"Upór nieśmiertelnych" by Miko-chan
Każdy kto powie, że jestem niesłowna będzie miał absolutną rację. A tak sobie obiecywałam, że zajmę się czymś pożyteczniejszym niż pisanie fików (shimatta!). Mówi się trudno i żyje się dalej, jak mawiają. Tak czy inaczej wszystkim miłośnikom mojej twórczości (i przeciwnikom również ^^) życzę miłej lektury.
Prolog
W centrum miasteczka, na rynku, gdzie gromadzili się kupcy i wszelkiej maści ludzie chcący dokonać zakupu, był wielki zamęt. Jakby nieco z boku, w odcięciu od wszechobecnego rozgardiaszu, na niskiej drewnianej ławeczce siedziała kobieta. W szarej pelerynie z kapturem na głowie wyglądała niczym podróżnik, który zatrzymał się tutaj jedynie na chwilę. Tuż przed nią na ziemi siedziało kilkoro dzieci, a nieopodal stało parę starszych osób. Wszyscy z napięciem czekali na jej słowa, gdyż każdy ciekaw był historii, jaką ze sobą przyniosła. W końcu kobieta wzięła głęboki oddech i zaczęła opowiadać.
- Działo się to przed wieloma laty, choć nie tak dawno, by starsi ludzie nie pamiętali tamtych wydarzeń. Wtedy to na świat spadł wielki kataklizm, którego zapowiedzią było tajemnicze proroctwo…
"Nadejdzie władca ciemnej gwiazdy i wyciągnie rękę po światło, wtedy ciemność zaleje cały świat. Poleje się smocza krew. W wyniku starcia światła i ciemności zrodzi się jedna ciemna gwiazda. Wokół niej wirować będzie pięć świateł i zapanuje ciemność ponad zmierzchem, błysk ponad świtem, gdy moc ta zostanie uwolniona zniszczy nas siła podobna do strzały, która rozerwie nieboskłon."
Wszystko się sprawdziło, pojawił się ciemny władca, zginęły smoki i nastąpiły dni próby dla całego świata. Okazało się jednak, że ani bogowie, ani demony nie są w stanie zniszczyć wiszącego nad nimi fatum, lecz to ludzie, ci którzy stoją między światłem, a ciemnością, których największą potęgą jest wolna wola, byli zdolni do unicestwienia ciemnej gwiazdy. Czwórka śmiertelników pod przywództwem potężniej czarodziejki Liny Inverse, postanowiła walczyć o swoją przyszłość. I mimo obaw i zwątpienia, zwyciężyli. Jednak ten dzień był nie tylko tryumfem życia, lecz także datą niespotykanego sojuszu. Właśnie wtedy słudzy ładu i chaosu połączyli siły, by walczyć we wspólnej sprawie. Na ten jeden dzień odwieczny konflikt zszedł na plan dalszy i zapanował rozejm.
Nie sądźcie jednak, że była to trwała zmiana. Upór nieśmiertelnych jest niczym skała, nie można go skruszyć jednym uderzeniem. A smocza kapłanka, Filia Ul Copt, która narażała własne życie w starciu z ciemną gwiazdą, szybko miała się o tym przekonać.
Miasto Seiluun, stolica białej magii, otoczone było magiczną barierą, która zapewniała bezpieczeństwo wszystkim mieszkańcom. Tam właśnie osiadła Filia, niedługo po zakończeniu batalii o losy świata. Świątynia Króla Ognistego Smoka została zniszczona i kapłanka nie mogła wrócić do dawnego domu. Zresztą wyrzekła się swego tytułu, gdy poznała niechlubną prawdę z przeszłości swojej rasy. Teraz pragnęła jedynie wieść spokojne życie wraz ze swymi przyjaciółmi i zapomnieć o wydarzeniach, które na zawsze odmieniły jej los. Niestety nie dane jej było długo cieszyć się spokojem, gdyż pewnego dnia w drzwiach domu smoczycy stanęli dwaj mężczyźni.
- Filio Ul Copt, z polecenia Smoczej Rady masz udać się z nami do świątyni Cepheida. - Powiedział jeden z nich.
Była kapłanka doskonale wiedziała, że opór był bezsensowny, ponieważ stojący przed nią ludzie w rzeczywistości również byli Złotymi Smokami. Poza tym Radzie się nie odmawia. Już po chwili Filia stała przed wrotami Świątyni Płomiennego Smoka Cephieda, najwyższego z bóstw i bezpośredniego władcy wszystkich sług ładu. Właśnie tam odbywały się zebrania Rady, w której skład wchodzili najstarsi i najmądrzejsi z całego smoczego rodu. To oni decydowali o wszystkich najważniejszych posunięciach bogów i nadzorowali starcia z wrogami.
Filia, choć sama miała już przeszło pięćset lat, czuła olbrzymi respekt w stosunku do członków Rady. Nigdy nie ośmieliłaby się im sprzeciwić czy nie wypełnić ich polecenia. Dlatego też, z drżącym sercem weszła do olbrzymiej sali, gdzie na środku stał niewielki podest, a na nim stół, za którym zasiadało pięciu starców. Na wszystkich ścianach wokoło umieszczone były malowidła z różnych historycznych wydarzeń w dziejach smoków, a po bokach ustawiono po trzy rzędy krzeseł zajmowanych przez innych kapłanów. Na posadzce z ciemnego kamienia odznaczały się świetliste runy i sześcioramienna gwiazda obejmująca prawie całe pomieszczenie. Nikt bez zgody Rady nie mógł wejść ani wyjść z tego zaklętego kręgu.
W końcu gdy Filia znalazła się przed obliczem starców, jeden z nich przemówił.
- Ty jesteś Filia Ul Copt, była kapłanka Świątyni Króla Ognistego Smoka?
- Tak, to ja.
Stary smok odnotował gęsim piórem coś na pergaminie, po czym wbił swoje wąskie oczy w przybyłą.
- Sprowadziliśmy cię tutaj, gdyż według naszego dochodzenia złamałaś jedno z podstawowych praw rządzących naszą rasą. Jak wiesz smoki są orędownikami ładu, jest on naszym największym pragnieniem i jedynym celem, do którego będziemy dążyć bez względu na przeszkody. Jesteś jeszcze młoda Filio i z wielu rzeczy wciąż nie zdajesz sobie sprawy, inaczej nigdy nie porzuciłabyś służby w świątyni. Jednak nie to jest powodem naszego spotkania. Nie mamy zamiaru przekonywać cię do powrotu ani udowadniać, że zbyt srogo oceniasz nasze decyzje. Interesują nas jedynie ostatnie chwile przed zniszczeniem Dark Stara. Czy potwierdzasz, że tego dnia święta moc Cephieda, którą cię obdarowano, została połączona z mocą Mrocznego Lorda Shabranigdo?
Filii przed oczami stanęła chwila, gdy wraz z kapłanem Xellosem dokonali fuzji magii, niezbędnej do pokonania wroga.
- To prawda. Nie chciałam tego, ale nie mieliśmy innego wyboru.
- Rada ma świadomość okoliczności jakie miały wtedy miejsce. Rozumiemy, że tamtego dnia ważyły się losy całego świata, jednak nie zmienia to faktu, iż dopuściłaś się świętokradztwa.
Smoczyca westchnęła cicho słysząc te słowa. Jako kapłanka doskonale znała prawa smoków i wiedziała, że nie powinna łączyć swoich sił z potworem. Jednak tamtego dnia nie myślała o tym, liczyło się tylko uratowanie świata, nawet za cenę złamania reguł.
- Mam tego świadomość. - Odparła cicho.
- A czy zdajesz sobie sprawę, że takie zachowanie jest obrazą dla Cephieda? Nasz święty władca poświęcił samego siebie, by zniszczyć Rubinookiego Lorda, a ty bez skrupułów sprzymierzyłaś się z jednym z jego dzieci. Co więcej połączyłaś z nim swoją moc, plugawiąc potęgę Płomiennego Smoka! Sama myśl o tym wydaje mi się nieprawdopodobna i wręcz odrażająca! Nie wspominając już, że ten Mazoku wymordował setki twoich braci! Z samego wstydu powinnaś błagać Cephieda o wybaczenie, a ty stoisz tu przed nami pełna pychy i zadowolenia.
- To nieprawda! - Krzyknęła Filia, a ręce zaczęły drżeć jej nerwowo. - Wcale nie pysznię się swoim sukcesem i nie jestem duma z tego co uczyniłam, ale powtarzam, nie miałam innego wyjścia. Nienawidzę Mazoku tak samo, jak każdy inny Złoty Smok i brzydzę się tego, że z jednym z nich musiałam współpracować. Jednak mimo to uważam, iż postąpiłam słusznie i gdyby zmusiły mnie do tego okoliczności, to nie zawahałabym się uczynić tego jeszcze raz.
Słysząc to oświadczenie starcy zaczęli coś szeptać między sobą. W końcu odezwał się jeden z członków Rady, siedzący skrajnie na lewo.
- Odważne słowa, lecz równie fałszywe, jak twoja skrucha. Nasi obserwatorzy donieśli, że żywisz do tego potwora znacznie cieplejsze uczucia niż nienawiść.
- Szpiegowaliście mnie?!
- A czego się spodziewałaś? Sądziłaś, że powierzymy misję ratowania świata niedoświadczonej kapłance i nie będziemy sprawować pieczy nad jej posunięciami. Mimo to nadal trudno nam uwierzyć, iż kapłanka Króla Ognistego Smoka dała się usidlić Demonowi. Przecież każde dziecko wie, że są to najbardziej plugawe, obłudne, fałszywe i podstępne istoty jakie nosiła ta ziemia, a zapomniała o tym pełnoprawna kapłanka. Żenujące.
Filia słuchała tego z coraz większym zdziwieniem. Powoli jednak zaczynała rozumieć do czego zmierzała Rada. Nie chodziło im wcale o fuzję magii, lecz o jej stosunek do Xellosa. Czyżby obawiali się, że ona udowodni, iż porozumienie między bogami i potworami jest możliwe?
- W świetle tych słów - zaczął kolejny starzec - odpowiedz wprost, kapłanko Filio, co ciebie wiąże z tym Mazoku?
- Uważam go za przyjaciela. - Odparła, wojowniczo spoglądając na członków Rady.
Po sali przeszedł cichy pomruk zdziwienia.
- A więc podpisałaś na siebie wyrok śmierci. Nasze rasy stoją po przeciwnych stronach barykady, a ten kto przekroczy niewidzialną granicę jest zdrajcą i nie zasługuje na miłosierdzie.
- Czy jesteście aż tak zaślepieni? - Spytała niespodziewanie Filia. - Nie rozumiecie, że właśnie przez taką zatwardziałość pojawił się Dark Star? On wraz z Valgarvem chciał unicestwić wszystko, by zakończyć ten bezsensowny konflikt. Kiedy wreszcie pojmiecie, że bogowie, demony, ludzie, wszystkie żyjące istoty, są dziećmi Złotego Władcy? I czy tego chcecie czy nie, Mazoku także są naszymi braćmi.
- Nie bluźnij! - Obruszył się starzec siedzący na prawo. - Jak śmiesz twierdzić, że mamy cokolwiek wspólnego z tą podłą rasą, która jest wrzodem na ciele tego świata!? Nie znam wyroków Lorda Koszmarów, ale stworzenie Demonów było jego największą pomyłką.
Filia już nieco spokojniej spojrzała na siedzących naprzeciw starców.
- Mylicie się. Wszyscy znamy słowa, które przywołują Złotego Pana, jednak czy kiedykolwiek zastanawialiście się nad ich znaczeniem. "Ciemność czarniejsza od atramentowo czarnej nocy, Pan który roztacza blask nad Morzem Chaosu", przecież to opis rasy bogów i potworów. I tak jak blask i ciemność mieszkają w ciele Władcy Koszmarów, tak samo na ziemi pojawiły się te dwie przeciwstawne siły. I jedna bez drugiej nie może istnieć. Musiało dojść do tylu strasznych rzeczy, żebym wreszcie to zrozumiała. Mówicie, że waszym celem jest ład, ale idealny ład nie istnieje, to mrzonka, która jest wbrew zamiarom Złotego Pana. Pytam więc, co musi się wydarzyć, żebyście i wy zrozumieli, że Cephied i Shabranigdo się mylili?!
W sali zapadła pełna nerwowego napięcia cisza. Starcy patrzyli to na siebie, to na Filię, ale żaden nie chciał odezwać się jako pierwszy.
- Sugerujesz, że trwająca od tysiącleci wojna była od początku błędem? - Głos zabrał w końcu najstarszy z Rady. - To bzdura, między naszymi rasami nigdy nie było i nie będzie nici porozumienia.
- Mylisz się, stary głupcze. - Po sali rozniósł się niespodziewanie bezczelny głos.
Wszystkie smoki zaczęły rozglądać się nerwowo, aż w końcu ich wzrok zatrzymał się na jednym z balkonów, tam na poręczy siedział tajemniczy gość.
- Xellos!? - Jeden ze starców poderwał się z krzesła. - Jakim cudem wszedłeś tutaj?
- Mam swoje sposoby. - Odparł rozbawiony Mazoku. - Poza tym tak mnie obgadywaliście, że aż zacząłem się obawiać, czy nie dostałem przypadkiem jakiejś alergii.
- Nie kpij z nas! Czego tu szukasz?
Demon wzruszył ramionami.
- W sumie to niczego szczególnego, po prostu usłyszałem ciekawą dyskusję i postanowiłem się przyłączyć. Fi-chan ma sporo racji w tym co mówi, ja również uważam, że nasze rody mogłyby się dogadać, gdybyście nie byli tacy łatwowierni. Wasza naiwność, aż prowokuje, by wykorzystać ją przeciw wam.
- Jesteś bezczelny! Twoje słowa są jak trucizna, opętałeś naszą kapłankę, a teraz próbujesz to samo zrobić z nami wszystkimi!
- Chyba sam nie wierzysz w to co mówisz. - Xellos spojrzał na najstarszego lekko uchylonymi oczami. - Przyznaj lepiej, iż za bardzo obawiacie się zmian, by uznać słowa Filii za prawdę. Boicie się o swoją pozycję i dominację w hierarchii smoków. Przecież gdybyśmy zawarli rozejm, to Smocza Rada byłaby zbędna, czyż nie?
- Dosyć! - Starzec uderzył pięścią w stół. - Odejdź stąd, albo sami cię wypędzimy.
- Zaatakuj mnie, a tylko jeden smok na tej sali będzie miał szansę przeżyć i wierz mi, to nie będziesz ty.
- Xellosie, idź już. W ten sposób nie poprawiasz mojej sytuacji.
Wszystkie oczy zwróciły się na Filię, która najmniej była zaskoczona pojawieniem się Mazoku.
- Jak chcesz. Powiem ci tylko, że tracisz czas, bo nie można przekonać kogoś, kto nie chce być przekonany. Próbując zmienić ich poglądy sama wykazujesz dużą dozę naiwności, bo im ta wojna jest po prostu na rękę.
Po tych słowach tajemniczy kapłan zniknął.
Filia mimo wszystko czuła smutek, że jedyną osobą, która była skłonna poprzeć jej poglądy był Mazoku. Niestety żaden ze smoków nie potrafił, albo i nie chciał okazać jej wsparcia.
- Wystarczająco tutaj słyszeliśmy. - Odezwał się po dłuższej pauzie jeden ze starców. - Twoje słowa są nie tylko bluźniercze, ale i zwyczajnie nierozważne. Nie zginiesz jednak. Nie mamy zamiaru dawać powodu kapłanowi Bestii do ataku na nas. Zostaniesz zamknięta w katakumbach świątyni, gdzie poczekasz na koniec tego świata, chyba, że śmierć cię prędzej oswobodzi. - Starcy wstali z krzeseł. - Mam nadzieję, że nie dożyję dnia, gdy bogowie i potwory staną się braćmi.
Starcy opuścili salę, a Filia jeszcze przez długi czas stała na środku, pełna goryczy i żalu.
Epilog
- Kapłanka Filia została zaprowadzona do podziemi świątyni, gdzie czekała na nią samotna cela wokół, której rozstawiona została ochronna bariera. Smoczyca wiedziała, że nikt, nawet Xellos nie zdoła się przez nią przedrzeć. Zrozumiała to w chwili, gdy Mazoku pojawił się w sali audiencyjnej, a dokładnie w jedynym miejscu tej sali, gdzie nie sięgał zaklęty krąg nałożony przez Radę.
Pozostawiona w samotności miała wiele czasu na przemyślenie wszystkiego co się wydarzyło. Najbardziej jednak żałowała, że ona nie doczeka chwili, gdy wreszcie zapanuje pokój. Zresztą czy jest to możliwe? Czy jeden bóg i demon mogą zmienić tysiące lat wzajemnej nienawiści? A może świat skazany jest na ciągłą walkę i dążenie do własnego unicestwienia? Sami odpowiedzcie sobie na te pytania.
Filia nigdy nie poznała rozwiązania, umarła pogrążona w żalu i samotności, ze świadomością, że pojedyncza jednostka nie jest w stanie wpłynąć na koleje losu.
Kobieta skończyła mówić i nim słuchacze wyrwali się z odrętwienia, wstała i ruszyła przed siebie w stronę wąskiej uliczki. Tam oparty o ścianę czekał na nią towarzysz.
- Dziwnym trafem ja zapamiętałem to nieco inaczej. - Stwierdził uśmiechając się beztrosko.
- Wiem, ale ludzie lubią tragiczne zakończenia. - Odparła kobieta odwzajemniając uśmiech. - Poza tym, jeśli kogoś to zainteresuje, może odwiedzić świątynie Cephieda.
- Lub raczej to co z niej zostało.
Kobieta objęła ramię mężczyzny i razem znikli w tłumie sunącym wzdłuż ulicy.
Koniec.
I to by było na razie tyle. Jestem w szoku, bo udało mi się napisać krótkiego fika. To w sumie także osiągnięcie, gdyż większość pomysłów, które rodzą się w mojej główce, nie chce się zamknąć nawet w dziesięciu częściach. Wszelkie opinie jak zwykle BARDZO mile widziane.
Miko-chan
<Miko-chan1@wp.pl>
lub
<Miko_chan1@op.pl>
08.10.2006r.
P.S.
Było już opowiadanie przygodowe (bo chyba tak można zakwalifikować "Kota…"), teraz jest filozoficzne, to może następnym razem napiszę jakiś romans, albo hantajec ^^. Nie, no, żartuję, dostaję drgawek na samo stwierdzenie "jego ametystowe oczy" ;p
1
1