*N hnkcfj i f\/Jf mony I mótrnnu w piyfbMitjliiU
sensie uznane, albo ocenzurowane w pewnym porządku.
Tak więc wszelka tiksacja na tak zwanym stadium instynktowym jest przede wszystkim stygmatem historycznym: wstydliwą kartą, którą zapomina się lub niszczy, albo kartą chwalebną, która zobowiązuje. I.cc?. zapomniane przypomina o sobie w aktach podmiotu, zniszczenie przeciwstawia się temu, o czym się mówi gdzie indziej, zobowiązanie zaś uwiecznia w symbolu ów miraż, w którego pułapkę podmiot wpadł.
Krótko mówiąc, stadia instynktowe, wtedy, gdy się je przeżywa, są już zorganizowane jako subiektywność. I żeby było jasne: subiektywność dziecka, które zapisuje w rejestrze zwycięstw i klęsk dzieje ćwiczenia swoich zwieraczy, rozkoszując się wyobrażeniową scksualizacją swoich otworów kloakaluych, dokonując agresji swymi odchodami, próbując uwodzenia powstrzymywaniem się i tworząc symbole z ulżeń, otóż ta subiektywność nie jest zasadniczo różna od subiektywności psychoanalityka, kiedy ten usiłuje odtworzyć i zrozumieć formy miłości, które nazywa prcgenitalnymi.
Inaczej mówiąc, stadium analne jest w równym stopniu czysto historyczne, kiedy )cst przeżywane i kiedy odtwarza się je w myśli, i całkowicie ugruntowane w intersubicktywno-ści. Natomiast jego usankcjonowanie jako etapu tak zwanego dojrzewania instynktów prowadzi najlepsze umysły wprost na manowce, tak, że widzą w tym stadium odtworzenie w ontogene-/.ic stadium zwierzęcej filogenezy, którego odpowiedników trzeba szukać u glisr czy meduz; spekulacja laka może być pomyslow.1 pod piórem kogoś takiego jak Balint, lecz innych wpędza w najbardziej niedorzeczne marzenia, czy wręcz szaleństwo, które każe szukać u jednokomórkowców wyobrażeniowego schematu wtargnięcia w ciało, tłumaczącego lęk rządzący kobiecą seksualnością. Czemuż więc nie poszukać obrazu ego w krewetce pod pretekstem, że jedno i drugie odnajduje swoją skorupę po każdym linieniu?
Ktoś nazwiskiem Jaworski w latach 1910-1920 zbudował przepiękny system, w którym „plan biologiczny” dawało się odnaleźć aż do najdalszych krańców kultury. Więc gromadzie skorupiaków znalazł historycznego współmałżonka w, jeśli sobie dobrze przypominam, jakimś późnym średniowieczu, a głównym motywem był wspólny dla obydwu rozkwit zbroi; zresztą żadnej formy zwierzęcej, nie wyłączając mięczaków i pluskiew, nie pozostawił we wdowieństwie bez ludzkiego odpowiednika.
Analogia nic jest metaforą i użytek, jaki z niej robili filozofowie przyrody wymaga geniuszu w rodzaju Goethego, chociaż nawec jego przykład nic zachęca. Nic nie jest bardziej obce duchowi naszej dyscypliny, toteż właśnie odrzucając analogię Freud utorował właściwą drogę interpretacji snów, i jednocześnie do symbolizmu analitycznego. Pojęcie to, podkreślmy.