6
doborowi tych grobowych kolorów. Ja zaś pewna jestem, iż gdyby w róże i niezapominajki jak pasterka sig ustroiła, raczójby atg śmieszną niż piękną wydawała. Nikthy może na nią nie spojrzał, ani się domyślił że może słynąć pięknością.
Otóż i dla wyrazu tćj zbyt wówczas kwiecistej pustyni, chciałabym zimowego całunu powłoki, lub przynajmnićj niechby się martwym jesieni liściem przyćmita; zamiast lubego ptaszków gwaru, niechbym wycie wichrów wjćj usłyszała jaskiniach, a wów-czasby może sprawiła wrażenie, jakiego wjeżdżając do pustyni spodziewać się należy, jakiego w miejscu dzikićm 1 odludnćm dusza pragnie i szuka.
Tak to, rzekłam sobie, te niespodzianćj wiosny rozkosze pomnażają przykrości pierwotnego zawodu mego!.....a rzuciwszy
w wąwóz akwilegie i kampanule chciwie zrazu zerwane, zaczęłam znów na muła mego wyrzekać—gdy jakaś ruina napoprzek drogi rzucona, myśli me w inną zwróciła stronę.
Byłato ogromna jakby skały bryło, a w niej wydrążony otwór; byłyto reszty jakby warownej bramy, niegdyś ostatni zakonnego obwodu kraniec. Widać tam jeszcze zabytki mieszkania stróżów; widać iz brama miała żelazne podwoje, łańcuchy i rygle.
Teraz to wszystko stoi otworem i pustką!.. Lecz któż pod tóm starem przejedzie sklepieniem nie wspumniawszy, ż są tacy, co raz pod nićm przeszedłszy już nie wrócą nigdy.... iż te sklepienia słyszą ich ostatnie pożegnanie ze światem i wszystkimi ułudami jego.... iż tam wspomnienie nawet jego uroczych dla wielu ponęt winni zostawiać....
Czy każdy z nich tam je zostawił?......
Lubo Kartuzi już stróżów tam nie mają, a czas i rewolucye obaliły ich bramę, nie zwolniło to wszakże ich ostrej reguły; owszem, w ciasnych klasztoru murach kroki ich zamknęło.
Kartuzów reguła przed Trapitami tylko w swej ustępuje srogości. Przyjmując ją, nietylko nazwiska, familii, przyjaciół, wszystkiego słowem co serce zwilża zarzec się muszą, ale nawet mowa, ta wierna przyjaciółka, ta powiernica myśli, mowa nawet jest im wzbroniona.