[-XXXIV WSPÓLNE OCZEKIWANIE
Crescendo, ogarniające swą rosnącą dynamicznością postaci w izbie I i poza nią, a wraz z nimi rozległe otoczenie ze stającym w blaskach ] niebem ponad „światem” Bronowie i Krakowa, dochodzi do punktu szczytowego z przebudzeniem pamięci w Gospodarzu. Dysharmo- y nia kontrastujących tonacji rozgrywanych równolegle: rosnącej J gotowości i narastających uniesień oraz zagubionego w niepamięci I Gospodarza, który miał zgromadzonym przewodzić zgodnie z nocną 1 misją Wemyhory — ta dyshaimonia przemienia się we wspólne I oczekiwanie w zachwyceniu i nadziei:
' PAN MŁODY
Tętni.
PANNA MŁODA Jedzie.
GOSPODYNI
Tętni.
CZEPIEC
— Pędzi.
1-1
GOSPODARZ
Słuchajcie, kochani, dzieci — ażeby to była prawda: że Wemyhora tam leci z Aniołem, Archaniołem na czele;
PAN MŁODY Coraz bliżej?
POETA
Klęknąć!!
CZEPIEC
---.Siana!, wrył.
GOSPODARZ
Strzymał, widać, z całych sił.
HANECZKA
• w zachwyceniu,
Gdyby to Archanioł był
Finał przynosi nagłe znowu przeobrażenie. Przeobrażenie to zachodzi w dwóch szybko po sobie następujących fazach. Pierwszą z nich „wnosi ze sobą” Jasiek, wpadając do izby zamiast Wcmyhory i zamiast wyczekiwanych spełnień; tymczasem scena zapełniona jest tłumem postaci, znieruchomiałych „w tym zasłuchaniu jak w zachwycie duszy”. Drugą fazę—wraz ze światłem, co „wypełnia jakby Czarem izbę i gra kolorami na ludziach pochylonych w pół--śnie, pół-zachwycie” — inicjuje już Chochoł. Rezultatem stanie się końcowy, zamykający całość w niespodzianą, niezwykłą syntezę— „taniec Chocholi”: „zaczarowany” taniec wszystkich par w takt muzyki „słomianego straszydła”, przygrywanej na „patykach” i jego śpiewki: „Miałeś, chamie, złoty róg...”
Z tańcem „powolnym, poważnym, spokojnym, pogodnym, półcień ym” współ dźwięczy „jakby z atmosfery błękitnej idąca muzyka weselna, cicha a skoczna”, współtworzy zaś obraz kolorowych par światło „jak łuna błękitna”, wreszcie pianie koguta, oznajmiające nowy dzień. Nieprzytomny z „przestrachu i grozy” drużba nie może rozerwać zaczarowanego koła somnambulicznego taneczników.
_ Finalny obraz Wesela w swej niesamowitej ekspresji zrywa dotąd ciągnione wątki zarówno osadzonej w mocnych realiach satyry, jak literackiej i baśniowej fantastyki. Na ich miejscu zostaje skonstruowany pełen wyrazu wielki obraz-symboł, którego waga w budowie utworu tak przemożna, iż zdolny jest narzucić wymowie Wesela to. co nazwano „tragizmem idei”.
Pisał Stefan Kołaczkowski z wielką słusznością: