Oto pierwsza część mojego fika. Kiedyś już coś pisałam, ale to było dno. Teraz postaram się poprawić. Może nawet wyjdzie z tego coś ciekawego. Cóż, taki jest w teorii plan. No dobrze, koniec pieprzenia od rzeczy. Zegis de Xan jest postacią absolutnie prawdziwą. To utalentowany, młody twórca fanfików(właściwie jednego fika). To wspaniały człowiek i nigdy nie powiem o nim złego słowa(całe to podlizywanie się wynika z tego że on to przeczyta, a ja chcę mimo wszystko żyć). To tyle gwoli wstępu.
Avidja Citta Danger
`Kotki' part 1.
pod tytuł: Szczęście, śmierć, zielone oczy, czyli nie wkurzaj kobiet.
BUM!
- Oj, przepraszam, zamyśliłam się…
- Nie, to moja wina…
- Może pan wejdzie na chwilę, napije się pan herbaty…
- Bardzo chętnie, dziękuję…
Tak to się zaczęło, a teraz Filia i niejaki Zegis de Xan(jest mazoku… i oszczędźmy sobie szczegółowych wyjaśnień) są szczęśliwym małżeństwem(oczywiście nie obyło się bez incydentów, no bo koniec końców, ślub mazoku i rayozoku...). Val jest cały hepi że ma tatusia i będzie miał braciszka bądź siostrzyczkę za jakieś pięć miesięcy…
Filia urodziła uroczą córeczkę. Córeczka została nazwana Serena. Val gapi się w swoją siostrę jak w ósmy cud świata. Tak samo jak szczęśliwi rodzice.
W tym czasie reszta paczki…
1. Zel znalazł lek na swoje chimerze wdzięki… i wrócił do Seyrunn pochwalić się Amelii.
2. Amelia rządzi Seyrunn i właśnie szuka męża… oups.
3. Lina i Gourry postanowili się pobrać.
W związku z punktem trzecim urządzono wielkie weselisko. Na tym weselisku byli wszyscy znajomi, a także mnóstwo osób, które po prostu zleciały się na darmową wyżerkę. Znajomi czyli państwo de Xan ze swoimi pociechami, Xellos, Amelia i Zelgadis, Phil, Martina, Zangulus i oczywiście Sylphir.
Weselisko było pierwsza klasa, mnóstwo jedzenia, mnóstwo picia, mnóstwo wszystkiego co ogólnie jest potrzebne na takich imprezach. Wszyscy zachwyceni z wyjątkiem jednej osoby. Ta jedna osoba siedziała w kącie i po raz pierwszy w życiu zrozumiała co to znaczy być nie do końca przy zmysłach. Jutro rano pierwszy raz w życiu dowie się co to jest kac. Ta jedna osoba to oczywiście Sylphir, która po prostu cierpi wiedząc że miłość jej życia raz na zawsze przepadła.
Pech chciał że Sylphir wybrała miejsce obok stosu filiżanek z herbatką. Ten sam pech chciał, że kiedy Sylphir właśnie rozpaczała że nie założy rodziny, podszedł do niej Zegis, po prostu chcąc wziąć dwie filiżanki herbaty dla siebie i żony. Nie było mu to jednak dane. Sylphir po prostu kiedy zobaczyła obok siebie faceta i to całkiem przystojnego, a umysłem przebywając w Krainie Wiecznych Łowów, włączyła pierwotne instynkty. Założyć rodzinę. Dzieciaki. Ale fajnie…
Złapała jego koszulę i podcięła mu nogi. Zegis wyjebał się na podłogę, a Sylphir zaciągnęła go po schodach na górę, do jednego z pokojów dla gości, gdyby ktoś poczuł się zmęczony(albo poczuł nadmiar energii…). Rzuciła go na łóżko i uśmiechnęła się lubieżnie. Weszła na łóżko i usiadła na sparaliżowanym ze strachu Zegisie. Zaczęła powoli rozpinać mu koszulę. Pochyliła się i pocałowała go namiętnie, nie przestając pozbywania się koszuli nieszczęsnego chłopaka.
BUM, drzwi otworzyły się z hukiem i do pokoju wpadła Filia, zaniepokojona tym iż jej mąż był się wybrał po herbatę i przepadł. Pełna złych podejrzeń(nie ma miłości bez zazdrości) poszła na górę i… co zobaczyła? Bladego męża z rozkojarzonym wzrokiem i zdecydowanym brakiem pewnej ilości materiału i kilku guzików, czyli koszuli, a na nim siedzącą śliczną dziewczynę z dużymi zielonymi oczami i czarnymi włosami(a do tego zdecydowanie młodszą od niej). Filia najpierw zrobiła oczy jak spodki, potem zwęziła je w przypływie furii, w końcu wyszła z taka energią trzaskając drzwiami, że tylko cud sprawił iż nie wypadły.
Sylphir tymczasem kończyła rozpoczętą prace, czyli pozbawiania Zegisa garderoby. I kiedy Zegisowy strój równał się zeru…
Sylphir rzuciła zniesmaczone spojrzenie w miejsce, które zazwyczaj chłopcy skrzętnie skrywają.
- Baw się sam.
Powiedziała i wyszła, również trzaskając drzwiami.
Zegis został sam.
Tymczasem wściekła pani de Xan w furii opuszczała salę balową. Przynajmniej taki miała plan. Tyle że plan napotkał przeszkody w postaci Xellosa z którym się zderzyła.
- Namagomi, zejdź mi z drogi!
- Namagomi? Filia czy ty jesteś zdrowa? Nie mówiłaś tak do mnie odkąd wyszłaś za mąż…
- Niedługo pewnie zostanę wdową więc chyba wrócę do tego zwyczaju.
- Wdową?! Zegis jest chory?!
- Jeszcze nie, ale maczuga wepchnięta w twarz to chyba poważna dolegliwość.
- Rany, co się stało? Filia, wiem że kiedyś byliśmy wrogami, ale to raz na zawsze minęło i jestem, pewien że mógłbym ci pomóc więc…
- Nie namagomi. Albo tak. Znajdź Serenę i Vala i powiedz im że w środę jest pogrzeb tatusia. Tylko powiedz to delikatnie.
- Filia, uspokój się, nie zabijesz własnego męża, cokolwiek się stało jest na pewno wynikiem nieporozumienia i jeśli spokojnie porozmawiacie…
- Xell, ty na pewno jesteś mazoku? Przecież ty uwielbiasz śmierć, zagładę i wszelkie negatywne uczucia…
- No więc jeśli pytasz to ten… ehm… więc… eeee…
Filia spojrzała zdziwiona. Xellos nigdy tak się nie zachowywał. Zawsze był chamski, złośliwy i pewny siebie. I nigdy nie powiedziałby „eeee”. Przecież to nie jest słowo. Tak oto zdziwienie wzięło górę nad nienawiścią i chęcią zemsty.
- Xell, kotku, tu jesteś…
Do zbaraniałej Filii i przewracającego się o własne wyjaśnienia Xellosa podbiegła różowowłosa dziewczyna i zarzuciła Xellowi ręce na szyję. Wielkimi zielonymi oczami spojrzała się na Filię. Była od niej sporo niższa więc musiała zadrzeć główkę do góry.
- Kotku, kto to jest?
- Eeee…
„Nie no, on znowu to powiedział… „ pomyślała Filia.
- Eeee… to jest Filia de Xan… moja przyjaciółka. Eeeee… Filia to jest Agis.
- Cześć. - powiedziała Filia gapiąc się na dziewczynę. Miała duże zielone oczy… zielone oczy… zielone oczy… chęć mordu wróciła.
- Och, witaj! Przyjaciele kotka są moimi przyjaciółmi.
Znów zdziwienie wzięło górę.
- Kotka?
- No Xellusia, mojego misiaczka kochanego…
- Xell, czy ja o czymś nie wiem? Ty, wielki mazoku, pogromca złotych smoków… zakochany?
- Filio, kotek już nie jest mazoku. Odebrałam mu moc i zmieniłam go w człowieka.
BUM! Filia zemdlała.
Obudziła się kwadrans później… to było chore. Zegis(ty podła szujo!), Xellos(człowiek?!), Agis(kto to u diabła jest?!)… to wszystko jest popieprzone…
- Filia chcesz coś pić? - wychodziła powoli ze stanu omdlenia. Głos Xellosa dobiegał do niej jak zza czterech ścian.
- Nie… nie. Xellos… co się do cholery wyprawia? Życie mi się wali…
Otworzyła oczy i zaraz je zamknęła. Nie tylko życie się waliło. Miała wrażenie że sufit na nią spada.
- Uspokój się Filia. Znalazłem już Zegisa. Agis znalazła. To nie jego wina. Sylphir sama się na niego rzuciła.
- No tak, a on taki słabiutki że dziewczyny z siebie nie mógł zrzucić…
Na to Xellos nie znalazł argumentu. Znał Zegisa. Wiele epitetów do niego pasowało, nie zawsze pozytywnych, ale na pewno nie „słabiutki”.
- Xell…
- Hm?
- Kim jest Agis?
- Słyszałaś o angriankach?
Pół ludzie, pół bogowie… istoty władające życiem i śmiercią… nikt nie ocaleje… kiedy nastanie panowanie rodu Angrian… zielone oczy w mroku… urok i wdzięk… okrucieństwo… nikt nie ocaleje, nikt nie przeżyje… strzeż się rodu Angrian… uśmiercić je może tylko żelazo… zielone oczy w mroku… ostatnie co widzisz to zielone oczy… potem tylko ciemność… nikt nie ocaleje…
Strzępy informacji przedzierały się przez jej umysł. Zamarła.
- Żarty sobie stroisz?
- Nie. Agis jest angrianką. Wiem, ludzie mówią o nich dużo złego, ale to naprawdę dobra istota.
Pół ludzie, pół bogowie… urok i wdzięk… nikt nie ocaleje… są zbyt piękne… nikt… urok… rozsiewają, gorszy niż zaraza, gorszy niż śmierć… urok i wdzięk… zielone oczy…
- Tak, jestem pewna że masz rację. W końcu to tylko mity… wiesz, już mi lepiej. Trochę późno, dzieci nie powinny chodzić o tej porze spać… wracam z nimi do domu. A Zegis jak chce to niech sobie tutaj zostanie…
Ostatnie słowo ostrze.
- Jak sądzisz Filia. Odprowadzić was?
- Nie, nie trzeba. Dziękuję.
Kiedy znalazła się w domu, posłała dzieci do łóżka, a sama poszła do biblioteki. Z ciągnęła z górnej półki starą, zakurzoną księgę, chyba dwa razy większą niż encyklopedia PWN. Przeleciała wzrokiem spis treści i otworzyła na odpowiedniej stronie.
„ANGRIANKI - kobiety z rodu Angrian. Mityczny ród wywodzące się od pierwszego boga i pierwszej kobiety. Kobiety z rodu A. mają zielone oczy. Kiedy spojrzy w nie mężczyzna obdarzony magiczną mocą od razu znajduje się pod jej urokiem, a jego moc przechodzi na angriankę. Odzyskać ją można tylko zabijając ją żelaznym ostrzem i wypowiadając odpowiednie zaklęcie(patrz str. 349). Kobiety z rodu A. raz na miesiąc księżycowy muszą pożywić się ludzkim ciałem, zazwyczaj jest to ciało ich kochanków. Nieśmiertelne, jeśli nie zostaną zabite żelazem. Posiadające potężną moc magiczną. Ich zaklęcia nie przebiją się przez żelazną tarczę.”
Filia miała oczy jak talerzyki. Otworzyła na stronie 349.
„Zaklęcia - zaklęcie żelaznego ostrza, do zabijania angrianek(patrz str. 136). Zaklęcie powstało ok. 5 mld. lat p.n.e. czyli podczas narodzin pierwszej kobiety z rodu Angrian. Zaklęcie to zalicza się do białej magii i działa tylko na kobiety z rodu A(ostrzeżenie: nóż działa na wszystkie żywe istoty, magiczny czy nie). Inkantacja: Mocy powstała przy narodzeniu świata, światłości zrodzona z mocy miłości ludzi do boga, boska potęgo nie mająca swych granic, potęgo zaklęta w życiu, boski promieniu, cofnij swoje wołania, przybądź i połącz się ze mną w celu zniszczenia tego co narodzić się nie powinno, POCHOWANIE ANGRIAN.”
Filia nie była wcale uspokojona. Musiała się zapytać Xellosa jak długo zna tą całą jak jej tam… nie ma sensu mu mówić że skończy jako przekąska swojej ukochanej i tak nie uwierzy. Niby mazoku, a typowy facet. O, pardon, były mazoku… a i o człowieku będzie trzeba mówić w czasie przeszłym, jak ona czegoś nie zrobi. Sprawę niewiernego męża zostawi sobie na później.
Usiadła w fotelu. Telepatia było bardzo delikatną i subtelną sztuką przy której należało bardzo uważać. Przez chwilę przygotowywała się błądząc między umysłami ludzi. Jak światełka w ciemności. W końcu odnalazła Xellosa. Nawiązała kontakt.
„No cześć… dobrze się bawicie? Ja właśnie położyłam dzieciaki do wyra…”
„O, cześć Filia. Bardzo dobrze się bawimy. Agis jest trochę zdziwiona że tak szybko wyszłaś.”
„Wiesz jak jest z dziećmi. Mówią że nie są śpiące, a za chwilę padają ci na podłogę. Musiały iść spać.”
„Może masz racje. Nie wiem, nie mam dzieci.”
„No… szkoda że musiałam wyjść, chciałabym lepiej poznać Agis. A wy, długo się znacie?”
„Nie, jutro mijają dopiero trzy tygodnie. A co?”
„A nic, tak z ciekawości pytam. No cóż, może jeszcze się z nią spotkam. Baw się dobrze, papa.”
„Papa.”
Wyszła z kontaktu. Ma tydzień. Tydzień to mało. Ale przynajmniej nie umiera już jutro… tak, z Agis trzeba będzie się spotkać. Ale najpierw…
Sprawdziła czy dzieci śpią. Spały jak zabite. Wzięła portfel i wyszła po cichu zamykając drzwi. Poszła do kuźni.
- Dobry wieczór. - powiedziała. Mężczyzna spojrzał znad kowadła.
- Dobry wieczór panienko. Mogę w czymś pomóc?
- Owszem. Potrzebuję sztylet. Żelazny.
- Żelazny? Nie lepsza stal?
- Nie w tym przypadku… gdyby to była stal, wzięłabym i nóż z kuchni. Nie. Żelazo. Zwykłe, najzwyklejsze.
Kowal pokiwał głową. Prawdopodobnie żelazo miało jakieś głębsze znaczenie.
- To potrwa koło dwóch godzin. Panienka zaczeka tutaj?
- Tak, zaczekam.
Spojrzała wokół. Skoro już tu jest… nie można wiecznie liczyć na szczęście.
- Potrafiłby pan zrobi jakiś pancerz? Taki akurat na mnie… żeby nie był widać spod sukienki.
- Żelazny? - zapytał kowal waląc młotem w jakiś kawałek metalu.
- Tak.
- Idzie panienka walczyć z angrianką, czy jak?
- Owszem.
- Au! - kowal rąbnął się w palec. Szok był zbyt wielki.
Zrobienie jeszcze pancerza potrwało. Filia zdążyła się zdrzemnąć. Obudziło ją delikatne potrząsanie za ramię.
- Skończone panienko.
- Uaaaaaaa… to dobrze. Ile płacę?
- Jedną sztukę złota panienko.
- tylko?
- Nawet tego nie powinienem wziąć… angrianka… o rany…
- Proszę. - Filia wręczyła mu całą sakiewkę.
- Ale panienko…
- Nie kłóć się ze mną. Gdzie moje rzeczy?
Kowal wskazał jej worek. Zarzuciła go na plecy.
- Do widzenia.
I wyszła.
Wróciła do domu. Przymierzyła pancerz. Leżał jak ulał i faktycznie, kiedy założyła sukienkę nie było nic widać. Nóż również schowała pod sukienką. Wzięła kosz na zakupy i portfel i wyszła na miasto. Słońce świeciło, dokoła pełno było wesołych ludzi. Uśmiechnęła się do siebie. Przeszukiwała miasto talentem magicznym w poszukiwaniu Agis. Agis była razem z Xellem dwie ulice dalej, więc Filia od razu tam się skierowała.
Wybierała sobie naszyjnik. Kiedy Filia na nią spojrzała, przelotnie pomyślała, że Agis miałaby wielu wielbicieli i bez swojej magicznej mocy. Filia przez chwilę jej zazdrościła, ale zaraz jej przeszło. Podeszła do nich.
- Xellos, Agis! Miło was widzieć. Jak tam było na weselu?
Agis uśmiechnęła się szeroko.
- Bardzo dobrze. Pani Lina i pan Gourry tańczyli razem na stole!
Filia wyobraziła sobie taką scenkę i musiała włożyć dużo pracy żeby nie parsknąć śmiechem.
- Tak, oni potrafią robić takie rzeczy… wiesz, wczoraj nie miałyśmy okazji się poznać, może wpadłabyś na herbatę do mnie, co?
- Jasne! Xell, kotku, idziesz z nami?
- Pewnie… nikt nie robi takiej herbaty jak Filia.
Więc poszli. Już w progu Filia rzuciła zakupy i udała się do kuchni. Agis i Xell podreptali za nią. Filia parzyła herbatę paplając o wszystkim i o niczym, Xell przysypiał, a Agis patrzyła na Filię z uśmiechem dziecka w piąte urodziny. Kiedy Xell już zupełnie stracił świadomość, Filia powiedziała żeby przeniosły się do pokoju.
Zamknęła za nimi drzwi.
- Wiesz Agis, o angriankach krąży sporo opowieści.
- Tak wiem. Same bzdury.
- Tak, wiem… tak samo jak o złotych smokach… niektórzy mówią że na święto nowego roku złote smoki składają jakąś kapłankę w ofierze!
- Tak, same brednie…
- Nom…
- Wiesz Filio…
- hm?
- W każdej legendzie jest ziarnko prawdy. - Agis wystrzeliła pocisk magiczny. Filia nawet nie drgnęła. Pocisk dotknął jej sukni i rozpadł się na malutkie iskierki które gasły zanim zdążyły dotrzeć do podłogi.
- Tak? - zapytała tonem ociekającym od kpiny. Wyciągnęła nóż i rzuciła się na Agis. Dziewczyna odskoczyła rzucając jeszcze jeden pocisk, ale tym razem celując w głowę. Filia odbiła go za pomocą noża. Chwilę w której pocisk się rozpada przez chwilę rozbłyskając niezwykłym światłem wykorzystała Filia rzucając się na dziewczynę i wbijając jej nóż prosto w serce szeptała inkantację.
- Mocy powstała przy narodzeniu świata, światłości zrodzona z mocy miłości ludzi do boga, boska potęgo nie mająca swych granic, potęgo zaklęta w życiu, boski promieniu, cofnij swoje wołania, przybądź i połącz się ze mną w celu zniszczenia tego co narodzić się nie powinno, POCHOWANIE ANGRIAN!
Agis zawyła z bólu. Rozbłysło światło zalewając cały pokój. Ciało angrianki rozsypało się w proch. To już koniec.
Filia spojrzała na prochy.
- Mój biedny dywan… zniszczony… a niedawno go kupowałam…
Włożyła nóż na poprzednie miejsce, na wszelki wypadek. Wróciła do kuchni. Zastała Xellosa siedzącego nad filiżanką z herbatą. No tak… jest znów mazoku, mazoku nie potrzebują snu.
- O Xellos. Już wstałeś?
- Bardzo śmieszne Filio, naprawdę.
- Ja powiedziałam coś nie tak? - szczebiotała słodziutkim głosikiem filia wylewając herbatę z filiżanki Agis.
- W każdym razie, dziękuję. - i zniknął.
Teraz została tylko sprawa Zegisa.
- Oj Zegis, kotku, teraz twoje kolej.
Nóż był na swoim miejscu. Tak na wszelki wypadek.
C.D.N.
Piszcie na avidja@o2.pl
A jeśli kogoś interesuje co robię na codzień to niech wejdzie na icy.blog.pl, który to log pisze razem z moją kochaną przyjaciółką. Das ist alles.
Na razie. Szczęście nie trwa wiecznie.
1