324 Gwiazda wytrwałości
i tłum, i posłali z Rady Administracyjnej. No jakże, zdałem egzamin z historii, panie poruczniku?
Wszyscy, ze Sztumem pierwszym, byli zapomnieli o pytaniu niedowierczym Sztuma, Tamto wszystko odpłynęło gdzieś w mrok. W powietrzu belgijskiego bistra, jak kłęby nk rozwianego dymu, unosiło się jeszcze strzępami tamto opowiadanie. /
Stary człowiek kiwał teraz głową. Był zupełnie jak. stary, polski Żyd, niedobitek zaginionego gatunku. Oczy utkwił w Sztuma, najmłodszego ze wszystkich. Były to oczy roc* mrużone teraz zupełnie, ogromnie jakieś jasa*. Głowa roztrzęsła mu się zupełnie:
— Wojsko polskie — mówił urywanym, zdaniami. — Wojsko polskie... wojsko polsE* w Brukseli... myślałem, że to nigdy nie będzie... że się nie stanie... coś takiego... pamiętam... szło wojsko z Warszawy, wychocnlu we wrześniu... no i stało się...
— Tak, tak, panie dobrodzieju kocham, stało się, i jeszcze w Warszawie będziemy, alit teraz nam jechać pora, przepustka się km* czy — przerwał rzeczowo Iwan.
Wszystkim to ulżyło.
(Nie, stanowczo dosyć tych roztkliwień wojskiem polskim i ględzenia, i mazgajst*v-i tych opowiadań, jak to czyjś ojciec umwnfc Dziadydze pomieszało się wszystko. Za dhm- i siedział po jakichś lochach C2y schowkach a
Gestapo. Otóż to — myślał Witek.) I głośno, jęby poprzeć Iwana:
— Jak to pan wie. Komu w drogę, temu... Stary zaprotestował. Był cały w gwałtow-
! p.ych a drobnych, starczych ruchach:
— 0, co znowu — mówił swoją dziwną, '•migrancką polszczyzną. — Polskie przysłonie, polski obyczaj narodowy — obyczaj narodowy — każe strzemiennego...
I nachyliwszy się do- Witka, łypnąwszy fjfciem, zarechotał:
— A jak strzemiennego, to już miodem! | Polskim miodem. Mam polski miód. Stary,
Fukierowski! Lubliner przysłał...
— Kto? — zainteresował się Sztum.
— Lubliner. O nim też w paryskich na-?uyeh gazetach emigracji. Ha! Gorzej niż
f-Jmnie jeszcze. Lubliner...
— Może Litauer? — poprawiał Witek. Stary się gniewał:
— Gdzie Litauer? Jaki Litauer? Litawor? lubliner, mówię. Panowie nic o Lublinerze... \, prawda...
I jakby sobie coś przypomniał. Zapatrzył K I naraz:
- Dziwne te wasze mundury... Szare taili*... Tylko orzeł ten ci... A te... wypustki... Hurwy... proporczyki czy jak to tam... jaki pa-jftawie pułk?
- Dziesiąty strzelców konnych — zaskan-ffówal czwórgłos.
- Dziesiąty strzelców konnych... — powtó-