Sejmy
m
obywateli, powinna byia uniknąć różnicy w nazwaniach, bo to różniło; zresztą deputowany, deputat, za dawnej Polski znaczył wybranego do trybunatu. Dobra też nowość była, jako zasada, że odnawiano w części izbę poselską, bo przez to ludzie odbywali aplikacyję, nabywali praktyki, uczyli się być prawodawcami. Lepsze to jak za dawnej Polski co sejm elekcyje, bo nietylko że kraj się wystawiał na nieustanną gorączkę, ale co chwila nowi ludzie stawali u steru prawodawstwa, nieobeznani z przedmiotem i ze sprawami; nieraz brali swoje widzenia za prawo. Nowość ta tem więcej była praktyczną za księztwa, że konsty-tucyja dawała ciasny zakres sejmowaniu, więc członkowie izby poselskiej mogli się aplikacyją wiele w niej nauczyć i potem dojrzalej patrzeć na stosunki życia. W każdym razie okres dla jednego posła był za wielki. Konstytucyja księztwa była też postępową pod względem liczby posłów. Za Rzeczypospolitej sejm w izbie poselskiej miał posłów do 180. W tym szczątku małym dawnej Polski, było posłów 100 a potem 166, oprócz sześciu ministrów, którzy w izbie głos mieli i to była także nowość, bo za Rzeczypospolitej ministrowie byli senatorami. Za to zbyt prawodawca pomniejszył liczbę senatu względnie liczby za Rzeczypospolitej. Na sejmie wielkim było senatorów 159. Za księztwa 18, a później 30. Tak szczupła liczba nie imponowała i nie powinna była stanowić odrębnego politycznego ciała. Za Rzeczypospolitej izba senatorska była cokolwiek mniejszą od poselskiej, wprawdzie posłów było zamało, za księztwa zaś stosunek zbyt mały izb sejmowych do siebie. Wybór komissyj sejmowych był także dobrą nowością i taka jest taktyka wielu dzisiejszych parlamentów; projekt przez komissyje rozebrany nie wchodzi surowym do izby, komissarze objaśniają go, tłomaczą, wyższej instancyi, to jest sejmowi, podają z motywami czy go odrzucić czy przyjąć. U nas ta nowość była bez celu, bo izba słuchała jednej mowy za, jednej przeciw projektowi, a ministrowie bronili ile razy chcieli projektu. Właściwe rozprawy odbywały sie po za sejmem, w łonie komissyi, w łonie rady stanu. Te komissyje sejmowe, Bogiem a prawdą, miały więcej prawa, jak sam sejm, bo mogły przynajmniej wyrazić zdanie swoje o projekcie, chociaż i to się na nic nie przydało. Nareszcie w całej konstytucyi widać nie-ukryte a wszędzie jasno przebijające się staranie prawodawcy, żeby kraj nie myślał, nie naradzał się, uczuć swoich nie wyjawiał. Dowodem obawa, żeby nie odbywały się jednocześnie sejmiki i zgromadzenia gminne. Te oddziały zwoływać można było na raz, które przedzielało po kilka powiatów. Bał się prawodawca porozumienia się, jakiej alarmującej inicyjatywy, chociaż żadne prawa zapobiedzby nie mogły zmowie, gdyby chęć była potemu. Ale w epoce księztwa najmniejszego nie było o to kłopotu. Napoleona wszyscy ubóstwiali, wszyscy na wyścigi starali się jego rozkazy wykonywać, zdali się zupełnie na jego łaskę i niełaskę w oczekiwaniu drogiem. Posłowie, ministrowie i marszałkowie sejmu wyścigali się, żeby u cesarza zjednać sobie i krajowi dobre słowo. Bo Napoleon, nie Fryd. August był właściwym panem księztwa Warszawskiego. Król saski ile możności ułatwiał te stosunki. Był to legitymiczny król w Polsce, wybrał go sejm wielki na tron dziedziczny. Król z chlubą to powtarzał nieraz na sejmach i po polsku. Król kraj kochał, znajdował w nim tradycyje swoje. Konstytucyja, chociaż ostra, przez dobrą wolę króla nie wydawała się niewolą. W niczem król nie szedł naprzeciw woli narodu, prawa swego mało używał, chociaż panował powiększej części dekretami, bo i być inaczej nie mogło. Przed sejmem polskim, jako przed widmem dawnej potężnej siły prawodawczej wyraźnie się korzył, toż i jego ministrowie, którzy tem bardziej mieli ciągle w oczach dawnego sejmu majestat. Łuszczewski, minister