Literatura współczesna (1956-2006) w nim patriotę, człowieka, który zapłacił nic tylko karierą, ale też swoim życiem i dziećmi za to, żeby świat wiedział, co się może stać w Polsce. Dlatego w 1994 roku napisał w sprawie Kuklińskiego list do prezydenta Wałęsy. Ale te starania o uznanie dla Kuklińskiego traktował jako wybór moralny, a nie polityczny. Prawica się wtedy na niego rzuciła. Próbowała go wessać.
(Pani Herbert)
Przyjmując ton bezkompromisowego moralisty, jedynego sprawiedliwego, I lerbert popada w konflikt z dawnymi przyjaciółmi, m.in. Miłoszem (wiersz Cho-dasicwicz z Rovigo uważany byl za pamflet na tegoż), Michnikiem, Dedeciusem, Gicdroyciem. Także wśród wielbicieli Herberta - kolegów po piórze, krytyków, czytelników-zaznacza się polaryzacja ocen. Jedni próbują go bardziej jeszcze zawłaszczyć, inni demaskować. A nie jest to już ten powściągliwy, stoicki mędrzec, godzący wszystkich potęgą ponadczasowych, a zarazem skrycie aktualnych przesłań i paraboli, ale uwikłany w doraźne rozgrywki pisarz-polityk, mentor skrajnej prawicy, ofiara kompleksów rzekomego niedocenienia. A przecież - jak mówi K. Herbert w cytowanym już wywiadzie - „zawsze starał się trzymać emocje na uwięzi”. Objawia się „koalicja” przeciwko pisarzowi, powstaje szereg artykułów, próbujących wyjaśnić zachowania Herberta jako okres starczej demencji, kompleksów, klinicznej obsesji antykomunistycznej, wreszcie choroby psychicznej. Do najostrzejszych tekstów należą Aleksandra Małachowskiego Druga twarz Herberta („Wiadomości Kulturalne” 1995, nr 17), Marka Beylina Pan Cogito ma kłopoty z demokracją („Gazeta Wyborcza", 4-5 marca 1995), a zwłaszcza Tomasza Jastruna Pan Herbert, gdzie autor ten pisze:
Herbert był chory na cyklofrenię (depresja z fazami obniżenia nastroju i pobudzenia). To zapewne w tej ostatniej fazie szokująco, brutalnie zaatakował wielu, jakoś nisko, niemądrze.
(T. Jastrun, Pan Herbert)
Puentą tej walki staje się nieprzyjęcie przez wdowę na wcześniejsze życzenie poety przyznanego mu pośmiertnie Orderu Orla Białego.
W 1996 roku Herbert powraca też do „Słowa” (dawne PAX-owskie „Słowo Powszechne”), tym razem wierszami, publikowanymi pod pseudonimem Mak. co udowodniła Joanna Siedlecka (Pan od poezji). Można by je nazwać „poetyckimi felietonami” o polskim kapitalizmie, magii seksu, aborcji, blazeńskiej modzie, o fetyszach konsumpcji, globalizmie (puszka po coca-coli „kontra wszystkie dzieła świata”, Królestwo śmierci, „Słowo” 1996, nr 95). Nie jest to już jednak t a m-t a wielka poezja. 1 lerbert w szacie jedynego sprawiedliwego, kaznodziei straszącego skarleniem wartości, utyskującego bliźniaczo podobnymi, pozbawionymi dawnej peryfrastyczności, głębi i ironii obrazami nic przekonuje jak niegdyś Pan Cogito. (Pisany mniej więcej w tym samym czasie Zawsze fragment. Recycling Różewicza generowany podobnym przestraszeniem globalizacją, o ileż bardziej jest poruszający, bogatszy artystycznie). Teksty zaś takie jak Tolerancja („Słowo” 1998, nr 124) budzą nawet strach przed zawartym w nich dogmatycznym jadem, gdy tolerancja, perła w koronie nowoczesnych społeczeństw, nazwana jest magią, modą, „wyróżnikiem ludzi wytwornych”, „protezą” miłości bliźniego.
Cóż, rzadko późne wiersze wielkich poetów przewyższają te wcześniejsze. Wyjątki (Goethe, Staff) -co najwyżej potwierdzają regułę...
Andrzej Kaliszewski
Rok 1956 jest data debiutu książkowego Mirona Białoszewskiego - jednego z najoryginalniejszych polskich poetów 2. połowy XX wieku. Początki twórczości autora Obrotów rzeczy sięgają jednak lat wojny i okupacji. Wydarzenia tego okresu były najważniejszymi doświadczeniami młodości jego generacji. Epizodami kluczowymi w młodzieńczej biografii Białoszewskiego - urodzonego i zamieszkałego w Warszawie - stały się: niemiecka napaść na Polskę we wrześniu 1939 roku, okupacja stolicy i wpisana w nią tragedia getta, oraz powstanie warszawskie, które przyniosło ostateczny „rozpad” świata poety. Utwory pisane przez niego w okupowanej Warszawie w większości zaginęły. Po wojnie wracał on do tej twórczości niechętnie, pragnąc jako artysta ukształtować się od nowa.
Debiutem prasowym Białoszewskiego był wiersz Chiystus powstania (opublikowany w dwutygodniku „Warszawa” w roku 1947), ukazujący krajobraz po „pożarze" miasta, w którego zgliszczach znajdują się ludzkie szczątki - godne uświęcenia i czci. Poeta, wyrażając hołd poległym, wskazuje na potrzebę wybaczenia, zapoczątkowującego zwycięstwo dobra nad złem:
Na ramionach usnął ci ogień kołysze go w brąz płonące miasto dwa stosy masz zamiast powiek ale jest krzyż z gorących oddechów
Idź przez mur do czerwonych arkad między popiół tłumu i przemieniaj na wargach ogromne liście płomieni w wino
Barykady jak Góry Oliwne szumią okruchami kości -