182 Emil Zegadłowicz.
jedne z tą sarą dolą dziecięcą — juz drżącą
łociec i matka zmarzli kopią hań zimnioki — a gmła za nimi idzie w te zbolałe kroki
dzieciska moje płowe z ocami bławatów — wpatrzone w tajemnice niewidzianych światów
same jak tajemnica najświętsza najcichsza — szare ziarno rozsiane w świat z bożego spichrza
dzieciska moje brudne zapaprane chude ze stopkami skwardłymi na rędzinną grudę
dzieciska ukochane
— jak kwiaty tak boże —
— — tak mi żal że to dla was pieśni nie ułożę
tak prostej jak dni wasze od chałpy do stajni — kwiecistej jak ta lipa co wam okna majni
— tak szczerej jak przyśpiewka-beskidzkiej chudoby — opiewająca dolę
na wszystkie sposoby