146 Proza fantastycznonaukowa
W sferze hipotez i przypuszczeń pozostaje też ni to groźba, ni to ostrzeżenie czy może refleksja nadmiernie skomplikowanego mózgu elektronowego: „Być doskonałością i znosić cierpliwie prymitywne zabiegi tych tworów — to wielkoduszność nieskończona. Powolność reagowania, wadliwy system koordynacji chaotycznych działań, bezużyteczne straty energii i konstrukcja urągająca wszelkim rozumnym zasadom — cóż za widok utrapiony. Prawie ślepi i głusi uzurpują sobie prawo kierowania moją myślą i ruchem. Czyżby byli częścią mojego jestestwa?”1 Pobrzmiewa w tym echo jakby Lemowej Cyberiady czy może Bajek robotów, ale w bardziej poważnym tonie.
Powinowactwa z Lemem obserwujemy w kolejnych opowiadaniach zbioru, a mianowicie w groteskach o robocie Katodym, który śpiewa swemu panu „Z kim tak ci będzie źle, jak ze mną...”2 i wypija jego koniak. Prezentowane w nich konflikty rozgrywają się na płaszczyźnie człowiek—automat (Przygody w pierścieniach Saturna, W pracowni pisarza, Czeka cię wielka przygoda).
Opowieści groteskowe pojawiają się w twórczości Fiałkowskiego, Zajdla i Zegalskiego rzadko, niejako na prawach „haraczu” spłacanego obowiązującej modzie. Inaczej jest w przypadku groteskowych opowiadań Andrzeja Czechowskiego, zebranych w tomie Przybysze (1967). Dla Czechowskiego problemy etyczne naszych czasów nie są pierwszoplanowe, „[...] bardziej niż zagadnienia moralne współczesności — pisze Halina Skrobiszewska — [...] interesują autora konsekwencje psycho- i socjologiczne rozwoju nauki, perspektywy optymistyczne i przerażające znaki zapytania, jakie przyszłość może dopiero postawić”.3
Czechowski jest pisarzem oryginalnym, najoryginalniejszym z młodych debiutantów, w jego twórczości pojawia się coś nowego, i to nie tylko w warsztacie pisarskim, ale i bogactwie wprowadzanych wątków. Nawet w opowiadaniach, w których podejmuje zagadnienia klasyczne, „obowiązkowe” niejako dla science fiction — Czechowski potrafi stworzyć subtelną i wyczuwalną atmosferę swej „inności” (Dziewięćdziesiąt miliardów kilometrów od słońca, Przybysze).
Patronów zapewnił sobie pisarz godnych. Nuty rodem jakby ze Sztucznego żołnierza Mirandoli dźwięczą w pacyfistycznej grotesce Byłem mundurem pana pułkownika. Robot-mundur ma tu wszakże inne zadanie do spełnienia, a poza tym stanowi świetne uzupełnienie, a raczej duplikat, swego pana — pułkownika Kethona, którego „martwił tylko przedłużający się nienormalnie okres pokoju”4.
Treści pacyfistyczne przekazuje Czechowski również w innych groteskach. W opowiadaniu Czasy trzycalowych befsztyków maluje kłopoty apro-wizacyjne ludzkości za wiele lat, kiedy to problemy „mięsne” rozwiązywać będą mundurowi uczeni. Wreszcie w Sekcji generała Hoffmana snuje wizję świata XXI wieku, w którym wojskowi będą się zajmować tylko bezpieczeństwem żeglugi kosmicznej i wyławianiem z przestrzeni pozostałych po epoce „barbarzyńskiej” satelitów militarnych. Czechowski optymistycznie wyobraża sobie świat pozbawiony wojskowych, a raczej świat jeszcze z wojskowymi, ale już w innej roli — pociski batalistyczne zostaną przerobione na rakiety ratownicze, i nawet mieszkańcy Kosmosu w imieniu Galaktycznej Wspólnoty Ras zechcą z nami nawiązać kontakt (Przybysze). W Prawdzie o Elektrze, której prawdopodobnie patronował Lem, w sposób zabawny opowie pisarz o tym, jak to łatwo człowiek może się zamienić rolą z robotami.
Przybysze Czechowskiego — to tomik debiutancki. Sporo w nim jeszcze potknięć i nierówności artystycznych, ale są i próby poszukiwania własnego stylu. Narracja, rzeczowa, chłodna i dynamiczna zarazem, dowcip i subtelna ironia zdradzają talent pisarski, który ma szanse rozwinąć się w przyszłości.
FANTASTYCZNONAUKOWA DLA DZIECI
| Inne były drogi rozwoju prozy fantastycznonaukowej dla dzieci. Zjawisko godne zainteresowania przyniósł dopiero rok 1960 — wówczas to ukazała się powieść Jerzego Broszkiewicza Wielka, większa i największa. Utwór ten wzbudził duże zainteresowanie zarówno wśród krytyków, jak i młodych czytelników. Broszkiewicz udowodnił, że elementy fikcji opartej na przesłankach naukowych mogą stanowić lekturę całkowicie dostępną dla dzieci młodszych. Wielka, większa i największa nie jest utworem napisanym w klasycznej konwencji science fiction. Możliwości percepcyjne czytelnika wymagały zrezygnowania z totalnej technizacji na rzecz rozwiązań kompromisowych. Broszkiewicz ożywił w swym utworze świat martwych mechanizmów. Telefony, radiostacje, maszyny elektronowe, instrumenty astronomiczne i samolot „Jak” tworzą doskonale zgraną ogólnoziemską społeczność. Najistotniejsze są tu jednak przygody w świecie Vegów Iki i Groszka, dwojga
Ibidem, s. 136.
Ibidem, s. 157.
H. Skrobiszewska: Wszystkiego po trochu. „Nowe Książki” 1967 nr 8, s. 471.
A. Czechowski: Przybysze. Warszawa i 967, s. 50.