ROZDZIAŁ 8
Podrzutek
Wczesnym, pogodnym rankiem we wtorek ojciec Hanny przedzierał się wąską, zalesioną podrzędną drogą gdzieś w stanie Delaware, Tam, Gdzie Diabeł Mówi Dobranoc. Nagle Isabel, siedząca na przednim miejscu dla pasażera, pochyliła się do przodu i wskazała.
- Tam!
Pan Marin gwałtownie przekręcił kierownicę. Wjechali na asfaltową drogę i zatrzymali się przy bramce bezpieczeństwa. Tabliczka na jej kratach głosiła: „PRZYSTAŃ ADDISON-STEVENS”.
Hanna osunęła się na tylnym siedzeniu. Siedzący obok Mike ścisnął jej dłoń. Od pół godziny kręcili się zagubieni. Nawet GPS nie wiedział gdzie są - wciąż powtarzał: „Ponowne przeliczanie trasy” i kompletnie odmawiał posłuszeństwa. Hanna całym sercem miała nadzieję, że to miejsce nie istnieje. Chciała tylko wrócić do domu, przytulić się do Dot i zapomnieć o tym całym katastrofalnym dniu.
- Hanna Marin, do rejestracji. - powiedział ojciec Hanny do mężczyzny ubranego w barwy khaki w budce strażniczej. Mężczyzna sprawdził listę i skinął głową. Brama za nim powoli się uniosła.
Ostatnie dwadzieścia dwie godziny minęły w dzikim galopie, wszyscy wokół byli zabiegani i podejmowali decyzje o życiu Hanny nie pytając jej nawet o zdanie. Zupełnie jakby była bezradnym bobasem albo kłopotliwym zwierzakiem. Po ataku paniki podczas śniadania ojciec Hanny zadzwonił do szpitala, który - dziewczyna była tego pewna - został polecony przez „A”. I proszę, co za niespodzianka - „Przystań Addison-Stevens” mogła ją przyjąć już następnego dnia. Potem pan Marin zadzwonił do Rosewood Day i powiedział doradcy córki, że przez dwa tygodnie nie będzie jej w szkole, i gdyby ktoś pytał, to jest w odwiedzinach u swojej mamy w Singapurze. Kolejny telefon wykonał do Wildena i uprzedził, że jeśli prasa pojawi się w klinice, to zaciągnie do sądu cały wydział. I ostatecznie, żeby jeszcze bardziej skomplikować uczucia Hanny do siebie, spojrzał prosto w oczy Kate, wyraźnie ociągającej się z wyjściem z kuchni i bez wątpienia rozkoszującej się każdą chwilą tego wydarzenia. Powiedział jej, że jeśli wizyta Hanny w tym szpitalu zostanie wygadana komukolwiek w szkole, on od razu uzna ją za winną. Hanna była tym taka podekscytowana, że nie zwróciła mu uwagi, że nawet jeśli Kate będzie milczeć w sprawie jej zniknięcia, nie oznacza to, że „A” postąpi tak samo.
Ojciec Hanny jechał dalej podjazdem. Isabel zmieniła pozycję na fotelu. Hanna pogłaskała dwa fragmenty flagi Kapsuły Czasu, starannie złożone w torebce. Jeden z nich należał do Ali, drugi znalazła w zeszłym tygodniu w szkolnej kawiarence. Żadnego z nich nie chciała spuścić z oczu. Mike wyciągnął szyję próbując dojrzeć ośrodek. Inaczej niż w przypadku Kate, Hanna nie musiała się martwić, że Mike coś o tym wypapla - zagroziła, że jeśli to zrobi, jej piersi staną się dla niego terenem zakazanym.
Wjechali na koliste rondo. Przed nimi roztoczył się widok na okazały biały budynek z greckimi kolumnami i niewielkimi tarasami na drugim i trzecim piętrze, bardziej podobny do posiadłości magnata kolejowego niż do szpitala. Pan Marin wyłączył silnik i odwrócił się razem z Isabel. Tata
Hanny próbował się uśmiechnąć. Isabel od rana wciąż miała na twarzy tą samą wykrzywioną współczuciem minę.
- Wygląda naprawdę miło. - stwierdziła Isabel wskazując rzeźby z brązu i starannie utrzymane przycięte krzewy przed wejściem. - Jak pałac!
- Faktycznie. - zgodził się szybko pan Marin rozpinając pas. - Wyciągnę twoje rzeczy z bagażnika.
- Nie. - warknęła ostro Hanna. - Nie chcę, żebyś tam wchodził, tato. A przede wszystkim nie chcę, żeby wchodziła ona. - skinęła głową w stronę Isabel.
Pan Marin zmarszczył brwi. Pewnie chciał powiedzieć Hannie, że powinna okazywać Isabel szacunek, że to jej przyszła macocha, bla, bla, bla. Ale Isabel położyła na jego ramieniu pomarańczową, przedwcześnie postarzałą dłoń.
- W porządku, Tom. Rozumiem. - co spowodowało jeszcze bardziej gniewne spojrzenie Hanny na nią.
Wypadła pędem z samochodu i zaczęła wyciągać swoje walizki z bagażnika. Musiała zabrać ze sobą pełną garderobę: fakt, że ją tu przyjmowali nie oznaczał, że musi chodzić w szpitalnych kitlach i piankowych klapkach. Mike także wygrzebał się z auta i załadował walizki na duży, nieporęczny ręczny wózek i pchnął go w stronę budynku. Lobby tworzyła przestronna, wyłożona marmurem przestrzeń, w której unosiła się woń podobna do cytrusowego mydła, które trzymała na toaletce. Na ścianach wisiały duże, współczesne olejne obrazy, w centrum bulgotała fontanna, a dalej stało szerokie kamienne biurko. Recepcjoniści nosili białe laboratoryjne fartuchy, takie same jak specjaliści od pielęgnacji cery w studiu „Kiehl's”, a na sofach w kolorze pszenicy siedzieli młodzi, atrakcyjni ludzie, śmiejący się i rozmawiający.
- To mi nie wygląda na Alcatraz. - stwierdził Mike drapiąc się po głowie.
Hanna rozglądała się czujnie. Okay, lobby było niezłe, ale to musiała być przykrywka. Ci ludzie byli pewnie wynajętymi na jeden dzień aktorami, jak ta szekspirowska trupa, którą rodzice Spencer wynajęli na jej trzynaste urodziny do odegrania „Snu Nocy Letniej”. Hanna była pewna, że prawdziwi pacjenci kryją się na tyłach budynku, zapewne w siatkowych psich boksach.
Blondynka z bezprzewodowymi słuchawkami w szałwiowo zielonym kitlu pospieszyła w ich stronę.
- Hanna Marin? - wyciągnęła rękę. - Jestem Denise, twoja konjserżka. Cieszymy się bardzo na twój pobyt wśród nas.
- Bez wzajemności. - odparła zgryźliwie Hanna. Nie ma mowy, nie będzie podlizywać się tej babie i mówić, że ona też się z tego cieszy.
Denise zwróciła się do Mike'a z przepraszającym uśmiechem.
- Dalej nie wpuszczamy gości. Jeśli to wam nie przeszkadza, musicie pożegnać się tutaj.
Hanna ścisnęła dłoń Mike'a, żałując, że nie jest misiem, którego mogłaby zabrać ze sobą dalej. Mike odciągnął ją poza zasięg słuchu.
- Słuchaj uważnie. - ściszył głos w oktawę. - Do twojej czerwonej walizki przemyciłem duński ser „Pepperidge Farm”. W środku jest pilnik. Możesz przepiłować kraty w swoim pokoju i wyślizgnąć się, gdy strażnicy nie będą patrzeć. To najstarszy numer świata.
Hanna roześmiała się nerwowo.
- Nie wydaje mi się, żeby w drzwiach naprawdę miały być kraty.
- Nigdy nic nie wiadomo. - Mike przyłożył palec do ust.
Ponownie pojawiła się Denise, i położywszy dłoń na ramieniu Hanny, powiedziała, że już na nie czas. Mike pocałował ją na pożegnanie, wskazał znacząco czerwoną walizkę i ruszył tyłem w stronę wyjścia. Jeden z jego butów był rozwiązany, sznurówka odbijała się od marmurowej podłogi. Bransoletka drużyny lacrosse'a opadała wokół jego nadgarstka. Łzy przesłoniły wzrok Hanny. Oficjalnie byli parą od zaledwie trzech dni. To nie było fair.
Gdy zniknął, Denise posłała Hannie wyćwiczony rzeczowy uśmiech, przesunęła kartą przez czytnik przy drzwiach na końcu lobby i wprowadziła na korytarz.
- Tędy się idzie do twojego pokoju.
W powietrzu unosił się mocny zapach mięty. Korytarz, ku zaskoczeniu Hanny, był równie przyjemny co lobby, pełen bujnych doniczkowych roślin, czarno-białych fotografii i wyłożony dywanem, który nie był upstrzony krwią ani kłakami włosów zerwanych z głów wariatów. Denise zatrzymała się przy drzwiach numer 31.
- Oto twój dom z dala od domu.
Drzwi otworzyły się ukazując ciemny pokój. Były w nim dwa królewskich rozmiarów łoża, dwa biurka, dwie garderoby i wielkie panoramiczne okno z widokiem na podjazd od frontu.
Denise rozejrzała się.
- Twojej współlokatorki teraz nie ma, ale niedługo ją poznasz. - po czym wyjaśniła reguły ośrodka. Hannie zostanie przydzielony terapeuta, z którym może spotykać się kilka razy w tygodniu lub codziennie. Śniadanie jest o dziewiątej, obiad o dwunastej, kolacja o osiemnastej. Przez resztę dzisiejszego dnia mogła robić, na co tylko miała ochotę, a sama Denise zachęcała ją do zapoznawania się i integrowania z innymi rezydentami - wszyscy byli bardzo mili. Jasne, pomyślała cierpko Hanna. Czy ja wyglądam na taką, która zaprzyjaźnia się ze schizolami?
- Prywatność jest dla nas najważniejsza, więc klucz do zamka w twoich drzwiach masz tylko ty, twoja współlokatorka i strażnicy. Musimy załatwić jeszcze jedną rzecz, zanim wyjdę. - dodała Denise. - Musisz mi oddać swoją komórkę.
- C-co? - wzdrygnęła się Hanna.
Usta Denise miały cukierkowy odcień różu.
- Nasze motto brzmi: „Żadnych wpływów z zewnątrz”. Na rozmowy telefoniczne pozwalamy wyłącznie między szesnastą a siedemnastą w niedzielę. Nie zezwalamy na korzystanie z internetu ani czytanie gazet, a także oglądanie transmitowanych na żywo programów telewizyjnych. Możesz wybierać z niezwykle szerokiej oferty filmów DVD. A także mnóstwa książek i gier planszowych!
Hanna otworzyła usta, ale wydobyło się z nich tylko ciche, piskliwe „och”. Zero telewizji? Zero internetu? Zero komórki? To jak, do cholery, będzie rozmawiać z Mike'iem? Denise wyciągnęła dłoń w oczekiwaniu. Hanna, z poczuciem bezradności, wręczyła jej iPhone i obserwowała, jak Denise owija małe słuchawki wokół urządzenia i wrzuca do kieszeni swojego laboratoryjnego fartucha.
- Rozkład twojego dnia leży na nocnym stoliku. - powiedziała Denise. - Badanie wstępne przeprowadzi dzisiaj o piętnastej dr Foster. Myślę, że ci się tu spodoba, Hanna. - ścisnęła dłoń dziewczyny i wyszła. Drzwi zatrzasnęły się za nią.
Hanna opadła na łóżko, miała wrażenie, że Denise właśnie zbiła ją na kwaśne jabłko. Co ona, do diabła, będzie tu robiła? Wyglądając przez okno dostrzegła Mike'a wsiadającego z powrotem do auta jej ojca. Acura powoli się oddalała. Nagle dopadł ją taki sam atak paniki, jakiego doświadczyła, gdy rodzice każdego letniego ranka podwozili ją na obóz „Rosewood Happyland Day Camp”. To tylko na kilka godzin, mówił tata za każdym razem, gdy Hanna próbowała go przekonać, że szczęśliwsza będzie towarzysząc mu w pracy. A teraz dał się nabrać na podrobiony przez „A” list od szkolnego psychologa, i na najmniejszą prowokację wysłała ją do „Przystani”. Tak, jakby psycholodzy w Rosewood Day w ogóle zauważali uczniów! Ale tata wydawał się zachwycony możliwością pozbycia się jej. Teraz będzie mógł prowadzić swoje idealne życie z idealną Isabel i idealną Kate w domu Hanny.
Hanna spuściła żaluzje. Dobra robota, A. Wszystko w temacie bycia ich najlepszym przyjacielem i pragnienie, by znalazły prawdziwego zabójcę Ali - Hanna, zamknięta w wariatkowie, niewiele mogła zrobić. Ale może prawdziwym celem „A” było sprawienie, by Hanna straciła rozum, była nieszczęśliwa i na zawsze odizolowana od Rosewood.
Jeśli o to chodziło, to zdecydowanie odniósł sukces.
Pretty Little Liars - Heartless Bez serca
translated by: rumiko 1