180
frnncuzkiego dowódzcy, wojskowej dla neapoiitańskiego patrona straży. Śty January otrzymał zaraz żądany honor, a Michał il Paz-zo został mianowany pułkownikniom wojsk rzeczypcspolitej, lecz mimo to nic przestał być lazzaronim
W dawniejszych czasach, corocznie oni sobie obierali naczelnika. Obiór ten w rynku (il Marcato) się odbywał, nie większością głosów, gdyż nikt ich ne liczył, tylko silniejszemi piersiami. Ten którego imig najdonośnićj obwołane, inne zagłuszyło imiona, został il Capo Lazzaro. Jakie były jego przywileje?—aie wiem. Sławny Masaniello, gdy swą buntowniczą podniósł chorągiew, podobnież był wprzódy Capo Lazzaro w rynku ogłoszonym.
Teraz potęga ich z wielu osłabła przyczyn; siła na którćj się ona głównie opierała, przez podzielenie i na wyspy wysyłanie o połowę zmniejszona, straci zapewne z czasem, pod płową cywilizacji rgkąt swój gorący kolory t. Miałam jednak zręczność przekonania się w późniejszym w Neapolu mym pobycie, iż w tćj pozostałej garstce pierwotny jeszcze żyje duch.
Następnć! zimy mieszkałam na Stój Lucji ulicy, czyli nadbrzeżu. Położenie jego z prześlicznym na morze i na Wezuwiusz widokiem, słońce i sklepy z frutti di marę, lazzaronieh tam wabią.
Ku końcowi grudnia spostrzegłam jednego z nich, zawsze przy drzwiach sąsiedniego domu siedzącego. Cza«em stal oparty, ale chodzić nie mógł. Jakiś dźwigając cigżar, poderwał się; od tej chwili krzyżowa kość uginała się, a nogi pod nim drżały. Nigdy nie skarżył się, nie stękał, czasem tylko dwa rzędy białych zębów’, gdy jo z bólu ściskał, zaświeciły wpośród bistrowego lica.
Na widok tego biedaka herkuiesowćj postaci, miedzianego koloru, i serca taką zdjętego niemocą, któżby się nie uczuł litością przejęty? Pomijając go co ranek, jakieś mu zanosiłam wsparcie. Nie prosił o nic, ale przyjmował z wdzięcznością. Radośnie mnie witał, całował mą rękę, Smu Januaremu mię poruczał, i wkrótce jakiś rodzaj przyjaźni między lazzaronim a mną się zawiązał. Salwator, takie było imię jego, opowiedział mi iż nie ma familii, ani kogobądź coby mógł dać mu przytułek. Juk ptak na gałęzi, tuk on żył w święcie. Sypiał w bramie jakiegoś domu,