210 Saren Kierkegaard, Modlitwy. Nowa interpretacja jego żyda i myśli
powtarzane w kółko opinie-frazy o rzekomej wizycie w domu publicznym i na odchodne pożegnalnym śmiechu, ordynarnych, wyobraźmy sobie, bezzębnych prostytutek. To wreszcie niespełniony związek, a może nieskonsumowany, tak chyba będzie lepiej, z czystością Reginy, Co przypomina - prawie, bo przecież każda analogia kuleje - upragniony stosunek Jezusa z Marią Magdaleną, Można by dorzucić jeszcze kilka innych pikantnych szczegółów ku uciesze i zadowoleniu tłumu. Dość jednak na tym. Pozostaje więc tylko stonowana droga ignorancji, przemilczenia, zdawkowej opinii, ogólnie mówiąc: pozbycia się kłopotu, który zwie się Kierkegaard.
Rzecz jednak, bynajmniej wcale niezaskakująca, w tym, że ostatecznie to nie Kierkegaard zostaje zapomniany, lecz jego adwersarze. A wzbudzająca egzystencjalny dreszcz filozofia jeszcze i dziś znajduje swoje uznanie. I jest to ze wszech miar zrozumiale, akademiccy filozofowie potrafiący jedynie systematyzować rzeczywistość żadną miarą nie zdołali dotrzeć do zwykłego człowieka, jego intymnego wnętrza. Natomiast Kierkegaard, stosując swoją metodę niebezpośredniej komunikacji, nie tyle dociera do poszczególnych osób, co przy okazji przyprawia o ból głowy niejednego akademickiego filozofa. Metoda ta, nazwę ją „okrężną”, wykorzystująca pseudonimy jako formę wypowiedzi, bywa w obecnych czasach stosowana jako argument przemawiający za tym, iż Kierkegaard nie był filozofem. Oczywiście takiego stanowiska nie reprezentuje nikt, kto traktuje filozofię serio. Duński filozof był bowiem ekspertem od masek i udawania, a pod pseudonimami stale odsyłał do fikcyjnych autorów i wydawców, dostarczając osobliwej frustracji tym, którzy próbowali i wciąż próbują zharmonizować uwodzicielską grę tekstów, usłyszeć właściwe ich brzmienie - intencję. Z kolei różnorodność stylów literackich przyjętych w komunikacji z czytelnikiem nigdy przecież nie wykluczała systematycznej prezentacji i spójności myśli na różnych obszarach filozoficznej aktywności. Styl ten zaś waha się od prawie beletrystycznego, przez potoczną narrację, żargon publicystyczny, poetycko-roman-tyczny, religijne pieśni pochwalne, mowy ku pokrzepieniu, gorzkie satyryczne diatryby, aż do filozoficznych traktatów.
W tej onieśmielającej twórczości Kierkegaarda uderza nas z jednej strony erudycja pisarza, z drugiej jego geniusz i wyobraźnia filozoficzna, z trzeciej wreszcie owa zdecydowana orientacja egzystencjalna, wbrew modom panującym w tamtym czasie, a nawet „dobrym obyczajom” filozoficznym. Mówiąc inaczej, Kierkegaard wprowadza refleksję egzystencjalną w samo sedno swojej filozofii. Jego patronami są w tym względzie zarówno Sokrates, jak i Jezus z Nazaretu, bliżej zaś duńscy protoplaści, filozofowie: Niels Treschow, Fryderyk Sibbern i Poul Molier.
Enigmatyczną cechą owej twórczości, konkretnie poszczególnych dzieł, jest to, iż sygnowane są różnymi nazwiskami, z rzadka zaś własnym autora. W tym po-lipseudonimizmie tkwi jednak pewna metoda, problem i przesłanie, których przedstawienie było możliwe dopiero w osobliwych formach artystycznych, literacko-