nia nie dającego się nigdy przewidzieć wyniku tam, gdzie był on niepomyślny — to strategia, przynajmniej jeśli chodzi o zasadnicze rozstrzygnięcia, musi wyrzec się tego środka. Niepowodzenia, jakie spotykają strategię na jednym punkcie, musi on z reguły naprawiać, osiągając powodzenia na innych lub też czasami przerzucając siły z jednego punktu na drugi; nigdy jednak nie ma ani prawa, ani obowiązku przewidywać stawianie czoła niepowodzeniu za pomocą sił zawczasu pozostawionych w tyle.
Ideę odwodu strategicznego nie mającego współdziałać w głównym rozstrzygnięciu uznaliśmy za niedorzeczną i to jest tak niewątpliwe, że nie próbowalibyśmy jej poddawać takiej analizie, jaką przeprowadziliśmy w obu tych rozdziałach, gdyby odwód taki pod osłoną innych wyobrażeń nie wydawał się czymś korzystnym i gdyby nie pojawiał się tak często w rzeczywistości. Jedni widzą w nim dowód mądrości i przezorności strategicznej, inni natomiast odrzucają go, a wraz z nim i myśl o wszelkim odwodzie, a zatem i taktycznym. To pomieszanie pojęć zdarza się również i w życiu praktycznym i jeślibyśmy chcieli widzieć, jaskrawy tego przykład, to przypomnijmy sobie, że Prusy w roku 1806 zgromadziły w Marchii pod wodzą ks. Eugeniusza Wirtemberskiego dwudziestotysięczny odwód, który nie zdążył na czas nad Saalę, i że w Prusach Wschodnich i Południowych zostawiono inne 25 tys., które chciano jako odwód dopiero później wprowadzić do działań.
Po tych przykładach już nikt chyba nie oskarży nas o walkę z wiatrakami.
ROZDZIAŁ CZTERNASTY
Droga rozważań rzadko kiedy, jak to już rzekliśmy, da się co do swych zasad i poglądów zwęzić do jednej linii. Zawsze chodzi tu o pewien szerszy szlak. Podobnie rzecz ma się we wszystkich dziedzinach życia praktycznego. Nie ma tu bynajmniej współrzędnych, które by wyznaczyły linie regularne, koła czy elipsy za pomocą formuł algebraicznych. Należy więc w działaniu albo polegać na subtelniejszym takcie sądzenia, który, wypływając z naturalnego uzdolnienia i rozwinięty przez rozmyślania, trafia w sedno prawie nieświadomie, albo uprościć prawo, sprowadzając je do najwybitniejszych cech tworzących jego reguły względnie oprzeć na wprowadzonej metodzie.
Taką uproszczoną cechę, takie oparcie dla ducha widzimy w poglądzie, że należy zawsze zwracać uwagę na współdziałanie wszystkich sił, innymi słowy, że trzeba zawsze i stale mieć na oku, aby żadna ich część nie próżnowała. Kto trzyma swe siły tam, gdzie wróg im nie daje roboty, kto dopuszcza, aby część jego sił maszerowała, to znaczy była martwa, gdy tymczasem inne siły biją się z nieprzyjacielem, ten źle gospodarzy własnymi siłami. W tym znaczeniu jest to trwonienie sił, gorsze nawet niż ich niewłaściwe użycie. Skoro już trzeba działać, to przede wszystkim należy wymagać, aby działały wszystkie cząstki, gdyż nawet najmniej celowe działanie zaprząta i rozbija pewną część sił nieprzyjacielskich, gdy tymczasem siły próżnujące całkowicie są w danym momencie zupełnie zneutralizowane. Pogląd ten jawnie łączy się z zasadami trzech ostatnich rozdziałów; jest to ta sama prawda, ale oglądana z nieco rozleglejszego punktu widzenia i skondensowana w jedno wyobrażenie.