Trójca - VIII, twórczość Artura, Trójca, Epizod III


…Trójca…

Część VIII

I tak szli przez las, za przewodnika mając pająka. Fayfock zamykał całą grupę, cały czas obserwując uważnie toczenie. Nie popuszczał broni ani na chwilę. Gdzieś w oddali słyszał odgłosy szkieletów, zmagających się ze ścianą ognia, postawioną przez Miri.

- Zenek…. - rzekła Ashia. Pająk odwrócił swoją owłosioną głowę i spojrzał na nią wszystkimi parami oczu.

- Cicho kobieto!!- szepnął - Lepiej żeby nikt nas nie usłyszał. Musimy się przemknąć po cichutku.-

Ashia zlękła się. Niecodzień ma się okazję spojrzeć pająkowi wprost w oczy. Zenek oszczędził jej możliwości dłuższej obserwacji. Odwrócił się i szedł dalej. Ashia pierwszy raz ujrzała oczy bez źrenic, w jednym kolorze. Chociaż….mimowolnie naszły ją wspomnienia sprzed kilku miesięcy, kiedy to Necro wrócił z Cytadeli Światła. Gdy go zobaczyli pierwszy raz, w zbroi, z hełmem na głowie i błękitnymi oczyma, święcącymi niczym lampki na świątecznym drzewku. Otrząsnęła się szybko z tych wspomnień. `Mistrz Necromancer poległ' rzekła do siebie i jakby bez większego wzruszenia odpędziła myśli.

Miri podążała tuz za nią. Nagle zatrzymała się.

- Musimy się śpieszyć - powiedziała z niepokojem - przerwali ścianę ognia.-

- Las Minola jest magicznym miejscem. Nie martw się - odpowiedział Zenek - Już prawie jesteśmy- dodał, postawiwszy swe pajęcze odnóża na wielkiej polanie pośrodku lasu.

Znów ta polana….znów tutaj... Weszli na polanę magii. Nagle Fayfock usłyszał glos Q-kiego w komunikatorze.

- Q-ki Team do Necromancera. Necro odezwij się.- Admirał zadrżał. Druga grupa skontaktowała się po raz pierwszy po rozdzieleniu przed przejściem Kozana. Apel o kontakt został ponowiony. Admirał drżącą ręką przycisnął włącznik.

- Tutaj Admirał Fayfock….udało się wszystko w Xanandrze ? - mówił, starając się brzmieć normalnie.

- Tak Admirale. Statek z Xanandry wypłynie w ciągu dwóch dni. Daj mi tu Necra. -

- To jest niemożliwe -

- Dawaj go a nie tłumacz….poflirtuje sobie z Miri później -

Fayfock westchnął.

- Necromancer….poległ. -

Fayfock nie usłyszał odpowiedzi gdyż Q-0ki nie potrafił znaleźć słowa, by takowej udzielić. Zabrakło mu tchu.

- Zostaliśmy zaatakowani na cmentarzu przez Kościeje. Okrążyły nas i odcięły go od grupy…nie daliśmy rady mu pomóc.-

- CHOLERA JASNA!!! - krzyknął stłumionym głosem Q-ki - NIE, NIE to niemożliwe!! A ten cały amulet…oko Zeithara…a Azura…przecież był tym całym PROTEKTOREM!!-

Fayfock westchnął.

- Już go nie ma - dodał po chwili. Odwrócił głowę. Chciał spojrzeć w niebo lecz dostrzegł….Azurę, zbliżającą się do nich.

- Kontynuuj misję, Mistrzu Q-ki - rzekł Fayfock -następny kontakt za 4 godziny -

- Ale….-

- Koniec połączenia - zakończył Admirał i wyłączył komunikator. Zaraz potem podeszli do Azury.

***

Q-ki poczuł się jakby połamany w kilku miejscach naraz. Razem z grupą wyszli z Xanandry i skierowali się na polanę słońca, obsianą dziesiątkami wirujących w tańcu wiatru wiatraków, ku wrotom żywiołów. Oddalił się nieco by przeprowadzić rozmowę. Teraz jednak, gdy ona do końca dobiegła, postanowił nikomu ze swojej grupy nic nie mówić o śmierci domniemanego Protektora, by ich morale pozostało na wysokim poziomie. W końcu zrównał się z przyjaciółmi.

- I co słychać ? - zapytał Darius.

- Wszystko zgodnie z planem - rzekł z wymuszonym uśmiechem Q-ki. - nie marnujmy czasu. Przed nami przeprawa przez Marandan -

- Przez co??- zapytała Dot-I ze zdziwieniem. Q-ki wskazał ręką szlak kończący się u stóp góry…daleko na horyzoncie.

- Tylko nie mów ze mamy się na to wspiąć - zbuntowała się Ika.

- Jak ładnie poprosisz to cię wniosę - zaśmiał się Q-ki.

***

- Teraz to ja już nic nie rozumiem- krzyknął sfrustrowany Fayfock - teraz chcesz nam wmówić że to mogła być pomyłka ?? Że ktoś inny jest protektorem ?? -

- Spokojnie Admirale - uspokajała go Azura. Wszyscy stali na dziedzińcu, otoczonym wysokim murem, przypominającym fortyfikacje typowe dla średniowiecznego, ziemskiego bastionu. Co jakiś czas w górę wystawała strzelista, wysoka wieża obronna. Natomiast sam dziedziniec był przepięknie ozdobiony. Fontanny wyrzucały w powietrze wodę, raz tutaj, raz tam, tworząc zharmonizowany występ. Różnorodne rodzaje kwiatów dopieszczały tylko urok tego miejsca. - Owszem, złe moce mogły namieszać w księgach, ale błąd ten nie może być ogromny -

- Co to znaczy ??- zapytała Oltiga - przecież otrzymał amulet, wyciągnął ostrze Zeithara oraz dostał Opokę. Mówiłaś, że jest to pewne.-

- Wszystkich nas oszukano. Nikt jednak się nie spodziewał, że go zabiją w pierwszej bitwie -

- Więc co będzie z naszą misją ?? - kontynuowała Oltiga.

- Jest jeszcze szansa. - rzekła z nadzieją Azura. Widząc rosnące zainteresowanie na twarzach bohaterów, kontynuowała - Legendy głoszą, że ongiś istniała potężna rasa rycerzy, zwanych Rycerzami Światła. Najlepsi z nich stawali się Strażnikami, a najlepsi ze strażników…..Protektorami. To oni bronili tego świata. Ale po wielkiej wojnie w czasach drugiej ery ich zakon zniknął. Powiadano, że Nekromanci zabili ich i zrównali z ziemią ich cytadele. -

- Więc….- przerwał Fayfock.

- Jednak Rycerze Światła przygotowali się na to. Stworzono dwa miecze, łuk, amulet oraz trzy pierścienie. Wybrano po jednej najlepszej jednostce pośród Rycerzy Światła, Strażników i Protektorów. Stworzono zespół, który po kres świata miał strzec potęgi tego zakonu, zaklętej w tych artefaktach. Ci, którzy je nosili, mogli wyzwolić potęgę tak wielką, iż nawet najwięksi nekromanci tej ziemi nie byli w stanie się przeciwstawić. Tworzyli oni…..Trójcę.-

- Dobrze…ale jaki z tego morał ?? - zapytała Miri trochę zniecierpliwiona faktem, że nie widzi powiązania między śmiercią Necromancera, a opowiadaniem Azury.

- Nie rozumiesz…Necromancer wyjął Ostrze Zeithara i nosił Oko Zeithara, gdyż tak było zapisane w sfałszowanych księgach. -

- To jakim cudem wyjął miecz z tej skały, skoro tylko Protektor mógł to zrobić ?? - zapytała Oltiga.

Fayfock poczuł, że go olśniło.

- To proste - rzekł - Necro po prostu został wybrany na Rycerza Światła….po prostu…nie miał być protektorem. A posiadał wystarczającą moc by wyjąć miecz -

- Obserwator też tak uważa. -

- To znaczy ??- zapytała zdziwiona tym wszystkim Oltiga.

- Podejrzewamy, że Necromancer był Rycerzem Światła a nie protektorem. Wyjął miecz…i teraz on należy do niego…ale protektorem nie jest.-

- Mówiłaś o dwóch mieczach i….jeszcze czymś. - wspomniał Fayfock.

- Stworzono dwa miecze, dla Protektora i Rycerza Światła, Xalantil, miecz sprawiedliwości oraz Ostrze Zeithara. Xalantil nadal winien spoczywać w Xanandrze, czekając na swego właściciela. Następnie mamy Wicher, zaklęty łuk, który należy do Strażnika. Są również trzy pierścienie, dla każdego z nich. Protektor ponadto posiada Oko Zeithara…..a przynajmniej posiadać powinien. -

- No super….ale co my mamy teraz robić…nie wiemy kto jest Protektorem….nic nie wiemy…- zdenerwowała się Oltiga.

- Musicie kontynuować swoją misję. Odpocznijcie i udajcie się do ruin Zem-la by ugasić ogień, który blokuje wasze moce. Gdy to zrobicie, większość się wyjaśni.- rzekła Azura. Podeszła do Ashii.

- Wszyscy pójdziecie na Em-la….prócz niej. Ona zostanie ze mną….mamy ze sobą do porozmawiania. -

- Ale dlaczego…ona jest nam potrzebna..- sprzeciwił się Admirał.

Azura spojrzała na niego groźniej niż zwykle.

- Ruszajcie…długa droga przed wami. Jeśli wyruszycie teraz, to jutro o poranku dotrzecie na miejsce. -

Fayfock odwrócił się i ruszył. W głębi duszy był zły na Azurę. Odebrała mu członkinię drużyny a nie dała nic w zamian prócz słów, które w większym stopniu i tak zrozumiałe nie były. Chwilę później cała drużyna podążyła za Admirałem. Azura spojrzała na Ashię.

- Chodź moje dziecko…nie jesteś jeszcze świadoma roli, którą odegrasz w dziejach tej krainy - rzekła do niej. Ashia nie wiedziała co odpowiedzieć.

- Azuro…- głos Oltiga przerwał rozmyślania Ashii - proszę….pomóż nam jakoś…tracimy drugą osobę w drużynie…zrozum..-

Azura uśmiechnęła się.

- Dbasz o dobro wszystkich, droga Oltiga….pomogę ci. - dodała, po czym uniosła swe ręce ku niebu.

- A spiritos enthref kalet…..spiritos nell…spiritos Oltiga…- wyszeptała. Promień światła przysłonił jej ręce. Po chwili, gdy przebłysk minął, oczom Oltigi ukazał się niewielkich rozmiarów przedmiot. Azura podała go jej.

- Oto okaryna - wyjaśniła - gdy znajdziecie się w potrzebie, zagraj na niej a zjawię się z pomocą….a teraz idź….czas nagli - po tych słowach odwróciła się i ….. zniknęła wraz z Ashią.

- Mam bardzo złe przeczucia…- powiedziała do siebie Oltiga, po czym pobiegła do grupy, która już zaczęła się oddalać.

Nowym celem stała się Zem-La. Sfrustrowany Fayfock szedł, stale zwiększając tempo. Nie zważał teraz na niebezpieczeństwa. Chciał dojść do wieży i załatwić to, co musiał, by potem móc wrócić na Ziemię…do domu.

- Necro też się wycwanił…- szeptał pod nosem - dał się zarżnąć by teraz się nie męczyć…- westchnął - teraz my musimy odwalić całą robotę.

- Nie myślisz tak…- rzekła do niego Miri. Admirał był lekko zaskoczony gdyż myślał, że nikt go nie usłyszał - nie musisz się tego wstydzić….gniew jest normalnym czynnikiem, ale zachowaj energię dla przeciwników czekających na nas pod Zem-la.-

- Myślisz, że ktoś będzie na nas czekał ?? - zapytał Fayfock.

- Czuję to…- odpowiedziała Miri. Fayfock popatrzył na nią z uśmiechem.

- Wiesz….nadawałabyś się na Jedi….oni mówią takie pierdoły…. -

- MY MÓWIMY PIERDOŁY!!- oburzyła się Oltiga, która cały czas przysłuchiwała się rozmowie - SAM JESTEŚ PIERDOŁA!!! -dodała z uśmiechem, po czym wzięła jedną z gałęzi leżących przy drodze i zaczęła delikatnie uderzać nim Admirała. Ten nie pozostał jej dłużny. Zaczął się bronić. Po kilku próbach uchwycił gałąź i silnie zacisnął pięść. Patyk uległ złamaniu. Oltiga z uśmiechem udawała przerażoną z jego czynu.

Doskoczyła do Fayfocka i szybkim, lecz niezbyt silnym pchnięciem próbowała przewrócić przyjaciela. Ten, by kontynuować „ciekawą” zabawę upadł na ziemię.

Oltiga zadowolona z siebie nachyliła się nad nim i rzekła:

- Masz…ty bucu….-

Admirał uśmiechnął się szeroko.

- Jak cię złapię to pożałujesz…- rzekł i począł wstawać. Oltiga błyskawicznie zaczęła uciekać. Fayfock chwilę później pobiegł za nią.

W mgnieniu oka humor wszystkich uległ znacznej poprawie. Teraz szli z szerokim uśmiechem na ustach…no nie licząc Fayfocka i Oltigi, którzy nadal gonili się po lesie…

***

- Mistrzu, dobrze się czujesz…- zapytała delikatnie Ika. Od dłuższego czasu widziała wyraźne zafrasowanie na twarzy Q-kiego.

- Tak Iko….troszkę mnie to wszystko dobija…wiesz….ten.. świat, taki dziwny, taki inny, taki piękny…za piękny. -

- Od momentu kontaktu z drugą grupą jesteś jakiś dziwny. Nie rozmawiasz z nami….nie idziesz z nami….Lord Darius głupie wnioski wyciąga…-

- Nie słuchaj tego idio…….przepraszam…ale….-

- Coś ci przeszkadza….wykrztuś to…powiedz….- naciskała Ika. Q-ki zacisnął zęby. Zatrzymał się, odwrócił i wykonał gest, jakim ziemscy strażnicy prawa i porządku zatrzymują pojazdy bądź ludzi.

Grupa zdziwiła się. Q-ki po chwili milczenia rzekł głosem chłodnym:

- Słuchajcie…mam dość ważna wiadomość…powinienem był wam powiedzieć wcześniej…nie pytajcie mnie, dlaczego tego nie zrobiłem…najlepiej nie pytajcie narazie o nic…przyjmijcie nagą prawdę….-

- Wal mistrzu…co jest…- przerwała mu Dot-I.

- Druga grupa wpadła w zasadzkę na cmentarzu. Mistrz Necromancer poległ w walce. - zrobił mała przerwę, by zaczerpnąć powietrza. Zauważył również ogromne zdziwienie na twarzach jego towarzyszy. Nawet niedowierzanie - nie znam szczegółów. Wiem tylko tyle, ile wam powiedziałem. Przemyślcie to i dopiero za jakiś czas pogadamy…teraz chodźcie…wrota żywiołów już widać a za nimi czeka Marandan.- Jedi odwrócił się i kontynuował wędrówkę. Słyszał za plecami szepty lecz nie chciał usłyszeć słów.

***

- Rzućcie to ścierwo na podłogę - rozkazał nieumarłym sługom Mentix. Szkielety wykonały polecenie, ciskając już zimnym ciałem Necromancera o posadzkę komnaty kiedyś używanej do tortur.

- Teraz sobie poużywam za te wszystkie czasy w bastionie, kiedy mnie goniłeś do treningów, widząc we mnie Jedi. HAHA głupcze…. Wiesz ile razy wysłuchiwałem od kolegów, jaki to jesteś dobry…- krzyczał Mentix, rażąc piorunami ciemnej strony już martwe ciało Necra. - To co że już jesteś martwy…rozerwę to, co z ciebie zostało…NA STRZĘPY…HAHAHA… -

Tymczasem do komnaty biegł co sił Me-Tun. Z daleka usłyszał krzyki Mentix i ujrzał błyskawice. Przyśpieszył kroku. Gdy wszedł do komnaty, Mentix stał nad ciałem Necromancera, dzierżąc w dłoni swój Nekromancki, wygięty miecz.

- A teraz mistrzu Jedi….upewnię się że już nie wstaniesz….-

- Mistrzu Mentixie…- zawołał Me-Tun. Być może jego celem był powstrzymanie Lorda Sith i nekromanty w jednym, lecz nie udało się. Mentix zatopił swój miecz w martwym ciele przywodziciela. Niewielka reszta krwi wypłynęła z jego ciała.

- Teraz już nie powstaniesz….nie powstaniesz…- rzekł Mentix, poczym podniósł się i począł iść w stronę Me-Tuna. Nagle jednak odwrócił się i krzyknął - NIGDY….NIGDY!!!!- Używając mocy, wyrzucił jego ciało, rozbijając witraż w jedynym oknie w tejże komnacie.

- To nie było rozsądne, mistrzu - rzekł Me-Tun.

- Jeśli nie chcesz skończyć tak on to się nie odzywaj….poza tym mam pewność że już tego gnoja nie ujrzę. Czego chcesz ?- zapytał w końcu, przypominając sobie wtargnięcie ucznia.

- Nieumarli dostarczyli kolejny raport o ruchach nieprzyjaciela. - mówił Me-Tun, idąc wraz z Mentixem korytarzem.

- Świetnie…co z nich wynika ??-

- Po rozdzieleniu obie grupy mają inne cele. Ta, która idzie przez las Minola najprawdopodobniej kieruje się do ruin. -

- Głupcy….tysiące Nieumarłych z Cellcylem na czele strzegą magicznego ognia, który zwiększa naszą moc a ich osłabia.-

- Natomiast cel drugiej grupy jest niejasny…- dodał Me-Tun.

- Jak to ? -

- No….nie wiemy gdzie idą. Teraz kierują się ku Marandanowi… a potem….nie wiem. Nie mają połączenia z drugą pierwszą grupą. Wzgórz rozpaczy nie pokonają. Nie wiem co oni kombinują. -

- Obserwuj ich. Masz się dowiedzieć!! -

- Tak mistrzu… -

- A teraz zostaw mnie….muszę nacieszyć się zwycięstwem nad tym….jak to wołali na wsi na tego „DZEDAI” ??- śmiał się Mentix.

- Necromancer, mistrzu..-

- OOO właśnie….wiedziałem, że ma to coś wspólnego z dojeniem krów…..HAHAHA…- dodał Mentix i wolnym krokiem odszedł.

- Nie zapominaj, że ma również wiele wspólnego z czymś innym…..- dodał po cichu

Me-Tun. Zrobił to tak, by jego mistrz nie usłyszał - nie możemy o tym zapomnieć.-

- Znajdźcie to ciało i strzeżcie go - powiedział Me-Tun do Nieumarłych sług - lecz nie wnoście go do zamku. Mistrz Mentix tego nie pochwala -

Kościeje kiwnęły swymi czaszkami i ruszyli na poszukiwania pozostałości z ciała przywodziciela.

Noc zapadła nad całą krainą. Przejrzyste lecz ciemne obłoki ponuro snuły się po zagnieżdżonym niebie. Dwa księżyce, o różnych kształtach, błyszczały pośród nocy. Jeden z nich był półokrągły. Drugi zaś był pełny lecz znacznie bledszy niż jego niebiański towarzysz. Grupa wędrująca lasem Minola odpoczywając przy niewielkim ognisku i posilając się nieco obserwowała niebo. Dziewczętom, których było dużo więcej, udzielał się romantyczny nastrój. Która kobieta w końcu jest zdolna oprzeć się przepięknej, ciepłej nocy, spędzonej przy świetle księżyca. Praktycznie każda marzy o spotkaniu z ukochanym w takich warunkach…sam na sam. Takie też marzenia nachodziły bohaterki. Spoglądając na siebie, uśmiechały się, jakby rozumiejąc się bez słów, używając kobiecego szóstego zmysłu, w którego istnienie mężczyźnie nie wierzą. Lecz tym razem Fayfock czół jakby obecność czegoś niezwykłego. Otoczony kobietami, które pochłonięte obserwacją nocy nie zwracały na niego uwagi, mógł oddać się medytacji i przemyśleniom. Zamknął oczy. Umysł przywołał mu wspomnienia z wielu bitew. Wspominał tą, w której praktycznie stracił człowieczeństwo podczas desantu rebeliantów na Ziemię. Pamiętał pierwszy dzień jako cyborg. Na końcu ujrzał ponownie scenę śmierci Necromancera na cmentarzu. Przez sekundę wydawało mu się, że zauważył coś dziwnego….znak, którego przecież tam nie było…ale był tak zmęczony, że zbagatelizował to. Uchylił prawe oko. Dziewczęta nadal obserwowały gwiazdy. Oltiga szeptała coś do Bosh-Eny. Admirał przymknął oko. Chwilę później zasnął…..

Q-ki chwycił butelkę i zakręcił nią mocno. Ta zaczęła wirować i po kilkunastu sekundach zatrzymała się, szyjkę swoją kierując ku Dot-I.

- Teraz twoja kolej…. Jakie zadanie jej damy??- powiedział.

Wszyscy uśmiechnęli się. Grali w grę, która na ziemi cieszy się dużą popularnością wśród młodzieży. Siedzieli tuż obok ogniska i trzech namiotów, które zabrali z Bastionu. Odpoczywali u stóp Marandanu, na otwartej przestrzeni, tylko gdzieniegdzie z ziemi wystawały małe kępy trawy i rosły drzewa. Na szczytach górskich leżał śnieg, lecz chłodny powiew zimowego wiatru czasem dochodził do obozu.

Przed snem grupa postanowiła dla poprawy humoru zabawić się.

- No to ja proponuje….- mówił Darius.

- Tylko proszę….- rzekła Dot-I z uśmiechem, po czym przytuliła się do Dariusa - litości….. -

- Niech pocałuje każdego z facetów i uściśnie dziewczyny -

- Zgadzam się!!! - krzyknęła Dot-I zanim ktokolwiek zdążył zgłosić sprzeciw. Mistrzyni Jedi kolejno ucałowała rycerzy Jedi.

- Ale to nie jest zadanie nadające się do tej gry…- sprzeciwił się Q-ki. - nieprawdaż Nor?? -

- Ja tam się na tych waszych prymitywnych grach nie znam - odrzekł Przywodziciel.

- Dobra….- zdenerwował się lekko Von Voyth - kręcicie tą butelką czy mam iść spać…-

Dot-I zakręciła butelką. Nastąpiła chwila nerwowego oczekiwania….w końcu butelka wskazała Dariusa. Ten uśmiechnął się.

- Darius…powiedz nam coś o sobie….w końcu niewiele o tobie wiemy….może jakaś historia z twej planety…- zaproponowała Dot-I.

Ty razem nikt nie sprzeciwił się temu pomysłowi. Niewiele wiedzieli o Lordzie Dariusze, a sam Necromancer za życia milczał na jego temat, choć nie wypierał się tego, że go znał.

- Dobrze więc…mogę coś o sobie opowiedzieć…..więc z pochodzenia jestem…- przerwał Darius, słysząc dziwny dźwięk niedaleko. W ciemności niewiele widzieli. Q-ki wraz z Norem chwycili broń. Włączyli lampy, przymocowane pod lufą. Teren stał się bardziej widoczny. Krok po kroku dwóch rycerzy przeczesywało pobliskie przestrzenie. Usłyszeli szelest z prawej strony, w nielicznych krzakach. Nor zbliżył się do nich. Oddał jeden strzał ostrzegawczy powietrze. Nagle z krzaków wyskoczył wystraszony dzik i pomknął przed siebie. Nor uśmiechnął się. Wraz z Q-ki wrócili do oczekującej grupy.

- Co za żenada….- skomentował Nor - zwykły bekon nas wystraszył… - dodał z uśmiechem na ustach.

- To na czym to skończyliśmy, Lordzie Darius ? - wspomniała Dot-I.

Jednak Darius nie wymówił ani słowa. Ogłuszający okrzyk nieznanej bestii doszedł od strony gór. W świetle księżyca można było zauważyć stworzenie przeskakujące z jednego szczytu na drugi. Wszyscy wstrzymali oddech. Nagle bestia zeskoczyła z jednego ze szczytów. Upadła niedaleko nich.

- Wszyscy za namiot !!- krzyknął Q-ki. Grupa schowała się.

- To będzie ciekawa noc….-

***

Symbole….krzyż równoramienny… błękit… Jedi… śmierć… pierścień… łuk… strzała…. nagle głos… ”nie lękaj się, ja czuwam”…

Ashia obudziła się z krzykiem. Leżała na pięknym, śnieżno białym łóżku. Po jej delikatnym czole spływały krople potu. Sen, który miała, był wyjątkowo straszny. Rozejrzała się wokoło. Przypomniała sobie, gdzie jest. Pirrencjum, tak nazywała się ukryta cytadela Azury gdzieś w lesie Minola.

- O czym śniłaś moja droga…- zapytała Ashię Azura, którą z nikąd pojawiła się obok łoża.

- Nie jestem pewna, czy powinnam ci mówić - odrzekła Ashia.

Azura tyko uśmiechnęła się. Ashia zorientowała się, że nie ma sensu przed nią niczego ukrywać.

- Widziałam tamten cmentarz….szkielety…i błękitny krzyż równoramienny. Wszystko to po chwili znika w otchłani… a na końcu słyszę glos….-

- Co usłyszałaś….-

- Jeden wyraz…-

Azura uśmiechnęła się. Ashia nie wiedziała dokładnie, o co jej chodziło.

- Jest nadzieja…..- rzekła w końcu Azura -…jakiż to był wyraz….…-

- Trójca…….

***

Tymczasem na Ziemi :

- Trzęsienia ziemi w środkowej Europie, tsunami w Ameryce północnej, zamiecie śnieżne w Australii - wyliczał Otaq - co się dzieje z tą pogodą… -

- Nie wiem przyjacielu - odpowiedział mi nowo mianowany Komandor Bastionu Ziemia - zwariowała po prostu…zwariowała. -

- Komandorze Bulldozer - odezwał się jeden z żołnierzy wchodzących do centrum dowodzenia - mamy raport z satelity meteorologicznego - po tych słowach wręczył plik papierów Buldozerowi.

- Dziękuję - odrzekł Komandor - co ja mam z tym zrobić ?? -

- Najlepiej przejrzeć… - zaśmiał się Otaq.

- Dobra, nie przeszkadzać mi przez jakiś czas- rozkazał Bulldozer, po czym skierował swe kroki ku wyjściu.

- Komandorze… - przerwał mu Otaq - pilna wiadomość do Pana -

- Dawaj ją na główny ekran - odpowiedział Bulik.

- To niemożliwe…-

- Dlaczego !!?? -

- To jest połączenie telefoniczne -

- TELEFONICZNE !!! - zdziwił się Bulldozer - kto używa telefonu!! -

- Biały Dom……..

Koniec części VIII

Cellcyl - ciekawi jesteście, cóż to takiego…..hehe…..czytajcie dalej… :D



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Trójca - II, twórczość Artura, Trójca, Epizod III
Trójca - VI, twórczość Artura, Trójca, Epizod III
Trójca - VII, twórczość Artura, Trójca, Epizod III
Trójca - IV, twórczość Artura, Trójca, Epizod III
Trójca - XI, twórczość Artura, Trójca, Epizod III
Trójca - V, twórczość Artura, Trójca, Epizod III
Trójca - I, twórczość Artura, Trójca, Epizod III
Trójca - IX, twórczość Artura, Trójca, Epizod III
Trójca - II, twórczość Artura, Trójca, Epizod III
BBY 0019 Epizod III Zemsta Sithów
Zestaw VIII, II ROK WIiTCh, Semestr III, Terma
04) zapowiedź części 2, twórczość Artura, Czas Feniksa
Racjonalne i twórcze rozwiązywanie problemów, Semestr III, Trening umiejętności przywódczych
05) część 2, twórczość Artura, Czas Feniksa
06) część 3, twórczość Artura, Czas Feniksa
03) część 1, twórczość Artura, Czas Feniksa
Trójca III
Kl III - Trójca Święta, KATECHEZA, Scenariusze zajęć

więcej podobnych podstron