70 i. Romantyczny „sposób odczuwani#
dzieje średnich wieków tak dalece zajmującymi i ciekawym czynił*’ (24). Ludy Północy zwyciężyły zatem hydrę pogańskiego materializmu. Ten sam duch wzniosłego dążenia ku wiej-kości przenikał pogańską mitologię północną i chrześcijański? średniowiecze. Jakkolwiek surowy, a nieraz i dziki duch tea niósł w sobie prawdę, której zabrakło zdaniem Mochnackiego tak antykowi, jak klasycyzmowi.
Jednak tak skrajna prawda romantyzmu musiała wzbudzi? istotne zastrzeżenia; sam Mochnacki wkrótce zrezygnował z mitologii północnej jako tkanki romantyzmu polskiego. Jego polemistom — Lelewelowi, Brodzińskiemu — przedstawiony przez niego północny punkt programu wydawał się albo niezborny z całością propozycji, albo zbyt odległy od „poezji narodowej polskiej*’. Ale i jego wizja północnego średniowiecz nie zdobyła wtedy uznania.
IIWYOBRAŹNIA PRZECIWKO JĘZYKOWI
Joachim Lelewel był pierwszym tłumaczem Eddy na język polski; dwukrotnie zresztą borykał się z przekładem, który miał ogromne znaczenie dla kształtowania się wyobrażę o Północy naszych romantyków. Styl dzieł historycznych Lelewela słynie ze swej chropowatości, a do tłumaczenia £ddj dołączył jeszcze takie objaśnienie: „Moja dosłowna proza, nk przeczę, że jest nader twarda, wolałem jednak taką ją uczynić, byle bliżej oryginału stawać.’"* W efekcie powstał przekład o wyjątkowej już dzikiej szorstkości.
Mimo to jednak Lelewel ostro zaoponował przeciwko pół nocnym mrzonkom Mochnackiego; najwyraźniej Eddę traktował jako twór archaiczny, który, owszem, może budzić muzealne zainteresowanie, ale nie takie, by współcześnie dało sit wcielać ją „do wyrażeń” i czynić z niej ,.środek obrazowani! myśli” (209). I dodawał w komentarzu do przekładu Eddy: „Je żeli z tego względu coraz mniejszego staje się użytku mitologia grecka i rzymska, tym mniejszego być może, dość ugodnk umówionych charakterów nie mająca, mitologia Eddy” (209) Wreszcie na końcu sceptycznie wspominał o pomyśle Mochnackiego, ale wyłącznie w tym celu, by odpowiedź pozostawi
■ J. Lelewel, Mówię o sobie i o niniejszej robocie mojej, w: Eddt to jest księga reltgii dawnych Skandynawii mieszkańców. Start semundmską w wielkiej części tłumaczył, nową Snorrona skróci J. Lelewel. Wydanie drugie. Wilno 1828, s. 6.
„przekonaniu każdego czytelnika" — zrobił wszystko1 by wypadła zdecydowanie negatywnie. Nie docenił jednak pewnej właściwości estetyki romantycznej, o której za chwilę.
Polemikę wprost z artykułem Mochnackiego z „Dziennika Warszawskiego" podjął Lelewel wcześniej, od razu w r. 1825, w artykule O romantyczności zamieszczonym w „Bibliotece Polskiej"." Zajmował stanowisko rozsądnie pojednawcze w sporze między klasycyzmem a romantyzmem. Wyraźnie nie ceniąc francuskiego klasycyzmu, który wydawał mu się w swej gładkiej przyzwoitości — co znamienne — jednak zdradą oryginalnego, antycznego klasycyzmuM, przechylał się na stronę romantyczności. Ale nie godził się na ekscesy, zwłaszcza frcnc-tyczne. Podkreślał, ie klasycyzm stronił od „przerażających obrazów” (639), przed którymi nie cofał się romantyzm — i nic miał mu tego za złe. Pod pewnymi wszakże warunkami: „Obrazy śmierci, szkieletów, głów trupich, nie znane są starożytności, jednak są to obrazy prawdy, której tyle zarzucić, ile nic jest fałszowana i dla sztuki nadto obnażona" (634).
Ekscesem wydała mu się propozycja Mochnackiego. Z pozycji historyka i historysty nie kwestionował wprawdzie „obrazów", jak je nazywał, romantycznej poezji północnej, odmiennych od antycznych „obrazów" poezji południowej: „Nie widzieli Grecy tych skał lodem powleczonych i śniegiem, i w długiej nocy bladym księżyca światłem objaśnionych, na jakie Skandynawowie pa tr za li. Te tęskne obrazy nigdy płodów starożytności nie zajęły" (634). Nie podobał mu się jednak pomysł zasilenia poezji rodzimej mitologią północną. Wypowiedział swe veto bez ogródek: „Na to najbardziej przystać nic mogę, ażeby mitologia skandynawska w czymkolwiek poezji narodowej polskiej przydatną być miała" (630). Sądził, że jest ona zbyt odległa, zbyt nieznana, a język jej nazbyt niezrozu-
J. Lelewel, O romantyczności. Z powodu drugiego numeru „Dziennika Warszawskiego", w: Dzieła, t. II, cz. II: Pisma metodologiczne. Oprać. N. Assorodobraj, Warszawa 1964.
u Dowodził np.: „Ależ i to w samej starożytności nie wszystkie płody poezji za klasyczne poczytać się godzi. Jest wielka część takich klasycznych, które nie są dość klasyczne. Arystofanes z żabim skrzekiem, Owidiusz, w brak pójść powinni. I Wirgili, i Homer nie bez makuł i napryskanych plamek, z których trudno dość oczyścić. Sektatorowie klasyczności, z całym rygoryzmem swoim występując, stają jak na słomianych nogach i chwieją się w decyzji, co więcej klasyczne, czy płody greckie, czyli też francuskie? Tylko płody teatru francuskiego są prawdziwie Klasyczne, ile ary-stotelieznym odpowiedziały przepisom” (s. 636).