I natychmiast podniosła cienki ogonek, który w przyszłości miał być puszystą kitą.
Tylko Niuchacz nie głosował za wykopkami. Mokra Łapka podniósł łapę. Sądził, że jego podniesionego ogona nikt by nie zauważył.
Pan Rudecki zaprowadził cała grupę pod piaszczyste urwisko.
— Tu będziecie kopać — powiedział i ustawił w szeregu liski oraz niedźwiadka. Wszyscy byli zwróceni pyskami do urwiska.
— Na mój sygnał zaczynacie, a na drugi sygnał kończycie — oznajmił oan Rudecki. — Uwaga, start!
Wszyscy rozpoczęli kopanie. Słychać było grupowe sapanie i szelest spadającego piasku. Liski kopały szybciej niż miś, który za to zagarniał więcej piasku swoimi szerokimi łapami.
Sroka, która nie umiała siedzieć długo w jednym miejscu. krążyła między drzewami.
— Stop! Nie wolno już kopać! — zawołał pan Rudecki. — Teraz proszę się odsunąć od wykopków. Muszę je zmierzyć.
Wkładał pysk do każdego dołka. W dołku wykopanym przez Frygę pysk Rudeckiego zanurzył się po oczy. Dołek Niuchacza był głębszy, bo sięgał aż po uszy taty lisiąt. Taką samą głębokość miał dołek Mokrej Łapki. Za to jama Szperacza była tak głęboka, że łeb pana Rudeckiego zanurzył się w niej aż do karku. Lis wyjął łeb z ostatniego dołka, otrząsnął się z piasku i powiedział:
— Największy wykop zrobił Szperacz.
— Hura! Niech żyje Szperacz! — wołały pozostałe liski, biegając wokół zwycięzcy, a Mokra Łapka wołał razem z nimi.
Nikt nie przejmował się przegraną. Szperacz uśmiechał się szeroko z wywieszonym językiem i machał ogonem.
— Teraz niuchanie! — zawołał Niuchacz. — Proponuję zacząć od niuchania rozpoznawczego.
— Na czym ono polega? — spytał Mokra Łapka.
— Wszyscy rozchodzą się z tego miejsca, ale nie odchodzą daleko — wyjaśniał Niuchacz. — Trzeba wyniuchać czyjąś norę. Wygrywa ten, kto pierwszy odkryje taką norę. Ale jest jeden warunek: nora musi być zamieszkana.
Niestety, nie zdążyli pobawić się w niuchanie. Nagle w koronach drzew coś głośno zaszeleściło i na ziemię lunął rzęsisty deszcz.
— Alarm deszczowy! Wszyscy do nory! — zawołał pan Rudecki.
W jednej chwili liski zniknęły w zaroślach. Popędziły do swojej nory, nie myśląc, co będzie z Mokrą Łapką.
— Deszcz jak deszcz — stwierdził Mokra Łapka. —Trochę nieprzyjemny, ale nie aż tak, żeby przed nim uciekać. No cóż, koniec zabawy na dziś. Było wesoło.
Mokra Łapka ruszył spokojnie w kierunku swojej jaskini. Nie przejmował się deszczem, który moczył mu łeb, kark, grzbiet i boki.
— Najważniejsze, że brzuch będzie suchy. Muszę tylko unikać wysokiej trawy — mruczał do siebie niedźwiadek. Niebawem dotarł do jaskini, gdzie uciął sobie drzemkę, kołysany szumem deszczu. Była to krótka, letnia ulewa i zaraz potem zaświeciło słońce.