— Jednak najczęściej ludzie gaszą pożary. Oni umieją podpalać, ale umieją też gasić ogień.
— Rozumiem — uspokoił się Mokra Łapka — gdyby zdarzył się pożar, możemy liczyć na pomoc ludzi. To mnie trochę pociesza, chociaż pożar nie jest przyjemnym tematem rozmowy. Właśnie idę się wykąpać w Bobrowym Stawie.
— To dobry pomysł — stwierdziła Płochalska. — Ja nie przepadam za kąpielą, choć potrafię pływać i kiedyś nawet przepłynęłam na drugi brzeg rzeki.
— Musiałaś też przepłynąć z powrotem — zauważył Mokra Łapka — bo jesteś teraz na tym brzegu.
— Nie, przepłynęłam tylko raz.
— W takim razie nie możesz powiedzieć, że przepłynęłaś na drugi brzeg. Przypłynęłaś tu z drugiego brzegu
— Mokra Łapka uściślił wypowiedź sarny.
— Może masz rację — przyznała Płochalska — chociaż pamiętam, że przepływałam na drugi brzeg.
— Tak zawsze jest— próbował wyjaśnić Mokra Łapka.
— Kiedy byłaś na tamtym brzegu, ten brzeg był dla ciebie drugim brzegiem. Teraz, kiedy już tu jesteś, tamten brzeg jest drugi.
— To ciekawe — stwierdziła sarna. — Nigdy się nad tym nie zarfanawiałam. — Z tego wynika, że nigdy nie wiadomo, który brzeg jest drugi.
— Nie, nie jest tak — zaprzeczył Mokra Łapka — Zawsze drugi brzeg rzeki to jest ten, który widzisz z brzegu, na którym stoisz. Widzisz rzekę, a za nią brzeg. To jest drugi brzeg.
— To dla mnie za trudne — westchnęła sarna. — Na szczęście nie pływam przez rzekę tam i z powrotem. Żyję teraz na tym brzegu. Niech będzie, że tamten jest teraz drugim brzegiem, to dla mnie bez znaczenia.
— Muszę już iść, bo nie zdążę się wykąpać — przypomniał sobie Mokra Łapka. — Chcę wrócić do domu przed wieczorem. Do zobaczenia!
— Do widzenia, Mokra Łapko — odpowiedziała sarna.
Mokra Łapka przeszedł przez brzezinę, przeciął niedużą polankę i dotarł do wąwozu. Szedł jakiś czas wzdłuż wąwozu aż do miejsca, w którym wąwóz skręcał w lewo. Miś poszedł dalej prosto sosnowym borem. Drzewa rosły tu w dużych odstępach, ich pnie były grube i miały brązowo-rudą korę. Pod łapami misia uginało się miękkie igliwie, a twarde szyszki łaskotały mu podeszwy. Mokra Łapka nie szukał dróżek, lecz chodził swoimi szlakami. Nigdy nie błądził w lesie. Zawsze umiał trafić do miejsca, w którym był choćby jeden raz. Za sosnowym borem rosły drzewa liściaste. Mokra Łapka już tutaj poczuł zapach sitowia i wyczuł w powietrzu delikatną wrilgoć. Wiedział, że zaraz dotrze do Bobrowego Stawu.
Zbliżało się jednak południe, a gorący dzień dawał się we znaki niedźwiadkowi.
— Chyba się trochę zdrzemnę przed kąpielą — mruknął do siebie.
Rozejrzał się za miejscem na krótką drzemkę i po namyśle wybrał bujną kępę trawy pod młodą osiką. Umościł się wygodnie, wtulił nos pod przednią łapę i zamknął oczy. Po chwili spał już smacznie, cicho pochrapując. Nie był to głęboki sen, ale zwykła drzemka. Spał tak przez parę chwil, kiedy nagle poczuł, że ktoś mu się przygląda. Miał wrażenie, że oprócz niego jeszcze ktoś tu jest, choć nie sły-
55