta艂a.

Zapad艂a cisza.

Otuleni g臋stym mrokiem nie mieli ju偶 nic wi臋cej do powiedzenia.

Raija przystawi艂a sobie krzes艂o z oparciem, ci臋偶kie i twarde, zrobione specjalnie dla przysadzistego Olega. Za szerokie dla jej drobnej sylwetki. Podkurczy艂a nogi i schowa艂a go艂e 艂ydki pod nocn膮 koszul臋, 偶eby nie marzn膮膰.

Olga spa艂a niespokojnie. Kr臋ci艂a si臋 tak, 偶e Raija obawia艂a si臋, 偶e spadnie z 艂awy. Ale za ka偶dym ra­zem, gdy niebezpiecznie zbli偶a艂a si臋 do kraw臋dzi, przesuwa艂a si臋 zaraz na 艣rodek, jakby powstrzymana opieku艅cz膮 d艂oni膮.

Patrz膮c na dziewczynk臋, Raija przyrzek艂a sobie, 偶e cokolwiek oni, doro艣li, postanowi膮, nie mo偶e si臋 to odbi膰 na dziecku. Ich uczucia i ambicje nie s膮 tak wa偶ne jak spok贸j Olgi.

Raija zwykle dotrzymywa艂a z艂o偶onych obietnic.

Oleg nie chcia艂 skrzywdzi膰 c贸rki, ale na dzieciach nie zna艂 si臋 r贸wnie dobrze jak na statkach, na morzu i handlu.

Dziecka nie mo偶na tak sobie przenosi膰 z miejsca na miejsce. Wzi膮膰 je na kilka miesi臋cy, rozpieszcza膰, a potem zn贸w wyjecha膰 na nie wiadomo jak d艂ugo.

Dzieci musz膮 mie膰 poczucie bezpiecze艅stwa. Potrze­buj膮 domu, rodziny, kochaj膮cych je bezwarunkowo bliskich. Nie takich, kt贸rzy obdarzaj膮 je nadmiern膮 mi艂o艣ci膮 jednego dnia, by nast臋pnego opu艣ci膰.

Olga nie by艂a wyj膮tkiem.

Raija traktowa艂a Olg臋 jak w艂asn膮 c贸rk臋. Nie zmie­ni艂by tego nawet powr贸t Antonii. 艁atwiej jednak by­艂oby jej odda膰 dziewczynk臋 matce. Mia艂a bowiem pewno艣膰, 偶e Toni膮, gdyby wr贸ci艂a, nigdy wi臋cej nie opu艣ci艂aby swojej rodziny.

Raija wiedzia艂a, 偶e o Olg臋 b臋dzie walczy艂a pazura­mi. Je艣li tylko c贸rka Antonii zechce u niej zosta膰, nie odda jej Olegowi, mimo 偶e jest rodzonym ojcem ma­艂ej. Niech sobie nawet nasy艂a na ni膮 gubernatora!

Tej nocy Raija podj臋艂a wa偶ne postanowienia i po­czu艂a przyp艂yw energii.

Zreszt膮 musi by膰 silna i mie膰 jaki艣 cel, bo inaczej zabraknie jej odwagi, by spojrze膰 za siebie.

Przesta艂a si臋 l臋ka膰 o Michai艂a.

Intuicja podpowiada艂a jej, 偶e syn wyzdrowieje. Mo偶e on tak偶e ma jakiego艣 Anio艂a Str贸偶a? Dzieci zwykle je maj膮. Raija uwa偶a艂a, 偶e to sprawiedliwe, bo je艣li kogo艣 trzeba chroni膰 przed z艂em tego 艣wiata i ka­prysami losu, to w艂a艣nie dzieci.

B臋dzie musia艂a piel臋gnowa膰 to, co przyniesie jej przysz艂o艣膰. Musi mie膰 kogo艣, o kogo mog艂aby si臋 troszczy膰, 偶eby dalej 偶y膰 u boku Jewgienija.

Kiedy opowiedzia艂 t臋 nie znan膮 jej histori臋 - now膮, kolejn膮 prawd臋 - poczu艂a si臋, jakby wymierzy艂 jej siarczysty policzek. Nie potrafi艂a oceni膰, czy to ca艂a prawda o niej. Olega nie zamierza艂a pyta膰. To Jew­gienij powinien powiedzie膰 jej wszystko, co wie.

Ok艂ama艂 j膮 dwukrotnie. Trudno wi臋c mu wierzy膰.

Z drugiej strony blizny na jej ciele stanowi膮 jaki艣 dow贸d. S膮 bezsprzecznie 艣ladami po torturach. Nie da si臋 wykluczy膰, 偶e mog艂a by膰 oskar偶ona o czary. Posiada wszak nadprzyrodzone zdolno艣ci. Zapewne nie ujawni艂y si臋 one dopiero tutaj, w Rosji.

Tak wi臋c wersja przedstawiona przez Jewgienija nie by艂a ca艂kiem niemo偶liwa. Trudno jednak by艂o da膰 jej wiar臋.

Mimo wszystko jej mi艂o艣膰 do Jewgienija nie wy­gas艂a. Nadal go kocha艂a i nie potrafi艂a sobie wyobra­zi膰 偶ycia bez niego, tak szarej codzienno艣ci, jak i 艣wi膮t. U jego boku pragn臋艂a dotrwa膰 staro艣ci.

Byli z Jewgienijem nierozdzielni. Pod tym wzgl臋­dem nic si臋 nie zmieni艂o.

Mimo to nie mog艂a si臋 pogodzi膰 z tym, 偶e okry艂 milczeniem jej przesz艂o艣膰. By艂 jej najbli偶szy. Tym bardziej wi臋c powinien si臋 domy艣li膰, jak wa偶ne dla niej jest poznanie prawdy. Ka偶dy najmniejszy szcze­g贸艂 dotycz膮cy swego wcze艣niejszego 偶ycia traktowa­艂a jak drogocenny skarb.

Jewgienij widzia艂, z jakim mozo艂em usi艂uje przy­wo艂a膰 w pami臋ci cho膰by najmniejsze wspomnienie. Nawet takie, kt贸re dla innych nie mia艂oby 偶adnego znaczenia. Jak z tych drobinek pr贸buje sklei膰 ca艂o艣膰. Prawdziwy obraz siebie.

I mimo to uzna艂 za niepotrzebne opowiedzenie jej o tym, jak trafi艂a na pok艂ad 鈥濻ankt Niko艂aja鈥. Tak to okre艣li艂: 鈥瀗iepotrzebne鈥!

Przemy艣la艂 wszystko i za ni膮 zadecydowa艂! Ju偶 samo przypomnienie tego faktu wywo艂ywa艂o gorycz w jej ustach.

Je艣li nie by艂a to zdrada, to z pewno艣ci膮 bolesny za­w贸d. Nigdy by si臋 nie spodziewa艂a tego po Jewgieni­ju. W jej oczach by艂 kim艣 wyj膮tkowym. R贸偶ni艂 si臋 od wszystkich m臋偶czyzn, kt贸rych spotyka艂a. Mo偶e mi­艂o艣膰 do niego sprawi艂a, 偶e go wyidealizowa艂a? Mo偶e postawi艂a go na piedestale, a on tymczasem jest in­nym cz艂owiekiem ni偶 ten, za kt贸rego go uwa偶a艂a?

Ta my艣l nie dawa艂a jej spokoju. A przecie偶 b臋dzie musia艂a jako艣 偶y膰 nadal, stawi膰 czo艂o kolejnym po­rankom, jakie nadejd膮 po tej nocy. Dla niej b臋d膮 ch艂odne. Dla niego te偶. A Raija tak pragn臋艂a, by no­we poranki by艂y dla nich wsp贸lne, nie osobne. Ale po tym wszystkim chyba trudno b臋dzie tworzy膰 tak膮 jedno艣膰 jak dawniej. Nawet je艣li si臋 bardzo kocha...

Zamkni臋te drzwi do alkowy uchyli艂y si臋 cicho. Do kuchni wszed艂 Jewgienij, ubrany jak do wyj艣cia. Na chwil臋 przystan膮艂 i ws艂ucha艂 si臋 w oddechy dzieci, a potem przemkn膮艂 bezg艂o艣nie po drewnianej pod艂o­dze w stron臋 Raiji. Tak jak we w艂asnym domu, tak i tu wiedzia艂, kt贸re deski skrzypi膮, a kt贸re nie.

Jewgienij ukucn膮艂 przed 偶on膮 i po艂o偶y艂 jej d艂o艅 na kolanie.

- Naprawd臋 dozna艂a艣 takiego zawodu? - zapyta艂 ci­cho przepe艂niony smutkiem.

Raija skin臋艂a twierdz膮co, ale nie mog艂a wydoby膰 z siebie g艂osu, Zreszt膮 ta noc nie nadawa艂a si臋 na roz­mowy ani na k艂贸tnie. Mo偶e to dla nich zbawienne, bo nie pad艂y s艂owa, kt贸rych by potem 偶a艂owali.

- Musimy o tym porozmawia膰 - ci膮gn膮艂 szeptem Jew­gienij, podpieraj膮c d艂oni膮 czo艂o. - Ale p贸藕niej. Teraz nie dam rady, Raija Ja tak偶e jestem ca艂kiem rozbity...

Zamilk艂, po czym spojrza艂 na ni膮. Po jego spi臋tej twarzy Raija pozna艂a, 偶e dokucza mu b贸l w barku. Zawsze gdy nadchodzi艂y mrozy, b贸le nasila艂y si臋. Inne zmar­twienia przyda艂y mu zmarszczek i g艂臋bokich bruzd.

Usi艂owa艂 uchwyci膰 jej wzrok, ale nie by艂o to 艂atwe. W ko艅cu jednak ich spojrzenia skrzy偶owa艂y si臋 na kr贸tko, ale intensywnie.

- Teraz wychodz臋 - oznajmi艂 stanowczo. Raija nie protestowa艂a. Zaskoczy艂o j膮, 偶e nie ma ochoty powiedzie膰 nawet jednego s艂owa, zwykle bo­wiem robi艂a wszystko, 偶eby go powstrzyma膰.

- Przybi艂 ju偶 ostatni statek - wyja艣ni艂, jakby tego nie wiedzia艂a. - Na pewno jaka艣 gospoda b臋dzie czyn­na przez ca艂膮 noc, by da膰 schronienie st臋sknionym za domem marynarzom. Znajd臋 ich, Raiju, i upij臋 si臋 z nimi na um贸r. A potem b臋d臋 艣piewa艂 z nimi sm臋t­ne piosenki. Mo偶e te偶 zata艅cz臋? Nie wiem, ale upij臋 si臋 na pewno.

Milcza艂a. Nie rozumia艂a, jak mo偶e teraz i艣膰 do go­spody.

Ona sama nie potrafi艂a nigdy oderwa膰 si臋 od dr臋­cz膮cych j膮 my艣li i k艂opot贸w nawet na chwil臋. Jewgie­nij tymczasem umia艂 od艂o偶y膰 smutki na bok, ukry膰 je gdzie艣 g艂臋boko w zakamarkach duszy. Ucieka艂 od strapie艅, ta艅cz膮c do upad艂ego i pij膮c na um贸r, cho膰 nast臋pnego ranka trudno艣ci zn贸w pi臋trzy艂y si臋 przed nim niczym 艣ciana. Ale taki ju偶 by艂 Jewgienij!

- Oby艣 tylko trafi艂 do swojego 艂贸偶ka - odpowie­dzia艂a mu Raija po chwili.

Wsta艂 i spojrza艂 na ni膮 przeci膮gle.

- Kocham ci臋, m贸j aniele. Kocham ci臋 bardziej, ni偶 pojmujesz. Na pewno upij臋 si臋 w sztok, ten jeden raz. Ale nie ma takiej kobiety, kt贸ra mog艂aby mnie zwabi膰 pod swoj膮 pierzyn臋. Wiem, gdzie moje miejsce. I wiem, z kim dziel臋 艂o偶e.

Raija wierzy艂a mu, zreszt膮 nie potrafi艂a znale藕膰 w my艣lach cho膰 jednej kobiety, kt贸rej mog艂aby si臋 obawia膰. Nie dlatego, 偶e by艂a tak zadufana w sobie, ale dlatego, 偶e nale偶a艂a do os贸b trze藕wo my艣l膮cych.

- Kocham ci臋, Jewgieniju - odrzek艂a, obserwuj膮c, z ja­kim trudem wk艂ada buty i ciep艂e okrycie. Trwa艂o to chwi­l臋, ale nie prosi艂 jej o pomoc Poradzi艂 sobie sam. Raija nie pr贸bowa艂a mu pomaga膰, 偶eby go nie upokarza膰.

Wyszed艂 w noc, zwabiony weso艂ymi okrzykami kompan贸w i pulsuj膮cym 偶yciem. St臋skniony za wsp贸lnot膮, kt贸ra kiedy艣 tak wiele dla niego znaczy­艂a, a od kt贸rej si臋 teraz nieco odsun膮艂. Nie m贸g艂 do­r贸wna膰 zdrowym, krzepkim m臋偶czyznom na pok艂a­dzie. Ale w gospodzie nie ust臋powa艂 偶adnemu. 呕eby utrzyma膰 kufel, wystarczy艂a mu jedna r臋ka. W ta艅cu nadal nie mia艂 sobie r贸wnych, a kiedy opowiada艂 lub intonowa艂 pie艣艅, potrafi艂 wzruszy膰 s艂uchaczy do 艂ez.

Raija zosta艂a w chacie. Pod艂o偶y艂a do pieca, bo ju偶 ledwie si臋 偶arzy艂o, i pomy艣la艂a, 偶e przynajmniej jest jaki艣 po偶ytek z tego, 偶e nie 艣pi.

Ale jej wn臋trze wype艂ni艂 straszliwy ch艂贸d. Czu艂a si臋 kompletnie pozbawiona uczu膰, jakby odr臋twia艂a. Nieoczekiwanie dowiedzia艂a si臋 o sobie czego艣 wi臋­cej, ale Jewgienij nie chcia艂 tego z ni膮 dzieli膰. To nie jej wspomnienia wydosta艂y si臋 przez p臋kni臋cia w ska­le, jak膮 czu艂a w sercu. Wspomnienia, w kt贸re mog艂a­by wierzy膰 albo w nie pow膮tpiewa膰.

Dr臋czy艂y j膮 wci膮偶 nowe pytania.

Kim by艂 贸w m臋偶czyzna, kt贸ry zawi贸z艂 j膮 艂odzi膮 na 鈥濻ankt Niko艂aja鈥? Je艣li to ukochany, to czy mo偶liwe, by go zapomnia艂a? Ale czy inaczej zwr贸ci艂by jej uwa­g臋 r贸wny jej wiekiem m臋偶czyzna o blond w艂osach i niebieskozielonych oczach?

To wszystko wydawa艂o si臋 takie nierzeczywiste. Nieprawdopodobne. Nie mog艂a si臋 wi臋cej dowie­dzie膰, cho膰 to by艂o jej 偶ycie. 呕ycie, jakie wiod艂a, za­nim zwi膮za艂a si臋 z Jewgienijem. Nie mog艂a si臋 nawet domy艣la膰, jacy m臋偶czy藕ni podobali si臋 tamtej Raiji. Jakich m臋偶czyzn kocha艂a...

Jewgienij mia艂 nadziej臋, 偶e to, czego si臋 dowiedzia­艂a, przywr贸ci jej r贸wnowag臋 ducha.. S膮dz膮c tak, bar­dzo si臋 myli艂. Cho膰 przecie偶 dobrze j膮 zna艂...

Raija nie mog艂a teraz odzyska膰 spokoju. Dziedzic­two, jakie nosi艂a, zbytnio j膮 przera偶a艂o. Musia艂a si臋 dowiedzie膰, sk膮d je ma. Musi wiedzie膰, sk膮d ona sa­ma pochodzi. Dlaczego jest taka, jaka jest.

By艂o to wa偶ne dla niej tak偶e ze wzgl臋du na Micha­i艂a. Kiedy patrz膮c na niego, wybiega艂a my艣lami w przysz艂o艣膰, wiedzia艂a, 偶e musi tak偶e zna膰 prze­sz艂o艣膰. Musi odzyska膰 korzenie, Misza ich potrzebu­je. Syn nie powinien czu膰 si臋 taki bezradny jak ona. Powinien dowiedzie膰 si臋 prawdy, nawet je艣li mia艂by j膮 potem odrzuci膰.

Raija marz艂a. Uzna艂a, 偶e nie mo偶e siedzie膰 na tym krze艣le do rana. Zreszt膮 nie przespa艂a ju偶 tylu nocy. To ona przecie偶 g艂贸wnie czuwa艂a przy Michaile. Z go­rycz膮 pomy艣la艂a, 偶e bardziej ni偶 Jewgienij zas艂u偶y艂a na to, by wyj艣膰 i si臋 troch臋 rozerwa膰. Tylko 偶e kobie­ty nie odwiedzaj膮 gospody, zreszt膮 i tak nie potrafi­艂aby si臋 odpr臋偶y膰.

Wr贸ci艂a do alkierza. Nie mia艂a wyboru. Jewgienij, wychodz膮c, musia艂 sobie z tego zdawa膰 spraw臋. Powinien by艂 zrozumie膰, 偶e ona tak偶e potrzebuje wy­pocz膮膰. Przecie偶 w ko艅cu zabraknie jej si艂. Mo偶e i by­艂a kiedy艣 oskar偶ona o czary, ale jak ka偶dy cz艂owiek ma swoje ograniczenia.

Wasilij nie spa艂. W izbie zrobi艂o si臋 ch艂odno, bo w piecu zgas艂o. Sko艅czy艂 si臋 zapas drewna. Raija wzdrygn臋艂a si臋. Od pod艂ogi ci膮gn臋艂o. Ucieszy艂a si臋, 偶e nie musi w tej chacie zosta膰 przez zim臋.

- Jewgienij wyszed艂? - odezwa艂 si臋 Wasilij.

- Gdyby艣 by艂 w stanie utrzyma膰 si臋 na nogach, ru­szy艂by艣 razem z nim - odpar艂a Raija oschle. - Nie pr贸­buj mnie tu mami膰...

- Pewnie masz racj臋 - przyzna艂 ze 艣miechem, w kt贸rym pobrzmiewa艂 lekki smutek, a widz膮c, 偶e poprawia pos艂anie, powiedzia艂 otwarcie: - Nie mo­偶esz spa膰 na pod艂odze, Raiju. Je艣li ktokolwiek zas艂u­偶y艂 na odpoczynek, to w艂a艣nie ty! 艁贸偶ko, na kt贸rym le偶臋, jest przeznaczone dla dw贸ch os贸b, a gdyby u艂o­偶y膰 si臋 cia艣niej, starczy艂oby miejsca i dla trzech. Nie chc臋, 偶eby艣 mnie 藕le zrozumia艂a...

Raija sta艂a bez s艂owa, patrz膮c na niewyra藕nie maja­cz膮c膮 w mroku twarz Wasilija. W ciemno艣ciach b艂ysn臋­艂y bia艂ka jego oczu i bia艂e z臋by ods艂oni臋te w u艣miechu.

- Zmarzniesz na tej pod艂odze na ko艣膰 i jeszcze si臋 rozchorujesz. Nie obawiaj si臋! Gdybym by艂 w stanie odegra膰 przed tob膮 uwodziciela, mog艂aby艣 si臋 waha膰. Ale jak sobie wyobra偶臋, 偶e mia艂bym teraz pr贸bowa膰 swych sztuczek...

Machn膮艂 r臋k膮.

Raija u艣miechn臋艂a si臋 mimowolnie. A niech to! Ten Wasilij naprawd臋 jest jedyny w swoim rodzaju.

- B贸g jeden wie, czy by艣 mnie czasem nie uwi贸d艂, gdyby艣 si臋 do tego troch臋 przy艂o偶y艂 - rzuci艂a cicho. - Nie jestem ciebie taka pewna, Wasiliju. Ale tak strasz­nie zmarz艂am, nawet od wewn膮trz czuj臋 ch艂贸d. Obie­cuj臋, 偶e b臋d臋 si臋 zachowywa膰 przyzwoicie...

Raija przenios艂a sk贸r臋 z pod艂ogi na 艂贸偶ko. Wasilij, zaciskaj膮c z臋by z b贸lu i t艂umi膮c j臋ki, przesun膮艂 si臋 na brzeg. Raija udawa艂a, 偶e tego nie zauwa偶a, bo wie­dzia艂a, 偶e Wasilij chce przed ni膮 ukry膰 cierpienie.

Skuli艂a si臋 na drugim brzegu 艂贸偶ka i naci膮gn臋艂a fu­trzane okrycie a偶 pod sam膮 brod臋. Czu艂a, jak ciep艂o rozlewa si臋 po ca艂ym jej ciele.

Zebra艂o jej si臋 na 艣miech. Parskn臋艂a, daremnie usi­艂uj膮c go st艂umi膰. A gdy Wasilij zapyta艂 zdziwiony, co j膮 tak 艣mieszy, odpar艂a:

- Zachowujemy si臋 jak stare, znudzone sob膮 ma艂­偶e艅stwo. Gdyby艣my si臋 jeszcze odrobin臋 odsun臋li od siebie, to spadliby艣my na pod艂og臋.

Tak偶e si臋 roze艣mia艂. Przesun臋li si臋 bli偶ej 艣rodka, a i tak jeszcze dzieli艂 ich spory odst臋p.

- Je艣li us艂ysz臋, jak si臋 przechwalasz, 偶e dzieli艂e艣 ze mn膮 艂o偶e, udusz臋 ci臋 go艂ymi r臋kami - szepn臋艂a Raija gro藕nie, kiedy ucich艂 ich 艣miech. Udawa艂a, 偶e 偶artu­je, ale Wasilij wyczu艂 w jej s艂owach nut臋 powagi.

Zrobi艂o si臋 mu cieplej na sercu, bo poj膮艂, jak wiel­kim darzy艂a go zaufaniem. Jednak zrozumia艂 przy okazji co艣 jeszcze. Raija by艂a siebie pewna. Nie l臋ka­艂a si臋, 偶e mo偶e mu ulec. Traktowa艂a go jak brata.

- Dobrze, dobrze - obieca艂 Wasilij i podejmuj膮c 贸w 偶artobliwy w膮tek, dorzuci艂: - Nikomu nic nie po­wiem, ale pod warunkiem, 偶e ty nie b臋dziesz si臋 chwali膰 dooko艂a, 偶e spa艂a艣 ze mn膮.

7

Zdarzenia tej nocy pozosta艂y tajemnic膮 Raiji i Wa­silija, Jewgienij bowiem wr贸ci艂 do chaty dopiero p贸藕­nym rankiem.

- Nie os膮dzaj go zbyt surowo - zd膮偶y艂 poprosi膰 Raij臋 Oleg.

- Dlaczego nie powiedzia艂e艣 mi prawdy? - zapyta艂a.

- Obieca艂em milcze膰. Z czasem ca艂kiem o tym za­pomnia艂em. Obaj si臋 bali艣my, 偶e ci to zaszkodzi. Zga­dzam si臋 jednak, 偶e powinna艣 przynajmniej wiedzie膰, sk膮d pochodzisz. Mia艂a艣 do tego prawo.

Raija zapragn臋艂a us艂ysze膰 takie s艂owa z ust m臋偶a.

- Ale cokolwiek Jewgienij uczyni艂, kierowa艂a nim mi艂o艣膰 do ciebie. Rozumiesz? - Oleg wpatrywa艂 si臋 w ni膮 intensywnie. - Wszystko wzi臋艂o si臋 z tego, 偶e obdarzy艂 ci臋 tak wielkim uczuciem jak nikogo wcze艣­niej. - Oleg urwa艂 na moment. - Pewnie gadam jak baba, ale trudno o inne s艂owa, gdy chce si臋 wyja艣ni膰 te sprawy. W moich ustach brzmi膮 troch臋 dziwnie, ale s膮 prawdziwe.

- Czy to, co wysz艂o na jaw, jest prawd膮? - zapyta­艂a Raija, pr贸buj膮c wyczyta膰 z twarzy Olega odpo­wied藕, ale jego oblicze pozosta艂o bez wyrazu.

- Chcia艂bym, Raiju, 偶eby艣 wierzy艂a Jewgienijowi, dlatego nie odpowiem ci na to pytanie. Masz go da­rzy膰 zaufaniem, a nie por贸wnywa膰 jego s艂贸w z moimi. Rozumiesz? Jestem twoim przyjacielem, ale tak­偶e przyjacielem Jewgienija. Nic tego nie zmieni. I nie uda ci si臋 nak艂oni膰 mnie, bym stan膮艂 po stronie kt贸­rego艣 z was. Jemu te偶 si臋 to nie uda.

Raija ust膮pi艂a. Wr贸ci艂a do swoich zaj臋膰. Lina cho­dzi艂a za ni膮 krok w krok, bardziej przeszkadzaj膮c ni偶 pomagaj膮c, ale Raija pogodzi艂a si臋 z tym.

Przecie偶 ta dziewczyna nie prosi艂a si臋, by przyp艂y­n膮膰 do Rosji. By膰 mo偶e musia艂a. A mo偶e po prostu zakocha艂a si臋 w Olegu, by艂 przecie偶 przystojnym m臋偶­czyzn膮. Tego nie da艂o si臋 wykluczy膰. To nie jej wina...

Dzieci zachowywa艂y si臋 nienormalnie spokojnie. Olga siedzia艂a na 艂awie przy Michaile i oboje bacznie przygl膮dali si臋 temu, co si臋 wok贸艂 nich dzieje. Nie zrozumieli wszystkiego, o czym doro艣li rozmawiali poprzedniego dnia, ale z pojedynczych s艂贸w i obser­wacji wyci膮gali w艂asne wnioski.

- Musz臋 i艣膰 do portu - oznajmi艂 Oleg, chocia偶 wo­la艂by pozosta膰 w chacie.

Jewgienij jednak do tej pory nie wr贸ci艂 i Oleg nie mia艂 pewno艣ci, czy b臋dzie w stanie dopilnowa膰 roz­艂adunku. Rejs si臋 wprawdzie zako艅czy艂, ale na 鈥濧n­tonii鈥 nadal pozosta艂o wiele do zrobienia. Kto艣 mu­sia艂 to nadzorowa膰.

- Je艣li tylko zwolni si臋 jaki艣 w贸z, wr贸cimy do siebie. Teraz ju偶 mo偶na przewie藕膰 chorych. Ani Michai艂owi, ani Wasilijowi nie powinno to zaszkodzi膰! - oznajmi­艂a Raija 艣ciszonym g艂osem, nie patrz膮c na Olega. Cze­ka艂a j膮 trudna rozmowa. Musi przekona膰 go, 偶e pragnie dla wszystkich jak najlepiej. Najwa偶niejsze, by nie do­sz艂o do k艂贸tni. Oleg powinien j膮 zrozumie膰.

- Nie wyganiam was...

Raija przysun臋艂a si臋 bli偶ej Olega i spogl膮daj膮c mu prosto w oczy, oznajmi艂a:

- Olga jedzie z nami.

Oleg nie odezwa艂 si臋. Popatrzy艂 na Raij臋 przeci膮g­le i zerkn膮艂 ukradkiem ku dziecku.

Olga siedzia艂a skulona i wpatrywa艂a si臋 w niego wyczekuj膮co. Przypomnia艂 sobie, jak poprzedniego wieczoru uciek艂a do Raiji na kolana. Jak zarzuci艂a jej r膮czki na szyj臋 i przytuli艂a si臋 do niej mocno.

- Nie zabieram jej tobie - doda艂a Raija. - Ale prze­cie偶 ty w ci膮gu dnia pracujesz, a ona nie zna Liny. Na dodatek Lina nie m贸wi po rosyjsku. Dla nich obu by­艂oby to bardzo trudne. U nas nad Dwin膮 ma艂a czuje si臋 jak u siebie w domu. Mo偶esz j膮 odwiedza膰, kiedy zechcesz. Nie wolno ci jej jednak powierza膰 zupe艂nie obcej osobie. Przecie偶 sam chyba zdajesz sobie spra­w臋, 偶e chodzi mi o dobro dziecka...

Nagle rozleg艂 si臋 g艂o艣ny 艂omot do drzwi i do 艣rod­ka wtoczy艂 si臋 Jewgienij. Z poszarza艂膮 twarz膮 opad艂 na sto艂ek. Omal nie run膮艂 na pod艂og臋, kiedy si臋 opar艂 o nie istniej膮ce oparcie. Na szcz臋艣cie obok sta艂 st贸艂. Jewgienij przesun膮艂 si臋 ze sto艂kiem bli偶ej 艣ciany.

- Czy Jewgienij zachorowa艂? - zapyta艂a Olga.

- Troch臋 - odpowiedzia艂 jej Oleg, po czym nala艂 do kubka kwasu chlebowego i poda艂 przyjacielowi.

Ten wychyli艂 kubek, potrz膮sn膮艂 g艂ow膮, ale nie spra­wia艂 wra偶enia trze藕wiejszego.

- Jak rozumiem, wys艂ucha艂e艣 nowin z Norwegii - rzek艂 Oleg ze 艣miechem. - Czy偶by艣 posmakowa艂 tak­偶e taniego rumu, kt贸ry przywie藕li艣my stamt膮d?

Jewgienij tylko na niego spojrza艂. Zbyt hucza艂o mu w g艂owie, by m贸g艂 potwierdzi膰 s艂owa przyjaciela.

Uchwyci艂 spojrzenie Raiji, kt贸ra nie mog艂a powstrzy­ma膰 si臋 od 艣miechu.

- Statek czeka na roz艂adowanie - oznajmi艂 Oleg. - Mog臋 liczy膰 na to, 偶e pojedziesz ze mn膮 do portu?

- Piekielna noc - odezwa艂 si臋 po chwili Jewgienij. - Zawsze mi si臋 zdawa艂o, 偶e na zabaw臋 cz艂owiek nigdy nie jest za stary, ale chyba si臋 myli艂em. Poza tym oni 艣piewaj膮 inne pie艣ni ni偶 dawniej. S艂ysza艂e艣? - Wykrzy­wi艂 si臋 i spojrza艂 na Raij臋: - Jedna z nich opowiada o aniele w czarnej pelerynie, nazywanym przez lud Caryc膮. Zachwyt budz膮 jej jedwabiste krucze w艂osy... Wiedzia艂a艣, Raiju, 偶e sta艂a艣 si臋 bohaterk膮 pie艣ni? Ma tyle zwrotek, 偶e nie zapami臋ta艂em wszystkich.

- Chyba powiniene艣 si臋 po艂o偶y膰 - przerwa艂 mu Oleg. Jewgienij popatrzy艂 na niego nieprzytomnym wzrokiem i dopiero po chwili dotar艂o do niego, co powiedzia艂 przyjaciel. Reagowa艂 powoli.

- Nie - zaprotestowa艂. - Nie mog臋 zostawi膰 wszystkiego na twojej g艂owie. Armator musi by膰 od­powiedzialny, nawet je艣li g艂owa mu p臋ka. W ko艅cu doszed艂em tu o w艂asnych si艂ach... Chyba te偶 troch臋 spa艂em, bo mam jakie艣 luki w pami臋ci.

Raija roze艣mia艂a si臋, rozbawiona jego be艂kotaniem, i obj膮wszy go mocno, uca艂owa艂a, nie zwa偶aj膮c na bi­j膮cy od niego od贸r w贸dki. Ostatecznie jej m臋偶owi nie zdarza艂o si臋 tak cz臋sto jak m臋偶om innych kobiet upi­ja膰 si臋 w gospodzie. Ten jeden raz mog艂a mu wyba­czy膰. Zw艂aszcza 偶e by艂a to drobnostka w por贸wna­niu z tym, o co naprawd臋 mia艂a do niego 偶al.

- Zdaje si臋, 偶e przyczyna owych luk w pami臋ci jest inna - powiedzia艂a, ca艂uj膮c go w czo艂o. W艂asna wspa­nia艂omy艣lno艣膰 poprawi艂a jej humor.

Jewgienij westchn膮艂 i odchyli艂 g艂ow臋, dopraszaj膮c si臋 o wi臋cej czu艂o艣ci. Poczu艂 przyjemny ch艂贸d, gdy Raija przytuli艂a policzek do jego gor膮cego czo艂a.

- W ka偶dym razie, najdro偶szy, musisz si臋 troch臋 ogarn膮膰 - rzek艂a. - Obecno艣膰 na nabrze偶u sponiewie­ranego pija艅stwem armatora, od kt贸rego cuchnie na odleg艂o艣膰, nie zrobi najlepszego wra偶enia.

Jewgienij skrzywi艂 si臋, ale nie mia艂 si艂y protestowa膰.

- Och艂apie twarz wod膮 i zjem co nieco. A przynaj­mniej pow膮cham jedzenie. Je艣li nie padn臋 ze zm臋cze­nia, to wtedy si臋 przebior臋. Ale to za chwil臋... - po­wiedzia艂, nie ruszaj膮c si臋 ze sto艂ka.

- Dzi艣 wracamy do domu - odezwa艂a si臋 Raija. Jewgienij przytakn膮艂 lekko g艂ow膮.

- Zabieram ze sob膮 Wasilija - ci膮gn臋艂a Raija, obej­muj膮c nadal m臋偶a, ale ze wzrokiem utkwionym w Olega. - Olga pojedzie z nami - doda艂a.

- Raija ju偶 taka jest, 偶e musi wszystkim matkowa膰 - odezwa艂 si臋 Jewgienij. - Najch臋tniej wzi臋艂aby pod sw贸j dach po艂ow臋 Archangielska. Mo偶e powinienem rozbu­dowa膰 nasz膮 chat臋?

- Zgadzam si臋 - rzek艂 z wahaniem Oleg. Trudno by­艂o umkn膮膰 przed przenikliwym wzrokiem Raiji. - Na razie, na pocz膮tek. Zanim Olga nie przyzwyczai si臋, 偶e tata wr贸ci艂. Dobrze, kochanie? - doda艂, zwracaj膮c si臋 do c贸rki. - Mo偶esz p贸ki co zosta膰 u Raiji - Raisy. Tata b臋dzie w domu przez ca艂膮 zim臋. Je艣li zechcesz, zamieszkasz tu ze mn膮. Rozumiesz, co powiedzia艂em?

Olga pokiwa艂a g艂ow膮 z powag膮.

- Chc臋 zosta膰 u Raiji - odpar艂a. Raija poczu艂a ulg臋, odni贸s艂szy zwyci臋stwo, ale nie ze wzgl臋du na siebie, lecz na dziecko.

Chwil臋 trwa艂o, nim w ko艅cu m臋偶czy藕ni wyszli.

- Jak d艂ugo ju偶 tu jeste艣? - zapyta艂a nie艣mia艂o Li­na, gdy zosta艂y same.

Patrzy艂a na Raij臋 swoimi wielkimi oczami. Niewie­le rozumia艂a z tego, co si臋 wydarzy艂o poprzedniego wieczoru, ale nie mia艂a odwagi zapyta膰 o to Olega. Tym bardziej 偶e nie uprzedzi艂 jej, 偶e spotka tu kogo艣, kto pochodzi z jej stron.

Rai ja prze艂kn臋艂a 艣lin臋.

Dziwnie by艂o s艂ysze膰 te s艂owa, kt贸re dociera艂y do niej jakby z daleka. Musia艂a chwil臋 pomy艣le膰, by je zrozumie膰.

Powinna przet艂umaczy膰 Linie par臋 rosyjskich s艂贸w, nauczy膰 j膮 pos艂ugiwa膰 si臋 nowym j臋zykiem, bo to by艂oby tak, jakby otworzy艂a przed ni膮 drzwi. Bar­dzo j膮 jednak korci艂o, by sprawdzi膰, co sama pami臋­ta, i spr贸bowa膰 nada膰 now膮 form臋 my艣lom, k艂臋bi膮­cym si臋 w g艂owie.

My艣la艂a po rosyjsku, ale przecie偶 kiedy艣 zna艂a j臋­zyk Liny...

- Przyby艂am tu przed sze艣ciu laty - powiedzia艂a. S艂owa mia艂y sens, zrozumia艂a to, gdy tylko je wy­powiedzia艂a. Zreszt膮 pozna艂a to po reakcji Liny.

Z trudem prze艂yka艂a 艣lin臋, walczy艂a z sam膮 sob膮, 偶eby si臋 nie rozp艂aka膰. 艁zy jednak cisn臋艂y jej si臋 do oczu. Nie zdo艂a艂a ich powstrzyma膰, cho膰 mruga艂a po­wiekami. W ko艅cu podda艂a si臋. Zreszt膮, jakie to mia­艂o znaczenie.

- Niewiele pami臋tam - ci膮gn臋艂a onie艣mielona. Jed­nak ka偶de s艂owo, jakie odnalaz艂a w g艂owie, by wyra­zi膰 sw膮 my艣l, by艂o niczym bry艂ka z艂ota w jej r臋kach. - Do tej pory nie wiedzia艂am w og贸le, sk膮d pochodz臋, dopiero wczoraj, kiedy pojawi艂a艣 si臋 u nas...

- Niemo偶liwe - wyszepta艂a Lina i a偶 usiad艂a ze zdumienia. Dopiero teraz zrozumia艂a w pe艂ni przy­czyn臋, dla kt贸rej poprzedniego dnia powsta艂o takie zamieszanie. By艂a zaskoczona, gdy Rai ja odezwa艂a si臋 po norwesku, ale tak naprawd臋 szok prze偶y艂a Raija.

- Nie wiedzia艂a艣, 偶e jeste艣 z Norwegii? Nie zdawa­艂a艣 sobie sprawy, 偶e odpowiedzia艂a艣 mi po norwesku?

Raija, blada, pokr臋ci艂a g艂ow膮.

- M贸j Bo偶e! - westchn臋艂a Lina. - Ale przecie偶 Oleg musia艂 wiedzie膰 i Jewgienij...

Raija kiwn臋艂a g艂ow膮.

- I nic ci nie m贸wili! A to dranie! - Lina, pomimo pozor贸w nie艣mia艂o艣ci, potrafi艂a wyra偶a膰 si臋 dosadnie.

- By艂am oskar偶ona o czary. Uciek艂am przed sto­sem - wyja艣ni艂a cicho Raija.

Lina rozszerzy艂a oczy ze zdumienia. Poruszy艂a ustami, ale nie wydobywa艂 si臋 z nich 偶aden d藕wi臋k.

- Stos? - wyj膮ka艂a wreszcie. Przez moment jakby chcia艂a si臋 cofn膮膰, zdj臋ta strachem, ale zaraz opad艂a na krzes艂o. - By艂a艣 oskar偶ona o czary? - powt贸rzy艂a cienkim g艂osem.

- Tak m贸wi Jewgienij, ja sama tego nie pami臋tam. Mam jednak na ciele blizny. Musia艂o mnie strasznie bole膰, mo偶e dlatego zapomnia艂am o wszystkim?

- Jeste艣 czarownic膮? - wyrzuci艂a z siebie Lina jed­nym tchem, a w jej g艂osie pobrzmiewa艂a trwo偶na nie­pewno艣膰. Cho膰 by艂a m艂od膮 dziewczyn膮, nadal mia艂a w sobie wiele z dziecka.

Raija wzruszy艂a ramionami.

- Czarownica? A kto to taki? - zapyta艂a lekko. Nie mog艂a przecie偶 opowiedzie膰 Linie o swoich zdolno艣ciach. Dziewczyna by tego nie zrozumia艂a. Z jej reak­cji domy艣li艂a si臋, 偶e wierzy w czary i gus艂a. - Chyba nie trzeba by膰 czarownic膮, by zosta膰 pos膮dzon膮 o czary? Lina nie by艂a tego pewna, ale w jej spojrzeniu po­jawi艂 si臋 jeszcze wi臋kszy respekt dla Raiji.

- Twoje imi臋 brzmi jako艣 obco - rzek艂a z namys艂em. - Nigdy takiego nie s艂ysza艂am w naszych stronach.

Rai ja utkwi艂a wzrok w m艂odej Norwe偶ce, s艂ucha­j膮c jej z zapartym tchem.

- Mo偶e to Japo艅skie imi臋, mo偶e fi艅skie... - rozmy­艣la艂a na g艂os dziewczyna, marszcz膮c brwi. - Niewie­lu spotka艂am Fin贸w, ale niekt贸rzy przybywaj膮 na wybrze偶e, g艂贸wnie do wschodniego Finnmarku, w porze po艂ow贸w. Zatrudniaj膮 si臋 do pracy, a po se­zonie wracaj膮 do siebie. Ale mo偶e cz臋艣膰 z nich osied­li艂a si臋 na sta艂e?

Wzruszy艂a ramionami, snuj膮c te przypuszczenia. Pewnie nigdy bli偶ej nie interesowa艂a si臋 takimi spra­wami. Nie sprawia艂a wra偶enia osoby sk艂onnej do roz­my艣la艅 na tematy nie zwi膮zane bezpo艣rednio z tym, co j膮 otacza. Wyprawa w tak dalekie strony musia艂a stanowi膰 w jej 偶yciu ca艂kowity przewr贸t.

Wschodni Finnmark! Serce Raiji zabi艂o 偶ywiej.

Nie powiedzia艂a tego na g艂os, nie by艂a w stanie. Nie potrafi艂a dzieli膰 tego prze偶ycia z Lin膮. Zreszt膮 nawet nie chcia艂a. Nale偶a艂o tylko do niej niczym dro­gocenny kamie艅, kt贸ry pragn臋艂a zachowa膰 dla siebie i podziwia膰 w ukryciu.

Stos dla niej zosta艂 wzniesiony w Vardo, a wi臋c we wschodnim Finnmarku. Tyle wiedzia艂a.

Mo偶e Lina nie艣wiadomie skierowa艂a Raij臋 na w艂a­艣ciwy trop, opowiadaj膮c jej o Finach? Mo偶e wcale nie pochodzi艂a z Norwegii, mimo 偶e z tamtego kraju za­brano j膮 na pok艂ad rosyjskiego statku?

Mia艂a du偶膮 艂atwo艣膰 przyswajania sobie obcych j臋­zyk贸w. Z tego co pami臋ta, bez trudu opanowa艂a ro­syjski.

- Dobrze, 偶e ciebie tu spotka艂am! - Lina, nie zra偶o­na milczeniem Raiji, m贸wi艂a dalej. - Nawet o tym nie marzy艂am. Przecie偶 to tak daleko od Norwegii. My艣la­艂am, 偶e zat臋skni臋 si臋 na 艣mier膰 za domem. Oleg oczy­wi艣cie jest wspania艂y, ale obcy. Chyba nigdy nie naucz臋 si臋 tego j臋zyka. Na razie nic nie rozumiem. Jak to si臋 uda艂o tobie? Tak si臋 ciesz臋, 偶e b臋d臋 mog艂a porozma­wia膰 po norwesku! Jaka to dla mnie ulga. Z dzieckiem b臋dzie troch臋 trudno, ale w ko艅cu dzieciom chyba obo­j臋tne, w jakim j臋zyku si臋 do nich m贸wi. Wystarczy, 偶e jest si臋 dla nich mi艂ym, prawda? Potrafi臋 zajmowa膰 si臋 dzie膰mi. W domu by艂o nas wiele rodze艅stwa...

- Olga pojedzie z nami - przerwa艂a Raija, zm臋czo­na paplanin膮 dziewczyny. - Zostanie ci tylko opieka nad Olegiem - doda艂a, 偶eby wyja艣ni膰 wszystko do ko艅ca. I zdawa艂o jej si臋, 偶e zauwa偶y艂a ulg臋 na twarzy Liny. - Przyrzek艂am matce Olgi, 偶e zajm臋 si臋 ma艂膮. Olga przyzwyczai艂a si臋 do tego, 偶e mieszka razem z nami. Dla niej wi臋c tak b臋dzie najlepiej. Poza tym b臋dzie si臋 mog艂a bawi膰 z Misza. Oleg si臋 zgodzi艂.

Lina m贸wi艂a i m贸wi艂a. Wreszcie znalaz艂a kogo艣, z kim mog艂a porozmawia膰, trudno wi臋c by艂o j膮 po­wstrzyma膰. W pewnym sensie Raija rozumia艂a dziew­czyn臋. Cztery tygodnie sp臋dzi艂a pod 偶aglami, s艂ysz膮c jedynie rosyjski i t臋 mieszank臋 rosyjsko - norwesk膮, kt贸r膮 Oleg nazywa艂 鈥瀖oja po twoja鈥. Przez ca艂y ten czas nie mog艂a pos艂ugiwa膰 si臋 w艂asnym j臋zykiem. Poza tym by艂a na pok艂adzie jedyn膮 kobiet膮. Wprawdzie przywyk艂a do morza i 艂odzi, jednak nigdy w 偶yciu nie opuszcza艂a swojej osady. Dlatego te偶 wyprawa do Rosji by艂a dla niej du偶ym prze偶yciem.

Niewiele pytaj膮c, Rai ja dowiedzia艂a si臋 o wszyst­kim. 鈥濧ntonia鈥 zacumowa艂a w osadzie Liny na du偶ej wyspie zwanej Soroya. Nazwy, jakie wymienia艂a dziewczyna, nie wywo艂ywa艂y w Raiji 偶adnych skoja­rze艅. Rosjanie oferowali du偶o m膮ki w zamian za ryby. Uzgadniali ceny, dobijali targu. Statek sta艂 na kotwicy przesz艂o tydzie艅. W tym czasie za艂oga wiele razy scho­dzi艂a na l膮d. Mieszka艅cy osady zaprzyja藕nili si臋 z ro­syjskimi marynarzami. Urz膮dzono nawet wsp贸lnie ta艅ce. M艂ode dziewczyny oczarowa艂 wysoki, przystoj­ny czarnow艂osy kapitan. On zachowywa艂 dystans, przez co wydawa艂 si臋 im jeszcze bardziej frapuj膮cy. T艂ocz膮c si臋 w grupki, chichota艂y, posy艂aj膮c mu p艂o­mienne spojrzenia. W por贸wnaniu z nim miejscowi ch艂opcy zblakli.

A on wybra艂 sobie Lin臋.

Kiedy dziewczyna o tym m贸wi艂a, oczy jej rozb艂ys艂y.

Rai ja zastanawia艂a si臋, czy kiedy艣 by艂a tak samo m艂oda i naiwna, ale nie chcia艂o jej si臋 w to wierzy膰.

Przyja藕ni艂a si臋 z wieloma m臋偶czyznami, dobrze wi臋c ich zna艂a. Domy艣li艂a si臋, co si臋 wydarzy艂o mi臋­dzy Olegiem i Lin膮. Dla dziewczyny by艂a to wielka przygoda. Lina, dojrza艂a niczym owoc, gotowa by艂a, by j膮 zerwa膰. Pochodzi艂a z wioski, gdzie wszyscy si臋 znali, gdzie nie trwoniono wielkich s艂贸w na wyzna­wanie uczu膰. S膮dzi艂a, 偶e Oleg zaproponuje jej ma艂­偶e艅stwo, kiedy przyszed艂 do jej ojca, aby o niej po­rozmawia膰. Tak bardzo si臋 ucieszy艂a. Pomy艣la艂a, 偶e naprawd臋 jest uczciwym m臋偶czyzn膮. Nigdy by si臋 nie o艣mieli艂a wyzna膰 rodzicom, 偶e mu si臋 odda艂a, ale pa­nicznie si臋 ba艂a, 偶e prawda wyjdzie na jaw, je艣li ka偶膮 jej po艣lubi膰 innego.

Okaza艂o si臋, 偶e Oleg potrzebuje pomocy domowej. Nie 偶ony, ale s艂u偶膮cej. Zaproponowa艂 ojcu tak sowi­t膮 zap艂at臋, 偶e ten nie m贸g艂 odm贸wi膰. W domu u nich panowa艂a bieda. Mieli ciasno i brakowa艂o im pieni臋­dzy. Ojciec zgodzi艂 si臋 wi臋c w imieniu Liny.

No a Lina rozpowiedzia艂a przyjaci贸艂kom, 偶e po­bior膮 si臋 w Rosji. Tylko w taki spos贸b mog艂a wyje­cha膰 z domu, nie trac膮c twarzy.

- Co powiesz, kiedy wr贸cisz? - zapyta艂a Raija. - Przecie偶 on zamierza wyruszy膰 tam na po艂owy i za­bra膰 ciebie z powrotem. Co wtedy powiesz?

- 呕e jeste艣my ma艂偶e艅stwem. On i tak nie rozumie j臋zyka, wi臋c nie b臋dzie wiedzia艂, co im nagada艂am. One za艣 nie zrozumiej膮 jego. Zawsze mog臋 sk艂ama膰, 偶e kto艣 co艣 przekr臋ci艂... - Podchodzi艂a do ca艂ej sprawy do艣膰 lek­ko, cho膰 doda艂a: - Nikt by si臋 ze mn膮 nie o偶eni艂, gdy­by si臋 dowiedzieli, 偶e 偶y艂am z Olegiem bez 艣lubu.

Ci臋偶ki jest los kobiet, pomy艣la艂a Raija ze wsp贸艂­czuciem, cho膰 denerwowa艂a j膮 naiwno艣膰 Liny. Raija nie chcia艂aby si臋 znale藕膰 w jej sk贸rze, cho膰 dziewczy­na stara艂a si臋 robi膰 dobr膮 min臋 do z艂ej gry.

Nie zapyta艂a wi臋c Liny, co uczyni, gdy Oleg zostawi j膮 na Soroya i wr贸ci do Rosji. Ze tak si臋 stanie, nie mia­艂a 偶adnych w膮tpliwo艣ci. Oleg nie chcia艂 mie膰 kobiety na sta艂e. Zna艂a go na tyle dobrze, by to wiedzie膰. Gdyby chcia艂 si臋 o偶eni膰 po raz drugi, wybra艂by sobie jak膮艣 za­pobiegliw膮 i pracowit膮 dziewczyn臋 znad Morza Bia艂e­go, a nie bezbarwn膮 Norwe偶k臋 z dalekich stron.

Ale Lina tego nie wiedzia艂a, bo i sk膮d.

Raija zebra艂a wszystkie nale偶膮ce do nich rzeczy. Nie by艂o tego wystarczaj膮co du偶o, by pod pretek­stem pakowania umkn膮膰 przed paplanin膮 Liny. Za­gl膮da艂a wi臋c raz po raz do Wasilija, gdzie przynaj­mniej mog艂a przez chwil臋 us艂ysze膰 w艂asne my艣li.

- Przyjemnie ci rozmawia膰 w ojczystym j臋zyku? - za­pyta艂 Wasilij. - Doznaj臋 dziwnego uczucia, s艂ysz膮c tw贸j g艂os wypowiadaj膮cy s艂owa, kt贸rych nie rozumiem.

- Naprawd臋 mnie s艂ysza艂e艣? - Raija westchn臋艂a zre­zygnowana, wzbijaj膮c oczy ku niebu. - Jestem roz­mowna, to prawda, ale to dziewcz臋 nie dopuszcza mnie do g艂osu. Marz臋 ju偶, by jak najpr臋dzej opu艣ci膰 dom Olega!

- Przemy艣la艂em wszystko - zacz膮艂 cicho Wasilij. - Wydaje mi si臋, 偶e powinienem wr贸ci膰 do siebie.

Raija spojrza艂a na niego i za艂o偶ywszy d艂onie na biodrach, jak zwykle, gdy co艣 j膮 wzburzy艂o, spyta艂a wprost:

- A jak sobie poradzisz? Dagnija b臋dzie si臋 tob膮 opiekowa膰?

Pokiwa艂 g艂ow膮 i skrzywiwszy si臋, przyzna艂:

- Oboje nie raz miewali艣my z siebie po偶ytek...

- Zdaje si臋, 偶e zamierza艂e艣 da膰 sobie i jej szans臋, by w przysz艂o艣ci unika膰 nieprzyjemnych sytuacji...

Wzruszy艂 ramionami.

- C贸偶, Raiju, jestem tylko m臋偶czyzn膮. Nie mog臋 czyni膰 sobie nadziei na szcz臋艣cie i dozgonne uczucie podobne do tego, jakie 艂膮czy ciebie i Jewgienija. Przy­gl膮daj膮c si臋 wam z bliska, u艣wiadomi艂em sobie, 偶e mnie nic takiego nie spotka. Dlatego te偶 postanowi­艂em zadowoli膰 si臋 namiastk膮.

- Namiastk膮? - powt贸rzy艂a Raija, marszcz膮c nos.

- No tak... - za艣mia艂 si臋 lekko, podchwytuj膮c jej ton, ale w g艂臋bi serca by艂 powa偶ny. - A mo偶e to wca­le nie namiastka, ale wszystko, co le偶y w zasi臋gu mo­ich mo偶liwo艣ci?

Raija nie chcia艂a si臋 z tym zgodzi膰. Dagnija by艂a ulepiona z tej samej gliny co Lina, jej zdaniem nie nadawa艂a si臋 na towarzyszk臋 偶ycia dla Wasilija.

- Sp贸jrz prawdzie w oczy! - przekonywa艂a go. - W Archangielsku uwa偶any jeste艣 za znakomitego kan­dydata na m臋偶a. Niejedna matka ch臋tnie odda艂aby ci r臋k臋 swej c贸rki. Masz szans臋 o偶eni膰 si臋 z kim艣, kogo naprawd臋 pokochasz, z kim b臋dziesz m贸g艂 porozma­wia膰, z kim po艂膮czy ci臋 prawdziwa wi臋藕... Z kobiet膮, kt贸ra nie tylko sprz膮tnie ci dom, ugotuje straw臋, po­艂ata ubrania, b臋dzie gor膮ca w 艂贸偶ku, ale stanie si臋 dla ciebie kim艣 wyj膮tkowym...

Wasilij pokiwa艂 g艂ow膮. Nie艂atwo by艂o zbi膰 go z tropu. Zdawa艂 sobie spraw臋 z tego, do czego Raija usi艂uje go przekona膰.

- Jestem na to zbyt uczciwy - rzuci艂 jej prosto w twarz. Byli przyjaci贸艂mi. Zadowoli艂 si臋 tym, wiedz膮c, 偶e na wi臋cej z jej strony liczy膰 nie mo偶e. Nie chcia艂 jej jednak ca艂kiem utraci膰. Bardzo sobie ceni艂 rozmowy z ni膮.

Raija zrozumia艂a natychmiast, co mia艂 na my艣li. Zawsze mia艂a du偶膮 艂atwo艣膰 wczuwania si臋 w my艣li i uczucia innych ludzi. Przysiad艂a na brzegu 艂贸偶ka, s艂uchaj膮c jego wyja艣nie艅.

- M艂ode dziewczyny tyle sobie obiecuj膮 po ma艂偶e艅­stwie. A ja nie potrafi艂bym k艂ama膰, 偶e spe艂ni臋 ich ma­rzenia. To tak, jakby opiera膰 si臋 na fa艂szu. - Roz艂o偶y艂 r臋ce. - C贸偶, jestem, jaki jestem, ale nie mia艂bym su­mienia tak post膮pi膰.

- A Dagnija? Nie masz jej nic do zarzucenia? - za­pyta艂a oschle Raija.

- Nie tak zn贸w wiele - odpowiedzia艂 r贸wnie oschle. - Dagnija zna 偶ycie. Ma wystarczaj膮co wiele lat, by zdawa膰 sobie spraw臋, 偶e ju偶 d艂ugo nie mo偶e liczy膰 na powodzenie u m臋偶czyzn. Musi my艣le膰 o dzieciach. Wydaje mi si臋, 偶e uczciwiej b臋dzie si臋 z ni膮 o偶eni膰 i dba膰 o gospodarstwo, ni偶 wtyka膰 jej pa­r臋 groszy raz po raz.

- Naprawd臋 tak my艣lisz? Potwierdzi艂.

- Jeste艣 wyj膮tkowym m臋偶czyzn膮 - stwierdzi艂a Ra­ija. - Ma艂o kogo sta膰 by by艂o na tak膮 decyzj臋.

- Mia艂em du偶o czasu na rozmy艣lania - rzuci艂 lekko. Nigdy nie przyzna si臋 do tego, 偶e ca艂y czas 艂udzi艂 si臋 nadziej膮, s艂ab膮, ale jednak nadziej膮, i偶 uda mu si臋 odebra膰 Raij臋 Jewgienijowi.

Teraz, kiedy przysz艂o im przez jaki艣 czas 偶y膰 pod jednym dachem, przekona艂 si臋 ostatecznie, 偶e nie jest to mo偶liwe.

Raij臋 i Jewgienija 艂膮czy艂o zbyt wiele. Nawet w贸w­czas, gdy Raija czu艂a si臋 zawiedziona, nie odwraca艂a si臋 od m臋偶a. Nadal go kocha艂a i pomimo rozczaro­wania stara艂a si臋 zrozumie膰, a Jewgienij wiedzia艂, 偶e zawsze mo偶e liczy膰 na jej mi艂o艣膰 i m膮dr膮 rad臋.

Wasilij u艣wiadomi艂 sobie, 偶e trwoni 偶ycie, piel臋­gnuj膮c w sobie marzenie o tej kobiecie.

Przecie偶 mo偶e jeszcze co艣 dla kogo艣 znaczy膰, cho膰 nie wierzy艂, 偶e uda mu si臋 prze偶y膰 uczucie zbli偶one do tego, jakie 艂膮czy艂o Raij臋 i Jewgienija.

Bal si臋 pr贸bowa膰 szuka膰 innej mi艂o艣ci. Postanowi艂 zadowoli膰 si臋 kim艣, kogo zna艂: Dagnij膮.

Jej dzieci by艂y zarazem dzie膰mi jego zmar艂ego bra­ta. To naturalne, 偶e czu艂 si臋 za nie odpowiedzialny.

- Wiele bym da艂a, by ci臋 odwie艣膰 od tego postano­wienia - przyzna艂a Raija.

- Nic by to nie zmieni艂o - odpar艂, potrz膮saj膮c g艂ow膮. Z powag膮 traktowa艂 sw膮 decyzj臋. - Nie pojad臋 z wami, Raiju. Wr贸c臋 do swojej chaty i poprosz臋 Dagnij臋 o r臋k臋.

Raija pokiwa艂a g艂ow膮, ogarni臋ta gwa艂town膮 fal膮 smutku.

- Zawsze pozostan臋 twoim przyjacielem - obieca艂. Zn贸w kiwn臋艂a g艂ow膮, napotykaj膮c jego spojrzenie.

- To nie b臋dzie ju偶 to samo - rzek艂a, doskonale wiedz膮c, jak zachowa si臋 Dagnija.

- Nie - przyzna艂 Wasilij. - Chc臋 jednak, 偶eby艣 wie­dzia艂a, i偶 tu - po艂o偶y艂 r臋k臋 na sercu - nic si臋 nie zmie­ni. Je艣li b臋dziesz mnie potrzebowa膰, Raiju, zawsze mo偶esz liczy膰 na moj膮 przyja藕艅. Wiem, 偶e ja tak偶e mog臋 na tobie polega膰. Nie jeste艣 taka zmienna, by 艂atwo porzuca膰 przyjaci贸艂.

- Nie, ale szkoda, 偶e nie b臋d臋 mog艂a ci臋 zbyt cz臋­sto widywa膰. Przywyk艂am ju偶 i b臋dzie mi tego bra­kowa艂o...

- Chyba tak b臋dzie lepiej dla wszystkich, a przy­najmniej dla Jewgienija i dla mnie...

Raija zrozumia艂a.

- Mam nadziej臋, 偶e odnajdziesz spok贸j i co艣 na kszta艂t szcz臋艣cia... - powiedzia艂a. - To te偶 si臋 liczy.

Czu艂a jednak, 偶e utraci艂a Wasilija na zawsze. Bo ju偶 nigdy nie b臋dzie mi臋dzy nimi tak jak kiedy艣. Wie­dzia艂a, 偶e Dagnija pierwsza si臋 o to zatroszczy.

8

- Dlaczego wszystko si臋 zmienia? - zapyta艂a Raija m臋偶a, kiedy wieczorem po powrocie z Archangielska usiedli we dwoje. Jewgienij, pomimo zm臋czenia, nie k艂ad艂 si臋, czuj膮c, 偶e jest 偶onie to winien.

- Ja jestem zawsze taki sam - odpowiedzia艂.

Raija napali艂a solidnie w piecu kaflowym i co chwi­la dok艂ada艂a drewna. Przynajmniej z dziesi臋膰 razy za­gl膮da艂a do Olgi i Miszy, gdy dzieci ju偶 zasn臋艂y, ale wy­gl膮da艂o na to, 偶e ch艂opiec dobrze zni贸s艂 jazd臋 wozem.

Zanim opu艣cili miasto, Jewgienij z Olegiem prze­wie藕li Wasilija do jego chaty. Wcze艣niej pos艂ali po Dagnij臋, kt贸ra rych艂o si臋 pojawi艂a, ju偶 w drzwiach obrzucaj膮c Raij臋 pogardliwym spojrzeniem.

Raija s艂ysza艂a, 偶e Wasilij o艣wiadczy艂 si臋 Dagniji i poprosi艂, by wprowadzi艂a si臋 z dzie膰mi do niego. Obieca艂 da膰 na zapowiedzi i za艂atwi膰 wszystko, by zi­m膮 mogli si臋 pobra膰.

Okaza艂o si臋, 偶e Dagnija mia艂a racj臋, odgra偶aj膮c si臋, 偶e Wasilij i tak zawsze do niej powraca.

Ma艂a Olga u艣miechn臋艂a si臋 wreszcie do taty, kiedy zrozumia艂a, 偶e naprawd臋 pozwoli jej zosta膰 u Raiji. Uwierzy艂a, 偶e doro艣li nie k艂amali, obiecuj膮c, 偶e sama b臋dzie mog艂a wybra膰, u kogo zechce mieszka膰.

Ta pi臋cioletnia dziewczynka nie mia艂a 艂atwego 偶y­cia. Podczas d艂ugiej roz艂膮ki z ojcem snu艂a o nim marzenia, kt贸re zniekszta艂ca艂y prawdziwy jego wizeru­nek. Gdy wraca艂, potrzebowa艂a czasu, by sobie wszystko na nowo pouk艂ada膰 i przyzwyczai膰 si臋 do niego. A kiedy to wreszcie nast膮pi艂o, ojciec ponow­nie wyrusza艂 w rejs. I co z tego, 偶e dziecko odzyska­艂o spok贸j i r贸wnowag臋 ducha, skoro ukochany tata znowu znika艂 jej z oczu! Dobrze, 偶e ma艂a Olga mia­艂a oparcie w Raiji, kt贸ra stanowi艂a trwa艂y punkt w jej codzienno艣ci.

Po偶egnali si臋 z Olegiem i Lin膮, kt贸rej buzia si臋 wprost nie zamyka艂a, i ruszyli wozem do swojego do­mu. Jeszcze daleko za rogatkami miasta Raija s艂ysza­艂a w g艂owie g艂os dziewczyny. Nie pojmowa艂a, dlacze­go Oleg przywi贸z艂 j膮 do Rosji. Mo偶e wydawa艂o mu si臋, 偶e j膮 pokocha? Albo czu艂 wyrzuty sumienia, 偶e j膮 uwi贸d艂? A mo偶e mia艂 nadziej臋, 偶e urodzi mu syna?

Raija powstrzyma艂a si臋 od zgadywania, kt贸re prowa­dzi艂o donik膮d. Zreszt膮 jej nie powinno to obchodzi膰.

Ale kiedy tak siedzieli z Jewgienijem we dwoje wie­czorem, zastanawia艂a si臋 nad niesta艂o艣ci膮 spraw i ludzi.

- Ty si臋 zmieni艂a艣, Raiju? - zapyta艂 Jewgienij, ulo­kowawszy si臋 wygodnie w fotelu, nale偶膮cym niegdy艣 do jakiego艣 arystokraty. Jewgienij kupi艂 go ju偶 do艣膰 dawno, ale w 偶artach nadal nazywa艂 鈥瀟ronem鈥. Tak­偶e w 偶artach opowiada艂, i偶 dopiero zasiadaj膮c w nim, czuje si臋 prawdziwym m臋偶czyzn膮. 鈥瀂 tego fotela emanuje w艂adza, kt贸ra sp艂ywa na tego, kt贸ry w nim siedzi鈥, przekonywa艂.

Raija usadowi艂a si臋 na nied藕wiedziej sk贸rze blisko pieca, racz膮c si臋 bij膮cym od niego ciep艂em. Ow膮 sk贸­r臋 przed rokiem przyni贸s艂 do domu tak偶e Jewgienij. Mia艂 s艂abo艣膰 do przedmiot贸w, z kt贸rymi wi膮za艂a si臋 jaka艣 historia. Podobno nied藕wied藕, w艂a艣ciciel futra, by艂 morderc膮. Grasowa艂 gdzie艣 na po艂udniu kraju i je­艣li wierzy膰 s艂owom sprzedawcy, mia艂 na sumieniu wie­le koni, a tak偶e ludzi. Mieszka艅cy zagro偶onej wioski zebrali si臋 i wsp贸lnie wykopali ogromny d贸艂 - pu艂apk臋, w kt贸r膮 schwytali zwierza, chroni膮c tym samym swo­je 偶ycie i dobytek. Zap艂at臋 za sk贸r臋 zamierzali spra­wiedliwie rozdzieli膰 pomi臋dzy siebie.

Raija, kt贸ra do艣膰 sceptycznie odnosi艂a si臋 do tego rodzaju historii, przypuszcza艂a, 偶e ju偶 rozesz艂a si臋 wie艣膰 o s艂abo艣ci Jewgienija do osobliwych przedmio­t贸w i wszyscy, kt贸rzy chcieli si臋 czego艣 pozby膰, ra­czyli go wymy艣lonymi na poczekaniu wzruszaj膮cymi b膮d藕 dramatycznymi opowie艣ciami.

- Je艣li si臋 nie zmieniamy, to znaczy, 偶e jeste艣my martwi - odpowiedzia艂a Raija.

- Uwa偶asz, 偶e ja si臋 zmieni艂em? - by艂 ciekaw Jewgienij. Blask ognia igraj膮cy w rozpuszczonych w艂osach Raiji, oplataj膮cych jej ramiona niczym paj臋czyna, czyni艂 j膮 zjawiskowo pi臋kn膮. W samej tylko koszuli, z narzuconym niedbale szalem, bosa, przypomina艂a huldr臋 z ba艣ni, kt贸ra przyby艂a tu tylko dla niego.

- W moich oczach? - zapyta艂a Raija cicho, zapa­trzona w dal. Nie zas艂oni艂a okien, bo pragn臋艂a wpu­艣ci膰 do wn臋trza chaty noc. W ostatnim czasie mieli dooko艂a siebie zabudowania i st臋skni艂a si臋 za woln膮, otwart膮 przestrzeni膮.

- Nie obchodzi mnie, jak widz膮 mnie inni - zapew­ni艂, ca艂e swoje 偶ycie sk艂adaj膮c w jej r臋ce.

- Zmieni艂e艣 si臋 - odpar艂a, szczera do b贸lu. - Od wczoraj si臋 zmieni艂e艣. A mo偶e to tylko ja zobaczy艂am ci臋 w nowym 艣wietle.

- Co czujesz? - odwa偶y艂 si臋 zapyta膰, nie mog膮c ode­rwa膰 od niej wzroku. By艂a dla niego wszystkim.

S艂owa nie wyp艂yn臋艂y z ust Raiji wartkim strumie­niem. Zanim je wypowiedzia艂a, zastanawia艂a si臋 d艂u­go. Przerazi艂o to Jewgienija. Ich zwi膮zek sta艂by si臋 in­ny, gdyby nie potrafili ju偶 szczerze i swobodnie ze sob膮 rozmawia膰. Nie zni贸s艂by takiej atmosfery!

- Moje uczucie do ciebie chyba si臋 nie zmieni艂o - za­cz臋艂a Raija po chwili. Bardzo jej zale偶a艂o, by wyrazi膰 ca­艂膮 prawd臋, nie rani膮c m臋偶a. - My艣l臋, 偶e nie mo偶e si臋 zmie­ni膰. Nie wiem, co by si臋 musia艂o sta膰, 偶ebym przesta艂a ci臋 kocha膰. Chyba nigdy si臋 mnie nie pozb臋dziesz, Jew­gieniju. Pragn臋 tylko ciebie i wszystko inne jest dla mnie bez znaczenia, byleby艣 przy mnie by艂. Potrafisz to poj膮膰?

Pokiwa艂 g艂ow膮 w milczeniu, bo nie by艂 w stanie od­powiedzie膰. Raija zawsze m贸wi艂a to, co naprawd臋 my艣li, a przy tym potrafi艂a si臋 pi臋knie wys艂awia膰. Jewgienij nie zna艂 nikogo, kto umia艂by, tak jak ona, tworzy膰 ze s艂贸w obrazy i muzyk臋.

- Ale bardzo si臋 zawiod艂am - dopowiedzia艂a po chwili, nie uciekaj膮c spojrzeniem. Podkurczy艂a kolana i opar艂szy na nich policzek, wpatrywa艂a si臋 intensyw­nie w m臋偶a. Zorientowa艂aby si臋, gdyby j膮 藕le zrozu­mia艂 i ura偶ony, chcia艂 zamkn膮膰 si臋 w sobie. Zdawa艂a sobie spraw臋, 偶e podaje mu gorzk膮 pigu艂k臋 do prze­艂kni臋cia, ale uwa偶a艂a, 偶e powinien si臋 dowiedzie膰, jak bardzo j膮 zasmuci艂 i rozczarowa艂. Musi zrozumie膰, 偶e ugodzi艂 j膮 w samo serce.

- Ty zdecydowa艂e艣 si臋 zerwa膰 wszelkie kontakty ze swoj膮 rodzin膮 - powiedzia艂a. - Dokona艂e艣 wyboru. To uczciwe postawienie sprawy. Ale wiesz, gdzie si臋 urodzi艂e艣, pami臋tasz twarze swoich rodzic贸w, znasz ich charaktery. Nosisz w swojej pami臋ci miejsca, do­bre i z艂e, kt贸re co艣 znaczy艂y w twoim 偶yciu. Mo偶esz zamkn膮膰 oczy, by je zobaczy膰. Ja nie mog臋. Przez ca­艂y czas si臋 staram, pr贸buj臋 i pr贸buj臋 do b贸lu. Czuj臋 czasami, jakby g艂owa mia艂a mi p臋kn膮膰, gdy napieram my艣lami na strom膮 czarn膮 ska艂臋, kt贸ra wyros艂a w mo­jej g艂owie, i przepe艂nia mnie jedno wielkie cierpienie. Zbieram ka偶de najdrobniejsze wspomnienie i groma­dz臋 w sercu jak najdro偶szy skarb. Z tych drobinek w艂asnych wspomnie艅 i tych, kt贸re pozna艂am dzi臋ki tobie, tworzy si臋 delikatna tkanina. Je艣li znajd臋 do艣膰 w膮tk贸w, wtedy utkam na krosnach du偶y kilim. To jest moje 偶ycie i chc臋 o nim wiedzie膰 jak najwi臋cej.

- S膮dzi艂em, 偶e wystarczy ci 偶ycie w Rosji... - zacz膮艂 Jewgienij.

Nie艂atwo mu by艂o patrze膰 ze spokojem w oczy 偶o­nie. Nie艂atwo broni膰 si臋 przed jej zarzutami. Prawdy nie m贸g艂 jej wyzna膰. Raija powiedzia艂a przed chwil膮, 偶e nie wyobra偶a sobie, by co艣 mog艂o zabi膰 ich mi艂o艣膰. On wiedzia艂 jednak, 偶e uczucie nie wytrzyma艂oby konfrontacji z prawd膮. K艂amstwo za艣 oddala艂o to nie­bezpiecze艅stwo.

- Dla mnie na przyk艂ad przesz艂o艣膰 nie ma 偶adnego znaczenia. Moje 偶ycie zacz臋艂o si臋 wtedy, gdy ty si臋 po­jawi艂a艣. Wszystko, co wydarzy艂o si臋 wcze艣niej, wydaje mi si臋 niewa偶ne i nierzeczywiste. Przypuszcza艂em, 偶e z tob膮 jest tak samo. Chyba nie znam si臋 na kobietach. Nie pomy艣la艂em, 偶e co艣 mo偶e by膰 dla ciebie wa偶niejsze.

Zamilk艂.

Ona za艣 nie odezwa艂a si臋.

Jewgienij musia艂 wi臋c uczyni膰 kolejny krok.

- Uwierz mi, prosz臋, bo to najszczersza prawda.

Ba艂em si臋, 偶e kiedy si臋 dowiesz, i偶 by艂a艣 oskar偶ona o czary, przypomnisz sobie okrutne cierpienia, jakie ci zadano. Wola艂em ci tego oszcz臋dzi膰, tym bardziej 偶e sam dok艂adnie wszystkiego nie wiedzia艂em. Nie chcia艂em, 偶eby艣 si臋 zadr臋cza艂a. Ba艂em si臋, 偶e w ko艅­cu sama uwierzysz, 偶e jeste艣 czarownic膮...

- Ale czy zamierza艂e艣 mi kiedy艣 wyzna膰 prawd臋?

- Tak - odpar艂 Jewgienij, zdecydowany zatai膰 swo­je rozterki. - Dopiero kiedy zacz臋艂y si臋 dzia膰 wok贸艂 nas te r贸偶ne dziwne rzeczy, postanowi艂em, 偶e nic ci nie powiem. Mia艂em nadziej臋, 偶e nie przypomnisz so­bie, jak uratowa艂a艣 mi 偶ycie na pok艂adzie, bo ju偶 sa­mo to wzbudza艂o we mnie wystarczaj膮cy l臋k, tym bardziej, 偶e moi marynarze nie potrafili utrzyma膰 j臋­zyka za z臋bami i uczynili z ciebie anio艂a. Twoje nad­zwyczajne zdolno艣ci sprawi艂y, 偶e nie mia艂em 艣mia艂o­艣ci wyzna膰 ci, od czego uciek艂a艣.

Wreszcie odwa偶y艂 si臋 odetchn膮膰 i spojrze膰 na ni膮. Wydawa艂o mu si臋, 偶e j膮 przekona艂, ale wiele go kosz­towa艂o to kolejne k艂amstwo, zreszt膮 jak ka偶da nie­uczciwo艣膰 wobec niej.

Pewnie nigdy nie zdo艂a si臋 wyp艂aci膰 za te lata 偶y­cia u boku Raiji.

- A gdybym pami臋ta艂a? - pyta艂a z uporem. Cho膰 m贸wi艂a cicho, z jej s艂贸w bi艂a niezwyk艂a si艂a.

- No c贸偶, ryzykowa艂em.

Na d艂ug膮 chwil臋 zapad艂o milczenie. Wreszcie Ra­ija rzek艂a:

- Ty mnie naprawd臋 kochasz! Jewgienij pokiwa艂 g艂ow膮. Nie stanowi艂o to dla niej chyba zaskoczenia. Powinna o tym wiedzie膰. Mia艂a ku temu wszelkie powody.

- Bo 偶eby si臋 odwa偶y膰... - ci膮gn臋艂a i potrz膮sn臋艂a g艂ow膮, mru偶膮c powieki. - Nie wiem, czy zdo艂am to kiedy艣 zrozumie膰.

Ubolewa艂a, 偶e nie mo偶e poj膮膰 w pe艂ni jego inten­cji. Na jego miejscu post膮pi艂aby zupe艂nie inaczej. Nie umia艂aby 偶y膰 z tak膮 tajemnic膮. By艂a na to zbyt szcze­ra. Co mia艂a w sercu, to i na j臋zyku.

- Ale czy ty potrafisz mnie zrozumie膰? - zapyta艂a gwa艂townie.

Jewgienij widzia艂, jak zamyka d艂onie w u艣cisku wo­k贸艂 okrytych bia艂膮 halk膮 uniesionych kolan.

- Rozumiesz, Jewgieniju, jak bardzo mnie to zabo­la艂o? Poczu艂am si臋 tak, jakbym otrzyma艂a siarczysty policzek. Jakby kto艣 kopn膮艂 mnie w brzuch. Pozba­wi艂 powietrza. Nic nie rozumia艂am. A ty powiedzia­艂e艣, 偶e wydawa艂o ci si臋 to niewa偶ne. W艂a艣nie w tym momencie poczu艂am si臋, jakby艣 mnie zdradzi艂.

Ze s艂贸w Raiji bi艂a powaga. W jej twarzy nie zna膰 by艂o cienia u艣miechu, w oczach czai艂 si臋 b贸l. Ale na­wet w takiej chwili wydawa艂a si臋 nieziemsko pi臋kna.

- Gdyby艣 oszukiwa艂 mnie przez wiele lat i zdradza艂 z inn膮 kobiet膮, nie dotkn臋艂oby mnie to a偶 tak g艂臋bo­ko. Z 偶ywymi lud藕mi potrafi臋 walczy膰, je艣li trzeba, na­wet wydrapa膰 komu艣 oczy. Ale przed tym nie potra­fi臋 si臋 obroni膰. Przysporzy艂e艣 mi wi臋cej cierpienia, ni偶 sobie to potrafisz wyobrazi膰.

Wpatrywa艂 si臋 w ni膮 zas艂uchany, bezbronny wobec jej argument贸w. Jej twarz odbija艂a targaj膮ce ni膮 uczu­cia, a usta wyda艂y si臋 mu doskonalsze ni偶 p艂atki r贸偶.

Rozumia艂 rozgoryczenie Raiji, mimo 偶e sam nie przywi膮zywa艂 tak wielkiej wagi do swojej przesz艂o­艣ci, do korzeni. Przyznawa艂 jej racj臋. Mia艂a prawo wiedzie膰, sk膮d pochodzi, ale dla niego lepiej by艂o, 偶e nie pami臋ta艂a.

Gdyby pami臋ta艂a, nie mog艂aby go nadal kocha膰.

Ten jeden argument wyja艣nia艂 motywy jego post臋­powania, ale czy偶 m贸g艂 go przedstawi膰 na swoj膮 obron臋?

- Musia艂am ci to powiedzie膰, rozumiesz? - zapyta艂a Rai ja, wpatruj膮c si臋 w niego intensywnie, pe艂na nadziei.

Zawsze powtarzali sobie, 偶e ich 偶ycie musi si臋 opie­ra膰 na szczero艣ci i otwarto艣ci. 呕e powinni umie膰 po­rozmawia膰 ze sob膮 na ka偶dy temat. Czasami nawet ludziom sobie bardzo bliskim trudno si臋 ods艂oni膰, od­kry膰 przed drugim cechy, kt贸re chcia艂oby si臋 schowa膰 g艂臋boko. Tak 艂atwo si臋 w贸wczas wzajemnie zrani膰.

- Ciesz臋 si臋, 偶e mi to powiedzia艂a艣! - Jewgienij us艂y­sza艂 sw贸j ochryp艂y g艂os. Kiedy patrzy艂 w szczer膮 twarz 偶ony, got贸w by艂 wyjawi膰 ca艂膮 prawd臋 o jej po­chodzeniu. Opowiedzie膰 histori臋 jej 偶ycia.

Wiedzia艂, jak zacz膮膰. Zobaczy艂 przed oczami wszystkich tych, o kt贸rych powinien jej przypo­mnie膰. Wszystkich, kt贸rym j膮 zabra艂. By艂 jej winien takie wyja艣nienie. Ale nie potrafi艂.

Nie by艂 w stanie zada膰 jej w tej chwili jeszcze do­tkliwszego b贸lu. Ba艂 si臋 ryzyka, 偶e po tym wszystkim Raija przestanie go kocha膰. Zdawa艂o mu si臋 bowiem, 偶e 偶aden cz艂owiek nie by艂by w stanie zareagowa膰 inaczej.

Tak bardzo urazi艂o j膮, 偶e nie wspomnia艂, i偶 pocho­dzi z Norwegii. A to przecie偶 drobiazg w por贸wnaniu z ca艂膮 prawd膮. Znienawidzi艂aby go, gdyby j膮 us艂ysza艂a.

Nagle ol艣ni艂o go: spisze ca艂膮 t臋 histori臋 na papierze!

Je艣li pierwszy odejdzie z tego 艣wiata, wtedy Raija si臋 dowie o wszystkim. W innym wypadku nigdy. By艂 to spos贸b, 偶eby rozliczy膰 si臋 z samym sob膮 i uciszy膰 cho膰 w pewnym sensie wyrzuty sumienia.

Podbudowany t膮 my艣l膮, u艣miechn膮艂 si臋 do 偶ony i wyci膮gn膮艂 do niej d艂o艅.

- Kocham ci臋, Raiju, bardziej ni偶 mo偶na to sobie wyobrazi膰. M贸j aniele, czy kiedykolwiek zdo艂asz mi wybaczy膰?

Raija, nie ruszaj膮c si臋 z miejsca, spogl膮da艂a na nie­go, a na jej ustach b艂膮ka艂 si臋 u艣miech. Wyda艂a si臋 mu czaruj膮ca i kusz膮ca niczym ta艅cz膮ce o poranku na ba­gnach elfy.

- Pozw贸l mi okaza膰, 偶e ci wybaczy艂am - odpowiedzia­艂a, k艂ad膮c si臋 na nied藕wiedziej sk贸rze i patrz膮c wyczeku­j膮co. Nie prosi艂a go, by po艂o偶y艂 si臋 przy niej, bo wiedzia­艂a - nie bez powodu - 偶e nie potrafi si臋 jej oprze膰.

Ukl臋kn膮艂 przy niej i d艂oni膮 pog艂adzi艂 jej w艂osy, od czo艂a do karku, a potem przesun膮艂 r臋k臋 ni偶ej na ra­miona.

呕adna inna kobieta nie wywo艂ywa艂a w nim takie­go uwielbienia. Dotyka艂 jej z nabo偶n膮 niemal czci膮. A mo偶e po prostu dzia艂o si臋 tak dlatego, 偶e by艂a dla niego jedyna?

- Nie zas艂u偶y艂em na to, by艣 mi pozwoli艂a dotkn膮膰 ci臋 cho膰 jednym palcem - wyszepta艂 Jewgienij i kr臋­c膮c z niedowierzaniem g艂ow膮, bawi艂 si臋 guziczkami u gorsetu.

- Ale ja zas艂u偶y艂am - odrzek艂a st艂umionym g艂osem. - Nie s膮dzisz?

Jewgienij u艣miechn膮艂 si臋, nie daj膮c si臋 d艂ugo prosi膰.

- Zas艂u偶y艂am na to, by艣 wzi膮艂 mnie natychmiast - doda艂a, posy艂aj膮c mu szelmowski u艣miech. - A potem nie b臋dziemy musieli si臋 ju偶 tak 艣pieszy膰. Przeciwnie, b臋dziemy si臋 kocha膰 powoli, 偶eby poczu膰 siebie ka偶­dym skrawkiem cia艂a. Ale teraz chc臋 ci臋, Jewgieniju, od razu, ju偶 bez przeci膮gania... - powiedzia艂a i pod­nios艂a ku niemu twarz. Musn臋艂a zrazu jego usta, a po­tem przywar艂a do nich po偶膮dliwie.

K膮tem oka dostrzeg艂, jak unosi halk臋 do samych niemal bioder i 艣ci膮ga d艂ugie do kolan majtki z ko­ronkami. O艣lepiony biel膮 jej ud, poczu艂, jak zr臋czny­mi palcami odpina i zsuwa mu spodnie.

Osun膮艂 si臋 na sk贸r臋 obok niej, spojrza艂 na powa艂臋, a potem przymkn膮艂 oczy i westchn膮艂 ze szcz臋艣cia. Nie m贸g艂 powstrzyma膰 j臋k贸w, kt贸re wydobywa艂a z niego tak samo 艂atwo, jak budzi艂a po偶膮danie.

W艂osy, niczym kaskada najczarniejszego i najdeli­katniejszego jedwabiu, po艂askota艂y go po twarzy. Za­dr偶a艂, gdy tylko ciemne loki dotkn臋艂y jego wra偶li­wych policzk贸w.

U艣miechn臋艂a si臋 zwyci臋sko swymi karminowymi ustami, a oczy jej p艂on臋艂y niczym roz偶arzone w臋gle.

Dosiad艂a go i poprowadzi艂a ku rozkoszy. Ods艂oni­艂a przed nim twarz, na kt贸rej malowa艂a si臋 ca艂a gama dozna艅.

Zapomnia艂 o dokuczaj膮cym mu b贸lu ramienia, kie­dy zako艂ysa艂a nad nim biodrami. Uni贸s艂 jej halk臋, by zobaczy膰 dok艂adnie jej cia艂o i dotkn膮膰 bia艂ego, g艂ad­kiego brzucha.

By艂a taka wymagaj膮ca. Taka zaborcza. Pochyli艂a twarz i obsypa艂a go 偶arliwymi poca艂unkami. Rozwar­艂a jego usta, wwierci艂a si臋 j臋zykiem do ich wn臋trza. Zrazu twarde i wyg艂odnia艂e wargi stawa艂y si臋 w jed­nej chwili mi臋kkie i kusz膮ce.

Powstrzymywa艂 pragnienie, by jej ulec. Walczy艂 z si艂ami tkwi膮cymi w nim samym, by poczeka膰, a偶 ona b臋dzie gotowa, ale zdawa艂o mu si臋 to niemal za­daniem ponad si艂y. Dopiero kiedy poczu艂, jak zaciska uda wok贸艂 jego bioder, jak napina si臋 niczym ci臋ci­wa, da艂 si臋 unie艣膰 tej samej fali rozkoszy.

Przytuli艂a si臋 policzkiem do jego twarzy. Sucha, niemal nie zna膰 by艂o po niej wysi艂ku. On za艣 le偶a艂 spocony jak szczur.

Zsun臋艂a si臋 z niego roze艣miana. Siad艂a przed pie­cem z rozchylonymi udami i uniesionymi kolanami. Nie wstydzi艂a si臋 zadartej a偶 po biodra halki. Nie po­trzebowa艂a niczego skrywa膰 przed Jewgienijem. Ob­serwowa艂a, jak doprowadza si臋 do 艂adu, a na jej ustach b艂膮ka艂 si臋 贸w m膮dry kobiecy u艣miech.

- Nie b臋dziemy niczego wi臋cej przed sob膮 zataja膰 - powiedzia艂a po chwili, odchylaj膮c g艂ow臋 lekko w ty艂.

- Nie - odpar艂 lakonicznie, obawiaj膮c si臋, 偶e powie za du偶o albo 偶e w jego g艂osie zabrzmi膮 fa艂szywe nuty.

- Zawsze b臋dziemy wobec siebie szczerzy i b臋dzie­my sobie m贸wi膰 wszystko, co wa偶ne.

Potwierdzi艂 kiwni臋ciem g艂owy. Bardzo tego prag­n膮艂. Z Rai j膮 nie powinno by膰 inaczej.

- 呕adnej zdrady mi臋dzy nami?

Jewgienij pokr臋ci艂 g艂ow膮.

Serce mu krwawi艂o, bo pragn膮艂 by膰 szczery i uczci­wy, ale pozbawi艂 si臋 takiej mo偶liwo艣ci dawno temu. Czy m贸g艂 wyjawi膰 Raiji, 偶e ich 偶ycie oparte jest na k艂amstwie? Wyzna膰 jej, 偶e w 艣wietle prawa ich ma艂­偶e艅stwo nie jest wa偶ne, a Michai艂 w zwi膮zku z tym pochodzi z nieprawego 艂o偶a?

Sk艂ada艂 jej jednak wszelkie obietnice, jakich od nie­go za偶膮da艂a, nie mrugn膮wszy nawet okiem. T艂umaczy艂 sobie, 偶e nie zatai przed ni膮 niczego, co dotyczy ich wsp贸lnego 偶ycia.

- Kocham ci臋 - zapewni艂 j膮 nie wiadomo ju偶 kt贸­ry raz tego dnia. A ile razy powtarza艂 te s艂owa w my­艣lach, obawiaj膮c si臋, 偶e Rai ja uzna, i偶 przesadza...

- To dobrze - odpowiedzia艂a, przymykaj膮c oczy. W takim razie mog臋 by膰 szcz臋艣liwa. Bo i ja ciebie bar­dzo kocham.

Poczu艂 obezw艂adniaj膮c膮 go a偶 po czubki palc贸w niemoc.

9

Na statkach, kt贸re powr贸ci艂y do rodzimego portu, zako艅czono wszystkie prace zwi膮zane z roz艂adun­kiem. Ryby zosta艂y przewiezione w g艂膮b kraju. Arma­torzy zacierali r臋ce, licz膮c na zarobek.

Jak co roku nadesz艂a pora uczczenia zako艅czenia sezonu. Ci, kt贸rzy zajmowali miejsca na szczycie dra­biny spo艂ecznej: armatorzy, kupcy, kapitanowie, gu­bernator i urz臋dnicy wraz z 偶onami i c贸rkami, mieli si臋 spotka膰 na s艂ynnym balu.

Zwykli marynarze, kt贸rzy harowali na statkach, ani ich szare, spracowane towarzyszki 偶ycia nie byli na艅 proszeni.

Rai ja przymierzy艂a swoj膮 now膮 sukni臋 i popatrzy­艂a w lustro zas臋piona. Suknia wygl膮da艂a dok艂adnie tak, jak sobie wymarzy艂a. Elena przesz艂a sam膮 siebie i uszy艂a j膮 zgodnie z 偶yczeniem Raiji. Dodatkowo z resztek materia艂u uszy艂a kokardy, kt贸rymi Rai ja ozdobi艂a trzewiki. Mia艂a tylko jedn膮 par臋 but贸w, kt贸­re nadawa艂y si臋 na tak膮 okazj臋. Zreszt膮 zawsze uwa­偶a艂a je za zbytek.

- Nie chc臋 tam i艣膰 - powiedzia艂a, cho膰 by艂a ju偶 pra­wie gotowa. Wok贸艂 g艂owy upi臋艂a pi臋kn膮 koron臋 z war­kocza. W lekkich trzewikach czu艂a si臋 jak ptak. Zdawa­艂o jej si臋, 偶e obcasy unosz膮 j膮 wysoko w powietrze.

Jewgienij zajrza艂 przez uchylone drzwi. Mia艂 na sobie eleganck膮 bia艂膮 koszul臋 z wysokim ko艂nierzem i pi臋knymi haftami. 呕artowa艂, 偶e b臋dzie si臋 wyr贸偶nia艂 spo艣r贸d innych m臋偶czyzn. Z Europy przysz艂a bo­wiem moda na 偶aboty i koronki przy r臋kawach. Spro­wadzone specjalnie krawcowe szy艂y dla arystokrat贸w znad Morza Bia艂ego kreacje zgodnie z najnowszymi tendencjami w modzie.

Jewgienij oznajmi艂, 偶e jeszcze nie zwariowa艂, wi臋c nie zamierza pindrzy膰 si臋 jak baba. Wy艣miewa艂 si臋, 偶e niekt贸rym bogactwo przewr贸ci艂o w g艂owach i upodabniaj膮 si臋 do kobiet. 鈥濶iech si臋 ja艣nie pano­wie stroj膮 w 偶aboty i koronki, skoro nie wiedz膮, co robi膰 z pieni臋dzmi - powiada艂. - Ja nie mam zamiaru udawa膰 kogo艣 innego, ni偶 jestem鈥.

Na koszul臋 za艂o偶y艂 kr贸tki 偶akiet z ciemnobr膮zo­wego aksamitu. Nie pierwszej m艂odo艣ci, co zapewne zostanie dostrze偶one przez bywalc贸w bal贸w. Na szyi zawi膮za艂 kolorow膮 apaszk臋 w z艂otych i czerwonych odcieniach, a w pasie z艂oty szal. Br膮zowe spodnie wsuni臋te do eleganckich, wysokich but贸w z mi臋kkiej sk贸ry, najlepszych, jakie posiada艂, prezentowa艂y si臋 znakomicie. Na przodzie 偶akietu przymocowa艂 spin­k膮 z bursztynem wisz膮cy lu藕no r臋kaw.

- Dzikus jest gotowy - oznajmi艂 z krzywym u艣mie­chem. - Olga pomog艂a mi przewi膮za膰 szal. Jak to do­brze mie膰 w domu ma艂膮 dam臋. Co z tob膮, Raiju? Ubierz si臋, bo w halce nie b臋dziesz mog艂a zata艅czy膰 ze mn膮 nawet jednego ta艅ca...

- Wygl膮dasz wspaniale - powiedzia艂a, pewna, 偶e zwr贸ci艂by na siebie uwag臋, nawet gdyby wszyscy ubra­ni byli jednakowo. - Zupe艂nie jak kozak Kobiety b臋­d膮 na pewno spogl膮da膰 z zazdro艣ci膮... - A po chwili doda艂a, nerwowo obci膮gaj膮c sukni臋: - Nie chc臋 tam i艣膰! Nie pasuj臋 do tych ludzi. Na pewno inni zaproszeni go艣cie te偶 tak b臋d膮 uwa偶a膰. Wola艂abym raczej p贸j艣膰 do gospody, gdzie 艣wi臋tuj膮 zwykli marynarze. Jewgienij roze艣mia艂 si臋.

- Zgadzam si臋 z tob膮, Raiju. Tam z pewno艣ci膮 b臋­dzie weselej. Ale zrozum, kto艣, kto nie we藕mie udzia­艂u w tym balu, nie liczy si臋 w interesach. Je艣li chcemy co艣 znaczy膰, powinni艣my utrzymywa膰 dobre stosun­ki z wysoko postawionymi w Archangielsku lud藕mi.

Raija u艣miechn臋艂a si臋 ponuro, przypomniawszy sobie, co m贸wi艂 Wasilij na temat balu, i zrozumia艂a, ile w tym by艂o racji.

- Lina poradzi sobie z dzie膰mi - doda艂 Jewgienij. - Wcale nie jest taka nieporadna, za jak膮 j膮 uwa偶asz. Zreszt膮 Olga i Misza przyrzekli zachowywa膰 si臋 grzecznie. Zagrozi艂em im laniem, je艣li si臋 dowiem, 偶e by艂o inaczej.

- Ty sprawisz im lanie? - zapyta艂a Raija z niedo­wierzaniem, bo Jewgienij za nic w 艣wiecie nie ude­rzy艂by dziecka.

- Powiedzia艂em, 偶e dostan膮 lanie od ciebie - odpar艂 b艂yskawicznie i mrugn膮艂 do niej. - Okropnie si臋 prze­straszy艂y!

Raija u艣miechn臋艂a si臋.

- Nie chc臋 tam i艣膰 - upiera艂a si臋, ale zacz臋艂a wk艂a­da膰 sukienk臋.

Targa艂y ni膮 sprzeczne odczucia. Z jednej strony na­str贸j oczekiwania i rado艣ci na to, co ma si臋 wydarzy膰, z drugiej za艣 parali偶uj膮cy l臋k, kt贸ry jednak bra艂 g贸r臋.

Mieli przekroczy膰 pr贸g innego 艣wiata, wej艣膰 do pewnej wsp贸lnoty. Z wielu m臋偶czyznami, kt贸rych spotkaj膮 na balu, Jewgienij prowadzi艂 interesy. Powa­偶ali go, niekt贸rzy mo偶e nawet traktowali jak r贸wne­go sobie. Ale ona r贸偶ni艂a si臋 od dam z arystokratycz­nych i kupieckich rodzin. One wszystkie dobrze si臋 zna艂y. Bawi艂y si臋 i dorasta艂y wsp贸lnie, a potem wysz艂y za m膮偶 za kawaler贸w, z kt贸rymi zna艂y si臋 od dzieci艅­stwa. Nawet je艣li na bal przyb臋dzie kto艣 spoza Ar­changielska, to przecie偶 艂膮czy ich wszystkich wysokie urodzenie. Byli tacy pewni siebie, tacy zarozumiali.

A kim ona jest?

Zna co prawda niekt贸re damy z widzenia, wymie­nia z nimi uk艂ony, nigdy jednak nie rozmawia艂a. Po­j臋cia nie mia艂a, czy znajd膮 w og贸le jakie艣 wsp贸lne te­maty. Raija by艂a pewna, 偶e 偶adna z nich nie szoruje sama piaskiem pod艂贸g, nie znajduje upodobania w tkaniu na krosnach, nie zna smaku m膮cznej zupy, a ju偶 z pewno艣ci膮 nie potrafi jej przyrz膮dzi膰.

Nie mia艂a ch臋ci i艣膰 na bal, pewna, 偶e potraktuj膮 j膮 tam jak obc膮. Zapewne sp臋dzi tam najd艂u偶szy wiecz贸r w swoim 偶yciu. Niemal fizycznie czu艂a ju偶 spojrze­nia, jakie b臋d膮 ku niej posy艂a膰. Wyobra偶a艂a sobie, jak szepcz膮 mi臋dzy sob膮, zerkaj膮 z ukosa i 艣miej膮 za ple­cami, je艣li uczyni co艣 niezgodnie z przyj臋t膮 etykiet膮.

Tak rozmy艣laj膮c, zapi臋艂a sobie sukni臋. Zawsze zwraca艂a uwag臋 na to, by zapi臋cie by艂o z boku. Nie mia艂a s艂u偶膮cej, a Jewgienij nie poradzi艂by jedn膮 r臋k膮 zapi膮膰 drobnych guziczk贸w przy kobiecych strojach.

Obr贸ci艂a si臋, 偶eby si臋 mu pokaza膰, ale bez rado艣ci.

- Wygl膮dasz jak ksi臋偶niczka - powiedzia艂. - Ni­czym caryca.

- Nie u偶ywaj tego okre艣lenia - 偶achn臋艂a si臋 Raija. - Nie lubi臋 go. Nie jest przeznaczone dla mnie.

- Ci, kt贸rzy ci臋 tak nazywaj膮, s膮 odmiennego zda­nia - dra偶ni艂 j膮 Jewgienij, kt贸ry z dum膮 przyjmowa艂 otaczaj膮ce jego 偶on臋 uwielbienie, pod warunkiem jed­nak, 偶e nie nazbyt poufa艂e. - Uwa偶am zreszt膮, 偶e pi臋knie ci臋 nazywaj膮 - rzek艂 z przekonaniem.

W jego oczach tak偶e by艂a caryc膮. By艂 pewien, 偶e kobiety z rodu Romanow贸w, pomimo godno艣ci ksi膮­偶臋cych, nie przewy偶szaj膮 urod膮 jego 偶ony.

Doroczny bal urz膮dzany by艂 przez r贸偶nych dostoj­nik贸w. W tym roku kolej przypad艂a Antufjewom. Antufjew mia艂 oko艂o czterdziestu lat i cieszy艂 si臋 og贸lnym szacunkiem i powa偶aniem. I nie ulega艂o naj­mniejszej w膮tpliwo艣ci, 偶e by艂 maj臋tny.

- Antufjewowie w艂a艣ciwie wywodz膮 si臋 z ch艂op贸w - rzuci艂 Jewgienij niedbale. - Jego przodkowie uprawiali ziemi臋 w Miuduskim.

Raija s艂ysza艂a, 偶e znaczna cz臋艣膰 rodziny Antufjew贸w wywodzi si臋 z Miuduskiego, ale podobno od dziada pradziada zajmowali si臋 handlem.

- Ale przecie偶 kiedy艣 musieli zacz膮膰, prawda? - rzu­ci艂 lekko Jewgienij. - Teraz maj膮 pieni膮dze i w艂adz臋, ale ich pradziadek b膮d藕 prapradziadek 偶膮艂 sierpem zbo偶e. Masz na to moje s艂owo. - Za艣mia艂 si臋 i poca­艂owa艂 j膮, dodaj膮c: - Musisz si臋 pokaza膰 dzieciom w tym stroju. Nie mog膮 si臋 wprost doczeka膰, kiedy ci臋 zobacz膮. Olga buntuje si臋, 偶e nie mo偶e za艂o偶y膰 nowej sukienki i p贸j艣膰 z nami na bal.

Przepuszczaj膮c Raij臋 przodem, napomkn膮艂 mimo­chodem:

- Kiedy艣 mo偶e taki bal wyprawia膰 b臋d膮 dzieci na­szego Michai艂a. Wtedy pewnie niekt贸rzy z go艣ci b臋­d膮 szepta膰 po k膮tach, 偶e ci Bykowowie wywodz膮 si臋 z prostych marynarzy. 鈥濸odobno dziadek gospodarza dorobi艂 si臋 z niczego, powiedz膮. Nie mia艂 jednej r臋­ki, ale 偶ona trafi艂a mu si臋 nad wyraz urodziwa. W艂a­艣ciwie niewiele o niej wiadomo...鈥

Raija roze艣mia艂a si臋. Jewgienij traktowa艂 wszystko tak lekko i zawsze umia艂 j膮 rozbawi膰.

Misza nadal nie m贸g艂 wstawa膰. Z trudem to znosi艂, bo z natury odznacza艂 si臋 偶ywym temperamentem, ale nie wolno mu by艂o przeforsowa膰 unieruchomionej nogi, tak by nie zros艂a si臋 krzywo. Olga straszy艂a Mi­chai艂a zmy艣lonymi historiami, jak b臋dzie wygl膮da艂, je­艣li si臋 nie pos艂ucha, wi臋c malec ze strachu nie rusza艂 si臋 z pos艂ania.

Kiedy dzieci ujrza艂y Raij臋 w niebieskiej sukni, w ich oczach pojawi艂 si臋 zachwyt granicz膮cy z uwiel­bieniem. Raija zakr臋ci艂a si臋 i zata艅czy艂a z gracj膮 na kuchennej pod艂odze.

- Mamo, jeste艣 pi臋kna - stwierdzi艂 Michai艂 pe艂en podziwu.

Cz臋sto powtarza艂, 偶e jego mama jest najlepsza, najkocha艅sza i najpi臋kniejsza na 艣wiecie, co u dzieci do pewnego wieku jest normalne, ale teraz zorientowa艂 si臋, 偶e nie b臋dzie w swej opinii odosobniony.

- Kiedy艣 b臋d臋 tak膮 pi臋kn膮 dam膮 jak ty, Raiju - Raiso - oznajmi艂a Olga, dotykaj膮c ostro偶nie niebieskiej tkaniny. - Czy ja te偶 b臋d臋 艂adnie wygl膮da膰 w mojej nowej sukience? - zapyta艂a po chwili.

Raija pokiwa艂a g艂ow膮 i usiad艂a na lawie w nogach u Miszy. Wzi臋艂a Olg臋 na kolana, nie zwa偶aj膮c na to, 偶e mo偶e pognie艣膰 kreacj臋.

- B臋dziesz bardzo pi臋kna w swojej nowej sukien­ce, ma艂a Olgo. Kt贸rego艣 dnia obie si臋 wystroimy i wybierzemy gdzie艣 z wizyt膮. Nie s膮dzisz, 偶e to dobry pomys艂?

Olga skin臋艂a g艂ow膮 zadowolona.

Tymczasem przyby艂 Oleg z Lin膮. Dziewczyna mia艂a pod nieobecno艣膰 Raiji i Jewgienija zaj膮膰 si臋 domem i przypilnowa膰 dzieci. W jej zachowaniu da艂o si臋 wyczu膰 lekki zaw贸d. Nadal piel臋gnowa艂a marzenie, z kt贸rym przyby艂a zza morza. By艂a m艂oda i bardzo pragn臋艂a po­艣lubi膰 Olega. Stara艂a si臋, jak mog艂a. Dom prowadzi艂a nie­nagannie. Czy艣ci艂a, pra艂a, szorowa艂a, pilnowa艂a, by wszystko le偶a艂o na swoim miejscu. Izby zawsze by艂y przewietrzone i czyste. Raija z sentymentem wspomina­艂a mi艂y rozgardiasz, jakim otacza艂a si臋 Antonia, ale nie przyzna艂a si臋 do tego przed nikim. A Lina nie ustawa艂a w staraniach. Gotowa艂a i piek艂a. Przyrz膮dza艂a potrawy, jakie jada艂o si臋 u niej w domu, z rzadka tylko daj膮c si臋 nam贸wi膰, by spr贸bowa膰 miejscowych przysmak贸w. Kiedy艣 Oleg przyni贸s艂 do domu czerwone buraczki i kwaszone og贸rki. Pow膮cha艂a je jedynie i pokr臋ci艂a no­sem. Nie by艂o mowy, by posmakowa艂a.

Robi艂a tylko to, do czego przywyk艂a i czego na­uczy艂a si臋 od matki.

Oleg jednak traktowa艂 j膮 jak gosposi臋, a na bal z udzia艂em armator贸w i innych znacz膮cych osobisto­艣ci nikt nie zabiera ze sob膮 s艂u偶膮cej.

Bardzo to Lin臋 zabola艂o, ale musia艂a si臋 z tym po­godzi膰. Na szcz臋艣cie wyjazd z Archangielska tak偶e stanowi艂 dla niej pewn膮 odmian臋 w codzienno艣ci. Le­dwie przekroczy艂a pr贸g chaty Jewgienija i Raiji i zdj臋­艂a wierzchni膮 odzie偶, dostrzeg艂a swym bystrym spoj­rzeniem kurz. Pomy艣la艂a, 偶e Raija mog艂aby bardziej dba膰 o porz膮dek w swoim domu.

Ma艂a Olga wybieg艂a ojcu na spotkanie i rzuci艂a mu si臋 na szyj臋. Teraz ju偶, kiedy nabra艂a pewno艣ci, 偶e nie zabierze jej od Raiji, odzyska艂a ufno艣膰, spok贸j i zn贸w zachowywa艂a si臋 swobodnie.

- Czy偶 Rai ja nie jest 艣liczna? - zapyta艂a ma艂a, pu­sz膮c si臋 z dumy z powodu swojej opiekunki.

- Raija zawsze wygl膮da pi臋knie - odpar艂 Oleg, obej­rzawszy sobie ze wszystkich stron wystrojon膮 偶on臋 przyjaciela. - My艣l臋, 偶e dzisiejszego wieczoru b臋d臋 musia艂 zata艅czy膰 z tob膮 przynajmniej ze dwa ta艅ce, Raiju, 偶eby Jewgienij chocia偶 przez chwil臋 mia艂 pew­no艣膰, 偶e mu nie uwodz膮 偶ony.

Lina nic nie rzek艂a, ale Raija poczu艂a si臋 nieswojo, kiedy zauwa偶y艂a blask w oczach dziewczyny zapa­trzonej w balow膮 sukni臋.

- Raija nie chce i艣膰 - wyjawi艂 Jewgienij i zmierzwi艂 偶onie w艂osy, omal nie niszcz膮c jej fryzury.

- Ale偶 nie ma mowy! Musisz z nami p贸j艣膰! - za­grzmia艂 Oleg. - Poka偶emy tym wszystkim s艂odkim damulkom, c贸rkom kupc贸w, siostrzenicom gubernato­ra, 偶onom kapitan贸w, 偶e zwyczajne dziewczyny pod ka偶dym wzgl臋dem bij膮 je na g艂ow臋. My z Jewgienijem jeste艣my z ciebie dumni. Wejdziesz na bal niczym kr贸­lowa, a przy tobie wszystkie kobiety zblakn膮. Za艂o偶臋 si臋, 偶e 偶aden z przedstawicieli rodu m臋skiego nie b臋­dzie pami臋ta艂 nast臋pnego dnia, jak wygl膮da艂y.

- Prosz臋 ci臋, przesta艅, bo jeszcze bardziej si臋 de­nerwuj臋! Poza tym nie jestem do ogl膮dania...

Nie rozumieli jej obaw. Chcieli si臋 z ni膮 pokaza膰. Chcieli zobaczy膰 skierowane na ni膮 spojrzenia i ukry膰 je g艂臋boko w sercu. Nie mogli si臋 doczeka膰 tej chwili. W ich oczach uchodzi艂a za pi臋kno艣膰. Byli pewni, 偶e swoj膮 urod膮 przy膰mi wszystkie uczestnicz­ki balu, kt贸rym nie pomog膮 nawet mieni膮ce si臋 bla­skiem drogocenne ozdoby. Rai ja nie lubi艂a bi偶uterii. Nie pomy艣la艂a jednak, 偶e i tym b臋dzie si臋 wyr贸偶nia膰.

Pojechali wozem po ubitej twardej ziemi. By艂o mro藕no, ale 艣nieg jeszcze nie spad艂. Raija t臋skni艂a za prawdziw膮 zim膮. Marzy艂a, by ujrze膰 艣wiat pokryty bia艂ym puchem, kt贸ry rozja艣ni艂by ciemne wieczory.

Zapatrzy艂a si臋 na niebo usiane gwiazdami, mruga­j膮cymi do niej ufnie. By艂y takie l艣ni膮ce i czyste. Przy­膰miewa艂y swym blaskiem nawet dochodz膮cy w艂a艣nie do pe艂ni ksi臋偶yc, kt贸ry, jakby wyczerpany ods艂ania­niem ca艂ej tarczy, stawa艂 si臋 leniwie blady.

Im bli偶ej Archangielska, tym wi臋kszy czu艂a ucisk w 偶o艂膮dku.

Pa艂ac Antufjew贸w sta艂 na skraju miasta nad brze­gami Dwiny. By艂 to przepi臋kny pi臋trowy budynek z drewna z dwoma rz臋dami okien ozdobionymi przez zdolnych rzemie艣lnik贸w misternymi ornamen­tami. Okna, niczym szeroko otwarte oczy, zdawa艂y si臋 czujnie spogl膮da膰 w kierunku drogi z Archangiel­ska. Ale mieszka艅cy pa艂acu rzadko przez nie wygl膮­dali. Wewn膮trz wisia艂y bowiem chroni膮ce od przeci膮­g贸w ci臋偶kie kotary, zas艂aniaj膮ce pi臋kny widok.

Po obu stronach wej艣cia rozci膮ga艂y si臋 przestron­ne tarasy os艂oni臋te dachem wspartym na rze藕bionych kolumnadach. Za tarasem znajdowa艂a si臋 sala balowa, o kt贸rej w Archangielsku kr膮偶y艂y legendy, cho膰 jej pr贸g przest膮pili tylko nieliczni. Przystrojony na przy­j臋cie nie byle jakich go艣ci, pa艂ac rodziny Antufjew贸w przyt艂acza艂 przepychem: okna by艂y rz臋si艣cie o艣wietlo­ne, a wej艣cie rozja艣nia艂 blask zawieszonych lamp.

Raij臋 przesz艂y dreszcze, kiedy ujrza艂a 贸w zamek o blador贸偶owej barwie poranka.

Nie czu艂a si臋 godna przest膮pi膰 jego prog贸w. Te lampy nie 艣wieci艂y dla niej.

Pozdrowiwszy stajennego, kt贸ry zaj膮艂 si臋 ko艅mi, pozna艂a po jego spojrzeniu, 偶e w艂a艣nie pope艂ni艂a pierwsz膮 gaf臋. Dlatego te偶 nie wita艂a ju偶 od藕wiernych ani s艂u偶膮cych, kt贸rzy odbierali od go艣ci wierzchnie okrycia. Z zawstydzenia pali艂y j膮 policzki, bo nie przywyk艂a do tego, by kto艣 j膮 obs艂ugiwa艂. Zdawa艂a so­bie spraw臋, 偶e przecie偶 nie r贸偶ni si臋 niczym od tych cichych pomocnik贸w.

Wewn膮trz pa艂acu panowa艂a jasno艣膰. Niemal na wszystkich sto艂ach sta艂y 艣wieczniki, z sufitu zwisa艂y 偶yrandole. Migaj膮ce ogniste p艂omyki zakl臋te w krysz­ta艂kach cienkiego szk艂a zdawa艂y si臋 o偶ywia膰 nawet martwe przedmioty.

Jewgienij chwyci艂 偶on臋 za 艂okie膰 i przysun膮艂 si臋 bli­sko, a bij膮ce od niego ciep艂o nape艂ni艂o j膮 spokojem.

- Pami臋taj, 偶e nie jeste艣 tu od nikogo gorsza - szep­n膮艂 jej do ucha Oleg.

Poczu艂a na plecach ch艂贸d przeci膮gu, bo z dworu weszli kolejni go艣cie. Nie spojrza艂a kto, bo niemal w tej samej chwili otworzy艂y si臋 bia艂e dwuskrzyd艂o­we drzwi i nast膮pi艂a chwila, kt贸rej tak si臋 obawia艂a: zostali zaanonsowani.

- Raija Bykowa - us艂ysza艂a swoje imi臋 i nazwisko.

Z dr偶膮cymi kolanami podesz艂a przywita膰 si臋 z Antufjewem, jego 偶on膮 i najstarszym synem. Wymieni­li uprzejmo艣ci. Zar贸wno gospodarz, jak i jego syn po­s艂ali Raiji przeci膮g艂e spojrzenie, natomiast pani domu potraktowa艂a j膮 jak powietrze.

Na twarzach przyby艂ych zastyg艂y u艣miechy. Jewgie­nij chwyci艂 偶on臋 pod 艂okie膰 i poprowadzi艂 do sali ba­lowej. Oleg szed艂 obok Raiji. M臋偶czy藕ni niczym tarcze chronili j膮 przed tymi, kt贸rych si臋 tak obawia艂a. Mia艂a wra偶enie, 偶e wszyscy si臋 na ni膮 patrz膮 szyderczo. Roz­paczliwie przypomina艂a sobie, 偶e przecie偶 Antufjewowie s膮 z pochodzenia ch艂opami, ale na niewiele si臋 to zda艂o. W tym kapi膮cym od bogactwa wn臋trzu nic bo­wiem nie wskazywa艂o na ich ch艂opskie korzenie. Mo­偶e Raija czu艂aby si臋 lepiej, gdyby w艂a艣ciciele pa艂acu oznaczali si臋 kiepskim gustem, ale tego z ca艂膮 pewno­艣ci膮 nie da艂o si臋 im zarzuci膰. Wszystko tu zdawa艂o si臋 mie膰 w艂a艣ciwe miejsce. Raija rozgl膮da艂a si臋 dyskretnie, staraj膮c si臋 zapanowa膰 nad ciekawo艣ci膮. Nie chcia艂a, by ktokolwiek pomy艣la艂, 偶e brakuje jej obycia. Uroda wn臋trza zapiera艂a jej jednak dech w piersiach. Gospo­darze przywi膮zywali wielk膮 wag臋 do pi臋kna, przy oka­zji wyra藕nie demonstruj膮c, 偶e nale偶膮 do najlepiej sytu­owanych obywateli w ca艂ej archangielskiej guberni.

Raija zawsze s膮dzi艂a, 偶e s膮 z Jewgienijem maj臋tni. Dopiero w zderzeniu z przepychem tego miejsca u艣wiadomi艂a sobie w pe艂ni, jak niewiele znacz膮 dla lu­dzi pokroju Antufjew贸w.

Przechadzali si臋 we troje po wielkiej sali, raz po raz zatrzymuj膮c i wymieniaj膮c uprzejmo艣ci. Raija przy­stawa艂a razem z Jewgienijem i Olegiem, ale nie odzy­wa艂a si臋. U艣miecha艂a si臋 tylko, nawet nie s艂uchaj膮c specjalnie, o czym rozmawiaj膮. Nie mog艂a oprze膰 si臋 wra偶eniu, 偶e przez pomy艂k臋 znalaz艂a si臋 w niew艂a艣ci­wym miejscu. Eleganckie damy przypomina艂y ptaki 艣ci艣ni臋te w gromadk臋. Zwr贸cone ku sobie, rozgl膮da艂y si臋 bystro, a ich usta otwiera艂y si臋 jak ptasie dzioby.

Zadzioba艂yby j膮 jak mewy, kt贸re w ten spos贸b wyklu­czaj膮 z gromady najs艂absze osobniki.

Raija odczu艂a pewn膮 ulg臋, gdy oto zn贸w otworzy­艂y si臋 drzwi i spojrzenia wszystkich skierowa艂y si臋 w stron臋 nowych go艣ci. Zewsz膮d rozleg艂y si臋 zaafero­wane szepty. Na twarzach zgromadzonych odmalo­wa艂o si臋 oburzenie. Raija popatrzy艂a w tym samym kierunku, co pozostali, ciekawa, kto wywo艂a艂 tak膮 konsternacj臋, i ujrza艂a kapitana statku z Lubeki, kt贸­ry nie zd膮偶y艂 wyp艂yn膮膰 z portu, nim mr贸z skul lo­dem morski szlak 偶eglugi. Kapitan nie mia艂 na pok艂a­dzie rodziny. Z艂o艣liwi b膮kali, 偶e w艂a艣nie dlatego utkn膮艂 w Archangielsku. Gospodarze poczuwali si臋 w obowi膮zku zaprosi膰 kapitana z obcego kraju, nie spodziewali si臋 jednak, 偶e zjawi si臋 na balu z kobie­t膮. Tymczasem on, lekko ju偶 podchmielony, przypro­wadzi艂 do Antufjew贸w kobiet臋 z gatunku tych, kt贸­re w towarzystwie przez delikatno艣膰 nazywano por­towymi mewami. Ta, przesadnie wystrojona, rozgl膮­da艂a si臋 doko艂a i u艣miecha艂a triumfalnie.

- O, nie, Dagnija... - j臋kn膮艂 Jewgienij. Raija zamkn臋艂a oczy, jakby chcia艂a odp臋dzi膰 mar臋, ale kiedy podnios艂a powieki, ta bynajmniej nie znik­n臋艂a. Raija nie mia艂a w膮tpliwo艣ci, 偶e przyby艂a w艂a艣nie jej szuka swym 艣widruj膮cym spojrzeniem. Szyderczy u艣miech w艂a艣nie dla niej by艂 przeznaczony. Bo Dagnija doskonale si臋 orientowa艂a, 偶e w tym gronie Ra­ija jest r贸wnie niepo偶膮danym go艣ciem jak ona.

- Nie znios臋 jej obecno艣ci! Je艣li ona zostanie, ja wy­chodz臋!

- Nie b膮d藕 dzieckiem! - szepn膮艂 Jewgienij i obr贸­ci艂 si臋 wraz z ni膮 ty艂em do Dagniji i jej zagranicznego przyjaciela, przepustki do lepszego 艣wiata. - Za­chowuj si臋 z godno艣ci膮. Nie jeste艣 tu gorsza od niko­go - doko艅czy艂 cicho.

Rai ja zamilk艂a. Jewgienij jej nie rozumia艂. Nie wy­tr膮ci艂a jej z r贸wnowagi sama obecno艣膰 Dagniji, cho膰 prawd膮 jest, 偶e nie przepada艂a za t膮 kobiet膮. Poczu艂a si臋 dotkni臋ta ze wzgl臋du na Wasilija. Mo偶e nie po­winno j膮 obchodzi膰, jaki uk艂ad panuje mi臋dzy tym dwojgiem, ale zachowanie Dagniji uwa偶a艂a za g艂臋bo­ko niesprawiedliwe wobec przyjaciela.

Unika艂a wzrokiem bratowej Wasilija, ale nie potra­fi艂a jednocze艣nie oprze膰 si臋 wyrzutom sumienia, 偶e zdradza sam膮 siebie. Oburzeni obecno艣ci膮 na balu Dagniji go艣cie z wy偶szych sfer okazywali w ten spos贸b pogard臋 dla wszystkich mieszka艅c贸w ubogiej dzielni­cy portowej. Raija, cho膰 podziela艂a niech臋膰 obecnych do tej kobiety, doskona艂e wiedzia艂a, 偶e w艣r贸d gminu napotka膰 mo偶na tak偶e ludzi dobrych i uczciwych.

Poczu艂a ulg臋, gdy zaproszono wszystkich do jadalni. Wniesiono p贸艂miski z 艂ososiem pod r贸偶nymi postacia­mi: solony z dodatkiem marynowanych warzyw, pie­czony, gotowany oraz w臋dzony. Podano te偶 dorsze. Poza tym zup臋 z 艂ososia i barszcz czerwony gotowany na mi臋sie i zabielany g臋st膮 艣mietan膮, na kt贸r膮 mogli so­bie pozwoli膰 tylko nieliczni. Na sto艂ach znalaz艂y si臋 te偶 pierogi z mi臋sem i warzywa zmieszane z mi臋sem i pachn膮cymi zio艂ami z dalekiego wschodu, nadaj膮cy­mi potrawie pikantny smak, a do mi臋s zaserwowano bia艂o偶贸lte m膮czne warzywa. Raija posmakowa艂a ich ciekawie, bo nigdy wcze艣niej takich nie jad艂a. Spodzie­wa艂a si臋, 偶e poczuje szczypanie w j臋zyk, tymczasem wyda艂y jej si臋 w艂a艣ciwie pozbawione smaku, md艂e. Go艣cie jednak spo偶ywali je z prawdziwym nabo偶e艅stwem.

- To ziemniaki - wyja艣ni艂 jej Oleg po cichu. - Ostat­ni krzyk mody. Warzywo to dotar艂o do Europy zza oceanu, z Ameryki. Te zapewne przywiezione zosta­艂y z Niemiec. Wszyscy si臋 tym teraz zajadaj膮, ale pew­nie ulegaj膮c modzie, bo raczej nie ze wzgl臋du na smak.

Raija, rozbawiona, wyszepta艂a bez respektu:

- Mo偶e podano je dlatego, by go艣膰 z Lubeki poczu艂 si臋 jak w domu?

Olegowi uda艂o si臋 zachowa膰 powag臋, ale i jego nie za艣lepi艂o 艣wiatowe 偶ycie. Uwa偶a艂, 偶e naje艣膰 si臋 mo偶­na tak偶e prostym po偶ywieniem.

Raija ju偶 w po艂owie posi艂ku poczu艂a si臋 syta.

- B臋dziemy mogli niebawem st膮d wyj艣膰? - zapyta艂a szeptem Jewgienija, kiedy wi臋kszo艣膰 go艣ci spo偶y艂a de­ser, na kt贸ry podano bliny ze 艣mietan膮 i moroszkami.

- Przecie偶 jeszcze si臋 tak naprawd臋 nie zacz臋艂o - odpowiedzia艂, rzucaj膮c jej ostrzegawcze spojrzenie.

Antufjew przez d艂ugi czas mieszka艂 we Francji. By艂 wykszta艂cony i obyty. Za punkt honoru postawi艂 so­bie, by tu, na ko艅cu 艣wiata, kultywowa膰 maniery i zwyczaje, jakie przyswoi艂 sobie za granic膮.

- Teraz pora na koniak - mrukn膮艂 Oleg. Raija nie zrozumia艂a w pierwszej chwili. Jewgienij nie uprzedzi艂 bowiem 偶ony, by jej dodatkowo nie denerwo­wa膰, 偶e po posi艂ku m臋偶czy藕ni przechodz膮 do osobnego pomieszczenia wypali膰 cygaro i wypi膰 kieliszek koniaku. Zaskoczona, bezradnie pod膮偶y艂a za paniami, kt贸re uda艂y si臋 do bocznego salonu na obiecan膮 odrobin臋 likieru. Stara艂a si臋 wtopi膰 w kr膮g kobiet, zaraz jednak poczu艂a si臋 odsuni臋ta na bok. Odnoszono si臋 do niej tak samo jak do Dagniji.

Staraj膮c si臋 nie rzuca膰 w oczy, co nie by艂o trudne w sytuacji, gdy wszyscy traktowali j膮 jak powietrze, wymkn臋艂a si臋 z salonu. Przesz艂a przez jadalni臋, gdzie s艂u偶膮cy, porz膮dkuj膮c sto艂y, raczyli si臋 resztkami, i skierowa艂a si臋 do holu. Nim ktokolwiek zd膮偶y艂 otworzy膰 jej drzwi, opu艣ci艂a pa艂ac.

Dopiero kiedy dochodzi艂a do Archangielska, u艣wia­domi艂a sobie, 偶e zapomnia艂a zmieni膰 trzewiki i w艂o偶y膰 wierzchnie okrycie. Ale znajdowa艂a si臋 ju偶 blisko mia­sta. Za 偶adn膮 cen臋 nie wr贸ci艂aby do pa艂acu Antufjew贸w. Uni贸s艂szy d贸艂 sukni, ruszy艂a biegiem przed siebie. Nad ni膮 b艂yska艂y ufnie gwiazdy, a na p贸艂nocno - zachodniej stronie nieba falowa艂a delikatnie polarna zorza.

10

- Na mi艂y B贸g! Co ty tu robisz? - zawo艂a艂 Wasilij, kiedy Raija, trz臋s膮c si臋 z zimna, wtargn臋艂a do jego cha­ty i zatrzasn膮wszy za sob膮 drzwi, opar艂a si臋 o nie. W艂a­艣ciwie dopiero teraz poczu艂a, jak bardzo zmarz艂a.

- Nie jeste艣 na balu u Antufjewa? Raija roze艣mia艂a si臋. Osun臋艂a si臋 w kucki, nie prze­staj膮c si臋 艣mia膰.

- Piotr, przyprowad藕 j膮 bli偶ej pieca! Zmarz艂a na ko艣膰.

W stanowczym g艂osie Wasilija pobrzmiewa艂 strach.

Raija dopiero teraz zauwa偶y艂a Piotra, kt贸ry sie­dzia艂 w mrocznym k膮cie przy piecu. Ch艂opak przy­bieg艂 po艣piesznie i wzi膮wszy j膮 na r臋ce, przeni贸s艂 ostro偶nie, jakby by艂a pi臋knym kryszta艂owym kielisz­kiem, z kt贸rego pija艂o si臋 koniak u Antufjewa.

Szcz臋kaj膮c z臋bami z zimna, popatrzy艂a na niego z wdzi臋czno艣ci膮.

Ch艂opiec ukl臋kn膮艂 i lekko si臋 rumieni膮c, 艣ci膮gn膮艂 jej z n贸g trzewiki, po czym zacz膮艂 rozciera膰 przemarz­ni臋te stopy. Dopiero po d艂u偶szej chwili Raija poczu­艂a k艂ucie w palcach i rozchodz膮ce si臋 powoli ciep艂o. Troch臋 odtaja艂a.

Poczu艂a si臋 do艣膰 niezr臋cznie, jakby nie na miejscu, mimo 偶e wiedzia艂a, i偶 znajduje si臋 w艣r贸d swoich.

- Przysz艂a艣 tak stamt膮d? - zapyta艂 zdumiony Wasilij, kt贸ry siedzia艂 wsparty na poduszce, a nogi mia艂 przykryte sk贸r膮.

Rai ja pokiwa艂a g艂ow膮 z min膮 dziecka przy艂apane­go na psocie.

- Pi臋kna suknia - zauwa偶y艂 z b艂yskiem w niebieskozielonych oczach. - Ale zapewne przyby艂a艣 tu nie tylko po to, 偶eby mi si臋 pokaza膰?

Raija pokr臋ci艂a g艂ow膮 i odpowiedzia艂a bez ogr贸dek:

- Nie wytrzyma艂am tam. Za wysokie progi jak na moje skromne nogi...

Roze艣mia艂 si臋 kr贸tko, zaraz jednak spowa偶nia艂.

- Nikomu nie powiedzia艂a艣, 偶e wychodzisz?

- M臋偶czy藕ni poszli do salonu na koniak - wyja艣ni艂a Raija, ju偶 troch臋 rozgrzana, krzy偶uj膮c r臋ce na piersiach.

Piotr przyni贸s艂 we艂niany, co prawda nie pierwszej czysto艣ci, koc i okry艂 nim Raij臋. A kiedy pos艂a艂a mu pe艂­ne wdzi臋czno艣ci spojrzenie, rozpromieni艂 si臋 uszcz臋艣li­wiony.

- Sta艂am sama w rogu, ignorowana przez zaproszo­ne damy z wy偶szych sfer, gaw臋dz膮ce we w艂asnym gronie, a w drugim rogu... - zamilk艂a i spojrza艂a na Wasilija. - Dagnija ju偶 z tob膮 nie mieszka?

Pokr臋ci艂 powoli g艂ow膮, nie zdradzaj膮c, jakie targa­j膮 nim uczucia, ale Raiji zdawa艂o si臋, 偶e dostrzeg艂a w jego twarzy cie艅 ulgi.

- Wysz艂y tylko pierwsze zapowiedzi - wyja艣ni艂. - Dagnija wprowadzi艂a si臋 tutaj tylko po to, by si臋 st膮d zaraz wyprowadzi膰. Niekt贸re kobiety bywaj膮 m艣ci­we. Chyba chcia艂a mi udowodni膰, 偶e ona te偶 mo偶e ode mnie odej艣膰. Ten jeden raz, kiedy jej potrzebo­wa艂em! Podobno otrzyma艂a lepsz膮 propozycj臋.

Wasilij skrzywi艂 si臋.

- Ona tam by艂a - powiedzia艂a Raija. - Razem ze swoj膮 lepsz膮 propozycj膮, pijanym kapitanem statku z Lubeki. To w艂a艣nie ona sta艂a w tym drugim k膮cie sama, ale widz膮c, 偶e i ja zosta艂am odtr膮cona przez to­warzystwo, mimo wszystko dobrze si臋 bawi艂a...

- Dzieciaki znowu pozosta艂y bez opieki - rzuci艂 z gorycz膮 Wasilij i odwr贸ciwszy si臋 do Piotra, popro­si艂: - M贸g艂by艣 zajrze膰 do chaty Dagniji? Najlepiej przyprowad藕 tu dzieci. B贸g raczy wiedzie膰, jak d艂u­go jej nie b臋dzie, a w ko艅cu to moi bratankowie.

Piotr skin膮艂 g艂ow膮 i po艣pieszy艂 do wyj艣cia.

- Mieszkaj膮 w gorszych warunkach ni偶 ja - wyja艣ni艂 Raiji Wasilij. - To nieodpowiedzialne z jej strony po­zostawia膰 dzieciaki same. Tylu tam si臋 kr臋ci 艂ajdak贸w!

Umilk艂 i przygl膮daj膮c si臋 Raiji przez chwil臋, rzek艂:

- Wiedzia艂em, 偶e b臋dziesz 艣licznie wygl膮da膰 w tym kolorze. Za艂o偶臋 si臋, 偶e by艂a艣 najpi臋kniejsz膮 kobiet膮 na balu.

Wzruszy艂a ramionami.

- C贸偶 to znaczy? - odpowiedzia艂a. - To wszystko jest takie ulotne.

- Nie dla mnie - sprzeciwi艂 si臋 Wasilij z przekona­niem. - Twoja uroda nie ga艣nie wraz z up艂ywem lat. Przeciwnie, jeste艣 coraz pi臋kniejsza. 呕a艂uj臋, 偶e nie za­ta艅czy艂a艣 w tej sukni.

- Nie potrzebuj臋 pokazywa膰 si臋 przed takimi lud藕­mi. Wola艂am pokaza膰 si臋 tobie.

Wasilij uda艂, 偶e nie s艂yszy. Obawiaj膮c si臋, 偶e roz­mowa zejdzie na niebezpieczne tory, zmieni艂 temat.

- Jewgienij przestraszy si臋, gdy zobaczy, 偶e znikn臋艂a艣. Wy艣l臋 tam Piotra, 偶eby go zawiadomi艂, gdzie jeste艣. Po­czeka na zewn膮trz, bo do 艣rodka i tak go nie wpuszcz膮.

- Nie - odpar艂a bezbarwnie Raija. - Dzi艣 ju偶 do艣膰 wpu艣cili niepo偶膮danych go艣ci. Jeszcze nigdy nie czu­艂am si臋 takim intruzem. A przecie偶 w og贸le nie mia­艂am ochoty tam i艣膰! Ciekawe, czy by mi uwierzyli, gdybym im to powiedzia艂a?

Wasilij popatrzy艂 na ni膮 z powag膮. Jej twarz po­kry艂a si臋 czerwonymi plamami, zapleciony warkocz, upi臋ty wcze艣niej w koron臋, opada艂 sm臋tnie. Suknia przemok艂a i ubrudzi艂a si臋 u do艂u.

Przygl膮daj膮c si臋 jej, zadawa艂 sobie pytanie, czy kto­kolwiek spo艣r贸d wytwornego towarzystwa zebrane­go na balu u Antufjew贸w zorientowa艂 si臋, jaki klej­not przebywa艂 w艣r贸d nich. Ale przecie偶 domy艣la艂 si臋 odpowiedzi.

- Powinienem poprosi膰 Piotra, 偶eby przyrz膮dzi艂 ci herbaty - ockn膮艂 si臋. - Ale mo偶e sama si臋 obs艂u偶ysz?

- Nie, dzi臋kuj臋 - odpar艂a Raija. Siedzia艂a nadal sku­lona pod we艂nianym kocem, raz po raz czuj膮c, jak wstrz膮saj膮 ni膮 dreszcze. Ale ciep艂o powoli bra艂o g贸r臋.

- Szybciej si臋 rozgrzejesz - namawia艂 Wasilij. Mia艂 nadziej臋, 偶e nie odmrozi艂a n贸g, ale nie wspo­mnia艂 o tym na glos.

Pokr臋ci艂a g艂ow膮.

- Mam te偶 koniak - za偶artowa艂. - I nie b臋d臋 taki jak ci ja艣nie panowie z wy偶szych sfer. Z przyjemno­艣ci膮 wypij臋 koniak w towarzystwie damy. W艂a艣ciwie nawet tak wol臋.

- Nie, dzi臋kuj臋! - odpowiedzia艂a zamy艣lona, a s艂o­wa, kt贸re doda艂a, Wasilij na d艂ugo zachowa艂 w pami臋­ci: - Nie powinnam si臋 teraz rozprasza膰. B臋d臋 po­trzebna. Nie mog臋 zawie艣膰.

Siedzia艂a otulona kocem.

Wasilij zamilk艂. W towarzystwie Raiji nie wpada艂 w panik臋, kiedy zalega艂a cisza. Ch臋tnie dzieli艂 z ni膮 ka偶d膮 chwil臋, nie ci膮偶y艂o mu nawet milczenie. Nigdy nie spotka艂 drugiej takiej kobiety.

Nagle drzwi otworzy艂y si臋 z trzaskiem i pojawi艂 si臋 w nich Piotr. Zalany 艂zami, ni贸s艂 na r臋kach ch艂opca, a za nim, zataczaj膮c si臋, wesz艂a chuda, potargana dziewczynka o jasnych w艂osach. Oczy mia艂a zaropia艂e, a jeden policzek zapuchni臋ty i siny.

Piotr po艂o偶y艂 ostro偶nie ch艂opca na kuchennym stole i szlochaj膮c, powtarza艂:

- On umrze, umrze...

- Co si臋 sta艂o? - krzykn膮艂 Wasilij i nim kto艣 go zd膮­偶y艂 powstrzyma膰, spu艣ci艂 poza kraw臋d藕 艂贸偶ka obie nogi.

Dziewczynka d艂ugo patrzy艂a na niego, jakby go nie poznawa艂a, a偶 wreszcie, szlochaj膮c rozdzieraj膮co, rzuci艂a si臋 do wujka i uwiesi艂a si臋 mu na szyi. Twarz mia艂a mokr膮 od 艂ez.

- Kiedy wszed艂em do ich chaty, zasta艂em tam trzech 艂otr贸w - zacz膮艂 opowiada膰 zdruzgotany Piotr. - Pija­nych w sztok. Spoili najpierw dzieci, a potem pobili i skopali ma艂ego Walerija. Do diab艂a, d藕gn膮艂em jedne­go w rami臋, drugiego powali艂em, a trzeci uciek艂.

- Co oni ci zrobili, Jelizawieto? - zapyta艂 Wasilij 艂agodnie. Ze wszystkich si艂 stara艂 si臋 opanowa膰, cho膰 wiele go to kosztowa艂o.

Dziewczynka p艂aka艂a i dygocz膮c na ca艂ym ciele, przyciska艂a twarz do piersi wujka. Nie chcia艂a na ni­kogo patrze膰.

Piotr, doros艂y ju偶 niemal m艂odzieniec, nie m贸g艂 si臋 uspokoi膰.

- Powinienem ich zabi膰! - odgra偶a艂 si臋. - Jak mo偶­na tak skrzywdzi膰 dzieci?

- Mamy nie by艂o w domu - odezwa艂a si臋 cienkim g艂osikiem Jelizawieta, jakby to wyja艣nia艂o wszystko. - Czy Walerij umrze?

Nikt nie potrafi艂 jej odpowiedzie膰. Woleli milcze膰.

Raija stan臋艂a przy stole, porozpina艂a ubranie ch艂opca i przykry艂a go kocem. Uchwyci艂a d艂onie nie­przytomnego i tylko na chwil臋 odrywaj膮c od niego wzrok, odszuka艂a spojrzeniem Piotra i nakaza艂a mu:

- Zagotuj wody. Du偶o wody. Wyk膮piemy ich obo­je. Wymyjemy do czysta.

I zn贸w zastyg艂a, nie wypuszczaj膮c d艂oni ch艂opca i nie wypowiadaj膮c ani jednego s艂owa.

Jakby z oddali dochodzi艂 j膮 p艂acz Jelizawiety i 艂a­godny g艂os Wasilija pocieszaj膮cego bratanic臋. S艂ysza­艂a krz膮tanin臋 Piotra nosz膮cego wod臋. Skrzypienie drzwi, stukni臋cie drewnianego wiadra o pr贸g.

Poza tym panowa艂a nocna cisza.

Piotr nastawi艂 ju偶 wod臋 do podgrzania, a kiedy spojrza艂 na Raij臋, zblad艂 i a偶 otworzy艂 usta, zdumio­ny. Ale Wasilij przy艂o偶y艂 palec do ust i nakaza艂 mu milczenie.

On zauwa偶y艂 ju偶 wcze艣niej, 偶e Raija stoi przy sto­le nieruchomo, a jej oddech staje si臋 coraz wolniej­szy. Poczu艂 napi臋cie w ca艂ym ciele.

Bola艂y go nogi, obawia艂 si臋, 偶e uszkodzi艂 je, gdy tak gwa艂townie si臋 poruszy艂. Ale jakie偶 to mia艂o znacze­nie? Siedzia艂 bez ruchu, bo Jelizawieta, zm臋czona szlo­chaniem, powoli zasypia艂a. Z jej ust czu膰 by艂o spiry­tus. Wszystko si臋 w nim gotowa艂o. Chcia艂by wiedzie膰, kto si臋 dopu艣ci艂 r贸wnie okrutnego wyst臋pku wobec dzieci. Gdyby m贸g艂, wybieg艂by w noc i zabi艂 drani. Nie zawaha艂by si臋, nawet gdyby przysz艂o mu si臋 czo艂­ga膰, ale nie m贸g艂 zostawi膰 Raiji w takim stanie.

Wasilij poczeka艂, a偶 ma艂a u艣nie, a kiedy us艂ysza艂 jej spokojny oddech, szepn膮艂 do Piotra, by pom贸g艂 mu j膮 u艂o偶y膰. Dziewczynka tak mocno zacisn臋艂a d艂onie na szyi Wasilija, 偶e sam nie m贸g艂 sobie poradzi膰. Uczepi艂a si臋 go kurczowo, jedynego cz艂owieka, kt贸­remu ufa艂a. By艂 dla niej jedynym doros艂ym, o kt贸rym wiedzia艂a, 偶e nigdy jej nie zawiedzie.

Piotr pom贸g艂, po czym usiad艂 przy Wasiliju. Obaj wpatrywali si臋 w Raij臋. Serca im wali艂y, z trudem da­wali wiar臋 temu, co widzieli na w艂asne oczy.

- Powiniene艣 si臋 po艂o偶y膰 - szepn膮艂 Piotr. Wasilij pokr臋ci艂 g艂ow膮.

- Jak d艂ugo to ju偶 trwa? - pr贸bowa艂 dowiedzie膰 si臋 ch艂opak.

- Nie wiem - odpowiedzia艂 chrapliwie Wasilij. - Ale popatrz na jej r臋ce!

D艂onie Raiji i Walerija otula艂o czerwone 艣wiat艂o, a ca艂a ubrana na niebiesko posta膰 zdawa艂a si臋 by膰 oto­czona ch艂odn膮 偶贸艂t膮 po艣wiat膮.

呕aden z m臋偶czyzn nie wspomnia艂 o tym; byli wprost pora偶eni tym, 偶e nie potrafili w 偶aden spos贸b wyja艣ni膰, sk膮d bierze si臋 贸w 偶ar wok贸艂 d艂oni Raiji.

- Ca艂y czas tak stoi, chyba si臋 zm臋czy艂a.

- Nie s膮dz臋 - odpar艂 z pow膮tpiewaniem Wasilij. - My艣l臋, Piotr, 偶e ona w og贸le nie wie, gdzie jest ani co si臋 z ni膮 dzieje...

Ch艂opak prze艂kn膮艂 艣lin臋. Zaciska艂 d艂onie w pi臋艣ci i otwiera艂 je. W ko艅cu wyj膮艂 z pochwy n贸偶 i o udo oczy艣ci艂 ostrze z plam krwi.

- Nigdy jeszcze nie ugodzi艂em nikogo no偶em - wy­szepta艂. - Ale on by艂 zwalisty jak ska艂a. Kiedy wsze­d艂em, gwa艂ci艂 ma艂膮 i rechota艂. Do ko艅ca 偶ycia b臋d臋 pami臋ta艂 jej krzyk...

Twarz Wasilija st臋偶a艂a. Pog艂臋bi艂y si臋 bruzdy na po­liczkach, a oczy pociemnia艂y z gniewu, trac膮c niebieskozielon膮 barw臋.

- Oni, Wasiliju, zbrukali ich oboje. Bo偶e, Jelizawieta ma dopiero dziesi臋膰 lat, jest jeszcze taka ma艂a. A Walerij jedena艣cie...

- To dzieci mojego brata, Piotrze. Nigdy nie wy­bacz臋 tego Dagniji. Nie oddam jej ich. Nie pozwol臋, 偶eby pozostawia艂a je na pastw臋 takich bydlak贸w. Chc臋 wiedzie膰, kto to by艂. Drogo mi za to zap艂ac膮...

Przepe艂nia艂a go 偶膮dza zemsty. A r贸wnocze艣nie czu艂 si臋 taki bezsilny. Nie m贸g艂 odwr贸ci膰 tego, co si臋 sta­艂o. Dobrze wiedzia艂, 偶e takich ran nie da si臋 do ko艅­ca zaleczy膰. Pozostan膮 na zawsze blizny, kt贸rych na­wet mi艂o艣膰 nie usunie.

Wasilij patrzy艂 na Raij臋 opromienion膮 niesamowi­tym 艣wiat艂em. Sta艂a niczym pos膮g. Wydawa艂a si臋 nie­obecna. Gdziekolwiek jednak teraz przebywa艂a, nie mo偶na jej by艂o pom贸c.

Przypomnia艂 sobie, jak powiedzia艂a, 偶e b臋dzie po­trzebna i nie powinna si臋 rozprasza膰. Jakby wiedzia艂a... Jakby nieprzypadkowo przyby艂a tu w ten mro藕ny ciemny wiecz贸r w samej tylko sukni bez peleryny, trz臋­s膮c si臋 z zimna. Jakby kto艣 skierowa艂 jej kroki do jego chaty. Jaka艣 si艂a, kt贸rej nie da艂o si臋 ogarn膮膰 rozumem.

Teraz sta艂a boso na pod艂odze, od kt贸rej ci膮gn膮艂 ch艂贸d, i nie rusza艂a si臋 od chwili, gdy uj臋艂a w swoje r臋ce d艂onie ma艂ego Walerija.

- Cokolwiek si臋 tu jeszcze zdarzy, nie wolno ci ni­komu o tym opowiada膰 - szepn膮艂 Wasilij do Piotra.

Ten tylko pokiwa艂 g艂ow膮 oniemia艂y. Ub贸stwia艂 Ra­ij臋 od dawna. Teraz jego podziw dla niej jeszcze wzr贸s艂.

Wasilij, obserwuj膮c go, zapragn膮艂, by i on m贸g艂 j膮 wielbi膰 z m艂odzie艅czym naiwnym oddaniem. Tym­czasem jego uczucia do niej by艂y du偶o g艂臋bsze.

Czuwali przez ca艂y czas i nas艂uchiwali uwa偶nie, dlatego te偶 nie usz艂o ich uwagi, 偶e Raija oddycha co­raz szybciej. Mimowolnie oddychali w tym samym tempie.

Kiedy zachwia艂a si臋, ch艂opak poderwa艂 si臋 tak gwa艂townie, 偶e omal sam nie upad艂. Przez ca艂y czas siedzia艂 spi臋ty i z艂apa艂 go kurcz mi臋艣ni.

Na szcz臋艣cie zd膮偶y艂 j膮 pochwyci膰.

- Po艂贸偶 j膮 na 艂awie - nakaza艂 mu Wasilij, zreszt膮 zupe艂nie niepotrzebnie, bo by艂o to jedyne miejsce w chacie, gdzie m贸g艂 j膮 u艂o偶y膰.

Piotr rozejrza艂 si臋 wok贸艂 bezradnie.

- Ona jest zupe艂nie zimna - wyszepta艂 pora偶ony strachem. - Lodowata, Wasiliju.

- W takim razie przenie艣 Walerija do mojego 艂贸偶­ka - poleci艂 Wasilij i uni贸s艂 si臋 na r臋kach, 偶eby prze­sun膮膰 si臋 do kraw臋dzi. Nie by艂o mu wygodnie, ale nie on by艂 teraz najwa偶niejszy.

Piotr wykona艂 polecenie i u艂o偶y艂 ch艂opca g艂ow膮 w nogach 艂贸偶ka Wasilija i okry艂 t膮 sam膮 sk贸r膮, kt贸r膮 otulona by艂a jego siostra.

Przyjrzeli si臋 mu, usi艂uj膮c dopatrzy膰 si臋 jakiej艣 zmiany, ale trudno im by艂o cokolwiek stwierdzi膰. Na twarzy i ca艂ym ciele dostrzegli ci臋te rany, straszliwe 艣lady okrutnego potraktowania.

Wasilij przez zaci艣ni臋te z臋by ciska艂 przekle艅stwa. 呕ar w jego oczach m贸g艂by stopi膰 偶elazo.

Piotr przykry艂 Raij臋 we艂nianym kocem i dok艂ada艂 co chwila do pieca. W chacie zrobi艂o si臋 gor膮co jak w 艂a藕ni.

Wasilij czu艂 si臋 bezradny. Nienawidzi艂 takiej sytu­acji. By艂 m臋偶czyzn膮 i nie lubi艂 siedzie膰 z za艂o偶onymi r臋kami.

Gdzie艣 tam przechadza艂o si臋 trzech zbir贸w, kt贸rzy sponiewierali dzieci jego brata. Gdy tylko o tym po­my艣la艂, d艂onie same mu si臋 zaciska艂y w pi臋艣ci. Prawa r臋ka mimowolnie pow臋drowa艂a w okolice bioder, gdzie zwykle mia艂 przymocowany n贸偶. Teraz jednak, od d艂u偶szego czasu le偶膮c w 艂贸偶ku, odpi膮艂 go, by si臋 nie pokaleczy膰.

Us艂yszeli parskanie konia i skrzypienie k贸艂 nadje偶­d偶aj膮cego wozu. Rozleg艂o si臋 gwa艂towne pukanie do drzwi chaty, po czym do 艣rodka wszed艂 Jewgienij.

- Jest tu mo偶e Rai ja? - zapyta艂 i nagle j膮 zauwa偶y艂. Cofn膮艂 si臋 i zawo艂a艂 Olega. - Jak ona, u diab艂a, si臋 tu­taj dosta艂a? - rzuci艂, wszed艂szy ponownie, a w jego g艂osie pobrzmiewa艂 gniew, pierwsze, co poczu艂, gdy ust膮pi艂 strach.

- Przysz艂a pieszo - odpowiedzia艂 Wasilij, wskazu­j膮c na przemoczone i zab艂ocone trzewiki. Obcas u jednego ca艂kiem si臋 wykrzywi艂, jedna z b艂臋kitnych kokardek odpad艂a, a druga sm臋tnie zwisa艂a. - Usi膮d藕! - zaproponowa艂 Wasilij.

Jewgienij usiad艂, a gdy do chaty wszed艂 zdyszany Oleg, wsp贸lnie wys艂uchali Wasilija, kt贸ry cichym g艂osem opowiedzia艂 im, co si臋 sta艂o.

- Dagnija z kapitanem 鈥濴orelei鈥 zostan膮 zapewne na balu do samego ko艅ca - rzuci艂 Jewgienij zm臋czo­nym g艂osem.

- Zbulwersowali ca艂e towarzystwo - doda艂 Oleg, si­l膮c si臋 na weso艂o艣膰. Ale nikogo to nie rozbawi艂o.

- Sk膮d ci przysz艂o do g艂owy szuka膰 jej tutaj? - za­pyta艂 Wasilij.

- Najpierw szukali艣my gdzie indziej, ale potem uznali艣my, 偶e tylko tutaj mog艂a przyj艣膰. Pomy艣la艂em, 偶e chcia艂a ci pokaza膰 sukni臋 - powiedzia艂 Jewgienij, obrzucaj膮c go pe艂nym b贸lu spojrzeniem.

Wasilij prze艂kn膮艂 艣lin臋.

- Rai ja zachowywa艂a si臋 jako艣 dziwnie - odezwa艂 si臋 cicho.

Nie zamierza艂 wspomnie膰 nawet jednym s艂owem, 偶e Jewgienij poniek膮d ma racj臋. Nigdy nie powie, 偶e rozmawiali o sukni.

- Wydaje mi si臋, 偶e ona czu艂a, 偶e b臋dzie tu potrzeb­na. Nawet co艣 takiego wspomnia艂a na kr贸tko przed powrotem Piotra z dzie膰mi. A przecie偶 nie mog艂a o niczym wiedzie膰.

Jewgienij tylko pokiwa艂 g艂ow膮. Kiedy chodzi艂o o niezwyk艂e umiej臋tno艣ci jego 偶ony, przyjmowa艂 wszystko bez 偶adnych w膮tpliwo艣ci. Nic nie wydawa­艂o mu si臋 zbyt dziwne, by nie m贸g艂 w to uwierzy膰. Niczego nie nazywa艂 k艂amstwem.

- Teraz mo偶emy tylko czeka膰 - powiedzia艂. - By艂a zimna?

Piotr potwierdzi艂.

- A jak ch艂opiec? - zapyta艂 Jewgienij. Nie wiedzieli, nie mogli wiedzie膰.

- Powoli nad Archangielskiem noc ust膮pi艂a miejsca 艣witowi.

Raija obudzi艂a si臋 pierwsza, obola艂a na ca艂ym cie­le, zmarzni臋ta, ze 艣cierpni臋tymi nogami. Po straszli­wym b贸lu g艂owy domy艣li艂a si臋, co si臋 wydarzy艂o.

- Gdzie ja jestem? - zapyta艂a p贸艂przytomna, a gdy usiad艂a i zobaczy艂a wok贸艂 siebie znajome twarze, zm臋czone i powa偶ne, przypomnia艂a sobie wszystko.

- Co z ch艂opcem? - zapyta艂a. - Jak si臋 czuj膮 dzieci?

- 艢pi膮 - odpowiedzia艂 jej Wasilij. Siedzia艂 tak samo, jak zapami臋ta艂a, zanim straci艂a 艣wiadomo艣膰.

- Musia艂am tu przyj艣膰 - wyja艣ni艂a, napotkawszy spojrzenie Jewgienija. Ten tylko pokiwa艂 g艂ow膮.

Raija wiedzia艂a, 偶e nigdy nie b臋dzie potrafi艂a mu tego dok艂adniej wyja艣ni膰. Ani jemu, ani komukol­wiek. To proste wyt艂umaczenie musi wystarczy膰.

Rozejrza艂a si臋 po niewielkiej izbie i popatrzywszy po kolei po twarzach zgromadzonych tu m臋偶czyzn, doda艂a:

- Musz臋 zosta膰 tu tak d艂ugo, p贸ki dzieci si臋 nie obudz膮. Musz臋 si臋 nimi zaj膮膰, trzeba b臋dzie sprowa­dzi膰 do nich lekarza...

Wasilij potrz膮sn膮艂 g艂ow膮.

- Lekarza nie - rzek艂 sztywno.

- Wasilij ma racj臋. Sko艅czy si臋 na tym, 偶e obarcz膮 win膮 za wszystko jego i Piotra - uzna艂 z gorycz膮 Oleg.

Raija prze艂kn臋艂a 艣lin臋.

- Mam w domu troch臋 zi贸艂. Mo偶e b臋d膮 mi potrzeb­ne. Nie wiem, na ile to pomog艂o...

Oleg przyni贸s艂 ze swej chaty jedn膮 z codziennych sukni Toni. Nie by艂a wcale zniszczona, bo Toni膮 nie lubi艂a nosi膰 sukien i nawet jako m臋偶atka najch臋tniej zak艂ada艂a spodnie, kiedy Oleg przebywa艂 na morzu.

Potem pojecha艂 razem z Jewgienijem nad Dwin臋. Musieli uspokoi膰 Lin臋, kt贸ra na pewno ju偶 niecierpli­wie ich wygl膮da艂a, a tak偶e przywie藕膰 zio艂a, o kt贸re prosi艂a Rai ja.

- We藕cie wszystkie! - przykaza艂a im Rai ja, nim wy­ruszyli. - Nigdy nie wiadomo, co si臋 mo偶e przyda膰.

Sama nie mia艂a nawet czasu, 偶eby zdj膮膰 balow膮 suk­ni臋 i przebra膰 si臋. Zwi膮za艂a jedynie w艂osy w ciasny w臋­ze艂 i napi艂a si臋 s艂abej herbaty, kt贸r膮 poda艂 jej Piotr.

- Zabi艂abym te bestie - sykn臋艂a, a patrz膮c na 艣pi膮­ce dzieci, zapyta艂a: - Ile maj膮 lat?

Poblad艂a, kiedy si臋 dowiedzia艂a. Twarz jej st臋偶a艂a. Po­dobnie jak Wasilij poczu艂a gwa艂towny przyp艂yw niena­wi艣ci. Po chwili jednak odezwa艂a si臋 ze wsp贸艂czuciem:

- Biedna Dagnija.

- Biedna? - Wasilij spojrza艂 na ni膮 os艂upia艂y. - O czym ty w og贸le m贸wisz? Przecie偶 to ona zosta­wi艂a dzieci same! To do niej przyszli ci m臋偶czy藕ni!

I ty jej jeszcze 偶a艂ujesz?

- Nie mog艂a tego przewidzie膰 - odpar艂a Rai ja ci­cho. - Nikt by czego艣 takiego nie przewidzia艂. Dla niej to straszliwy cios...

Wasilij za艣mia艂 si臋 z gorycz膮.

- Jak widzisz, ta kochaj膮ca matka nie zjawi艂a si臋 jeszcze po swoje dzieci. Jak my艣lisz, dlaczego? Ponie­wa偶 kot艂uje si臋 w kapita艅skiej kajucie na statku 鈥濴o­relei鈥 z Lubeki! Ona dorasta艂a w portowych uliczkach. Doskonale wie, przed jakimi m臋偶czyznami ods艂ania swe wdzi臋ki. Mo偶esz by膰 pewna, 偶e zdaje sobie spra­w臋, kto do niej zachodzi. A mimo to pozostawi艂a dzie­ci same. Nigdy jej tego nie wybacz臋. Uwa偶am, 偶e po­nosi odpowiedzialno艣膰 za to, co si臋 sta艂o.

- Nie wolno ci tak my艣le膰, Wasiliju - pr贸bowa艂a jej broni膰 Rai ja.

- Wystarczaj膮co d艂ugo mieszka艂em w ciasnych za­u艂kach, by zna膰 ciemne strony 偶ycia. Jelizawieta i Walerij nie s膮 pierwszymi zgwa艂conymi dzie膰mi. I pew­nie nie ostatnimi. Tam po艣r贸d ponurych ruder nie brakuje 艂otr贸w zdolnych do najgorszych czyn贸w. S膮 bezkarni. Nie udaj臋, 偶e tego nie widz臋 i nie s艂ysz臋, Wiem o tym! Ty jeste艣 wielkoduszna i troch臋 naiw­na. Nie uwierzy艂aby艣, nawet gdybym ci o tym opo­wiedzia艂. Dagniji nie trzeba tego t艂umaczy膰. Dlatego wini臋 j膮 za to, co si臋 sta艂o.

Na tym zako艅czyli rozmow臋, pozostaj膮c ka偶de przy swoim zdaniu. Raija nie zgadza艂a si臋 z tym, 偶eby ca艂膮 win膮 obarcza膰 Dagnij臋. Mimo 偶e jej nie lubi艂a, nie potrafi艂a jej pot臋pi膰. Sama przecie偶 tak偶e by艂a matk膮.

Przygotowa艂a gor膮c膮 k膮piel w s膮siedniej izdebce. W niewielkim pomieszczeniu szybko si臋 nagrza艂o. Kiedy Jelizawieta obudzi艂a si臋, Wasilij przekona艂 j膮, by posz艂a z Raij膮, kt贸rej mo偶e w pe艂ni zaufa膰.

Raija wyk膮pa艂a wi臋c wychudzon膮 dziewczynk臋. Z trudem panowa艂a nad sob膮, patrz膮c na sponiewie­rane i obite cia艂o dziecka. Stara艂a si臋 jednak zachowa膰 spok贸j, bo Jelizawieta przez ca艂y czas nie spuszcza艂a z niej wzroku. Wysuszona po k膮pieli, dziewczynka przem贸wi艂a:

- Wiem, kim jeste艣 - rzek艂a. - Piotr nazywa ci臋 Ca­ryc膮. Nie jeste艣 ni膮, ale on powiada, 偶e w ca艂ej Rosji tylko ty nadajesz si臋 na prawdziw膮 caryc臋.

- Piotr opowiada r贸偶ne bzdury - odpar艂a Raija i przedstawi艂a si臋. - Je艣li trudno ci b臋dzie wym贸wi膰 moje imi臋, mo偶esz wo艂a膰 na mnie Raisa.

- A mog臋 m贸wi膰 na ciebie Caryca? Raija nie potrafi艂a jej tego odm贸wi膰. Nie chcia艂a t艂umi膰 niemej nadziei w oczach dziecka.

- Mo偶esz, kochanie. Ja b臋d臋 si臋 do ciebie zwraca膰 Jelizawieto, dobrze?

Dziewczynka kiwn臋艂a g艂ow膮.

Raija za艂o偶y艂a jej halk臋 Toni, sukni臋, grube we艂nia­ne po艅czochy i majtki z koronkami. By艂a pewna, 偶e ma艂a jeszcze nigdy nie mia艂a na sobie takich 艂adnych ubra艅, bo drobne r膮czki ci膮gle dotyka艂y koronek.

- Piotr kocha si臋 w tobie - poinformowa艂a Jelizawieta, patrz膮c na Raij臋 z zachwytem. - Wasilij tak偶e - doda艂a. - Zreszt膮, rozumiem ich - ci膮gn臋艂a po chwi­li namys艂u. - Naprawd臋 jeste艣 jak caryca.

Raija rozczesywa艂a ko艂tuny we w艂osach dziew­czynki. Kilka razy musia艂a j膮 mocniej poci膮gn膮膰, co na pewno j膮 zabola艂o, ale Jelizawieta nawet nie j臋k­n臋艂a. Pewnie przywyk艂a do brutalnego traktowania. Zaplataj膮c ma艂ej dwa chude warkoczyki, Raija czu艂a, 偶e serce jej krwawi. Zapragn臋艂a wzi膮膰 do siebie t臋 skrzywdzon膮 istot臋 razem z jej bratem. Otworzy膰 im drzwi swojego domu i zapewni膰 poczucie bezpie­cze艅stwa. Ofiarowa膰 im dzieci艅stwo: codzienn膮 stra­w臋, odzienie i rado艣膰. Oparcie w 偶yciu.

P贸ki co musia艂a odsun膮膰 od siebie te my艣li. Dzie­ci maj膮 przecie偶 matk臋. Dobr膮 czy z艂膮, nie jej to oce­nia膰. Nie ma prawa twierdzi膰, 偶e na miejscu Dagniji zrobi艂aby dla tych dzieci wi臋cej. Ale 偶a艂o艣膰 w jej ser­cu nie ust臋powa艂a.

- Co, u diab艂a, ta suka wyrabia z moim dzieckiem? - rozleg艂 si臋 nagle wrzask Dagniji, kt贸ra kopn臋艂a drzwi i wtargn臋艂a do 艣rodka.

Jelizawieta skuli艂a si臋. Siedzia艂a cichutko jak mysz­ka, jakby chcia艂a sta膰 si臋 niewidzialna.

- Do cholery, Wasiliju, jakim prawem, zabierasz mi z domu moje dzieciaki?

Piotr wymierzy艂 jej siarczysty policzek. A偶 plasn臋艂o. Zanim zd膮偶y艂a si臋 ockn膮膰 ze zdumienia, chwyci艂 j膮 za nadgarstki i posadzi艂 na sto艂ku. Opar艂szy r臋ce na jej ramionach, niemal na sil臋 j膮 przytrzyma艂. Dagnija najwyra藕niej si臋 tego po nim nie spodziewa艂a.

- Teraz pos艂uchaj, durna kobieto - odezwa艂 si臋 twardo ten zwykle 艂agodny m艂odzieniec i opowie­dzia艂 wszystko po kolei, bez owijania w bawe艂n臋.

Dagnija wybuchn臋艂a p艂aczem.

- Twoje 艂zy nie robi膮 na mnie 偶adnego wra偶enia - rzuci艂 jej Wasilij. - Mo偶esz sobie nawet wyp艂aka膰 oczy, Dagnijo. Mnie to nie wzrusza.

- Co ona tutaj robi?

Piotr odpowiedzia艂 i tym razem.

Dagnija zamilk艂a. D艂ugo wpatrywa艂a si臋 w Walerija. Wydawa艂o si臋, 偶e 艣pi spokojnie, ale nikt tak na­prawd臋 nie wiedzia艂, jaki jest jego stan. Potem spoj­rza艂a na c贸rk臋 i dostrzeg艂a za ni膮 stoj膮c膮 w cieniu Raij臋.

- Kto to by艂? - zapyta艂a chrapliwie. Piotr nie kryl tego przed ni膮.

- Dzieci zostan膮 tutaj - oznajmi艂 na koniec Wasi­lij. - Nie pozwol臋 ci ich zabra膰 z powrotem do tej no­ry. Nie pozwol臋, by dzieci mojego brata przebywa艂y tam, gdzie grozi im krzywda ze strony twoich zna­jomk贸w.

Dagnija tylko pokiwa艂a g艂ow膮, jakby my艣lami by­艂a gdzie艣 daleko. Wstaj膮c, zachwia艂a si臋.

- Wr贸c臋 tu - powiedzia艂a. - Teraz musz臋 i艣膰, ale wr贸c臋! Zaopiekuj si臋 nimi, Wasiliju!

Zatrzyma艂a si臋 na chwil臋 w drzwiach i rzuci艂a na odchodnym:

- Powinnam by艂a tu zosta膰! I ju偶 jej nie by艂o.

- Zimna jak l贸d - podsumowa艂 j膮 Wasilij z pogard膮.

- Mylisz si臋 - zaprzeczy艂a Raija.

11

Ten dzie艅 na d艂ugo zapad艂 w pami臋ci mieszka艅c贸w ubogiej dzielnicy portowej Archangielska. Uczestni­cy balu u Antufjewa tak偶e wspominali go ze zgroz膮, acz nie bez swoistej satysfakcji. 鈥濧 nie m贸wi艂em, 偶e po takich mo偶na si臋 wszystkiego spodziewa膰?鈥 - po­wtarza艂 ten i 贸w, potrz膮saj膮c g艂ow膮. Szybko jednak zaj臋艂y ich inne sprawy.

Ale biedota z ciasnych uliczek i zau艂k贸w d艂ugo nie mog艂a si臋 otrz膮sn膮膰. To, co si臋 sta艂o, mog艂o przecie偶 spotka膰 ka偶dego z nich.

Rai ja, kt贸ra pozosta艂a w chacie Wasilija, przygoto­wa艂a posi艂ek, wykorzystuj膮c wszystko, co znalaz艂a w kuchni, Piotra za艣 wys艂a艂a po zakupy.

Ma艂a Jelizawieta rzuci艂a si臋 艂apczywie na jedzenie. Serce p臋ka艂o Raiji, gdy patrzy艂a na to wyg艂odzone dziecko, zlizuj膮ce mas艂o z posmarowanych kromek chleba i czujnie broni膮ce dost臋pu do swojej miski. Dziewczynka zachowywa艂a si臋 tak, jakby bala si臋, 偶e kto艣 jej zabierze jedzenie. Nie przywyk艂a jednak do tego, by najada膰 si臋 do syta. Pod wp艂ywem silnego b贸­lu brzucha skuli艂a si臋 i wypu艣ci艂a z r膮k misk臋.

- Nikt ci nie zabierze jedzenia - t艂umaczy艂 jej cierp­liwie Piotr, ale dziewczynka patrzy艂a podejrzliwie, tak偶e jemu nie dowierzaj膮c.

- Nasma偶臋 blin贸w - obieca艂a Raija.

- Nie mam jajek - odezwa艂 si臋 Wasilij.

- To si臋 o nie wystaram. Zdob臋d臋, cho膰by nie wiem co! Rai ja spojrza艂a na niego ze z艂o艣ci膮 i zn贸w wys艂a艂a Piotra po zakupy, a potem upiek艂a bliny ze 艣mietan膮 i owocami.

Tymczasem wr贸ci艂 Oleg i przywi贸z艂 z chaty nad Dwin膮 zio艂a, o kt贸re prosi艂a Raija, a tak偶e odzie偶, ko­ce oraz jedzenie.

- Jewgienij przypuszcza, 偶e przez jaki艣 czas tutaj zostaniesz - wyja艣ni艂, ale jego spojrzenie wyra偶a艂o pow膮tpiewanie, czy Raija post臋puje rozs膮dnie, anga­偶uj膮c si臋 a偶 tak bardzo. Domy艣li艂a si臋, 偶e Jewgienij nie jest tym zachwycony. Dobrze zna艂a m臋偶a. Ale w tej chwili co innego by艂o wa偶niejsze. Jewgienij zro­zumie, je艣li si臋 nad tym zastanowi, 偶e Raija nie robi tego dla Wasilija. Jego udzia艂 w tych zdarzeniach jest przypadkowy.

- Owszem, pozostan臋 tu tak d艂ugo, jak d艂ugo b臋d臋 potrzebna - odpar艂a. - A jak radzi sobie Lina?

Oleg wzruszy艂 ramionami.

- Powiedzia艂a tylko, 偶e cieszy si臋, i偶 Olga mieszka razem z wami.

- Nie powiniene艣 jej tutaj przywozi膰 - oznajmi艂a Raija w przyp艂ywie szczero艣ci.

- Mo偶e... - urwa艂 i zaraz zmieni艂 temat: - Je艣li b臋­dziesz potrzebowa艂a pomocy, koniecznie daj mi zna膰.

Uca艂owa艂 Raij臋 w oba policzki, a na odchodnym u艣miechn膮艂 si臋 i dorzuci艂:

- Coraz bardziej dorastasz do przydomku, jaki ci nada艂 lud.

- Nie m贸w tak - poprosi艂a Raija. Walerij majaczy艂 przez sen, w k贸艂ko powtarzaj膮c jedno s艂owo: 鈥濶ie鈥. Wykrzykiwa艂 je, szlocha艂, b艂aga艂, szepta艂, mamrota艂. 鈥濶ie鈥 i 鈥瀗ie鈥. Spocony, rzuca艂 si臋 na 艂贸偶ku i bi艂 na o艣lep r臋koma.

Piotr wsp贸lnie z Raij膮 przenie艣li Wasilija na wysu­wan膮 艂aw臋. Posadzili go tak, by nogi mia艂 u艂o偶one r贸wno. Mieli nadziej臋, 偶e nastawili prawid艂owo t臋 no­g臋, kt贸ra skrzywi艂a si臋 troch臋, kiedy ni膮 tak gwa艂tow­nie poruszy艂.

Rai ja przyk艂ada艂a r臋ce w miejscach, gdzie by艂y z艂a­mania, ale nadaremnie.

- Nic si臋 nie dzieje - westchn臋艂a. - Zupe艂nie tak sa­mo jak ostatnio, kiedy zdarzy艂 si臋 wypadek. Wtedy te偶 nie potrafi艂am ci pom贸c.

- Nie mog艂a艣 te偶 pom贸c Michai艂owi - przypomnia艂 jej Wasilij.

- Ani sobie - doda艂a. - Jewgienija uratowa艂am. Nie ma na to 偶adnej regu艂y. Chyba nie mog臋 u偶y膰 swoich zdolno艣ci wobec tych, na kt贸rych mi bardzo zale偶y...

Urwa艂a, jakby u艣wiadamiaj膮c sobie, 偶e powiedzia­艂a za du偶o.

Ale na twarzy Wasilija pojawi艂 si臋 u艣miech.

- Rozumiem, co mia艂a艣 na my艣li - powiedzia艂. - Nie karmi臋 si臋 ju偶 p艂ochymi nadziejami! Wiem, 偶e uwa偶asz mnie za swojego przyjaciela. Zreszt膮 nicze­go wi臋cej nie oczekuj臋... ju偶 nie...

- Nie ja sama wybieram, komu powinnam pom贸c - wyja艣ni艂a Raija. - Te si艂y nap艂ywaj膮 do mnie... jakby kto艣 kierowa艂 mn膮 od zewn膮trz. To si臋 dzieje poza mn膮. Chcia艂abym zrozumie膰, ale nie potrafi臋. Pewnie przerasta to m贸j rozum.

- A mo偶e po prostu jeste艣 po to, by pom贸c tym, kt贸rzy najbardziej tej pomocy potrzebuj膮, i nie mo偶esz marnotrawi膰 si艂 na l偶ejsze przypadki - pr贸bowa艂 wyja艣ni膰 Wasilij.

Rai ja nie mog艂a ani potwierdzi膰, ani zaprzeczy膰. Wci膮偶 sta艂a w obliczu zagadki.

- Najwa偶niejsze, 偶e Walerij 偶yje! A nie wiadomo, co by si臋 z nim sta艂o, gdyby nie twoja pomoc, Raiju - Raiso, najlepsza przyjaci贸艂ko, Bykowa, Caryco.

Raija zareagowa艂a u艣miechem na t臋 wyliczank臋, bo w ustach Wasilija wszystkie okre艣lenia, nawet te, kt贸­re jej nie przys艂ugiwa艂y, brzmia艂y jak najpi臋kniejsza muzyka.

- Powinni艣my go umy膰, 偶eby by艂 czysty, kiedy si臋 obudzi - oznajmi艂 Wasilij, spogl膮daj膮c na bratanka zatroskany. Kocha艂 szczerze te dzieciaki i troszczy艂 si臋 o nie.

- Masz racie - pokiwa艂a g艂ow膮 Raija. - Ale ja nie mog臋 tego uczyni膰. Gdyby si臋 ockn膮艂, prze偶y艂by szok, 偶e zn贸w kto艣 obcy go dotyka.

Ch艂opcem zaj膮艂 si臋 wi臋c Piotr. Wymy艂 go dok艂adnie, a potem osuszy艂 i opatrzy艂 rany. Ubranego w nazbyt obszerne du偶e ubrania Wasilija, po艂o偶y艂 z powrotem do 艂贸偶ka. Otuli艂 go kocem i pozwoli艂 mu dalej spa膰.

Jelizawieta doko艅czy艂a je艣膰 wystyg艂膮 ju偶 zup臋 i do­sta艂a dok艂adk臋 - chleb posmarowany grubo mas艂em. Na艂o偶y艂a te偶 sobie blin贸w, kt贸rych ju偶 nie da艂a rady zje艣膰. Zabra艂a wi臋c talerz i postawi艂a przy 艂贸偶ku. Po­tem po艂o偶y艂a si臋 obok brata i przytuli艂a do niego. Na chwil臋 zamkn臋艂a oczy, ale zaraz podnios艂a powieki i popatrzy艂a kolejno na Wasilija, Raij臋 i Piotra.

- Drzwi zamkni臋te? - zapyta艂a. Piotr przekr臋ci艂 klucz w zamku i szarpn膮艂 klamk膮, 偶eby pokaza膰 dziewczynce, 偶e si臋 nie otwieraj膮.

Dopiero w贸wczas odwa偶y艂a si臋 zn贸w po艂o偶y膰.

- Zostaniecie tutaj? - upewnia艂a si臋 jeszcze.

- Zostaniemy - przyrzek艂a jej Raija. - Tutaj jeste­艣cie bezpieczni, Jelizawieto. B臋dziemy was pilnowa膰.

Dziewczynka westchn臋艂a i zamkn臋艂a oczy. D艂ugo jeszcze le偶a艂a spi臋ta. Nas艂uchiwa艂a, udaj膮c, 偶e 艣pi, p贸­ki nie by艂a ca艂kowicie pewna, 偶e nic jej nie grozi.

Raija czu艂a, jak serce jej krwawi. Zm臋czona, sie­dzia艂a w swojej niebieskiej sukni balowej i mimowol­nie na co艣 czeka艂a. Mia艂a 艣wiadomo艣膰, 偶e jej zadanie nie dobieg艂o jeszcze ko艅ca.

Z艂膮czeni w b贸lu i gniewie, niewiele rozmawiali ze sob膮. By膰 mo偶e widzieli blask na tle nieba, ale uzna­li zapewne, 偶e to zorza polarna i nie zainteresowali si臋 bli偶ej.

Pierwszy poderwa艂 si臋 Piotr i podszed艂 bli偶ej okna. Zmru偶ywszy oczy, wpatrywa艂 si臋 w mrok.

- Chyba si臋 pali... - powiedzia艂. Raija drgn臋艂a i w jednej chwili by艂a na nogach.

Wspi臋艂a si臋 na palce, 偶eby co艣 dojrze膰.

- To gdzie艣 ko艂o nas - rzuci艂 z gorycz膮 Piotr. - Do­my stoj膮 tak blisko jeden przy drugim. Po偶ar si臋 艂a­two rozprzestrzeni. Trudno b臋dzie ugasi膰. Du偶o lu­dzi mo偶e zosta膰 bez dachu nad g艂ow膮... Ciekawe, czy studnie nie zamarz艂y...

Wasilij przez d艂u偶sz膮 chwil臋 nic nie m贸wi艂. Uni贸s艂 si臋 na ramionach i obserwowa艂. A kiedy opad艂 z po­wrotem na 艂aw臋, poszuka艂 wzrokiem twarzy Raiji. Pa­trzy艂a na niego spokojnie, ale oczy mia艂a mokre od 艂ez.

- Id藕 tam, Piotr - odezwa艂 si臋 cicho Wasilij. - Zo­bacz, czy nie trzeba pom贸c. Przygotuj si臋 na to, 偶e pali si臋 u Dagniji.

Piotr, os艂upia艂y, oderwa艂 si臋 od okna.

- Mo偶e masz racj臋 - przyzna艂 przera偶ony. Szybko zarzuci艂 kurtk臋 i czapk臋 i ju偶 go nie by艂o.

- Co ona sobie my艣li? Chce tak po prostu uciec od tego wszystkiego? Jak mo偶e? - odezwa艂 si臋 gniewnie Wasilij, ale w jego g艂osie pobrzmiewa艂a niepewno艣膰. Szuka艂 odpowiedzi u Raiji.

- Po偶egna艂a si臋 - odrzek艂a Raija, nastawiaj膮c samo­war. Musia艂a zaj膮膰 czym艣 r臋ce. Nie mog艂a siedzie膰 bezczynnie. A herbata jest dobra na wszystko... - Nie s艂ysza艂e艣? - zapyta艂a. - Prosi艂a przecie偶, 偶eby艣 si臋 za­opiekowa艂 dzie膰mi.

- M贸wi艂a, 偶e wr贸ci - wtr膮ci艂 Wasilij.

- Wa偶ne by艂y te s艂owa, kt贸re z takim naciskiem wypowiedzia艂a wcze艣niej. Tak偶e i to, 偶e powinna by­艂a tu zosta膰. Ona ju偶 tutaj podj臋艂a decyzj臋.

- Wiedzia艂a艣 i nic nie m贸wi艂a艣?

- To jej decyzja! Gdybym powiedzia艂a, co podej­rzewam, wy艣mia艂by艣 mnie, 偶e mam przywidzenia. Zreszt膮 nie wiemy jeszcze na pewno, czy pali si臋 cha­ta Dagniji. To tylko domys艂y.

Zamilk艂a.

- Poza tym - podj臋艂a po chwili, dok艂adnie wa偶膮c s艂owa - zdaje mi si臋, 偶e ona mia艂a co艣 do zrobienia. Co艣, w czym nikt nie m贸g艂 jej wyr臋czy膰. Nie wiem, Wasiliju, ale tak mi si臋 zdaje.

- Potrafisz przewidzie膰, co si臋 wydarzy w przysz艂o­艣ci? - zapyta艂 Wasilij z powag膮.

Raija pokr臋ci艂a g艂ow膮.

- Wyczuwam raczej nastroje... Chyba zosta艂am ob­darzona sz贸stym zmys艂em... Cz臋sto zgaduj臋 w艂a艣ci­wie, czasami si臋 myl臋. Ale moc膮 nie potrafi臋 kierowa膰. Ona kieruje mn膮. Pojawia si臋, jest, nie mam na to 偶adnego wp艂ywu.

- Mo偶esz jedynie jej u偶y膰 - rzuci艂 Wasilij cicho.

- Tak, jedynie u偶y膰 - przyzna艂a mu racj臋.

Nala艂a herbaty, pili w milczeniu, mimowolnie kie­ruj膮c wzrok na czerwon膮 艂un臋 i szary dym odcinaj膮­ce si臋 na tle czarnego nieba.

- Czy偶by po偶ar si臋 rozprzestrzeni艂? - zastanawia艂 si臋 przestraszony Wasilij. - Tam jest taka ciasna za­budowa!

Poza tym wieje, pomy艣la艂a Raija. P艂omienie 艂atwo si臋 rozprzestrzeniaj膮. Wystarczy iskra przeniesiona z jednej drewnianej chaty na drug膮. Do studni dale­ko. Na pewno trudno gasi膰.

Oboje odp臋dzali ponure obrazy, kt贸re zaw艂adn臋艂y ich wyobra藕ni膮 i zdawa艂y si臋 tak realne, jakby prze­suwa艂y si臋 przed ich oczami.

D艂uga nieobecno艣膰 Piotra tylko utwierdza艂a ich w przekonaniu, 偶e po偶ar wybuch艂 u Dagniji.

- Jak powiem o tym dzieciom? - zapyta艂 Wasilij Raij臋. - Jak si臋 przekazuje tak膮 wiadomo艣膰?

Nie umia艂a mu doradzi膰.

Ch艂opak wr贸ci艂 dopiero nad ranem, brudny i osmo­lony. D艂onie mia艂 poparzone pomimo grubych r臋kawic.

Kiedy zapytali, czy mieli racj臋, tylko pokiwa艂 g艂o­w膮. Pali艂o si臋 tam, gdzie przypuszczali.

- Ona nie 偶yje? Piotr zn贸w kiwn膮艂 g艂ow膮 i opar艂 czo艂o o ch艂odn膮 szyb臋.

- Ona nie 偶yje - powt贸rzy艂 g艂ucho i zachwia艂 si臋. By艂 ca艂kowicie wyczerpany. W ci膮gu jednej doby przyby艂o mu wiele lat.

Raija posadzi艂a go na krze艣le, 艣ci膮gn臋艂a mu z n贸g buty, zdj臋艂a kurtk臋. Czapk臋 pewnie gdzie艣 zgubi艂, bo wr贸ci艂 z go艂膮 g艂ow膮.

Nie chcieli go m臋czy膰 pytaniami, dali mu spok贸j, pozwalaj膮c, by si臋 otrz膮sn膮艂.

Raija obmy艂a mu poparzone d艂onie i opatrzy艂a z matczyn膮 troskliwo艣ci膮.

- Lepiej? - zapyta艂a, ca艂uj膮c go delikatnie w czo艂o. Pokiwa艂 lekko g艂ow膮, ale nadal wygl膮da艂 na strasz­liwie zgn臋bionego.

- W ka偶dym razie uda艂o nam si臋 powstrzyma膰 p艂o­mienie i s膮siednie zabudowania nie zaj臋艂y si臋 - odezwa艂 si臋 w ko艅cu znu偶onym g艂osem. - Spali艂a si臋 tylko ta jedna cha艂upa, cho膰 p艂omienie lizn臋艂y s膮siednie. Po­winni zabroni膰 stawia膰 domy tak g臋sto, a je艣li ju偶, to niech je buduj膮 z kamienia. Tyle 偶e w takich by艂oby potwornie zimno, szczeg贸lnie zim膮...

Oddycha艂 z dr偶eniem.

- Jej cha艂upa sp艂on臋艂a, osta艂 si臋 tylko szkielet, ale i on si臋 zaraz zawali. Wszystko jest przepalone. Wiatr str膮ci resztki...

Popi艂 herbat臋 z kubka Raiji. 艁zy p艂yn臋艂y mu po po­liczkach, a on nie pr贸bowa艂 ich nawet powstrzyma膰, tak jakby nie zdawa艂 sobie sprawy, 偶e p艂acze.

- W chacie znale藕li艣my szcz膮tki trojga ludzi. Poma­ga艂em ich wynosi膰 - odezwa艂 si臋 chrapliwie. - Kto艣 wi­dzia艂, jak zabiera艂em stamt膮d dzieciaki, wi臋c powiedzia­艂em, 偶e przyprowadzi艂em je tutaj, by przypilnowa膰 pod nieobecno艣膰 matki. Nie mog艂em wyjawi膰 prawdy. Ty, Wasiliju, na moim miejscu post膮pi艂by艣 tak samo. Nie wolno w to wci膮ga膰 dzieci. Trzeba je trzyma膰 z dala od tej sprawy. I tak ju偶 prze偶y艂y koszmar.

Wasilij zgadza艂 si臋 ca艂kowicie z Piotrem.

- Zachowa艂e艣 si臋 bardzo m膮drze - przyzna艂. Ju偶 mia艂 powiedzie膰: 鈥瀌oro艣le鈥, ale powstrzyma艂 si臋. Piotr przesta艂 by膰 m艂odzie艅cem. Nie trzeba by艂o te­go potwierdza膰 s艂owami.

- Nikt nie m贸g艂 zrozumie膰, dlaczego nie pr贸bowa­li si臋 ratowa膰, kiedy wybuch艂 po偶ar. Podobno w cha­cie by艂o zupe艂nie cicho. Ludzie gadali, 偶e ogie艅 po prostu wgryza艂 si臋 spokojnie w drewnian膮 konstruk­cj臋, a w 艣rodku nic si臋 nie dzia艂o. Wszyscy s膮dzili, 偶e chata jest pusta. Dlatego te偶 bez specjalnej gorliwo­艣ci t艂umili po偶ar. Dopiero kiedy p艂omienie zagrozi艂y s膮siednim zabudowaniom, wzi臋li si臋 na powa偶nie za gaszenie, ale w贸wczas chata Dagniji by艂a praktycznie nie do odratowania. Zw臋glone cia艂a znale藕li艣my p贸藕­niej. Dagnij臋 rozpoznali艣my po resztce szala, kt贸ry dosta艂a w prezencie od kapitana 鈥濴orelei鈥. Kim byli pozostali dwaj, nikt nie wiedzia艂.

Piotr zamilk艂 i d艂ugo wpatrywa艂 si臋 w blat sto艂u.

- Rozpozna艂em jednego z nich po butach - powie­dzia艂 i podni贸s艂 wzrok. - Dziwne, 偶e cz艂owiek zapa­mi臋tuje niekiedy szczeg贸艂y, ale takich but贸w nie widu­je si臋 cz臋sto... Tak, Wasiliju, Dagnija zabra艂a ze sob膮 tych dw贸ch.

- W takim razie jeszcze jeden zosta艂 dla nas - rzu­ci艂 twardo Wasilij.

Ch艂opak pokr臋ci艂 g艂ow膮.

- Ju偶 nie - odrzek艂 dr偶膮cym jak li艣cie na jesiennym wietrze g艂osem. - Mam jeszcze jedn膮 wiadomo艣膰. Us艂y­sza艂em j膮 tu偶 przed powrotem do domu. Z morza wy­艂owiono m臋偶czyzn臋 z poder偶ni臋tym gard艂em i ran膮 na ramieniu. Ludzie przypuszczaj膮, 偶e zgin膮艂 w jakiej艣 b贸jce. Nikt nie podejrzewa, 偶e jego 艣mier膰 mia艂a jaki艣 zwi膮zek z po偶arem. Tylko my wiemy, co 艂膮czy tych trzech. Wszystkich zabra艂a ze sob膮 Dagnija.

Raiji zasch艂o w gardle i w ustach. Chcia艂o jej si臋 p艂aka膰, ale z oczu nie pop艂yn臋艂y 艂zy. Czu艂a na sercu straszny ci臋偶ar. Ca艂a by艂a przepe艂niona b贸lem.

Dagnija nie oszcz臋dzi艂a 偶adnego z 艂otr贸w, kt贸rzy skrzywdzili jej dzieci!

Mo偶e kto艣 nazwie to sprawiedliwo艣ci膮. Przecie偶 Wasilij i Piotr chcieli zrobi膰 to samo. Gdyby Wasilij nie po艂ama艂 n贸g...

A czy ona by艂aby zdolna do takiego czynu?

Raija popatrzy艂a na swoje d艂onie, niepewna. Przez moment wyobrazi艂a sobie na nich plamy krwi i ze­bra艂o jej si臋 na md艂o艣ci.

Ale gdyby kros tak skrzywdzi艂 Misze czy Olg臋...

Raija zamkn臋艂a oczy i poczu艂a, 偶e w niej tak偶e drzemie g艂臋boka nienawi艣膰. Potrafi艂aby dokona膰 ze­msty, z takim samym wyrachowaniem jak Dagnija.

Ale z drugiej strony nie umia艂a powiedzie膰, czy od­czuwa pociech臋 z tego powodu, 偶e sprawcy nieszcz臋艣­cia dzieci nie 偶yj膮. By艂a to zemsta doskona艂a, sprawie­dliwa kara, ale czy przynios艂a komu艣 ulg臋?

Z艂o si臋 zdarzy艂o i nadal by艂o r贸wnie rzeczywiste.

Nawet taki czyn nie wyma偶e go z pami臋ci. Nie spos贸b udawa膰, 偶e si臋 nic nie sta艂o.

Po paru dniach w chacie Wasilija zjawi艂 si臋 pop, 偶eby porozmawia膰 z nim o tym, co si臋 wydarzy艂o. M贸wi艂 o 偶yciu i 艣mierci. Zastanawia艂 si臋 na g艂os, czy Dagnija sama nie sprowokowa艂a Boga i losu, prowa­dz膮c takie 偶ycie.

Wasilij nic na to nie odpowiedzia艂.

- Mo偶e nale偶a艂oby poszuka膰 kogo艣, kto zaopieko­wa艂by si臋 dzie膰mi - rzek艂 duchowny, kt贸ry wiedzia艂, 偶e Dagnija by艂a bratow膮 Wasilija, a on sam da艂 na za­powiedzi.

- Dzieci zostan膮 ze mn膮 - oznajmi艂 Wasilij z mo­c膮, 偶eby nie pozostawi膰 cienia w膮tpliwo艣ci.

- To pi臋knie z twojej strony - przerwa艂 mu 艂agod­nie pop. - Ale z tego, co wiem, wi臋kszo艣膰 roku sp臋­dzasz na morzu. Jeste艣 kapitanem statku, a to nie naj­lepsze zaj臋cie, je艣li si臋 my艣li o wychowaniu dzieci. Po­za tym m臋偶czyzna... nie偶onaty.... Mog膮 by膰 k艂opoty.

Wtedy poruszy艂a si臋 Raija, dos艂ownie wy艂aniaj膮c si臋 z cienia. Od balu u Antufjew贸w up艂yn臋艂y cztery dni, ale ona nadal mia艂a na sobie niebiesk膮 balow膮 sukni臋.

Duchowny zauwa偶y艂 wcze艣niej kobiet臋 przy pie­cu, ale wzi膮艂 j膮 za jedn膮 z ubogich, szarych kobiet z tej dzielnicy. Kogo艣 pokroju Dagniji, 艣wie膰, Panie, nad jej dusz膮...

Ale teraz zamruga艂 powiekami, patrz膮c na Raij臋 w pi臋knej sukni, i zamilk艂 w p贸艂 s艂owa.

- Kiedy Wasilij wyruszy w rejs, dzieci zostan膮 u mnie - oznajmi艂a Raija. - Jestem kobiet膮 zam臋偶n膮, matk膮. Mam do艣膰 miejsca i 艣rodk贸w i ch臋tnie si臋 te­go podejm臋. Dzieci musz膮 zosta膰 u Wasilija, ponie­wa偶 to ich jedyny krewny. Do艣膰 prze偶y艂y w dzieci艅­stwie dramatycznych zmian. Uwa偶am 偶e trzeba da膰 szans臋 i dzieciom, i Wasilijowi...

- Ech... - mrukn膮艂 niech臋tnie pop. - A kim ty je­ste艣, c贸rko, 偶eby sk艂ada膰 takie obietnice? Kim jeste艣 dla nich?

Raija by艂a niemal pewna, 偶e tak naprawd臋 zastanawia si臋, kim jest dla Wasilija, ale nawet nie by艂a w sta­nie si臋 z tego powodu rozgniewa膰.

- Nazywam si臋 Raija Bykowa - odpowiedzia艂a z podniesion膮 g艂ow膮, odruchowo prostuj膮c plecy. Wy­dawa艂o si臋, jakby w oczach wszystkich uros艂a. Ma艂o kt贸ra kobieta wygl膮da艂a tak godnie. - Jestem 偶on膮 Jewgienija Dymitrowicza Bykowa, armatora. Wasilij pracuje u mojego m臋偶a i jest naszym przyjacielem. Kocham dzieci i potrafi臋 si臋 nimi opiekowa膰. Sama mam syna, ale wychowuj臋 dodatkowo jeszcze jedno dziecko. W moim sercu, tak samo jak w domu, jest jeszcze do艣膰 miejsca dla innych.

Kiedy pop odszed艂, Wasilij z podziwem zwr贸ci艂 si臋 do niej:

- Pomog艂o, 偶e uderzy艂a艣 pi臋艣ci膮 w st贸艂 i wy艂o偶y艂a艣 wszystkie swoje tytu艂y. Tylko co powie na to Jewgie­nij? Zachowa艂a艣 si臋 wspaniale, wstawiaj膮c si臋 za mn膮, ale to poci膮ga za sob膮 konsekwencje. Pomy艣la艂a艣 o tym? W艂adze pilnuj膮 takich rzeczy. B臋d膮 sprawdza膰 i ciebie, i mnie...

- Przemy艣la艂am wszystko - przerwa艂a mu Raija. - Zdawa艂o mi si臋, 偶e znamy si臋 na tyle, by艣 wiedzia艂, i偶 je艣li co艣 przyrzekam, to s艂owa dotrzymuj臋. Tym ra­zem jest podobnie. Przecie偶 wiadomo, 偶e sam sobie nie poradzisz z dzie膰mi. Nie jestem g艂upia!

- Nigdy tak nie my艣la艂em - odpar艂, a jego spojrze­nie z艂agodnia艂o, wyra偶aj膮c wdzi臋czno艣膰, ale i czu艂o艣膰. Tak wiele czu艂o艣ci, 偶e l臋ka艂a si臋 d艂u偶ej patrze膰 mu w oczy.

- Chc臋 co艣 zrobi膰 dla Jelizawiety i Walerija. I s膮­dz臋, 偶e potrafi臋. Pomog臋 ci zbudowa膰 im nowe 偶ycie. A je艣li zdecydujesz si臋 kiedy艣 za艂o偶y膰 rodzin臋, zrozumiem i wycofam si臋. Zreszt膮 tak samo kiedy艣 b臋d臋 musia艂a wypu艣ci膰 z gniazda Misze i Olg臋. To doty­czy wszystkich dzieci. One s膮 nam tylko u偶yczone, powinny sta膰 si臋 odbiciem tego, co w nas najlepsze...

- Jeste艣 wspania艂膮 kobiet膮 - rzek艂 Wasilij. - I my­艣l臋, 偶e r贸wnie cudown膮 matk膮.

- Nie przestaj臋 pr贸bowa膰 - odpar艂a Raija kr贸tko. - C贸偶 wi臋cej pozostaje nam wszystkim? Postaram si臋 za­pewni膰 Jelizawiecie i Walerijowi poczucie bezpiecze艅­stwa, twardy grunt pod stopami. Pozwolisz mi na to?

Wasilij zastanawia艂 si臋 d艂ugo i w ko艅cu wyrazi艂 zgod臋.

- Chyba by艂o mi pisane w gwiazdach, 偶e ci臋 spo­tkam - odpar艂. - Mimo wszystko.

Raija nie traci艂a czasu. Zanim zapad艂 wiecz贸r, przy­gotowa艂a wszystkich do wyjazdu z Archangielska. Nawet Wasilija.

Nie bardzo mu si臋 spodoba艂 ten pomys艂. Tym bar­dziej 偶e oznajmi艂a mu to dos艂ownie w ostatniej chwi­li. W艂a艣nie jeden z wo藕nic贸w przyszed艂 powiadomi膰, 偶e w贸z zaprz臋偶ony w konie ju偶 czeka.

- Nie pojad臋 z wami - zaprotestowa艂 Wasilij, gdy poda艂a mu futrzan膮 kurtk臋.

- Nie b膮d藕 dziecinny! - zgromi艂a go. - Piotr nie mo­偶e si臋 opiekowa膰 tob膮 w dzie艅 i w nocy. Jest m艂ody i ma w艂asne 偶ycie.

- Ty i Jewgienij tak偶e macie swoje 偶ycie!

- Rozmawia艂am z Jewgienijem.

Nie k艂ama艂a. Rzeczywi艣cie odwiedzi艂a m臋偶a w por­cie w przykurzonej budzie, gdzie mie艣ci艂 si臋 jego kan­tor. By艂 taki zm臋czony, t臋skni艂 za ni膮. Ale gdy go zapyta艂a, zgodzi艂 si臋. Zreszt膮 zgodzi艂by si臋 na wszyst­ko, o co by go poprosi艂a.

- Uczyni艂aby艣 to samo tak偶e dla kogo艣 innego, prawda? Nie tylko dla Wasilija? - upewni艂 si臋 tylko.

- Tak! - potwierdzi艂a Raija. - Kocham go jak bra­ta. Ale jestem bardzo wiern膮 偶on膮. Kiedy mi艂uj臋 m臋偶­czyzn臋, to si臋 mnie ju偶 nie pozb臋dzie. Ten jedyny znaczy dla mnie wszystko.

Jewgienij, cho膰 nadal czu艂 uk艂ucie zazdro艣ci, zgo­dzi艂 si臋 jednak, by przywioz艂a Wasilija i dzieci do do­mu nad Dwin膮. I doda艂 jeszcze, 偶e nie chce, aby Ra­ija si臋 zmienia艂a.

To prawda, 偶e by艂a podobna do kwoki. Pragn臋艂a ukry膰 pod swymi opieku艅czymi skrzyd艂ami wszyst­kich, kt贸rych kocha, i wszystkich, kt贸rzy jej potrze­buj膮. Teraz te偶 u艂o偶y艂a ca艂膮 tr贸jk臋 na wozie, otuli艂a sk贸rami i da艂a znak do odjazdu.

Pod d艂ug膮 futrzan膮 kurtk膮 nadal mia艂a na sobie nie­biesk膮 sukni臋. Dopiero teraz, tak naprawd臋, Raija wraca艂a z balu u Antufjew贸w.

12

W ciasnych uliczkach portowych ros艂a s艂awa Raiji. W ci膮gu paru tygodni po po偶arze rozesz艂y si臋 plotki o tym, co si臋 wtedy zdarzy艂o. 呕adna nie zawiera艂a ca艂ej prawdy, chocia偶 niekt贸re niebezpiecznie ociera艂y si臋 o ni膮. Wszystkie jak jedna gloryfikowa艂y Raij臋 Bykow膮.

Wielu podobno widzia艂o j膮 tamtej nocy w niebie­skiej sukni, kt贸r膮, jak wie艣膰 nios艂a, za艂o偶y艂a na wielki bal u Antufjew贸w. Nie mia艂a na sobie wierzchniego okrycia. Pocz膮tkowo s膮dzono, 偶e pobieg艂a do Wasili­ja, dlatego ka偶dy wola艂 zachowa膰 to dla siebie. Kiedy jednak ludzie dowiedzieli si臋 prawdziwej przyczyny jej zachowania, w贸wczas okaza艂o si臋 nagle, 偶e wszy­scy j膮 widzieli: i ci, kt贸rzy zamieszkiwali w pobli偶u traktu wiod膮cego do Archangielska, i ci, kt贸rzy miesz­kali w dzielnicy portowej i w wielu innych miejscach, kt贸rych wcale nie mija艂a.

Przypisano Raiji bohaterskie czyny i cechy niemal boskie.

Doceniono, jak wiele uczyni艂a dla syna Dagniji, pobitego i zha艅bionego. W rozmowach mi臋dzy sob膮 ludzie wprawdzie tylko to sugerowali, nie nazywaj膮c wprost. Tak samo jak nie rozpowiadali o gwa艂cie na c贸rce Dagniji, traktuj膮c to jak temat zakazany.

Wszyscy zrozumieli, 偶e w艂a艣nie z tego powodu Ra­ija bieg艂a do Archangielska w cienkiej niebieskiej sukni. Z czasem ta suknia przes艂oni艂a czarn膮 peleryn臋, o kt贸rej 艣piewano w pie艣niach. Nowe strofy pie艣ni opowiada艂y o sukni godnej samej carycy. Coraz wi臋­cej ludzi u偶ywa艂o te偶 imienia wyrytego na burcie nie­gdy艣 uprowadzonego statku. Nie bali si臋 powtarza膰 go g艂o艣no - z mi艂o艣ci膮.

Uznali pi臋kn膮 Raij臋 za swoj膮, mimo 偶e nie pocho­dzi艂a st膮d. Nie przypomina艂a w niczym c贸rek boga­czy. Ich Caryca by艂a skromna, prostolinijna i szcze­ra. I troszczy艂a si臋 o nich. Pokochali j膮 za to, 偶e mia­艂a dla nich zawsze otwarte serca.

W ciasnych uliczkach portowych, gdzie nadal uno­si艂 si臋 sw膮d spalenizny po po偶arze, nikt ju偶 nie nazy­wa艂 jej Raij膮 Bykow膮. Nazywano j膮 Caryc膮.

Sama Rai ja nie odczuwa艂a s艂odyczy zwyci臋stwa. Dla niej ta nowa sytuacja oznacza艂a przede wszyst­kim walk臋. Uporczywe zmaganie si臋 z brakiem po­czucia bezpiecze艅stwa i strachem dzieci Dagniji. Po­konywanie drobnych przejaw贸w zazdro艣ci u Miszy i Olgi, dla kt贸rych si艂膮 rzeczy mia艂a mniej czasu i mniej mog艂a im po艣wi臋ci膰 uwagi. Byli jeszcze mali i z trudem godzili si臋 z tym, 偶e ca艂y 艣wiat nie kr臋ci si臋 teraz wok贸艂 nich.

Zmaga艂a si臋 z pesymizmem Wasilija, kt贸ry niena­widzi艂 tego, 偶e jest zdany na jej pomoc. On, zawsze silny, got贸w stawi膰 czo艂o ka偶demu wyzwaniu, teraz nie m贸g艂 si臋 nawet sam podnie艣膰. Jedna noga zosta艂a na nowo unieruchomiona. Wezwany do chaty nad Dwin膮 lekarz stwierdzi艂, 偶e trzeba ponownie z艂o偶y膰 ko艣膰, bo 藕le si臋 zrasta. Nawet 贸w lekarz wyrazi艂 po­dziw dla Raiji, kt贸ra wzi臋艂a na swoje barki tyle obowi膮zk贸w, cho膰 sama mia艂a w艂asn膮 rodzin臋 i ca艂y dom na g艂owie.

Pewnie, 偶e Raija czu艂a si臋 zm臋czona. W ko艅cu by­艂a tylko cz艂owiekiem, a d藕wiga艂a zmartwienia i troski wielu ludzi. Nigdy nie odtr膮ci艂a nikogo, kto chcia艂 si臋 przed ni膮 wy偶ali膰. Nikogo spo艣r贸d tych, kt贸rych los nie by艂 jej oboj臋tny.

Powoli jednak sz艂o ku lepszemu. Stan jej podopiecz­nych poprawia艂 si臋. Cieszy艂a j膮 ka偶da spokojnie prze­spana przez nich noc, zjedzone 艣niadanie, wykonane proste prace, kt贸re im zleca艂a. Lubi艂a ich chwali膰.

Ale mia艂a tak偶e swoje zmartwienia.

Na przyk艂ad z Walerijem, kt贸ry krzycza艂 przez sen, dr臋czony przez koszmary, w ci膮gu dnia nato­miast nie odzywa艂 si臋 ani jednym s艂owem.

Ani razu nie przem贸wi艂 do nich od owego strasz­nego dnia. W ka偶dym jego ruchu zna膰 by艂o gotowo艣膰 do obrony. Potrafi艂 godzinami siedzie膰 obok Wasili­ja, z pozoru spokojny. Ale Wasilij musia艂 uwa偶a膰, 偶e­by go przypadkiem nie dotkn膮膰 ani nie wykona膰 gwa艂townego ruchu, bo ch艂opiec natychmiast przyj­mowa艂 postaw臋 obronn膮.

Kiedy Raija ca艂owa艂a go w czo艂o, sztywnia艂 niczym k艂oda. Niby pozwala艂, by go przytuli艂a, ale r贸wnocze艣­nie jakby odpycha艂. Tak samo jak Wasilij nie chcia艂 by膰 od niej zale偶ny, cho膰 艂akn膮艂 jej ciep艂a, uwagi i mi艂o艣ci.

Pragn膮艂, 偶eby podejmowa艂a za niego walk臋, ponie­wa偶 zdarza艂y mu si臋 takie chwile, gdy mia艂 wszyst­kiego dosy膰. Pogr膮偶a艂 si臋 w贸wczas w apatii, oczy mu matowia艂y, a twarz oboj臋tnia艂a.

Wiele kosztowa艂o Raij臋 wyrywanie ch艂opca z ta­kiego stanu, ale nie zamierza艂a si臋 poddawa膰. Chcia艂a da膰 dzieciom Dagniji szans臋 na normalne 偶ycie.

Raija walczy艂a o Jelizawiete i Walerija z tak膮 sam膮 determinacj膮, z jak膮 walczy艂aby o w艂asne dziecko. Ni­czym wilczyca w obronie swoich szczeni膮t.

Up艂ywa艂a zima. Nadszed艂 luty. Skute lodem Mo­rze Bia艂e pokrywa艂a nadal gruba warstwa 艣niegu. Za­mie膰 nast臋powa艂a po zamieci. Ludzie, przywykli do surowego klimatu panuj膮cego tu, na p贸艂nocy, u uj艣cia Dwiny, zauwa偶ali ju偶 jednak pierwsze symptomy wiosny: d艂u偶sze dni, s艂o艅ce przygrzewaj膮ce mocniej, gdy tylko wychyli艂o si臋 zza chmur. Wiedzieli, 偶e i u nich za kilka miesi臋cy 艣nieg w ko艅cu stopnieje. Jeszcze troch臋 czasu i cierpliwo艣ci.

Oleg czu艂 si臋 taki bezradny. Niecierpliwie czeka艂, kiedy puszcz膮 lody.

- Oni ruszaj膮 na wiosenne po艂owy dorsza ju偶 w marcu - powiedzia艂, kieruj膮c t臋skne spojrzenie w stron臋 zamarzni臋tego morza.

- Nie zd膮偶ysz - odrzek艂 mu sucho Jewgienij. - Mo­rze Bia艂e odtaje dopiero w maju. Musisz poczeka膰, ch艂opie. Ale nie martw si臋, na pewno zd膮偶ysz na let­nie po艂owy. Mo偶e w przysz艂ym sezonie uda nam si臋 urz膮dzi膰 to troch臋 inaczej? Je艣li wszystko u艂o偶y si臋 po naszej my艣li, zacumujemy na zim臋 nasze statki gdzie艣 u wybrze偶y P贸艂wyspu Kolskiego. Mogliby艣my w贸wczas ju偶 o tej porze wyruszy膰 st膮d, dojecha膰 za­prz臋giem i wcze艣niej wyp艂yn膮膰 na zach贸d. To tylko jedna z mo偶liwo艣ci.

Oleg nie odpowiedzia艂. 呕a艂owa艂, 偶e wcze艣niej o tym nie pomy艣la艂. Z艂e znosi艂 zbyt d艂ugi pobyt na l膮dzie. Ogarnia艂a go bezradno艣膰 doprowadzaj膮ca wr臋cz do choroby. Wszystko go bola艂o. Nie wmawia艂 tego sobie, rzeczywi艣cie odczuwa艂 fizyczny b贸l. Dr臋­twia艂o mu cia艂o, cierp艂y ko艅czyny. Na morzu nigdy nie mia艂 takich problem贸w. Dopiero jak zaczyna艂 przyrasta膰 do sto艂ka, pojawia艂y si臋 dolegliwo艣ci.

Musi si臋 st膮d wyrwa膰!

Chcia艂 zn贸w sta膰 na pok艂adzie, czu膰, jak deski ki­waj膮 mu si臋 pod stopami, walczy膰 z wiatrem i falami. Tylko wtedy wiedzia艂, 偶e naprawd臋 偶yje. Na l膮dzie by艂 jednym z wielu. Niczym si臋 nie wyr贸偶nia艂. Na morzu za艣 by艂 nieul臋k艂y. Taki w艂a艣nie, jaki pragn膮艂 by膰.

- Co z Lin膮? - zapyta艂 Jewgienij, na wszelki wypa­dek zni偶aj膮c glos, by nie us艂ysza艂y go znajduj膮ce si臋 w s膮siedniej izbie kobiety.

Mimo sp臋dzonej w Archangielsku zimy m艂odziut­ka Norwe偶ka nie nauczy艂a si臋 j臋zyka rosyjskiego. Zas贸b jej s艂ownictwa ogranicza艂 si臋 do gar艣ci zwro­t贸w, jakie przyswoi艂a opr贸cz znanej jej wcze艣niej rosyjsko - norweskiej mieszanki. Uparcie m贸wi艂a po norwesku, czekaj膮c tylko na te chwile, kiedy b臋dzie mog艂a spotka膰 si臋 z Raij膮.

- Gdyby nie Lina, ju偶 dawno zaprz膮g艂bym konie, by przeci膮gn臋艂y statki po lodzie do miejsca, gdzie szlak 偶eglugi na Morzu Bia艂ym jest ju偶 wolny od lodu - wes­tchn膮艂 Oleg. - Ale dla niej to nazbyt forsowne. Nie mog臋 wr贸ci膰 na Soroya z p贸艂偶yw膮 kobiet膮. Do diab艂a, w ko艅cu kaza艂em im tam postawi膰 dla nas baraki. Nie mog臋 straci膰 twarzy. Przyjdzie mi przecie偶 tam 偶y膰!

- A wi臋c zabierasz j膮 z powrotem na zach贸d? Oleg popatrzy艂 na Jewgienija, jakby spad艂 z nieba.

- Chyba nie my艣la艂e艣, 偶e b臋d臋 chcia艂 j膮 tutaj zatrzy­ma膰? Po co mia艂bym to robi膰, u licha?

Jewgienij wzruszy艂 ramionami i poczu艂 b贸l. 殴le znosi艂 t臋 por臋 roku, kiedy mr贸z bywa艂 najdotkliwszy. Stara rana reagowa艂a na zimno i na wszelkie zmiany pogody. Nawet najl偶ejszy ruch wywo艂ywa艂 w贸wczas dolegliwo艣膰. Ale gdy nie rusza艂 barkiem, sztywnia艂 mu i by艂o jeszcze gorzej.

- Chyba nie bez powodu przywioz艂e艣 j膮 tu ze so­b膮. Raija m贸wi艂a, 偶e Lina ma nadziej臋, 偶e si臋 z ni膮 o偶enisz...

Oleg westchn膮艂.

- Jestem 偶onaty. Nie zamierzam dwa razy pope艂­nia膰 tego samego b艂臋du. Nauczy艂em si臋 czego艣 o ko­bietach i wiem ju偶, 偶e nie w ka偶dej mo偶na odnale藕膰 Raij臋. Tak, Jewgieniju, jest tylko jedna Caryca... - U艣miechn膮艂 si臋 i doda艂: - Do diab艂a, jaki trafny nada­li jej przydomek. Nie wymy艣li艂bym lepszego. Dzisiaj s艂ysza艂em, jak kto艣 czystym, jasnym g艂osem nuci艂 pie艣艅 o niej. Na t臋 sam膮 melodi臋 co jedna z pie艣ni o Stie艅ce Razinie. Do licha, nigdy bym nie przypusz­cza艂, 偶e co艣 takiego si臋 zdarzy, kiedy dawno, dawno temu opowiada艂em jej o nim...

Potrz膮sn膮艂 g艂ow膮.

Jaka艣 cz臋艣膰 Jewgienija puszy艂a si臋 z dumy, inna a偶 skr臋ca艂a z zazdro艣ci, od kt贸rej nie potrafi艂 si臋 uwol­ni膰. Dobrze wiedzia艂, 偶e nie powinien czu膰 tego uk艂u­cia w sercu, bo przecie偶 Raija nie by艂a sk艂onna do zdrady. By艂o to jednak silniejsze od niego.

- Wasilij chce pop艂yn膮膰 razem ze mn膮 - ci膮gn膮艂 Oleg. - Ale przekona艂em go, 偶e b臋dzie lepiej, je艣li obej­mie dowodzenie na drugim statku. Nie mo偶emy mie膰 tam nie sprawdzonych ludzi. Potrzebuj臋 kogo艣, komu m贸g艂bym zaufa膰. Powiedzia艂em, 偶e ty te偶 tak uwa偶asz.

Jewgienij pokiwa艂 g艂ow膮.

Nie mia艂by nic przeciwko temu, 偶eby Wasilija za­trudni膰 do po艂ow贸w, by znikn膮艂 na d艂u偶szy czas z Ar­changielska. Ale mimo wszystko podziela艂 opini臋 Olega. Wasilij by艂 im potrzebny do czego艣 wi臋cej ni偶 tylko do zastawiania sieci u wybrze偶y Finnmarku. By艂 zbyt zdolnym 偶eglarzem i kapitanem.

- Raija t臋skni za dzieciakami? - spyta艂 Oleg. - Wy­daje mi si臋 jaka艣 taka wyciszona, zamy艣lona, niepo­dobna do siebie.

Min臋艂o kilka tygodni od chwili, kiedy Wasilij wr贸­ci艂 z dzie膰mi do Archangielska. Jewgienij pom贸g艂 mu znale藕膰 wi臋ksz膮 chat臋, bo skoro mia艂 mieszka膰 z dzie膰mi, potrzebowa艂 wi臋cej miejsca. Wasilij odrzu­ci艂 ju偶 kule i chodzi艂 o w艂asnych si艂ach, troch臋 pod­pieraj膮c si臋 lask膮. Do odzyskania pe艂nej sprawno艣ci potrzebowa艂 jednak jeszcze troch臋 czasu.

Wszyscy mieli nadziej臋, 偶e przeprowadzka do w艂asnego domu wp艂ynie dobrze na dzieci, szczeg贸l­nie na Walerija. Ch艂opiec nadal nie m贸wi艂, by艂 za­mkni臋ty w sobie i zal臋kniony. Ale na szcz臋艣cie ufa艂 wujowi, tak samo jak ufa艂 Raiji. Do Jewgienija odno­si艂 si臋 z du偶膮 rezerw膮. Tak samo jak do pozosta艂ych dzieci, a nawet do Jelizawiety.

Raija s膮dzi艂a, 偶e ch艂opiec przez ca艂y czas przyjmu­je postaw臋 obronn膮, poniewa偶 wok贸艂 niego jest za wiele ludzi. By膰 mo偶e pomog膮 mu cisza i spok贸j.

- Oczywi艣cie, 偶e Raija za nimi t臋skni. Po ich wy­je藕dzie zrobi艂o si臋 tu jako艣 pusto - powiedzia艂 Jew­gienij, u艣miechaj膮c si臋 lekko. - Nie s膮dzi艂em, 偶e kie­dy艣 to powiem, bo przecie偶 chwilami mia艂em ju偶 do艣膰 ha艂asu i tego, 偶e ci膮gle trzeba by艂o na kogo艣 bra膰 wzgl膮d. A teraz, teraz wydaje mi si臋 tu jako艣 za spo­kojnie. Ca艂e szcz臋艣cie, 偶e mamy Misze i Olg臋.

Oleg u艣miechn膮艂 si臋 niepewnie, jak zawsze gdy by­艂a mowa o jego c贸rce.

- Jest podobna do Toni, prawda?

Jewgienij w milczeniu pokiwa艂 g艂ow膮. Ba艂 si臋 m贸­wi膰 o Toni, zw艂aszcza przy Olegu. Raija lepiej umia­艂aby z nim porozmawia膰.

- Czasami mi si臋 艣ni - wyzna艂 Oleg. - Toni膮... - do­da艂, gdyby Jewgienij nie zrozumia艂, kogo ma na my­艣li. - M贸wienie o niej ju偶 nie sprawia mi takiego b贸­lu. Przeciwnie, teraz chcia艂bym o niej rozmawia膰. 艢ni mi si臋, 偶e wr贸ci艂a.

Jewgienij usi艂owa艂 przywo艂a膰 z pami臋ci obraz Toni, drobnej, ciemnow艂osej, z bujnymi lokami i u艣miechem na p贸艂 twarzy. Jej uwa偶ne oczy, kt贸re potrafi艂y przy pierw­szym spojrzeniu pozna膰 si臋 na cz艂owieku. I 艣miech. Tak najlepiej pami臋ta艂 jej perlisty 艣miech, chyba bardziej ni偶 ci臋ty, soczysty j臋zyk. T臋skni艂 za 艣miechem Toni.

- My艣l臋, 偶e przyj膮艂bym j膮 z powrotem, gdyby wr贸­ci艂a - powiedzia艂 Oleg. - Wiele o tym my艣la艂em. Na­wet przekonywa艂em siebie, 偶e m臋偶czyzna powinien mie膰 swoj膮 dum臋 i ambicj臋. Ale 偶ycie tak cholernie kr贸tko trwa. Wiesz, Jewgieniju, gdyby wr贸ci艂a, nie zamkn膮艂bym przed ni膮 drzwi.

Popatrzyli po sobie przez d艂ug膮 chwil臋.

Oleg wsta艂. By艂 teraz taki na wskro艣 bezradny. Wy­czuwa艂o si臋 to w ka偶dym jego ge艣cie. Nie potrafi艂 so­bie znale藕膰 miejsca. Spa艂 tylko przez p贸艂 nocy, a po­tem budzi艂 si臋 i do rana nie m贸g艂 zmru偶y膰 oka. Nie wiedzia艂, co zrobi膰 z r臋koma. Ca艂ym sob膮 t臋skni艂, by si臋 st膮d wyrwa膰 i pop艂yn膮膰 jak najdalej.

- Ale ona raczej nie wr贸ci - ci膮gn膮艂, spogl膮daj膮c ku zachodowi.

Toni膮 i jej wyj臋ty spod prawa kochanek nie ucie­kli na zach贸d. W chwili szczero艣ci Raija wyzna艂a Olegowi to, co wiedzia艂a. By艂a mu to winna. M贸g艂­by wtedy p贸j艣膰 do gubernatora i o wszystkim mu po­wiedzie膰. M贸g艂by ogarni臋ty 偶膮dz膮 zemsty 偶yczy膰 艣mierci 偶onie i m臋偶czy藕nie, z kt贸rym uciek艂a. Ale on tylko chcia艂 wiedzie膰.

- Raczej nie wr贸ci - powt贸rzy艂 tym samym mar­twym g艂osem. - Up艂yn臋艂o zbyt wiele czasu. P贸艂tora roku. By艂bym g艂upi, 艂udz膮c si臋 nadziej膮. To tak jak­by wierzy膰 w te bajki, kt贸re Raija opowiada Oldze. Przypuszczam, 偶e nawet Raija nie potrafi u艂o偶y膰 za­ko艅czenia o powrocie kr贸lowej. Zabrzmia艂oby zbyt nieprawdopodobnie. Ona nie wr贸ci. Toni膮 niczego nie robi po艂owicznie. Napisa艂a wprawdzie, 偶e mnie kocha, ale nie mo偶e ze mn膮 偶y膰. My艣la艂em wiele o tym. To si臋 nie trzyma kupy. Ale mimo wszystko wydaje mi si臋, 偶e ona w艂a艣nie tak to odczuwa艂a. Ko­cha艂a mnie pewnie, ale tego drugiego pokocha艂a moc­niej, a on jej bardziej potrzebowa艂. - Oleg opar艂 si臋 czo艂em o szyb臋. - Kobiety zawsze zostaj膮 przy tych, kt贸rzy ich bardziej potrzebuj膮.

S艂owa te by艂y dla Jewgienija niczym smagni臋cie bi­czem po nagiej sk贸rze. Zawiera艂y prawd臋, kt贸ra do­tyczy艂a tak偶e jego. Oleg nie zamierza艂 go urazi膰, a jed­nak mimowolnie zrobi艂 mu przykro艣膰.

- P贸ki co mam dwudziestu ludzi, a potrzebujemy czterdziestu! - Oleg raptownie zmieni艂 temat. - Po pi臋ciu na ka偶dy z o艣miu kutr贸w. No , powiedzmy czterech i p贸艂. Na ka偶dy kuter przewiduj臋 jednego m艂odego ch艂opaka. Przyda si臋 przyuczy膰 troch臋 lu­dzi. Ci m艂odzi nie musz膮 wyrusza膰 w morze na ka偶­dy po艂贸w. Na l膮dzie te偶 b臋dzie du偶o pracy. Zaoszcz臋­dzimy sporo, je艣li b臋dziemy sami j膮 wykonywa膰. Norwegowie ka偶膮 sobie s艂ono p艂aci膰 za wszystko. Spojrza艂 na Jewgienija i zapyta艂:

- Nie t臋sknisz, 偶eby tam wr贸ci膰? Jewgienij pokr臋ci艂 g艂ow膮.

- Do Norwegii, nie, ale za morzem, owszem, ckni mi si臋. Zawsze przera偶a艂a mnie dziko艣膰 tamtejszej przyrody. Pi臋knie tam, to prawda, ale ja jestem dziec­kiem otwartych przestrzeni. Musz臋 mie膰 miejsce dla w艂asnych my艣li. Pewnie dlatego przyci膮gn臋艂o mnie morze. Nie mog臋 sobie poza tym pozwoli膰 na powr贸t w tamte strony. Dobrze wiesz, dlaczego. Przybycie Liny dostatecznie wszystko skomplikowa艂o.

- Post膮pi艂em bezmy艣lnie - przyzna艂 Oleg. - Ale by­waj膮 w 偶yciu takie chwile, kiedy cz艂owiek my艣li tyl­ko o sobie. Tam na zachodzie powiadaj膮, 偶e nie nale­偶y bra膰 ze sob膮 ryb na Lofoty, my, 偶e nie wozi si臋 drzewa do lasu. Zdaje si臋, 偶e w艂a艣nie to uczyni艂em. Przecie偶 tu nie brakuje kobiet. Dzia艂a艂em pod wp艂y­wem impulsu, a potem dopiero zastanowi艂em si臋, co zrobi艂em. To si臋 wi臋cej nie powt贸rzy.

Do kuchni wesz艂y kobiety.

- ...jestem pe艂nomocnikiem - odezwa艂 si臋 Oleg przytomnie, w jednej chwili wracaj膮c do interes贸w.

Lina usiad艂a obok niego i uwa偶nie wpatrywa艂a si臋 w jego twarz, po ruchu warg domy艣laj膮c si臋 s艂贸w.

- Musimy wysy艂a膰 na zach贸d tak偶e frachtowce? - zastanawia艂 si臋 Jewgienij.

Uzgodnili, 偶e pop艂yn膮 tak偶e frachtowce.

- M贸g艂bym pozwoli膰 Wasilijowi obj膮膰 dowodze­nie na jednym z nich - rozwa偶a艂 g艂o艣no.

- Musia艂by w贸wczas cz臋艣ciej wraca膰 do domu. Ale on chyba nie chcia艂by, 偶eby mu odebra膰 jego statek. Uwa偶a go za sw贸j.

- Bo to jego statek! - rzek艂a Rai ja z naciskiem. Ona tak偶e nie chcia艂aby, 偶eby kto艣 inny ni偶 Wasilij dowo­dzi艂 statkiem nazwanym jej imieniem.

- Powinni艣my go przechrzcie - uzna艂 Oleg, uchwy­ciwszy spojrzenie Raiji. - Po co plotki i gadanie? Przynosz膮 szkod臋, nawet je艣li wszyscy maj膮 czyste sumienia. Lepiej raz na zawsze z tym sko艅czy膰, bo niczemu dobremu to nie s艂u偶y.

- O co ci chodzi? - zapyta艂a Raija nieco ostrzej­szym tonem.

- W艂a艣nie, Oleg, o co ci chodzi? - powt贸rzy艂 Jew­gienij, kt贸ry nigdy nie o艣mieli艂by si臋 powiedzie膰 tego 偶onie. Wola艂 oszcz臋dzi膰 jej nieprzyjemno艣ci.

- Kr膮偶膮 plotki! Ci, kt贸rzy mieszkaj膮 w dzielnicy por­towej, ich nie rozpuszczaj膮 - rzek艂 Oleg. - Znaj膮 Wasi­lija! Nie mieliby odwagi, dobrze wiedz膮c, 偶e udusi艂by na miejscu ka偶dego, kto o艣mieli艂by si臋 co艣 takiego powie­dzie膰. Tobie w oczy te偶 nikt tego nie powie. Ale ludzie wzi臋li ci臋 na j臋zyki! Ci, z kt贸rymi obcujemy jedynie z obowi膮zku, nadal pami臋taj膮 ci to, 偶e wysz艂a艣 w 艣rod­ku balu u Antufjew贸w. Nigdy jeszcze nikt nie uczyni艂 czego艣 podobnego. Z takiego przyj臋cia si臋 nie wychodzi przed ko艅cem, bo zaproszenie na艅 stanowi najwi臋kszy zaszczyt. Dlatego ciebie zapami臋tano. Wszyscy zauwa­偶yli twoje znikni臋cie. I te p贸藕niejsze historie o tym, jak w cienkich trzewikach i eleganckiej sukni pobieg艂a艣 w mro藕n膮 noc prosto do Archangielska! Prosto do...

- ...do Wasilija - doko艅czy艂a Rai ja, odwracaj膮c si臋 do Jewgienija. - Wiedzia艂e艣 o tym? - zapyta艂a.

- Tak, ale nie przejmowa艂em si臋 plotkami - odpar艂 nie ca艂kiem w zgodzie z prawd膮. - Nie chcia艂em ci za­wraca膰 g艂owy bzdurami.

- Tamtej nocy nie by艂o zn贸w tak zimno - rzuci艂a Rai ja poruszona.

- Nikt ju偶 teraz tego nie pami臋ta - podkre艣li艂 Oleg. - Kr膮偶膮 najr贸偶niejsze opowie艣ci, kochana Raiju. Niekt贸re si臋gaj膮 czasu tego cholernego buntu. Niekt贸rzy pami臋ta­j膮 tylko to, co chc膮 zapami臋ta膰. Ich to bezpo艣rednio nie dotyczy, dlatego przeinaczaj膮 prawd臋. Potrzebuj膮 po偶yw­ki, a zimow膮 por膮 troch臋 o ni膮 trudno. Czy si臋 myl臋?

- Czy wam przeszkadza, 偶e Wasilij 偶egluje na stat­ku nosz膮cym moje imi臋?

- Troch臋 - odpar艂 szczerze Oleg. - Ale jemu bar­dziej. Szkodzi te偶 twojej opinii. I to w艂a艣nie si臋 nam nie podoba. S膮dz臋, 偶e i Wasilij podziela nasze zdanie. - U艣miechn膮艂 si臋 zm臋czony do Raiji i doda艂: - Kr膮偶y o tobie, kochana, wiele pie艣ni. Niekt贸re wzruszaj膮ce, jak ta o dobrym aniele w niebieskiej sukni i czarnej pelerynie, i inne, kt贸rych Jewgienij nawet nie s艂ysza艂, bo ucichaj膮, kiedy on pojawia si臋 w pobli偶u. Maj膮 one ca艂kiem inn膮 tre艣膰. Opowiadaj膮 o kapitanie statku 鈥濺aija鈥 i tej, kt贸r膮 zw膮 Caryc膮... to takie pie艣ni, kt贸­re nie s膮 przeznaczone dla uszu dzieci.

Raija zblad艂a. Jewgienij zamkn膮艂 oczy. Wiedzia艂 o tym, ale nie chcia艂 nawet my艣le膰. Przecie偶 nie m贸g艂 st艂uc na kwa艣ne jab艂ko wszystkich, kt贸rzy 艣piewali spro艣ne piosenki pi臋tnuj膮ce jego 偶on臋.

- Mo偶emy nazwa膰 statek 鈥濺aisa鈥 - odezwa艂a si臋 Raija, prostuj膮c kark i patrz膮c na m臋偶czyzn z 偶arem w oczach. Chcia艂a walczy膰. Nie ugnie karku, b臋dzie walczy膰. Wie, kim jest.

- Dobrze, nazwiemy go 鈥濺aisa鈥 - zgodzi艂 si臋 Oleg, uznaj膮c, 偶e nie warto d艂u偶ej kruszy膰 o to kopii.

- Uczynimy go bardziej rosyjskim - rzek艂a Raija. - Mo偶e dlatego, 偶e ja sama te偶 czuj臋 si臋 coraz bardziej zwi膮zana z t膮 ziemi膮?

Takie wyt艂umaczenie bardzo jej odpowiada艂o, cho膰 nie by艂a do ko艅ca pewna, czy ci, kt贸rzy rozpusz­czaj膮 plotki, uwierz膮.

- Sama o tym powiem Wasilijowi - zadecydowa艂a. Tak te偶 uczyni艂a. Nie potrzebowa艂a si臋 t艂umaczy膰, kiedy jecha艂a do Archangielska. Ch臋tnie to czyni艂a, kiedy mia艂a ochot臋 spotka膰 si臋 z Jelizawiet膮 i Walerijem. Czu艂a si臋 jak ich matka.

Zwykle zabiera艂a w odwiedziny Misze i Olg臋, ale tym razem zostawi艂a dzieci u Liny. Po wypadku Miszy pozosta艂 jej jaki艣 uraz i wola艂a, by dzieciaki nie kr臋ci艂y si臋 zbyt blisko portu. Nauczy艂a si臋, 偶e ostro偶­no艣膰 nigdy nie zawadzi.

Do Wasilija Raija uda艂a si臋 wi臋c sama. Mieszka艂 nie - Aa\eVo OYec艁, - w d o C T w i * \ a . W \ > O C X Y V x \&dnyrm oYmami i zdobionymi ornamentami drzwiami. Najwa偶niejsze jednak, 偶e w chacie by艂o kilka izb. Wasilij nie potrze­bowa艂by tylu dla siebie, ale dzieci czu艂y si臋 bezpiecz­nie, maj膮c mo偶liwo艣膰 zamkni臋cia drzwi i odgrodzenia si臋 od wszystkiego i wszystkich, kiedy nachodzi艂a je na to ochota. Wasilij rozumia艂 to i na szcz臋艣cie sta膰 go by艂o, by im to zapewni膰.

- Jak dobrze ci臋 widzie膰! - ucieszy艂a si臋 Jelizawieta, kiedy zobaczy艂a, kto przyszed艂. Twarz jej rozpro­mieni艂a si臋, nabieraj膮c urody.

Wyro艣nie z niej 艣liczna dziewczyna, pomy艣la艂a Ra­ija, dostrzegaj膮c w jej twarzy rysy Wasilija i jego star­szego kuzyna, Walentina. W tej rodzinie najwyra藕­niej dominowa艂y silne cechy, przewijaj膮ce si臋 w ko­lejnych generacjach.

Raija uca艂owa艂a dziewczynk臋.

- T臋skni臋 za wami - powiedzia艂a.

Ma艂a lubi艂a s艂ucha膰 takich wyzna艅, lubi艂a utwier­dza膰 si臋 w przekonaniu, 偶e co艣 dla kogo艣 znaczy. Tak po prostu, bez 偶adnych warunk贸w. Jelizawiecie i Walerijowi trudno w to by艂o uwierzy膰. Dlatego te偶 na­le偶a艂o im to powtarza膰 nieustannie, by wreszcie od­wa偶yli si臋 przyj膮膰 to do wiadomo艣ci.

Wiele czasu up艂ynie, nim wszystko si臋 u艂o偶y i wreszcie 偶ycie tych dzieci opiera膰 si臋 b臋dzie na so­lidnych podwalinach.

- Jeste艣 sama? Pokr臋ci艂a g艂ow膮. Raija niepotrzebnie pyta艂a. Powinna wiedzie膰, 偶e Wasilij nigdy nie zostawia艂 dzieci samych. Zawsze by艂 w pobli偶u.

- ^J a\eri) Tazetn l Y i o t i W n ^ W i i i\^ fa^t^^lK. wiem po co. Pewnie popatrze膰 na statki. Walerij bardzo lubi statki. - Jelizawieta kiwn臋艂a g艂ow膮 w stron臋 kuch­ni. - Wujek przygotowuje posi艂ek - wyja艣ni艂a z powa偶­n膮 min膮 jak kobieta kobiecie. - M贸wi, 偶e jestem za ma­艂a, 偶eby sama gotowa膰. 呕e mam dopiero dziesi臋膰 lat. Ale przecie偶 nied艂ugo sko艅cz臋 jedena艣cie, w lecie. Nie je­stem wcale taka ma艂a i lepiej potrafi臋 gotowa膰 ni偶 on... Raija roze艣mia艂a si臋. Wesz艂a razem z dziewczynk膮 do kuchni. Wasilij, czerwony na twarzy, spocony, z w艂osa­mi stercz膮cymi nad czo艂em, sta艂 nad kocio艂kiem.

- Zaraz przypalisz - powiedzia艂a Raija z niewin­nym spojrzeniem. - Musisz albo zmniejszy膰 偶ar, albo mocniej miesza膰. A najlepiej jedno i drugie.

Westchn膮艂 i pos艂ucha艂 jej rady.

- Jak si臋 patrzy z boku, to wydaje si臋 to 艂atwe - skrzywi艂 si臋. - Skoro nawet dziesi臋ciolatka potrafi ugo­towa膰 obiad, to, na Boga, ja chyba tak偶e powinienem.

- Ja nigdy nie gotowa艂am czego艣 takiego, wujku - pod艣miewa艂a si臋 Jelizawieta.

- Lepiej dorzu膰 drewna do pieca w izbie - pogrozi艂 jej drewnian膮 艂y偶k膮, a dziewczynka uciek艂a ze 艣miechem.

Raija usiad艂a na brzegu skrzynki na drewno blisko pieca.

- Chcia艂am z tob膮 porozmawia膰 - rzek艂a z powa­g膮. - Zajmie to troch臋 czasu.

Pokiwa艂 g艂ow膮.

- M贸w!

- Gadaj膮 o nas! Uwa偶am, 偶e to wstr臋tne, bo prze­cie偶 to nieprawda.

- Nieprawda - potwierdzi艂, mieszaj膮c zawzi臋cie.

- Chc臋 zmieni膰 nazw臋 statku. Wtedy zwr贸ci艂 ku niej spojrzenie.

- Czy nikt nie zaproponowa艂, a偶eby przydzieli膰 mi inny statek? Hmm, Oleg na pewno b臋dzie chcia艂 偶e­glowa膰 na 鈥濧ntonii鈥. Nie zabra艂bym mu jej. Ale prze­cie偶 mogliby mi da膰 frachtowiec...

Raija pokr臋ci艂a g艂ow膮.

- 鈥濺aija鈥 to jakby m贸j statek - rzek艂a z u艣miechem. - A ja uwa偶am, 偶e jeste艣 jedynym godnym go kapitanem. Nie zrzekam si臋 go. Nadal b臋dzie nale偶e膰 do mnie. Nie chc臋 jednak, 偶eby nazywa艂 si臋 鈥濺aija鈥. Nie wiem, sk膮d pochodz臋, ani jakie jest pochodzenie mojego imienia.

Ale nie chc臋, by ktokolwiek mia艂 w膮tpliwo艣ci, sk膮d po­chodzi statek tak bliski mojemu serca Dlatego nazw臋 go 鈥濺aisa z Archangielska鈥.

- Wszyscy i tak b臋d膮 go nazywa膰 鈥濩aryca鈥 - u艣miech­n膮艂 si臋 Wasilij, ale nie wygl膮da艂 na niezadowolonego. - Tylko 偶e takiej nazwy nie mo偶emy umie艣ci膰 na burtach. Ten kraj ma przecie偶 cara. Wiele lat up艂ynie, nim do­ro艣nie i pojawi si臋 u jego boku caryca. Tak wi臋c Rosja, p贸ki co, nie ma innej poza tob膮.

- Nie 偶artuj! - poprosi艂a.

- To nie 偶art. Wasilij posmakowa艂 zawarto艣ci kocio艂ka, a potem poda艂 Raiji nape艂nion膮 艂y偶k臋.

- Ca艂kiem dobre - zdziwi艂a si臋. Wasilij u艣miechn膮艂 si臋 i miesza艂 dalej.

- Podoba mi si臋 - o艣wiadczy艂. - 鈥濺aisa z Archan­gielska鈥. Sam wymaluj臋 nazw臋 na burcie. Obejm臋 do­wodzenie na ognistej Rosjance - mrugn膮艂 do niej i do­da艂: - Mia艂a w sobie ogie艅 przez ca艂y czas. Nawet w贸wczas, gdy nie ca艂kiem by艂a pewna, sk膮d pochodzi.

- Zrozumia艂e艣 - rzek艂a cicho Raija. Pokiwa艂 g艂ow膮.

- Oczywi艣cie, 偶e zrozumia艂em. Zawsze ci wszak powtarza艂em, 偶e jeste艣my bardzo do siebie podobni, Caryco.

13

W powietrzu powoli wyczuwa艂o si臋 pierwsze cieplej­sze podmuchy wiatru. W Archangielsku uznano, 偶e to pocz膮tek wiosny. Rozko艂ysane fale Morza Barentsa wciska艂y si臋 w g艂膮b cie艣niny zwanej gard艂em Morza Bia­艂ego i napiera艂y na grub膮 warstw臋 lodu, li偶膮c zamarzni臋­te zatoki: Dwi艅sk膮, Onesk膮 i Kanda艂aksz臋. A wzd艂u偶 wybrze偶a oczekiwano ju偶 niecierpliwie, kiedy zacznie p臋ka膰 l贸d i ruszy kra, otwieraj膮c drog臋 statkom.

W Kem, Onedze i Archangielsku skracano sobie czas oczekiwania na cieplejsze dni, przygotowuj膮c statki do rejsu na zach贸d. Jednostki handlowe 艂ado­wano drewnem, tarcic膮 i workami z m膮k膮. Drewno, kt贸re tu na wschodzie by艂o bardzo tanie, w ubogiej w lasy p贸艂nocnej Norwegii nale偶a艂o do towar贸w bar­dzo po偶膮danych. W艂a艣nie na drewnie niejeden z tutej­szych handlarzy zbi艂 fortun臋. W Finnmarku by艂o tak偶e zapotrzebowanie na m膮k臋. Cechy kupieckie dzier偶膮ce monopol na sprzeda偶 m膮ki nie dostarcza艂y jej w dostatecznych ilo艣ciach do najdalej wysuni臋tych na p贸艂noc rejon贸w kraju, a przy tym narzuca艂y wyso­kie ceny. Wzd艂u偶 wybrze偶y Norwegii powiadano, 偶e rosyjska m膮ka jest znacznie lepsza od tej oferowanej przez kupc贸w z po艂udnia. Dlatego te偶 handel kwit艂.

Wreszcie Morze Bia艂e odtaja艂o i sta艂o si臋 偶eglow­ne. 鈥濧ntonia鈥, dowodzona przez Olega, by艂a jednym z pierwszych statk贸w, kt贸re, przeciskaj膮c si臋 przez kr臋, obra艂y kierunek na p贸艂noc.

Wszyscy po偶egnali si臋 serdecznie z Lin膮, dobrze wiedz膮c, 偶e wi臋cej jej nie zobacz膮. Lina chyba tak偶e to zrozumia艂a, bo z oczu p艂yn臋艂y jej 艂zy niczym rw膮­cy potok podczas wiosennych roztop贸w. Nie ulega艂o w膮tpliwo艣ci, 偶e dziewczyna dobrze si臋 czu艂a w Rosji.

Nieco p贸藕niej wyp艂yn臋艂y z portu kutry, kt贸re nie ci臋艂y tak 艂atwo lodowej kry jak ci臋偶kie 偶aglowce i dla bezpiecze艅stwa musia艂y p艂yn膮膰 wzd艂u偶 brzegu. Ale cho膰 niewielkie i z wygl膮du prymitywne, na morzu spisywa艂y si臋 znakomicie. Od pokole艅 u偶ywano ich do po艂ow贸w u wybrze偶y Murma艅ska i Nowej Ziemi, gdzie warunki pogodowe przecie偶 nie by艂y najlepsze.

Nowe 艂owiska znajdowa艂y si臋 dalej i potrzeba by­艂o wi臋cej czasu, 偶eby tam dotrze膰. Kutry nale偶膮ce do Olega i Jewgienija nie p艂yn臋艂y jednak w ciemno. Na Soroya wszystko by艂o przygotowane. Wyposa偶enie kutr贸w za艂adowano na 鈥濧ntoni臋鈥. Oleg planowa艂 zo­sta膰 z rybakami na Soroya, gdzie wszyscy go znali, statek za艣 pod dow贸dztwem szypra zamierza艂 wys艂a膰 dalej na zach贸d w celach handlowych.

Raisa z Archangielska鈥 pozosta艂a w porcie najd艂u­偶ej ze wszystkich statk贸w handlowych. Tak zadecy­dowa艂 Jewgienij, troch臋 wbrew 偶yczeniom Wasilija, kt贸rego ogarn臋艂a niecierpliwo艣膰 na widok rozpi臋tych 偶agli znikaj膮cych w oddali. T臋sknota za morzem, u艣piona przez zim臋, pojawia艂a si臋, gdy tylko zaczyna­艂y p臋ka膰 lody i w powietrzu robi艂o si臋 cieplej.

Raisa鈥 by艂a ju偶 w艂a艣ciwie przygotowana do wyj­艣cia w morze. Pozosta艂o jedynie za艂adowa膰 ostatni膮 dostaw臋 m膮ki z g艂臋bi kraju, kt贸rej spodziewali si臋 jeszcze tego dnia, a najdalej nast臋pnego.

Raija przyjecha艂a do miasta, 偶eby zabra膰 ze sob膮 rzeczy nale偶膮ce do dzieci, bo na czas nieobecno艣ci Wasilija Jelizawieta i Walerij mieli przeprowadzi膰 si臋 do niej. Raija cieszy艂a si臋 z tego powodu, cho膰 oczy­wi艣cie zdawa艂a sobie spraw臋, jaka na niej ci膮偶y odpo­wiedzialno艣膰. Tym bardziej 偶e Walerij nadal nie od­zywa艂 si臋 do nikogo. Przesta艂 nawet m贸wi膰 przez sen.

- Nie s膮dzisz, 偶e powinienem wzi膮膰 je ze sob膮? - zapyta艂 Wasilij Raij臋. By艂 wyra藕nie zdenerwowany, spojrzenie mia艂 niepewne, pe艂ne w膮tpliwo艣ci. - B贸g mi 艣wiadkiem, 偶e 偶ycie na pok艂adzie to nie sielanka. Nie jest to odpowiednie miejsce dla dzieci, ale co艣 mi m贸wi, 偶e powinienem przez ca艂y czas by膰 blisko nich. Przynajmniej blisko Walerija. Bez urazy, Raiju, ale wydaje mi si臋, 偶e on bardziej potrzebuje opieki m臋偶­czyzny, kt贸remu ufa.

Oboje wiedzieli, 偶e Jewgienij nie b臋dzie mia艂 cza­su, 偶eby podj膮膰 si臋 dodatkowo ojcowskiej pieczy nad rodze艅stwem.

- Pozosta艂o jeszcze troch臋 czasu do zastanowienia - odpowiedzia艂a Raija, kt贸rej jednak nie bardzo podo­ba艂o si臋 takie rozwi膮zanie. Cz艂onk贸w za艂ogi 鈥濺aisy鈥 czeka艂 d艂ugi i wyczerpuj膮cy rejs. Wasilij nie znajdzie czasu, by dogl膮da膰 dzieci, kt贸re pozostawione b臋d膮 w wi臋kszo艣ci samym sobie. A statek jest swoistym 艣wiatem. Podczas 偶eglugi nie mo偶na go opu艣ci膰, nawet je艣liby si臋 nie wiem jak chcia艂o. No i jest to 艣wiat zdo­minowany przez m臋偶czyzn!

Tymczasem z portu wyp艂ywa艂a 鈥濶atasza鈥 nale偶膮­ca do Antufjewa, nazwana imieniem jego c贸rki. Po­zosta艂e cztery statki z jego floty uda艂y si臋 na zachod­nie wybrze偶e ju偶 wcze艣niej.

Wasilij zacisn膮艂 d艂onie w pi臋艣ci.

- Dosy膰 ju偶 tego czekania - westchn膮艂. - Mam wra­偶enie, 偶e nie zd膮偶ymy wyp艂yn膮膰, nim zn贸w lody skuj膮 morze.

Raija dotkn臋艂a lekko jego r臋ki, po przyjacielsku. Tu, na pok艂adzie, nie czu艂a na sobie obcych spojrze艅. Chocia偶... mo偶e kto艣 plotkowa艂, 偶e Bykowa zostawi­艂a dzieci pod opiek膮 m臋偶a, a sama przysz艂a odwiedzi膰 kapitana statku z jego floty? Ale w jaki spos贸b mo偶­na si臋 obroni膰 przed takimi pom贸wieniami?

Nie mia艂a si艂y si臋 tym przejmowa膰!

Je艣li kto艣 ma tyle czasu, 偶eby wymy艣la膰 takie bzdurne historie, to jego sprawa. Niech si臋 dobrze ba­wi! Dla niej doba by艂a za kr贸tka, by mia艂a kiedy si臋 nad tym zastanawia膰.

- Zdaje si臋, Wasiliju, 偶e jeste艣 bardzo rozdarty?

Pos艂a艂 jej gwa艂towne spojrzenie. Raija cofn臋艂a r臋­k臋. Ostatnie, czego by sobie 偶yczy艂a, to rozgniewa膰 Wasilija.

- Chyba mnie za dobrze znasz - burkn膮艂. - Ale wo­la艂bym o tym nie m贸wi膰. Zdaje si臋, 偶e ty te偶 nie.

Mo偶liwe, 偶e znali si臋 zbyt dobrze.

- Jeste艣 pewna, 偶e poradzisz sobie z moimi dziku­sami? - zapyta艂, zmieniaj膮c temat.

Raija roze艣mia艂a si臋.

- Je艣li nazywasz tych dwoje dzikusami, to chyba nie wiesz, co m贸wisz. Bardzo si臋 ciesz臋, 偶e b臋d膮 u mnie. Dobrze , gdy dom rozbrzmiewa wieloma dzieci臋cymi g艂osami. Zawsze chcia艂am mie膰 du偶o dzieci, ale jako艣 nie wysz艂o...

Wasilij wyczu艂, 偶e nie powinien dr膮偶y膰 tego tema­tu. Byli przyjaci贸艂mi, to prawda, ale m臋偶czy藕ni nie rozmawiaj膮 o takich sprawach z kobietami. Pewnie dlatego Raija urwa艂a raptownie, pozwalaj膮c my艣li odfrun膮膰 na skrzyd艂ach unosz膮cej si臋 nad nimi mewy.

- Chcia艂abym, 偶eby艣 tym razem przywi贸z艂 mate­ria艂 na sukienk臋 dla Jelizawiety - rzek艂a Raija. - Opar­艂a si臋 plecami o drewnian膮 nadbud贸wk臋, a 艂okciami o por臋cz. - Ja nic nie chc臋, Wasiliju. Naprawd臋! Tak b臋dzie najlepiej dla wszystkich. Ju偶 podarowa艂e艣 mi sukni臋. Pi臋kniejszej nigdy mie膰 nie b臋d臋. Nie potrze­buj臋 na ka偶dy bal szy膰 nowej. Zreszt膮, tak cz臋sto nie bywam na balach...

Jej 艣miech uni贸s艂 si臋 tak偶e niczym na skrzyd艂ach. Wzbi艂 si臋 w g贸r臋 ponad statek, na szczyty maszt贸w, kt贸re ci膮gle stercza艂y nagie. Wasilij nie m贸g艂 si臋 do­czeka膰, kiedy wiatr wype艂ni 偶agle...

- Lepiej, 偶eby艣 rozpieszcza艂 Jelizawiet臋 i Walerija - doko艅czy艂a stanowczo.

- My艣lisz, 偶e o tym nie pomy艣la艂em? - zapyta艂.

Ubrany by艂 w ciemne samodzia艂owe spodnie i za­rzucon膮 na ciep艂y sweter sk贸rzan膮 kurtk臋, zza ko艂nie­rza kt贸rej wystawa艂 szary golf. Ale nie za艂o偶y艂 czap­ki ani r臋kawic. 呕ylaste ogorza艂e d艂onie nie zbiela艂y przez zim臋.

Marynarzy mo偶na pozna膰 po spalonych s艂o艅cem twarzach i r臋kach, br膮zowych czasem a偶 po 艂okcie. Wszystko w zale偶no艣ci od tego, jak wysoko podwi­jaj膮 przy pracy r臋kawy.

- I tak wyprzedzimy 鈥濶atasz臋鈥 - mrukn膮艂 pod nosem, zapatrzony w dal. - 鈥濺aisa鈥, cho膰 mniejsza, jest lepszym 偶aglowcem. Strasznie za艂adowali t臋 鈥濶ata­sz臋鈥. Nie pojmuj臋, po co, skoro maj膮 tyle statk贸w handlowych...

- Kto ma du偶o, chce wi臋cej... - skwitowa艂a Raija oschle.

- Wiesz, 偶e Norwegowie twierdz膮, 偶e nasze statki przypominaj膮 cielne krowy? Nie do wiary! Mo偶e rze­czywi艣cie nie s膮 takie zgrabne, ale u licha, przecie偶 to nie kobiety! - Pokr臋ci艂 g艂ow膮 i splun膮艂 do wody. - Zresz­t膮 ja nigdy nie uwa偶a艂em, by by艂o warto ugania膰 si臋 za chudymi, je艣li ju偶 o tym mowa. Moim zdaniem, nasze 偶aglowce s膮 pi臋kne. Nie s膮dzisz, 偶e 鈥濺aisa鈥 jest pi臋kna?

Raija roze艣mia艂a si臋.

- Chyba tak., jak na statek... Ale nie jestem tak roz­kochana w 偶aglowcach jak ty i Jewgienij.

- Dla mnie jest r贸wnie pi臋kna jak galeon z Lube­ki, kt贸ry zimowa艂 w naszym porcie. No, wiesz, 鈥濴o­relei鈥...

- Z pewno艣ci膮 - potwierdzi艂a Raija, chocia偶 tego nie dostrzega艂a. Ale tego nie powie przecie偶 m臋偶czy藕­nie, w kt贸rego g艂osie s艂ycha膰 nami臋tno艣膰, ilekro膰 m贸­wi o statkach.

- Gdzie masz dzieci? - zapyta艂a. - S膮 na pok艂adzie?

- Wypu艣ci艂em je troch臋 spod skrzyde艂 - odpowie­dzia艂, powa偶niej膮c. - Nie mog臋 przecie偶 ich ci膮gle trzyma膰 przy sobie. Musz臋 pozwoli膰 im dorosn膮膰. Walerij pow臋drowa艂 na nabrze偶e, a Jelizawieta posta­nowi艂a wysprz膮ta膰 dom. Za jakie艣 dziesi臋膰 lat wyro艣­nie z niej pracowita kobieta. Ju偶 sobie wyobra偶am, co b臋d臋 prze偶ywa艂, kiedy b臋d臋 wydawa艂 j膮 za m膮偶! Strasznie si臋 ci膮gle o nie boj臋, ale przecie偶 nie mog臋 ich bez przerwy ochrania膰. Wiedz膮, gdzie jestem...

- Spokojnie, Wasiliju, przede mn膮 nie musisz si臋 t艂umaczy膰!

Raija zamilk艂a, jakby chcia艂a przej膮膰 od niego cz臋艣膰 l臋ku. Ona tak偶e najch臋tniej przez ca艂y czas chroni艂a­by te dzieci, ale to, co m贸wi艂, brzmia艂o rozs膮dnie.

Wasilij zszed艂 z pok艂adu razem z Raij膮. Na brzeg pop艂yn臋li niewielk膮 艂贸dk膮 wios艂ow膮. W艂a艣ciwie wszystkie prace na statku zosta艂y z grubsza zako艅­czone. Jeszcze tylko do艂aduj膮 m膮k臋, na kt贸rej dosta­w臋 czekaj膮, i mo偶na podnosi膰 kotwic臋. Przy za艂adun­ku Wasilij nie musi by膰 koniecznie obecny.

Na l膮dzie szed艂 p贸艂 kroku za Raij膮. Niczym pa藕 towarzysz膮cy swojej kr贸lowej, swojej carycy. Celo­wo utrzymywa艂 mi臋dzy nimi ten dystans, bo nie chcia艂, 偶eby powsta艂y nowe plotki. Kobiety w tych stronach rzadko pojawia艂y si臋 na ulicy w towarzy­stwie obcego m臋偶czyzny. Towarzyszyli im przewa偶­nie m臋偶owie, bracia albo ojcowie. Kobiety pilnowa艂y si臋, by nie znale藕膰 si臋 w takiej sytuacji, ale Raija nie wygl膮da艂a na kogo艣, kto si臋 tym przejmuje. Przez ca­艂y czas rozmawia艂a z Wasilijem przez rami臋, ale nie prosi艂a, by podszed艂 bli偶ej. Bez s艂贸w zrozumia艂a, dla­czego tak demonstracyjnie idzie za ni膮.

Denerwowa艂o j膮 to. Przecie偶 byli z Wasilijem przy­jaci贸艂mi. Ale 偶yj膮c w tym mie艣cie i po艣r贸d tych ludzi, musieli dostosowa膰 si臋 do obowi膮zuj膮cych zwycza­j贸w.

- Walerij nie przyszed艂 z wami? - zapyta艂a Jelizawieta, kiedy weszli do chaty.

Raija poczu艂a si臋 jak uderzona obuchem. Wasilij tak偶e poblad艂, a jego d艂o艅 zacisn臋艂a si臋 na klamce.

- Kaza艂em mu wr贸ci膰 tutaj, kiedy ju偶 znudzi mu si臋 na nabrze偶u.

- By艂 tutaj. Zabra艂 zapakowany w臋ze艂ek. My艣la艂am, 偶e ma co艣 zanie艣膰 tobie. Zrozumia艂am z tego, 偶e idzie na 鈥濺ais臋鈥.

Wasilij w jednej chwili wybieg艂 na zewn膮trz, Rai ja za艣 sta艂a w miejscu, jakby przykuta do pod艂ogi, jak­by straci艂a w艂adz臋 nad nogami.

Dopiero gdy zobaczy艂a Jelizawiet臋, kt贸ra po艣piesz­nie za艂o偶y艂a buty i peleryn臋, ockn臋艂a si臋 do dzia艂ania. Chwyci艂a wyci膮gni臋t膮 do niej drobn膮 d艂o艅 dziew­czynki i razem pobieg艂y za Wasilijem, kt贸ry ju偶 im zd膮偶y艂 znikn膮膰 z oczu.

- P贸jdziesz, Jelizawieto, do Jewgienija. Tak b臋dzie najbezpieczniej - rzuci艂a Raija zadyszana. - Opo­wiedz mu, co si臋 sta艂o, a ja poszukam Wasilija.

- Co si臋 mog艂o przytrafi膰 Walerijowi? - pyta艂a dziewczynka, niech臋tnie wypuszczaj膮c r臋k臋 Raiji.

Raija prawie j膮 wepchn臋艂a do kantoru, gdzie urz臋­dowa艂 Jewgienij. Nie chcia艂a by膰 gwa艂towna, ale nie mia艂a teraz czasu, 偶eby spokojnie wszystko t艂uma­czy膰. Sama si臋 ba艂a, a nie chcia艂a, by dziewczynka to zauwa偶y艂a. By艂a dostatecznie przera偶ona.

- Walerij z pewno艣ci膮 wda艂 si臋 w co艣, co uwa偶a za ekscytuj膮ce. Pewnie nie pomy艣la艂, 偶e mo偶e mu grozi膰 jakie艣 niebezpiecze艅stwo. Znajdziemy go...

- Na pewno 偶yje - odezwa艂a si臋 cienko dziewczyn­ka. Kiedy si臋 bardzo ba艂a, m贸wi艂a g艂osem nale偶膮cym do du偶o m艂odszej Jelizawiety. - Bo je艣li nie 偶yje, to ca艂y tw贸j wysi艂ek, by go wtedy uratowa膰, poszed艂by na marne. - Jelizawieta utkwi艂a w Raiji swe jasne spojrzenie.

Raija nie znajdowa艂a s艂贸w, przepe艂niona g艂臋bokim wzruszeniem. U艣cisn臋艂a tylko mocno dziewczynk臋 i wepchn臋艂a j膮 do 艣rodka.

- Znajd藕 Jewgienija i dzieci, kochanie! Sama tymczasem pobieg艂a dalej wzd艂u偶 nabrze偶a.

Zatrzymywa艂a ludzi i pyta艂a, czy nie widzieli Walerija. Tym, kt贸rzy nie znali ch艂opca, opisywa艂a, jak wy­gl膮da艂. Ale wszyscy m贸wili to samo. Ze Wasilij ju偶 ich o to pyta艂. Ze Wasilij j膮 wyprzedzi艂.

Biega艂a wi臋c na o艣lep po porcie, kontynuuj膮c po­szukiwania.

Ci臋偶ko dysz膮c ze zm臋czenia, wyobra偶a艂a sobie wszystkie niebezpiecze艅stwa, jakie czyha艂y na ch艂op­ca. Z zaci艣ni臋tymi pi臋艣ciami spojrza艂a gniewnie w sza­re niebo.

- Dlaczego on? - pyta艂a cicho, zn臋kana, jakby oskar偶a艂a kogo艣 na g贸rze o znikni臋cie ch艂opca.

Mo偶e uton膮艂? zastanawia艂a si臋, patrz膮c na oblodzo­ne, w niekt贸rych miejscach bardzo 艣liskie nabrze偶e. Nagle poczu艂a na ramionach silne d艂onie Wasilija.

- Nie wolno ci tutaj sta膰! Boisz si臋 wody - rzuci艂. Mi臋­dzy brwiami pojawi艂a mu si臋 zmarszczka, g艂臋boka i moc­no zarysowana. Napi臋te usta dr偶a艂y w k膮cikach. Noz­drza tak偶e porusza艂y si臋 nerwowo. - Przed chwil膮 omal nie udusi艂em Antufjewa! - powiedzia艂, prowadz膮c Raij臋 wzd艂u偶 nabrze偶a. Otoczy艂 j膮 ramieniem, ale 偶adne z nich nie zwr贸ci艂o na to uwagi. - Niekt贸rzy s膮 zepsuci do cna - ci膮gn膮艂. - Nie ma w nich odrobiny moralno艣ci. Ten cz艂owiek w艂a艣nie do takich nale偶y. Powiedzia艂em mu to, a wiesz, jak on zareagowa艂? Roze艣mia艂 si臋! Wyobra偶asz sobie, za艣mia艂 si臋 mi prosto w twarz! Uwa偶a mnie kom­pletnie za nic. Tak samo jak ch艂opca!

- Co si臋 sta艂o? Wasilij zatrzyma艂 si臋 i nagle u艣wiadomi艂 sobie, 偶e j膮 obejmuje. Cofn膮艂 r臋ce i wcisn膮艂 je do kieszeni. By艂 tak zdenerwowany, 偶e przez chwil臋 szuka艂 s艂贸w, 偶e­by opowiedzie膰 wszystko po kolei.

- On pop艂yn膮艂 na 鈥濶ataszy鈥! Raija zwr贸ci艂a ku Wasilijowi pe艂n膮 niedowierzania twarz.

- Walerij? - zapyta艂a. - Przecie偶 on nie ma jeszcze dwunastu lat...

- To samo powiedzia艂em Antufjewowi - przerwa艂 jej rozgniewany Wasilij. Ruszy艂 dalej, a Raija musia艂a biec, 偶eby za nim nad膮偶y膰. - A on na to, 偶e my艣la艂, 偶e potrze­bujemy pieni臋dzy. Dlatego z dobrego serca pozwoli艂 ma艂emu zamustrowa膰 si臋 na statku. Z dobrego serca!

Wasilij splun膮艂 z pogard膮.

- Dobrze wiem, czym si臋 kierowa艂, ale na tyle mam og艂ady, by powstrzyma膰 si臋 przed ci艣ni臋ciem mu tego w twarz. Nie musz臋 si臋 zni偶a膰 do jego poziomu! Tak czy inaczej Walerij zamustrowa艂 si臋 na 鈥濶ataszy鈥.

- Ale jak on to zrobi艂? - nie mog艂a zrozumie膰 Ra­ija. To wszystko nie trzyma艂o si臋 kupy. Walerij prze­cie偶 sam by sobie nie poradzi艂. Od p贸艂 roku do niko­go si臋 nie odezwa艂.

- Poprosi艂 o to - odpowiedzia艂 Wasilij z pociemnia艂膮 od gniewu twarz膮. W ka偶dej zmarszczce odbija艂o si臋 zmartwienie. - Sam o to poprosi艂. Przem贸wi艂! Z Antufjewem rozmawia, a do mnie si臋 nie odzywa. O co w tym chodzi? Mo偶esz mi to wyja艣ni膰, Raiju? Ja nie rozumiem, nie rozumiem, ale 艣ci膮gn臋 go z powrotem do domu.

Zatrzyma艂 si臋 przy jednym z frachtowc贸w, na kt贸­rego pok艂adzie krz膮ta艂a si臋 za艂oga.

- Pop艂yn臋 za nim - wyja艣ni艂 Raiji. - Mam zgod臋 wielkiego Antufjewa, aby zabra膰 ch艂opca ze statku. Pod warunkiem, 偶e zdo艂am dogoni膰 鈥濶atasz臋鈥, a jej kapitan mnie pos艂ucha. Dosta艂em od Antufjewa do­kument z jego podpisem i piecz膮tk膮...

Poklepa艂 si臋 w pier艣 i z艂o偶y艂 si臋 do skoku na po­k艂ad frachtowca. Ale Raija uczepi艂a si臋 jego ramienia.

- Nie powstrzymasz mnie - wyja艣ni艂. - Nikt mnie nie powstrzyma. Nie pozwol臋 ch艂opcu wyp艂yn膮膰 na p贸艂 roku, i to na takim statku! Co z tego, 偶e nazwa­ny jest imieniem c贸rki Antufjewa, skoro to wrak! Je­dyne, co zrobili, to go 艂adnie odmalowali z zewn膮trz. W 艣rodku to ruina. Nie widzia艂em gorzej utrzymanej jednostki. To nie jest odpowiedni statek dla kogo艣, kto po raz pierwszy p艂ynie w rejs! Poza tym w za艂o­dze s膮 same 艂ajdaki. Za nic w 艣wiecie nie wys艂a艂bym swojego syna w takim gronie. A Walerij jest dla mnie jak syn. Z艂api臋 鈥濶atasz臋鈥, cho膰by mi przysz艂o p艂yn膮膰 a偶 do Vadso. Wyrw臋 stamt膮d ch艂opaka!

Pu艣ci艂a go i pozwoli艂a wskoczy膰 na pok艂ad.

- Pom贸偶 mi! - poprosi艂a, wyci膮gaj膮c do niego r臋­k臋: - P艂yn臋 z tob膮!

Wasilij odm贸wi艂 stanowczo.

- Pom贸偶 mi wej艣膰 na pok艂ad, Wasiliju! Ja tak偶e ko­cham Walerij a - upiera艂a si臋.

- Op贸藕niasz nas, Bykowa! - rzuci艂 twardo i odwr贸­ci艂 si臋 do niej plecami. Obcy i niedost臋pny wyda艂 po­lecenia za艂odze. Na pok艂adzie wzm贸g艂 si臋 ruch.

Raija wpatrywa艂a si臋 we frachtowiec, oddzielony od nabrze偶a w膮skim pasem wody. Ko艂ysz膮c si臋 na fa­li, raz po raz r贸wna艂 si臋 relingiem z kej膮.

Spogl膮daj膮c w czarn膮 to艅, przepa艣膰 mi臋dzy nabrze偶em a burt膮, Raija poczu艂a, jak 艣ciska j膮 w 偶o艂膮dku i w gardle. Zebra艂o jej si臋 na md艂o艣ci. Ba艂a si臋, nie mia­艂a si臋 czego przytrzyma膰. Nikogo nie mog艂a popro­si膰 o pomoc, bo wszyscy cz艂onkowie za艂ogi krz膮tali si臋, zaj臋ci swoimi obowi膮zkami. Zreszt膮 w obawie przed Wasilijem nie 艣mieli nawet na ni膮 patrze膰.

Raija prze艂kn臋艂a 艣lin臋. Co艣 j膮 popycha艂o do podj臋­cia takiej w艂a艣nie decyzji. Si艂a, nad kt贸r膮 nie mia艂a w艂adzy.

Nie ogl膮daj膮c si臋 za siebie ani nie patrz膮c w d贸艂, uczepi艂a si臋 spojrzeniem plec贸w Wasilija i skoczy艂a.

Palcami z艂apa艂a powietrze. Chyba krzykn臋艂a, bo w u艂amku sekundy ujrza艂a, jak Wasilij z niedowierza­niem w twarzy odwraca si臋 gwa艂townie i wyci膮ga ku niej r臋ce, kt贸rych nie uda艂o jej si臋 jednak uchwyci膰.

Zacisn臋艂a palce na drewnianej burcie i poczu艂a b贸l w zdartych do krwi opuszkach palc贸w. Twarz mia艂a przy samej burcie. Czu艂a ko艂ysanie fal. Zdawa艂o jej si臋, 偶e hu艣ta si臋 wraz z ca艂ym statkiem, ale ba艂a si臋 spojrze膰 w bok, ba艂a si臋 spojrze膰 w d贸艂.

Utkwi艂a wzrok w br膮zowych, g艂adkich deskach.

呕eby tylko frachtowiec nie przybli偶y艂 si臋 do na­brze偶a, bo mnie zgniecie, pomy艣la艂a trze藕wo. Nie s艂y­sza艂a, jak Wasilij wo艂a j膮 po imieniu, nie s艂ysza艂a gwa­ru g艂os贸w za艂ogi. Bicie serca zag艂usza艂o wszystko.

Poczu艂a jednak d艂onie, kt贸re uchwyci艂y j膮 za nad­garstki, a potem uj臋艂y pod pachy i unios艂y w g贸r臋.

Kiedy znalaz艂a si臋 na pok艂adzie, pad艂a wprost w ra­miona Wasilijowi, kt贸remu nie pozosta艂o nic innego, jak j膮 przygarn膮膰. Dr偶a艂a, przytulona do niego, czu­艂a szum w uszach, a on tylko poklepywa艂 j膮 zak艂opo­tany po plecach, rozgl膮daj膮c si臋 wok贸艂 bezradnie.

- Zwolnijcie cumy - wrzasn膮艂.

A偶 zahucza艂o jej w g艂owie, ale opanowa艂a si臋 i prze­sta艂a trz膮艣膰. Zdo艂a艂a si臋 uwolni膰 z jego obj臋膰. Jego twarz, ca艂kiem obna偶ona, wyra偶a艂a rezygnacj臋.

- Je艣li ju偶 tak bardzo chcesz, mo偶esz pop艂yn膮膰 - rzuci艂 kr贸tko. - Przecie偶 nie wyrzuc臋 ci臋 na l膮d.

Potem odwr贸ci艂 si臋 i odszed艂 od niej.

14

Dzie艅, jak na t臋 por臋 roku u wybrze偶y Morza Bia­艂ego, nie by艂 bardzo zimny, ale porywisty wiatr, wy­pe艂niaj膮cy 偶agle, przenika艂 na wskro艣. Rai ja szcz臋ka­艂a z臋bami zzi臋bni臋ta, bo jak na z艂o艣膰 za艂o偶y艂a kurtk臋 utkan膮 z cie艅szej we艂ny. Przyjdzie jej teraz marzn膮膰 przez to, 偶e chcia艂a wyj艣膰 wio艣nie naprzeciw.

- Schowaj si臋 na dole! - nakaza艂 jej Wasilij.

Dwumasztowe frachtowce mia艂y cz臋艣ciowo zabudo­wany pok艂ad. By艂y mniejsze i l偶ejsze od trzymasztowych statk贸w handlowych, ale cho膰 ust臋powa艂y im powierzch­ni膮 偶agli, znakomicie spisywa艂y si臋 na wodzie. Kursowa­艂y po Morzu Bia艂ym. U偶ywano ich do przewozu 艂adun­k贸w na niewielkie odleg艂o艣ci. Gdy zachodzi艂a potrzeba, radzi艂y sobie tak偶e na d艂u偶szych dystansach.

Raija wesz艂a pod pok艂ad, gdzie zdecydowanie mniej wia艂o. Dygocz膮c z zimna, usadowi艂a si臋 zaraz z brzegu. Nie mia艂a odwagi przej艣膰 do kajut usytu­owanych w cz臋艣ci rufowej. Pozosta艂a w 艂adowni, kt贸­ra na razie by艂a zape艂niona zaledwie kilkoma sterta­mi work贸w z m膮k膮 i paroma beczkami z niewiado­m膮 zawarto艣ci膮.

Wsuwaj膮c d艂onie do r臋kaw贸w, zahaczy艂a po艂ama­nymi paznokciami o tkanin臋. Obtarte do krwi opusz­ki palc贸w szczypa艂y j膮 i k艂u艂y.

Zamkn臋艂a oczy.

Jej wyczyn z pewno艣ci膮 nie pozosta艂 nie zauwa偶ony. Zastanawia艂a si臋, co pomy艣li Jewgienij, gdy si臋 o wszyst­kim dowie. W obecno艣ci Wasilija zawsze wpada艂a w ta­rapaty. By艂oby chyba najlepiej, gdyby zerwali wszystkie 艂膮cz膮ce ich wi臋zy. Ale to przecie偶 niemo偶liwe! Nie po­trafi艂aby przesta膰 si臋 troszczy膰 o Jelizawiet臋 i Walerija.

U艣miechn臋艂a si臋 sama do siebie, przypomniawszy sobie sw贸j skok. Szkoda, 偶e nie mog艂a tego widzie膰! Zapami臋ta艂a jedynie 艣lepy strach, kt贸rego chyba do ko艅ca 偶ycia nie zapomni.

Dlaczego to zrobi艂a?

Po prostu musia艂a pop艂yn膮膰.

Tylko tyle wiedzia艂a.

Kiedy pr贸bowa艂a dociec przyczyny, czu艂a 艂omota­nie w skroniach, a wok贸艂 g艂owy, jeszcze cia艣niej ni偶 zazwyczaj, zaciska艂a si臋 niewidzialna obr臋cz. Napo­tyka艂a op贸r nie do pokonania.

Kto艣 uchyli艂 w艂az. Dostrzeg艂a skrawek nieba, a po chwili nogi Wasilija. Zszed艂szy na d贸艂, popatrzy艂 na Raij臋 siedz膮c膮 na ko艂ysz膮cej si臋 na boki beczce. Po­da艂 jej d艂o艅 i poci膮gn膮艂 za sob膮 do najbli偶szej kajuty. Tam zapali艂 lamp臋 i poprosi艂, by przenios艂a si臋 na sta­rannie pos艂an膮 koj臋.

- Raiju, tw贸j m膮偶 jest w艂a艣cicielem tego statku - rzek艂. - Czy s膮dzisz, 偶e 偶ona kt贸regokolwiek z arma­tor贸w usiad艂aby w 艂adowni?

Rai ja milcza艂a.

- Dlaczego, do diab艂a, skoczy艂a艣 na pok艂ad? - za­pyta艂, rozpinaj膮c kurtk臋.

Stan膮艂 przed ni膮 i zacisn膮艂 r臋ce na ramionach, usi­艂uj膮c w jej oczach, w twarzy, wyczyta膰 mo偶liw膮 do przyj臋cia odpowied藕.

- Bo nie chcia艂e艣 mi pom贸c wej艣膰 - odpar艂a po pro­stu Rai ja.

Wasilij przewr贸ci艂 oczyma i pu艣ci艂 j膮. Gestykulu­j膮c nerwowo, chodzi艂 od 艣ciany do 艣ciany niewielkiej kajuty.

- Nie chcia艂em wzi膮膰 ci臋 na pok艂ad! - zagrzmia艂, ale zaraz 艂agodniej doda艂: - Dla twojego dobra.

Temperament mia艂 Wasilij podobny jak Raija. Szybko wybucha艂, ale te偶 gniew przechodzi艂 mu w par臋 chwil.

Stan膮艂 i odwr贸cony do niej ty艂em, opar艂 czo艂o o framug臋 drzwi.

- Robi臋, co mog臋, Raiju Bykowa, 偶eby zaznaczy膰 dziel膮cy nas dystans. Nie chc臋, 偶eby 艣piewano o to­bie w gospodach spro艣ne piosenki. Nie chc臋, 偶eby ko­biety przewy偶szaj膮ce nas urodzeniem plotkowa艂y na tw贸j temat i snu艂y domys艂y, co nas 艂膮czy. My艣la艂em, 偶e ob臋dzie si臋 bez zrywania naszej przyja藕ni, kt贸ra ogromnie wiele dla mnie znaczy. Ale chyba nie b臋d臋 mia艂 innego wyj艣cia, skoro nieustannie popadamy ra­zem w jakie艣 tarapaty. Dla twojego dobra nie b臋d臋 ci臋 m贸g艂 widywa膰, a to znaczy tak偶e, 偶e nie b臋d臋 ci m贸g艂 powierzy膰 dzieci. To nie gro藕ba, Raiju. Dla mnie by艂by to du偶y cios. 呕e nie wspomn臋 o dzieciach, kt贸re polubi艂y ci臋, ba, pokocha艂y, pomimo swych zzi臋bni臋tych serc. Ryzykuj膮c 偶ycie, by dosta膰 si臋 na statek, na kt贸ry odm贸wi艂em ci wst臋pu, wszystko do­datkowo skomplikowa艂a艣.

- Wasiliju Uskow! Zarozumia艂y g艂upcze! - prze­rwa艂a mu z ci臋偶kim sercem Raija. - Gdyby chodzi艂o tylko o ciebie, pozwoli艂abym ci spokojnie odp艂yn膮膰. Ale ja tak偶e ogromnie si臋 l臋kam o Walerija. Sta艂am si臋 dla niego kim艣 bliskim. W tamtej chwili czu艂am si臋 jak jego matka.

- Masz swoje dzieci, dla kt贸rych jeste艣 matk膮 - od­gryz艂 si臋. - Te s膮 ci tylko u偶yczone! Nie wyobra偶aj wi臋c sobie za du偶o.

- Wszystkie dzieci s膮 nam u偶yczone. My艣la艂am, 偶e to wiesz - odpar艂a Rai ja cicho i wyja艣ni艂a: - Musia­艂am z tob膮 pop艂yn膮膰 ze wzgl臋du na Walerija. Po­pchn臋艂a mnie do tego skoku si艂a, kt贸ra drzemie we mnie. Inaczej bym si臋 nie odwa偶y艂a. Gdybym sama sterowa艂a swoj膮 wol膮, zatrzyma艂abym si臋 na kraw臋­dzi. Boj臋 si臋 wody, wiesz o tym.

Wasilij waln膮艂 pi臋艣ci膮 w drzwi kajuty i zakl膮艂 szpet­nie. Przeczesa艂 r臋k膮 g臋ste w艂osy.

- Zbyt 艂atwo i cz臋sto powo艂ujesz si臋 na t臋 moc, kt贸­rej my, inni, nie pojmujemy. Zawsze gdy potrzebu­jesz wym贸wki! A my wszyscy czo艂gamy si臋 u twoich st贸p. Zaczyna mnie to m臋czy膰, Raiju. To czyni ci臋 in­n膮... Tak膮 ponad nami... B膮d藕 nasz膮 Caryc膮, ale nie w taki spos贸b...

- Nie lubi臋 tego przydomku - powiedzia艂a cienkim g艂osem Raija. - Dogonimy 鈥濶atasz臋鈥?

Wasilij wzruszy艂 tylko ramionami.

- Wychodz臋! Posied藕 tutaj, dobrze? Nie chc臋, 偶e­by艣 mi si臋 kr臋ci艂a po pok艂adzie przemarzni臋ta i bez­radna. Tam na g贸rze mam co innego do roboty, ni偶 opiekowa膰 si臋 tob膮. Jasne?

Raija skin臋艂a g艂ow膮 zapatrzona w jeden punkt. Do­bry Bo偶e, my艣la艂a. Czemu te s艂owa zabrzmia艂y tak znajomo? Jakby s艂ysza艂a je ju偶 kiedy艣... Jednak to nie g艂os Wasilija pobrzmiewa艂 jej w g艂owie, ale g艂os ko­go艣, kogo powinna zna膰...

Trwa艂o to zaledwie u艂amek chwili. Kiedy Wasilij opu艣ci艂 kajut臋, ulecia艂 tak偶e 贸w przeb艂ysk wspomnie­nia i w 偶aden spos贸b nie umia艂a go z powrotem przy­wo艂a膰. Hucza艂o jej jedynie w g艂owie, jakby gromada drwali wyr膮bywa艂a las.

Min臋艂o du偶o czasu, nim co艣 si臋 znowu zacz臋艂o dzia膰. Raija czeka艂a cierpliwie. Poprzysi臋g艂a sobie bo­wiem, 偶e nie b臋dzie Wasilijowi ci臋偶arem. Nie chcia­艂a, by m贸g艂 jej zarzuci膰, 偶e ma z ni膮 same k艂opoty. Poza tym wola艂a nie dawa膰 pretekstu marynarzom do rozpowiadania plotek po ca艂ym Archangielsku. Mia­艂a nadziej臋, 偶e dadz膮 jej wiar臋, kiedy wyja艣ni, 偶e po­p艂yn臋艂a ze wzgl臋du na Walerija.

Gryz艂a kostki palc贸w ze strachu, kiedy statkiem ko艂ysa艂o gwa艂townie, a偶 w burtach dawa艂o si臋 s艂y­sze膰 g艂o艣ne trzeszczenie. Na szcz臋艣cie troch臋 si臋 roz­grza艂a.

- Uskow kaza艂 powiedzie膰, 偶e mo偶ecie wej艣膰 na pok艂ad! - przekaza艂 wiadomo艣膰 jeden z marynarzy.

Wasilij zademonstrowa艂, 偶e nie jest uleg艂ym wiel­bicielem, uganiaj膮cym si臋 za Raij膮.

Zerwa艂a si臋 na r贸wne nogi, nim marynarz zd膮偶y艂 si臋 odwr贸ci膰.

- Dogonili艣my 鈥濶atasz臋鈥? - zapyta艂a z napi臋ciem w g艂osie.

Serce wali艂o Raiji tak mocno, 偶e zdawa艂o si臋 jej, 偶e on to tak偶e s艂yszy.

- Prawie - odpowiedzia艂 ch艂opak lakonicznie i ru­szy艂 przodem po schodkach.

Nie m臋czy艂a go dodatkowymi pytaniami. Rozu­mia艂a onie艣mielenie m艂odzie艅ca, kt贸ry pewnie wie­dzia艂, kim ona jest. Poza tym mo偶e wstydzi艂 si臋 kobiet i nie potrafi艂 zachowywa膰 si臋 z ha艂a艣liw膮 swo­bod膮 w ich towarzystwie? By艂 jeszcze taki m艂ody. Wspi臋艂a si臋 za nim na pok艂ad, gdzie podmuchy wiatru wdar艂y si臋 jej pod ubranie, sprawiaj膮c, 偶e po­czu艂a przenikliwy ch艂贸d. Zwi膮za艂a mocniej chustk臋 pod brod膮. Cale szcz臋艣cie, 偶e wychodz膮c z domu, za­rzuci艂a na kurtk臋 ciep艂y we艂niany szal, kt贸ry zwykle rzadko nosi艂a. Teraz bardzo jej si臋 przyda艂. Otuli艂a nim g艂ow臋 i ramiona. Pomy艣la艂a przy tym, 偶e teraz w 偶aden spos贸b nie przypomina Carycy. Mo偶e ten przydomek odlepi si臋 wreszcie od niej, cho膰 jak do­t膮d daremnie z nim walczy艂a. Przera偶a艂o j膮 uwielbie­nie, z jakim si臋 do niej odnoszono. Uczyniono z niej jak膮艣 ba艣niow膮 bohaterk臋, kt贸rej nadano boskie ce­chy. Przecie偶 ten wizerunek nie przystawa艂 do praw­dy! Przez to nabawi艂a si臋 straszliwego l臋ku, 偶eby nie zawie艣膰 tych wszystkich ludzi, kt贸rzy 艣lepo wierzyli w rozpowiadane o niej historie.

Chwiej膮c si臋, dotar艂a do Wasilija, kt贸ry sta艂 na dzio­bie przy relingu i obserwowa艂 burt臋 po lewej stronie.

Zawia艂o tak gwa艂townie, 偶e Rai ja z艂apa艂a go za ra­mi臋, 偶eby si臋 nie przewr贸ci膰. Spojrza艂 na jej d艂o艅 i nic nie m贸wi膮c, westchn膮艂 tylko z rezygnacj膮.

- Czy to 鈥濶atasza鈥? - Raija musia艂a krzykn膮膰, 偶e­by j膮 us艂ysza艂, mimo 偶e stali tak blisko siebie.

Potwierdzi艂.

Doganiali 偶aglowiec g艂臋biej zanurzony ni偶 l偶ejszy frachtowiec bez 艂adunku, ale mimo wszystko up艂yn膮艂 jaki艣 czas, nim zr贸wnali si臋 z 鈥濶atasz膮鈥 burtami. A jeszcze d艂u偶ej trwa艂o przekonywanie kapitana, by si臋 zatrzyma艂.

Wyra藕nie by艂o mu to nie w smak, ale frachtowiec nie dawa艂 za wygran膮 i jak przylepiony p艂yn膮艂 burta w burt臋 z 鈥濶atasz膮鈥.

- Kto wie, czy nie przyjdzie nam za nimi p艂yn膮膰 do samego Vadso! - zawo艂a艂a Rai ja zrezygnowana.

- Borysie Maksim贸w! - zagrzmia艂 Wasilij z d艂o艅mi zwini臋tymi przy ustach w tr膮bk臋. - Mam dokument od Antufjewa zezwalaj膮cy na zatrzymanie 鈥濶ataszy鈥!

呕adnych oznak refowania 偶agli.

Raija, odsun膮wszy si臋 kilka krok贸w od Wasilija, zdj臋艂a z g艂owy szal i chustk臋 i rozpu艣ci艂a w艂osy, kt贸­re za艂opota艂y na wietrze.

Mia艂a nadziej臋, 偶e poznaj膮, kim jest, a wci膮偶 偶ywy jej mit, a tak偶e nazwisko, przekona ich do zatrzyma­nia statku.

- Borys Iwanowicz! - zawo艂a艂a, nie maj膮c pewno­艣ci, czy w og贸le jej glos dolatuje do 鈥濶ataszy鈥. - B艂a­gam was! Zatrzymajcie si臋!

- Zmarzniesz na ko艣膰! - Wasilij otuli艂 j膮 na powr贸t szalem, ale nie uda艂o mu si臋 schowa膰 wszystkich ko­smyk贸w, kt贸re teraz powiewa艂y na wietrze, tworz膮c wok贸艂 bladej twarzy Raiji jakby j臋zyki czarnego ognia.

Wpatrywa艂a si臋 w kolorow膮 burt臋 鈥濶ataszy鈥. By艂a tak blisko... Uchwyci艂a si臋 palcami kraw臋dzi burty frachtowca. Wasilij stan膮艂 za Raij膮 i bezwiednie zacisn膮艂 d艂onie na jej ramionach. Oboje wstrzymali oddechy.

Powoli co艣 zacz臋艂o si臋 dzia膰 na pok艂adzie statku, kt贸ry wyra藕nie zacz膮艂 zwalnia膰, by wreszcie zako艂ysa膰 si臋 lekko na falach.

Na dziobie stan膮艂 sam pryncypa艂 i popatrzy艂 na nich z g贸ry.

- Do diab艂a, Wasiliju Uskow, jaka cholera ci臋 tu sprowadza? - rykn膮艂 Borys Iwanowicz Maksim贸w. - Masz sw贸j statek, co ci do mojego?! - Ale spogl膮daj膮c ku Raiji, doda艂: - Gdyby艣 nie mia艂 jej na pok艂adzie, za nic bym si臋 nie zatrzyma艂. Co, u licha, robi w twoim towarzystwie ten anio艂? Bykowa! Dla ciebie zatrzy­ma艂bym nawet ca艂膮 flot臋. Dla tego buntownika nigdy! Wasilij pomacha艂 dokumentem od Antufjewa i za­wo艂a艂:

- Masz na pok艂adzie ch艂opca, Borys. Chc臋 go za­bra膰. Mam zgod臋 i podpis Antufjewa.

Na g贸rze zapad艂a cisza.

- To m贸j bratanek, Borys. Ma dopiero jedena艣cie lat. Odpowiadam za niego! Je艣li kiedy艣 pop艂ynie w rejs na zach贸d, to ze mn膮.

- A wi臋c zrobi艂 to bez pytania? Rai ja pokiwa艂a g艂ow膮, prosz膮c:

- Pozw贸l nam go zabra膰 do domu.

Maksim贸w, nie odchodz膮c od relingu, rzuci艂 ko­mend臋 przez rami臋. Rozmowa urwa艂a si臋. Zreszt膮 co to za rozmowa, kiedy porywisty wiatr kradnie s艂owa i trzeba wrzeszcze膰, by cokolwiek us艂ysze膰.

Raija i Wasilij mimowolnie szukali w sobie wspar­cia, jakby wsp贸lnie stan臋li przeciwko ca艂emu 艣wia­tu. Jego policzek dotyka艂 niemal jej skroni, a d艂onie zaciska艂y si臋 na jej ramionach. W chwili jak ta po­trzebowa艂 jej si艂y, tak samo jak ona. Oboje czuli po­dobnie.

- Mo偶e on nie chce zej艣膰 - odezwa艂a si臋 zaniepo­kojona Raija.

- Musi! - odpar艂 Wasilij.

Wreszcie przy relingu zobaczyli ch艂opca. Przypro­wadzi艂 go ros艂y marynarz, pchn膮艂 w stron臋 kapitana r贸wnie pot臋偶nej postury. Niewysoki Walerij ustawiony pomi臋dzy dwoma wilkami morskimi wydawa艂 si臋 jeszcze drobniejszy.

Raija wyobrazi艂a sobie Walerija w艣r贸d za艂ogi z艂o­偶onej z takich m臋偶czyzn. Nie by艂o to odpowiednie towarzystwo dla ch艂opca. Nie pozwoli, by rozpijali go kwasem.

- Czy to on? - zapyta艂 kapitan 鈥濶ataszy鈥.

- Tak, to on.

- Spu艣cimy go na linie - zawo艂a艂 spokojnie Borys Maksim贸w.

Ale Walerij wyra藕nie si臋 opiera艂. T艂umaczy艂 co艣 go­r膮czkowo. Cho膰 z tej odleg艂o艣ci nie by艂o s艂ycha膰 co, Raija i Wasilij nie wierzyli w艂asnym oczom.

Nie zwa偶aj膮c jednak na sprzeciwy ch艂opca, mary­narze owi膮zali go lin膮 i powoli opu艣cili w d贸艂. Drob­ny i przera偶ony dynda艂 zawieszony mi臋dzy niebem a morzem.

Frachtowiec zbli偶y艂 si臋 burt膮 do 鈥濶ataszy鈥. Wasilij pu艣ci艂 Raij臋 i czeka艂, got贸w przytrzyma膰 Walerija, gdy tylko b臋dzie do艣膰 blisko. Uda艂o si臋! Wci膮gn膮艂 ch艂opca na pok艂ad i rozwi膮za艂 lin臋, kt贸r膮 by艂 umocowany. Ma­rynarze z 鈥濶ataszy鈥 wci膮gn臋li j膮 z powrotem na sw贸j pok艂ad. Za艂ogi przekaza艂y sobie pozdrowienia, jak na­kazywa艂 obyczaj, i w tej samej chwili, gdy frachtowiec odsun膮艂 si臋 powoli od statku Antufjewa, Borys Mak­sim贸w da艂 komend臋, by na nowo postawiono 偶agle.

Walerij, blady na twarzy, z oczami pe艂nymi 艂ez, szamota艂 si臋 z wujem, kopa艂 go i bi艂, nie pozwalaj膮c si臋 dotkn膮膰. Splun膮艂 Wasilijowi pod nogi i rozjuszo­ny, zdawa艂 si臋 g艂uchy na wszystkie jego wyja艣nienia.

- Jeste艣 za m艂ody, 偶eby p艂yn膮膰 na w艂asn膮 r臋k臋 - t艂u­maczy艂 Wasilij, przezornie nie zbli偶aj膮c si臋 do ch艂opca. - Szczeg贸lnie na statkach Antufjewa, kt贸re nawet szczury omijaj膮 szerokim 艂ukiem. 鈥濶atasza鈥 to p艂ywa­j膮ca trumna! Mog艂e艣 poprosi膰 mnie, 偶ebym ci臋 zabra艂!

Cisza.

Walerij wpatrywa艂 si臋 w Wasilija, zaciska艂 d艂onie w pi臋艣ci, a jego twarz a偶 wykrzywi艂a si臋 z w艣ciek艂o艣ci.

- Sam zapyta艂e艣 Antufjewa, prawda? - ci膮gn膮艂 Wa­silij. - Skoro rozmawia艂e艣 z nim, Waleriju, to znaczy, 偶e mo偶esz m贸wi膰. Czemu wi臋c nie porozmawia艂e艣 ze mn膮 na ten temat?

Frachtowiec zawr贸ci艂 i teraz wiatr wia艂 im w ple­cy, przez co bynajmniej nie zrobi艂o si臋 cieplej.

Raija zachowywa艂a si臋 cicho. Sta艂a z ty艂u, obserwu­j膮c rozgrywaj膮c膮 si臋 scen臋. Obawia艂a si臋, 偶e Wasilij zbyt ostro napad艂 na ch艂opaka, kt贸ry zn贸w schowa艂 si臋 w swojej skorupie. Gniew do niczego nie doprowadzi!

Podesz艂a bli偶ej i po艂o偶y艂a d艂o艅 na ramieniu Wasi­lija. Ten niemal j膮 odepchn膮艂, jakby op臋dza艂 si臋 od natr臋tnej muchy. Zaraz si臋 jednak opami臋ta艂 i napo­tka艂 jej spojrzenie, co wystarczy艂o, by poj膮膰 zawarte w nim ostrze偶enie.

Westchn膮艂 i pozwoli艂, by go zast膮pi艂a.

- Tutaj jest zimno, Waleriju - zwr贸ci艂a si臋 Raija do ch艂opca. - Chod藕 ze mn膮 pod pok艂ad. Po co masz przemarzn膮膰?

Popatrzy艂 na ni膮 spode 艂ba, ale w ko艅cu, zrezygno­wany i naburmuszony, poszed艂 za ni膮. Co prawda nie chwyci艂 jej za r臋k臋, ale najwa偶niejsze, 偶e pos艂ucha艂.

Raija pu艣ci艂a go przodem po schodkach prowadz膮­cych pod pok艂ad i powstrzyma艂a Wasilija, kt贸ry chcia艂 zej艣膰 razem z nimi.

- Nie teraz - powiedzia艂a. - Jeszcze nie. B臋dziesz m贸g艂 przyj艣膰 za chwil臋. Pozw贸l, 偶e najpierw ja sobie z nim sama porozmawiam.

Wasilij naburmuszy艂 si臋 niemal tak samo jak bra­tanek. Raija w duchu u艣miechn臋艂a si臋 rozbawiona. Po艣piesznie pog艂aska艂a go po policzku, bo wyda艂 jej si臋 te偶 ma艂ym ch艂opcem, kt贸ry potrzebowa艂 pocie­chy. Ch艂opcem spragnionym uwagi i oddania.

- Najpierw troch臋 och艂o艅, Wasia - rzek艂a tylko. - I nie w艣ciekaj si臋, bo tylko wszystko popsujesz mi臋­dzy wami...

Skin膮艂 g艂ow膮 i pozwoli艂 jej zej艣膰 na d贸艂. Zamkn膮艂 za ni膮 w艂az.

Raija po ciemku odszuka艂a drzwi od kapita艅skiej kajuty, gdzie by艂o znacznie cieplej ni偶 na pok艂adzie. Walerij nie odzywa艂 si臋, ale wszed艂 za ni膮, udaj膮c, 偶e robi to pod przymusem.

Siad艂 na brzegu koi i rozpi膮艂 kurtk臋.

- Pewnie jeste艣 g艂odny? - zapyta艂a Raija i pogrze­ba艂a w szafkach, by uszczkn膮膰 co艣 z zapas贸w kapita­na. - Nie dali wam tam je艣膰, co? - doda艂a, patrz膮c py­taj膮co na Walerija.

Pokr臋ci艂 g艂ow膮.

Raija u艂ama艂a kawa艂 pszennego chleba, kt贸rym pewnie i kapitan nie co dzie艅 si臋 raczy艂, ale uzna艂a, 偶e Walerij musi si臋 naje艣膰 do syta.

Pa艂aszuj膮c, jakby pakowa艂 jedzenie do worka bez dna, zjad艂 ca艂y bochen chleba.

- Powiniene艣 si臋 czego艣 napi膰 - rzek艂a Raija z 偶a­lem. - Ale w samowarze nie ma w臋gla, a Wasilij by mi nie darowa艂, gdybym ci臋 pocz臋stowa艂a kapita艅sk膮 w贸dk膮.

Walerij u艣miechn膮艂 si臋. Usiad艂 g艂臋biej na koi i wcisn膮艂 si臋 w k膮t. Podci膮gn膮wszy kolana, obj膮艂 je r臋kami.

- Mog臋 usi膮艣膰 obok ciebie? - zapyta艂a Raija, pod­chodz膮c powoli.

Dawa艂a mu do zrozumienia, 偶e mo偶e j膮 powstrzy­ma膰. 呕e uszanuje jego wol臋, nawet je艣li nie zgodzi si臋 mie膰 jej obok siebie.

Walerij kiwn膮艂 g艂ow膮.

Raija usiad艂a na drugim ko艅cu 艂贸偶ka. Mo偶e kapi­tan nie by艂by tym zachwycony, ale akurat teraz si臋 tym nie przejmowa艂a.

- Wasilij nie jest na ciebie z艂y, a w ka偶dym razie nie tak bardzo - zacz臋艂a. - Bardzo si臋 o ciebie ba艂, a w takiej chwili, gdy ju偶 niebezpiecze艅stwo minie, cz艂owiek cz臋sto reaguje z艂o艣ci膮. On ci臋 bardzo kocha. Nie ka偶dy poruszy艂by niebo i ziemi臋, 偶eby ci臋 zabra膰 z takiego statku...

Walerij nie odpowiedzia艂, ale Raija wiedzia艂a, 偶e s艂ucha, mimo 偶e stara si臋 przybra膰 oboj臋tny wyraz twarzy.

- Wszyscy bali艣my si臋 o ciebie, rozumiesz? - ci膮gn臋­艂a Raija. - Gdyby艣 wiedzia艂, ile si臋 Wasilij nabiega艂 po porcie, 偶eby ci臋 znale藕膰! Ja zreszt膮 te偶. - Za艣mia艂a si臋. - Poza tym musia艂am sama wskoczy膰 na pok艂ad frach­towca, bo tw贸j wuj nie chcia艂 mnie ze sob膮 zabra膰.

Raija pokaza艂a mu swoje palce i otarte do krwi opuszki.

- Nie ca艂kiem mi to wysz艂o - wyja艣ni艂a. - Ale do­sta艂am si臋 na pok艂ad. Nie ukrywam, 偶e prze偶y艂am chwile grozy, na szcz臋艣cie uda艂o si臋...

- Upad艂a艣? - zapyta艂. Serce Raiji na moment przesta艂o bi膰. Nie s艂ysza艂a przecie偶 jeszcze g艂osu Walerij a na jawie. Brzmia艂 troch臋 inaczej ni偶 wtedy, gdy ch艂opiec krzycza艂 rozdzie­raj膮co przez sen.

Opanowa艂a si臋 jednak, by nie da膰 zna膰 po sobie, jak wiele to dla niej znaczy. Gwa艂towne wybuchy uczu膰 przera偶a艂y ch艂opca.

- Przez chwil臋 zawis艂am na burcie, ale wci膮gn臋li mnie na pok艂ad. Wasilij bardzo si臋 na mnie rozz艂o­艣ci艂. Nawet nie wiesz, jak mnie skrzycza艂. Ja te偶 si臋 zdenerwowa艂am na niego. Ale ju偶 nam przesz艂o...

Walerij jakby si臋 rozlu藕ni艂. Jego spojrzenie si臋 o偶y­wi艂o, a policzki nabra艂y rumie艅c贸w. Rai ja by艂a w ka偶­dym razie pewna, 偶e jej s艂ucha.

- Tak bardzo t臋sknisz za tym, 偶eby st膮d wyjecha膰? - zapyta艂a i umilk艂a, daj膮c ch艂opcu czas na odpowied藕, o ile zechce jej udzieli膰.

Nie chcia艂.

Rai ja spr贸bowa艂a ponownie.

- Chcia艂e艣 bardzo pop艂yn膮膰 na zach贸d? Dlatego zamustrowa艂e艣 si臋 na 鈥濶ataszy鈥?

Zn贸w bez odpowiedzi.

- A mo偶e chcesz jedynie wyjecha膰 z Archangielska? Wreszcie skin膮艂 g艂ow膮, ale uciek艂 spojrzeniem. Raija zastanawia艂a si臋, czy odpowiedzia艂 szczerze, czy te偶 chce j膮 jedynie zby膰. L臋ka艂a si臋, 偶e ten wra偶­liwy ch艂opak ca艂kiem si臋 od nich oddali.

- My艣l臋, Waleriju, 偶e Wasilij ch臋tnie ci臋 ze sob膮 za­bierze. Nie proponowa艂 ci tego, bo mo偶e zdawa艂o mu si臋, 偶e jeste艣 jeszcze za ma艂y? Kiedy si臋 kogo艣 bardzo kocha, chcia艂oby si臋 go chroni膰 i czasami cz艂owiek staje si臋 zbyt troskliwy. Rozumiesz, o czym m贸wi臋? Wasilij by膰 mo偶e uwa偶a艂, 偶e ten rejs b臋dzie za trud­ny, zbyt d艂ugi dla ciebie. Dlatego nie pyta艂, czy by艣 z nim pop艂yn膮艂. Ale wydaje mi si臋, 偶e zastanawia艂 si臋 nad tym.

- M贸wi艂 ci co艣? - spyta艂 Walerij wyzywaj膮co. Zn贸w rado艣膰 nape艂ni艂a serce Raiji. By艂o to uczucie tak intensywne, 偶e niemal czu艂a b贸l w piersiach. Naj­ch臋tniej pogna艂aby na pok艂ad i opowiedzia艂a Wasili­jowi o tym, 偶e ch艂opiec przem贸wi艂. Chcia艂o jej si臋 krzycze膰 na ca艂y g艂os...

Ale mog艂aby w贸wczas zniszczy膰 t臋 chwil臋 szczero­艣ci. Tym bardziej 偶e nie by艂a pewna, czy ch艂opak w pe艂ni u艣wiadamia sobie, 偶e wreszcie si臋 odezwa艂.

- Nie powiedzia艂 - pokr臋ci艂a g艂ow膮.

- A wi臋c nie mo偶esz tego wiedzie膰!

- Nie, nie mog臋 - przyzna艂a z najwi臋ksz膮 powag膮. - Ale wydaje mi si臋, 偶e znam do艣膰 dobrze twojego wuj­ka, by m贸c si臋 tego domy艣la膰. Wasilij jest bardzo mi­艂y i dobry. Chce dla ciebie i Jelizawiety jak najlepiej. Co do tego nie mo偶esz mie膰 偶adnych w膮tpliwo艣ci. Mo­偶e zdawa艂o mu si臋, 偶e powinien was oboje zabra膰 ze sob膮 w rejs, ale postanowi艂 poczeka膰, a偶 Jelizawieta podro艣nie? My艣l臋 jednak, 偶e twoja siostra nie b臋dzie mia艂a pretensji, i偶 to ty pop艂yniesz 鈥濺ais膮鈥 w rejs do Norwegii, gdy ona w tym czasie zamieszka ze mn膮. Jelizawieta zrozumie, 偶e jest jeszcze troch臋 za ma艂a, aby wam towarzyszy膰. Zreszt膮 tak si臋 przyj臋艂o, 偶e to ch艂op­cy p艂yn膮 na morze, prawda?

Pokiwa艂 g艂ow膮 powa偶nie. Najwyra藕niej przekona­艂y go te s艂owa.

- Masz szans臋 zapyta膰 Wasilija - doradzi艂a Raija. - Je­stem pewna, 偶e si臋 zgodzi. A na pok艂adzie 鈥濺aisy鈥 b臋­dzie ci znacznie lepiej ni偶 na 鈥濶ataszy鈥. - U艣miechn臋艂a si臋. - Poza tym 鈥濺aisa鈥 to jakby m贸j statek. Nosi moje imi臋. Wol臋, 偶eby艣 pop艂yn膮艂 nim ni偶 偶aglowcem nazwa­nym imieniem tej zarozumia艂ej c贸rki Antufjewa. Pomy­艣le膰, 偶e wpad艂o ci do g艂owy, by tam si臋 zamustrowa膰!

Zn贸w ten po艣pieszny nie艣mia艂y u艣miech. Raija do­strzeg艂a uderzaj膮ce podobie艅stwo ch艂opaka do rodzi­ny jego ojca. W przysz艂o艣ci Walerij rozpali niejedno niewie艣cie serce, pomy艣la艂a. I nape艂ni艂a j膮 bezbrze偶na czu艂o艣膰, co艣 na kszta艂t dumy i mi艂o艣ci.

Poczu艂a si臋 mu bardzo bliska, mimo 偶e nie 艂膮czy­艂y ich wi臋zy krwi.

- Jeste艣 zakochana w Wasiliju? Nie spodziewa艂a si臋 takiego pytania. Na moment odebra艂o jej mow臋, ale zaraz opanowa艂a si臋 i zaprze­czy艂a.

- Jelizawieta m贸wi, 偶e wujek si臋 w tobie kocha.

- Jeste艣my przyjaci贸艂mi - odpar艂a Raija, unikaj膮c zag艂臋biania si臋 w szczeg贸艂y. Ch艂opiec by艂 jeszcze mi­mo wszystko za ma艂y, 偶eby zrozumie膰 zawi艂o艣ci ludzkich uczu膰. Nie potrafi艂by poj膮膰, 偶e niekt贸rych mo偶e 艂膮czy膰 pokrewie艅stwo dusz.

Tyle jest r贸偶nych rodzaj贸w mi艂o艣ci! Tyle r贸偶nych sposob贸w okazywania sobie oddania i wierno艣ci.

- Mo偶e niecz臋sto si臋 zdarza przyja藕艅 pomi臋dzy ko­biet膮 a m臋偶czyzn膮 - wyja艣ni艂a spokojnie. - Ale zda­rza si臋. Ja odczuwam to tak, jakby Wasilij by艂 moim starszym bratem. Tak samo jak ty jeste艣 starszym bra­tem Jelizawiety, rozumiesz?

- Raija jest troch臋 jakby twoj膮 cioci膮 - us艂yszeli od drzwi g艂os Wasilija, 艂agodny i spokojny.

Nie s艂ysza艂a, kiedy wchodzi艂. Zatrzyma艂 si臋 w drzwiach, wyja艣niaj膮c:

- Na pok艂adzie wieje niemi艂osiernie. Chcesz ze mn膮 pop艂yn膮膰 na zach贸d, Waleriju? - zapyta艂 po chwili. Gniew, jakiemu da艂 upust wcze艣niej, znikn膮艂 bez 艣ladu. Jakby odlecia艂 na rozpostartych ptasich skrzyd艂ach. - Mi艂o mie膰 towarzystwo podczas takie­go d艂ugiego rejsu - wyja艣ni艂, a jego s艂owa zabrzmia艂y szczerze. - Chcia艂em ci zaoszcz臋dzi膰 tej wyprawy. My艣la艂em, 偶e b臋dziesz si臋 nudzi艂. Sp臋dzamy przecie偶 na morzu wiele tygodni. Cz臋sto jest fatalna pogoda. Na pok艂adzie nie dzieje si臋 zn贸w tak wiele ciekawe­go. Ka偶dy ma swoj膮 robot臋, kt贸rej musi pilnowa膰. A kiedy spuszczamy kotwic臋, to znowu te偶 nie robi­my nic takiego, co mog艂oby by膰 interesuj膮ce dla ch艂opca w twoim wieku. Przewa偶nie handlujemy. Ku­pujemy ryby. Rzadko bawimy si臋 na l膮dzie. Ale... przynajmniej zobaczysz Norwegi臋. - U艣miechn膮艂 si臋. - No i unikniesz tej krypy. Lepiej chyba spa膰 w ka­pita艅skiej kajucie ni偶 w ciemnym, zat臋ch艂ym kubryku, chocia偶 kubryk na 鈥濺aisie鈥 i tak jest o niebo lep­szy ni偶 na 鈥濶ataszy鈥.

- Ju偶 tw贸j wujek o to zadba艂 - u艣miechn臋艂a si臋 Ra­ija, nie mog膮c si臋 powstrzyma膰 od drobnej z艂o艣liwo艣ci.

- Co ty na to, Waleriju? - zapyta艂.

- Chc臋 pop艂yn膮膰 - odpowiedzia艂 ch艂opiec.

15

Raija czu艂a si臋 tak, jakby wys艂a艂a w 艣wiat swoje w艂asne dziecko, bo Walerij zajmowa艂 w jej sercu miej­sce szczeg贸lne. Zrozumia艂a jednak, 偶e Wasilij pod­czas rejsu mo偶e ofiarowa膰 ch艂opcu wi臋cej ni偶 ona, gdyby pozosta艂 z ni膮 w chacie nad Dwin膮.

Je艣li pragnie si臋 dobra dziecka, trzeba odwa偶y膰 si臋 da膰 mu swobod臋. Trzeba pozwoli膰 mu roz艂o偶y膰 skrzyd艂a, by posmakowa艂 wolno艣ci. Walerij musi si臋 przekona膰, 偶e sobie poradzi tak偶e w 艣wiecie zdomi­nowanym przez m臋偶czyzn.

Patrz膮c za odp艂ywaj膮c膮 鈥濺ais膮鈥, Raija doznawa艂a osobliwych uczu膰. A gdy tylko straci艂a statek z oczu, ju偶 t臋skni艂a za jego powrotem.

艁udzi艂a si臋 w skryto艣ci ducha, 偶e Michai艂 nie wy­bierze morza, ale doskonale zdawa艂a sobie spraw臋, i偶 jej nadzieja rych艂o zostanie rozwiana. Bo przecie偶 Jewgienij w艂a艣nie z my艣l膮 o przysz艂o艣ci Miszy utwo­rzy艂 przedsi臋biorstwo. Nie ma w膮tpliwo艣ci, 偶e ich syn p贸jdzie w 艣lady ojca. Przejmie statki i interesy, a l臋k matki mu w tym nie przeszkodzi.

Jewgienij niewiele rozmawia艂 z Raij膮 o jej wypra­wie z Wasilijem.

Kiedy wr贸cili z Walerijem, czeka艂 na ni膮 na nabrze­偶u i pom贸g艂 zej艣膰 na l膮d. Na oczach t艂umu gapi贸w przytuli艂 j膮 mocno, pokazuj膮c dobitnie, czyj膮 jest 偶o­n膮. By膰 mo偶e ta demonstracja przeznaczona by艂a tak­偶e dla Wasilija. Chocia偶, jak zauwa偶y艂a, ci dwaj m臋偶­czy藕ni rozumieli si臋 bez s艂贸w.

Kuchnia w chacie nad Dwin膮 stanowi艂a swoisty azyl. Siedz膮c tu wieczorami i wdychaj膮c zapachy mijaj膮cego dnia, cz艂owiek wraca艂 do rzeczywisto艣ci. Na palenisku trzaska艂 ogie艅, za oknem czasem hula艂 wiatr, poza tym panowa艂a cisza. Nawet my艣li snu艂y si臋 leniwie.

Jelizawieta po cichutku wsun臋艂a si臋 do 艂贸偶ka. Dzieli­艂a izb臋 z dwojgiem najm艂odszych dzieci. Tych troje czu­艂o si臋 ze sob膮 bezpiecznie. Je艣li nawet kt贸re艣 zbudzi艂o si臋 w nocy, nie ba艂o si臋 i nie krzycza艂o. Rozumieli, 偶e nic z艂ego nie mo偶e si臋 sta膰, skoro pozostali 艣pi膮 spokojnie.

Taka blisko艣膰 mo偶e by膰 dobra, niewypowiedzianie dobra, a Jelizawieta potrzebowa艂a jej bardziej ni偶 kto­kolwiek inny.

Raija umy艂a ostatni garnek. Op艂uka艂a go wod膮 na podw贸rku, po czym zaryglowa艂a drzwi na noc. W chacie zapanowa艂 przyjazny p贸艂mrok.

Nie potrzebowali zapala膰 lampy, skoro nic wi臋cej nie mieli do roboty. Zbli偶a艂a si臋 najpi臋kniejsza pora roku. Nadchodzi艂 czas, kiedy naprawd臋 warto by艂o 偶y膰. Pozbyli si臋 wreszcie grubych zimowych ubra艅, ockn臋li z zimowej drzemki i wyszli ze swoich chat. Nied艂ugo powietrze ociepli si臋, z艂agodnieje, a s艂o艅ce mu艣nie zimow膮 blado艣膰 d艂ugo skrywanej sk贸ry.

Och, jak b臋dzie przyjemnie!

W powietrzu wyczuwa艂o si臋 nastr贸j oczekiwania.

Wiosn臋.

- To wyj膮tkowy czas, kiedy ju偶 wyekspediuje si臋 ostatni statek handlowy - powiedzia艂 Jewgienij, podaj膮c Raiji gor膮c膮 herbat臋. Postawi艂 na 艣rodku sto艂u samowar. W wypolerowanej srebrnej powierzchni odbija艂 si臋 czerwono ogie艅 z paleniska. - Teraz przyj­dzie nam czeka膰 na ich powr贸t - doda艂.

Raija poczu艂a niepok贸j w sercu, zastanawiaj膮c si臋, czemu Jewgienij o tym m贸wi. Czy chce j膮 w jaki艣 spo­s贸b wypr贸bowa膰?

Przecie偶 powinni by膰 pewni uczu膰 wzgl臋dem sie­bie! 呕adna w膮tpliwo艣膰 nie mo偶e zachwia膰 ich prze­konania o wzajemnej mi艂o艣ci. Raija powtarza艂a to m臋偶owi co dzie艅. Zapewnia艂a, 偶e go kocha i nie wy­obra偶a sobie 偶ycia bez niego. Nikt inny nie m贸g艂by zaj膮膰 jego miejsca w jej sercu.

- Siadaj, prosz臋! - Jewgienij poklepa艂 zach臋caj膮co miejsce obok siebie.

Raija wytar艂a d艂onie, zdj臋艂a fartuch i usiad艂a na 艂a­wie obok m臋偶a. Popi艂a herbat臋, kt贸r膮 jej podsun膮艂, i popatrzy艂a, jak on tak偶e wychyla p艂yn ze swojego kubka.

- Dobrze, kiedy mam ci臋 tylko dla siebie - powiedzia艂.

- Zawsze masz mnie dla siebie - odpar艂a. Obj臋艂a go­r膮cy kubek, grzej膮c ch艂odne d艂onie. W pierwszej chwili poczu艂a b贸l, ale potem ju偶 tylko mi艂e ciep艂o.

- Zawsze? - zdziwi艂 si臋 Jewgienij, a w jego g艂osie za­brzmia艂 tak wielki smutek, jakby go mocno zrani艂a.

Przerazi艂a si臋, bo nie chcia艂a sprawia膰 mu b贸lu. Ni­komu nie chcia艂a...

- Zawsze - powt贸rzy艂a z niezachwian膮 pewno艣ci膮 i spokojnie popatrzy艂a na niego, czekaj膮c, a偶 odwr贸­ci ku niej twarz.

- Tylu ludziom jeste艣 bliska - rzuci艂 cicho, wytrzy­muj膮c jej spojrzenie.

Raiji zdawa艂o si臋, 偶e w jego s艂owach kryje si臋 nie­my wyrzut.

- 艁atwo ciebie pokocha膰, Raiju. Rozumiem wi臋c wszystkich tych, kt贸rzy obdarzyli ci臋 gor膮cym uczu­ciem. Nawet jestem z tego powodu odrobin臋 dumny. Kiedy pomy艣l臋, 偶e dla tylu ludzi tak wiele znaczysz, wtedy tak偶e mam ochot臋 m贸wi膰 do ciebie: Caryco...

Rai ja skrzywi艂a usta.

- Wol臋, 偶eby艣 m贸wi艂 do mnie: 鈥瀖贸j aniele鈥. Tak nikt inny mnie nie nazywa. Chc臋 by膰 dla ciebie kim艣 wyj膮tkowym, Jewgieniju... Niech 艂膮czy nas co艣, o czym nikt inny nie wie, co艣, co dotyczy tylko nas dwojga.

- Nie jestem zazdrosny. - Jewgienij opar艂 si臋 o 艣cia­n臋, ale nie spuszcza艂 z niej oczu. - Naprawd臋 nie je­stem. Nie targa mn膮 艣lepa zazdro艣膰 o Wasilija...

- I s艂usznie - wesz艂a mu w s艂owo. - Nie ma naj­mniejszego powodu, 偶eby艣 musia艂 by膰 zazdrosny o Wasilija. On jest jedynie moim przyjacielem.

Jewgienij skin膮艂 g艂ow膮.

- Wiem, w ko艅cu to wiem.

Rai ja poczu艂a g艂臋bok膮 ulg臋. Najch臋tniej krzykn臋­艂aby z rado艣ci. Tak si臋 ju偶 ba艂a, 偶e przez jego chorob­liw膮 zazdro艣膰 oddal膮 si臋 od siebie. By艂oby to takie nie­potrzebne.

Jewgienij za艣mia艂 si臋 cicho. Zwichrzy艂 jej w艂osy i rozpu艣ci艂 ciasno zwi膮zany w臋ze艂 na karku. Od razu ust膮pi艂 nieprzyjemny b贸l g艂owy.

- Teraz powinna艣 mnie zapyta膰, jak na to wpa­d艂em - powiedzia艂, palcem wskazuj膮cym muskaj膮c jej policzek. - W jaki spos贸b i kiedy zrozumia艂em, 偶e nie musz臋 si臋 obawia膰 Wasilija.

- Kiedy? I jak? - u艣miechn臋艂a si臋, pytaj膮c pos艂usz­nie. Podci膮gn臋艂a nogi i wtuli艂a si臋 w m臋偶a.

- Pewnie mnie wy艣miejesz - rzek艂 i jakby nagle straci艂 ochot臋 na wyja艣nienia. Na jego twarzy odma­lowa艂o si臋 zak艂opotanie.

Kiedy Raija tak na niego patrzy艂a, wiedzia艂a, 偶e kocha go a偶 do b贸lu. To jej uczucie balansowa艂o mi臋dzy dwo­ma skrajno艣ciami: cierpieniem i zmys艂owym oddaniem.

By艂a pewna, 偶e zawsze znajdowa膰 b臋dzie rado艣膰 w przygl膮daniu si臋 jego zdecydowanej twarzy. Chy­ba by usch艂a z 偶alu, gdyby kiedy艣 mia艂a dostrzec w je­go pe艂nych powagi oczach oboj臋tno艣膰. Gdyby wyczy­ta艂a w nich co艣 innego ni偶 mi艂o艣膰. Nie potrafi艂aby 偶y膰, gdyby z jego ust us艂ysza艂a, 偶e ju偶 jej nie kocha. Takie s艂owa zabi艂yby j膮.

Ka偶da zmarszczka w jego twarzy, zakola i pojawia­j膮ce si臋 tu i 贸wdzie pasemka siwizny wzbudza艂y w niej ciep艂e uczucia. Uwielbia艂a jego ros艂膮 posta膰 obdarzon膮 tylko jedn膮 r臋k膮, jego siln膮, szorstk膮 d艂o艅, d艂ugie nogi i szerok膮 pier艣, na kt贸rej zawsze znajdowa艂a ukojenie.

Kocha艂a jego usta, nawet je艣li nie zawsze si臋 u艣mie­cha艂y. Kocha艂a go ca艂ego.

- Kiedy przesta艂e艣 by膰 zazdrosny, Jewgieniju? - za­pyta艂a, ca艂uj膮c go lekko w policzek.

Zauwa偶y艂a, 偶e wychud艂. Pomy艣la艂a, 偶e przez lato b臋dzie musia艂a bardziej o niego zadba膰. Tylko 偶e on latem nigdy na nic nie mia艂 czasu. Na Dwinie pano­wa艂 wzmo偶ony ruch. Tyle trzeba by艂o zaplanowa膰 i za艂atwi膰. Niewiele w贸wczas sypia艂.

- W艂a艣ciwie nie przesta艂em by膰 zazdrosny - popra­wi艂 si臋 Jewgienij. - Ale przesta艂em postrzega膰 Wasili­ja jako swojego rywala.

- M臋偶czy藕ni ci膮gle musz膮 si臋 ze sob膮 艣ciga膰 - wes­tchn臋艂a. - Przecie偶 Wasilij nigdy nie by艂 twoim rywalem.

- Ale ch臋tnie by nim by艂 - wtr膮ci艂 Jewgienij. - Uff! Kiedy cz艂owiek zaczyna m贸wi膰 o uczuciach, wszyst­ko wydaje si臋 takie beznadziejne. Zauwa偶y艂a艣?

- Za bardzo si臋 l臋kasz, by nie powiedzie膰 zbyt wie­le - u艣miechn臋艂a si臋 Raija. - Jeste艣 m臋偶czyzn膮. Potra­fisz rozprawia膰 o tylu r贸偶nych sprawach, ale boisz si臋, 偶e m贸g艂by艣 zanadto si臋 ods艂oni膰. Wolisz schowa膰 si臋 w swojej skorupie i rozmawia膰 tylko o konkre­tach, o tym, czego mo偶esz dotkn膮膰, wzi膮膰 do r臋ki.

Raija wyci膮gn臋艂a przed siebie d艂onie.

- A mo偶e r贸wnie偶 da si臋 uchwyci膰 uczucia? Tylko 偶e one s膮 tak delikatne, 偶e ich nie wyczuwasz w gar­艣ci... Z wyj膮tkiem bicia serca - u艣miechn臋艂a si臋 i moc­no przycisn臋艂a do swojej piersi jego d艂o艅. Potem pod­nios艂a j膮 do swoich warg i poca艂owa艂a opuszki palc贸w, ka偶dy z osobna. - Lub poca艂unku - doko艅czy艂a. - To s膮 uczucia, dotkn膮艂e艣 ich. To moje uczucia. By膰 mo偶e m贸g艂by艣 dotkn膮膰 i swoich? Wymaga to jednak 膰wi­cze艅, wprawy...

- Kiedy艣 trzeba zacz膮膰? - zapyta艂. Przytakn臋艂a. Wok贸艂 nich zg臋stnia艂 mrok. Siedzieli przytuleni, oparci o wyszorowane do bia艂o艣ci deski kuchennej 艣ciany. Niebieska szafa sta艂a si臋 im nocnym niebem. A ogie艅 w piecu wysy艂a艂 ciep艂o i czerwony blask.

- Widzia艂em, jak skoczy艂a艣 na frachtowiec - wy­zna艂, oparty policzkiem o jej g艂ow臋. Jedwabiste w艂o­sy zdawa艂y si臋 mu mi臋kk膮 poduszk膮. - Omal nie umar艂em, bo ju偶 my艣la艂em, 偶e wpadniesz do wody i si臋 utopisz. Kiedy z艂apa艂a艣 si臋 burty, balem si臋, 偶e frachtowiec zako艂ysze si臋 gwa艂townie, odbije do kei i zgniecie ci臋. Moje serce stan臋艂o, przesta艂o bi膰. Nie by艂em w stanie ruszy膰 si臋 z miejsca. Sta艂em jak przy­ro艣ni臋ty do ziemi, p贸ki nie zobaczy艂em, 偶e ci臋 wci膮g­n臋li na pok艂ad...

Raija ujrza艂a zdarzenie jakby z jego strony. Do tej pory prze偶ywa艂a t臋 chwil臋 jedynie przez pryzmat w艂as­nego strachu, koszmarnego, pozbawiaj膮cego j膮 zdol­no艣ci my艣lenia i odczuwania czegokolwiek poza tym.

Jewgienij u艣cisn膮艂 j膮 w rami臋 i przytuliwszy moc­niej, poca艂owa艂 w czo艂o.

- Widzia艂em, jak Wasilij obj膮艂 ciebie dwoma ramio­nami...

Raija us艂ysza艂a w jego s艂owach gorycz. Uzna艂a jed­nak, 偶e lepiej, i偶 wydusi艂 to z siebie, ni偶 gdyby mia艂 w sobie t艂umi膰.

- Pomy艣la艂em, 偶e jeste艣 ze mn膮 jedynie z lito艣ci, a tak naprawd臋 kochasz jego. Jest taki przystojny. Ko­biety za nim szalej膮. Potrafi oczarowa膰 ka偶d膮, kt贸r膮 spotka, wszystko jedno, czy ma osiem czy osiemdzie­si膮t lat. Tyle w nim rado艣ci, 艂atwo go polubi膰. I taki w tobie zakochany. Jeste艣cie do siebie podobni. Ma­cie ze sob膮 wi臋cej wsp贸lnego ni偶 my, ty i ja...

Zn贸w poca艂owa艂 j膮 w czo艂o.

Raija nie potrafi艂a wydusi膰 z siebie s艂owa. C贸偶 zreszt膮 mog艂a rzec? To, co powiedzia艂 do tej pory, by­艂o zaskakuj膮co prawdziwe. Sk艂ama艂aby, m贸wi膮c mu, 偶e si臋 myli.

- By艂em niemal pewien, 偶e ci臋 straci艂em - m贸wi艂 dalej. - Koszmarne uczucie. Nie prze偶y艂bym tego po raz drugi. Ale w nast臋pnej chwili zobaczy艂em, 偶e sto­isz wyprostowana jak struna. Ty, kt贸ra w moich obj臋ciach jeste艣 mi臋kka jak wosk. - Roze艣mia艂 si臋 i przy­cisn膮艂 mocniej policzek do jej w艂os贸w. - Wtedy wreszcie doros艂em. Zrozumia艂em, 偶e dla ciebie nie jest najwa偶niejsze, ile ramion ci臋 tuli, i wtedy ju偶 wie­dzia艂em, 偶e mnie nie opu艣cisz dla Wasilija. 呕e jeste艣 moja. Zrozumia艂em te偶, 偶e to nie z jego powodu na­ra偶a艂a艣 swoje 偶ycie, skacz膮c na pok艂ad frachtowca.

- Inni pewnie widzieli to inaczej - rzuci艂a Raija, u kt贸rej Jewgienij poruszy艂 czu艂e struny. Te molowe. - S膮 przekonani, 偶e uczyni艂am to dla niego.

- Prawd膮 jest, 偶e wiele uczyni艂a艣 dla Wasilija - ode­zwa艂 si臋 Jewgienij. - Ale ty zawsze stajesz u boku tych, kt贸rzy potrzebuj膮 pomocy. Taka ju偶 jeste艣. Po­stanowi艂em nie robi膰 z siebie wi臋kszego kaleki ni偶 je­stem. Wystarczy, 偶e brakuje mi r臋ki, nie musz臋 za­chowywa膰 si臋 jak 艣lepiec. Mia艂em obsesj臋 na punkcie Wasilija, ale przecie偶 on nie jest wyj膮tkiem! Ile razy po艣wi臋ca艂a艣 si臋 dla Toni! Stawa艂a艣 po stronie Olega! Nie艂atwo mi jednak prze艂kn膮膰, 偶e masz tylu przyja­ci贸艂 w艣r贸d m臋偶czyzn. Z drugiej strony odczuwam du­m臋, kiedy znajdujesz wyj艣cie z trudnej sytuacji. Cza­sem wiesz szybciej, jak nale偶y post膮pi膰, ni偶 niejeden m臋偶czyzna, kt贸ry udaje wa偶niaka. Jestem dumny, kiedy inni m臋偶czy藕ni s艂uchaj膮, co masz do powiedze­nia. Jestem dumny nawet wtedy, kiedy nara偶asz si臋, chroni膮c 偶ycie innych. Niewielu uczyni艂oby to, co ty dla Toni, Olega, Wasilija. Wi臋kszo艣膰 odwr贸ci艂aby si臋 plecami, t艂umacz膮c, 偶e nie potrafi膮, 偶e nie dadz膮 ra­dy, nie nadaj膮 si臋... Ale ty to ty.

U艣miechn膮艂 si臋 i dotkn膮艂 czo艂em jej czo艂a.

- Jeste艣 Raij膮. Moj膮 偶on膮. Moim anio艂em. I tak偶e moj膮 Caryc膮.

Poca艂owa艂 j膮 leciutko, z oddaniem. Wreszcie wol­ny od owej lepkiej sieci, utkanej z zazdro艣ci o spoj­rzenia innych m臋偶czyzn.

- Kocham ci臋 - powiedzia艂.

A Raija, nie odrywaj膮c swych warg od jego ust, od­powiedzia艂a mu tak samo.

Na palcach przemkn臋li si臋 do swojej sypialni.

Kochali si臋 delikatnie i spokojnie. Ich cia艂a splata­艂y si臋 ze sob膮 w 艂agodnym u艣cisku. Nic ju偶 nie by艂o tylko jego, nic ju偶 nie by艂o tylko jej. Ciche j臋ki i po­mruki dobywa艂y si臋 z ich ust. Szepty i 艣miech prze­myka艂y bezg艂o艣nie jakby na kocich 艂apach.

Zasn臋li nadzy, ciasno przytuleni, rozgrzani mi艂o艣ci膮.

Sen tak偶e sp艂yn膮艂 na ni膮 艂agodnie. Znalaz艂a si臋 chy­ba po艣r贸d mi臋kkich ob艂ok贸w. Dotyka艂a ich i st膮pa艂a lekko w powietrzu po 艣wietlistych mostach. O艣lepi艂a j膮 l艣ni膮ca biel upstrzona fosforyzuj膮cymi punkcikami. Zabola艂y j膮 oczy, mimo 偶e nie stara艂a si臋 ich otworzy膰. Chyba chodzi艂o o to, by dok艂adnie nie widzia艂a.

Kiedy 艣wiat艂o znik艂o, zrobi艂o si臋 wok贸艂 niej tak pi臋knie, tak zielono.

Bardziej zielono ni偶 nad Dwin膮 w porze lata. Jak okiem si臋gn膮膰, rozpo艣ciera艂a si臋 bezkresna przestrze艅 soczystej bujnej zieleni.

Zauwa偶y艂a ludzi.

Ale nie razem.

Wszyscy tak jak ona, samotni, rozrzuceni po tej wielkiej r贸wninie. Chyba jednak ich to nie martwi艂o, bo sprawiali wra偶enie zadowolonych.

Czu艂a przyjemn膮 syto艣膰, ciep艂o, nic jej nie m臋czy艂o. Poruszaj膮c si臋, mia艂a wra偶enie, 偶e ta艅czy w powietrza.

Zapragn臋艂a nagle wyci膮gn膮膰 w g贸r臋 ramiona i pobiega膰 po tej zielonej przestrzeni. Poczu膰 pod stopami soczyst膮 traw臋, a na twarzy p臋d powietrza i promienie s艂o艅ca.

I zapragn臋艂a podej艣膰 do tych samotnych ludzi, za­gadn膮膰 ich, chwyci膰 ich za r臋ce i utworzy膰 艂a艅cuch ze z艂膮czonych d艂oni, kt贸ry nie mia艂by ko艅ca. Poczu膰 wsp贸lnot臋.

I pobieg艂a. Powietrze by艂o cieplejsze, ni偶 s膮dzi艂a wcze艣niej. Trawa bardziej mi臋kka i wy偶sza, upstrzo­na kwiatkami, kt贸rych z daleka nie zauwa偶y艂a. Teraz, biegn膮c, patrzy艂a pod nogi. Bezkresna 艂膮ka zdawa艂a jej si臋 ca艂ym 艣wiatem.

Us艂ysza艂a sw贸j radosny 艣miech. Zabrzmia艂 tak g艂o艣no.

Dopiero wtedy u艣wiadomi艂a sobie, 偶e wok贸艂 panu­je kompletna cisza.

Nikt nic nie m贸wi艂. Nawet nie szepta艂. Nikt si臋 nie 艣mia艂.

Nie s艂ycha膰 by艂o 艣wiergotu ptak贸w nad g艂ow膮. Jak okiem si臋gn膮膰, nie dostrzeg艂a ani jednego drzewa. Wsz臋dzie tylko ta bezkresna 艂膮ka.

Nie dochodzi艂 tu nawet 艣wist wiatru.

Czu艂a jego powiew, ale nie s艂ysza艂a szumu, a prze­cie偶 wiatr nigdy nie jest niemy.

D藕wi臋cza艂 tylko jej 艣miech, ale po chwili i on ucich艂.

Przesta艂a biec. Powoli i ostro偶nie st膮pa艂a po trawie ze zdumieniem granicz膮cym z l臋kiem. Zacz臋艂a si臋 za­stanawia膰, czy wolno po, niej st膮pa膰. Mo偶e nie, i dla­tego tak wszyscy ucichli?

Czu艂a na sobie ich spojrzenia.

Wszyscy na ni膮 patrzyli.

Przez chwil臋 ogarn膮艂 j膮 strach.

Wyczu艂a jednak, 偶e nie chc膮 jej skrzywdzi膰. W 艣ledz膮cych j膮 oczach dostrzeg艂a ciep艂o. Nikt nie patrzy艂 na ni膮 z gniewem, lecz z mi艂o艣ci膮.

Jak偶e niezwyk艂e by艂o tego do艣wiadczy膰! Wprawi艂o j膮 to w zak艂opotanie, niemal w zawstydzenie. Nie przywyk艂a napotyka膰 takiej adoracji.

By艂o tam wielu m臋偶czyzn. W wi臋kszo艣ci m艂odych, cho膰 zdarzali si臋 i starsi. I jedna kobieta staruszka, po­kr臋cona niczym korze艅 ja艂owca. I r贸wnie wysuszona. Ale jej oczy zdawa艂y si臋 takie 偶ywe i takie 偶yczliwe.

Raija podesz艂a do niej i zobaczy艂a j膮 wyra藕niej. Zna艂a dotyk tej d艂oni. Wzruszy艂 j膮 widok czapki, ja­k膮 kobieta nosi艂a na g艂owie. Wiedzia艂a, 偶e to co艣 wa偶­nego... Zna艂a t臋 kobiet臋... Zapragn臋艂a jej dotkn膮膰.

Ale kiedy Raija zbli偶y艂a si臋, staruszka cofn臋艂a si臋 i odp艂yn臋艂a od niej niczym ob艂ok.

Przestraszona Raija ruszy艂a naprz贸d. Poczu艂a za­pach ogniska. Rozejrza艂a si臋, by je znale藕膰, ale nad ca­艂膮 r贸wnin膮 nie unosi艂a si臋 ani jedna smu偶ka dymu. Wszystko by艂o takie, jakie ujrza艂a na pocz膮tku.

Podesz艂a do brodatego m臋偶czyzny o z艂otych w艂o­sach. W jego zielonych oczach dostrzeg艂a iskry. I Ra­ija zn贸w poczu艂a w sercu ciep艂o, bo wiedzia艂a, 偶e go kocha艂a. Wiedzia艂a, 偶e i on j膮 kocha艂. Ch臋tnie przy­tuli艂aby si臋 do niego, ale nie mog艂a si臋 dostatecznie zbli偶y膰. Brodaty m臋偶czyzna bowiem tak偶e odp艂yn膮艂 od niej z u艣miechem i znikn膮艂. Nie chcia艂 jej przestra­szy膰. Raczej kierowa艂a nim mi艂o艣膰.

W g艂owie zacz臋艂o si臋 jej kr臋ci膰, ale sz艂a dalej przez zielon膮 艂膮k臋. Napotka艂a tylu ludzi! Ale to nie ona wy­biera艂a, do kogo podej艣膰. By艂a niczym li艣膰 unoszony przez wiatr, zdana na 艂ask臋 kapry艣nej bryzy, kt贸ra wieje to z tej, to z przeciwnej strony.

On mia艂 br膮zowe oczy. Najmilsze i najcieplejsze, jakie kiedykolwiek widzia艂a. By艂 ciemnow艂osy i szczu­p艂y. Zauwa偶y艂a, 偶e chcia艂 wyci膮gn膮膰 ku niej r臋ce, ale co艣 go powstrzyma艂o. Nie rozumia艂a dlaczego. Dla­czego nie chce jej przytuli膰? Nie powinno by膰 jednej takiej chwili, gdy on jej nie tuli. Tak pragn臋艂a dotkn膮膰 policzkiem do jego policzka, poczu膰 jego ciep艂o. Mia­艂a mu strasznie du偶o do powiedzenia. Czu艂a, 偶e po­winna poprosi膰, by jej wybaczy艂, ale nie pami臋ta艂a co.

W twarzy pokrytej zmarszczkami pojawi艂 si臋 smu­tek, kiedy odwraca艂 si臋 od niej i odchodzi艂.

Rai ja poczu艂a ch艂贸d.

Wiedzia艂a, 偶e ju偶 kiedy艣 widzia艂a, gdy tak odcho­dzi艂. Widzia艂a jego przygarbione plecy.

Marz艂a, ale nie mog艂a za nim pobiec, nie by艂a w sta­nie, zreszt膮 gdzie艣 w g艂臋bi tkwi艂a w niej pewno艣膰, 偶e na nic by si臋 to nie zda艂o.

Z oczu pop艂yn臋艂y jej 艂zy i o艣lepi艂y j膮. Wyci膮gn臋艂a d艂onie, szukaj膮c kogo艣 po omacku. Nie mog艂a po­wstrzyma膰 si臋 od p艂aczu...

Marz艂a. Dziwne... Przecie偶 艣wieci艂o s艂o艅ce, a trawa by艂a zielona.

Latem nie powinna marzn膮膰.

Ale powoli wok贸艂 niej pobiela艂o, jakby spad艂 艣nieg.

To niemo偶liwe. Nie pojmowa艂a.

Pr贸bowa艂a otrze膰 z oczu 艂zy, ale nie przestawa艂y p艂yn膮膰 jej po policzkach. R贸wnie gwa艂townie i nie­przerwanie. Poczu艂a si臋 opuszczona. Bardziej samot­na, ni偶 powinien by膰 ktokolwiek z ludzi.

D艂onie szuka艂y czego艣 po omacku. Przez moment czego艣 dotkn臋艂a: sk贸ry, a mo偶e futra dzikiego zwie­rz臋cia. Nie przel臋k艂a si臋.

- P艂acz, p艂acz! - dobieg艂 j膮 jaki艣 g艂os. - Jest ci teraz bardzo ci臋偶ko, ale ja si臋 o ciebie zatroszcz臋, zawsze b臋d臋 si臋 troszczy膰...

Powtarza艂 jakie艣 imi臋, ale nie zdo艂a艂a go wychwy­ci膰, poniewa偶 wok贸艂 niej hula艂 wiatr, kt贸ry odzyska艂 nagle swoje brzmienie.

Dotkn臋艂a mokrych policzk贸w i us艂ysza艂a sw贸j za­prawiony gorycz膮 g艂os:

- Nie troszczy艂e艣 si臋 o mnie! Nie opiekowa艂e艣 si臋 mn膮! I wybuchn臋艂a rozdzieraj膮cym p艂aczem. Poczu艂a, 偶e kto艣 j膮 g艂adzi po plecach.

- Raiju, m贸j aniele, moja ma艂a Caryco, co z tob膮? 艢ni艂o ci si臋 co艣 z艂ego? - pyta艂 strapiony.

Raija otworzy艂a oczy i ujrza艂a zatroskan膮 twarz Jewgienija tu偶 przy swojej.

Osun臋艂a si臋 na jego rami臋, mocz膮c mu szyj臋 swo­imi 艂zami. Uczepi艂a si臋 go kurczowo, uczepi艂a si臋 rze­czywisto艣ci.

- To tylko sen - szepn臋艂a w ko艅cu. - Sen, kt贸ry mnie chyba przestraszy艂.

Jewgienij o nic wi臋cej nie pyta艂, boj膮c si臋 jak i ona tego snu.

- Kocham ci臋! - wyszepta艂. Po艂o偶y艂 j膮 na podusz­ce, po czym otuli艂 nakryciem. - Teraz ju偶 艣pij!

Raija pokiwa艂a g艂ow膮 i zamkn臋艂a oczy.

Wiedzia艂a, 偶e umkn臋艂o jej co艣 wa偶nego. Zna艂a tych ludzi. Wszystkich tych, kt贸rych spotka艂a we 艣nie. Tak偶e tego ostatniego.

B臋dzie niecierpliwie czeka膰 na to, by 贸w sen powr贸ci艂.

Ale nast臋pny by艂 ju偶 ca艂kiem zwyczajny, tak samo jak nadchodz膮ce kolejne dni i noce.

Zwyczajne.

1 ag - dawna jednostka miary - ok. 18 kg (przyp. t艂um.).


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Pedersen?nte Raija ze 艣nie偶nej krainy Tajemnicza nieznajoma
Pedersen?nte Raija ze 艣nie偶nej krainy" M臋偶czyzna w masce
Pedersen?nte Raija ze 艣nie偶nej krainy1 Bli偶ej prawdy
Pedersen?nte Raija ze 艣nie偶nej krainy 艢lad na pustkowiu
Pedersen?nte Raija ze 艣nie偶nej krainy7 Syn armatora
Pedersen?nte Raija ze 艣nie偶nej krainy ?z korzeni
Pedersen?nte Raija ze 艣nie偶nej krainy Niszcz膮cy p艂omie艅
Pedersen?nte Raija ze 艣nie偶nej krainy5 Dzieci臋 niebios
Pedersen?nte Raija ze 艣nie偶nej krainy# Z艂oty ptak
Pedersen?nte Raija ze 艣nie偶nej krainy& Wyj臋ty spod prawa
Pedersen?nte Raija ze 艣nie偶nej krainy) Droga do domu
Pedersen?nte Raija ze 艣nie偶nej krainy8 W臋drowny ptak
Pedersen?nte Raija ze 艣nie偶nej krainy0 Na dobre i z艂e dni
Pedersen?nte Raija ze 艣nie偶nej krainy Pos艂aniec 艣mierci
Pedersen?nte Raija ze 艣nie偶nej krainy Wyroki losu
Pedersen?nte Raija ze 艣nie偶nej krainy Mro藕ne noce
Pedersen?nte Raija ze 艣nie偶nej krainy Oblubienica w贸jta