— Jak mogę fruwać, kiedy jestem niedźwiedziem?
— odparł zdziwiony Mokra Łapka.
— Chyba żartujesz? Popatrz na siebie? Czy tak wygląda niedźwiedź? — wykrzyknął motyl. Krzyk motyla był trochę głośniejszy od szeptu.
Mokra Łapka spojrzał na swoje przednie łapki i zamiast nich zobaczył wielkie, drgające skrzydła, skrzydła motyla. Z długiego, wąskiego tułowia wyrastały mu cienkie łapki. Nie umiał ich policzyć, ale było ich więcej niż miał przedtem, kiedy był niedźwiedziem.
— A to dopiero! — Nie jestem już niedźwiadkiem! Co mam teraz zrobić?
— To, co robią wszystkie motyle — odpowiedział motyl.
— Fruwaj, siadaj na kwiatach, pij nektar i ciesz się latem. Mokra Łapka spróbował poruszyć skrzydłami. Zrobił to
tak, jakby nadal miał łapki i chciał nimi pomachać. W jednej chwili wzniósł się ponad trawę. Leciał coraz wyżej. Wokół niego krążyły inne motyle i Mokra Łapka zastanawiał się, co ma powiedzieć, kiedy będzie trzeba przedstawić się tym nowym znajomym.
— Nawet, jeśli będę się upierał, że jestem niedźwiadkiem, nikt mi nie uwierzy. Pomyślą, że bredzę albo że sobie z nich żartuję. Jakie imię wymyślić dla siebie jako motyla? „Mokra Łapka” na pewno nie jest dobrym imieniem dla motyla. „Dwa Skrzydełka” też nie jest dobre, bo każdy motyl ma dwa skrzydła i to byłoby tak, jakby niedźwiedź nazywał się „Cztery Łapy”.
Trzeba się przyjrzeć sobie i znaleźć coś charakterystycznego w wyglądzie. Najlepiej zrobię, jeśli polecę nad jakąś wodę. Tam będę mógł zobaczyć swoje odbicie. Może wtedy wymyślę jakieś imię dla siebie jako motyla.
Zaczął rozglądać się za wodą.
— Z góry wszystko wygląda inaczej — stwierdził wzniósłszy się jeszcze wyżej. Widział całą Słoneczną Polanę i las wokół niej. Wśród leśnej zieleni wiła się błękitna wstęga strumienia.
— Strumień ani rzeka nie są dobre, żeby się w nich przeglądać. To powinien być jakiś spokojny staw albo nawet czysta kałuża.
Zobaczył teraz Bobrowy Staw, ale w znacznej odległości od Słonecznej Polany.
— Nie chce mi się lecieć tak daleko i potem wracać tylko po to, żeby się przejrzeć w wodzie. Trzeba wymyślić coś innego.
Przypomniał sobie dawną rozmowę z Mądrą Sową i słowo, którego użyła na określenie kogoś o nieznanym imieniu. Nie było czasu na dłuższe rozważania bo właśnie przyfrunął piękny motyl.
— Motyle i tak się nie orientują w tych sprawach — powiedział miś do siebie. — Nie mają nigdy okazji do rozmów z Mądrą Sową, więc potraktują to słowo jak moje imię.
— Dzień dobry! Nazywam się Anonim. Z kim mam przyjemność? — powiedział Mokra Łapka.
— Jestem Lizacjusz Nektarinus Złotoskrzydły — odpowiedział skromnie motyl.
— O, to bardzo piękne, ale i bardzo skomplikowane imię
— zauważył Anonim, który był kiedyś Mokrą Łapką.
— Przeciwnie — zaprzeczył Lizacjusz Nektarinus.
— To jedno z prostszych imion. — Tamten motyl — tu wskazał czułkami fruwającego kolegę — nazywa się Lazu-rowo-Granatowo-Jutrzenkowy Nektarian Słodkolubny.
105