HATSUKOI
By Ed.
Wstępie.
To mój debiut w fikach X/F , więc mam nadzieje, że będziecie delikatnie oceniać^^''… cóż, życzę miłej czytanki.
Koniec wstępiku.
„ Lubię wiosnę, pamiętniku. Wszystko budzi się do życia. Vall stawia pierwsze kroki. To cudowne. Podziwiam tego malca, jest silniejszy niż ja. O wiele silniejszy…
Tu, w Sailoon na reszcie mam spokój. Cisza, porządek, ład… z mojego okna widać pałac. Jeszcze teraz czuję zapach kwiatów, widzę zestresowanego Zelgadissa czekającego przed ołtarzem, i Xellosa, próbującego go uspokoić… hi, hi, jeszcze bardziej go zestresował, wspominając o nocy poślubnej… … Xellos… nigdy bym nie przypuszczała, że spotkam mazoku. Jakiegokolwiek. I że takie mazoku ma własne zdanie. Zawsze wydawali mi się pustymi puszkami, narzędziami do zabijania…”
Lekkie pukanie do drzwi wyrwało ją z zamyślenia. O mało nie upuściła pióra. Powoli kierowała się ku drzwiom. Miała na sobie jasno różowawą sukienkę do kolan, z szerszymi ramiączkami, a włosy spięte w śliczny koczek. Kilka niesfornych loków opadło na jej ramiona. Otworzyła.
- Coo?? Zaklęcie obronne nie działa?!
- Ja też się cieszę, że cię widzę ^^''- mazoku uśmiechnął się promienie- a przed czym ta bariera ochronna?
- Przed nieproszonymi gośćmi! - szybko odpowiedziała.
Szykowała się do zamknięcia drzwi, ale zatrzymał je. Otworzył oczy i westchnął ciężko.
- Mogę wejść?
Nie powinna go wpuszczać, bo to oszust. Ale chyba nie teraz… bo kiedy on otwiera oczy to staje się prawdziwy. Może czytać w jego spojrzeniu, tak jak on w jej.
No dobrze. Ostatni raz.
- Zmieniłaś się. Ładnie wyglądasz- komplementy.
Westchnęła. Chyba wypada podać mu herbaty. No tak.
Nalała.
- … no i?
- No i co?- odpowiedział.
Podniosła wzrok. Siedzieli naprzeciw siebie przy stole.
„Dlaczego jestem taka spięta…? Kurcze, nie cierpię się!! Zawsze się musze czerwienić w nieodpowieeeeeEJ!!!!” . Cóż innego może pomyśleć dziewczyna, właściwe już kobieta, gdy nagle jakiś facet wstaje od stołu, podchodzi do niej ni z tego ni z owego i … i…
- X… Xelos!- wykrztusiła, gdy lekko się nad nią nachylił.
- Wszystko na świecie widziałem… - wyszeptał- ale ciągle brakuje mi jednego…
Dotknął jej policzka, a opuszkiem palca ust. Nie wytrzymała.
- Co sobie myślisz?!- wstała zaraz po tym, jak wymierzyła mu policzek- ZBOCZEŃCU?! Przychodzisz od tak i mnie dotykasz!!!
Stał zdezorientowany. Westchnął.
- … o czym teraz myślisz?
- Co?!
- O czym myślisz. O czym myślisz, kiedy się budzisz, a kiedy zasypiasz?
- … …
Spuścił wzrok.
Skierował się do wyjścia.
- … były kiedyś dwa sady- zatrzymał się przy drzwiach.
Nic z tego nie rozumiała. Nic. Kompletnie NIC.
- Jeden należał do biednego człowieka. Drugi do bogatego młodzieńca. Każdy miał po jednym drzewie. I bogacz nawoził je, biedak czekał. Bogacz wydał majątek, lecz drzewo nie zakwitło. Za to biedaka jak najbardziej. „Marzyłem o tym” wykrzyknął z zachwytu. Ale bogacz nie zrozumiał.
Filia zastygła w bezruchu.
Xellos wyszedł z jej domu.
- … a gdyby tak przełożyć do na poniedziałek… - Zelgadis siedział na wielkiej, białej, pięknie rzeźbionej ławie w pałacowym ogrodzie. Wszystkie drzewa zakwitły, delikatne płatki wirowały w powietrzu- … co bym nie zrobił i tak nie zdarzę… - westchnął.
Zaczął przeglądać dokumenty. Nagle natrafił na coś pomiędzy kartkami. Stokrotka.
Uśmiechnął się do siebie.
- Ładne- usłyszał znajomy głos z tyłu.
Speszony schował stokrotkę do kieszeni.
- Czego tu szukasz?- zaczął.
- Chciałem zobaczyć jak żyjesz^^. Co nowego?- zaczął niczym stary przyjaciel.
- Ślicznie śpi, prawda?- Zelgadis nie posiadał się z dumy. Stali nad małym łóżeczkiem. W środku spało śliczne maleństwo.
- … ale takie jakieś to… małe ^^''…
- Te, to MOJA córka!- Zelgadis bronił zaciekle swojego dziecka, a jak!
- Dobra, dobra^^''… wiesz, mam taką spra…
Drzwi się otworzyły. Stałą w nich Amelka, o dużo delikatniejszych, doroślejszych rysach. Księżna jak się patrzy. Włosy miała do ramion, oraz o wiele głębsze spojrzenie. Podeszła powoli do łóżeczka.
- … - wskazała ręką drzwi.
Xellos i Zel spojrzeli na siebie, a nad ich głowami pojawiły się małe zapytajniczki.
- Obudzicie ją! - wyszeptała.
Zaraz potem usłyszeli donośny głosik malutkiej.
Amelia westchnęła.
- Chyba jest głodna…
Zel i Xellos natychmiast się ulotnili.
Amelka zaśmiała się i wzięła malutką na ręce. Uspokoiła się nieco. Usiadła z nią na kanapę.
- Nie płacz skarbie…- wyszeptała i przytuliła ją- … ja cię nie zostawię…
- Oczywiście że trudno!- Zelgadis wbił wzrok w podłogę- ani ja, ani Ame nie mieliśmy wzorów na rodziców. Ale dajemy sobie rade, czemu mnie o to pytasz?
- … szukam odpowiedzi.
- Odpowiedzi na co?
- Co to są marzenia.
Zelgadis przechylił główkę.
- I tu tego szukasz?
- Filia nie potrafiła mi odpowiedzieć na to pytanie. Tylko się zdenerwowała. I jestem w kropce…
Cisza.
- Może niewłaściwie pytałeś- zaczął Zelgadis- może… gdzie idziesz?
- … zapytam się jej jeszcze raz. Dzięki za rade!
Odszedł.
Zelgadis podrapał się po głowie.
- Żebym ja musiał mu udzielać porad do męskich spraw … … - poczuł jak ktoś przytula się do jego pleców.
- Jakich męskich spraw?- spytała Amelia.
Odwrócił się do niej.
- Chodź, pokażę ci… - uśmiechnął się przebiegle.
Siedział zrezygnowany przy stoliku w kawiarence. Nawet nie chce mu się pić herbaty. Co się z nim dzieje? Od kiedy o to zapytał coś w nim pękło.
Ja tylko chce wiedzieć, dlaczego nic nie wiem.
A po co ci to wiedzieć? Ja jestem twoją mądrością.
To nie jest odpowiedź, pani.
Więc czego żądasz?
Co czyni ich nieśmiertelnymi?
Śmiertelnych? … … budują domki z kart i wierzą, że się nie przewrócą.
Nie rozumiem.
Marzą.
Dlaczego ja nie wiem , czym są marzenia? Dlaczego tego nie rozumiem? Która godzina? Moja świadomość przenika wszechświat, teraźniejszość, przyszłość, przeszłość, a nie potrafię zrozumieć tak banalnej rzeczy. W takim razie nie chcę tej całej mocy, jeśli dostałbym odpowiedź, co czyni ich nieśmiertelnymi śmiertelnikami.
Poczuł dłoń na swojej dłoni.
Spojrzał w bok.
- Jest już późno. Nawet nie tknąłeś herbaty! A to dobrze nie świadczy- przysiadła się- poza tym- wyciągnęła swoje ostre narzędzie nabijane ćwikami- MÓWIŁEŚ DO MNIE METAFORAMI! A JA TEGO NIE LUBIE!
- Niech się pani uspokoi- zaczepiła ją kelnerka.
Natychmiast usiadła i speszyła się.
Xellos oparł głowę o rękę
- Wiesz. Już nie wrócę do Zellas.
- COO??
- Prosiłam panią!- ta sama kelnerka.
Gapiła się w jego oczy. Otwarte, jak każdego normalnego człowieka. Obracał lekko filiżankę.
- … Jeśli do wieczora się nie zamelduję , sama mnie znajdzie i ukaże za nieposłuszeństwo… - westchnął- ale jeśli to prawda co mówią, to nie uda się jej mnie zabić^^!
- … ty… TY SKOŃCZONY KRETYNIE! - wstała i nie zważając na upomnienia kelnerki ruszyła przed siebie.
Idiota, idiota, kretyn pokręcony, a niech mu ten kij w łeb się wbije, GŁUPEK!
Tak, myśli Filii krążyły ewidentnie wokoło Xellosa. Zatrzymała się po pewnym czasie i posmutniała. Jak można tak lekko podchodzić do tematu śmierci? Bo jeśli on umrze to co? Już go nie będzie? Tak bez pożegnania? To mazoku, tak, tak, ona wie. Ale guzik ją to teraz obchodzi. Xellos to też osoba. Nie powinna się nim przejmować… … … jedyna osoba, która działa na nią tak… … yyy… tak…
Usłyszała kroki z tyłu.
- Nie dałaś mi dokończyć- zaczął Xellos- żeby stać się nieśmiertelnym potrzeba tego…- puknął ją w czoło- i tego- a następnie w serducho.
JAK ON ŚMIE!!!
- Pomożesz mi^^?
T- ty nieokrzesany, zboczony, niedorozwinięty…
- … tak.
Jej myśli momentalnie glebły, jak można tak nie słuchać rozumu!!!
- Serio?!
- Głuchyś? No, to czego cię nauczyć?
- … marzyć.
Stanęła. Przecież tego NIE DA SIĘ nauczyć. To trzeba umieć, każdy to chyba potrafi, prawda..? Każdy, to nie znaczy on. Więc co ma robić?
Dzień pomału się kończył. Siedział na jej kanapie i przyglądał się człapającemu ku niemu Vallowi.
- To twoje jest przynajmniej większe iż Zela- stwierdził - i umie chodzić.
Filia westchnęła.
- Zanim dziecko nauczy się chodzić, musi poleżeć w łóżku… … - westchnęła.
- Coś cię gryzie.
- Nieprawda- zaczerwieniła się.
- Rozmawiasz z mazoku, wiem co ci tam w główce siedzi.
- I to jest nieuczciwe!- podkurczyła nogi. Spojrzała na Valla- dlaczego tak jest?
Nie zrozumiał od razu.
- Dlaczego Lina i Gourry mogą być razem. Amelia i Zel mogą być razem. Wszyscy mogą być razem. A ja jestem sama.
- A Vall?- przysunął się.
- On nie jest mój- posmutniała- nigdy nie będę miała nikogo swojego.
Nagle zauważyła. Jego twarz, milimetry od jej. Oczy, oddech, odejdź! Przestań, nie chce… … nie chce płakać przy tobie.
- Twoje najgłębsze marzenie… … - wyszeptał.
- … p… przestań… …
- Chce się nauczyć… … proszę…- złapał ją za rękę, nawet nie zauważyła kiedy.
Skąd u niego taka determinacja?! Może niedługo umrzeć. I jedyne czego chce to… … jakim cudem… jakim prawem przyprawiasz mnie o ten stan. I dlaczego się mu poddaje?!
- Chce… tak bardzo chce… …
Pierwszy raz w życiu czegoś zapragnął.
Czy o tym marzył?
Żeby móc marzyć i pragnąć?
W tym momencie pragnął.
Nie wolno robić takich rzeczy. Ale ona… ona go po prostu… tak jakoś… ten dreszcz nawet, złej energii, ona go nawet … lubi. To cos zupełnie innego. I on jest inny. Nieznane. Przyjemne nieznane. Dlaczego tak często o nim myślała? Dlaczego?? Dlaczego zawsze powtarzała sobie „on mnie chyba lubił”. I dlaczego było jej z tym dobrze.
Dlaczego mnie nie zabiłeś, kiedy mogłeś? Teraz już nie potrafię się wycofać.
I dlaczego całujesz mnie tak długo, czy ci zależy?
Czy ja mogę mieć pewność?
A jeśli to prawda?
Co teraz będzie?
- Mmm- wyjrzała przez okno- zobacz Gourry. Jaka piękna pogoda!
Ziewnął i podszedł do okna.
- Lineczko, wracaj do łóżka, jest środek nocy…
- Jest już prawie siódma, śpiochu!- uśmiechnęła się- to będzie wspaniały dzień, zobaczysz. Ciekawe jak się miewają nasi przyjaciele.
Blondyn westchnął i uśmiechnął się.
- No, ty się raczej nie zmieniłaś.
- A chciałbyś?- spytała i przechyliła łebek.
- Żartujesz- odparł stanowczo- takiej drugiej jak ty nie znajdziesz na całym świecie.
Tak. Dzisiaj jest dobry dzień.
Usiadł. Musiał pomyśleć radykalnie. … spokojnie.. a kij z tym! Nie zameldował się. A jednak żyje! Żyje. Spojrzał na krzesło w rogu pokoju… i jego koszulę, przewieszoną przez oparcie.
- To co zrobiłeś było podłe- zamruczała i odwróciła się do niego.
Kołdra zaszeleściła.
- O ile pamiętam- zamknął jedno oko- to ty ściągnęłaś ze mnie koszule.
- Po tym, jak zaczął odwiązywać moja sukienkę.
- Ale…
- Ale?
- Musiałem to zrobić.
- Och, naprawdę?- uśmiechnęła się figlarnie.
- Żebyś w końcu cicho była…
Wiesz. Może ci kiedyś powiem. Lubię cię dotykać. Naprawdę. Głaskać cię po głowie. Zanurzać palce w twoich włosach. To będzie moja tajemnica. A ty? Masz jeszcze jakieś tajemnice? Zostaniesz tutaj, prawda?
- Od teraz koniec- wyszeptał.
- Koniec z czym?
- Z sekretami. I z udawaniem. I z tym wszystkim.
Uśmiechnęła się. Skoro tak…
- Koch…
- Wiem- przerwał jej- ja cię też. Naprawdę. Od kiedy zadrżała mi ręka, gdy miałem cię zabić.
Już nic nie mówili.
Ciepło im wystarczało.
„Czy mazoku może pokochać? Znając nienawiść szukasz nagle drugiej połowy jabłka. Znajdujesz miłość. Nagle, bez uprzedzenia, bez przygotowania.
Przywiązanie, tęsknota. Miłość. Przyszłaś nagle, bałam się, że to górnolotne uczucie, które nagle wzięło się znikąd. Ale ja… ja tęskniłam za nim. Naprawdę. A teraz, kiedy jest ze mną, kiedy już złożyliśmy Zellass ofiarę ze swej nieśmiertelności, aby mogła go uwolnić od służby… mogę cieszyć się krótkim życiem, ale życiem z nim… ale nie żałuje”.
- Mamo, Idziemy to Amn, Hargon też tam będzie, wrócimy później- mały chłopczyk z potarganą, fioletową fryzurką zawołał i wybiegł przed dom.
- Tylko…- zaczęła.
- Spokojnie mamo, przypilnuje go. Będziemy przed kolacją- powiedział spokojnie prawie 10 letni już Vall.
Wyszedł i zamknął za sobą drzwi.
Westchnęła czule.
- Ciągle go piszesz?- zerknął na jej pamiętnik.
- Mhn^^- podeszła do niego i zarzuciła mu ręce na szyję- zatrzymuje czas, wiesz?
- I bardzo dobrze.
Uśmiechnął się czule.
Tak. Było dobrze.
KONIEC.
Teraz możecie na mnie nakrzyczeć... ale naprawde się starałem^^''!!!