Trójca IX
Bulik's Tale
- Prezydent Stanów Zjednoczonych życzy sobie natychmiastowej wizyty przedstawicielstwa Bastionu Ziemia. - mówił Bulldozer, idąc długim korytarzem prowadzącym do lądowiska „N”. Każda z jednostek bądź fregat miała w bastionie lotniska oznaczone inaczej. Szwadron Łobuzów oznaczał swoje lądowiska „RS” od Roque Squadron, drużyna Bravo literą „B”. Bulldozer jednak zmierzał do wyjątkowego lądowiska. Było ono wybudowane specjalnie dla Necromancera. W nim stacjonował zawsze Sokół Millenium, statek zwiadowczy T350 SE, specjalny X-wing nazwany N-Force oraz standardowy dla Rycerzy Jedi myśliwiec Jedi.
- Mówili coś konkretniejszego ?? - zapytał Otaq, podążający za Komandorem.
- Zażądali obecności Mistrza Necromancera - odpowiedział Bulik.
- Jak to!! Przecież to jest niewykonalne ! Nie ma go…chyba im powiedziałeś -
- Po co….my polecimy Sokołem…..resztę wyjaśnimy im na miejscu…-
- Necro nie byłby zadowolony….-
Bulldozer zatrzymał się i spojrzał groźnie na Otaq'a.
- Nie interesuje mnie w tym momencie co Necro sobie pomyśli….to on pojechał cholera wie gdzie. Teraz my musimy wziąć odpowiedzialność za wszystko -
Bulik ruszył ponownie. Po chwili wielkie grodzie oznaczone literą „N” otwarło się. Sokół Millenium już czekał gotowy do drogi. Komandor podszedł do załogi.
- Witam, jestem Komandor Bulldozer, lecicie zemną na spotkanie tak ?-
- Tak Komandorze. Witam, nazywam się Alex -odezwał się jeden z członków załogi. - jestem pierwszym pilotem. Zapraszam na pokład. Zaraz starujemy.-
Po zaledwie kilku minutach statek uniósł się delikatnie i począł przeszywać nieboskłon. Cel miał jeden….Waszyngton.
Waszyngton
Lotnisko imienia Ronalda Reagna
Godzina 22:34 czasu miejscowego
Mr. President, the airport has been closed for public use. All entrances are
secured.- mówił przez krótkofalówkę członek Armii Stanów Zjednoczonych.
- Great work Captain. Now we'll wait for visitors from the Earth Citadel. - odpowiedział mu głos dojrzałego mężczyzny. Lotnisko rzeczywiście było doskonale zabezpieczone. Setki wozów wojskowych patrolowało okolicę. W powietrzu latały helikoptery. Wszystkie te środki bezpieczeństwa zostały zastosowane, by ochronić prezydenta USA. Ostatnie globalne zmiany klimatyczne źle odbiły się na sytuacji gospodarczej i politycznej Stanów Zjednoczonych. Wiele ważnych ośrodków badawczych zostało zniszczonych przez żywioły. Gwałtownie rosła przestępczość. Rząd nie radził sobie sam z problemami. Nie mógł też liczyć na pomoc ze strony innych krajów, gdyż prawie wszystkie państwa na ziemi zwalczały podobne problemy.
- Our only hope is that Jedi knights will help us… - rzekł Prezydent do swego asystenta.
- If they will come….- odpowiedział mu.
- They will….Necromancer always comes…when we need him..-
- Mr. president, you must remember, that he is only a Jedi. We don't really know if he is even a human. In my opinion it is very dangerous…-
- I don't care about your opinion…- przerwał mu Prezydent - This is all bullshit what you're saying. You don't have to like him. I'm sure that he will help us -
- So why he didn't done anything till now!! -
- I would like to now…God damn it…- powiedział prezydent, podchodząc do okienka samolotowego. Prezydencki Air Force One stal na pasie gotowy do startu w każdej chwili. Wszyscy czekali tylko na przybycie delegacji z Bastionu. Nagle ciszę przerwał komunikat z megafonów na lotnisku.
- Attention please. All units please stand by. Unidentified flying object is approaching our territory - rzekł męski głos.
- Stand by your weapon - rozkazał dowódca sił lądowych swoim żołnierzom. Wszystkie dostępne karabiny, działa i inne urządzenia były skierowane w niebo. Wypatrywano obiektu latającego.
- There is no response - mówił ze strachem kontroler ruchu lotniczego. Ponownie powtórzono prośbę o identyfikację. Cisza….
Kontroler otarł pot z czoła. Być może terroryści zbliżają się by położyć kres potężnej Ameryce…a on nie może nic zrobić. Ta cisza zadawała mu potworny ból. Postanowił ostatni raz nadać sygnał.
- We have you're signal control Tower. This is Millennium Falcon. We are preparing to land. Please hold on your fire. -
- Copy you loud and clear. You can land Falcon. We're happy to have you here. Welcome in America. - odpowiedział kontroler z ogromną ulgą. Natychmiast chwycił za mikrofon I począł mówić.
- Attention all units. Millennium Falcon is landing now. Pleas stand by for new orders -
Sokół delikatnie osiadł na lądowisku.
- Otworzyć główny właz - krzyknął komandor Bulldozer. - Otaq, masz translatory kieszonkowe ? -
- Mam…choć nie wiem po co nam one. Przecież znamy angielski świetnie - odpowiedział Otaq.
- Nie mam zamiaru się dogadywać z Prezydentem piętnaście minut nie potrafiąc powiedzieć jednego słówka. Damy mu jedno i będziemy rozmawiać swobodnie. -
- I see your point - zaśmiał się Otaq.
- Nie bądź taki mądry…zobaczymy co umiesz w rzeczywistości - rzekł Bulldozer podchodząc do wyjścia ze statku. Zatrzymał się, wziął głęboki oddech:
- Jak spierniczę to wybacz Necro - powiedział sam do siebie. Zaraz potem ruszył.
Wyszli na lądowisko. Byli otoczeni przez wojsko. Kilkaset metrów dalej dostrzegli samolot prezydencki. Zrobili ledwo dwa kroki gdy podszedł do nich jeden z wojskowych.
- Master Necromancer ??...I'm pleased to meet you. We'll be your escort to the plane. Please follow me.- rzekł i ruszył. Bulldozer podążył za nim. Otaq szybko do niego doskoczył.
- Nie powiedziałeś mu??!! -
- A po co….- odpowiedział Bulldozer nawet nie odwracając głowy.
- Is something wrong ? - zapytał żołnierz eskortujący.
- No…why should be ?? - odpowiedział komandor. Otaq tylko krzywo spojrzał na przyjaciela, westchnął głęboko I przytaknął.
Szybko przeszli do samolotu prezydenckiego. Air Force One czekał gotów do startu.
- Please. Mr. President is waiting onboard. - powiedział jeden z członków obsługi. Bulldozer nie zastanawiając się wszedł na pokład samolotu. Prezydent słysząc kroki skierował się w stronę wejścia.
- Welcome Master Nec….. - przerwał widząc Bulika - Who the hell are you…..guards !!-
krzyknął prezydent. Natychmiast wokoło zaroiło się do żołnierzy z bronią wycelowaną w Bulika. Komandor tylko się uśmiechnął.
- It's some kind of misunderstanding - powiedział spokojnie - My name is Bulldozer. I'm a captain in Earth Citadel. Necromancer was unable to be here, so I am. -
- Hmm…why should I believe you ? -
- Well…- odpowiedział Otaq - You don't have to believe us…It's your choice. -
Prezydent przez chwilę milczał. Spoglądał na dwóch przybyszów. Ich stroje wskazywały, że mogą mówić prawdę. Także w ich głosie nie usłyszał krzty zaniechania. Kiwnął ręką. Straż opuściła broń.
- Gentleman, please sit down - wskazał im kanapę. - prepare to take off -
- Wait a minute - przerwał mu Bulldozer - where you want to go -
- You're talking to president, asshole!! - krzyknął na niego ochroniarz.
Bulldozer wstał.
- Please calm down - uspokajał go prezydent - it is very dangerous here so… -
- Wait a minute….we can have better conversation - zauważył Otaq. Podał Bulldozerowi translatory.
- AAA…yes…..President, please put his to your ear. -
-For what ?? -
- This is an….translating device. We will be able to communicate better. Try it -
Prezydent powoli zaczął mocować urządzenie tuż przy lewym uchu.
- Well…very interesting invention - mówił prezydent. W międzyczasie Bulldozer i Otaq przygotowali swoje. - Nie mogę uwierzyć że zajmujecie się takimi pierdołami - dodał prezydent. - zrozumieliście mnie, panowie?? -
- Oczywiście panie prezydencie. - odpowiedział Otaq.
- Świetnie. Przejdźmy do rzeczy. Jeżeli jesteście z Bastionu to wiecie, co się dzieje. Pogoda zwariowała. Nasze centra badawcze przesyłają sprzeczne komunikaty. Utraciliśmy kontakt z naszymi satelitami meteorologicznymi. Panowie…dlaczego nic nie robicie…dlaczego Jedi nie reagują….-
- Zacznijmy od tego- począł mówić Bulldozer - że my nie jesteśmy rycerzami Jedi -
Prezydent był bardzo zdziwiony.
- Rzeczywiście, nie wyglądacie na Jedi, ale skoro tak, to co wy tutaj robicie ?? -
-Necromancer wraz z grupą …..powiedzmy, że wyjechał by walczyć o Ziemię….z pewnego punktu widzenia. -
- Z jakiego bo nie rozumiem….gdzie pojechał?? -
- Tego to my też nie wiemy - odpowiedział Otaq.
- Ja jestem druidem - wtrącili się Bulik - a mój kompan, Otaq jest….eee….no powiedzmy bardzo uzdolnionym mężczyzną, zdolnym przybierać postać….smoka…-
Prezydent był nieco zdziwiony.
- A czy nie taki druid to ujarzmia żywioły?? -
Bulldozer uśmiechnął się.
- Teoretycznie tak…a w praktyce to….dawno takich rzeczy nie robiłem….w Bastionie Jedi robią wszystko…ja tylko dowodzę oddziałem….a reszta zajmują się rycerze -
- Czyli wygodny tryb życia - dodał prezydent.
- No nie do końca -
- Panie prezydencie….- przerwał jeden z ochroniarzy. Nachylił się i zaczął szeptać coś do prawego ucha.
- Rozumiem….panowie, musimy startować. Zbliża się wielka burza. Będzie tutaj niebezpiecznie -
- Przepraszam - przerwał Bulik - a gdzie polecimy ? -
- Do tajnej bazy Stanów Zjednoczonych. Tam powinniśmy być bezpieczni -
- Powinniśmy?? - zdziwił się Bulldozer.
- Ja proponuję - wtrącił się Otaq, byśmy udali się do Bastionu. Tam spokojnie porozmawiamy -
- Dobry pomysł, co pan na to?? -
- Ale czy Air Force One wyląduje tam ? -
- Nie….Sokół go podwiezie - powiedział Bulldozer. Szybko chwycił komunikator.
- Sokół, słyszycie mnie ? -
- Tak Komandorze -
- Odczyty ze skanera pogodowego -
- Wielka burza się zbliża. Według odczytów miasto może być zrównane z ziemią. Radzę się stąd wynosić. -
- Jasna sprawa. Szykujcie Sokoła do startu. Lecimy do domu. Aa….na hol bierzemy samolot prezydencki. Podczepcie go od dołu magnetycznymi zaczepami. I żadnej nadświetlnej….bo się może rozpaść. -
- Zrozumiano. Start za trzy minuty -
- No to panie prezydencie…niech się pan przygotuje…czeka nas dłuższa chwila lotu -
Sokół wzbił się do góry. Wzleciał nad budynek lotniskowej kontroli celnej, ostro skręcił obok wieży kontrolnej i ostrożnie zatrzyma się nad Air Forcem. Obsługa statku powoli spuściła zaczepy magnetyczne. Delikatnie dotkały one kadłuba samolotu. Uruchomiono maszynerię. Spokojnie podniesiono maszynę.
- Dobra…teraz włączcie zabezpieczenia. Temu samolotowi nic się stać nie może! - powiedział Alex.
- Załatwione…-
- To lecimy… -
***
Krzyk młodej mistrzyni Jedi rozbudził całe Pirrencjum. Ashia kolejny raz tej nocy zbudziła się z koszmaru. Komnata opływała w ciemność. Mistrzyni usłyszała kroki. Drzwi komnaty rozwarły się. Do środka weszła Azura, niosąc długi, zielono-czerwony strój.
Nagle zapanowała jasność. Wszystkie świece w sekundę zapłonęły. Oblicze Ashii rozjaśniało. Wyglądała na bardzo zmęczoną. Pojęcia nie miała, co się z nią dzieje.
- Azuro…-
- Spokojnie drogie dziecko….juz po wszystkim….-
- Co się ze mną dzieje ?? - zapytała.
- Zmieniasz się….ale już jesteś gotowa…-
- Miałam straszne sny….-
- Przypomnij sobie, co Necromancer rzekł do ciebie przed wyjściem z zamku w Terranii.-
Ashia starała się przywrócić wspomnienia. Przypomniała sobie.
„Ciemność. Jeszcze daleko do świtu. Boję się tego poranka” szeptał do siebie Necromancer, oparty o poręcz na tarasie zamkowym. Stał tak i wpatrywał się w gwiaździste niebo.
- Necro….- usłyszał głos zza siebie.
- Czyżbyś i Ty nie mogła zasnąć, mistrzyni?? - zapytał. Ashia lekko uśmiechnęła się i podeszłą do niego. Necro się nie odwrócił. Ashia stanęła obok niego.
- Przeczuwasz coś ??- zapytała.
- Nie chcę nic przeczuwać….boję się… - Ashię zdziwiły te słowa. Pierwszy raz wyraźnie w glosie jej przyjaciela słyszała strach.
- Nie martw się, wszystko będzie dobrze…- powiedziała, opierając się o jego ramię. Poczuła nieprzyjemne zimno jego zbroi. Po chwili jednak zbroja stała się bardziej przyjemna.
Necromancer nagle oderwał wzrok od nieba. Chwycił Ashię za rękę. Spojrzał jej głęboko w oczy i rzekł:
- Odegrasz tutaj większą rolę, niż sama się spodziewasz. Bądź dzielna, gdy inni zwątpią. Nie zwalniaj, a wygrasz. -
- O czym ty mówisz ?- odpowiedziała zdziwiona Ashia.
Necromancer puścił jej rękę. Począł iść do wnętrza zamku. Zatrzymał się tuż przed wejściem.
- A w mych snach….moja śmierć twój strach…- po tych słowach odszedł.
Ashia została sama. Miała czas, by zrozumieć to, co jej powiedział.
- Teraz rozumiem…..- powiedział Ashia. Azura uśmiechnęła się.
- Więc jesteś gotowa - odpowiedziała i położyła na łóżku szatę.
***
Prezydent Stanów Zjednoczonych osunął się na fotel.
- No ładna ta Twierdza -
- Bastion…- poprawił go Otaq.
- Niech będzie. A gdzie komandor Bulldozer ? -
- Zwołuje Radę Bastionu. Będziemy razem radzić, co zrobić -
- Martwię się o mój kraj -
- Dowiedzmy się co tam słychać - odpowiedział Otaq. Chwycił przyrząd przypominający pilota. Skierował go na odległą o kilkadziesiąt metrów ścianę. Nacisnął przycisk. Nagle z góry począł wynurzać się ogromny ekran, a z przeciwległego końca sali wyłonił się projektor.
- Ile to ma cali ??- zapytał prezydent.
- Minimalnie mniejszy od standardowego ekranu kinowego - uśmiechnął się Otaq.
Prezydent tylko kiwną głową z uznaniem.
- Komputer, kanał informacyjny, przeszukaj wszystkie w poszukiwaniu informacji na temat stanu pogodowego na terenie USA.-
- Szukam…- odezwał się przyjemny, kobiecy głos.
Po chwili obraz się pokazał. Wyświetlono kanał informacyjny. Prezenterka mówiła szybko.
- Sytuacja jest krytyczna. To najpotężniejsza burza kiedykolwiek zanotowana. Część stanu Nowy York została zrównana z ziemią. Tam zanotowano największe straty. W tym momencie żywioł szaleje w Waszyngtonie. Los prezydenta nie jest znany. Służby specjalne milczą. Wszyscy są bezradni. Pojawia się jedno pytanie….czy to jest zapowiadana apokalipsa…..
Koniec części IX
Wiem, że powinien być Bastion Ziemia ale to po angielsku brzmi głupio i cześć by się nie domyśliła, o co chodzi, dlatego napisałem Citadel= Cytadela. Hmm…jeśli was zawiodłem to przepraszam…
Hmm… Bulik pewnie powiedziałby coś innego (tzn. ostrzejszego), choć niekoniecznie :D
Parafraza piosenki Szymona Wydry i Carpe Diem - Bezczas.