154 PLATON,
Ale przy tak czułym nawet i poufałym stosunku, śmierć mistrza przerywała trwanie szkoły. Ludzi, oddanych wyłącznie szukaniu prawdy, było zawsze mało, a gdy znaleźli się szczęśliwym trafem, było łatwićj ich zebrać, niż zatrzymać razem przez długie lata. Ale gdy nawet wydarzał się tak pomyślny zbieg okoliczności, że grono młodych ludzi, rozkochanych w prawdzie i cnocie, z wielkim myślicielem związało się przyjaźnią serdeczną, i brało udział w jego pracach, to i taki stosunek kończył się na zawsze jego śmiercią. Mamy tego przykład wymowny na Sokratesie. Nikt lepiej od niego nie umiał młodych przyciągać, a często zatrzymać przy sobie przez całe życie. Znamy długi szereg imion jego .poufałych, wieloletnich towarzyszy. Jednych kształcił od lat dziecinnych, niektórych wydobył z głębi zepsucia, jeszcze innych, stojących przed rozdrożem^ zwrócił na drogę prawą; wszystkich zjednoczył taką miłością ku swćj osobie i takiem pożądaniem cnoty, ze stanowili raczćj rodzinę jedne, niż szkołę, raczej braterstwo niż grono uczniów. A przecież i ta rodzina, kochająca i zespolona, uległa zwykłćj koleji rzeczy. Ledwo mistrz oczy zamknął, wszyscy się rozeszli, a choć szczycili się chlubnem Sokratyków mianem, już ich najbliżsi następcy przybierają nazwy Cyników, Cyrenaików, Megaryjczyków i t. d., a jeżeli pozostało w nich wszystkich coś z dawnej tradycyi Sokratesa, są to jednak nowe formacye, najczęściej między sobą walczące, prawie zawsze wykrzywiające myśl przewodnią pierwszego założyciela. Ani w znaczeniu materyalnem, ani w wyższem idealnem nie zostawił Sokrates po sobie szkoły.
Jedni Pitagorejczycy potrafili stworzyć silną, równokształtną organizacy ę. Młodym i starym, do nich wstępującym, dawali gruntowne wychowanie, umysłowe i moralne, kładąc atoli zawsze ten warunek, aby nie zmieniali nauk zasłyszanych, ani innym nie udzielali, a co najważniejsza, aby zawsze solidaryzowali się z polityką szkoły. Ta zaś tak dalece pochłaniała najlepsze ich siły, że właściwie nie była to szkoła, lecz zakon. Któżby śmiał przeczyć, że członkowie robili rzeczy zadziwiające; że troskliwie pielęgnowali cnoty najwznioślejsze w swoich adeptach, że z pracowitością przedtem niewidzianą, uprawiali najmniej znane podówczas pola nauk ścisłych; że stworzyli nawet w matematyce, muzyce, mechanice, specyalne działy; że udoskonalili astronomie i pokrewne nauk; w sposób, godzien naszego podziwu, ale wszystkie te szlachetne usiłowania zwracali ku jednemu tylko celowi, panowaniu swego zakonu.