23
Jako czwartą i ostatnią część arji głuszec wydaje całkiem odrębne od dotychczasowego śpiewu tony, jakby syczenie, zwane czychita-n i e m czyli szlifowaniem, podobne do szybkiego ostrzenia kosy o osełkę. Czychitanie to trwa 2—3 sekund. I w tym krótkim czasie królewski ptak zawsze jest zupełnie głuchy, a zwykle tak niebaczny i roztargniony, że można niepostrzeżenie kilka kroków zbliżyć się ku niemu; nawet łoskot strzału nie robi wtedy wrażenia na tak czujnego i lękliwego skądinąd ptaka. Czychitanie wymaga widać znacznego wytężenia, podobnie, jak bełkotanie cietrzewia, gruchanie gołębia lub ryczenie jelenia, bo nietylko broda głuszca, lecz cała jego suknia1) drży, ręką zaś, przyłożoną do najgrubszego chociażby drzewa, wyczuwać można wibrację całego pnia. Warto zwrócić uwagę na to, że choć wydłużenie dolnej szczęki przy szeroko roztwartym dziobie zasuwa się na kanał słuchowy, powodując kompletną głuchotę ptaka, to jednak śpiewak nasz w chwili czychitania bynajmniej nie jest ślepy; stąd nauka, aby podchodząc zawsze starać się o dobre zakrycie, bo raz rozbudzona podejrzliwość głuszca każe mu tem bardziej mieć się na baczności.
Lecz czas teraz podchodzić grającego żywo koguta. Właśnie świeżą rozpoczyna zwrotkę. „Tyki... tyki... tyki... tykl-tyklklklktok-ciciciciciciui!" Robimy trzy lub cztery długie kroki, i stawamy nieruchomi zanim szlifowanie się skończy. Podobnie postępujemy przy każdej następnej zwrotce. Rozumiemy teraz, dlaczego żywa gra jest koniecznym warunkiem powodzenia w tych oryginalnych łowach; gdy bowiem głuszec tokuje leniwie z długiemi przerwami, łatwo się zdarzyć może, że dzień jasny nas zaskoczy, i ptak przestanie grać, gdy my dalecy jeszcze od niego. Podchodząc, lub podskakując, kierujemy się tylko słuchem, który nas nieomylnie podprowadzi do tokującego głuszca. Zbliżywszy się dostatecznie, staramy się ujrzeć wreszcie tajemniczego trubadura, ryzykując śmiałe wejrzenie tylko podczas czychitania. Po kilku nieudanych próbach ujrzenia go, posuwamy się podczas świeżej zwrotki o krok naprzód —- i los bardzo nam sprzyja, bo zachwyconym oczom naszym przedstawia się obraz, którego nigdy się nie zapomni. Na gołym konarze wysokiej, sękatej jodły roztacza cały swój majestat królewski ptak! Na tle różowej zorzy porannej postać jego cudnie się odznacza. Szyja naprzód i w górę podana, loty nieco opuszczone, wachlarz ślicznie rozpostarty •— w takiej oto postawie prezentuje nam się trubadur puszczy, ozdoba i duma lasów. Podczas następnego czychitania szczęśliwy łowiec składa się i mierzy
*) pióra.