Teoria i filozofia prawa
Wykłady 2010 r.
Wykład 1 - 24.02.2010
Podstawową wartością prawa jest pewność. Po to wymyślono prawo aby móc przewidywać, prognozować swoje własne działania, wiedzieć co zrobią organy (to jest ta idea prawa).
Jak realizować tę wartość?
To co otrzymujemy od prawodawcy to jest tekst.
Najpierw jest tekst a nie prawo, musi być interpretator, który coś z tym tekstem robi i na końcu dopiero jest prawo (ono nie jest na początku). Praw jest tą historyczną, konkretną decyzją.
Tzw. reguły uznania (R. Dworkin) to jest podstawowa rzecz. Nie można poruszać się na studiach prawniczych bez funkcjonowania tzw. reguł wtórnych (jedną z tych reguł wtórnych jest właśnie reguła uznania, która pozwala na rozstrzygnięcie co jest a co nie jest prawem).
Punktem wyjścia jest tekst. W imię tej pewności, przewidywalności niektórzy mówią, że co prawda nie ma tego prawa ale mamy tekst + gotowy paradygmat, jako gotową strategię interpretacyjną. A więc mamy taką gotową „instrukcję obsługi tekstu”. Jak już nie ma prawa, to zbudujmy taką strategię interpretacyjną. Nie tylko nie mamy prawa w takim rozumieniu, że mamy ten tekst ale także nie mamy jednej strategii interpretacyjnej.
Interpretacja to jest przypisywanie znaczenia tekstowi. Na podstawie pewnych kryteriów prawidłowości odnaleźć te które są wybierane przez interpretatora. Które z tych narzędzi mają być użyte w konkretnej sytuacji. Każdy interpretator przypisuje znaczenie na podstawie pewnych kryteriów, które on uznaje za prawidłowe. Te narzędzia używane są tak jakby ad hoc. Interpretacja to jest pewna czynność nakierunkowania na rezultat, zależnie od tego jakie wybierzemy „narzędzia” możemy mieć różną interpretację. Te kryteria poprawności nigdy nie są ustalone.
Podstawowy problem interpretatora - tzw. identyfikacja sytuacji interpretacyjnej. Sytuacja interpretacyjna to są tak różne rzeczy, tak różne problemy interpretacyjne, które wymagają sięgnięcia po inne narzędzia. Jeżeli mamy problem, który się nazywa „wieloznaczność”, to inaczej jest rozwiązywany niż problem który nazywamy „nieostrość”, to są całkiem inne problemy.
(pytanie egzaminacyjne - przykład: łatwe, trudne i kłopotliwe przypadki stosowania prawa)
„Jeżeli Twoim jedynym narzędziem jest młotek to wszędzie będziesz widział gwoździe”, mamy różnego rodzaju narzędzia dzięki czemu w tekście możemy dostrzec wiele rzeczy.
Interpretacja to jest ustalenie intencji. Wynika to analitycznie z pojęcia prawa, jest cos takiego jak prawodawca, coś do nas mówi i jak teraz będziemy próbować coś innego oprócz ustalenia intencji prawodawcy to z pewnością to interpretacją nie będzie. My musimy ustalać intencję! W tej chwili wszystkie spory, to spory jakie argumenty są donioślejsze przy ustaleniu intencji, nie ma innych sporów interpretacyjnych. Tekst to jest dowód na intencję. Sąd zaczyna coraz częściej (i to jest narzędzie praktycznie niewykorzystywane) sięga przy ustaleniu intencji prawodawcy do tzw. materiałów przygotowawczych czyli np. przy umowie sięgamy do tego wszystkiego co umowę poprzedzało (np. do rokowań).
Wyniki wykładni językowej, systemowej, funkcjonalnej itd. nie są jednoznaczne.
Wykład 2 - 10.03.2010
Cała „zabawa” rozgrywa się pomiędzy trzema uczestnikami sytuacji interpretacyjnej.
Na każdą sytuację interpretacyjną składają się trzy elementy. Zawsze jest ktoś, kogo nazywamy autorem, prawodawcą itd., czyli ktoś kto stworzył pewien przekaz, z drugiej strony mamy odbiorcę (interpretatora), z trzeciej - tekst. Reakcja między trzema elementami to coś co nas bardzo interesuje. Gdybyśmy przeanalizowali wszystkie koncepcje filozoficzne dotyczące interpretacji to one jedynie opisują relację pomiędzy tymi elementami. Są tego typu koncepcje interpretacyjne, które kładą nacisk na tą relację: prawodawca - tekst. Inne koncepcje mówią, że to jest nieistotne, że ważna jest relacja: interpretator - tekst. I teraz cała ta zabawa jest zależna od charakterystyki tych poszczególnych elementów. Dla nas najtrudniejszym elementem jest element trzeci (tekst).
(Pytanie na egz. - charakterystyka tekstu)
Prawnicy często używają pojęcia, że dany tekst jest jednoznaczny, ale tak naprawdę co to oznacza ta „jednoznaczność”? Nie wiadomo
„Językowa granica wykładni” - przyszło to z Niemiec. Nic takiego jak językowa wykładnia nie ma. Jak język może być granica sam dla Siebie?
Charakterystyka interpretatora:
Kto jest adresatem, do kogo przepisy są skierowane? Czy rzeczywiście adresatem przepisów jest zwykły człowiek (z ulicy)? Do kogo ten swój przekaz prawodawca kieruje? Przepisy w tej chwili kierowane są do wąskiej kasty prawników.
Jeżeli mówimy o interpretatorze to są tu dwa kluczowe pojęcia, które są niezwykle istotne. Pierwsze pojęcie - w niektórych koncepcjach semantycznych podstawowe - to jest przynależność każdego interpretatora do czegoś co oni nazywają kontekstem socjolingwistycznym albo wspólnota interpretacyjna, audytorium. Więc pierwszy element, który charakteryzuje interpretatora, to przynależność do pewnego kontekstu socjolingwistycznego czy do wspólnoty interpretacyjnej.
To co my robimy jako prawnicy, nie jest czymś specyficznym. Teraz coraz częściej się pokazuje, że możemy wyróżnić tak jakby trzy wielkie nurty interpretacyjne. Taka pierwsza refleksja na temat interpretacji to nie pochodzi (jakby się nam wydawało) od prawników rzymskich, którzy byli świetnymi praktykami, natomiast w tym okresie nie powstał żaden taki ogólniejszy traktat dotyczący interpretacji. Ta pierwsza refleksja nad istotą interpretacji powstała znacznie później, to jest Orygena, tym tekstem który mu przyświecał to był tekst Pisma Św. Pierwsze takie bardzo ciekawe rozważania związane z interpretacją to jest to, co się teraz nazywa interpretacją świętych ksiąg, interpretacja biblijna. To jest jeden kierunek, bardzo dużo teraz z tego korzystamy. Drugi kierunek to kierunek interpretacji literalnej. Zdaniem Tobora, najwybitniejszym przedstawicielem interpretacjonizmu jest Stanley Fish (na egzaminie - bez nazwisk!!!), jest on wykładowcą literatury prawa. Cały szereg metod które wykorzystujemy przy interpretacji tekstu literackiego jest przydatne przy interpretacji tekstu prawnego. Jak mówimy o tekstach prawnych to nie mówimy o czytelnikach, ten odbiorca to jest interpretator.
Kontekst socjolingwistyczny to zestaw reguł oparty na podzielanej kulturze prawniczej, przekonaniach o świecie społecznym, właściwościach regulacji prawnej oraz akceptowalnej kulturze wartości. Ta nasza interpretacja nie odbywa się w próżni, ona jest jak gdyby zanurzona w tym kontekście. Zanurzenie w kontekście socjolingwistycznym to jest zwrócenie uwagi, że nasze rozumienie, pojmowanie, interpretacja pewnych rzeczy jest jak gdyby zdeterminowana tym naszym zakotwiczeniem w pewnej grupie. Te grupy są różne - kwestia wieku, wyznania itd., patrzą one na pewne kwestie inaczej. Ten kontekst to jest to co konstytuuje pewną wspólnotę i ta kultura, wartości to jest pewna tradycja, coś co jest ukształtowane. Dla nas takim kontekstem w którym już funkcjonujemy i będziemy funkcjonować to jest coś co się nazywa wspólnotą interpretacyjna. Podstawowy spór dotyczący semantyki, dotyczący znaczenia - jedni mówią, ze znaczenie tekstu to jest intencja prawodawcy, a drudzy mówią, że znaczenie tekstu to jest to co jest zdeterminowane przez ten kontekst. Ten kontekst odgrywa niezwykle ważną rolę. Jednym z podstawowych twierdzeń, nie tylko S. Fisha, jest to, że jak mamy tekst, to ten tekst nie determinuje jednoznacznie swojego znaczenia, pozwala nam na różne rzeczy ale jednocześnie ta nasza interpretacja nie jest gotowa, i to co nas krępuje to przynależność do tego kontekstu. My, chcąc należeć do tej wspólnoty interpretacyjnej, musimy „zapłacić”. Ta nasza „zapłata” to jest akceptacja czegoś co byśmy nazwali paradygmatem interpretacyjnym.
Paradygmat interpretacyjny to jest pewien zespół reguł, wartości, przekonań, sposobów stosowania. Niektórzy mówią, że to jest ta profesjonalna gramatyka interpretacyjna. Ten paradygmat pełni jak gdyby podwójną rolę. Te reguły interpretacyjne podzielane w tej wspólnocie nie tylko rządzą czynnościami interpretacyjnymi (wyznaczają sposób dokonywania interpretacji) ale tworzą właśnie tę wspólnotę. To jest taka skrzynka z narzędziami, żeby dokonać interpretacji musimy sięgnąć po narzędzia które się w niej znajdują. Ten paradygmat pozwala nam na różne zachowania, ale ten zestaw „narzędzi”, to zestaw akceptowalnych zachowań w danej wspólnocie. Przynależność do wspólnoty to jest potworna siła, mamy tekst i możemy zrobić cokolwiek z tym tekstem, ale tego nie robimy. Jak np. idziemy na przyjęcie to możemy zachować się w różny sposób, ale jest coś takiego, co powoduje że w jakiś tam sposób się nie zachowujemy. Głównym motywem, którym się kierujemy przy dokonywaniu interpretacji, to jest dbałość o renomę. Ta renoma to jest uznanie w dyskursie, jak się poruszać w tej naszej wspólnocie. Przynależność do tego dyskursu przynosi nam różnego rodzaju korzyści. Ta przynależność przekłada się na coś co fachowo nazywa się - autorytet.
Jeżeli chodzi o naszą wspólnotę interpretacyjną, to tu można wyróżnić trzy rodzaje autorytetów:
autorytet tzw. represyjny - najstarszy autorytet, to jest źródło tego, że to co my wymyślimy cieszy się autorytetem; groźba użycia przymusu sprawia, że urzędnicy dokonujący ustaleń interpretacyjnych mogą liczyć na ich akceptację niezależnie od tego czy się je uzna za intelektualnie poprawne np. wzywają Tobora do Urzędu Skarbowego, siedzi tam dziewczyna i opowiada tam różne rzeczy, to myśli sobie o jej intelekcie różne rzeczy, ale (Tobor) nic nie mówi, bo to mu się opłaca, bo ona dysponuje przymusem, inny przykład to policjant zatrzymujący nas na drodze;
autorytet instytucjonalny - prawo ma swój autorytet, który przenosi na członków prawniczej wspólnoty interpretacyjnej, nie groźbą użycia siły czy zastosowania sankcji, lecz należy podporządkować się ustaleniom sądom, prawników gdyż prezentują oni prawo będące samo w sobie wartością, którą warto szanować; w naszym interesie jest aby prawo cieszyło się w społeczeństwie jak najwyższym autorytetem, bowiem my - jako słudzy prawa- świecimy światłem odbitym od światłości, autorytetu samego prawa;
autorytet intelektualny - nasze decyzje, nasze rozstrzygnięcia cieszą się autorytetem nie dlatego, że możemy wymusić ich stosowanie, nie dlatego, że ten autorytet instytucjonalny jest jakby przekaźnikiem tej wartości jaką stanowi instytucja prawa, ale dlatego, że po prostu wydaje się, że jest to mądre rozstrzygnięcie.
Dlaczego mimo takich samych narzędzi, takiego samego tekstu te rozstrzygnięcia są różne? Ten paradygmat, te sposoby zachowania nie determinują, mamy dużą swobodę.
Drugi element który charakteryzuje interpretatora to jest coś indywidualnego. Kluczowym pojęciem hermeneutyki jest prerozumienie (przesąd, różnie to się określa, jednak większość autorów używa pojęcia - prerozumienie). Prerozumienie to jest cecha indywidualna, nie ma dwóch takich samych prerozumień, każdy z nas ma inne prerozumienie. Prerozumienie to jest warunek rozumienia. W zależności od prerozumienia tekst wygląda całkiem inaczej.
Trzy kategorie prerozumienia:
prerozumienie intelektualne - polega na tym, że nasza wiedza decyduje o naszym poznaniu; granice mojego języka to są granice świata, czym, więcej wiemy tym ten świat jest dla nas inny; jeżeli twoim narzędziem będzie tylko młotek to wszędzie będziesz widział gwoździe, a jeśli będziesz miał więcej narzędzi będziesz widział więcej różnych rzeczy; jeżeli nasza wiedza na pewien temat jest marna, to nie jesteśmy pewnych rzeczy w ogóle zrozumieć;
prerozumienie aksjologiczne - interpretacja to jest wybór jednego z możliwych rozumień, słowo „wybór” presuponuje wartości, musimy powiedzieć, że coś jest lepsze, gorsze, trafniejsze itd.; to też jest bardzo indywidualna cecha;
prerozumienie wolicjonalne - człowiek widzi to co chce widzieć, jak przychodzi klient i mówi co mamy wyczytać a tekstu i on mówi, że ma być „czarne” to czytamy i widzimy czarne, to jest nasze nastawienie, od naszego nastawienia zależy wynik interpretacji
Wykład 3 - 24.03.2010
(pytanie na egz.: charakterystyka interpretatora)
Musimy rozróżnić tak jakby trzy rodzaje interpretatorów, którzy pojawiają się w dyskursie. To jest ważne, bo z perspektywy tych trzech interpretatorów, to co mamy robić, czy to co faktycznie się dzieje - wygląda inaczej. Tak więc to co nazywany interpretacją, sposobem argumentacji, inaczej wygląda z perspektywy tych trzech interpretatorów. Zdaniem prof. Tobora, można wyróżnić więcej interpretatorów, ale chce zwrócić uwagę na trzy charakterystyczne rodzaje:
Sąd, sędziowie - powinien być najlepszym kumplem prawodawcy, oni Graja jak gdyby w tym samym zespole, rola sędziego polega na tym, że niby mamy ten trójpodział władzy, ale to jest ten sam zespół, sędzia ma wiernie przekazywać intencje prawodawcy ludowi (rozstrzygać, wymierzać itd.);
Pełnomocnicy, radcy itd. - jego rola w dyskursie jest całkiem inna niż sędziego, to nawet wynika z przepisów prawnych, że jego rola to jak najkorzystniejsze odczytanie tekstu, z tekstu, ma wyciągnąć tego typy rozumienia, tego typu możliwości, które są tam zawarte (najkorzystniejsze rozwiązanie dla naszego klienta);
Uczeni mężowie - oni są bliżej sędziego czy pełnomocnik? To jest trudna kwestia. Uczeni czytając tekst powinni być obiektywni
Prerozumienie wolicjonalne jest całkiem inne jeżeli chodzi o sędziego, a całkiem inne jeżeli chodzi o pełnomocnika. Tekst dla adwokata nie jest środkiem ustalenia intencji ale ten tekst jest środkiem ukształtowania jak najbardziej korzystnej prawnej jego klienta. To jest inna strategia, inny sposób myślenia. To jest punkt wyjścia, bo potem te dwie strategie (sędziego i adwokata) się schodzą przy uzasadnieniu. Przecież żaden adwokat w uzasadnieniu nie napisze, że przyjęta interpretacja czy przyjęta hipoteza interpretacyjna jest najkorzystniejsza dla klienta, dlatego za nią optujemy, bo wtedy siła perswazji, siła argumentów jest kiepska. Kiedy ustalimy co jest korzystne dla klienta, momentalnie przechodzimy na ten poziom i mówimy, że to chciał prawodawca, a prawodawca wiadomo chce tylko tego co dla naszego klienta jest korzystne. A więc sędzia powinien ustalać co tak naprawdę chciał ustawodawca, natomiast pełnomocnik powinien argumentować, że to co chciał prawodawca jest korzystne dla klienta, to chciał prawodawca.
W dyskursie role poszczególnych interpretatorów inaczej wyglądają. Prerozumienie wolicjonalne, to co te podmioty chcą w dyskursie osiągnąć, determinuje sposób patrzenia na interpretację.
Jaka jest rola sędziego w tym co się w prawie dzieje? Czy on ma wymierzać sprawiedliwość czy tylko stosować reguły? Każdy sędzia, każdy prawnik musi zaakceptować takie dążenia nazwijmy to filozoficzne, ideologiczne dotyczące tej kwestii z najwyższego poziomu - co to jest interpretacja. Najczęściej akceptacja tych założeń o których będziemy wspominać, jest nie uświadamiana. Filozofia siedzi w każdym konkretnym orzeczeniu, i my musimy mieć świadomość jaka jest nasza rola, co my właściwie robimy. A więc uświadomienie sobie tej filozofii interpretacji, do której grupy my chcemy należeć, kim my właściwie jesteśmy jest bardzo ważne, bo to determinuje nasze dalsze zachowanie.
Są dwie możliwe koncepcje filozoficzne /wizje prawa, wizje interpretacji/:
Jedni zakładają, że prawo to jest coś gotowego, kompletnego
Druga wizja opiera się na tym, że to co otrzymujemy od prawodawcy nie jest gotowym produktem, to jest tylko częściowo określone, to jest coś niepełne i interpretator jest konieczny żeby otrzymać finalny produkt. Na tej podstawie wyróżnia się takie dwa podejścia: podejście archeologiczne - interpretator jako archeolog, znaczenie pewnego tekstu jest dane w chwili jego ustanowienia i rolą interpretatora jest odkrycie, czy zrekonstruowanie tego oryginalnego znaczenia, które jest zawarte w tekście; podejście marynarskie /żeglarskie/ - parlament /kongres/ buduje statek i wypuszcza go w jakiś pierwszy rejs i potem port do którego on zmierza, pogoda, kapitan i cały szereg innych czynników decydują jak ten statek będzie tam sobie żeglował, gdzie dopłynie kiedy i jak - ten statek to tekst i potem jest cały szereg najróżniejszych czynników które decydują co się będzie z tym tekstem działo, zdaniem Tobora jest to ciekawa metafora która pokazuje, że czasami prawodawca bardzo się dziwi odczytaniu tekstu. Te elementy, które wpływają na takie lub inne sytuacje są związane właśnie z różnymi rodzajami materiałów na których się opieramy. Obojętnie do jakich materiałów siągniemy to ten rezultat jest bardzo wątpliwy np. rola procesów przygotowawczych w procesie interpretacji w USA(choć u nas się nie pojawia), kwestia użycia słownika. Te różne narzędzia z których korzystamy, obojętnie jakie one są, to zawsze są przedmiotem pewnej manipulacji, żeby osiągnąć rezultat, który jest zamierzony przez interpretatora. To co jest na końcu, ten rezultat jest wynikiem oceny trafności, jak to powinno być, a później bawimy się tymi narzędziami. Czy my jesteśmy w stanie ustalić prawo takie jakie jest? Czy w ogóle jest coś takiego? Czy każda nasza decyzja interpretacyjna leży po drugiej stronie - to co my robimy to mówimy jakie prawo być powinno? Ustalając znaczenie to jest pewna decyzja normatywna, bo jeśli my mówimy że jakiś zwrot ma takie a nie inne znaczenie, to nie jest to opis, ale jest to wzorzec prawidłowego rozumienia, prawidłowego użycia (jak sąd mówi, że przepis ma takie znaczenie, to on nic nie stwierdza ale formułuje normę i jak to powinno być rozumiane). Tu się pojawia problem, kiedy to poczucie, jak być powinno, pojawia się u interpretatora?
Rola interpretatora - jeśli ktoś mówi, że to jest tylko odkrywanie, że mamy ten podział władzy i chce się to rozgraniczyć, to próbuje stworzyć tego typu mechanizmy, że to są jakieś „usta ustawy” itd., że rola podmiotu w odczytaniu ustawy jest żadna, to jest gotowe i kto spojrzy to, to zobaczy. Albo też powiemy o tej konstytutywnej roli interpretatora, że prawo to są dwa elementy: część dostajemy od prawodawcy, drugą część od interpretatora (uświadomienie sobie tego jest niezwykle ważne).
TEKST
Prawo (koncepcja Herberta) - rozmowa, konwersacja, komunikacja, a środkiem przy którego pomocy prawodawca się z nami komunikuje to jest tekst.
Tekst (Zieliński) - zbiór wszystkich, obowiązujących w danym momencie czasowym aktów normatywnych. Główną rzecz która musimy zapamiętać - relatywizacja do określonego momentu czasowego, tekst w momencie jakimś tam, to nie jest ten sam tekst co wczoraj, co jutro itd. Wg Dworkina tekst jest podobny do niekończącej się opowieści, czy „Mody na sukces”
Cechy, które powinien tekst prawny spełniać:
Adekwatność - tekst adekwatny to tekst, w którym prawodawca wyraża to co zamierza, czyli kiedy nie ma rozbieżności pomiędzy intencją a tym co prawodawca powiedział; durnowata teza, że „prawo to jest to co prawodawca powiedział a nie to co chciał powiedzieć”, czy rzeczywiście można rozróżnić to co powiedział od tego co chciał powiedzieć?; przy interpretacjo to jest niezwykle istotne, jeżeli my teraz powiemy, że interpretacja to jest pewne ustalenie intencji itd., to mamy ustalić to co chciał prawodawca; jeżeli tej adekwatności nie ma, to jest to trudna sytuacja interpretacyjna (hard case); czasem ustawodawca specjalnie stosuje klauzule generalne i mówi, że tu mamy „prawie cały spadek” i tu się mamy domyśleć, nie jest to brak adekwatności, to jest kwestia zamierzona;
Precyzja (określoność) - problem określoności jest związany z taką wartością jaką jest „pewność”, która jest najważniejszą wartością prawa; kwestia zdeterminowania rozstrzygnięcia, to jest to czy my jesteśmy zdolni przewidzieć;
Hart nie wiąże to z interpretacją ale z czymś co się nazywa problemem „reguły uznania” - czy my dysponujemy jakimś kryterium, jakąś regułą czy czymś co pozwala na rozróżnienie tego co jest a co nie jest prawem (Hart uważa, że coś takiego jak reguła uznania jest i my wiemy co jest prawem przed rozstrzygnięciem; natomiast Dworkin mówi, że jeśli już to my wiemy co jest prawem po rozstrzygnięciu, jak już jest ta decyzja to powiemy że to jest prawem, prawem konkretnym, indywidualnym a nie abstrakcyjnym, czy my dysponujemy tego typu regułą nikt tego nie wie i to się właśnie wiąże z tą pewnością, określonością, przewidywalnością);
TK wydał bardzo dużo orzeczeń, i teraz jakby sobie on wprowadził tę zasadę określoności np. „zasady państwa prawa” i teraz TK rozstrzyga, że coś jest niekonstytucyjne, narusza Konstytucję bo coś jest nieokreślone, mówiliśmy na pierwszych zajęciach o takim zwrocie jak „rozpoznanie kasacji” i jeżeli SN uznał, że to jest jednoznaczne to TK poszedł w całkiem innym kierunku i powiedział, że to jest nieokreślone, normatywny standard określoności jest tu naruszony i należy uchylić ten przepis jako sprzeczny z Konstytucją; TK o zasadzie określoności mówi bardzo wiele ale główną wagę to jest ta nieokreśloność którą robi TK i gdybyśmy zanalizowali orzecznictwo TK, to są tam różne stopnie nieokreśloności:
pierwszy stopień - kiedy brak jest takiego sensownego znaczenia językowego (to się bardzo często zdarza kiedy nie można skonstruować jakiegoś sensownego zakazu czy nakazu - mamy jakiś tekst i na podstawie tego tekstu musimy sformułować jakieś wzory postępowania, jakieś kryteria oceny i rzeczywiści ten tekst nam nie umożliwia); drugi stopień, kiedy pojawia się niemożliwość wyboru pomiędzy różnymi możliwymi językowo znaczeniami, brak kryteriów umożliwiających dokonanie wyboru (np. brak określoności zwrotu „nie wydanie decyzji” - organy różnie ten termin rozumiały czy obejmuje on doręczenie czy nie obejmuje, spory wśród sędziów NSA, spory w doktrynie; jeżeli taka sytuacja się pojawia, że w dyskursie nie przez niewiedzę, brak kompetencji, ale najbardziej kompetentny, bo trudno uczonym czy sędziom NSA odmówić kompetencji, oni dochodzą do przeciwstawnych wniosków, wg TK to jest to znak, który sygnalizuje, że jakiś zwrot jest nieokreślony); możliwość dokonania wyboru między różnymi możliwymi znaczeniami językowymi można dokonać o bardzo skomplikowane reguły i wartościowania, zdaniem Tobora jeżeli te wątpliwości występują to czegoś takiego nie ma. Są bardzo ciekawe orzeczenia, że to co możemy żądać od adresata to jest to takie prima facie takiego normalnego człowieka, to są te wszystkie próby, kiedy to „prawodawca ma myśleć jak filozof ale przemawiać po chłopsku” - czasami jest to cecha największych ludzi np. M. Ossowska (wielkość tych ludzi polega na tym, że oni potrafią powiedzieć w tych najtrudniejszych kwestiach niezwykle prostym językiem).
Do określoności wrócimy kiedy powiemy sobie więcej o języku, bo to jest pochodne, jeśli ktoś powie, ze dysponujemy takim narzędziem, bo ten stopień określoności to jest konsekwencja tego użytego środka (języka), jeżeli udałoby się komuś zbudować taki system, tekst, język niezwykle precyzyjny to wtedy określoność jest super, wtedy nie ma problemów interpretacyjnych. Więc określoność jest pochodną cech, które tkwią w języku;
Komunikatywność - tu powstaje jeden z ciekawszych problemów, czyli odpowiedź na pytanie - kto jest adresatem? Język musi być stosowny, jeśli z kimś rozmawiamy na przyjęciu czy z księdzem na nartach bądź w kościele, musimy wiedzieć z kim rozmawiamy. Musimy wiedzieć do kogo są te przepisy. Wiedza o tym co jest prawem praktycznie nie pochodzi u ludzi z czytania tekstu, bardzo rzadko sięgają po tekst żeby go samodzielnie odczytać, od tego są prawnicy. To już nie jest rozróżnienie między laikami a prawnikami, te teksty są tak różne że nawet wśród prawników pojawiają się „kasty”. Adekwatność nie zawsze jest zgodna ze zrozumiałością, a precyzja jest wrogiem komunikatywności.
Dlaczego my taką wagę do tego języka przywiązujemy? Jest to niezwykle istotne, nas interesuje relacja pomiędzy językiem a rzeczywistościąr. Z tych różnych koncepcji z którymi możemy się spotkać mamy dwie właściwe:
Język jest odzwierciedleniem rzeczywistości - bogactwo języka to jest bogactwo rzeczywistości; jeżeli nie możemy poznać czegoś to próbujemy poznać to pośrednio za pomocą języka np. wartości, cały dyskurs aksjologiczny;
Język jako coś, co kreuje rzeczywistość - język nie tylko odzwierciedla ale język kreuje rzeczywistość, Bolt - mówimy tak jak myślimy a myślimy tak jak mówimy”, w zależności od języka żyjemy w innym świecie, język jest granicą świata; my jako prawnicy żyjemy w dwóch światach (mamy schizofrenię), raz jako zwykli ludzie posługujemy się takim ogólnym językiem (potocznym), z drugiej strony żyjemy w świecie wykreowanym przez język tekstów prawnych. To co w rzeczywistości kreuje rzeczywistość to nie jest tekst, to jest przyjęte przez nas rozumienie tekstu, w zależności od tego jakie przypiszemy tekstowi znaczenie taka rzeczywistość zostanie wykreowana, nawet odczytanie regulaminu studiów przez dziekana powoduje, że dla nas kreują różną rzeczywistość, nagle odczyta że nie ma komisów itd. ten sam teks na różnych wydziałach kreuje różną rzeczywistość.
Wykład 4 - 21.04.2010
Case: W USA bogaty dziadek zapisał wszystko co miał wnuczkowi, i nagle pojawiła się kobieta i ten wnuczek przypuszczał że dziadek może zmienić testament więc go zabił. Czy ten wnuczek może dziedziczyć? Zgodnie z przepisami tak, ale sąd wymyślił że nikt nie może czerpać korzyści z przestępstwa więc uznał że ten wnuczek nie dziedziczy.
U nas była bardzo podobna sytuacja, pani zabiła pana (swojego męża) i nagle się okazało, że ZUS nie chce jej dać renty po mężu. I chodziło o interpretację takiego słowa „wspólność małżeńska”. Przepisy o ubezpieczeniu mówiły, że jeżeli oni pozostawali ze sobą we wspólności małżeńskiej to oczywiście nie ma zmiłuj się, ta renta się należy. Sąd stwierdził, że w poprzednim stanie prawnym była taka ustawa o zaopatrzeniu emerytalnym z 1982r. i był wyraźny przepis, że prawo do świadczeń nie nabywa osoba, która wywołała przestępstwem umyślnym okoliczności uzasadniające powstanie tego prawa. Teraz tego przepisu nie ma, prawodawca wprowadzając nowe przepisu nie umieścił tego przepisu prawdopodobnie uważając, że jest to tak powszechna norma wynikająca z prawa naturalnego, że nie wymaga odwołania się do ustawy. Tu powstał problem co to jest ta „wspólność małżeńska”. ZUS jej tej renty odmówił. Sad Okręgowy w Katowicach przyznał jej tą rentę, bo powiedział, że rzeczywiście to była wspólność małżeńska. Natomiast Sąd Apelacyjny miał całkiem inny zamiar, nie chciał jej dać tych pieniędzy i zaczął kombinować, ustalił na podstawie akt karnych, że mąż miał renty 750zł z czego 300 przeznaczał na alkohol. Sąd karny stwierdził, że kiedy Alojzy M. był pod wpływem alkoholu stawał się marudny i kłótliwy, wtedy ubezpieczona Maria M. często stosowała wobec niego przemoc fizyczną, bijąc pięściami po głowie i brzuchu, rzucała w niego garnkami nawet groziła przyduszeniem; Alojzy M. nie odwzajemniał agresji, a nawet kiedy nie znajdował się pod wpływem alkoholu zajmował się gospodarstwem, tj. sprzątał i gotował. I czy wspólność małżeńska ustanowiona na mocy kro oznacza sytuację, kiedy pomiędzy obojgiem małżonków istnieje więź ekonomiczna, fizyczna i emocjonalna? Sąd apelacyjny doprecyzował to pojęcie mówiąc, że polega to na wspólnym pożyciu, wierności i pomocy we współdziałaniu dla dobra rodziny. I stąd przytaczając fragment o biciu nie dał tej renty. To jest piękny przykład, który pokazuje co się właściwie dzieje, co robią sądy.
Ulubiony przepis Tobora z KPC - 247, w tym przepisie pojawia się takie pojęcie jak „osnowa dokumentu” - co to jest? Setki orzeczeń, pojęcie funkcjonuje a nikt nie wie o co chodzi. Lingwistyka nie wie takiego słowa jak „osnowa”.
TEKST
Relacja pomiędzy językiem a rzeczywistością:
język odtwarza rzeczywistość - koncepcja płaszczyznowej analizy tekstu prawnego - stara koncepcja (Orygenes III w.), Orygenes wyróżnia trzy płaszczyzny: warstwa literacka (opisy); warstwa moralna (coś jest dobre coś złe); warstwa mistyczna (bardzo trudne rzeczy o Bogu o duszy idt); próbuje się dokonać analizy tekstu prawnego w oparciu o te trzy płaszczyzny: te poziomy /płaszczyzny/ to nie jest cecha tekstu ale przejaw pewnej aktywności interpretatora, który pozwala cos więcej z tego tekstu wydobyć, dopiero kiedy zanalizujemy tekst na tych trzech płaszczyznach to otrzymamy pewną całość, nie możemy ich traktować osobno. Te trzy płaszczyzny to:
poziom deskryptywny - wg Orygenesa byłaby to ta zewnętrzna warstwa każdego tekstu; to jest taki opis wyrażeń, zachowań, rzeczy które należą do pewnego świata o którym mówi tekst prawny
poziom dyrektywny -dochodzimy do pewnych dyrektyw, wtedy ten świat to nie jest świat postulowany przez danego interpretatora, to jest świat powinny; ta powinność już nie wynika z „chcenia” interpretatora, ona wynika jak gdyby od prawodawcy; my na tej drugiej płaszczyźnie staramy się odtworzyć świat jakim chciał go widzieć prawodawca; szukamy tych powinnych wzorców zachowania, te powinne wzorce dla naszej roboty są niezwykle istotne, ponieważ te wzorce służą raz jako wyznaczniki naszego zachowania (my po to czytamy tekst żeby wiedzieć jak postępować), a po drugie ta powinność to są kryteria oceny (jak ktoś będzie sędzią, to on musi odtworzyć z tego tekstu kryteria oceny, on nie mówi, że jego postulowany świat jest taki i taki…, on jak gdyby mówi że prawodawca chciał tak i tak).
Każda czynność, nieważne w jakiej roli wystąpimy jako prawnicy, powinna być poprzedzona zbudowaniem sobie właśnie takich kryteriów, to są te kryteria powinnego zachowania. Główne spory dotyczą tego co właściwie prawnik robi. I tu są właśnie takie dwa podejścia: pierwsze podejście, które mówi, jak np. szkoła poznańska, TK, że tam odtwarzamy, rekonstruujemy. Język mówi, ze tam te powinne wzorce są, tam jest coś gotowego i nasza robota polega właśnie na odkryciu, na zrekonstruowaniu. Ten język nam podpowiada jak oni sobie to wyobrażają. Mamy zrekonstruować reguły które zostały w tekście zawarte, ten język determinuje tu bardzo dużo rzeczy, odkrywanie, rekonstruowanie presuponuje że tam coś było. Nasza robota to powiedzieć co chciał prawodawca. Z drugiej strony niektórzy mówią, że to jest oczywiście tylko tekst, możemy to w różny sposób argumentować, ale tu bardziej eksponujemy ten element konstrukcji, szczególnie w tych trudnych przypadkach kiedy jest możliwość różnych rozumień tego tekstu. Tu powstaje ten problem, jeżeli chodzi o odkrywanie, to jeśli ktoś konstruuje, ktoś poznaje, to dochodzimy do tych samych rezultatów. A my bardzo często spotykamy się z sytuacjami, kiedy na podstawie tego samego tekstu nagle się okazuje, że konstruujemy różne kryteria, różne wzorce. Tu na tej płaszczyźnie powinności, tego co powinno być mamy różne wątpliwości. Ta płaszczyzna powinności jest o tyle istotna, że jeśli mamy pewną wypowiedź, że jakiś tekst ma takie a takie znaczenie, to nie jest to wypowiedź opisowa. Te wszystkie nasze wypowiedzi dotyczące znaczenia, są wypowiedziami o charakterze powinnościowym. Jeżeli sąd ustala co to jest ta „wspólność małżeńska” to on nie mówi, że tak jest, tylko że „powinno być tak” bo na tej płaszczyźnie formułujemy tego rodzaju sądy. To jest kluczowa płaszczyzna. Ci wszyscy którzy uciekają od odpowiedzialności, to jest odpowiedzialność sądu, odpowiedzialność prawnika, my nie cierpimy odpowiedzialności, my uciekamy od tego.
poziom presupozycji - tekst niesie za sobą cały szereg innych rzeczy które są nie tylko w tej powierzchniowej warstwie zawarte ale gdzieś tam jeszcze, prawnicy z tego korzystają; na tej płaszczyźnie presupozycji my odtwarzamy (o ile na tej pierwszej - świat postulowany, na drugiej - odtwarzamy świat jaki być powinien) świat realny, świat z chwili formułowania danego tekstu; ta wypowiedź niesie za sobą dużo więcej np. popatrzysz na koleżankę i powiesz „ty już lepiej nie jedz”, to bardzo ważna presupozycji jest tu zawarta, czasem tak bezwiednie presupozycji się zdarzają, jak ostatnio Tobor był na spotkaniu ze znajomymi razem z małżonkami, to popatrzył w bok i powiedział „ przynajmniej wino jest młode” to się obrazili. Rodzaje presupozycji: presupozycje ontologiczne (jak czytamy jakiś tekst to bardzo dużo dowiadujemy się o tym świecie autora, np. z art. 54 Kodeksu Hammurabiego, który brzmi: „kto rozsiewa proso i sezam…”, możemy dowiedzieć się jaki był wtedy klimat, że musieli nawadniać, cały szereg różnych rzeczy się dowiadujemy o tym świecie), presupozycja aksjologiczna (dowiadujemy się np. kto jest zwolennikiem jakiej koncepcji, jakie wyznaje wartości itd.; w procesie interpretacji jest rzeczą niezwykle istotną ustalenie aksjologii prawodawcy - odpowiedź na pytanie co on chciał, co jest dobre, co jest ważniejsze. Proces interpretacji składa się tak jakby z dwóch procesów interpretacji, tj. wybieramy różne możliwe znaczenia (to jest pikuś), ale to co jest najważniejsze, to jest kwestia dokonywania wyboru spośród różnych możliwych rozwiązań - jak mamy kilka możliwych rozumień przepisów, nagle musimy uargumentować które jest lesze, trafne, prawidłowe itd. i tu jedynym chyba argumentem to jest odwoływanie się do aksjologii prawodawcy, czyli byśmy powiedzieli „że tak chciał prawodawca”, to muszą być mocne argumenty; dokonując wyboru musimy mieć ustalony jakąś hierarchię wartości). Interpretacja to jest ustalenie intencji prawodawcy, cała nasza robota będzie polegać na poszukiwaniu śladów intencji prawodawcy, nie ma nic innego, prawnicy nic innego nie robią. Prawodawca pozostawia nam masę śladów i takim widocznym śladem jest tekst, ale poza nim jest cały szereg śladów, dobry prawnik umie znaleźć te ślady.
Na tych trzech płaszczyznach pojawiają się tak jakby trzy różne światy. Koncepcja światów możliwych - Bóg wymyślił szereg światów lecz wybrał ten najlepszy jako godny by go podtrzymywać w swojej egzystencji. I teraz kiedy jesteśmy na tej płaszczyźnie deskryptywnej, to ten świat można nazwać światem postulowanym, to są wyobrażenia każdego czytelnika, każdego interpretatora, czasami każdy z nas ma inne wyobrażenia (np. jak wyobrażamy sobie czytając „Czerwonego Kapturka” wilka zjadającego babcię, czy to jak tego wilka rozpruwa myśliwy), my czytając jakiś tekst różne rzeczy sobie wyobrażamy, niektórzy twierdzą, że niektóre fragmenty tekstu prawnego przybierają często formę literacką, opisując z pewną dramaturgią, drobiazgowością przebieg niektórych zdarzeń, np. KPK to jest gotowy scenariusz; a więc jest to świat który sobie każdy wyobraża; H. Hart wprowadza tu bardzo ważne rozróżnienie. On napisał tak, że dla zrozumienia nie tylko prawa ale i jakiegokolwiek społeczeństwa może służyć następujące przeciwstawienie dokonane w kategoriach tzw. internalnego i eksternalnego aspektu reguł. Jak patrzymy na tekst, to mówimy o perspektywie uczestnika i perspektywie obserwatora. Można mieć do czynienia z regułami bądź wyłącznie jako obserwator, który sam ich nie akceptuje bądź jako członek grupy który je akceptuje i zgodnie z nimi postępuje. Jako przykład tego podejścia eksternalnego (zewnętrznego punktu widzenia) - opisy odkrywców, którzy pojechali do tzw. dzikich ludów i te pierwsze opisy co się tam dzieje, oni to opisują z jakiegoś punktu widzenia, jest taki genialny fragment w „Podróżach Guliwera”, kiedy go pojmano przez liliputów, i królewscy urzędnicy taki opis sporządzili (ciekawe czy zgadniecie o co chodzi): „z prawej sekretnej kieszonki zwisał ogromny srebrny łańcuch, przyczepiony do ukrytej na jej dnie zadziwiającej machiny. Zażądaliśmy aby wyciągnął to co znajduje się na drugim końcu łańcucha i okazało się, że to przedmiot kulisty, po części srebrny po części uczyniony z przeźroczystego metalu a na owej przeźroczystej stronie ujrzeliśmy dziwne figury… Sądzimy, że jest to albo nieznane dotąd zwierzę albo bóg, któremu on oddaje cześć. Skłaniamy się ku temu drugiemu, bowiem powiadomił nas, jeżeli pojęliśmy go dobrze, że nazwał go swą wyrocznią, która wskazuje na czas wszelkich czynności jego życia”. Klasyczną postacią uczestnika jest sąd.
język kreuje rzeczywistość
pojęcie „aktów mowy” - wyróżniamy w nim trzy elementy: kiedy formułujemy jakiś akt to tworzymy jakiś ciąg foniczny, czyli każdy taki akt mowy posiada treść propozycjonalną np. mówimy „pada deszcz”, ten aspekt wypowiedzi to jest tzw. lokucja; ta wypowiedź jest używana i tę wypowiedź „pada deszcz” możemy użyć w różnych celach /intencjach/, to może być albo proste stwierdzenie, albo ostrzeżenie, albo rada, albo jakaś propozycja i ten drugi element to jest tzw. illokucja (siła illokucyjna), to się też wiąże z presupozycjami, Tobor ma taką gościnną koleżankę która - kiedy jest u niej - mówi „o! tam też byli goście ale już poszli”, niby taki zwykły opis ale i presupozycja i siła illokucyjna jest tu całkiem inna, my używamy tego w różnych rzeczach, np. ktoś mówi „drzwi są otwarte” (lokucja) a siła illokucyjna może być tu różna, ktoś może mieć na myśli np. że skoro drzwi są otwarte to nie trzymaj mnie za kolano bo ktoś zobaczy, ktoś inny mówiąc „drzwi są otwarte” daje nam znać żeby je zamknąć, to może być też ostrzeżenie itd.; perlokucja to jest pewien skutek który powstaje u odbiorcy, polegający na zmianie jego stanu mentalnego po usłyszeniu wypowiedzi, zarzuca się to tej koncepcji że jest to jej najsłabszy aspekt, że tu się miesza te skutki konwencjonalne z niekonwencjonalnymi (będzie o tym mowa później, przy implikaturze).
Ten tekst prawny i te różne środki przy nim to one coś czynią i to się nazywa wypowiedzią performatywną. Wypowiedź formatywna czyni coś, jeżeli formułuję taką wypowiedź jak np. „obiecuję przyjść jutro” to nie jest tylko sformułowanie wypowiedzi, ale to jest wywołanie pewnych skutków, szczególnie w prawie; czy milczenie jest aktem mowy? Tu trzeba być bardzo ostrożnym. Tekst prawny to jest pewnego rodzaju performatyw, bo tekst prawny kreuje rzeczywistość. Większość rzeczy która nas otacza jest wykreowana przez prawo. To co kreuje rzeczywistość to nie jest tekst, to co kreuje rzeczywistość to jest znaczenie temu tekstowi przypisane, bo mamy tekst i na podstawie tego tekstu jeden wywołuje taki skutek i mówi „masz uprawnienie” a drugi sąd mówi „nie masz uprawnienia”.
Różnice pomiędzy dwoma światami (światem prawniczym a światem zwykłym/normalnym/rzeczywistym):
kto żyje w poszczególnych światach? Ktoś inny żyje w tym świecie, który jest wykreowany przez język ogólny (mali, duzi, łysi, brunetki, blondynki itd.) a ktoś inny w świecie wykreowanym przez język prawny (np. akcjonariusze, prokuratorzy, fundacje, płatnicy podatków, stony). Świat języka prawnego ma więcej podmiotów, bo każda jednostka fizyczna występuje pod różnymi funkcjami.
te podmioty w świecie prawnym są wymyślone. Ma on strukturę dyskretną, ta cech dzieli ten świat na dwie kategorie: tych którzy posiadają tę cechę i tych którzy jej nie posiadają. Ta cecha jest często związana z relacją do innych podmiotów. Np. wiek jest tu ściśle określony np. młodociani, pełnoletni, nieletni, nie ma tu starszych i młodszych
w tym świecie jest też czasem całkiem inaczej liczony czas np. 7 dni, miesiąc, jest to czas liczony między konkretnymi zdarzeniami
inna kategoryzacja, odmienne stany np. kupno gazety w świecie prawnym to czynność prawna, w świecie rzeczywistym tego nikt nie widzi w ten sposób
w świecie prawnym powołujemy do życia, funkcja kreatywna, nagle powstanie spółka
przypisywanie nieempirycznych cech np. uprawnienia, obowiązki, przypisujemy je na podstawie znaczenia tekstu
Wykład 5 - 5.05.2010
dr Pietrzykowski
Pojęcie obowiązywania prawa jest oczywiście znane każdemu prawnikowi, posługujemy się nim od samego początku edukacji prawniczej. Co się ma na myśli mówiąc o obowiązywaniu prawa?
W takim najbardziej tradycyjnym rozumieniu, rozpowszechnionym zwłaszcza w polskiej literaturze prawniczej, pojęcie obowiązywania prawa utożsamia się z metanormą. Jeżeli mówimy, ze jakaś norma obowiązuje, czy jakiś przepis obowiązuje to tak naprawdę formułujemy metanormę drugiego stopnia, która mówi, że ten traktujący przez nas jako obowiązujący przepis czy normę należy realizować, czyli jak się jest adresatem indywidualnym to przestrzegać a jak się jest organem stanowiącym to stosować. To jest ujęcie, które trudno uznać za zadowalające, bo z czego wynika moc obowiązująca tej metanormy, która nam nakazuje przestrzeganie innych norm? Po drugie, niektórzy mówią, że takie ujecie prowadzi do zbędności takiej kategorii obowiązywania, która tak naprawdę sprowadza się do tego, że mamy robić to do czego jesteśmy zobowiązani zgodnie z jakąś normą prawną, czyli mamy obowiązek robić to do czego jesteśmy zobowiązani, jedna z tych kategorii jest jakby niepotrzebna, bo to wynika jakby wprost z treści danego przepisu, że np. mamy obowiązek złożyć zeznanie podatkowe.
Stąd są inne próby, jak gdyby alternatywnej odpowiedzi na to pytanie - na czym polega obowiązywanie prawa? Do jednej z najbardziej udanych i przekonujących należy wyjaśnienie pojęcia obowiązywania prawa w kategorii racji postępowania tzn., że obowiązywanie normy, status uzyskania statusu normy obowiązującej polega na tym, że ta norma się staje racją postępowania dla jej adresatów, czyli dana norma jest dla jej adresatów obowiązująca wówczas, kiedy stwarza dla nich rację zachowania się w sposób, który przez tę normę jest przewidziany.
Główny klasyk /twórca/ tej koncepcji dodaje do tego, że obowiązywanie karne tym się charakteryzuje, że normy prawne nie są tylko, kolejnymi racjami postępowania do zrobienia tego co w danej normie jest przewidziane, oprócz całej masy racji które do tego postępowania możemy mieć, o to żeby w dany sposób postąpić. Krótko mówiąc jak mamy normę prawa karnego, że nie wolno zabijać, czy jak się wyrządzi szkodę to trzeba ją naprawić, to nie jest tylko tak, że mamy kolejną prawną rację do tego żeby w ten sposób się zachować, obok całej macy innych, zdroworozsądkowych, moralnych i innych powodów które nas mogą skłaniać do tego, żeby w dany sposób się zachować, to jeszcze dochodzi dodatkowo przesłanka prawna wynikająca z tego, że uznajemy za obowiązującą taką normę prawną. Otóż normy prawne są takimi racjami chronionymi, racjami wykluczającymi. Polega to na tym, że one nie tylko same w sobie są taką merytoryczna racją, żeby postąpić tak jak mówi dany przepis, ale jednocześnie są racją wykluczająca wszelkie inne konkurencyjne hipotetyczne racje, które mogłyby w danych okolicznościach skłaniać nas do zachowania się w inny sposób. One zastępują jak gdyby wszystkie inne motywy którymi moglibyśmy się kierować w danych okolicznościach zastanawiając się co zrobić. Np. jak mamy do 30 kwietnia rozliczyć się z podatku za ubiegły rok to, to nie jest na gruncie tej koncepcji racja tam, że mam różne powody które mogłyby mnie składać np. żeby te pieniądze które musielibyśmy w innym przypadku zapłacić do urzędu skarbowego przeznaczyć na wycieczkę albo kupić sobie nową sukienkę, czy cokolwiek innego, a drugiej strony mamy konkurencyjną rację która mówi - zapłać podatek do urzędu skarbowego bo taki masz obowiązek prawny, tylko ta racja prawna wyklucza branie pod uwagę wszelkich innych, skoro mamy taki obowiązek prawny to wszystkie inne hipotetyczne argumenty, które moglibyśmy brać pod uwagę są wykluczone z jakby naszego rozumowania faktycznego. Ta norma prawna mówi „masz zrobić to co ci mówię obojętnie jakie byś miał inne powody, które mogłyby przemawiać za tym żeby zrobić coś innego”.
Drugim problemem związanym z obowiązywaniem prawa to są tzw. kryteria obowiązywania, które mają nam odpowiedzieć które normy prawne i dlaczego, mamy uznać za obowiązujące. Już na I roku poznaliśmy trzy kryteria obowiązywania prawa:
Kryterium tetyczne - to jest odwołanie się przede wszystkim do autorytetu prawotwórczego, do kompetencji prawotwórczej; normy obowiązują wtedy, kiedy zostały ustanowione, pochodzą od kogoś, kto taka kompetencję do ustanawiania wiążących norm posiada, zostały ustanowione zgodnie z obowiązującą procedurą, w odpowiedniej formie, w ramach materialnej kompetencji itd. kolejne warunki, które składają się na to kryterium to jest promulgacja, niesprzeczność z normami wyższej rangi, to, że nie zostały uchylone i w naszym porządku konstytucyjnym mamy to kryterium tetyczne sformułowane w postaci obowiązujących norm konstytucyjnych - rozdział Źródła prawa.
Kryterium aksjologiczne - możemy mieć z nim do czynienie zarówno w ujęciu negatywnym (że nie są traktowane jako obowiązujące normy które nie spełniają pewnego minimalnego standardu aksjologicznego nawet jeżeli pod względem tetycznym wszystkie warunki zostały spełnione, np. nowelizacja kodeksu pracy - art. 151 3 lata temu wprowadzony - praca w święta w placówkach handlowych jest niedozwolona - tak się złożyło, że ten przepis wszedł w życie tuż przed świętami Wszystkich Świętych, zaraz potem jak to nabrało mocy prawnej, stało się w sensie tetycznym obowiązującym przepisem, okazało się, że np. w święta stacje benzynowe muszą być zamknięte, bo oni handlują benzyną i innymi rzeczami; od razu wybuchła panika, no bo jak to, we Wszystkich Świętych przecież miliony ludzi jeździ, na cmentarze i to nieraz bardzo daleko, a tu akurat w ten dzień nie będą mogli zatankować; ponieważ nie dało się problemu rozwiązać w sposób ustawodawczy bo już kilka dni do tego święta zostało, no to organ, który jest zobowiązany do tego, żeby egzekwować te przepisy (Państwowa Inspekcja Pracy), dała taki publiczny komunikat, że nie będą kontrolować tego, przepis sobie jest, ale nikt nie zostanie ukarany za to, że będzie ta praca świadczona w placówkach handlowych w to akurat święto.
Wielu twierdzi, że jak gdyby weryfikowanie obowiązywania, w tym tetycznym rozumieniu tego słowa, przepisów prawnych w oparciu o to czy się je uważa za sprawiedliwe czy też nie, czy się je uważa za uchwalone w sposób przyzwoity czy nieprzyzwoity, czy się je uważa za godzące w prawa słusznie nabyte, to jest takie nic innego, jak takie przy otwartej kurtynie, posługiwanie się w sposób nieskrępowany posługiwanie się kryterium aksjologicznym; jeśli przepis jest w dostatecznym stopniu niesprawiedliwy to przestaje być obowiązujący itd. w gruncie rzeczy mamy tutaj do czynienia z weryfikacja jakby aksjologicznego ugruntowania tych przepisów uchwalonych przez Parlament i obowiązujących w tych tetycznych kategoriach. Z drugiej strony to kryterium aksjologiczne może działać też odwrotnie, nie tylko jako pozbawienie mocy obowiązującej tych przepisów, które spełniają te kryteria tetyczne, ale jako uznanie mocy obowiązującej takich norm, które nie spełniają tych kryteriów tetycznych, czyli nie spełniających testu pochodzenia. Jako przykład może służyć cała masa zasad prawnych np.: nemo plus iuris ad alium transferre potest quam ipse habet (nikt nie może przenieść na drugą osobę więcej praw niż sam posiada), in dubio contra fiscum (wątpliwości rozstrzyga się na korzyść podatnika), nie jest to coś co w sensie tetycznym by obowiązywało, a jednak bardzo często odwołujemy się do tej zasady tak jakby to był normalny przepis uchwalony przez ustawodawcę.
Kryterium behawioralne - obowiązują te normy, które są powszechnie stosowane, przestrzegane, które w praktyce funkcjonują niezależnie od tego czy aksjologicznie zasługują na to, po prostu wszyscy je respektują w związku z tym trzeba je traktować jako obowiązujące. Np. zasada dyskontynuacji prac parlamentu (zwyczajowa zasada, zgodnie z którą parlament, który kończy swoją kadencję zamyka wszystkie sprawy nad którymi pracował (niezależnie od tego, na jakim etapie się znajdują) i nie przekazuje ich nowemu parlamentowi), dyrektywy interpretacyjne jak np. lex specialis derogat legi generali
Te dwa ostatnie kryteria mogą wydawać się marginalne, jednak nieraz one mają charakter przesądzający.
Relacja dwóch pojęć: obowiązywanie i stosowanie prawa:
Mamy tutaj do czynienia z dwoma stwierdzeniami, z którymi niewielu prawników by się nie zgodziło, szkopuł polega na tym, że są one ze sobą w sposób oczywisty sprzeczne.
Pierwsze z tych stwierdzeń, można go nazwać taka pierwszą intuicja prawniczą, że przepisy obowiązujące się stosuje a nieobowiązujące się nie stosuje. Jest to stwierdzenie wydaje się, że zakrawające na rzeczywistość. Druga intuicja prawnicza - przepis obowiązuje po wejściu w życie i przestaje obowiązywać po uchyleniu. Problem polega na tym, że te dwie intuicje są nie do pogodzenia, jeżeli prawdziwa jest pierwsza to nie jest prawdziwa druga i na odwrót. To wynika z oczywistego, bezdyskusyjnego faktu, że przepisy przepisy często się stosuje również po ich uchyleniu. Skoro tak jest, to pytanie czy po uchyleniu te przepisy obowiązują nadal? Bo jeżeli mamy stosować tylko obowiązujące, a ten bez wątpienia jest stosowany to może to znaczyć, że on dalej obowiązuje. A więc jego uchylenie nie oznacza że on nie obowiązuje bo się go nadal stosuje. Z drugiej strony możemy przyjąć, że się stosuje - on już nie obowiązuje bo został uchylony, a to by znaczyło, że się stosuje nieobowiązujący czyli, że nie jest prawdziwa pierwsza z tych intuicji. Takim praktycznym przejawem tego zamętu pojęciowego, który w języku prawniczym i poniekąd w prawnym na ten temat funkcjonuje, jest też problem który już w bardzo konkretnej postaci już przed TK się pojawia właściwie od czasów jego powołania do życia, mianowicie na ile TK może badać przepisy które - w chwili wydawania orzeczenia, rozpoznawania sprawy - już zostały uchylone, czy one utraciły czy nie utraciły mocy obowiązującej skoro wchodzi w rachubę jeszcze ich stosowanie. W związku z tym, że te dwie fundamentalne intuicje prawnicze popadają ze sobą w sprzeczność, wynika z tego dylemat - czy wynika z tego, że te przepisy derogowane dalej obowiązują (ale wtedy pytanie - czy ta derogacja nie byłaby w sposób oczywisty contra lege? Bądź z drugiej strony - jeśli ta derogacja jest prawdziwa, przepis został uchylony, nie obowiązuje, to dlaczego go nadal stosujemy?). Żeby wybrnąć z tego problemu, trzeba przede wszystkim odróżnić dwa okresy: okres przynależności przepisu do systemu prawnego i okres jego stosowalności. To są dwa odcinki w czasie, które na ogół się nie pokrywają.
Ten pierwszy, najbliższy osi czasu, to okres przynależności przepisu do porządku prawnego, można by było przynależność rozumieć w ten sposób, że przepis zostaje włączony do porządku prawnego z chwilą jego ogłoszenia, z chwila promulgacji. Pewnym argumentem pośrednim, przemawiającym za takim rozumieniem pierwszego punktu od którego przepis należy do danego systemu prawnego, jest też norma konstytucyjna, która mówi, że akty prawa międzynarodowego po ich ratyfikacji i ich ogłoszeniu w dzienniku urzędowym (np. Dz. U.), staja się częścią polskiego porządku prawnego. Ten okres przynależności, ma cały szereg różnych konsekwencji, chociażby tę najprostszą, że nie można go usunąć z tego porządku prawnego inaczej niż poprzez odpowiednią procedurę derogacyjną. A więc czas przynależności to czas od ogłoszenia do derogacji, derogacja w tym przypadku oznaczałaby usunięcie danego przepisu z systemu prawnego.
Okres stosowalności, który się na ogół nie pokrywa ani w punkcie początkowym ani w końcowym tego okresu przynależności, bo przecież po ogłoszeniu przepis tak sam z siebie nie staje się stosowany, musi jeszcze wejść w życie, musi upłynąć vacatio legis i dopiero wtedy musi być stosowany, natomiast do tego momentu nie może być stosowany. Okres stosowalność także w tym końcowym okresie się nie pokrywa, bo chociażby w stosunku do oceny skutków które miały miejsce przed derogacją, ten przepis znajduje zastosowanie. Jeśli np. zawarcie umowy sprzedaży pociągało za sobą jakieś konsekwencje podatkowe, że zawierając taką umowę miałem zapłacić podatek od czynności cywilnoprawnej i zawarłem tę umowę gdzieś tam pośrodku, to nawet jeżeli ten przepis został później uchylony a wytropił mnie urząd skarbowy, że ja wcześniej zawierając umowę nie zapłaciłem tego podatku, to na podstawie tego przepisu mi go przecież wymierzą, to, że on już w tym momencie nie obowiązuje nie ma tu żadnego znaczenia. Wiec okres stosowalności trwa dalej, nie ma żadnego konkretnego punktu w którym się kończy. Można powiedzieć, że ta stosowalność wygasa w miarę jak w naturalny sposób przestają podlegać ocenie prawnej zdarzenia, które miały miejsce w okresie, w którym ten przepis należał do porządku prawnego.
Jak w takim razie zdefiniować czas obowiązywania przepisu? Nakładając na siebie te dwa okresy można - żeby pogodzić ze sobą wspomniane wcześniej dwie intuicje - powiedzieć, że z obowiązywaniem prawa mamy do czynienia wówczas kiedy są spełnione oby dwa warunki, tzn. że przepis zarówno należy do porządku prawnego jak i jest stosowany. Jeżeli tylko jeden (pierwszy) z tych warunków jest spełniony to jeszcze nie jest obowiązujący , a jeśli przepis uległ derogacji to tylko jest stosowalny, nie ma już mocy obowiązującej. W ten sposób otrzymujemy jakieś wyjście, które umożliwia pogodzenie tych dwóch intuicji prawodawcy. Nieco innym rozumienie obowiązywania prawa posługuje się TK, bo TK, który może badać wyłącznie akty prawne, które mają moc obowiązującą, ma kompetencje zarówno do tego, żeby kontrolować akty które jeszcze są w okresie vacatio legis i również może badać konstytucyjność przepisów, które już zostały derogowane, ale jeszcze są stosowane. W „trybunalskim” rozumieniu obowiązywania prawa chodzi bardziej o alternatywę tych okresów niż ich koniunkcję.
Problematyka intertemporalna - problematyka stosowania przepisów do faktów które miały miejsce przed ich wejściem w życie, bądź też stosowania przepisów prawa dawnego do faktów, które miały miejsce już po utracie przez nich mocy obowiązującej.
|
||||||||
Prawo dawne |
Prawo nowe |
|
|
|
|
|
|
Derogacja
Podstawową, wyjściową regułą intertemporalną, lekceważoną bardzo często z powodu swojej oczywistości, jest zasada tempus regit actum (dany fakt prawny podlega ocenie na podstawie tych przepisów, które obowiązują w chwili kiedy ten fakt zachodzi). Skoro stosujemy tę zasadę jako coś oczywistego, co się stosuje często nawet nieświadomie, to się okazuje, że zasada lex retro non agit staje się zbędna (ta zasada lex retro non agit w tym sformułowaniu jest wymysłem polskim, tzn. nigdzie poza Polską nie znają takiej zasady jak lex retro non agit). Lex retro non agit jest niczym innym jak tylko pewnym aspektem zasady tempus regit actum.
Od tej zasady tempus regit actum w zasadzie, w tym takim najprostszym ujęciu, możemy mieć hipotetyczne dwa odstępstwa: w jedną stronę - polegającą na retroakcji, czyli wtedy kiedy do oceny dawnych faktów prawnych stosujemy nowe przepisy. I oczywiście znowu nie takie niesłychane, ani nie w każdym przypadku takie wątpliwe z punktu widzenia pragmatyki, moralności czy czegokolwiek, wszystko zależy od okoliczności, bo mamy np. głęboko ugruntowaną w prawie karnym zasadę lex mitior retro agit (czyli że względniejsze dla sprawcy przepisy nowo ustanowione działają z mocą wsteczną, art. 4 k.k) - to jest wyraźne odstępstwo od zasady tempus regit actum.
Miewamy również do czynienia z odstępstwem w drugą stronę - polegającym na tym, że nowe fakty ocenia się w oparciu o przepisy które obowiązywały wcześniej, to się nazywa dalszym działaniem ustawy dawnej albo prawa dawnego. W jakich okolicznościach się to dzieje? Otóż w tych najbardziej typowych źródłach komplikacji intertemporalnych, czyli w przypadkach, w których ten stan faktyczny który podlega ocenie, nie jest przez nas traktowany jako takie izolowane zdarzenie, które w konkretnym momencie nastąpiło, tylko jako pewien fragment rozciągającego się w czasie jakiegoś takiego bardziej złożonego zdarzenia prawnego, np. stosunku prawnego który z natury rzeczy może trwać bardzo długo (np. stosunek pracy, bycie studentem). Tutaj typowo wyróżnia się dwie możliwe alternatywy: dalsze działanie prawa dawnego albo bezpośrednie działanie prawa nowego. Bezpośrednie działanie prawa nowego rozumiane jest w ten sposób, że do tych toczących się sytuacji prawnych od chwili wejścia w życie nowego przepisu stosuje się ten nowy. Ukształtowanie się takiej zasady, jak bezpośrednie działanie prawa nowego, jest kolejnym dowodem na szkodę jaką w myśli prawniczej wyrządza to, że nie doceniamy zasady tempus regit actum, bo to jest nic innego, jak wyłącznie inne przebranie zasady tempus regit actum. Bowiem musimy sobie uświadomić, że w ramach takich rozciągających się w czasie stosunków, sytuacji prawnych itd.. na ogół mamy do czynienia z jakimiś konkretnymi zdarzeniami np. jak ktoś jest studentem no to zdaje egzamin, oddaje indeks, bierze urlop, dostaje stypendium, jest to ciąg konkretnych wydarzeń, których skutki prawne są częściowo uzależnione od tego, że on posiada ten status, w związku z czym powiedzenie, że zasada bezpośredniego działania prawa nowego od chwili wejścia w życie nowych przepisów, my je stosujemy do tej sytuacji w toku, nie jest niczym więcej, jak powiedzenie innymi słowami, że do tych zdarzeń, które wewnątrz tego stosunku prawnego, czy na gruncie tego statusu prawnego które będą się w przyszłości wydarzały będziemy stosowali przepisy nowe. A więc jest to inna odsłona, inne wyrażenie zasady tempus regit actum. Tutaj nam wychodzą bardzo często sytuacje, w których dochodzi do tego odstępstwa odwrotnego niż zasada retroakcji, czyli odstępstwa polegającego na tym, że do faktów które zachodzą do wejścia w życie tych nowych przepisów stosuje się jeszcze przepisy dawne, np. w sytuacji do których przepisy przejściowe mówią, że do jakiegoś określonego czasu, stosuje się przepisy dotychczasowe.
Reguły intertemporalne, a więc to jak rozstrzygnąć problemy intertemporalne, możemy znaleźć: w przepisach wprowadzających, przejściowych (np. art. 620 KSH), czy ogólnych danej ustawy; poszukując ich stosując analogię; stosując zasady intertemporalne np. tempus regit actum czy lex retro non agit; nowe prawa nie mogą wkraczać w prawa słusznie nabyte - to się wiąże z dyrektywą wykładni w zgodzie z Konstytucją.
Podsumowując te poszczególne przypadki krystalizuje nam się pewien obraz, który mówi, że mamy możliwość traktowania przepisów które już zostały derogowane jako przepisów nieobowiązujących choć jeszcze stosowanych. Ale z czego wynika ta stosowalność po derogacji, jeśli nie z faktu obowiązywania? Najsensowniejszym wytłumaczeniem wydaje się, że stosowalność hipotetyczna, potencjalna, stosowalność przepisów które już zostały derogowane wynika z tego, że choć one nie obowiązują w momencie wydawania rozstrzygnięcia, to obowiązuje w tym momencie wydawania rozstrzygnięcia zasada tempus regit actum, która odsyła do już nieobowiązujących przepisów. A więc nieobowiązujące przepisy mogą być stosowane na podstawie obowiązujących norm, które odsyłają nas do tych dawnych przepisów.
Problem derogacji TK (trybunalska). To wszystko o czym mówiliśmy to dotyczy takiej najbardziej typowej sytuacji, kiedy do uchylenia tych poprzednich przepisów dochodzi w wyniku zmiany ustawodawczej. Coraz częściej mamy do czynienia z sytuacjami, w których utrata mocy obowiązującej jakichś przepisów wynika z orzeczenia TK, który stwierdza niezgodność z Konstytucją RP w związku z czym one tracą moc obowiązująca po wejściu w życie takiego wyroku. Czy te same zasady się stosuje do utraty mocy obowiązującej w wyniku stwierdzenia niekonstytucyjności danego przepisu prawnego które by się stosowały w wyniku normalnego uchylenia?
Można by było powiedzieć, że jest tak samo tempus regit actum, że są tak samo stosowane po stwierdzeniu ich niekonstytucyjności jak każdy inny przepis tylko, że wtedy musielibyśmy się pogodzić z tym, że po wydaniu przez TK wyroku, jeżeli by sąd powszechny oceniał jakiś fakt z przeszłości który by podlegał temu później uznanemu za niekonstytucyjny przepisowi, to musiałby się posługiwać tym przepisem, mimo tego, że wie że on jest niekonstytucyjny.
To byłoby z różnych powodów trudne do zaakceptowania. Po pierwsze dlatego, że mamy możliwość wznawiania tych starych postępowań (byłaby tu oczywista niespójność), po drugie byłby problem ze sprawą na której kanwie doszło do stwierdzenia niekonstytucyjności, ponieważ do niej stosowano by ten później stwierdzony jako niekonstytucyjny przepis (a więc skarga konstytucyjna nie byłaby opłacalna, nie miałaby sensu). Trzecią możliwością jest wyłączenie tempus regit actum i powiedzenie, że jeśli TK orzeka że przepis jest niezgodny z Konstytucja to przepis ten już w ogóle nie może być stosowany ani do faktów które będą miały miejsce po stwierdzeniu niekonstytucyjności ani do faktów z przeszłości które dopiero byłby przedmiotem rozpoznania, czy rozstrzygania w przyszłości. Tak więc derogacja trybunalska zasadniczo różniłaby się od derogacji ustawowej. Mianowicie derogacja TK miałby co do zasady charakter retroaktywny, czyli ten nowy stan prawny znajdowałby zastosowanie do wszystkich aktów mu podlegają, również tych które miały miejsce w przeszłości przed wydaniem wyroku przez TK. To jeszcze można by uznać za satysfakcjonujące rozstrzygnięcie, gdyby nie to, że mamy jeszcze dodatkowa komplikację z tym związaną, mianowicie odroczenie wejście w żucie wyroku TK (TK może w zależności od rodzaju aktu jaki podlega ocenie odroczyć wejście w życie swojego wyroku na czas do 18 m-cy, w tym okresie vacatio sentencio , odpowiednikiem vacatio legis tylko w odniesieniu do tego wyroku eliminującego przepis sprzeczny z Konstytucja).
Co ma wtedy zrobić sąd, który ma orzec na podstawie przepisu, którego niekonstytucyjność została przez TK stwierdzona, ale ten wyrok jeszcze nie wszedł w życie? Niektóre sądy uznają, że dopiero wejście w życie tego wyroku TK materializuje skutki prawne tego orzeczenia, a więc do tego czasu przepis ten należy traktować jako przepis zachowujący moc obowiązująca. Inne mówią, że w żadnym wypadku nie można stosować przepisu którego niekonstytucyjność została już stwierdzona, bo to się kłóci jakby z wewnętrzną hierarchą aktów prawnych, w związku z tym w okresie tego odroczenia nie wolno stosować tego przepisu. A jeszcze inne sądy mówią, że w tym przypadku to sąd ma ocenić w danej sprawie czy powinien zastosować, czy nie powinien zastosować tego przepisu. Tak więc wszystkie możliwe rozwiązania są tutaj w praktyce stosowane.
Wykład 6 - 19.05.2010
Pozostajemy w nurcie językowym. Prawo traktujemy jako komunikat, zatem co on niesie?
Czytajmy orzecznia!
NSA: „interpretacja nie może być nieznośna”
Kazus: darowizna musi być na konto osobiste, a tata przelał nie na konto osobiste, tylko na konto dewelopera i co teraz? Czy obdarowany musi płacić podatek czy nie? - Jeśli na osobiste konto to przysługuje zwolnienie. NSA zdecydował, że gdyby się trzymać tekstu to interpretacja byłaby nieznośna.
Koncepcje znaczenia
Wyróżniamy dwie grupy:
a) referencjonalne
b) areferencjonalne
Referencjonalne - od starożytności do dziś, znacznie wypowiedzi odnosi się do czegoś co jest na zewnątrz języka, jest jego pozajęzykowy odpowiednik, znaczenie pozajęzykowe.
Jest ich kilka:
1. Psychologiczne - znaczenie jako element myśli
Ajdukiewicz: znacznie - to typ myśli mówiącego danym językiem, który pojawia się, gdy coś usłyszysz albo o czymś przeczytasz.
Wierzbicka: znaczenie jest tym co ludzie rozumieją, mają na myśli, gdy coś usłyszą np. lew go zaatakował.
2. Kognitywne - powiązanie myśli z czynnościami człowieka, znaczenie jest tym co stałe, nie tym co zmienne; to ,co nam się w głowie pojawia.
3. Behawioralne - czyli znaczenie to typ reakcji, typ zachowania jak my reagujemy na dane wyrażenie, jest reakcją na to co słyszymy. Znaczenie to zachowanie. Ta reakcja jest znaczeniem tej wypowiedzi, np. uciekaj stąd
4. Roman Ingarden: koncepcje bytów idealnych, intencjonalnych - znaczenie jko byty idealne np. Czerwony kapturek, dobro, sprawiedliwość itp.
Denotacyjno-konotacyjne - znaczenie jako cechy pewnych przedmiotów, wyraz odnosi się do rzeczy. Powodowało je dane użycie słowa np. „nie wywołuj wilka z lasu”, bo wykraczesz. To jest pewna konotacja - zespół cech dla danej klasy. Denotacje i konotacje.
Areferencjonalne
1. Znaczenie jako związek między wyrażeniami
znacznie to zbiór pewnych wniosków, konsekwencji wynikających z danego wyrażenia, np. co rozumiemy pod pojeciem, że ktoś jest łysy
2. Znaczenie jako sposób użycia danego wyrażeniami
Jedna z najciekawszych koncepcji
Wittgenstein: „nie szukajcie znaczenia, szukajcie użycia wyrażeń. Opis użyć to opis znaczenia.” Poznanie znaczenia wyrażenia jest podobne do musztry.
Tu elementy sytucyjne - intencja nadawcy.
Dlaczego to dla nas jako prawników ważne? - pojawiają się takie zwroty jak np. osoba najbliższa, osoba samotnie wychowująca dziecko, wspólne pożycie.
Przeczytać : czy można zażywać narkotyki nie posiadając ich? Bo posiadnie jest karalne.
Gdy mówimy o znaczniu to mówimy co jest prawem, czyli nasza decyzja o tym, jakie jest znaczenie decyduje jednoznacznie o tym co jest prawem.
Czy sądy ustalają jakie jest prawo czy jakie być powinno? Sąd według niektórych wydając decyzję interpretacyjną ustala jakie prawo powinno być. Formułuje regułę, czyli jak być powinno np. co to jest wspólne pożycie.
Bezstronny sędzia - sędzia zawsze musi być bezstronny, więc określenie zbędne
sędzia = bezstronny
Obowiązywanie prawa
Dlaczego mam postępować zgodnie z prawem?
Pewność prawa - czy to jest tautologia czy nie? To że coś jest prawem jednocześnie zawiera w sobie pewność.
Semantyka a pragmatyka
Jedno z największych osiągnięc - system jako abstrakcyjne narzędzie a użycie tego narzędzia: rozróżnienie między językiem a mówieniem.
W zależności od tego, co jest przedmiotem badania - język czy mówienie? To czym my się zajmujemy to jest użycie tego wyrazu, sposoby użycia wyrazu. Jeżeli patrzymy przez pryzmat prawa to ważne jest to co używamy.
Co badamy? To co się dzieje między prawodawcą a nami.
To co się dzieje między prawodawcą a nami to porozumiewanie się.
Stara koncepcja porozumiewania się - było traktowane jak wycieczka na pocztę (nadawca, odbiorca, odebranie przesyłki).
Komunikacja
→ kodyfikacja - informacja nadana przez ustwodawcę,
→ my musimy to prawidłowo rozpakować
System komunikacji - prawidłowe rozpakowanie tego co się dzieje
Czyli słowa zapakowane w kubły i wysłane trzeba rozpakować i odkodować.
nadawca → kodowanie → sygnał → odkodowanie → odbiorca
Kluczowe założenie - przekaz ten jest możliwy do zakodowania; najpierw jest myśl, intencja prawodawcy i przesłanie nam tej inforamcji. Koncepcja od lat 80tych XX w.
Paul Grice
Koncepcja Grice'a - system kodu został zastąpiony systemem inferencyjnym. Zakłada prostotę, system kodu został zastąpiony systemem inferencyjnym. Komunikat rozpada się na dwie części
a) część kodowana semantycznie (tradycyjna)
b) część implikowana - jest ich cały szereg
Ten nowy nurt upatruje istotę języka w zdolnościach inferecnji: użytkownik języka posiada zdolność inferencji. Interpretator jest konieczny alby wydobyć dodatkowe treści.
Jest to pojęcie implikatury - sedno - to co konwencjonalnie oznaczają jakieś słowa, jest to coś co stanowi punkt wyjścia. Treści implikacyjne wykraczają często poza literalne znaczenie.
Bez sensu jest wpatrywać sie w palec z nadzieję na to, że dowiemy się co on wskazuje. Właściwie implikowane znaczenia przekazują to co jest konwencjolnalne, np. „pada deszcz” w zależności od sytuacji będzie mieć znaczenie
mówię do syna: „wyjdź z psem”, a on „pada deszcz”, czyli nie powiedział pada deszcz a tylko że nie idzie, nie chce, zimno itd.
np.„możesz podać mi sól?” - podaj
„masz zapłki” - „nie palę”
„jest Dziekan” - „dziś piątek”
dwoje a mam dwa
↑ ↑
ile masz dzieci? masz jakieś piwa w lodówce?
Koncepcja ta jest związana - implikowane znacznie jest dedykowane, gdy rozmówca przekazuje informacje najbardziej istotne - jest zasada współpracy, czyli jest zawarta w treści zasady kooperacji - współpracy:
„wnoś swój wkład do konwersacji tak jak tego wymaga w danym jej stadium cel czy kierunek wymiany słów, w którym uczestniczysz”
Składa się z czterech maksym:
→ jakości
→ ilości
→ stosunku
→ sposobu
według prof. Tobora niezbyt dobrze, inaczej te cztery maksymy:
1. reguła prawdziwości - wypowiadaj tylko takie sądy, w które sam wierzysz, mów prawdę, mów to, w co wierzysz (mniej stosowane u nas)
2. reguła informacyjności - nie przekazuj ani więcej ani mniej informacji adresatowi niż to jest potrzebne; tyle ile dokładnie potrzeba
3. reguła rzeczowości - niech treść twojej wypowiedzi nie oddala się zbytnio od kierunku konwersacji, mow na temat
4. reguła organizacji - nadaj jej taką formę aby odbirca miał jak najmniejsze wątpliwości z przypsaniem jej znacznia, z odbiorem twoich słów.
Komunikat
(od prawodawcy)
to co jest semantycznie to co jest implikowane
kodowane
(znaczenie językowe,
dosłowne)
konwencjonalnie konwersacyjnie
np. dzień dobry zrelatywizowane
do dyskursu
uogólnione uszczegółowione
Tekst literalny to punkt wyjścia, ale nie możena na tym poprzestać. My nadmiernie skupiamy się nad semantyką - źle! To co mówi się o wykładni językowej to tylko część, punkt wyjścia, ale nie wolno na tym poprzestać, Trzeba komunikat infrenować - to co jest implikowane konwencjonalnie, konwersacyjnie i uogólnione np. dzisiaj spotykam się z kobietą - wiadomo, że nie z matką, żoną, córką ☺
Martin Shapiro “Sędziowie jako kłamcy“
Copyright (c) 1994 by the Harvard Society for Law & Public Policy, Inc.; Martin Shapiro
Zasadniczo zgadzam z profesorami Graglia and Merrillem, jednak uważam obydwu za nadmiernych optymistów. Nie potrafią oni dostrzec i uznać podstawowego paradoksu, jaki wpisuje się w nasz system sądowniczy.
Sądy z samej swojej natury są instytucjami powołanymi do rozstrzygania sporów między stronami. W każdym systemie wymiaru sprawiedliwości, w którym bieżącym rozstrzygnięciom - takim jak orzeczenia w konkretnej sprawie - przypisuje się pewną precedensową wagę, sądy tworzą prawo, kształtują politykę publiczną, bądź przynajmniej dokonują wyborów istotnych w wymiarze publicznym. Na paradoks składa się po pierwsze fakt, że sądy czasami kreują politykę publiczną lub tworzą prawo. Wobec tego, nie można mówić o “rządach prawa”, o ile koncepcja ta oznacza, że sędziowie zawsze stosują jedynie już istniejące przepisy. Sędziowie często tworzą reguły stosowane przy rozstrzyganiu spraw późniejszych, dlatego też uzasadnione jest twierdzenie, że tworzą prawo.
Drugi element paradoksu wiąże się z koniecznością przedstawienia decyzji stronie przegrywającej, co jest konieczne, skoro wszystkie sądy, łącznie z Sądem Najwyższym, rozstrzygają spory między stronami, z którymi muszą się komunikować. Czysto hipotetycznie, sądy mogłyby mówić przegrywającym: “Przegrałeś, bo my, sędziowie, dokonaliśmy wyboru, zgodnie z którym to ty powinieneś przegrać. Podejmując tę decyzję, uznaliśmy, że twoja przegrana leży w interesie społecznym.”
W praktyce jednak we wszystkich społecznościach, w których wyłonił się współczesny system sądowniczy, sądy uznały za niecelowe przedstawiać się jako organy rozstrzygające w oparciu o sędziowski kaprys. Jak zauważył profesor Merrill, we wszystkich współczesnych systemach i we wszelkich możliwych sprawach sędziowie mówią przegrywającym: “Nie przegrałeś dlatego, że tak wybrali sędziowie. Przegrałeś, bo tak stanowi prawo.” Jest to standardowa odpowiedź wypracowana w toku wielowiekowych i wielokulturowych eksperymentów, która musi stronę przegrywającą zadowolić.
Paradoks ten oznacza, że choć każdy sąd tworzy prawo przynajmniej w niektórych rozpoznawanych przez siebie sprawach, sędziowie z zasady muszą się wypierać swej prawotwórczej roli. Nie mam zamiaru krytykować czy bronić sądów jako instytucji; zwyczajnie stwierdzam ich egzystencjalne stanowisko na tym świecie. Powyższy paradoks jest dla nich chlebem powszednim; tak było, jest i będzie. I nie możemy zrobić nic, by temu zaradzić. Także same sądy nie mogą tej sytuacji zaradzić. Prawidłowość ta sytuuje sądy w szczególnej kategorii instytucji politycznych: pośród tych organów, które zawsze muszą zaprzeczać, że sprawują władzę polityczną, gdy w rzeczywistości taką władzę sprawują. Taka już natura sądów. Zawsze muszą przeczyć swojej roli prawotwórczej, jednak w praktyce tworzą prawo.
Stanowisko takie można by ładnie opisać w ramach historii uzasadniania, choć osobiście wolę określenie „kłamstwo”. Sądy i sędziowie zawsze kłamią. Kłamstwo jest nieodzowną częścią metodyki sędziego. Trzeba zwyczajnie wyzbyć się moralnego niepokoju w tej kwestii i spierać się raczej o to, jakie prawo sądy tworzą, kiedy i w jakim tempie to robią. Zaprzątanie sobie głowy dylematem, czy sędziowie powinni kłamać, czy też nie, jest mało rozsądne. Sędziowie muszą kłamać, bo taka jest natura działalności, której się podjęli.
Za podsumowanie posłużyć może tytuł piosenki. Przez cały ostatni dzień, także w tej właśnie chwili, kiedy na dworze szaleje najgorsza w tym stuleciu zamieć na Wschodnim Wybrzeżu, po głowie chodzi mi melodia. Jest to piosenka Dave'a Frishberga “Odcięty, odcięty, odcięty od świata, odcięty w zamieci kłamstw.”
Wykład 7 - 6.10.2010
Artykuł „Sędziowie jako kłamcy”. Autor podaje dwa argumenty, on uważa, że są dwa takie przekręty. Pierwszy przekręt polega na tym, że skoro jest koncepcja, że sędziowie stosują prawo, stosują już obowiązujące przepisy to ta koncepcja jest całkowicie pozbawiona sensu; większość tego co mamy w Konstytucji te wszystkie zasady to autor mówi że to są bzdury, nic takiego nie ma, bo nie ma prawa. Jak my rozumiemy rządy prawa, że cos jest przed, wszystkie te zwroty, że sądy stosują prawo sugerują, że coś jest uprzednio. Niestety w większości sytuacji tego prawa przed tym nie ma. Gdyby prawo było to po pierwsze - nie bylibyśmy potrzebni, sądy nie byłyby potrzebne, po co niby instancyjność sądowa jak jest prawo? To jest zdaniem Tobora najmocniejszy dowód na to, że nie ma prawa. ]
Drugi element tego paradoksu na który chce zwrócić uwagę autor artykułu, jest konieczność przedstawienia stronie, szczególnie stronie przegrywającej, pewnego uzasadnienia. Sąd hipotetycznie mógłby powiedzieć przegrywającym: „przegrałeś bo my sędziowie dokonaliśmy wyboru zgodnie z którym to ty powinieneś przegrać, podejmując tę decyzje uznaliśmy, że twoja przegrana leży w interesie społecznym”, gdyby tak powiedzieć to jest to cos co Hart nazywa gra „w kaprys sędziego”. Czy ktoś widział takie uzasadnienie? Nie. On mówi, że tak się utarło we wszystkich społeczeństwach w których wyłonił się jakiś system sądowniczy, sądy uznały, że to jest niecelowe. Wszystkie decyzje podejmowane przez sądy są podejmowane w inny sposób, sądy mówią tak: „nie przegrałeś dlatego, że tak wybrali sędziowie, przegrałeś, bo tak stanowi prawo”.
We wszystkich decyzjach są takie zwroty. Autor mówi, że być może są jakieś easy case, ale w zdecydowanej większości sądy muszą wybierać, tworzą prawo itd. i tu nie ma się co obrażać, temu nie można zaradzić itd. Autor specjalnie używa tego określenia „kłamstwo” bo można byłoby powiedzieć że jest tu pewien problem z uzasadnieniem, my często wynajdujemy różnego rodzaju słowa, że ktoś nie jest złodziejem tylko jest uczciwy inaczej, i cały szereg tego typu zwrotów. I autor też nie mówi, że sądy kłamią, tylko jest problem z uzasadnieniem. Kto by w Polsce napisał takie słowa? Sądy i sędziowie zawsze kłamią, kłamstwo jest nieodzownym elementem metodyki sędziego, trzeba się wyzbyć moralnego niepokoju w tej kwestii, nie spierać się czy sądy kłamią czy nie, tylko jak to robią, w jakim celu. Zaprzątanie sobie głowy dylematem czy sędziowie powinni kłamać czy też nie, jest mało rozsądne.
Sędziowie muszą kłamać, bo taka jest natura działalności której się podjęli. Autor artykułu mówi tak, że za podsumowanie może służyć tekst piosenki, „przez cały dzień, także w tej właśnie chwili, kiedy na dworze szaleje najgorsza w tym stuleciu zamieć we Wschodnim Wybrzeżu, po głowie chodzi mi melodia - odcięty, odcięty, odcięty od świata, odcięty od zamieci i kłamstw”. Interpretacja to nic innego jak takie szlachetne kłamstwo. Zinterpretować coś, to jest szlachetne kłamstwo, które serwujemy tym, których nasze decyzje dotyczą. Cały ten wykład zmierza tylko do jednego, do cytatu z Pisma Św. „Prawda was wyzwoli”. Tobor by chciał, żeby w naszych uzasadnieniach zmienił się paradygmat tych decyzji, żebyśmy nie brnęli w pierdoły (tak jak sądy które nie rozumieją co piszą), tylko żebyśmy napisali prawdę, a prawda jest prosta, trzeba powiedzieć „słuchaj, jest tekst, jest dziesięć możliwych rozwiązań, wybrałem ten bo to i siamto”. To co się wiąże z prawem to pewność, nie sprawiedliwość. Sprawiedliwość to reguła, a nikt nie chce reguł.
INTERPRETACJA
Są jak gdyby dwa podejścia do interpretacji: jedno podejście jest reprezentowane przez fałszywych proroków (nie wymieni Tobor ich imion), którzy twierdzą, że są tak zwane określone strategie interpretacyjne. Z czego to wynika? Jak już wcześniej Tobor mówił jest coś takiego jak „kompleks ojca”, dążenie do pewności. Większość się zgadza, że to co otrzymujemy od prawodawcy to jest tekst, to nie jest prawo tylko tekst, i dopiero potem różne rzeczy tam się dzieją i podejmowana jest ta konkretna historyczna decyzja. Oni mówią, że jak jest tekst, to żeby zachować pewność, żeby ta intuicja związana z pewnością była tu zachowana to przynajmniej powinien być taki paradygmat interpretacyjny, taka strategia interpretacyjna. Szczególnie w prawie podatkowym jest cały szereg publikacji które mówią „zróbmy taki paradygmat interpretacyjny. Proponują, aby w Polsce została wydana ustawa która mówiłaby jak interpretować prawo. W przekonaniu Tobora to jest całkiem fałszywe podejście. Taka wspaniała koncepcja to jest np. koncepcja Profesora Macieja Zielińskiego, to taka derogacyjna koncepcja prawa, on taką sekwencję układa: najpierw zrób to potem tamto, to taki gotowy szablon.
Tobor się z tym nie zgadza, Tobor uważa, że powinniśmy całkiem inaczej do tego podejść, stąd jedyna wskazówka która będzie przedmiotem naszego wykładu to jest to, że jak siadamy nad tekstem, ktokolwiek do nas przyjdzie, to pierwsza rzecz to identyfikacja sytuacji interpretacyjnej, czyli powinniśmy zawsze odpowiadać sobie na pytanie jak to się dzieje, że dochodzi do sporów, skąd się to bierze że mamy jeden tekst, jeden zwrot, przecinek czy coś innego i jedni mówią, że to jest czarne a drudzy, że to jest białe. Każde dobre uzasadnienie, każda dobra decyzja która od nas wychodzi, kiedy ludzie się do was zwracają? Kiedy są spory, kiedy są trudne rzeczy, a trudne rzeczy to są różne możliwości, i pierwsza sprawa to powiedzieć co to jest za rodzaj sytuacji interpretacyjnej.
Pojecie interpretacji:
Niezwykle ważną kwestią jest przyjęcie jakiegoś rozumienia interpretacji. Pojęcie interpretacji odgrywa tu niezwykle ważną rolę, i cały szereg sporów o jakiejś tam wykładni wiążącej itd., wszystkie te spory są możliwe dlatego, że się nie definiuje pewnego pojęcia. I gdyby na początku powiedzieć, że przez interpretację rozumiem to czy tamto to zdecydowana większość sporów zanika.
Jak popatrzymy na te wszystkie koncepcje to mamy dwa takie stanowiska:
Pierwsze, najbardziej rozpowszechnione również u nas w Polsce, to jest to, które mówi, że wszystko to co robią prawnicy określa się mianem interpretacji. To ma bardzo mocne uzasadnienie, to jest jak taka mantra którą powtarzamy, ponieważ interpretacja to jest to co wolno prawnikom robić. W naszej kulturze, takim legitymowanym sposobem działania prawników, to jest dokonywanie interpretacji. Pojęcie interpretacji jest tak szerokie, że tam się mieszczą tak różne rzeczy, że jeśli się temu bliżej przyjrzeć, jeśli ktoś chciałby powiedzieć co to jest ta interpretacja, to wyobraźmy sobie - w ramach tego szerokiego pojęcie praktycznie to nie jest możliwe. Takie szerokie rozumienie, że każde rozumienie tekstu jest interpretacją, to jest taka współczesna ortodoksja, to jest coś co jest najbardziej rozpowszechnione. Duża liczba autorów, mówi - zgoda, możemy sobie przyjąć takie szerokie pojęcie interpretacji ale konsekwencją tego jest to, że musimy dokonać pewnych podziałów (czyli wchodzą w zakres tego pojęcia różnego rodzaju czynności).
W ramach tego pojęcia musimy wyróżnić tak jakby trzy rodzaje interpretacji (takie jakby podrodzaje):
1) interpretacja kognitywna /poznawcza/ - polega to na ustaleniu różnych możliwych znaczeń tekstu prawnego, to ustalenie dokonuje się za pomocą różnych metod wykładni (np. językowej, celowościowej); patrzymy jak dotychczas w literaturze w komentarzach, orzecznictwie jakieś pojęcie było rozumiane, jakiś przepis jakiś zwrot, najczęściej będą dwa trzy możliwe rozumienia, gdyby tylko do tego nasza robota się ograniczyła to wtedy rzeczywiście ta czynność ma charakter poznawczy, to jest tak samo jak liczymy ilość studentów, drzew.
Dlaczego takie policzenie, opis czegoś mamy nazywać interpretacją? Tobor nie może sobie tego wyobrazić, bo co my tu interpretujemy? My po prostu ustalamy fakt, formułujemy stwierdzenia opisowe. Te wszystkie możliwe rozumienia, to nie tylko te co występują ale wszelkie możliwe rozumienia. Autor mówi, ze obowiązkiem interpretera jest nie tylko to co zastane ale też to co potencjalne, być może jest kilka innych rozumień, które dotychczas w dyskursie się nie pojawiły, zdaniem autora służą temu różne dyrektywy interpretacyjne. Jeśli opisujemy nie tylko te rozumienia zastane. Ale zaczynamy też wymyślać, to wtedy ta czynność interpretatora nie jest już czynnością o charakterze poznawczym, to już nie jest opis, tu wprowadzamy różne problemy językowe. Co się wtedy dzieje? Jak to nazwać? Główny problem polega na tym, że ten dyskurs, te akty mowy które używamy są niezwykle skomplikowane, wielu z nich nie potrafimy nazwać. Trudno wymyślić coś nowego. Każdy tekst ma swoją historię, szkoda czasu żeby zaczynać od nowa coś poszukiwać.
2) interpretacja rozstrzygająca - polegająca na wyborze jednego ze znaczeń ustalonych na poziomie interpretacji poznawczej, i tym samym - odrzucenie innych. Proszę tylko zwrócić uwagę, czy rzeczywiście to jest ten sam rodzaj czynności, wybór jednego z możliwych znaczeń to jest całkiem inna robota niż ustalenie jakie są możliwe. Jak to wybrać? Czym się kierować? Ta koncepcja jest niezwykle żywotna, mamy tu szereg mutacji np. literaturze anglosaskiej mamy interpretację opisującą znaczenie i interpretację przypisującą znaczenie, czyli ten pierwszy etap to byłby opis a drugi - przypisanie znaczenia.
Co to znaczy przypisać znaczenie? Znaczenie ustalamy czy zawsze je przypisujemy? Tysiąc razy będziecie używać wyrażenia, że jakiś tekst ma tak jakieś znaczenie, co to jest za rodzaj wypowiedzi? Czy to jest opis? Czy to jest nasza ocena? A może to jest wypowiedź o charakterze normatywnym? Jeśli sąd np. mówi że przepis ma „takie” znaczenie, to co on zrobił? On nie opisał, on powiedział, że to jest prawidłowe, spośród różnych znaczeń wyróżnił pewną kategorię, to jest wypowiedź normatywna.
Ta koncepcja zakłada, że interpretacja składa się z dwóch etapów:
to jest ustalenie wszelkich możliwych rozumień - tu powinniśmy przyjąć taką postawę bezstronnego obserwatora, kiedy ustalasz te możliwe rozumienia to tak jakby ciebie nie było, to jest nauka, oczywiście jeśli to są rozumienia zastane. Co to znaczy możliwe znaczenia, co jest tym kryterium? Nic nie wiemy;
drugi etap - ty już nie jesteś naukowcem, ty dokonujesz wyboru. Amerykanie piszą, że to już jest politycznie zorientowane, bo wtedy kierujesz się już czymś innym.
Czym się kierują sądy wybierając takie a nie inne znaczenie? Jedni mówią, że ten drugi etap jest zorientowany politycznie (Tobor tak nie uważa, to musi być umotywowanie prawne). Sądy nie pokazują, że oni wybierają, oni nie pokazują tej kolizji. Czy w systemie istnieje zawsze jedno prawidłowe rozstrzygnięcie i ono zawsze jest, czy też - może być kilka różnych?
Jedni mówią, że interpretacją jest opis zastanych czy też możliwych znaczeń tekstu.
Inni mówią, że interpretacją jest całkiem coś innego, jest to dokonywanie wyborów. Właśnie Denis Paterson, on to pokazuje, on mówi, że interpretacja ma charakter pasożytniczy, to nie jest ustalanie nowych znaczeń, my się bawimy już tymi zastanymi. Interpretacja wg Patersona polega na dokonywaniu wyboru, wtedy zaczyna się ważyć argumenty, różne rzeczy robić. To rozumienie musi już być, bo gdyby tego nie było - zwróćcie uwagę na takie świetny paradoks Wildenstein'a, że gdyby wszystko podlegało interpretacji to nigdy byśmy tego nie skończyli, byśmy całe życie dokonywali interpretacji, to musi się gdzieś zaczynać i gdzieś kończyć. Tu Tobor chce zwrócić uwagę na to, że jest to wybór jednego z możliwych rozumień.
Trzeci rodzaj interpretacji - 3) interpretacja kreatywna: kiedy przypisujemy wyrażeniu nowe znaczenie które nie pojawiło się w ramach znaczeń ustalonych w drodze interpretacji poznawczej. Ta ten temat można by bardzo długo opowiadać. Jedna z ciekawszych rzeczy to - kiedy się kończy interpretacja? Niemcy np. mają takie słowa które to rozróżniają, u nas nie ma czegoś takiego.
Jedynym sensownym rozumieniem interpretacji to jest ta koncepcja intencjonalistyczna, że interpretacja to jest ustalanie intencji prawodawcy.
Niektórzy uważają, że odwoływanie się do intencji jest złe, że powinniśmy wybrać taką interpretację która najbardziej pasuje do rzeczywistości. To, że prawnicy tak robią nie podlega dyskusji, ale czy rzeczywiście tego rodzaju czynności dalej powinniśmy nazywać interpretacją? Tobor się zgadza, że prawnicy poza dokonywaniem interpretacji robią bardzo różne rzeczy, tylko albo to wszystko nazwiemy, że to jest interpretacja (wtedy będzie mętlik), albo też nazwiemy sobie interpretacją ustalenie intencji, czymś innym będzie opis zastanych rozumień, czymś innym będzie dokonywanie wyboru, a czymś innym ta interpretacja twórcza (kreatywna) bo to jest pisanie tekstu na nowo.
Nie może wszystko co się dzieje na świecie być nazwane interpretacją. Musimy mieć świadomość tych różnych rodzajów czynności, które przy odczytywaniu tekstu robimy, żebyśmy sami mieli świadomość kiedy coś ustalamy, opisujemy, kiedy decydujemy się na wybór, a kiedy mówimy - tak nic nie ma, ale z różnych powodów tam przepis powinien być inaczej rozumiany, czy wtedy powiemy - to nie nasza rola. My to mówimy o interpretacji bez relatywizacji do interpretatora, a musimy sobie zdać że inaczej dokonuje interpretacji sąd a inaczej adwokat… to jest całkiem inna perspektywa.
Wykład 8 - 13.10.2010
Dzisiaj mamy sobie powiedzieć o takim problemie, który pojawia się w teorii prawa, o problemie także w jakiś sposób związanym z kwestią wykładni prawa, a mianowicie o problematyce (pojęciu) - zasada prawa. Co to jest takiego owa zasada prawa?
Od razu powiem, że to pojęcie w piśmiennictwie nie występuje w jakimś jednym znaczeniu, że są rozmaite pojęcia, rozmaite rozumienia, rozmaite charakterystyki zasady prawa i w rozmaity sposób te zasady są przez autorów definiowane i wyprowadzane.
Zauważcie, jeżeli sięgniemy do tradycyjnego podziału wykładni, tak taki tradycyjny podział wykładni to jest wykładnia: językowa, systemowa, celowościowa i jak domniemywam pan profesor przez cały wykład będzie w jakiś sposób wskazywał, że to co wypracowaliśmy, ten aparat pojęciowy, gdzieś tam od czasów Saviniego jest, dzisiaj jest do niczego nieprzydatny, tak a z drugiej strony byśmy w teorii nic więcej nie stworzyli, więc jeżeli do tego tradycyjnego aparatu pojęciowego się odwołamy, to jedną z dyrektyw wykładni systemowej jest dyrektywa zgodnie z którą, winno się dokonywać wykładni zgodnie z zasadami prawa.
Pytanie jest takie, ale co to są te zasady? Czy zasady prawa występują tylko w tekście prawnym, czy one wyinterpretowanie, czy są gdzieś tam, znajdują się w tekście? Czy te zasady prawa mogą też istnieć poza tekstem? Czy jest coś takiego, co może być zasadą prawa, natomiast w tekście w ogóle nie. W takim tradycyjnym, bym powiedział aparacie pojęciowym, zasada prawa jest charakteryzowana jako, czy zasada systemu prawa jak się często wskazuje, jest to jakaś norma, która jest najważniejsza, zasadnicza, która ma najważniejsze znaczenie dla systemu, leży u podstaw systemu.
I oczywiście mówiąc o zasadzie, pojawia się w tym od dawien, w zasadzie przy wszystkim jest ten aparat pojęciowy, że mówimy o znaczeniu normatywnym zasady i o znaczeniu opisowym. Jeżeli mówimy o znaczeniu normatywnym, to mamy pewną ideologię zasad, ale to już nie jest teoria to jest ideologia, bo w tym momencie autorzy, którzy przyjmują taki kontekst wypowiedzi o zasadach, wskazują jakie normy, jakie reguły powinny być zasadami, że system prawa powinien opierać się na tym, na tym na tym.
Natomiast, jeżeli mówimy o kontekście opisowym, to nie jest już ideologia, tylko tu już mamy rozważania, które cechuje walor teorii, czyli jakie normy faktycznie są zasadami, jakie system przyjmuje jako zasady. Tu już możemy np. zbadać orzecznictwo, czy zbadać czy Sądów Najwyższych, czy Trybunału Konstytucyjnego i stwierdzić w orzecznictwie są przyjmowane jako zasady następujące normy. Czyli zasada to jakaś najważniejsza, główna norma dla systemu, no i pytanie jest takie, w jaki sposób te zasady są wyprowadzane? W jaki sposób autorzy formułują twierdzenia o zasadach? Tutaj w takim starszym piśmiennictwie wskazuje się, że te zasady mogą być wyprowadzane na dwa sposoby, że są dwa typy zasad.
A mianowicie zasady typu: etos -nie lex, to jest pierwsza grupa oraz zasady typu lex - nie etos ( druga grupa). Etos - nie lex oraz lex - nie etos.
1. Jeżeli mówimy o zasadach typu etos - nie lex, to jak sama nazwa wskazuje są to zasady, które oczywiście tu trzeba powiedzieć jeszcze jedną rzecz od razu to muszę wtrącić, że przy tym podziale autorzy przyjmują taki stricte pozytywistyczny punkt widzenia na prawo, że prawo to tekst, więc jeżeli etos - nie lex, to coś czego nie ma w tekście, a jest zasadą. Oczywiście możemy przyjąć, jako szersze pojęcie prawa, jako szerszą definicje prawa charakterystykę i wtedy te zasady w pozytywistycznym mniemaniu typu etos - nie lex one będą też prawem. Tak naprawdę, kiedyś kolega z katedry na innej uczelni mówi nam, że oni w zasadzie nie mogą skończyć żadnego seminarium, bo każde ich seminarium w katedrze teorii prawa kończy się stwierdzeniem: „to powiedz mi, co Ty uważasz za prawo?”, „co rozumiesz, co jest prawem”? No, bo jeżeli my z panem przyjmujemy inne pojęcie prawa. Ja przyjmuje, że prawem jest tylko tekst, a pan przyjmuje jakieś szersze rozumienie prawa, no to my nie dojdziemy do konsensusu.
Tak naprawdę wszystkie twierdzenia o prawie, większość sporów rozpoczyna od tego, od pojęcia prawa. Najprostszy taki przykład, zasada nullum crimen sine lege, czyli nie ma przestępstwa bez ustawy ( prawa), no dobrze, a co Ty uważasz za prawo? Bo jeżeli nie zdefiniujesz tego lege, to ta zasada jest pusta, nie ma przestępstwa, bez czego? Karniści mówią no prawo to tekst, czyli nie ma przestępstwa bez ustawy w rozumieniu tekstu, no dobrze, a kontratypy pozaustawowe, to gdzie? A zasady ostrożności, to gdzie? A klauzule generalne w prawie karnym, szkodliwość społeczna czynu, szczególne okrucieństwo, to gdzie? Tego w tekście nie znajdziesz, więc przyjmują takie założenie, że lege to tekst ustawy, natomiast sami wprowadzają do prawa szereg elementów pozaustawowych, nawet nazywają to kantratypy pozaustawowe. Tego w tekście nie znajdziesz, to jest jakoś, są jakieś inne wypowiedzi o istnieniu reguł będących prawem, ale w tekście ich nie ma. No i jeżeli mówimy o tych dwóch typach zasad etos - nie lex oraz lex - nie etos, to przyjmujemy taki punkt widzenia pozytywistyczny na prawo, że prawo to tekst. Ci, którzy formułują wypowiedzi o zasadach typu etos - nie lex, szukają tych norm najważniejszych, tych zasad systemu poza tekstem prawa. Czyli będą to jakieś normy o charakterze moralnym, społeczno - politycznym, nie wiem jakieś postawy ekonomiczne istnienia państwa i tak dalej, ale nie ma ich w tekście.
2. Natomiast ci, którzy przywołują twierdzenia o zasadach lex - nie etos, poszukują tych zasad w tekście przepisów prawa. Tutaj, jeżeli poszukujemy, tych zasad w tekście przepisów prawa, no to w zasadzie możemy sobie te zasady tworzyć na dwa sposoby już te lex - nie etos. 1) Pierwszy sposób to jest uznawanie za zasadę konkretnego przepisu, konkretny pojedynczy przepis uważamy, że on jest na tyle ważny dla systemu, na tyle takie ma znaczenie, że to jest zasada. Np. patrzę na proces karny, zasada domniemania niewinności, czy zasada in dubio pro reo, czyli 8 paragraf 1, 8 paragraf 2 kpk. Czyli uważam, że przepis ten ma takie znaczenie, domniemanie niewinności ma takie znaczenie dla procesu karnego, że to jest zasada. Czyli tutaj tworze zasadę, uznając konkretny przepis za ważny dla systemu i wypowiadam się, że on jest zasadą.
Ale też jest 2) druga możliwość tworzenia zasad systemu prawa typu lex - nie etos, a mianowicie tworzenie owych zasad w drodze tzw. wnioskowania indukcyjnego. Indukcyjne, czyli od szczegółu do ogółu i tutaj takim przykładem jak już jestem na płaszczyźnie procesu karnego, zasady tworzonej w drodze wnioskowania indukcyjnego, dla mnie jest zasada prawa do obrony oskarżonego w procesie karnym. No właśnie patrzę na szereg przepisów i czytam: oskarżony może odmówić składania wyjaśnień, oskarżony może mieć jednocześnie, co najmniej trzech obrońców itd. i z tych przepisów formułuje zasadę prawa do obrony oskarżonego w procesie karnym.
Czyli jeszcze raz, jeżeli przyjmujemy ten punkt pozytywistyczny, tradycyjny na zasady to etos - nie lex, lex - nie etos. Jeżeli lex - nie etos, to albo pojedyncze przepisy, albo wnioskowanie indukcyjne. Ale co tu trzeba powiedzieć, po pierwsze jak znowu popatrzycie na podręcznik do procesu karnego, to autorzy nie przyjmują tylko jednego sposobu wypowiadania się o zasadach, najczęściej niektóre zasady tworzą, sięgając do wnioskowania indukcyjnego, niektóre znajdują w pojedynczych przepisach, a niektóre znajdują jeszcze poza tekstem. Więc nie jest to tak, że dany autor sięga tylko do jednego sposobu wypowiedzi o tych zasadach.
Wszelkie twierdzenia o istnieniu zasad, co jest ważniejsze, co jest mniej ważne ma charakter oceniający, podlega wartościowaniu. Nic innego tylko przewartościowanie postanowień prawa. Dlaczego przewartościowanie postanowień prawa? No to dlatego, że muszę wybrać, ocenić, które są ważniejsze, które są mniej ważne. Ja mam tylko tekst prawny, mam tylko kolejne artykuły, kolejne paragrafy, jeżeli chce wybrać, co jest ważniejsze to muszę dokonać wartościowania i dla mnie jest to, dla pani będzie to ważniejsze. I to jest ten tradycyjny punkt widzenia na pojęcie zasady systemu prawa.
Natomiast, dzisiaj jeżeli popatrzymy na piśmiennictwo, to coraz częściej pojawia się inna charakterystyka zasady, a mianowicie tzw. dworkinowskie ujęcie zasad. Czyli rozumienie zasady w sposób, który zaproponował Ronald Dworkin.
Ronald Dworkin twórca takiej teorii prawa, którą nazywa się mianem integralnej teorii prawa. Jeżeli gdzieś tam w czasach średniowiecznych podstaw powstałej teorii prawa leżał spór pozytywistów i prawnonaturalistów, często mówi się, że Dworkin zaproponował trzecią drogę, między pozytywizmem, a prawnonaturalizmem.
Druga połowa zeszłego wieku, całą teorię prawa nakręcał spór Ronalda Dworkina z Herbertem Hartem. Herbert Hart pozytywista miękki, (inaczej pozytywista wyrafinowany) i Ronald Dworkin stojący w opozycji do Harta (co więcej, jeden po drugim przejął katedrę teorii prawa na Oksfordzie). W czym Dworkin różni się od Harta? Jeżeli popatrzymy na takie tradycyjne pozytywistyczne myślenie na prawo - pozytywizm twardy. Czym jest prawo? To są reguły zachowania, reguły zachowania z sankcjami, rozkazy, prawo to rozkaz. I takie dwie tezy podstawowe pozytywizmu, bez których jak niektórzy mówią w ogóle żadna teoria pozytywizmu nie może się ostać, to teza o źródłach i teza o rozdziale. Tradycyjny taki pozytywizm twardy, taki pozytywizm dworkinowski wskazuje nam w sposób następujący te podstawowe wymogi.
Po pierwsze, jeśli chodzi o tezę o źródła, co jest źródłem prawa? Źródłem prawa jest tylko działalność organów do tego uprawnionych, czyli test kompetencji i działalność organów uprawnionych do stanowienia normy. Ale jeżeli prawo w ten sposób ma powstawać, to zgodnie z tym tradycyjnym pozytywizmem twardym, tylko w ten sposób norma straci swoją obowiązującą moc, w żaden inny. Czyli organ kompetentny stanowi normy, ale organ kompetentny decyduje także o utracie mocy obowiązującej.
Co jest ważne? Ta norma nie musi spełnić żadnych wymogów wstępnych, a punktem wyjścia jest prawo i działalność tych organów, czyli nie ma żadnych wymogów wstępnych, które to prawo musi spełnić żeby było prawem. No i tutaj pojawia się dramat pozytywistów przedwojennych niemieckich.
I druga teza, teza o rozdziale, tak jak powiedziałem prawo i moralność to są dwa różne zespoły norm, dwie różne grupy norm, niemających z sobą nic wspólnego. Czyli prawo nie musi na wstępie spełnić żadnych wymogów moralnych żeby być prawem. To jest ten taki najbardziej twardy pozytywizm.
Natomiast, jak popatrzymy sobie na teorię prawa XX wieku, no to zarówno prawnonaturaliści zmienili trochę swój punkt widzenia, ale także pozytywiści zmienili trochę swój punkt widzenia i tutaj ten pozytywizm, bym powiedział miękki (wyrafinowany) to jest koncepcja Herberta Harta, którą zaproponował Herbert Hart.
Co dodaje Herbert Hart do tego twardego pozytywizmu? Mówi tak, prawo składa się z reguł, tak jak pisali pozytywiści twardzi, ale są dwie grupy reguł (reguły pierwotne, reguły wtórne). I Hart mówi tak, nowoczesny system prawa, oczywiście taki system w ludach pierwotnych może się składać tylko z reguł pierwotnych, natomiast nowoczesny system prawa, aby uniknąć wszelkich trudności, aby reguły pierwotne, aby mogły w ogóle w takim systemie funkcjonować muszą być uzupełnione regułami wtórnymi.
I tutaj Hart wymienia trzy grupy tych reguł: reguły orzekania, które wskazują jak stosować reguły pierwotne, reguły zamiany, które pozwalają dostosować prawo do zmieniających się warunków społecznych i takie ukoronowanie systemu Harta (myśli Harta), a mianowicie reguła uznania. Reguła uznania, która pozwala na zidentyfikowanie normy jako należącej do systemu. Czyli pozwala ona zidentyfikować, że norma jest obowiązującym prawem. Norma X należy do systemu.
I tutaj jest ta cała istota hartowskiego rozumienia prawa, Hart mówi źródłem obowiązywania norm są fakty społeczne. Co może być tym faktem społecznym? Faktem społecznym może być np. działalność prawodawcy, ale może być także moralność. Myśl hartowska pozwala np. uzasadnić desuetudo, czyli jeżeli źródłem prawa są fakty społeczne, no to norma nie stosowana przez dłuższy okres czasu przez nikogo, traci ten przymiot prawa.
Taki mój ulubiony przykład: jedzie samochód z napisem „młoda para”, spróbujcie znaleźć przepis, który by to dopuszczał, jeżeli popatrzymy na prawo w sposób twardo pozytywistyczny to jest działanie bezprawne, bo nie ma przepisu, który pozwalałby tablice „młoda para” umieścić. Natomiast, jeżeli popatrzymy na hartowskie rozumienie prawa, no to, to może być prawo, dlaczego no bo w powszechnym przekonaniu tak się robi.
Natomiast jest jedna ważna rzecz, w czym Hart się różni od prawnonaturalistów. Prawnonaturaliści mówią tak, jest konieczny związek między prawem, a moralnością, Czyli prawo wywodzi się z moralności, jest środkiem do wyrażenia moralności. Norma niemoralna, która kłóci się z prawem natury nie jest prawem. Natomiast Hart mówi, może być związek, nie musi, ale może istnieć. Czyli nie przyjmuje koniecznego związku między prawem i moralnością, tylko możliwy związek, a to już jest coś innego.
I to pozwala utrzymać tą myśl hartowską na gruncie pozytywizmu, choć Lech Morawski uważa, że pozytywizm hartowski to jest pozytywizm martwy. Morawski mówi w istocie, że Hart zaprzecza dwóm podstawowym tezą, to już nie jest nawet pozytywizm. I w końcu pojawia się Ronald Dworkin, zauważcie mamy Johna Austina - reguły pierwotne (czyli reguły), mamy Harta (reguły pierwotne, reguły wtórne) i pojawia się Ronald Dworkin który mówi - system prawny składa się z dwóch rodzajów reguł ( norm), są reguły oraz zasady.
Dworkin mówi tak oprócz reguł, system prawny składa się jeszcze z drugiego rodzaju norm - zasad. I jeżeli źródłem obowiązywania reguł jest ten test kompetencji, to źródło obok zasady, mogą swoje źródło obowiązywania czerpać bądź z jakiegoś instytucjonalnego poparcia, czyli faktycznego stosowania przez organy do tego uprawnione np. przez sądy. Zauważcie np. w żadnym przepisie, bądź w jakimś powszechnym pojawia się tutaj często taki zwrot moralność, w takim powszechnym przekonaniu, że to jest zasada. Tutaj jeszcze jest pytanie czy te dwa kryteria mają być spełnione łącznie, czy jedno tylko wystarczy.
Co tutaj jest istotne, zauważcie reguła jest stosowana zgodnie z maksymom wszystko, albo nic, stwierdzamy, że taki i taki stan faktyczny zaistniał i wiążemy z tym skutki reguły, albo stwierdzamy jest niewiążący, czyli na zasadzie takiej zero - jedynkowej, albo prowadzę postępowanie i stwierdzam zabił i stosuje sankcje, albo stwierdzam nie zabił i nie stosuje sankcji. Albo stwierdzam, że ten jest spadkobiercą i z tym się wiążą takie konsekwencje, albo nie jest spadkobiercą i nie wiążą się. Taki zero - jedynkowy, czyli albo znajduje zastosowanie, albo nie.
Natomiast zasady mogą znaleźć zastosowanie w większym lub mniejszym stopniu. Co więcej często zasada, może stanowić argument na rzecz reguły. Jak rozstrzygamy konflikt reguł? Przyznajemy pierwszeństwo jednej z nich, jedna wyłącza drugą, zastosowanie jednej z dwóch reguł w systemie, powoduje, że drugą wyłączamy. Natomiast zasady, w przypadku konfliktu, mogą być stosowane w większym lub mniejszym stopniu. Czyli przyznanie pierwszeństwa jednej z zasad, nie przesądza o tym, że ta druga także ma swoją moc w systemie. Klasyczny konflikt zasad to np. konflikt dotyczący Rospudy. Z jednej strony zasada ochrony środowiska, z drugiej strony zasada prawa do życia ( taką podawali mieszkańcy). Klasyczny konflikt dwóch zasad, no i musimy jednej z nich przyznać pierwszeństwo, ale to, że tej drogi tam nie wybudujemy, to nie przesądza o tym, że państwo nie chroni prawa do życia. Czy tak jak słyszałem ostatnio zakazano „marszu wolnych konopi” w Zakopanem. Z jednej strony wolność zgromadzeń, z drugiej strony zasada bezpieczeństwa publicznego, czy jak to uzasadnimy, to jest klasyczny konflikt dwóch zasad.
Czyli w przypadku reguł jedna wyłącza drugą, nie da się, dwóch wzajemnie kolidujących reguł zastosować. W przypadku zasad one są stosowane w większym lub mniejszym stopniu.
Co jeszcze z tym się wiążę? Wszystkie reguły są tak samo ważne w systemie, nie ma reguł ważniejszych i mniej ważnych w systemie.
Czyli jak rozstrzygamy kolizje reguł? Poprzez stosowanie reguł kolizyjnych lub lex specialis derogat legi generali. Przepis lex spacialis wyłącza legi generali, to jest klasyczny przykład rozwiązania kolizji dwóch reguł. Natomiast co się dzieje, w przypadku kolizji dwóch zasad? Musimy dokonać wartościowania, konkretnej, indywidualnej rozpatrywanej sytuacji, no i przyznać pierwszeństwo jednej z dwóch kolidujących zasad, czyli są ważniejsze i mniej ważne.
Natomiast co jest ważne, ta hierarchia nie jest z góry ustalona, to nie jest tak, że istnieje jakaś z góry ustalona hierarchia zasad w systemie. W konkretnej, indywidualnej sytuacji wartościujemy, czyli to, że pod Rospudą nie zbudowaliśmy drogi to nie oznacza, że istnieje ten sam konflikt ekologów pod Warszawą z budowniczymi drogi i tam nie przyznamy pierwszeństwa drugiej z kolidujących zasad i tej drogi nie wybudujemy. Czyli w każdym indywidualnym przypadku rozstrzygamy, która zasada ma pierwszeństwo w systemie i to, że przyznaliśmy w danej sytuacji jednej pierwszeństwo, nie znaczy, że tak będzie zawsze. Czyli są zasady ważniejsze i mniej ważne w opozycji do reguły, gdzie nie ma, które są wszystkie tak samo ważne, ale ta hierarchia abstrakcyjnie nie jest ustalona.
Natomiast najciekawsza moim zdaniem rzecz w tym zakresie, no to kolizja zasady i reguły. Klasyczny przykład, przez wszystkich wymieniany, gdzie występuje kolizja reguły i zasady, występuje w systemie anglosaskim, dlatego też musimy tę myśl Dworkina trochę do systemu kontynentalnego dostosować. Autorem, który rozbudował te myśl Dworkina w kontekście kontynentalnym był Robert Alexy.
Casus przedstawia się tak: wnuczek zabija swojego dziadka, aby odziedziczyć po nim spadek. No i wszystkie reguły wskazują, że to on powinien nabyć spadek. Ale co stwierdza sąd? Że jest niesprawiedliwe, rażąco niesłuszne żeby ten, kto zabił swojego spadkodawcę, odziedziczył po nim spadek. I sięgając do jakiejś zasady sprawiedliwości czy jak to nazwiemy, wskazuje niezgodnie z regułami, iż spadku nabyć nie powinien. Natomiast, co jest ważne? W kolizji zasady z regułą, zazwyczaj pierwszeństwo ma reguła, ale jest jeden wyjątek chyba, że zasada ma ważniejszą moc w systemie.
Często w naszym piśmiennictwie się wskazuje, że jest wyżej w hierarchii akt prawny, ale to nie zawsze do końca oddaje, chyba że jest ważniejsza w systemie, ja bym tak powiedział. No i w tym casusie, moim zdaniem w sposób oczywisty, sąd nie zastosował reguły, sięgając do zasady stwierdzając, że ma ona moc w systemie ważniejszą. Tak samo, mniej więcej taką zasadą dla kodeksu cywilnego są zasady współżycia społecznego, czy społeczno - gospodarcze przeznaczenie prawa. Czyli mamy pewne reguły, ale sąd może stwierdzić, to nie jest zgodne z zasadami współżycia społecznego. Jeżeli przyzna pierwszeństwo zasadą współżycia, czy klauzuli społeczno - gospodarcze przeznaczenie prawa i orzeknie w sposób odmienny od tego, które reguły, by nakazywały, to wtedy mówimy o przyznaniu pierwszeństwa zasadzie kosztem reguły. Więc w przypadku sporu zasady - reguły, wybieramy regułę, chyba że zasada ma wyższą pozycje w systemie.
Natomiast, co trzeba powiedzieć, moim zdaniem takim klasycznym konfliktem w tym aspekcie jest konflikt dotyczący zamknięcia sklepów z dopalaczami. Zauważcie z jednej strony zasada swobody działalności gospodarczej, którą ewidentnie naruszono, zamykając te sklepy. Z drugiej strony inne wartości, które decydują o tym, że te sklepy zostały zamknięte. Jeżeli mówimy o zasadzie swobody, to mamy tą zasadę, ale mamy szereg reguł, które ją wyłączają ( koncesje, zezwolenia, działalność regulowana licencje itd.), czyli te reguły pierwszeństwo mają, chyba że prawodawca posunie się tak daleko, że przykładowo Trybunał przyzna pierwszeństwo zasadzie i stwierdzi to jest niezgodne z zasadą swobody działalności gospodarczej, czy to jest niezgodne z zasadą wolności zgromadzeń.
Więc reguły wyłączają zasady, mają pierwszeństwo, chyba że jednak uznano, że w danym stanie faktycznym trzeba przyznać odmiennie. Należy zauważyć, że cała działalność Trybunału Konstytucyjnego polega na ważeniu zasad, która ma pierwszeństwo i tak naprawdę na orzekaniu, czy reguły ustanawiane przez prawodawcę mają pierwszeństwo przed zasadami konstytucyjnymi np. wszystkie kwestie, gdzie zasada wolności jest ograniczana, albo np. ustawa antyhazardowa, ewidentny przykład, gdzie wkroczono w sferę wolności człowieka. I wszystkie te orzeczenia TK, bądź jest to konflikt różnych zasad, bądź jest to właśnie orzekanie w aspekcie tego, czy reguła ustanawiana przez prawodawcę ma mieć pierwszeństwo przed zasadą konstytucyjną, czy jednak nie, jednak trzeba przyjąć, że to ograniczenie zasady idzie za daleko i przyznać pierwszeństwo zasadzie.
Co ciekawe, Dworkin jeszcze jedną rzecz powiedział, uważał on tak, że normy w systemie są albo regułami, albo zasadami, a nie ma w systemie nic takiego co jednocześnie spełniałoby przesłanki i reguły i zasady. Czyli wg Dworkina ten jego podział, to był podział logiczny, w jego przekonaniu, czyli tak albo zasada albo reguła, nie ma nic, co by było zarówno regułą i zasadą. Ponieważ my lubimy różne rzeczy obalać, no to już trochę te myśl na seminarium Dworkina, że tak powiem poddali krytyce. Lex retro non agit, reguła, ale podlega ważeniu jak zasada, pojawia się kategoria pośrednia.
Co jest ważniejsze teraz jeżeli zestawimy tą myśl Dworkina, z tym tradycyjnym aparatem pojęciowym dotyczącym zasad systemu prawa. No zauważcie, zasada domniemania niewinności, czy zasada in dubio pro reo, jak popatrzymy na dworkinowskie myślenie o normach, to jest to zasada czy reguła, albo działa na zasadzie wszystko albo nic, albo działa, że to stosujemy w większym lub mniejszym stopniu. Przepis mówi tak „nikogo nie można uznać za winnego dopóki, dopóty jego wina nie zostanie stwierdzona prawomocnym wyrokiem” to jest jak sądzę reguła. Nawet, jeśli ktoś został tymczasowo aresztowany, to wcale nie przekreśla zasady domniemania niewinności.
Wg tradycyjnego aparatu pojęciowego domniemanie niewinności, in dubio pro reo, to są to zasady, natomiast jak popatrzymy na dworkinowski punkt widzenia to są to reguły. Czyli jak popatrzymy na dworkinowskie rozumienie zasad to wiele norm, które potocznie nazywa się zasadami, wg Dworkina były regułami. W szczególności te, które wyinterpretowanie są z jednego przepisu, a z czego to wynika, definicja Dworkina to jest definicja projektująca, on nie patrzy na dotychczasowy punkt nauki prawa, dotychczasowe twierdzenia o tym, o zasadzie w systemie, jak dotychczas jest rozumiana zasada, tylko proponuje inne ujęcie zasady, w opozycji do dotychczas głoszonych twierdzeń. Więc te zasady systemu prawa mogą być zasadami wg Dworkina np. zasada sprawiedliwości społecznej, ale w szczególności też szereg innych zasad, natomiast mogą to być reguły i często są to reguły. No i co trzeba powiedzieć, ten tradycyjny, dogmatyczny punkt widzenia na prawo, raczej nie zna Dworkina, raczej przyjmuje ten punkt widzenia w kontekście pozytywistycznego ujęcia zasad systemu prawa niż to co proponuje Dworkin. Do czego sprowadza się myśl Dworkina, nie wszystkie normy w systemie są tak samo stosowane.
No i Dworkin zwraca uwagę na jeszcze coś, a mianowicie na te różne możliwe kryteria obowiązywania normy w systemie, że nie przy każdej normie to kryterium obowiązywania jest takie samo, to oczywiście może być test kompetencji tak jest przy regułach, ale mogą to być inne kryteria.
Wykład 9 - 20.10.2010
POJĘCIE INTENCJI PRAWODAWCY:
Hipoteza wyjściowa: Interpretacja polega na ustaleniu intencji ustawodawcy, jest to rzecz niezwykle ważna.
Problemem jest to, że nie definiujemy pojęć, z tego biorą się liczne spory.
Skoro interpretacja to ustalenie intencji, to wszystko to co robią prawnicy nie wyczerpuje naszych działań w procesie podejmowania decyzji i oprócz dokonywania interpretacji prawnicy dokonują cały szereg innych rzeczy, dokonują czegoś innego.
Czymś innym jest dokonywanie intencji a czymś innym jest wymyślanie, przypisywanie sensu (cokolwiek co robią prawnicy). Należy to rozróżnić i nazwać.
Idealna sytuacja byłaby taka gdyby można było łatwo ustalić tę intencję ustawodawcy (łatwe przypadki, coś co prawników w ogóle nie interesuje).
Sytuacje interpretacyjne pojawiają się wtedy, kiedy są wątpliwości co do intencji.
Jaką interpretację ustalić łatwiej? Koleżanki czy prawodawcy? Oczywiście, że prawodawcy, bo on zostawia jakieś ślady.
Możliwe rozumienia intencji:
1. Intencja do stanowienia prawa
Jeśli ci w parlamencie podnoszą rękę czy naciskają przycisk to mają intencję utworzenia tekstu prawnego.
2. Intencja do ustanowienia konkretnego aktu prawnego
Świadomość, że jest to konkretny akt prawny.
3.Intencja uchwalenia aktu prawnego zawierającego określone zwroty i sformułowania - to zaczynają się pomału problemy, lepiej skupić się na intencji paru osób, tych co przedstawili dany akt itd.
4.Intencja dotycząca użycia zawartych w tekście zwrotów w ich konwencjonalnym, potocznym rozumieniu - prawodawca nie wymyśla, chce nadać takie rozumienia jakie występują w potocznym języku
5.Intencja nadana pewnym zwrotom znaczenia odbiegającego od potocznego rozumienia - ciekawsza z sytuacji interpretacyjnych, odejście od rozumienia literalnego, poszukujemy innych rozwiązań
6. Intencja dotycząca realizacji określonych celów - prawodawca ma intencję, że przez uchwalenie danego tekstu chce wywołać określone skutki społeczne, patrzymy przez pryzmat skutków (np. zmniejszenie bezrobocia, zwiększenie liczby przedsiębiorców).
Realna skuteczność prawa składa się z dwóch elementów: postanowienia prawa muszą być skuteczne + zachowanie zgodne z tym postanowieniem (przepisem).
W jaki sposób te cele ustalić? Czy to są cele zamierzone przez prawodawcę czy to są jakieś inne cele które w tekście nie są wyrażone, jaki tu jest związek instrumentalny? Prawodawca nie jest w stanie przewidzieć wszystkich sytuacji faktycznych, jest w stanie przewidzieć tylko kilka, więc jak odnosić się do sytuacji których prawodawca nie mógł przewidzieć?
7. Intencja faktyczna - okoliczności faktyczne, jak mamy się w danych sytuacjach zachowywać
8. Intencja fikcyjna - czy można w ogóle o niej mówić? Przypisujemy ją jako racjonalnemu prawodawcy, wiedząc że w pewnej sytuacji w ogóle o tym nie myślał to przypisujemy mu tę intencję
9. Intencja, że sądy czy interpretatorzy będą interpretować przepisy w określony sposób - relacje między prawodawcą a interpretatorem; czy prawodawca tworząc przepisy, używając określonych sformułowań przyjmuje jakąś koncepcję interpretacyjną, czy on się zastanawia co my możemy z tekstem zrobić jako interpretatorzy? Interpretator nie jest jednolitym podmiotem!!! Inna jest interpretacji sądu, inna adwokatów, radców itd., a całkiem inna pracowników naukowych. O ile prawodawca może zakładać, że sądy są w tej samej drużynie co on, to adwokaci, radcowie w inny sposób wykorzystują te przepisy, każdą ułomność przepisu obracamy na korzyść klienta (nadajemy mu znaczenie najkorzystniejsze dla naszego klienta).
10.Intencja komunikacyjna - chęć porozumiewania się, prawo to jest chęć oddziaływania na czyjeś zachowanie
11. Intencja systemu
Przeciwnicy intencjonalizmu (argumenty):
coś takiego jak intencja prawodawcy nie istnieje
Może istnieć intencja psychologiczna poszczególnych podmiotów, ale jak określić intencję zbiorową, sumę intencji indywidualnych, jak je wszystkie połączyć? Jest to wewnętrznie sprzeczne.
a nawet gdyby coś takiego było to nie jesteśmy w stanie jej uchwycić
Intencjonalizm „wymaga tego aby wskoczyć w głowę autora”, i z tej perspektywy powinniśmy ustalić znaczenie tekstu. Skoro takiej perspektywy z tego wnętrza nie mamy to intencjonalizm nie może się utrzymać.
Te argumenty (problemy empiryczne) musimy bardzo wyraźnie oddzielić od pojęciowych, to że ją trudno ustalić nie znaczy że są to argumenty przeciw intencjonalizmowi.
Te argumenty wymierzone są przeciw pewnemu rozumieniu intencji, jest to rozumienie psychologiczne.
Sensowne rozumienie intencji, odrzucamy rozumienie psychologiczne.
Konstrukcja racjonalnego interpretatora nam się nie nadaje, my interesujemy się rzeczywistym interpretatorem.
Wszyscy jesteśmy intencjonalistami!
Wykład 9 - 20.10.2010
Jak wytropić prawodawcę?
Pojecie intencji prawodawcy.
Rożne rozumienia słowa interpretacja. Niektórzy mówią, że wszystko jest interpretacja i wtedy dokonują różnego rodzaju rozróżnień a można także przedstawić inna koncepcje - bardzo wąską, której hipoteza wyjściowa brzmi iż interpretacja polega na ustaleniu intencji prawodawcy. Przyczyną większości sporów i konfliktów jest to, że nie definiujemy pojęć, jedynie intuicyjnie rozumiemy i intuicyjnie się spieramy.
Rozważając pojęcie pewność prawa mamy do czynienia ze zbitka dwóch pojęć pewność i prawo. Pewność prawa jest tautologią, albo coś jest prawem i to znaczy, że jest pewne.
Interpretacja to ustalenie intencji, jeżeli sąd mówi ze należy dostosować przepis do zmieniających się warunków - koncepcja o wykładni dynamicznej - zgodnie z ta koncepcja to w ogóle nie jest proces interpretacji.
Należy dokonać pewnych ustaleń pojęciowych tj. ustalenie intencji idąc dalej jeżeli tak to zdefiniujemy to się okaże nagle, że to co robią prawnicy, to nie wyczerpuje naszych działań w procesie podejmowania decyzji.
Oprócz dokonywania interpretacji prawnicy dokonują cały szereg innych rzeczy. Należy rozróżnić, że czymś innym jest ustalenie intencji a czymś innym jest przypisywanie sensu, cokolwiek co robią prawnicy.
W innych językach jest to nawet rozróżniane a u nas wszystko jest nazywane wykładnią. Dlatego tez new writing to odrywanie się od prawodawcy, pisanie tekstu na nowo a interpretacja to tylko ustalenie intencji - reszta to inne czynności, które należy nazwać. Kwestia uzasadnienia, argumentowania, dochodzenia do jakiegoś konsensu to są całkiem inne gry językowe.
W codziennym życiu interpretacja wypowiedzi polega na tym, ze staramy się zrozumieć, uchwycić intencję, o co chodziło naszemu rozmówcy. Możemy także przypisywać pewnym zwrotom inne znaczenie, ale z pewnością nie jest to proces interpretacji.
Główny problem i w wielu opracowaniach się na tym poprzestaje, że jest to ustalenie intencji a jeśli się temu bliżej przyjrzeć to jest to bardziej skomplikowane. Idealna sytuacja byłaby taka, że cos takiego jak intencja prawodawcy istnieje i można ją łatwo ustalić. Wtedy mamy idealny stan kiedy nie ma żadnych kłopotów z ustaleniem i żadnych problemów z interpretacją. Sytuacja kiedy intencja jest łatwo poznawalna i można ja łatwo uchwycić to są te łatwe przypadki - coś, co prawników w ogóle nie interesuje.
Odwołanie się do intencji jest najmocniejszym argumentem. Najlepszym contr-argumentem na argumenty przeciwnika jest to, że jego tezy nie odzwierciedlają intencji prawodawcy. Realna sytuacja interpretacyjna występuje wówczas, kiedy są wątpliwości co do intencji. Wbrew pozorem nie ma dużej różnicy między konwersacją normalną a prawniczą - zawsze chodzi o ustalenie intencji. Każda opinie i każde rozstrzygnięcie można sprowadzić do odpowiedzi na pytanie jakie są mocniejsze dowody na intencję. O nic innego nie spieramy się dyskursie. Nie ma innego problemu.
Różne sposoby (rodzaje) pojmowania intencji:
Intencja do stanowienia prawa - przypisuje się ją parlamentowi. Głosowanie jest szczególnego rodzaju aktem performatywnym - jest to określony rodzaj zachowania, który wyraża intencję ustanowienia prawa, tworzenia tekstu prawnego.
Intencja do ustanowienia konkretnego aktu prawnego - świadomość, że chodzi o konkretny akt prawny.
Intencja uchwalenia aktu prawnego zawierającego określone zwroty i sformułowania. Osoby krytykujące intencjonalizm podnoszą argument czy osoby głosujące rzeczywiście wiedzą co się w tych projektach znajduje. Jeżeli chcemy ustalać intencje to należy skupić się na intencji osób, które ten projekt pisały. Świadomość poszczególnych rozwiązań, które znajdują się w akcie prawnym jest udziałem małej części głosujących.
Intencja użycia zawartych w tekście zwrotów w ich konwencjonalnym, potocznym rozumieniu - jest to jedno z podstawowych założeń procesu interpretacyjnego. Jedna z podstawowych dyrektyw interpretacyjnych to domniemanie języka potocznego. Wszystkim zwrotom tekstu prawnego należy przypisać znaczeni. Jakie mają one w języku potocznym chyba, że mamy jakieś dowody, że prawodawca chciał nadać inne znaczenie. Problem ustalenia czym jest znaczenie konwencjonalne Czu to jest znaczenie, które najczęściej występuje. Problem interpretacji polega na tym, że ścierają się dwa różne konwencjonalne rozumienia, albo na odejściu od potocznego rozumienia.
Intencja nadania pewnym zwrotom znaczenia odbiegającego od znaczenia konwencjonalnego - prawodawca miał intencję nadać jakieś specyficzne znaczenie. Dosłowne rozumienie prowadzi bowiem do kuriozalnej sytuacji. Wtedy poszukujemy innego znaczenia. Jest to jedna z trudniejszych sytuacji interpretacyjnych. Należy bowiem przekonać sąd, że intencją prawodawcy nie było to, co zostało zawarte w tekście.
Intencja dotycząca realizacji określonych celów - uchwalenie jakiegoś tekstu prawnego ma na celu wywołanie określonych skutków społecznych. Nie jest to intencja nadania zwrotom określonego znaczenia, ale jest to patrzenie na intencje przez pryzmat skutków. Relacja pomiędzy tekstem, który jest traktowany jako środek, a skutkami, które on wywołuje. Jednym z bardziej kontrowersyjnych problemów jest problem skuteczności prawa. Realna skuteczność prawa składa się z dwóch elementów - skuteczności postanowień i zachowania zgodnego z tymi postanowieniami. Problem ustalenia celów prawodawcy - czy są to tylko cele zamierzone, czy też inne cele, które w żaden sposób nie zostały wyrażone w tekście. Sytuację ta będziemy nazywać kwalifikowaniem - prawodawca jest w stanie przewidzieć wszystkich sytuacji, do których będzie odnosił się tekst prawny. Jak można się odwoływać do sytuacji, których prawodawca nie był w stanie przewidzieć.
Intencja fikcyjna - przypisywanie prawodawcy jakiegoś zamiaru, którego nie miał w momencie tworzenia prawa.
Intencja, że interpretatorzy będą interpretować przepisy w określony sposób - relacja między prawodawcą, a interpretatorem. Odpowiedź na pytanie czy prawodawca tworząc przepisy zakłada jakąś koncepcję interpretacji, czy zna on jakiś paradygmat interpretacyjny. Problem rozróżnienia interpretatora, który nie jest przecież jednorodnym podmiotem. Całkiem inna jest interpretacja sądów, adwokatów i radców prawnych, pracowników naukowych. Inna jest filozofia podejścia do tekstu prawnego. To głównie sąd powinien się domyślać intencji prawodawcy. Rolą pełnomocników jest wykorzystywanie uchybień na korzyść klienta.
Intencja zmiany- chcę uchwalić jakiś akt. Każdy nowy akt normatywny jest wyraźną intencją zmiany istniejącegi stanu
Argumenty przeciwko intencjonalizmowi:
Non existens - czegoś takiego, jak intencja prawodawcy nie ma. Może istnieć intencja poszczególnych członków parlamentu, ale nie można połączyć intencji indywidualnych w intencję zbiorową. Suma intencji zbiorowych - najpierw intencja sejmu potem senatu, prezydenta. Problem czy jest to intencja tych co głosowali za czy też tych co przeciwko, czyje intencje są ważniejsze.
Nawet jeśli ta intencja istnieje to nie można jej poznać - ustalani intencji opera się na dowodach wątpliwej natury, niekompletnych i niejasnych.
Kontrargumenty:
To, że cos jest trudno ustalić nie jest dowodem przeciwko intencjonalizmowi. Trudności z ustaleniem intencji nie mogą wpływać na pojęcie i rozumienie tej koncepcji. Argumenty przeciw intencjonalizmowi są argumentami przeciwko pojmowaniu intencji, które można określić jako pojmowanie psychologiczne (odkrywanie tego o czym myślał każdy z członków parlamentu, „wchodzenie w ich głowy”)
Należy zaproponować logiczne rozumienie intencji a nie psychologiczne.
Bardzo rozpowszechnione jest pojęcie hipotetycznego, racjonalnego prawodawcy. Należy zając się tekstem, który był uchwalony przez realnego prawodawcę a nie jakiegoś rozsądnego czy hipotetycznego. Interpretacja testamentów - 948 KC - testament należy tak tłumaczyć, żeby ustalić intencję spadkodawcy - normatywny dowód na intencjonalizm - prawo ma wyrażać intencję. 65 § 2 KC - badanie zgodnego zamiaru stron umowy a nie opieranie się na jej dosłownym brzmieniu. Wyraźnie nawiązanie do koncepcji intencjonalizmu. Problem interpretacji testamentu powstaje wtedy, kiedy są wątpliwości co do intencji prawodawcy. Czymś innym jest ustalenie intencji realnego, a hipotetycznego spadkodawcy. Jeśli chcemy ustalić intencje spadkodawcy to tego realnego. Zawsze chodzi o ustalenie intencji realnego prawodawcy, ale nie może to być intencja psychologiczna. Powoływanie się na hipotetycznego nie jest interpretacją. Hipotetyczny nie jest ani autorem testamentu, ani autorem umowy, ani autorem tekstu prawnego.
Wykład 10 - 27.10.2010
W ramach powtórki z poprzedniego wykładu
1. Intencja stanowienia prawa, jeśli ktoś ma intencje chce ustanowić prawo
2. ustanowienie konkretnego aktu
3. ustanowienie aktu który zawiera określone zwroty
4. przypisanie tym zwrotom konwencjonalnego znaczenia public meaning
5. nadanie zwrotom specyficznego znaczenia
6. wywołanie tym tekstem określonych celów, chce wywołać takie a nie inne skutki
7. nie chodzi o jakieś abstrakcyjne skutki, ale prawodawca wybiera sobie cały szereg faktycznych sytuacji i mówi że chce aby w tych sytuacjach było tak a tak np. kradzież z włamaniem, czy w danej sytuacji mamy do czynienia z tylko z kradzieżą czy też z kradzieżą z włamaniem, podobnie budynki mieszkalne, czy coś jest takim budyniem czy nie.
8. intencja fikcyjna, czyli wyobrażenie sobie co by zrobił prawodawca
9. Intencja to współdziałanie prawodawcy i sądu. Sąd sobie pomyśli (chyba chodziło o prawodawcę) uchwale taki tekst bo sądy używają określonego paradygmatu interpretacyjnego i będą rozumiały ten tekst w określony sposób. Żyjemy w określonej kulturze i wiemy że jak powiemy a to znaczy to a
10. intencja komunikacyjna , jeden z celów to porozumienie się, prawo jako chęć wpływania na czyjeś zachowanie
11. intencja systemu
Większość sporów spowodowana jest odmiennym rozumieniem intencji, albo twierdzi się że wszyscy jesteśmy intencjonalistami przy pewnym rozumieniu, albo wszyscy jesteśmy tekstualistami przy pewnym rozumieniu. I to jest właśnie używanie zwrotów których się nie rozumie, takie niedomowienia powodują cały szereg nie dobrych rzeczy. Główne argumenty przeciwko, to utożsamianie tej intencji prawodawcy z intencją taką psychologiczną. Gdyby ktoś zapytał czym jest intencja, to samo pojęcie to zaglądając do słownika tłumaczymy jako zamysł, coś co chce się osiągnąć, to takie psychologiczne rozumienie, co powoduje, pociąga za sobą cały szereg skutków. Czy intencje można ustalić w sposób zobiektywizowany czy w każdym przypadku ta intencja jest komuś przypisana, obojętnie czy jest to osoba indywidualna. Żeby komu sie przyszło do głowy że to ustalanie intencji to jest jakieś empiryczne, że mamy jakieś metody i możemy to ustalić. My to tak nazywamy jako motto, ustalamy wymiar ciężar, skład chemiczny właściwie to my to przypisujemy, ty zrobiłeś to i to .
Podział na easy case, hard case i difficult case
Clara contra omnia
Jest kilka najważniejszych rzeczy w życiu.- uzasadnienie, schowanie się i nie przyznawanie, i dokonywanie stosownych rozróżnień. Wszystkie duże kwantyfikatory są z reguły fałszywe, że wszyscy polscy są tacy, blondynki takie i takie. Dopóki nie przeprowadzimy stosownych rozróżnień to nic nie widać.
Główna dyrektywa interpretacyjna prof. Tobora w tej strategii interpretacyjnej.
Prawodawca daje nam tekst, i są tacy mądrzy ludzie którzy mówią mamy tekst mamy gotowy paradygmat, my wiemy że tego nie ma, my musimy różnicować, zanim przystąpimy do roboty musimy zidentyfikować problem.
Dwóch Angoli rozróżniło szczęśliwego, nieszczęśliwego i zakłopotanego interpretatora, to jest to rozróżnienie między łatwymi i trudnymi przypadkami. Możemy się znaleźć w trzech takich sytuacjach- szczęśliwych czyli tych łatwych, kłopotliwych oraz hard czyli trudnych. I to są całkowicie inne sytuacje interpretacyjne i w ramach np. tych difficult, powstaje cały szereg sytuacji interpretacyjnych kiedy musimy użyć różnych narzędzi.
Easy case- Angole mówią że w łatwych przypadkach interpretator jest szczęśliwy. Być może interpretator ale nie prawnik, kiedy mamy łatwe przypadki to jesteśmy nie szczęśliwi. Co w medycynie jest odpowiednikiem zdrowych ludzi- horror dla lekarza. Są ludzie którzy twierdzą że nie ma czegoś takiego jak łatwe przypadki i wprowadzono zasadę omnia sunt interpretanda. Profesor uważa że zdecydowana większość naszego życia prawniczego to tzw. łatwe przypadki i tu nie ma problemu. W wstępie do prawoznawstwa, profesor zgrzeszył, że jest przeciwnikiem clary a to jest nie prawda, medytując w Himalajach doszedł do wniosku że podstawą naszego życia prawnego jest ta zasada clara non … Natomiast ta przeciwna zasada omnia jest całkowitym nieporozumieniem.
Dlaczego zdecydowana większość to tzw. łatwe przypadki? My mamy problem że tych łatwych rzeczy nie widać, tych milionów podejmowanych spraw nie widać, bo one nie wzbudzają emocji. To jak z tym dzieckiem które było niemową i w wieku czterech lat przy obiedzie zapytało gdzie jest kompocik? Na co rodzice o jej! Przemówiłeś ?! dlaczego dopiero teraz? Na co dziecko odpowiada- bo zawsze kompocik był!
Orzeczenie SN wykładnia gramatyczna ma prymat nad innymi wykładniami, ponieważ najpełniej wyrażają, uzewnętrzniają wolę ustawodawcy, szczególnie wtedy gdy przepis jest jednoznaczny i clara nom suntt interpretanda. Totalne bzdury, jak jest przepis jasny to nie trzeba żadnej wykładni. Kolejne orzeczenie- specyficzna stylizacja art. 254§2 kpk sprawia że nie poddaje się on regule clara non suntt interpretanda, spojrzy i stylizacja tego przepisu już się tej regule nie poddaje. Natomiast 2 tygodnie później przyjęta przez ustawodawcę w art. 391§2 konwencja językowa jest tego rodzaju że przy wykładni tego przepisu należy zastosować Clare- totalne bzdury, żeby to widzieć trzeba się zastanowić chociaż nad jednym orzeczeniem. Nie ma zatem podstaw do podjęcia uchwały że zgodnie z zasadą clara zachodzi potrzeba i możliwość dokonywania wykładni przepisu którego treść jest jasna i nie budzi wątpliwości.
Jednym z lepszych myków sądu jest odwołanie patrz Morawski wykładnia, a co zrobił Morawski, a no zebrał ich orzeczenia. Jedno z najczęściej cytowanych orzeczeń które dotyczy 65§2 wyrażane niekiedy zapatrywanie że nie można uznać prawnej doniosłości znaczenia nadanego oświadczeniu woli gdy odbiega on od jasnego oświadczenia woli wynikającego z ramy językowej znajduje do niemającego oparcia w 65 anachronicznej koncepcji wyrażonej w paremii clara non sunt. Najnowsze gruntowne wypowiedzi nauki odrzuciły tą koncepcje. Zaciśnięcie wykładni tylko do niejasnych postanowień miałoby pojęcie gdyby coś tam itd. SN uwzględnia różne pojęcia jasności, jest jakaś jasność językowa itd. Te wypowiedzi gdzie użyte jest milion sformułowań np. pojęcie jasności, wątpliwości bez zdefiniowania, to pozwala na opowiadanie tu czegokolwiek.
Gdybyśmy przeczytali wszystkie orzeczenia gdzie występuje clara niczego byśmy się nie dowiedzieli. Dlaczego krytykuje się Clare? Jeden twierdzi że tej łacińskiej paremii nie ma w prawie rzymskim. Ta zasada w różnych kręgach kulturowo prawniczych występuje pod innymi pojęciami. Zasada jest taka że TO CO JASNE NIE PODLEGA INTERPRETACJI i czy to się nazywa clara czy inaczej nie jest to ważne.
Akceptacja tej zasady wymaga akceptacji rozróżnienia rozumienia przepisów i wykładni. Gdybyśmy popatrzyli na literaturę to rzeczywiście są tu 2 rodzaje poglądów.
Prof. Zieliński, Fish, Dworkin to są tacy interpretacjolaliści którzy twierdzą że wszystko podlega wykładni, wszystko jest przedmiotem interpretacji. Każdy zwrot, każde rozumienie jest interpretacją.
Natomiast profesor uważa że tak nie jest. Jakby to wyglądało gdyby wszystko podlegało interpretacji? Gdyby przyjąć zasadę omnia sunt interpretanada?
Tu kluczowe są rozważania starego Wittgensteina, „Dociekań filozoficznych”. Pisał on że interpretacja to zastępowanie jakiegoś jednego wyrazu reguły innym. Więc interpretacja nic nie wnosi. Interpretacja jest pasożytnicza ona nic nie daje. Jeżeli na początku nic nie ma, to my w drodze interpretacji niczego nie uzyskamy. Musi być coś na początku.
Prof. Zieliński pisze podobnie w założeniach derogacyjnej koncepcji wykładni idzie o to że przy przekształceniach syntaktycznych znaczenie interpretowanego wyrażenia nie tylko nie zmienia, lecz przez te przekształcenia owo znaczenie bardziej adekwatnie wykryć ustami. Wykładnia derogacyjna polega na przekształceniach syntaktycznych, czyli musi być uprzednio znaczenie żeby można je było następnie w taki czy inny sposób przekształcić.
Każda interpretacja wraz z tym co z interpretowany jest zawieszona w powietrzu nie może służyć jako podpora, sama interpretacja nie wyznacza znaczenia. To jest taka zabawa która nie dodaje nic nowego . Co to jest mylna wykładnia? To mylne ustalenia? Zastępowanie jednych zwrotów drugimi, więc jeśli na początku nic nie ma to się to nie stanie.
Wykładnia ma charakter pasożytniczy, żeruje na ustalonych poprzedni w jakichś sposób rozumieniach. Jeżeli punktem wyjścia jest jakieś rozumienie które nie jest efektem wykładni, to my nic nie zrobimy, bo my musimy z czymś przyjść. Jeżeli chcemy mieć wątpliwości to coś musi już wcześniej funkcjonować. Teorie wykładni aby zachować spójność muszą przyjąć założenie istnienia prawa jako obiektu zewnętrznego, niezależnego od naszej wiedzy i czynności poznawczych, jest to najpierw rozpoznawalne a dopiero potem interpretowane.
Głównym argumentem przeciwko tej zasadzie clara co Zieliński nazywa argumentem ad absurdum. Absurdalnym ma być pogląd zgodnie z którym wykładni należy dokonywać jedynie w razie czyichś wątpliwości natomiast w razie braku wątpliwości wykładnia byłaby zakazana. Otóż to że rozumienie musi poprzedzać wykładnie wynika analitycznie z samego pojęcia interpretacji jako pewnych przekształceń syntaktycznych czyli o nie zmienionym znaczeniu. Prof. Zieliński unika tego bezpośredniego rozumienia, ale pisze że duże zróżnicowanie percepcji pierwotnej rozumienia prima facie danego przepisu musi wpłynąć na dalsze rzeczy.
Z jednej strony ktoś kto kwestionuje takie pojęcie jak bezpośrednie rozumienie, wprowadza- jest to konieczne- percepcje pierwotną, czy rozumienie prima facie. Kwestionuje nie jasny status onkologiczny bezpośrednie rozumienie ale wprowadza nie mniej niejasne pojęcie percepcji pierwotnej. To rozumienie prima facie to nic innego jak to co my określiliśmy rozumieniem bezpośrednim.
To nie ulega wątpliwości że punktem wyjścia w procesie wykładni musi być jakieś to bezpośrednie rozumienie, ta nasza intuicja językowa. Jeżeli interpretacja nie jest możliwa w 2 przypadkach- kiedy coś rozumiemy i kiedy czegoś nie rozumiemy. Czy możemy zinterpretować coś czego nie rozumiemy? Pewnie że nie! Jeśli mamy wypowiedz gle gle gle, to weź to chopie zinterpretuj jak tego nie rozumiesz ;0 To jest właśnie paradoks bo wydawałoby się ze interpretacja polega na ustaleniu na zrobieniu co to znaczy, nie prawda, żeby dokonywać interpretacji to my musimy mieć uprzednio to rozumienie. Jak czegoś nie rozumiemy to nie możemy dokonać interpretacji i z drugiej strony jak coś rozumiemy to też nie możemy dokonać interpretacji, i to jest ta zasad clara.
Był kiedyś taki problem że nośność jakiegoś pojazdu do 3,5 tony , strona powiedziała że to do oznacz powyżej 3,5 tony i sąd powiedział CLARA bo jak coś jest tak oczywiste to nie wiem jak można byłoby to interpretować. To tak jak podjeżdżasz samochodem do sygnalizacji a tam zielone światło to dokonaj interpretacji, podobnie jak nakaz skrętu w prawo to musisz się zatrzymać i dokonać wszystkich procesów interpretacji, wszystkie możliwe dyrektywy zgodność z konstytucją itd. No przecież cholera by człowieka wzięła. Właśnie tacy ludzie powodują korki na drogach. Żeby jakieś sytuacje były niejasne to muszą być też jasne sytuacje. Żeby powiedzieć że gdzieś są wątpliwości to większość musi być niewątpliwa, to jest taki uzus językowy, to nie może inaczej wyglądać. Interpretacja musi mieć jakiś początek, że coś musi być.
Niektórzy sadzą że wszystko podlega interpretacji- omnia- tylko co to jest to wszystko. Najmocniejszym argumentem jest argument z regresu, że jeżeli każde rozumienie jest interpretacją, to proces interpretacji nigdy nie ma końca. Trudno wskazać jakiekolwiek relacje by efekt procesu interpretacji sam nie był przedmiotem interpretacji. Jeśli wszystko podlega interpretacji to zgodnie z poglądem tych zwolenników dokonaliśmy interpretacji mamy jakiś rezultat to co on dalej powinien podlegać interpretacji. Chyba że powiemy że tu się kończy i proszę zwrócić uwagę prawda zawsze gdzieś się tam pojawia. Jeśli wszystko podlegałoby interpretacji to cale życie byś nic nie robił tylko interpretował. Prof. Zieliński pisze że jeżeli dokonujemy interpretacji to używamy bardzo wielu narzędzi, ale jak użyliśmy już wszystkich i interpretator dysponuje już pełnym obrazem normy bo w tej koncepcji derewacyjnej że celem interpretacji z tych różnych tekstów jest budowanie takiej normy która jest jednoznaczna, jasna.
Oczywiście jest to całkowicie fałszywy pogląd bo na co zwracał uwagę prof. Nowacki że jeśli tak ma być to niech ktoś pokarze taką normę. Jeszcze się nigdy nie zdarzyło żeby komuś udało się zbudować taką normę. Nie jest to możliwe ani potrzebne.
Dokonujemy interpretacji na konkretny użytek a nie wymyślamy nie wiadomo co.
Zwolennicy omni piszą że wtedy kiedy już się uda, dokonali interpretacji i mają na końcu normę, taką jasną, pełny obraz normy, autor pisze że kolejne przypadki rozstrzygnięć nie są już przypadkami interpretacyjnymi ale przypadkami decyzyjnymi. Powstaje tu problem który prof. Tobor nazywa problemem pierwszego razu, mamy jakiś przepis i rozumiemy go intuicyjnie, ale jak sobie już go ustawimy to mamy jakieś rozumienie. Według tej zasady omnia to by wyglądało tak że za każdym razem np. 2 dnia do tego siadamy i znów musimy przeprowadzić tysiąc kroków żeby ustalić to rozumienie.
Przecież nauka to co my robimy to jest poszukiwanie tych łatwych przypadków, to co było trudnym przypadkiem nagle ktoś siadł zrobił, przeanalizował i to zaczyna funkcjonować jako łatwy przypadek. Ten trudne przypadki które wzbudzają wątpliwości, trochę się zmienił tekst, kilka orzeczeń i nagle w naszej wspólnocie nikt nie ma wątpliwości. Muszą być te łatwe przypadki i my się tego uczymy, bo jeśli wszystko będzie wątpliwe to nie ma szans. To co się nazywa protokołem rozbieżności musimy siąść i przeanalizować, to jest łatwe i jasne a spieramy się o tyle i tyle. To co dociera do sądów, przecież nikt tam nie pójdzie z czymś łatwym i prostym i ni będzie tracił pieniędzy. Jeżeli to się już znajdzie w sądzie , dlatego prof. nie rozumie że są takie przepisy że w razie wątpliwości należy się zwrócić i sąd podejmuje jakąś uchwałę. Jeżeli sądy niższej instancji formułują takie pytanie prawne i sąd mówi że to jest jasne, to nie jest. To co kiedyś było trudnym przypadkiem to w miarę rozwoju staje się łatwym przypadkiem i nikt nie dokonuje interpretacji bo to by był kompletny paraliż życia i działalności sądu gdyby za każdym razem miał uzasadnić swoją decyzję interpretacyjną. Tu ta omnia jest kompletnym nieporozumieniem.
U Petrażyciego jest rozróżnienie na prawo pozytywne i prawo intuicyjne. Leon mówi że prawo intuicyjne to jest to przeżycie imperatywno atrybutywne, a prawo pozytywne to wyobrażenie pewnego faktu. Czasami nie wiemy czy coś się komuś należy czy nie, musi być jakiś fakt normatywny. Ale z czasem my nie wracamy już do tego faktu normatywnego, bo my wiemy że jak zaciągnie zobowiązanie to będzie to i to i staje się to prawem intuicyjnym. To tak jak idziesz do restauracji i kelner przynosi ci rachunek to nie pytasz go jaka jest podstawa prawna. Trudne przypadki stają się łatwymi i one już nie podlegają interpretacji. Jak poznać czy jakiś przepis budzi wątpliwości czy nie. W literaturze jest dużo rozważań dotyczących argumentów o jasności.
Kiedy przepis jest jasny? Kiedy jest jednoznaczny na gruncie języka i zrozumiały dla adresata. Tylko tu też pojawiają się problemy bo jedno niejasne pojęcie jasności zostało zastąpione dwoma tajemniczymi, co znaczy ta jednoznaczność i że przepis jest zrozumiały, to są takie wyjaśnienia które nic nie dają.
Za Dworkinem można powiedzieć że to czy dany przepis jest jasny czy nie można bardzo prosto rozróżnić. Zdaniem prof. to czy dany przepis budzi wątpliwości to jest sytuacja faktyczna. Jeżeli będziemy próbowali to zrelatywizować do jakiejkolwiek koncepcji języka to się to absolutnie nie powiedzie. Nie można powiedzieć kiedy coś jest jasne i jednoznaczne wchodzimy tam w bardzo trudne rzeczy, natomiast dla nas od strony faktycznej to jest prosto. Coś jest wątpliwe jeżeli w dyskursie czyli w tym czym my się zajmujemy pojawiają się dwa rozbieżne rozumienia za którymi stoją jakieś sensowne argumenty. Idziemy do sądu ponieważ istnieją dwa rozbieżne rozumienia.
W sądach w ogóle nie powinna się pojawiać ta zasada clara non sunt., bo jest to taki etap przed interpretacyjny, stwierdzenie faktyczne bo ta zasada clara ma takie dwa aspekty, aspekt opisowy że nie powstała sytuacja interpretacyjna - czyli że nie pojawiają się konkurencyjne rozumienia, że w dyskursie nikt nie podnosi, to jest sytuacja faktyczna, wszyscy zgadzamy się że tak to trzeba rozumieć. Jeżeli ktoś podnosi inne rozumienie daje sensowne argumenty to staje się to wtedy trudny przypadek. Kiedy sprawa trafia do sądu to rzeczą wręcz niegrzeczną jest powiedzenie clara non sunt . No to są ewidentne jak ktoś robi sobie jaja i występuje jak jest do 3.5 tony a on mówi że powyżej. To nie jest problem interpretacyjny, tylko problem znajomości języka. SN wiele razy mówił że w danym przypadku nie ma problemu interpretacyjnego, tylko strona nie zna przepisu. Tak samo te argumenty etyczne że clara to jest przeciwko tym uciśnionym, że ktoś sobie powie że to jest clara i koniec. A niech sobie powie bo jeśli sąd tak stwierdzi to my mamy cały szereg środków które to naruszą i taki sąd który powiedział clara a istnieją inne rozsądne rozumienia to już nie będzie to.
Wręcz przeciwnie zasada clara chroni nas normalnych ludzi przed gwałtami semantycznymi. Obowiązek oparcia się na jasnym tekście. Może tak być że jest jasny tekst a jakiś mądrala powie że on dokonał takiej wykładni i on wcale jasny nie jest. Jeżeli mówimy o pewności prawa, bo mamy tutaj jeden z ciekawszych problemów jakie prawo jest a jakie być powinno. W tych wszystkich łatwych sprawach jeżeli nie ma wątpliwości mówimy takie jest prawo, że w danej wspólnocie interpretacyjnej nikt nie kwestionuje pewnych rozwiązań, takie jest prawo. Natomiast jeżeli rozpoczynają się spory interpretacyjne, jeżeli podnoszone są inne konkurencyjne rozumienia to wtedy to co robią sądy to one już nie stwierdzają tego jakie prawo jest, tylko mówią że według nas powinno być tak. Sądy nie mogą powiedzieć że kłamią bo sądy formułują swoją postawę, swoją ocenę, rozumienie. Każde ustalenie że coś ma jakieś znaczenie jest takie dotyczące prawidłowego rozumienia. Jeżeli powiemy że ten przepis ma takie znaczenie to nie jest to nasz opis, tylko wypowiedź o charakterze normatywnym, stwarzamy regułę prawidłowego rozumienia. Kiedy piszemy opinie prawną, to nie piszemy jak jest, tylko że moim zdaniem prawidłowe rozumienie jest takie. Te wszystkie prawidłowe to są sądy normatywne, a moim zdaniem prawidłowe jest inne jak sąd sobie coś wybiera. NSA powiedział że nie można wymagać od adresata by sens normy prawnej odczytywał w drodze skomplikowanych zabiegów interpretacyjnych, stosując różnego rodzaju wykładnię. Obywatele mają bowiem prawo działać w zaufaniu do tego co zostało zapisane w treści a nie do tego co ewentualnie można było tam znaleźć.
Czy można wyciągnąć wobec kogoś jakieś ujemne konsekwencje, jeżeli on oparł się w swoim działaniu na jakimś rozsądnym rozumieniu tekstu. Jak ja powiem ten tekst może być tak rozumiany, a nam wyszło coś innego. Zasada np. in dubio pro reo , w karnym to się odnosi głównie do sytuacji faktycznej, ale prof. mówił że również do sytuacji normatywnej. Zaklinania karnistów że jakieś tam nullum crimen to są jakieś pierdoły. Nie ma przestępstwa bez ustawy, tylko że nie ma ustawy. Sądy stosują prawo a nikt jeszcze go nie widział. Wbrew pozorom to ta zasad omnia działa przeciw ludziom, jak wszystko podlega interpretacji nikt nie ma wątpliwości, a jakiś upierdliwy sąd próbuje z tego coś wymyślić. W naszym dyskursie może funkcjonować zarówno ta zasada omnia jak i zasada clara. Główne rozumienie tej zasady clara jest takie stwierdzenie faktyczne że nie powstała pewna sytuacja interpretacyjna, po co cokolwiek interpretować skoro nikt nie zgłasza pretensji. Clara tzn stan faktyczny w nikt nie podnosi innych rozumień, koniec, nie powstała sytuacja interpretacji.
Żeby w naszym dyskursie komunikacja była możliwa aby to wszystko funkcjonowało musi być clara, inaczej byłby totalny paraliż, nie można by było podjąć żadnej decyzji bo każda musiałaby być poprzedzona całym szeregiem zabiegów interpretacyjnych. Ale jak można by rozumieć omnie? Powoduje ona że wszystko podlega interpretacji, ale w takim sensie że jeżeli nie zrobimy rozróżnienia między rozumieniem a interpretacją, to każdy efekt interpretacji mógłby być interpretowany, co byłoby czymś chorym, bo przedmiot interpretacji znów stałby się przedmiotem interpretacji.
Drugie możliwe rozumienie tej zasady (jakiś filozof) ten kto chce zrozumieć tekst, wnosi so interpretowanego tekstu swoje własne oczekiwane znaczenie. Jak chcesz zrozumieć to już z czymś przychodzisz i tutaj ta koncepcja prerozumienia jest oczywista, ty nie jesteś goły, do tej interpretacji przychodzisz z całym swoim życiem. Masz swoje własne oczekiwania które sprawiają że tekst zaczyna coś mówić. Jeżeli ten tekst ci nic nie powie, to jest to że z czymkolwiek czy to będzie diagnoza medyczna to żeby coś uzyskać to musisz z czymś przyjść. Gdy ukazuje się sens tekstu następuje nowa projekcja sensu u interpretatora z którą znowu podchodzi do tekstu. Jest to proces który nie ma końca choć w praktyce się w pewnym momencie urywa. To ta słynna spirala hermeneutyczna ciągłe przybliżanie pojęć i stanów faktycznych, i tu by można powiedzieć że wszystko podlega interpretacji.
Paradoks interpretacyjny, to co teraz nie jest jasne za 2 tyg będzie. Możemy daną regułę interpretować w taki sposób że to samo działanie można uznać za zgodne lub sprzeczne z tą regułą. Jedna strona twierdzi tak a druga inaczej. Orzeczenie SN 2009 - treść orzeczenia zależy od wyników wykładni, które mogą być różne w zależności od przedmiotu i stosowanych metod, w związku z otwartością semantyczną języka także języka prawnego, mogą mieć miejsce różne poprawne z punktu widzenia metod interpretacji. Co to jest ta poprawna interpretacja, na jednym tekście może być kilka poprawnych, dlatego też trzeba uznać że różnej treści orzeczenia wydane w podobnej sprawie mogą być zgodne z prawem. Sama sytuacja interpretacyjna nie jest w stanie dostarczyć kryteriów trafności. Trafność interpretacji to efekt czegoś innego.
Kluczowy problem to jak poznać która jest poprawna.
Pierwsza sytuacja easy case- łatwe przypadki stosowania prawa, jesteśmy nieszczęśliwi bo nie mamy roboty. Ale nie jest tak że wszystko podlega interpretacji Bi byśmy zwariowali. Interpretacja nie stworzy żadnego znaczenia, ty musisz już coś mieć żeby przekształcać, zamieniać. Podaj znaczenie czegoś, co coś znaczy. Jak nie masz tego uprzedniego prerozumienia to nic nie zrobisz. Najpierw mamy prerozumienie a interpretacja zaczyna się dopiero wtedy gdy w dyskursie pojawiają się dwa różne, wtedy dopiero coś robimy. Interpretacja nie dostarcza znaczenia ona przekształca uprzednie znaczenie.
Druga sytuacja to difficult case - kłopotliwe przypadki to te sytuacje kiedy w dyskursie pojawiają się różne możliwe rozumienia. Mamy robotę! My nie możemy poprzestać na tym i powiedzieć że oba rozumienia są jednakowo uprawnione. Często w orzeczeniach widać jak wynik determinuje nasze działanie.
Dlaczego SN się pomylił i powiedział że 2 różne rozumienia mogą być zgodne z prawem? Są takie przepisy w KC że jak sąd wyda orzeczenie niezgodne z prawem to możemy żądać stosownego odszkodowania. I teraz są 2 różne orzeczenia więc jedna ze stron powinna się domagać odszkodowania bo z logicznego punktu widzenia dwa sprzeczne nie mogą być prawdziwe. To orzeczenie mówi że cokolwiek zrobią sądy to jest to zgodne z prawem.
Najczęstszy problem jest z pojęciem wieloznaczności, literatura na ten temat jest olbrzymia. Mamy wieloznaczność semantyczną, pragmatyczną itd. Natomiast to czego sądy w ogóle nie znają to odróżnienie wieloznaczności od nieostrości. Wszystkie klauzule generalne to jest zupełnie inna zabawa. Jedną z ciekawszych sytuacji interpretacyjnych to jest właśnie taka sytuacja kwalifikowania, próba nazwania, czy koszary to budynek mieszkalny. To nie jest wieloznaczność, tu pojawiają się inne problemy. Tu jest tzw. trzecia ukryta przesłanka, intuicja aksjologiczna.
Jest cały szereg sytuacji gdzie sądy rozwiązują nie ten problem co trzeba. Czasami prawodawca milczy, że ta treść prawa jest bogatsza niż zawartość semantyczna. Całkowicie inna sytuacja interpretacyjna jest kiedy mamy do czynienia z dwoma jasnymi przepisami które nie budzą wątpliwości ale nagle postawione obok siebie, kiedy trzeba je oba zastosować dochodzi do kolizji. Bardzo ciekawa sytuacja interpretacyjna kiedy dwa jasne przepisy powodują nie jasność.
Hard case - trudne przypadki, tu nauka poszalała twierdząc że są prawdziwe trudne, fałszywe trudne. To są tego typu sytuacje kiedy przepis jest jasny, ale nagle dochodzimy do wniosku że to jakiś totalny idiotyzm i tu pojawia się argumentacja absurdalnych rezultatów. Próba przełamania takiego literalnego, semantycznego rozumienia.
Popatrzymy że nie ma wątpliwości, język mówi jasno nie można tego pojmować inaczej, jeżeli jest zwrot w prawie upadłościowym i naprawczym w ciągu 6 miesięcy, idiotyzm totalny , oni mówili że się pomylili i miało być że co najmniej 6 miesięcy wstecz, czyli całkiem coś innego. Często ta nasza intuicja, to sformułowanie to błąd prawodawcy. Przepiękne rzeczy dotyczyły np. roli przecinka. Kiedy możemy stwierdzić że prawodawca popełnił błąd. Jasny przepis ale skutki są kuriozalne i co wtedy? Gwałcić ten przepis czy czekać na ingerencje prawodawcy. Nie ma wieloznaczności a mimo to nie podobają nam się skutki danego rozumienia i tu nasza rola tym się trzeba zająć. Kiedy mówimy o błędnej wykładni? Wtedy kiedy stosujemy nieodpowiednie narzędzia do konkretnej sytuacji interpretacyjnej. Jeżeli ktoś wie że dany zwrot jest wieloznaczny a bierze nieostrość i mówi że zastosujemy wykładnię językową to jest kompletnym idiotą, to są defekty języka których nie można tak rozwiązać, bo co sięgniemy do słownika?
Wykład 11 - 3.11.2010
Do tych wszystkich rozumień intencji z ostatniego wykładu, dokładamy jeszcze jedną intencję, bo proszę zwrócić uwagę, że te wszystkie intencje można podzielić na takie dwie kategorie: intencje formalne, które nie rozstrzygają nic do treści (to że chcę utworzyć dany akt, dany akt, danego rodzaju itd.),do tego rodzaju intencji jest bardzo ważna intencja, tzw. intencja zmiany (należy do grup intencji formalnych). Każdy nowy akt normatywny, to jest chęć zmiany istniejącego stanu.
Argumenty przeciwko intencjonalizmowi:
Argument z nieistnienia, że mówienie o intencji jest całkowitą fikcją. Bo jak taki wielogłowy lewiatan, jak taki ktoś jak parlament może mieć intencję? To jest totalna bzdura.
Argument no existence, argument nieistnienia. Przecież stosujemy przepisy do sytuacji których prawodawca w ogóle nie mógł przewidzieć. Np. przepisy z XI w. dotyczące kradzieży pojazdu i nagle powstaje samolot, czy się to stosuje? Zwolennicy tego argumentu mówią, że absolutnie nie możemy tego stosować, bo prawodawca nie miał tego na myśli.
A więc stosujemy przepisy do sytuacji których prawodawca nie miał prawa wiedzieć, bo rozwój technologiczny, różne rzeczy się dzieją , prawodawca nie miał intencji bo to nie istniało.
Ten argument jest w bardzo ciekawy sposób zanegowany przez takiego Sinclera, on mówi czy rzeczywiście tak to jest, czy to jest jakiś mocny argument? On mówi, „ to zależy jak znaczenie przepisu jest rozumiane”. I tu pamiętamy, mamy takie klasyczne rozróżnienie między intencją a ekstensją. Weźmy sobie Sinclera, on mówi że mamy takie pojęcie jak to, że „coś jest zielone” i wszyscy intencję tego zwrotu że coś jest zielone rozumiemy, natomiast ekstensja to jest cała klasa tych faktów do których to stosujemy (zielone są ogórki i różne takie rzeczy są zielone). Jeżeli prawodawca używa jakiegoś pojęcia i mówi np. pojazd, to czy mu chodzi o intencję czy ekstensję? Gdyby chodziło mu o ekstensję, czyli wyliczenie wszystkich możliwych sytuacji do których dany przepis będzie zastosowany, to rzeczywiście taka intencja nie istnieje. Ale oczywiście to jest twierdzenie nie prawdziwe, bo prawodawca, w ogóle obojętnie jakie pojęcie formułuje, to nie jest w stanie tych wszystkich szczegółowych sytuacji przewidzieć (to będzie szczególnie istotne jak wyróżnimy jedną ze szczególnych sytuacji interpretacyjnych jaką jest kwalifikowanie; mamy np. pojęcie „budynek mieszkalny” i teraz mamy dziesiątki spraw w sądzie czy dany, konkretny obiekt jest budynkiem mieszkalnym, i my znamy intencję tego pojęcia, natomiast nie znamy wszystkich szczegółowych przypadków, i po to są sądy, żeby decydować w konkretnych sytuacjach, czy to jest pojazd, czy to jest zielone, czy to jest budynek mieszkalny itd. bo tego prawodawca nie jest w stanie przewidzieć).
Nawet gdyby była intencja, to nie jest ona poznawalna.
Nawet gdyby była intencja i gdyby była ona poznawalna, to istnieje cały szereg autorów, którzy twierdzą, że intencja nie ma żadnego znaczenia przy interpretacji tekstu. Interpretacja to jest całkiem coś innego. Oczywiście większość tych argumentów jest skierowana przeciwko psychologicznym rozumieniom, to jest intencja jest związana z osobami, z umysłem, z przeżyciem.
Dzisiaj bardzo mocne stanowisko przy interpretacji to jest to co wiążemy w tej chwili z kierunkiem tzw. tekstualizmem. Oni nie negują, że intencja jest ważna ale mówią, że ta intencja musi być w pewien specyficzny sposób rozumiana. Tu pojawia się w różnych wariantach pojęcie tzw. intencji zobiektywizowanej. Kiedyś intencjonalizm utożsamiano z takim czysto literalnym, słownikowym rozumieniem przepisów, teraz oni mówią, że absolutnie nie, my musimy odwołać się do kontekstu. Tu pojęcie tego kontekstu jest niezwykle ważne. Oczywiście spieramy się, jakie elementy tego kontekstu należy brać pod uwagę, i niektórzy twierdzą, że jednym z elementów tego kontekstu jest intencja.
Jak zdefiniować intencję zobiektywizowaną? Mamy dwa podejścia:
Intencja rozsądnego człowieka - przepis należy tak interpretować, jak go jakiś rozsądny interpretator rozumie, rozsądny czytelnik, kwestia rozsądku jest zrelatywizowana zawsze do konkretnego interpretatora
Publiczne rozumienie pojęcia (public meaning)
W tej chwili furorę robi tzw. semantyka K-P (Kripke - Putnam):
Odrzucają nasze główne twierdzenie, zaprzeczają potrzebie uwzględnienia intencji w celu identyfikacji tego obiektu do którego dane pojęcie się odnosi. Ponieważ my jesteśmy zainteresowani pewnym konwencjonalnym, tym public meaning a nie speakers meaning (to rozróżnienie już znamy z poprzedniego semestru, pamiętamy - sentence meaning tzn. znaczenie jakiejś wypowiedzi w oderwaniu od mówiącego, zdaniem Tobora coś takiego w ogóle nie istnieje).
S. Fish kiedy jechał z tatą w samochodzie i kiedy dojechali do skrzyżowania światło zmieniło się na czerwone i ojciec powiedział - „śmigaj przez światła”. I Fish mówi że w tej chwili uznałem, że nie chciał powiedzieć „zatrzymaj się” tylko „pruj prostu”, słowa ojca odebrał następująco - jedź jak tylko światło zmieni się na zielone. Czy tu można mówić o jakimś sentence meaning, czy tu jest jakiekolwiek możliwe rozumienie w oderwaniu od intencji? Oba rozumienia są zrelatywizowane do intencji. Sentence meaning w przyrodzie nie występuje.
Tu jest niezwykle ważna ta teoria relewancji Sperbera i Wilsona - wydobycie znaczenia zawsze zawiera taką bardzo dużą dozę tej inferencji pragmatycznej, że to jest nie tylko ten kod semantyczny ale jest ta inferencja.
Kripke napisał tak, że punkt ciężkości przenosi się właśnie z intencji izolowanej od społeczeństwa jednostki na sposób posługiwania się tą nazwą przez wspólnotę komunikatywną. Określenie faktyczne wydaje się określać fakt, że mówiący jest członkiem społeczności która używa tej nazwy. Nazwa przeszła na niego za sprawą tradycji. Użycie jakiejś nazwy przyczynowo jest zależne od jakichś wcześniejszych użyć. Sentence meaning jest zamienione tym odniesieniem semantycznym.
Uczniowie Kripkiego wprowadzili takie fajne pojęcia „chrztu pierwotnego” i „wielokrotnego ugruntowania”. Czy u nas pojawia się coś takiego jak prawo precedensowe? My byśmy powiedzieli, że w naszej kulturze go nie ma, natomiast to co jest obserwowalne to nasze odnoszenie się do orzecznictwa, to jest ta metoda tzw. „wielokrotnego ugruntowania”. Jeśli sąd powie że coś ma takie a takie znaczenie, i nagle w doktrynie, w innych orzecznictwach dalej się to pojawia, to nagle w naszej kulturze tworzy się tak jakby pewne pojęcie, i oni teraz mówią, że znaczeniem danego pojęcia jest to co zostało wielokrotnie ugruntowane, to co zostało przyjęte, żebyśmy się po prostu tego nauczyli. Tu ten element chrztu pierwotnego, że ktoś tam kiedyś wprowadził pewne pojęcie np. do kodeksu i potem metodą wielokrotnych ugruntowań pewne pojęcia zyskują znaczenie akceptowalne, konwencjonalne w tej wspólnocie. Jeżeli chcemy mówić o interpretacji to odchodzimy od intencji i opieramy się na tych wielokrotnych ugruntowaniach.
Tobor się z tym zgadza, że tak rzeczywiście jest.
Autonomiczna wiadomość, która jest zawarta w tekście, jak znajdziemy tam nad morzem jakąś buteleczkę listem, to my nie znamy autora itd. Prawodawca jeśli tworzy tekst, to powinien zawrzeć całą intencję w tym tekście. To mają być te wielokrotne uwarunkowania, że m y podchodzimy do interpretacji właśnie z tym, że jest to takie konwencjonalne znaczenie, nie obchodzi nas to co chciał mówca, ale to co faktycznie w danej społeczności funkcjonuje, to konwencjonalne znaczenie. Tylko czemu ta koncepcja wydaje się Toborowi całkowicie fałszywa? Tu np. jeden pisze tak, że prawdziwość twierdzeń dotycząca właśnie tego wielokrotnego ugruntowania, będzie zależna od tego co ustalimy. A ustalenie to będzie często bardzo trudne. Jak jeden ze zwolenników pisze, ustalenie treści nie jest mechaniczne, ale jest złożoną procedurą. Gdy w naszej wspólnocie interpretacyjnej funkcjonuje coś takiego jak to wielokrotne ugruntowanie, tzn. że nikt z nas nie ma problemu, wtedy mamy do czynienie z tym easy case, czyli łatwymi sytuacjami stosowania prawa i wtedy to nie są problemy interpretacyjne. To jest ta sytuacja przed interpretacyjna. Problem interpretacyjny jest wtedy kiedy są wątpliwości.
Jedną z ciekawych rzeczy która ta semantyka Kripkiego wnosi to jest to, że oni pokazują zmienność w czasie jakiegoś pojęcia. Gdybyśmy porównali, dokonali analizy orzecznictwa TK w latach 80. 90., 2000., to nagle okazuje się, że to pojęcie ewoluuje, że jest cały szereg pojęć prawnych które się zmieniają w czasie. On pokazuje, że te wielokrotne ugruntowania mogą się zmieniać.
Ta nowa koncepcja, nic tu sensownego nie wnosi. Te koncepcje public meaning, konwencjonalnego znaczenia to są fajne rzeczy ale one nie rozwiązują problemu. One mówią od czego mamy rozpocząć, więc to odwoływania się do słowników, do tych różnych rzeczy jako punkt wyjścia. Jeżeli znaczenie jest wielokrotnie ugruntowane, to my - prawnicy- nie mamy roboty. Na szczęście w naszym dyskursie pojawiają się te wątpliwości
Argumenty za intencjonalizmem:
Można je podzielić na argumenty pojęciowe i argumenty normatywne. Te argumenty pojęciowe - dlaczego musimy być intencjonalistami? Tu główny argument to jest taki że nie można być tekstualistą, że pojęcie znaczenia jest jak gdyby integralnie związane z intencją. Co to jest znaczenie? To co ktoś chciał powiedzieć. Nie ma tekstu bez intencji. Jakieś pojęcie może znaczyć 10 różnych rzeczy i to czy to słowo będzie znaczyło to czy tamto będzie znaczyło od użytej intencji. To co robimy nie przypisując intencji to nie jest interpretacja ale całkiem inny rodzaj działalności. Wolter i Michet napisali, że znaczenie bez intencji to jest jak gdyby wewnętrznie sprzeczne, to nie jest pojęcie znaczenia.
Też argument pojęciowy - wynika z pojęcia komunikacji, tworzenie aktów prawnych to nic innego jak komunikowanie się. Nie można zinterpretować procesów komunikacji w inny sposób niż przez odniesienie do intencji. Co to jest komunikowanie się? To jest przekazywanie pewnych intencji, przekazywanie pewnych informacji, innych możliwości tu nie ma. Akt komunikacji jest całkowicie związany z autorem. Teksty prawne to nic innego jak pewne teksty komunikacji. Analitycznie z tego pojęcia komunikacji wynika intencjonalizm.
kolejny argument jest związany z samym pojęciem prawa, to jest czy prawo posiada ten autorytatywny charakter? Ktoś taki jak prawodawca istnieje. Autorytet który tworzy normę, ktoś taki jest. I proszę sobie wyobrazić, że ktoś tworzy normę i my pomijamy ten element tego autorytetu, prawodawcy który to prawo tworzy. Jeżeli tego nie chcemy zrobić to musimy się odwołać właśnie do pojęcia intencji. Ten argument jest jednym z mocniejszych argumentów normatywnych. Jest to tzw. argument z konsekwencji. Jeśli nie intencjonalizm to co w zamian. I Fish się śmieje i mówi, że mocnym argumentem za intencjonalizmem to jest to że nie wymyślono nic lepszego. Proszę spróbować zdefiniować interpretację w jakiś inny sposób. I wszyscy mądrale właśnie od tego uciekają jeśli mówimy - interpretacja to ustalenie intencji, to jest to przewrotny argument bo nic lepszego nie wymyślono. Ten argument normatywny mówi co by można zastąpić, ustalać albo znaczenie prawodawcy, czyli tego który nadaje komunikat, albo - z drugiej strony - mamy to znaczenie odbiorcy, że co dany przepis znaczy to nie zależy od intencji prawodawcy ale byłoby zależne właśnie od mówiącego. Czyli co jest prawem nie decydowałby prawodawca ale my interpretatorzy.
Kiedy mówimy o rezultatach procesu wykładni, używamy sformułowań, że coś jest błędne, trafne, prawidłowe, kiedy byśmy nie posiadali takiego kryterium, które pozwoliłoby nam na odróżnienie tego co prawidłowe od tego co nieprawidłowe, wszystko by się waliło. To co my robimy, to co robią sądy to ma być wymiar rozsądny, racjonalny a nie „kaprys sędziego” (kaprys interpretatora). Jeżeli my nie chcemy tego (kaprysu) to musimy założyć, że jest coś co jest pierwotne i jak gdyby niezależne od aktywności interpretatora, że coś takiego musi istnieć. Gdybyśmy powiedzieli, że tego nie ma, że to znaczenie stawało się dopiero w procesie interpretacji, to byśmy doszli do takich wniosków jak SN, że dwa sprzeczne ze sobą rozstrzygnięcia mogą być zgodne z prawem. Zdaniem Tobora, najmocniejszym argumentem za intencjonalizmem jest to, że nie można z interpretacji zrobić takiego Freestyle, że coś musi być. Coś co jest niezależne od naszej aktywności to jest intencja prawodawcy.
Koronnym argumentem za jakąś interpretacją, czyli za wyborem która z interpretacji jest trafna, która błędna, jest ten argument z intencji. Przecież to nie może być argument ze słownika, że w słowniku jednym jest tak w drugim tak, jedynym tym problemem to jest właśnie ustalanie co chciał prawodawca. Zdaniem Tobora każdy wzorzec interpretacyjny dotyczy intencji. Gdybyśmy wiedzieli co jest intencją, co chciał prawodawca, nie byłoby problemu. Wszystkie spory dotyczą intencji.
Czy można w ogóle sensownie mówić o intencji kolektywnej (wspólnej)? Czy można sensownie powiedzieć, że ktoś posiada intencję? Ten argument, że intencja istnieje, jest bardzo mocno zawarty w naszym języku. Dzisiaj w radiu - Tobor- słyszał, że intencją Rady Polityki Pieniężnej było ustalenie kursu (…) bo coś tam… to że my nie mamy żadnego oporu przypisywania intencji jakimś firmom, koncertom, politykom, partiom itd., że ci to tak a ci to tak, to jest normalny sposób działania. My w wielu przypadkach możemy z dużym prawdopodobieństwem jak gdyby ustalać tę intencję, przewidywać. Przypisujemy komuś tam jakąś intencję i to pozwala nam w jakiś sposób przewidzieć niektóre zachowania. To przypisywanie intencji jest czymś całkowicie normalnym, jak wsiadamy do auta rano i wyjeżdżamy na drogę to pierwszą rzeczą jaką musimy zrobić, to przypisać intencję innym użytkownikom np. że będą jeździć zgodnie z przepisami, my w ogólne nie wiemy co się w ich głowach dzieje ale warunkiem funkcjonowania jest przypisywanie intencji innym użytkownikom. My cały szereg różnych rzeczy robimy i to opiera się na takiej próbie ustalania intencji.
Czym miałoby się różnić ustalenie intencji koleżanki od jakiegoś takiego ciała jakim jest parlament? Jaka tu jest różnica? Weźmy tu pod uwagę dwie wypowiedzi: jedna mówi tak, że Jasi powiedział A, a jego intencje były całkiem inne - tego typu zwrot nas nie dziwi, to jest cos nagminnego, że jakiś polityk cos tam powie, a jego rzecznik mówi, że to znaczyło całkiem coś innego, to jest coś normalnego, że my możemy cos takiego robić, ale już parlament, że stanowił A, a zamierzał całkiem coś innego, absolutnie to jest nie do przyjęcia, tu ta intencja jest niezwykle mocno związana. Parlament nie może okłamywać, popełniać pomyłek itd. jeśli popatrzymy na takie ciała kolektywne jak np. firmy, koncerny i weźmy nasz parlament, to jak podejmowane są decyzje w takich organach? Nie można powiedzieć, że ten końcowy efekt jest wynikiem tak różnorodnych elementów, że mówienie tu o jakiejkolwiek intencji jest całkowicie niezrozumiałe. Od iluś tam lat zaczyna pojawiać się cały szereg drobnych koncepcji które mówią, że można bardzo sensownie mówić o intencji takiej zbiorowej, kolektywnej, wspólnej itd. jeżeli popatrzymy na te wszystkie koncepty dotyczące intencji, to możemy podzielić je na takie dwie grupy: koncepty tzw. intencji indywidualnej i tzw. intencji zbiorowej.
Koncepcje indywidualistyczne to są te najprostsze, że ta intencja zbiorowa to jest suma tych intencji indywidualnych, to dążenie do jakiegoś wspólnego celu który każdy musi mieć przed swoimi oczyma. M. Bratman wprowadza takie pojęcie, które jest z pogranicza tej koncepcji zbiorowej i indywidualistycznej, nie mówi o intencji kolektywnej ale o intencji podzielanej, że może być pewna grupa ludzi którzy podzielają tę samą intencję. Bratman wprowadza cały szereg różnych warunków, kiedy możemy mówić o tym pojęciu. Mówi, że intencja jakaś jest podzielana kiedy więcej niż dwie jednostki mają identyczną intencję.
Tobor skłania się ku koncepcji, że jest zasadnicza różnica…, weźmy przykład - jest słoneczne, ciepłe popołudnie, łąka, jakiś park i nagle dup i robi się ciemno i zbiera się na deszcz i wtedy co wszyscy robią? Zaczynają szukać schronienia żeby się przed deszczem schronić. Druga sytuacja - jest podobnie ale w tym parku odgrywana jest jakaś sztuka i jednym z elementów tej sztuki to jest właśnie tego typu sytuacja no i oni tam siedzą i nagle zaczyna padać deszcz i wszyscy zgodnie z scenariuszem zaczynają szukać schronienia. To są dwie sytuacje, różnice między I intend a We intend, to jest ta zasadnicza różnica. Oni niby wszyscy robią to samo, gdyby ktoś z zewnątrz popatrzył to by nie widział różnicy, w pierwszym przypadku nie można mówić o jakieś wspólnej, kolektywnej intencji, to jest suma tych indywidualnych intencji, tu absolutnie nic się nie dzieje. Natomiast w tym drugim przypadku jest coś takiego, że we intend, my razem cos chcemy zrobić.
Jeżeli jest ta wspólna intencja, to pojawia się ten kolejny element zobowiązania, że jeżeli my się na coś zdecydujemy (np. skok na bank, spacer, malowanie) to nagle w tym we intend pojawia się takie zobowiązanie normatywne. Decydując się na coś my jak gdyby zobowiązujemy się do tego. To nie jest taka zwykła suma, tu się pojawia normatywność, przyjmujemy na siebie pewne zobowiązanie.
Specyfika procesu stanowienia prawa:
Czym kierują się np. posłowie, czy kongresmani podejmując określone decyzje? Zdecydowana większość tych ludzi czasami nie ma prawa znać tekstów, które są uchwalane. Są pewne procedury, która mówią że oni mają otrzymać jakiś tam tekst ileś dni przed głosowaniem, ale to nie jest fizycznie możliwe, żeby oni zdążyli przeczytać te wszystkie strony tekstu. Zdecydowana większość ludzi kompletnie nie wie nad czym głosuje. Czy nawet jak wiedzą, to kierują się tu bardzo różnymi motywami. Można głosujących podzielić na dwie kategorie: na tych którzy kompletnie nie wiedzą nad czym głosują (zdaniem Tobora intencja posła jest jedna - żeby go wybrali za 4 lata, większość nie ma innej motywacji) i na tych którzy są aktywni tzn. pracowali nad projektem. Jak w tych warunkach można mówić o intencji?
Koncepcja busy congress - posłowie są tak zajęci różnymi ważnymi sprawami, że nie są w stanie tego wszystkiego ogarnąć.
Ci członkowie tego ciała dzielą się na dwie kategorie: członkowie aktywni i członkowie bierni. Jedni pracują nad projektem a drudzy tylko podnoszą rękę i naciskają przycisk. Mimo tego, że kierują się różnymi motywami, mimo tego, że niektórzy nie wiedzą o co chodzi, nadal można mówić o intencji zbiorowej. Podział członków na aktywnych i biernych ma takie konsekwencje, że jeżeli my bierzemy udział w tego typu imprezie, jeżeli godzimy się być członkami jakiegoś ciała to również to jest pewnego rodzaju zobowiązanie, to jest ta ich milcząca intencja, milcząca zgoda, że jeżeli większość jakąś decyzję podejmuje to nagle pojawia się problem że to jest nasza wspólna intencja, bo my się na to godzimy. Ta grupa członków aktywnych i biernych ona się zmienia w czasie, raz ci coś robią a raz inni.
Proxy intencjonalizm (zastępczy intencjonalizm) - oczywiście trzeba ustalić intencję, ale jeśli chcemy się dowiedzieć coś więcej, to musimy właściwie te nasze badania skierować, czyli skierować je w stronę tej wąskiej grupy czynnych członków. Ale w jaki sposób można to zrobić?
Postawa intencjonalna:
My traktujemy jednostki, ciała zbiorowe, zwierzęta jako takie podmioty, którym można przypisać intencję. Nasze rozumienie świata nie polega na niczym innym jak na przypisywaniu intencji. To jest ta postawa intencjonalna. To co my robimy to nie jest ustalanie faktycznej intencji, bo nic takiego nie istnieje, tylko to co my robimy to jest właśnie przypisywanie tej intencji.
Czy my rzeczywiście możemy mówić o ustalaniu faktycznej intencji, czy w każdym przypadku to jest przypisywanie intencji? Tobor uważa, że samo pojęcie intencji zakłada, że jest to coś co jest komuś przypisywane. Pojęcie intencji to jest coś (obojętnie czy mówimy o jednostkach czy ciałach kolegialnych) co jest przypisywane. Tu nie ma dowolności, że jeden przypisze prawodawcy taką intencję inny jeszcze inną, cały nasz problem, jako prawników, sprowadza się do tego, że jakby tak intuicyjnie my staramy się nie przypisać a ustalić, ustalić w tym rozumieniu, że podać jakieś mocne argumenty, że to nasze przypisanie intencji byśmy powiedzieli, że taka była „faktyczna” intencja prawodawcy.
Wbrew pozorom jest cały szereg takich sytuacji, że ustalenie tych intencji to zawsze będzie przypisywanie, bo my nie wchodzimy jak gdyby do środka, tylko przy pomocy jakichś dowodów pośrednich tę intencję ustalamy. W zdecydowanej większości przypadków nikt nie ma wątpliwości jaka ta intencja była, choć to jest intencja przypisana, to można powiedzieć, że to jest intencja realna, faktyczna, to są te easy case.
Wszyscy jesteśmy intencjonalistami☺
Wykład 12 - 10.11.2010
Sytuacje interpretacyjne
Czy z tekstu wynika więcej niż zostało powiedziane, co niesie komunikat
co to jest pogrzeb, w sprawie zasiłku pogrzebowego
Znaczenie literalne (możliwe pytanie na egzaminie)
Omówienie poszczególnych sytuacji normatywnych (jakie argumenty mogą być używane), pierwsze przy analizie tekstu to odpowiedź na pytanie co to jest za sytuacja interpretacyjna, od tego zależy wybór narzędzi. Podstawowa sytuacja interpretacyjna to znaczenie literalne-dosłowne, gramatyczne, przełamanie, kiedy odstępujemy od literalnego itd.
09.2010 uposażenie należne w świetle wykładni literalnej (znaczenie literalne zawsze zrelatywizowane do konkretnego języka, języka prawnego) nie jest literalne w ogóle tylko w poszczególnych językach - tekst, doktryna, język ogólny. Sąd w tym orzeczeniu: oprócz znaczenia literalnego należy wziąć pod uwagę cały szereg innych rzeczy - to nic nie daje. Co innego gdy z tymi innymi występują rozbieżności, my chcemy podjąć decyzję. Często występują podwójne argumenty np. znaczenie literalne + ratio legis danego przepisu. Cechą argumentacji prawniczej jest jej otwarty charakter. Więc nigdy nie należy poprzestawać na jednym argumencie, psychologia argumentacji. TK na treść konkretnej normy stosowanej przez sąd składa się nie tylko jego literalne brzmienie ale jego systemowe uwarunkowania, przyjęte poglądy doktryny, ukształtowana linia orzecznictwa itd.
Wybieramy to co pasuje, do sądu trafia tylko to gdzie są rozbieżności. Dworkin : wybierz taka interpretację która najlepiej wpisuje się w historie prawa (puzzle do obrazka). Najpierw tą historię kształtujemy sami. Zamierzenie ustawodawcy, często literalne brzmienie jest tylko środkiem na poznanie intencji, pojawia się argument co chciał pracodawca - najsilniejszy argument.
Przełamanie
Wady np. wyrok NSA choć literalne brzmienie ustawy wskazywać może ……sąd uważa ż e taki pogląd jest nieuprawniony, literalne wskazuje na A ale my B, rzadko się zdarza żebyśmy wiedzieli że literalne jest nieuprawnione, tylko powierzchniowa argumentacja, a więc przełamujemy i wskazujemy np. na wykładnię celowościową.
Uchwała NSA zasadnicza rozbieżność w stanowiskach sądów adm. Sprowadza się do kwestii czy w sytuacji kiedy literalne brzmienie tekstu jest jednoznaczne i nie nasuwa wątpliwości co do rozumienia sensu przepisu dopuszczalne jest sięganie do wykładni funkcjonalnej, celowościowej w celu dalszego ustalania jego sensu i treści.
Z orzecznictwa Tk wynika że zakres upoważnienia ustawowego do wydania aktu wykonawczego ustalamy na skutek wykładni językowej nie może być rozszerzony przez wykładnię funkcjonalną.
Czyli przyjmujemy że językowe jest jasne, gdyby tak było czy sięgalibyśmy po inne narzędzia? Co jest zawarte w przepisie? Czy tylko to co jest w kodzie semantycznym czy szereg innych rzeczy. Czyli jeżeli są problemy z zakresem upoważnienia to są problemy z językiem. Problem z pojęciem wykładni rozszerzającej. SN : zgodzić się należy że doszło do naruszenia tego przepisu chociaż nie jego literalnego brzmienia, czyli co zostało naruszone?
Sąd: definicji legalnej nie należy rozumieć dosłownie w prawie o ruchu drogowym kto to jest kierujący- sąd każdy kto ma prawo jazdy, taki jest sens przepisu. NSA stosowanie proeuropejskiej - wykładnia językowa najważniejsza. Np. zasiłek pielęgnacyjny nie przysługuje jeśli osoba pozostaje w związku małżeńskim. TK policzył że wykładnia literalna stosowana w co 4 orzeczeniu, 3 inne odstępowały czy zawsze, czy w innych sprawach tak jest nie wiadomo. Dowody i argumenty empiryczne. Dokonanie wyboru między znaczeniem literalnym a innym.
Brak konwencji terminologicznej, w ogóle nie panuje się nad pojęciami jednym tchem wymienia się znaczenia językowe, potoczne, gramatyczne, dosłowne, literalne itd. Wiedza ogranicza język, milczenie jest złotem, milczą ci co cokolwiek wiedzą.
Dużo kluczowych pojęć rządy prawa, intencja pracodawcy, charakter języka prawnego, zaczyna się od pojęcia znaczenia literalnego, jeśli tego nie będzie te pojęcia nie będą znane, nie można odstąpić od czegoś czego się nie wie.
Lingwiści : znaczenie literalne wyznaczone jest wyłącznie przy pomocy semantycznych i syntaktycznych reguł języka, to ma być znaczenie niezależne od kontekstu, kiedy i kto je używał, znika kontekst ono jest.
Znaczenie nieliteralne ujmowane jest w tym kontekście pragmatycznym, związane z użyciem, intencją, obejmuje informacje noszone przez sytuacje wiedzy itd. To nie jest powiedziane a jest implikowane, presupozycja, to jest wszystko co jest dodatkowo wnoszone. Znaczenie literalne powinno być to czyste itd.
Dwa najważniejsze elementy:
1) odniesienie do kontekstu, Zn.l to a-kontekstowe, to rozróżnienie całkowicie zawodzi, autor kolektywnej intencji uważa że kontekst zerowy nie istnieje, wszystko jest uwarunkowane wieloma elementami, uchwycenie a-kontekstowego rozumienia nie jest możliwe, czasami nam się wydaje że pewne Reczy rozumiemy bez kontekstu ale tylko dlatego że kontekstowe uwarunkowania są tak fundamentalne że nie widoczne, wielokrotne ugruntowania. (jakie podać przykłady? Z.T. zakaz wjazdu pojazdów…..) X nie przyszedł na dzisiejszą imprezę - presyponuje że były uzasadnione oczekiwania że znowu odmówi przyjęcia zaproszenia. To jakby należy do tego znaczenia literalnego. ???? Z.T. to co rozumie się przez znaczenie literalne w ogóle znaczeniem nie jest.
2) jak mamy uchwycić znaczenie literalne, jaki jest porządek interpretacyjny, która z dwóch kompetencji semantyczna czy pragmatyczna pierwsza dochodzi do głosu. Poglądy różne jedni twierdzą że Zn.l. jest dostępne w sposób automatyczny, znaczenie nie l. wymaga dłuższego kontekstu, ma być to kombinacja literalnego i szereg implikacji. Nie lit. W grę gdy kontekstowe prowadzi do niezadawalających rezultatów. Inni uważają że jest odwrotnie, Zn. Literalne jest abstrakcyjnie wyróżnionym i nie samoistnym znaczeniem. Semantyczne właściwości wypowiedzi zależą od świadectw które uwzględnia się na poziomie pragmatycznej, Zn.l rozumiane jest zawsze w kontekście jakiegoś celu.
Analiza tekstu nie zaczyna się od analizy słów, ale mówimy po co jest ten przepis. Uchwała SNA wykładnia językowa nie może się sprowadzać do szukania sensu poszczególnych wyrażeń nie powinna mieć ch. Filologicznego lecz powinna szukać rzeczywistego sensu poszczególnych zdań co wymaga połączenia z celem regulacji prawnej. Pracodawca przez słowa wyraża to co zamierza osiągnąć.
Miria w Journal of pragmatic: żeby poznać intuicje musimy poznać trzy rozumienia znaczenia literalnego:
znaczenie lingwistyczne, które może uchwycić każdy rodzimy użytkownik języka, na podstawie swoich kompetencji językowych, tzw. gołe niewzbogacone znaczenie, zdaniem wielu odgrywa niewielką rolę, ponieważ się nie pojawia. Jak uzyskać zgodę- odrzucamy poszczególne elementy. Przykład psa (5 w ogóle)
tzw. znaczenie wyraziste, ma naturę psychologiczną, jako pierwsze automatycznie i chyżo pojawia się w naszym rozumieniu, pierwsze skojarzenie, to oczywiste. znaczenie bezpośrednie, prima faciae- tak pojawia się często w naszych orzeczeniach. (dokładnie 5)
Znaczenie konwersacyjne, jest nim związany każdy uczestnik dyskursu przez sam fakt uczestniczenia, to się wiąże. Odbiega od pozostałych, np. wypracowane w dyskursie prawniczym, własność, nieruchomość, specyficzne w naszym dyskursie rozumienie. (może być dokładnie, przynajmniej, około 7, mam w lodówce przynajmniej dwa piwa, tam się jedzie 3 gdz. A wiem że to nie jest tak dokładnie)
Wykład 13 - 17.11.2010
Wykorzystanie znaczenia literalnego, jako jedno z ciekawszych narzędzi
Brak dyrektyw interpretacyjnych
Każdy powinien mieć skrzynkę z narzędziami rozumianą jako argumenty dla uzasadniania decyzji podjętych intuicyjnie, to nie są gotowe instrukcje obsługi tekstu
Np. Kodeks białoruski - odpowiednik 65 par 2 k.c., sąd interpretując umowę bierze pod uwagę dosłowne brzmienie umowy, dopiero przy niepewności porównuje z innymi przepisami (przepiękne rozwiązanie, to coś cie napisali, i prawidłowo, poprawnie)
Np. Angielski tekst „Głos z za grobu, którego sądy nie słuchają”- podkreślenie innego sposobu interpretacji testamentu
Z.T. jest co raz bardziej przekonany do koncepcji Heinza Klossa, że wszystkie decyzje są zorientowane na rezultat. To co chcemy żeby tam było potem to trzeba tylko uzasadnić. Analiza wszystkich orzeczeń właśnie na to wskazuje.
Np. komentarz do k.k. : jeżeli rzekoma ofiara bądź sama w konkretnym wypadku ofiaruje się do nierządu bądź też z góry każdemu stoi w celach nierządu do dyspozycji.
Np. postanowienie SN z 6.2010
To co funkcjonuje prawnicy nie mają nic o tym pojęcia, kontekstową - kontekstową, drugie sposób uchwycenia.
Trudno czasami stwierdzić skąd się wzięło te znaczenie literalne, jeśli będziemy wiedzieć to sposób uzasadnienie argumentacji pociąga za sobą cały szereg konsekwencji. Smith ratio iuris : znaczenie literalne to pewne rozumienie jakie przypisałby interpretowanemu zwrotowi rozsądny człowiek w normalnych warunkach. To co się normalnie wydaje na pierwszy rzut oka. Czasami to pojęcia znaczenia literalnego, czy jak nasze sądy używają brzmienia literalnego jest jak gdyby łączone z takim pojęciem jak wykładnia literalna.
Jak znaczenia literalne jest pojmowane w orzecznictwie: te orzeczenia można podzielić na 3 grupy,
1. Pojawia się pojęcie taka intuicja, która bardzo mocno tu funkcjonuje, orzeczenia gdzie znaczenie literalne to efekt bezpośredniego rozumienia tekstu, takie gdzie żadnego zabiegi interpretacyjne nie są konieczne, sens językowy jest jasny, nie wymagają wykładni, respektujemy ich znaczenie literalne. Literalne znaczenie słów nie pozostawia żadnych wątpliwości. Pojawia się termin prima faciae, zaczyna funkcjonować i w literaturze dotyczącej interpretacji i w orzecznictwie, jeden z autorów pisze, że ustalenie prima faciae znaczenia przepisu opiera się w dużej mierze na tzw. intuicji językowej interpretatora. Lata studiów to nic innego jak wyrabiane takiej intuicji, takiej reakcji intuicyjnej na wiele różnych rzeczy, to jest nawyk (jak kierowca).
Dla prawników ważne w wielu aspektach, najważniejsza wartość związana z prawem to pewność, to jest istota, po to prawo wymyślono, kiedy tą pewność zagwarantujemy? czy chronione powinno być niezwykle skomplikowane rozumienie przepisu, czy też nie powinno być chronione te prima faciae? tak jak rozsądny człowiek przeczyta i tak to jest. Co to znaczy ignorantia Iuris nocet, czy to że nie znam najbardziej subtelnej interpretacji, czy możemy od normalnych adresatów czegoś wymagać. Kto jest adresatem przepisu, co raz więcej autorów twierdzi, że już nie do normalnych ludzi, te przepisy są tak skomplikowane, adresowane do takiej casty jak my. Niektóre są tak komplikowane, że nawet prawnicy nie rozumieją bo ich prerozumienie na to nie pozwala. Prawo pozytywne i intuicyjne wyróżniane przez Leona Petrażyckiego? zawsze wyobrażenie faktu normatywnego, mówimy bo taki jest przepis, najpierw fakt normatywny, po jakimś czasie my już wiemy że to jest obowiązek i powinniśmy się tak zachowywać bez wyobrażenia tego faktu. Przeżycie prawa pozytywnego zmienia się w prawo intuicyjne, i tak po wielu latach prawnicy wiemy, że wolno to i to, nawet już nie pamiętamy jaki to jest przepis. Końcowy intuicyjny, to jest oczywiste.
Problem z intuicyjnym rozumieniem jak to uzasadnić.(on to czuje, tak to jest) jeżeli w dyskursie formułujemy jakąkolwiek tezę, to druga strona ma roszczenie do uzasadnienia ale do póki ona tego roszczenia nie zgłasza to funkcjonujemy na rozumieniach intuicyjnych, bezpośrednich, literalnych itd.
2. Sporo orzeczeń traktuje znaczenie literalne jako efekt wykładni językowej, np. „w związku z tym ustalenie treści musi nastąpić w oparciu o tzw. wykładnie gramatyczną czyli literalną. Wykładnia literalna odwołująca się do potocznego znaczenia stanowi podstawę” itd.
Pojęcie wykładnia językowa funkcjonuje jako taka czarna skrzynka, niby wszystko wiadomo a w wielu orzeczeniach gdyby słowo wykładnia językowa zamienić na inne to by się nic nie zmieniło. Np. Wyrok SA „wykładnia językowa jest o tyle istotnym narzędziem o ile pozwala dokonać oceny czy przyjęte rezultaty interpretacji danego przepisu prawnego faktycznie pozwalają ,nie tylko pogodzić z tekstem przyjętym przez ustawodawcę czy też interpretacja znajduje się już poza obszarem stosowania wykładni”.- z tego orzeczenia nic nie można zrozumieć, co to znaczy że jest o tyle istotna o ile pozwala, co pozwala? pogodzić z tekstem. A przedmiotem orzeczenia było czy domek letniskowy jest budynkiem mieszkalnym, dla wyjaśnienia najprostszych rzeczy najpierw gra, trudne wyrazy a potem sięgnął do słownika i stwierdził że budynek mieszkalny to taki, który nadaje się do zamieszkania. I po co ta gra wstępna, manipulacje, przekręty. Problem klasyfikacji, nie ma tego w przepisach itd.
Jeśli czytamy o tym że wykładnia językowa do czegoś doprowadziła i koniec to wiadomo, że jest to przekręt. Wykładnia językowa to zbiór bardzo wielu argumentów, wszyscy możemy dokonywać językowej wykładni jakiegoś przepisu i każdy może dojść do odmiennego rozstrzygnięcia. Jeśli by przyjąć zdanie tych sądów to wykładnia językowa byłaby regułą, która doprowadziłaby do tego samego miejsca, a tak nie jest. Jeszcze większy przekrętem są to wszystkie wykładnie językowe, nie wiadomo czy coś takiego w ogóle jest, doktryna anglosaska w ogóle nie przyjmuje czegoś takiego, teraz robi furorę wykładnia pro-konstytucyjna (np. to godzi w podstawowe założenia aksjologiczne naszej konstytucji, w K wiele różnych przepisów, które nie są spójne aksjologicznie, właściwie są tam wszystkie wartości, tylko perswazyjny argument , to tak samo jak jest zgodnie z kolorami mojego ogródka), pro-wspólnotowa, kompletny bełkot. Jeśli jest to klauzula generalna np. dobro ogółu, godność człowieka to głupota . Ok. jeśli jest to konkretny fragment przepisu, zgodnie z tym przepisem w takim a w takim rozumieniu.
Należy stać się ludźmi nie wierzącymi we wszystko co czytamy, co usłyszymy, to jest podstawa. Zgodnie z wykładnią systemową tzn. nic nie powiedział, możemy porównać czy przepis wyższego rzędu może zadecydować o wyborze jednej z możliwych hipotez interpretacyjnych. Tekst „O niemoralności wykładni językowej, w doktrynie pojawiają się poglądy o prymacie wykładni językowej, ale co wchodzi w zakres pojęcia wykładnia językowa? My praktycznie nie wiemy jak wyglądają definicje legalne, oprócz słowniczek definicje legalne pojawiają się też w innych miejscach, nie wiadomo jak wygląda definicja legalna. W prawie cywilnym definicja umowy wynika z kilku artykułów, Z.T. przychyla się do zdania że cały tekst prawny to jest definicja legalna.
To co my nazywamy def. legalną to jest taka definicja legalna sensu stricto, to co proponuje Z.T. to dowolny fragment nazwać definicją legalną. Kto to jest kierujący pojazdem, sądy w ogóle się nie przejmują i pierwszą rzeczą i pierwszą rzeczą którą musimy zrobić to dokonać interpretacjo definicji legalnej. Niektóre def. Są tak skomplikowane że nikt nie wie na czym ta definicja ma polegać, potrójne odesłania itd.. Należy jeszcze rozróżnić co to jest zakres związania, czy ona wiąże tylko w danym akcie czy jeśli w danym akcie nie ma to czy możemy sięgnąć do def. z innego aktu, środek transportu nie ma w prawie podatkowym to gdzie możemy sięgać, dokonać twórczej interpretacji kierujący to wystarczy że ma prawo jazdy i tyle.
Argumentacja dla sięgania - jednolitość terminologiczna systemu prawnego, skoro tak to prawodawca zrobił to tak to należy rozumieć. Argument gdy sięga wróg a nam nie pasuje - gdyby prawodawca chciał to by podał definicje a jak nie to by nas odesłał, a jak nie to co ty robisz, jak możesz sam tak sięgnąć. Podstawową praktyką w naszej działalności jest teoria schowku, do niczego w życiu nie można się przyznać, robimy co chcemy ale to nie my. Po to szukamy definicji żeby się za czymś schować.
SCHOWKI:
A) definicje legalne.
B) Kolejnym wręcz nie ograniczonym schowkiem jest orzecznictwo. (poprzedzamy jednolite, utrwalone inne odosobniony pogląd nie znalazł poparcia).Są takie kultury prawne gdzie można się odwoływać do orzecznictwa, zawsze znajdzie się orzeczenie za którym możemy się schować - do sądu trafiają tylko sprawy, które wzbudzają wątpliwości interpretacyjne, sądy nie rozwiązują wątpliwości tylko rozstrzygają. Jeśli coś jest problemem interpretacyjnym to zawsze nim będzie do póki się nie zmieni tekst (jak to stwierdzenie odnosi się do difficult i hard case??) pojawiło się pytanie co to jest wydanie decyzji, wydano uchwałę całej izby finansowej oni nie rozwiązali problemu, tylko było to siłowe rozstrzygnięcie.
C)Modne jest odwoływanie się do literatury, komentarze, monografie itd. W żadnym komentarzu nie znajdziemy rozwiązania, znajdziemy zbiór sprzecznych opinii na dany temat, czasami jest to wręcz kompromitujące (TK cytuje wstęp do prawoznawstwa).Jedna z ciekawszych technik u dużych firm to preparowanie tekstów, artykułów, o dziwo poglądy idealnie pasujące, niby niezależne stanowisko literatury.
D)W doktrynie panuje domniemanie języka potocznego - jeżeli nie ma definicji, utrwalonego orzecznictwa, odwołujemy się do naszych intuicji albo słowników (kolejny schowek tzw. Dictionary shopping).Skąd się biorą słowniki? słowniki SA tak jak zwierzęta w zoo, te wyrazy są martwe, bez kontekstu, bez użycia. Słownik jest jako punkt wyjścia żeby podkreślić swoje intuicje, aby pokazać złożoność że pewne sformułowania mogą być rozumiane na wiele różnych sposobów. Jak porównamy rozpiętość słowników to dojdziemy do wniosków że wszystko tam można znaleźć- starsze i nowsze słowniki, w każdym co innego. Np. kto sprowadza niebezpieczeństwo , wyrok sądu w Tychach, kto sprowadza kogoś do miejsca.
To pokazuje jak instrumentalnie możemy wykorzystywać słowniki. Np. ustalenie relacji doprowadza i dopuszcza do czynności seksualnych. Kto to jest erotoman, użycie broni czy jeśli nosi broń?.Trzeba ustalić relacje między trzema językami - tekstu -potoczny-język orzeczenia, nie jest tak że jest ustalona jakaś hierarchia. Co nam pasuje tam sięgamy. Marron? : niemoralne dlatego że pod płaszczyzną przewidywalności możemy zrobić najróżniejsze rzeczy. Iluzja wykładni językowej nie rozwiązuje żadnego problemu, coś co kamufluje, jeśli problem ma charakter językowy to przy pomocy języka nie można go rozwiązać. Czyli ta druga grupa orzeczeń rozumienie znaczenie literalnego znaczenia otwiera szerokie możliwości, wykładnia językowa jest źródłem sukcesu.
E) Ustalając znaczenie literalne należy brać pod uwagę inne przepisy, cele regulacji itd. Znaczenie lit. Efektem wykładni systemowej, celowościowe, wszystkich możliwych. Bezpośrednie rozumienie jest efektem nauki, na to wpływało dziesiątki możliwych rozumień. Jeżeli sąd ustala jakieś rozumienie to dochodzi do rozstrzygnięcia stosując najróżniejsze argumenty i mamy końcowy efekt, najróżniejsze argumenty interpretacyjne. Na wcześniejszych etapach stosujemy to wszystko ale potem to literalne jest jakby utrwalone. Z drugiej strony można na to patrzeć że każde odczytanie tekstu w świetle założonego celu jest odczytaniem dosłownym .Ale żadne dosłowne nie osiągalne w oderwaniu od jakiegokolwiek celu. Nie ma essentium mining w oderwaniu od intencji. Czasami ten cel jest tak oczywisty nie uświadamiany ze wydaje nam się ze posługujemy Się znaczeniem czysto językowym.
Dlaczego tak się dzieje? Z wykładni nic nie wynika, perswazja, korzystajmy z tego ale świadomie, przy wykładni każdemu wyskoczy co innego. Znaczenie literalne w naszym dyskursie odgrywa bardzo ważną rolę. Na początku remanent - przedstawienie że zwrot może być rozumiany na kilka różnych sposobów.
Naszym zadaniem jest wybór i przekonujące uzasadnienie jednego z możliwych rozumień. Jak przekonać sąd? Dyrektywy preferencji. Jak uargumentować że preferujemy językowe rozumienie, z czego prymat wykładni językowe ma wynikać. Prawem jest to co prawodawca powiedział a nie to co chciał powiedzieć.
Adresaci maja prawo polegać na tym co prawodawca rzeczywiście powiedział. To jest durnowate ponieważ to opiera się na założeniu że rozróżnienie co powiedział a co chciał jest proste, tak nie jest. Wszystkie problemy interpretacyjne polegają na tym że my mamy wątpliwości co do tego co prawodawca powiedział. Pojęcie językowej granicy wykładni - ale ona nie jest absolutna można ją obejść, to jest cała nasza robota.
Dążenie do pewności - możliwe znaczenia językowe (Tomek Spyra, Językowa granica wykładni, krytykuje, niemiecka koncepcja). Język nie może być sam dla siebie granicą.
Jak pierwszeństwo wykładni może być rozumiane ?
A) clara non sumpt interpretanda- językowo jasne nic nie robimy,
B)interpretatio cesat in clara- że co do zasady przyjmuje się zakaz sięgania do pozajęzykowych metod wykładni wówczas gdy stosowanie reguł językowych prowadzi do jednoznacznego rozumienia
C) granica końca wykładni- kończymy kiedy językowo jest jasne, SN ustalenia interpretacyjne są wiążące. Jeśli mamy jednoznaczność to po co mówimy o pierwszeństwie, wtedy ta koncepcja nie może być utrzymana.
Druga koncepcja końca wykładni to gdy osiągnięto jednoznaczny rezultat. Argument przeciwko pierwszeństwu językowej: wszystkie dyrektywy dzielimy na językowe i poza językowe, w konsekwencji podziału mówi się o pierwszeństwie językowej, u podstaw twierdzenia leży możliwość rozróżnienia wykł. językowej od systemowej celowościowej Z.T ten podział jest wynikiem nie zrozumienia języka, nie wiedzy. Nie można rozróżnić systemowej od językowej.
Wykład 14 - 24.11.2010
Cisza Szumszaki! Dzisiaj ważny temat…
Wracam z sądu apelacyjnego i mam świetne 2 wskazówki. Po pierwsze, ostatnio moi przeciwnicy z Prokuratorii Generalnej zacytowali takie orzeczenie z 1952r, nie mogli mieć racji. Sąd nie może brać takich rzeczy po uwagę. Jak zrobicie taki numer, to trzeba wiedzieć, że pewnych rzeczy się nie robi. Należy jak najnowsze rzeczy powoływać, trzeba być czujnym. Jeśli przeciwnik to zrobi, można od razu zwrócić na to uwagę sądu i gość jest przegrany.
Druga sprawa jest taka: związek przyczynowy. Jest taka metoda dyskwalifikacji pewnych twierdzeń. Oni twierdzili, że nie wykazaliśmy tego co było pewne, jasne, obiektywne.. narzucili mocne wymogi, których nie można spełnić. Tobor uznał, że to metoda obca, nieznana naszemu prawodawcy. Jeśli przyjmujemy teorie jakieś z dziedzin np. przyrodniczych, to jest specyficzny status naszych tajemnych nauk i nie możemy go zastosować do prawa.
Trzeba umiejętnie cytować, aby siła argumentacyjna wzrosła, np. cytujemy „można stwierdzić”, chociaż było w tekście uchwały/orzeczenia SN „można co najmniej stwierdzić”, wzmacniamy naszą argumentację, nie robiąc przy tym istotnych zmian w merytoryce. Czy ja kłamię? Nie muszę wszystkiego wiedzieć. Ja tylko podrasowuję, pomagam sądowi. Nikt nie będzie szukał w orzecznictwie SN, aby nas sprawdzić. Ja czasami współczuję sądowi, ciężka robota. Tu nie chodzi o znajomość kodeksu, ale o jego umiejętne odczytanie. Ja jestem mistrzem w tym. KPC nie widziałem od studiów. Any questions?
Jednym z ładniejszych sposobów ustalenia intencji prawodawcy jest sięganie do materiałów przygotowawczych, wrogowie tego argumentu twierdzą ze nie wolno tego robić bo on jest niepewny, daje takie nieprzewidywalne rezultaty, można nim manipulować, jest podnoszony cały szereg argumentów przeciwko takim materiałom , acontario jeśli stosujemy inne metody interpretacji to są one przewidywalność, oczywiście jest to nieprawdą i status takich argumentów jest taki sam-jeśli sięgniemy do słowników czy czegokolwiek. Ale to się pokazuje pewne cechy czegoś ze to jest złe, natomiast w tej materii, w tym dyskursie nic lepszego nie może się znaleźć.
Najważniejsza rzecz którą trzeba robić to jest umiejętne cytowanie, bo już tu zapadło korzystne dla nas orzeczenie SN, ale SN niepotrzebnie użył pewnych zwrotów, był taki zwrot że można co najmniej stwierdzić i siła argumentacyjna jest- czy ja kłamie, przecież ja nie musze dosłownie wszystkiego, pewne rzeczy można odpuścić i to jest umiejętność takiego podrasowania takiego wyraźnego przekazania myśli.
Przełamanie znaczenia literalnego. Nie wiemy co to jest to rozumienie literalne…
Dzisiaj zajmujemy się jedną z lepszych sztuczek, jesteśmy w jednej z podstawowych sytuacji interpretacyjnych, ta sytuacja się nazywa przełamanie znaczenia literalnego. Nikt nie wie co to jest znaczenie literalne, to daje nam bardzo mocny argument. Wprowadzamy do dyskursu pojęcie które nie jest nikomu znane.
Które jest znaczeniem literalnym? To które nam pasuje. Literalne jest najczęściej utożsamiane z wykładnią językowa. Wykładnia językowa to zbiór różnego rodzaju argumentów, na podstawie w. językowej możemy mieć milion roszczeń. Wbrew utartej doktrynie (zarówno uczeni mężowie jak i sądy) interpretator nie ma wyboru między jakimiś hipotezami językowymi, celowościowymi, ponieważ każda jest językowa a z konieczności także celowościowa.
Wszyscy jesteśmy intencjonalistami, tego się nie da rozróżnić. Jak nie ma intencji nie ma tekstu, nie ma przepisów bez intencji. Punktem wyjścia powinno być ustalenie intencji, a tekst jest dowolny itd.
Dla nas sytuacja interpretacyjna jest wtedy, gdy w dyskursie pojawiają się różne rozumienia tekstu. Jeżeli jest jedno jesteśmy bezrobotn. Problemu nie stanowi rozumienie językowe, siakie czy owakie, tylko jak mamy różne hipotezy interpretacyjne, kwestia wyboru pomiędzy nimi. Jeżeli nie wiemy które rozumienie jest językowe to jak możemy mówić o pierwszeństwie wykładni językowej.
Dlaczego w doktrynie kładzie się taki nacisk na pierwszeństwo wykładni językowej?
Ten argument z pierwszeństwa może być rozumiany w sposób opisowy i normatywny. Jeśli chodzi o opisowy to punktem wyjścia jest tekst, to pierwszeństwo rozumiane jest jako kolejność, ze rozpoczynamy od analizy tekstu, oczywiście z tym możemy się zgodzić bo trudno dokonać interpretacji jeśli się najpierw nie przeczyta. Jeżeli się formułuje w orzecznictwie czy w literaturze tezy dotyczące pierwszeństwa wykładni językowej, to nie chodzi o tą kolejność, ze najpierw trzeba przeczytać, ale chodzi o to ze to znaczenie uzyskane w drodze tzw. wykładni językowej jest ważniejsze i dominujące. Jakie możemy podać argumenty na rzecz tego pierwszeństwa ale w sensie normatywnym, czyli jakby były różne hipotezy interpretacyjne, to dlaczego korzystamy z językowej. I te spotykane w literaturze argumenty możemy podzielić na trzy Grupy - KUPKI(Synonim słowa kupki?)
1. Pierwsza grupa argumentów- oparcie się na tekście. Ważność wykładni językowej polega na tym że jest to najlepsza wskazówka do uchwycenia intencji, najlepszy dowód na intencje. Tekstualiści nie mówią co to jest interpretacja, tylko mówią które z możliwych rozumień wybrać.
I oni mówią że tych różnych możliwych rozumień, należy oprzeć się na tekście, dlaczego? Bo najlepszym dowodem, najmocniejszym argumentem jaki przyjmują, że interpretacja, prawo to jest to co chciała prawodawca, a najlepszym dowodem na to co chciał jest to co napisał, a nie to co mówią inni że ważne jest nie to co powiedział a to co chciał powiedzieć. To są jakieś herezje, takiego rozróżnienia nie ma. My mówimy interpretacja to ustalenie intencji, a najlepszym dowodem na intencje jest tekst. Te wszystkie pierdoły przy testamentach o woli testatora-przecież on ją wyraził, nie ma innej możliwości. Co może być ważniejszym argumentem na jego intencje niż jego tekst.
Postanowienie TK z lutego 2009. Trybunał uznał że intencje ustawodawcy nie wynikają z wypowiedzi uczestników prac legislacyjnych, ale z treści aktu normatywnego. Czyli TK waży dwa możliwe sposoby ustalania intencji. Sięgniemy do materiałów co tam miało być, z drugiej strony sięgniemy po tekst. Ten tekst nie jako wartość sama w sobie, on ma wartośc jako środek, tu mamy tą wartość instrumentalną, my się trzymamy tego teksty, nie bo to tekst, ale jako najlepszy dowód na intencje. Z tego też wynika ze wszyscy możemy powiedzieć że jesteśmy intencjonalistami i tekstyalistami. Więc tu ta próba przeciwstawiania intencjonalistów z tekstualistami jest nie do przyjęcia.
2. Drugi argument- mówią tak, oparcie się na tekście jest niezbędne do realizacji wartości państwa prawa, pewność, przewidywalność, związanie organów itp. Jeżeli chcemy te wartości realizować, to te wartości wyznaczaja nam role sędziego, role interpretatora. jaka to jest rola? Pamiętamy Monteskiusza- usta ustawy, wierny agent legislatywy.
Oparcie się na tekście powoduje ograniczenie władzy sędziego, Czym jest prawo to nie widzimisie stosującego a abstrakcyjna reguła. To rozróżnienie na to polecie archeologiczne, tam to jest i my mamy odnaleźć to co w tym tekście jest zawarte, a nie to co morskie ze jest tekst a poźniej to się płynie i nie wiadomo gdzie i kiedy dopłynie.
Dlaczego ten tekst? Jeżeli jesteśmy zwolennikami państwa prawa, to jest to najlepszy środek realizacji. Ta koncepcja jakbyśmy popatrzyli jest szczególnie podkreślana ta rola wykładni językowej w takich dyscyplinach jak prawo karne i podatkowe. Ta dominacja zasady nullum crimen sine lege, oni mówią, wtedy to realizujemy kiedy opieramy się na wykładni językowej. Dla karnistów świętością jest wykładnia językowa(oczywiści oni błądzą) Oni stworzyli sobie taki mit, jak Piłat umywamy ręce bo że na języku, a język to jest jakieś przeświadczenie z XIX wieku że to tam jest, ta obiektywność itd.
3. Trzeci argument- o charakterze utylitarnym, użytecznościowym, mamy bardzo durzo takich argumentów np. dlaczego język? Bo jest to łatwo dostępne dla uczestników życia prawnego. Orzeczenie NS w spr podatkowej, że nie można wymagać od normalnego adresata, uczestnika żeby on znał jakieś tam subtelne metody, żeby się nauczył uzasadnienia projektów, ekspertyz itp.
Tekst jest łatwo dostępny, prawo jest dla nas, nie można zbyt wiele żądać, żeby zrozumieć prawo to trzeba skończyć studia. Kolejny argument, pozwala uczestnikom postępowania zaoszczędzić czas i pieniądze, co dla nas prawników nie jest dobre. Oparcie się na tekście pozwala konkurować małymi z dużymi, oni przyjmują że te subtelne metody interpretacyjne zostały zastrzeżone dla jakichś wielkich korporacji. I to jest prawdą, jeżeli kogoś stać na wynajęcie super-(i tu przykład) orzeczenie w którym występowało dwóch profesorów lingwistów na rozumienie jakiegoś terminu, oczywiście sąd to wyśmiał, ale ktoś zapłacił dwóm darmozjadom, żeby napisali jak należy jakieś słowo rozumieć, ale sąd słusznie nie dał się wystraszyć.
Kolejny ważny argument jest taki że prawodawca przecież wie jak my to odczytujemy, jeżeli on sobie pomyśli tak, że my i tak będziemy drążyć jakieś uzasadnienie to on będzie niechlujny, jeżeli art. 65§2 jak gdyby premiuje niechlujność uczestników tego kontraktu, oni muszą mieć świadomość że dominujący będzie język, że to co napisali, oni nie mogą napisać byle co i w każdym momencie powiedzieć że ważniejsze jest to co chcieli powiedzieć, szczególnie przy ochronie nie samych stron a osób trzecich. Więc jeżeli prawodawca wie że my się oprzemy na języku on będzie staranniejszy. Jeżeli prawodawca wie ze oprzemy się tylko na języku i nie będziemy szukać innych metod żeby poznać jego intencje to jego to zdyscyplinuje, pisząc dane słowo musi patrzeć przez pryzmat odbioru, co my z tym zrobimy, jak to potraktujemy.
Natomiast jeśli pomyśli ze interpretatorzy są wyposażeni w różne narzędzia i sobie poradzą to on sobie napisze byle co a jakiś minister finansów będzie robił interpretacje i takie tam pierdu, pierdu. O nie! Język mam być tą podstawą, zmusza do używania „naszego'' języka, ta komunikacja tak musi wyglądać. Jeszcze jeden bardzo ciekawy argument- oparcie się na języku stanowi akceptowalną płaszczyznę porozumienia w sytuacjach kiedy brak porozumienia jest zbyt kosztowny.
Czasami są tak skomplikowane przepisy i możemy używać najróżniejszych argumentów ale może się okazać ze każdy musi coś odpuścić i tą płaszczyzną porozumienia się, aby osiągnąć konsensus będzie język, powszechnie dane słowo oznacza to i to a nie jakieś nasze wysublimowane z obu stron rozumienia. A że zależy nam na osiągnięciu porozumienia po prostu schodzimy poziom niżej i odpuszczamy opierając się na języku.
Czyli widzimy że za tym argumentem o pierwszeństwie tego rozumienia językowego mamy cały szereg istotnych argumentów. Oczywiście te argumenty poddawane są krytyce, główny zarzut jest taki że te cele, realizacja tych wartości jest bardzo kiepskim środkiem, to jest właśnie jedna z ważniejszych kwestii jaka powstaje bo nikt nie kwestionuje tego że ta pewność jest bardzo ważną wartością dla nas, dążenie do pewności, moim zdaniem po to prawo wymyślono.
I teraz ci(karnisc, od prawa podatkowego) uważają że drogą do tej pewności jest oparcie się na języku. Z tego co już powinniśmy wiedzieć jest to bardzo mylne, wykładnia językowa czyli co?
Niemoralność polegająca na tym że pod przykrywką pewności i obiektywności chowamy się, uczciwie jest powiedzieć ja to lubię, ode mnie to zależy, natomiast nieuczciwe jest powiedzieć że tekst tak stanowi, musimy przełamać tą dominacje modelu oczywistości, że z tekstu jasno wynika, że przepis jest taki a taki.
Oparcie się na tekście nie jest tym dobrym środkiem do realizacji tego celu. Najlepszym dowodem na to jest analiza praktyki. Prominentni przedstawiciele tekstualizmu w Stanach oni, jest dwóch tekstuakistów mówią że tekst jest jasny, jeden że znaczenie językowe jest takie, drugi że takie.
Ta słynna sprawa w której 9 sędziów twierdziło że tekst jest jasny, tylko że 5 powiedziało że znaczy coś a 4 że znaczy zupełnie coś innego, ale nikt nie miał wątpliwości - i do tego prowadzi język. Trafnie autor twierdzi że koncepcja ta traktowana jako remedium na złych sędziów nie tylko przed nimi nie chroni, ale jeszcze ich promuje.
Wydawałoby się żeby ograniczyć dyskrecjonalną władzę sędziego trzeba oprzeć się na tekście, a to nie prawda bo to tylko ich promuje. Zamiast eliminować niepewność język ją tylko potęguje. Najważniejszy argument jest taki że to podejście nie rozwiązuje żadnych problemów interpretacyjnych. Tekst iluzja wykładni językowej pokazuje właśnie problem że te wstępne etapy jakie są nasze intuicje, sięganie do słowników, analizowanie orzecznictwa, to jest pierwszy etap, czynności przed interpretacyjne, ta próba ustalenia różnych możliwych rozumień, ale na tym rola tzw tekstualizmu się kończy. Jeżeli teraz powstanie problem wyboru, a problem jest wtedy kiedy są różne możliwe znaczenia, no to ten problem nie jest w drodze wykładni rozstrzygalny.
Nigdy nie znajdziemy orzeczenia gdzie problem można rozwiązać tylko poprzez wykładnie językową. Mówienie o pierwszeństwie wykładni- nie ma czegoś takiego-to jak powiedzieć że nie mam problemu interpretacyjnego, że język zlewa się z intencją, jest jasny i koniec. Natomiast przy tzw problemach interpretacyjnych sięganie do wykładni językowej jest absolutnie bezzasadne.
Przełamanie wykładni językowej, czy przełamanie znaczenia literalnego. Pierszeństwo wykładni językowej to pierwszeństwo czego przed czym? Jeżeli mówimy o pierwszeństwie to muszą występować jakieś dwie wielkości, nie możemy powiedzieć ze ktoś jest wyższy jak jest tylko jeden koleś. Tak samo jak mówimy o wykładni rozszerzającej to muszą być dwie wartości w celu porównania. Można mówić że mamy dwa rozumienia i jedno z nich jest ważniejsze, pierwszeństwo to rozumiemy w sposób normatywny, ważniejsze od czegoś innego.
Jeżeli mówimy o pierwszeństwie jakiegoś czysto literalnego rozumienia, to podejście to w ogóle nie ma najmniejszego sensu, bo my już wiemy że nie ma czegoś takiego jak czystego literalnego przedmiotu, to czym my się zajmujemy to są rozumienia które są już jakoś ugruntowane kontekstowo. I tu my się spieramy o zakres tego kontekstu. To czysto literalne zero kontekstów, czegoś takiego nie ma.
Przykład w KC art. 43 przepis stanowi że do firmy zarówno osoby fizycznej jak i prawnej mogą być dołączone określenia dowolnie obrane . Co napisał sąd- wbrew literalnemu brzmieniu przepisu nie mogą to być dodatki obrane całkowicie dowolnie, nie mogą wprowadzać w błąd. I teraz jakie tu jest literalne rozumienie tego przepisu , weźmy określenia dowolnie wybrane, sąd przyjął takie rozumienie ale z języka potocznego, takiego które nas nie interesuje natomiast jeśli my jesteśmy w określonym kontekście, kontekście języka prawnego, to „dowolnie'' może być rozumiane w inny sposób, „dowolnie'' ale w zakresie wyznaczonym przez prawo. My nie możemy tego terminu rozumieć dowolnie z innego języka, bo dowolnie w prawie oznacza dowolnie ale w miarę prawnych możliwości.
Tak samo uposażenie należne rozumiane musi być na gruncie języka prawnego, próba ustalenia tego na gruncie innego języka jest niedopuszczalna. Był bardzo poważny spór dotyczący znaczenia słowa pokój ale w sensie izba. Chodziło o to że można się rozliczać o u usługi hotelarskie, jeżeli we wszystkich obiektach nie przekracza 12 pokoi. I powstał problem jak rozumieć pokój, oczywiście sąd żeby było jak najłatwiej skoczył do słownika a nawet dwóch. Według słownika pokój to pomieszczenie z drzwiami i oknami oddzielone ścianami od innych. I teraz czy rzeczywiście można to tak rozumieć, bo ta pani co to się toczył spor wynajmowała takie domki, i czasem pokój był czymś przedzielony, żeby dzieci nie widziały co robi mama z tatą i że to było przedzielone no to już mamy dwa pokoje, a nie daj Boże jak tam była łazienka gdzie nie było okna, a jak było no to już jest kolejne pomieszczenie i człowiek się nie łapie. Ona doszła do wniosku że według jakichś tam przepisów hotelarskich to jest całkiem inaczej rozumiane.
To jest właśnie taki problem że my za łatwo definiujemy jakieś pojęcia, tak jak ostatnio że dom mieszkalny to dom gdzie można mieszkać. Bardzo ciekawe orzeczenie wydawałoby się proste, że funkcjonariuszowi służby stałej przysługuje prawo do pomocy finansowej na uzyskanie lokalu mieszkalnego. Zdaniem sądu literalna wykładnia tego przepisu musi być odrzucona bo może prowadzić do absurdalnych konsekwencji, czyli zbywania lokalu mieszkalnego na rzecz bliskich w celu uzyskania pomocy finansowej. Jak wprowadzili ten przepis to sąd sobie pomyślał tak, funkcjonariuszowi przysługuje prawo do uzyskania pomocy, to najpierw każdy sobie sprzeda wujkowi a potem powie o jej nie mam mieszkania i sobie dostane nowe. Gdybyśmy się ograniczyli do tego przepisu to sąd by powiedział racja, ale sąd nie poczytał tam kilku przepisów dalej które wyraźnie stanowią że jeżeli zbędziesz lokal to coś tam się dzieje.
Więc rozumienie przepisów w tekstach prawnych nie może być tylko ograniczone do sięgnięcia tylko do jednego fragmentu, czy do słownika, trzeba popatrzeć dalej. Natomiast ten przykład jest ciekawy ponieważ sądy rozwiązują nie ten problem co trzeba, bo tam się okazało że ta delikwentka zbyła lokal tylko powiedziała ze to nie był lokal, bo żeby można to było uznać za lokal to musi to spełniać pewne standardy i że jeżeli oni mieszkali w jakiejś tak klitce to nie jest lokal bo lokal musi mieć ileś tam metrów itd. Więc ona coś takiego sprzedała i tego nie kwestionowała, ale to nie był lokal. I tu rzeczywiście sąd zamiast zająć się takim sprawami jak-co ona zrobiła, czy to co sprzedała jest lokalem czy nie tego w ogóle nie zrobiono.
Pamiętajmy żeby odrzucić literalne i tego typu określenia. Głowna sytuacja interpretacyjna przed którą będziemy stawać to jest dokonanie wyboru między znaczeniem konwencjonalnym i niekonwencjonalnym. Miedzy takim tym normalnym na pierwszy rzut oka prima facie, cały szereg tego typu rzeczy i to jest jedna z podstawowych maksym interpretacyjnych, że należy to wybierać.
Każda interpretacja opiera się na tym założeniu, pamiętamy te implikatury Grice'a każdy autor a prawodawca jest takim autorem chce uczynić wypowiedz tak efektywną jak to jest możliwe, pamiętamy zasadę relewancji i on to musi tak żeby ten proces komunikacji zaistniał, dlatego w konsekwencji użyty język musi mieć jak najbardziej konwencjonalne znaczenie, ale zrelatywizowany dla określonej grupy adresatów, więc nie może to być język z naszego dyskursu prawnego, byśmy przyjmowali to co dla nas jest korzystne.
To co dla nas jest jasne z punktu widzenia innego języka być nie może. I to jest jasne że punktem wyjścia wszystkiego powinno być to konwencjonalne rozumienie bo taka jest idea prawodawcy. Główny element który wyznacza nasze wybory, to jest reputacja, nie dać d, ustalić takie rozumienie które będzie akceptowalne.
Prawdą jest że oparcie się w zdecydowanej większości przypadków na konwencjonalnym rozumieniu gwarantuje tą akceptowalność, bo w tym dyskursie tak zostało to ustalone. Natomiast jeśli będziemy się silić na jakieś kontra intuicyjne rozumienia i wymyślać jakieś problemy lingwistyczne to wtedy takie różne rzeczy mogą wyjść. Czyli pamiętajmy pierwszeństwo takiego normalnego konwencjonalnego co z angielska ordinary meaning, przed jakimiś tam bardziej subtelnymi.
Oczywiście to jest punkt wyjścia i może się zdarzyć że trzeba od tego odejść. Wprowadziliśmy sobie rozróżnienie na łatwe, kłopotliwe i trudne przypadki. Kiedy mówimy o przełamaniu języka to znajdujemy się w trudnych przypadkach, wydaje nam się że coś jest tak konwencjonalnie jasne ale z jakichś względów nam się to nie podoba. Wtedy interpretator jest nieszczęśliwy.
Co zrobić w takiej sytuacji?
Przyjmujemy że tylko z przyczyn praktycznych przepisy prawne nie mogą być w każdym przypadku stosowane „literalnie” prowadzi to do konsekwencji które nie zyskują akceptacji. Połowa przypadków(podawanych ponoć na wykładzie poprzednim) pokazuje że należy trzymać się znaczenia literalnego, a druga połowa że nie należy. Praktyka pokazuje że nie zawsze możemy się na czymś takim dosłownym oprzeć, czasami prowadzi to do konsekwencji absurdalnych, czasami wypada z takiego dosłownego zrezygnować. I teraz najważniejsza rzecz, jakie mamy możliwości.
Są dwie takie możliwości
Mamy jakieś literalne ale nam się nie podoba, czasami trzeba coś zostawić i sobie tak spokojnie usiąść i powiedzieć no dobra ten mi się nie podoba, to jakie są możliwości naszego zachowania. Dwie możliwości, a ta druga dzieli się na dwie.
Pierwsza- jest b.wielu autorów którzy twierdzą że przepisy powinny być zawsze rozumiane literalnie, ale to literalne rozumienie nie zawsze będzie podstawą rozstrzygnięcia, czyli mamy jakieś znaczenie językowe, jasne i on mówi ze przepis ma zawsze takie znaczenie, ale to są te koncepcje które dopuszczają w pewnych sytuacjach kiedy to rozumienie takie a nie inne prowadzi do nieakceptowanych konsekwencji to wtedy nie stosujemy tego literalnego, następuje przełamanie, i pamiętamy że z tych różnych tradycyjnych koncepcjach prawno naturalnych sądy nie są zobowiązane stosować przepisów które nie spełniają pewnych określonych wymogów.
Kiedy mówiliśmy o różnych kryteriach obowiązywania prawa, tu kłania się tzw. kryterium aksjologiczne, patrzymy na przepis ewidentnie nam się nie podoba nie wolno tego, wolno to-to co robimy? Nie stosujemy tego, nie mamy obowiązku stosować przepisów które nam się nie podobają. Oczywiście zwolennicy tych teorii prawno naturalnych spierają się jak dalece te przepisy muszą być obrzydliwe, żebyśmy ich nie stosowali. Stopień tej obrzydliwości nie jest ustalony, to będzie zależało od poszczególnych osób, to musi być kwalifikowalne. Św Tomasz też mówi ze jak jest przepis trochę niedobry, to lepiej dla świętego spokoju zamknąć oczy i zrobić to. Ale jak już jest tak nie godziwy to już nie wolno tego zrobić, to my oceniamy.
To zdaniem prof. jest świetne kryterium, relatywne zależy od interpretatora, od sądu. Musimy pamiętać że nasza decyzja aksjologiczna jeśli nie zostanie zaakceptowana, to ponosimy konsekwencje. Jak jest jakiś przepis ze nie pójde do wojska bo nie pozwalaja mi na to moje wartości to szedł do więzienia. Podobnie jak kiedyś nie wolno było np. słuchać radia bo niby godziło to w coś, a ludzie i tak to robili to ponosili kare, ponieważ kierowali się kryterium aksjologicznym. Jest piękny spór między pozytywistami a zwolennikami prawa natury oni mówią że to musi być to kryterium aksjologiczne.
Jeżeli je wyeliminujemy to jesteśmy bezbronni. Gdyby nie to kryterium aksjologiczne to nie szłoby rozliczyć z systemów totalitarnych, każdy ss-man mógłby powiedzieć że on nic nie robił tylko wykonywał rozkazy. Prawo jest prawem i nie podskoczysz. Esej o ustawowym bezprawiu i pozaustawowym prawie. Oba te określenia presuponują dualizm prawny. Pierwsza rzecz, ale my tego nie będziemy stosować, zawsze literalnie, ale nie zawsze w tym literalnym rozumieniu ciąży na nas obowiązek stosowania tego, jak nam się nie podoba jest zły itd. To sumienie decyduje.
Drugie podejście, że na pełną treść przepisu składa się nie tylko znaczenie literalne ale też cały szereg innych elementów, znaczenie tego przepisu, tu się zaczyna i kończy na tym znaczeniu literalnym, natomiast w znacznej większości koncepcji oni mówią że ten kompletny sens, znaczenie przepisu to nie tylko znaczenie literalne, ale litera plus inne elementy które w jakiś sposób modyfikują, czy nadają tą pełną treść, że to co my uzyskujemy te słownikowe, literalne rozumienie, to jeden element składowy. Treść przepisu jest pełniejsza.
Dwa stanowiska, 1) że treść przepisów prawnych w znacznej części wyznaczona jest przez intencje, przepis to intencja, tekst jest tylko jednym ze sposobów na intencje, ale może się tak zdarzyć że on się źle wyraził więc żeby uzyskać prawdziwą treść tego przepisu to musimy nadać mu, inne rozumienie niż to literalne. 2) koncepcja-niekonwencjonalne prawo natury- treść przepisów prawnych w znacznej mierze jest modyfikowana przez normy o charakterze moralnym. Dworkin ma z kolei taką koncepcje że interpretacja ma być najlepsza z możliwych, to odniesienie także do moralności.
Mamy jakiś przepis jest jakieś jasne literalne rozumienie i mamy tu dwie możliwości.
Jedni mówią prawdziwe znaczenie to jest to literalne, ale w pewnych uzasadnionych sytuacjach odstępujemy od tego.
Natomiast drudzy (trochę subtelniejsza koncepcja) mówią nie nie nie, to literalne to jest komponent, element prawdziwego znaczenia, żeby uzyskać prawdziwe pełne znaczenie trzeba uwzględnić jeszcze parę innych rzeczy, przede wszystkim intencja prawodawcy, inni niekonwencjonalni zwolennicy prawa natury mówią że część tych rzeczy wyznaczana jest przez normy moralne.
Żeby to rozróżnienie było jasne taki przykład - ta sprawa gdzie wnuczek otruł dziadka chcąc otrzymać spadek i teraz sędziowie SN odrzucili tą pierwszą koncepcje nie chcieli przełamywać, nie powiedzieli że litera, że dziedziczy ten niedobry wnuczek, powiedzieli że trzeba ustalić prawdziwe rozumienie tego przepisu, spór był do tego co prawo rzeczywiście znaczy, czego wymaga, jeżeli odczytamy ten przepis we właściwy sposób.
I wtedy tu były te dwa możliwe odczytania, oni wszyscy twierdzili że ten teks jest jasny, nie jest wieloznaczny, jeden sędzia który zgłosił zdanie odrębne powiedział że to cośmy dzisiaj nazwali wykładnią literalną, zgodnie z tą teorią tekstowi należy nadać takie znaczenie które jest niezależne od kontekstu. Oczywiście powiedzieliśmy że należy odstępować od takiego mechanicznego rozumienia, ale ktoś tam dobrze argumentował że spadkodawcy powinni wiedzieć jak potraktuje się ich testamenty, bo tam jeszcze zostały dwie córki tego gościa. Ale być może jest tak że gdyby on wiedział to i tak by wolał tego niedobrego wnuczka niż te córki.
Więc jeśli tak postępujemy, jak możemy w takim przypadku odstąpić, jeżeli my tak zrobimy i powiemy był testament chciałem dać wnuczkowi ale po mojej śmierci zaczną modyfikować to jeśli będę znał te orzeczenia to ja się zastanowię, w każdej sytuacji jak coś zaistnieje to mogą mi ten testament zmienić. Dworkin mówi o intencji jak ona powinna być rozumiana. Oni mówili że pewnością kiedy prawodawcy w NY uchwalali te przepisy testamentowe, nie mieli tego na myśli że jak ktoś kogoś otruje to się tak a tak zdarzy. On mówi że to co oni mieli na myśli nie jest dobrym argumentem przy ustalaniu rozumienia przepisu, bo oni na pewno nie mieli wtedy w 1882 roku na myśli komputerów i całego szeregu sprzętów wobec tego z tego wynikało że to nie może być przedmiotem rozporządzenia testamentowego- absolutnie nie.
On przyjął taka konstrukcję że ustawa nie rodzi skutków które legislatorzy odrzuciliby gdyby je rozważali. Że gdyby się zastanowili to na pewno tak by nie zrobili. Od tego co powiedział Dworkin odwołano się mówiąc że elementem prawa są też zasady, reguły które modyfikują i stwierdzono ze w systemie jest taka zasada że nie wolno czerpać korzyści z przestępstwa w związku z tym na użytek tej sprawy ustawa testamentowa została w ten sposób zmodyfikowana. Czyli tu w tej drugiej wersji że to prawdziwe rozumienie jest zmodyfikowane, ze to literalne powinno być uzupełnione.
Przykład- dodatek pielęgnacyjny, nie może go dostać osoba która pozostaje w związku małżeńskim na tym ten przepis się kończy, sad wyraźnie stwierdził że ten przepis kończy się dla nas, ale powinien zostać uzupełniony o dodatkowy element, jeżeli ta osoba jest w stanie zaopiekować się współmałżonkiem.
Rzeczywiście przepis ten zostaje zmodyfikowany tzn. uzupełniony o pewne wartości które występują w systemie. Podobny przykład był z Alojzym, którego zamordowała żona a później wystąpiła o rentę. Przepis jasny należy jej się po zmarłym, przepis nie decydował o tym w jaki sposób on ma odejść z tego świata. Sąd apelacyjny też przeleciał się przez prawo natury. Większość orzeczeń poszła w tym kierunku aby nadać właściwą treść zwrotowi wspólność małżeńska, i też tam były klocki, uzupełniano tą treść że wspólność jest wtedy kiedy dobrze żyją, niezdradzaną się itd. żeby pasował do tego rozstrzygnięcia.
Czy w ogóle takiej morderczyni przysługuje przymiot wdowy? Wdowa to kobieta której mąż odszedł dobrowolnie. Klasyczne problemy były z art. 442§2zd2 KC po nowelizacji, jedna z ciekawszych, ten przepis brzmiał wyraźnie że w każdym przypadku roszczenie przedawnia się po upływie 10 lat od dnia w którym nastąpiło zdarzenie powodujące szkodę. Niby jasny przepis a nagle okazało się że szkody ujawniły się po 10 latach z różnych przyczyn i sądy zaczynają mieć problemy co robić. I wbrew temu jasnemu językowemu rozumieniu zaczęto modyfikować, przyjmować że tu nie chodzi o moment zdarzenia wywołującego szkodę ale o moment powstania szkody. I to jest czysty gwałt semantyczny.
Sąd uznał że to rozumienie literalne jest dalekie od sprawiedliwości społecznej o której mówi art. 2 konst. Sąd przyjął że budzi on wątpliwości dotyczące słuszności i sprawiedliwości. Modyfikowano w imię pewnych wartości. SN najwyższy się zlitował i powiedział że przepis jest jasny, nie róbmy sobie jaj, co umożliwiło TK orzeczenie że to jest sprzeczne z konstytucją, pozbawienie prawa do sądu, bo jak się okazało że jest szkoda to nie mogłeś nic zrobić. Jedyne co mogli wtedy zrobić rozsądnego to zmienić ten przepis.
To są te przypadki, co robić kiedy pojawiają się takie wątpliwości. Albo mówimy literalne i przyjmujemy prymat, i możemy odstąpić od prawa kiedy jest ono niedobre. Albo przyjmujemy że prawdziwa treść to nie ta która wynika z litery, ale ona musi być w odpowiedni sposób zmodyfikowana.
Oczywiście tu powstaje ciekawy problem jakie są granice tej modyfikacji konwencjonalnego znaczenia.
W przypadku intencjonalistów to jest główny argument na rzecz tego podejścia jest to że granicą jest intencja, oczywiście powstają problemy w jaki sposób ta intencja ma zostać ustalona. Natomiast w przypadku tych niekonwencjonalnych teorii prawno naturalnych np. Moore twierdzi że nie ma takich granic.
Według Moore'a prawnik ma takie dwa rodzaje intuicji, pierwsza to intuicja lingwistyczna, rozumienie językowe, on mówi że każdy prawnik wyposażony jest w także w drugi rodzaj intuicji tzw. aksjologicznej, nie może być tak że ta intuicja lingwistyczna przeważa, zawsze możemy modyfikować poprzez tą intuicję aksjologiczną prawo, tylko pamiętajmy jak się tu zmienia rola sądu, o ile intencja musi być w jakiś sposób oparta na jakichś argumentach prawnych, to jakie jest źródło tej intuicji aksjologicznej, moralnej?
Tu całkowicie wychodzimy i otwieramy się na inne systemy normatywne na s. moralny i tu zaczynają się te różne ciekawe rzeczy. No jak się przyjmie że wartości są ważniejsze niż tekst, dlaczego w takim przypadku mówić o stosowaniu prawa? Jak ta intuicja lingwistyczna ulega zapomnieniu, a decydujemy według sumienia. Oczywiście to przełamanie znaczenie literalnego szczególnie dla tekstualistów jest niekorzystne.
Dla nich zawsze język chyba że coś prowadzi do absurdalnych rozstrzygnięć to wtedy odstępujemy, że to jest takie założenie- chyba że- takie domniemania języka chyba że są jakieś argumenty przeciwko np. ta absurdalność do jakiej mogłoby to doprowadzić.
Oczywiście ta koncepcja w której wy tekstualiści pozwalacie w pewnych sytuacjach na odstępstwo to dlaczego nie w innych? To znaczenie konwencjonalne zakłada taką zobiektywizowaną intencję to public meaning, to że najczęściej to jest tak używane. Jeżeli mu czytamy to przypisujemy temu zwrotowi nie jakieś literalne, ale z intencją taką zobiektywizowaną, która w danej wspólnocie interpretacyjnej jest najczęściej używana.
W wielu takich poważnych przypadkach my nie odstępujemy bo tym prawdziwym znaczeniem nie jest to literalne , ale to uzupełnione o tą zobiektywizowaną intencję, która nie ma nic wspólnego z tą prawdziwą intencją ustawodawcy.(I tu pojawia się jakaś Weronika) wydawałoby się że głównym argumentem za wykładnią językową są rządy prawa, że jak się będziemy ściśle trzymać teksty, litery to będzie ok. I ta Weronika mówi że na pojęcie państwa prawa składają się dwa elementy. Ta pewność, przewidywalność, a drugi to koherencja w systemie. Nie może być tak że pewne przepisy w systemie są z sobą sprzeczne.
Czasami musimy wywarzyć, bo te wszystkie rozumienia które prowadzą do jakichś absurdalnych konsekwencji to naruszają tą 2 zasadniczą wartość państwa prawa, czyli tą koherencje systemu. System sprzeczny nie realizuje tego postulatu państwa prawa. Ona twierdzi że w pewnych sytuacjach odstępstwo od tego literalnego brzmienia to nie jest występowanie przeciwko tej idei państwa prawa, wręcz odwrotnie.
Co to za państwo prawa kiedy prawodawca się w czymś pieprznie, a my się będziemy tego ściśle trzymać. Problem który się tu pojawia to znaczenie terminu że coś prowadzi do absurdalnych rezultatów, to jest oczywiście kwestia oceny. Orzeczenie sądu, który nie podzielił argumentacji ministra finansów iż stanowisko spółki prowadzi do absurdalnego wniosku że żaden z uczestników obrotu nie poniósłby ciężaru podatku, tak to jakoś było skonstruowane że nikt nie musi odprowadzać VATu, sąd podkreślił ze taki podatek istotnie nie zostanie zapłacony ale to nie jest żadna absurdalna sytuacja. Z kolei inny sąd pisze że wypowiadane przez niektórych autorów twierdzenia że odesłanie zawarte w art. 257§3 zd 2 ksh stanowi błąd legislacyjny uzasadniający nie stosowanie tego przepisu są grubo przesadzone. Weronika mówi że te absurdalne rozstrzygnięcia możemy rozumieć odnosząc się do logiki, że to jest sprzeczność logiczna, ale najczęściej my powołujemy się na to że to jest sprzeczne z zasadmi rozsądku.
Kiedy przyjmiemy ze coś jest nie do pomyślenia, jeżeli jakieś skutki wydają nam się ujemne to nie znaczy to że są one absurdalne. Absurdalne będą tylko w jednym przypadku kiedy nie możemy nawet pomyśleć że prawodawcy o to chodziło. Mamy taki przepis że jak ktoś się oddali z więzienia to podlega karze, nie można tego rozumieć literalnie, bo np. możemy mieć pożar. Albo jak szeryf zamknął listonosz za morderstwo, a inny przepis mówił że kto naruszy dostarczenie poczty ten podlega karze. Przykłady kiedy możemy odstępować, ostatnio wspominałem o językowej granicy wykładni, o trzymaniu się tego znaczenia literalnego i we wszystkich przedstawionych przeczeniach sądy zastrzegają że nie jest to granica absolutna, że mamy pierwszeństwo ale nie jest ono absolutne. Kiedy możemy odstąpić? Mamy tu te sytuacje absurdalności, godzenia w jakieś podstawowe wartości, ale jak prześledzimy te orzeczenia to okarze się z całego szeregu w innych sytuacjach się od tego odstępuje.
Błąd prawodawcy, jakie to są sytuacje?
Nie każde pojęcie błędu nas interesuje , np. brak uregulowania pewnych kwestii. Nie wiemy czy pominięcie czegoś było celowe, pamiętamy tą koncepcję luk, to już jest ocena interpretatora czy to było błędem czy celową działalnością.
Jako błąd traktowana jest również możliwość wystąpienia rozbieżności interpretacyjnych, w jakim sensie jest to błąd? Sąd-rozbieżność poglądów między stronami a także składami orzekającymi została spowodowana błędem ustawodawcy, bo wprowadził on przepisy które prowadzą do różnej interpretacji. Tu ten sąd poszedł trochę za daleko.
Ciekawy błąd który nas dotyczy pojawił się w innym orzeczeniu, doszło do błędu ustawodawcy który spowodował że określona sytuacja prawna, zaskarżenie odmowy wpisu na listę adwokatów została dwukrotnie uregulowana w tej samej ustawie w odmienny sposób Jak rozstrzygnąć tą sprzeczność ? sąd zastosował wtedy tą zasadę lex posteriori derogat legi priori .Okazało się że ta ustawa była nowelizowana wiele razy i coś zostawili a późniejsza nowelizacją za dwa lata to zmienili. W ustawie były więc dwa sprzeczne przepisy, ale pochodziły one z różnego czasu, więc można był lex posteriori.
Poza naszymi zainteresowaniami będą również błędy które nie wpływają na treść rozstrzygnięć, TK stwierdził że ewidentny błąd legislacyjny choć kompromitujący nie godzi w podmioty praw gospodarczych, świadcząc co najwyżej o barku intelektualnej dyscypliny. W kk jest dużo błędów legislacyjnych art74§1 kiedy użyte jest słowo skazany a powinno być skazywany.
Natomiast to co nas będzie interesowało to przypadki kiedy konwencjonalne rozumienie przepisu jest błędem i należy zrobić cos innego.
Bardzo ciekawy przykład to dawna wersja art. 81 us 3 prawa upadłościowego i naprawczego przepis stanowił że przepisu §1 nie stosuje się jeśli wniosek o wpis z hipoteki został złożony w ciągu 6 miesięcy przed złożeniem wniosku o ogłoszenie upadłości, oczywiście wszyscy wiedzieli że się pieprznoł , a prawidłowa wersja powinna być co najmniej 6m . Przepis premiował tych co złożyli coś w ostatniej chwili , a takich którzy byli zapobiegliwi i złożyli 2 lata wcześniej już nie.
Był to ewidentny błąd sąd, stwierdził że to konwencjonalne bezpośrednie rozumienie rażąco narusz prawa wierzycieli prowadzi do absurdalnych rezultatów i jest niezgodne z zasadmi logiki. Mówiło się że to było niedopatrzenie ustawodawcy, złe wyrażenie jego woli. W innym orzeczeniu sąd stwierdził ze trzeba uznać za oczywisty i niewątpliwy błąd ustawodawcy który doprowadził do trwającego ponad 5 lat stanu w którym poza penalizacją art. 156§1 p 1 kk pozostawało spowodowanie ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, wrócimy do tego gdy będziemy mówić o roli przecinka, bo postawienie go tam w niewłaściwym miejscu spowodował ze były 2 odrębne przestępstwa i wpadli na pomysł dać obwieszczenie RM ze przecinek miał być w innym miejscu.
Wykład 15 - 1.12.2010
Dzisiaj trudne rzeczy. Właściwie tak się zastanawiałem nad tym , co tu Państwu opowiadam i na waszym miejscu chciałbym od takiego klienta czegoś innego - czegoś co jest takie uładzone, poukładane - oczywiście ja mogę coś takiego zaproponować , ale to będzie cos nieprawdziwego.
Życie prawa jest rozwichrzone tak jak moje wykłady - taka jest materia i jedyne co mogę Państwu powiedzieć to pokazać takie różne sytuacje. Z interpretacja jest jak z seksem - to nie jest tak , że się nauczysz jakiś kilku tych , przeczytasz instrukcje i każdy nowy tekst będzie to samo podejście . Absolutnie nie. Trzeba się nauczyć różnych takich tych i w zależności od sytuacji interpretacyjnej tak się zachowywać.
Pamiętajcie cudowne orzeczenie SN , który powiedział , że to wasz podejście powinno być jak garnitur uszyty na miarę. Najgorszy błąd jaki możecie popełnić i to sądy popełniają to właśnie próbują mieć taki standard. My do tego dążymy. Prawo jest przejawem uinformizacji - tego uproszczenia, redukcji złożoności rzeczywistości. My byśmy bardzo chcieli, żeby cos było proste. Niestety tak nie jest - to prawo jest niezwykle skomplikowane.
To co ja mówię to jest prostota, to jest jasność. Jak ktoś ma trochę czasu proszę przeczytać sobie taki tekst „Nieświadomość jest prawnikiem' . Tam są takie cudowne rzeczy , że nawet mnie się podoba. On pisze , jak system prawa wchodzi w sposób konieczny przez punkt w delirium. Natomiast rzeczywiście , to że podświadomość jest prawnikiem , np. można te rzeczy , które mówiłem można odnaleźć w bardzo starych księgach.
Na początek pozwolę sobie taki króciutki fragment - fantastyczne rzeczy.
Pisze tu , że nie powinienem pominąć najbardziej konwencjonalnych tradycyjnych procedur czytania tekstów prawnych, mówiącego, że to nie litera tylko duch określa znaczenie prawa. Tekst składa się z martwych liter. Norma jest niczym więcej jak tylko niemym sędzią, forma uśpioną , która wymaga wprowadzenia anima legis prawnika lub sędziego. Ważne jest tu nie to, że prawo jest nieświadomym tekstem, symptomem, mocą lub duchem, tylko to że znaczenie prawa zawarte jest we wnętrzu jego żywego ciała.
Zostaje podkreślony związek z czymś, czego nie da się objąć słowami. Znać prawo nie znaczy znać jego słowa , lecz jego siłę i władze. W renesansowej formule czytamy, że żadnych słów, form, niuansów czy właściwości języka nie można w prawie cywilnym pod żadnym względem porównać do prawdy, wierności i prawości. Albowiem słowa są uczynione jak te instrumenty, które mają służyć umysłowi i go wyrażać a nie mu rozkazywać. Tu jest całkiem przekreślony ten aspekt wykładni językowej. Inaczej, prawda może być uchwycona w piśmie , ale odkryć ja można tylko przez interpretacje , która wykracza poza słowa i bierze udział w delirium tekstu . Krótko mówiąc - prawnik wymaga miłości od czytelnika, od podmiotu prawa. Odwołuje się w ten sposób do ukrytego znaczenia, ukrytej władzy.
Z.T. zachęca do przeczytanie tekstu Peter Goodrich, „Nieświadomość jest prawnikiem” znalazłam go w czasopiśmie Kronos 3/2010. „Nie litera lecz duch określa znaczenie prawa, tekst składa się z martwych liter, norma jest niczym więcej jak tylko niemym sędzią, formą uśpioną która wymaga wprowadzenia anima legis. Znaczenie jest zawarte we wnętrzu jego żywego ciała. Znać prawo nie znaczy znać jego słowa lecz jego siłę i władzę.” Słowa są jak instrumenty żeby wyrażać a nie rozkazywać. Przekreślony został aspekt wykładni językowej. Delirium tekstu, prawda powinna być kochana.
Ciąg dalszy iteralnego przełamania
Literalne, dosłowne itd., głupoty więc te 6000 orzeczeń to jest mały przekręt. Czyli jak dosłowne pasuje to mówimy że to jest najważniejsze, językowa granica wykładni i masa argumentów na rzecz tego.
Podstawowy argument - język to jest dowód na intencję. Jeśli chcemy odejść od takiego literalnego rozumienia - to mówimy że jest taka koncepcja prawno naturalna, że prawnik nie zawsze musi stosować prawo pozytywne w sytuacjach kwalifikowanej niegodziwości możemy robić sobie co innego.
Np. tekst strzelcy z muru berlińskiego. Treść prawa to nie tylko litera, jest wzbogacona o cały szereg różnych innych elementów. To prawdziwe prawo to nie jest semantyczny kontekst ale znacznie więcej. Jedynym wyznacznikiem jest intencja prawodawcy, musimy się nauczyć różnych dowodów na intencję. Ci co mówią tylko teks i tekst, dochodzą do ściany i stwierdzają, że to rozumienie prowadzi do absurdalnych niegodziwych rezultatów. Jak ktoś słyszy granica to coś czego nie można przekroczyć, jak się twierdzi że coś takiego jest to nikt tego nie wie, nikt tego nie rozumie ale działamy na emocje, nieświadomość jest prawnikiem.
Gdy nam nie pasuje mówimy że jest granica ale ona nie ma charakteru absolutnego i możemy ją przekroczyć - naruszenie aksjologii systemu, absurdalne rezultaty , sprzeczność logiczna itd. Racjonalny prawodawca albo się pomylił, albo nie była jego taka intencja, nie może zmierzać do takich rezultatów i w tej kolizji pomiędzy tekstem i dosłownym rozumieniem zawsze wygrywa intencja, albo powiedzieć tak jak tekstualiści tekst to nie jest czysty tekst tam jest intencja ale obiektywna, public meaning, użycie normalnego rozsądnego itd. Tekst + intencja ale tako zobiektywizowana, taka przeciętna, najczęściej pojawiająca się z użyciem tego wyrazu.
Często pojawia się prawodawca popełnił błąd czyli rozbieżność pomiędzy takim dosłownym semantycznym rozumieniem a intencją. Sądy często mówią jest to ewidentny błąd nic nie możemy zrobić, musimy czekać na ingerencję prawodawcy. Naprawienie pomyłki może nastąpić tylko w drodze nowelizacji a nie interpretacji, która zmieniałaby a w istocie rzeczy negowałaby zupełnie jednoznaczną treść tekstu. (np. przepis o przedawnieniu, w pewnych sytuacjach się nie sprawdzał prowadził do dziwnych, niesprawiedliwych rozstrzygnięć) intencja była inna ale coś napisał, kolizja czy zawsze intencja czy ochrona takich wartości jak pewność i przewidywalność. Co wywoła większą szkodę w systemie prawa, że będziemy naprawiać i domniemywać że chodziło mu o coś innego, wybór mniejszego zła.
Inna możliwość próbujemy coś robić - to nie był błąd a przeoczenie, skrót myślowy, uchybienie, niedopatrzenie itd. I wtedy różne numery żeby zmienić ten przepis, żeby Ne prowadziły do kuriozalnych rozstrzygnięć. Kolizja: intencja wyrażona w przepisie a intencja systemu - zbiór wartości które kształtują dany porządek prawny. Możemy mówić o wartościach ale możemy mówić o intencji prawodawcy i czasami dochodzi do kolizji między duchem prawa a jego przejawem, literą. To nasza decyzja co w takiej sytuacji zrobimy, praktyka sądów jest różna.
Są ciekawe orzeczenia kiedy sąd mówi mi się cos nie podoba ale przepis jest jednoznaczny, więc Ne gwałćmy tego kierunku semantycznego. SN „ w prawdzie z aksjologicznego punktu widzenia rozwiązanie takie trudno zaakceptować ale zmiany stanu prawnego może doprowadzić tylko ustawodawca”.
Czyli:
A)błąd - czekamy, może zmienić tylko prawodawca
B) błąd - majstrujemy
Trzymanie się litery prawa przynosi więcej szkód niż odstępstwo.
Przypadki kiedy nie można mówić o błędzie, np. art. 442 o przedawnieniu - to nie był błąd , są przepisy które w 95% zastosowań są ok, dobrze funkcjonuje tylko dla wąskiej grupy przypadków, nieprzewidzianych, prawodawca nie jest w stanie przewidzieć wszystkich sytuacji faktycznych jakie mogą się zdarzyć.
Arystoteles: słuszność jest korekturą sprawiedliwości.
Art. 94 p. 2 k.k. zwalnia z zakładu psychiatrycznego jeśli dalsze pozostawanie nie jest konieczne, przepis jasny, problem się pojawił że po uprawomocnieniu postanowienia o orzeczeniu tego środka lecz przed umieszczeniem w zakładzie stan się poprawił. Wyrażony został pogląd że sąd jest zobligowany do umieszczenie w zakładzie, tylko po to by go niezwłocznie zwolnić. Bo przepis wyraźnie tak stanowi. To jest absurd. To jest klasyczny przypadek gdy przepis nie rozstrzyga tej kwestii, milczenie prawodawcy. Należy powiedzieć ta sytuacje jest nie unormowana. Należy się rozejrzeć, skorzystać z czego innego, szereg wnioskowań, zasad prawnych, odnoszenie się do innych przepisów itd.
Trzecia sytuacja
Coś tam się dzieje po uchwalenie planu zagospodarowania przestrzennego, a sad mówi że tu nie chodzi o uchwalenie ale po wejściu w życie. Tak samo wydanie decyzji a jej doręczenie, jedne sądy mówią że oczywiście to jest różnica a inne że to samo. I teraz w zależności od kontekstu systemowego , w zależności od innych przepisów rzeczywiście można postawić znak równości. Co innego słowa w tekście prawnym a potocznym, np. słowo dowolny. Z punktu widzenia języka potocznego będzie przełamanie ale z punktu widzenia prawnego wcale tak nie musi. Znaczenie relatywizowane do kontekstu innych przepisów.
Argument absurdalnych konsekwencji: (niedających się zaakceptować)
Wtedy o przełamaniu znaczenia, absolutnie nie może być mowy. Ten argument bardzo często używamy jak argument uzasadniający wybór jednego z możliwych językowo znaczeń.
Np. art. 41 k.k. zakaz zajmowania stanowiska, i tu doszło do sporu, RPO zakwestionował że wymierzona kara zakaz zajmowania stanowiska w administracji publicznej nie jest dostatecznie określony, środek karny powinien wskazywać konkretne stanowisko przez wskazanie pełnionej funkcji, natomiast zakaz zajmowania stanowiska można rozumieć tak jak chciał rzecznik np. sekretarki na wydziale prawa, SN stwierdził że to prowadzi do absurdalnych konsekwencji, i można wybrać szerokie rozumienie.
Argument z konsekwencji - jeśli masz do wyboru różne możliwe rozumienia, musimy patrzeć przez pryzmat konsekwencji. Konstytucja: zasada proporcjonalności, Z.T. jest to bardzo ważna zasada dotycząca również interpretacji, to ma być stosowne itd. Ten argument jest zrelatywizowany, do czasu, i ten czas przy argumentacji jest nie zwykle ważny musisz pierwszy użyć tego argumentu. N
ależy zwrócić uwagę na sposób argumentacji, mówimy o tym przełamaniu, o przekroczeniu granicy językowej, i przekraczamy ją w 2 wersjach: kwalifikowanej kiedy musisz się silić - absurdalne, bardzo mocne, że można ją przekroczyć w nadzwyczajnych okolicznościach, burzy aksjologię systemu i tego typu pierdoły. Pozostałe puszczają z tonu - prowadzą do nie dających się zaakceptować rezultatów. Kiedy się kończy interpretacja a zaczyna New Writing?
Orzeczenie WSA
Z 11.2010, świadczenie pielęgnacyjne art. 17, nie przysługuje jeśli osoba wymagająca opieki pozostaje w związku małżeńskim. Sytuacja: zona zrezygnowała z pracy by opiekować się mężem. Najpierw sąd urabiał, semantyczna otwartość języka, zależność od kontekstów pozajęzykowych, twórcza interpretacja jest nieunikniona, stanowi rezultat immanentnych cech języka prawnego, a nie chęci sędziów by przywłaszczyć sobie kompetencje pracodawcy. W artykule tym występuje pominięcie legislacyjne - dalej sąd, dobry zwrot. Zamykające krąg uprawnionych, stanowi niedociągnięcie legislacyjne a nie świadczy o woli prawodawcy.
W takim przypadku odstąpienie od znaczenia językowego jest nie tylko prawem ale i obowiązkiem sądu. Klasyczne stanowisko prawno naturalne - odstąpienie jest obowiązkiem sądu. (kreatywna, twórcza interpretacja). My jesteśmy artystami. Martwe litery to początek dopóki my się niemi nie zajmiemy.
Kolejna sytuacja interpretacyjna: WIELOZNACZNOŚĆ
Semantyczna
Pragmatyczna
Syntaktyczna
Tekst o wieloznaczności wieloznaczności. Jeśli w tekście pojawi się wieloznaczność to wcale nie chodzi tu o wieloznaczność. Amerykańskie przykłady o kurczakach, przy umowie powstał spór czy kurczak to młody kurczak czy ptaszysko tysiącletnie. Stawki na produkty przetworzone czy wypatroszony kurczak to czy już produkt przetworzony. Sprawa 1864 r. dostarczenie bawełny statkiem „Perła” tylko nie wiedzieli że są dwa takie statki.
Termin wieloznaczność w naszych sądach jest używany na określenie wszystkiego co budzi wątpliwości. Wszystkie kłopoty związane z tekstem określa się mianem wieloznaczności. (nie zawsze gdy sąd mówi o wieloznaczności tak naprawdę o tym mówi) Są dwa rodzaje wieloznaczności, pierwszy przypadki homonimii i polisemii a druga to nieostrość i niewyraźność znaczenia.
Bardzo ważne by odróżnić wieloznaczność a nieostrość, ważne bo w poszczególnych sytuacjach musimy zachowywać się w inny sposób.
Np. w k.k. osoba najbliższa a także, która pozostaje we wspólnym pożyciu. Jeśli jest pojęciem faktycznym to nie jest wieloznaczne, jeżeli nie jesteś w stanie określić zakresu np. wspólność małżeńska to nie jest pojęcie wieloznaczne.
Orzeczenie TK pojawiło się pojęcie więzy społeczne, możemy spotkać w naukach socjologii, czy to jest pojęcie wieloznaczne? To jest całkiem inny rodzaj pojęcia, który ma bardzo nieokreślony status w poszczególnych gałęziach wiedzy.
Szczególnie częste sytuacje w prawie karnym np. stara wersja art. 18p.2 chodziło o pomocnictwo, „w inny sposób ułatwia popełnienie tego czynu”, czy inny sposób jest pojęciem wieloznacznym? Nie - to jest otwarcie tego pojęcia, inna całkowicie konstrukcja, z drugiej strony jest zasada nullum crimen sine lege.
TK posługiwanie się pojęciami nieprecyzyjnymi nie jest traktowane jako uchybienie legislacyjne i nie jest podstawą orzeczenie niekonstytucyjności, ale tylko wtedy gdy nie jest możliwe ustalenie treści w drodze wykładni.
Wieloznaczność wiąże się z trzema językami, skąd wziąć to pojęcie, czy z języka prawnego, prawniczego czy potocznego, pierwsza sprawa to rozstrzygnąć który jest właściwy nie ma problemu gdy jest def. legalna, co innego gdy trzeba jej szukać w przepisach. Jedni szukają w orzecznictwie, jedni w potocznym itd.
Nawet zwykłe pojęcie decyzji, czy z wszystkimi rygorami podjęcia decyzji czy cokolwiek zrobisz to jest decyzja. Przerwa w wykonywaniu kary, tak jak w potocznym każda? Czy jak ucieknie, czy tekst prawny. - sąd: nie prowadzi do prawidłowego odczytania treści. Należy mieć intuicję aksjologiczną, należy wiedzieć które jest prawidłowe.
Wykład 16 - 4.01.2011
Sytuacje interpretacyjne - nieostrość, wieloznaczność - są to sytuacje niezdeterminowane
Przykłady nieostrości - ważne względy podatnika, dobro ogółu itp.
Wieloznaczności są ewidentnymi błędami ustawodawcy, czasami wynikiem kompromisu politycznego (gdy różne opcje przyjmują inne rozumienie tego samego zwrotu), gdyż nie można przyjąć, że wieloznaczność jest zamierzona. Słowniki nie dadzą nam żadnej odpowiedzi przy wieloznaczności, gdyż stworzą nowe możliwości. Jedynym sposobem rozwiązania tego problemu jest odwołanie się do intencji ustawodawcy.
Nieostrość określana jest również w literaturze i orzecznictwie jako zwroty nieostre, nieokreślone, ocenne, klauzule generalne itp. W ramach tej grupy można dokonać dalszych podziałów, ale tworzą one jednolitą sytuację interpretacyjną. Zwroty nieostre powstają z różnych powodów:
TK stwierdził, że posługiwanie się zwrotami nieostrymi nie zawsze jest błędem interpretacyjnym, a często wręcz ich zastosowanie jest jedynym rozsądnym wyjściem, np. różne opcje polityczne nie potrafią osiągnąć kompromisu, częściej jednak ustawodawca uważa, że danej materii nie można kazuistycznie uregulować, więc określa ją w sposób ogólny, ale robi to świadomie. Ustawodawca deleguje część swoich kompetencji np. sądom, gdyż nie jest w stanie przewidzieć wszystkich przypadków do jakich dany przepis może być zastosowany.
Przy wieloznaczności wybieramy jedno z rozumień sytuacji interpretacyjnej i sporządzamy uzasadnienie takiego wyboru. Przy nieostrości sytuacja wygląda inaczej.
Strategie podejścia do problemu na podstawie orzecznictwa:
1) należy dokonać wykładni, interpretacji tych pojęć. Pojęcie interpretacji często używane jest na określenie wielu czynności, jakich dokonujemy, czytając dany tekst, ale prawidłowo interpretacja to ustalenie intencji prawodawcy.
2) sąd posługuje się intuicją prawniczą. Konkretyzuje, doprecyzowuje pojęcia nieostre (tu już nie interpretacja, ale konkretyzacja!) na podstawie danych okoliczności faktycznych, w konkretnej sprawie, nie odwołując się przy tym do racjonalnych argumentów.
Są to dwa odmienne podejścia do problemu.
Koncepcje stosowane przy nieostrości:
Dynamiczna teoria interpretacji - stosowanie tekstu do aktualnych sytuacji, prawodawca nigdy nie jest w stanie nadążyć za zmieniającymi się sytuacjami. Ale czy łączenie tekstu z daną sytuacją jest interpretacją? Jest to bardzo szerokie rozumienie interpretacji. Interpretacją jest ustalenie intencji prawodawcy, a tutaj intencja jest jasna, gdyż prawodawca celowo pozostawił dane zwroty nieostrymi. To jest problem aplikacyjny, a nie interpretacyjny.
New tekstualizm - czyli odczytanie tekstu z perspektywy odbiorcy, jest to rozumienie rozsądnego odbiorcy
(Klauzule generalne - nie są żadnymi odesłaniami, np. do systemu, innych przepisów; przy klauzulach mamy do czynienia z nakazem dokonania oceny)
Kategorie zwrotów nieostrych:
zwroty typu „właściwy czas” - sąd uznał, że należy dokonać oceny tego zwrotu w każdym, indywidualnym przypadku. Jest to jednak dość precyzyjny zwrot, sądy określają go nawet co do dnia. Te nieostre przepisy mimo wszystko nie wprowadzają nieostrości w prawie, w kontekście są one zrozumiałe.
nieostrość skalowa - na skali umieszczone są różne zwroty, np. uszczerbek na zdrowiu może być ciężki, średni i lekki. Trzeba je ze sobą porównywać, a następnie rozróżnić. Inny przykład to „naruszenie prawa”, a „rażące naruszenie prawa”, czy „znaczna ilość”. Zdaniem SB wyjaśnienie zwrotu „znaczna ilość” należy zacząć od wykładni językowej takich zwrotów, ale to nie rozwiąże żadnego problemu, nie doprowadziła ona także SN do wyjaśnienia tego pojęcia.
W. Wolter wyróżnił znamiona ocenne: ilościowe (np. znaczna ilość) i jakościowe (np. zeszpecenie). Przy czym o ile „zeszpecenie” podlega ocenie, tak już „znaczna ilość” raczej oszacowaniu.
Wydaje się, że np. przy „znacznej ilości” nie powinno się wskazywać konkretnej ilości, a raczej doprecyzować; trzeba to pozostawić ocenie sądów na potrzeby konkretnej sprawy.
Szczególnie w prawie karnym czy finansowym nie jest dobrze jeżeli pojawiają się takie zwroty zgodnie z konstytucyjną zasadą określoności.
Wykład 16 - 4.01.2011
Rozumienie literalne- przełamanie literalne
wieloznaczność
nieostrość
odwołanie się do intencji
Sytuacja interpretacyjna - nieostrość
Jest to coś innego niż wieloznaczność, która jest ewidentnym błędem prawodawcy. W tym przypadku jedynym rozstrzygnięciem jest intencja prawodawcy i odwołanie się do niej.
Natomiast nieostrość to coś takiego jak wyrażenia nieokreślone, niedookreślone, ocenne, szacunkowe, klauzule generalne. Często pojawiają się podziały na zwroty szacunkowe, różniące się od ocennych, jednak prof. Tobor traktuje to jednolicie.
Pojawiają się z różnych powodów, np. TK stwierdza, że to nie zawsze uchybienie legislacyjne, a jedyne rozsądne wyjście. Nie można precyzyjnie ustalić np. ważne powody lub świadomie kazuistyka nie jest celowa i przyjmuje się takie rozwiązanie legislacyjne. Wybór jednego z możliwych rozumień.
Strategie rozwiązania problemu:
wykładnia, interpretacja zwrotów -„ważny interes podatnika” i interpretacja pojęcia; „wykładnia pojęć nieokreślonych” a nie uznanie administracyjne. Interpretacja literalna jest niemożliwa, gdy pojawiają się klauzule generalne, a interpretacja to ustalenie intencji prawodawcy.
Intuicja prawna - pojęcie nieostre wymagające konkretyzacji w okolicznościach faktycznych każdej indywidualnej sprawy. np. z orzeczeń: „okoliczności i zdefiniowanie w tym konkretnym przypadku”; „uzyskanie pełnej treści przy indywidualizacji normy prawnej”; „powinność doprecyzowania po stronie sądów”.
Dwie ww. strategie to inne rodzaje działalności prawniczej. Interpretacja to to, co wolno robić, czyli pojęcie zbiorcze, lecz trzeba uchwycić problem dla wyboru sposobu interpretacji, np. ważne powody.
Intencja prawodawcy jest jasna, nie tu leży problem, gdyż jest to przez niego zamierzone. Pełne, konkretne rozumienie sytuacji - prawodawca na sąd deleguje kompetencje do ustalenia znaczenia, dzieli się kompetencjami. Klauzule są postrzegane jako delegacja kompetencji.
Powody delegacji:
trafność rozstrzygnięcia jest zrelatywizowana do konkretnego przypadku np. dobro dziecka
konieczność uzyskania większości parlamentarnej (wynika to często z materiałów przygotowawczych i braku kompromisu na tym etapie prac legislacyjnych).
Graham i Rickness
Pierwsza rzecz, gdy czytamy tekst - odpowiedź na pytanie: dlaczego to trafiło do sądu? (rozbieżność ianaliza sytuacji dlaczego myślą inaczej). Dlaczego jest tyle koncepcji interpretacyjnych?
Rickness- odnoszą to do innych sytuacji,a nie że czegoś nie odróżniają. np. intencjonalizm, prawnonatrualizm, tekstualizm.
Nieostrość:
dynamiczna teoria interpretacji - Escrige - dostosowanie tekstu do aktualnej sytuacji to robota prawnika, interpretator ma obowiązek dostosować
ewolucja poglądów tekstualizmu (~interpretacja literalna) - new textualism, new new tekstualism - kontekst semantyczny, rozszerzenie na intencje, odczytanie tekstu przez pryzmat odbiorcy, rozumienie nie speakers meaning ale rozsądnego odbiorcy, wspólnoty.
Prof. Tobor - wykładnia dynamiczna dzieje się przy zwrotach nieostrych, ale dlaczego dostosowanie tekstu do sytuacji to ma być interpretacja? Należy precyzyjnie te sytuacje odróżnić, bo przy nieostrych prawodawca mówi: „sam decyduj” do stosującego prawo.
Graham - podejście dynamiczne.
Prof. Tobor - nie mamy do czynienia z interpretacją, ale z aplikacją stosowania. Problem aplikacyjny - ocena i uzasadnienie decyzji np. koncepcją schowków by uciec od odpowiedzialności, np. brak definicji „uznanie interesu strony” według poglądów doktryny.
Klauzula generalna nie jest odesłaniem, gdyż wtedy nie pełniłaby swojej funkcji. To nie jest gotowe rozwiązanie, a nakaz dokonania oceny, a co za tym idzie - wzięcie odpowiedzialności za jej dokonanie. Jednolitość rozstrzygnięć dotyczących klauzul generalnych występuje częściej niż innych przepisów. Interpretatorzy i sądy wolą „kłamać”.
Kategorie zwrotów
zwroty typu „właściwy czas” np. wniosek o ogłoszenie upadłości - cele przepisu, a jednak czasem można dokładnie co do dnia określić
zwroty typu „odpowiednio”, „w miarę potrzeby” np. miejsce zbytu produktu spożywczego
Nie przenosi się to automatycznie na nieostrość prawa, bo można wskazać jednoznacznie.
J. Raz - niezdeterminowanie danej sytuacji nie wpływa na prawo.
Lepszy efekt można osiągnąć przez nieostrość niż poukładanie jasnych, precyzyjnych znaczeń.
Zwroty te są „czułe na kontekst” - on powoduje ich precyzję, jasność.
Prof. Studnicki - nieostrość skalowa - relacja w stosunku do innych pojęć np. art. 156, 157 k.k co do uszczerbku na zdrowiu - ciężki, średni i lekki;
np. wiele to więcej niż kilka
np. działanie niezgodne z prawem a rażące naruszenie prawa, SN 2008 r. „szczególnie rażąco błędna wykładnia”; ważne powody; szczególnie uzasadnione przypadki; wyjątkowo trudna sytuacja, znaczna szoka a znaczny dorobek - porównanie „znaczny” czyli dość duży, ważny, wyróżniający się do dorobku ale już nie do szkody.
Zwroty o podwójnym charakterze - najpierw wieloznaczność a potem nieostrość
np. wspólność małżeńska Alojzy i Maria - relacja faktyczna (intencje prawodawcy przy wieloznaczności, a przy nieostrości już dokonujemy oceny)
np. czynności o charakterze seksualnym (zwrot nieostry, a prawodawca dokonuje podziału na obcowanie płciowe i inne czynności o charakterze seksualnym, i orzecznictwo)
np. inne - dobro służby, względy słuszności, dobro wymiaru sprawiedliwości.
Czym bardziej nieostry, tym lepsze musi być uzasadnienie!
Błędna wykładnia tu przy dokonaniu interpretacji w miejsce tego co jasne „ty zrób” i co być powinno. np. znaczna ilość środków odurzających lub substancji psychotropowych - konteksty
Co to za pojęcie „znaczna ilość”? Czy odnośnie
ilość osób odurzonych,
wagowo,
miękkie/twarde,
na cele własne czy obrotu => SN przyjął, że jest to ilość środków odurzających jednorazowo co najmniej kilkudziesięciu osób uzależnionych, ale dalej nie wiemy czy 20 czy 99 oraz osoby uzależnione.
Powody:
1. brak definicji legalnej
2. rozbieżności interpretacyjne (różne desygnaty w metodach wykładni)
TK konstytucyjna zasada określoności a np. kwalifikowanie zachowań jako zbrodnia albo występek.
Wykładnia językowa nie rozwiązuje żadnego problemu interpretacyjnego - język jest niedoskonały np. słowniki - jedno pojęcie odsyła do drugiego, np. co do tych narkotyków SN 1992r. Kryterium ilościowe wyłącznie, bez środka, bo inna wykładnia byłaby contra legem, a SN 2009r. Obiera drogę w zależności od środka, ale nigdy nie wartość rynkowa.
Rodzaje znamion ocennych wg prof. W.Woltera
ilościowe
jakościowe
natomiast ocena to aprobata lub dezaprobata, a tu bardziej szacowanie a nie ocena, więc podział traci na aktualności wg prof. Tobora.
Wykład 17 - 4.01.2011
Sytuacja interpretacyjna - klasyfikacja, zwana też kwalifikacją
N.Maccormnick - pojawiają się rozróżnienia na interpretację i konstrukcję, interpretację lingwistyczną i konstrukcyjną, interpretację semantyczną i aplikacyjną natomiast prof. Tobor wyraża wątpliwości co do rozróżnień tego zagadnienia.
Niemcy rozróżniają zawartość semantyczną i prawniczą tekstu i wprowadzają etapy interpretacji - najpierw następuje odczytanie zawartości semantycznej a następnie nadanie mu wymiaru prawnego.
Prof. Tobor tego poglądu nie podziela, bo błąd pojawia się jakby w momencie uchwycenia językowego rozumienia tekstu a tego nie ma (dwa różne teksty się pojawiają, gdy podchodzimy literacko a za innymi wymiarami).
Prawnicy nie mogą rozróżniać warstwy semantycznej.
S.Fish- nie można lingwistycznego znaczenia tekstu umieszczać w kontekstach (wzbogacenie znaczenia), nie można czytać niezależnie od intencji, zawsze trzeba dokonywać interpretacji tekstu.
W literaturze interpretacja dzieli się na dwa rodzaje:
1.interpretacja zorientowana na tekst
2. interpretacja zorientowana na fakty
Prof. Tobor poddaję tę teorię pod wątpliwość, choć są one ugruntowane w literaturze światowej.
Czy wydanie decyzji = jej doręczenie?
Lingwistyka - intencja a ekstencja jako możliwe sytuacje faktyczne, możliwe desygnaty, co tam się mieści?
1. Interpretacja zorientowana na tekst
Jak rozumiemy pojęcie tekstu, a no textual position? Nie ma bowiem tekstu bez intencji, jest on wtórny w stosunku do niej! Pierwotna intencja jest ważna, ale orzecznictwo ucieka od faktów.
np. tłumaczenie - co je różni od interpretacji? Czy są to wypowiedzi równoznaczne?
np. dochód rodzinny = dochód rodzinny w przeliczeniu na osobę - prawodawca dokonał „skrótu myślowego”
np. gwałt na osobie = lub ≠ a przemoc wobec osoby
SN decyduje zawsze różnie a tu trzeba widziec konsekwencje
np. dopuszczenie do obrotu a oferta publiczna
Definicje perswazyjne - pojęciem obejmujemy to, co chcemy.
Argument z natury rzeczy, natura człowieka a co to jest? (najpierw budujemy pojęcie a potem reszta).
np. państwo prawa, osoba samotnie wychowująca dziecko, art.9 § 3k.k.s zdolność prawna
Prof. Woleński - zawsze patrzymy ze względu na rozstrzygnięcie a nie tylko na sam tekst!
2. Interpretacja zorientowana na fakty
Subsumpcja - nazwanie faktów w języku przepisu
N.Maccormnick ustalenie rozumienia a potem klasyfikacja albo klasyfikacja presuponuje
np. budynek mieszkalny - Czym jest domek letniskowy, koszary?
(intencja) (ekstencja)
np. czy sędzia w stanie spoczynku jest sędzią?
np. czy kierowca transportu międzynarodowego jest w delegacji?
Czy aby stwierdzić, że dany fakt podpada pod regułę, to najpierw trzeba dokonać klasyfikacji (definicja zbudowana i czy podpada)?
Czy trzeba określić znaczenie reguły i potem klasyfikacja? Czy w ogóle nie da się tego rozróżnić?
np. gdy określamy czy ktoś jest poczytalny musimy zadać sobie pytanie czy chcemy go wsadzić (prof. Ossowska).
W sylogizmie mamy dwie przesłanki i wniosek a tu występuje trzeci element - skąd wiadomo, że koszary to budynek mieszkalny? I że za to środki finansowe itd. Albo czy samolot jest narzędziem przemysłowym?
Klasyfikacja to coś co wnosimy do sylogizmu.
Jest to połączenie intuicji lingwistycznej z intuicją aksjologiczną interpretatora. Nie jest ona czysto lingwistyczna, gdyby nawet przeczytać wszystkie słowniki - następuje wzbogacenie tekst o aksjologię.
Przy klasyfikacjach jest wiele możliwości, np. co to pojęcie wody bieżącej
R. Solan - gdzie mamy szukać interpretacji? To zależy od tego co chcemy znaleźć.
Różnorodność argumentów stanowi o uroku dyskursu prawnego.☺
In dubio pro tributare, ale nie zmieniając obciążeń.
Zatem czy najpierw norma ogólna a potem decyzje? = NIE! prof. Tobor - poszukiwanie możliwych interpretacji, już wszystko jest i tylko wybór (ale nikt nie chce się do tego przyznać ze względu na podział władzy itd.)
1