1 1 5
bo ci byli najskwapliwsi do posług kościelnych. Już zacząwszy od IV klassy, mniój zaglądali do zakrystyi, zostawując to zajęcie młodszym. W troskach, w strapieniu, nie jeden znalazł w Czy-chym pocieszyciela, co otarł i łzę młodą, i chmurę zgryzoty zażegnał. Sam przypominam sobie, jak wkrótce po zapisaniu się w rzęd uczni pijarskich, przystrojony w komżę, wraz z towarzyszem, wyszedłem dumnie z zakrystyi i zadzwoniłem, poprzedzając księdza Politowskiego pro-fessora matematyki, co miał mszę świętą odprawiać. Nie umiałem wówczas służyć do mszy, ale liczyłem na mego towarzysza, co od roku już sługiwał i jak pacierz wszystko umiał. Ukląkłszy przeto mruczałem, naśladując odpowiedzi mego towarzysza; ale podstęp się nie udał, bystre oko i ucho księdza professora odkryło nieuka. Po mszy, wchodząc do zakrystyi, poczułem rękę jego na mojem uchu, i zakręcenie niem tak silne, aż mi łzy trysnęły: „To ty ty... nie umiesz do mszy służyć,” rzekł zwolna ciągnąc jeszcze za ucho ksiądz Politowski, „naucz się drugi raz!” Czychy widział wszystko, kazał mi się zatrzymać; a gdy ksiądz professor wyszedł na śniadanie, wtedy pocieszał, dał książeczkę w której cała msza w pytaniach i odpowiedziach była, pogłaskał, otarł łzy dziecięce i w końcu dodał jeszcze piękny obrazek. Nazajutrz wziął z sobą na wieżę; a tak troskę chwilową, rozwiał dobrocią swoją.
W lej chwili gdy to piszę, gdy wspomnienie pokryte blisko czterdziestoma laty ożywiam; widzę tę łagodną i milą postać Czychego, z uśmiechem na twarzy, otoczonego wieńcem drobnej młodzieży. Szacunek i wdzięczną pamięć każdy z uczni zachowywał dla niego, czy złożywszy examen dojrzałości, opuszczał pijarskie szkoły, aby w uniwersytecie poświęcić się wyższem naukom; czy przywdziewał mundur wojskowy; czy pracował jako urzędnik, lub oddawał się pracy obywatelskiej ziemiańskiej; ile razy odwiedzał te gmachy szkolne, gdzie tyle wspomnień najpiękniejszych lat życia zostawił; nie przepomniał żaden wstąpić do kościelnej zakrystyi, i wstępował do niej ochotnie, aby powitać i pozdrowić życzliwie braciszka Czychego, którego postać wplatała się tak silnie, w owe rzewne wspomnienia młodości!
„JAN POMIAN KRUSZYŃSKI UR. 1). 28 PAŹDZIERNIKA 1773 R. UMARŁ D. 29 SIERPNIA 1845 R.”
Obok na małym, żelaznym pomniku napis:
„BARBARZE Z POŚWIATOWSKICH KRUSZYŃSKIEJ, DOBREJ ŻONIE I DOBREJ MATCE, MĄŻ JAN, I TROJE MAŁYCH DZIECI, WŁADYSŁAW, JÓZEF I JÓZEFA, TE PAMIĄTKĘ PŁACZĄC POŁOŻYLI, ZACZĘŁA ŻYĆ 15 LISTOPADA 1788,
PRZESTAŁA 30 CZERWCA 1821 ROKU.”
Jan Kruszyński syn Antoniego podstolego Upitskiego i Rozalii z Szczygielskich Kruszyńskich, w dziesiątym roku życia odesłany do szkół w Rawie i oddanym został pod opiekę Jana Białobrze-skiego mecenasa assessoryi koronnej a przyjaciela domu. Tu przebył łat trzy, w r. 1785 przeszedł do szkół pijarskich w Warszawie. Ksiądz Antoni Okęcki biskup poznański i kanclerz koronny, wziąwszy młodego Kruszyńskiego w opiekę i pragnąc go poświęcić stanowi duchownemu, umieścił
15*