50 Teksty publikowane
siebie. Tym samym w życiu moralnym naszej bardzo pod tym względem miękkiej ludzko&i nic stanowią oni chyba czynnika, który byśmy mieli prawo sądzić ujemnie.
To dopiero pozwala nam przystąpić do właściwego tematu. Homo etfiicus, mówiliśmy, dąży do tego, by dobro w sobie urzeczywistniać, zła unikać (lub, oczywiście, wyzbyć się go, gdy się zjawiło - i nas raczej to ostatnie będzie obchodzić). Ściśle rzeczowo biorąc, dwa tc dążenia zmierzają do celu ostatecznego, który dla obu jest jeden i który można określić jako możliwie największą dającą się osiągnąć przewagę dobra nad złem w życiu jako całości; z obu zaś celów bliższych (urzeczywistnić dobro, wyzbyć się zła) żaden nic jest dla ostatecznego ważniejszy. Pomyśleć jednak tc cele bliższe i postawić je sobie można każdy z osobna, co sprawia, że w świadomości mogą one występować nierównomiernie, jeden z siłą, drugi ledwo uchwytnie. Faktycznie też przeważnie jeden góruje. Wypadkiem bodajże pospolitszym będzie przewaga troski o dobro; posiąść te lub inne zalety, to jest ta najprostsza ambicja, która przeciętnego człowieka, wrażliwego na wartości moralne, w jego poczynaniach pcha naprzód. Osiągnąć owe zalety chciałby każdy, zasadniczo, w stopniu najwyższym; każdy jednak wic i, chcąc nic chcąc, musi przyjąć do wiadomości, że pełnia dobra jest wielka, a siły - ograniczone; toteż jeżeli do pełnej realizacji może się zbliżyć choć trochę, stać się nieco tylko lepszym człowiekiem, niż był, gdy na drogę swą wkraczał, już to sobie ma za wielką wygraną. Gdy sześćdziesięcioletni Seneka zaczął u przyjaciół wyczuwać niedopowiedziane pytanie, po co w tak posuniętym już wieku i tak już zapewne niedługo przed chwilą, gdy wypadnie wyjść z życia, tak jeszcze nad sobą się trudzi, odpowiedział krótko^,,żeby wyjść lepszym". Utaceam melior. mocna formuła, prosta, a o jakże przejmującej wymowie!
1 może trochę by uczcić tego tak obciążonego grzechami, a tak wytrwale do końca o swą duszę walczącego człowieka, głównie jednak w związku rzeczowym z określonym przez tc słowa programem, nic będzie może od rzeczy odchylić od pierwotnego znaczenia pewien znany, ale faktycznie mało używany termin z czasów niedawnych, i całą tę pierwszą z dwóch podstaw, jakie homo ethieus może zajmować, nazwać postawą mcliorystyczną.
Postawa meliorysty2 jest silnie nacechowana pozytywnością. Wyrażając się obrazowo, można powiedzieć, że na dwa różne sposoby świadome jego dążenie jest ruchem k u czemuś, a nic od czegoś, pod wpływem atrakcji, a nic repulsji.
Przez „meliorystę" rozumiem po prostu człowieka, który faktycznie zajmuje postawę mcliorystyczną - i odpowiednio przez „soteryka". Nie rozumiem przez te dwa wyrazy jakichś - w tej dziedzinie - typów psychicznych, chociaż istnieniu ich nie zaprzeczam; rozważania te nie są pomyślane typologicznie. Najzupełniej dopuszczam myśl, że postawa soteryczna i postawa mcliorystyczną mogą być zajmowane kolejno przez tego samego człowieka; twierdziłbym tylko, że są to postawy względnie trwałe i w żadnym razie nic przechodzące jedna w drugą bez silnych oporów.
Raz, że jest to dążenie ku temu, by coś było, a nie by nie było, że celem świadomym i subiektywnym, do którego tutaj się zmierza, jest istnienie czegoś - nic nieistnienie, obecność - nie nieobecność. Po drugie, że u meliorysty nad wyobrażeniem stanu danego, stanu wyjścia, całej tej konstelacji, od której pragnie się odejść, przeważa wyobrażenie stanu dojścia, stanu przyszłego, tego, do czego się zmierza; świadomość jest tu opanowana wizją przyszłości, jest „prospektywna". To, co jednak w charakterystyce meliorysty stanowi rys najjaskrawszy i który bodaj całą w sobie ją streszcza, to jego stosunek do zła, tak poznawczy, jak uczuciowy. W zasadzie tak dodatni, jak i ujemny sąd moralny o danym przedmiocie możemy wydać „bezpośrednio" w tym sensie, że nic wyprowadzamy go przez wnioskowanie z oceny o znaku przeciwnym. Odwagę oceniamy jako rzecz dobrą nic w ten sposób, byśmy najpierw stwierdzili, że jest to coś „przeciwnego" (cokolwiek byśmy przez to rozumieli) ujemnie wartościowemu tchórzostwu, i stąd wnosili, żc odwaga jest dobra. Ale i tchórzostwo, jeśli nie in abstracto, to przynajmniej jako konkretny, indywidualny wypadek, możemy ocenić jako coś złego, nic pomyślawszy o nim jako o przeciwieństwie dodatnio wartościowej odwagi, ale jakoś wprost, „intuicyjnie". Praktycznie jednak tak to raczej wygląda, jakby tylko niektórzy ludzie byli golowi z tej drugiej możliwości korzystać: w związku z tym naturalnym i podstawowym dla sfery aksjologicznej zjawiskiem, żc uwaga kieruje się przede wszystkim na pozytywny biegun wartości, wiciu ma skłonność tylko o dobrem orzekać bezpośrednio, żc dobre, dla zła zaś jakby brakowało „zmysłu”, intuicyjnego organu. Takim właśnie człowiekiem jest meliorysta. Na dobro zwracając uwagę, dobro jako cci mając przed sobą i do niego dążąc, stwierdza on jednak, żc pewne rzeczy w nim samym są mu w tym dążeniu przeszkodą: osiągnięcie tej lub owej wartości nic da się z ich obecnością pogodzić. Stąd naturalnie chce się ich wyzbyć; wkłada w to nawet czasem całą namiętność. Ale zna jc niemalże tylko od tej strony, jako przeszkodę, a więc poprzez pewien swoisty stosunek między nimi a dobrem i w wyniku swego stwierdzenia tego właśnie swoistego stosunku, w wyniku zatem procesu w pewnej mierze dyskursywnego. Stąd i uczuciowa na nie reakcja nic jest u niego zbyt silna. Meliorysta wobec zła nic odczuwa tej jakiejś grozy elementarnej, którą daje bezpośredniość intuicyjna; on rzecz uznaną przez siebie za złą może nawet i cenić, mieć dla niej sentyment, żałować, że świat nie jest tak urządzony, by mogła ona z niewątpliwym dobrem iść w parze. Jest jak biegacz, który, chcąc dobiec, rzuca wszystko, co go obciąża, chociaż wie, że są tam i klejnoty. Klasyczną tu ilustracją będzie stosunek do zmysłowości, (zmysłowość bywa wymieniana wśród walnych przeszkód w osiągnięciu wyższych szczebli etycznych; doświadczywszy na sobie tego jej wpływu, uzna ją za coś złego i meliorysta; to jednak nie tylko nic znaczy, by miał brzydzić się nią żywiołowo, ale może on jeszcze i teraz zachwycać się jej pięknem, wielbić jej urok. Piękno to jednak odrzuca i spod uroku się wyłamuje, bo chce dojść